Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 12 z 18 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 18  Next

Go down

Sprawa z telefonem była o tyle zabawna, że gdyby nawet Moriyama nie chciał jej uwierzyć, dowody miał dokładnie przed sobą. Pusta karta pamięci, jeden, jedyny zapisany kontakt oznaczony ciągiem przypadkowych cyfr i liter, numer ukryty przed wzrokiem kogokolwiek. Zero innych danych, przy małych programików, pojedyncza nitka tekstu, z którego wiele starych wiadomości po prosto nie istniało, a te, które udało mu się przeczytać, nie miały w sobie nic podejrzanego.
Właściwie idealnie potwierdzały to, co powiedziała mu kobieta, to tylko telefon służbowy, bo nie może się szwendać po mieście bez zabezpieczenia. Zgadzała się jednak na nie, mimowolnie czuła, że bezpieczeństwo wielu spraw leży także w tym, że w podziemiu ten jeden człowiek doskonale wie, gdzie jest i co robi kobieta. Z duszą obieżyświata trudno jest walczyć, trzeba jej dać na tyle dużo swobody, by nie próbowała uciekać poza majaczące na horyzoncie granice, nawet wiedząc, że mimo wszystko jednak istnieją.
- Nie... masz rację, rację ogólną, nie w tym przypadku, bo jak mówię, nic takiego i tak byś tam nie znalazł. Wybacz, czasami lubię sobie zażartował w ciężkich momentach, rozładowanie atmosfery pomaga. - rozłożyła ręce na boki tonując uśmiech - Przynajmniej dla mnie.
Nie miała zamiaru jakoś specjalnie robić sobie z niego żartów, pokusa była jednak potężna, a trochę przekory jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Okularnik nic by nie znalazł, ale musiał, nawet przez moment pomyślę: a co jeżeli? Skoro nawet sytuacje całkowicie nieprawdopodobne brał pod uwagę, więc dlaczego i nie teraz? Jego reakcja dobitnie świadczyła o tym, że dał się na moment złapać w pułapkę, ale Kami nie chciała grać roli brzydkiego pająka. Urwała nitkę, zanim za bardzo ugrzęzł w jej zasadzce. Z poważnymi ludźmi trudno się żartuje, konsekwencje nie zawsze warte są próby wzniecenia w nich iskry humoru.
- No i poza tym każdy wie, że filmiki są lepsze. - dodała pod nosem, upewniając się, że mężczyzna tego nie dosłyszał. Ot powiedziała to tak tylko dla siebie, kończąc w głowie zabawę w dopiekanie chłodnemu umysłowi Moriyamy.

- Nie, nie używaj żadnej formy. Albo może neutralnej? I tak wątpię, że przyjdzie nam jeszcze kiedykolwiek poruszyć ten temat. No, chyba że chcesz regularnie przeglądać mój telefon, tak w ramach powitania. Dziwne to może: dzień dobry, ale lepsze niż żadne. Poza tym i tak nic tam nie znajdziesz, teraz kiedy już wiesz o jego istnieniu, na pewno nie znalazłbyś tam nic ciekawego. Gdybym chciała Cię oszukać, robiłabym to znacznie dyskretniej, ale pytanie jest, czy ja chcę. - spojrzała na gest ręki, który przyjęła ze spokojem. Nie mogła się spodziewać wiele więcej, ale krok za krokiem wkradała się w jego przestrzeń osobistą, chwytała wzrokiem detale z jego prywatnego życia, wszystkie te informacje wślizgiwały się do jej głowy dzięki działaniu wszystkich zmysłów. Lubiła ten lekki półmrok, wszechobecną biel, czystość i schludność ułożenia wszelkich mebli. W porównaniu z jej klitką, mieszkanie eliminatora musiało być kilkanaście razy większe. Dziwiło ją, ze jeden człowiek może mieszkać na takich metrażu, ona czułaby się niezwykle samotnie, oglądając widok zza okien siedząc przy stole w pojedynkę.
Widok, który powoli przechodził w zapomnienie, kiedy żaluzje zamykały się na samym dole, odcinając sprzed jej wzroku ostatnie kontury miasta na tle zmąconej światłami ulic czerni.
- Owszem. Byłam medykiem. Nie, nie lekarzem, a medykiem. Wiesz czym różnią się te dwa? - Zapytała, kierując wzrok w jego stronę. Nie chciała za bardzo błądzić spojrzeniem. I tak nie było tu niczego, na czym mogłaby na dłużej zatopić spojrzenie bez wzbudzania negatywnych emocji. Była tu gościem, a goście są grzeczni. Szczególnie goście, którym grozi tysiąc konsekwencji, gdyby jednak postanowili trochę nabroić.
Uśmiechnęła się lekko na jego kolejne słowa. Czasami zachowywał się jak typowy żołnierz, ale niekiedy widziała pod powierzchnią jego nieprzeniknionego wzroku bardzo miłe, powiedzieć można że ludzkie odruchy. Nie był ich pozbawiony, po prostu przychodziły mu nieco ciężej niż jej chociażby. A przecież to jej Czerwinka wyżarła w mózgu dziury pozbawiając części człowieczeństwa.
Śledziła go wzrokiem, kiedy znikał za ścianą i gdy wrócił, pojawiając się w tym samym miejscu po chwili nieobecności. Kiedy pozostała sama sobie, na moment rzuciła tęskne spojrzenie w stronę okien. Chętnie przyjrzałaby się temu widokowi na dłużej. Nie, żeby zapamiętać układ miasta po raz kolejny, ale żeby doznać tych pierwotnych, całkiem czystych emocji. Takie panoramy zwyczajnie się jej podobały.
Gospodarz jednak nie dawał jej szansy, by zbyt długo nad tym rozmyślać. Pojawił się tak szybko, że zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem zawsze nie szykuje sobie w szafie zestawu na przypadkowe wpadnięcia do wody. Widziała też wyraźnie, że pomimo ciszy, która ponownie się między nimi zalęgła nie spuszczał jej z oczu. Pomogła mu zachować tą ciszę, ale nagle zdała sobie sprawę, że wpatrywanie się w to, co robi wcale nie było poprawne. Zacisnęła usta w wąską linię spoglądając na jego przemarznięte ręce, które nie radzą sobie nawet z takim przeciwnikiem, jakiego stanowił guzik i dziurka, w którą został wsunięty.
Żałosne.
Chciałoby się powiedzieć, ale tak samo mocno było to zrozumiałe.
Lekkim krokiem pokonała dzielącą ich odległość, poruszała się lekko, miękko, nie towarzyszył temu prawie żaden dźwięk. Cały dzień szurała butami po betonie, czuła się przytłoczona, ramiona nie mogły znieść ciężaru, błądziła po mieście pod pretekstem zdobycia informacji, ale szukała ucieczki, wolności dla samej siebie. Uniosła ręce niczym duch chwytając mężczyznę za palce.
Zimna, przesiąknięta dystansem, stworzona z żelastwa i wielkiej myśli rządu dłoń. Ciepła, ludzka, pokryta taką samą skórą jak jej własne, szorstka, pokryta niewidocznymi nierównościami które wyczuła opuszkami palców, zaczerwieniona od mrozu i przygody w jeziorze, drgała mimowolnie, nawet pomimo najsilniejszych intensji jej właściciela, by trwać w bezruchu. Przesunęła swoje smukłe, wąskie, kobiecie palce, odciągnęła obie dłonie od ich zajęcia i pokierowała nimi na dół, puszczając je równie lekko, co zostały złapane.
- Ciągle gadasz o tym zaufaniu, o jego braku. Zaufanie, zaufanie, zaufanie... a potem nie możesz nawet przez sekundę spuścić ze mnie spojrzenia. Obawiasz się? Jeżeli tak, to skuj mnie, nie wiem, przywiąż do rury. I tak chciałam po prostu porozmawiać. Bo ja nie mam zamiaru zrobić nic na twoją szkodę, ale to ty decydujesz, czy mi uwierzysz, czy nie. Bo ja, widzisz, nie miałabym nic przeciwko. Ufam, ze byś mi nic nie zrobił. Chociaż możesz, powinieneś. Ale nie zrobisz... - chwyciła palcami niesforny guzik, odsuwając go dziurki na przeciwległej krawędzi koszuli. Jeden za drugim, pod jej palcami odskakiwały one od siebie, a Kami patrzyła tylko przed siebie, bo gdzie indziej miała podziać wzrok? - A tak doprowadzasz do takich niezręcznych sytuacji. Nie każ mi robić tego tak, jakbym się litowała. Po prostu chcę pomóc. To źle?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wewnętrzna frustracja wzmagała się z każdą chwilą krążenia wokół rozwiązania problemu, zupełnie jakby widział na pustyni oazę, do której nie mógł się zbliżyć. Rozmazywała się przed jego wzrokiem, ale był pewien, że dzielący ich dystans pokonałby w krótkim czasie. Widział zarys tego, co otaczało zbiornik wody, jednak nie potrafił dostrzec szczegółów, zrozumieć, na to konkretnie patrzy. Umysł zmęczony walką z żywiołem, osłabiony – paradoksalnie – po całym dniu bezproduktywności i tylko jeden kubek kawy odbierał mu siłę na dalszą dedukcję. Póki nie odnajdzie w chaosie większej ilości informacji, nie wywęszy nowego tropu, nie miał co się głowić. Może wraz ze snem i odpoczynkiem przyjdzie świeżość i wyraźniejsze spojrzenie na sprawę.
…Mój… – zawahał się przed kontynuacją, szukając w głowie odpowiedniego słowa – …bliski kolega… miał skłonności do takich zachowań przy kłótniach rodziców. W swoich żartach bywał dość niezdarny, a na pewno zbyt nieśmiały, ale chyba właśnie te cechy sprawiały, że trudno trzymało się w sobie na dłużej złość. Myślę, że czasami mu tego zazdrościłem. Nie potrafiłem… właściwie nadal nie potrafię ostudzać atmosfery. Jestem olejem dodawanym do oliwy. – Doszedł do tego wniosku dopiero teraz albo pierwszy raz powiedział to na głos, bo choć jego słowa zabrzmiały obco, doskonale wyczuwał w nich prawdę.  
Kami zaliczała się do wąskiego grona osób, z którymi rozmawiał na tematy niezwiązane z pracą, aczkolwiek z reguły nie schodził nigdy na czysto osobiste kwestie. Nie wspominał o rodzinie, przyjaciołach, zwierzętach… hobby ograniczało się do uzależnień i ćwiczeń fizycznych, poza tym nie angażował się w politykę czy w jakieś publiczne manifestacje. Unikał tak zwanych „pogaduszek”, czyli ocen pogody lub okazywania ekscytacji z powodu promocji, zaś plotkowanie również nie płynęło w jego krwi. Na stanowisku obserwatora chłonął informacje dobiegające z każdej strony, lecz sam niewiele z siebie ujawniał.  
Z tego, co zauważyłem, to objaw toksyczności w związkach młodych ludzi. Z zazdrości potrafią posuwać się nawet do nagminnego kontrolowania drugiej osoby. Nie zamierzam aż tak Cię ograniczać – stwierdził luźno, nim nie wykonał kroku w tył.  
Zdążył włączyć ogrzewanie w mieszkaniu, zanim jednak w powietrzu pojawi się wyczuwalna zmiana, minie zapewne kilka długich minut, podczas których między innymi jego palce niecierpliwie będą prosić o odrobinę ciepła. Nie mógł doczekać się gorącej kąpieli, choć wizja pozostawienia Yuu bez jakiegokolwiek nadzoru nie napawała go entuzjazmem. Mogła nie kierować się żadnymi złymi intencjami, mogła stać w miejscu i tylko się rozglądać, ale wolał wiedzieć, co przykuwa jej wzrok, na co zwróciła uwagę, a co zostało pozbawione zainteresowania. Z taką wiedzą łatwiej byłoby o komfort.
Medyk nie leczy, tylko wspiera umierających? – zapytał, nie chwaląc się zbyt szeroką wiedzą z zakresu ratownictwa, sugerował się jedynie tym, co widział i słyszał w trakcie służby. Za młodu podziwiał ludzi na tyle odważnych, by wziąć odpowiedzialność za czyjeś życie, sam nigdy nie widział się w tej roli.
Cholerna niemoc.
Zatrzymał westchnięcie, zanim zdołałoby opuścić usta, po czym zerknął w stronę zbliżającej się kobiety.
Jesteś jak kot. – Ocenił jej ciche ruchy, chwilowo zapominając o swoim negatywnym podejściu wobec tych futrzaków. Nie miał z żadnym na pieńku, to przypominało raczej naturalną niechęć jak ta, która występowała między nimi a psami. Koty wydawały mu się zadufane, zbyt wyniosłe i egoistyczne, a jednak pod jakimś względem sam do nich pasował.
Domyślił się, co planuje, dlatego nie odmówił pomocy, a jego ręce opadły powoli wzdłuż ciała.
Może szukam w Tobie tego źródła gorąca? – powiedział z lekkim brzmieniem sarkazmu, odnosząc się oczywiście do jej wcześniejszego żartu. Gdyby przytknął dłoń do szyi kobiety, nie spodziewałby się poczuć nic innego jak delikatnego ciepła płynącego z bijącego serca. Jeden z dowodów na to, że była żywa. – Nie wyczuwam niezręczności w tej sytuacji. – Przyznał, nie mogąc nic poradzić na ironię, jaka objawiła się w widoku przed Yuu. Nie przeszkadzała mu własna nagość, nie zmuszał jej do przyglądania się pozbawionej ubrania skóry, nie prosił nawet o uporanie się z tymi guzikami, więc w każdej chwili mogła odsunąć się i odwrócić.
Kiedy poły koszuli rozsunęły się, był w stanie samodzielnie zsunąć z ramion ubranie. Struktura torsu okazała się daleka od doskonałości – na lewym obojczyku widniała spora blizna w postaci nieprzyjemnego dla oka zadrapania, głębokiego na tyle, że pozostawiło po sobie szarawe, niemal czarne ślady o chropowatej powierzchni. Co jednak zdawało się bardziej niepokojące, to stan prawego ramienia. Oplatało je coś w rodzaju wżynającej się w mięśnie siatki z „żyłkami” zakończonymi przed łokciem. Czerwone, bolesne, napuchnięte.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyglądała mu się czujnie, kiedy mówił. Chyba tylko wtedy, gdy otwierał usta, by wydobyć z siebie jakieś dłuższe fragmenty rozmowy mogła zauważyć zmiany na jego obliczu. Te przerwy, wahania, szukanie odpowiedniego słowa, a potem płynne, chociaż może zanadto suche porzucenie przed siebie faktów świadczyły o emocjach, które w nim siedziało. Nigdy w nie nie wątpiła, ale była bardzo ostrożna podczas prób wpłynięcia na jego otwartość. Nie naciskała, nawet tym razem czuła dumę, że powiedział coś sam z siebie. Wchłonęła tą informację, poczuła lekki dreszczyk, który przeszył jej ciało i myśli. Na pewnie nie chciałaby, żeby obwiniał się w jakikolwiek sposób.
Oliwa do ognia. Nie mówił tego tylko po to, by się wyżalić, stwierdzał fakty, których był w stu procentach pewny. Mało kiedy kusił się na rzucanie hipotez, jeżeli nie miał potwierdzenia na wyciągnięcie ręki. W tym wypadku w zasięgu ramienia miał jedynie jednooką.
Spojrzała na niego, starając się uporać z burzą sprzecznych wniosków, która wybuchła w jej głowie. Niektóre zdania cisnęły się na język, ale bardzo ostrożnie tańczyła między uderzającymi w grunt błyskawicami. Jeszcze nad sobą panowała, nie była na tyle zmęczona, by rzucić coś z przypadku.
- Masz ciężki charakter i ciekawy. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, przede wszystkim to jest tak bardzo twoje. Tylko twoje. I nie wyrzekaj się tego nigdy. - postanowiła być szczera. Wcześniej mówiła mu już coś podobnego, że gdyby był inny, być może wcale nie zainteresowałby jego osoba. To żaden wyznacznik, jednooka nie stanowiła tu żadnej wymiernej wartości, nie była oceną jego życia, raczej to zależało od niego, czy znajomość mógł uznać, jako coś pozytywnego. Coś dobrego mimo tego, jakim był człowiekiem, czy to w sobie lubił, czy nie. Przyciągał ją jakoś ku sobie.
Pewnie łatwiej byłoby jej się rozejrzeć, gdyby cały czas nie prowadzili rozmowy. Nie narzekała, nie czuła nawet powodu, by szukać ku temu pretekstu, wystarczająco dobrze czuła się wiedząc, że mimo wszystko mogą nadal swobodnie ze sobą rozmawiać. Tak jak kiedyś, tak jakby nic się wtedy nie zdarzyło. Mogła być przy nim łowcą, nawet w ukryciu, za soczewkami, za ciałem ukrytym pod długimi rękawami i golfem, mogła być sobą. Nie umiała wyrazić, jak bardzo ją to cieszyło. Może to nie była taka czysta radość, raczej złota struga płynnego światła lejąca się nurtem po rzece jej życia. Była cenna, piękna, kochała ją w sobie posiadać.
Przy tym całym ciężarze jaki w sobie nosiła, jaki każdy w tych czasach w sobie nosił to był niezwykle cenny dar. On jej go podarował, więc nie umiała nie trzymać się jego brzegów tak łapczywie. Nie chciała spuszczać go z oczu, pielęgnować, dbać, mieć nadzieję, że na końcu drogi wykiełkuje zalążek czegoś, o co walczy. I droga którą przebyła nie będzie już taka ciemna i nieprzyjemna.
- Właściwie to masz rację. W dużym skrócie tak to wygląda. - przytaknęła. Nic dodać, nic ująć. Ubrał to w słowa bardzo dobrze, kierując się być może wiedzą, albo po prostu instynktem. Nie bez powodu rozróżnia się te dwie pozycje. Owszem, jest cała plaga takich medyków, którzy walczą o każdego pacjenta do końca, tacy jak Doves, ale ona do nich nie należała. Zawsze była tą, która potrafiła wpakować się tak głęboko w czyjeś cierpienie, że potem ryczała pół nocy, ale wyrzucała to z siebie. Potrafiła oczyścić się do tego stopnia, że następnego dnia znowu podawała komuś dawkę usypiającego leku szepcząc, że wszystko będzie dobrze.
To pozwoliło jej dotrzeć bardzo daleko.
Jak zwierzę, jak kot przemykać miedzy uliczkami, z pyskiem w ranach, wylizać się z tego, przeżyć, przetrwać. Skoczyć do przodu na miękkich łapach, wpaść w głęboką wodę i powoli, powoli wynurzać się w akompaniamencie trzaskających szczek piranii. Mimo tego nadal, mokra i zdychająca potrafiła poruszać się jak kot, cicho i z gracją.
- Teraz byś go nie znalazł, sama nadal mam dreszcze. - odparła zgodnie z prawdą, bawiąc się jego słowami. To przez niego była teraz w takim stanie, nadal czuła zimno bijące ze środka, ale dłonie miała ciepłe. Miękkie i delikatne palce radziły sobie świetnie i chociaż każdy guzik ustępował im z łatwością, robiła to powoli, jakby na przekór jego pewności siebie. Ile tak wytrzyma? Jak długo zniesie jej bliskość, ciepło jej dłoni, jej widok tak blisko przed oczami?
Była medykiem. Ale nie tylko. Nawet ze zwykłej ciekawości nie potrafiłaby tak łatwo odstąpić, czy w ogóle udać, że to robi. Nie. Podobało jej się to, jak mogła sunąć wzrokiem po powierzchni jego ciała, badać te blizny i chciała ich dotknąć, poczuć pod palcami wszystkie te rany, których doznał, a których ona sama posiadała niemało. Wyciągnięta do przodu dłoń mimowolnie zjechała jednak na drugą stronę. Zawahała się.
- Moriyama... - wzrok miała wbity w ten dziwny rodzaj obrażenia, którego nie potrafiła jednoznacznie określić. Takiego czegoś nie robi zimna woda, ani nawet pięść mięśniaka zza budynków. I pieprzyć to, że miała się do niego zwracać inaczej. Teraz bardziej zastanawiało ją, czy wiedział co to za cholerstwo.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zadowoliły go słowa kobiety.
Rozmowa przebiegała sprawnie, nie musiał zmuszać się do jakichkolwiek odpowiedzi, dzielnie się myślami przychodziło naturalnie, mimo nieznacznego dyskomfortu, za którym stał nie tylko charakter, ale przede wszystkim fizyczne wyczerpanie mające wpływ również na stan psychiczny. Czuł się zbyt słaby na uparte trzymanie muru, pojawiła się w tym pewna obojętność, zwątpienie w ciągłą ostrożność. Nie miał do czynienia z wrogiem, musiał to w końcu w pełni zrozumieć i zaakceptować.
Opuszki palców muskały wyziębioną skórę, drażniły zmysły, ale nie przekraczały granicy opanowania wojskowego. Jego twarz pozostawała spokojna, wzrok nieugięty, spoczywający na sąsiednim obliczu, nie mogąc pochwycić jej opuszczonego spojrzenia. Czy dostrzegłby jakąś konkretną emocję w jej oku? Rozwagę, obojętność, zdenerwowanie, podniecenie? Z perspektywy osoby trzeciej znajdowali się w sytuacji dość dwuznacznej, ale Warner nawet gdyby chciał, nie potrafiłby zwrócić należytej uwagi na tę seksualność. Nigdy nie figurowała na liście jego zainteresowań, perwersyjne żarty go zniesmaczały, a działania mające na celu zbliżenie fizyczne zwykle interpretował w zupełnie inny sposób. Tak jak teraz pozwalał się rozebrać nie w celu łatwiejszego wzbudzenia instynktu pierwotnego, ale żeby poprawić swój stan. Zresztą nie spodziewał się, by Yuu spojrzała na niego w inny sposób niż koleżeński.  
Wpatrzył się w nietypowe znamię na ramieniu, doszukując się w nim odpowiedzi na oczywiste wątpliwości. Nie zauważył wcześniej żadnej nieprawidłowości, choć pamiętał, jaki ból uderzył w niego po wyjściu z siedziby. Nie sądził, że zostawi to po sobie fizyczny ślad, przecież nawet nie dotykał tego miejsca.
Uniósł rękę, by przyjrzeć się temu pod innym kątem, nie kryjąc niepokoju w zmarszczonych brwiach.  
Nie mam pojęcia – odparł na niezadane pytanie.
Szurszurszurszur…
Znowu to samo.
Mięśnie zdrętwiały, a gardło zacisnęło się, odbierając mu szansę na swobodny wdech. Patrzył na zranioną kończynę, ale słyszał nieznośne skrobanie w samej głowie, jakby dźwięk otaczał go z każdej strony, ogłuszał i trawił od wewnątrz.
Zrób kawy… przeszukaj szafki. – Zalecił bez jakichkolwiek wyjaśnień, po czym ominął opadłą na podłogę koszulę, by zaraz znaleźć się przed drzwiami do łazienki. Naparł na nie, a kiedy ustąpiły, włączył na ślepo światło, odganiając cień z czarno-białych płytek pomieszczenia.
Ogarnęły go złe przeczucia.
Przymknął za sobą wejście i spojrzał lustro, konfrontując się z marnym widokiem swojej osoby. Zmęczenie ciążyło na każdej rysie twarzy, za spojrzeniem kryło się napięcie, usta wypuszczały drżące powietrze, a spięte ciało odbierało jakąkolwiek swobodę.
Przewidziało mu się, czy świeża rana zapulsowała?
Nie, to tylko powtórka z rozgrywki. Dobrze wiedział, na czym będzie polegać.
Oparł dłonie na krawędzi również pozbawionego ciepła zlewu i opuścił głowę.
Szurszurszur…
Nie mógł tego znieść. Kolejnej fali duszności, świerzbienia w czubkach palców, potrzeby działania, osaczenia umysłu. Pot ozdobił skórę na plecach, skronie, do których przylepiły się włosy. Dlaczego tu stał, dlaczego nic nie robił, dlaczego na to pozwalał?
Pragnął się tego pozbyć, wyrzucić z siebie, wydrzeć.
Wyprostował się nagle i sięgnął dłonią do szuflady – chwycił za gałkę i pociągnął mocno do siebie tak, że przedmioty w środku obiły się o siebie. Metal nożyc zabłyszczał w sztucznym świetle, kusił, składał niemoralne obietnice, ale zanim szepnął ostatnie słowo, znów zniknął zamknięty w małym pudełku mebla.
Yuu…? – Oblizał spierzchnięte wargi.
Cholera, co miał powiedzieć?
Wyszedł z łazienki, zatrzymując się i opierając ręką o framugę, bo stanie pionowo w bezruchu nagle go przerosło. Skupił wzrok na posturze kobiety, a było w nim coś dzikiego.
Masywne zwierzę rzucało się z rykiem na łańcuchu, który powoli pękał i pękał…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie kazał jej długo czekać na odpowiedź, rzucając w eter słowa, które w żadnym wypadku nie rozwiały jej wątpliwości, zrodziły tylko więcej pytań. Pytania, które pojawiały się w jej głowie posiadały różnorodny charakter, od czysto medycznych po zdecydowanie personalne, martwiła się na kilku płaszczyznach jednocześnie, a do tego gdzieś z tyłu głowy zawsze przejmowała się niepożądanym rozwojem sytuacji. A co to znaczyło? Nadal musiała uważać na rzeczy, nad którymi nie byłaby w stanie zapanować, czynnikami z zewnątrz, które mogły łatwo zmącić to co wiedziała już na pewno.
Rana była zdecydowanie świeża, może nie sprzed chwili, ale w ostatniej doby, maksymalnie dwóch. Nie sądziła, żeby w tym czasie nie był świadomy jej posiadania, więc czas skracał się do kilku, do kilkunastu godzin. Świadczył o tym kolor skóry, obrzęk, który wyraźnie pokrywał ramię, ale tu właściwie kończyła się jej wiedza. Nic co znała, nie pasowało do objawów. Najbliżej temu było do ukąszenia, tyle że żadna żmija jakie żyły na Desperacji nie byłaby zdolna do niszczycielskiego działania na taką skalę, no, przynajmniej nie niezmutowana żmija.
Patrzyła tylko jak nieznany impuls paraliżuje jego ciało, ale wzrok miała już chłodny, medyczny. Gdyby dała się poddać emocjom, pewnie martwiłaby się zdecydowanie wyraźniej, a tak zmusiła myśli do skierowania się na najbardziej użyteczne tory, szukając powodu, albo chociaż sposobu na ulżenie mu.
Kawa.
Kawa nie była jej pomysłem, ale brzmiała równie dobrze, co cokolwiek innego. Leki przeciwbólowe mogłyby pomóc, ale nie mogła ich podać w obecnym stanie, wychłodzony organizm nie przyjąłby kolejnej dawki osłabienia obojętnie. O ile nie chciała, żeby zemdlał, nie powinna o tym myśleć. Rozgrzanie ciała od środka także odpadało, rana pulsowała, byłą gorąca w tym jednym miejscu, coś złego działo się z mięśniami, albo z krwią w żyłach. Kawa. Skoro mogła chociaż przynieść mu komfort psychiczny, więc dlaczego nie. Byle tylko dawka kofeiny nie pobudziła go do kolejnego szaleńczego czynu.
Pozostawiona sama sobie nie dała sobie nawet sekundy, by poczuć się nieswojo. Drzwiczki jedne za drugimi ulegały przy jej pociągnięciach odsłaniając swoją tajemniczą zawartość przed wzrokiem jednookiej. Talerze ułożone w idealną kupkę, plastikowe pojemniki w piramidzie, jakieś przyprawy... gdzie jesteś kawo? Garnki włożone jeden w drugi, w końcu kilka pudełek z herbatą i przysunięta do bocznej ścianki kawa w szklanym słoju. Nie śpieszyła się, pozwoliła sobie działać bez pośpiechu, nasłuchując, obserwując, szukając jakiejś poszlaki. Napełniła czajnik elektryczny wodą i odstawiła na podkładkę, pozwalając by szumiący odgłos pracujących grzałek wypełnił pomieszczenie.
Lubiła posiadać jakieś konkretne zajęcie, pozwalało odłączyć się od nieznośnych przemyśleć. Teraz jednak czyny łączyły się z myślami, robiła to w końcu niejako na jego prośbę, nie mogła tak od razu wyrzucić jego egzystencję z głowy tylko dlatego, że musiała wybrać jakiś kubek spośród kilku ułożonych na drewnianej półeczce. Mimowolnie przesunęła wzrokiem po kolekcji noży kuchennych wiszących ostrzami w dół nieco na prawo od zlewu. Dlaczego zawsze musiała zwracać uwagę na takie detale?
Dźwięk własnego imienia trochę ją z tego wybił. Ludzie używali go tak rzadko, że nawet pomimo pewnego wieku nadal brzmiał dla niej dziwnie. Szczególnie w tych ścianach, w których nie spodziewała się do słyszeć wcale. Nie pasował do tego obcego miejsca, natychmiast wywołał u niej nawrót czujności, więc gdy wycofała się wzdłuż szafek oddzielających część kuchenną od salonu by stanąć na przeciw mężczyzny, zatrzymała się w pół kroku, patrząc na niego z pewnej odległości. Spojrzenie miała pokryte mgłą nieufności. Gotowa była jednak rzucić to w cholerę, gdyby chciał...
- Tak? - zapytała powoli, szukając w nim odpowiedzi, a widząc tylko niepokój, drżenie, dziwne sprzężenie emocji, dzikość we wzroku.
Czuła się teraz tak cholernie podobnie do momentów, kiedy spotyka się w wymordowanymi. Niby im wierzyła, ale musiała pilnować się na każdym kroku. Mieć nóż w zasięgu dłoni, dla własnego i dla ich bezpieczeństwa. W myślach pojawiły się słowa, które wtedy sobie powtarza: jeżeli mnie zaatakujesz, później będziesz tego żałować, ale jeżeli musisz, chodź. Dam radę wszystkich obronić.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Popełniał błąd, wychodząc z łazienki, jej granica obiecała bezpieczeństwo, uniknięcie kolejnego impulsu, ale był świadomy, że problemu nie powinien unikać, że prędzej czy później odbije się to na nim podwójnie, dopóki nie dotrze do samego źródła problemu. Wciąż nie wiedział, co miotało nim na każde strony, nadwyrężając opanowanie, właściwie poniekąd mógł uznać swoją ofiarę za korzystny wybór losu – kto wie, jak inny wojskowy zareagowałby na jego miejscu? Czy w nagłym szale i z bronią pod ręką nie zabiłby kogoś z zaskoczenia? Wieczna obojętność Warnera działała teraz na plus, koiła pewne odruchy, niestety w ostatecznym rozrachunku to silne emocje miały wziąć nad nim górę.
Szafki kuchenne nie oferowały szerokiego wachlarza naczyń – na dobrą sprawę z każdego rodzaju stała tylko para, jedna sztuka do codziennego użytku, druga „na zaś”, i to pewnie najbardziej podkreślało samotny styl życia eliminatora nieznającego pojęcia odwiedzin. Wszystko równo poustawiane, posprzątane, także odnalezienie konkretnej rzeczy nie zajmowało sporo czasu, wystarczyło przelecieć wzrokiem po widocznych produktach. Zapas herbaty kontrastował z tym od kawy, angielski napój znalazł się w jego mieszkaniu całkowicie przypadkiem, kiedy postanowił przestawić się na zdrowsze gaszenie pragnienia, sęk w tym, że odpadł już po trzech szklankach, machinalnie wciąż kierując rękę w stronę opakowań z czarnymi ziarnami.
Stracił zdolność wymawiania słów odbijających się w głowie, a może tam wcale żadnych nie było? Nosiło go uczucie, które w jakiś sposób chciał przekazać, ale werbalnie wydało mu się to w tej chwili niemożliwe, jakby patrzył na skomplikowane zadanie matematyczne na pół tablicy i nie wiedział, od czego ma zacząć, jak to ugryźć.
W jego świadomość wwiercał się obraz samotnej kobiety we własnym mieszkaniu, fakt, że stał na drodze do drzwi wyjściowych, a okna były zamknięte. Napadnięcie ją zakrawałoby o idiotyzm, dopiero co przeżywał dramat na zmarzniętym jeziorze, wychodząc z sytuacji bez jakiejkolwiek energii, mimo to coś postanowiło wyłączyć logikę i uznać ten pomysł za najlepszy z możliwych.
Niewidzialne liny poluźniły się na tyle, że wyprostował się i odzyskał większą swobodę w ruchach, niemniej nie uznał tego za dobry znak, wręcz przeciwnie – ciężar kumulacji negatywnych odczuć ustępował miejsca motywacji do działania, którego wcale nie chciał się podejmować. Ukarany za nieposłuszeństwo dostał kolejną szansę, by się zrehabilitować.  
To były dwa niepasujące do siebie puzzle.
Próba samobójstwa na cienkim lodzie i nieodparta pokusa sprowokowania bójki. Oba przypadki mogła łączyć chęć zakończenia egzystencji, ale istniały na to znacznie łatwiejsze sposoby. Kulka w łeb, noże wiszące na ścianie, nawet wysokość od okna w jego mieszkaniu do ziemi. Poza tym, tak jak wcześniej wspomniał, na co komu umiejętność manipulacji zachowaniem wroga, skoro pierwsze efekty pojawiły się po dłuższym czasie, wyłączając kolegę z pistoletem.
Próbował od razu zabić towarzysza, ale w ostatnim momencie oprzytomniał i spuścił lufę broni w dół, strzelając w nogę.
Adrenalina.
Zacisnął wewnętrznie zęby na dolnej wardze.
Wszystko sprowadzało się do sytuacji stresowej, intensywnego pobudzania produkcji hormonu epinefryny. W takim razie… co dalej? Zdążył wciągu ostatnich kilkunastu godzin zmusić gruczoły do niezłej pracy, lecz nie widział żadnych zmian z tym związanych. Czyżby istniał jakiś punkt aktywacji…?
Połowa ludzkiego serca swoją pracą nadrabiała za brakującą część, jej bicie znów stało się akompaniamentem, głównymi skrzypcami w melodii. Krew w uszach szumiała, wzrok pozbawiony pomocy w postaci okularów z trudem odbierał wyraźne kształty otoczenia, a oddech uciekał z wrzącego środka.  
zaufaj i nie zawal tego
Podjął szybką decyzję.
Ruszył w stronę kobiety chwiejnie, ale bez wątpliwości, ze stężałą twarzą i widocznym w pociemniałych oczach konfliktem. Odległość między nimi nagle skróciła się do zaledwie metra, zanim jednak zaatakował przestrzeń osobistą Łowczyni, dopadł do blatu kuchennego i chwycił za rękojeść jednego z noży, by odhaczyć go ze ścianki. Ostrze niebezpieczne błysnęło, a zmechanizowane palce zacisnęły się na narzędziu. Nie patrzył w jej stronę, skupiony przede wszystkim na myślach podsuwających mu dalszą instrukcję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niepokój kobiety wzrastał wraz z poziomem gotującej się w czajniku wody. Rozpryskiwał się na boki w sposób niekontrolowany, ale przecież znała już to przedziwne uczucie. Jednoczesnej obawy i zmartwienia, najłatwiej byłoby przecież uciec i się nie starać, ale ona musiała coś zrobić, nie potrafiła tak o sobie odpuścić. Zabrnęła wystarczająco daleko, by cofanie stało się teraz niekorzystne.
Napięcie rosło w ciszy, przyjemny dreszczyk gotowości objął jej ciało. A przez moment było nawet całkiem przyjemnie. Moriyama, cholera, ty to nie potrafisz wyczuć atmosfery. Znowu w pułapce i znowu na całkiem obcym gruncie, miała jeszcze raz tańczyć na czubkach palców szukając najlepszego rozwiązania, w którym nikomu nie stanie się poważna krzywda? Niech tak będzie. Beznadziejności sytuacji i tak nic już nie uratuje, nie odmieni i nie spadnie na nich wróżkowy pył ze słowami, że to wszystko wielki żart. Może ich znajomość właśnie tak miała wyglądać, masa wzajemnej nienawiści i te krótkie momenty, kiedy mogli na siebie spojrzeć bez ochoty rzucenia się sobie do gardeł. Teraz należało zacząć je doceniać, skoro bywały tak rzadkie i w gruncie rzeczy mogły być odpowiednikiem czegoś lepszego, jeżeli dobrze sobie wmówić.
- Znowu się telepiesz. I znowu mnie nie słuchasz. - stwierdziła oschle, ale bez nuty oskarżenia tym razem. Ile minęło od chwili, kiedy mężczyzna ślepo ruszył przed siebie ignorując jej słowa, a ile do momentu, kiedy rzucił się do walki bez powodu? Już wcześniej połączyła to na tyle mocnym węzłem zależności, że teraz po prostu patrzyła jak na zwierze, któremu ktoś wsadził rękę do miski i czeka na ugryzienie.
- Wiesz, nie bawi mnie wcale pomysł ścigania się po twoim mieszkaniu. Dużo bardziej wolałabym Ci przywalić w głowę, żebyś na trochę odpłynął, ale tak jakby trochę nie chce Cię jednocześnie za mocno krzywdzić. Dałbyś się może związać, co? - wycofała się powoli, mijając blaty części kuchennej, wracając do wnęki, w której wcześniej szukała dla niego kawy. Teraz napój się zmarnuje, chociaż woda powoli zaczynała dochodzić do maksymalnej temperatury.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że pewnie nawet nie przyjmuje do siebie jej słów, odrzuca je, prawie jakby słyszał jakiś obcy język. Słowa mogły go dotyczyć, ale co z tego? Zaaferowany własnym miernym stanem wyraźnie walczył z wpływamy tego czegoś, co Kami nie potrafiła jakoś sensownie nazwać. Chociaż tyle, że nie mogła oskarżyć okularnika o bycie skrajnym furiatem, to nie od niego zależało to, co robił.
A kiedy skoczył do przodu, ona jednocześnie odskoczyła. Odległość nie zmniejszała się jakoś raptownie, a miejsce za jej plecami kończyło się powoli. Nóż błysnął w dłoniach mężczyzny i chociaż sama miała ochotę sięgnąć po ten największy, zdecydowała się na drugą opcję. Porzuciła swój plan wyrwania go z napadu nagłym bólem, cięciem które miała ochotę zadać i które wymarzyła sobie już wcześniej, a zamiast tego przeskoczyła ponad blatem, pozostawiając go za rzędem kuchennych szafek. Śmignęła jak błyskawica, pozostawiając go w tyle z własnym planem, mając tylko nadzieję, że nóż miał być na nią, a nie na niego. Gdyby zamiast tego chciał samemu sobie zrobić krzywdę, poczułaby się źle.
Uciekła bowiem do łazienki i zatrzasnęła drzwi za sobą, ukrywając się z przyśpieszonym oddechem wewnątrz małego pomieszczenia.
- No dalej, czterooki, dawaj! Chyba chciałeś mnie dorwać, nie? - krzyknęła, szukając jego uwagi, prowokując słowami. Od tego momentu liczyła w głowie sekundy, mając nadzieje, że osłabiony organizm nie pozwoli Moriyamie szaleć zbyt długo w tym stanie. Jednocześnie, gdyby nie słyszała w ogóle nic, musiałaby wrócić i sprawdzić, czy nie poderżnął sobie gardła.
Kurwa, może to zrobić. Zdała sobie sprawę, zaglądając przez ramię na płaską powierzchnię drzwi łazienkowych, o które się opierała.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od ujawnienia przed sobą przynależności do wrogich organizacji, ich relacja przypominała prawdziwy rollercoaster, w którym przeważały drastyczne upadki, jednak gdzieś w oddali tliła się nadzieja wyjścia na prostą, może dlatego żadne z nich wciąż nie odpuszczało.
A może z faktu, że oboje byli przypięci kajdanami do barierki pojazdu, skazani na wspólne zmagania.
„Znowu się telepiesz.”
Śmieszne słowo – telepać się. Chyba jeszcze nigdy go nie słyszał tudzież nie zapamiętał, skoro mimo to domyślał się, co chodzi po głowie kobiety.
Zarejestrował resztę jej słów, ale zdawał się nic z nich nie robić, bo posunął się jedynie do przodu bez jakiegokolwiek zgryźliwego komentarza, kiedy zaś uciekła do łazienki… przypomniał sobie, co miał powiedzieć.
Odejdź.
Niezamierzenie postąpił więc słusznie i zmusił ją do zachowania tymczasowo bezpiecznego dystansu. Póki nie widział kobiety przed sobą, nie czuł się tak prowokowany, niemniej liczył na to, że w ogóle opuści jego mieszkanie i zostawi go z samym sobą, choć… nie, akurat takiego scenariusza nie brał pod uwagę.
Podobała mu się postawa Kami, zachowanie zimnej krwi w obliczu niebezpieczeństwa na obcym gruncie i to, że nadal potrafiła podchodzić do sytuacji z humorem.
Kącik warg uniósł się odrobinę na słowo „czterooki”.
Po prostu tam siedź. – Zalecił, potrząsając głową, by nie wdawać się w żadne dłuższe konwersacje, nie powinien się na niej skupiać, wręcz przeciwnie.
Oparł wolną rękę o krawędź blatu, a drugą uniósł przed siebie, odwzajemniając spojrzenie w odbiciu trzymanego ostrza.
Zapomnij, skurwysynie… – wymamrotał pod nosem, wbrew intencjom nakierowując nóż na wewnętrzną stronę otwartej dłoni, ale nie przekonał się, czy faktycznie uległby tej pokusie, bo nieprzyjemny dla ucha pisk z czajnika wytrącił z równowagi i rozbił myśli odpowiedzialne za wysłanie odpowiednich impulsów do kończyn.
Poluźnił palce, a przedmiot wyślizgnął się i odbił od kafelek z brzdękiem.
Kolejny przeszywający ból wzdłuż ramienia zgiął jego kolana i tylko przytrzymanie się lady uratowało od pójścia w ślady noża. Tym razem wyraźnie czuł, jak skóra na ramieniu parzy, wbija ciernie coraz głębiej i głębiej, idąc śladem tętnic wprost do mózgu, by ogłuszyć i wprowadzić zamęt.  
Wypuścił z trudem powietrze między zaciśniętymi zębami, starając się pozostać w bezruchu. Ręka pulsowała. Szarpano jego wnętrznościami, ściskano żołądek, ale to przynajmniej odwiodło go od pomysłu wyrządzenia komukolwiek krzywdy.
Stracił rachubę czasu, wieczność mocując się z niewidzialną siłą, zaś w chwili ustąpienia objawów, gwałtownie wciągnął powietrze w płuca i oparł górną część ciała na blacie, by zapewnić sobie drobny odpoczynek.
Przypadkowo trącił łokciem stojącą w pobliżu szklankę, a ona zakołysała się na krawędzi i upadła na tyle fortunnie, że żadne odłamki, oprócz ziaren kawy, nie ozdobiły płaskiej powierzchni blatu. Przyjrzał się temu kątem oka i naszła go pewna konkluzja.
Instynktownie uniósł palce do zranionego miejsca na ramieniu, przytykając opuszki do nabrzmiałej skóry.
I nagle wszystko stało się jasne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wycofała się powoli, spokój jej nie pomagał, cisza wzmagała zdenerwowanie. Oparła się plecami o drzwi i zsunęła się powoli, zmęczenie całego dnia dawało się we znaki, a ona zamiast czuć zbliżający się zachód słońca miała wrażenie, że utknęła na niekończącym się, parzącym popołudniu. Nie lubiła upałów, nie pozwalały myśleć, męczyły ciało, wzmagały pragnienie.
Odpoczynek, chciała odpoczynku, więc dlaczego do cholery wbiegła w rój os, w temat tyle samo ciekawy, co nieprzyjemny. Mogła się spodziewać, ze tego dnia już nic nie będzie dobre. Zaczęło się od przerobienia kilku łowców na żywe pochodnie, a teraz tkwiła za zamkniętymi drzwiami obcego mieszkania nie wiedząc czy to ma w ogóle jakikolwiek sens.
Przesunęła wzrok na telefon, wysunęła go całkowicie z kiszenie obserwując jak ekran rozjaśnia się pod zakodowanym naciskiem jej palców. Obraz ukazał się na dobre, a ona mimowolnie odnalazła nitkę wiadomości, którą przeleciała szybko wzrokiem. Ostatniej wiadomości nie znała, zignorowała ją przy drzwiach, a potem oddała komunikator w ręce eliminatora. W ciszy odczytała jej treść.
Czekam.
Treść utonęła w natłoku innych myśli, ale pozostawiła po sobie delikatną smugę dezorientacji. Przecież nie było sensu jej oczekiwać, plątała się jak kot, własnymi ścieżkami bez mówienia co i dlaczego, cały czas sprawiali wrażenie, że pilnują się wzajemnie, a mimo to krótkie teksty przepełnione były oczywistymi kłamstwami. Powoli przypomniała sobie, co chciała wcześniej osiągnąć uspokajając człowieka po drugiej stronie niewidzialnej nici komunikacji. Wystukała palcami kilka znaków i przytrzymała znaczek koperty. Wiadomość poleciała w eter szukaj swojego odbiorcy.
Dobranoc.
Puste, pozbawione czegokolwiek słowo. Miała jednak wrażenie, że musi je teraz koniecznie napisać, tak w razie czego. Tylko czego? Czego się spodziewała? Komórka milczała zdradzając, że telefon odbiorcy mruga teraz nieodczytaną informacją obok osoby pogrążonej we śnie. Gdyby było inaczej, natychmiast otrzymałaby odpowiedź. Teraz jednak zadowoliło ją to, że chociaż jeden problem ma z głowy. Teraz tylko jak by tu pozbyć się pozostałych stu tysięcy?
Obraz łazienki rozmył się przed jej oczami, czuła pulsujący ból głowy i wyczerpanie męczącym dniem. Z trudem zmusiła się do odzyskania czystego widzenia, chociaż wzrok nie chciał być już taki dokładny jak za dnia. Sztuczne światło drażniło zmęczone oko, wpatrywała się więc przed siebie leniwie.
Gdzieś w tle upadł jakiś przedmiot. Echo odbiło się w jej uszach, ale zignorowała je podświadomie.
Przechyliła głowę do przodu chowając ja w ramionach. Czuła dreszcze na całym ciele, zacisnęła zęby starając się nie rozpłakać. Miała dość, poddawała się zmęczeniu co raz bardziej z sekundy na sekundę tracąc pewność siebie. Tyle dobrze, że zdążyła schować się w łazience, chwila załamania nadchodziła nieubłaganie, wzrok miała boleśnie pusty, czuła jakby obserwowała się z góry, z pewnej odległości.
- Czy to tak źle, że próbuję? - Zapytała samą siebie szeptem, spoglądając w dół, na własne nogi. Miała na myśli wiele spraw, ostatecznie wszystkie sprowadzały się do takiego samego rezultatu. Mogła być twarda przez długie lata, ale każdemu należy się chwila słabości. Gryzła się i szarpała z własnymi myślami. Każdemu poza kimś jej pozycji, to głupie i dziecinne.
Przesunęła otwartą dłonią po twarzy zmuszając się do podniesienia wzroku. Chyba pomogło. Czuła się pusta w środku, ale dzięki temu niewiele mogło jej zaszkodzić. Ostatecznie trzeba wstać i zabrać się do dalszej roboty, nawet jeżeli wiele rzeczy zdawało się nie mieć sensu, nie miało przyszłości i było po prostu idiotyczne, czy to źle, że jej na tym zależało?
Podparła się dłońmi o zimną podłogę, nie poczuła wielkiej różnicy, nadal przeszywały jej dreszcze wywołane wychodzeniem organizmu. Głupio, że w ogóle pozwoliła sobie na takie ryzyko. To i wiele innych rzeczy nie miało sensu, ale znała taką jedną rzecz, która pozbawiona była całkowitej logiki, a której nie chciała nazywać po imieniu przed samą sobą.
Powstała powoli obawiając się, że nagły zryw mógłby wywołać zachwianie. Odbicie w lustrze nieznacznie ją pocieszyło, nadal była blada jak ściana, z twarzą wyrażającą tyle co nic. Zero gniewu czy smutku, zrezygnowania i radości. Jakoś tak się złożyło, że kiedy wreszcie się pozbierała, na ziemi pozostawiła wszystko czego chciała się pozbyć, łącznie z nadmiarem emocji. Sięgnęła dłonią ku zamkowi i przesunęła go od framugi, otworzyła drzwi powoli i wyszła z łazienki.
Prześlizgnęła się niczym cień obok mężczyzny.
- Zamknij się, jestem zmęczona. - Rzuciła. Nie miała zamiaru spędzić reszty nocy zamknięta w łazience z własnymi rozważaniami. Im dłużej rozmawiałaby sama ze sobą, tym gorzej. On mógł mieć ze sobą problem, ale to nie znaczy, że ona ma z tego powodu się poświęcać.
Przeszła nad nożem i zawahała się przez moment. Podniosła narzędzie z ziemi i odłożyła je na jeden z blatów. Spojrzała z dezaprobatą na przewróconą filiżankę i kawę rozsypaną dookoła. Pod ziemią powiedzieliby na to marnotrawstwo, ale na górze to było po prostu życie. Postawiła naczynie prosto i sięgnęła ku czajnikowi, by zalać wrzątkiem resztę, która ostała się w środku.
- Jesteś niebezpieczny. Dla siebie i dla otoczenia. Zróbmy tak. Zamknij oczy i nie ruszaj się. - spojrzała jak woda kręci się w filiżance, powoli uniosła wzrok do góry, na mężczyznę. Głos miała spokojny, niemalże zrezygnowany, zmęczenie objawiało się w każdym aspekcie. Dość.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kliknięcie otwieranych drzwi łazienek, ciche kroki i słowa, których nie polubił, a które echem poniosły się po jego głowie. Wyciszył burzę myśli, siarczysty, regularny ból działał na jego umysł niemal jak vicodin, uchylając ciężką firankę zmęczenia i dając mu wgląd na to, co za oknem. Widział horyzont i czającą się nad nim burzę, ale otoczenie w pobliżu zastygło w bezruchu, dało mu czas na działanie. Ucieczkę lub odważne wkroczenie w gęstą atmosferę.
„Zamknij się, jestem zmęczona.”
Skupiony wzrok prześlizgnął się powoli po gładkim blacie, rozsypanej kawie i leżącej bokiem szklance, a ostatecznie zatrzymał się na stojącej obok osobie.
Ile już razy zjawiała się tuż obok, ile razy znosiła paskudne sytuacje i zachowania z jego strony, ile razy próbowała bez jakiejkolwiek gwarancji na sukces?
Naiwne.
Wytrwałe.
Kosmyk włosów podrażnił rzęsy, więc zmrużyły się, a chociaż zalegająca na skórze woda zdążyła wyparować, mięśnie zdrętwiały, potrzebując więcej ciepła niż to, które unosiło się w powietrzu z grzejników. Serce w wolniejszym rytmie pompowało krew, znów wróciło na właściwe tory, ale ostrzegało, że to kwestia czasu. Nie mógł stać w bezruchu, trzeba porzucić bierność, podjąć się walki od innej strony.
Szybka kalkulacja, analiza faktów, wnioski i pomysły.
Znowu będziesz próbowała skusić się na pociągnięcie za spust? – wymruczał, słowa wypuszczając z ust mimowolnie, bo jego uwaga kręciła się teraz wokół zupełnie innego tematu.
W pierwszym odruchu chciał pozwolić sobie na pytanie, ale zanim znalazło się ono na jego języku, zrozumiał, że wcale nie ma takiej potrzeby. Najlepszy dowód zalewał właśnie szklankę wrzątkiem.
Zrobimy inaczej. Pokaż mi, jak dobrym medykiem byłaś. – Prześlizgnął palcami po ladzie, prostując się i odsuwając. – Ale dzisiaj będę Cię nazywać lekarzem. – Utkwił w kobiecie znaczące spojrzenie, szukając w jej własnym zrozumienia, po czym przystąpił kilka kroków w prawo i otworzył jedną z szafek ściennych. Wydobył z niej małą apteczkę pierwszej pomocy, w pełni wyposażoną, bo rzadko używaną, i postawił ją na kuchennym stole.
Podejrzewam, że problem leży w samym ramieniu. A właściwie w tym, co pod skórą. – Zaczął i pośpiesznym krokiem zniknął za jednymi z zamkniętych dotąd drzwi, by po chwili wrócić z błyszczącymi kajdankami. Jego ruchy nadal były ociężałe, zaakcentowane wyczerpaniem płynącym przede wszystkim z wewnętrznej walki, z tego, co Yuu niekoniecznie mogła pojąć. – W apteczce są lateksowe rękawiczki. Nie chcę Ci rozkazywać, ale skoro wciąż tu jesteś, to czy błędem będzie, jeśli wykorzystam Twoją pomoc? – Miała okazję, by wyjść, wycofać się, nie wchodzić głębiej w to bagno. Została.
Zahaczył jedną obręcz wokół nadgarstka osłabionej ręki, zacisnął szczelnie, zaś drugą część przypiął do grzejnika przy ścianie. Pociągnął, upewniając się, że trzyma dobrze, a potem zwrócił się do Yuu.
Zrób sobie przy okazji gorącej herbaty. – Podrzucił jej w powietrzu małe kluczki od zamka. – To nie będzie łatwe. – Sam z chęcią by zapalił na uspokojenie, ale chciał mieć to jak najszybciej za sobą.
Nim znów nie usłyszy tego drażniącego chrobotania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Otoczyła powoli blaty sunąc po ich powierzchni filiżankę z kawą. Zapach napoju unosił się już w kuchni i drażnił jej nos, nie przepadała za gorzką wonią kofeiny chociaż z czasem przywykła już do niej na tyle, by nie krzywić się tak otwarcie. Nie podzielała więc w żadnym stopniu tego uwielbienia, jakim kawę darzyło obszerne grono jej znajomych. Przesunęła ją bliżej krawędzi i odsunęła dłonie. Ciepło naczynia pozostało na palcach.
- Tym razem to miało to być coś milszego. - odpowiedziała, pokazowo godząc się z jego wyraźną odmową spełnienia prośby. Nie miała przy sobie pistoletu, to był ten rodzaj broni, w którym nadal kulała, dlatego nie należał do podstawowego wyposażenia bezdenki. Amunicje musieli oszczędzać, jeżeli wiec wyszła na miasto z założenia tylko zdobyć informacje, zostawiła co ważniejsze pod ziemią.
Spojrzała na niego przechylając głowę na bok. Miała wrażenie, że w pewnym sensie już się zmienił, może zdał sobie sprawę z pewnych niezaprzeczalnych faktów. Chociażby z tego, że gdyby nie jej interwencja i upór, wiele rzeczy mogłoby pójść w całkowicie innym kierunku. I nawet nie chodzi o to, że zignorowała jego pierwsze słowa, jakimi odezwał się, gdy dostrzegł ją obok. Może to nie był najlepszy moment... a może właśnie najlepszy? Pod niektóre wzgórza da się wejść tylko najbardziej stromą, kamienistą i nieprzewidywalną ścieżką, bo to jedyna możliwa droga.
- Ależ oczywiście, jak sobie życzysz. - odezwała się przekornie, ale zanim zdołał usunąć się znad blatu oparła się łokciami z przeciwnej strony. Wyciągnęła przed siebie rękę, nad parą znad kawy, zgarnęła włosy znad jego oczu i przyłożyła wierzch dłoni do jego czoła.
Gorączką. Oceniła szybko. Nie musiał nawet wiedzieć, że w taki sposób w kilka sekund dodała kilka kolejnych informacji do swojej bazy danych odnośnie jego obecnego stanu zdrowia. W kwestii pierwszej pomocy pochłaniała najnowsze wieści niczym maszyna, szukała w głowie najlepszego rozwiązania na bieżąco, a on niech sobie myśli co chce. Że nawet go głaskała. Mogłaby, czasami zachowywał się jak niezwykle uparte zwierzątko.
- To nie tak, że każdy mój podopieczny umierał. - uśmiechnęła się pod nosem cofając dłoń i obserwując ją w skupieniu. Te palce zrobiły wiele złego, ale równie dużo dobrego. Gdyby chciał słyszeć jak to mówi, mógłby. Nie podnosiła głosu, nie szukała jego uwagi, ale nie mówiła też do siebie. Słowa rzucona w przestrzeń istniały tam tylko przez moment. Z jakiego powodu lubiła swoje dłonie, przeszły wiele, wiązały się z całym spektrum przeżywanych emocji, ale to wcale nie znaczy, że należało patrzeć tylko na te złe chwile. Wiele razy dziękowała bogom za to, ze może gdzieś sięgnąć, czegoś dotknąć, coś przenieś, chwycić, odłożyć...
- No proszę. Zawierzysz swoje życie moim umiejętnościom. Mimowolnie? - zaśmiała się, dając mu tą krótką oznaką humoru do zrozumienia, że jest to dla niej prawdziwym zaskoczeniem, ale miłym zaskoczeniem. Nadal była czujna, przez jej głos przemawiało zmęczenie, nadal jednak zachowywała się po swojemu. Wcale się nie zmieniła.
Przemieściła się nad stół, bez pytania zaczynając przerzucać kieszonki apteczki. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak w jej własnej, na szczęście wszyscy produkowali je wedle określonych norm, każda zakładka odkrywała dokładnie ten sam przedmiot. Ta była jedynie nieco mniej używana i zdecydowanie bardziej uporządkowana od zwitka, którym nazywała swoją podręczną apteczkę. Nie było tak wszystkiego, co chciałoby się znaleźć na polu walki, ale starczało jeżeli chodzi o jakieś niewielkie ingerencje w obrażenia. Przesunęła wzrok na mężczyznę, jego czyny były tylko odwleczonymi w czasie jej własnymi zamiarami. Miała nadzieje, że z zamkniętymi oczami się nieco uspokoi, a wtedy będzie mogła pozbawić go możliwości nadmiernego poruszania się. Spodziewała się, że ma gdzieś tu kajdanki i nie pomyliła się wcale. Bardziej jednak od ludzkiej ręki martwiła ją ta druga. Mechaniczna byłaby w stanie narobić większego problemu, gdyby wraz z Moriyamą postanowiła się zbuntować przeciwko temu, na co się godził.
- Oczywiście, możesz mnie prosić o pomoc. Nie odmówię. - machnęła głową na myśl o herbacie. Może później, jak już upora się ze wszystkim. Nie lubiła robić sobie nadziei na przerwę, kiedy czekała robota. Najpierw obowiązki, potem przyjemności. Może uda jej się w końcu zmyć z siebie woń palonych ciał jeżeli zrobi coś dobrego.
- Tu nic nie jest łatwe, Ryu, ale łatwe rzeczy mnie nie interesują. - odparła, przysuwając się bliżej niego wraz z apteczką, którą przycisnęła ramieniem do ciała.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 12 z 18 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach