Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 03.02.15 12:16  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Nawet nie zamierzała spoglądać w stronę swojego boku, wystarczy że czuła pulsujący ból wędrujący od  żeber po całym ciele. Co z tego, że miała umiejętności skoro wystarczył jakiś idiota rzucający gdzie popadnie granatem, by rozwalić cały plan... cóż, jego głupota sprawiła, że już kończył się w kałuży swojej własnej krwi. Tyle, że Seishin pozbawił życia trójki zidiociałych żołnierzy, a ona nie była w stanie za wiele zdziałać. Nie chodziło już nawet o rangę osoby, z którą się mierzyła czy jego uzbrojenie, ale nieludzka żądza mordu nie dawała jej teraz spokoju. Spojrzała wściekła na swoją broń, której ostrze zabarwiło się w wielu miejscach na piękny szkarłat i może to w jakimś stopniu przywróciło jej logiczne myślenie.
Nawet nie odpowiedziała S.SPECowi, bo jego słowa utkwiły jej w głowie i huczały niczym dzwon. Już nienawidziła tego głosu. Kumulacja złych emocji znacząco wpłynęła na jej wygląd, bo nie przypominała już niewielkiej dziewczyny z przed paru chwil, teraz była rozjuszonym zwierzęciem pokrytym własną krwią. Wytarła katanę o dół swojego płaszcza i schowała ją do pochwy po czym zdjęła wierzchnią część ubrania, która i tak wyglądała teraz nieporównywalnie gorzej niż normalnie i nadawała się tylko do tego, co miała zamiar zrobić. Rozdarła ją wzdłuż nacięć i obwinęła się nią prowizorycznie wokół klatki piersiowej. Przynajmniej się nie wykrwawi, z resztą rana nie była na tyle głęboka, by teraz słaniać się na nogach z odrętwienia. Było to bardziej płytkie, ale rozległe rozcięcie skóry. I tak była chuda, więc widok żeber nie był niepokojąca oznaką. Od razu podzieliła resztę materiału na kilka mniejszych pasów i skierowała się do wtyki jego pierzastego towarzysza.
- Wyliże się z tego. - Oceniła na pierwszy rzut oka starając się zachować spokój, ale zimna furia przenikała przez jej głos. Dziwne, wcale nie zamierzała ranić psychicznie swojego towarzysza, a jednak jej słowa brzmiały równie pocieszająco co: "I tak wszyscy umrzemy". Bez czekania na zezwolenie obwiązała skrawek czystego materiału wokół jego barku tamując krwawienie. Więcej na chwilę obecną nie mogła zrobić. Zajęła by się także ptakiem, ale coś jej podpowiadała, że chwilowo nie ma zezwolenia na dotykanie go, więc po prostu wyciągnęła rękę z mniejszymi skrawkami w stronę łowcy pozwalając mu samemu zaopiekować się Tenshim.
- Co prawda zwierząt nie traktujemy Czerwinką, ale w końcu też jest łowcą. Medycy postawią go... na nogi. - Postawią ich wszystkich na nogi fizycznie, ale psychicznie trzeba zadbać o każdego już teraz. Przywódczyni też czuła się już lepiej, bo możliwość pomocy komuś innemu poprawiała jej samopoczucie.

// Jak coś to możesz wyteleportować mnie też z z/w, chyba że coś jeszcze chcesz napisać.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.15 14:52  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Po zajęciu się ostatnim z żołnierzy Seishin opadł na kolana pozbawiony sił by nawet stać. Jak do tego doszło? Miał to być zwykły wieczór spędzony na wycinaniu zdań na jebanych drzewkach, a skończyło się... tym. Łowca został postrzelony wielokrotnie, ale w tym momencie martwił się bardziej o stan fizyczny swojego orła niż o siebie. Drżącymi rękoma przyciągnął delikatnie jęczące zwierzę do siebie jakby to miało mu w jakiś sposób uśmierzyć ból. Chciał ochronić go przed całym światem. Sam widok Tenshi zwijającego swoje wielkie, jak na normalnego ptaka ciało, w agonii powodowało w Seishinie nie tylko olbrzymi gniew, ale także smutek. Przysiągł sobie, że nie zostawi tego. Głównodowodzący odpłaci im swoją głową. Jeśli myślał, że po takiej akcji odejdzie sobie w spokoju to się mylił, gdyż ten łowca jest wyjątkowo mściwy. Niech lepiej Ash się cieszy póki może, bo ciało łowcy regeneruje się szybciej niż zwykłego człowieka i android ledwo się obejrzy, a już za jego plecami będzie stał Sei.
Uśmiechnął się w przerażającym uśmiechu, który nie zniknął z jego twarzy nawet po kolejnej kulce wystrzelonej w jego ciało. Zemsta działała na niego pobudzająco oraz dodawała mu sił i gdyby nie naboje, które utrudniały mu poruszanie, wstałby i rzucił się w pogoń za Ashem jak jedna z tych bestii za murem miasta. Interesujące jak jedno wydarzenie może zmienić człowieka.
Drgnął na dotyk łowczyni opatrywującej go. Zimne. Trudno, żeby były ciepłe, był środek zimy. Nie zdziwiłby się, gdyby nagle zaczął padać śnieg. Nawet by pasował do ich sytuacji.
Wyliże się z tego.
Oczywiście, że się wyliże. Musi. Zbyt długo żył na tym świecie, by teraz od niego ginąć. Z resztą udało im się wyjść cało z gorszych sytuacji. Próbował przekonać samego siebie, ale musiał przyznać, że Tenshi nigdy wcześniej nie był tak poważnie zraniony. Spojrzał na leżące skrawki materiału, a jego ręce od razu zajęły się robotą mimo, że jego myśli wędrowały daleko. Sam czuł się jakby to wszystko się nie było realne, jakby to był tylko sen.
Słowa Yuu docierały do niego przytłumione, jakby znajdował się pod wodą, ale w pełni zrozumiał ich sens. Musiał zabrać orła do medyka, lecz nie chciał by dotykał go ktoś obcy. Całe szczęście, że w organizacji mieli od tego ludzi, a Seishin zna ich personel szpitalny lepiej niż resztę łowców.
Zebrał w sobie siły by wstać, uważając przy tym na Tenshi, którego trzymał w rękach i poszedł w stronę siedziby mimochodem zabierając miecz.

[z.t.]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.15 22:02  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Kaptur opadał delikatnie na część jej twarzy zasłaniając ją w znacznym stopniu i rzucając niepokojący cień na część od nosa w dół, aż do ust, które ułożone były w prostą linią. Bez emocji i bez większego zaangażowania, które mogło by uzewnętrzniać się niepotrzebnie maszerowała powoli i cicho, jednak bez specjalnego ukrywania się. Nie zabrała ze sobą soczewki, to był błąd, skoro już zamierzała przemieszczać się na powierzchni miasta musiała przynajmniej zachować nakrycie głowy, którą bądź nie bądź mogło wzbudzać mimo wszystko podejrzenia. Wszakże mało kto lubi, kiedy podejrzane typy z kapturami kręcą się po okolicy. Tym dokładniej wybrała miejsce ponownego pojawienia się w środku murów po tym jak w iście hollywoodzkim stylu opuścili miejsce potyczki grubo ścielone ciałami martwych ghuli. W międzyczasie udało jej się względnie doprowadzić się do stanu używalności co w praktyce znaczyło to, że ścierała rękawem z czoła powoli toczącą się z rozcięcia krew do czasu, aż ta postanowiła łaskawie przestać wypływać z rany. Powoli wypuszczała z ust parę w chłodne powietrze poruszając oczami na boki raz za razem upewniając się, że nie wpakuję ich w jakieś bagno.
Miasto, w jakimś sensie czuła się w jego obrębie jak w domu, czy bardziej jak wilk na własnym terytorium, przyjmując że podziemia to jej jama. Każdy oddech tej betonowej dżungli odczuwała w specjalny sposób, zapachy i dźwięki docierały do niej nieporównywanie silniej i znaczyły dużo więcej niż można byłoby się spodziewać. Przeszukiwała wzrokiem każdy zakątek i ciemny zaułek poszukując niepożądanego obiektu. Czy jest tu jakiś nieostrożny żołnierz, który przypadkiem wszedł w drogę przywódczyni? Nie, raczej nie. Okolica ta zdawała się już dawno spać, pogrążona w nienaturalnym mroku i mdłym świetle latarni, które rozpraszała wszechobecna mgła.
Położyła dłoń na rękojeści swojej katany wyczuwając przy tym geście spokój i odprężenie. Była w domu. Pojedyncze szkarłatne oko jarzyło się w cieniu rzucanym przez kaptur i twarz łowczyni przybrała w tym momencie bardzo teatralny wygląd, dziki i zwierzęcy. Zanim cokolwiek powiedziała pozwoliła opaść powiece do połowy i uniosła podbródek nieco wyżej, by poświata padła na jej mimo wszystko delikatne rysy twarzy.
- Przepraszam za ten pośpiech. - mówiła przyciszonym głosem, lecz nawet wtedy trudno było odszukać w tym stwierdzeniu prawdziwą skruchę. Powiedziała to bardziej dla zachowania pozorów, bo chyba faktycznie za bardzo ciągnęło ją do miasta, a co za tym idzie, jej rozmówca musiał dotrzymywać jej tempa. Chociaż może nie miał z tym aż takiego problemu. Wcześniej tak bardzo zaabsorbowała się rozmową i walką, że dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak wielki był Growlithe. Pewnie musiała by stanąć na czubkach palców, żeby zrównać się z jego linią wzroku. Chwilami całkowicie zapominała, że jest taka niska, że w ogóle jest kobietą i że pewnie wszyscy, którzy ją zobaczą właśnie w taki sposób ją postrzegają. Znaczy... oczywiście był to poprawny sposób, ale ta myśl czasami docierała do niej jak bomba, nagle i z wielką siłą. Przez jeden krótki moment miała nawet ochotę zapytać białowłosego czy to dziwne, że już druga osoba płci pięknej, tudzież słabszej zostaje przewodnikiem łowców, ale zrezygnowała zanim jakiekolwiek słowo wydobyło się z jej ust. Nie znała go przecież za dobrze, właściwie to prawie wcale, a i tak czuła się luźniej niż normalnie. Z trudem powstrzymywała się od wejścia w swój tryb: „Jesteś dla mnie miły przez dłużej niż sekundę, więc teraz zagadam Cię na śmierć”. Przez chwile nastąpiła nawet cisza, której nie potrafiła w żaden sposób przerwać. Nic inteligentnego nie przychodziło jej do głowy.
- Kulejesz. - Zauważyła i temat ten spadł na nią niczym promień niebiańskiego światła. Po raz kolejny wyszło na jaw, jak bardzo egoistycznie podchodzi do swoich spotkań. Przebywała już w jego towarzystwie dłuższą chwilę i nie zdawała sobie z tego sprawy. - Czy to w powodu walki?
Poczuła by się jeszcze gorzej, gdyby okazało się, że to w powodu ciągnięcia w te i wewte po Desperacji i mieście naraziła by kogoś na nawet lekki uszczerbek na zdrowiu. Wyciągnęła przed siebie rękę w nieokreślonym geście, lecz cofnęła ją zanim ten ruch mógłby wydać się podejrzany. Kącik jej ust opadł niezauważalnie. Głupi nawyk, kiedy to na widok kogoś cierpiącego chciała momentalnie mu pomóc. W ostatnich tygodniach łapała się na nim co raz częściej, a mimo to nie była w stanie się go oduczyć.
Przynajmniej chwilowo nie napadały ją czarne plany w pamięci i atakujące bez ostrzeżenia urywki wydarzeń z pamięci. Mimo to przeszłość dawała o sobie znać na każdym kroku. Może już na zawsze zostanie w tej klatce i powinna się powoli przyzwyczajać... jakby na potwierdzenie tych słów, pozwoliła słowom płynąc swobodnie.
- W końcu moje usługi mają być częścią umowy, czyż nie? Jeżeli to z powodu walki, to może trzeba to opatrzyć, a ja nieco się na tym znam. - Spojrzała na wnętrze swojej dłoni, która wcześniej zareagowała szybciej niż jej umysł i utkwiła w niej ostre spojrzenie jak gdyby na jej powierzchni wyryta była odpowiedź na wiele niewygodnych pytań na temat swojego losu. - Jeżeli Yuu Kami otrzyma rozkaz, będzie musiała go wykonać.
Specjalnie użyła trzeciej formy oddzielając od siebie na siłę postać przywódczyni i skrytobójczyni. Może powinna jeszcze dodać coś w stylu: „dla dobra sojuszu”, ale nie zrobiła tego.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.15 0:39  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Przebrnięcie przez lukę w murze okazało się czymś nieco ponad jego aktualne siły, tym bardziej, że w połowie drogi, poczuł, jak dwie niewidzialne strzały przebijają mu na wskroś czaszkę i nadgarstek. Dhalia przegrała z ghoulami i długo jeszcze miała skomleć mu o tym swym piskliwym głosem. Specjalnie ustawiła smukły pysk tuż nad uchem wymordowanego, aby jak najdokładniej zrozumiał jej ból. Przegrała. Przegrała... PRZEGRAŁA. Jak to możliwe? Dlaczego teraz? Teraz, gdy była tak blisko..? GDY BYŁAM O KROK, JONATHANIE. O JEDEN KROK. TO PRZECIEŻ TAK NIEWIELE, PRAWDA?
Jasne. „Niewiele”. Zwykle jednak wystarczająco, by omsknąć się o wygraną. Growlithe też miał wrażenie, że dzisiaj będzie musiał obejść się smakiem. Co innego, gdyby trafili na agresorów bardziej... żywych, a przynajmniej takich, których mógłby ugryźć bez późniejszych problemów. W przypadku ghouli znał konsekwencje i wolał ich uniknąć, tak samo, jak wolałby uniknąć spojrzeń ludzi z miasta. Zakładając, że plotki były prawdziwe, kopie jego mordy widniały w co drugim gabinecie żołnierzy S.SPEC. Na samą myśl wsunął usta za arafatkę i naciągnął kaptur bardziej na białe włosy. Jeszcze tego brakowało, żeby zgarnęła go władza, bo postanowił, że poszlaja się za przywódczynią łowców. Ciężki krok odbijał się za każdym razem, gdy Growlithe nadepnął na nieosłonięty przez śnieg fragment twardego chodnika, a potem znów zostawał zastępowany przez trzeszczenie. Nie krył się ze swoją obecnością, bo w zasadzie nie miał nawet takiego zamiaru.
Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze...
Zatrzymał się raptownie, krok po tym, jak zatrzymała się Yuu. Iskrzące się spojrzenie od razu padło na przeciętą przez krechę mroku twarz czarnowłosej, gdy Growlithe lustrował ją nieodgadniętym spojrzeniem. Dusił się. Czuł to, do diaska. A ona go przepraszała za pośpiech? Zacisnął zęby, starając się ustabilizować narwany oddech, ale wszystkie żyły były już praktycznie suche. W dodatku mary, te piekielne cholerstwa, rozszalały się na dobre. Przemykały mu przed oczami, jak czarne wstęgi, chichotały wrednie, podszczypywały jego dłonie lub policzki, próbowały wślizgnąć się językami do ust i oczu, za każdym razem znikając milimetr przed nim. W tym natłoku zniekształconych, połamanych sylwetek bez twarzy, ledwo dostrzegał dziewczynę, choć podświadomie wyczuwał jej nastrój.
Nie musiała mówić tego głośno. Wiedział, że czuła się tu bezpieczniej tak samo, jak on czuł się pewniej na terenach Desperacji lub w siedzibie, gdzie każda inna osoba prędzej połamałaby sobie kość udową w trzech miejscach, niż bez szwanku przeszła jeden z korytarzy. Jego brało jednak powoli rozdrażnienie spowodowane zbyt palącymi płucami. Ogień połykał nie tylko organ, ale piął się ku górze, jak tnący bluszcz i zahaczał o każdą żyłę, przebiegł wokół aorty skutecznie ją miażdżąc.
PAMIĘTASZ, JONATANIE? PAMIĘTASZ, JAK BIEGLIŚMY TAK DALEKO, AŻ NIE STARCZAŁO NAM TCHU? AHAHAHAHA!
Poruszył głową, jakby chciał nią potrząsnąć, ale w ostatnim momencie się powstrzymał.
Spieprzać ode mnie.
ALE PRZEICEŻ K U L E J E S Z.
Zmarszczył lekko brwi, jak na komendę prostując plecy i wypychając klatkę piersiową do przodu. Dosłownie, jakby chciał jej pokazać, że wcale nie był ranny, a nawet jeśli ─ że to tylko drobiazg.
TO POWAŻNA RANA.
Lekkie zadrapanie.
PRAWIE ODERWAŁO CI NOGĘ.

Białowłosy przewrócił oczami, ale zaraz uśmiechnął się krzywo, dokładnie tak, jakby znalazł coś fluorescencyjnego pod zlewem. Najwidoczniej powrócił do rzeczywistości, przebijając się przez plątaninę słów zmór. „Z powodu walki”, co?
Dość nierównej ─ skwitował na tyle cicho, by tylko Yuu była w stanie to usłyszeć. Ostatnio wszystkie jego pojedynki były albo „jeden na dwudziestu ośmiu”, albo ograniczały się do cudnej scenerii, w której Growlithe był przywiązany do słupa czy krzesła i okładany obcęgami. Jak na zawołanie przesunął opuszkami palców po na nowo pękniętej wardze. Tracił za dużo krwi, w zastraszająco nieodpowiednio krótkim czasie.
Nawet skupianie się na słuchaniu Yuu było coraz cięższe do zrealizowania. Przymrużył oczy, jak ktoś, kto nie może czegoś dostrzec i przechylił lekko głowę na  bok. Głupi nawyk szczeniaka, który pokazuje, że znów nie do końca pojął polecenie. Nie umknął mu w końcu gest dziewczyny. Jednak w porównaniu do niej, on się nie wahał.
Odległa lampa zamigotała, rzucając cień na twarz wymordowanego, to znów ją rozświetlając. Zabzyczała raz jeszcze, jak wyjątkowo natrętna osa i zapaliła się na dobre, oświetlając skrawek dwóch sylwetek mdłym, żółtym blaskiem. Growlithe warknął pod nosem, zamykając nadgarstek dziewczyny w żelaznym uścisku. Wykręcił jej rękę, zmuszając ją do cofnięcia się do zaułka. Pod ścianę. Bez dwóch zdań, gdyby teraz mu się postawiła, pchnąłby ją na nią siłą, choćby miał po drodze połamać jej wszystkie kości. Z nieustającym warkotem, wbijał paznokcie drugiej ręki w jej ramię, przygniatając je do chłodnej powierzchni budynku. Ile czasu potrzebował? Chwili? Wsunął drżące z wyczerpania kolano między jej nogi, przyciskając piersią drobne ciało przywódczyni i pochylił się nad nią. Usta zawisły jednak tuż nad jej ramieniem, gdy całe ciało znieruchomiało. Mogła poczuć przerywany, płytki oddech, pełen gorąca i nerwów. Oplatał jej skórę, kłócąc się z lodowatą temperaturą powietrza. Tak właśnie oddychała osoba, która dopiero co wynurzyła się ze wściekłego morza, ledwie uchodząc z życiem.
Shhh.
Ciszej.
SPOKOJNIE, JACE. SPOKOJNIE...
Puścił jej nadgarstek, pozostawiając na nim czerwone ślady. Ręka na moment zawisła w powietrzu, aż ciężko opadała na bark łowczyni, który również mocno został ściśnięty. Dotychczas niewzruszone ciało drżało ledwo wyczuwalnie ze zmęczenia i ekscytacji, połączonych w coś, co razem dawało niebezpieczną mieszankę. Mięśnie na twarzy napięły się, gdy zaciskał mocno szczęki. To już nie były zęby. To były kły, których obecność sprawiała mu wręcz autentyczne cierpienie. Ich mocne mrowienie przypominało rwący ból, który przerwać może już tylko...
Przełknął nerwowo ślinę, opierając czoło o ramię łowczyni. Zaraz jednak znów poczuł skurcz żołądka i kłucie w piersi. Zamknął powieki, gdy pociemniało mu przed oczami. CZUJESZ? Przekręcił głowę i musnął szorstkimi wargami jej szyję, tuż pod linią żuchwy. Czuł. Dokładnie.
Zaufaj mi ─ szepnął, choć brzmiało to bardziej jak ostre śmignięcie noża. Rozwarł szczęki i przesunął kłami po jej gardle...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.15 21:07  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
W tej sytuacji... jaka reakcja była by najwłaściwsza? Z perspektywy czasu, lat, nabytej wiedzy i doświadczenia patrząc wstecz na to wydarzenie nawet gdyby była o wiele starsza, nigdy nie zareagowała by poprawnie.
W pierwszej chwili została zaskoczona przez siłę, z którą przyparto ją do ściany. W normalnych okolicznościach od razu skierowała by swoją złość w stronę agresora, lecz sekunda zwłoki, którą poświeciła na analizowanie sytuacji była jedną, by podjąć sensowną reakcję. Zaatakował ją? Teraz? Ale tak przecież było. Zadawanie innych pytań było zbędne. Trzeba było mu przyznać, zaskoczył ją i do tego nieźle nastraszył. Wciągnęła głęboko do płuc powietrze tracąc całkowicie swój zwyczajowy rezon. Oddech utkwił w połowie i poczuła jak się dusi, jak powietrze zamienia się w nieosiągalny skarb, który znikał powoli w ciemności niezwiązanej z aktualną porą dnia.
Mimo wszystko oddychała, ale chwilowy szok ograniczył jej możliwość rzeczowego myślenia do minimum i nadal była pewna, że tego nie robi. Ręce odmówiły posłuszeństwa, obolałe i zmęczone po walce z ghulami zwisały obojętne na wszelkie bodźcie, a do tego uczucie wbijających się w nie ostrych paznokci potęgowało ten efekt. Nie sięgnie, broń była za daleko, uwiązana mocno przy pasie. Gdyby tylko, kilka centymetrów... Smagała czubkami palców po śliskiej powierzchni pochwy, lecz ta uciekała pod wpływem niepewnego dotyku.
Odejdź, odejdź, odejdź, Odejdź, ODEJDŹ.
Krzyczała w myślach czując jak wąski strumień powietrza wypełnia jej płuca niczym najcenniejsza zdobycz, każdy z trudem złapany w objęcia rozwartych w niemej rozpaczy ust. Mógł sobie być tym pieprzonym wymordowanym, zachowywać się po swojemu tam, na swoich terenach, ale tutaj był niczym gość. Dla niej był niczym rozżarzone żelazo, nawet najmniejszy dotyk sprawiał jej ból innego rodzaju niż tylko fizyczny. Nie mogła tu mówić o uczuciu bycia oszukanym, bo nie potarfiła zaufać, już nigdy. To co mówiła było tylko szczytem góry lodowej, której największa część ukrywała się pod wodą, a to że w ogóle postanowiła mówić w jego towarzystwie było jej chwilową zachcianką, spełnieniem pospolitych potrzeb kontaktu. Wraz z naciskiem rosła wewnętrzna presja.
Zareaguj, głupie, cholerne ciało, rusz się.
Umysł próbował zmusić każdy element ciała do wykonania ruchu, do znalezienia w sobie niewiarygodnej siły, niemożliwej dla kogoś jej budowy, jej postury, jej płci. Czuła na swoim ramieniu szarpany, nieregularny oddech, niczym tchnienie śmierci. Odciągała głowę możliwe jak najdalej źródła tego wszystkiego spoglądając jednym okiem w dół. Czym było to, co widziała na jego twarzy? Zadowolenie, wściekłość, szaleństwo? Może wszystko naraz? Może nic z tego? Wiedziała tylko jedno, ten rodzaj emocji dostępny był tylko dla istot, które zatraciły w sobie człowieczeństwo.
A więc, przywódco DOGS, miło mi poznać Cię z tej strony. To dobrze, że nie starasz się na siłę ukryć prawdziwego ja. Czyż nie? Obojgu będzie nam się łatwiej rozmawiać, kiedy nie będziemy się oszukiwać, prawda?
Odpuściła. Albo mówiąc dokładniej, zaprzestała prób wyrwania się. Dokładnie w momencie, kiedy zdała sobie sprawę, że jej szarpniecie może się skończyć rozerwaniem krtani. „Zaufaj mi”. Gdyby tylko mogła, zaśmiała by się w tym momencie głośno i z niedowierzaniem. Teraz gdy przerwała, nie była by w stanie wykrzesać z siebie ponownie takiej porcji sił. Barki opadały i wznosiły się miarowo przy każdym przesadnie głębokim oddechu, szybkim i bolesnym
- Przestałby gdybyś mógł, tak? - Wyszeptała przez zaciśnięte zęby z trudem starając się złapać normalny rytm oddechu. Jeszcze trochę i złamie jej żebra. - To nie jest zależne do Ciebie, co? - Blada jak ściana nie panowała nad już nad drgającymi z bólu mięśniami na całym ciele. - Bo przecież w innym wypadku nie zaatakował być, mnie, czyż nie? Nie panujesz nad tym? Jesteś słaby? Prawda? Słaby.
Zabije ją teraz? Nawet jeżeli, to nie zamierzała się nad tym zastanawiać. Zdrętwiałe palce zginały się delikatnie pod wpływem nacisku na ścięgna, a słowa płynęły same. Szczere i prawdziwe. Surowe i przesiąknięte chłodem szkarłatne spojrzenie wycelowane były w białą czuprynę. Widziała, że w każdej chwili kły wymordowanego mogą pozbawić ją dopływu tlenu, lecz nawet wtedy nie straciła pewności siebie. Może i pokonał ją fizycznie, ale by złamać psychikę łowczyni potrzeba było czegoś znacznie silniejszego.
Ciche echo odbijało się od ścian zaułka powtarzając jej ostatnie słowo niczym mantrę w kaleczącej uszy ciszy miasta.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.15 23:28  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Shiva uśmiechnęła się, rozchylając niekształtne wargi tak szeroko, jak nie zrobiłby tego żaden wilk. Niemalże ludzko. JUŻ W PORZĄDKU ─ odezwała się z matczyną troską, opierając kościsty bark o mokrą, ceglaną ścianę. Wiedziała co czuł. Sama podzielała jego emocje.
NIE PRZESTAWAJ – szepnęła, wsłuchując się w nieustające, wilcze „mruczenie”, jakie wydobywało się z gardła wymordowanego.
„Przestałbyś, gdybyś mógł, tak?”
Warczenie narosło, podzielając wściekłość Growlithe'a. Przestałby? W snach. Nie miał ani powodów, ani ochoty, ani nawet możliwości, żeby przestać. Jedyne, co chciał teraz zakończyć, to to drapanie w gardle. Cudze pazury, długie i hakowate jak u orła, wbijały się w ściankę gardła po wewnętrznej stronie i szybko, bardzo szybko, sunęły w dół. Jak smakuje obdzieranie ze skóry? On wiedział.
„To nie jest zależne od Ciebie, co?”
Szczęka drgnęła, zęby mimowolnie raz jeszcze przesunęły się po gardle dziewczyny. Był tak blisko, tak bezczelnie blisko, że najmniejszy ruch żuchwy mógłby okazać się jej końcem. Jeśli kiedykolwiek miał całkowitą władzę nad cudzym losem, to zawsze był to moment, gdy przypierał ofiarę do ściany. Że niby zapędzeni w róg jesteśmy bardziej niebezpieczni? Śmieszne. Dla niego nie istniało już niebezpieczeństwo. Więc czemu?
CZEMU, JONATHANIE? DALEJ, GRYŹ JĄ ─ ponagliła go Shiva. Słyszał w jej na pozór spokojnym tonie, jakąś drżącą nutę zniecierpliwienia. Powstrzymywała się, by na niego nie wrzeszczeć. Chciała być miła. Łagodna. Pod cienką warstwą uprzejmości, kryła się jednak prawdziwa furia. Jej palce – już nie łapy – przesunęły po policzkach wymordowanego, pozostawiając na nich chłód śmierci. ULŻYJ SOBIE. TO NIE JEST ZŁE, RACJA?
„Bo przecież w innym wypadku nie zaatakowałbyś mnie, czyż nie?”
Shiva zaśmiała się dźwięcznie, gdy Growlithe zadrżał. Paznokcie wymordowanego wbiły się głębiej w szczupłe ramiona łowczyni, a usta rozchyliły szerzej, wreszcie prezentując o wiele dłuższe kły. Yuu mogła już poczuć czubek języka na szyi, poprzedzony parzącym oddechem.
„Nie panujesz nad tym?”
Źrenice zwęziły się.
„Jesteś słaby?”
Nie ugryzł.
Zacisnął zęby i dysząc ciężko zmusił się, by lekko się od niej odsunąć. Dać oddech. Zrelaksuj się, do cholery. Co w tym trudnego? Niech zamknie oczy, niech na moment zapomni, że są tu całkowicie sami.
„Prawda?”
Trzęsące się, sztywne palce puściły barki łowczyni. Z trudem. W akompaniamencie powarkiwań, dłonie wsunęły się powoli, niektórzy mogliby pomyśleć, że wręcz niepewnie, za dziewczynę, nim przygarnął ją do siebie ramionami. Silnie. Czuła jego przerywany oddech. Pierś wymordowanego co rusz mocniej napierała na jej drobniejsze ciało, wraz z kolejnym, szybkim wdechem, by zaraz dać jej ułudę swobody, która trwała ledwie pół sekundy. Growlithe w tej niezbyt perfekcyjnej próbie przytulenia łowczyni, oparł skroń o jej skroń i przełknął nerwowo ślinę, nie wiedząc, co powinien teraz zrobić.
„Słaby.”
Usta mimowolnie drgnęły, wykrzywiając się w coś na wzór ironicznego uśmiechu. Szybko jednak spoważniał. Nie miał już czasu, nawet pomysłów, żeby dłużej bawić się w ofiarę. Czuł wściekłość Shivy, która zaczęła krążyć, powarkiwać i jeżyć sierść, prychając na niego ilekroć podeszła wystarczająco blisko, aby ją usłyszał. Nie zaatakowała go, ale wewnątrz się gotowała. Nawet nie tylko ona. Mary wyczuwały słabnący ogień, który dotychczas żarliwie płonął w ciele Growlithe'a, a który ciemnym, grobowym piachem padał na ognisko, do którego nie dostarczano tlenu.
MUSISZ JEŚĆ – powtarzały niezgranym chórem, przekrzykując się jeden przez drugiego. MUISZ! MUSISZ! TERAZ! SZYBKO! SZYBCIEJ! AHAHAHA! Niektórzy wyższym, piskliwym głosem, którego szczerze nie znosił, bo ciął mu mięśnie na kawałki i paraliżował cierpliwość; inni zaś wtórowali potężnym, powolnym basem, porównywalnym do trzęsienia ziemi. Plątanina słów wkrótce zamieniła się w rodzaj jakiejś nieznanej muzyki, na której czele stał subtelny, uwodzicielski ton Shivy.
JONATHAN... JACE...
Wilczur objął mocniej Yuu, muskając nosem jej policzek.
Boi się, burknął białowłosy na odczepnego, w zasadzie sam zaskoczony, że nie zadławił się tym stwierdzeniem. Tak, jakby to w ogóle miało być jakiekolwiek usprawiedliwienie.
Shiva zacmokała.
Zmrużył lekko oczy, których blask skryty został pod jasną grzywką, rzucającą na jego twarz tragiczny cień. Właśnie. Od kiedy obchodziło go to, co czuje ofiara?
Shiva kołysząc biodrami podeszła do niego blisko i wsunęła łapy na jego ramiona, jakby chciała go objąć. Coraz bardziej ludzka, a nie wilcza sylwetka, przylgnęła do jego pleców, kładąc łeb na jego ramieniu. Specjalnie dotknęła zimnym, czarnym nosem jego karku, wywołując tym falę dreszczy. Yuu z pewnością odebrała je jako kolejny atak, jaki Growlithe próbował w sobie zdusić. JACE... – powtórzyła cichutko zmora, rozwierając paszczę.
Ramiona chłopaka wreszcie poluzowały uścisk, aż w końcu dał przywódczyni głębiej odetchnąć, nie odsuwając się jednak na odpowiednią odległość... w tym przypadku powiedzmy... trzech kontynentów. Zamiast tego jedna z jego dłoni oparła się o ścianę nad jej głową, a druga zsunęła w dół, zahaczając palcami o rękę łowczyni.
Spojrzał jej na chwilę w oczy.
Dosłownie na ułamek sekundy.
Zrozum.
Psy trzeba trzymać krótko. Twardą ręką.
Growlithe wypuścił jej dłoń z uścisku i opuszkami palców musnął policzek czarnowłosej, by zaraz ująć jej podbródek i podnieść głowę, wreszcie odsłaniając interesujące go miejsce. Zwilżył wargi językiem, znów ze zdwojoną siłą odczuwając mrowienie w kłach, które nagle wydłużyły się i zaostrzyły na końcach. Nie przypominały już w niczym zwykłych, ludzkich zębów – teraz prędzej im było do tych kocich. Cienkich, mocnych, zakończonych igłami.
Takie same zęby czuł Growlithe. Shiva wgryzała się dotkliwie w jego szyję, psychicznie gniotąc gardło, jak pustą paczkę papierosów.
GRYŹ.
Oczywiście.
Wgryzł się brutalnie, wsuwając kły w ciało. Jak w masło. Szorstkie usta od razu dotknęły szyi łowczyni, kiedy tylko wypłynęły pierwsze krople krwi. Nie. Dla niego nie miało to żadnego związku z krwią. Nie miał poczucia obrzydzenia ani niestosowności. Naturalna kolej rzeczy. Jeden słabnie, by inny mógł wzrosnąć w siłę. W tym wypadku było dokładnie tak samo. Ciepła ciecz zwilżyła gardło Wilczura, paradoksalnie gasząc płomienie ognia, łagodząc ból zdrapanych strun głosowych, wpływając niżej, przez wszystkie możliwe kanaliki, by finalnie dotrzeć do każdej komórki.
Głośny, łapczywy odgłos przełykania wypełnił praktycznie całą panującą wokół ciszę.
Shiva objęła Growlithe'a mocniej i puściła go, gdy pierwsza „porcja” zwilżyła mu podniebienie. WRESZCIE! WRESZCIE, WRESZCIE, WRESZCIE! ─ zawołała dźwięcznie, rozsypując się jak czar. Nie była już potrzebna. Białowłosy wreszcie poczuł, jak prócz życiodajnego szkarłatu, zaczerpuje pierwszy, głębszy oddech. Pił narwanie, co jakiś czas powarkując, jakby dawał jej znać, że jeśli się ruszy, to ją zajebie. Paradoksalnie do durnych gestów sprzed chwili, teraz nie zamierzał się ograniczać. Łyk. Jeszcze jeden. Kolejny. Następny i dodatkowych, aż poczuł, jak ból nogi słabnie, przytłumiony leczniczą mocą.
DO-SKO-NA-LE!
Dość.
Był pełny.
Powoli wysunął kły z szyi przywódczyni, przez moment całując ją jeszcze po ranie. Zebrał ostatnie krople, bo przecież nie mogło się zmarnować. Nie to. Nie tutaj. Dopiero po tym odsunął się na krok, zabierając od niej łapska i swoje szeroko pojęte części ciała, które dotychczas ograniczały jej ruchy. Zabrudzone usta i broda zdawały się być jedynym kolorowym elementem na bladej twarzy wymordowanego. I oczy. Oczy nabrały szczególnego blasku.
Mam nadzieję ─ podniósł dłoń i jej wierzchem starł odrobinę krwi z brody, cały czas w skupieniu wpatrując się w łowczynię ─ że to zostanie między nami. Tylko.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.15 22:44  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Wzdrygnęła się.
Dostatecznie dobrze wiedziała, że jeden zły ruch i padnie tu trupem nawet bez możliwości jakiejkolwiek reakcji. To był błąd, a właściwie wiele błędów. Mogła je po kolei wyliczać i zabrało by jej palców, a wszystko przez to, że w sytuacjach wątpliwych zawsze stawiała na optymistyczny scenariusz. Cóż, jeżeli jakimś cudem wyjdzie z tego w całości, będzie musiała po raz kolejny oduczyć się ufać. Śmieszne. Minie tydzień, albo nawet mniej i po raz kolejny tego spróbuje. To dzieje się cały czas, już od wielu lat. Ryzykuje, otwiera się na kogoś, potem cierpi, zamyka się w sobie i obiecuje, że nigdy nie popełni tego błędu. Może już przywykła, może to wszystko było tak naprawdę od zawsze sztuczne i dlatego ból nie był realny.
Ciepło wydychanego powietrza łaskoczącego po powierzchni szyi jakby na przekór myślom mówiło, że ból jest bardziej realny niż jej się zdaje. Kiedy nadejdzie? Dlaczego czas tak nagle zwolnił? Oddech łowczyni stał się nieregularny, a i tak był najbardziej prawdziwą miarą czasu w tej sytuacji. Zamknęła oczy i czuła jak kąciki jej ust opadają mimowolnie, zimny dreszcz przeszywał ciało w nieregularnych falach podporządkowanych ruchom wymordowanego. Syknęła z bólu kiedy paznokcie wbiły się w jej ciało, a miejsca te szybko nabiegły krwią. Odciągała głowę na bok, jak najdalej od źródła tego bólu, jakby chciała uniknąć kontaktu ze szczególnie jadowitym wężem, który usilnie oplatał jej ciało. Nadal oddychała przesadnie płytko, jakby bojąc się że wykonując zbyt gwałtowny ruch w jakiś sposób się narazi poza tym nie do końca wiedziała, jak powinna reagować na to wszystko. Cały czas traktowała to jako atak na własną osobę, a nie na organizację, tyle że nawet wtedy nie czuła się z tym ani trochę komfortowo.
Czy on się trząsł? Nie umiała nazwać tego, co tu widziała. Widziała już wielu ludzi, którzy w agonii zachowali się nieracjonalnie, tracili zmysły, nie panowali nad własnym ciałem i głosem, ale nawet wtedy wszystko czego była teraz świadkiem wydawało jej się obce. Tym pierwszym pomagała zazwyczaj ukrócając ich cierpienie szybką śmiercią, teraz od razu odrzuciła ten pomysł.
Nie mogła zabić przywódcy DOGS.
Przestała reagować tak jak na początku. Nie mogła się już dusić, nie fizycznie. Ból stał się tylko pretekstem do analizy sytuacji, uścisk otworzył jej oczy, dosłownie, powoli podniosła powiekę zmuszając szkarłatną tęczówkę do ogarnięcia całej sytuacji jeszcze raz. Mała, czarna powierzchnia źrenicy tkwiła idealnie na środku oka, wzrok był mętny i lodowaty. Mówił więcej niż jakiekolwiek  słowa. Może i była niższa, ale w tym momencie spoglądała na mężczyznę z góry, jak na coś... no właśnie, nie potrafiła nawet określić, jak powinna postrzegać Growlithe'a. O ile realny dystans między nimi był niepokojąco krótki, to ten psychologiczny miał niezwykle rozmyte kontury i raz  sięgał rozmiarów oceanu, by zaraz potem zmieniać się w odległość wyciągniętej dłoni.
Wiesz co? Jestem słaba. Słabsza niż ktokolwiek kogo znasz.
Palce u rąk uginały się mimowolnie szarpane nagłymi skurczami mięśni innym razem zwisały swobodnie niewzruszone żadnymi bodźcami. Wietrzyła powolny koniec zmagań białowłosego. To bez sensu, skoro i tak była teraz zdana na łaskę jego siły woli. I tak nic już od niej nie zależało. Powoli podniosła prawą dłoń. Katana dotychczas spoczywała bezpiecznie przy jej pasie. I nadal tam została. Dłoń powędrowała dalej, prześlizgnęła się po boku chłopaka i zatrzymała się dopiero na jego plecach by tam w powolnym geście wędrować z góry do dołu. Uśmiechnęła się niemrawo, jak człowiek bardzo zmęczony życiem, ale tylko tyle udało jej się wykrzesać bez popadania w zakłamanie.
Ale dzięki temu jestem silniejsza niż ktokolwiek inny.
Nawet wtedy kiedy ich oczy spotkały się na niemożliwie krótki moment uśmiechała się. O nie, bynajmniej nie z powodów lubowania się w masochizmie. Podstaw tego wyrazu twarzy należało szukać znacznie głębiej i dla niektórych mógł być bardziej raniący niż nóż wbity w serce, dla innych był po prostu niezrozumiałym grymasem.
Tego rodzaju bólu doświadczyła po raz pierwszy. Trudno w ogóle było opisać, jakie to uczucie kiedy ktoś dosłownie przywiera do twojej szyi, by sączyć z niej drogocenny szkarłat. Chwilami spoglądała do góry na sunące leniwie chmury, które niknęły za dachami budynków przesłaniając aksamitną czerń nieba. Przyglądała się im znacznie intensywniej niż normalnie starając się za wszelką cenę zachować świadomość, poza tym z jakiegoś powodu dzisiaj niebo wydawało się znacznie ciekawsze niż każdy inny możliwy kierunek padania wzroku. Nawet nie zauważyła kiedy przestał. Więc jednak nie do końca panowała nad pojmowaniem otoczenia. Może ubytek krwi nie był aż tak wielki, ale był gwałtowny i niespodziewany. Głowa nadal zwrócona ku górze opadła powoli i zawisła leniwie, zamknęła oczy i czuła nieodpartą chęć pójścia spać. Dlaczego do cholery, była tak daleko wejścia do podziemi? Mogła by się zaszyć gdzieś za rurą i pójść spać. Do cholery, dlaczego myślała teraz o pójściu spać, kiedy był w trakcie załatwiania sojuszu? Nie, przecież i tak wszystko przepadło, przecież nigdy nie poszła na żadne spotkanie, bo usunęła. Usnęła, ale dlaczego na środku ulicy? A może to wszystko było tylko snem? Może śni teraz o spaniu, tylko dlaczego wszystko tak boli...
Chwila wizja zamazywała się całkowicie, innym razem wyostrzała nieprzeciętnie, ale układanka nadal była niekompletna. Prześwity świadomości kazały jej za wszelką cenę zebrać się do kupy, wszystko tylko nie tracić teraz świadomości.
Uśmiechnęła się jeszcze raz, a tępy wzrok wbiła w podłożę, zaraz obok swoich butów. Nie patrzyła na Growlithe'a ale słyszała jego słowa. Świetnie, chociaż on czuł się w tym momencie dobrze. Rolę się odwróciły, co? Przetarła rękawem po powierzchni swoich ust jakby chcąc w ten sposób zmusić je do odzyskania sprawności.
- Dupek. - Mruknęła słabym głosem z nutą typowej dla siebie zadziorności w głowie. Chwilowo nie stać jej było na lepszą obelgę, ale ta równie dobrze określała wszystko co w tej chwili czuła względem wymordowanego. Dobrze, że opierała się plecami o ścianę, bo nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Ręce zwisały luźno a palce na zmianę zwijały się i rozwijały z pozycji pięści zmuszone do testu swojej użyteczności. - Już Ci lepiej, co?
Ostanie zdanie wypowiedziała tak cicho, jakby kierowała je wyłącznie do samej siebie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:19  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
„Dupek”.
Uśmiechnął się wręcz pobłażliwie. Jeszcze dwie minuty wstecz oferowała mu swoją pomoc, a gdy ją wreszcie przyjął (nie bez wewnętrznych komplikacji, burz i huraganów), nagle zaczęła mieć do niego pretensje? Nie skomentował tego jednak, zajęty bardziej usuwaniem pozostałości po cząstce Yuu, jaką sam sobie zabrał. Czy tego chciała, czy nie, teraz w wymordowanym płynęła szlachetna krew przywódczyni łowców. Poniekąd skradziona, choć Growlithe z całą dostępną pewnością upierałby się przy swoim – że przecież i tak chciała od niego rozkazy, a te ograniczały się do oddania elementu własnego życia, by on mógł nadal oddychać.
Być może z czystej grzeczności powinien się zapytać, jak się po tym wszystkim czuje, ale pytanie nawet nie przeszło mu przez myśl. Gdyby miał to sobie wytłumaczyć, zapewne zrobiłby to w dość bezczelny sposób. Growlithe przebiegł końcówką języka po dolnej wardze, zbierając z niej nadmiar krwi. W końcu co za palant interesowałby się, czy z jego obiadem wszystko w porządku?
Trochę ─ odparł z namacalną obojętnością, jakby fakt, że przed momentem pozbawił jej zbyt dużej ilości krwi, był czymś absolutnie naturalnym. Bo był. Może i w pewnej chwili naszła go nawet myśl, by zapytać, czemu go nie odepchnęła, gdy miała ku temu okazję, ale prędko ją odgonił. Nawet jeśli w dalszym etapie by ją zaatakował, w stanie, w jakim był, Yuu z pewnością by go obezwładniła. Siłą rzeczy uznał, że sama sobie była winna. Znając życie: miała słabość do zwierząt i tylko dlatego zrezygnowała z wybicia mu zębów, które ─ notabene ─ zdążyły powrócić do swoich pierwotnych rozmiarów.
Growlithe nagle zmrużył ślepia.
Zetrzyj to ─ charknął konspiracyjnym szeptem. Nie sprecyzował dokładnie o co chodzi, ale jego spojrzenie sugestywnie zsunęło się na pogryzioną szyję dziewczyny. Nawet nie chodziło o to, że traciła krew, bo teraz była to jej indywidualna sprawa. Sęk tkwił w tym... ─ Żeby nas psy gończe nie wytropiły. Są wyczulone na wszystko, ale przez narkotyki, proch i krew dosłownie dostają w dekiel. Nie masz zbyt wielkich chęci do życia, co?
Ostatnie pytanie wykrztusił gratisowo, chyba samemu nie do końca będąc pewnym, czy w ogóle powinno mu przejść przez gardło. Oderwał od niej spojrzenie, przerzucając się na resztę świata, choć widać, że zrobił to z równą niechęcią. Zlustrował wzrokiem najbliższe otoczenie, ale nic prócz dogrywającej lampy i masy ławek nie dostrzegł. W Świecie-3 rzadko bywał, a już na pewno w tej części. Paradoksalnie częściej widziano go w zatłoczonych, często uczęszczanych dzielnicach, niż odosobnionych fragmentach miasta.
Mam tu mocno związane ręce ─ zaczął nagle, przyglądając się w skupieniu pokrytym śniegiem siedziskom. ─ Źle się czuję bez psów. To jakbym stracił wzrok, słuch i węch. ─ Pokręcił nagle głową, chcąc strząsnąć z siebie to stwierdzenie. Nie mówił tego z żalem. O dziwo, przychodziło mu przyznanie się do tego z neutralną nutą, zaś poinformowanie o tym Yuu prezentowało się tak, jakby było to czymś, co mogło, a nie musiało mieć miejsca. Skoro już się jednak zdarzyło ─ i tak niewiele to zmieni.
Miał tylko niebezpieczne wrażenie, że psy bez niego również czuły się nieswojo. Szczególnie dziś, gdy śnieżyca chlastała po twarzy i ziębiła ciało. Growlithe skrzywił się, po czym złożył dłonie i przymknął oczy. Usta poruszyły mu się ledwo widocznie, choć równie dobrze można to było uznać za wytwór chorej wyobraźni. Dopiero po chwili uniósł jedną dłoń, odsłaniając czarne zawiniątko. Niewielki koliber poruszył się, strząsając z siebie niewidzialny kurz i uniósł się na patologicznie niewielką wysokość.
Sprawdź co z resztą, Shikei.
Mara bezgłośnie trzepocząc skrzydłami przekrzywiła lekko łebek na bok, jakby nie do końca zrozumiała polecenie, by zaraz dosłownie wystrzelić przed siebie, prędko znikając z oczu. Wierzył w zaradność i szybkość swoich psów, ale w złośliwość losu wierzył bardziej.
Miałem cię odprowadzić.
MIAŁEŚ TEŻ BYĆ MIŁY I UROCZY.
Bardziej potulny nie będę.
Musisz mną tylko pokierować, bo niespecjalnie się orientuję, gdzie mieszkasz.
Nagle zmarszczył brwi, widocznie sobie o czymś przypominając. Obejrzał się wtedy na łowczynię, taksując ją błyszczącym, żywszym spojrzeniem. Uśmiechnął się do niej pogodnie, ukazując rząd białych zębów.
Potrzebujesz pomocy? ─ Ewidentnie odzyskał rezon. Widać to było po jego twarzy, która w ułamku sekundy została obdarta z wcześniejszego niezdecydowania. Bycie zwierzęciem jest tragiczne, gdy całe życie uczyłeś się być człowiekiem. Zmieniał się jak w kalejdoskopie. Najwidoczniej nie wszystkim zmiany wychodziły na dobre, choć i tym razem wyciągnął do niej dłoń, by pokazać, że wcale nie żartuje. ─ Chcesz się o mnie oprzeć? ─ Zaraz kącik ust drgnął mimowolnie ciut wyżej. ─ Może mam cię ponieść?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.15 17:45  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Wpatrywała się trochę nieobecnym wzrokiem w ziemię. Pojedyncza czerwona tęczówka odbijała nieistniejące plamy światła na swojej powierzchni przecząc wszelakim prawom fizyki. Ciemne plamy cienia ginęły pod kapturem tworząc iluzję, że pod okryciem głowy znajduje się tylko czarna dziura z niewielką szkarłatną plamą w miejscu oka. Na słowa Growlithe'a sięgnęła leniwie ręką w okolicach swojej szyi ocierając ranę koniuszkami palców. Miał rację, krew nie zamierzała tak szybko przestać lecieć, a przecież przy jej nadludzkim poziomie regeneracji ciała powinna już co najmniej zakrzepnąć.
- Ten kto nie godzi się na śmierć nigdy nie zazna życia w pełni. - Jak zahipnotyzowana obracała palce przez okiem rozcierając na ich powierzchni szkarłatne plamy. - Ale nie zrozum mnie źle, cenię swoje życie. - Podniosła głowę cofając się jednocześnie głębiej w ciemną uliczkę. - Po prostu wiem, że jestem dobra i lubię stać na krawędzi. Kto wie, po której stronie teraz się znajduję.
Złożyła ręce za plecami i mówiąc jednocześnie zrobiła krok na prawo, potem na lewo balansując zgrabnie na krawędzi stóp. Oczywiście nie zrobiła tego, o czym mówił mężczyzna niemal na przekór rozcierając własną krew na palcach. Może była nieodpowiedzialna, może była głupia i wiecznie optymistycznie nastawiona, ale lubiła zadzierać z władzą, grać im na nosie pod samymi murami głównej siedziby, paradować po mieście bez specjalnego kamuflażu ani zabezpieczeń. Nie każdy musiał podzielać jej styl bycia, nie oczekiwała od nikogo, że jej zrozumie. Kłębiące się w głowie myśli były jak elementy wielu układanek, na siłę wciśnięte w inne, niepasujące i tworzące pełny, ale zupełnie przypadkowy obrazek.
- Taaak~ to musi być okropne uczucie. - O ile sama treść wypowiedzi brzmiała sztucznie i kpiąco o tyle ton z jakim łowczyni teraz mówiła, był bardzo rzeczywisty. Nie było niemal różnicy pomiędzy kłamstwem, a prawdą, fałszem, a realną troską. Trzymała się cały czas w cieniu zachowując „bezpieczną” odległość. Chociaż czas pokazał jej, że nie istnieje coś takiego, wolała mimo wszystko zawsze być o te kilka kroków do przodu zachowując przy tym psychiczny komfort. - Ciekawi mnie tylko, czy swoimi współtowarzyszami też lubisz się pożywiać.
W którymś momencie prawdopodobnie przesadził. Granice zacierały się uniemożliwiając określenie, które słowa były wypowiedziane nadto, jaka sytuacja doprowadziła do tego, że Kami odniosła się do jego relacji ze swoją organizacją.  Pokręciła nagle głową przecząco.
- Nie, to nie tak że porównuje się do DOGS, to nie miało by najmniejszego sensu, przecież oboje dobrze wiemy, że jakiś tam łowca nigdy nie zyska takiego szacunku co typowy pies. Ale wydaje mi się, że słowo 'sojusznicy' w murach i poza nimi postrzegane jest w nieco odmienny sposób. - Rozłożyła ręce nadal obsmarowane krwią wychylając je spoza padającego na jej sylwetkę cienia. Szybko odzyskiwała pewność siebie, gdy tylko myśli przestały być plątanina urywanych scen i słów mogła na nowo przejść do ofensywy. - Ale przecież to miało pozostać tylko między nami, tak? Boje się jednak, że nie będę mogła na dłuższa metę zwodzić swojego medyka wmawiają mu, że ugryzł mnie jakiś zdziczały ryś. Ale kto wie... może jednak znajdę jakiś sposób, by ogłosić wszem i wobec, iż do sojuszu doszło bez większych problemów.
Rozejrzała się na boki oceniając teren, na którym się znaleźli. Najwyraźniej głębsza analiza doprowadziła ją do przyjemnych wniosków, bo wykrzywiła usta w czymś na kształt uśmiechu i przez chwilę na ciemnym obliczu poza czerwoną tęczówką widniała także biel zębów.
- Właściwie zmieniłam zdanie. Może to i lepiej, że wszystkie psy rzucą się za mną, będziesz mógł w spokoju opuścić miasto bez niczyjej wiedzy, a ja w tym czasie pobawię się trochę w berka z S.SPECem zanim nie pozbędę się tego zapachu. - Zmieniła nagle ton i sposób mówienia ucinając definitywnie poprzednią myśl i nie dając mężczyźnie czasu na rozważenie tego, co właśnie powiedziała. - Sztuczne uprzejmości są zbędne. Sztuczne... prawdziwe, zresztą żadna to różnica. Nie mam zamiaru dociekać jakie są twoje intencje, po prostu nie trzeba mi pomocy.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.15 18:45  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Jak w transie, co?
Growlithe ogarnął ją nieodgadnionym spojrzeniem, jakby sam nie był do końca pewien, czy powinien brnąć w tym temacie dalej, czy jednak się wycofać. Dla dobra sojuszu, który dopiero co zawarli, a który od tej chwili już wisi na ostatnim włosku ─ najlepiej byłoby, gdyby się zamknął. Wychodziło na to, że miał w wielu sprawach odmienne zdanie niż przywódczyni Łowców i dało się to wyczuć chociażby w powietrzu, które pomiędzy nimi zrobiło się rzadsze i cięższe.
„Ten kto nie godzi się na śmierć, nie zazna życia w pełni”.
Przełknął swoje zdanie w tej jednej, jedynej kwestii. Oczywiście, pod pewnym kątem miała rację. Z drugiej strony do czego to piło? Przecież nie zapytał, czy godziła się na śmierć, tylko czy chciała żyć. To sprzeczne ze sobą idee, zakładając chociażby, że osoba, która jest zdolna umrzeć dla dobra ogółu i która dawno pogodziła się z tym faktem, jednocześnie może pragnąć przeżyć. A jednak podcina sobie gardło.
JACE... ─ mruknęła cicho Shiva, przekrzywiając łebek i przyglądając się, jak białowłosy chwyta za brzeg swojego t-shirtu i zaczyna wycierając o niego rękę z krwi. Wilczyca przysiadła na śniegu, oplatając przednią łapę długim, falującym ogonem i uśmiechnęła się, przyglądając bliznom na jego brzuchu. A TY? ZAZNAŁEŚ ŻYCIA W PEŁNI?
Filozoficzne pierdolenie. Sam powinien się z niego wyleczyć.
Skoro jesteś aż tak dobra, liczę na sparing. ─ Był zaskoczony, jak spokojnie i lekko zabrzmiał jego głos, choć wewnątrz coś się w nim zagotowało. Ochota, by utrzeć jej nosa praktycznie się z niego wylewała, a i tak wyglądał, jakby rzucił propozycję od niechcenia. Odklepane? Odklepane. Następny wątek prosz. ─ Ale to może, jak staniesz na nogi. I jak moje rany zasklepią się do końca.
DO TEGO BĘDZIESZ POTRZEBOWAŁ WIĘCEJ KRWI, RACJA? ─ Shiva nie dawała za wygraną, najwidoczniej wielce urażona, że została zignorowana. Teraz jej spojrzenie przemknęło na Yuu, wbijając się lodowymi igłami w jej ciało i przemykając chłodnymi nićmi prosto do jej żył. Nagle zachichotała. NAWET ONA O TYM WIE.
Growlithe poczuł, jak mięśnie ramion i pleców mu się napinają. Zatrzymały się też ręce, które próbowały do końca zetrzeć krew z przedramienia. Powoli, wraz z kolejnymi słowami przywódczyni, puścił wreszcie materiał i spojrzał na nią obojętnie, dopiero pod koniec wykrzywiając usta w grymasie. Tak źle i tak niedobrze. Proponujesz pomoc ─ dostajesz przez łeb. Gryziesz ─ powtórka z rozrywki. Wychodziło na to, że najbezpieczniej było siedzieć cicho, gdy gardło rozrywał krzyk.
Yuu... ─ Próba podejścia do niej z nieco innej, łagodniejszej, strony najwidoczniej była pierwszym i ostatnim co przyszło mu na myśl. Powoli brakowało mu numerków do oznaczania planów, ale jeśli spokój nie załatwi sprawy, to prawdopodobnie nic już jej nie zakończy. ─ Wiem ile wypiłem i wiem, że mocno to osłabia. ─ przyznał bez zbędnych ceregieli, cały czas przyglądając się bledszej twarzy, kontrastem odcinającej się przy czerni jej włosów. Nigdy nie był na jej miejscu, ale widział skutki u ofiar, a te z zasady trzymały się długo. Przynajmniej do chwili, aż organizm nie wyprodukował na nowo odpowiedniej ilości erytrocytów. A i nie zawsze do tego dochodziło, choć przy wzmożonej regeneracji łowców... ─ Nic ci nie będzie, dlatego nie mam zamiaru przepraszać. Jeśli chcesz, możesz opowiedzieć o tym każdej napotkanej osobie, dorzucić autograf, stempelek i zdjęcie ze szczególnym ujęciem na swoją szyję. Wierz mi, że nie zepsujesz tym mojej reputacji. ─ Bo ta zdążyła przegnić już wystarczająco. ─ Wolałem, byś tego nie rozpowiadała, dla własnego, nie mojego dobra. Przywódczyni łowców, która dopiero co sięgnęła po insygnia władzy, już na starcie swojej kariery daje się pożreć małolatowi od skundlonych psów? Drukarnie nie zdążyłyby klonować gazet, Kami.
Westchnął przez zaciśnięte zęby, czując, jak ból głowy powoli ustępuje. Krew dziewczyny robiła swoje, powolutku rozprowadzając się po wszystkich kanalikach. Czuł się nawet jakby silniej, choć wiedział, że będzie potrzebował tego więcej, by wyleczyć rozszarpane przez hienie kły ramię.
Pomoc ode mnie to serio takie zło najwyższe? Słaniasz się na nogach, więc użyczyłbym ci ramienia. Nie musiałbym cię dotykać, jeśli sobie tego aż tak nie życzysz. To ty dotknęłabyś mnie. Pasuje?
Postukał się palcem w przedramię, jakby tym samym pokazywał jej, jak wiele władzy by nad nim miała. Jak zawsze nie miał zamiaru padać przed kimkolwiek na kolana i błagać ze łzami w oczach i drżącym podbródkiem, by zaufano mu i skorzystano z jego miłosierdzia. Na upartego można uznać, że uszanował jej zdanie i wcale nie miało to związku z tym, że chciał się już stąd ulotnić. Ruszył się z miejsca, raz jeszcze przebiegając ręką po koszulce, na której wymalował ciemne plamy i nagle cały świat zaczął się przemieszczać.
Nie traktuj mnie jak wroga tylko dlatego, że doszło pomiędzy nami do aktu wampiryzmu. Gdybym chciał ci zrobić krzywdę, już dawno wyżarłbym ci gardło. ─ Umilkł na moment, zastanawiając się jak to musiało zabrzmieć.
CHYBA NIEZBYT POZYTYWNIE ─ burknęła Shiva, zbierając swoje szanowne dupsko z ziemi i ruszając za nimi. Ewidentnie upodobała sobie jednak Yuu, trzymając się o wiele bliżej niej, niż właściciela. Co jakiś czas nawet chciała dotknąć nosem jej dłoni, uda lub boku, ale za każdym razem zatrzymywała się tuż przed i wycofywała.
Growlithe wzniósł oczy ku górze, zerkając na spokojne niebo.
Poza tym, przecież przestałbym, gdybym mógł, hm? To nie jest zależne ode mnie. Przyparta do muru byłaś milsza. Skręcamy w lewo?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.15 22:16  •  Obrzeża części południowej.  - Page 4 Empty Re: Obrzeża części południowej.
Może rzeczywiście pozostało jej jedynie chowanie się w cieniu budynków, z dala od miejsca, które oświetlało by swobodnie jej twarz. A minę miała nietęga. Zastygła na chwilę w bezruchu nadgryzając dolną wargę i mrużąc lekko sprawne oko. Mogła wcześniej ugryźć się w język niż mówić cokolwiek. Teraz wypadało by się z nim zgodzić. Sparing? Jasne, zawsze i wszędzie. Tyle, ze jeżeli zacznie już walczyć, może nie być w stanie zapanować nad swoją zgorzkniałością. W walce przelewała całą swoją nienawiść na atak, dlatego nawet treningi odbywała sama, szczególnie jeżeli chodziło o użycie Lamentu. Poza tym gdyby przegrała... co było oczywiście wielce prawdopodobne. Wykrzywiła usta w niewyraźnym uśmiechu, by ostatecznie przez sztuczny śmiech wyrazić swoje zdanie.
- Ale chyba żadne z nas nigdy nie będzie do końca uleczone. - O ile oczywiście Growlithe mówił serio. Nie potrafiła tego wyczytać z jego twarzy, prawie jakby rzucił tylko luźną propozycję, ot tak, by coś w ogóle powiedzieć. Jej wypowiedź także nie miała zbyt wiele wspólnego z poważną rozmową, jakby nie patrzeć, mówiła to z lekkim śmiechem w głosie. Chyba cały czas kręciło jej się głowie. Nie stała już przy ścianie, ale podpierała się o nią jedną ręką. Ale powiedziała prawdę, jakby nie patrzeć. Nowe rany pojawiały się jedna za drugą, nowe blizny i krwawe kwiaty wyrastały nieoczekiwanie w najmniej spodziewanym momencie. To tylko nadawało nierealnemu sparingowi jeszcze mniej szans na spełnienie się. Może to dlatego tak dobrze było rzucać propozycje na ten temat. Uśmiechała się, bo było to coś co mogła robić zawsze i wszędzie. Uśmiech to niesamowita broń, odpowiednio użyta może zmylić, omamić, okłamać nawet tego który go używa.
Wycofała się jeszcze jeden krok do tyłu na dźwięk swojego imienia. Mówił logicznie i niemalże brakowało jej argumentów. Nie ma w końcu dobrej odpowiedzi, kiedy wszystko zostało już powiedziane. Mogła jedynie przytaknąć. Mogła przystać na jego wytłumaczenie i udawać, że nic się nie stało. Najwyraźniej dla niego to było coś normalnego. Pewnie w Desperacji to tylko zwykły akt wymagany do przetrwania. Silniejszy zjada słabszego. Może podeszła do niego zbyt ludzko.
- Nie wymagam przeprosin, pewnie i tak nawet nie leżały by przez sekundę obok szczerości, ale wkurza mnie, że mówisz sobie o tym prawie jakbyśmy właśnie wyszli z miłej herbaciarni po niezwykle udanej pogaduszce. Jesteś w mieście, a jeżeli wchodzisz między wrony, to musisz krakać jak i one... tak to się mówi, co? - Nie dokończyła, wielu rzeczy nie powiedziała, zachowała je tylko dla siebie. To bez sensu, skoro i tak odparował by jakimś pięknym zdaniem, którego i tak Yuu by nie przetrawiła. Nie lubiła kiedy ktoś mamił ją gadaniną, bo miała skłonności do wierzenia w to wszystko, jeżeli było ubrane w ładne słowa.
- Jasne, to zmienia postać rzeczy. - Mruknęła z sarkazmem w głosie. - Koniec końców i tak będę musiała Cię dotknąć. - Uciekła wzrokiem na bok. Oczywiście, że miała opory. Nigdy nie lubiła niczyjego dotyku. Bezpieczna odległość kilku kroków, to była podstawa do tego, by czuła się swobodnie. Nadmierna bliskość niekiedy przypominała jej stare czasy, ale wtedy nie miała przecież nic do powiedzenia. Teraz kiedy dane jej było wyrazić swoje zdanie, musiała przecież z tego skorzystać. Dała mu do zrozumienia, że zrobi to, ale niechętnie. Nie dlatego, że miała jakiś personalny uraz właśnie względem jego osoby, chociaż podstawy do takiego stanu rzeczy już były. Może trochę się go bała, trochę szanowała, przede wszystkim widziała w nim mężczyznę, który patrzy na nią z góry dosłownie i w przenośni. Nie miała doświadczenia w przewodzeniu, dyplomacja u niej leżała, psychika miała mało wspólnego z pierwotnym znaczeniem tego słowa, w emocjach była tylko czerń albo biel, odcienie szarości nie istniały. Tyle, że skoro zaproponowała mu swoje skrytobójcze usługi, to nie była w stanie go zaatakować. Prawie jakby został zawarty jakiś niewidzialny trakt o jednostronnej nieagresji. Nie mogła przecież powiedzieć, że blokada psychiczna zabrania jej od teraz reagować inaczej niż poprzez agresje słowną. Dopóki tego nie wiedział, było dobrze. I chyba to właśnie ten brak możliwości najbardziej ją przerażał. Mimo wszystkich kłębiących się myśli i słów, które zdążyła już wcześniej wypowiedzieć podeszła powoli w jego stronę. Spojrzała na przedramię w które się dotknął z lekką niepewnością, aż w końcu chwyciła je, może mocniej niż powinna.
Może wtedy przemawiała przeze mnie litość.
- Mhm. - Mruknęła po czym podbierając się o przywódcę DOGS ruszyła w kierunku, w którym pierwotnie zmierzali.

z/t + Grow.
Tag, Yuu wpadła do kanałów, a Growa wykatapultowali przez mury, dokładnie to miało miejsce.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach