Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

  Rozglądał się jeszcze po pokoju, gdy tamci wyszli... i nie mógł być bardziej zadowolony, gdy dobiegły go krzyki. Najwyraźniej uniknął wielkiego tornada. Nie mógł jednak unikać tej konfrontacji w nieskończoność, więc w końcu nabrał powietrza w płuca i skierował kroki na parter, chcąc się zorientować w nowej sytuacji.
  Nowa sytuacji sprawiał, że ręce opadły mu do podłogi.
  – Odbiło wam wszystkim? Jeśli ktoś rzeczywiście chciał namącić nam w głowach, to nawet nie musiał się jakoś szczególnie starać. Zaraz będziemy mieć w salonie kolejnych kilka trupów – skwitował, trzymając się na bezpieczną odległość od tej żywej masy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

 NIE ZABILIŚMY GO.
 Wtedy stracił gardę – na sekundę. Mężczyzna nad nim mógł poczuć jak zaciśnięte na szyi zęby lekko puszczają, ale zaraz potem na powrót zaczęły się zaciskać. Ze zdwojoną siłą. Plus sytuacji był jeden – Jace miał krótkie paznokcie, więc orząc twarz napastnika zostawiał na niej co najwyżej czerwone ślady.
 Ale potem nagle huknęło i świat się wyłączył.
 Szczęki same się rozwarły, z gardła wyrwał się cichy, stłumiony jęk. Opadł pod mężczyzną i nawet dłoń ześlizgnęła się z żuchwy agresora prosto na podłogę.
 Nie stracił przytomności, ale obraz mu się zachwiał, a błędnik oszalał. Dudniło mu w czaszce i ledwo rejestrował, że ze skroni, w dół aż do ucha, a potem przez włosy i – prawdopodobnie – na podłogę spływają gorące krople z nowo powstałego rozcięcia na czole.
 Oddychał głośno – i za szybko, zdecydowanie za szybko jak na kogoś, kto nie przebiegł akurat maratonu. W oczach mu błyszczało od szczerej wrogości, ale najwidoczniej uderzenie doniczką w łeb skutecznie go zamroczyło.
 – Nóż – wyrzucił wreszcie. W sumie syknął przez zęby. Prawie tak, jakby to cokolwiek tłumaczyło i usprawiedliwiało.
 Ale faktycznie.
 Nóż w rękach rozbawionych ludzi mógł zostać źle zinterpretowany. Nie?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Trzask doniczki ją samą zaskoczył. Nie sądziła, chociaż dosłownie wszystko na to wskazywało, że przedmiot rozłupie się na kawałki ciśnięty w zwartych ze sobą mężczyzn. Kawałki utwardzonej gliny posypały się naokoło, ale lepsza ona niż głowy.
  Drastyczna ofensywa zakończyła wreszcie chaos bijatyki, chociaż rezultat był raczej marny. Wcale nie chciała robić sobie wrogów wśród pozostałych uczestników, a okładanie ich losowymi przedmiotami nie sprzyjało nawiązywaniu bliskich przyjaźni. Nawiedzony dom miał jednak w sobie coś, co nastawiało ludzi przeciwko sobie. Każdy z nich chciał przeżyć.
  Wygrać nagrodę, poprawiła się w myślach klękając przy oszołomionym mężczyźnie.
  — Hej hej, żyjesz? Ile palców widzisz? — zapytała, machając mu nad głową dłonią z wysuniętymi do przodu czterema palcami. Trik działał chyba tylko w filmach, ale postanowiła go wykorzystać z braku lepszego pomysłu. — Uspokoiłeś się już? Daj nam ze sobą pogadać, co?
  Powróciła do niej odwaga, ale tylko dlatego, że drugi mężczyzna nadal przygniatał tego szalonego do ziemi. Samą wagą robił różnicę, której kobieta nie potrafiłaby zastąpić. Było jej więc na rękę, że przypadkowo dostało się również Aracie, zamroczony może zostanie na swoim miejscu jeszcze trochę.
  Nóż.
  Chcą nam namieszać w głowach.
  Co wyście zrobili?

  Natłok myśli wreszcie ją kopnął. Wszystko było oczywiście jednym, wielki i reżyserowanym zamieszaniem.
  — Podniosłam go, żeby tu tak nie leżał, skoro istnieje szansa, że mamy tu jakiegoś mordercę — wyjaśniła, stukając jasnowłosego w czoło. — I patrz, ranny jesteś.
  Machnęła do chłopaka stojącego w drzwiach, przez którego przemawiały resztki rozsądku. Może on będzie wiedział, czy mają w tym domu jakieś opatrunki? Albo chociaż coś, co podziałałoby na jej krwawienie z nosa i rozwalone czoło agresora. Spojrzała jeszcze na Arate. Tak, on też potrzebował pomocy.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Głos młodzieńca przebijający się przez gwar panujący w salonie, uświadomił mu, że – podobnie jak agresora – w ferworze walki i adrenaliny stracił nad sobą panowanie. Nie miał za złe Kami, że interweniowała. Najprawdopodobniej uczyniła to w ostatniej chwili. Kto wie, co było się wydarzyło, gdyby ta absurdalna szamotanina nadal trwała.
  — Rozejm? — wybełkotał w stronę zamroczonego mężczyzny, aby zorientować się w sytuacji. Znowu zacznie rzucać w nim meblami, a może przeszedł mu ten szaleńczy napad agresji?
  Nie mógł się skupić dłużej niż kilka chwil. Czoło pulsowało bólem. Czuł jak ciepła stróżka krwi skapuje mu po skórze, aż do ust. Oblizał je, nawilżając posoką gardło. Zemdliło go. Fetor unoszących się w powietrzu zwłok i metaliczny posmak na ustach nie był najlepszym z możliwych połączeń.
  W końcu, nie czekając na reakcje napastnika, niezdarnie z niego szedł. Usiadawszy, oparł plecy o ścianę. Kręciło mu się w głowie i odrobinę dyszał. Dawno tak się nie namachał, ale chyba warto było...
  — Naprawdę myślę, że powinniśmy przenieść zwłoki do ogrodu — zakłócił ciszę, która zapadła.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

  – Dobrało się dwóch wariatów – mruknął pod nosem, pozwalając brwiom ściągnąć się ku sobie w krótkim geście dezaprobaty. Jeśli tak dalej pójdzie, to sztuczny trup nie będzie jedynym w tym domu. Z taką różnicą, że każdy kolejny wyjdzie spod ich własnych rąk i będzie jak najbardziej prawdziwy.
  Pokręcił głową.
  – Pójdę po apteczkę – rzucił zaraz, raz jeszcze rozpoczynając wspinaczkę po schodach. Nie spieszył się jakoś szczególnie, dając im jeszcze kilka chwil na ochłonięcie. Będąc już w pokoju odszukał niewielkie, aczkolwiek zdecydowanie przydatne pudełko, chwycił je w ręce i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Ostatnim czego teraz wszyscy potrzebowali były trzaskające od przeciągu drzwi, dość się już nastresowali.
  Nerwów przysporzy im też krew.
  Ta wielka kałuża sztucznej krwi widniejąca na samym środku salonu.
  Świetnie.
  – Dacie radę usiedzieć kilka sekund w spokoju, czy znów rzucicie się sobie do gardeł? – Krótkie, przelotne spojrzenie padło na dwójkę mężczyzn. Ciemnowłosy zaraz jednak zwrócił wzrok znów na plamę i ominął ją, układając apteczkę na stole. – Ciekawe kto to doczyści...
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Ile palców widział?
 – Pięć, bo co? – syknął, cały czas wkurzony i zamroczony. Wkurzało go też to, że go mroczyło.
 Z niemałą ulgą przyjął fakt, że mężczyzna postanowił z niego zejść. Nie chodziło już nawet o ciężar przez który nie mógł oddychać. Przez barierę agresji przebijało się wspomnienie córki-yaoistki – a to było gorsze od uduszenia się. Ogłuchliby od jej pisków, gdyby tylko wzięła udział w tym nieszczęsnym przedstawieniu.
 Jace wyrzucił tę wizję z głowy, wsparł się na łokciu i dokładnie wtedy czarnowłosa stuknęła go w czoło. Mruknął coś niewyraźnie, podnosząc brudną od krwi rękę do skroni. Tu i tu jucha. Cały czas jednak dyszał – i dźwięk ten, zamiast słabnąć, tylko narastał.
 – Potrzebuję... – zaczął do kobiety, jednocześnie przekręcając się bardziej na bok. Dotknął kieszeni w spodniach, ale nie wyczuł tam małego pudełeczka, które – był pewien – z samego rana wcisnął w sam głąb. Ręce coraz bardziej mu drżały – dało się to zauważyć, bo trzęsiawka przeniosła się też na ramiona, gdy wreszcie usiadł, wspierając się po boku na ręce.
 Rozejrzał się roziskrzonym wzrokiem, zbyt nerwowo jak na kogoś, kto aż do walki zachowywał zimną krew i cierpliwość betonu.
 Chciał już odpowiedzieć swojemu niedoszłemu wrogowi, że rzeczywiście muszą wynieść trupa, ale dokładnie w chwili, gdy otwierał usta...
 „Ciekawe kto to doczyści”.
 – Słyszysz ty się? – warknął, podnosząc głos. Nie, ewidentnie się nie uspokoił. – Kto to, kurwa, doczyści? To pieprzona krew, pieprzonego trupa! Z pieprzonymi ranami od pieprzonego noża! Ciało jest prawdziwe, śmierć jest prawdziwa, pracuję w policji i... – zaczerpnął tchu. Serce tłukło mu się w piersi i miał wrażenie, że dosłownie wszyscy są tego świadomi. – Potrzebujęwody...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Pięć. Oczywiście, śmieszek był z niego niesamowity.
  — Cztery palce, cwaniaczku. Cztery! Jednego mi rano ucięło — zakpiła, odsuwając dłoń, która także także ubrudziła się już na czerwono, tym razem od prawdziwej krwi, jej własnej, które nadal rozlewała się nad ustami nieprzerwanym strumieniem. Dopiero teraz Kami przejęła się swoim losem, obolałą buzią ze śladami nóżek krzesła odbitymi na policzku i krwotokiem.
  Odsunęła się na bezpieczną odległość i schyliła nad posadzką, czekając aż z ranki przestanie się tak wściekle sączyć, a potem zgarnęła z otwieranej przez Rhetta apteczki jakiś kawałek małej gazy i przytknęła ją nad ustami. Zdałaby się każda lepsza chusteczka, ale nic innego nie znalazło się w zasięgu jej ręki.
  — W kuchni nam się nie przyda — przytaknęła na słowa mężczyzny zerkając za okno, w kierunku ogrodu. Tyle, że na zewnątrz było jeszcze cieplej niż w środku domu, mięso zacznie szybciej gnić i do końca nagrań wszyscy zemrą trując się trupim jadem. — Może w piwnicy jest jakaś łopata? — zasugerowała, nadal nie biorąc przerażenia jasnowłosego mężczyzny na poważnie. Gość był wyraźnie roztrzęsiony. — Masz cukrzyce? Telepiesz się jak osika. Dać ci coś do jedzenia?
  Nie miała bladego pojęcia, co się dzieje. Wszyscy troje nadal zalegali na podłodze babrząc się w czyjejś (teraz już trudno powiedzieć do kogo należała) krwi, więc ugotowanie kilku parówek z perspektywą sprzątania poruszona przez Rhetta nie wydawała jej się wcale idiotyczna.
  Podniosła się ociężale i nalała mu zimnej kranówy do czystej szklanki podkładając naczynie pod nos.
  — A spróbuj tylko nią w kogoś rzucić, cholera. Mam tasak w zlewie i nie zawaham się go użyć. — zagroziła patrząc krytycznie na pobojowisko. Arata nie wyglądał lepiej. Chyba przywaliła mu za mocno. Sięgnęła po jeszcze jeden kubek, który napełniła tą samą ilością wody i podała mu, by się trochę otrzeźwił. — Głupoty. Przecież to program telewizyjny. Jaki niby trup? — zaśmiała się bardziej niepewnie, niż chciała. Rzuciła szybkie spojrzenie na Christophera, a potem na jasnowłosego. — I przestań, kurwa, przeklinać.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Krew z zadrapania na czole przestała cieknąć. Najgorszy był ślad po ugryzieniu. Sięgnął do niego jedną z dłoni. Poczuł lepką i zarazem ciepłą konsystencje juchty, ale wewnętrzny spokój, który odczuwał, nie trwał długo.
  Jazgot gliniarza działał mu na nerwy. Musiał się tak drzeć? Nie dziwił się, że zarówno Kami, jak i młodziak nie wierzyli, że mają do czynienia z prawdziwymi zwłokami. Pewnie dotychczas ich doświadczenie w tych kwestiach opierało się przede wszystkim na filmach, serialach, książka i ewentualnie grach, ale nie prawdziwym życiu. Sam to nie wierzył do pewnie momentu, ale teraz... Reakcja narwańca uświadomiła mu, że najgorszy scenariusz najprawdopodobniej się ziścił.
  — To trup, Yu. Najprawdziwszy trup. Martwy człowiek. — Westchnął ciężko, kiedy podzielił się z wynikiem swoich obserwacji z kobietą. — Pan gliniarz ma racje. Chyba wdepnęliśmy w niezłe bagno. I wszystko wskazuje na to, że w grze została tylko nasza czwórka. Od trzech dni nie widziałem, żeby kręcił się po domu ktoś jeszcze. Niewykluczone, że wśród nas jest morderca, któremu zależy na zastrzyku gotówki — kontynuował, ale dopiero po chwili uświadomił sobie, że tym sposobem zaszczepia w dwójce pozostałych uczestników strach, a przecież nadal nawinie wierzyli, że to tylko żart, scenariusz skrzętnie opracowany przez ekipę tego show. Kido miał coraz więcej wątpliwości. Nic nie było warte aż takiej ceny, nawet nie mały majątek, który im oferowano za przeżycie w tej ruderze czternaści dni i czternaście nocy…
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

  Westchnął, gdy rozległy się kolejne krzyki. Może wcale nie będą musieli tak długo czekać na kolejnego trupa.
   – Załóżmy – zaczął, rozkładając na stole rzeczy potrzebne do opatrzenia ran. – Ale tylko załóżmy, że trup jest prawdziwy. Skoro bierzemy udział w jakimś marnym show, to na pewno jesteśmy monitorowani w ten czy inny sposób. Czy w takim razie ktoś nie powinien się zjawić, żeby ogarnąć sprawę? Zwłoki w programie, który ma dostarczać rozrywki naszym kosztem, chyba nie powinien zakładać niczyjej śmierci. Zaraz rozpętałaby się burza – Próbował brać to wszystko na logikę i rozważyć wszelkie możliwości. Nie było najłatwiej ,biorąc pod uwagę choćby to, że dwójka z trzech towarzyszących mu osób była o krok od kolejnego wybuchu agresji.
  – Ten gbur ma rację – machnął w kierunku Araty. – Najwyraźniej została nas czwórka. A skoro twierdzi, że wśród nas jest morderca, w co szczerze wątpię, to powinniśmy opracować system, który pozwoli nam wykluczyć podobną opcję. Wszyscy powinniśmy się uspokoić – Stuknięcie buteleczki z wodą utlenioną zwieńczyło wypowiedź studenta.
  Trup najbardziej przeszkadzał w myśleniu. Prawdziwy czy nie – jego obecność była głównym powodem panującego w pomieszczeniu nieporozumienia. W domu na pewno nie mogli go zostawić. Z drugiej strony zakopywanie zwłok w ogródku też niezbyt mu się podobało. Byli grupą przypadkowych osób i nagle mieli grzebać czyjeś rzekome ciało w ziemi?
  – Jeśli w piwnicy nie będzie łopaty, to przyda się stary koc, lub cokolwiek, czym będzie można zakryć ciało. Jego widok tylko pogarsza sytuację.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

  – To nie cukrzyca – wymamrotał drżącym głosem, odbierając od niej szklankę. Woda wewnątrz trzęsła się tak samo mocno jak jego ręka, ale objął brzeg szkła ustami i nabrał większy haust. – Może wstrząs mózgu? Dostałem doniczką – podsunął, ale zaraz potem uśmiechnął się, żeby pokazać, że tylko żartuje.
  Uśmiech prędko zniknął; zmienił się w grymas rozdrażnienia. Pierwszy przypływ agresji nie minął; był jak falująca gwałtownie sinusoida na elektrokardiogramie. Gwałtowny spokój, wzrost wściekłości, spokój...
  Teraz znów wzrastało.
  Jace powoli podniósł się z podłogi. Nie powinien – obraz natychmiast się rozchwiał, a on sam zrobił dwa kroki w bok; w tym jeden z obleśnym plaśnięciem, jakby wpadł w coś mokrego i lepkiego jednocześnie. Spojrzał w dół; minął się z nadgarstkiem trupa o centymetry.
  – Nie, nie „załóżmy” – powiedział w końcu, próbując odłożyć szklankę na blat. Gruby spód za drugim podejściem stuknął tuż obok apteczki. Jace, wolną już ręką, przetarł twarz. Dostał doniczką w skroń i pięścią w ryj. Nie był więc zdziwiony, że starczyło przesunięcie palcami po szczęce, żeby zobaczyć krew. Chyba pękła mu też warga. – To jest trup. Jest cholernie gorąco, więc nie musiał umrzeć dawno temu, żeby doprowadziło go do takiego stanu. Zapach jest koszmarny... – i rzucił to ktoś, kto z trupami pracował częściej niż z żywymi ludźmi.
  Roziskrzone spojrzenie przetoczyło się po pomieszczeniu, ostatecznie trafiając na zlew. Rzut za trzy punkty, co?
  – Zbierzmy wpierw informacje... – odetchnął głębiej; prawie panował nad zadyszką, choć byłoby lepiej, gdyby miał w kieszeni te cholerne tabletki. – Przyjechała nas tu siódemka. Ja, młody niedowiarek, wielkolud, gwiazda kuchni... a także trzech facetów, z czego jeden leży i kiśnie. – Obrócił się; przodem do trupa, tyłem do stołu. Znów oparł się o blat, wspierając po bokach ręką. – Duży – tu wskazał na Yury'ego kiwnięciem brody – ma rację. Morderca może być wśród nas, ale to może być też... cholera. Ten przeklęty wrzask w środku nocy, pamiętacie? Pamiętacie też jak szliśmy w kierunku jednego z uczestników? Był sparaliżowany, nawet nie wiemy dlaczego. Potem już nikt go nie widział. Pedant też zniknął – i zniknął wcześniej niż Paralityk. Co jeżeli szok Paralityka był spowodowany zabójstwem? Albo widokiem zabójstwa? – Odór zmarłego stawał się nie do wytrzymania, a fakt, że Jace przed chwilą stoczył szaleńczą walkę o gówno prawdę... w niczym nie pomagał.
  O'Harleyh potarł skronie.
  – Młody, problem w tym, że zamknęli nas tu na czternaście dni i czternaście nocy. Program nie jest emitowany. Dopiero będzie. Dobrze to zrozumiałem? Jesteśmy na dwa pełne tygodnie odcięci od świata, a po wszystkim grupa telewizyjna przyjedzie tu i nas wypuści; zbierze materiały z dziesiątek kamer, zmontuje kurewskie... och, PRZEPRASZAM – zreflektował się, spoglądając na chwilę na czarnowłosą – zmontuje jakże brzydkie i złe show, a następnie wypuści to w świat. To może być głupia gra, ale w głupiej grze nie giną przypadkowe osoby. A to – tu nadgarstkiem wskazał Chrisa i jego w połowie otwarte, puste oczy – jest przypadkowa osoba, która zginęła. Problem jest też w tym, że my wiemy, że to trup... ale widz, siedzący w bezpiecznym miejscu, uzna to za tani marketingowy chwyt. Pomyśli sobie: „haha, ciekawe ile im zapłacono, żeby udawali tak wystraszonych? Przecież widać, że to ketchup!” Chcesz posmakować, żeby zobaczyć, że Wielki ma rację? – Zamilknął na moment, mocno się zastanawiając.
  Pierwszego dnia po przyjeździe...
  – Jest tutaj jedno pomieszczenie, które chciałem sprawdzić. Na piętrze znajdują się drzwi, których nie mogłem otworzyć. Wpierw wziąłem je za jeden z pokoi, ale ostatecznie wydaje się na to o wiele za duży. Jeżeli wśród nas jest ktoś, kto morduje... to prawdopodobnie znajduje się tam.
  Bo gdzie indziej?
  – Powinniśmy się rozdzielić. Rozejrzyjcie się za czymś, w co będziemy mogli owinąć Christophera... a ja z kolegą od rozejmu spróbujemy wyważyć drzwi. Pasuje wam taki układ?

| Przepraszam za długość posta. Następne będą krótsze, żeby to żwawo szło.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down



14 Nawiedzonych Nocy



Wydłużam wam czas na kontynuowanie tego dnia. Możecie dalej pisać do 23.05 do godz. 20



1. Mapa domu z zewnątrz
2. Parter
3. I piętro
4. Piwnica






                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach