Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Satysfakcja wymalowana na jej twarzy mówiła sama za siebie. Może i nie powinna częstować Ins alkoholem, może to rzeczywiście było nieodpowiednie, ale... czy cokolwiek na Desperacji można było nazwać odpowiednim? Życie toczyło się własnym torem, a szczęście najprawdopodobniej miało ich wszystkich głęboko w dupie. Ona nie znała praktycznie żadnych zahamowań.
Grymas dziwnego zadowolenia poszerzył usta Ratlerki, w połączeniu z bladą cerą, czarnymi włosami i iskrzącymi się od działania procentów oczami, nadając dziewczynie odrobinę szaleńczy wyraz.
Nie dziękuj, nie pierdol, pij.
Nie mam, kurrrwa, zielonego pojęcia. — Wzruszyła ramionami, wolną dłonią poprawiając rozwiewane przez podmuchy wiatru kosmyki. — Mocne, co?
Nawet nie protestowała, kiedy jasnowłosy oddawał w jej ręce własną butelkę. Przechyliła twarz, odchylając się lekko do tyłu. Zerknęła na jego usta. — Shhh. To moja specjalność — wymamrotała równie cicho, przykładając do warg flaszkę. Kolejny potężny łyk. Krajobraz powoli zaczynał przeskakiwać.
Uroki słabej głowy.
Malutka postać znalazła się na kolanach Jekka tak szybko, że Iriye nie zdążyła zareagować, krzywiąc się nieznacznie, gdy ta przypadkowo zahaczyła o rękę czarnowłosej.
Kur--... — Już-już rzucała następnym siarczystym przekleństwem, ale zorientowawszy się, kto dosłownie wleciał w ich grupkę, opadło z niej całe poirytowanie. Widok malutkiego Kotka zawsze ją rozczulał — i nawet jeśli głośno raczej opornie by się do tego przyznała, nic nie mogła na to poradzić. — Jezu, Eve, uważaj — bąknęła tylko, odsuwając się, kiedy mała wgramoliła się między nią a doktora. Uniosła szkło, raz jeszcze połykając jego piekącą gardło zawartość.
Coraz więcej osób zaczynało przybierać zwierzęce formy. Niedosłyszalnie zachichotała pod nosem, skupiając przez chwilę uwagę na kręcących się wokół Psach. W tamtym momencie jak nigdy żałowała, że była tylko zwykłym, szarym człowiekiem.
Kurewskim dodatkiem do całej tej popapranej rodzinki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy usłyszał tyle soczystych kurw, poczuł się jak w domu. Stopniowa zaczęła mu się udzielać atmosfera święta i przestawał rachować co dzieje się wokół. Wbił dłonie w śnieg i wsparł się na ramionach, czując lekkie zamroczenie przez zimno, alkohol i bijający od ogniska żar. Przymknął na chwilę oczy, wsłuchując się w wdzięczny śmiech prostytutki, który drażnił jego uszy i odbijał się od ścian czaszki. Miał ładne brzmienie, ale jednocześnie działał mu na nerwy, bo wyczulone błędnik wyłapywał go w większym natężeniu.
 Z otępienia wyrwał go zimny wiatr, który niczym bicz przeciął jego skórę na odsłoniętej twarzy. Bernardyn miał w tym momencie wrażenie, że ktoś wbił do niej odłamki szkła, ale krew nie pociekła po wysuszonej skórze. Otworzył najpierw jedno, potem drugie oko. W tle dostrzegł wielką panterę, która górowała nad wszystkimi innymi Wymordowanymi. Była masywna. Dr miał problem, aby przepisać tę biokinetyczną formę do jakiekolwiek członka psiarni, wiec skapitulował. Potrzebował więcej alkoholu, by się rozluźnić i zapomnieć o swoim zboczeniu zawodowym. Może właśnie dlatego, kiedy szczeniak napił się alkoholu, Jekyll zabrał jej butelkę i bez słowa pociągnął z niej duży łyk. Tym razem się nie skrzywił, chociaż trunek Ratlerki był mocniejszy, od tego, którego pił kilka minut wcześniej.
 — Ja pierdolę — skwitował krotko, gdy coś na niego wpadło. Zachwiał się, ale złapał w ostatniej chwili równowagę i nie zanurkował głową w śniegu. Czując ciężar na swoich udach, zerknął w dół. Uśmiech zelżał z ust, na jego miejscu pojawił się trudny do zidentyfikowania grymas. Nie lubił dzieci w każdym wydaniu, a Kotek nie stanowił w tym wypadku żadnego wyjątku. Widok Eve ją nie rozczulał. Wbił w nią spojrzenie i złapał ją pod pachy, w ramach wyproszenia ją ze swoich kolan. Z gardła wydobył się stłumiony przez trzask ognia i głośnych rozmów syk. Aby nie wyjść na bezuczuciowego skurwysyna zdjął z siebie koc, gdyż procenty we krwi podniosły temperaturę jego ciała i już go nie potrzebował, po czym okrył nimi kruche, dziecięce ramiona. Wolał zapobiegać niż leczyć, chociaż z drugiej strony anioły były odporne na zapalenie płuc i tym podobne choroby, ale w tej chwili o tym nie myślał.
 — Jak myliście, kto zapierdoli tego misia? — zainteresował się, obserwując zebrany zwierzyniec naokoło Wilczura, który nadal się nie przerzucił na wilka. — Przyjmuję zakłady — dodał, bo sam nie miał pomysłu. Ta wielka pantera miała szansę, ale z drugiej strony balansowanie wśród drzew z takim dużym cielskiem mogło być kłopotliwe, a krwiożercza walka niedźwiedzia i krokodyla zapowiadała się za to ciekawym widowiskiem. Och, te dylematy.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Przemknął niczym cień pomiędzy łysymi drzewami oraz sylwetkami zgromadzonych Psik kompanów, zatrzymując się w pobliżu Wilczura, w którym utkwił spojrzenie rozjarzonych oczu odznaczających się na tle mglistej sylwetki wilka. Kłapnął cicho pyskiem, z którego sączyła się gęsta ślina skapująca ciężko na śnieg.
O tak, pamiętał. Pamiętał wszystko. Wtedy dzierżył jeszcze stanowisko zastępcy, nim jego droga rozeszła się z drogą DOGS. Ale jak widać, było to jedynie chwilowe, gdyż już na zawsze został Psem, nawet jeśli tego nie chciał.
Koniec ogona drgnął w ekscytacji. Czuł zapach pościgu. Czuł zapach walki i polowania. Chciał już wyruszyć. Już. Teraz. No dalej, ruszajmy.
Nie drgnął jednak, w oczekiwaniu na sygnał Wilczura.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

....... Chris nie zamierzał brać specjalnie aktywnego udziału w samej walce. Wolał raczej pod postacią harpii patrolować niebo i szukać ewentualnych dodatkowych kłopotów, które mogłyby zakłócić przebieg święta, do samej potyczki planował nie wtrącać się w ogóle, chyba że sytuacja stałaby się bardzo krytyczna. Wtedy najpewniej zdecydowałby się na próbę odwrócenia uwagi niedźwiedzia, bądź też oślepienia go. Biokinetyczna forma Chrisa była porządnym drapieżnikiem, tyle że podniebnym. Niemniej dla DOGS czasem trzeba było się nieco poświęcić. A właściwie to byli zobowiązani na zawołanie wyrwać swoje serce i złożyć ofierze, ale sugerując się przemówieniem Wilczura - powinno być to dla nich równie proste jak oddychanie. Lojalność, tak silna, że niemalże ślepa. Trzeba było przeczytać drobny druczek w trakcie dołączania do gangu, ale cóż - to wcale nie tak, że Christopher narzekał.
Niebieskie oczy Pudla prześlizgnęły się po sylwetce Growlithe'a, naczelnej chodzącej sprzeczności w gangu, by zaraz potem przenieść się na grupę, która miała pilnować jednego z ognisk. Buty Chrisa skrzypiały na śniegu, wypuszczane płuc z powietrze tworzyło mroźną mgiełkę. Pudel zrzucił z siebie ciepły płaszcz (zdobyty za przysługę) i zarzucił go na She.
-Alkohol rozszerza naczynia krwionośne, przez co szybciej tracisz ciepło. Nie pij tyle, to dopiero początek imprezy, a nie chcemy, żebyś zgonowała podczas naszego powrotu - pouczył ją, zupełnie jakby wcielał się w Bernardyna (albo rasową matkę kwokę). -  Nie upijcie się przed naszym powrotem i nie spalcie tego lasu. Niby jest środek zimy, śnieg i zimno, ale do wszystkiego jesteście zdolni, chociaż teoretycznie wy to ci normalni. Jekyll, polecam wstrzymać się z zakładami, obaj wiemy, co z tego wychodzi. Bawcie się grzecznie i pilnujcie ognia, Insomnio, Evendell, nie dajcie się zdemoralizować tej dwójce degeneratów.
Zimno zaczęło wnikać wgłąb jego skóry, ale bardziej go to ożywiało, niż przerażało. Rozbieranie się do naga nie należało w tej pogodzie do najprzyjemniejszych rzeczy, ponadto osobiście wolał się oddalić na czas przemiany, dlatego wstrzymywał się jeszcze z odejściem na bok. Patrząc jednak po innych - raczej powinien przestać zwlekać.
- Nie dajcie się niczemu upolować. W razie czego prześlijcie jakiś znak dymny, oni raczej w ferworze walki nie usłyszą żadnych krzyków i niczego nie zauważą, ale ja raczej nie powinienem mieć z tym problemów - dalej brzmiał jak matka, powinien przestać. - A tak ogółem to miłej zabawy.
Denerwował się. Tkwiło w nim to wewnętrzne, nieprzyjemne napięcie charakterystyczne dla tchórzofretki pospolitej. Poza tym jako rasowy sekretarz musiał dopilnować pewnych kwestii, ale domyślając się, że zaraz zostanie popędzony machnął na pożegnanie ręką i ruszył między drzewa. Ubrania złożył w kostkę i rozpoczął nieprzyjemny proces przemiany. Długa przerwa nigdy mu nie służyła, niech to jeż kopnie.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Stał na podwyższeniu, na jakiejś zwalonej lata temu kłodzie, która chrupała przy każdym jego kroku; stał więc nieruchomo, ale patrzył uważnie na zbieraninę tłoczącą się tak blisko niego, że zimno nie było odczuwalne. Oddechy mieszały się ze sobą tworząc parę nad ich głowami, gorąco buchające z ogniska mieszało się z gorącem stłoczonych jedno przy drugich ciał.
Gdzieś w dole dostrzegł swoją kurtkę — wreszcie poznając jej losy — spod której wystawała głowa She i jej machające w podekscytowaniu ręce. Twarz wykrzywiła mu się w rozbrajająco marudnym uśmiechu. Zrobił krok przed siebie, poczuł się jak ktoś, kto wchodzi w przepaść.
Śnieg trzasnął głośno pod jego butem. Do uszu dobiegały szmery rozmów, krzyki, śmiechy. Dźwięki mieszały się ze sobą, scalały i wybijały jeden nad drugim; czasami wyłapywał jakiś gwizd, innym razem mamrotanie. Chciał podejść do She, ale zniknęła w tej dziwnej, żywej fali łbów i doczepionych do nich sylwetek.
Szybko więc zrezygnował.
Dziewczyna potrafi o siebie zadbać, pomyślał ironicznie, wcale w to nie wierząc. W tym momencie miał jednak inne zadanie. Nawet nie spostrzegł, kiedy trzymał nałożoną wcześniej kurtkę w dłoniach. Wyciągnął ją w stronę stojącej naprzeciwko kobiety, której twarz przypominała zaschniętą korę. Pamiątka po płomieniach, blizny gojące się tylko fizycznie. Posłał jej grymas. Coś, co w chorych marzeniach mogło zostać podpięte za czułość.
Odebrała od niego kurtkę, a potem poczekała aż zdejmie z siebie bluzę, t-shirt, buty, a wreszcie spodnie. Nie ujrzała jednak przemiany. Przygarnęła do siebie materiały i wbiegła w tłum, żeby odnaleźć Nayami i przekazać jej ubrania Wilczura.

Przemiana nigdy nie była przyjemna. Nie przypominał sobie dnia, w którym jej przebieg nie sprawiałby bólu; teraz również targały nim spazmatyczne drgawki. Trzaski tłumione przez wrzawę wydawane były przez kości, które przełamywały się w kolanach. Szczęki zaczęły się wydłużać, wargi odsłoniły rosnące zęby. Szybko opadł rękoma na ziemię, ale nim dotknął śniegu, palce zgrubiały i wraz z resztą dłoni przybrały kształt potężnych łap. Włosy, wcześniej brudnobiałe, czerniały na ebonit, pokrywały całe ciało mocną warstwą gęstego futra.
Nie trwało to długo — paręnaście, może parędziesiąt sekund.
Głośny warkot przetoczył się ponad zebranymi, większość z nich uciszając. Grow dostrzegł Ryana i Shebę. Oni pamiętali.
Łeb wilczura odchylił się, jednocześnie zadymione powietrze przebiło wysokie wycie. Odgłos narastał, jakby ktoś niespiesznie przekręcał pokrętło przy głośności radia.
Urwał gwałtownie.
Potem ruszył.
Skoczył w zaspę, zadzierając łeb, by zilustrować niebo.
Chris miał wskazać im kierunek do celu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bernardyn powiódł spojrzeniem za znajomym źródłem dźwięku, aż wreszcie jego ślepia napotkały zniewieściałą twarz Pudla. Potrząsnął zawartością butelki, którą trzymał w dłoni i wlał sobie kilka kolejnych kropel do gardła. Przełknął je głośno, demonstracyjnie, ale żaden komentarz nie wyswobodził się z jego gardła. Ten cholerny wrzód na tyłku miał rację, a jako lekarza miał tego bolesną świadomości, jednakże nie miał zamiaru unikać konsultacji z procentami.
 Wcisnął butelkę do rąk poprzedniej właścicielki - córki Lechera i zanurzył skostniałe dłonie w śniegu. Syknął, konfrontując się z jego lodowatą powierzchnią. Złapał garść białego puchu i uformował z niego solidną śnieżynkę. Ugniatając ją w palach, nie spuszczał oskarżycielskiego spojrzenia z karku Skoczka. Gdy skończył, wziął zamach i rzucił, w zamiarze uderzenia właściciela mądrości życiowych w tył głowy.
 Spudłował.
 Kula ze śniegu nie trafiła do celu. Przeleciała nad barkiem sekretarza i uderzyła o konar pobliskiego drzewa, rozpadając się.
 — Chcesz znaków dymnych? — mruknął pod zgrabnym nosem. Był rozdrażniony, do czego przyczyniła się jego dysfunkcja ruchowa - mięśnie na skutek mrozu reagowały z opóźnieniem, jak i zarówno wypomnienie mu przegranego zakładu. — Dostaniesz. Spalony las. — Na jego ustach ukształtował się lisi uśmiech. Ochota, by zrobić Chirsowi na złość, zawrzała w nim jak gniew.

(jak na lekarza przystało, reanimuję temat)


Ostatnio zmieniony przez Jekyll dnia 27.02.18 14:36, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

- Mocne, co?
- Nie mam porównania - przyznała. Chyba nikt nie spodziewałby się, że akurat ona mogłaby mieć w temacie alkoholi wiele do powiedzenia. Była traktowana wciąż jak dziecko i - co za niespodzianka! - w gruncie rzeczy jeszcze była dzieckiem. Przynajmniej w pewnych aspektach, bo jednak wychowanie w desperackich warunkach odbiega od klasycznego modelu, stąd też pojawiają się duże rozbieżności. Jak się okazuje, można bez mrugnięcia okiem wcinać na surowo ciała zabitych wrogów, a jednocześnie nie mieć do końca pewności, skąd się biorą dzieci.
- A o co byś się założył? - zagadnęła Bernardyna, zaciekawiona. Byłoby całkiem zabawnie obstawić osobę, która ostatecznie odbierze życie upatrzonej zdobyczy. Przynajmniej w ten sposób można było chociaż trochę poszerzyć swoje uczestnictwo w całej imprezie, tak by nie ograniczało się tylko do wymrażania pośladków i opalania twarzy przed ogniskiem.
Chwilę później pojawił się Pudel, do którego Nayami od razu wystosowała radosny wyszczerz. Pomachała mu też energicznie wolną ręką, nie tracąc rezonu nawet wtedy, gdy wystosował moralizujące kazanie. Akurat do tych była przyzwyczajona jak nikt i wypracowała w sobie nadzwyczajną zdolność ignorowania podobnych wywodów przy jednoczesnym sprawianiu wrażenia, że wszystko do niej dotarło.
- Nie bój nic, jestem pod opieką dorosłych~ - zapewniła, nawet jeśli owi dorośli nie byli najlepszą opieką dla dorastającej nastolatki. To jednak było już poza wszelką dyskusją, jako że nie pozostał już chyba nikt o wyższym poziomie odpowiedzialności, kto nie brałby bezpośredniego udziału w polowaniu.
- Serio, wycziluj. Poradzimy sobie. - Na chwilę zniknęła jej zwykła wesołość, ustępując znanemu każdemu rodzicowi "Tak tak, mamo, rozumiem, tak, mhm, tak". Nie była na tyle zdolna, żeby brać udział w obławie na misia - to fakt. Ale, do jasnej ciasnej, nie była bezbronna. Pozostałe towarzystwo ogniskowe też nie składało się z upośledzonej dzieciarni, więc w gruncie rzeczy naprawdę nie było się czym martwić... co najwyżej tym, że dostaną kataru.
Ledwie Chris zdążył się odwrócić, w rękach Leather na powrót wylądowała znajoma butelka. Korzystając z tego, że pół-wymordowany, pół-kalkulator nie patrzy, upiła śmiało kolejny łyk. Zaraz też obok niej pojawiła się inna dziewczyna o nieznanym imieniu i dorzuciła do pilnowanej przez Kundelkę puli kolejną stertę ubrań.
- Puuuudło - skomentowała śpiewnie niecelny lot śnieżynki.
Ona rzuciłaby to lepiej.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Jericho wsłuchiwał  się w przemówienie Growa  starając sobie wyobrazić, jak to wtedy wyglądało. Iście fascynująca historia okupiona cierpieniem i śmiercią innych. Tych, którzy polegli, by gang mógł przetrwać, by mógł dać schronienie i dom innym istotom. On sam dzięki poświęceniu tych ludzi setki lat temu, znalazł miejsce, gdzie mógł przetrwać w Desperacji tuż po tym jak został wygnany z Miasta. Gdyby nie ten gang to nie wiadomo jakby się skończyła historia Hana Mokugawy, byłego  wojskowego, wytrawnego snajpera. Przy takiej ilości osób aż dziw człowieka brał, że mogło być tak cicho, tak spokojnie. Każdy czuł respekt przed Alfą, więc nikt nie śmiał pisnąć nawet słowa.
Po skończonej przemowie, zagrzmiał gwar  rozmów, a święto zostało oficjalnie rozpoczęte. Wielkie ognisko, przy którym już siedziało kilka osób, było nad wyraz okazałe i kuszące. Mimo tego, iż mężczyzna był ubrany dosyć ciepło, to jednak czuł, jak mróz przenika przez warstwy materiału, jak dotyka jego skóry wysuszając ją powodując na niej gęsią skórkę.
- A więc, Izumi, to był Growlithe, nasz Alfa. Warto żyć z nim w zgodzie. - powiedział do dziewczynki, którą zabrał na to święto, by przedstawić ją właśnie Alfie. Wiedział jednak, że to  będzie musiało poczekać przynajmniej do ich powrotu. A i wtedy może być ciężko dopchać się do Growa. Zapewne groupies obskoczą go jak sępy padlinę. Mężczyzna miał swoją butelkę alkoholu i wcześniej zastanawiał się, czy powinien pić w ogóle przy Izumi, ale zdał sobie wtedy sprawę z tego, że tutaj będzie raczej ciężko uświadczyć trzeźwą osobę.
Gdzieś w tłumie mignął mu Chris, gdzie indziej widział inną znajomą twarz. Tak, trzeba było przyznać, że jego relacje z niektórymi członkami tego gangu były całkiem niezłe i można nawet powiedzieć, że lubił kilka osób. Jak to jednak zazwyczaj bywa, zdarzały się też osoby, które darzył antypatią, czy pewnego rodzaju niechęcią. Jedną z tych osób był Jekyll. Doktorek, który wolał trwonić niezbędny czas  na kłótnie z Wilczurem, zamiast zająć się Gavranem, którego odbili, a który ostatecznie zmarł. Starał się nie myśleć o tamtej misji, gdyż uważał ją za porażkę, mimo iż cel główny został osiągnięty.
Ognisko kusiło go swoim ciepłem, którego z tej odległości niestety nie odczuwał.
-Przedstawię cię kilku osobom. Chodź. - powiedział, po czym skierował się w stronę ogniska. Wiedział, że Izumi tak łatwo nie zgubi go w tym tłumie.  Z  jakiegoś względu była doskonała w odnajdywaniu jego osoby,gdziekolwiek by nie zniknął. Może to była jakaś jej ukryta moc?
Podszedł do ludzi akurat w momencie, kiedy Chris odchodził, więc minęli się. Skinął mu głową, życzył powodzenia, po czym swój wzrok skierował z powrotem na osoby siedzące w cieple jakie rzucały płomienie.
- Stawiam flaszkę niezłej wódki, że osobą, która  zabije niedźwiedzia będzie Grow. - powiedział, po czym usiadł na wolnym miejscu.
- Chciałbym wam kogoś przedstawić. To jest Izumi. Jest nowa tutaj. - powiedział. Następnie wymienił lisiej wymordowanej kto siedział przy ognisku. Miał nadzieję, że nikogo z nikim nie pomylił, chociaż chyba wszystkie te osoby kojarzył w mniejszym lub większym stopniu.
Wyjął z kieszeni jedną butelkę wódki i wrzucił ją w śnieg, by się chłodziła. To była ta, o którą się zakładał. Ciekawe, co postawią inni? Jeśli w ogóle coś postawią. Drugą butelkę (tym razem z whisky - miał, gdyż zawinął z Miasta, z domu, jak został wygnany) odkręcił i pociągnął solidnego łyka. Puścił butelkę w obieg podając ją najpierw Jekyllowi, obok którego siedział.
Zauważył jednocześnie, że coraz więcej osób biorących udział w polowaniu zmieniało się w swoje formy zwierzęce. Nagle usłyszał przeciągłe wycie, które swoją intensywnością przenikało przez skórę do samych kości, które huczało w czaszce. Nie musiał zgadywać. Wiedział, że to był Grow dający w ten sposób znak do ruszenia na polowanie.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Stała blisko Hana trzymając się kawałka jego kurtki. Wyglądał na skupionego. Stali niedaleko tłumu, na którego czele przemawiał jakiś rosły mężczyzna. Nie rozumiała za dużo z tego co przekazywał. Wyłapała jedynie, że była jakaś walka i dużo ludzi zginęło. Sama wizja tak licznej chmary ludzi lekko ją przerażała. Nie lubiła tłumów. Źle się w nich czuła. Na szczęście Jericho nie pchał się w głąb ludzi, dzięki czemu Izumi mogła choć trochę odetchnąć. Rozglądała się dookoła widząc mnogą ilość nieznanych jej twarzy. Czuła, że jeśli zgubi mężczyznę w tłumie to może się to dla niej źle skończyć. Ognisko rozpalone kawałek od nich dość mocno przykuwało uwagę dziewczynki. Wszędobylskie zimno nie specjalnie odpowiadało Izumi. Miała na sobie jakieś w miarę ciepłe spodnie, bluzę i kurteczkę, którą zdobył dla niej mężczyzna jednak mróz bez większego problemu przedzierał się przez warstwy ubrań. Dzięki jej lisiej kicie, która aktualnie skryta była pod ubraniami było jej ciepło w plecy. W wewnętrznej kieszonce kurtki chował się Kuu, który smacznie spał pomimo panującego zimna.
Kiedy rosły mężczyzna na czele skończył przemawiać naglę całe towarzystwo wybuchło radością i entuzjazmem. W pierwszej chwili kiedy rozpoczęły się rozmowy dziewczyna położyła uszy po sobie i mocnej przycisnęła się do Hana. Nagły gwar był na tyle niespodziewany i głośny, że przestraszył Izumi. Kiedy Jericho zaczął do niej mówić ta podniosła na niego swoje ślepka. Nie do końca wiedziała co mężczyzna miał na myśli przez "Alfe" oraz "Growlitha", ale zrozumiała że powinno się z nim utrzymywać dobry kontakt. Nie wiedziała dlaczego relacja z nim powinna być pozytywna, ale rozumiała że tak będzie lepiej. Przytaknęła w geście przyjęcia tego co powiedział Han do świadomości.
-C-co to jest Alfa i ten Growlihe?-zapytała lekko przeinaczając imię szefa gangu.
Czekając na to co zrobi mężczyzna wzrok Izumi na powrót zaczął badać otoczenie. Tu ktoś przebiegł, tam ktoś przebiegł, a niektórzy nawet zmieniali się w różne zwierzęta. Jeden mężczyzna zmienił się w dużego zielonego i posiadającego łuski potwora, ktoś inny zmienił się w ogromnego ptaka, a mężczyzna który wcześniej przemawiał przybrał postać ogromnego wilczura. Wszyscy wyglądali na potężnych i żądnych krwi.
-Han...-odezwała się lekko ciągnąc mężczyznę za rękaw-Czemu wszyscy się przemieniają? Czemu od wszystkich czuć agresję?-zapytała nie do końca rozumiejąc całą obecną sytuację.
Słowa Jericho lekko wzdrygnęły Izumi. Chciał ją przedstawić innym, ale jakoś dziewczynka nie do końca czuła się na siłach. Jednak co miała zrobić kiedy mężczyzna już zaczął iść w stronę ogniska. Podbiegła do niego pośpiesznie łapiąc kawałek jego kurtki. Starała się utrzymać tępo Hana, aby nie zostać z tyłu. Ciemnowłosy podszedł do ogniska i usiadł na wolnym miejscu. Dziewczynka usiadła zaraz obok niego nadal jedną rączką trzymając kawałek ubrania mężczyzny. Dodawało jej to na swój sposób otuchy. Nie wiedziała o co chodziło z tym zakładem, ani czym jest "wódka", o której powiedział Jericho. Kiedy Han ją przedstawił spłoszyła się i na chwilę wbiła swoje ślepka w ognisko, ale po chwili zaczęła przyglądać się osobą siedzącym dookoła. Uszy dziewczynki stanęły na "baczność" i lekko ruszały się to w lewo to w prawo wyłapując dźwięki dookoła. Kiedy mężczyzna wymieniał imiona Izumi cichutko je powtarzała, w większości je przekręcając.
-Jekil, Sheaea, Nami, Eve.-kiedy wypowiadała odpowiednie imię jej wzrok kierował się na osobę, do której owe imię należało.
Powtórzyła tą czynność kilka razy. Za każdym razem popełniła ten sam albo inny błąd podczas wymawiania imion. W szczególności jeśli chodziło o imię "Jekyll" oraz "Shenae". Zajęta swoimi "wyliczankami" nie zwróciła nawet uwagi, że Jericho jedną butelkę przezroczystego płynu wrzucił w śnieg, a drugą podał w obieg. Jej próbę zapamiętania imion osób siedzących przy ognisku przerwało donośne wycie. Głośny dźwięk przeraził Izumi na tyle, że ta schowała swoją twarz w rękaw kurtki Hana, a uszy zakryła rączkami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wreszcie padł sygnał. Wreszcie mogli ruszyć. Z jego gardła wydobył się warkot pełen ekscytacji i pożądania. Zarzucił łbem, po czym ruszył za Wilczurem, odbijając się łapami od zaśnieżonej ziemi. To było to. Odgłos wiatru w uszach, zmierzwiona sierść na karku, szybko uderzające serce, zapach śmierci unoszący się w powietrzu. Brakowało mu tego. Tęsknił za tym. Za wspólnymi polowaniami z innymi, za zaszczutymi zwierzętami drżącymi w strachu przed agresywną sforą gotową do ataku, obnażającą dzikie kły i grzebiąca ostrymi pazurami w ziemi.
Tęsknisz za tym. Za n i m i
Przyspieszył, by nieco zrównać się z Growem a potem uderzył lekko swoim cielskiem w niego, kłapiąc zębami tuż przy jego sierści. Prowokacyjnie i zaczepliwie. Wbił w niego złote spojrzenie i zadarł łeb, wydając z siebie warkot ekscytacji.
Szybciej, Grow. Biegnijmy szybciej.
Jeszcze raz capnął go nieco, a potem zwiększył dystans między nimi, bo bieganie w bliskiej kupie groziło wpadnięciem w drzewo. To był ich czas.
Poruszył uszami, nasłuchując.
Węszył,  by zwietrzyć trop zwierzęcia.
Chciał się już wgryźć w grube cielsko. Poczuć posokę między zębami. Uderzenie adrenaliny podczas walki.
Czujesz to, Grow? Czujesz ten zew?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Niebieskawe tęczówki skupiły swoją uwagę na tym, co działo się w tej nieco bardziej głównej części zbiorowiska. Zmrużyła oczy, przesuwając spojrzeniem po odwróconych ku przywódcy głowom. Zatrzymała wzrok na Wilczurze. Jego sylwetka raz po raz przeskakiwała w bok, jakby zamierzała się rozdwoić. Zamrugała. Rozpływające się po ciele ciepło, podsycające działaniem alkoholu, czuła już niemalże w każdej, najmniejszej partii. Zniknął z jej oczu dopiero wtedy, gdy zrobił krok w przód, schodząc z podwyższenia. Po kilkunastu sekundach do uszu dziewczyny dobiegł głośny warkot, przyprawiający ją o nagły dreszcz. Mimowolnie się zatrzęsła — prawie tak, jakby zaczynała odczuwać chłód.
Ujrzała go po raz kolejny, ale nie przypominał już siebie, a przynajmniej nie w wersji, do której ona przywykła. Wycie Growlithe'a sprawiło, że większa część Psów również zaczynała spoglądać w tamtym kierunku.
Na usta czarnowłosej wypłynął lekki, przygaszony grymas. W takiej odsłonie wolała nie wchodzić mu w drogę.
Do rzeczywistości brutalnie sprowadził ją głos Pudla — a raczej płaszcz, który zarzucił na drobne, schowane pod kurtką ramiona She. Zerknęła na niego, unosząc podbródek.
Najwyżej będziecie mnie nieść — odparła zaczepnie, porywając do góry trzymaną w ręku butelkę Jekylla. Upiła łyk, potem drugi i trzeci, krzywiąc się nieznacznie przy ostatnim hauście. Głupia. — I mam twój płaszcz, nie zamarznę, tato. — Ostatnie słowo wydobyło się z jej gardła w zauważalnie podkreślonym tonie. Przechyliła głowę, bezczelnie się uśmiechając. — Zamiast jęczeć, walnąłbyś sobie kilka łyczków, zanim wystartujecie. Jak spalimy las, nie będziesz mógł narzekać, że się pochorujemy. — Wzruszyła ramionami, odrobinę zaczynając bełkotać. Ostry posmak trunku drażniąco utrzymywał się w buzi, przez co miała wrażenie, że nawet wdychając mroźne powietrze, czuje etanolowy odór.
Nie bój nic, jestem pod opieką dorosłych... Poradzimy sobie.
Widzisz? — Kiwnęła na Insomnię. — Nic im nie będzie. — Prawdę powiedziawszy, tego nawet sama Shenae nie mogła być pewna, ale po co wyprowadzać Skoczka z błędu, nie?
Puuuudło.
Ha. Spalone drzewa wydawały się być... kuszącą propozycją. Spojrzała na Bernardyna, z przebłyskiem zawadiackiego cienia, który zamajaczył na twarzy Iriye.
Przydałby się jakiś mały rozpierdol — rzuciła, cmokając. Gdyby nie była wstawiona, pewnie skwitowałaby to jednym zdaniem: "Zabiliby nas." I tyle. W stanie lekko nietrzeźwym obrócenie w popiół czegokolwiek prawdopodobnie nie stanowiło dla niej żadnego problemu. Zawsze można było zrzucić winę na procenty.
Pojawienie się Jericha wraz z niską, nieznaną prostytutce istotką spowodowało, że obrzuciła dziewczynkę badawczym spojrzeniem, od góry do dołu.
Po prostu She — parsknęła, krztusząc się połykanym wówczas napojem. — Nie kalecz się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach