Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 5 z 18 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11 ... 18  Next

Go down

Nie był do końca poważny, wypowiadając jakiekolwiek słowa w tej sytuacji. Często bywał obojętny wobec reakcji, jakie wzbudzał u osób trzecich, teraz zaś, poniekąd pod wpływem alkoholu spacerującego po jego krwiobiegu, tym bardziej nie przykładał wagi do komentarzy opuszczających jego usta. Nie miał do czynienia ze śmiertelnie poważnym przełożonym czy wrogiem, który mógłby uznać to za prowokację i rozpętać niezłą jatkę. Przybył tu służbowo, ale ostatecznie stał się zwykłym klientem pubu, tak samo jak znajoma. Oboje odrywali się powoli od sztywnych ram swoich rzeczywistości.
Widok zniesmaczonej Kami potraktował jak malutkie zwycięstwo.
Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, bo rozmowę przerwała osoba trzecia.
Nie potrafił pojąć rozrywki czerpanej ze stanu totalnego spicia, obraz zataczających się ludzi, nie będących w stanie wydobyć z siebie choćby jednego, wyraźnego słowa, wzbudzał w nim wyraźną dezaprobatę. Czuł się w obowiązku wywalić takiego delikwenta z baru, wszak zdecydowanie przesadził z alkoholem, ale zamiast tego posunął się jedynie do „niewinnego” obezwładnienia przez podsunięcie mu nogi. Miał na uwadze, by nie wyrządziło to większej krzywdy niż parę siniaków i dezorientację.
Na ten moment zastygł w bezruchu na wyprostowanych dłoniach, obserwując poczynania ich dwójki. Interwencja nie była wskazana, dlatego po chwili podniósł się z podłogi, gdy Yuu ogłosiła jego kolejne zwycięstwo.
W porządku? – Zapytał mimowolnie, siadając na swoim miejscu i posyłając kobiecie badawcze spojrzenie znad szkieł okularów (uprzednio zakładając je z powrotem na nos). Coś w środku zaczęło go uwierać, ale nie potrafił tego prawidłowo zdefiniować. Zrzucił to na serię pompek, po których nastąpiło niewielkie zmęczenie, ale doskonale wiedział, że przyczyna stała za czymś innym.
Droid roznoszący alkohol zbliżył się do ich stolika po zarejestrowaniu pustych naczyń i napełnił je piwem, nim nie odszedł w stronę innych gości.
Zareagowałaś tak samo, jak zrobiłaby to ona – mruknął bez większego namysłu, nie precyzując jednak, kogo dokładnie ma na myśli. Spuścił wzrok na połyskującą ciecz w kuflu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ilość wypitego alkoholu od kilku chwil zaczynała jej ciążyć. Nie tylko poczucie winy, ale faktyczny dyskomfort wywołany tak niejasnym sposobem myślenia, który w tym momencie prezentowała. Miała w życiu taki okres, kiedy była przerażona światem, głosami dochodzącymi z każdej strony, masą dźwięków, obrazów, nacisków, rozkazów, słów których nie potrafiła zrozumieć, nawet gdy znała każde poszczególne słowo. Życie uciekało jej z rąk, nie potrafiła zachować na tym świecie ludzi, których twarze widywała w snach do teraz. Ich imiona, wyryte na kamiennej ścianie w kryjówce za każdym razem przypominały o uczuciu bezradności. Nienawidziła tego uczucia, dlatego nastąpił taki dzień, kiedy opuściła szpital i porzuciła pracę jako medyk.
A teraz to uczucie nawiedziło ją ponownie, lekko wślizgując się do umysłu, drżały jej ręce, niemal jakby były pokryte krwią człowieka, któremu tylko próbowała pomóc wstać. Nic się nie stało, więc dlaczego?
Nie pasowała do tego miejsca, nie powinna nigdy tutaj przychodzić. Nie chodziło nawet o rolę, jaką pełniła, po prostu nie była osobą, która mogła przebywać wśród innych ludzi, zwykłych mieszkańców. Tych niewdzięcznych idiotów, naiwnych i pustych umysłów, bogaczy i parszywych oszustów. Tak samo jak wtedy, gdy ze łzami w oczach patrzyła na umierających towarzyszy nie mogą zrobić nic, by im pomóc, tak i teraz czuła jak życie, lecz nie czyjeś, ale własne ucieka spoza zasięgu jej ręki.
- Haha... nie, jest cudownie. - Odparła nie patrząc w jego kierunku. Zmusiła się nawet do uśmiechu, ale utopiła go szybko w alkoholu. Ostry smak wypełnił jej usta, zakrztusiła się i odsunęła kufel od ust łapiąc powietrze do płuc.
Wiedziała już, że nieważne co nastąpi, nieważne kto wygra i w jaki sposób, ona nigdy nie dopasuje się już do tego społeczeństwa. Ci wszyscy ludzie byli dla niej obcy, to miasto było więzieniem, jeżeli łowcom przyjdzie przejąć inicjatywę w rządach, to kilka osób i tak skaże ją na śmierć, albo na wygnanie. Gdzieś w głębi serca taki scenariusz akceptowała, lud potrzebował winnego, kogoś na kogo zrzuci się wszystkie błędy i odeśle z tego świata pozostawiając papiery wyczyszczone do cna.
Zmusiła się do wzięcia kolejnych łyków. Napój spływający do gardła nie przynosił już przyjemności. Czuła się, jakby piła własną krew, z każdą sekundą zbliżając się do dna. Jak w takim wypadku miałaby czuć się dobrze? Moriyama to szczęściarz, mógł narzekać na to, jak źle się bawi w mieście, które go akceptuje, dla którego nie jest skazą.
- Nie wiem o czym mówisz, to ludzki odruch. - odpowiedziała głośno na jego mruczenie.
Zabawniej, bo nawet człowiekiem nie była. Z oczami błyszczącymi na czerwono, żyłami przesiąkniętymi Czerwinką, ze światopoglądem odbiegającym tam mocno od normalnego człowieka, że bluźniła mówiąc tu o ludzkim odruchu. To był jej własny odruch, nabyła go dziesiątki lat temu, nie umiała się go wyzbyć.
- No dalej, chyba miało być jakieś wyzwanie...
Przechyliła się na bok, obserwując gniewnie resztę klubu. Gdzie jest ten pieprzony informator? Chwila, przecież już ustaliła, że się nie zjawi. Wystawił ją, może wyczuł zagrożenie i schował się w swojej norze jak szczur, trzymając ogon ciasno pod małymi łapkami.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Można powiedzieć, że u wojskowego przynosiło to odwrotny rezultat. Alkohol wcale mu nie ciążył, wszak codziennie na barkach nosił odpowiedzialność i powagę zrodzoną dzięki mechanizmowi obronnemu. Gdyby zachował pełną gamę uczuć, ludzką wrażliwość, nigdy nie stanąłby tak wysoko w szczeblach hierarchii S.SPEC. Dwa scenariusze do wyboru z dwoma zupełnie różniącymi się zakończeniami – szczęście, silna wola, naturalna skłonność do łatwej adaptacji w nowych warunkach, jakkolwiek by to nie nazwać, pozwoliło Moriyamie nie popaść w emocjonalny dołek, z którego wygrzebywałby się przez kolejnych kilka lat po utracie rodziny i części samego siebie. Burza uczuć szarpałaby nim na krawędzi rozsądku i psychicznego upadku, ale okazał się od tego silniejszy i nie potrzebował wiele czasu, by zrobić pewny krok naprzód.
Kiedy zaś ta silna bariera oddzielająca emocje od myśli zaczynała stopniowo zanikać, wcale nie wracał do dawnych epizodów. Już dawno zaakceptował przeszłość, zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie jej zmienić i że taka pozostanie do końca życia. Nie gryzło go sumienie i chociaż niektóre wspomnienia wiązały się z żalem, był on na tyle nikły i stosowny, że nie wpływał już na samopoczucie wojskowego. Jak długo można coś rozpamiętywać? Zamiast tego skupiał się na teraźniejszości, głośnej muzyce nie wpadającej w jego gusta, tłumie ludzi czerpiących niezrozumiałą przezeń rozrywkę z wzajemnego ocierania się o siebie podczas tańca, smaku piwa, które co chwila stykało się z jego wąskimi wargami, ale przede wszystkim na czymś, co wydawało się znajome, jakby wcale nie utracił poprzedniego życia, zachowując resztki w nieco innej postaci. I to przyciągało jego szczere zainteresowanie.
Zabrzmiało nieszczerze. – Stwierdził spokojnie, splatając luźno dłonie pod podbródkiem wraz z oparciem łokci o stół. – Nie jestem kimś, kto oczekuje od Ciebie konkretnego schematu zachowawczego. – Urwał na moment, kontemplując wzrokiem jej twarz. – Zasugerowałaś wcześniej, że wszystko jest sztucznie podtrzymywaną iluzją. Ty również? – Ciemna brew drgnęła w drobnym uniesieniu.
Był pewien, że gdy wyciągnie rękę w jej stronę, spotka się z przeszkodą w postaci ciała. Doświadczył tego, gdy niefortunnie upadła w parku albo w kawiarence, kiedy rzęsa zdobiła policzek. Nie stanowiła iluzji na płaszczyźnie fizyczności, a mimo to…
W tym świecie takie odruchy powoli zanikają – mruknął, uciekając myślami do terenów za murami. Ale czy faktycznie musiał sięgać tak daleko, by odnaleźć potwierdzenie swoich słów?
Wyzwanie. Tylko jakie? Jeszcze się nad tym nie zastanawiał.
Postukał palcami o ścianę w połowie napełnionego naczynia, a dostrzegając tymczasowy brak uwagi ze strony kobiety, postanowił zasięgnąć pomocy w Internecie. I jak łatwo się domyśleć, nic dobrego z tego nie wynikło, bo proponowane wyzwania brzmiały absurdalnie i żadne nie potrafiło przekonać eliminatora. Ostatecznie zdecydował się na pierwsze lepsze, zatrzymując palec podczas przewijania ekranu telefonu pod stołem.
Ściągnij swoje spodnie i załóż je na głowę, po czym wejdź na stół i zaśpiewaj „Toxic” Britney Spears. – Nie kojarzył nawet tej piosenki, bo nie śledził muzyki w mediach, ale skoro ktoś uznał to za godny odtworzenia utwór, to coś musiało w tym być.
Gdyby stał z boku, obserwując tę sytuację, pewnie posłałby sobie spojrzenie pełne dezaprobaty, ale w obecnej chwili nie czuł oporów przed takimi posunięciami. Maska powagi zsunęła się częściowo z twarzy, pozwalając mu na więcej swobody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Założyła nogę na nogą, oparła się o miękki tył kanapy w kształcie łuku. Ułożyła obie dłonie na kolanie, wcześniej zaczesując palcami włosy za ucho. Teraz starał się zasugerować, że w swoich słowach mogła być nieszczera, a chwilę później chciał potwierdzić zarzut, w który być może nawet nie wierzył. Jeżeli alkohol w jakiś widoczny sposób na niego wpływał, to zapewne na ilość słów, które z siebie wydobywał, przy czym każde kolejne miało mniej sensu od poprzedniego.
- Sama się zastanawiam. Pomożesz mi się o tym przekonać? - zmrużyła oczy delikatnie, na jej obliczu czaił się uśmiech, ale próżno było szukać powodu do zadowolenia w otoczeniu. W niektórych wypadkach gościł na twarzy kobiety tylko po to, by tam być, delikatny i łagodny. - Jeżeli okaże się iluzją, moja opinia nie będzie wiele warta. Tu trzeba słowa kogoś, kto twardo stąpa po ziemi.
Odsunęła od siebie kufel, miała już dość alkoholu na dzisiaj. Zabawne, że gnębiła się tym przez większość wieczoru, czy nocy, bo za pewne godzina przekroczyła już północ, lecz teraz bez większego problemu przyswoiła bez problemu informację, że wystarczy. Skoro jednak wjechali już na temat iluzji, niewiele brakowało, by faktycznie zaczęli mieć jakieś zwidy, pora dobra jak każda inna, by powiedzieć sobie dość. Resztę upojenia można przekształcić w inne przyjemności, lub jak kto woli, w cierpienia.
- Chociaż może jestem iluzją tylko dla Ciebie? Co zmusiłoby człowieka twojego pokroju do wyobrażenia sobie tak niesfornego towarzystwa? A może iluzją jest to, że się lubimy, bo lubimy się, prawda? Ile to już czasu, Moriyama? - zaśmiała się swobodnie.
Czas uciekał jej między palcami, nie liczyła go jakoś szczególnie, mijał w nieregularnym rytmie obowiązków, ostatecznie jednak wszystko tworzyło jakiś niejasny układ zależności, a gdzieś w tym wszystkim kiedyś odnalazła towarzystwo cichego mężczyzny, z którego nie potrafiła zrezygnować tak łatwo, nawet jeżeli czas mijał.
- Tak mówisz? Są więc o tyle cenniejsze, bo rzadkie. Nie bez powodu nazywają się ludzkimi, więc wygląda na to, że ludzie powoli zatracają swój sens. Może to czas na coś więcej, niż człowieka? - odwróciła się bokiem, ku niemu, odwzajemniając spojrzenie i gotowa kontynuować temat. - Albo wręcz przeciwnie, może to odpowiedni moment, by wrócić się do korzeni, do zwierząt?
Teraz dopiero pozostawiła mu pole do popisu jeżeli chodzi o domniemania. Słowa z jej ust padały podobne do tych, w które ubrałaby własne myśli trzeźwa, w poglądach niewiele się zmieniało, chociaż łatwiej było jej podjąć jakiś wątek, kiedy umysł rozmyty był przez procenty. W zasadzie mogła po prostu uznać, że przyprawił jej mały komplement, zapewne ludzki odruch w niektórych sferach traktowany był właśnie jako pochwała.
Jeżeli jednak ona popisała się w tym momencie niezwykłą dobrocią, tak mężczyzna wbił jej nóż i to od przodu. Jeżeli przez ten cały czas, kiedy się znali, mógł powiedzieć o niej coś, to na pewno to, że nie należała do osób, które łatwo są w stanie zrobić z siebie pośmiewisko. Była ostrożna, starała się nie wyróżniać i trzymać swoje sprawy dla siebie, nigdy nie afiszując się za mocno z niczym, nie śpiewała i nie tańczyła, nie wspominając już o braku ciągotów do striptizu.
- Ty... cofam to co powiedziałam, ty na pewno zwyczajnie mnie nienawidzisz. - wypowiedziała z niezwykłe dokładną dla jej stanu artykulacją każdego pojedynczego wyrazu. Włożyła w te słowa pełne zarzutu całą swoją irytację, jaką nabyła pochłaniając z nim w klubie procenty.
Usiadła prosto, najpierw zdejmując nogę z nogi, ułożyła na nich dłonie prosto, potem powoli wstała, zdeterminowana dokonać czegoś, co było wielkim ciosem dla niej samej. Zanim jednak ruszyła do boju, wycelowała palec w mężczyznę i głośno, nie martwiąc się, czy sąsiednie stoliki są w stanie ją dosłyszeć rzekła:
- Bogowie mi świadkiem, że wykonam to zadanie, ale potem nadejdzie moja kolej na zadanie Ci wyzwania i możesz być pewny, że nie będzie ani odrobinę delikatniejsze od mojego.
Kończąc wypowiedź odwróciła się natychmiast, nie dając mu szansy na reakcję. Była czerwona ze złości, jednakowo mocno, co z zażenowania i tylko jaskrawe światła migające w rytm muzyki oszczędziły jej tak otwartego zdradzania, że nawet ona potrafi czuć się mocno zawstydzona.
Nie znała tekstu, nie znała kroków tanecznych, przeciskanie się przez tłum sprawiało jej odwrotność przyjemności, niewątpliwie zbliżała się ta godzina, kiedy większość osób była już tak spocona i schlana, że woń perfum przestawała spełniać swoją funkcję. DJ zdziwił się nieco na jej prośbę, ale obiecał odtworzyć zamówiony kawałek po obecnie granym. Zdążyła więc na spokojnie spełnił resztę wymagań, ściągnąć spodnie, jak dobrze że sweter z golfem sięgał jej do połowy bioder, a i tak zakrywał on nogi w większym stopniu niż skąpe spódniczki połowy z zebranych tu dziewcząt. Założyła je spokojnie na głowę, związując nogawki za plecami, by nie wyglądały jak wielkie królicze uszka, a potem gdy pierwsze nuty piosenki zaczęły rozbrzmiewać w klubie wszystko poszło szybko.
- Mam nadzieję, że udławisz się tą piosenką. - mruknęła pod nosem, zanim pierwsze słowa padły z jej ust. - Baby, can't you see? I'm calling...
Potrafiła śpiewać, nie o to chodziło. Bardziej przeszkadzał jej fakt, że musiała robić to na stole i ze spodniami na głowie.
A guy like you should wear a warning
It's dangerous, I'm falling

Gdyby nie ekran do karaoke, nigdy nie zaśpiewałaby tego cholerstwa, nie znała słów ani melodii.
There's no escape, I can't wait
I need a hit, baby, give me it

Im więcej wersów pojawiało się na tablicy, tym więcej osób podchwytywało rytm i dołączało się do śpiewania. Najwyraźniej to była bardzo znana piosenka...
You're dangerous
I'm loving it

Specjalnie wybrał najokropniejsza piosenkę. Może to była jego ulubiona, skoro padło na nią tak bez zastanowienia? Brr...
Słowa leciały i leciały, a ona szybko oddała inicjatywę reszcie sali. Usunęła się ze swojego widowiskowego miejsca, zaskoczona tym, że jeden za drugim klubowicze podchwytywali zabawę i sami zaczynali szukać mebli, na które mogliby się spiąć. Nie było jednak skorych do zdjęcia swojej dolnej części ubioru, cóż, niektórzy po prostu nie mieli już i tak co zdejmować, bliscy negliżu tańczyli jednak w sposób tak wulgarny, że Kami zaczynała uważać się za białą gołębicę.
Powoli odsunęła się do ściany, przecisnęła się ku toalecie i zamknęła za sobą drzwi. Oparła głowę o ścianę w kafelkach i zamknęła na chwilę oczy łapiąc oddech, starając się trzeźwo myśleć, pokiwała kilka razy głową w rytm muzyki.
I'm addicted to you,
Don't you know that you're toxic?

Wyślizgnęła się z wnętrza, powoli minęła ladę, pozostawiając zapłatę i skierowała się do wyjścia, ulatniając się po cichu. W tyle nadal rozbrzmiewały ostatnie wersy piosenki kiedy znalazła na zewnątrz, czując nagle cały chłód, ale i spokój. Gwiazdy ponad jej głową migotały leniwie, były sztuczne, może i ona była sztuczna?

/Melduję wykonanie Pyrkonowego zadania.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Może było w tym trochę racji. Czy wysilał się teraz na jakąkolwiek logikę? Raczej nie, mówił to, co akurat miał na języku, nie dbał o wydźwięk. Nie musiał prezentować się profesjonalnie jak przed przełożonymi, nie musiał trzymać się kurczowo rozsądku jak w starciu z wrogiem, nie musiał wysilać się na jakiekolwiek pozory uprzejmości wobec cywili… to znaczy, i tak powinien, ale Kami należała do tego rodzaju osób, którym najwyraźniej nie przeszkadzał brak emocjonalności. W przeciwnym razie nie przegadaliby tylu godzin i na pewno nie spędzaliby wciąż czasu w swoim towarzystwie, nawet jeśli ciągle to los ich na siebie skazywał. Nie miał mu tego za złe, przyzwyczaił się do nowego stanu rzeczy, może w jakiś sposób stało się to dlań już całkiem naturalne?
W takim razie będziesz iluzją w iluzji. Trochę taka incepcja. – Przysunął krawędź kufla do ust i opróżnił za jednym zamachem jego zawartość. Na więcej się prawdopodobnie nie skusi, już dawno stracił rachubę w litrach spożytego alkoholu, a zdecydowanie odczuwał skutki tej decyzji. Normalnie ograniczyłby się do jednego, może dwóch piw, ale dzisiaj… to był inny dzień. Nieudany, męczący, taki, który chociaż powinien skończyć się w jakiś przyjemniejszy sposób. Skoro zawsze sobie (i innym) odmawiał, to dlaczego by raz nie zrobić wyjątku? Nie doprowadzi się wszak do stanu adoratora kobiety.  
Nie zdziwiłbym się, gdyby stał za tym ogrom pracy. Albo… jakieś absurdalne, ludzkie potrzeby. – Gdyby się zastanowić, przez ostatnie lata nie wykazywał żadnego zainteresowania płcią przeciwną. Własną zresztą też nie. Wielu posądzało go o aseksualizm, a on nie wiedział, czy powinien zaprzeczać czy nie. Tego pokroju tematy go nie interesowały, nie skupiał się na sobie, tylko na obowiązkach. Może przy większej ilości wolnego czasu i z leczonym pracoholizmem udałoby mu się stworzyć jakiś poważny związek…? Kiedyś niewiele brakowało. – Szczęśliwi podobno czasu nie liczą, ale my chyba powinniśmy go znać co do sekundy – parsknął z cieniem żartobliwości, która uniosła również kącik jego ust.
Z jednej strony ogarniało go uczucie, jakby wcale nie znał Yuu, z drugiej zaś była jednym z tych niewielu stałych elementów w egzystencji wojskowego. Nie spotkali się co tydzień na kawie, nie dzwonili do siebie wieczorami ani nie pisali smsów, ale może właśnie dzięki takiemu ograniczeniu, każde kolejne spotkanie dłużej zapadało w pamięci. Minął rok? Ponad rok? A jednak odnosił wrażenie, jakby pierwszy raz widzieli się wczoraj. W tych niefortunnych okolicznościach, kiedy złapała go grypa żołądkowa.
Napisz o tym książkę. Ale nie zapomnij wcześniej trochę się napić, alkohol pobudza u Ciebie naturę filozofa. – Ocenił z nieodgadnionym błyskiem w oku.
A w nim pobudzał naturę Brutusa najwyraźniej. Nic nie poradzi, że padło akurat na to wyzwanie, przecież nawet nie on jest jego autorem! Gdyby miał się wysilić, wyszłoby z tego jakieś ćwiczenie fizyczne albo demonstracja siły.
Uniósł obie brwi na wycelowany w niego palec.
Nie mogę się doczekać.
Część jego umysłu szeptała, że Yuu zrezygnuje z zadania, zwyczajnie uzna je za zbyt idiotyczne bądź poniżające i zrezygnuje kompletnie z gry. Czy nie tego wręcz oczekiwał? Nie, chciał sprawdzić odwagę i honor kobiety, wystawić na próbę. Różniła się od innych mieszkanek M-3 i mowa tu nie tylko o wyglądzie, ale i o temperamencie.
Podobało mu się to, co zobaczył, chociaż przez pierwszą część nie mógł powstrzymać cisnącego się na jego usta, prawie nienaturalnego uśmiechu rozbawienia. Zamaskował go grzbietem dłoni, obserwując z uwagą przedstawienie do samego końca. Zaskarbiła sobie jego aprobatę bez dwóch zdań. Przypominała mu trochę lwicę z połyskującym w słońcu futrem, niezależną, zdecydowaną, odważną.
Powędrował wzrokiem za jej cieniem uciekającym do toalety, nie przewidział, że ten widok będzie winowajcą pojawienia się pewnej krytyki wobec własnej osoby.
Wstał z miejsca, narzucił na siebie kamizelkę oraz kurtkę, po czym, zostawiając jedynie puste po alkoholu naczynia, udał się w kierunku wyjścia z klubu. W jego skórę uderzyło chłodne, orzeźwiające powietrze, a oczy zmrużyły się w konfrontacji z panującym półmrokiem. Rozejrzał się, a gdy dostrzegł zgubę, podszedł do niej powoli, z pewną łagodnością wymalowaną na twarzy.
Świetnie sobie poradziłaś. – I wypowiedź ta wcale nie brzmiała jak wymuszony komplement. – Ale przypuszczam, że się spociłaś, wychodzenie w takim stanie na ulicę to zły pomysł. – Potwierdzenie tego drobnego przejawu troski pojawiło się wraz z materiałem kurtki, jaki wylądował na ramionach koleżanki. – Poza tym... zapomniałaś o wzywaniu dla mnie. Też chcę swoje pięć minut. – Powinien odjąć dłoń od barku kobiety, ale z jakiegoś powodu było jej tam wygodnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ucieczka nie była oznaką słabości, potrzebowała jednie odmiany i spokoju. Coś, co tylko chłodne powietrze nocy było w stanie jej zapewnić, muzyka wydawała się tylko odległym wspomnieniem, jak gdyby mijając próg klubu przeszła przez pewien wymiar, wracając do swojego świata, na który nie mogła spojrzeć inaczej, jak przez pryzmat płynnego umysłu. Patrzyła się uparcie w niebo, w tą czarną powierzchnię bez skazy nie czując obowiązku, by zrobić coś więcej. W jednej chwili zapomniała, że rozmawiała z kimś tam w środku, że pojawiła się w jakimś celu, który w ogóle nie wypalił, ceniła sobie swobodę ponad wiele innych wartości, nie czuła potrzeby tłumaczenia się, po prostu chciała wyjść.
Wypowiedziane i usłyszane słowa zlewały się w jeden ciąg konwersacji, którą powtarzała w myślach, jak gdyby tylko wysłuchiwała jakiegoś nagrania. Obce głosy, jeden chyba należał do niej samej, teraz były tylko odległym wspomnieniem. Walczyła z potrzebą powrotu do obowiązków, a myślą, że to bardzo zły pomysł. Nie od razu tez uciekła sprzed wejścia do klubu, odeszła nieco na bok, pozostawiając palących przed drzwiami i jakąś zassaną do siebie parę w pewnej odległości, wybrała jedną z miejskich ławeczek i przysiadła na jej skraju sztywno.
Kątem oka wychwyciła wychodzącego mężczyznę, nie zareagowała od razu, spodziewała się takiego rozwinięcia sytuacji. Jej nagłe wyjście mogłoby zostać źle zinterpretowane, ale nie wykazywała chęci sprostowania czegokolwiek. Nawet nie umiała się skupić na własnych myślach, jakieś obrazy i słowa kołowały w jej głowie.
Wyglądało na to, że próbował ją pocieszyć, tak to przynajmniej odebrała i w pierwszym momencie gotowa była zaatakować. Nienawidziła współczucia i pomocy, o którą wcale nie prosiła. W każdym innym wypadku odwarknęłaby coś niemiłego, zawsze tak zrobiła, ale wraz z późną godziną i innymi dodatkami, przyszło złagodzenie jej charakteru. Poza tym, wcale nie było powodu, by ją pocieszać, jeżeli nawet Moriyama jeszcze tego nie zauważył, kobieta nie specjalnie lecz gotowa była wyprowadzić go z tego błędu.
- To było... - wydała z siebie nieokreślony dźwięk, coś pomiędzy podciągnięcia nosem, a parsknięcia. - Głupie bardzo, wręcz idiotyczne.
Zaśmiała się, raz krótko, aż w końcu cicho, ale swobodnie. Śmiech ten wychodził prosto z jej serca, śmiała się z samej siebie, czuła ulgę i zimny wiatr. Oba te czynniki jednakowo wpływały na jej samopoczucie.
- Mogę się założyć, że nie spodziewałeś się wykonania tego zadania... w ogóle mnie nie znasz. - wtrąciła pomiędzy kolejnymi chichotami. Nie śmiała się ju ż zbyt głośno, ale nadal z trudem powstrzymywała uśmiechy. Spokój przyszedł niespodziewanie, lecz naturalnie. Wyciszyła się, a kurtka mężczyzny opadła na jej ramiona. Nie od razu zareagowała, sięgnęła tylko dłonią łapiąc za jej skraj.
- Będzie Ci zimno, to głupi pomysł. - skomentowała, chociaż mogło to brzmieć nieszczerze, skoro słów nie poparły czyny, nie zdjęła jej, nie odrzuciła nakrycia, nie strąciła jego ręki. Czuła się na wielu frontach zmęczona i na tyle bezpieczna, że nie podejmowała niepotrzebnej walki, może nawet to był tym walki z wiatrakami, który nie miał sensu. Niektóre rzeczy powinna po prostu zaakceptować, jak chociażby ten, że było jej zdecydowanie cieplej pod koleją warstwą, że wcale nie chciała strącać jego ręki.
- Bez widowni to nie to samo, poza tym chyba nie mam aż tak kreatywnych pomysłów. - odchyliła niego głowę, dopiero teraz próbując w tym mroku odszukać jego spojrzenie. - Masz może jakąś ulubioną piosenkę? Nie taką, która akurat wpadła Ci w ucho, bo często grają ją w radiu, ale taką która może być stara, może być nudna dla innych, ale ty ją lubisz?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozumiał tę nagłą ewakuację i sam na dobrą sprawę nie uznałby tego za ucieczkę tudzież jakąkolwiek słabość, a wynikało to z podobnie przyjętego stanowiska. Już od dłuższego czasu marzył o opuszczeniu dusznego lokalu, ale do pewnego momentu nie było to żadnym priorytetem. Bawił się nie najgorzej ceną zabicia przestrzeni prywatnej i spokoju, jednak prawdziwy oddech mógł nabrać w płuca dopiero, kiedy postawił stopę poza budynkiem klubu. Odzyskał pole do działania, swobodę w ruchach, dobry widok na otoczenie, tak ważne czynniki podczas walki… teraz za tytułem wroga mógł kryć się jedynie alkohol. Głowa nieznacznie ciążyła, myśli uciekały w różne strony, a wyjście na świeże powietrze tylko trochę utrzymało główny wątek na wodzy.
Zbliżył się do ławki bez pośpiechu, dając sobie czas na dokładniejsze przyjrzenie się kobiecie.
Moi współpracownicy, od których wymaga się inteligencji, potrafią dopuścić się gorszych rzeczy, i nikt nie daje im do tego pretekstów. – Spoczął na miejscu obok niej, opierając luźno łokcie na kolanach, przy czym musiał pochylić plecy. Pojedyncze kosmyki czarnych włosów unosiły się lekko na wietrze, a w szkłach okularów odbijało się światło pobliskiej latarni, podkreślając zamyślony wyraz twarzy właściciela. – Jeden z nich wytatuował imię swojej partnerki. Trzy razy, po trzech jej powrotach. Niepotrzebnie wykosztował się na usuwanie, kiedy próbował związać się z kimś innym. – Nie znał wielu szczegółów tej historii, ale od samego delikwenta słyszał o najważniejszych faktach. Jako osoba postronna zupełnie inaczej patrzył na tę sytuację, widział więc to, co umykało nieszczęśliwemu w miłości mężczyźnie. Był tak szaleńczo zakochany w rozpustnej kobiecie, że przysłaniało to jej wady i skłonności do zdrad.
Przyjrzał się z boku koleżance, jakby kontrolnie na dźwięk jej szczerego śmiechu.
Zawsze rozpatruję każdą możliwą opcję, różnica polega na procencie prawdopodobieństwa. – Odparł z udawaną profesjonalnością, jak nauczyciel wygłaszający oczywistą formułkę. – Yuu Kami, nie lubisz, kiedy ktoś ukrywa prawdę dla czyjegoś dobra, masz specyficzne spojrzenie na świat, nie przeszkadza Ci Twoja blizna, bo traktujesz ją jako motywację, nadużywasz słowa „przepraszam”, pracujesz jako goniec, kochasz czytać, dobra z Ciebie aktorka… coś jednak wiem. – Potarł krótko palcami podbródek.
Wiele z tych cech pozostało niezmiennych, z tego powodu łatwo było mu ogłosić taki werdykt, równocześnie pamiętał, że nie mógł patrzeć na kogokolwiek przez pryzmat własnych wspomnień.
Podobno mam lodowate serce, za prędko nie zmarznę – odparł flegmatycznie, dusząc w sobie ochotę na sięgnięcie po papierosa, zamiast tego skupił się na powierzchni stykającej się z wewnętrzną częścią jego dłoni leżącej na ciele kobiety.
Błękitne spojrzenie przez moment błądziło po opustoszałej drodze, trafiła im się akurat ta spokojniejsza dzielnica, gdzie jedynym, interesującym punktem był klub, sklep monopolowy czy pobliski hotel. Wyczuwając zaś na sobie jej zainteresowanie, zerknął kątem oka.
Znasz „Pink Floyd”? Stary zespół, powoli zapominany. Lubiłem ich słuchać w dzieciństwie. – Wsunął rękę do kieszeni swoich spodni, skąd wydobył telefon. Postukał w niego kilka razy, a ekran rozświetlił jego twarz, rysując na niej ostre cienie. – „High Hopes”, to pierwszy ich utwór, z jakim miałem styczność. – Dodał i zamilkł, ustępując ciszy delikatnym dźwiękom wydobywającym się z urządzenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trzeba poznać dobrze swojego wroga, czasami nawet przypominać sobie, dlaczego właściwie nim jest. Yuu i miejsca publiczne nie lubiły się wzajemnie, ze szczególnym uwzględnieniem klubów, dyskotek, wszelkich miejsc gdzie czas spędzało się marnując go w złym towarzystwie. Nawet gdyby mogła swobodnie decydować dokąd chce iść, mijałaby miejsca tego pokroju szerokim łukiem. Będąc szczerym, bardziej podniecała ją myśl, że mogłaby założyć kartę biblioteczną w M-3 bez problemów, obecnie było to dosyć ryzykowne, musieliby poprosić ją o identyfikator, a cóż... są sytuacje, których się nie prowokuje będąc łowcą.
- Każdy patrzy na świat własną miarą. - Odparła, bo wcale nie czuła się lepiej wiedząc, że są na tym świecie idioci, zdolni do czynów o wiele gorszych bez sensownego powodu, ona chociaż robiła to w powodu własnej dumy. Dla niektórych powodu równie żałosnego co górnolotnego. Nie, Ci ludzie byli po prostu inni, wychowani inaczej, z innymi doświadczeniami, obracający się w innym towarzystwie. Wystarczyło, że ona sama doskonale wiedziała, iż wyczyn tego pokroju był czymś odbiegającym mocno od standardów własnego charakteru. Lepiej po prostu rzucić to w niepamięć, kiedyś jeszcze będzie się ze wszystkiego śmiać, nawet z większym dystansem niż ten, który zapewniał jej w tym momencie alkohol i nietrzeźwość.
Wysłuchała do końca opowieści Warnera o tym znajomym, który biegał z tatuażem w te i z powrotem. Przypomniały jej się jakieś opowieści w książkach dla dzieci, miały podobny morał, ale historia przedstawiona była w prosty do odbioru sposób. Które dziecko zrozumiałoby, że dorośli robią dziwne rzeczy z miłości? Z miłością to w ogóle była zabawna sprawa, ciekawe czy w ogóle istniała, a jeśli tak, to jaką formę przybierała w ostatnich latach. Yuu nie było dane jej zasmakować, jej miłość do organizacji była tylko źle nazwaną obsesją.
- Procent prawdopodobieństwa może wynosić zero. Nadal uznałbyś wtedy taką opcję? - rzuciła mimochodem, ale reszta słów Moriyamy zaciekawiła ją na tyle, że nie rozwinęła myśli. Mogła przysiąc, że po każdym ich zetknięciu się dopisywał w głowie pod wizerunkiem tej kobiety nowo zdobyte informacje. Niemal wszystko co padło z jego ust było prawdą, z prostego powodu, sama dała mu powody, by wysunąć takie wnioski. - Specyficzne spojrzenie na świat, lubię jak to ująłeś.
Przechyliła głowę lekko na bok, fale prostych myśli momentami rozwiewał huragan chaosu, miała ochotę się uśmiechnąć, chociaż nie było ku temu powodu. Ot tak miała dobry humor, bo kilka minut na zewnątrz i chłód nocy nie otrzeźwią jej tak szybko. To, że słowa wypowiadane nadal miały jakiś sens zawdzięczała tylko temu, że zawsze mówiła szczerze, nie zmienią tego żadne procenty świata, może jedynie rozwiążą jej trochę język, czy dostarczą problemów z wymową niektórych słów.
Kolejne słowa trochę zbiły ją z traktu. Zamiast od razu zareagować, spojrzała tylko na niego trawiąc te słowa. Zastanawiała się co dokładnie ma na myśli i skąd taka samoocena. Może kogoś cytował? Wyglądałoby to, jakby się skarżył, a tego raczej nie robił. Nie potrafiła od razu określić, co do rozmowy miało wnieść to stwierdzenie, na pewno nie uważała że ma lodowate serce, bo go nie miał.
Utkwiła w takim zamyśle na dłuższą chwilę, słowa przelatywały jej przez głowę i dopiero znajomy rytm przerywający cisze ściągnął ją ku ziemi. Dzwony równie dobrze mogłyby bić gdzieś na mieście, chociaż z powodu małego procentu chrześcijan na tych terenach, używało się ich częściej do ogłaszania alarmu, czy podczas uroczystości, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że chociaż muzyka płynęła z głośniczka telefonu, nikt poza nimi nie jest w stanie ich usłyszeć.
- To piękny utwór, bardzo nostalgiczny. Też uważasz, że muzyka sprzed apokalipsy ma niesamowity wydźwięk w obecnych czasach? - odparła cicho, starając się nie zmącić atmosfery wywołanej powolnym tempem instrumentów. Znała ten utwór, ale tylko z zapisu nut i tekstu, który znalazła w jednej ze starych książek. Nigdy nie słyszała jak brzmi, nigdy nie miała takiej okazji.
Jej usta ułożyły się w wąską linię, twarz była pełna skupienia, chociaż czuła się niesamowicie lekko, to nie był ten rodzaj emocji, gdzie miała ochotę się zaśmiać, lecz nadal ocierał się wyraźnie o pozytywne odczucia. Nie liczyła ile czasu tak siedzieli, nie miała zamiaru przerywać tego małego odsłuchu, dopiero kiedy nastała cisza, powoli uzbierała wyrazy w jakieś konkretne zdanie.
- Ludzie zbierali się w setkach tysięcy by móc odsłuchać czegoś takiego na żywo. - Stwierdziła bez większego związku z tematem. Jej hobby o którym mało kto wiedział było zbieranie reliktów przeszłości, szczególnie książek. Wiele z nich straciło swój sens, ale pozwalały jej budować w głowie obraz świata, który raz na zawsze stracili. Czuła tęsknotę za czasami, w których nawet nie mogłaby żyć.
- Zapytałam o ulubioną piosenkę, ale właściwie dlaczego jest twoją ulubioną? No i myślę, że ktoś wsłuchujący się w takie melodie nie może mieć lodowatego serca, na pewno ma piękne serce, piękno to rzadka wartość naszych czasach. Poza tym myślę, że na pewno jest też ciepłe, skoro jest twoje. Pieprze od rzeczy, nie? - mruknęła na koniec, chociaż mówiła w sposób bardzo rzeczowy, pozbawiony jakieś subiektywnej oceny.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

To wciąż byłby jeden z możliwych scenariuszy, więc tak.
Akurat ta dziedzina matematyki nigdy nie szła mu dobrze. Prawdopodobieństwo wisiało nad nim jak zmora i tylko korepetycje ratowały przed popadnięciem w dołek niepojęcia, przynajmniej w tamtym okresie. Mógł prezentować się z łatką klasowego kujona (tego z rodzaju bardziej lubianych), ale tylko dla filozofów błąd był przywilejem. W swojej burzliwej egzystencji doświadczył już wielu pomyłek, jedne zrozumiał i wyciągnął z nich naukę, drugie spłynęły po nim jak po kaczce, a przyczyna tego odnajdywała się w upartym charakterze albo w żelaznych poglądach.
Mógłbym również określić tak własne. – Przyznał i, w celu odpędzenia drażniącej ochoty na sięgnięcie po nikotynę, zaczął wyłamywać sobie palce u rąk. Papierosy zawsze koiły jego umysł, były przyjemnym przerywnikiem podczas burzy obowiązków i pośpiechu, tym razem jednak miały stworzyć namiastkę prywatności, jaką sobie zapewniał podczas wdychania zdecydowanie szkodliwych substancji. Odkąd jedno z płuc zatraciło ludzką tkankę, nie przejmował się tak konsekwencjami nałogu, teraz zaś potrzebował odreagować po kilku godzinach spędzonych między spoconą, ciasną masą.
Stwierdzenie, jakie przed chwilą padło z jego ust, zostało wypowiedziane z taką obojętnością, jakby dzielił się suchym faktem, notabene mało go interesującym. „Lodowate serce” nie dotykało eliminatora w żaden sposób, traktował tę opinię jako zbędną informację, subiektywną ocenę osoby trzeciej. Czy mieli rację? Nie potrafiłby ani zaprzeczyć, ani się zgodzić. Ułomność w emocjach nie przyćmiła logicznego myślenia, umiał stanąć z boku i przyjrzeć się swojemu zachowaniu, dlatego poniekąd rozumiał taki, a nie inny epitet. Urodził się z empatią, utracił ją w pewnym stopniu i był tego świadom, choć teraz nie widział w tym nic złego, to jak obranie pewnego kierunku myśleniowego.
Niemal egzotyczny. Nieraz można się z tym spotkać w trakcie odkrywania innych kultur. Współczesna muzyka skupia się na zupełnie innych wartościach, to znacząco wpływa na jej formę. – Jeśli głos Yuu brzmiał cicho, jego wyraźniej odznaczał się na tle melodii, pewnie, ale spokojnie.
Na dobrą sprawę to, co aktualnie leciało w radiu, budziło w nim swego rodzaju niesmak. Zastanawiał się wówczas – „gdzie się podziała ta prawdziwa sztuka zrodzona z dźwięków?” i mimo że nie należał do wielkich fanów muzyki, doceniał dobrze wykonany utwór, stonowany, prosty, a zarazem dwuznaczny, wyzwalający refleksje bez zbędnych, sztucznych efektów.
Staroświecka. To Twoja kolejna cecha. – Odparł mimochodem, a przez jego usta przemknął cień uśmiechu aprobaty. – Powiedzmy… że tekst przywodzi mi na myśl spełnioną przepowiednię. Mój ojciec uważał podobnie, ale wtedy nie pojmowałem jeszcze jego interpretacji. – Zablokował ekran telefonu, kiedy znów tylko ich głosy przerywały nocną ciszę, i schował urządzenie do kieszeni. – A więc oceniasz ludzi po guście muzycznym. W takim razie pochwal się własnym. – Uniósł zachęcająco brwi i wlepił w nią ciekawe spojrzenie z ukosa. – Chociaż… po pokazie w klubie nie jest to konieczne. – Jasne, że to on wybrał piosenkę, ale teraz akurat się droczył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przysunęła nogi bliżej, zgięła ramiona zapatrując się na swoje złożone na udach dłonie. Emocje powoli opadały, temperatura także, wydychała obłoczki pary pochłonięta konwersacją. Łatwiejszą niż kiedykolwiek indziej, zabawne że czasami pod wpływem alkoholu robiła totalne głupoty bez cienia wątpliwości w ich sens, tym razem jednak presja nie chciała jej odpuścić nawet teraz, gdy procenty pozwalały na swobodę płynącą z wypowiadania szczerych myśli. Moriyama nie był tym rodzajem człowieka, przy którym była w stanie całkowicie się rozluźnić, dotychczas zdarzało jej się to może przy zastępcy, ale z nim znała się od długich, bardzo długich lat.
Skrzywiła się nagle.
Cholera, mogłabym być jego matką.
Ta myśl rozbroiła ją całkowicie. Przyszła w bardzo złym momencie, nagle poczuła się źle z faktem, że szlaja się po nocy z dzieciakiem, którego jeszcze nie było na świecie, kiedy ona już polowała na władze. A przy tym to on zachowywał się doroślej i wyglądał poważniej. Powinni robić jakieś medykamenty z czerwinki. Już widziała te kolorowe reklamy w telewizji M-3: Krem z łowcy, idealny na zmarszczki...
- Niewiele mówisz o swoich poglądach - odparła bez szczególnego powodu. Przy jego stoickim podejściu do wszystkiego Kami zakrawała o bycie anarchistką, co lepsze, nikt nigdy w jakiś znaczący sposób nie wypominał jej tego skrajnego podejścia do sprawy miasta. Oczywiście to wszystko i tak mówiła w wersji niezwykle łagodnej, nie chodziło o wytatuowanie sobie na czole znaku łowców, tylko ciche badanie gruntu dookoła. Warner okazał się być dobrym powiernikiem, a przynajmniej nigdy nie kazał jej się zamknąć, kiedy delikatnie sugerowała swoje niezadowolenie obecnym stanem rzeczy. W życiu spotkała już różnych fanatyków jedynego, poprawnego systemu.
Zrobiła sobie chwilę przerwy od mówienia, jakimś dziwnym trafem w parze z alkoholem chodziły filozoficzne wywody i wchodzenie głęboko w sens życia. Owszem, była dorosłym i poważnym człowiekiem (ha ha), ale jej słowa najczęściej były łagodne, niemalże naiwne.
- Już wtedy ludzie tęsknili za przeszłością. Świat mocno się zmienił i ciekawi mnie jak zmieni się przez najbliższe lata. - zwróciła wzrok w jego kierunku, jak gdyby spodziewając się, że w jakiś sposób dopełni tą myśl, którą ona rozpoczęła, swoimi przemyśleniami. - Mam wrażenie, że wszystko może się rozwiązać w przeciągu kilku najbliższych lat.
Tematyka katastroficzna była jej konikiem, na własne oczy chciałaby przeżyć taką apokalipsę, z którą zmierzyli się ludzie przeszłości. Może zdechłaby jak większa część planety, ale istniała szansa, że stałaby się jednym z tych starych wymordowanych, w oczach których nadal odbijał się kształt starej Ziemi. Z nadzieją, że to marzenie nie jest tak widoczne na jej twarzy, kontynuowała rozmowę. Cóż, zbyt niecodzienne podejście do życia też było traktowane skrajnie.
- Zastanawiam się, czy to dobra cecha. - przechyliła głowę wzdychając. - łatwiejsze życie to to, w którym człowiek dostosuje się do zmian.
Nawet w jej stosunkowo krótkim życiu widziała bardzo wiele postępu, czasami nie był taki oczywisty i zgodny z definicją. Za krok do przodu uważała chociażby przemówienie dyktatora dotyczące życia poza murami. A potem uznał, że wszystko tam jest śmiertelnie groźne i jednak wrócili do punktu wyjścia.
Wzdrygnęła się mimowolnie.
- A więc nawet ty jesteś odrobinę sentymentalny. - nadal nie wyobrażała go sobie spoglądającego w księżyc wspominającego dawne czasy, ale to już jakiś postęp. Spełniona obietnica... w jakiś sposób mogła sobie wyobrazić jak w tym tekście widział taki przekaz, ale sama nie odważyłaby się go interpretować. Jej wnioski znowu mogłyby być zbyt skrajne brutalne i krytyczne dla obecnych czasów. - I nie do końca to miałam na myśli... - zaczęła się wybraniać, ale ostatnie podsumowanie wywołało na jej twarzy rumieniec poirytowania. I gdyby nie ogólne rozmiękczenie ciała, doszłoby tu do rękoczynów.
- No wiesz co! - zazgrzytała zębami, gotowa mimo wszystko przypuścić atak, który osiągnął finalną formę w postaci wyraźnego odsunięcia się.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jesień nadeszła niespodziewanie, najpierw zmieniając kolor liści za oknami w siedzibie, później zaś zrywając je z gałęzi, by okryły chodniki i ulice jak lekki płaszcz. Te drobne zmiany umknęły Warnerowi, tak samo jak coraz chłodniejsza temperatura czy obłoczki uciekające z ust – jego myśli przez ostatnie miesiące skupiały się na wąskim obszarze, nie miał czasu na zatrzymanie w miejscu, rozejrzenie po otoczeniu bynajmniej nie w celu odnalezienia niebezpieczeństwa, ale przez potrzebę oddania się refleksjom. Mijane w parku osoby spędzające bezproduktywnie wolne chwile na ławce wydawały mu się grupą dysponującą zbyt szeroką swobodą, tak bardzo, że ostatecznie zupełnie nic z tym nie robili. Teraz dał złapać się ironii i zwolnił kroku, wypadając poza bańkę obowiązków.
Skupił na oddechu, który wraz z momentem opuszczenia wąskich warg przybrał wyrazistszych kształtów w postaci drobnej pary. Poczuł chłód wdzierający się do gardła czy nosa, ledwo wyczuwalny wiatr prześlizgujący się między kosmykami włosów, widział światło lampy ulicznej rozganiające mrok w najbliższym otoczeniu, słyszał nieznacznie poruszenie po swojej prawej stronie oraz odległe odgłosy nocnych Marków przemierzających miasto. Tyle szczegółów, które zazwyczaj przyćmiewał jeden cel.
Niewiele osób chce o nich słyszeć. – Odbił piłkę, darując sobie dodatkowy komentarz podkreślający ludzki egoizm, w końcu kto nie lubił mówić o sobie? Rozgadywać się na tematy zupełnie błahe, każąc reszcie z uwagą śledzić każde wypowiedziane słowo? Niektórzy zaczepiali go bez powodu, zaczynali chwalić się nowym osiągnięciem albo przeceną w supermarkecie, ale wówczas sprawiali wrażenie zdesperowanych. Zdesperowanych, by zjawić się w centrum zainteresowania, a to nigdy nie było czymś, na czym zależało eliminatorowi.
Czy nie powinien już zakończyć spotkania i wrócić do pustych czterech ścian? Machinalnie przyrządzić kolację, sprawdzić ostatnie raporty, zapalić przed snem i wypocząć na jutrzejszy dzień? Niezależnie od godziny powrotu, nie zmrużyłby zapewne oka zbyt łatwo, energia potrafiła trzymać się go do późnej nocy, może to wina wlewanych litrów kawy, a może zredukowanych potrzeb fizjologicznych? W obecnej chwili stało za tym doświadczanie rodzaju rozmowy, przy której wskazówki zegara nie grały żadnej roli.
Więc za czym tęsknili pierwotni ludzie? – Odwzajemnił spojrzenie, a ta dość absurdalna myśl na moment wydawała mu się najważniejszym problemem do rozwiązania. Gdyby definitywnie oddzielić książkową definicję człowieka od małpy, to czy człowiek w ogóle miałby prawo czegoś żałować? Jako pionier brnął przed siebie, a droga powrotna nie istniała, tworzył historię, wyznaczał ścieżki, jakimi w przyszłości miała podążyć ludzkość.
Adaptacja to także porzucenie pewnej części własnej osoby. Zmiana poglądu, zachowania, systemu wartości… czasami to ślepe podążanie za tłumem. Mentalność zbiorowa. – Zauważył, nie mogąc odeprzeć od siebie obrazu utopijnego do bólu miasta, które w rzeczywistości wyrządziło mu więcej szkody, niż zapewniło wygody i szczęścia. W jego mniemaniu narzucało na mieszkańców konkretny tok myślenia, by przysłonić widoki na to, co naprawdę istotne. Sztuczne poczucie bezpieczeństwa, zapewnienia o bezcenności ludzkiego życia, ciągłe kontrole w imieniu czegoś „dobrego”…
Na siłę stał się elementem tego obrazka, ale kształt jego puzzla wcale nie pasował do M-3.
„Nawet”. – Nie zaprzeczył, choć cała ta sentymentalność z jego strony nie była czymś rozległym jak morze.
Poprawił ułożenie ciała na ławce, gdy twarde siedzenie w postaci drewna przestało być wygodne, i oparł luźno stopę o kolano, drugim niemal zahaczając o nogi Kami.
Czekaj, jak to szło… – Udał zamyślenie, marszcząc brwi i wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. – With a taste of your lips, I’m on a ride, you’re toxic, I’m slipping under… – Niewiele brakowało, żeby wypowiedział słowa piosenki śpiewająco, na szczęście bardziej przypominało to płynną recytację. – I’m addicted to you, don’t you know that you’re toxic? …Nie słyszałem nigdy oryginału, ale Twoje wykonanie było niczego sobie. – Pochwalił, ściągając usta i ledwo powstrzymując się przed parsknięciem. – A ta stylizacja sceniczna… przejdzie jako nowy szyk mody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 5 z 18 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach