Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 19 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 14 ... 19  Next

Go down

─ Co robisz w moim łóżku?
Uniósł wysoko brwi, mrużąc przy tym powieki.
Nie odezwał się, choć każdy głupi dostrzegłby, że miał ochotę coś powiedzieć. Najwidoczniej uznał jednak, że jeszcze nie teraz. Nie, gdy Shion nadal mamrotał w półśnie, do ostatniej sekundy przekonany o swojej racji – jakkolwiek błędna by ona nie była. Zaskakujące, w jak kolosalne pokłady cierpliwości jest się w stanie uzbroić ktoś tylko po to, by obejrzeć wystarczająco dobre przedstawienie.
A mina Shiona okazała się bezcenna, gdy zerwał się wreszcie do siadu, konfrontując się ze znużonym spojrzeniem Wilczura. Byli obok siebie tak blisko, że jeden nieostrożny ruch, a ich ciała ponownie poczułyby ciepło, ale o ile Growlithe pozostał na swoim miejscu, tak Opętany najwidoczniej postanowił oddalić się na jak najbardziej bezpieczną odległość. Bycie świadkiem tej nieporadności pod jakimś chorym względem wywoływało w białowłosym satysfakcję. To była przecież głupota... i to tak błaha, że gdyby nie nagłośnienie jej, temat pewnie nawet by się nie zaczął.
Problemem było usyfienie koców krwią, nie spanie na jednym „łóżku”.
Skąd więc to zażenowanie?
─ … czy my... ja i ty... nie?
W pierwszej chwili nie zrozumiał. Wezbrała w nim zresztą ochota, by wydać następny rozkaz – niech sprecyzuje, do cholery – ale zamiast tego, wyrwało się inne polecenie. Ledwo bose stopy Opętanego dotknęły nagiej ziemi, z gardła Growlithe'a wyrwało się stanowcze: „stój”, będące jednocześnie niewidzialną liną zarzuconą na zranione gardło młodszego wymordowanego. Znów uciekasz? Przyglądał mu się przez chwilę, świadom, że jego wwiercające się spojrzenie może źle zostać odebrane przez podopiecznego. Na usta wpłynął zadziorny uśmiech zarezerwowany tylko dla nielicznych.
Tak. My, ja i ty, w nocy. – Bez cienia zawahania postawił przed nim fakt dokonany, powoli odrywając policzek od dłoni, by wreszcie podnieść się do siadu. Nie spieszył się, ale jego ruchy i tak były energiczne – jak zawsze. Odrzucił koc, opuścił nogi i podniósł się, kładąc dłoń na przeciwległym ramieniu. Ścisnął wtedy ścierpnięty bark palcami i dyskretnie się przeciągnął, tłumiąc poranne ziewnięcie w zalążku. ─ Strasznie hałasowałeś.
Ciche pukanie.
Prędko.
Growlithe przeszedł krótki odcinek do drzwi, uchylił je i odebrał szklankę, jakby to wszystko było od dawna przećwiczone. Płynnym ruchem oparł się też barkiem o framugę i kiwnął lekko głową na znak, by mówiła. Rin spojrzała wtedy na niego parą wielkich ślepi, w których błyszczała mieszanka dziewczęcego uroku i entuzjazmu.
Coś jeszcze, szefie? – zapytała praktycznie szeptem, ale z wystarczającą dozą optymizmu, by zabrzmieć przy tym wesoło. ─ Matylda robi właśnie śniadanie w jadalni.
Dwie porcje. I skocz po jakieś opatrunki. - Obróciła się na pięcie. ─ Rin – zatrzymał ją jeszcze w połowie kroku. Odwróciła się i uśmiechnęła lekko.
Wiem, pamiętam. Wpadnę dziś w nocy, dobrze? ─ Białe, ostre kiełki ukazały się podczas zadziornego uśmiechu, nim nie pomknęła w mrok korytarza, pozostawiając po sobie martwą ciszę – tradycyjnie nie słychać było jej kroków, oddechu, ani szelestu ubrań. Milczenie kryjówki przerwał dźwięk domykanych drzwi, a sam Growlithe odstawił stary, ząbkowany tu i ówdzie na brzegach kubek na – wciąż leżącą na boku – szafkę. Stuknęło, gdy spód naczynia opadł na drewno.
Umyj się.
Będziesz tak stał i się gapił, Jace?
Wilczur oparty już barkami o ścianę, wlepił analityczne spojrzenie prosto w sylwetkę Shiona, jakby oczekiwał, że wykonanie polecenia tym razem obejdzie się bez zbędnych protestów, narzekań i nadinterpretacji. Znał go jednak na tyle, by przywyknąć do tradycyjnych już krzywych, oskarżycielskich spojrzeń za każdym razem, gdy padał rozkaz dotyczący rozebrania się. Jak w takim świecie można wstydzić się swojego ciała? Nie potrafił się powstrzymać przed nikłym uśmiechem, gdy koc wreszcie ześlizgnął się ze szczupłych, poplamionych skaleczeniami i siniakami ramion podopiecznego. Właśnie. Nie można.
I zdejmij te brudne bandaże. Nosisz je od kilku tygodni. Pod nimi musi być już niezły syf. Swoją drogą... ─ Zero taktu, Jace. Walić takt.Po cholerę je masz?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jedno słowo. Jedno warknięcie. A całe jego mięśnie się napięły, wywołując w nim poczucie zagrożenia i strachu. Powoli zrobił krok w tył, by ostatecznie usadzić swój tyłek z powrotem na skrzyni, sięgając po koc, żeby naciągnąć go na swoje biodra i uda. To co, że siedział tyłem do Wilczura i ten nie mógł za wiele zobaczyć. Nawet nie mało znaczenia to, że właściwie mieli to samo pomiędzy udami. Dyskomfort pozostawał. Może dlatego, że czuł na sobie jego spojrzenie. Czuł jego gorąco, nawet, jak go nie dotykał. Przenikał przez niego, wywołując istny huragan na jego skórze.
” Tak. My, ja i ty, w nocy.”
Odwrócił gwałtownie głowę i spojrzał na mężczyznę szeroko otwartymi oczami, które zapewne przypominały teraz denka od słoików, prawie zachłystując się własną ślina wymieszaną ze zbyt dużą dawką tlenu.
- Nieeeeee! …. Tak? – odwrócił się wpatrując tępo przed siebie, wciąż nie mogąc wyjść z niedowierzania i szoku. Naprawdę…? Oni…? On mu…? Przeszły go ciarki na samą myśl. Zagryzł dolną wargę od środka i podkulił nieco nogi, muskając bezwiednie opuszkami ranę na szyi.
”Strasznie hałasowałeś”.
Poruszył się lekko na skrzyni, czując, jak jego żołądek wywraca się na drugą stronę. Ale oprócz tego… nie czuł nic innego. Jedynym bólem jaki odczuwał był ten związany z nową raną. Nic ponadto.
- Ej, nic mnie nie boli! – rzucił wręcz oskarżycielsko, odwracając się na tyle, by siedzieć do niego bokiem. - Kłamczysz mnie! – burknął marszcząc brwi przy tym, jakby chciał skarcić małe dziecko za to, że okłamało rodziców na temat niedostatecznej oceny w szkole.
Ich jakże uroczą rozmowę przerwało pukanie. Chłopak instynktownie wpakował się jeszcze głębiej pod koc, jakby powoli godził się ze spojrzeniem Wilczura, ale nie chciał dopuścić do siebie spojrzeń innych osób. Nawet kobiet. A może zwłaszcza ich. Niemalże leżał na skrzyni wsłuchując się w krótki dialog. Kiedy wreszcie w pokoju rozległ się dźwięk zamykanych drzwi, wysunął się spod ciężkiego materiału, spoglądając na Growa.
”Umyj się.
Odrzucił materiał na bok i zsunął się ze skrzyni, podchodząc do wcześniej przyniesionej miski. Przykucnął przed nią, tyłem do całego świata i wreszcie usiadł  na piętach.
- Dzisiaj znowu mam znaleźć sobie inne miejsce w nocy? – zapytał przyglądając się swojemu odbiciu w wodzie, który w końcu zmącił, kiedy wsunął obie dłonie i chlusnął sobie chłodem w twarz.
- [color=#4D2F24]Albo siedzieć pod drzwiami, żeby wysłuchiwać waszych rozkosznych jęków? ochów i achów? - [color=#4D2F24] prychnął pod nosem, kiedy oblewał najpierw swoje ramiona, aż wreszcie zaczął delikatnie obmywać ranę. Syknął po chwili czując przeszywający ból, który promieniował chyba do każdej możliwej komórki w jego ciele.
- Czemu nie znajdziesz sobie kogoś na stałe? Wiesz, to nawet fajne. – kontynuował próbując uspokoić oddech. Czemu to tak do cholery jasnej bolało i irytowało?  
Właściwie mógł tak dalej kontynuować, ale padły kolejne słowa, które go zmroziły. Albo to może wina wody? Milczał przez dłuższą chwilę, aż wreszcie sięgnął po obsuwający się bandaż i… zaczął go zawiązywać na nowo, jeszcze mocniej, nie zamierzając go zdejmować.
- Nie twój interes. – odparł w końcu cicho. - To moja sprawa. Może po prostu lubię bandaże? – poniósł się wreszcie i rozejrzał za swoimi brudnymi i zniszczonymi ubraniami.
- Skończyłem. - …. Co nie było do końca prawdą, bo jego ciało wciąż nosiło znamiona krwi, skrzepów, strupów oraz kurzu. Ale nie chciał, żeby Growlithe się o tym dowiedział. W zasadzie sam nie wiedział dlaczego. To było jego ciało, i to on decydował o tym, co z nim robi, prawda?
Gówno prawda.
…. Jego ciało należało do Growlithe’a. Dlatego tak się bał, jak pozna prawdę. Nie mógł do tego dopuścić. Dopadł do kupki swoich ubrań i zaczął pospiesznie zakładać spodnie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Plecy białowłosego wygięły się w lekki łuk, a z gardła wydobył się cichy, koci pomruk, który wypełnił rozleniwioną nutą gęste powietrze między nimi. Prawdę mówiąc, nie był na niego zły; nie tak, jak to zwykle bywało, gdy spotykał się z odmową ze strony szczyla, który bez jego zgody nie powinien nawet rzygać, choćby całe ciało mówiło mu inaczej. Tym razem było to coś pomiędzy chęcią przypomnienia mu, który z nich jest zwierzyną, a pobłażliwością starszego o dekadę nauczyciela, który co prawda setny raz wykłada te same nauki jednemu uczniowi, ale jednocześnie to ten uczeń rośnie w jego oczach i rozwija się we wskazanym kierunku.
Czasami tylko ten kierunek trzeba było trochę bardziej... wskazać.
Shion mógł więc prędko poczuć, jak wzdłuż jego nagich ramion przemykają szorstkie dłonie Wilczura; oderwały się dopiero gdzieś na wysokości łokci i wsunęły się na jego wąską talię, którą objęły i przyciągnęły do siebie, zmuszając wątłe ciało do przełamania bariery między nimi. Ciepłe usta znalazły się za uchem młodszego wymordowanego, które zaraz zostało zaczepnie przegryzione na samej jego górze.
Po co? – wychrypiał wreszcie, sunąc językiem po płatku jego ucha. ─ Na stałe mam ciebie, na odskocznię parę innych osób. Ty mi nie będziesz robić problemów, hm? – Pogładził kciukiem jego biodro, zahaczając przypadkiem zębami o jedną z dopiero wydrążonych ran. Na języku od razu poczuł krew, gdy przebiegł jego czubkiem po zwierzęcych kłach. ─ Bo nie możesz. – Choć to stwierdzenie padało już wielokrotnie, za każdym razem zyskiwało nowy ogrom argumentów, dla których Shion zwyczajnie „nie mógł”. Nie możesz, bo cię zleję. Nie możesz, bo jestem twoim panem. Nie możesz, bo obiecałeś. Nie możesz, bo przywłaszczyłem sobie to ciało – ciało, które osłabło dzięki moim dłoniom i tylko dzięki nim może został wyleczone. Nic więc dziwnego, że gdy do pokoju znów wtargnęła Rin, Wilczur odprawił ją prędkim rozkazem. Oferowała pomoc przy opatrunkach, ale zbyta nie naciskała zbytnio. Spojrzała tylko na Shiona, wyszczerzyła się do niego wesoło i wybiegła z pomieszczenia, pozostawiając w powietrzu charakterystyczną, ciepłą woń pieczonego kurczaka.
Growlithe odstawił tacę na przewróconą szafkę – tuż obok nietkniętego kubka z wodą – i powoli wyprostował plecy. Nadal mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, a gardło przypominało, że w umowie przy zawieraniu akceptacji na wampiryzm, nie było żadnych podpunktów dotyczących tak długiej abstynencji. Uznał jednak, że do wieczora z Rindou głód może pozostać niezaspokojony – to tylko kilka godzin, a nie drapało aż tak, by tracił zmysły.
Zmysły tracił przez co innego.
Wziął więc w palce bandaż zwinięty w rolkę i ustawiony na tacy między obiema miskami z żarciem. Postukał nim o wierzch drugiej dłoni i zlustrował podopiecznego analitycznym spojrzeniem, jakby tym samym mówił: „no? Jeszcze tego nie zrobiłeś?”
Powiedziałem, że masz je zdjąć. Póki jestem łagodny, Shion. – Bez wątpienia dał tym znak, że albo po dobroci, albo siłą. A oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że Wilczur był w stanie go zakneblować, związać i skopać, gdyby trzeba było, bo dopięcie swego było dla niego równie wysokim priorytetem co niwelowanie głodu albo pragnienia.
Widać było zresztą, że zaczynał się – kolokwialnie i kwieciście ujmując – wkurwiać, bo jego brwi ściągnęły się już ku sobie, a usta wykrzywiły w grymasie niezadowolenia równie widocznym, co czarne litery na białej kartce. ─ Rin specjalnie fatygowała się, żeby przynieść dla ciebie nowe bandaże. A ty nie dość, że nadal jesteś cały uświniony, to jeszcze udajesz przygłupa. Oczywiście, że nie musisz szukać nowego miejsca, ani siedzieć pod ścianą. Nigdy cię stąd nie wywalaliśmy. Sęk w tym, że dziś i tak będziesz solidnie zajęty, bo za błędy trzeba płacić jak najostrzejsze kary. Nie mów, że zapomniałeś o warunkach Gavrana. – Białowłosy kiwnął w kierunku koszulek, które dzień wstecz walnął gdzieś na podłogę. ─ Evendell nosi moje ubrania. T-shirty w sumie są dla niej jak sukienki. Tobie będą trochę przykrótkie, ale nie pierwszy raz latasz z gołym dupskiem przy innych, więc nie powinno ci robić różnicy. A teraz, Shion, póki mam cierpliwość i nie rozpieprzyłem tych brudnych ścierw razem z twoimi łapskami – posłusznie zdejmij bandaże, umyj się dokładnie i ubierz. Żarcie stygnie.
Growlithe nagle przestał stukać rolką o dłoń.
Chyba, że chcesz poprosić o pomoc. Z tego co widzę, nie idzie ci to brawurowo.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamknął mocno oczy, kiedy poczuł szorstkie dłonie na swojej skórze. Przez cały ten czas zdążył już przywyknąć do tego uczucia. Przenikało przez niego, wsiąkało w jego ciało. On sam nasiąkał nim. Ale wciąż, pomimo nawet przyjemności płynącej z bliskości, nie chciał dopuszczać do siebie Wilczura. Jakby jakiś cichy półszept śpiewał mu historię o wilku w owcze skórze, który tylko czekał aż jego ofiara przestanie uważać, i ostatecznie rozedrze ją na strzępy chłepcząc posokę. Wzdrygnął się na samą myśl.
- Nie… – … dotyakaj. Słowo jednak ugrzęzło w jego gardle, kiedy poczuł na swoich nagich plecach ciepłą skórę Growlithe’a oraz delikatny oddech tuż przy swoim uchu. Reagował na niego. Zawsze reagował. A raczej jego ciało. Mięśnie napięły się lekko, kiedy ostre zęby jasnowłosego poddały lekkiej pieszczocie jego ucho, a sam chłopak zacisnął mocniej wargi, nie chcąc wydawać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Zbawienne okazało się pukanie do drzwi, w których chwilę później zjawiła się dziewczyna. Shion nawet nie wiedział, że wstrzymał swój oddech i wypuścił powietrze dopiero w chwili, kiedy wymordowany odsunął się od niego, w końcu go puszczając. Powiódł spojrzeniem za nim, zahaczając wzrokiem o szczupłe barki, plecy, o blizny, które zdobiły jego bladą skórę, koniec końców kończąc swoją wędrówkę na jego biodrach.
- Wiesz o co mi chodzi. – burknął marudnie, poprawiając się na piętach. - Nie jesteśmy razem. Nie w takim znaczeniu. A mi chodziło, żebyś w takim znaczeniu sobie kogoś znalazł. Nie boisz się nabawić czegoś paskudnego? Opryszczki czy coś?
Pewnie wiedział, o co ci chodzi i znowu sobie zakpił.
Wydął nieco wargi w niezadowoleniu, kiedy zdał sobie z tego sprawę. No tak. Jeden zero dla niego. Znowu.
W jego brzuchu nieprzyjemnie zaburczało, kiedy tylko wyczuł przyjemny zapach jedzenia. Zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nic nie jadł od dwóch dni. Mlasnął cicho spoglądając przez chwilę na parujące jedzenie, a żołądek niebezpiecznie się ścisnął, przylegając do kręgosłupa z głodu. Nie chciał jednak dać niczego po sobie znać, chociaż bystre spojrzenie Wilczura z pewnością zdążyło już wychwycić tą małą zmianę w mimice jego twarzy. Rudemu zdawało się, że momentami jest jak otwarta księga napisana w dziwnym języku, który znał tylko i wyłącznie Growlithe. A to było nieco irytujące. Bo ze wszystkich osób, jakie znał, to właśnie przed nim chciał ukryć wszystkie myśli, emocje i uczucia.
Wyczuł, że zaczyna się denerwować. A raczej zauważył. Często obserwował w milczeniu twarz swojego właściciela, nawet, jeśli ten tego nie widział. Ściągnięte brwi, zaciśnięta szczęką i TEN wyraz twarzy. Wiedział, że zaczyna balansować na niebezpiecznej granicy i zaczyna bawić się z tą impulsywną bestią. Pytanie teraz, czy chciał ryzykować, że go rozjuszy? Czy lepiej nie uniknąć nieprzyjemnego i z pewnością bolesnego dla niego spotkania z potworem. Problem był jedna taki, że właściwie bez względu na to, co postanowi, to był niemal pewny, że reakcja i w jednym i w drugim przypadku będzie taka sama. Z deszczu pod rynnę. Był w ciemnej dupie.
Odwrócił wzrok i spojrzał na czyste ubrania. Zacisnął mocniej pięści, czując, jak na jego gardle zaciska się niewidzialny sznur i zaczyna powoli go dusić. Nie miał wyboru, prawda?
- Będziesz zły. – powiedział cicho, sięgając palcami do pierwszego bandaża. - Obiecaj, że nie będziesz krzyczał! – spojrzał na niego wzrokiem przepełnionym niemą prośbą, wręcz błaganiem.
Palce swobodnie wślizgnęły się pod materiał i zaczęły go obwiązywać, aż wreszcie stary, brudny i poplamiony bandaż opadł tuż przy kostkach chłopaka. To samo chwilę później stało się z drugim bandażem, ukazując światu zbrodnie, które dokonywał przeciwko własnemu ciało. Mnóstwo mniejszych i większych, chudszych i grubszych blizn szpeciły jego całe przedramiona od wewnętrznej strony. Od nadgarstków, aż po same łokcie, przecinały siebie wzajemnie, jedne już wyblakłe, świadczące o czasie przedawnienia, inne z kolei zionęły czerwonym kolorem, niemo krzycząc, że pojawiły się zaledwie dwa, może nawet jeden dzień wcześniej. Chłopak zacisnął palce na jednym przedramieniu i spojrzał przepraszająco na jasnowłosego, szybko jednak zrywając z nim kontakt wzrokowy. Jak dzieciak, który lada moment dostanie reprymendę.
- Wiem. Należę do ciebie. To ciało też. Ale nie rozumiesz. Nie zrozumiałbyś. – powiedział nagle, chociaż przecież Grow nie zdążył nawet nic powiedzieć. Ale Shion podświadomie czuł, że musi mu się wytłumaczyć. - Mogę się już umyć?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Wzruszył lekko barkami, najwidoczniej niezbyt przejęty czymś tak trywialnym jak „choroby” albo – to już w ogóle śmiech na sali – opryszczki.
Niezbyt. Jest dobrze, jak jest. Gdybym się tego bał, to bym tego nie robił.
Sięgnął po jedną z koszul, zarzucając ją sobie na ramiona o wątłości, która myliła wrogów co do jego siły. Poprawił niedbale kołnierzyk, zaczynając zapinać poszczególne guziki pnąc się niespiesznie w górę.
Strach był najbardziej wżynającym się w umysł bodźcem, który jak niewidzialna smycz ciągnął wątłe ciało po ziemi do przodu – nawet mimo niechęci, zmęczenia, mimo świadomości, że to na niewiele może się zdać. Strach mobilizował do tego stopnia, że żyły wrzały od adrenaliny, a możliwości podskakiwały o parę poziomów wzwyż pozwalając na zdobywanie najwyższych szczytów i najniżej umiejscowionych głębin oceanów. Ale obaj doskonale wiedzieli, że strach również paraliżował – i to w ten najbardziej paskudny sposób, który zmuszał do odkrywania sekretów mających pozostać w zamknięciu na wieki, do obnażania się ze wszystkich ubrań i skorup, do łamania własnego charakteru, byle nie otrzymać kar, które miałyby zostawić jeszcze większą bliznę, niż rysa na psychice.
Przyglądając się mu spod roztrzepanej grzywki, zdał sobie wreszcie sprawę, że dzieciak zwyczajnie miał pięć kilo więcej w gaciach za każdym razem, gdy padało: „tracę cierpliwość, pośpiesz się wreszcie”. Nawet jeśli nie wszystkie ostrzeżenia miały skończyć się cielesną reprymendą, najwidoczniej bat trzymany w dłoniach wystarczająco solidnie motywował do działania.
─ Będziesz zły.
Wypuścił powietrze przez zaciśnięte z gniewu kły. Na usta pchało mu się: „nie, nie będę, pierdolisz”, ale zabrzmiałoby to równie przekonująco co: „serio, nie ja ich zabiłem”, trzymając w dłoniach pistolet z dymiącą jeszcze lufą. Wzrok Wilczura przechodził z powolnie odwijanych bandażów, na usta z osiadłym na nich mamrotem. Z czego robił taką szopkę? Jeśli to tylko kwestia zakażenia lub – co prawdopodobne – zwyczajna choroba skóry, to całe przedstawienie nie spotkałoby się z wiwatami i piskiem zachwytu ze strony Growlithe'a.
Po prostu to zrób – mówiły jego oczy, wbite w zsuwający się po skórze brudny materiał bandaża. A gdy węże tkaniny wreszcie upadły u jego stóp, Wilczur wciągnął powietrze przez nos, zatrzymując je w płucach. Coś zadrapało jego gardło; wrzask narodził się gdzieś w żołądku, a potem nagle wystrzelił w górę, przepchał się przez przełyk i omal nie wyrwał na światło dzienne, gdyby nie ściana w postaci jego zębów. Warknął tylko, uderzając bosą stopą w leżącą obok szafkę. Jedna z szuflad wysunęła się nieco bardziej, wypluwając resztę przedmiotów, jakie w sobie trzymała. Kolejne kartki, parę szmat, jakieś niepotrzebne drobiazgi. Growlithe pochylił się, chwytając luźno w palce końcówkę starego noża.
Podszedł do niego, obracając zręcznie narzędzie przodem do Shiona. Odczekał, aż chwyci za nóż, by podwinąć zaraz rękaw koszuli w czarno-szarą kratę do łokcia i wystawić wnętrze ręki ku Opętanemu. Na nadgarstku pojawiło się już parę przedawnionych ran, co kilka paskudniejszych szram lub ledwo widocznych nacięć wykonanych przez gałęzie drzew i krzewów - poza tym odznaczał się odpowiednim zdrowiem statystycznego wymordowanego.
Tnij. ─ Polecenie padło równie nagle, co nagle wykonał kolejny ruch. Puścił materiał koszuli, pozostawiając odsłoniętą skórę i wsunął palce w miękkie, rude kosmyki, odgarniając je nieco z piegowatej twarzy. Chciał widzieć jego twarz; w szczególności oczy. Za często uciekał od niego wzrokiem, by w takiej chwili znów tchórzyć. ─ Nie bój się; to rozkaz. - Ręka przesunęła się na tył głowy Shiona, przeczesała jego włosy aż po kark, zsunęła się na ramię i puściła go wreszcie, gdy i sam Growlithe spojrzał na swój nadgarstek. ─ Byle głęboko. Twoje rany są głębokie, hm?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podskoczył lekko, kiedy usłyszał huk uderzenia w szafkę. Automatycznie schował obie ręce za siebie, jakby tym gestem, zabierając główną przyczynę rozdrażnienia jasnowłosego, mógł w jakikolwiek poprawić zaistniałą sytuacją. Ale doskonale wiedział, że nie mógł. Wymordowany poznał jego sekret i klamka zapadła. Spodziewał się wszystkiego. Od krzyku, poprzez groźby i warczenia a na przemocy kończąc. Growlithe był jak burza. Niby schemat był taki sam, ale jednak wciąż pozostawała tajemnicza, piękna i cholernie groźna.
- Tak już jest. – powiedział cicho, bardziej do siebie niż do niego. Kiedy jasnowłosy skierował się w jego stronę, Shion momentalnie zaczął robić kroki w tył, chcąc zwiększyć dystans pomiędzy nimi, chociaż doskonale wiedział, że w tym przypadku nic to nie da. Był więźniem tej niewidzialnej klatki a klucz do jego wolności nosił Wilczur. Problem był jednak taki, że rudowłosy niekoniecznie chciał mu go wyrwać.
Z delikatnym błyskiem niepokoju spojrzał na nóż a potem wbił spojrzenie w dwukolorowe tęczówki. W pierwszej chwili pomyślał, że lada chwila poczuje jak otrze wślizguje się w jego ciało, rozłupuje i rozcina. Że to będzie jakiegoś rodzaju kara za nieposłuszeństwo, chociaż w jego oczach nadal pozostawał niewinny. Przecież tak naprawdę nie zrobił nic aż tak złego, prawda?
”Tnij.
Nie rozumiał.
Przyglądał mu się zaskoczony, z wymalowanym niezrozumieniem na jego twarzy.
Jednakże nieświadomie chwycił za rękojeść sztyletu, zrywając kontakt wzrokowy, by przesunąć spojrzeniem po odkrytej skórze. Uniósł powoli, wręcz leniwie, drugą rękę i musnął niepewnie blizny Growa.
- Dlaczego? – wyszeptał cicho, dopiero teraz otrząsając się z tego krótkiego letargu. Zmarszczył brwi i zadarł głowę do góry, by spojrzeć rozzłoszczony wprost w dwukolorowe tęczówki.
- Nie. – warknął, niemal cedząc każdą jedną literę. Odrzucił sztylet w bok, który z głośnym hukiem uderzył w szafkę, nim w końcu spoczął na brudnej podłodze.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie. – zabrał dłoń z jego skóry I zacisnął ją na materiale jego niedopiętej koszuli, by szarpnąć go bardziej w swoją stronę.
- Nigdy, nigdy, nie ma takiej opcji, przenigdy, nigdy tego nie zrobię. Nigdy nie podniosę na ciebie ręki. Nawet jak to twój rozkaz. Ani teraz, ani za rok, sto lat, dwieście lat, aż się caaały wszechświat skończy. Możesz mnie ukarać, możesz… możesz zrobić ze mną co chcesz, ale nie zmusisz mnie do tego. N I G D Y.
Sprzeciwiłeś się mu.
Puścił jego koszulę i odsunął się na odległość kroku, może dwóch.
Wciąż czuł ciepłe pulsowanie na głowie, chociaż dłoń wymordowanego już dawno zsunęła się z jego włosów. I chociaż w pierwszej chwili przechylił głowę bardziej w stronę jego ręki, niemo domagając się więcej pieszczot, tak teraz karcił się w myślach za ten moment swawoli.
- Przygarnąłeś mnie, chociaż mogłeś zabić. Zraniłem twoją rodzinę, ale ty mi dałeś drugą szansę. Nie zranię ręki, która… – zamilkł przełykając cicho ślinę.
- Wolę skrzywdzić znowu siebie, niż ciebie. Skoro chcesz mnie ukarać – zrób to. Ale ciebie nie skrzywdzę, Grow.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

─ Dlaczego?
Ty mi powiedz. To ty trzymasz nóż.
KUSISZ LOS, JACE.
Wiedział o tym i wyglądało na to, że jednocześnie niezbyt przejmował. Gdyby nie znał Shiona, nie wciskałby w jego dłonie ostrych przedmiotów, bo wiedział, że z góry trafiłby na mniej przychylną pozycję. Ale znał, więc nie czuł żadnego zagrożenia. Mógł odbezpieczyć pistolet i włożyć go do jego ręki, ale za spust dzieciak musiał pociągnąć sam. Tyle tylko, że cyngiel pozostawał nietknięty, a broń została odrzucona jak niepotrzebny śmieć. Obaj nie zdążyli dobrze mrugnąć, a nóż huknął w szafkę.
─ Nie.
Bo co?
─ Nie, nie, nie, nie, nie.
Białowłosy powoli opuścił nadgarstek, przyjmując szarpanie za materiał ubrań z zaskakującym spokojem. Oczy nadal katalogowały wszystko, co tylko dało się zarejestrować – najlżejsze drgnięcie w tonie głosu, niepewny uścisk palców na koszuli, wystrzał kolejnych słów ze ściśniętego gardła. Tak jakby w ogóle był sens, żeby się tak roztrajkotać. Ale w końcu Shion odpuścił, odsunął się, spotulniał, gotów przyjąć naniesioną przez właściciela karę; reprymenda jednak nie padła. Wsunął dłonie na jego szyję, oparł opuszki kciuków tuż pod jego brodą i uniósł jego głowę, udostępniając sobie jego twarz – słabe światło pojedynczej świecy rozgoniło mrok z oblicza Shiona, nadając mu mdły, złoty odcień.
Gdybym chciał cię karać – zawiesił głos, zsuwając spojrzenie na lekko rozchylone usta podopiecznego. „To bym to zrobił” utonęło w milczeniu, gdy przesunął kciukami po jego policzkach, aż wreszcie zsunął ręce wzdłuż jego ramion, chwycił jego dłonie i przekręcił, by wysunąć poranione nadgarstki wnętrzem na górę.
Wtedy też to zrobiłeś – wymamrotał niemrawo, przypominając sobie ostrą woń krwi w stołówce. Praktycznie był w stanie odtworzyć sobie zapach świeżej, pysznej...
Haye, przeginasz.
Tygrysi pomruk pojawił się wraz z czarną sylwetką rosłej kocicy. Mara spojrzała na niego z wyrazem politowania, jakby fakt, że urwał jej monolog był najgorszą z możliwym zbrodni – równie haniebną, co wymordowanie pół sierocińca. Nie podejmowała jednak kolejnych prób; przysiadła gdzieś w rogu, oczami otchłani wpatrując się we właściciela, przypominając mu, że czegokolwiek by nie zrobił, zawsze będzie ktoś, kto to widzi, kto może to wykorzystać.
Puścił powoli dłonie Shiona.
Powiedziałeś, że się potknąłeś, a to tylko zadraśnięcie... Nic ważnego, każdy tu się gubił... Pogubiłeś się chyba nie tylko w labiryntach kryjówki, Shion. – Miał ochotę warknąć, strzelić mu w twarz, kazać czołgać się po nóż, zadać rany poprzedzone rozkazem. Złamał polecenie, robi ci na złość. Chce cię rozgniewać. Widać, że ma gadane w chwilach, w których jesteś na granicy.
Growlithe przełknął ślinę i chwycił za podwinięty rękaw, by opuścić go z powrotem do odpowiedniej wysokości.
Widzisz – zaczął bezlitośnie, obrzucając podopiecznego karcącym spojrzeniem. ─ Potrafisz psuć moje rzeczy, ale nie umiesz ustosunkować się do rozkazu. Nie zranisz ręki, która cię karmi, ale ranisz ciało, które jest karmione tą ręką. Sądzisz, że tego nie zrozumiem? – Zacisnął na moment szczęki, przegryzając bunt. ─ Poczekam na wytłumaczenia tyle, ile będzie trzeba, niech będzie, ale zabraniam ci się ciąć. Potrzebujesz bólu? Ja ci go zadam. Za każdym razem, gdy padniesz na kolana i wyskomlesz, żebym dostarczył ci tylu ran, ile ścierpi organizm. Tak. Teraz możesz się umyć.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czemu tak naciskał? Czemu tak mu zależało na poznaniu prawdy? Prawdy, której sam Shion do końca nie rozumiał. Nie wiedział jak funkcjonuje jego własne ciało, nad którym władze sprawował niestabilny  umysł. Nawet nie wiedział od czego mógłby zacząć, jeśli oczywiście chciałby powiedzieć mu cokolwiek. Znieruchomiał, napinając mięśnie, kiedy poczuł dłonie na swojej szyi. Oddech, choć ledwo zauważalnie – przyspieszył. Nienawidził tego. Za każdym razem, gdy ktoś muskał skórę w tych okolicach, bolesne wspomnienia wracały jak uderzenie biczem.
- Nie łap mnie za szyję. – powiedział cicho, chociaż w jego tonie wyraźnie pobrzmiewała nuta prośby. - Nie lubię tego.
I wszyscy bogowie byli teraz świadkami, że w pierwszej chwili chłopak był pewien, że…. Grow go pocałuje. Tak jak wczoraj. Kiedy zorientował się, że to nie nastąpi, poczuł się jak ostatni kretyn. Twarz przybrała momentalnie bordowy kolor, a on sam jęknął cicho, co pewnie z perspektywy jasnowłosego wyglądało dość dziwnie.
- Głupol ze mnie. – parsknął cicho, przyciskając nadgarstek do swoich ust, zrywając kontakt wzrokowy z wymordowanym. Miał tylko nadzieję, że ten nie połapie się w tej całej plątaninie chaosu, która istniała w jego głowie.
Czujesz się rozczarowany, co?
Odetchnął cicho odganiając z głowy niepotrzebne w tej chwili myśli. Musiał mu to wszystko wyjaśnić. Ale jak? Zresztą, chciał podzielić się ze swoją mroczną tajemnicą z kimś. Z nim.
Przełknął cicho śliną i pokręcił ledwo zauważalnie głową. Wyciągnął swoje dłonie i ujął w nie poharataną przez życie dłoń jasnowłosego, przysuwając się nieco.
- To nie tak, że lubię to robić. Bo nie lubię. – fuknął cicho, przesuwając opuszkami po jednej z blizn.
- Po prostu…. Nie rozumiesz tego. – palce zsunęły się na jego nadgarstek, po którym przesunął lekko paznokciami, w końcu wracając palcami do jego. - To jest silniejsze ode mnie. Miewasz chwile, kiedy czujesz, że musisz coś zrobić? Że jak tego nie zrobisz, to zwariujesz? Twoje ciało oszaleje, tak samo jak umysł? Skręca cię od środka. Niszczy. – drobne palce chłopaka wsunęły się pomiędzy jasnowłosego, aż wreszcie złączył je jednym splotem. - Mam tak od kiedy stałem się tym czymś. Za każdym razem jak się zdenerwuje, jak dam upust swoim emocjom, to czuję, że oszaleję. Muszę to zrobić. A kiedy wreszcie zrobię, a krew w końcu spłynie, czuję się spokojny. – powoli uniósł jego dłoń i przytulił swój ciepły policzek do niej, muskając szorstkością swoją skórę.
- Kołatanie serca ustaje, oddech się normuje, nie czuję już, jakby coś chciało rozerwać mnie na kawałki od środka. Wiesz… – wstrzymał na krótki moment , przechylając głowę bardziej w stronę dłoni Growa. - Moja krew jest niebezpieczna. Żyje własnym życiem. Jakby nie należała do mnie. – W końcu puścił jego rękę i odsunął się nieco, czując dziwną ulgę, że w końcu mógł się z kimś tym wszystkim podzielić. Wygadać. Po prostu.
Raptownie spojrzał w bok, czując dziwne zawstydzenie tym, co zamierzał powiedzieć. A raczej o co zapytać. Spodziewał się wyśmiania, przeczącej odpowiedzi, odepchnięcia. Mógł też sobie darować, ale nim zorientował się i zapanował nad samym sobą, jego usta same się poruszyły, a drobna dłoń złapała za materiał koszulki, jakby bał się, że wymordowany ucieknie albo pryśnie jak mydlana bańka.
- Pomożesz mi? – zapytał cicho, na moment unosząc niepewnie spojrzenie, wprost w jego dwubarwne tęczówki, a potem zerknął pospiesznie na stojącą nieopodal misę. - Nie.. nie sięgnę wszędzie. – dodał pospiesznie, jakby to miało jakoś usprawiedliwić jego absurdalną prośbę.
Lubisz jego dotyk, co?
Zacisnął mocniej palce na materiale koszuli.
Lubię.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Materiał okrył z powrotem pokryte bliznami nadgarstki Growlithe'a, a głowa, wraz z ramionami, odchyliły się już na bok, dając całemu światu do zrozumienia, że miał zamiar się odsunąć, nie wykazując już przy tym żadnych oznak charakterystycznych dla słuchacza. I pewnie podszedłby do pierwszej sterty ciuchów, upchniętej w kompaktowe Mount Everest, wreszcie zmieniłby spodnie, ubrał buty i wyszedł z pomieszczenia, robiąc to, co robił najlepiej – czyli cokolwiek. Ale gdzieś w połowie kroku, między momentem, jak przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, a piętę drugiej zdążył już odkleić od brudnego podłoża, coś go zatrzymało. Mięśnie napięły się, wzrok prześlizgnął wzdłuż ramion Shiona – zaczął od jego dłoni, poprzez poranione nadgarstki, potem wyżej, aż nie dotarł do ust, przyprószonego piegami nosa i wreszcie oczu, na których się już zatrzymał.
─ … nie zrozumiesz tego.
Powieki drgnęły, tak samo jak brwi. Powstrzymał się jednak przed tym, by wyrazić kolejną fazę niezadowolenia. Nie znosił, gdy próbowano mu udowodnić, jak mało miał w sobie empatii. Nawet jeśli na widok bezdomnego wciskał mu grosza w dupę, aż kasa nie wyszła mu gardłem, to posiadał wewnątrz namiastki człowieczego zrozumienia – gdyby wyłożono mu wszystko czarno na białym, nie było opcji, by tego nie przetrawił. Skoro był w stanie pojąć algebrę i fizykę kwantową, kilka argumentów z ludzkiego punktu widzenia też powinno zostać zatwierdzone przez jego umysł.
Nawet się nie zorientował, kiedy jego własna dłoń spoczęła na policzku Shiona. W oczach upchnięto mu natychmiast ostrzeżenie, ale poza tym ciało nie wykazywało wrogiego nastawienia. Pozwolił zrobić z sobą coś, co i tak nie było niczym wielkim. Pod palcami czuł delikatną skórę, ale nie zdobył się na żaden ruch. Pierwszy raz zdał sobie sprawę, że cera Shiona, w porównaniu z jego, jest jak lekki materiał w konfrontacji z papierem ściernym. Nie zdziwiłby się, gdyby od dłuższego dotykania go tymi rękoma, zaczął pozostawiać po sobie nieintensywne zaczerwienienia.
„Moja krew jest niebezpieczna. Żyje własnym życiem. Jakby nie należała do mnie.”
JAKBY NIE NALEŻAŁA DO NIEGO. BO I NIE NALEŻY! – syknęła jedna z mar, wsuwając dłonie o hakowatych pazurach prosto na ramiona Growlithe'a. Ręce wsunęły się powoli na jego tors, gdy oblepiona czernią sylwetka przylgnęła do jego pleców, zaczepnie bawiąc się brzegiem koszulki tuż przy jego szyi. Mimo nagłego chłodu nie pozwolił mięśniom na reakcje. Zacisnął tylko palce na dłoni podopiecznego.
NALEŻY DO CIEBIE, JACE! CZEMU NIE KORZYSTASZ? P O W I N I E N E Ś KORZYSTAĆ! MASZ NA WYCIAGNIĘCIE RĘKI SŁODKI EGZEMPLARZ, KTÓRY NIE DOŚĆ, ŻE JEST BEZBRONNYM JAGNIĘCIEM, TO W DODATKU S A M PRZYZNAŁ SIĘ, JAK BARDZO POTRZEBUJE ROZLEWU KRWI! WŁASNEJ KRWI, JACE, WŁASNEJ!
Białowłosy zsunął spojrzenie na poplamioną zakrzepami szyję Shiona; praktycznie był w stanie wyobrazić sobie smak posoki, odtworzyć jej świeży, wczorajszy zapach, mącący umysł największym kuszeniem. Przez pokój przetoczyło się uspokajające: „shhhh” i ciężko było uznać, czy uciszał Opętanego, czy Haye; którykolwiek by to jednak nie był z wariantów, mara umilkła, gdy dłoń wymordowanego samym wierzchem pogłaskała policzek Shiona.
Pomogę. – Obrócił dłoń, by tym razem opuszkami dotknąć jego twarzy; znów z wrażeniem, że mógłby go rozciąć samą szorstkością rąk. Mimo tego skóra Shiona pozostała nietknięta, gdy ujął jego podbródek i uniósł głowę. Nienaturalnie miękkie włosy zetknęły się lekko z gardłem Opętanego, a usta przylgnęły do zaschniętej krwi. Muskał tam, gdzie Shion najbardziej nie znosił być dotykany – po szyi. Skrawek po skrawku, jak na złość nie spiesząc się ani z pocałunkami, ani z językiem, który co jakiś czas zbierał świeższą, niezastałą jeszcze krew. ─ Bo rozumiem – ciepły oddech padł na jego obojczyk, za który zaczepnie zahaczyły dolne zęby wymordowanego.
„Głupol ze mnie”.
Właśnie. Prawdziwy kretyn.
A przecież wystarczyło tylko poprosić.
Z tą myślą puścił go, uniósł głowę z ramienia, wspinając się wraz z oddechem ku górze, aż wreszcie przylgnął ustami do jego ust, od razu zachęcająco je rozchylając. Rozległo się ciche cmoknięcie, nim nie wpił się agresywniej w jego wargi, na ułamki sekund zapominając, że oddech byłby im potrzebny. Pochylony nad niższym chłopakiem, objął go w talii przysuwając bliżej siebie z gardłowym warknięciem. Był jego – i to właśnie przekazywał, gdy z zadziornością w przymrużonych oczach przegryzł końcówkę języka Shiona. ─ Przychodź... do mnie – wychrypiał prosto w rozchylone usta, drażniąc się z młodym tylko krótkimi muśnięciami. Aż wreszcie uniósł głowę i pozostawił po sobie ostatnie wspomnienie na jego skroni, wsuwając przy okazji nos w rude pasma włosów.
Nie rób tego sam, skoro masz mnie. Ryzyko mi niestraszne.
Ostatni raz pogładził go po nagich plecach, nim nie rozplótł rąk i nie wypuścił chłopca z uścisku. Błyszczące w mroku oczy od razu odnalazły jego twarz, skrytą za rozczochrana grzywka do momentu, w którym chuchnął mu powietrzem w czoło, rozwiewając lekkie włosy na boki.
Opowiem ci o czymś, jak tylko będziesz czysty. – Usta wykrzywiły mu się w niesmaku. ─ Bo w tym stanie możesz nie dotrwać do puenty.
WCALE NIE CHODZI CI O STAN FIZYCZNY, JACE – mruknęła Shatarai, której sylwetka rozwiała się w kontakcie z nagle podniesioną miską. Gdyby nie jej forma, na pewno dostałaby przedmiotem w pysk, aż zadzwoniłby jej wszystkie zęby. Growlithe kazał jeszcze Shionowi wziąć ubrania i przyniesiony wcześniej przez Rindou ręcznik.
PRZYNAJMNIEJ NIE O ZDROWIE – dodała zaraz, przyglądając się, jak Wilczur kładzie naczynie bliżej skrzyni, a potem siada na niej, chwytając za jedną z nogawek. NADAL CIĘ SZCZUJE ZAPACHEM KRWI, HM? Podwinął materiał przed kolano i to samo zrobił z drugą stroną. Machnął ręką w stronę dużej miski z wodą, zerkając na Shiona i... w tym momencie brew zrobiła up!, a on sam zamarł z dłonią w trakcie podwijania rękawa.
Ale rozbierz się do reszty – mruknął ze zniecierpliwieniem. ─ Jest tak duża, że spokojnie w niej usiądziesz. I podaj jeszcze tamtą koszulkę. Zerknij też do szuflady, tej co leży obok ciebie. Powinno być tam jeszcze mydło.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie wiedział jak jasnowłosy to wszystko przyjmie. Równie dobrze mógł uznać go za wariata, wyśmiać, wgnieść butem w ziemię. Ale nic takiego nie zrobił. Przyjął jego wyjaśnienie i zaakceptował. A to zaczynało budować w chłopaku dziwną, niezrozumiałą więź. Pozwalał zarzucić sobie na szyję niewidzialną smycz. A najgorsze w tym wszystkim było to, że sam pchał łeb w węzeł, i taki stan rzeczy mu odpowiadał. Shion potrzebował kogoś przy sobie. Kogoś, przy kim poczuje stabilność i bezpieczeństwo, ze świadomością, że cokolwiek nie zrobi, jak bardzo nie popełni błędu, to i tak będzie miał do kogo wrócił. Przywiązywał się.
Wydał z siebie ciche mruknięcie, jak mały, zadowolony kociak, który otrzymał kolejną przyjemną pieszczotę od swojego właściciela, kiedy drapiąca skóra przemknęła po jego. To, mimo wszystkich sprzeczności, było naprawdę przyjemne doznanie. Tak bardzo różnił się od Ethana. Pod niemal każdym względem. Brązowe spojrzenie skupiło się na piegowatej twarzy, gdzie zatańczył cień rzucany przez niestabilny płomyk świecy. Obraz szybko się zamazał i pozostały jedynie jasne kosmyki włosów, gdy ciepły język musnął jego świeżą ranę. Instynktownie odchylił głowę nieco w bok, chcąc ułatwić dostęp do swojej szyi, wsuwając drobne palce obu dłoni najpierw na boki szczupłego wymordowanego, przesuwając je wyżej, na jego łopatki, aż w końcu objął go mocno przylegając do niego całym sobą.
- Nigdy… – przymknął powoli powieki, kiedy twarz jasnowłosego znalazła się niebezpiecznie blisko niego. - … cię nie zdradzę, Grow. – jego słowa połączyły się z jego wargami, kiedy został uciszony pocałunkiem.
No Shion, kogo wybrałbyś, gdyby przed tobą stanął Grow i Ethan, hm?
Czuł, jak kręci mu się w głowie. Jak nogi robią się z waty, a jego własne serce niemal wyrywa się z piersi. Przez ułamek sekundy bał się, że jasnowłosy usłyszy to. Był słaby, ale w takich chwilach jak te, czuł się jeszcze słabszy, a jednocześnie pełen dziwnej energii. Nawet się nie zorientował, kiedy jego usta musnęło chłodne powietrze, choć wciąż pulsowały pełne smaku Growa. Przesunął koniuszkiem języka zlizując resztki śliny wyższego wymordowanego i z trudnością w końcu go puścił, kiedy ten odsunął się od niego. Dotknął lekko opuszkami swojej skroni a na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Nie zmył go nawet moment dmuchnięcia, chociaż Shion zacisnął mocniej powieki pełne zaskoczenia. W końcu pokiwał lekko głową, zgadzając się na jego słowa.
- Wiesz… nie chcę ci zrobić krzywdy przez przypadek. – wymamrotał, chociaż gdzieś podświadomie wiedział, że w tym momencie Growlithe był jedyną osobą, która mogłaby mu pomóc. - Następnym razem przyjdę do ciebie.. .żebyś mi pomógł. – dodał i podniósł głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy i… uśmiechnął się. Szeroko, szczerze. Chyba po raz pierwszy od… od bardzo dawna. Po raz pierwszy odkąd stał się tym czymś. - Obiecuję.
Jego oczy roziskrzyły się na wiadomość, że Grow coś mu powie. Wyglądał przez moment jak ktoś, kto wygrał na loterii. Jak dziecko, które otrzymało od losu wymarzony prezent pod choinkę. Odwrócił się na pięcie i pospiesznie zaczął przynosić wszystkie rzeczy, które jasnowłosy chciał.
”… rozbierz się”
Zamarł i spojrzał na niego zaskoczony. Poruszył niemo ustami w ostatnim geście buntu i spojrzał na swoją bieliznę, zaciskając mocniej uda. I tak obnażył się przed nim wystarczająco. Zarówno cieleśnie jak i mentalnie. Tak więc co może zmienić ten jeden, marny skrawek materiału?
Przycisnął mocniej klatki piersiowej trzymane ubrania oraz mydło, po czym wsunął jeden palec wolnej ręki za gumkę bielizny i szarpnął, pozwalając jej zsunąć się na ziemię. Nabrał więcej powietrza w płuca, po czym przedreptał te parę metrów i niemal wskoczył od razu do miski, siadając tyłem do Growa i podciągając nogi pod siebie. I tyle z biegania z gołym tyłkiem. W ostatniej chwili odłożył na bok przyniesione rzeczy, które na całe szczęście uniknęły zmoczenia.
Shion przez moment pokiwał się na boki, czując dziwną ulgę i radość, wsuwając dłonie do wody, by nabrać jej nieco.
- Wiesz… cieszę się, że cię spotkałem. – powiedział z nutą radości, obejmując mocniej swoje kolana I uśmiechając się do siebie jak ostatni kretyn. Coś przy jego szyi poruszyło się, powolnym ruchem zaczęło kiwać się na boki, niczym małe zwierzę łaszące się do swojego właściciela.
- A. Zapomniałem się.. – powiedział nagle, a jego twarz momentalnie została pozbawiona jakichkolwiek emocji, na powrót nacechowana chłodną obojętnością.
PLUSK
Wijące stworzonko chlusnęło do wody, zabarwiając ją na kolor brunatny. Shion odchylił głowę do tyłu tak mocno, żeby móc spojrzeć z dołu na Growa. - To co chciałeś mi opowiedzieć?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Złapał jeszcze koszulkę, nim ta nie władowałaby się do miski, a chwilę później chlapnęło, aż plecy wymordowanego wyprostowały się, unosząc głowę i dłonie poza zasięg małych kropelek. Przemknął spojrzeniem po rudych, skołtunionych włosach, brudnych ramionach, utytłanych ziemią plecach z zadrapaniami, po napiętej skórze, aż wreszcie powrócił wyżej, przyglądając się w skupieniu balansującej na granicy prawa krwawej marze. Obserwował to w milczeniu nawet wtedy, gdy zanurzył koszulkę w zimnej wodzie i powiódł materiałem wzdłuż kręgosłupa Shiona, zmywając grubą warstwę syfu.
─ A. Zapomniałem się.
Chlust.
Growlithe zmarszczył lekko brwi, ale nie przerwał czynności. Jedną z dłoni oparł o nagi bark chłopaka, drugą niespiesznie szorował miejsce między jego łopatkami, starając się pozbyć jednej z ciemniejszych plam. Pewnie byłoby łatwiej, gdyby woda była ciepła... i gdyby coś innego nie zaprzątało mu myśli.
W porządku. – Przemknął koszulką na wolne ramię Opętanego i dotknął nią ubrudzonej wczorajszą krwią szyi. Po nagim ciele spływały co rusz zaróżowione strużki wody, przypominając im obu o konsekwencjach rytuału. ─ Nie hamuj się z mocą. – Mokry, lodowaty materiał zaczął przemykać pod linią jego żuchwy, usuwając ze skóry niepotrzebne zanieczyszczenia. Wyraźnie chciał powiedzieć coś jeszcze, ale urwał natychmiast, wyczuwając większy ruch ze strony podopiecznego. Gdy tylko Shion się odchylił, brew jasnowłosego powędrowała pod biel roztrzepanych włosów, a on sam zerknął na niego z góry, lustrując...
Ale masz brudny pysk. – Chlusnęło, gdy szmata z impetem padła na jego twarz, prędko przemykając jednak na czoło, a potem czerep, przy okazji zaczesując przydługą grzywkę Opętanego do tyłu. Grow gwałtownym ruchem nadgarstków wykręcił materiał, obmywając kosmyki arktycznym strumieniem. Co prawda zdawał sobie sprawę, że po przeleżeniu całej nocy ciało Shiona i tak nieźle się wyziębiło, a dodatkowa niska temperatura cieczy mogła mu tylko przyprowadzić za rękę jakieś choróbsko, brutalnie ładując je do gardła, płuc i zatok -  nie wyglądało jednak na to, by miał z tego powodu zahaczać o konfesjonał.  
Inaczej nigdy się nie nauczysz jej używać – wznowił poprzedni wątek, trąc materiałem tył głowy młodszego wymordowanego. Dopiero gdy miał pewność, że większość pozostałości po ziemi, kurzu i innych, równie drobnych ustrojstwach zostało usunięte, przewiesił ciężki od wody materiał przez brzeg misy i sięgnął po zdezelowane mydło. ─ Wyhartuj się. Najlepiej do tego stopnia, byś nie musiał dławić się emocjami... i nie rozerwał mnie od środka. – Wsunął namydlone palce między posklejane wodą rude pasma i szybko zaczął naprowadzać prowizoryczny szampon, przyglądając się niechętnie ciemnoszarym bąbelkom. ─ Wygląda na to, że (zamknij oczy) – znów chlusnęła woda, wydrzemnięta z materiału ─ dziś pierwszy raz się uśmiechnąłeś. Było miło? – Nabrał raz jeszcze zimnej cieczy, by zmyć resztki środka czyszczącego z głowy Shiona, a potem wreszcie mógł zająć się partią, która go interesowała. Wsunął ciepłe dłonie na jego biodra, przemknął nimi na szczupły  brzuch i objął mocno, dotykając ustami jego szyi. Wargi lekko muskały ranną skórę, gdy wypowiadał kolejne słowa, choć raczej wymrukiwał, niż wypowiadał. ─ Bardzo? Chciałbyś to powtórzyć? – Zaśmiał się, trochę zbyt ochryple, by nazwać to w pełni zdrowym śmiechem, a potem odsunął się, pozostawiając po sobie ponowny, wgryzający się aż do kości chłód. „No już, wstawaj” wymamrotał tak cicho, że nawet wymordowany z wyjątkowo wyostrzonym słuchem mógł mieć problem z rozszyfrowaniem tej wiadomości. Bez względu na to, czy podopiecznemu udało się wychwycić nutę jego głosu czy nie; mdły blask świecy odgonił mrok z dłoni Growlithe'a, gdy sięgał po suchy ręcznik i jednym, niedbałym ruchem zarzucił go Shionowi na głowę. Zrobił to jednak dopiero wtedy, gdy Opętany dźwignął się nieco na nogi (nawet jeśli nie zrozumiał komendy, z pewnością wyczuł chwilę), bo materiał był na tyle duży, że sięgnąłby brązowawej wody.
Objął go prędko w talii i usadził sobie na kolanach, opierając bosą stopę o brzeg misy. Odsunął ją sprawnym ruchem do przodu, do reszty zrywając kontakt młodego z zimnem wody. Nie zdziwiłby się zresztą, gdyby usłyszał szczękanie zębami albo poczuł drżenie ciała, choć wyglądało na to, że jego wyblaknięty Kapturek był na tyle chuderlawy, na tyle drobny i dziecięcy, że zmieścił się cały pod przyniesionym przez Rindou ręcznikiem. Ręcznikiem, który już w pierwszej sekundzie zaczął działać jak gąbka – drobne kropelki wody, które przemykały po ciele wymordowanego, wsiąkały prędko w szorstki materiał.
Growlithe chuchnął mu prosto w ucho i uniósł brwi, przyglądając się schowanej w półmroku twarzy Shiona.
Potrzebujesz rozlewu krwi, by poczuć ulgę – przymrużył ślepia ─ ja również. W pewien sposób, jesteśmy do siebie podobni. – Zawiesił głos, smakując w myślach wypowiedzianych przez siebie słów. ─ Tak. Tylko w pewien. Bo widzisz, nie rozsadza mnie od środka, żyły nie pękają od nadmiaru cieczy, nie czuję ukojenia pozbywając się jej z organizmu. Ironicznie, bo jestem twoim kontrastem, mały. – Shion mógł poczuć, jak klatka piersiowa białowłosego unosi się wraz z nowym wdechem, a potem – w akompaniamencie syku – opada z wydechem. ─ Bo nie potrzebuję rozlewu mojej krwi. Potrzebuję rozlewu cudzej, bym poczuł ulgę. Najłatwiej chyba porównać to do pragnienia. Najpierw czujesz lekki dyskomfort; naprawdę niewielki. Na tyle słaby, że z łatwością da się to zignorować. Dopiero z czasem coś kładzie ci dłoń na gardle. Nie lubisz, gdy ktoś cię za nie chwyta, hm? – Uśmiechnął się z parsknięciem. ─ Ja tego nienawidzę. Ten moment, gdy siłą odcinają ci tlen, gdy zaczynasz mieć wrażenie bezradności, gdy kolana drżą, palce rąk kulą się w pięść, zęby zaciskają. Miałeś tak kiedyś?
Shatarai oblizała długim jęzorem bok pyska.
MIAŁ – syknęła z kąta, choć miała wrażenie, że Wilczur w ogóle jej nie słucha. OCZYWIŚCIE, ŻE MIAŁ. NIEJEDNOKROTNIE. I jej wrażenie było znakomite. Nie słuchał jej.
Wymordowani różnie radzą sobie ze światem. No, leć się ubrać. – Wyplatał go ze swojego uścisku i kiwnął brodą w stronę porzuconej na ziemi koszulki – z pewnością sięgającej Shionowi do połowy ud, jak nie niżej. Dłonie albinosa w tym czasie oparły się po bokach, a on sam zwilżył językiem przesuszoną wargę, próbując przełożyć myśli na mowę. ─ Cudzą krwią potrafię zasklepić rany zadane nożem, eliminuję choroby, tłamszę cierpienie. Regeneruję ciało jak po pstryknięciu palcami. Jest tylko jeden szkopuł. – Niechęć tknęła jego minę, gdy wykrzywiał usta w niemrawy grymas. ─ Nie produkuję wystarczającej ilości własnej krwi, bym mógł przeżyć. Po jakimś czasie organizm domaga się uzupełnienia płynów. Zaciska się wtedy sznur na szyi, gdzieś w oddali tykają sekundy. Co będzie, jeśli nie uda mi się znaleźć źródła? – Głowa przechyliła się na bok, jakby nagle się czymś zaciekawił. Przyglądał się nieustannie Shionowi, katalogując jego ruchy, mimikę, wszystkie emocje upchnięte w sarnich oczach. ─ Mówiłem, że jesteśmy podobni. Obaj dźwigamy brzemię bycia tym skurwysyństwem. ─ Białe zęby błysnęły w ciemnościach, gdy wychyliły się zza warg ułożonych w zadziorny uśmiech. ─ Głodny? Bo ja bardzo.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 19 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 14 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach