Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 11 z 18 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 14 ... 18  Next

Go down

Stały ląd znajdował się coraz bliżej, każda chwila skracała dystans o kolejne centymetry, ale wraz z nimi ubywała wewnętrzna siła do walki. Próbował bezskutecznie zacisnąć palce w pięść, obserwując, jak poruszają się nieznacznie, zbyt skostniałe, by znaleźć ciepło między ściśniętą skórą. Zdolność do dalszego poruszania kończynami powinien uznać za cud, mimo że nogi zaczęły wlec się za nim w postaci ciężkich kul i tylko ręce pracowały nad przemieszczaniem się w kierunku brzegu. Skupiał się na napinanych mięśniach, najpierw przesuwając bardziej jeden bok ciała, a później drugi. Początkowa ulga, jaka pojawiła się przy wydostaniu z głębi jeziora, powoli schodziła z głównego planu, ustępując miejsca nowym wątpliwościom. Znajdował się blisko celu, lecz zarazem tak daleko, że wydało mu się to syzyfową pracą.  
Ramiona odmówiły posłuszeństwa. Spróbował zmusić je do kolejnego przesunięcia, pokonać jeszcze tylko drobny kawałek, ale one zignorowały go na całej linii. Myśli rozpływały się, zanim zdołały dotrzeć do opuszków palców, czuł, że traci kontrolę, a chłód usypia jego świadomość. Głowa powoli opadła na wyciągnięte przedramię, tak samo jak powieki na wyczerpane oczy, odcinając go od rzeczywistości.
W tej ciemności było coś obiecującego.  
Nie miał pojęcia, co dokładnie, bo z każdej strony nacierał na niego ten sam obraz pustki. Spojrzał w lewo, spojrzał w prawo, zrobił kilka kroków w nieokreślonym kierunku – nie docierały do niego żadne bodźce, ale uznał to miejsce za spokojne i ciche, mógłby zostać w nim już na zawsze, napawając się tym stanem równowagi. W końcu coś pojawiło się na horyzoncie, lekkie załamanie światła, trzy niewyraźne kontury postaci, które dobrze znał. Stały w oddali, przypatrywały mu się z delikatnymi uśmiechami – wiedział, że się uśmiechają, choć nie był w stanie dostrzec ich twarzy – dlatego podążył w ich stronę. Powoli, krok za krokiem. Chociaż szedł po płaskiej powierzchni, coraz trudniej unosił stopy, nawet gdy kolejna postura pojawiła się tuż obok, chwytając jego rękę między swoimi delikatnymi dłońmi, nie odnalazł wystarczająco siły na udanie się tą samą drogą. Odeszli, nie czekając, a słowa z jego ust nigdy się nie pojawiły. Znów na straconej pozycji, zagubiony, stąpając po krawędzi. Mógł zaakceptować ten fakt, kiwnąć głową i zostać na miejscu, bo najwyraźniej tak miało być.
Mocne szarpnięcie za jego przedramię sprzeciwiło się losowi. Zachwiał się, gotów odruchowo zaprzeć nogami, ale tym razem nie poddał się wątpliwościom. W trzymanej dłoni znalazł to, czego potrzebował – ciepła.
Przeszedł go dreszcz, po którym zadrżał, a powieki uniosły się nagle w proteście. Skupił spojrzenie na przestrzeni między sobą, zacisnął wargi i zadrwił w duchu z marnej próby podpuszczenia do łatwej przegranej. Wciągnął więcej powietrza w płuca i zaparł się łokciami, przeczołgując się przez dwa najbliższe metry, gdzie już czekała na niego Yuu.
Uniósł rękę z wysiłkiem, zginając ją w bardziej elastycznym od barka łokciu, by łatwiej pochwycić za podsuniętą dłoń.
Udało się. Bezpieczny ląd.
Zapomnij. – Zaprotestował słabo, acz stanowczo, wypuszczając spomiędzy warg obłok pary. – Damy radę sami. – Nie potrzebowali mieszania w tę sprawę osób trzecich, wolał nie ryzykować przypadkowym odkryciem jej nielegalnego pobytu na terenie miasta przez służby. Nawet gdyby zniknęła przed nadejściem pomocy, musiałby złożyć dokładną relację z przebiegu wypadku i nie sądził, by ktokolwiek uwierzył, że sam dał radę się wydostać z przerębli. Zresztą kto o zdrowych zmysłach wchodziłby na środek zmarzniętego jeziora? Tak czy siak zaistniałaby konieczność kłamstwa.
Szukał w głowie rozwiązania problemu, bezpiecznej możliwości, niestety nic takiego nie pojawiało się przed jego oczami. Mógł spróbować wrócić do mieszkania, od którego dzieliło ich nie więcej jak kilometr, ale czy pozwoliłby sobie na zaburzenie przestrzeni prywatnej wizytą Łowczyni?
Przyłożył płasko dłonie do ziemi, chcąc nie chcąc zanurzając je w warstwie śniegu, po czym dźwignął się ze skrzywieniem do siadu. Ból płynął teraz nie z powodów niezrozumiałych, ale z zimna, jakie przykleiło się do jego skóry. Przesunął sztywno rękoma po udach kilka razy, by z siły tarcia wydobyć nieco zbawczej temperatury.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- A może po prostu powiedzieć prawdę? - zasugerowała cicho, wcale nie miała zamiaru przekonywać go do tego.
Kto uwierzyłby, że pomógł mu łowca, który następnie zniknął? Uciekł, albo po prostu został wypuszczony przez wdzięcznego żołnierza. Czy w szeregach mundurowych nie było miejsca na wdzięczność i zrozumienie? Tyle, że wtedy musieliby przyznać, że łowcy nie są bezlitosnymi mordercami pojawiającymi się znikąd. Wystarczyłoby skłamać tylko co do jej tożsamości, wyglądu. W tej okolicy i tak nie widziała żadnych kamer.
Sama zbyt dobrze wiedziała, że eliminator nie zgodziłby się na taki plan, bo... no właśnie, dlaczego? Taka propaganda, a wyłamując się z niej Moriyama ściągnąłby na siebie jedynie kłopoty. Racja, to ona była tu od przyciągania do siebie wszelkiego zła. Ktoś kogoś pobił? Łowcy. Ktoś ukradł rower? Pewnie łowcy. Ktoś napadł na żołnierza? Łowca, jak nikt. Ktoś wyciągnął spod lodu topiącego się mundurowego? Na pewno zrobił to sam. Cud!
Wypuściła powietrze z płuc widząc w jego spojrzeniu butę, którą mało co było w stanie naruszyć. Nawet teraz, wiedząc doskonale, że lodowata woda to nie zabawa, uparł się na samodzielność. Świetnie, szkoda tylko, że takim oślim oporem prędzej czy później czegoś się doigra. Nie sprzeciwiła się jednak, jeżeli to jego decyzja, to niech bierze na klatę wszystkie konsekwencje.
Łapała powoli oddech, wróciła się na skraj pomostu zbierając z desek swoje rzeczy. Podskakiwała co drugi krok szukając ciepła w ruchu ciała. Naciągnęła na siebie ciepły golf dziękując niebiosom, że zagustowała ostatnio w splotach z grubej włóczki, które idealnie trzymały ciepło. Było z nią zdecydowanie lepiej już wtedy, gdy naciągała rękawy do końca dłoni, mrowienie powoli ustępowało, nawet jeżeli skóra w wielu miejscach nie chciała nabrać naturalnej barwy i pozostała zaczerwieniona. Wróciła w kierunku brzegu upewniając się, że eliminator nie stracił przytomności, albo zdrowego rozsądku.
Damy radę sami.
Nastąpiła jednak pewna zmiana. Nie "sam poradzę sobie", "nie musisz mi pomagać" czy po prostu: "odejdź", ale mimowolnie zrozumienie, że gdyby nie było jej wtedy z nim, utopiłby się na pewno. I jeżeli nie będzie jej z nim potem, najpewniej nie dojdzie do siebie bez padnięcia na ziemię w dreszczach. Motywowało ją to, do działania, do dania z siebie jeszcze odrobiny więcej, a poza tym było zwyczajnie miłe. Nie było w ich znajomości zbyt wielu takich naprawdę miłych słów.
Zawahała się przez moment.
Nie, jeżeli coś o sobie wiedziała na pewno, to to, że instynkt zazwyczaj jej nie mylił. Jeżeli jakaś myśl pojawiała się w głowie, to znaczy, że miała mocne podstawy, by to zrobić. Nie ulegała przypadkowym zachciankom, ale to było całkowite inne wrażenie, chęć na coś, a uczucie, że tak właśnie powinna zrobić. Mimo to, czuła niezwykłą presję swojego pomysłu, może wiele zyskać, może wiele stracić.
- Nie żartowałam z tymi ciuchami. Siedząc w mokrych ubraniach wcale się nie rozgrzejesz. - upomniała go po chwili namysłu, widząc, że nie jest skory do pozbycia się chociażby wierzchniej odzieży, która w tych warunkach niebawem zacznie jeszcze bardziej przyciągać chłód z powietrza.
Rozluźniła uścisk na swoim płaszczu prostując go w obu dłoniach. Podeszła do okularnika nie czekając na to, co zrobi czy powie dalej. Założyła mu swoją narzutę na plecy i naciągnęła na ramiona. Potem wszystko poszło bardzo szybko i do końca nie pamiętała dlaczego i po co. Wyciągnęła ręce do przodu przyciągając go do siebie, obejmując i zatapiając dłoń w mokrych włosach.
- Mogłeś zginąć, idioto. Zamiast żywego mogłam wyciągać spod wody trupa. - stwierdziła rzecz oczywistą, a mimo to musiała to powiedzieć otwarcie. Zdała sobie sprawę z tego, że się martwiła i wcale nie zamierzała udawać iż tak nie było. Kurewsko się bała.
Puściła.
- Przepraszam. Na prawdę musisz wstać, musisz się rozgrzać. Musisz wrócić... - zawahała się. Nie wiedziała czy jest jakieś miejsce dostatecznie blisko poza tym, o czym pomyślała już wcześniej, ale to byłoby jak nałożenie na niego wyroku. Prędzej czy później zapłaciłby za to z nawiązką. To była ostateczność, a mimo to widziała podświadomie jedno z ukrytych wejść... ostateczność, całkowita i nieodwracalna.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Prawda byłaby najlepszym rozwiązaniem, prostą drogą z widoczną na horyzoncie metą, po której przekroczeniu nie musiałby się już o nic martwić. Nie oglądałby się za siebie i nie widziałby zmęczenia na twarzy Yuu, bólu z każdym ciążącym krokiem ani tego, że ona sama do mety nigdy nie dobrnie. Jedno z ich dwójki musiało ucierpieć za to drugie, zaryzykować, ale jeśli oboje podjęli się tego wyzwania, ów ciężar równomiernie rozłożył się na ich barkach. Mogli iść w równym tempie i wzajemnie pomóc sobie w dotarciu do końca.
Jego ręce przesuwające się po spodniach drżały, a może były to mięśnie nóg, które próbował podciągnąć bliżej siebie, zginając w kolanach. Zimno dudniło w całym ciele, pochłaniało myśli przed wnikliwszą weryfikacją, dlatego dokonanie właściwego wyboru, decyzja o następnym kroku stała się o wiele trudniejsza. Marzył o wygrzanym łóżku przy rozpalonym kominku i parującym kubku kawy. Zauważył również, że z trudem wyłapywał jakiekolwiek bodźce – głos kobiety dobiegał do niego jakby z oddali, nie czuł pod sobą ziemi ani powiewu wiatru na twarzy, mimo że włosy poruszały się na nim delikatnie. Wiedział, że nie może zwlekać, że każda chwila w tych warunkach tylko pogorszy stan. Wyjście z jeziora wcale nie odgoniło problemu.  
Niechętnie zmusił się do wyprostowania i chwycenia za krawędzie wilgotnego płaszcza. Zsuwanie go z ramion zyskało miano opornego zajęcia, zdrętwienie ograniczało swobodę ruchów, a palce nie chciały mocniej zacisnąć się na materiale, w związku z czym pozbył się go po dłuższej walce, zsuwając na bok.
Z opóźnieniem zareagował na dotyk – drgnął i spiął się, oczekując na cios, który nigdy nie nadszedł. Skupił na niej niezrozumiałe spojrzenie, mimowolnie myśląc o szybkim skręceniu karku albo mocnym pociągnięciu za włosy w formie osobistej satysfakcji sprawieniem mu bólu, jednak ten gest był zupełną odwrotnością jego przypuszczeń, tak samo jak następne słowa. Żołnierze ginęli codziennie, jeden w tę czy w drugą stronę, dla niektórych nie istniała żadna różnica, wszyscy pisali się na bycie mięsem armatnim.  
Ale rozumiał to. Wiedział, co widzi w jej oczach.
Wziął głębszy wdech.
Apartamentowiec C4, numer 207 – wyszeptał, odwracając wzrok. Nie przywołał w głowie obrazu mieszkania ani możliwych konsekwencji z wizyty Łowczyni, ale coś sprawiło, że popadł w zastanowienie. Chodziło o towarzyszącego im w niedawnej akcji kolegę, który „przypadkowo” strzelił w nogę kompana. Ale jaki to miało związek z jego mieszkaniem…? Nie złapał za drugi koniec tej myśli, bo znów wyślizgnęła się poza obszar jego świadomości.
Ufam Ci. – Podkreślił wagę swojej decyzji słowami i z ostrożna zmienił pozycję wpierw na klęczącą, a później na stojącą, choć tak pionową postawę trudno było mu utrzymać przy zawrocie głowy, jaki pojawił się z chwilową zmianą ciśnienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jej stan z chwili na chwilę się poprawiał. Czy to za sprawą dodatkowej warstwy ubrań, czy może przez stres, jaki rozgrzewał jej ciało od podszewki, czuła, że palce powoli stają się znowu plastyczne. Działała automatycznie, zmuszała wszystkie członki do działania, nawet bardziej precyzyjnego, niż zwykle. Drżenie ustępowało, w jego miejsce wkraczała rutyna i związany z nią spokój.
Przechodziła coś niepokojąco identycznego jeszcze kilka godzin wcześniej. Ręce złapały znowu rytm, umysł wślizgnął się na poprawny tor myślenia. I nieważne jak bardzo obojętna i nieczuła zdawała się być z powodu minimalnych zmian w mimice, Kami była osobą, która bardzo dokładnie czuła każde uczucie, analizowała je i wiedziała jak sobie z tym poradzić. To właśnie przez ich przesadny nadmiar musiała uciec na moment spod ziemi, dać upust wyrwanym z piersi żalom, które wcześniej zgniotła w dłoniach. Czuła, jak powoli prostują się, przyjmują swój naturalny kształt, stają się czymś, co już doskonale znała.
Ufam Ci.
- To się nazywa chęć przetrwania, mój drogi. - odparła, sunąc opuszkami palców po jego policzku. Wzrok miała przeszywający, ale pełen dobroci. Było jednak w jej dotyku coś nieprzyjemnego, coś, czego wcześniej wyzbyła się, zaciskając ramiona wokół jego głowy. Teraz zachowywała się nieco, jak krytyk oceniający wartość dzieła nad którym artysta spędził lata swojego życia. Była odległa, obiektywna, gotowa skazać go na śmierć, albo unieść na wyżyny.
Doskonale wiedział, że nie ma innego wyjścia, a więc nie miało to wiele wspólnego z zaufaniem. Kobiecie to jednak nie przeszkadzało, nie oczekiwała wcale jego zaufania, pokazała już, że jest w stanie dawać i brać wedle swojego uznania, a na jej uznanie też należało sobie zapracować.
Zacisnęła powieki.
Mapa miasta rysowała się przed jej spojrzeniem, gigantyczna plątanina ulic, torów, alejek, placów, parków. Budynki wyrastały niczym domki z kloców, drzewa pojawiały się znikąd, ludzie umykali z jej drogi, kiedy pędząc niczym światło szukała w głowie najszybszej drogi pod wskazany adres. Otworzyła oczy, pozwalając kolorowemu światu linii i figur zniknąć powoli w odmętach ciemności zimowej nocy.
Złapała go w pasie i założyła jego rękę na ramiona pomagając ruszyć z miejsca, ostrożnie, ale sprawnie. Nie dałaby mu szansy na zwlekanie, emanując aurą lwicy, która mówiła, że jeżeli lew postanowi inaczej niż ona chce, dostanie łapą po ryju. Taką z pazurami wyciągniętymi do granic możliwości.
- To jak, wyjaśnisz mi, dlaczego chciałeś sobie popływać w środku zimy? - rzuciła, bez specjalnego wytykania mu idiotyzmów. Przede wszystkim chciała zmusić go do skupienia się, do zlepienia myśli w całość, żeby nie tracił woli walki i mimo wszystko stawiał kroki bez jej wielkiej pomocy. Mechaniczne ramię trochę ważyło, co zauważyła po chwili.
Ruszyła od razu w stronę alejki, prowadzącej bezpośrednio na tyły wieżowca. Na szczęście droga była równocześnie krótka, jak i nieużywana. Znała ją chociażby z tego, że dało się nią wejść na dachy niektórych sporych budowli w M-3. Jedna klatka schodowa łączyła się z drugą tworząc swoisty tor przeszkód dla pościgu, gdy jakiemuś łowcy przyszło uciekać po powierzchni.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie potrafił zaprzeczyć. Łatwiej było mu wypowiedzieć te słowa z pozornym przekonaniem w ich słuszność, czym w rzeczywistości zakrył naturalny instynkt w postaci chęci przetrwania. Potknięcie się na takim etapie i upadek bez możliwości samodzielnego wstania na nogi nie wchodziło w grę, sądził, że nigdy nie zaistnieje potrzeba zasięgnięcia czyjejś pomocy, nie był tym typem człowieka, który polegał na innych, wolał samemu stawiać czoła przeciwnościom, jednak dopuszczał się w tym głównie do granicy zdrowego rozsądku. Nie zmarnowałby szansy na ucieczkę od spotkania ze śmiercią, jeśli wiązałoby się to z oczekiwaniem na zaangażowanie drugiej osoby. Z Yuu było o tyle dobrze, że ta pomoc przyszła naturalnie i wcale nie gryzła przekonań Warnera. Przynajmniej nie tak bardzo.
Nie wykonała żadnego ruchu, który powinien go zaniepokoić, mimo to dotyk na policzku palił, ale zanim zdążył odwrócić twarz, ręka kobiety odsunęła się. Jego spojrzenie znów owiała bezemocjonalność, ciśnienie powoli schodziło ze spiętych mięśni, dając mylące poczucie bezpieczeństwa, zupełnie jakby odganiało pośpiech w dotarciu do ciepłego miejsca. Kiedy już wydostał się z jeziora i nic nie próbowało odebrać mu powietrza ani pociągnąć na sam dół, mógł zostać na tej ziemi i odpocząć, kontemplować ciemne chmury przesuwające się po nieboskłonie albo skupić się na parze uciekającej z ust, coraz słabszej, aż do ostatniego wydanego oddechu.
Nie oponował przed zarzuceniem ramienia na jej barki, gdyby nie ten nieszczęsny pojedynek na rękę, odmówiłby ze względu na zbyt duży ciężar, ale zdążyła mu udowodnić, że siłą dysponuje i to konkretną. Musiał mieć zabawny wyraz twarzy, kiedy w przekonaniu o wygranej patrzył, jak ich splecione dłonie z trudem trzymają się w pionie, by ostatecznie zetknąć jego własną z powierzchnią ławki. To było wręcz niedorzeczne i właśnie dlatego poddał jej naturę słusznym wątpliwościom.
Nie chciałem – mruknął, zapewne nie rozjaśniając sytuacji w żaden sposób, choć sugestia w tym zawarta mogła dawać do myślenia.
Kiedy przyrównywał „próbę samobójczą” bezpośrednio do sytuacji z ostatnich dni, nie mógł znaleźć żadnego związku, dlatego odrzucił od siebie kwestię tych samodestruktywnych zapędów i skupił się na minionej walce z wymordowanym – pozwolił sobie przyjąć, że to właśnie kontakt z zarażonym musiał mieć wpływ na obecne wydarzenia, nie widział innego, sensownego powodu. Zaczęło się od wojskowego, który postradał zmysły i strzelił w kolegę. Przerażenie na jego twarzy i słowa przeprosin przeczyły świadomym intencjom, a zatem również musiał działać pod wpływem nieznanej siły. Tylko że on wcale nie próbował zabić siebie, może nawet niekoniecznie towarzysza, skoro wycelował w nogę, a nie w głowę.
Zmarszczka przecięła miejsce między jego brwiami.
Droga pod właściwy adres dłużyła się niemiłosiernie, chociaż w rzeczywistości dotarli tam w niecałe siedem minut. Zajmował mieszkanie na niemal najwyższym piętrze i odczuwał ulgę, przypominając sobie o obecności windy. W takim stanie Yuu dosłownie musiałaby go ciągnąć za sobą po tych wszystkich schodach. Kiedy więc znaleźli się w elewatorze, wcisnął odpowiedni przycisk, milcząc przez resztę czasu, a później odsunął się od kobiety, asekuracyjnie opierając bok o framugę drzwi, i podciągnął rękaw, by przepustką zwolnić blokadę.
Nie przyprowadzał do mieszkania gości, dziwnie się czuł, wchodząc tu z osobą towarzyszącą. Przynajmniej nie musiał się martwić o bałagan, pracował głównie w sypialni, tam natomiast nie spodziewał się zobaczyć Yuu.
Woda z jeziora zdążyła wchłonąć się w skórę i uszczypnąć ją mrozem, teraz zaś spokoju nie dawał mu katar. Pociągnął nosem, ignorując niezdjęte obuwie na stopach, i od razu po zapaleniu światła w przedpokoju udał się w stronę największego pokoju w poszukiwaniu chusteczek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wywróciła oczami.
Może nie powinna tego robić w obecnej sytuacji, ale nie umiała się powstrzymać. Jego odpowiedź jak zwykle nie pomagała w niczym. Jasne, że w wojsku wymaga się pewnie konkretów, ale z drugiej strony po co strzępić język, skoro i tak nie daje się tym komukolwiek jakiejkolwiek informacji? Ale czy ich rozmowy nie wyglądały właśnie w ten sposób? Oboje mówili tylko wtedy, gdy nie było już innego wyjścia, prawie nic o sobie nie wiedzieli, dużo łatwiej przychodziła im komunikacja, kiedy byli dla siebie zwykłymi obywatelami x i y. Teraz każde pilnowało słów, jak gdyby uchylenie rąbka tajemnicy mogło zagrozić całemu światu.
Gdyby tylko wiedział, gdyby tylko wiedział...
Westchnęła w końcu. Musiała mu uwierzyć, chciała uwierzyć w jego słowa. Być może ten raz niechęć do podania powodów wynikała faktycznie z niewiedzy. Skoro nie był w stanie samodzielnie znaleźć źródła problemu, to nie miałby jak jej tego wyjaśnić, nawet gdyby chciał. A gdyby mógł - zrobiłby to? Nie umiała odpowiedzieć sobie w duchu na to pytanie, nadal był dla niej w wielu aspektach ogromną zagadką. Kami lubiła zagadki.
- Nie chciałeś... mimo wszystko jednak wątpię, byś świadomie wdał się w bitkę... wiesz, to trochę nie w twoim stylu. - wyjaśniła szybko - W każdym razie, potem próbujesz topić się piętnaście metrów od brzegu. Nieświadomie?
Jej spojrzenie sunęło po bokach, szukała najlepszego przejścia, którym mogłaby dotrzeć do wskazanego budynku niepostrzeżenie. W tym momencie jej obecność w mieście byłaby niezmiernie problematyczna nie tylko dla łowców, ale także dla tego konkretnego żołnierza, z dreszczami i wyziębieniem. Jeżeli coś sobie obiecała, to to, by nie sprawiać mu jego osobą problemów. Jeżeli już miała ochotę nie odpuszczać sobie tej znajomości, musiała coś poświecić.
Czy to za sprawą jej umiejętności poruszania się po mieście niczym cień, czy może zwykłego szczęścia, na ich drodze pojawiło się może kilku tylko cywili, jakiś facet krzyczący na żonę przez telefon, starsza pani wiążąca buta, dzieci, z których jedno prześmignęło przed nimi bez zwracania uwagi na maszerujących.
Swojej myśli nie skończyła szybko, nie chciała, by przypadkiem ktoś usłyszał więcej, niż powinien. Dopiero gdy oboje znaleźli się w widzie, pozwoliła mu zająć się weryfikacją przepustki, a sama skierowała rozumowanie z powrotem na tory, które widziała z daleka już wcześniej.
- Nie chce nic sugerować, ale widziałam sporo w swoim życiu... czy jest szansa, że w ciągu ostatnich kilku dni naraziłeś się komuś, albo czemuś? - przeleciała spojrzeniem po jego twarzy, szukając w mimice jakichś nienaturalnych oznak. Tików nerwowych, oznak gorączki, obcych znamion, których wcześniej nie miał. Kusiło ją, by sprawdzić temperaturę, ale bała się jego reakcji na nagły dotyk.
Potem nastąpił moment bardzo niezręczny. Powinna w tym momencie odejść, nie miała już nic więcej do roboty. Poradzi sobie z wychłodzeniem, nawet jeżeli to sztuka niełatwa, wierzyła, że nie pójdzie od razu spać w mokrych ubraniach. Teraz jednak czuła zaniepokojenie, coś było nie tak, a więc nie mogła wcale wykluczyć tak od razu jego irracjonalnego zachowania, pomimo naturalnie okazywanej inteligencji.
Zatrzymała się zaraz za progiem, pozwalając powierzchni drzwi ukryć jej sylwetkę przed oczami z zewnątrz, z korytarza. Nie była jednak w stanie przełamać się, by wejść dalej, czując jakiś opór przed naruszaniem jego prywatności, której i tak już dokonała znajdując się wewnątrz. Niepewność stała się główną siłą napędową, rozejrzała się na boki, ale nie chłonęła widoków, raczej szukała bezpiecznego punktu, na którym mogłaby zawiesić wzrok.
Z dziwną satysfakcją zauważyła, że mieszka sam. Nie było tu obuwia innej osoby, kurtek należących do osoby o innych gabarytach na wieszaku, przedmioty nie zdradzały obecności nikogo innego. To nie powinna być rzecz, która ją cieszyła, a jednak poczuła, że jakaś obawa ucieka powoli z jej wnętrza. Oczywiście chodziło o to, że nie chciała musieć przedstawiać się jako łowca kolejnemu wojskowemu. Oczywiście.
- Moriyama, może to zabrzmi dziwnie, ale mam pewne podejrzenia, że możesz nie myśleć logicznie. Poradzisz sobie sam? - zapytała tak obojętnie, jak tylko była w stanie w tym momencie. Trochę nie podobał jej się pomysł samotnego szwędania się po budynku, ale prędzej czy później będzie musiała. Jeszcze trochę, a Vettori zacznie sprawdzać, czy wszystko z nią okej.
Mimowolnie sięgnęła po telefon, przywołując ekran do życia. Kontrolka wskazywała na nową, nieodczytaną wiadomość. Zacisnęła usta i otworzyła ikonkę koperty.
"Jakieś informacje?"
Nacisnęła kilka razy ekran, szukając odpowiednich słów, by opisać sytuację w jakiej się znajdywała obecnie.
"Być może. Nie dzwoń."
Wysłała. Miała nadzieję, że wiadomość nie zabrzmi zbyt niepokojąco, ale zanim zdążyła wyciemnić ekran, lekka wibracja oznajmiła o odpowiedzi.
"Jakieś zagrożenie? Gdzie jesteś? Ktoś z tobą jest? Kłopoty? Jesteś ranna?"
Zdusiła w sobie nieprzyjemny odgłos. Okularnik nie tylko pisał z prędkością światła, ale także musiał czekać na informacje od niej, wlepiając oczy wyłącznie w telefon, zapewne przez ostatnią godzinę, albo i dwie. Zamiast odpocząć, znowu denerwował się niepotrzebnie. Nie mogła jednak zignorować takiej wiadomości. Mając nadzieję, że właściciel mieszkania nie dostrzeże w jej zachowaniu nic podejrzanego, nakreśliła na szybko jeszcze jedną odpowiedź.
"W porządku, wrócę niedługo."
Schowała telefon, a kiedy nadeszła ponowna wibracja zwiastująca równie przepełnioną strachem wiadomość, zignorowała ją. Napisała wystarczająco.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

„W każdym razie, potem próbujesz topić się piętnaście metrów od brzegu. Nieświadomie?”
Głupio było potwierdzić, tak samo jak zaprzeczyć, bo bez jakichkolwiek logicznych argumentów nie miało to siły przekonania. Daleko mu do idioty rodzaju młodzika chcącego popisać się przed znajomymi podjętym ryzykiem, powodów do samobójstwa również nie widział nawet, jeśli coś w tej materii mogłoby się znaleźć. Poza tym zdawał sobie sprawę ze swojego ciężaru, skoro przeciętny człowiek ledwo utrzymywał się na zmarzniętej tafli wody, to co dopiero taki biomech?
On o tym wiedział, a mimo to… a może to działanie wynikało właśnie z tej świadomości…?
Czuł się tak blisko rozwiązania, ale to jak uparta mucha uciekło przed jego ręką.
Sugeruj. Wszystko, co Ci wpadnie do głowy. – Rzucił niemal w rozkazie, potrzebując teraz jakichkolwiek sugestii, drugiej perspektywy. Zdolność myślenia szwankowała, osłabiony pragnął jedynie wygody, błogiego odejścia w sen, ale odwlekanie nie przybliży go wcale do źródła tego problemu. Rano obudziłby się w pustym mieszkaniu i kto wie, czy znów coś nie strzeliłoby mu do łba? Na przykład umycie okien od zewnętrznej strony? Nie mógł niczego przewidzieć, a już na pewno nie mógł sugerować się chwilowym spokojem. – Tak. – Nie zamierzał wprowadzać jej w szczegóły misji z oczywistych względów. – Wymordowany. – Dodał po krótkim zastanowieniu.
Kolejna żarówka rozświetliła obszerny salon. Przechodząc obok okna wcisnął guzik, a automatyczne żaluzje samoistnie zaczęły powoli zsuwać się w dół, odcinając widok na panoramę miasta. Podszedł do części kuchennej w celu przeszukania szafek – palce wciąż stawiały opór jego woli, dlatego wsuwał je tylko za rączkę mebli i pociągał w swoją stronę. Większy problem pojawił się przy samych chusteczkach, kiedy nie mógł skubnąć za jedną sztukę. Irytacja znów ukłuła go od środka, wargi zacisnęły się w niezadowoleniu, ale po większym wysiłku udało mu się w końcu skonfrontować nos z miękkim materiałem, który zaraz wylądował w koszu na śmieci.
Nie lubię, kiedy zwracasz się do mnie po nazwisku. – Nie miał pojęcia, skąd wynikała ta niechęć, tak samo jak powód, który popchnął go do podzielenia się tą myślą na głos. Może chciał tym odciągnąć uwagę od właściwej odpowiedzi? Czy poradzi sobie sam?
Ogrzewanie nie zostało uprzednio włączone, nie sądził, by chłód wieczoru wniknął tak głęboko, aż do szpiku kości. Po powrocie zwykle odkręcał kaloryfery i czekał cierpliwie, aż w mieszkaniu nieznacznie się ociepli, teraz zaś potrzebował tego na już.
Zerknął w stronę gościa i zastygł w bezruchu.
Telefon – warknął i długimi krokami znalazł się zaraz tuż przy niej. Nie, by uderzyć ani wyrzucić za drzwi. Wyciągnął otwartą dłoń, sugerując tym oddanie urządzenia. Swobodniej poczułby się widząc także wysłaną wiadomość, bo chociaż mogło być to nic niezwiązanego z nim samym, to wojskowa ostrożność nie pozwoliłaby mu tego zignorować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mogłaby powiedzieć wiele więcej, gdyby chciała.
Ale właśnie, gdyby chciała. A wyraźnie nie czuła się na siłach do poruszania niektórych kwestii, wspominania ile to już lat wojuje w murach i poza nimi, jak wiele zna przypadków i sytuacji, gdzie zarażenie się jakimś świństwem jest tak pospolite, że jedynie lekko denerwujące. Co to mogło być? Zmuszała się do myślenia, przewalenia w głowie wszystkich podobnych przypadków, ale mózg cały czas kierował ją do jednego wnioski - zarażenie. Nieuzasadniona agresja, nagłe ciemne plamy w umyśle, przez które nie da się wyjaśnić dlaczego i po co się coś zrobiło.
- Właściwie... - odchyliła głowę, wlepiając spojrzenie w sufit, biały, pusty, bardzo nudny. - To brzmi jak wirus, ale zakładam, że nie ma mowy w tym konkretnym przypadku, racja? Tłuką was tymi badaniami jak cholera, wątpię, by przepuścili coś tak oczywistego. Zgadzasz się jednak, że to nie jest twoje normalne zachowanie, tak?
Potrzebowała tego potwierdzenia, dotychczas bowiem mogła jedynie podejrzewać, sugerować nieprzyjemne rzeczy, które gdyby okazało się, że są przejawem jedynie złego humoru mężczyzny, mogłyby okazać się niemiłe. Nie chciał być niemiła. Dlaczego? Nie wiedziała, bycie niemiłym zdawało się być po prostu takie niefajne, niepotrzebne. Lubiła się przypisywać do grona ludzi groźnych, ale z dobrymi ideami, potrzebowała jedynie nieco poświęcenia ze strony otoczenia, by zaciągnąć ich na siłę, w lepsze miejsce. Psu też trudno jest wytłumaczyć, że wizyta u weterynarza jest dla jego dobra, trzeba go tam po prostu zabrać.
Wymordowani byli jednak na tyle cwanymi bestiami, że potrafili w znacznym stopniu manipulować swoim ciałem, a nawet naturą na swoją korzyść, tworząc niezliczone ilości najróżniejszych trucizn, jadów, wpływać na umysły ludzi, mącić w ich ciałach na jeszcze kilka innych sposobów.
- Zostałeś ranny podczas tej walki? Trafiony przez coś? Jakiś kontakt fizyczny z wymordowanym? - ze swojej pozycji, oparta plecami o drzwi ciskała kolejnymi pomysłami, obserwując jak okularnik miota się po własnym mieszkaniu w próbie zmuszenia własnego ciała do normalnych reakcji. Doskonale wiedziała, że pierwsze wrażenie polepszenia będzie jedynie krótkotrwałe, jutro obudzi się z zapaleniem płuc, albo czymś podobnym.
Pomieszczenia te były dla niej obce, czuła się źle chociażby dlatego, że nie wiedziała, co kryje koniec korytarza, czego może spodziewać się za drzwiami, jak wygląda okolica zza okna. Nie lubiła nie wiedzieć, niewiedza prowadzi do niezdecydowania, a niezdecydowanie do niepokoju. Mimo tego, że nie obawiała się otwarcie Moriyamy, nawet pomimo tego co ostatnio jej pokazał, musiała poddać się działaniu czystej ostrożności, trzymając się blisko ewentualnej drogi ucieczki, najbliżej drzwi.
- Nazwisko... tak. Zwracanie się z jego użyciem jest niezwykle bezpieczne, wskazuje na pewne powiązania, ale bez ładunku emocjonalnego, którego wolałabym w tym wypadku unikać. Bo tak na prawdę nie wiem, kim my dla siebie jesteśmy. Wrogami? Znajomymi? Ludźmi, którzy wpadają na siebie co jakiś czas na ulicy i mimowolnie wiedzą o sobie więcej, niżeli chcieli się do tego przyznać? Przyjaciółmi? Nie miałabym nic przeciwko, ale wiem, że ty nie lubisz tak postrzegać ludzi. Mam rację? Więc... jak powinnam się zwracać? - nie powinna w tym momencie zanadto atakować, znajdowała się w jego prywatnej przestrzeni, inaczej nie dało się tego nazwać. Na jego terytorium. A mimo to zachowała swoją butę, odpuszczając odrobinę ostrożność, w której powinna udawać przerażoną.
Cholera, nie była przerażona. Nie umiałaby nawet udawać, że tak jest.
Rozłożyła ręce na boki. Spodziewała się, że w końcu zainterweniuje. Używanie telefonu w domu speca? Oczywiście, że przekazywała swoim położenie kryjówki jednego z eliminatorów, nie było innego wyjścia. Paskudny, brzydki łowca jak zwykle coś namiesza.
- Jasne, jasne. Tylko nie przeglądaj za dużo zdjęć, nie mogę obiecać, że na kilku nie będę całkiem naga. - podała mu komunikator z nutą satysfakcji w głosie. Jej telefon był niesamowicie pusty, posiadał tylko jeden kontakt i historię wiadomości z tym właśnie numerem. Wszystkie inne wspomnienia wolała zachowywać w głowie, a nie w pamięci urządzenia. Niech przegląda do woli, na dobrą sprawę wszystko co teraz napisała świadczyło raczej za nią, a nie przeciwko niej.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zdecydowanie – wymamrotał, niezadowolony, że musi potwierdzać taką oczywistość. To nie tak, że on pakował się w każdą potencjalną bójkę, pchał się w niebezpieczne miejsca albo skakał do gardeł z agresją wymalowaną na twarzy i w uniesionych pięściach. Uważał się za człowieka wielce opanowanego, zazwyczaj trudno było przekroczyć tę daleką granicę, jednak teraz coś najwyraźniej za łatwo wypychało go z oazy spokoju. Jak miał z tym walczyć, kiedy nawet nie mógł określić źródła problemu?    
Wirus? No tak, to opcja odrzucona już przy samym badaniu wykonanym po powrocie z Desperacji. Testy wyszły zadowalająco zarówno dla personelu, który nie musiał zmagać się z żadną epidemią, jak i dla ofiar ataku wymordowanego.
Zostałeś ranny podczas tej walki?
Szczęście mu dopisywało, bo nabył się jedynie siniaków i irytacji na widok rozpłyniętego w powietrzu wroga. Nie pamiętał, by doszło do jakiegokolwiek uszkodzenia skóry na głębokość tej właściwej. Nie krwawił, niczego się nie nawdychał, kontakt fizyczny ograniczył głównie do prób wsunięcia ostrza w strategiczne miejsca na ciele przeciwnika.
Ale było coś, co umykało wzrokowi podczas gwałtownej wymiany ciosów…
Puścił wypowiedź na temat sposobu zwracania się do siebie mimo uszu. Chwilowo.
Skupił się za to na tym nieszczęsnym telefonie, który podziałał na jego rozsądek jak czerwona płachta na byka. Urządzenie znalazło się na dłoni, a on rzucił kobiecie podejrzliwe spojrzenie z czającym się gdzieś w tle niezrozumieniem.
Po co Ci nagie zdjęcia? – zapytał całkowicie obojętny na to, czy faktycznie miałby znaleźć tam jej roznegliżowane fotografie czy nie. Myślał, że moda na tak zwane „nudeski” panowała wśród beztroskiej młodzieży. Ludzie często nie zdawali sobie sprawy, jakie konsekwencje mogą za sobą nieść takie działania, zwłaszcza, gdy twarz właściciela pozostawała odsłonięta i łatwa do rozpoznania. Niemniej pewnie tylko nie załapał jej poczucia humoru, nie wyglądała mu na osobę, która specjalnie pozowałaby przed lustrem świecąc tym i owym.

Cholera, dlaczego to sobie wyobraził?
Brew drgnęła, a wzrok padł krótko na ostatnie wyświetlone wiadomości na ekranie – nie dotykał go, po prostu zerknął na treść, nie zamierzając zagłębiać się w historię, dlatego niemal od razu oddał jej własność.
Mam nadzieję, że to nie dla niego – mruknął, mając oczywiście na myśli to, że udostępnianie tak intymnych obrazów nawet zaufanym osobom mogło skończyć się nieprzewidzianymi przykrościami. Oczywiście.
Ryu – powiedział nagle, bez kontekstu, który pojawił się wraz z kolejnymi słowami. – Poznałem Cię jako Yuu Kami. Gońca. Niech tak zostanie. Jesteśmy… znajomymi. Może bliższymi. Nie lubię używać określenia "przyjaciele", ale jeśli uważasz, że pasuje, to… – Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok. Zabawne, że tyle kłopotów sprawiały mu sprawy na płaszczyźnie definiowania relacji międzyludzkich.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Myśli o tragedii sprzed około doby napływały do jej umysłu mimowolnie. A co jeżeli jedno i drugie miało ze sobą jakiś związek? Bardzo nieprawdopodobne, ale jednak... zero procent szansy też należy brać pod uwagę, jak powiedziałby jej o tym stojący przed nią mężczyzna. Tym razem jednak mogła przyznać sprawie jakieś pięć, może sześć procent prawdopodobieństwa. Dopadła ich ta sama wymordowana bestia? A może zmusiła jednych ludzi, do podpalenia drugich? Nie brzmiało wcale nieprawdopodobnie, tyle że o przypadku Warnera nie wiedziała zbyt wiele, zakładając, że faktycznie to wymordowany był problemem.
- Jesteś pewny, że nie potrzebujesz w takim wypadku dodatkowych konsultacji z jakimś takim waszym lekarzem? Moriyama, tu nie chodzi tylko o to, że sprałeś kolesia na kwaśne jabłko. Ty się zabić próbowałeś, do cholery. - tym razem mówiła bez emocji w głosie, tyle że każde słowo było prawdą, nie musiała specjalnie ciskać w niego jeszcze raz swoimi własnymi obawami, by zwrócić uwagę na kilka istotnych szczegółów. - Tu nawet nie chodzi już o wyziębienie... tak właściwie to nadal się nie przebrałeś. Ruchy, ruchy, to pierwszy krok w ustabilizowaniu temperatury ciała. Nie bój się, nie okradnę Cię, jak znikniesz w toalecie z ciuchami. Rączki mam tutaj.
Machnęła obiema dłońmi do przodu, pomachała pokazowo paluszkami. Nie była złodziejem, była przestępcą innej rangi.
Wystarczająco mocno ryzykowała, każde spotkanie z nim należało do akcji wyraźnie zakazanych, a jednak, kto jeżeli nie buntownik byłby w stanie olać własne zasady i znaleźć się w mieszkaniu eliminatora? Ale tu chodziło o pomaganie mu w dojściu do siebie, oczywiście.
Wypuściła powietrze z ust. Jego pytanie brzmiało tak... poważnie. Prawie zmusił ją do powagi, a przecież wszystko to było tylko niewinnym żartem. Oczywiście, że nie miała tam takich zdjęć, nie robiła takich i nie chciała robić. Nie widziała własnego ciała jako godnego uwieczniania przed obiektywem, co nie znaczy, że czuła się w nim źle. Ciało to miała śliczniutkie.
- W końcu miałam pomóc Ci się rozgrzać, co nie? - odpowiedziała kiwając poważnie głową, z niewinnym uśmieszkiem. Z jakiegoś powodu droczenie się z okularnikiem wprawiało ją w dobry humor. Może nie reagował najlepiej, ba, ostatnim razem rozwalił jej twarz, ale bywały gorsze przypadki. W języku niektórych wymordowanych odgryzienie kończyny oznacza sympatię, a w języku eliminatorów rzucanie kogoś na beton mogłoby oznaką sympatii. Niewątpliwie tak było.
- Żartuje oczywiście. To telefon, powiedzmy że służbowy. Muszą wiedzieć gdzie jestem, co robię... to prawie tak, jakbym miała osoby, które się o mnie martwią. Miłe, wiesz? - schowała odzyskaną komórkę do kieszeni. Była pusta, pozbawiona jakichkolwiek śladów po swojej właścicielce. Jedynie te nudne sms'y, które nie tyczyły sie niczego szczególnego. Te ciekawsze zawsze kasowała od razu, tym razem jednak nie byłaby aż taka sprawna, by usunąć je, zanim Moriyama doskoczył do niej z wyciągnięta ręką i poleceniem. Poza tym, było w jego spojrzeniu wtedy coś takiego, że nie chciała próbować odmawiać. Wydawał się zdolny zaatakować, gdyby ociągała się, nawet odrobinę.
Ciekawie było zobaczyć jego reakcję na tak oczywistą podpuchę. Wydawało jej się, czy faktycznie na moment dał się na to złapać? Gdyby tylko mogła wiedzieć, co dzieje się w jego głowie kiedy przesuwał wzrokiem po najnowszych wiadomościach, cały czas mając w głowie wizję jej rozbieranych fotek. Pewnie z trudem tłumiłaby śmiech.
- Skąd przypuszczenie, że chodzi o niego? - złapała go za słówko.
Z treści wiadomości nie dało się wyczytać płci rozmówcy, a mimo to niemal machinalnie stwierdził, że chodzi o jakiegoś mężczyznę, którego dodatkowo mogłaby słać takie sprośne obrazeczki. Zazdrosny, panie Moriyama?
Rozejrzała się na boki. Mogła wejść dalej? Chyba jednak miał zamiar trzymać ją tak przy drzwiach, niezbyt skory do wyrażenia zgody na naruszenie przestrzeni prywatnej jeszcze bardziej, niż już miało to miejsce. Bardzo chętnie usiadłaby sobie gdzieś, dzień był ciężki, życie także, a jego ramię wcale nie lepsze pod tym względem. Pewnie jutro rozbolą ja plecy, ale czego się nie robi by pomóc bliższemu znajomemu?
- Ryu... - brzmi uroczo. Dodała w myślach. Smok, jasne. Nie przypominał smoka.
Chociaż może? Cichy, spokojny, emanujący siłą i możliwością narobienia krzywdy, jeżeli tylko zechce. Leżał na swoich skarbach niezainteresowany opuszczaniem znanych sobie doskonale terenów, ale gdyby chciał, podbiłby wszystkie. Oh jakże wielka była wyobraźnia kobiety, a przecież Ryuu brzmiało po prostu przyjemnie.
- Kto wie, kiedy zginę od kulki albo coś takiego, więc dlaczego by nie i przyjaciele? Jeżeli nie dzisiaj, to kiedy? Czas leci, leci, leci, Ryu. Mówię co chce i robię co chce, bo życie nie zapyta, czy miałam jeszcze coś wśród swoich marzeń, kiedy przebije mnie włócznią na wylot. Ale nieważne. Mogę wejść? Nie chce się napraszać, ale ciekawi mnie twój przypadek, chętnie zagłębiłabym się w to bardziej.
Chętnie wysunęłaby w jego stronek czubek języka, jasno pokazując, że nie ma co udawać i czuć się niezręcznie. Przecież chyba nie podejrzewał, że Yuu zamieni się nagle w jakiegoś stalkera? A to, że widział zaangażowanie kobiety w ich znajomość... nieważne, niech widzi, niech sobie myśli co chce. W wielu wypadkach pewnie wcale nie mijałby się z prawdą.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

…To bezsensu – wymamrotał, pogrążony w niedostępnych dla kobiety rozmyślaniach. – Po co komu przysposobienie obronne z takim opóźnieniem…? – Jeden z towarzyszy prawdopodobnie o wiele wcześniej padł ofiarą działania wymordowanego, ale reszta znajdowała się przecież w takiej samej sytuacji, z takimi samymi działającymi na nich czynnikami. Przeoczył coś? Nie zauważył kontaktu fizycznego? Nie, pierwsza ofiara stała kilka metrów od niego, kiedy postanowiła pociągnąć za spust. Wpłynął nań mentalnie? Warner osobiście nie odbierał tego w ten sposób, a przynajmniej nie do końca. Chwile, kiedy czuł świerzbienie w palcach, nie pojawiały się przez ciche szepty w głowie.
One zawsze tam były.
Prawdziwy problem chował się za reakcją ciała.
Lekarz. Zapytała o lekarza.
Obawiam się, że to nieuniknione… – Przyznał niechętnie, odtrącając od siebie wyobrażenie kolejnych godzin spędzonych w oddziale szpitalnym pod ścisłą obserwacją. Tym razem coś zdecydowanie było na rzeczy, jeśli dowiedzą się o możliwości zarażenia, nieprędko wróci do spokojnego rytmu swojej pracy. Wolał tego uniknąć.
Ubrania postanowił ściągnąć, gdy tylko skończy wymianę zdań z Yuu, sęk w tym, że przybrała ona dziwny obrót.
Zamrugał powoli, wpatrując się w nią sceptycznie. Doszukiwał się w tym zdaniu jakiegokolwiek zrozumiałego sensu, ale na myśl przychodziła mu tylko próba flirtu, która w obecnych okolicznościach wydawała się niestosowna. To znaczy… że jak on niby miał na to odpowiedzieć? Uśmiechnąć się i zaproponować dołączenie w rozbieraniu?
Cyfrowe fotografie nie rozgrzewają – mruknął ponuro, zbyt mocno odczuwając niewygodę podjętego tematu. – Nie trzymaj takich zdjęć w telefonie, łatwo je przejąć. Chociaż nie sądzę, by użyte w szantażu wobec Twojej osoby były skutecznym narzędziem. – Widział już jej zakłopotanie, niepozbawiona wstydu mogłaby przejąć się wymkniętą spod kontroli sytuacją, niemniej niewciągnięcie się w tego rodzaju gierki delikwenta wyszłoby na lepsze od spełniania zachcianek w zamian za pozostawienie zdjęć w spokoju.
Żartowała. No tak. Cmoknął w drobnym niezadowoleniu, chyba przesadził z reakcją.
„Prawie”. – Zauważył, szukając w głowie podobnego odruchu w organizacji, jednak po kilku dłuższych sekundach darował sobie bezowocny wysiłek.
Nie wnikam w czyjeś preferencje seksualne, ale czy to sugestia, jakoby powinienem użyć słowa „ona”? A może „ono”? W każdym razie osoba, która byłaby zainteresowana takimi zdjęciami Twojej postury. – Mimowolnie uznał nadawcę za mężczyznę, co wynikało z przewagi par heteroseksualnych w mieście. Tolerancja przez ostatnie stulecia osiągnęła dość wysoki punkt, nie brakowało jednostek o różnorodnej tożsamości, ale sam nigdy nie obdarzył zainteresowaniem romantycznym kogoś o tej samej płci. Bardziej naturalne wydawało mu się związanie z kobietą… gdyby nie praca. Obecnie to ona zajmowała całe jego życie.
Mógłbym wiedzieć, kiedy zginiesz, gdybym sam miał o tym zadecydować. Tak samo Ty. Samobójcy to wiedzą. – Podzielił się konkluzją, a po krótkiej chwili zrobił krok do tyłu, ustępując jej miejsca w wymownym zaproszeniu. – Znasz się na medycynie…? – Nie sądził, skoro poprzednio dostał informacje o tym, że jest gońcem i informatorem, ale może jej funkcja nie ograniczała się wyłącznie do tych dwóch stanowisk?
Kolejny nieprzyjemny dreszcz dał o sobie znać, prześlizgując się po kręgosłupie, dlatego ściągnął z siebie płaszcz i odwiesił na ścianie. Ubrania wciąż pozostawały wilgotne, przyklejone do ciała.
Nie mam ciastek do poczęstunku. – Uprzedził, nim nie zjawił się ponownie w salonie, tam zaś chwycił za krawędź swetra i, wbrew ciążącym ramionom, zdjął go ostrożnie przez głowę, pozostając w białej koszuli. Nie zamierzał spuszczać Yuu z oka, stał bokiem, w ramach ostrożności nie tracąc jej z pola widzenia, ot bezpieczny nawyk. Mokry materiał wyraźnie podkreślał każde wypuklenie na klatce piersiowej czy plecach, a było na co patrzeć, wojskowy nie mógł przecież dobrze sprawować się w wątłej posturze. Odłożył sweter na kanapie i zabrał się za rozpinanie pozostałej części ubrania. Guziki robiły więcej problemu, udało mu się uporać tylko z pierwszym, odkrywając mały skrawek nagiej skóry umięśnionego torsu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 11 z 18 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 14 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach