Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next

Go down

Dla niej również zmiany w otoczeniu nadchodziły niekiedy bez ostrzeżenia. Pewnego dnia po prostu budziła się, by stwierdzić, że na powierzchni leży śnieg. Czasami nie musiała nawet wychodzić z kryjówki, śnieg objawiał się zamarzniętymi odpływami, czy mocnym obniżeniem temperatury w całym podziemiu. W takie dni jak zimowe przypominała sobie, dlaczego wybrała pokój, przez który przechodziły rury grzewcze. Były tez takie dnia jak te, gdy noc pojawiała się niespodziewanie, bo kiedy wchodziła do klubu, słońce nadal wisiało nieco ponad horyzontem. Godziny minęły szybciej, niż jej się wydawało.
Para z ust nie była większym problemem, temperatura pod kopułą prawie nigdy nie malała aż tak bardzo, by odmrozić sobie palce bez rękawiczek. Poza tym nadal daleko było do zimy, chłód który ją otaczał był raczej przyjemnie orzeźwiający.
- Posłuchałabym, skoro są specyficzne, jak sam to określiłeś. - odpowiedziała szczerze zaintrygowana. O jaki rodzaj specyficzności mu chodziło? Skrajne poparcie dla władzy też określiłaby w taki sposób, ale czuła, że nie może chodzić o to, skoro pozwalał jej tak swobodnie krytykować wiele spraw. Nie znała go jeszcze na tyle dobrze, by narzekać, gdyby zacząć więcej o sobie mówić, w tym momencie nawet chciałaby wiedzieć. O wielu rzeczach. Ta chęć zaskoczyła nawet ją samą, rzadko kiedy znajdywała w sobie na tyle zainteresowania drugą osobą, by nie mieć nic przeciwko spędzaniu czasu w taki sposób. Może chodziło o to, że Moriyama był tak odmienny od towarzystwa, w którym zazwyczaj się obracał? Nie ciążyła na nim presja, a przynajmniej żył tak, jakby dokładnie o taki styl życia mu chodziło. Emanował po prostu spełnieniem, a jeżeli posiadał jakieś żale, musiał trzymać się schowane całkiem głęboko.
- Pierwotni? Myślę, że byli podobni do nas, nie mieli tylu ułatwień, ale książki mówią, że technologia w ich czasach była już wystarczająco rozwinięta, by mogli zacząć na nią narzekać. Może marzył im się świat bez ułatwień? Taki, gdzie by coś mieć, należało się mocniej postarać. Satysfakcja musiała być ogromna. Czy satysfakcja w naszych czasach istnieje? Zawsze możesz kupić to co chcesz i gdzie chcesz, za pieniądze które dostaniesz, czy podejmujesz się pracy, czy siedzisz całymi dniami w domu. Chyba jedyną rzeczą, o którą nadal ludzie walczą, są zależności międzyludzkie. Nie możesz kogoś zmusić, by cię polubił. - mówiła dosyć powoli, od czasu do czasu licząc coś na wyciągniętych palcach, jakby którekolwiek zdanie miało w ogóle coś wspólnego z dodawaniem. Trochę łatwiej było jej w ten sposób uporządkować myśli, chociaż nadal wkradały się tam wyraźnie niepasujące elementy. Chociażby kręcący się świat, a przecież nie tańczyła. Chyba.
Temat adaptacji chyba nie powinien być przez nią poruszany. Należała akurat do tej grupy osób, które robiły wszystko, by nie dać się zaliczyć do ogółu. Gdyby tak mocniej pomyśleć, to nie miała nawet ze sobą niczego, co mogłoby udawać przepustkę. Ręka wolna od tego małego urządzenia, którego noszenia zasmakowała w dzieciństwie należało do jednej z tych przyjemniejszych części buntu. Nie lubiła tam nosić nawet zegarka, prawie jakby obręcz wokół nadgarstka była najgorszym złem.
- Nie chciałam Cię obrazić. - wtrąciła szybko, gdy zacytował ten konkretny wyraz z jej wypowiedzi. Rzucony sam sobie nadawał jej słowom niezbyt przyjemnego wydźwięku. Nie postrzegała go jako kogoś bez uczuć, po prostu emocje, które dostrzegała w jego osobie były bardzo subtelne, pojawiały się tak rzadko, że zdawały się podwójnie cenne. A teraz odkryła jeszcze jedną z nich, podobało jej się to.
Przynajmniej do czasu, kiedy kolejna cecha mężczyzny wyszła na jaw, ale ta należała raczej do grona tych mniej szlachetnych. Problem polegał na tym, że chociaż się z nią droczył, nie mogła w pełni być na niego zła, ponieważ...
- Wiesz, angielski nie jest moim ulubionym językiem. Nawet nie wiem o czym jest ta piosenka, ale mam też wrażenie, że nie chcę wiedzieć. I tak czuje się już fatalnie z jej powodu... - mruknęła, krzywiąc się, kiedy zaczepił o temat jej stylizacji. Nie wiedziała której części zadania nie lubiła bardziej. - Powinnam Cię udusić tymi nogawkami.
Jeszcze raz chciała się odsunąć, stosując dystans dla ochłonięcia, ale stuknęła tylko łokciem o ramę kończąca ławkę. Schowała głowę bardziej w ramionach, wydając z siebie ciche warknięcie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wewnętrzny opór ograniczał swobodę jego rozmowy, mimo alkoholu, który tylko nieznacznie ostudził rozsądek. Mógł podzielić się swoim stanowiskiem wobec wielu kwestii, ale jeśli w tym celu miał zdobyć się na samą szczerość, to nie powinien głośno prawić o tym w miejscu publicznym. Cenzura była czymś powszechnym i raczej akceptowanym, jednak konsekwencje, jakie niosło za sobą ogłaszanie niewłaściwych słów, groziły nie tylko grzywną. Ceną mogło być własne życie. I nie padł ofiarą żadnej paranoi, jakby powinien nieustanie pilnować tego, co ślina na język przyniesie, po prostu czasami lepiej przemilczeć niektóre tematy i niepotrzebnie nie narażać się na ciekawość osób trzecich. Jego przezorność leżała również w kredycie zaufania Yuu, nigdy nie pozwoliła mu zwątpić, niestety nie potrafił powierzyć całkowitej wiary w żadną osobę.
Nie musiał dłużej nad tym rozmyślać, bo pretekst do pominięcia odpowiedzi pojawił się sam w postaci delikatnie wyczuwalnej wibracji na lewym nadgarstku. Doskonale wiedział, jaką nazwę kontaktu wyświetli ekran, sprawa mogła dotyczyć tylko jednej rzeczy, zwłaszcza o takiej porze. Informator Łowców. Prawie wyleciało mu to z głowy, samo wnętrze klubu wydawało się teraz odległym wspomnieniem albo czymś znajdującym się po drugiej stronie bariery. Niepowodzenia dotykały go podwójnie ze względu na dumę, niemniej niewiele mógł uczynić, skoro pożądana persona prawdopodobnie w ogóle nie postawiła stopy w lokalu. Tak więc poinformował o tym S.SPEC w wiadomości zwrotnej, zwięźle przedstawiając sytuację, a później z powrotem naciągając rękaw białej koszuli na przepustkę.
Jeśli to jest definicją idealnego życia, musi być sprzeczne z pojęciem satysfakcji. – Wywnioskował z jej słów. – W takim wypadku osiągnięcie prawdziwego zadowolenia z własnych działań wymaga porzucenia środowiska, które oferuje najwyższą wygodę. Byłabyś gotowa opuścić mury i zostawić wszystko za sobą? – Ciemne brwi po raz kolejny uniosły się w pytającym geście, a zainteresowanie odbijające się we wlepionych w kobiecie oczach utrzymywało się na podobnym poziomie już od dłuższej chwili. Konwersacja nabrała ciekawego obrotu.
Czy sam zastanawiał się kiedykolwiek nad zadanym właśnie pytaniem? Byłby w stanie uciec od M-3, byle tylko odnaleźć zaspokojenie?
To niewykluczone.
Nie obraziłaś. – Zapewnił, nie czując potrzeby dodawania czegoś więcej, to było jasne.
Za młodu nie należał do grona ludzi lubiących zaczepki, jednak ostatnimi czasy zdarzały mu się prowokacje, za którymi stała z reguły chęć podkreślenia braku opanowania drugiej osoby. Tyczyło się to głównie współpracowników, głośnych i zbyt pewnych siebie, ale wszędzie zdarzają się wyjątki i tym razem padło na Yuu. Z samego początku zdradziły ją ledwo widoczne w półmroku rumieńce, to zaś podsunęło zastanowienie – jak łatwo byłoby pociągnąć za strunę rozdrażnienia? Takiej w zdrowej granicy.
Chcesz powiedzieć, że nie masz bladego pojęcia, o czym śpiewałaś? – Nie wiedział, czy powinna potraktować to jako zaletę czy wadę. Gdyby wygadywała totalne głupoty? Tak poniekąd było, kwestia interpretacji. Nauka angielskiego w Japonii nigdy nie zahaczała o wysoki poziom, rodowici mieszkańcy skupiali się przede wszystkim na piśmie, płynna wymowa rzadko kiedy szła im równie dobrze.
Miałabyś na sumieniu niewinnego obywatela. – Zauważył spokojnie, a obraz przed jego oczami przekształcił się w małego, spłoszonego kota z opaską na oku. Gdyby nie to, że aroganckich sierściuchów nie cierpiał, może pomyślałby o tym, jak uroczo wygląda. – Zresztą uduszenie kogokolwiek wcale nie jest takie łatwe, a Ty… – Spuścił wzrok na jej dłonie i przechylił się, by chwycić i unieść za jedną. – …chciałabyś to zrobić tymi małymi rączkami?  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez jakiś czas miała nadzieję, że ruszy dalej temat, ale przemilczał go tak otwarcie, że skomentowała to głośnym westchnięciem. W taki sposób niewiele sie dowie, ale co poradzić, chyba właśnie takim człowiekiem był Moriyama, wyduszenie z niego szczerych wyznań należało do kategorii niemożliwych. Przy takiej osobie, jaką był on, Kami czuła się gadułą, a przecież większość czasu ograniczała się tylko do poruszania istotnych spraw, wymagających komentarza. Może teraz mówiła nieco więcej, strzępiła język dla mniej priorytetowych tematów, ale patrząc przez pryzmat sytuacji, to właśnie one stawały się głównym źródłem informacji. Kroczek po kroczku wyrywała jakieś detale, im więcej jadła, tym bardziej była głodna.
- Gdybym miała do wyboru wygodne życie a satysfakcję? Tak.
Odpowiedziała w najkrótszy możliwy sposób. Tak, zrobiłabym to. Tak, robiła to już wiele razy. Lecz gdyby siedziała tutaj na ławce będąc jedynie zmęczonym ideologią władz mieszkańcem M-3, to czy faktycznie tak szybko by się zgodziła? W ogóle by to zrobiła? Ciężko powiedzieć, swój charakter kształtowała właśnie na tym, że nie była zwykłym szarym obywatelem miasta murów, ale to od zawsze w niej siedziało. Niektóre rzeczy z czasem uzewnętrzniały się mocniej, ludzie się nie zmieniają, stają się tylko bardziej sobą, z każdym dniem, każdą chwilą, minutą.
- Podejrzewam, że ty również. Mam rację? Jesteśmy do siebie podobni... czasami. - zawahała się w ostatnim momencie, bo to droczenie trochę wybijało ją z równowagi. Dotychczas bezpieczna pozycja na skraju ławki zapewniała jej minimum bezpieczeństwa, ale teraz mężczyzna odebrał jej nawet to. Jak się bronić, kiedy po prostu miał rację?
- Nie całkowicie, ale... pierwszy raz widziałam ten tekst na własne oczy, nie pamiętam już tych wersów. - właśnie dlatego wtedy w klubie poprosiła o napisy do karaoke. Akcent miała mocno japoński, ale względnie dobrze poradziła sobie z śpiewaniem poszczególnych słów w rytm muzyki. Mimo wszystko angielski nigdy nie był językiem niezbędnym dla niej do przeżycia.
Niektóre słowa nabierały sensu, gdy dłużej się nad nimi zastanowiła. Zgadywała, że to kolejna perwersyjna piosenka o miłości, prawie wszystkie tak brzmiały. Może nawet jakiś hit, skoro większość osób szybko podłączyła się do śpiewania? Nie podobało jej się, że zostało z tego powodu zaatakowana, czy grzechem jest nie posiadać umiejętności władania jakimś obcym językiem płynnie?
- Możesz mi ją przetłumaczyć, chętnie posłucham tego tekstu z twoich ust. Możesz nawet zaśpiewać. - mruknęła, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Jeżeli miała rację, nie wiedząc o czym śpiewa oszczędziła sobie dodatkowej porcji wstydu, a teraz chętnie posłuchałaby jeszcze raz całości w wykonaniu głosu mężczyzny.
Odwróciła się bokiem i oparła podeszwę buta na jego kolanie, zapierając się plecami o oparcie, chcąc odepchnąć go od siebie. Za blisko, za blisko, nawet jak na droczenie się. Zaaa blisko.
- Niewinnego? Phi. Grabisz sobie. - odpowiedziała, ale nie zdążyła uciec dłonią. Z lekką otwartą buzią przyglądała się co robi z jej ręką. - Ej, ej, chwila!
Wyrwała dłoń i schowała ją za plecami. Nie przeprała za dotykiem, jakimkolwiek. Nie chodziło nawet wcale o jakieś traumy, ale o zwyczajną przestrzeń osobistą, która w tym momencie została poważnie naruszona. W żadnym wypadku nie mógł być niewinnym obywatelem po tym co zrobił. Poczerwieniała na twarzy tylko jeszcze mocniej, tym razem z gniewu. Nikt nie ma prawa podważać jej siły!
- Wątpisz w to, hę? SIŁUJMY SIĘ NA RĘCE! - ryknęła, prostując się natychmiast. Tym razem to ona nachyliła się w jego kierunku wystawiając do przodu dłoń zwiniętą w pięść. Chciał przekonać się, kto jest silniejszy?
Jakiś tam biomech vs Łowca pełną gębą.
Runda pierwsza.
Start.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odważne. – Skwitował krótko. Nie sądził, by podobna odpowiedź za wiele razy padła z ust przeciętnych mieszkańców M-3, urodzeni w luksusie, przyzwyczajeni do wygody, w oczach japońskiego społeczeństwa pewnie jedynie głupcy rezygnowaliby z tak dogodnego życia. Widzieli tylko jedną stronę medalu i to było ich największą wadą.
Trudno się nie zgodzić. – Zrobił przerwę. – Dobrze mi się z Tobą rozmawia. – Myśl w jego głowie ukształtowała się mimowolnie i równie nieoczekiwanie wymsknęła się spomiędzy warg, choć wcale nie zamierzał teraz tego cofać bądź tłumaczyć się z wyznania. Rzadko kiedy prowadził głębokie i interesujące dla obu stron konwersacje, prędzej irytował się czyjąś postawą, zachowaniem, powstrzymywał się przed niektórymi gestami czy słowami wyłącznie z przyzwoitości, jednak przy Yuu takie potrzeby nawet się nie pojawiały. I wcale nie czuł się konfrontowany z bzyczącą przy uchu muchą.
Nie mam głosu do śpiewu, ale gdybym chciał okazać komuś sympatię, zdecydowanie nie używałbym do tego takich wyrażeń jak „nie ma ucieczki, nie mogę czekać, potrzebuję uderzenia, kochanie, daj mi je” – parsknął drwiąco, przysłaniając krótko grzbietem dłoni usta. Kto w ogóle wymyślał te teksty i dlaczego tak łatwo wpadały ludziom w ucho? „Toxic” brzmiało jak kiczowaty szajs i z trudem przechodziło przez jego gardło.
Prędzej by się chyba zaczął krztusić.
Nie przysuwał się bliżej (zresztą nie zależało mu na zupełnym zabiciu przestrzeni osobistej Yuu), gdy poczuł opór na kolanie, ale kiedy jego wzrok spuścił się na stopę zetkniętą z wspomnianą częścią ciała, pomyślał jedynie o tym, że zostawi mu brud ziemi na materiale. Nie, żeby był jakimś pedantem.
Nie popełniłem nigdy żadnego przestępstwa i nie dysponuję negatywnymi intencjami wobec kogokolwiek. – Wyjaśnił, pomijając jednak w swoim rozumowaniu całą zgraję Wymordowanych, Łowców i innych jednostek, które nie prowadziły zwykłego życia legalnego mieszkańca.
Za tym gestem nie krył się żaden seksualny podtekst, dlatego gwałtowna reakcja na tak delikatny dotyk odrobinę go zdziwiła. Sam nie przepadał za nadmiernym kontaktem cielesnym, ale obecnie czuł się na tyle swobodnie, że nie widział nic złego w wyrazistszym podkreśleniu swojej uwagi odnośnie kruchości Yuu. Czyżby uroki bycia kobietą?
W dodatku chyba próbowała właśnie udawać buraka.
Milczał przez kilka sekund, trawiąc jej słowa.
…Rzucasz mi wyzwanie? – Odwzajemnił spojrzenie z walecznym błyskiem wymieszanym z pobłażliwością w oku. – …Przegrasz z kretesem. – Zmrużył oczy, a po ciele rozlało się przyjemne ciepło pochodzące z atmosfery rywalizacji. Nie mógłby odmówić. – W porządku. Pokaż, na co Cię stać. – Zsunął się z ławki, by uklęknąć jednym kolanem obok, a łokieć prawej ręki ustawił wygodnie na drewnie, unosząc otwartą dłoń. – Tylko nie nadwyręż sobie mięśnia. – Uśmiechnął się nieznacznie w złośliwym akcencie.
Zacisnął palce na jej własnych, poświęcając całą swoją uwagę na tym, co miało się wydarzyć, jakby od tego zależała jego przyszłość. Czuł się zobligowany do zmiażdżenia dziwnych nadziei  Kami na wygraną.
Trzy, dwa, jeden… – Start.
Forów nie będzie i udowodnił to z momentem silnego naparcia na jej rękę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chodziło dokładnie o to, że Yuu nie była zwyczajnym mieszkańcem, nie była nim w ogóle. A nawet jeżeli należałaby do grona tych ślepych głupców, nadal byłaby oryginalna na swój sposób, musiałaby taka być. Nie ma mowy, żeby ten świat mógł zmienić taką indywidualność, jaką była. Roztaczała wokół siebie aurę nieprzeciętności, nie dało się zaprzeczyć. Czasami działało to na niekorzyść, innym razem wręcz przeciwnie, odmienność robiła za atut. Jak jej osobę postrzegał Moriyama, to było już jego problem. Skoro do tego czasu zdawał się tolerować jednooką, nie czuła potrzeby nagłego udawania, że nie jest tym, kim jest, że jest sobą.
Fakt, niektóre sprawy nie powinny wyjść na jaw, ale ważne słowa nadal trzymała pod językiem, nie miała zamiaru dać im się wydostać, zaprzepaszczenie takiej ilości czasu w kilku zdaniach było niezwykle łatwe, o wiele trudniejsze stało się udawanie, że jest po prostu sceptycznie nastawiona do systemu. Na tym niby kończyło się jej szczekanie, nie robiła nic więcej, poza wypowiadaniem nieprzychylnych komentarzy... Hah.
Dobrze mi się z Tobą rozmawia.
Powiedziała wcześniej chyba coś podobnego, a jeżeli nie, to na pewno przez moment o tym myślała. Słowa płynęły dosyć swobodnie, nie czuła już presji jak od nieznajomej osoby, a jednocześnie mężczyzna należał do wdzięcznej grupy słuchaczy, ale także dyskutantów, chętnie podejmował jakiś temat, dorzucając trafne uwagi, gdy jej samej brakowało już słów, gdy wydawało się, że wyczerpała temat.
Doprawdy dziwnym byli duetem, w środku miasta, pośród mroków nocy dyskutowali pełni żaru, zmęczenie jakoś nie chciało nadejść. I oby nie nadchodziło, słońce mogłoby popsuć zbyt wiele cennych momentów. Ale i na nie nadejdzie czas, kiedy wybije odpowiednia godzina. Która mogła być? Pierwsza w nocy?
- Kochanie, daj mi je... - powtórzyła pod nosem i parsknęła śmiechem.
Wiedziała, była pewna, że tekst piosenki jest okropny, ale wypowiedziany tym poważnym tonem z ust mężczyzny wydawał się podwójnie, jeśli nie jeszcze bardziej zabawny. Szkoda, że nie pokusił się o intonacje w rytm melodii, mogłaby nawet dla niego pogwizdać. Mimo wszystko śmiała się długo, trzymając rękę na brzuchu, starając się zmusić do opanowania. Tekstu było więcej i chciała poprosić go o tłumaczenie kolejnych wersów, ale kiedy wycelowała wzrok w jego stronę, znowu zadźwięczał jej w uszach ten cytat i parsknęła głośno.
- Wypowiadanie na głos wersów tej piosenki, to zbrodnia sama w sobie. - odpowiedziała, nadal czując, że drga jej kącik ust, uśmiech nadal utrzymywał się na obliczu, kolejny wybuch śmiechu czaił się w zanadrzu. Była pewna, że jeżeli spojrzy na jego poważną twarz, to nie da sobie rady z trzymaniem na wodzy tych emocji.
Powoli, bardzo powoli dochodziła do staniu uspokojenia, starła samotną łezkę z kącika oka mrużąc przy tym powieki uśmiechnięta. Chociaż raz nie dało się ją oskarżyć o udawanie jakiejś reakcji, to był śmiech prosto z duszy i serca, czuła przyjemne mrowienie na ciele, kiedy w końcu ustał.
- Owszem, wyzywam cię... - odpowiedziała, z nowym przypływem energii, szykując się równocześnie z nim do działania. Puściła mimo uszu wszystkie jego komentarze, które być może miały na celu ją poirytować, była skupiona na tym, czego chce dokonać ignorując fakt, że niewielka kobieta nie powinna mieć tyle siły. Pochwyciła jego pięść i po krótkiej chwili napierania z całej siły, zmusiła jego rękę do uległości.
Chwyt natychmiast zelżał, całe ciało kobiety się rozluźniło, chwyciła się za brzuch, zginając się ze śmiechu. Poszło zbyt łatwo, by w ogóle uznać, że się starał, ale niewątpliwie dał z siebie wszystko, czuła to, napięcie mięśni, siłę jaką używał, by pokazać jej, jak to się robi. A jednak w mgnieniu oka to jego ramię ugięło się pod naporem jej własnego.
Usiadła na skraju ławki, mając nadzieję, że żołądek boli ją ze śmiechu, a nie z powodu nadmiaru alkoholu. Niewyraźne słowa wypadały z jej ust, kiedy starała się nie śmiać na cały głos.
- Przepraszam, ale... to było to? To wszystko? Te małe rączki... nie stać ich na więcej?
Nie chciała się z niego naśmiewać, po prostu... cała ta sytuacja, to wszystko, tego było za dużo.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postrzegał Yuu jako szarego szczura na tle białych myszy i nie było to wcale przedstawione w negatywnym świetle. Szczury były wszak mądre, zwinne, inne i właśnie ta wyczuwalna różnica pojawiała się za każdym razem, gdy kierował spojrzenie w jej stronę. Rozmawiał z wieloma cywilami, przeciętnymi mieszkańcami utopii, ale Yuu w żadnym stopniu nie była do nich podobna i nie chodziło tylko o styl ubierania się, o to, że jej uroda nie należała do doskonałych albo że poglądy nie pokrywały się z ogółem… trudno było mu to właściwie określić, ale to pewna cecha, która sama go opisywała, może nie w tak wyraźny sposób, bo starał się nie odznaczać od swojego środowiska.
Misja utraciła swój priorytet, obraz informatora w głowie okularnika odpłynął, tak samo jak wszystko to, co znajdowało się pomiędzy rozmowami z dzisiejszą towarzyszką. Zyskała jego aprobatę w chwili, gdy płynnie wcieliła się w rolę koleżanki o nietypowych zainteresowaniach mrówkami, wyraziła zdanie odmienne, ale przy tym całkowicie szczere z jej osobą, wykazała się błyskotliwością, szerokimi horyzontami, zaradnością… faktem, że potrafiła go w jakimś stopniu rozbawić i wcale nie wzbudzać zmęczenia spotkaniem. Czuł się tak, jakby mógł przesiedzieć na tej ławce całą noc, poza zasięgiem zmęczenia i znużenia.
Przewrócił oczami na dźwięk śmiechu bezlitośnie rozrywającego panujący w pobliżu spokój.
Nie uprzedzałaś o problemach zdrowotnych, to wygląda groźnie. Może popukać Cię po plecach? – Wymownie uniósł otwartą dłoń, gotów „pomóc” i „wybić” jej ten śmiech z płuc doszczętnie. Finalnie westchnął cicho, jakby w dezaprobacie, kręcąc głową i opuścił rękę. – Jesteś niemożliwa. – Ocenił, rzucając jej znaczące spojrzenie znad okularów, za którym kryło się także pewne pozytywne zdziwienie. Przyprawił kogoś o śmiech, to dość niebywałe, bo ludzie w jego otoczeniu mieli zazwyczaj kwaśne miny i daleko im było do rozluźnienia.
Cierpliwie czekał, aż odzyska możliwość łapania spokojnych wdechów, w tym czasie ściągając z nosa okulary. Czy znowu dostrzegł na nich jakiś pyłek? Może płatek śniegu? Nie, na to jeszcze za wcześnie. Przetarł materiałem rękawa prawe szkło i z powrotem nasunął narzędzie na swoje miejsce. Takie drobnostki, ale potrafiły nieźle uwierać, tak samo jak drzazga wbita w stopę.
Nie włożył w nacisk całej siły, przynajmniej nie w pierwszym momencie, nie spodziewał się bowiem, że przeciętna kobieta będzie w stanie mu się oprzeć, a w dodatku przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Na jego twarzy odbiło się więc zdezorientowanie, nie zdążył napiąć wszystkich mięśni ani przetrzymać na dłużej ich dłoni w prostej linii, bo zaraz poczuł, jak uderza palcami o powierzchnię drewnianej ławki.
Nie drgnął z miejsca, a kolejny śmiech kobiety puścił mimo uszu. Wpatrywał się w swoją dłoń z cieniem niedowierzania, trybiki w głowie ruszyły w intensywnej pracy, zaś myśli uformowały się w jedną myśl – „jak?”. Nie przypominała bokserki, była kobietą (pod tym względem chodziło oczywiście tylko o różnicę w budowie ciała), w dodatku trochę wstawioną, natomiast on… Taka przegrana poddawałaby w wątpliwość jego całą wojskową karierę. Eliminator miałby zostać pokonany przez pierwszego, lepszego mieszkańca?
Coś było stanowczo nie tak.
Skupił na niej wzrok, tym razem bez jakiejkolwiek namiastki rozbawienia, rozluźnienia czy złośliwości. Powaga wróciła podsycana podejrzliwością, coś podpowiadało jego stępionym zmysłom, że przeoczył ważny szczegół. Tylko jaki?
Ponadprzeciętna siła, blizny, odmienność…
Nie powiedział nic. Słowa były zbędne.
Podciągnął lewy rękaw koszuli, odsłaniając zakleszczoną na jego nadgarstku przepustkę. Nie wstawał z klęczek, by móc wpatrywać się prosto w jej twarz, kiedy urządzenie wyświetliło trójwymiarową odznakę S.SPEC z danymi zapewniającymi o jego profesji. Chciał odkryć reakcję na tę informację, dostrzec jakieś znaczące zmiany w jej wyrazie, coś, co by ją zdradziło, a może… zaniepokoiło?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Okazje do szczerego śmiechu były rzadkie, nie brakowało jej poczucia humoru, jednak większość czasu powaga była na pierwszym miejscu. Na wszystko jest czas, na beztroską zabawę, na nerwowe spoglądanie na dygoczące dłonie. Do dzisiaj nie wiedziała, które z tych uczuć jest gorsze, nieuwaga czy jej nadmiar. Życie samodzielnie decydowało o tym, jakie atrakcje pchać jej przed nos, ale wiele cech własnych miała pod kontrolą, tego jednego jednak nie była w stanie pojąć.
Była bardziej szczęśliwym, czy nieszczęśliwym człowiekiem?
Jedno ni drugie nie jawiło się w sposób szczególny, odbiegający od normy. Chociaż ucisk w sercu, towarzyszący jej wiecznie żal do tego świata potrafiła zagłuszyć szczerym śmiechem, nadzieją na odkrycie ścieżki prowadzącej do swojej idealnej egzystencji nadal nie potrafiła znaleźć. Ludzie pojawiali się w jej życiu, ludzie znikali, na nikogo nie spoglądała dłużej, niż powinna, prędzej czy później każdy gdzieś odejdzie, zapomni. Im więcej radości, tym większa będzie przepaść żalu.
Uspokoiła się na tyle, by nie zachowywać się nieprzyzwoicie, ale uśmiech pozostał, delikatny, pasujący do jej osoby. Z takim wyrazem twarzy jej oblicze przywodziło na myśl usatysfakcjonowaną osobę, w całym tym zamieszaniu potrafiła znaleźć swój rodzaj spełnienia, nawet jeżeli tylko chwilowy, okupiony wcześniejszymi mękami w klubie. Do wszystkiego dochodzi się, często ścieżką wyboistą i pełną nieprzyjemnych rzeczy, ale to miała już za sobą. Prawdopodobnie może być tylko lepiej, niedługo i tak nastanie koniec, kiedyś trzeba się rozstać, rozejść.
- Choroba? Też powinieneś czasem zachorować na dobry śmiech, myślę że mógłbyś to nawet polubić. - odpowiedziała spokojniej, zastanawiając się w duchu, czy ma aż tak okropny śmiech, że można go pomylić z napadem jakiejś choroby. Czasami zdarzało jej się kaszleć długim ciągiem, nie lubiła dymu papierosowego, ani żadnych silnych zapachów, ciasne przestrzenie wywoływały u niej sztuczne wrażenie ucisku w klatce piersiowej. Nie lubiła nie mieć przestrzeni, fizycznie i psychicznie.
Opadła na skraj ławki z cieniem ulgi, zwycięstwo chociaż przyniosło dawkę satysfakcji, nie było dla niej szczególnie dużym osiągnięciem. Codziennie trenowała ze swoją bronią, ciężkim ostrzem władała bez męczenia mięśni, a mimo to zapatrzyła się na własną dłoń, ruszając palcami. Nadal była za słaba w wielu przypadkach, a taka gierka nie mogła wiele zmienić, poza wrzuceniem żaru na stertę suchego drewna.
Płomień wybuchł nagle, a mimo to nie odskoczyła od ogniska rozwoju sytuacji. Gdzieś z tyłu głowy podejrzewała, że Moriyama w którymś momencie zda sobie z tego sprawę. Nie był głupi, cholera, oczywiście, że nie był i musiała zakładać wiele scenariuszy. Tym bardziej właśnie dlatego, że dostrzegała jego inteligencje wiedziała, że nie będzie mogła tańczyć na krawędzi ryzyka w nieskończoność. Kiedy zawieje jakiś wiatr i będzie musiała spać na jedną czy drugą stronę.
Błękitne światło emanujące z odznaki odbiło się w jej spojrzeniu, ale tylko zmrużyła bardziej oczy, pozwalając hologramowi oświetlać ich twarze. Jeżeli jej mina coś wyrażała, na pewno nie było to zaskoczenie, może smutek, albo po prostu bardzo nieokreślona emocja. Zachowywała spokój, ale zmuszała się do myślenia. Nie chodziło o to, że mężczyzna, z którym tak dobrze jej się rozmawiało należał do Specu, nie o to, że bez słowa, jednym prostym gestem zapędził ją w róg, chodziło o to, że ten konkretny mężczyzna, który nadal klęcząc na jednym kolanie przed ławką poznał ja przez ten czas. Poznał na tyle dobrze, że wysnuwając pewne wnioski mimo to nie zdecydował się na gwałtowne działanie, była pewna, że i on ma pewność co do swoich przekonań.
Wyciągnęła obie dłonie przed siebie, zasłaniając wyświetlacz przepustki Moriyamy, jasne światło przebijało się pomiędzy jej palcami, ale na moment wokół znowu zapanowała ciemność. I cisza.
- Trochę Ci to zajęło. - odpowiedziała trzeźwo, jej głos należał do osoby, która tego dnia w ogóle nie zbliżała się nawet do alkoholu. Niewątpliwie taki obrót sytuacji szybko pobudził do działania wszystkie szare komórki. Mimo to, w jej gestach i słowach nie było gniewu, był spokój i łagodność. Ona też chciała dostrzec coś w jego spojrzeniu, nie wiedziała czego szukać, wpatrywała się tylko. Serce jej dudniło.
- No to jak, powiesz mi jeszcze raz, kim jestem? Yuu Kami, nie lubi gdy ktoś ukrywa prawdę dla czyjegoś dobra, ma specyficzne spojrzenie na świat, nie przeszkadza jej blizna, bo traktuje ją jako motywację... - zaczęła cytować jego słowa, ale wypowiadała je szeptem i w skupieniu. Tyle że rzucała mu też wyzwanie ukryte miedzy słowami. No dalej, pokaż kim na prawdę jesteś. Co zmienią wnioski, do których doszedłeś?
Wypuściła w końcu jego rękę i oparła się wygodnie na ławce, założyła nogę na nogę, odzyskując rezon.
- Zabawne, spodziewałeś się, że informator okaże się osobą, którą już znasz? - oparła łokieć na metalowym oparciu kręcąc nadgarstkiem w powietrzu. W jednej chwili na jej twarzy pojawiła się idealna maska, nie była już sobą, teraz była informatorem który miał nadzieję, że ten najgorszy możliwy blef okaże się wystarczający dla żołnierza. Postawiła wszystko na jedną kartę, nie miała pewności, czy przybył tu z powodu rzuconej w eter informacji o człowieku posiadającym dane ważne dla obu stron. Tyle, że on tak bardzo nie pasował do otoczenia, w którym spędzili ostatni czas, że była bardzo mocno przekonana, że trafiła. Miała też równie mocną nadzieję. - Chociaż jest mi trochę przykro, że chodzi akurat o Ciebie.
Było jej przykro, cholernie przykro, ale maska nie przewidywała uzewnętrzniania prawdziwych odczuć.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Śmiech był pozytywną reakcją, wiązał się z rozbawieniem, dobrym humorem, nie pasował do jego osoby. Niektóre z rzadkich uśmiechów, jakie wślizgiwały się na usta eliminatora, prezentowały się specyficznie, jakby zostały tylko doklejone do twarzy. Nie zdziwiłby się niemożnością mięśni do prawidłowego ułożenia się przy tym geście, to jak z ćwiczeniami fizycznymi – praktyka czyni mistrza, zaś z chwilą zaprzestania powtórzeń, każde kolejne wymaga więcej wysiłku. Przez długi okres męczył się z niezrozumianą rzeczywistością, odwrócił się od ludzi i odzyskał barwy w swoim własnym świecie, ale w wersji okrojonej.
Mógłby wytknąć tę samą postawę z jej strony – temat władzy nieraz pojawiał się w ich rozmowie i chociaż Warner unikał jednoznacznych odpowiedzi, trudno było mu nie sprawiać wrażenia powiązanego ze S.SPECem. Jeśli faktycznie należała do Łowców, ryzykowała, pół biedy, gdyby funkcjonował w mieście jako przeciętny zjadacz chleba, jednak w tych okolicznościach próbowała dotknąć ręką ognia z nadzieją, że nie muśnie jej płomieniem. Nie miała oporów przed przyznaniem się do utarczek z wojskiem ani do wątpliwości wobec idealnego życia, nie wiedział, czy stała za tym dłuższa relacja i zaufanie, jakie zdążyło zrodzić się między ich rozmowami, czy zwykła głupota. Lecz głupota zdecydowanie do niej nie pasowała.
Trochę Ci to zajęło.
Gdzie podziała się satysfakcja z potwierdzenia swoich przypuszczeń? Przyłapywanie przestępców na gorącym uczynku zawsze w pewien sposób go bawiło, mieszało się z pobłażliwością w chwili pokrzyżowania ich planów, ale teraz spędzał wolny czas z koleżanką, która obrała taktykę wystawienia kawy na ławę. Nie tego się spodziewał.
Niezidentyfikowane emocje uderzyły w jego żołądek, płuca, gardło. Złość? Skok adrenaliny? Niedowierzanie? Poczucie obowiązku? Co dokładnie zarzuciło na niego swój ciężki płaszcz? Kalectwo emocjonalne utrudniało ocenę rozwoju wydarzeń, ale przecież zwykle stanowiło właśnie atut, oddzielało jego uczucia od obowiązków, pozwalało bez gryzącego sumienia trzymać się procedur i wykonywać pracę jak należy.
Jej pytania zawisły w powietrzu otoczone ciszą.
Wstał powoli z klęczek, machinalnie otrzepując materiał na wysokości kolan z kurzu, po czym sięgnął dłonią do kieszeni spodni. Wyczuł pod palcami chłód metalu i kształt chętnie trzymanego przezeń przedmiotu, który zaraz błysnął w nikłym świetle oddalonej lampy ulicznej. Nie odpalał papierosa tuż obok jej osoby, odszedł kilka kroków wprzód, stając tyłem, i wsunął zaraz papieros między wargi. Noc była młoda, nigdzie się nie śpieszyli, a myśli w głowie potrzebowały ukojenia, swojego uzależnienia, które trzymało w ryzach opanowanie.
Kciuk wolnej ręki zahaczył dla wygody o krawędź kieszeni, podczas gdy druga operowała nikotynową pałeczką. Co jakiś czas wypuszczał z ust małe obłoki dymu, przyglądając się zachodzącej dyfuzji.
Pierwotny scenariusz zakładał niemiłą konsultację z informatorem Łowców, jednak zamiast problematycznego buntownika, dostał rozumiejącą go w pewnym stopniu koleżankę. Był niemal pewien, że jeśli sprawdzi jej nadgarstki, nie znajdzie na żadnym przepustki uprawniającej do przebywania na terenie miasta, sęk w tym, że nie zamierzał tego kontrolować. Czasami im mniej się wiedziało, tym na lepszej pozycji się stało. Zabronił sobie podejmowania pochopnych decyzji.
Oczekiwał po sobie gniewu, zalążka nienawiści pojawiającej się przy każdej konfrontacji z wrogiem, silnej potrzeby zatopienia ostrza między jego mięśniami… ale nic takiego się nie pojawiało. Albo nie w tej formie, co zazwyczaj. Już dawno temu w głowie okularnika zaszczepiono konkretny obraz pewnych zgrupowań, nieodpowiednich zachowań, rosło to w nim przez wszystkie lata i nie miało wiele wspólnego z osobistym doświadczeniem. Yuu nie pasowała do szeregu Łowców, wymordowanych, całej reszty, nie po tych wszystkich spotkaniach, które uświadamiały mu jej prawdziwą naturę.
A jeśli…
Zacisnął mocniej zęby na filtrze papierosa, wpatrując się twardo w rozciągającą się przed nim ulicę.    
Jaki informator? – Rzucił w końcu sucho w przestrzeń, a przy ostatnim wypuszczonym dymku zgiął niedopałek między palcami  i wyrzucił go do stojącego obok ławki kosza na śmieci.
Spojrzenie, jakim ją obdarzył, nasuwało skojarzenie ciemnego morza, zbyt spokojnego, zbyt rozległego, zbyt cichego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co to za atmosfera?
Skąd wzięło się to uczucie straszliwej pustki? Gdzie podziała się grająca w tle klubowa muzyka, chłodne powiewy wiatru, szum samochodów na odległej ulicy? Wszystko jak gdyby ograniczyło się do tej małej przestrzeni pudełka, w którym się znajdowali. Byli piękną ilustracją bez podpisu, sami nie wiedząc, dlaczego i po co. I chociaż ten spokój kaleczył ją bezgłośnie, nie wiedziała jak zalepić wszystkie dziury, może tego obrazka nie dało się już uratować, a jednak nadal nie potrafiła pozwolić mu całkowicie spłonąć. Było coś niepoprawnego w tym działaniu i nie potrafiła sobie odmówić, chciała dotrwać do końca, przechylić się na jedną, bądź drugą stronę, bo stanie na krawędzi bolałoby ją już zawsze.
Nie, właściwie to bała się porażki, za każdym razem się bała. Nieważne o jaką sytuację chodziło, strach mroził jej żyły, paraliżował umysł, zostawiał twarz z wyrazem delikatnego zastanowienia, za każdym razem tak samo pustym i bezsensownym. Mogła wstać i odejść, ale nigdy by nie zapomniała, każdego człowieka który chociaż raz przekroczył jej ścieżkę pamiętała bardzo dobrze, gdzie byli? Dokąd poszli? Odeszli? Nieważne, czy byli z nią, czy przeciw niej, nie była mordercą, do cholery, nie była, nie była... zadawanie śmierci stało się narzędziem, albo ona stała się narzędziem do zadawania śmierci.
Grała w trudną grę, miała wiele do stracenia, niewiele do zyskania, nie wiedziała nawet, czy cel warty był poświęcenia, ale chociaż istniał, chwytała się go drżącymi ze zmęczenia palcami mając nadzieję, że los wyciągnie do niej pomocną dłoń. A pewnego dnia to nastąpi, musi nastąpić. Smutny uśmiech na jej twarzy pojawiał się właśnie dlatego, że wiedziała, iż będzie taki dzień, gdzie ktoś wywróci planszę do góry nogami i powie: ten cały trud się opłacił.
Gdzie w tym wszystkim była osoba mężczyzny, który stojąc do niej plecami odpalał papierosa, spoglądając w przestrzeń bez wyrazu. Porzuciła go gdzieś na ścieżce swojego celu, a teraz spoglądała za siebie zastanawiając się, dlaczego nie nadąża. Bardziej od siebie, raniła innych. Może to nie była taka wyraźna i głęboka rana, ale pozostawiała za sobą pewne ślady, samo to, że pomimo swojej pozycji wojskowej po prostu od niej odszedł zamyślony głęboko upewniło ją w przekonaniu, że już zdała mu cięcie nożem, samym swoim pojawieniem się przed nim pewnego popołudnia setki dni temu.
Kolejnym ciosem jaki wyprowadziła była jej... zwyczajność. Chciała, żeby powtórzył swoje słowa, bezgłośnie nawet w przestrzeni własnych myśli, żeby przekonał się, że nadal może bez zawahania je powtórzyć. Bo co zmieniała jej mutacja? Nadal była tą samą osobą, tak bardzo ludzką, wtapiającą się w tło szarych obywateli, spokojnie kroczącą prze życie na swój sposób. Każe z nich szło do przodu niosąc na barkach swój ciężar.
Spojrzała na swoje dłonie, nie szukała w nich odpowiedzi, ale ucieczki. Powinna domyśleć się, że wszystko zmierza do takiego punktu, czuła się odpowiedzialna za własne słowa, które przez lata wypowiadała z takim przekonaniem wypisanym na twarzy, jakby sama w nie wierzyła. Życie było prostsze, kiedy w oczach Łowców S.SPEC był wrogiem i odwrotnie, kiedy S.SPEC spotykając łowcę wiedział od razu, że musi dźgnąć w przód, ciąć na ukos, powalić na ziemię, pojmać, zabić.
Powoli, bez pośpieszania sytuacji wyuczonym gestem sięgnęła ku swojej powiece, odchylając ją palcem wskazującym i pozbywając się soczewki z powierzchni gałki ocznej. Jeżeli jeszcze miał jakieś wątpliwości, to powinna pomóc mu zdecydować. Szkarłatne oko było pełne zdecydowania, cokolwiek ma się dziać, nie może przestać być sobą. A była dokładnie tym, kim prezentowała się teraz.
- Masz rację. Ja też nie lubię gdy ktoś ukrywa prawdę dla mojego dobra. - odpowiedziała głosem pozbawionym emocji, wstając z ławki i rozkładając lekko ramiona na boki. - Oto kim jestem.
Nie mówiła tego z żalem, ale z wyzwaniem. Czy nagle zmieniła się w jego oczach z człowieka w potwora? Tylko dlatego, że musiała ukrywać się, by przeżyć? Jeżeli tak, to chyba mocno się co do jego osoby pomyliła, wmawiała sobie kłamstwa w które sama wierzyła i nie wiedziała czego było jej szkoda bardziej. Opuściła ramiona i spojrzała na bok. Ciemność jego spojrzenia za bardzo ją przerażała, mogłaby utonąć w ty oceanie, gdyby teraz nie odwróciła wzroku.
- Nie musisz nic mówić, odejdę doceniając to, co dla mnie zrobiłeś. - Dodała. Nie pojmał jej od razu, chociaż miał ku temu doskonałą okazję, nawet by się nie broniła. Nie mogła dłużej nadużywać jego dobroci.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak samo jak wysoki mur otaczał miasto, tak teraz wokół nich pojawiła się niewidzialna bariera oddzielająca wszystko to, co mogłoby przeszkodzić w uporaniu się z tą trudną sytuacją. Ptaki szukające ostatnich liści w koronach drzew ucichły, wieczorne powietrze zastygło w bezruchu, nawet chłód stracił swą właściwość i czekał na ciąg dalszy, zmieciony przez nagłe podwyższenie się temperatury między ich dwójką. Najprostsze rozwiązanie podsuwało trzymanie się wytycznych – mógł złapać ją bez uprzedzenia, obezwładnić i zaciągnąć do siedziby S.SPEC, a tam oddać w odpowiednie ręce. Pojawiłyby się napisy końcowe, zaś kontynuacja prawdopodobnie nigdy by nie nadeszła. Przez miniony rok stworzyli całkiem miłe wspomnienia, wszystko zaczęło się od niefortunnego spotkania w barze i najwidoczniej również na tym mogło się skończyć.
Ale zwlekał.
Coś zacisnęło się wokół kostek i nadgarstków, nie chcąc puścić, pozwolić mu na gwałtowny ruch. Coś podpowiadało mu, by się zatrzymał, pomyślał, przypomniał sobie i dopiero po tym podjął ostateczną decyzję. Czy to głupie sentymenty? Współczucie? Nie, przecież już dawno zerwał łączące go z tym nici. To był pewny, płynny gest, niczego nie żałował, zatem gdzie podział się instynkt? Rzucał się na przeciwników jak pies na szynkę, to dostarczało mu rozrywki, satysfakcji, poczucia spełnienia obowiązku, a jednak stał sztywno kilka metrów dalej i powoli wydmuchiwał z płuc szarawy dym.  
Ludzkie uczucia potrafiły tylko wszystko komplikować.
Dał jej wybór, miała szansę cofnąć słowa, zrezygnować z tej niebezpiecznej gry, lecz ona jakby na przekór musiała zedrzeć płachtę pozorów z rzeczywistości. Rozbiła swoją sztucznie podtrzymywaną iluzję, prawda kryjąca się za posiadaniem czerwonej tęczówki wcale go nie zdziwiła. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy przyglądał się, jak wstaje z ławki i rozkłada demonstracyjnie ręce.    
Na kogo właśnie patrzył? Na przyjaciółkę czy łowczynię?

– Tym razem przeszkodzili w transmisji na żywo z przemówienia dyktatora – wymamrotał nastolatek, marszcząc brwi podczas czytania najświeższych wiadomości. Jego palec przytknięty do ekranu tabletu powoli przesuwał się w górę, odsłaniając resztę artykułu.
– Kto?
– Buntownicy.
Starszy mężczyzna odwrócił się od kuchennego blatu, na którym przygotowywał dzisiejszy obiad. Jego twarz budziła sympatię, tak samo jak ciepło w niebieskich oczach i zmarszczki wokół nich z chwilą pojawienia się drobnego uśmiechu.
– Martwi Cię to?
Chłopiec westchnął cicho i odłożył powoli urządzenie na stół, przy którym siedział. Ściągnął okulary z nosa i przetarł ich szkła specjalną szmatką do czyszczenia.  
– Nie pojmuję ich celu. Po co szkodzić dobrze rozwiniętemu miastu? Są jak chwasty w ogrodzie niszczące kolorowe kwiaty.
– Ich pobudki nie mogły wziąć się znikąd.
– Myślę, że to ten rodzaj ludzi, którzy chcieliby zdobyć władzę dla siebie… – Wyznał ostrożnie, ostatecznie wzruszając ramionami. – Ich działania powodują jedynie chaos, to… niebezpieczne. Sam zresztą wiesz o tym najlepiej.  
Do dźwięków rozmowy dołączył odgłos siekanych na desce warzyw.
– Quot homines tot sententiae…
– …suo' quoique mos*…  tak, pamiętam. – Lekki uśmiech pojawił się na twarzy młodzieńca. – Co nie zmienia faktu, że dla dobra wszystkich powinni stawić się przed władzą i zostać właściwie osądzeni.
– Uważasz, że tak łatwo jest zdefiniować dobro i zło?
– Słucham…?
– Nie mają przecież jasno wyznaczonych granic. – Mężczyzna wrzucił pokrojone pomidory do garnka i odwrócił się w stronę ucznia, by złapać z nim kontakt wzrokowy. – Obraz dobroci tworzy się na podstawie własnego osądu moralnego, to nie czerń i biel z kontrastującą krawędzią.
– Czy Ty próbujesz ich usprawiedliwiać…? – W głosie pojawiła się nuta niedowierzania połączonego ze zdziwieniem.
– Ależ skąd. Każdego człowieka traktuję obiektywnie, Ryu.
– …Przepraszam. – Skonsternował się i spuścił wzrok na powierzchnię stołu.
– Nie przejmuj się tym. – Szorstka dłoń poczochrała lekko jego włosy w opiekuńczym geście.  – Lepiej pomóż mi przyrządzić obiad, zanim mama wróci i po raz kolejny uzna, że dodałem za dużo soli…


Wypuścił cicho powietrze nosem, przymykając na moment powieki, a gdy ponownie je otworzył, zabrał głos:
Yuu Kami, nie lubisz, kiedy ktoś ukrywa prawdę dla czyjegoś dobra, masz specyficzne spojrzenie na świat, nie przeszkadza Ci Twoja blizna, bo traktujesz ją jako motywację, kochasz czytać, nadużywasz słowa „przepraszam”… – Powtórzył swoje wcześniejsze spostrzeżenia. – Masz ślepię przypominające czerwone oko u albinoskiego królika i naturę buntownika. – Dodał. – Poza tym darzysz mnie chyba zbyt wielkim zaufaniem. Rozważałaś możliwość zaistnienia groźnych dla Ciebie konsekwencji, prawda? Więc dlaczego…? – To kwestia, której nadal nie rozumiał.


*Quot homines tot sententiae: suo' quoique mos (łac.) – „ile ludzi, tyle zdań”.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naprawdę miała zamiar odejść, ale zawahała się może o sekundę za długo, przypominając sobie, że nadal ma na ramionach jego kurtkę. Teraz ciężar materiału przytłoczył ją niemiłosiernie, a do tego słowa przerywające ciszę odwiodły od pomysłu, przynajmniej na jakiś czas. Pojawiły się pytania, komplikacje. Miał okazję pożegnać się z nią na dobre, nawet bez słowa, ale pociągnął temat. Przecież taki właśnie był, dyskutował o tematach ciężkich i najcięższych bez cienia uczuć obecnych na obliczu. Chociaż teraz mogła się mylić, wydawało jej się, że coś gryzie go od wewnątrz i nie może się uzewnętrznić. Nie wiedziała tylko czy dlatego, że nie chce obnażać swoich emocji, czy nie może tego robić. Złapała się na poświęcaniu mu kolejnej porcji swojej uwagi i czasu, chociaż chwilę temu zdecydowana była odejść i zapomnieć o tej znajomości.
- Prawdopodobieństwo nie wynosi zero, masz rację. - Odpowiedziała, mimowolnie nawiązując do jego własnych słów jeszcze z wnętrza budynku.
Stała wyprostowana z rękami wiszącymi luźno wzdłuż ciała. Kroki stały się ciężkie, chociaż nie niemożliwe, wiedziała doskonale, że gdy wykona chociaż jeden, będzie musiała wykonać drugi, trzeci i każdy kolejny, a na to nie była jeszcze gotowa. Kiedy jedna sprawa została zamknięta, pojawiła się kolejna... mógł się zastanawiać, dlaczego kobieta nadal tu jest, ale to on nie chciał pozwolić łatwo jej odejść.
Zaufanie? Nie, mylił się.
Nie chodziło o zaufanie, ale o wiarę w prawdę. Może i rząd dyktował co nią jest, ale to łowcy umożliwiali im w ogóle możliwość podjęcia decyzji. Nie byłoby decyzji, gdyby pytanie nigdy nie powstało. I nie miała zamiaru być tutaj, by wmawiać mu swoje poglądy, tłumaczyć dlaczego łowca stoi przed żołnierzem bez broni rozkładając ręce, ukazując swoją prawdziwą naturę bez cienia strachu. I ona stała kiedyś na rozdrożu, wiedziała że na wiele pytań trzeba samemu sobie odpowiedzieć, inaczej nigdy nie odnajdzie się własnej prawdy.
- Stojąc przede mną powinieneś znać już odpowiedź na to pytanie. - odparła wymijająco. Dobrze, że stali w pewnej odległości od siebie, mogła spoglądać na jego twarz bez ryzyka, że zobaczy coś więcej, niżeli by chciała. - Ale ty się wahasz.
Była pewna, że cały ten czas, który spędzili w ciszy poświęcił na wewnętrzną walkę. Nie wiedziała do jakich wniosków mógł dojść, twarz bez wyrazu mogła należeć nie tylko do zagubionego człowieka, ale także do szaleńca który napawał się jej głupotą. Nawet jeżeli podjął jakąś decyzję, spodziewała się, że rozwiązanie ich problemu nadejdzie prędzej innego dnia i w innych okolicznościach.
Znał jej twarz, znał jej personalia, w pewnym sensie mógł nawet pamiętać jej nawyki, miejsca do których chodziła, o których opowiadała, ale i ona zdążyła dowiedzieć się czegoś o nim. Nie użyłby tych podstępem zdobytych informacji, gdyby nie został do tego zmuszony. Było w nim to coś, co by mu nie pozwoliło. Nie umiała tego nazwać, ale wiedziała, że to dobra cecha. Nie nazwałaby jej dobrą, dlatego, że czuła w tym możliwości ucieczki dla siebie, była dobra, bo pewnie stosowałby ja względem każdego napotkanego człowieka. Przez to wszystko przypominał jej trochę rycerza, zawsze za prawdą, z honorem i dumą, a nie bezdusznego zabijakę na smyczy rządu.
Dlatego, że nie widział przed sobą potwora, mordercy.
Dlatego, że rozmowy jakie odbywał z nią mógłby odbyć z każdym mieszkańcem miasta.
Dlatego, że nie różniła się za bardzo od innych.
Nie dlatego, że chodziło akurat o nią, że poświęcił czas, słowa, emocje.
Tutaj znajdował się powód jej spokoju. To było coś głębszego, silniejszego niż krótkie personalne wahania odnośnie kobiety, która przed nim stała. Nie, gdyby o nią chodziło, sprawa już dawno zostałaby rozwiązana, ale w grę wchodziły podwaliny całego światopoglądu. A Kami żałowała tylko, że to akurat ona musiała naruszyć ten stabilny grunt, po którym chodził Moriyama.
- Wierzę, że znasz odpowiedź na to pytanie i że to ono cię powstrzymuję.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach