Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Kłapnął pyskiem, kiedy tylko zwietrzył zapach zwierzyny. Odbił się od ziemi ostro skręcając, a następnie puścił się w pędy za przerośniętą panterą, swoją drogą jak on się poruszał z tym cielskiem między drzewami, dostrzegając złotymi ślepiami przyszłą ofiarę. Czyste polowanie. Zero mocy. Zero artefaktów. Czysta siła fizyczna, spryt, pazury i kły.
Zawył, gdy Ryan odbił się od ziemi przystępując jako pierwszy do ataku. Przyspieszył, oddając całą siłę w nogi, gdy sam odbił się zadzierając pazurami o śnieg, by wgryźć się w okolice tylnej łapy niedźwiedzia, aby pozbawić go równowagi. Leżące zwierzę stanowiło łatwy łup. Leżące zwierzę z odsłoniętym karkiem bądź brzuchem stanowiło pewny łup.
A ten niedźwiedź miał być pewnym łupem.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Ramiona Dr drżały z zimna, gdy przystawił skostniałe dłonie do rozgrzanego ogniska, w celu ich ogrzania. Namiastka ciepła przedarła się przez przesiąknięte chłodem policzki, ale nie była w stanie przynieść mu z tego tytułu ulgi. Dopiero, kiedy uświadczył niespotykanej w tych stronach dobroci ze strony drobnej anielicy wyposażonej w dziecięcą buzię i obdarzoną zerowym urokiem osobistym, którego Jekyll określał na podstawie swojej niechęci do takich małych, pełnych żywotność istot, ogarnęło go przelotne, ale jednocześnie przyjemne ciepło, dlatego też nie wygonił małą Eve z obrębu swojej bezpiecznej strefy.
 — Ej! — zachrypnięty — częściowo przez wdzierające się do płuc zimne powietrze, a częściowo przez skonsumowany alkohol — okrzyk wydobył się spomiędzy jego sinych warg i skupił na sobie uwagę jednego z członków gangu, który miał usztywnioną i obandażowaną rękę. Jego nienawistne spojrzenie mówiło, że nie darzył doktora szczególną sympatią, ale przynajmniej nie był całkowicie zobojętniały na jego zawołanie. — Przynieś nam jakiś alkohol — dodał, po czym uwagę przeniósł na czarnowłosą, która znów bezkrępacji zaburzała jego przestrzeń osobistą. Śledził jej poczynania aż do momentu wyprostowania się konsumpcji owocu. Jego wzrok być może trochę za bardzo nachalnie prześlizgnął się po zgrabnych ustach w trakcie procesu przeżuwania, jednak szybko oprzytomniał, gdyż candy wykrzywiła je w niezbyt atrakcyjnym grymasie. Aby to przełknąć, podniósł butelkę, a wówczas została mu zabrana.
 Kurrwa... Bernardyn zawtórował jej śmiechem, bo otóż w jego głowie ukształtowała się myśl, która była zwiotczaniem przekleństwa prostytutki oraz jej zawodu. Jesteś jedyną kurwą w tym towarzystwie. Nie przekształcił jej jednak w słowa, bo czy na pewno był od niej lepszy? W jego głowie automatycznie zagnieździły się wątpliwości i, aby czymś je zabić, uchwycił w palce słoiczek. Przyjrzał się podejrzliwie jego zawartości (zwykle to on aplikował tutaj podejrzane substancje) i pociągnął nosem, by chłonąć zapach spirytusu. Jeden z owoców po chwili wylądował w jego ustach. Przegryzł go i połknął w towarzystwie przyjemnego mrowienia w gardle. Jak na alkoholika przystało, moc tego specyfiku wywarła na nim zaledwie tymczasowe wrażenie w postaci skrzywienia się, ale nie narodziła się w nim potrzeba na konsultacje przełyku z gorzałą. Sięgnął po kolejny owoc, wtem wywołany przez niego z tłumu Kundel dostarczył im dwie dodatkowe flaszki wysokoprocentowego trunku.
 — Gratuluję, mała — pochwalił lekkiego jak piórko urwisa. — Masz tego więcej? — zainteresował się, przeżuwając kolejny owoc.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Jako że jakoś musiała sobie zająć czas, bez skrępowania sięgała raz po raz do słoika z malinami. Smak tego dziwnego czegoś, czym anielica zalała owoce, na początku trochę przeszkadzał w spokojnej konsumpcji; z czasem jednak stawał się coraz bardziej znośny, szczególnie że słodka woń lata skutecznie rekompensowała odruch wykręcania twarzy w grymas.
- Rób tego więcej - zasugerowała, zerkając w stronę ukrytej pod kocem Evendell. Chyba wszyscy zgromadzeni przy ognisku byli podobnego zdania. Doktorek nawet pokusił się na to, by otworzyć kolejny słoik - nie sposób nie poprzeć tego pomysłu, skoro nad pierwszym pracowały już obie czarnowłose dziewczyny. Nayami była wręcz zachwycona: uwielbiała letnie owoce, a teraz dostała cały ich zapas w środku zimy. Choć wszędzie wokół zaspa goniła zaspę, w serduszku nastoletniej wymordowanej świeciło słońce.
- Ejejejej - zagadnęła, podnosząc słoik w kierunku Jekylla. - W tym są te, no... witaminy, no nie? - zapytała. Gdzieś, kiedyś, ktoś opowiadał jej o wartościach odżywczych w jedzeniu, ale średnio już cokolwiek z tego pamiętała. Leather zaś lubiła wiedzieć rzeczy, nawet jeśli były w praktyce niezbyt przydatne. Może dlatego dla wielu dorosłych była tak niemożliwie denerwująca, skoro w większości sytuacji nie potrafiła powstrzymać potoku pytań na tematy naprawdę najróżniejsze. Dlaczego ptaki latają? Jak powstają chmury? Skąd się wzięły kamienie? - potrafiła tak w nieskończoność.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Z każdym wydechem gęste obłoki otulały pysk. Łeb wilczura nie obniżył się, jeszcze nie. Przyglądał się z góry, jak pierwszy z wymordowanych atakuje. Widok pełgającego po zaspach krokodyla musiał być większym zaskoczeniem niż sam atak, bo niedźwiedź przez pierwsze kilka sekund nie wykazywał żadnych funkcji życiowych. Tylko jego oczy – Grow dostrzegał błysk ciemnych ślepi nawet z takiej odległości. One były gotowe, chętne do walki, pewne zwycięstwa.
Zginie, przemknęło mu przez myśl, gdy usłyszał dwa świsty po obu bokach. Na polanę wyskoczyła pantera, gabarytami niemal dorównująca ich symbolicznemu obiadowi. Chwilę później psisko, za którym ciągnęły się tłuste, czarne plamy. Poradziliby sobie bez problemu – to jasne.
Czuł jednak narastający ścisk, który zapoczątkował się w zgniecionym żołądku, a zaczął piąć coraz wyżej, chwytając w garść swoimi łapskami płuca, gardło, a wreszcie skronie. Odbił się gwałtownie, rozbryzgując śnieg jak tumany kurzu.
Głośne warknięcie przecięło powietrze jak nóż. Łapy wcisnęły się w świeży śnieg. Zdążył jeszcze unieść spojrzenie – i jak na zawołanie tyle wystarczyło. Podniósł wzrok, a niedźwiedź zadarł ogromną łapę wymierzając cios prosto w niego. Jego napięte do niemożliwości mięśnie widoczne w miejscach nieowłosionych blizn drżały od wysiłku, jaki włożył w cios równy spadającej z impetem belce stropowej.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ryknął. A przynajmniej na tyle, na ile może ryczeć krokodyl, chociaż bardziej to wyglądało jakby ktoś uruchomił stary, zasiedziały w stodole traktor. Ale Liam już szarżował. Chociaż nie poruszał się szybko, to jednak zdecydowanie przedzierał się przez śnieg. W tym momencie to wyglądał raczej jak ogromny wąż sunący się w śniegu, ponieważ cały ten puch unosił się od jego biegania ku górze, przysłaniając w biegu krokodyla.
Ach, czując adrenalinę, zew krwi, stawał się odrobinę szczęśliwszy. Biorąc udział w takim zgromadzeniu czuł się dumny z bycia jednym z nich. Nawet jeśli pozostała część zgromadzenia niezbyt dobrze go kojarzyła. To nic, jeszcze zdążą poznać przydatność gadziego przyjaciela. Ostatecznie i tak witał większość psów przy wejściu, broniąc go jak oka w głowie. W innym wypadku pewnie tak szybko nie byłby w stanie rozpoznawać swoich twarzyczek.
Niespecjalnie przejął się tym, że dwójka atakujących była już na miejscu, na ciele ofiary. Liam parł do przodu, aż wreszcie dorwał się do grubego cielska. Na umięśnionych łapskach wybił się, chociaż niebyt wysoko, prosto do gardzieli futrzaka. Od dołu, rzecz jasna. Potencjalnego ataku łapami nie obawiał się, bowiem był pewny, że te już były zajęte zupełnie czym innym. Zresztą, nawet jeśli miałby dostać po pysku, to nie tak łatwo zmienić trajektorię lotu kilkuset kilogramowego łba krokodyla.
A wystarczyłoby, żeby raz zacisnął szczeki na gardzieli. I to byłby już koniec imprezy. Miał tak silną gębę, że mógłby złamać mu kark jednym kłapnięciem pyska.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Han zdawał sobie sprawę z tego, iż Izumi mogła nie czuć się tutaj zbyt komfortowo. Nie mógł przy tym powiedzieć, że go to nie obchodziło, o nie. Trzeba było jednak nadmienić, że bywały takie rzeczy,które po prostu należało wykonać, jak chociażby przedstawienie jej osoby innym ludziom z gangu. Mężczyzna zerknął na nią, gdy dziewczynka zadała sobie pytania.
- Alfa jest przywódcą gangu, czyli człowiekiem, którego musimy się słuchać. To właśnie nim jest Growlithe. Później cię przedstawię Alfie. - powiedział. Podskórnie wyczuwał strach i niepewność podopiecznej, a w tym jak chowała się za nim można było uzyskać potwierdzenie tego przeświadczenia. Rozejrzał się w około w poszukiwaniu kolejnych znajomych twarzy, ale takowych nie znalazł. On sam nie był długo w tym gangu, więc jeszcze nie zdążył tak naprawdę się zapoznać ze wszystkimi. Zresztą, to byłoby ciężkie biorąc pod uwagę to, ile osób gang liczył.
- Oni się przemieniają, bo to jest święto DOGS. Idą zabić niedźwiedzia, ale nie takiego zwykłego. Olbrzymiego i bardzo groźnego. To tradycja, która jest kultywowana od wieków. Dodatkowo, zabicie tego niedźwiedzia pomaga nam w przeżyciu w Desperacji, bo z niego jest dużo mięsa, futra i innych potrzebnych nam rzeczy. - powiedział uśmiechając się do dziewczynki. Objął ją ramieniem, by dodać jej nieco otuchy.
Mokugawa, jak można się było spodziewać, został zignorowany przez Jekylla. Butelka whisky nie została przyjęta co było jasnym sygnałem, że nie był mile widziany u jego boku. Snajper westchnął z rezygnacją, pociągnął spory łyk, po czym zachował butelkę w dłoniach, skoro nikt jej nie chciał. Ich strata, więcej będzie dla niego.
Ton doktora skierowany do lisiej wymordowanej jednak nie spodobał się Mokugawie. Spojrzał na niego spode łba.
- Nie zwracaj na niego uwagi. To zwykły cham i pijak. Jest dobrym lekarzem, ale ma zerowe obycie z ludźmi. - powiedział siląc się na uprzejmy ton, jakby właśnie po prostu stwierdził fakt. I powiedział na tyle wyraźnie, by Jekyll mógł go usłyszeć i zrozumieć. Pod warunkiem, że ilość alkoholu jaką wypił nie zamąciła mu już w głowie aż tak, by nie rozumieć nic.
W pewnym momencie jakaś inna dziewczynka, która mogła być mniej więcej w wieku Izumi, wyjęła słoik z jakimiś owocami. Po otwarciu go rozeszła się subtelna woń alkoholu. Skąd ona to miała?
Mokugawa sięgnął po owoc po czym dokładnie go obejrzał, by następnie go zjeść. Był bardzo nasączony alkoholem, ale mimo to wciąż zachował swój smak, co było miłą niespodzianką. Można było stwierdzić, iż była to niezła przekąska, która, zapewne, wchodziła ja kompot, a upierdalała nogi jak granat. Lepiej było z tym nie przesadzać. Zwłaszcza iż miał Izumi pod swoją opieką dzisiejszego dnia. Zresztą, nie tylko dzisiejszego. I z jakiegoś względu zupełnie mu to nie przeszkadzało.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Nikt nie oddawał życia bez walki. Żadne z nich nie powinno liczyć na to, że ich ofiara będzie stała spokojnie. Rottweiler starał się być przygotowany na każdą ewentualność, dlatego kiedy tylko przerośnięta bestia zaczęła się szarpać, starał się nie dawać za wygraną, osłabiając jej morale samym faktem, że jego motywacja do walki była równoznaczna z jej motywacją do przetrwania. Niemożliwego przetrwania, biorąc pod uwagę, z kim musiała się mierzyć.
Jedno ze srebrzystych ślepi powiodło spojrzeniem w bok, lokalizując Wilczura, który został zmuszony przyjąć na siebie odwet za ich atak. W jasnej tęczówce wymordowanego pojawił się dziki, mściwy błysk – nie był on przeznaczony dla przywódcy DOGS. Dla niego miał być jedynie zapewnieniem, że dni bestii, z którą walczyli były policzone. Teraz, gdy każdy z nich stanowił jeden spójny organizm, rany przyjęte na każdego z osobna były ranami, które przyjmowali na siebie wszyscy.
Wet za wet.
Głupie zwierzę musiało ponieść konsekwencje natychmiast, w przeciwnym razie nie zrozumiałoby swojego błędu. Jedynie ono mogło teraz odczuć, jak niemalże cały ciężar potężnego cielska wymordowanego próbuje obalić je na ziemię. Jedynie ono miało świadomość tego, o ile głębiej silne szczęki wgryzły się w jego szyję, nie chcąc dać za wygraną. Jedynie ono poznało nieznośny ból, wyrywający zbolały ryk z pyska, gdy te same szczęki zaczęły bezlitośnie szarpać za warstwę świeżego mięsa, usiłując odseparować porośnięty brunatną sierścią płat od reszty ciała.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szarpanie w wykonaniu zwierzęcia, które w zaskoczeniu próbowało się bronić przed rozszalałą watahą stworzeń przeróżnej maści, ale każde wyposażone w ostre zębiska czy też pazury, skutecznie wyrwało się z zaciśniętej szczęki mglistego wilka, pozostawiając na jego języku posmak krwi oraz sierści. Warknął w niezadowoleniu, tylko na krótką chwilę spoglądając na resztę, by upewnić się, jak sobie radzą. Wierzył jednak, że te rozszalałe demony zrobią swoje, a on mógł skupić się na własnej robocie.
Opadł niżej na łapach, a potem wybił się mocno odbijając od śniegu rozwierając szeroko szczęki, tym razem zagłębiając zębiska jeszcze mocniej i głębiej w okolice pachwiny, by rozorać tętnicę i wywołać krwotok. Niech bestia słabnie, powoli umiera, niech ma świadomość, że jej dni są policzone. Szczęki zacisnęły się mocniej, a do uszu dobiegły powolny dźwięk gruchotania niektórych kości. No cóż, ciężar pantery robił swoje, miażdżąc stopniowo stworzenie.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Jeżeli poczuł ból — nie pokazał tego. Impulsy z komunikatami zostały zagłuszone przez szum krwi, przez zew, który targał nimi wszystkimi, który sprawiał, że ich kły zaciskały się mocniej, a pazury wbijały głębiej.
Niedźwiedzie babilońskie nie bez powodu wieki temu okrzyknięto jednymi z najbardziej niebezpiecznych zwierząt — ich masywne cielska zdawały się niemożliwe do spacyfikowania. Gdyby którykolwiek z polujących postanowił zmierzyć się z tą bestią w solowym pojedynku, prawdopodobnie by przegrali. Odnieśli kompletną porażkę — jeden po drugim.
Ale teraz?
Teraz na nietknięty puch bryzgały wachlarze krwi. Długi, twardy pysk krokodyla zaciskał się już na gardzieli przeciwnika. Masywne, brunatne łapy uginały się od ciężaru, jaki nakładała na niego pantera. Z rany zadanej przez wilcze zęby z mdłymi chlupnięciami wypływała czerwień.

Mógłby ich zostawić. Dokończyliby dzieła bez jego nadzoru, jednak zamiast wycofać ciało, Wilczur wybił się z ziemi i skoczył przed siebie. Nierówna walka mimo wszystko miała zakończyć się prędko — to nie była rzeź. Jedynie symbol, nic więcej. Dlatego widząc coraz słabszy poblask w ślepiach niestrudzenie walczącego oponenta Grow rozwarł paszczę. Lądując tuż przed nim zakleszczył szczęki na ryczącej mordzie niedźwiedzia. Czuł niemal jak dolne zęby wbijają się w oczodoły, w górne napotykają twardą skórę skrywającą czaszkę.

Od czego umarł?
Od braku powietrza? Od zachłyśnięcia się krwią? Od przerwanej tętnicy?
Kiedy mięśnie zwiotczały, a zwierzę przestało wierzgać, przez las ponownie przetoczyło się głośne wycie.

Mogli wracać.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miażdżąc malinę w zębach, skrzywił się. Mimo iż jej sok był słodki w smaku, to na ustach i języku pozostał cierpki posmak. Zlizał go niedbale z popękanych wargach i sięgnął dłonią po butelkę. Była zimna; niby idealne warunki na przechowywanie wysokoprocentowych trunków, ale i tak poczuł mrowienie w paliczkach, gdy chłód szklanej powierzchni przeszył je na wskroś.
  Dr przebiegł wzrokiem po najbliższym otoczeniu. Do jego błędników doleciał skowyt zagłuszony przez trzask patyków w ognisku. Czyżby łowieckie kły zacisnęły się na cielsku ofiary?
  Niechętnie opuścił zajmowane przez siebie miejsce spod ogrzewającego go przyjemnie koca i wstał, w celu rozprostowania starych kości. Zadrżał. Ognisko stopniowo dogasało, a więc przyjemność dorzucenia do ognia kolejnej partii zebranych wcześniej patyków przypadła tym razem jemu. Niestety, bo jednak wolał nie nakłaniać candy do pomocy; była bardziej wstawiona od niego, a nieszczególnie miał ochotę wydobywać ją z paleniska, gdyby przez przypadek zanurzyła się w krwiożerczej otchłani pożogi.
  Po drodze do usypiska drewna, napatoczył się na siedzącego nieopodal nich Jericho. Na jego sinych ustach uformował się kpiarski uśmiech, gdy akurat wtedy z ust mężczyzny popłynął kąśliwy potok słów. Jego lodowa dłoń skonfrontowała z się z ramieniem mężczyzny.
  — Przestań. Nie musisz mnie aż tak komplementować, bo jeszcze potraktuję to jako formę łapówki, a za to nie przysługuje taryfa ulgowa. Nie u mnie — zapewnił go z wyraźnym rozbawieniem, wręczając mu słoiczek z owocami. Sam zacisnął zęby na szyjce wcześniej odkorkowanej butelki i przełknął spory łyk, by pozbyć się goryczy na języku, po czym przemieścił się chwiejnym krokiem w kierunku swojego celu.
  Podeszwy butów zapadały się w śnieżnych zaspach i najprawdopodobniej tylko dzięki swojej niezachwianej koordynacji ruchowej nie zażył śnieżnej kąpieli. Wrzucił do ogniska parę gałęzi, przez chwilę kontemplując proces ich trawienia przez wyniszczającą pomoc żywiołu. Dopiero po zasłyszanym pytaniu, wrócił do otaczającej go rzeczywistości.
  Obrzucił Kundelkę piorunującym spojrzeniem w ramach zasygnalizowania, że to nie najlepsza pora na wykłady z dietetyki, gdyż Jekyll miał wyraźna trudność w konstruowaniu założonych zdań, ale nie miał serca odmówić jej odpowiedzi, która sama cisnęła się na doktorskie usta.
  — Maliny to zastrzyk witaminy C.
  Przykucnął obok She i wbił spojrzenie w otaczający ich krajobraz, chociaż przestrzeń przede nimi była wypełniona przez innych członków gangu. Bernardyna dopadły sidła egzystencjalnych refleksji. Czy mogli sobie pozwolić na chwilę relaksu po nieudanej próbie wytargania Gavrana ze szponów CATS?
  Ramiona poruszyły się, gdy z ust lekarza uleciało powietrze. Każdy powód, by opróżnić parę butelek był dobry, niezależnie od okoliczności. Jutro kolejna istnieje za przynależność do gangu może przypłacić życiem.
  — Wracają — rzucił w przestrzeni, dostrzegając na tle gwiaździstej nocy sylwetki biokinetycznych form myśliwych. Wlał do gardła parę kolejnych łyków trunku. Przełknął je łapczywie.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Nawet piorunujące spojrzenie ze strony Doktorka nie było w stanie zgasić entuzjazmu młodej Leather, która przecież nie przepuszczała żadnej okazji, by zadać mniej lub bardziej absurdalne pytanie. W końcu hej, nie chodziła do szkoły, a więc ktoś musiał jej wytłumaczyć podstawowe zasady działania świata. To, że czasami padało na osoby niezbyt chętne do użerania się z dziecięcą ciekawością, to już nie był jej problem. Zresztą, w tej chwili nawet tak lakoniczna odpowiedź okazała się całkiem satysfakcjonująca dla dziewczyny. Dowiedziawszy się, że w jej ulubionych owocach jest nawet takie cudo jak witamina C, z tym większym entuzjazmem zabrała się do ich ochoczego pałaszowania. I co za problem, że były umaczane w jakiejś krzywiącej twarz substancji? Malina to malina, różowa, smaczna i jak widać nawet zdrowa. A podobno witamina C jest ważna zimą, żeby nie chorować - to wiedziała nawet bez przypominania.
- Wracają.
- Już? - zdziwiła się. Niby dla dobrze zorganizowanej bandy Psów poradzenie sobie z jednym niedźwiedziem babilońskim nie było zaś aż tak wielkim wyzwaniem, jednak tak czy siak poszło im to wyjątkowo sprawnie. Z jednej strony super, bo nikomu nie uśmiechało się pilnować ognia przez długie godziny, z drugiej jednak... jakoś tak za łatwo to wyglądało. Choć to pewnie tylko wyobrażenia Nayami, która przecież siedząc na bezpiecznym uboczu nie miała najmniejszego pojęcia, jak wyglądała walka, która rozgrywała się nie tak daleko stamtąd.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach