Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 10 z 18 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 14 ... 18  Next

Go down

Nie załapała żartu od razu co było doskonałym wyznacznikiem tego, jak bardzo słabo udało się od mężczyźnie. Za cud uznała to, że w ogóle się odezwał, ba, że nawet próbował powiedzieć coś, co nie było moralnym prawidłem albo delikatnym zasugerowaniem jej, żeby spadała. Musiała to docenić pozwalając części złości wyparować bezpowrotnie. To nie była ta sama negatywne emocja co kiedyś, tym razem podjudzana mocno sympatią do jego osoby irytacja miała charakter pasywny. Kiedy go usadziła, zdała sobie sprawę, że nie wie co zrobić dalej, nie uspokoi się przecież rzucając kolejnymi upomnieniami, których Moriyama i tak nie wysłucha.
- Na pewno nie jest to litość. - odburknęła, nie mogąc zaprzeczyć, że w pewien sposób odczuwała potrzebę zatroszczenia się tą marną istotą, która nie panowała nad swoimi pięściami. Wypuszczenie go na wolność brzmiało nieco niebezpiecznie, w końcu takie było jej zadanie, chronić ludzi przed głupotą władzy i żołnierzy, racja? Nie popisała się za mocno przy bijatyce, ale... to miało raczej podłoże prywatne, w to nie musiała się wkręcać.
- Wiesz, że jak zaraz Ci walnę z półobrotu to będą to twoje ostatnie rany? - potarła palcami po skroni szukając w sobie cierpliwości do opanowania sytuacji. Nie dostała zbyt wiele czasu, bo wojskowy postanowił mimo wszystko wstać i zacząć napawać się widokiem. - Nie pozwoliłam Ci wstawać.
Powtórzyła czynność sprzed chwili, ciskając go na ławkę.
- Naprawdę. Masz krew na twarzy. KREW. Nie jakieś dwie kropki które można zlizać językiem czy przetrzeć dłonią. Jesteś dupa, a nie wojskowy jak nie wiesz, że ran nie można ignorować. Drugi raz dostaniesz nad okiem i przez miesiąc będziesz chodzić z opatrunkiem. - przetarła jeszcze raz dłońmi po twarzy chcąc kontynuować wyławianie weny do działania z głębokiego wiadra desperacji. Byłoby łatwo, gdyby los nie kazał jej łowić bez użycia rąk. - Nawet nie zapytam co w Ciebie wstąpiło.
Szarpnęła bezdenkę ku sobie, swoja idealną magiczną torebkę, jedyną jako nosiła. Na pewno miała tam jakieś opatrunki, właściwie większą część apteczki, tylko w kawałkach. Walały się one wśród mniej przyjaznych przedmiotów i tych całkowicie neutralnych. Mogła go bez problemu opatrzyć, ale problem leżał w naturze eliminatora. Albo zwieje zanim uda jej się odgrzebać jałową gazę, albo już to zrobił, w sekundzie kiedy skierowała wzrok w inne niż on sam miejsce.
Zgrzytała zębami przeczesując zakamarki bezdenki. Złapała już w jedną dłoń buteleczkę z wodą utlenioną, brakowało jej jeszcze tylko czegoś, czym mogłaby zabezpieczyć rozcięcie na brwi. Wykonałaby to wszystko jak automat, bo ruchów które nabyła jeszcze w szpitalu nie dało się tak łatwo zapomnieć. Nawet teraz, pomimo swojej roli służyła czasem jako dodatkowo pomoc dla medyków na polu walki. Dla swoich, cywili, a czasami nawet dla wrogów. Rany to paskudna sprawa, nie życzyła nikomu ani jednej, chociaż jak przypomniała sobie co odwalał teraz Moriyama, to miała ochotę przyozdobić go jedną czy dwiema dodatkowymi.
- Mogę Ci to opatrzyć, ale nie będę tego robić bez twojej zgody. Jeżeli na serio chcesz biegać po mieście wymachując pięściami z rozwaloną twarzą to droga wolna, nie będę hamować twoich zachcianek. Ale na pewno słyszysz jak absurdalnie brzmi takie coś z moich ust, a przysięgam, że inspiruje się tylko tym, co ty teraz odwalasz. - skomentowała szerze, unosząc na wysokość barków triumfalnie obie dłonie uzbrojone w podstawowy zestaw małego lekarza.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na groźbę odpowiedział pobłażliwym spojrzeniem znad szkieł okularów. Nie wątpił w moc jej kopniaków, równocześnie nie sądząc, by dobijała leżącego, skoro wykazała się już ponadprzeciętnym zainteresowaniem, co miało potwierdzić późniejsze zachowanie. Gdyby znajdowali się w innych okolicznościach, na przykład w czasie pełnego zdrowia wojskowego, który nie musiałby niepokoić się osobliwymi atakami gorąca, sprawiającym ból mrowieniem czy myślami daleko odbiegającymi od normalnego toku myślenia, może w jakiś sposób doceniłby starania Kami. Aktualnie nie potrafił potraktować jej z dystansem, nie z tym, który powinien się pojawić w stosunku do Łowcy. Pozwalał sobą kierować bez większych sprzeciwów, nie wyczuwając złych intencji, chociaż trzymała się również za tym potrzeba łagodzenia sytuacji.
Zaniechał się od komentarza, kiedy znów został wciśnięty w ławkę, pozwalając naburmuszeniu przejąć wyraz twarzy.  
Oskarżenia Yuu spłynęły po nim jak po kaczce, słuchał każdego jej słowa z obojętnością, jakby codziennie ktoś wygłaszał mu podobnie litanie, niemniej chwilowy spokój zaczął się burzyć. Wyrzucona w poprzedniej potyczce agresja ustąpiła miejsca odprężeniu i poczuciu bezpieczeństwa, więc gdy znów wyczuł w ustach posmak zbliżającej się katastrofy, podniósł się energicznie z ławy, odciągając kompletnie uwagę od poczynań kobiety.
Stanął w miejscu, gdzie lód nie pokrywał już ziemi posypanej świeżym śniegiem. Puch pod jego stopami był miękki, cienka warstwa nie szeleściła głośno z kolejnymi krokami, tak samo zmarznięta warstwa wody. Z pływaniem miewał kiedyś spore problemy, oswoił się z tym dopiero w gimnazjum i tylko z inicjatywy ojca, który nie mógł słuchać o tym, jak Ryu opuszcza zajęcia na basenie, bo nie potrafi przekonać się do głębokiej wody. Okazało się to o wiele łatwiejsze, niż się spodziewał, wystarczyło zmienić podejście i dostać trochę wsparcia.
Nie widział, czego w torebce szuka Yuu, stał do niej plecami, słysząc ruchy jej dłoni. Przesunął znów końcem języka po wardze – metaliczny posmak zniknął, ale zostało po nim drobne pęknięcie. Jak dobrze, że z reguły się nie uśmiechał i z tego tytułu nie musiał martwić się o pogorszenie rany. Tej na brwi nawet nie sprawdzał, wierzył w jej istnienie, a to, że nie wyłapał bólu wynikało najpewniej z przejętych myśli. Grawitacja trzymała jego ciało przy powierzchni, ale ducha nijak nie mogła zatrzymać.
Kroki następowały po sobie w dłuższym odstępie czasowym, z większą ostrożnością, która przeczyła całej idei pomysłu. Z jednej strony czuł się trawiony przez milion spraw, skakał od jednego problemu do drugiego, szukając przy okazji rozwiązania na czwarty i siódmy, ale przewijały się w jego głowie tak szybko, że ostatecznie w ogóle ich tam nie było. Tak samo jak poruszający się obiekt z prędkością światła znikający w końcu z pola widzenia, mimo że nadal się tam znajdował.
Coś popchnęło go do tak bezmyślnego posunięcia, poddał się tej sugestii, zmęczony otaczającymi go niejasnościami. O jego uszy obił się dźwięk bzyczącego owada, ale kiedy uniósł głowę, przytomniejszym wzrokiem rozglądając się po otoczeniu, zrozumiał, że nie mógł nic takiego usłyszeć.
Nie, stojąc prawie kilkanaście metrów od brzegu.
A bzyczenie nie było bzyczeniem tylko kruszącym się pod podeszwą lodem.
Zastygł w bezruchu, zerknął pod nogi, a później, starając się jak najbardziej ograniczyć jakikolwiek ruch, spojrzał w kierunku kobiety.
Przełknął ślinę i przymknął powoli oczy.
Kurwa. – Wypuścił cicho powietrze z płuc.
Lód gwałtownie rozpadł się pod jego ciężarem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słowa nie przynosiły efektu, mogła przysiąc, że twarz mężczyzny ani trochę się nie zmieniała, kiedy cedziła do niego słowo za słowem. Spodziewała się czegokolwiek, jakieś reakcji, nawet negatywnej. Mógł ją powstrzymać, stawić się, nawet uderzyć. To byłoby jeszcze w granicach przewidzenia, ale że tak łatwo dał się znowu usadzić, a potem... potem bezceremonialnie znowu wstał ignorując jej całe produkowanie się?
Widząc jak jego sylwetka mija ją kiedy wyszarpuje z wnętrza opakowane gazy miała ochotę cisnąć nimi o ziemię i się poddać. Gorzej niż z osłem, bo osioł chociaż zainteresowałby się głosem swojego właściciela, ten tutaj rasowo ją olał. Wtedy wkradł się także niepokój, chociaż to byłoby kłamstwo, pojawił się już nieco wcześniej, lecz dotychczas był raczej działającym w tle uczuciem, które nie wpływało w żaden szczególny sposób na jej czynności. Teraz zmartwiła się i to konkretnie.
- Moriyama, cholera... co się z tobą dzieje? - opuściła ręce traktując jego reakcję jako brak zgody. Jeżeli tak, to zostało jej albo nadal obserwować, albo sobie odejść. Ta druga opcja była o tyle kusząca, co cholernie nie w jej stylu. Zostawiłaby ją z niejasnym uczuciem do końca dnia, a może nawet i dalej. A wyszła przecież, żeby się uspokoić, rozluźnić, zmienić nawet otoczenie, a trafiła z deszczu pod rynnę.
Odwracała się powoli śledząc wzrokiem ścieżkę jego marszu. W spojrzeniu była konsternacja, ale wraz z dodatkiem w postaci zaciśniętych w wąską kreskę ust przypominało to bardziej podenerwowanie. Z każdym jego krokiem zastanawiała się co raz mocniej, łączyła powoli fakty, napoczęte wątki, wszystkie poszlaki i próbowała rozwikłać niejasności. Ale czy kiedykolwiek będzie wstanie, bez jego podpowiedzi? Powiedział kiedyś, nie próbuj zrozumieć, zaakceptuj, ale tym razem było to ponad jej możliwości, sytuacja była zbyt dziwna.
- Hej, może lepiej żebyś tam nie wchodził... - zauważyła jak jego stopy bez zatrzymania wspinają się po powierzchni zamarzniętego jeziora. To był już bardzo, bardzo, baaardzo głupi pomysł. To co wyprawiał pozbawione było pomyślunki, nawet odrobiny rozsądku nie dało się odnaleźć, nie mówiąc już o instynkcie samozachowawczym. Człowiek o zdrowych zmysłach nie pcha się sam z siebie na lód, chyba, że szuka adrenaliny. To nie mogło być prawdą w przypadku tego konkretnego osobnika. Była jeszcze inna możliwość... ale tej nie brała pod uwagę. Moriyama świadomie nie szukałby dla siebie zguby.
Ale wszystko wyglądało na to, że nie ma racji, że dokładnie to próbuje zrobić.
Rozmyte spojrzenie, unikanie ludzi, wpakowanie się w bójkę, ignorowanie obrażeń, pchanie się na lód ze wzrokiem zapatrzonym w jakiś odległy punkt. Nie był sobą, ale nie chciała uwierzyć, że próbuje się zabić. To było zbyt abstrakcyjne, skarciła samą siebie za tak idiotyczne myśli.
- Moriyama, chodź tu do mnie, proszę Cię. - powiedziała powoli obserwując stan powierzchni lodu. Nie wiedziała co ma mówić. I tak jej nie słuchał, ignorował wszystko co padało z jej ust, wszelkie inne bodźce też obdarzał pogardą. Zmroziło ją, nie wiedziała co ma zrobić. Jakiekolwiek działanie siłowe było po prostu niemożliwe ze względu na delikatny stan powierzchni jeziora, ale z każdym jego krokiem czuła, że skręca ją od środka z niepokoju.
A potem zamarła.
Przed oczami miała obraz, którego nie potrafiła tak łatwo zaakceptować. Lód pękający wzdłuż linii idącej od brzegu, z głośnym chrupnięciem rozlegającym się echem po okolicy. A on nadal tam stał, nic nie słyszał. Nie chciał słyszeć?
- Lód! Moriyama, lód! - krzyknęła, ale biała powierzchnia jak na komendę rozpadła się w drobny mak, sylwetka eliminatora zniknęła pod wodą, a ona poczuła, jakby sama wpadła do jeziora. Zimne dreszcze od góry do dołu, zastąpione szybko nieprzyjemnym ciepłem w żołądku niewątpliwie powiązany z następującym widokiem śmierci. Zaśmiałaby się, gdyby nie to, że twarz zamarła jej w jednej niedowierzającej minie. Zabawne... spodziewała się tego, wiedziała co może się wydarzyć, a kiedy nastąpiło, nadal była jak bezradne dziecko, które nie może zrozumieć co się właśnie stało.
Odrętwienie ustępowało powoli, zrobiła krok do przodu, ale nawet nie poczuła, że go wykonuje. W jednej chwili wypuściła z rąk wszystko co w nich trzymała i rzuciła się ku pomostowi, ślizgając się po jego oblodzonej powierzchni ubiegła na sam kraniec, ale co dalej? Nie miała nic, żadnego sprzętu, żadnego zabezpieczenia. Park był pusty i złowieszczy, a w szczególności cholernie, cholernie wyludniony.
- Halo! Jest tu ktoś?! Potrzebuje pomocy! Pomocy... - wołała, oglądając się po okolicy.
Odpowiedź nie nadchodziła i wiedziała już, że jest zdana tylko na siebie i swoje możliwości. Marne i niewielkie możliwości, z czego zdała sobie sprawę. Widok kotłującej się czarnej wody w ogóle nie pomagał, wiedziała, że liczy się każda sekunda. Rzuciła wszystko na bok, ściągnęła płaszcz i golf pozostając w zwykłej koszuli. Mokre ubrania ściągnęły by ją tylko na dno, gdyby... nie, raczej nie planowała wpadać do wody, to postawiłoby krzyżyk na obojgu. Przysiadła na krawędzi pomostu i wyciągnęła nogę jak najdalej, wiedząc, że przy słupkach grubość lodu będzie najmniejsza. Zrobiła pierwszy krok słysząc, jak odgłos kruszącego się lodu roznosi się groźnym echem po okolicy.
Nie myślała nic, działała automatycznie. Umysł miała czarny i skupiony.
Zrobiła jeszcze jeden krok i powoli opadła na kolana, pokonując kilka kolejnych metrów na czworaka, ostatecznie przylgnęła do powierzchni lodu całym ciałem. Nie przeszkadzał jej chłód, dreszcze które opanowały całe ciało, duszące zimno, które odbierało jej oddech. Czołgała się bliżej i bliżej i bliżej szukając wzrokiem jakiegoś zapewnienia, że ma w ogóle po co. Nie mogła wejść do wody, nie mogła zbliżyć się zanadto. Wszystko zależało od tego, jak wielka jest wola przetrwania mężczyzny.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

W przeciwieństwie do reszty słów, krzyk odebrał wyraźnie, lecz za późno, by w jakikolwiek sposób to udowodnić.
Zabawne, że rozsądek przebił się przez mgłę w chwili, gdy droga powrotna została już zaprzepaszczona. Pozwolił się wyciągnąć na kruchy lód jak w transie, podążając za czymś, co znów rozpłynęło się w powietrzu, zamiast zmaterializować się w postaci nagrody. Gonił za niewiadomym, a później odczuwał tego bolesne skutki, czy to była cena warta świeczki? Nie, raczej absurd. Moriyama miał skłonności do podejmowania się kroków radykalnych, był całkowicie świadomy ryzyka, jakiego się podejmował, ale za jego motywacją stały cele wyższe, przy czym wiedział dobrze, kiedy odpuścić i kiedy nie ma absolutnie żadnych szans na powodzenie. To jednak nie sprawiało, że przechodził na bierną pozycję, zawsze płynął w jakimś kierunku.
Instynktownie wciągnął powietrze, gdy stracił pod sobą grunt. Najpierw poczuł, jak chłód pożera jego nogi, a później plecy i całą resztę, odbierając brutalnie wizję i zanurzając w ciemnej wodzie.  Uderzyła w jego uszy, wywierając ciśnienie, dostała się do nosa, podrażniła przymknięte oczy i próbowała wlać się również do ust, które uparcie trzymał zamknięte, opierając się pokusie zaczerpnięcia kolejnego oddechu, co przestało być już możliwą opcją. Okulary zniknęły z nosa, ale potraktował to jako problem najmniejszego kalibru – biomech pod wodą nie wróżył niczego dobrego, jeśli nie dojdzie do żadnych uszkodzeń elektroniki, to połowa problemu z głowy, wciąż pozostawała kwestia tego, czy w ogóle da radę się wynurzyć.
W pierwszej chwili chciał pozbyć się ciążącego od wchłoniętej wody płaszcza, ale zdążył powstrzymać się przed tym zbędnym ruchem. Upadając, jego kąt nachylenia był na tyle korzystny, że środek ciężkości usytuował się mniej więcej w punkcie, w którym przez moment mógł utrzymać się w poziomie. Wiedział, że metalowe ramię zaraz będzie próbowało pociągnąć go na sam dół, więc zmusił się do wyciągnięcia dłoni ku powierzchni – dziura w lodzie tworzyła mniej więcej metrowe pole, pod którym starał się utrzymać, by nie znaleźć się pod twardą powierzchnią, pod którą nie będzie prawdopodobnie żadnych szans na złapanie cennego powietrza. Kilka bąbelek uciekło z jego nosa, przeraźliwy chłód otaczał niemal z każdej strony, ale on w żadnym wypadku nie planował poddać się uczuciu senności. Wiedział, że nie powinien tracić energii na chaotyczne ruchy, wysilił się na względny spokój i poczuł pod dłonią gładką powierzchnię, na której się wsparł – głowa wynurzyła się na moment z otwartymi ustami, zanim palce ostatecznie nie ześlizgnęły się z lodu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziwił ją ten spokój.
Ten, który sama zachowywała i ten, który ją otaczał. Miasto zawsze takie głośne i żywe zdawało się teraz wymarłe, odległe, dalekie od problemów. Słyszała własny oddech, każdy wykonywany ruch niósł się echem po tafli jeziora. Było ciemno i zimno, surowość otoczenia była zaskakująco urodziwa, ale teraz nie widziała niczego poza czarną dziurą przed sobą. Ostry lód szczypał ją po przedramionach, kiedy sunęła nimi po jego powierzchni, pokonywanie tych kilku metrów zdawało się trwać godzinami, a potem nagle znalazła się na wyciągnięcie ręki od przerębli i była pewna, że to za szybko, nadal nie wie co ma zrobić.
Działała jednak jak maszyna, nie myśląc co powinna, co może i w jaki sposób, po prostu to robiła. Bez żadnego doświadczenia w wyciąganiu ludzi spod lotu. Tyle lat stąpania po świecie, a nie miała okazji zmierzyć się z zabójczym czynnikiem jakim była lodowata woda. Nie ograniczało to jednak jej wyobrażać, widziała ludzi, którzy zamarzli bo nie zdołali ogrzać się z braku źródła ciepła. Widziała wychudzone ciała, które błądziły zaskoczone nagłym nadejściem śnieżycy, grupy i jednostki, jakie dały się zabić przez czyhające pod lodami na Desperacji bestie. Tutaj jedyny zagrożeniem był czas i temperatura, nie musiała walczyć z potworem, którego nie znała. I właśnie dlatego czuła się tak cholernie bezsilna, jej żywiołem była walka, a nie czujne stąpanie po powierzchni wielkiego ryzyka, walka z czynnikami, na które nie miała w ogóle wpływu.
Wzrok miała wbity w płaską plamę wody. Czekała. Nie było nic więcej, co mogłaby zrobić. Czekała, zapatrzona w ten mrok, szukając jakiegoś źródła światła, odmiany, której sama nie była w stanie wytworzyć. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli mężczyzna nie zechce podjąć walki, to zostanie jej uderzyć głową o powierzchnie lodu. I co? pogodzić się? Udawać, że nic się nie stało? Co miałaby zrobić, gdzie się podziać, jak wrócić pod ziemię z twarzą pokrytą tak wielkim żalem, że nie byłaby w stanie stawiać trzeźwo kroków. Najbardziej na świecie nienawidziła tego uczucia, że nie była w stanie pomóc.
Wyciągnęła rękę do przodu zaciskając palce na krawędzi przerębli. Mięśnie drętwiały w powodu wściekłego zimna, nie bała się o swoje wychłodzenie, było jej aż zanadto gorąco, by przejmować się takimi detalami. A kiedy czarna tafla zmąciła się nagłym rozbryzgiem wody zareagowała szybciej, niż zdołała pomyśleć.
Ruch był szybki, ale płynny, nie mogła pozwolić by lód pękł pod jej ciężarem. Rozstawiła szerzej nogi, ale nie było mowy o zaparciu się na płaskiej powierzchni, mogła liczyć jedynie na to, że ciężar biomecha nie wciągnie ją pod wodę. Nie mogła dać się wciągnąć.
Zanurzyła ramię w wodzie ignorując jej opór, nie zwracając uwagi na to, że przeszywający ból niósł się po całej kończynie, że poruszała palcami, jakby wcale nie należały do niej. Widziała go przez moment, widziała jego rękę, która szukała punktu zaczepienia, widziała też, jak palce mężczyzny ślizgają się na ostrym lodzie i wpadają znowu pod powierzchnię. Szukała ich pod wodą, czegokolwiek co mogłaby złapać i pociągnąć ku sobie, ku górze. Być tym jednym punktem oparcia, którego brakowało mu, żeby przeżyć.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nieświadomy obecności kobiety, zaczął karcić się w duchu za wybranie sobie tak bezmyślnej i nudnej śmierci. Cicha, wolna, samotna. Czy nie takiej właśnie by chciał? Odejść w cień jak kolejny przegrany? Jeśli mógłby wybrać jeden sposób, który skradnie jego ostatnie bicie serca, na co padłby wybór? Zawsze wyobrażał sobie finał w barwach krwi, wokół ludzi, których nie cierpiał, w obronie tego, w co wierzył. Nie bał się końca, ale chciał unikać dotarcia do tego momentu, jak najdłużej się dało. Niewiele zdążył osiągnąć, nie w jego mniemaniu, ledwo co wstąpił w szeregi organizacji, a osiem lat minęło jak z bicza strzelił. Na horyzoncie widniały cele, do których dojdzie, choćby się czołgając, lecz wcześniej nie pozwoli sobie na odpoczynek.
Pojawiła się wątpliwość – czy sam faktycznie zdoła uciec chłodnej toni. Jego działania wymagały sporo wysiłku, a nie przynosiły zadowalających efektów. Co prawda stawiał opór wodzie i starał się znaleźć jakikolwiek punkt podparcia, jednak otaczający go z każdej strony lód pozostawał niewzruszony na próbę współpracy.
Im więcej powietrza z płuc tracił, tym bardziej wzrastała nerwowość.
Gdyby serce nie powstrzymywały żebra, już dawno wyskoczyłoby z piersi, ratując się samemu.
Coś zahaczyło o jego wolno unoszący się w wodzie kaptur, dostrzegł w tym szansę, jedyny moment, który miał przesądzić o kilku następnych minutach. Prędko odnalazł palcami przedramię, przytrzymując się go na tyle mocno, by nie opadać niżej, ale na tyle słabo, by przypadkiem nie wciągnąć kobiety za sobą. Druga ręka również poszła w ruch, ponownie konfrontując się ze śliską powierzchnią lodu, jednak tym razem wbił zaczepnie opuszki w jego strukturę, kładąc nacisk przede wszystkim odgórny.
Łapczywie złapał powietrze z chwilą pokonania granicy tafli, nie myśląc nawet o zwolnieniu uścisku wokół trzymanej ręki – miał wrażenie, że jeśli ją straci, znów zostanie wciągnięty i poleci na dno. Włosy przykleiły się do jego twarzy, oczy zmrużyły się od zaległych na rzęsach kropel, a wargi pozostawały rozchylone z gwałtownym oddechem. Wykaszlał to, co zdołało dostać się do ust, a później powoli przeniósł większą powierzchnię ramienia na lód, by zwiększyć punkt podparcia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Młócenie dłonią wody przypominało szukania klamki w ciemnym pokoju. Nie widziała nic, a czuła dokładnie tyle samo. Dobrze wiedziała, że gdzieś tam jest, ale ile jeszcze? Krok? Może dwa? Z prawej, albo lewej, wyżej, niżej... gdzieś musi być, na pewno. Nie wierzyła w to, że się poddał. Nie poddawał się tak łatwo.
Tyle, że ten dzień od początku był zły. Miał być zły i robiła źle myśląc, że coś może go zmienić. Bezmyślnie jednak czekała aż odnajdzie to, czego szuka. Uścisk pojawił się niespodziewanie, chociaż nie było innej opcji, musiał się w końcu zjawić. Nie czekała ani sekundy na samodzielne rozwinięcie sytuacji, zacisnęła własne palce na nadgarstku topiącego ciągnąć z całej siły do góry.
Do góry, ku powierzchni, ku wyjściu z tej śmiertelnej pułapki.
Ręka była sztywna, siarczysty ból wędrował w górę ramienia i nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma, kiedy kończyna zmrozi się za bardzo, wy słuchać jej poleceń. Nie zamierzała czekać do tego momentu. Lubiła wyzwania, ale nie idiotyczne próby własnych wartości. Jeżeli uda jej się go wyciągnąć... chyba sama sobie przybije piątkę, wszystko cały czas wyglądało zbyt abstrakcyjnie. Lód pod jej ciałem nie wytrzyma przecież w nieskończoność. Nie bała się jednak o własne życie, nie myślała o tym co będzie, jeżeli wpadnie w głębinę. Wtedy dopiero podsumuje swoje życie, teraz jednak walczyła o nie, ale przede wszystkim o życie żołnierza.
Szukała jakiegoś oparcia dla stóp, ale czubki obuwia suwały się po lodzie bez kontroli. Jej jedynym punktem podparcia była druga dłoń, trzymająca krawędzi pękniętego lodu z pomocą której próbowała z całej siły odpychać się w przeciwnym do przerębli kierunku, ale to była jego walka.
Walczył, tego była pewna. To nie był celowy wypadek, więc dlaczego, co...?
Zaryzykowała. Puściła lód i sięgnęła drugą ręką w stronę jego wyciągniętego ramienia stawiając wszystko na jedną kartę. Zahaczyła palce o materiał przesiąkniętego ubrania i szarpnęła z całych sił ku sobie. Mogła pozwolić sobie na to tylko jeden, jedyny raz. Jeżeli nie uda mu się przechylić ponad lód, pociągnie ich oboje na dno. Zachciało jej się uśmiechnąć. Czy to ten stan, kiedy nie zostaje nic innego poza śmiechem?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nadal walczył, ale spłynęła na niego ulga z chwilą dłuższego pozostania ponad powierzchnią wody. Powietrze szczypało jego bladą twarz, dopiero teraz, kiedy wyłonił się z basenu, dotarło do niego, jak mocno zdrętwiały kończyny i jak głęboko chłód zdążył zagnieździć się w ciele. Pomocna ręka ciągnęła go ku górze, a on dołożył resztki swojej woli, by ułatwić jej to zadanie. Chciał wierzyć, że najgorsze minęło, że za moment znajdzie się z dala od sideł pozornie spokojnego lodowiska, teraz z rzucającą się w oczy dziurą, która miała jak znak ostrzegawczy wybijać ludziom z głowy pomysł na zbliżanie się.  
Nawiedził go nieprzyjemny dreszcz, przesunął się wzdłuż kręgosłupa i zniknął w samych czubkach palców. To będzie cud, jeśli się nie przeziębi, odnosił bowiem wrażenie, że ktoś omyłkowo zamknął go w zamrażarce na cały dzień.  
Kolejne poczynania kobiety były dla niego niejasne do czasu, aż podjęcie się tego ryzyka nie przyniosło pozytywnych konsekwencji – nie zwlekał, tylko podparł się łokciami i wyprostował, by wciągnąć nogi na, póki co, stabilną powierzchnię. Wynurzył się niemal cały i tylko łydki pozostawały wciąż pod delikatnie falującą wodą. Zastygł w bezruchu, nasłuchując, czy przypadkiem nie tworzy się wokół nich kra, ale kiedy rzucił okiem na prawo i lewo, mógł uznać, że są na dobrej drodze do wydostania się z tego pola minowego.
Głupia… – wymamrotał cicho, ignorując nieprzyjemne drapanie w gardle. Uniósł na nią zmęczone spojrzenie, w którym pojawiła się również iskierka zdenerwowania, rozstawiając wygodniej dłonie na gładkim podłożu. – Mogłaś sama wpaść.
Kiedy stracił równowagę pochłonięty przez toń, nie brał pod uwagi pomocy z jej strony, może dlatego, że ograniczył skupienie do najbliższego metra, walcząc o życie, a może z przekonania, że swoje życie przedkłada nad życie znajomych. Patrząc na to logicznie – nie była nawet przygotowana na taką sytuację, a jednak podjęła się wyzwania i postawiła własne zdrowie na szali.
Nie uważał jej za nierozsądnej, choć kilka razy poddała tę myśl wątpliwości. Wciąż ostrzegało go przeczucie o niebezpieczeństwie ze strony łowczyni, niektóre nawyki i parcie ze strony środowiska mogłoby ją zmusić do czynów, których w rzeczywistości nie chciałaby się dopuścić, rozumiał to, niemniej… rzuciła w niego niepodważalnym dowodem o swojej wierności.
Ostrożnie przeniósł stopy na brzeg i nieznacznie odsunął się od niepewnej części przerwanego lodowiska.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postawiła na ten ruch całą swoją siłę. Pogrążone w dreszczach ciało powoli odmawiało jej posłuszeństwa, czuła jak każda jego część drętwieje powoli, sprawiając wrażenie odrywania się od całości. Szczękała zębami nie mogąc powstrzymać tego odruchu w żaden sposób, traciła płynność gestów, bała się, że przypadkiem uderzy rozedrganym łokciem w jakiś czuły punkt na lodzie. Nie było więc innej opcji, niż rzucenie wszystkich planów na raz. Udany, albo ostatni.
Napięła mięśnie, zmuszając je do posłuszeństwa i pociągnęła go ku górze. Widziała jak zapiera się ramionami i podciąga resztę ciała na stałą powierzchnię. Uginający się pod ciężarem kraniec lodu przesiąkał wodą i stawał się co raz bardziej przeźroczysty. Naturalnie wyłamane przeręble były niebezpieczną pułapką, bo nieustannie się powiększały, oblewane przez zmącone jezioro, czy rzekę. Czuła jednak, że wszystko przynosi efekty, że może się jednak udać, jeśli lód utrzyma ich ciężar.
Podniosła ku niemu wzrok słysząc, jak w całym tym chaosie próbuje coś jej zarzucić.
Zignorowała to najmocniej, jak potrafiła. Czołgając się do tyłu odsuwała się powoli od wyrwy szukając miejsc, gdzie lód może być najgrubszy. Nie mogła wstać, póki nie upewni się, że da radę dojść na brzeg bez wpadnięcia po czubek nosa do wody. W tych warunkach każdy kontakt z wodą byłby ryzykowny, a przecież nie miała teraz tylko swojego losu na barkach.
- Musisz się ruszyć, Moriyama. Powoli, bardzo powoli... - rzuciła, ponaglając go do działania kiwnięciem głowy. W tym całą zabawa, że nie chodziło o samo wyciągnięcie kogoś spod lodu, od momentu gdy uda mu się dostać na górę są może minuty, które zadecydują o jego dalszym losie. Drętwiejące mięśnie, płuca wypełnione lodowatą wodą, przyśpieszony rytm serca i sparaliżowane nerwy. Jeżeli nie przywróci naturalnego krążenia i temperatury w ciele, to któryś z tych objawów w końcu go zabije.
Kami nie zastanawiała się który, do żadnego nie miała zamiaru dopuścić, a od stałego lądu nadal dzieliło ich kilkanaście metrów. Sprawa o tyle utrudniona, że teraz znajdowali się na lodzie we dwójkę i o ile była już niemal pewna, że ciężar jej ciała nie jest wyzwaniem dla zimowej pokrywy jeziora, tak mechaniczne części eliminatora mogły przechylić szalę na jego niekorzyść. Drugi raz nie uda jej się go wyciągnąć.
Poza tym nie czuła nic więcej, powstawać nie chciały ani myśli, ani słowa. Może dlatego, że czuła się jak kostka lodu ślizgająca się po jeszcze większej kostce lodu, a może dlatego, iż nadal nie mogła uwierzyć w to, co miało miejsce. Brak było punktu zaczepienia, jakiegoś pewnego źródła, którego mogłaby się chwycić. Nawet ustalenie niektórych spraw w tym momencie przestało być dla niej priorytetem. Póki nie stanie w pionie na brzegu nie skupi się na niczym innym.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zarzucał jej coś z prostego powodu – nie oczekiwał poświęcenia, widział to zupełnie inaczej z własnej, logicznej, niezmąconej uczuciami perspektywy, ale tym razem potrafił zrozumieć ten wybór i chociaż miał ochotę trochę marudzić, docenił tę formę pomocy. Stał się dłużnikiem, uchroniła go od rychłego zatonięcia, jednak nadal czekało ich przebycie niepewnej drogi na bezpieczny grunt. Z pozoru twarda powierzchnia mogła ich zdradzić w każdym momencie, ustąpić pod naporem przeciętnej masy człowieka, choć w tym przypadku to biomech znajdował się na gorszej pozycji. Jego części mechaniczne stworzone zostały z materiałów w miarę lekkich i nieobciążających mocno ciało, niestety było tego sporo, na tyle, że gdyby nie ćwiczenia i zdrowy styl życia, z pewnością ślizgałaby się teraz na lodzie stu kilogramowa puszka.
Musisz się ruszyć, Moriyama.
Nie dość, że mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, zmarznięte, pozbawione ciepła i energii, to jeszcze musiał poruszać się w taki sposób, by właściwie plackiem pokonać najbliższe kilka metrów. Taka pozycja zapewniała mniejszy nacisk wywierany na większą powierzchnię, co za tym idzie, pokrywa lodowa powinna wytrzymać ich ciężar. Choć kto wie, nie miał żadnego zaufania do tego podłoża, na pewno nie po takim numerze.
Nie za blisko. – Ostrzegł, ledwo powstrzymując drżenie szczęki, dlatego zacisnął zaraz zęby. Jeśli znów trafi pod wodę, nie pociągnie za sobą kobiety, a oboje dobrze wiedzieli, że powtórzona sytuacja nie pozwoli im po raz drugi na taki fart.
Niepokój wisiał nad jego głową, przyprawiał ją o lekkie zawroty, kończyny przypominały sflaczały balon, ale nie dopuścił do siebie myśli o chwilowej przerwie. Gdyby zamknął oczy, ciężar powiek przerósłby jego wszelkie siły. Wysilił się do posuwania naprzód, bo gdy nie możesz biec, idziesz, gdy nie możesz iść, czołgasz się i cokolwiek by się nie działo, musisz brnąć przed siebie.
Skupił niewyraźny wzrok na linii brzegu, wkładając całą swoją motywację w dotarcie do mety. Trudno było opisać jego obecny stan, ale w całym tym wyczerpaniu i napięciu odnalazł pokłady nienaruszonego spokoju, wewnętrznego spełnienia, przez które miał ochotę się gorzko zaśmiać – dlaczego znajdował jakiekolwiek pozytywy w tym samobójczym działaniu? To przeczyło logice, ludzkiemu instynktowi przetrwania.
Co metr zwalniał tempo i skupiał się na oddechach, równocześnie kontrolując otoczenie wokół siebie. Nie dobrnął do połowy, a już odniósł wrażenie przebiegnięcia maratonu olimpijskiego, lecz wystarczyło zerknięcie na Kami i odnajdywał ukrytą w sobie moc na kontynuację zadania. Nawet w takiej chwili nie zamierzał być od niej gorszy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Patrzyła w niewielką przestrzeń pomiędzy rękami, powierzchnia lodu była śliska i groźna, ale przez brak oświetlenia w okolicy wydawało jej się, jakby czołgała się po czymś, co wcale nie istniało. Wiedziała jednak, że nie może poddać się temu hipnotyzującemu odczuciu, musi dojść do końca jeziora i zająć się resztą. Biorąc pod uwagę wszystkie argumenty zdawało się, że to ona jest teraz tą myślącą logiczniej.
Ruszyła pierwsza badając grunt, nie zaryzykowałaby podejścia pod pomost, dużo trudniej byłoby wspiąć się na niego z powrotem niż prześlizgnąć się na brzeg, albo zamoczyć nogi w miejscu, gdzie woda sięgała już co najwyżej kolan. Nie podsumowywała jeszcze całej akcji, ale powoli docierało do niej, że pewny etap zagrożenia mija. Miała ochotę wziąć głęboki oddech, ale powstrzymała się, jeszcze nie teraz.
Kończyny były jak sztywne gałęzie, którymi poruszała rytmicznie zmniejszając odległość od brzegu. Zwinęła palce w pięści szukając odrobiny ciepła w ich ciasnym układzie. Jednego była pewna, kąpiele w lodowatym jeziorze nie będą dla niej już nigdy atrakcją, nie spojrzy już tak samo na ludzi-morsów, kąpiących się w przeręblach dla zdrowia. To wcale nie mogło być zdrowe, a tym bardziej przyjemne.
Badała wzrokiem brakujące metry, powoli podparła się na łokciach, a potem delikatne podwinęła kolana pod siebie łapiąc równowagę. Ostatnie metry była już w stanie pokonać na stojąco, brodząc w płytkiej wodzie do połowy łydek. Powstrzymała się przed radosnym rzuceniem na chodnik, spojrzała za siebie i wyciągnęła rękę podając ją mężczyźnie. Jeżeli ona cała dygotała, to nie mogła przewidzieć ile wytrzymają jego członki, jeżeli zajdzie taka potrzeba, podeprze go, by mógł bezpiecznie opuścić lodowisko.
Nadal brakowało jej słów komentarza. Słowa ulatniały się najwyraźniej z chłodnym, nieregularnym oddechem. Nawet para woda przestałą wydobywać się z jej ust, zmarzła za bardzo by wydychać wystarczająco ciepłe powietrze. Podparła rękę na ugiętym kolanie, drugą cały czas sięgając w stronę wody. Z daleka dostrzegła, że woda w przerębli uspokoiła się i na nowo zaczyna się pokrywać cieniutką warstwą lodu. Temperatura musiała być sporo poniżej zera, skoro zachodziła tak szybka przemiana. Tym gorzej, nie było czasu na zwlekanie.
- Zrzucaj z siebie wszystko. Wezwę karetkę. - oznajmiła tylko, szukając w kieszeni telefonu.
Uderzyła kilkakrotnie o swoje udo szukając komunikatora, ale przypomniała sobie, że zostawiła wszystko na pomoście, wraz z wierzchnią odzieżą. Z resztą i tak nie chodziło wcale o pomoc dla jej osoby, była pewna, że takie oziębienie w miarę sprawnie rozbiega, bardziej martwiła się o stan mężczyzny, którego to stanu nie była w stanie obiektywnie ocenić. Zniknie przed nadejściem pomocy mając nadzieję, że nie wyniknął z tego jakieś potworne konsekwencje.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 10 z 18 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 14 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach