Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 19 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 14 ... 19  Next

Go down

„... w sposób w jaki nie chcę?”
Dobitniej mógł mu to przekazać już tylko za pomocą drukowanych liter.
ŁAP GO! ─ wrzasnęła rozdzierająco Shatarai. Jej zwykle namiętny, kuszący głos, teraz zmienił się w mysi pisk, jakiego czuły zmysł słuchu nie mógł znieść. Rysowała szyby pazurami. ŁAP SKURWIELA! JEST.NA.WY.CIĄ.GNIĘ.CIE.DŁO.NI!
Ale ręka Growlithe'a tym razem pozostała nieruchoma. Lustrował niezmiennym spojrzeniem twarz wydzierającego się na niego Shiona, który wściekle toczył pianę z ust. Przypominał małe zwierzątko, któremu nadepnęło się na ogon. Całkowicie przypadkiem wywołało to wojnę i choć wydawało się, że z racji przewagi w każdym calu powinien wygrać Wilczur, tym razem nie stawiał żadnego oporu. Zaczął się akurat podnosić, gdy ręka Kundla pchnęła jego bark, zmuszając bosą stopę do przesunięcia się w tył, by złapać równowagę.
Poczuł znienawidzone uczucie zdenerwowania, które rwało jego żołądek na strzępy, jak zaraza przechodząc na kolejne organy. Płuca, serce ─ wyżerało wszystko, dotykając palącymi językami jego gardła. Przełknął powoli ślinę. Z pustynią w gardle poczuł kolejny policzek, który nawet nie miał miejsca.
„W jaki nie chcę!”
Nagle.
Usłyszał jeszcze tylko stłumiony huk i chluśnięcie. Dopiero po tym powoli zaczynała się do niego dobijać świadomość. Miska dotychczas pełna wody trzasnęła o ścianę niedaleko Shiona, odbiła się i upadła na ziemię, rozlewając na niej całą swoją zawartość. Brudna ciecz rozprysła się na powierzchni, skraplając Avery, rozrzucone na ziemi ubrania i zarysowane kartki. Brew Wilczura drgnęła, gdy położył nogę z powrotem na ziemi i przyłożył dłoń do policzka. Potarł ręką twarz, jakby tym gestem starał się zetrzeć maskę gniewu wykrzywiającą jego wargi w paskudnym grymasie pełnym obrzydzenia, rezygnacji i czegoś, czego sam do końca nie rozumiał. Jakby trzymał w ustach kwaśne cytryny.
Oczywiście, że się bał.
Nie był to typowy lęk, który podcina nogi i związuje ręce paraliżem, którego nie można się pozbyć, stojąc na środku torów i patrząc na nadjeżdżający ekspresem gwiżdżący pociąg. Daleko mu było do stanu, z którym nie potrafiłby sobie poradzić na co dzień. Prędzej przypominało to niezadowolenie dopełnione bezradnością.
A tego nie znosił jeszcze bardziej.
Avery zaskomlała przesuwając różowym jęzorem po nagim ramieniu Shiona w ramach wsparcia godnego ratowników z Majorki. Jej puszysty ogon przesunął się powoli po ziemi, gdy sama przekręcała łeb ku Growlithe'owi. Kita zamachała trochę szybciej w momencie, w którym padł na nią zmęczony wzrok właściciela.
CO, ZAZDROSNY? ─ Shiva powtórzyła dobrze znane mu słowa. Jak wypalony znak zachowały się w jego umyśle, dręcząc zmysły jak zgrubiała blizna. Niby nie boli, ale sama obecność defektu doprowadzała go szewskiej pasji.
Jak diabli.
Wadera uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła łbem.
CHYBA NIE MA O CO?
Odgarnął włosy z czoła i ruszył ku porzuconym w rogu butom.
Nie oddam jej go.
Uśmiech został strącony z pyska Shivy, gdy przechylała łeb na bok.
GO?
Muszę stąd wyjść.
Shiva gwałtownie doskoczyła do niego, spoglądając z dołu na jego poszarzałą twarz.
NIEDOBRZE CI?
Parsknął nagle, wsuwając stopy w buty.
Wariuję.
Wkurwiasz mnie. ─ Żadna nowość, co? A jednak czuł się, jakby mówił mu to pierwszy raz. Jakby cokolwiek mówił pierwszy raz, bo w gardle miał garść żyletek. ─ Dasz się dotknąć komukolwiek, byleby nie był mną, hm? Każda jedna łajza będzie lepsza, jeśli nie ma moich rąk. ─ Pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem, choć taki tok myślenia wcale nie był mu obcy. Wielu komentowało szorstkość jego dłoni, wielu nie znosiło dobrze kontaktu z nimi. Co wrażliwsze ciało wymagało szczególnej ostrożności, na którą nieczęsto się zmuszał. Jasne, że nie chodziło o dotyk sam w sobie, a o to, w jakiej formie to robił. Podskórnie prawdopodobnie zdawał sobie z tego sprawę. Najwidoczniej jednak tylko tak. ─ Zabawniej jest się pindrzyć do Rainbow, zamiast zapytać mnie wprost czy dam ci...
Reszta zdania utknęła mu na końcu języka. Prawie czuł smak tych słów, ale nagłe uderzenie w drewno skutecznie zasznurowało mu usta.
Grow, pomóż! ─ stęknęła nagle Rainbow z drugiej strony, napierając na drzwi i próbując je otworzyć łokciem. Wilczur w wymownym, wręcz namacalnie rozdrażnionym milczeniu nacisnął na klamkę i od razu przejął Evendell, jakby od lat ćwiczyli podobne sceny. Dziewczyna podała mu śpiącą dziewczynkę, a on od razu poczuł na ramionach niewielki ciężar jej ciała i wilgotne wciąż włosy, moczące mu rękaw koszulki. Cichutko oddychała. Chociaż ona była spokojna.
Rany! ─ Raibow przesunęła wierzchem dłoni po czole. Weszła do środka, jak do siebie, w drugiej ręce trzymając siatkę z kanapkami, które zapewne przygotowała dla nich Matylda. ─ Usnęła u Ino. Podobno nie chciał jej dotknąć, bo się bał, że ją połamie. Czy ty wszystkich musisz głodzić, do cholery? Tak, dobrze. Tylko, żeby się nie zbudziła ─ dodała prędko, patrząc, jak Growlithe kładzie anielicę na skrzyni. Chuda sylwetka zaraz została przysłonięta jednym z licznych koców. Rai cmoknęła z zadowoleniem. Na sam widok śpiącej Evendell jej twarz zyskała lekkich rumieńców. ─ Słodka, nie?
Cisza.
Dobermanka wzięła się pod boki i zerknęła wpierw na Shiona, potem na mokre kartki, podłogę i ścianę, a dopiero na końcu na Growlithe'a. Drobny uśmiech zdobiący jej usta zniknął jak z bicza trzasnął.
Co tu się stało?  
Shion ci chętnie opowie ─ charknął kwaśno, dotykając palcami pulsującej skroni. Nadal był wściekły. Nadal czuł rwanie wewnątrz. Nadal musiał stąd wyjść, jeśli na misce miało się skończyć przedstawienie.
A ty gdzie?
Wrócę rano.
Co tak... ─ Zamrugała nagle. ─ Coś pilnego?
Niecierpiącego zwłoki.
Szorstki ton wybił ją nieco z tropu. Nie spodziewając się takiej reakcji z jego strony, zacisnęła wargi w wąską linię i spuściła wzrok, jakby zrobiła coś, czego nikt nie powinien jej wybaczyć.
Zajmę się Shionem. I Evie.
Machnął jeszcze dłonią tuż nad linią swojego ramienia i zniknął z pomieszczenia. Avery w ostatniej chwili wyślizgnęła się Shionowi z uścisku i pędem wystrzeliła za białowłosym, uderzając w korytarz pojedynczym, ale głośnym szczeknięciem.

|| zt x 2
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z warknięciem pchnął nocną szafkę; ta z hukiem trzasnęła o ziemię, wypluwając jedną z trzech dostępnych szuflad. Posypały się duperele i zaszeleściły kartki, po których bez cienia przywiązania przeszedł bosymi stopami.
Jeśli jest coś, czego nie znosił bardziej od czekania, to było to czekanie na osoby, które powinny być przed jego nogami na wczoraj. Których zapach powinien był czuć tuż przed nosem, z ciszą przerywaną przez przemyślane, choć pełne obawy odpowiedzi na jego pytania. Ale ciszy nikt nie przerywał, zapach dawno wywietrzał, a on sam odczuwał narastające wewnątrz zniecierpliwienie. Nie tolerował nieróbstwa, nie tolerował też nie wykonywania rozkazów – a im dłużej nie było Shiona, tym bardziej miał wrażenie, że dzieciak sobie z nim pogrywa. Dostał od niego chwilę, by pobawić się z Gavranem, a mijały kolejne ciągnące się jak lepka ciecz kwadranse, powoli szczujące opartego o ścianę Wilczura. Przez „chwilę” miał na myśli coś ulotnego, krótkiego, praktycznie niemającego prawa istnienia – nie godzinę, dwie albo osiem.
Gdzie ten cholerny szczyl?
Tak lubił igrać w ogniem?
Bawił się umieszczoną w lampie świecą, co rusz zapalając ją, to znów gasząc płomień, jakby nie mógł się zdecydować, czy chce przebywać w ciemnościach, czy jednak rozproszyć mrok mdłym blaskiem ognia. W końcu pozostawił malutki skrawek jasności przy życiu, odwracając się przodem do swojej niewielkiej, zagraconej nory – miejsca, gdzie od tygodni przebywał ze zdrajcą. A jednak łapał się na tym, że im częściej spoglądał na Shiona, tym rzadziej dopasowywał go do plakietki odszczepieńca. A tak nie powinno być. Jeszcze moment, głupi moment, w którym opuściłby gardę i będzie żałował każdej sekundy, w której zapomniał o jego brzemieniu.
Zaśmiał się nagle cicho, przechodząc lekkim, leniwym krokiem do skrzyni, na której niedbale leżały od paru dób niezasłane koce. Opadł ciężko na skrzypiące deski i odchylił się do tyłu, aż nie poczuł na plecach twardej, chropowatej ściany. Palce splotły się na karku, a on sam oparł się tyłem głowy o nierównomierną powierzchnię. W porządku. Przecież to nie mogło trwać wieki. A nawet jeśli – Rindou miał na niego oko.

---------------------------------

Drzwi skrzypnęły. Wzrok podniósł się znad linii okładki. Palce sięgnęły do oprawek okularów.
Nie wiedział, ile dokładnie czasu minęło, ale strony pokrytej czasem książki historycznej zdążyły w większej mierze przełożyć się z prawej strony do lewej – nuda dopada w najmniej oczekiwanym momencie i w najmniej jest też przerywana. Growlithe zamknął tekst i odłożył egzemplarz na bok przewróconej szafki, zaraz odkładając okulary na twardą okładkę z polskim nazwiskiem autora. Potarł niespiesznie zmęczone oczy i zsunął nogi na ziemię, wreszcie wlepiając dwukolorowe spojrzenie w stojącego w wejściu Shiona.
Podejdź. ─ Szorstki ton towarzyszył kolejnemu odgłosowi starych drzwi. Growlithe nie spuszczał z niego badawczego spojrzenia, wyłapując każdą szansę na spojrzenie w oczy młodszego chłopaka. ─ Bliżej – dodał kąśliwie, opierając jedną z rąk o swoje udo – znak, że ma podejść aż tutaj. Światło niewielkiego płomienia dotykało nieśmiało piegowatej twarzy Shiona, na której jeszcze jakiś czas temu gościł wyzywający wyraz. Chciał cię zdenerwować, wiesz? Growlithe uśmiechnął się potulnie, mrużąc zwierzęce ślepia. Wiem. I to wydawało się równie ekscytujące, jak woń zmącona zapachem Gavrana. Wsparty jedną z rąk, drugą uniósł, gdy tylko Opętany podszedł wystarczająco blisko. Dotknął knykciami jego policzka, wsuwając opuszki pod długi, rudy kosmyk.
Długo cię nie było. – Nie musiał się wysilać. Przytłaczająca aura z pewnością dotknęła już ciała podopiecznego, napierając na niego od góry, jakby niewidzialna siła próbowała ugiąć jego kolana i posłać go na klęczki. Choć na twarzy Growlithe'a gościły szczątki opanowania, w ton głosu oczywiście musiała zaplątać się nuta kwasu. Pogładził pasmo włosów Shiona i zsunął palce pod linię jego szczęki, kciukiem zahaczając jeszcze o dolną wargę. Wargę, która dotykała ust tchórzliwego kundla.
Growlithe cmoknął pod nosem.
Chciałeś mnie wkurzyć. – Uniósł wzrok na jego oczy. Choć to niemożliwe, wielu z pewnością usłyszałoby nagłe pstryknięcie, jakby zakapturzona postać schowana w rogu zwolniła blokadę. Wilczur szarpnął go za szczękę, zniżając twarz dzieciaka do swojego poziomu. ─ Po co? Myślałeś, że Gav cię przede mną obroni? – Palce wzmocniły chwyt, silniej miażdżąc żuchwę Opętanego, gdy w oczach przywódcy pojawił się ostrzegawczy błysk. ─ Słaby musisz być skoro tak długo... jak to było? Pomagałeś mu się przełamać? – Uśmiech wyciągnął jego usta w nieszczerym uśmiechu. Mimo nałożonej maski, wewnątrz niego coś zagrzebywano żywcem. Wiedział, że sam trzyma narzędzie, dodając następne łopaty suchego piachu, ale podświadomość nakazywała mu myśleć, że to jedyny słuszny krok, jaki mógł postawić w obecnej sytuacji. D l a c z e g o miałby mu współczuć i odpuścić „tym razem”? Sam Shion chwycił za kij i wycelował nim w gardło swojego właściciela. Przyparci do muru są szczególnie niebezpieczni. W końcu nie mają już nic do stracenia. To dlatego prędko opuścił kąciki ust, niechętny do dalszej zabawy. ─ Bo nie powiesz mi przecież, że tak długo się pieprzyliście po kątach siedziby, hm?  Był chociaż delikatny, kochanie? – Puścił go pchnięciem w tył, dokładając nadgarstek na swoje udo i spojrzał na twarz pobrudzoną czerwonymi śladami po uścisku jego palców.
Znów użył za dużo siły. A mógł przecież tylko kazać mu się pochylić. Wyszłoby na to samo, z tą drobną różnicą, że obyłoby się bez dotyku, w zamian dając Shionowi złudne wrażenie, że ma jeszcze odłamki własnej woli – że pochylenie się, byłoby przecież jego własnym ruchem, nie wymuszonym przez cudze dłonie manewrem. Nie mogłeś się powstrzymać, Jace? Widocznie nie mogłem.
Uklęknij.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 28.10.15 23:43, w całości zmieniany 3 razy
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywiście od Gavrana wyszedł zadziwiająco szybko. Ale specjalnie chciał zwlekać ze swoim powrotem do pokoju Growa. Bo podświadomie wiedział, co go tam czeka. I wszystkie znaki na ziemi i niebie, a nawet w piekle głośno wrzeszczały, że nie miało to być nic dobrego. Inna sprawa, że w decyzji rudowłosego kryła się nuta złośliwości. Cichutko podszeptywała mu „niech czeka. A co. Jak najdłużej”. Ale im dłużej  zwlekał, tym bardziej czul dreszcze strachu. Ale nie było już odwrotu. Dlatego też jak ten ostatni ciołek stał przed wejściem jeszcze z dobre kilkanaście minut, nim wreszcie z głośno bijącym sercem, pchnął drzwi i wsunął swoje ciało do środka. Od razu w jego ciało buchnęło charakterystyczne uczucie ciepła, jakie towarzyszyło przy Growie. Swego czasu zainteresował się tym zjawiskiem i podpytał Rainbow  o co w tym wszystkim właściwie chodzi, ale dziewczyna szybko go uspokoiła. Tak po prostu było z jego ciałem. Wytwarzało więcej stopni niż normalny człowiek czy też wymordowany. Jego „urok”, jak to powiedziała. Cień krzywego uśmiechu przemknął przez jego wargi na widmo wspomnienia. Czas skonfrontować się z najgorszym koszmarem.
Wbił twarde spojrzenie w swojego opiekuna, przywódcę i właściciela w jednej osobie, nie chcąc dać po sobie znać, że się boi czy też ma jakieś obawy. Chciał, by jasnowłosy czuł w nim te resztki pewności siebie z salonu. Ale one momentalnie się roztrzaskały. I nie dlatego, że mógł poczuć przytłaczającą obecność Wilczura, która niemalże wbijała go w ziemię a….
Spuścił momentalnie głowę przykrywając twarz rudymi kosmykami, kiedy krew buchnęła w jego policzki wywołując szkarłatny rumieniec.
Nosi okulary…
Przełknął cicho ślinę, czując niewidzialną gulę w gardle i zacisnął mocno wargi w wąską linię, czując ciepło przemykające po jego karku. To było niezdrowe.
”Podejdź.”
Zesztywniał.
Wszystkie mięśnie zadrżały od ciężaru atmosfery. Nie chciał się do niego zbliżać. Nie chciał znajdować się w polu jego dotyku, który zapewne go zaboli. Ale jak na zawołanie ruszył w jego stronę. Powoli, prowadzony niewidzialnymi nićmi marionetki. W końcu uniósł wzrok i napotkał jego spojrzenie, które wżerało się w niego, do środka, wtaczając piekącą truciznę wyżerającą jego wnętrzności. Zrobiło mu się niedobrze. Do ostatniej sekundy, ostatniego kroku chciał odwrócić się na pięcie i uciec. Ale ostatecznie nie zrobił tego. Zrobił tak, jak mu rozkazano. Jedyną oznaką tego, że nie był bezduszną marionetką było drgnięcie zaskoczenia, kiedy poczuł jego dotyk, jednocześnie kuląc się nieco, jakby oczekiwał, że krzywdzący cios w końcu padnie. Ale nie padł, a jego czujność była powoli uciszana delikatną pieszczotą jego policzka. Trwało to jednak zaledwie parę sekund, za krótko, gdy palce zacisnęły się na jego szczęce. Chłopak wydał z siebie ciche warknięcie strachu, i złapał obiema rękoma za szczupły nadgarstek Wilczura, zapierając się stopami, lecz nic to nie dało w konfrontacji z siłą Growlithe’a. Usta ściągnęły się w wąską linię, kiedy żelazny uścisk wbijał się w jego skórę, uniemożliwiając chłopcu jakikolwiek ruch, a nawet słowo.
A może to strach skutecznie zamknął mu usta?
W końcu poczuł pchnięcie. Zaskoczenie, strach i szok wygrały, posyłając odrętwiałe ciało chłopaka na ziemię, w które przywalił swoi tyłkiem i biodrem.
- A co, zazdrosny jesteś? – warknął piskliwie, zdradzając tym samym, że posiada emocje, które właśnie targały nim I przejmowały kontrolę nad nim. - A może to robiliśmy. Chyba nie mam takiego zakazu, prawda? – dodał wyzywająco. Zamknij się głupi szczeniaku, skarcił go w głowie jego własny głos rozsądku.  
Słowo, by uklęknął, zadudniło w jego głowie. Mozolnie, wręcz jakby zwlekał, przekręcił się na kolana i przysiadł na swoich piętach, spuszczając głowę i spoglądając na swoje ręce, które położył na swoich udach.
- Uderzysz mnie, prawda? – zapytał cicho, niemal bezwiednie poruszając swoimi wargami. Raptownie poruszył się i przysunął jeszcze bliżej jasnowłosego, lokując się bardziej pomiędzy jego nogami. Położył obie dłonie na jego udach i podniósł się, prostując kolana, dzięki czemu jego wargi znalazły się niebezpiecznie blisko jego szczęki, choć wciąż jeszcze ich nie dotykał.
- … Zawsze wszystko załatwiasz pięścią I siłą, prawda? – wymruczał cicho otulając jego skórę swoim ciepłym oddechem, jednocześnie nieświadomie łaskocząc go swoimi ciepłymi wargami. Trwało to jednak zaledwie parę chwil, kiedy ponownie opadł na swoje pięty, zwiększając dystans pomiędzy nimi. Przechylił się nieco w bok, opuszczając głowę jeszcze bardziej, aż wreszcie wsunął ją pod jedną z dłoni naznaczonych licznymi bliznami, niczym mały zwierzak proszący o akt uwagi albo… przebaczenia.
- Przepraszam. – wymruczał cicho, napierając głową dość niepewnie na jego palce.
Na co liczył?
Sam nie wiedział. Ale zdawało się, że jego instynkt działał za niego.

Rozwijający się wirus 11/20
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

─ A co, zazdrosny jesteś?
Prawie przewrócił oczami. Prawie też w ogóle odpowiedział na to durne pytanie, choć wynik wydawał się oczywisty. Nie tylko nie był zazdrosny – przez niego aż przebijała oczywistość, że Shion należał do niego i nie było to spowodowane żadną wygórowaną emocją. Nie tolerował, gdy go dotykano cudzymi dłońmi, nieważne do jak zaufanych Growlithe'owi osób by nie należały. Nie znosił, gdy ten odwracał oczy i spoglądał z zadziornym błyskiem ku innym, przestając skupiać na nim całą swoją uwagę. Najłatwiej byłoby wydrapać mu ślepia i odgryźć język – przez jakiś czas nawet to rozważał, ale koniec końców pozbawiłby sam siebie sytuacji pokroju obecnej.
W spojrzeniu Wilczura pojawił się chłód lodowej pochodni, gdy usta Opętanego poruszyły się, psując ciszę następnym pytaniem. Skąd w nim tak nagła potulność, co, Jace? Zacisnął na moment zęby, aż szczęka poruszyła się pod napiętą skórą, gdy Shion gwałtownie podniósł się, pojawiając tuż przed jego twarzą. Nie drgnęła mu powieka, choć serce na ułamek sekundy zapomniało, jak funkcjonować. Oznaka zagrożenia, którego przecież nie powinien odczuwać ze strony tak słabego ogniwa. A jednak zrobił coś, czego się nie spodziewał i to automatycznie włączyło czerwoną lampkę, przy okazji napinając wszystkie jego mięśnie pod fałdami koszulki.
Gdzie gniew, Jace?
Urągliwe parsknięcie wyrwało się spomiędzy jego ust, gdy tylko poczuł pod palcami rude kosmyki. W pierwszym odruchu odczuł naturalną dla siebie chęć wsunięcia ich między pasma włosów i przeczesanie je w pieszczotliwym geście – jak z miękkim futerkiem dopiero co otrzymanego szczeniaka – ale odsunął rękę i warknął głośniej, prostując plecy i patrząc na niego z karcącym wyrazem.
Nie mąć mi w głowie, szczeniaku! – Nie podniósł głosu, ale brzytwa tonu i tak przecięła ciszę ze stosowną mocą. Na usta wpłynęło wykrzywienie, a on sam   skomentował jego gest czymś pomiędzy prychnięciem, a parsknięciem, pełen zewnętrznego wręcz wzburzenia. Tak jakby fakt, że Shion śmiał sobie z nim pogrywać, był wystarczającym powodem do przydeptania butem jego twarzy.
Nadal parzy cię ręka?
Płomień świecy wzrósł dwukrotnie, gdy wymordowany przeszedł obok klęczącego podwładnego. Tak, nadal. I to było najbardziej denerwujące, bo mimo niechęci, oddziaływało też na niego coś skrajnego, do czego nie byłby w stanie przyznać się ani przed sobą, ani przed Sądem Ostatecznym. Niedorzeczne kurewstwo.
Nie rozumiesz – skonstatował szorstko, opierając ponownie nadgarstek o swoje kolano. ─ Nie wszystko. – Czyżby, Jace? Na pewno nie wszystko załatwiasz siłą? ─ Ale z tobą inaczej się nie da, hm? Lubisz robić  mi na złość. A ja lubię robić na złość tobie, pokazując, jak paskudnie kruszą ci się w rękach motywy, gdy kolejny raz padasz na kolana i przepraszasz jak ostatni tchórz. Podnieść głowę, Shion. Wyżej. – Powieki opadły w oczekiwaniu, aż spełni jego polecenie. ─ A teraz powiedz, jaki smak czujesz. – Uśmiechnął się z cichym „hmph”. ─ Gavrana, hm?
Tak naprawdę nie potrzebował od niego żadnej odpowiedzi – domyślał się jej. Zresztą, ze swojego położenia i po reakcji Gavrana doskonale został uświadomiony, jak dokładnie Shion postanowił pomóc mu w „przełamywaniu się”, jednocześnie podkładając pinezki pod bose stopy swojego właściciela.
Ile razy jeszcze miał mu powtarzać to samo?
I? – Drążył, odrywając rękę od materiału spodni. Odgarnął włosy z jego policzka, przyglądając się nie tylko jemu, ale również szyi, jakby doszukiwał się tam śladów po stosunku, jaki początkowo zakładał. Wiedział, że Gavranowi nogi miękły, gdy tylko widział Shiona – wiedział też, że Kruk miał prawo żądać wygórowanych cen, których Growlithe zobowiązał się spłacić we własnym zakresie. Oczywiście, o ile będzie to na tyle odpowiednia stawka, by mógł ją zaakceptować.
Podświadomie liczyłeś na to, że będzie się wzbraniał, co?
Białowłosy ujął jego podbródek i zadarł twarz Opętanego ku sobie.
Że będzie tak samo warczał, rzucał się i pluł jadem, gdy ty go dotykasz. A jednak zachowywał się inaczej. Gdzieś pojawił się zgrzyt. To nie powinno tak wyglądać, Jace.
Uważasz, że to w porządku z taką bezczelnością dotykać kretyna, który się w tobie zakochał, wiedząc, że nie możesz sobie na to pozwolić? – Dotknął szorstkim kciukiem jego dolnej wargi, przyglądając się w chwilowym milczeniu temu wyjątkowo długiemu zabiegowi. Aż w końcu palec natrafił na kącik ust, a sam Wilczur puścił go, prostując plecy, znów górując nad Shionem. ─ A nie możesz. – Nie powstrzymał złośliwego uśmiechu.
Gdyby to było tylko dotknięcie ręki... gdyby to był przypadek... możliwe, że przymknąłbym na to oko. Ale usta? Zrozum, że usta są moje. Cały jesteś mój, ale one w szczególności. To one składały obietnice i to one je łamią, gdy próbujesz mną sterować. Bawią cię próby ugryzienia mnie? Wiesz, co cię po tym czeka, a jednak ujadasz. Lubisz kary? Ból? Uderzenia łamiące kości? A może po prostu chciałeś czułych słówek i ciepłych gestów, więc skorzystałeś z okazji? W końcu Gavran i tak kamienieje na każdą taką akcję. Nawet się nie wkurzył, że jego koci agresor pocałował go na oczach alfy. A przecież wystarczyło powiedzieć, Shion. Brak ci ciepła cudzego ciała? Pocałuj mnie. – Kły mimowolnie ukazały się, gdy rozszerzył uśmiech. ─ To rozkaz.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Grymas rozżalenia wkradł się na jego usta, kiedy drugi wymordowany zabrał swoją dłoń. Oczywiście, że się tego spodziewał. Głupi. Ale mimo to, gdzieś głęboko w nim tlił się płomień nadziei, nikły, bo nikły, ale zawsze. Palce drgnęły niespokojnie i zacisnęły się nieporadnie na skrawku za dużej, podziurawionej bluzy, która powinna spotkać się z wodą i proszkiem. W końcu zaczął powoli unosić głowę, ale wciąż nie śmiał spojrzeć na niego. Słuchał jego słów, pod których wpływem rozpadał się na małe kawałeczki, które ciężko będzie zebrać w jedną całość. W tym, co mówił, było tak cholernie dużo prawdy, że aż bolało.
- Nienawidzisz mnie, prawda? – wyrwało mu się w pewnym momencie, a usta drgnęły w lekkim uśmiechu. - To dobrze. – dodał ledwo słyszalnie, dając ułudne wrażenia, że słowa były jedynie wymysłem zdradliwego umysłu. Bo kiedy jesteś na mnie zły, to mimowolnie myślisz o mnie. Zagryzł dolną wargę prawie przebijając cienką skórę, kiedy w końcu odważył się zadrzeć wyżej głowę, by spojrzeć na niego błyszczącymi oczami.
- Czemu jesteś tego taki ciekawy? – zapytał marszcząc nieznacznie brwi. - Sam mnie prowokujesz. Przez cały czas traktujesz mnie jak powietrze. A gdy wreszcie zwrócisz na mnie uwagę, mieszasz mnie z tym, no…. mułem. Albo błotem. Myślisz, że nie widzę, jak traktujesz innych? Jesteś dla nich miły. Uśmiechasz się. Głaszczesz. A mnie… nawet jak zrobię coś dobrego, wywiążę się z czegoś to.. to wciąż wyglądasz, jakbyś był zły. – odwrócił wzrok, na krótką chwilę, a w jego brązowych tęczówkach zamigotało odbicie płomienia świecy. Chcę tylko twojej uwagi. - Dopiero, kiedy robię ci na złość, to wtedy… – przełknął ostatnie słowa, nie potrafiąc znaleźć w sobie na tyle odwagi, by mu odpowiedzieć. Nawet nie udzielił odpowiedzi na jego pytanie. Co tak naprawdę czuł? Posmak goryczy i rozżalenia.
Pokręcił głową, jakby chciał odgonić niezdrowe myśli jego umysłu. Zatrute wręcz, które go skaziły.
Rozchylał wargi, żeby coś jeszcze dodać, ale wtedy poczuł, znowu, jego dotyk. Tym razem jedna zaoponował. Nim zdążył zareagować, jego własna dłoń uniosła się wyżej i odsunęła rękę jasnowłosego, z dala od swojej twarz i włosów.
- Nic nie zrobiliśmy, jeśli chcesz wiedzieć. – powiedział twardo, chociaż drżenie głosu zdradzało nutę strachu. Jednakże kolejne słowa wprawiły go w osłupienie i zaskoczenie. Nie rozumiał. Nie rozumiał co Grow właśnie mu powiedział. Że niby ten kretyn Gavran… w nim…? Mimowolnie, chociaż naprawdę nie chciał, parsknął pod nosem.
- Bzdury. Gavran nie jest we mnie zakochany. Nikt—mnie nie kocha. Nawet własna rodzina.
Ale DOGS było jego rodziną.
Właśnie.
Wzdrygnął się, czując chropowatość na swojej wardze, ale nie uciekł od tego gestu. W chory sposób pobudzało go to. Szorstkość i ciepło w jednym. Wzmożone zapachem Wilczura. Coś ukłuło go pod czaszką, a z gardła wyrwało się nieme warknięcie.
- A czy jak będę chciał się w kimś zakochać, to też mam się ciebie zapytać o zgodę? – nie powinien warczeć na niego. Powinien go słuchać. Wiedział to doskonale, ale w chory sposób był zafascynowany tą całą sytuacją. A nawet nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć dlaczego. Najgorsze w tym wszystkim było jedna to, że w depresyjnych chwilach do tej pory przywoływał w głowie obraz Ethana. Za każdym razem. I to go uspokajało. Ale teraz, od jakiegoś czasu, obraz ten był zniekształcony i zastępowała go inna morda. Krzywa, nieprzyjemna, piegowata – której nienawidził. I to go irytowało do granic możliwości. Raptownie skrzyżował ręce na drobnej piersi i zadarł wyżej głowę.
- A co jak już jest za późno? – oczywiście, że nie było. Ale nie potrafił powstrzymać tej słownej zaczepki, samemu pchając głowę w paszczę bestii, żeby ta zagryzła ostre i haczykowate zębiska dookoła jego gardzieli i go rozerwała. Naprawdę miał w sobie coś z masochisty.
Chwilę później jego dłonie opadły wzdłuż ciała, a on przyglądał się szeroko otwartymi oczami twarzy jasnowłosego. Kpił z niego? Drwił? To jakiś podstęp? Nie wiedział. Jego własne usta poruszyły się w cichym „nie chcę”. Bo nie chciał. Rozkaz Growa wydawał się wyjątkowo irracjonalny i absurdalny. Bo niby dlaczego? Przecież brzydził się go. Nawet nie dotknął jego głowy. Tak więc dlaczego teraz? A mimo to, podniósł się z ziemi i stanął twardo na miękkich nogach. Przyglądał mu się jeszcze przez chwilę, do ostatniej chwili czekając, aż jasnowłosy doda coś jeszcze, powie, że żartował. Ale on milczał. Chłopak zrobił niepewny krok w jego stronę i powoli zaczął się pochylać… aż w końcu objął jedną ręką jego ramię, a drugą głowę, po czym przytulił swoje wargi do ciepłej skroni Growa, wyczuwając pod skórą pulsujący rytm.
W końcu nie sprecyzował gdzie ma go pocałować, prawda?
Trwał tak chwilę, nasiąkając jego zapachem, aż w końcu go puścił i zrobił krok do tyłu, spoglądając na niego. No i proszę. Wykonał rozkaz.
A potem był impuls.
Nim jasnowłosy mógł cokolwiek powiedzieć, dłonie rudowłosego zacisnęły się na jego szczupłych ramionach, a on sam przycisnął swoje wargi do jego. Było to krótkie, niewinne i młodzieńcze cmoknięcie, bo na więcej chłopak bał sobie pozwolić. Po zaledwie ułamku sekundy odsunął się, czując a swoich wargach jego ciepło i przycisnął wierzch dłoni do nich, jakby chciał ukryć przed światem swoje zażenowanie i zawstydzenie tym karygodnym czynem.
- Twój smak czuję. – wymamrotał w swoją dłoń I przesunął stopą o pół kroku w tył, jakby chciał uciec I uniknąć ewentualnej kary, która niewątpliwie miała nastąpić.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Nienawidzisz mnie, prawda?
Owszem. Nienawidził. Nienawidził i jego, i całej reszty; każdego po kolei i wszystkich razem upchniętych w jednym worze, bo nienawiść była dłonią, która pchała go ku celom. A mimo tak oczywistej odpowiedzi nie wykrztusił jej z siebie, pozostawiając między nimi zalegającą jak kurz na wiekowym strychu ciszę. Nie dlatego, że nie potrafił się określić, bo przywykł do tego, że odpowiada praktycznie od razu po zadaniu pytania. Tyle, że teraz coś zasznurowało mu usta, pozostawiając ciało w stanie przybliżonym do stanu, w jakim znajduje się sylwetka przepełniona adrenaliną.
Nie był ciekaw, czy rzeczywiście to zrobili – prędzej czy później sam by się tego dowiedział. Bardziej intrygowało go to, co powie Shion, jak zareaguje, jak bardzo się zezłości albo podupadnie na duchu, kładąc przed Wilczurem kłębek porwanych nerwów i bełkotu. I pewnie wytrwałby w milczeniu do samego końca, gdyby nie wieczne szczypanie się Opętanego. To nie pierwszy raz, gdy zaczynał zdanie, urywał je nagle i po dłuższej chwili rozpoczynał nowe, kompletnie niezwiązane z poprzednim.
Wilczur warknął pod nosem.
Kończ zdania, szczeniaku. – Wtrącenie wpasowało się niemal idealnie w moment, w którym Shion znów ściął się i przestał drążyć dany temat. ─ A jednak ktoś. I nie on pierwszy. – Jak na zawołanie dotychczas trzymający się jego ust grymas (wcześniej będący uśmiechem) przemienił się w obojętną kreskę, gdy ściągnął wargi, zaatakowany zarzutem.
Właśnie.
Co będzie, jeśli się w kimś zakocha? Będziesz stał nad nim z kijem i trzaskał po karku za każdym razem, gdy postanowi kogoś pocałować? Ta myśl wywołała w nim rozdrażnienie. Nie chodziło o sam absurd, bo był go świadom i nie sądził, by w takiej sytuacji aż tak nadwyrężał jego prywatność. Rzecz w tym, że nawet nie wyobrażał sobie sytuacji, w której Shion mógłby odnaleźć „taką osobę”. Przywarła do niego plakietka prywatnego pieska, pupilka, któremu można rozkazać wykonać sztuczkę, a on grzecznie podskoczy, usiądzie i przeturla się po ziemi, zawsze ochoczo merdając ogonem.
─ A co, jak już jest za późno?
Zmarszczył brwi, rozchylając usta, by coś powiedzieć. Ale ledwo je od siebie odlepił, a już zrezygnował z ciętej odzywki. Nie tylko nie musiał się mu tłumaczyć, co zwyczajnie nadal trzymała się go wersja, że przecież dopiero co przedstawił najważniejsze zasady. Nie wyobrażał sobie, by Shion był tak durny, żeby ich nie pojąć. Było inne znaczenie słowa „mój”?
Bzdury.
I jeśli tknęła go jakaś refleksja w tej kwestii, to prędko wyparowała. Wystarczył widok szeroko otwierających się powiek, by odczuł znajome sobie, wręcz pożądane rozluźnienie. Wreszcie. Wreszcie moment, w którym nie było miejsca na dalsze przepychanki, wytłumaczenia, próby rozwiązania supła – w końcu został tam zawiązany po to, by pętla na szyi Opętanego zbyt łatwo nie zsunęła się z głowy.
Palce wymordowanego dotknęły brzegu skrzyni, gdy zadzierał niespiesznie głowę. Perspektywa przyglądania się podopiecznemu z dołu niezbyt mu się uśmiechała, ale mimo to nie podniósł się z miejsca, nie zdradzając zniecierpliwienia, które nim targało. Chciał znać jego sposób na przeprosiny, zupełnie inny niż ten, który prezentował przez rozkaz wydany w gniewie.
Z drugiej strony Growlithe nie spodziewał się drobnego muśnięcia warg na skroni. Nie poruszył się, gdy policzkiem wtulił się w szyję Shiona, dotykając odsłoniętej skóry ciepłym oddechem. Zaciągnął się niespiesznie jego zapachem akurat w momencie, w którym nienachalny uścisk rozluźnił się, a ciało Opętanego cofnęło na tyle, by zwrócić Wilczurowi wolność.
Niech... – „będzie” zniknęło w krótkim cmoknięciu, na czas którego odczuł nagły paraliż. Jakby w chwili dotknięcia ust młodszego chłopaka, przestał mieć możliwość poruszania się. Niewinnie, przemknęło mu leniwie przez myśl, gdy przyglądał się, jak nadgarstek Shiona przysłania jego usta. Nie rozumiał tego i prawdopodobnie nie był w stanie zrozumieć – dlaczego wstydził się gestu, który nie był okropny? W dodatku odruchowo chciał uciec i pewnie by to zrobił, gdyby szorstkie palce nie dotknęły jego przegubu, ściągając rękę Shiona na tyle, by zmusić go do pochylenia się. Gwałtowne szarpnięcie zobowiązało go do lekkiego zgięcia się w pół i dotknięcia ustami ust Wilczura, który uniósł głowę w ostatnim momencie. Krótki, mokry pocałunek złożony na dolnej wardze rudowłosego zwiastował pierwsze przerwanie bariery. Growlithe podniósł wolną rękę i wsunął ją na jego kark, przybliżając do siebie słodkie, praktycznie nieskalane usta, które rozchylił z potulnym pomrukiem, zachęcając do pogłębienia gestu.
Nie będzie żadnego wspomnienia po Gavranie. Z tą myślą puścił jego nadgarstek, wsuwając rękę pod linię szczęki, by przesunąć kciukiem po kąciku ust Shiona, w którym już zebrała się ślina. Przytulone w pocałunku wargi odsunęły się wreszcie od siebie z niegłośnym cmoknięciem, ale prędko musnął gardło sługi, by zaraz bez cienia skrępowania zsunąć się w dół, aż do brzegu zapiętej bluzy. Chuchnął gorącym powietrzem w naznaczoną wilgotnymi pocałunkami szyję i podniósł się wtedy ze skrzyni. Nie zadarł jednak głowy – policzek wsunął się na policzek Shiona, a spokojny oddech dotknął jego ucha.
Co będzie, jeśli ktokolwiek zechce pocałować go w taki sposób?
Zabiję cię, Shion. – Czule pogładził kciukiem bok jego szyi, jakby wypowiadane słowa nie miały w sobie krzty groźby. ─ I ciebie, i jego. – Odsunął się od niego niespiesznie. Opuszki ostatni raz musnęły jego skórę, nim dotyk Wilczura na dobre nie zniknął z ciała młodszego chłopaka.
Więc tak? - zapytała ze zgryźliwością jedna z mar.
Owszem, właśnie tak. Nie miał zamiaru przyglądać się kolejny raz, jak jego własność, jego prywatna zabawka, jego sługa, jego... Zmarszczył lekko brwi. Jak Shion, jego niewinność, strach, nawet irytacja – jak to wszystko przeznaczane jest dla kogokolwiek innego. Więc niech już będzie, że po śmierci zwalnia go ze służby. Po Sądzie istniało przecież mniejsze prawdopodobieństwo, że jeszcze się spotkają.
Dobrze. – Właśnie to słowo padło ochryple w chwili, w które wsunął palce w potargane włosy dzieciaka. I choć daleko było do tego, by uznać to za faktyczną pochwałę (prędzej można było to porównać do „dobry pies”), to jednak nic nie wskazywało, że użył przy tym kpiny. ─ A teraz się rozbierz i klęknij na ziemi. – Minął go, odsuwając dłoń od rudej czupryny, by podejść do stery... wszystkiego piętrzącej się nieopodal. ─ I przyłóż dłoń do miejsca na ciele, które jest dla ciebie najważniejsze. – Dostrzegł jeszcze ponad ramieniem twarz Shiona, nim nie zwrócił się do niego plecami i nie wsunął ręki pod stertę ubrań. ─ Pomijając oczy, usta i krocze.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lepkie słowa kwaśności przylegały do niego z każdą chwilą, kiedy jasnowłosy otwierał swoje usta. Zadziwiające, z jaką mocą działały na chłopaka, niewidocznie wciskając go w podłogę i nim pomiatając. Wciąż dla niego było czyś absurdalnym, że Gavran mógłby się w nim zakochać. Prawda była taka, że nawet Ethan go nie kochał. Nie w ty pełnym tego słowa znaczeniu. Owszem, łączyła ich cholernie silna więź, ale czy to była miłość? Taka książkowa, z filmów i z opowiadań, które słyszał chłopak jak był szczeniakiem ledwo wyrastającym ponad ziemię.
- A ty? – słowa same prześlizgnęły się przez jego gardło, nim zdążył je na powrót pochwycić. - Jesteś w kimś zakochany? – to nie tak, że chciał wiedzieć i zadrwić. Po prostu gdzieś w nim, gdzieś głęboko, zaczęła kiełkować chęć poznania swojego właściciela. Nie tylko słabości, ale również innych ciekawostek, które z pewnością ubarwiły jego dość długie życie. Z drugiej zaś strony wiedział, że nie ma prawa o nic pytać. Nie on. Nie jego.
Szczerze powiedziawszy spodziewał się grymasu pełnego niezadowolenia a nawet obrzydzenia, kiedy dotknął swoimi ustami jego. Pewnie to był jakiś test sprawdzający go. Albo coś innego, podpuszczającego…. Tylko, że chwilę później jego usta znowu były połączone z szorstkimi wargami jasnowłosego, ale tym razem z jego inicjatywy. Nim jakakolwiek myśl zdążyła przemknąć przez jego umysł, pozwolił się porwać w wir instynktu, opierał już swoje dłonie o szczupłe ramiona Growa i odpowiedział na jego pocałunek, rozchylając nieco bardziej swoje wargi i niemo zapraszając go do pogłębienia pieszczoty. Ale wszystko zostało równie gwałtownie przerwane, co rozpoczęte. Chłopak jednak jak w jakimś transie przesunął się nieco do przodu, kiedy Wilczur odchylił się na tyle, by zerwać kontakt fizyczny. Podjął krótką wędrówkę za jego wargami, by ostatecznie ponownie je złączyć z cichym cmoknięciem. Zajęło mu dosłownie dwa uderzenia serca, żeby się zorientować, że to już koniec i teraz to on nachalnie szuka ich ciepłości i szorstkości. Odchylił się tak gwałtownie, że mógłby poczuć jak coś strzela w jego kręgosłupie.
- …. raszam.. – wybełkotał ledwo zrozumiale, uciekając spojrzeniem w bok, unosząc nieco swoje ramiona wyżej I mrużąc oczy, kiedy poczuł dotyk na swojej szyi, który rozlał się przyjemnym uczuciem ciepłych dreszczy.
”Zabiję cię, Shion.”
Zamknął oczy.
Czemu w ogóle nie czuł się z tym źle? Że został w tym momencie jeszcze bardziej ograniczony, niż zdawało mu się, że był  z godzinę temu? Powinien prychać, wrzeszczeć, oponować, nie zgodzić się. Zamiast tego stał spokojnie, wsłuchując się w spokojny oddech mężczyzny, w pełni akceptując to, że Growlithe stał się jego klatką.
Wciąż czuł pulsowanie na swoich wargach i posmak mężczyzny. Smakował inaczej, przyjemniej.Bezwiednie przesunął koniuszkiem języka po wargach, zlizując resztki śliny i pocałunku Growa. A potem otępiał.
Spojrzał na niego zaskoczony i przechylił głowę nieco w bok, jakby nie rozumiał, co właśnie do niego mówiono.
- Ale… ale że tak do naga? – wypalił. Nie, Shion. Nie do naga, do ubrania. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał teraz, to paradować z gołym tyłkiem przed jasnowłosym. Prychnął cicho pod nosem i odwrócił się plecami do niego.
Zgrzyt.
Zamek puścił.
- Może tak dla odmiany to ty się rozbierzesz do NAGA. A nie tylko ja. Już drugi raz. D r u g—Ale nie patrz! – bełkotał pod nosem, kiedy na ziemię poleciała najpierw bluza a potem dołączyła do niej zmiętolona przez czas podkoszulka. Sceptyczny wzrok padł na znoszone ubrania, jedyne, jakie posiadał a potem na jego własne ciało. Chude, niemal wychudzone, skóra w wielu miejscach posiniaczona czy zarysowana, jak co drugie ciało w Desperacji. Zero mięśnia, chude witki…
- Czemu ja mam świecić tyłkiem. Może ja też chcę sobie popatrzeć. – sprzączka paska puściła i pociągnęła go na ziemię. - I teraz mi zimno. Przydałaby mi się kąpiel. – mamrotania nie było dość, kiedy i spodnie opadły na ziemię tuż po tym, jak zdjął dziurawe trampki. Zostawił jednak bieliznę. Poprawił jeszcze już szare bandaże na nadgarstkach i powoli odwrócił się w stronę jasnowłosego.
- No…no już. Możesz patrzeć. Trochę. – mruknął wpatrując się w swoje stopy i krzwe palce. - Najważniejsze miejsce na ciele… – powtórzył i bezwiednie przycisnął dłoń do szyi, miejsca, gdzie jeszcze parę chwil temu znajdowały się szorstkie usta jasnowłosego.
- Po co. To jakiś test? I mówiłem, żebyś nie patrzył! – syknął pod nosem siadając na swoich piętach i zgarnął bluzę z podłogi, którą przycisnął do siebie, czując jak jego twarz robi się czerwona.
- Tylko trochę.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

„A ty? Jesteś w kim zakochany?” - nie odpowiedział, choć kłamstwo wydawało się na tę chwilę najbardziej odpowiednim wariantem. „Nie, nie jestem” przerodziło się jednak w dłuższe minuty milczenia, w czasie których padło również ledwo słyszalne „...szam...”. Nadal czuł ostatnie pocałunki, niebędące wcale ani rozkazem, ani nawet jego zasługą. Co z tego, że trwały krótko. I tak Shion nieświadomie zniwelował nieco gorzki smak przegranej, który pojawił się w ustach na samą myśl o Nathanielu.
No, ty siwy dupku. Jak ci się żyje, hm? – przemknęło mu przez myśl, gdy wyciągał spod sterty ubrań, kartek (jak na złość w większości zarysowanych Levittouxem) i śmieci zmiętą nieco czarną koszulkę. Pchnął potem butem stertę ciuchów, by odsłonić leżący pod nią t-shirt. Po niego również sięgnął i w momencie, w którym odwracał się przodem do Shiona, padło to urocze:
─ Ale nie patrz!
Na które uniósł brew i przechylił nieco głowę, przyglądając się nieosłoniętym tkaniną plecom wymordowanego. Szczupłe ramiona, wąski w talii, z pewnością wystające żebra i biodra.
Zero poszanowania cudzej prywatności, Jace!
Półuśmiech rozjaśnił skrytą w mroku twarz.
Jak ładnie poprosisz, to mogę się później rozebrać.  
Mimo wypowiedzianych słów zaczynał powątpiewać, że Shion go w ogóle słuchał – najwidoczniej zajęty był teraz mamrotaniem o tym, że jest zimno i będzie musiał się wykąpać o czym świadczyły brudne plamy na znaczonej skaleczeniami cerze. Przyglądając się mu można było od razu przypasować do niego plakietkę nędzy i rozpaczy, a to poniekąd źle też świadczyło o właścicielu.
─ I mówiłem, żebyś nie patrzył!
Daj spokój – wyrzucił z siebie w końcu, wypuszczając powietrze przez lekko rozchylone usta. ─ Czego ty się niby wstydzisz? – Nie, żeby miał powód do chwalenia się mięśniami, ale poza tym dla Growlithe'a – i z pewnością dla znacznego procentu mieszkańców Desperacji – nagość nie była krępująca. Co poniektórzy bardziej ludzcy wymordowani faktycznie zalewali się czerwienią aż po same uszy, gdy tylko zmuszeni byli do zdjęcia ubrań, ale pozostała, większa część zrobiłaby to bez mrugnięcia okiem – równie prędko, co gdyby poproszono ich o uśmiech do zdjęcia albo pstryknięcie palcami.
Jeszcze dwa-trzy lata, a na pewno cię przegada, Jace.
Białowłosy przesunął ręką po policzku, podchodząc niespiesznie do młodszego wymordowanego. Upuścił obie koszulki na ziemię i rozkazał odłożyć mu bluzę na bok. ─ Pobrudzisz ją – skwitował cierpko, czekając cierpliwie, aż materiał, którym przykrył wątłe ciało zostanie ułożony na ziemi.
Jesteś pewien, że chcesz wykorzystać chwile i zrobić to sam, Jace?
Pionowe źrenice rozszerzyły się o milimetr, gdy to mdłe pytanie przyćmiło resztę myśli. Ale oczywiście, że chciał. W przeciwnym wypadku, już dawno wygoniłby kundla do lasu, tymczasem stojąc przed nim w poszarpanych ubraniach, na środku ukrytej głęboko pod ziemią nory.
Pochyl głowę w ukłonie, Shion. – Przyglądał się, jak rude kosmyki opadają na policzki, w jego pamięci nadal będące przyprószone lekkim różem. Dopiero wtedy ponownie rozbrzmiał zachrypnięty głos Wilczura: ─ Mieszkasz z nami, jesz to co my, wykonujesz nasze misje, ale wielu nadal krzywo patrzy na bękarta podrzuconego przez wrogi gang. Traktowany jak obcy, gorszy od reszty grupy, znosiłeś wszystkie docinki, którymi cię obrzucano. Dzisiejszej nocy dopełnię rytuał, aby każdy zrozumiał, że jesteś naszą rodziną, naszą krwią. Przyrzekasz być nam bratem, nie oprawcą?
Ostatnie słowo z trudem nie przemieniło się w ciężki warkot, ale dzięki zwykłemu przypadkowi, wypowiedział je zaskakująco naturalnie – najwidoczniej raz jeszcze udało mu się przełknąć rozdrażnienie, napędzane przez wspomnienia.
Odczekał jeszcze, aż usłyszy wyraźne potwierdzenie, na które – mimowolnie – kącik ust drgnął mu na moment w cieniu uśmiechu.
Nie gwarantuję, że uda ci się przeżyć następne godziny, bo nie mam zamiaru być delikatny. Masz wystarczająco ułatwione zadanie. W porównaniu jednak do reszty, których celem jest jak najszybsze udanie się do lecznicy DOGS, twoim priorytetem pozostanie przeżycie w tym miejscu. Jeśli do rana nie przeszyje cię kosa Śmierci, zostaniesz uznany za pełnoprawnego członka DOGS, Kundla i mojego podopiecznego. Możesz wstać.
Poczuł jak dłoń nabiera temperatury, a on sam odczuwa nadmiar ciepła w lewym nadgarstku. Nadal nie panował nad pirokinezą do tego stopnia, by bez ryzyka władać ogniem, dlatego zachowanie zimnej krwi, gdy cały organizm płonął żywcem, okazał się tu znaczący. Wolną od gorąca dłonią ujął na moment jego podbródek, by unieść głowę młodzieńca trochę wyżej.
Patrz mi w oczy. ─ Schrypnięty głos towarzyszył pierwszej sekundzie, w której przyłożył ostre pazury – już nie paznokcie – do boku jego szyi. Nie spieszył się. Specjalnie powoli zatapiał czarne szpony aż weszły na tyle głęboko, że mógł równie wolnym ruchem zacząć przysuwać dłoń ku sobie, pozostawiając na dotychczas nietkniętej skórze, niepłytkie rany. Proste. Jak cięcie brzytwą kawałka szynki – bez kości i pozostałych przeszkód, na których byłby zmuszony się zatrzymać i ruszyć dalej dopiero po włożeniu większej ilości siły.
PAMIĘTASZ SŁOWA TEJ PIOSENKI, JACE? TEJ O DRODZE BIAŁYCH RÓŻ ŚMIERTELNIE SPLAMIONYCH CZERWIENIĄ. NIE WIDZISZ TEGO, ALE TO TA SAMA CZERWIEŃ – SPŁYWA JUŻ W DÓŁ DŁUGIMI, GĘSTYMI KROPLAMI, ZOSTAWIAJĄC PO SOBIE GRUBE NICIE NA JEGO CIELE. ALE MOŻE TAK JEST LEPIEJ? MOŻE O TO WŁAŚNIE CHODZIŁO?
Pazury nabuzowane ogniem w końcu dotarły wystarczająco nisko, by mocnym szarpnięciem, zahaczając przy okazji o obojczyk, wreszcie oderwał od niego rękę i z kwaśnym grymasem zlustrował swoje dzieło. Nie były to proste cięcia, ale na dobrą sprawę – nigdy się przy nich specjalnie nie starał. Te były jednak głębsze od pozostałych, skośnie zdobiąc bok szyi podopiecznego czterema, obficie krwawiącymi ranami.
Czujesz ten słodki zapach? Widzisz ten idealny odcień?
Mrowienie w kłach skomentował niemym warknięciem na marę, która akurat szeptała mu do ucha te niedorzeczności. Nie ugryzie Shiona. Przynajmniej nie teraz.
Nie ubieraj się dziś.
Bo w cieple żyły się rozszerzają i więcej przepływa przez nie krwi, co, Jace?
Skrzywił się lekko na tę uwagę.
Daj spokój, Shat. Wiesz, że nie o to mi chodzi.
Idź już spać. Rano dostaniesz wodę. - Znów się uśmiechnął, tym razem z cichym prychnięciem. ─ O ile się nie wykrwawisz.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby chociaż na moment przestał narzekać pod nosem, z pewnością zorientowałby się, że od bardzo dawna tak… rozgadał się. Do tej pory praktycznie zawsze był cichy i stonowany, bo musiał. Nie mógł pozwolić emocjom, by opanowały go, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jakie konsekwencje i skutki niosłoby to ze sobą. Jednakże przy jasnowłosym w tym momencie, między strachem a… jeszcze większym strachem, zaczynał czuć się coraz bardziej swobodniej i luźno. A to mogło być nieco przerażające.
- Hm? Naprawdę? – odwrócił głowę i spojrzał przez ramię na mężczyznę a w jego głosie przez chwilę zabrzmiała delikatna nuta nadziei i ekscytacji, jednakże już po chwili zdał sobie sprawę, jak głupio zabrzmiał, momentalnie marszcząc brwi w niezadowoleniu.
- Przestań sobie tak ze mnie żartować! – burknął niezadowolony, przyciskając do swojego chuderlawego ciała jeszcze mocniej I tak zdewastowaną bluzę. „Czego ty się niby wstydzisz?”
Ciebie, kretynie.
Jeszcze przez leniwą chwilę zwlekał z odłożeniem, w tym momencie jakże drogocennego materiału, który stanowił jego ostatnią barierę, jakby do ostatniej chwili nie mógł się zdecydować, czy odłożyć ją czy jednak uparcie postawić na swoim. Ale koniec końców, wreszcie ją odłożył i poruszył się nieznacznie na swoich piętach. Czuł się wyjątkowo głupio w sytuacji, w jakiej się znajdował. Jakby Growlithe samym spojrzeniem obnażał go nie tylko z powłoki materialnej, jaką były jego ubrania, ale też i z samej skóry. Potulnie pochylił głowę, wsłuchując się w wypowiadane słowa. Ostrożnie zapisywał je na kartach swojej pamięci, w duchu powtarzając każde z osobna. Nie trzeba było by geniuszem, żeby zrozumieć i przyswoić powagę danej sytuacji. Poczuł, jak jego własne serce przyspiesza, a krew w organizmie zaczyna szaleć. Huczenie i dudnienie w uszach nie ustawało, napędzając chłopaka dziwną i nieokiełznaną siłą. Miał stać się pełnoprawnym członkiem gangu. To było coś, czego ostatnimi czasy najbardziej pragnął. Tuż obok uznania innych i …. Zyskania w oczach swojego właściciela. Usta drgnęły, na tę drobną chwilę rozjaśniając jego oblicze.
- Tak! – powiedział odrobinę za głośno, zdradzającym tym samym swoje podniecenie. Zadarł głowę, i spojrzał z dołu wprost w oczy Wilczura z błyskiem w oczach. - Przyrzekam. – dodał pospiesznie uznając, że zwykłe „tak” może nie wystarczyć.
Podniósł się z ziemi, chociaż jego ciało wydawało się dziwnie ociężałe. Jakby grawitacja postanowiła tego dnia stać się jego wrogiem i zwalić go na ziemię za wszelką cenę. Rozszerzył nieco bardziej powieki, kiedy zorientował się, że jego własne nogi… drżą. Ze strachu? Nie rozumiał. Przecież się nie bał. Bezwiednie uniósł dłoń i przycisnął dłoń do swojego klatki piersiowej, doskonale wyczuwając pod palcami gwałtowne uderzenia serca.
Nie. Mylił się. Cholernie się bał.
Może była jeszcze szansa na wycofanie się? Po prostu.. ucieczka. To, w czym był najlepszy. Niedościgniony. Zawsze uciekał. Kiedy coś mu nie wychodziło, kiedy bał się, znudził się – uciekał. Do tej pory niejednokrotnie ocaliła jego skórę. Dlaczego i teraz miałoby być inaczej?
Kiwnął głową na znak, że jest gotowy. Na…. Nawet nie wiedział na co. Chyba tylko raz był świadkiem pełnego rytuału, a i tak nie widział zbyt wiele. To było w dniu, kiedy…
Spojrzał na swoje dłonie, które omal nie zabiły tamtej dziewczyny, która wkradła się do kryjówki. Pamiętał jej twarz, zapach…
”Patrz mi w oczy.”
Uniósł głowę z cichym „hm”, ale nie zdążył już uzyskać jakiejkolwiek odpowiedzi. Zamiast tego poczuł przeszywający go ból, promieniujący chyba do każdego zakamarka jego ciała.  
Pierwszą myślą, która w niego uderzyła, było, że „boli”. Sekundę później wszystkie sygnały i alarmy zaczęły nawoływać, żeby uciekał.
Uciekaj. No dalej, krzywdzi cię. UCIEKAJ!
Z jego gardła wydobyło się ciche skomlenie, które szybko przerodziło się w warczenie i syczenie pełne bólu, a drżące dłonie zacisnęły się na podkoszulku wymordowanego, ściągając i szarpiąc go w dół. Ciało jednak nie uciekało, choć nogi powoli zaczynały się uginać, kiedy miękły pod wyjątkowo sporym ciężarem. W kącikach oczu zalśniły łzy wywołane nieopisanym bólem, które wręcz szarpały jego duszą, żeby nie katował sam siebie. Po co mu to?
Po co ci ten ból? Wyszarpnij się.
- Jestem Psem… – wymamrotał pod nosem I w jednej chwili wyprostował się, zadzierając wyżej głowę, by ponownie spojrzeć w dwubarwne tęczówki. I chyba po raz pierwszy w życiu zepchnął na bok swoje tchórzostwo, nie chcąc zawieść drugiej osoby. Był Psem. I musiał być odważny. Chociaż w tej jednej chwili. Chwili, która pomimo tego, że w rzeczywistości trwała zaledwie parę uderzeń zegara, dla Shiona ciągnęła się w nieskończoność.
Ciepła i lepka ciecz zaczęła skapywać i brudzić podłogę, ramię oraz bok chłopaka, a w nozdrza uderzył silny, metaliczny zapach. Pomimo bólu, jaki nim targał, odczuł dziwną i przyjemną błogość, tak bardzo charakterystyczną dla tych chwil, kiedy sięgał po ostry nóż i krzywdził samego siebie. Powieki lekko opadły, a jego ciało zwiotczało, gdy wreszcie Growlithe odsunął zwierzęce szpony, tym samym zrywając jakikolwiek kontakt fizyczny pomiędzy nimi. Nie upadł na ziemię, ale zachwiał się niebezpiecznie, instynktownie zaciskając drżące palce na nowo powstałej ranie. Kiwnął głową, chociaż niezbyt rozumiał. Słowa nie docierały do niego, wciąż balansując dookoła niego, kiedy powlókł się do brudnego koca w kącie, gdzie sypiał. Dopiero tutaj pozwolił sobie na chwilę słabości, kiedy opadł bezwiednie na materiał przesiąknięty stęchlizną i jego zapachem, podkulając nogi i drżąc jak osika z zimna. Wiedział, że ta noc będzie dla niego kluczowa.
Bał się zasnąć. Wiedział, że jak chociaż na chwilę przestanie się kontrolować, to z taką ilością krwi na „wolności” może jedynie zaszkodzić. Ale ciało było coraz bardziej ociężałe i zimne. Wargi posiniały z braku dostatecznej ilości krwi, chociaż podświadomie wiedział, że przez coś takiego nie mógł się wykrwawić. Nie wiedział ile czasu minęło, mógł się tylko domyślać, że sporo. Leżał w jednej pozycji, kuląc się jak ranne zwierzę, od czasu do czasu kichając, a jego ciałem targały niepohamowane dreszcze. Bał się. Nie tylko nocy, ale i całej gamy innych dziwactw. Do tego ten chłód….
- Śpisz? – zapytał cicho, kiedy od dłuższego czasu nie słyszał i nie wyczuwał jakiegokolwiek ruchu za sobą.
- Śpij… – poprosił cicho, mówiąc bardziej do samego siebie, niż do drugiego wymordowanego. Odczekał jeszcze chwilę, aż w końcu zaczął gramolić się z ziemi. Z cichym jękiem podniósł się na nogi i ruszył w stronę skrzyni, starając się przy tym poruszać niemal bezszelestnie. Krew przestała już wypływać w takich ilościach jak parę godzin wcześniej, ale wciąż pod opuszkami czuł ją, zamiast skrzepów i strupów, które chciał poczuć. Zatrzymał się i spojrzał z góry na jasne kosmyki włosów, zagryzając dolną wargę, jakby do ostatniej chwili walczył sam ze sobą, czy jedna nie lepiej wrócić na swoje posłanie.
Pieprzyć.
Wdrapał się nieco chwiejąc na skrzynię, która zaskrzypiała pod jego ciężarem i ułożył się tuż obok mężczyzny, wpatrując się w jego plecy. Nie wsunął się pod koc. Nie miał w sobie na tyle odwagi, chociaż szukał jakiegokolwiek źródła ciepła. Wyciągnął jedną dłoń i musnął niepewnie opuszkami kark Wilczura. Był ciepły.
Z duszą na ramieniu przysunął się jeszcze bardziej, aż jego skostniałe ciało niemalże nie stykało się z ciepłymi plecami jego właściciela. Czysta dłoń zakradła się pod ramię, kiedy objął Growa, i oparła tuż przy jego klatce piersiowej, wtulając zimny nos pomiędzy jego łopatki.
Spał.
Nawet się nie zorientuje, że tutaj jest. A nad ranem… nad ranem nim jasnowłosy się obudzi, wróci na swoje miejsce. Tak, to był idealny plan.
Shion zaczął czuć się, jakby był w wesołym miasteczku, chociaż nigdy w nim nie był. Kręciło mu się w głowie i miał wrażenie, że kręci się spadając w dół. Coraz niżej i niżej… aż w końcu jego świadomość uciekła, pozwalając, by kontrolę przejął sen, dając chłopcu chwilę wytchnienia. Blisko ciepła, czując się bezpieczny, zapomniał o wszystkim. A krew z każdym kolejnym, spokojnym i głębokim oddechem, zaczęła delikatnie się unosić i poruszać, niczym żywe stworzenie. Wąż, który wyruszył na polowania, ale póki co, leniwie rozeznawał się w terenie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Opadł na skrzynie, wsuwając opuszek palca między wargi. Metaliczny posmak krwi natychmiast pobudził jego zmysły, wzmógł wampirzy głód i przypomniał o słabości organizmu, który jak na zawołanie stał się ciężki na zewnątrz, ale kompletnie pusty w środku. Mimo tego wizja ugryzienia podopiecznego wywoływała w nim irytację. Nie dlatego, że nie chciał mu utrudniać zadania, bo pod wieloma względami miał na to teraz największą ochotę – na upartego można uznać, że przekroczył swój roczny limit dotykania go i to jedyny powód, dla którego trzymał łapska przy sobie.
Miało być raz, a dobrze. Po co te ciągnące się sekundy?
Zacisnął czyste już palce na zauszniku, wsuwając okulary na piegowaty nos. Nie patrzył na Shiona, do samego końca – aż nie zmorzył go sen – przeglądając historię dawno uśmierconego już narodu polskiego.

---------------------------------

Rindou przeczesała krótkie, rude włosy i ostatni raz spojrzała prosto w popękane lustro z masą swoich podobizn. Uniosła jeszcze wyprostowany palec wskazujący i kciuk, strzeliła do swojego odbicia i zaśmiała się z cichym: „Bang, mała!”, a potem otrzepała sztruksy i wyszła ze swojej nory. Krok miała taneczny, lekki i koci, bez problemu prześlizgiwała się między mijanymi Psami, by finalnie zawitać w niskim pomieszczeniu.
... mhm, tak. Jasne. Cześć, Rin.
─ Hejka, Ino.
─ … potem zaniesiesz kubeł Himamoto i odbierzesz od niego paczkę, mam ją przekazać – już ci daję, Rin – Misakiemu, dalsze rozkazy dopiero dostanę.
─ Chłopak posłał osobę, z którą rozmawiał i spojrzał wreszcie na Rin. ─ Mówię ci, maleńka, pełne łapska roboty. Obsłużysz się sama?
─ Pewnie.
─ Jej wątłe barki uniosły się i opadły, gdy na ustach pojawił się uśmiech. ─ Wrócę potem po zamówienie dla Mary.
─ Mhm.
─ Ino machnął jeszcze dłonią, zaznaczając coś na i tak mocno popisanej kartce. ─ Szlag. Akurat teraz musiał zdechnąć ten cholerny Ivo! Wszystkie obowiązki jak zawsze w moich rękach!
─ Pa, Ino!
─ Cześć, Rin.

Rindou nie słyszała już marudzenia czarnowłosego. Tym razem jej krok był cięższy i wolniejszy, bo w dłoniach trzymała dużą miskę pełną wody, a przez bark przewiesiła sobie ręcznik. Ostrożnie przekierowała się mrocznymi korytarzami prosto przed pokój przywódcy. Tam – tuż przed drzwiami – nabrała głębokiego wdechu, jak zawsze robiła, przed wystąpieniami na scenie, a potem nacisnęła klamkę, rzuciła szeptem: „wchodzę!” i zrobiła krok do przodu.
W norze panowała egipska ciemność, ale gdy tylko wślizgnęła się do środka, mdły płomień świecy oświetlił trochę drogę. Zmrużyła ślepia i rozejrzała się, odszukując spojrzeniem Growlithe'a. Przez moment przyglądała się, jak białowłosy w milczeniu wpatruje się w leżącą przed nim postać, ale gdy tylko uniósł wzrok, dziewczyna zamrugała i przywołała na twarz uśmiech.
Gdzie ci to postaw... czuję krew?
Growlithe zmrużył ślepia i zsunął wzrok na kruchą postać obok niego i Rindou nie potrafiła powstrzymać się przed coraz natrętniejszym przyglądaniem się w odwróconą do niej tyłem sylwetkę. Ostrożnie położyła miskę na ziemi, obok ułożyła ręcznik i postąpiła krok ku Wilczurowi.
Wszystko z nim w porządku? ─ jęknęła, starając się zrobić to jak najciszej.
Growlithe machnął dłonią.
Chodź. – Nie musiał powtarzać drugi raz. Rin podeszła bezszelestnie, jakby wcale nie chodziła po rozrzuconych wszędzie kartkach i pytająco przekrzywiła głowę na bok, gdy wskazał na twarz Opętanego. ─ Patrz. – Po tych słowach, dziewczyna ujrzała, jak naznaczona bliznami dłoń dotyka opuszkami policzka śpiącego chłopca, by zaraz wycofać się w ostatniej chwili, nim ręka Shiona nie natrafiła na miejsce, po którym delikatnie przejechał.
Zdusiła śmiech, choć jej ramiona lekko drgnęły.
Może kichnie, jak się go połaskocze po nosie? ─ zażartowała rozbawiona, ale widząc nagły błysk w ślepiach Growlithe'a, podniosła obie dłonie na wysokość barku w obronnym geście. ─ Nie, nie! Nie rób tego! W jego stanie to może okazać się niezbyt fajne. Swoją drogą... Co mu się stało? Może powinnam pójść po Nove albo Ourell...
Umilkła, gdy pokręcił głową, zaraz ponownie opierając ją na wyciągniętej dłoń.
Idź po wodę pitną – rzucił bez ogródek, odgarniając z twarzy Shiona jeden z przydługich kosmyków, a gdy Rindou wybyła – nadal bezdźwięcznie jak zjawa – pochylił się i wsunął szorstkie usta na bok szyi Opętanego. Od razy wyczuł puls – tak samo dobry, jak sprawdzał rano, zaraz po wybudzeniu się.
Byłeś pewien, że zdechnie, hm?
Growlithe rozchylił wargi, dotykając zębami skóry podopiecznego.
Nie. Miałem nadzieję, że tak będzie.
Ugryzł go zaczepnie, dłonią dotykając płaskiego brzucha upstrzonego zaschniętą dawno temu krwią. Teraz sylwetka Shiona skryta była pod jednym z koców aż po same ramiona, ale i z okryciem widać było wyraźne wychudzenie. Jeden ruch i można by mu zgruchotać kości. Z tą myślą przemknął płasko dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej, gardła, aż nie natrafił na szczękę, którą – tym razem niezbyt brutalnie – ujął w palce i przekręcił przodem do siebie, by wpierw przegryźć jego dolną wargę, a potem zahaczyć ustami o skroń sługi.
Wstań już, Shion. – Charkot tym razem nieprzytłumiony szeptem rozległ się w pomieszczeniu, gdy Growlithe powrócił spojrzeniem do piegowatej twarzy. Twarzy, na której wczorajszej nocy widział wszystko – od determinacji, poprzez strach i próbę podjęcia walki z własnym tchórzostwem. A jednak mimo rany przeżył. Jak to wyjaśnisz, Shat? Wilczyca prychnęła z kąta pokoju widocznie niezadowolona dokładnie w chwili, w której białowłosy uszczypnął Shiona mocno w policzek. ─ Wstawaj, nudzi mi się. Poza tym czekam na wyjaśnienia, uwaliłeś mi całe łóżko.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 01.11.15 3:45, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chyba po raz pierwszy od śmierci Ethana, nie miał koszmarów. Oczywiście kiedy tylko się zbudzi i Morfeusz wypuści ze swoich ramion, chłopak bardzo szybko zapomni o marach sennych, które pozostawią po sobie jedynie przyjemny posmak, ale przynamniej nie zbudzi się z krzykiem i poczuciem ogarniającego niepokoju. Opłynął bardzo szybko, a opadnięte emocje, zmęczenie oraz utrata znaczącej ilości krwi dała wynik bardzo mocnego i długiego snu. Oczywiście jego ciało w pewnym momencie zarejestrowało, że jest mu cieplej, nie drży już, a nagą skórę pokrywa coś chropowatego dające ogrzanie, ale jakiekolwiek dźwięki czy też inne ruchy ze strony drugiej osoby nie były w stanie obudzić go. Przynajmniej nie przez najbliższe parę godzin.
Nad ranem, kiedy najgłębsze fazy snu minęły, a kiedy jego ciało stało się placem zabaw ku uciechom drugiego wymordowanego, nieświadomie rozchylił delikatnie swoje wargi z których uciekały ciche pomruki niezadowolenia wymieszane z dźwiękami zadowolenia. Niczym leniwy kot albo szczeniak, który powoli się dobudza, ale usilnie trzyma wszystkimi kończynami resztek snu. Umysł chłopaka w ogóle nie odnotował, że przez krótką chwilę nie byli już sami w norze, ani też tego, że jego szczęka została zadarta wyżej czy też ciało w niektórych miejscach zostało poddane delikatnym pieszczotom. Ledwo wyczuwalnym.
Ale chropowaty głos z powodzeniem zaczął przedzierać się i przebijać do jego świadomości. Shion poruszył się lekko, nieco niespokojnie, zamruczał bełkocząc coś niezrozumiałego pod nosem, po czym wiedziony instynktem przysunął się jeszcze bliżej jasnowłosego, a następnie mocno wtulił w jego klatkę piersiową, ukrywając śpiąca twarz przed światem.
Przesunął jedną dłonią po jego boku, kiedy go objął bardzo mocno i wydał z siebie kolejny pomruk, głaszcząc jego skórę ciepłym oddechem, pod którym był wyczuwalny delikatny uśmiech. Na całe szczęście uszczypnięcie, które dotarło do niego z opóźnieniem, wreszcie wyrwało chłopaka ze snu. Uchylił powoli powieki i podniósł się do siadu, nieprzytomnym wzrokiem wodząc gdzieś przed siebie.
- Mmhbw… – powiedział I uniósł jedną z dłoni, z których długi bandaż zaczął swobodnie zwisać, by przetrzeć zaspane oczy. Odwrócił powoli głowę w bok i spojrzał na siedzącego obok wymordowanego.
- Co robisz w moim łóżku? – zapytał cicho I spuścił na moment głowę, czując, jak wszystko w niej huczy.
- Dobra. – dodał, po czym złapawszy za koc, odwrócił się na bok, plecami do jasnowłosego, kiedy ponownie położył się, z zamiarem udania się dalej spać.  
Ale umysł zaczął działać na coraz szybszych obrotach. Nie minęła nawet minuta, kiedy wszystko dotarło do niego ze zdwojoną siłą. Zerwał się do siadu i spojrzał wystraszony na Growa, poruszając przy tym bezwiednie ustami jak wyrzucona na brzeg ryba. Jednakże szybko pożałował swojej gwałtowności, kiedy świeża rana na szyi odezwała się przeszywającym bólem. Złapał się za szyję, i przycisnął chłodne opuszki do niej, czując mokrość i lepkość. Do całkowitego powstania strupa brakowało paru dni, ale przynajmniej już nie krwawił. No i rana nie babrała się, a to dawało spore szanse na uniknięcie jakiegoś zakażenia. I przede wszystkim żył. Nie wykrwawił się.
Pamiętał. Wszystko pamiętał.
Wślizgnął się do jego łóżka, bo było mu zimno i się bał. Ale miał…..
- Czemu już nie śpisz?! – wypalił nagle, szukając jakiegoś sensownego zdania, żeby się wytłumaczyć ze swojego czynu.
- Ja… to… bo widzisz… to.. to.. – zaczął dukać nieporadnie, skubiąc palcami pojedynczą nitkę kocu. Zagryzał i puszczał na przemian dolną wargę, nie mogąc zebrać zaspanego umysłu.
- Sobie idę. Ale miałeś spać. Do tej pory udawało si—znaczy ja tego nie robiłem! Nie! – uniósł obie dłonie na wysokość swojej twarzy i zaczął nimi energicznie machać. Raptownie zatrzymał się i zmrużył niebezpiecznie oczy, przyglądając się piegowatej twarzy swojego właściciela. - Czy my… znaczy ty i ja…nie?
Bo nie umiesz skleić porządnego zdania, prawda?
- Zresztą, to nieważne. Bez znaczenia. Ja.. ja musze iść!
Szybko. Szyba ewakuacja, Shion.
Opuścił obie nogi na chłodną ziemię i otuliwszy się kocem (oczywiście, który najwidoczniej zamierzał ukraść Growowi) zamierzał pospiesznie w takim, jakże wyjściowym, stroju opuścić norę. Może nim Grow wybuchnie złością to mu się uda. Do tej pory się udawało, prawda?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 19 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 14 ... 19  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach