Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

c z a s : tegoroczne święta Bożego Narodzenia
m i e j s c e : galeria handlowa, M-3
u c z e s t n i c y : Warner, Yuu + NPC.


 — […] policjant rozwiązuje krzyżówkę. Zatrzymuje się na haśle: "największy ptak na trzy litery", pierwsza M. Chwilkę myśli, drapie się za uchem, po czym z dumą pisze: "MÓJ", AHAHA. — Rechot rozbrzmiał wokół ich grupki, zwracając przelotną uwagę kilku przechodniów.
 — Chi, Ty to znasz się na żartach! — Skomentował drugi.
 — Noo, sypiesz nimi jak z rękawa. — Dodał trzeci.
 — To się nazywa dostęp do Internetu. — Wtrącił marudnie Warner, który, jak skazaniec, wlókł się za trójką znajomych.
 — Hee?
 — Jeśli myślisz, że noszenie okularów jest oznaką wąskiego pola widzenia, to jesteś większym idiotą, niż początkowo przypuszczałem.
 Odpowiedział mu rozbawiony śmiech.
 — Widać, że humor Ci dzisiaj dopisuje! — Ścięty na krótko blondyn machnął olewawczo ręką, w międzyczasie wkraczając wraz z resztą do tętniącej życiem galerii handlowej na obrzeżu miasta.
 Z każdej strony otaczały ich świąteczne ozdoby, porozwieszane światełka, bogate w bombki choinki, stoiska z tematycznymi prezentami oraz wesoła muzyka kontrastująca z miną eliminatora. Nigdy dobrowolnie nie zjawiłby się tutaj w takim towarzystwie ze świadomością ich intencji, niestety wyjątkowo wykazywali się większą upartością i nieznośnością niż zazwyczaj, przez co zdecydował się pocierpieć najbliższą godzinę na rzecz świętego spokoju do końca dnia.
 Dzień, jak co dzień, nie rozumiał tej dziwnej ekscytacji.
 — To czekaj, mówiłeś, że ile kończysz…?
 — Nie mówiłem.
 — Trzydziestka na karku? Ty staruchu! — Dłoń poklepała go po ramieniu, co spotkało się z ostrzegawczym spojrzeniem rzuconym z ukosa. — Rozluźnij się, tylko żartuję. Yuri i tak jest z nas najstarszy, nie? — Łysy mężczyzna o okrągłej twarzy uśmiechnął się z drobnym speszeniem, kiwając potwierdzająco głową.
 — Stary, ale jary, jak to się mówi.
 — Uważaj, żeby Twoja laska nie wymieniła Cię na nowy, lepszy model. — Blondyn ledwo stłumił rozbawienie, dlatego skupił się na sprawnym omijaniu całej rzeszy klienteli. O tej porze centrum pękało w szwach, a  wszystkie sklepy cieszyły się sporym zainteresowaniem.
 — Kiedy poznamy Twoją wybrankę serca, Warek? Wiesz, czas ucieka.
 — Jest ściśnięta w kieszeni płaszcza. Podejdź bliżej, to Cię z nią osobiście zapoznam — mruknął, ani trochę nie podzielając humoru kroczących obok kompanów.
 Usłyszał prychnięcie pod nosem.
 — Dobra, Warner, rozumiem, że wieczory spędzasz właśnie z ręką?
 Puścił komentarz mimo uszu i dotknął palcami schowanego opakowania papierosów, w odpowiedniej chwili reflektując się, że to nie najlepsze miejsce na zatruwanie powietrza. Westchnął w duchu, zdając sobie sprawę, że wytrzymanie z nimi będzie kosztować go sporo cierpliwości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spoiler:

Przecisnęła się przez tłum. Rozbieganym spojrzeniem szukała wśród rozemocjonowanych promocjami ludzi swoich oprawców. Nie chciała wpaść na nikogo, dlatego manewrowała niczym baletnica, robiła uniki i wykręcała się bokiem obok trzymających za ręce par, schowała się wreszcie za choinką. Wzięła głębszy oddech, kolejna akcja wymagała opanowania i czujności. Wychyliła się delikatnie poza obręb plastikowych gałązek, w bombkach odbijały się kolorowe lampki.
- Mam Cię!
Poczuła uścisk na nadgarstku i podskoczyła szczerze zaskoczona. Odwróciła się, zaciskając usta w wąską linię spoglądając w oczy osobie, której udało się ją wreszcie dorwać w plątaninie korytarzy centrum handlowego.
- Teraz dostanę prezent, prawda? - Błyszczące oczy dziesięciolatki odbijały na swojej powierzchni setki tysięcy światełek wiszących w wielkiej instalacji nad ich głowami. Jej jasne loki opadały na twarz, poprawiała je co chwile, ale te wracały na swoje miejsce. Małe ręce wyciągała ku jednookiej z zębami wyszczerzonymi w dziecięcym uśmiechu.
Kami westchnęła, taka była umowa. Teraz musiała odnaleźć tylko resztę dzieciaków. Prezent należał się każdemu, ale przecież było ciekawiej, kiedy wymyśliła dla nich jakąś zabawę. Nie często miały okazje w ogóle wyjść poza obręby kryjówki, małe istotki dla których samo zobaczenie świątecznych instalacji było niczym nagroda za lata ukrywania się pod ziemią.
Przechyliła głowę obserwują emocje malujące się na małej twarzy, rumieńce pokrywały jej policzki, twarz jaśniała w radości.
- Oczywiście, że tak. Byłaś pierwsza, więc będzie mogła wybrać na początku. - odparła poważnie, ale nie mogąc ukryć w swoim głosie nutki zadowolenia. Położyła dłoń na ramieniu dziecka i odwróciła wzrok w stronę siedzącej przy tęczowej fontannie kobiety. - A teraz wracaj do pani Sasaki.
Prześlizgnęła się obok choinki odsyłając dziewczynkę do starszej opiekunki, która obserwowała wszystko z daleka i pilnowała, by żadne z trójki dzieciaków nie zagubiło się wśród ludzi. Kobieta z długimi włosami i chustą na głowie była tak naprawdę wymordowaną, matką zastępczą całej adoptowanej trójki. Jednooka obiecała kiedyś dzieciakom, że weźmie je ze sobą na górę, denerwowała się jak cholera, ale przywódca musi być słowny. Dobrze, że wystarczyła im sama zabawa w chowanego w galerii, na więcej nie było czasu i w większym stopniu nie byłaby w stanie ryzykować tylko dlatego, że biedactwa miały światła dziennego jak na lekarstwo. Musiały nauczyć się żyć pod ziemią, bronić i walczyć zanim samodzielnie wyjdą na górę i stawią czoła miastu, które wcale nie jest takie cudowne, jak im się zdaje. Upewniła się, że cała trójka (w tym dwoje mniej zadowolonych) wróciła do opiekunki, a potem wszyscy oni udali się w stronę wyjścia. Dalej dadzą sobie radę, a ona... no właśnie. Pozostała obok choinki drażniąc wzrok zapatrzona w ozdoby choinkowe. Teraz już nic dla niej nie znaczyły, kiedy traktowała je jako egzotyczny zwyczaj obchodzenia narodzin Boga przywieziony z zachodu. Jej rodzina wyznawała Shinto, a ona sama przestała interesować się religią, kiedy okazało się, że żaden bóg czy bóstwo nie są w stanie jej pomóc. Teraz jednak patrzyła na piernikowe renifery i złote bombki z pustą w spojrzeniu, zapatrzyła się na jedną, wielką ozdobę w której wszystko odbijało się w przezabawnym kącie. Widziała swoją twarz, ciemne włosy spięte niezgrabnie, szyje ukrytą za zwojami niebieskiego szalika, czarny płaszcz z naszytymi wzorami, który zakrywał większość jej ciała. Przechyliła głowę obserwując jak odbicie podąża jej śladem, przyjrzała się ludziom poruszającym się za jej plecami, prawie jakby patrzyła na całkiem inny świat. W tym odbiciu nawet blizna na jej twarzy obejmowała jego przeciwną stronę. Mimowolnie usłyszała słowa wypowiedziane jakimś znajomym głosem i spojrzała jak odbicie uśmiecha się delikatnie, acz smutno. Przytaknęła i poczekała, aż mijająca ją za plecami grupa przejdzie na tyle daleko, by żaden z żołnierzy nie był w stanie jej dostrzec.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Jednym uchem słuchał za głośnych komentarzy towarzystwa odnośnie trzysta osiemdziesiątej części Gwiezdnych Wojen, jaka niedawno pojawiła się na wielkim ekranie, by drugim wyłapywać fragmenty rozmów śpieszących się w poszukiwaniu prezentów rodzin, rozentuzjazmowanych atmosferą dzieci czy świątecznych piosenek płynących z głośników.
„Shake it up
Shake up the happiness
Wake it up
Wake up the happiness
Come on you all
It's Christmas time!”

 W mniemaniu wojskowego święta wcale nie były szczególnym okresem w całym roku, co wynikało pewnie z braku jakiejkolwiek praktyki tradycji. S.SPEC w ramach świąt organizował drobne przyjęcia, czasami będące niezależnym pomysłem i działaniem pojedynczych jednostek, ale nigdy nie ciągnęło go do spędzania czasu ze współpracownikami przy wigilijnym stole. Nie odnalazłby się tam, siedziałby gdzieś z boku ze wzrokiem wlepionym w telefon z zamiarem skończenia kolejnego raportu albo analizowania otrzymanych informacji odnośnie konkretnych przedsięwzięć. Co chwila uciekałby na papierosa, a jego mina nie wyrażałaby jakiegokolwiek zadowolenia. Nawet święta nie wymuszą na nim tej sztucznej uprzejmości.
 Zwolnił kroku, pozostając metr za resztą, a ostatecznie zatrzymał się na środku pasażu. Yuu mogła dostrzec, jak niewyraźna na powierzchni złotej bombki postura mężczyzny odwraca się i spogląda prosto na jej plecy przez kilka długich sekund, zanim nie rusza znów do przodu. Tak jak ona potrafiła rozpoznać go w tłumie po samym chodzie, tak on rozpoznawał już ten ciemny kolor włosów, jakby faktycznie wyróżniał się czymś od innych sobie podobnych. Gdyby chciał przywołać w głowie jej dokładny obraz, nie natknąłby się na żadną przeszkodę.
 — Byłeś grzeczny w tym roku, War? — Chi zerknął na niego, a później podrzucił małego, czerwonego ludzika, którego chwilę temu dostał od przebranego za elfa pracownika galerii.
 Odruchowo złapał więc w rękę czekoladowego Mikołaja, a ten patrzył na niego z sympatycznym uśmieszkiem, mimo tego, że los skazywał go na utratę głowy i reszty części ciała w napływie apetytu właścicieli. Od strony eliminatora nie musiał się tego obawiać – został schowany do kieszeni płaszcza, jednak nie „na później”. Nie przepadał za słodyczami, rzadko kosztował jakichkolwiek ciast, stronił nawet od gum do żucia czy miętowych cukierków.
 — Hej, chłopaki, promocja na sportowe buty! — Kędzierzawy koleżka wskazał palcem w bok, na wejście do jednego z licznych sklepów, a przyklejona do szyby żółta kartka z informacją o przecenach przyciągała wzrok.
 — Teraz laski będą-… Hej hej, Ty idziesz z nami! — Złapał okularnika za ramię i pociągnął, by po chwili wkroczyć ze wszystkimi w świat sportowego ubioru.
 Wystarczył jeden bliższy rzut oka na stojące na regałach cudeńka, by koledzy kompletnie stracili zainteresowanie najbardziej opornym kompanem, czego ten nie omieszkał się wykorzystać, by powoli zrobić kilka kroków w tył, a ostatecznie opuścić sklep. Wcale nie chciał tu być, nie oczekiwał niczego z tytułu postarzenia się o kolejny rok, mimo to nie chcieli odpuścić. Może zwyczajnie potraktowali to jak pretekst do wydawania pieniędzy.
 Skręcił w lewo – w stronę, z której przyszedł – bynajmniej nie myśląc nawet o tym, że gdzieś w tamtych okolicach zarejestrował wcześniej obecność Łowcy, po prostu chciał jak najszybciej oddalić się na bezpieczny dystans i zginąć w tłumie klientów.
 Mijał kolejne bogate w lampki choinki, ozdoby w postaci reniferów czy ludzi przebranych za pomocników Mikołaja, wszyscy z przyklejonymi na twarzach uśmiechami. Nie był w stanie stwierdzić ich prawdziwości.
 — …to był mój cukierek! — Zrozpaczony głos pojawił się gdzieś z boku, przyciągając na moment spojrzenie okularnika.
 Na oko siedmioletnia dziewczynka o czarnych jak smoła warkoczach wpatrywała się z wykrzywioną w smutku twarzą w oddalającą się w pośpiechu osobę swojego rówieśnika, który w dłoniach trzymał całkiem spory zapas słodyczy. Pokazał jej złośliwie język, a później zniknął między wyższymi ze swoim łupem.
 Sytuacja robiła się niebezpieczna, bo w dziecięcych oczach zaczęły zbierać się łzy będące łagodną falą przed tsunami smutku. Trzymała się dzielnie, zaciskając usta i zwijając dłonie w piąstki, ale gdy pociągnęła nosem, jasne było, że ten haniebny czyn pociągnie za sobą znacznie gorsze konsekwencje niż chwilowe odebranie komuś humoru.
 Wciągnęła powietrze przed kolejnym szlochem, ale jej uwagę przykuł podsunięty przedmiot o gryzącej oczy czerwonej barwie.
 Skupiła zdezorientowana wzrok na uśmiechającym się do niej mikołaju, a później zadarła głowę, by spojrzeć na mężczyznę.
 — Nie krępuj się. Potrzebujesz go bardziej ode mnie — mruknął ironicznie pod nosem. I tak zamierzał go wyrzucić albo zostawić gdzieś na boku.
 Dziewczynka przez moment wahała się, patrząc to na słodkiego grubaska to na nieznajomego. W końcu uśmiechnęła się nieśmiało, odganiając od siebie łzy, i chwyciła w rączki cukierniczy wyrób.
 — Dziękuję! — Niespodziewanie przylgnęła do jego brzucha, a jak na dziecko miała całkiem silny uścisk.
 Spiął się na ten przypływ czułości, zmarszczył brwi i uniósł nieznacznie ręce, nie wiedząc, co z nimi począć. Bo sam na pewno by jej nie objął, nie przesadzajmy, tylko oddał swoją czekoladę. Stał więc tam trochę skołowany, bezradny, przenosząc wzrok na przechodniów, a niektórzy z nich rzucali ciekawskie spojrzenia. Nie wyglądał zbyt sympatycznie odziany w czerń i z oczami schowanymi za lenonkami, dlatego miał nadzieję, że dziewczynka puści go, zanim ktoś uzna tę scenkę za zbyt podejrzaną.
 — Wracaj do rodziców. — Popędził ją, klepiąc lekko w ramię, by dać znak do przerwania tej wdzięczności.
 — Dziękuję, proszę pana! — Obdarowała go szerokim uśmiechem kilku ubytków po wypadnięciu mlecznych zębów, a później odbiegła, przyciskając do siebie mały prezent.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie musiała szukać punktu zaczepienia dla spojrzenia, choinka była bogato ubrana, większość ozdób byłą robiona ręcznie przez, jak głosiła karteczka na dole, dzieci z różnych szkół w mieście w ramach zajęć plastycznych. Kolorowe wieńce z papieru, ręcznie malowane bombki, renifery z piernika czy ceramiczne choinki z oszklonymi wzorami. Wędrowała z góry do dołu, z prawej do lewej ciesząc wzrok feerią barw. Jeżeli mieszka się w tak obskurnym i nudnym miejscu każda mała pierdółka cieszy, a przed oczami kobiety było ich setki. Jeżeli ktoś chociaż raz był w jej pokoju wiedziałby, że jednooka lubiła otaczać się kolorami, coś powiedziałoby się niezwykle abstrakcyjnego, w końcu sama w sobie nie emanowała nadmiernym kolorytem.
Przestała zwracać uwagę na to, co działo się za jej plecami i pozwoliła po prostu się dziać. Nie wszystko wymagało jej komentarza i interwencji, ale jednak gdy utkwiła wzrok, jak reszta świątecznego tłumu w centrum, na scenę rozgrywającą się obok, nie umiała się nie zaśmiać w duchu. Wtopiła się w otoczenie i wychyliła zza choinki dopiero wtedy, gdy ludzie uznali, że nie ma już co oglądać. Wielu z nich uśmiechało się wyraźnie, każdemu humor poprawiał taki mały gest ludzkiej dobroci, szczególnie w czas taki jak ten.
 - Ho-ho, czyżby duch świąt był wśród nas? – wykrzywiła usta w triumfalnym wyrazie, ale bez swojej zwyczajnej złośliwości. Nawet ona wychodziła gdzieś czasem bez poważnego powodu, po prostu zrobić coś miłego, rozluźnić się.
Towarzystwo dzieci już ją opuściło, w całym zamieszaniu w okolicach choinki ona upewniła się, że kobieta wraz z trójką wyszła frontowymi drzwiami jak gdyby nigdy nic. Było tu dosyć tłoczno, więc nikt nie zwracał szczególnej uwagi na roześmiane małe istotki, było ich tutaj setki. Z tego wszystkiego najmniej do ogólnego widoku pasował mężczyzna, no i jego koledzy, których Kami także zauważyła już wcześniej. Grupka facetów udająca się na świąteczne zakupy? Całkiem niecodzienny widok.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oswojony z uwagą, jaką otaczali go ludzie nie tylko w sercu siedziby, cierpliwie czekał, aż gapowicze zrozumieją, że na dalszej obserwacji marnują czas, a tego w święta często brakowało. Nie chciał zajmować części ich zainteresowania tym jakże rozczulającym obrazem własnej osoby atakowanej przez czułość dziecka, przecież nie zrobił nic wyjątkowego, chciał uchronić uszy najbliższych przed głośnym szlochem. Nikt nie przepadał za hałaśliwymi małolatami, takich trudno się uspokajało, nie miały oporów przed jawnym okazywaniem swojego smutku.
 Wygładził od niechcenia materiał płaszcza, dziękując w duchu, że nie znalazł się w zasięgu widzenia „kolegów”, którzy może wcale nie zorientowali się w braku jednej osoby, zbyt zajęci szukaniem sobie prezentów i wydawaniem pieniędzy. Gdyby było inaczej, już dawno usłyszałby śmiech, gwizdy i głośne, wprawiające w ruch brew komentarze. Ale do jego uszu doszedł inny, znajomy głos.
 Ho ho holy shit – to pierwsze, co mu się nasunęło na myśl.
 — Żadnego ducha nie widziałem, ale trzeba brać poprawkę na to, że takie są z reguły niewidzialne. — Teraz, kiedy nic nie zajmowało jednej z kieszeni wierzchniego odzienia, mógł swobodnie wsunąć w nie obie dłonie. O ile na zewnątrz mróz potrafił się nieźle naprzykrzać, tak w środku galerii bywało wręcz gorąco, ale to nie przeszkodziło mu przed przyjęciem wygodnej pozycji. Czasami chował zaciśnięte dłonie, by odruchowo nie sięgnąć po kolejnego papierosa.
 — Świąteczne zakupy? — zagaił, bynajmniej nie wierząc w taki scenariusz. Bez przepustki nawet dostanie się do księgarni utrudniały zabezpieczenia w postaci czytników otwierających drzwi, nie mówiąc o formie zapłaty przez wirtualne pieniądze.
 Świąteczne zakupy jako pozory dla załatwiania rebelianckich spraw? Nie chciał otrzymywać informacji, których nie mógłby puścić mimo uszu.
 — Nie mam drugiej czekolady. — Dodał, chwilowo nadając Yuu stanowisko kolejnego, łasego na cukier dziecka.


Ostatnio zmieniony przez Warner dnia 30.01.18 21:45, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby nie ważny powód, który nie pozwalał jej zrezygnować z pomysłu wyjścia, wcale nie pojawiłaby się w centrum handlowym. Miejsce to było szczególnie nieprzyjemne w okresie świąt, kiedy to pozornie szczęśliwi, przepełnieni duchem świat ludzie spoglądali na innych z podwójną chęcią oceniania. Co ta lalunia z lewej kupiła na prezent? A ten koleś z brodą, ile wydał na ozdoby swojej choinki? A ta pani z opatrunkiem na twarzy, czy ona ma zamiar zjeść ozdoby z tej choinki, że tak się na nią zapatruje?
Najprawdopodobniej, już teraz byłaby w połowie drogi, gdyby nie kolejne spotkanie z gatunku: „Nie wiem dlaczego ciągle na Ciebie wpadam, czyżby przeznaczenie?”. Nie umiała odejść uprzednio przynajmniej się nie witając, dookoła nie było zagrożenia, nie widziała też przeciwności w postaci balastu innych żołnierzy.
 - Masz rację, ale to znaczy dokładnie tyle, że mogą gdzieś tu być. Może w środku? – ciągnęła, celując palcem w mężczyznę. Nie miała jednak zamiaru obstawać przy swoich zarzutach, akurat Moriyama nie pasował do kogoś wyznającego w sposób szczególny świątecznej dobroci, chociaż nie mogła mu zarzucić bycie do końca złym. Zwyczajnie większość osób wokół nich pasowała bardziej do tej roli, niżeli stojący przed nią, tak całkowicie przypadkiem.
 - Poszukiwania idealnie ciepłych skarpet na długie, zimowe wieczory. – odpowiedziała żartem, chociaż wcale by nie narzekała, gdyby przyszło jej dostać taką doskonałą parę grubych, miękkich skarpetek w których mogłaby spać na swojej ulubionej rurze z ciepłą wodą. Vettori mówił, że zachowuje się trochę jak kot, lgnie do ciepła, zdolna spać nawet w niewygodzie. Skarpety wcale nie brzmiały jak zły prezent w pewnym wieku. A skoro mowa o prezentach...
 - No nie... to niepotrzebnie Cię zgadywałam. Co teraz? Skoro nie dostanę czekolady, to chyba mogę już iść. – zacisnęła pięści i udawała rozczarowaną przesadnie intonując swoje niezadowolenie z takiego rozwoju sytuacji. Kontynuowała jednak, zaczepiając tym razem już inny temat. – Masz urodziny? I poważnie trzydzieste? Aleś ty stary.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Widział dziesiątki uśmiechów i spośród całej tej puli wyodrębnił dwa rodzaje – szczere, należące głównie do dzieci, i wymuszone, u dorosłych osób, którym w głowie nie uprzejmości, lecz szybkie zakupy i powrót do domu. Kiedyś przepadał za świętami, obecnie drażniła go ta „tradycja” bycia miłym, skoro właściwie wymuszała na wielu osobach sztuczność. On nie udawał, nie zmienił swojego nastawienia, stanowił przeciwieństwo tej całej otoczki radości. Jak czarna owca w stadzie, a przecież ktoś musiał równoważyć wszystko w naturze.
 Los musiał wystawiać go na próbę, podsuwać szansę na naprawienie błędów, a może na uświadomienie sobie pewnych spraw, które wciąż spychał daleko w tył głowy. Nie widział przeciwwskazań do kolejnego, przypadkowego spotkania ze znajomą, od chwili niefortunnej zabawy i jej konsekwencji minęło już wystarczająco dużo czasu, by oswoić się z myślą o przegranej i bynajmniej wcale nie chodziło o niedostateczną do pokonania kobiety siłę.
 — Więc duchy żyją w metalowych puszkach?
 Założy się, że gdyby tylko wyciszył umysł i skupił się na wnętrzu, usłyszałby nieprzyjemne chrobotanie pracującego żelastwa, które zastępowało połowę jego serca. A im dłużej by się temu przysłuchiwał, tym bardziej odczuwałby płynący z tego chłód.
 Tutaj nawet gorąca kawa by nie pomogła.
 — Skarpet, powiadasz? Czyli takie puchate, najlepiej koloru czapki Mikołaja? — Uniósł jedną z brwi, a później spojrzał bezwiednie znad ramienia.
 Zdawało mu się, że gdzieś w oddali słyszy znajomy głos, to by zaś oznaczało przemieszczanie się „kolegów”, w związku z czym dobrze byłoby samemu zmienić położenie i nie kusić losu na wpadnięcie na siebie. Nie tylko znowu zaciągnęliby go gdzieś, gdzie wcale nie chciał być, to jeszcze z pewnością zainteresowaliby się obecnością kobiety. No bo jak to tak, płeć piękna przy Warnerze? Która nie wygląda na zakłopotaną jego charakterem?
 Ruszył nieśpiesznie przed siebie, zerkając tylko na znajomą.
Dobrze myślałem, że trzymasz się mnie jedynie dla własnych korzyści. — Wytknął lekko, a brak przejęcia na twarzy jasno sugerował żart w jego wypowiedzi. — Niestety tak. Każdy ma. A poza tym… kto to mówi. — Posłał jej wymowne spojrzenie pod tytułem „jesteś dwa razy starsza”. — Dwadzieścia siedem. – Sprostował zaraz. — Nie jestem dla Ciebie za młody? — Powstrzymał się przed parsknięciem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Etap nadmiernego przejmowania się komercjalizacją atmosfery świąt przebyła dobre kilkanaście do kilkudziesięciu lat temu, teraz poniekąd rozumiała wszystkie te dzieciaki wypatrujące z błyskiem w oku pierwszej gwiazdki na niebie, czy prezentów pod choinką. Kiedy ona była mała, Boże Narodzenie należało do legend zza bramy, jej rodzina wyznawała inną religię, więc kiedy nadchodził grudzień, starali się żyć normalnie, czasami nawet usilnie ignorując istnienie wszelkich dóbr prezentujących zachodnie tradycje. Większość jej znajomych obecnie bawiło się jednak, chociaż odrobinę w świętowanie, część tylko narzekają, inna część wiernie postępując zgodnie z zasadami. Szczególnie dzieci, nie widziała powodu by psuć im tego dnia swoją obojętnością. Ostatecznie i tak miała wolne, zastosowali podstawowe środki ostrożności i oficjalnie ogłosili odpoczynek. Kiedyś utarło się, że nawet podczas wojny przeciwne strony muru nie powinny wtedy walczyć, całkiem przyjemna, niepisana zasada.
Rozłożyła ręce na boki słysząc jego pytanie.
 - No wiesz, mówi się, że dżiny mieszkają w metalowych lampach. Pewnie duchom jest do nich bardzo niewiele. W takim razie mam trzy życzenia, skoro Cię spotkałam? – wykrzywiła usta w lekkim uśmiechu i przycisnęła palec do ust szukając skupienia, by odgrzebać wewnątrz umysłu najbardziej pożądane rzeczy. Dla żartu oczywiście, chyba nigdy tak naprawdę nie chciałaby w jego towarzystwie wyrazić na głos, czego by chciała. Przede wszystkim nie była materialistką, a jej trzy życzenia mogłyby wywołać zamieszanie wśród każdego innego grona niż jej własne, jednoosobowe. Płynnie przeszli jednak do tematu skarpetek, a tutaj mogła się tak samo dobrze popisać opowiadając o abstrakcyjnych pragnieniach, jak przy wcześniejszej dyskusji.
 - Zdecydowanie. Dużo puchu, grupa wełna i masa kolorowych ozdób na wierzchu. Nie ma nic lepszego niż paskudne, świąteczne skarpety. A przynajmniej nic cieplejszego. – zaśmiała się krótko odwracając wzrok na bok. Wszystko świeciło, trochę denerwowały ją te migające światła, nie działały zbyt dobrze na uszkodzony i tak wzrok, który reagował podwójnie wrażliwie na ostre kolory. Przyzwyczajony raczej do stonowanych szarości podziemia szalał w takiej jasnej, świątecznej galerii.
Odwróciła się na pięcie wychwytując wzrokiem uciekającego spod wielkiej choinki okularnika, ale zrównała z nim krok sugerując się rozmową, która wcale nie wyglądała na skończoną.
 - Znowu przed kimś uciekasz? – rzuciła pytaniem, sugerując się jego zachowaniem. Niemal zawsze zachowywał się jak kot, który odchodzi w momencie, który mu pasuje, ale czasami i jednookiej udawało się wychwycić te delikatne sygnały po których była w stanie poznać, co nim kieruje. Złapała go pod ramię,  zastanawiając się, czy będzie miał coś przeciwko. Nie robiła nic złego, czasami wygodniej chodziło jej się tak z kimś podczas prowadzenia rozmowy, brak jednego oka wymuszał pewne zachowania. Poza tym było ciepło. – Oczywiście, że tak. Myślałeś, że robię to tylko z przyjemności? – odpowiedziała równie poważnie co on, czyli właściwie przemycając humor w swoich słowach. – W takim razie teraz nie mogę Cię tak łatwo wypuścić, muszę zrobić wywiad i zastanowić się, co Ci sprezentować z tej okazji. – dodała, ale tym razem mówiła całkowicie szczerze. Chęć podarowania mu czegoś była całkowicie naturalna, a przy tym nie tyczyła się zbyt wielu osób z jej otoczenia, zazwyczaj po prostu nie znała daty ich urodzin. – Za młody na co? – zapytała w końcu. Nie da się być chyba za młodym czy za starym na znajomość. Chyba, że zastanawiał się, czy Kami nie widziała w nim przypadkiem dzieciaka, którym trzeba się zaopiekować jak tymi, z jakimi tutaj przyszła.
Nie, Yuu na pewno nie widziała w nim dzieciaka.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Według tej logiki niepełne trzy. Powiedzmy, że dwa. — Zgodził się w ostateczności, nigdy nie podchodząc jednak do dżinów z uwielbieniem, nawet za dzieciaka, takie spełnianie życzeń w trymiga odbierał za niesatysfakcjonujące. Jeśli miał przed sobą długą, wyboistą drogę i ścieżkę na skróty, to w większości wypadków wybierał tę pierwszą. Przynajmniej był pewien, że się nie zgubi i nie straci najważniejszego z oczu. — Czy jednym z życzeń są te skarpetki? — To by wiele ułatwiało i nawet mógłby się pokusić o realizację jej marzenia.
 Nie pamiętał, kiedy ostatni raz cokolwiek komuś sprezentował. Raz, że nie czuł takiej potrzeby, dwa, nie utrzymywał z nikim tak dobrej relacji, to trzy, gdyby sam miał wymyślić ten prezent, to by się głowił nad tym dobre kilka miesięcy. Najprościej wprost powiedzieć, co się komu podoba bądź czego tak naprawdę chce, i dałoby się to załatwić bezproblemowo.
 — Wnętrze aktywnego wulkanu jest zdecydowanie gorętsze od takiej części ubioru. — Zauważył z tym swoim suchym poczuciem humoru.
 Tak jak podejrzewał, że nie przerwała rozmowy, choć udanie się w tę samą stronę co on sugerowało, że nie śpieszyła się z własnymi sprawami. Może przybyła tu wyłącznie nacieszyć się tą całą atmosferą? Nie miał pojęcia, jak święta wyglądają wśród Łowców, czy w ogóle to praktykują.
 — Wykonuję taktyczny odwrót. — Poprawił ją.
 Zwolnił kroku, gdy poczuł nieznaczny ciężar na ramieniu, co skomentował krótkim „hm?” i pytającym zerknięciem w jej stronę. Rozejrzał się nawet po otoczeniu, doszukując się w nim zagrożenia, które stanowiłoby pretekst dla odciągnięcia go w bezpieczną stronę, jak to zrobiła (a przynajmniej miała w planach) po nieszczęsnym wieczorze w barze. Tym razem by jej nie powalił na ziemię.
 — Myślałem, że moja uroda i urok osobisty Cię przy mnie trzyma. — Odparł sarkastycznie. — A jeśli Cię na to nie stać? — Przenosił bezwiednie spojrzenie z jednej witryny sklepowej na drugą, które mijali, ale nic nie przyciągało na dłużej uwagi eliminatora. — Konflikt pokolenia. — Uściślił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przechyliła głowę szukając punktu, w którym zostało odebrane jej to jedno, cenne życzenie.
 - Coo... niby dlaczego tylko dwa? – zaczęła, ale po chwili uznała, że drążenie tematu lamp i dżinów jest niebezpieczne. W którymś punkcie oboje musieliby na głos stwierdzić, że dżin wychodził na powierzchnię dzięki pocieraniu lampy. Spojrzała na bok szukając ucieczki dla wzroku. Chora wyobraźni, moja towarzyszko. Na szczęście skarpetki ratowały wszystko. – A bo ja wiem. Życzenia to poważna sprawa, jednym mogłaby wywołać wojnę, a drugim ją zakończyć. Przy tym myśli o skarpetkach wydają się po prostu bezpieczne.
Dotknęła dłonią ust. Z jakiegoś powodu łączenie tak dziwnych tematów z powagą nie szło jej źle, ona wprowadzała ten element chaosu do dyskusji, a Moriyama tonował swoim ułożonym spokojem. A potem hasło o wulkanie rozbroiło ją do końca.
 - Moriyama Ryutarou... cieszy mnie, że nie próbujesz się śmiać podczas opowiadania swoich żartów, to byłoby dla mnie już zanadto traumatyczne przeżycie. – odpowiedziała z uśmiechem drocząc się z nim. – Ale gdyby się uprzeć, znalazłby się taki, co powiedziałby jakie to części ubioru są gorętsze nawet od wulkanu. Każdy mierzy swoją miarą.
Ciepło. Uznała w myślach, nawet jeżeli czuła tylko fragment jego ramienia. Może to przez to, że znajdowali się z budynku, ubraniu nadal jak na zimę, która panowała poza murami centrum handlowego. Mimo wszystko udało jej się wychwycić ta delikatną zmianę pod swoimi palcami, wiele by dała, by czuć coś takiego częściej. Zazwyczaj zagłębiała dłoń w futro swoich wilków szukając w nich odrobiny naturalnego ciepła. Wszyscy inni byli dla niej zbyt obcy, by zwracała uwagę na detale tego pokroju.
 - Więc przed czym wykonujesz taktyczny odwrót? – ciągnęła, ale tylko słownie. Fizycznie była całkiem łagodna, można by rzec. Nie miała żadnego konkretnego celu, chętnie podążyła by za jego celem, gdyby tylko jakiś posiadał. Było po prostu bardzo miło, nie potrafiła sobie tego odmówić, ale to on mógł odmówić jej własnego towarzystwa. Nie była na tyle wścibska, by narzucać się, gdyby dał jej do zrozumienia, że nadużywa jego dobrej woli.
Położyła palce na podbródku przyglądając mu się nagle.
 - Uroda i urok osobisty mówisz? – zwęziła powieki oceniając w myślach, oceniając dla zabawy oczywiście. – Tak, to też mogą być powody. – uznała po prostu, przytakując na jego jawny sarkazm. – A jeżeli mnie nie stać, dorobię, jeżeli coś będzie poza moim zasięgiem, zrobię wszystko, by się w nim pojawiło, jeżeli będzie sprzeczne z moimi postanowieniami... kto wie, może je zmienię?
Nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić, nawet jeżeli sprawiała wrażenie, że sama jej sugestia tego, iż może mu coś realnie sprezentować była tylko miłym żartem. I nawet jeżeli faktycznie istniało między nimi coś takiego jak konflikt pokoleń, nie odczuwała tego zbytnio. Przynajmniej ona.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Ponieważ, cytując, „duchom jest do nich bardzo niewiele”, z tego wynika, że nie są stuprocentowymi dżinami. Więc nie spełniają aż trzech życzeń, ale… może te dwa. — Nie widziałby nic złego we wzmiance o pocieraniu lampy, na myśl przyszłoby mu jedynie ciepło płynące z tego fizycznego zjawiska. I może osiadły na dłoni kurz, gdyby lampa okazała się jakimś starym, zaniedbanym artefaktem. Pewnie do pocierania użyłby wówczas swojej szmatki do okularów, korzystając z faktu, iż posiada ich kilka. A co Yuu mogła mieć przez to na myśli? Tego już nie wiedział i nawet by się nie domyślał. Tarcie było przecież powszechnym działaniem siły, korzystał z niej chociażby podczas czyszczenia mistyczn… to znaczy swojej szabli. Albo noży. — Chciałabyś więc brać na barki tak sporą odpowiedzialność za życzenie o mocy zmiany historii? Czy jednak wygodniej pozostać przy skarpetkach i… — Moment zastanowienia. — Używasz kosmetyków…? — Próbował uzmysłowić sobie, co tak właściwie najbardziej pragną kobiety, problem w tym, że Yuu na typową nie wyglądała. Nie widział jej w szpilkach, w sukience, fryzurę układała bez większego wysiłku, a i na twarzy chyba nie dostrzegł nigdy żadnego tuszu czy… kremu. Właściwie nie znał się kompletnie na tych sprawach, może jednak czegoś używała, ale wyglądało to na tyle naturalnie, że nie sposób było odróżnić od nagiej skóry?
 — To nie był żart. Mówiłem to z pełną powagą. — Kiwnął głową na własne słowa. — W takim przypadku nikt by ich nie nosił. Oparzenia nie są modne. Przynajmniej nie jeszcze. — Skrzywił się ciut pod nosem. Znając ludzi i ich skłonności do łapania się coraz nowszych trendów, często idiotycznych i niezrozumiałych, taki scenariusz wydawał się tylko kwestią czasu. A może blizny po oparzeniach wyprą kiedyś tatuaże? Kto wie?
 — Przed bandą, której przydatność nie równa się nawet przydatności buta dla społeczeństwa. — Stwierdził zgryźliwie, nie siląc się nawet na jakąkolwiek sympatię wobec swoich współpracowników.
 Ktoś goniony przez świąteczny pośpiech otarł się o bok Kami, na co Warner instynktownie przycisnął ramię do siebie, równocześnie zmuszając kobietę do skrócenia odległości między nimi. W tłumie, w jakim się właśnie znaleźli, łatwo było się zgubić, wystarczyło się na chwile puścić, a ludzie przelewali się między sobą w różne strony, skutecznie utrudniając powrót we właściwe miejsce. Plus taki, że eliminator wyróżniał się nieco na tle tych kolorowych i wesołych twarzy. Co nie znaczyło, że zamierzał tak łatwo stracić towarzyszkę, by później szukać jej po całym pasażu.
 Tylko że ten nieświadomy gest (teraz już świadomy) dał mu trochę do myślenia. Wygrzebał na wierzch temat, którego wcale nie chciał roztrząsać, ale siłą rzeczy się go uczepił tak, jak ludzie starający się nie myśleć o różowym słoniu.
 — Nie powinnaś utrzymywać ze mną zbyt długiego kontaktu fizycznego. — Odtworzył tę wypowiedź w głowie, ale gdy usłyszał ją z zewnątrz, brzmiała po prostu śmiesznie.
 Tak samo śmiesznie, jak piosenka lecąca z najbliższego butiku.
„All I want for christmas is you”, naprawdę?
 Aż spochmurniał odrobinę, ale by nie dawać jej powodów do przejmowania się tudzież dostrzeżenia tego, powiedział od razu:
 — Musisz być sławna, skoro śpiewają o Tobie w radiu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach