Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 19 z 19 Previous  1 ... 11 ... 17, 18, 19

Go down

Czy było coś, czego tak naprawdę pragnął?
Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiał. Nie przypuszczał, że ma prawo do czegoś tak głupiego, jak pragnienie czegokolwiek. Zawsze miał wrażenie, że to, co ma, jest z odzysku, spadkiem po jakiejś innej osobie, bo tamta nie mogła bądź nie chciała z tego korzystać. Nie czuł się osobą na tyle wysoko postawioną, aby mieć jakiekolwiek żądania.
"Czego tak naprawdę chcesz?"
No Shion, czego tak naprawdę chcesz?
Skinął głową, kiedy Growlithe powiadomił go, że może już wracać. Nie zamierzał się sprzeciwiać ani też opierać. W sumie odczuł pewnego rodzaju ulgę, że ich spotkanie kończy się na tym etapie. Zsunął ciało ze skrzyni, odszukał dłonią kuli, o które się podparł i podniósł, powoli ruszając w stronę wyjścia.
... Czego tak naprawdę chcesz?
Przystanął, wpatrując się w drzwi przed sobą.
- Może bała się. Bała się, że jak zobi kok do przodu, to ktoś ją zepchnie na powót w przepaść. Abo bała się zmienić swoje przeznaczenie. - odezwał się nagle, odwracając tak, by stanąć przodem do Growa. Spoglądał na niego jednym okiem, a brązowa tęczówka odbijała nikły ogień zapalonych świec w pomieszczeniu.
- Pawda jest taka, że za każdym azem kiedy póbowałem czegoś nowego, oboje wiemy jak to się kończyło. Przecież.... jestem tchórzem, pawda? Więc chyba też się boję. Abo nie widzę już sensu. - uśmiechnął się delikatnie, ale choć cień uśmiechu padł na jego usta, to był pozbawiony jakiegokolwiek iskry radości. Niczym wyuczony gest, który wypada uczynić akurat w danej chwili.
- Jednak była jedna rzecz, któej pagnąłem. Twojej śmieci. - wzruszył delikatnie barkami, jakby to nie było nic poważnego ani też ważnego. Zresztą, to nie była żadna nowość. Grow doskonale o tym wiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że Shion go nienawidził i chciał zabić za to, co zrobił z Ethanem. Ale jak również każdy wie, życie lubi się komplikować i podkładać kłody pod nogi.
- A potem zozumiałem, że ta nienawiść gdzieś sie zatała. I zamiast twojej śmieci, chcę twojego uznania. Chcę, żebyś pokepał mnie po głowie i powiedział, że dobrze się spisałem i że widzisz we mnie pawdziwego członka DOGS. Hej, Gow. - uniósł głowę, a w jego twarzy coś się zmieniło. Coś, co nie przypominało już tego samego, zasmarkanego szczeniaka.
- Co mam jeszcze zobić, żebyś był ze mnie dumny? I mam na myśi ciebie, jako osobę, jednostkę, a nie przywódcę. - przechylił głowę lekko na bok, przydługawe kosmyki opadły nieco na jego policzek, czoło i żuchwę. Przymknął oko.
- Bez znaczenia co zobie, nigdy nie będziesz ze mnie dumny. Datego przestałem w to wierzyć, i tego pagnąć. Na tym etapie już niczego nie potrzebuje. - uchylił lekko powiekę lewego oka.
- A ty? Czego tak napawdę chcesz?

Nora na samym końcu tunelu - "pokój" numer 597 - Page 19 SvyoDhv
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

 — Bała się — powtórzył za nim miękko; był to smak nieodgrzanej porcji jedzenia. Zimny, niemal obrzydliwy. Talerze z takimi daniami mimowolnie odsuwało się poza zasięg rąk; nagle traciło się cały apetyt, bo zamiast wyciągać maksimum z pożywienia, bazowało się na otrzymanej wersji — oślizgłej i odrażającej, której nie dało się przełknąć, bez poczucia unoszącego się pod gardło żołądka.
 Przetoczył spojrzeniem po napuchniętej twarzy. Bywał krótkowzroczny w swojej karierze, przechodził obok potrzebujących, nie uraczywszy ich nawet przelotnym zerknięciem — ale tutaj, w domu, było inaczej. W absolutnych ciemnościach wyłapywał blizny i otarcia, sińce pogłębiające się pod oczami z nocy na noc, ale także te obrażenia, które krwawiły na duszy. Dostrzegał więc bez problemu, że Shion był typem, który odsuwa naczynie z niesmacznym obiadem. Strach pod tym kątem przypominał głód — im bardziej się w nim zatracało, tym bardziej to wykańczało człowieka.
 — Wszyscy się boją, tego się nie da odciąć i wyrzucić przez ramię jak jakiś niepasujący element. Instynkt bazuje na strachu — na zakodowanych wcześniej informacjach, dzięki którym przeżywasz bądź przegrywasz. — Ciężkie spojrzenie zatrzymało się na brązowym oku wyzierającym spomiędzy fioletowych powiek. — Magia polega na tym, aby strach obrócić na korzyść. Może cię łapać za gardło i dusić, chwytać betonowymi łapami za kostki i przytrzymywać w miejscu. Ale może też położyć dłoń na twoich plecach i popchnąć cię do przodu. Sądziłem, że jako tchórz to wiesz.
 Uśmiech Shiona był usposobieniem porażki — im częściej się pojawiał, tym większą irytację wywoływał u Growlithe'a, który choć spokojny na zewnątrz, w środku odkładał na stertę argumenty, które mogły okazać się łakomym kąskiem dla „tego”. Bezmyślnego stworzenia, zwykle trzymanego za pysk, wpychanego do budy, zmuszanego, by siedział, kurwa, w kącie i się nie wychylał. Ale im więcej piętrzyło się spraw, tym łatwiej było opuścić gardę — to jak asekurowanie niestabilnej wieży i patrzenie na przycupniętego między drzewami lamparta. Starczyło sekundowe zerknięcie nie w tą stronę, aby coś runęło, coś zaatakowało.
 Białe włosy ustąpiły pod naporem powykrzywianych palców wymordowanego. Że Shion pragnął jego śmierci — nie było to żadną nowością. Nie był zresztą jedynym i jak się prędko okazało: nie ostatnim, choć oczywiście Grow wydawał się nieprzejęty stanem rzeczy. Polowano na niego od tysiąca lat. Instynkt miał wyszlifowany do perfekcji.
 — Pierwotnie nie mojego końca pragnąłeś — przypomniał z przekąsem, unosząc brew. — Ale twoje plany szybko niszczeją. Sam je niszczysz, a potem lądujesz w takim stanie.
 Ruchem nadgarstka objął całą jego połamaną, pokaleczoną sylwetkę.
 — Weź się za siebie, Shion. To nie jest rada. — Mówiąc to, nie zarejestrował, gdzie wylądowała ręka, którą machnął w kierunku rudowłosego. Trzymał ją na nieśmiertelniku, na wąskiej blaszce z wyrytymi literami. Palce bezmyślnie pocierały metalową powierzchnię pamiątki. — To rozkaz. Poddając się nie zyskasz niczyjego uznania, żadnej dumy. Sądziłem, że dobrze się stało, gdy dołączyłeś do DOGS. Przestałeś się tak rzucać, stopniowo popadałeś w... inne stany.  Mniej inwazyjne dla nas i dla siebie, rozumiesz? Ale teraz, gdy na ciebie patrzę, zaczynam uważać, że się myliłem. Jako Kot miałeś to, czego nie masz będąc Psem — cel. — Ruchem brody wskazał na żółtą chustę z ratlerem; szpiegiem gangu. — Dostałeś zielone światło, ale jeżeli to spierdolisz, wypadniesz z gry.
 Odchylił się od ściany, wspierając dłońmi po bokach. Musiał się odepchnąć, aby stanąć z powrotem na nogi — sztywna w kolanie kończyna skutecznie o sobie przypominała.
 — Nikt z nas cię nie ruszy. Nie będzie trzeba. Sam się zajebiesz. Uważasz, że warto? — Pokręcił znów głową; zrezygnowany nauczyciel, patrzący z góry na roztargnionego ucznia. — Twój własny pokój to rzeczywiście nagroda. Ode mnie. Może to sprawi, że uzależnienie zelżeje, a ty zaczniesz kierować się swoją ścieżką. — Ściągnął usta, prychając. — Nie moją.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie rozumiał tego.
Im dłużej znajdował się w jednym pomieszczeniu z Wilczurem, im dłużej o tym rozmawiali, tym bardziej Shion był utwierdzany w przekonaniu, że Growlithe naprawdę nie rozumiał, czego Shion przez tak długi czas naprawdę chciał od niego. Żadnych pokoi, nagród. Zwykłego poklepania po głowie i wypowiedzenie głupich słów "dobrze się spisałeś". I był pewien, że Grow już nigdy tego nie zrozumie. Albo rozumiał i z czystej złośliwości nie zamierzał mu tego dać. Ale teraz to już nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Od momentu powrotu do kryjówki, zatracił jakąkolwiek chęć do wszystkiego. Stracił wszystkie cele, pragnienia, wszystko. Nie zależało mu już na chwalących go słowach. Nie zależało mu już na niczym.
Jestem martwy, Grow. Słyszysz? Martwy.
Drobny cień uśmiechu wkradł się na jego wargi.
- Napawdę myśałeś, że kiedykowiek kieowałem się twoją ścieżką? - zapytał cicho i pokręcił delikatnie głową. Uzależnienie? Nie... On nigdy nie zrozumie. Wzruszył obolałymi ramionami.
Nieważne, nieważne, n i e w a ż n e.
- Mysz nigdy nie będzie kotem. Nawet jak ją wytenujesz, nauczysz odwagi, żeby nigdy nie chowała się w norze, nada pozostanie tyko myszą. - był jedynie drobinką piasku w całej piaskownicy. Dla kogoś takiego jak Wilczur, bycie silnym, pewnym siebie i odważnym wymordowanym było chlebem powszednim. Nigdy nie zrozumie jak to jest być nic nie znaczącą częścią wielkiego świata, słabą i pozbawioną blasku jednostką. Takim osobom łatwo było umoralniać, mieszać innych z błotem w nadziei, że właśnie uderzenie o beton otworzy im oczy i sprawi, że wezmą się w garść.
Ale możliwe, że jego słowa w jakiś sposób odcisnęłyby swoje piętno na umyśle i duszy rudowłosego. Możliwe, że po wyjściu z jego pokoju, położywszy się na powrót na łóżku w medycznym spędziłby całą noc na układaniu swojego dotychczasowego życia, by rano postanowić, że czas na zmiany, że w końcu trzeba wziąć swoje życie w swoje ręce, że czas najwyższy przestać "być", egzystować i wegetować.
Całkiem możliwy scenariusz, gdyby Shion nie umarł w tamtej chacie. Gdyby jakiekolwiek emocje nadal wywoływały w nim uczucie płomienia życia w sercu, zamiast wiecznej zmarzliny.
- Sam się zajebie... - powtórzył cicho za nim, niemalże szeptem. - A może po postu czekam, aż ktoś to zobi, bo sam nie mam na to odwagi? - opuścił na moment głowę, a włosy rzuciły twarz na jego twarz, więc ciężko było cokolwiek z niej odczytać. Trwało to zaledwie liźnięcie paru sekund, kiedy ramiona zaczęły się poruszać w niemym śmiechu. Wtedy też uniósł głowę i odchylił ją na bok, a na ustach pojawił się krzywy uśmiech, sprawiając wrażenie, że przed Growem stał ktoś zupełnie inny, obcy.
- On już umał. Jest matwy. Zabili go wtedy, przyniosłeś zwłoki. Pustą skoupę. Ale nie matw się. - przechylił głowę na drugi bok, a jego zachrypnięty głos zdawał się coraz bardziej zapadać.
- Wykona twój ozkaz. Już ci to kiedyś powiedział. Jego ciało należy do ciebie i wykona każdy twój ozkaz.
A dusza?
Duszy już nie było
- Weźmie się za siebie. Dopilnuję, by to zobił. - trwał w milczeniu jeszcze przez krótką chwilę, a potem Shion zadarł mocniej głową wyglądając jak na kogoś, kto został nagle wyrwany z głębokiego snu. Bez słowa odwrócił się plecami do Wilczura i ruszył w stronę wyjścia, nim jednak popchnął drzwi, spojrzał na niego przez ramię, ostatni raz.
- W okoicach więzienia znajdziesz psa. Nauczyłem go twojego zapachu, więc będzie na twoje ozkazy. Wygąda mało przyjemnie, ae jest mądy. Posługuje się ównież pojedynczymi słowami, któe słyszysz w głowie, co umożiwia kontakt. To mój pezent dla ciebie. - a potem, bez spojrzenia więcej, opuścił jego pokój.

/ zt /
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

 Czy naprawdę tak myślał? Był na tyle arogancki, by zakładać, że ktokolwiek ubezwłasnowolni swój umysł na rzecz jego prywatnych idei? Sądząc po minie, po oczach, po postawie — tak, tak właśnie uważał. Zapytany, wyciągnąłby argumenty na stół, jak karty pochowane w rękawach. Ponieważ jednak Shion nie wnikał, Grow także zachował kontrę dla siebie; przynajmniej na razie. Póki mały polip się nie otrząśnie z szoku, nie wybije z głowy tego, co mu wkopano w chacie. Potrzebował czasu — nie tylko, ale czas był tutaj kluczowy.
 Wpatrując się w marne uśmiechy i puste spojrzenia podopiecznego Grow zdał sobie sprawę, jak stary jest. Jak bardzo nie robią na nim wrażenia drastyczne przemiany, choć podskórnie pragnął, aby wywołały impuls. Przynajmniej malutkie poczucie winy, dzięki któremu coś w umyśle by zaskoczyło, przywołując prawdziwy plan.
 Tymczasem przed nim rozgrywała się scena, od której psychologowie unosiliby brwi, a jego jedyną reakcją było poważne milczenie.
 Niedługo po tym, jak został w pokoju sam, rozległ się huk. Szafka nocna runęła, wypluwając górną szufladę. Nim wszystkie bibeloty rozsypały się po ziemi, drzwi do pomieszczenia ponownie trzasnęły.

zt
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

…….Christopher nie miał pojęcia, jak doszło do tego, że przemierzał wąskie korytarze Psiarni w rytm muzyki z Różowej Pantery, w dodatku cały czas będąc uwieszony połową ciężaru swojego ciała na Jekyllu. Zresztą, w tym stanie nawet o to nie dbał, bawiąc się po prostu zbyt dobrze. Po raz pierwszy od dawna na poobijanej twarzy „papieroholika” widniał szczery uśmiech. W dodatku z jego  gardła co jakiś czas wydobywał się zduszony chichot, gdy kołysał się z Bernardynem jak tratwa na morzu podczas sztormu. Odpukać, ani razu nie wylądowali na ziemi. Wątpliwe, by ręka Pudla przeżyła taki wypadek. Poza tym pewnie sekretarz automatycznie wytrzeźwiałby wtedy w kilka sekund, a cóż byłaby to za strata. Przecież jeszcze nie zdążył się do cna upokorzyć!
Prawdopodobnie tej pijanej dwójce dopisywała jeszcze resztka szczęścia, bo nikogo na korytarzu nie napotkali podczas swojej specyficznej drogi, na końcu której znajdywała się nora Wielkiego Złego Wilka. Zadziwiające, biorąc pod uwagę fakt, że Pudlowi zwyczajowo towarzyszył Pech (który już dawno temu zasłużył na pisanie z wielkiej litery), a Jekyll ostatnimi czasy patrzył się na niego tak, jakby się czymś od niego zaraził.
Cóż, niestety ostatnie komórki nerwowe, które toczyły jeszcze walkę z zamraczających ich alkoholem, mogły pójść albo w stronę instynktu samozachowawczego albo w stronę gadulstwa.
A Pudel od zawsze był na bakier z jednym, a w zmowie z drugim. W końcu był w DOGS. Jekyll również. To raczej dawało dość jasny wynik.
Dlatego też obaj wgramolili się do zakazanego pokoju. W gruncie rzeczy Pudel nigdy tu nie był w pełni dobrowolnie. Znacznie bardziej wolałby zostawiać raporty przed drzwiami… choć, moment. A jednak raz pojawił się tutaj, gdy Growlithe był nieprzytomny. Mimo całej swojej niechęci do niego, nie chciał jego śmieci. Był pragmatykiem. Nie lubił Wilczura, nie dogadywał się z nim, a także wewnętrznie nie zgadzał ze sporą częścią jego zachowań, ale jednocześnie uznawał go mimo wszystko za najbardziej kompetentnego w zakresie przywództwa nad tą żółtą bandą pełną wyszczekanych szubrawców.
Co nie zmieniało faktu, że unikał tego miejsca jak ognia. Tylko nie dzisiaj. Teraz władował się tutaj bez najmniejszego zawahania, od razu rozglądając się po pokoju.
Ta biała włochata flądra zawsze ma alkohol – mruknął, odstępując na moment od lekarza, zaraz to chwiejąc się dość mocno. – Jak na personę próbującą uchodzić za gbura, drania, tyrana, generalnie personę bez empatii i wyższych przemyśleń, dość często sięga po alkohol. To chyba jakiś psychologiczny element przynależący do wyparcia.
Teraz ewidentnie plótł trzy po trzy, jednocześnie gestykulując przy tym żwawo sprawną ręką. Na trzeźwo na pewno nie powiedziałby czegoś takiego. Pomijając fakt, że teraz znacząco przeciągał samogłoski, a także końcówki zdań.  
Spojrzał na ziemię i skrzywił się, widząc na niej papiery, spora część z nich była pognieciona.
Myślisz, że moje raporty też tak traktuje? – spytał z jakąś żałością w głosie, patrząc się na Jekylla wzrokiem kopniętego szczeniaczka.
Nawet mu zadrgała dolna warga, jakby miał zamiar zacząć z tego powodu płakać. Dopiero co weszli, a już teraz zapowiadała się wybitna tragikomedia, a przecież nawet jeśli nie zaczęli porządnie szukać tego nieszczęsnego alkoholu.


-------

Narobili rabanu i dodatkowego bałaganu, a potem wyszli, o.
zt
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 19 z 19 Previous  1 ... 11 ... 17, 18, 19
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach