Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 04.09.17 19:59  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Dźwięk wystrzału i rozsypane odłamki porcelany, które jeszcze jakiś czas temu stanowiły jedną, spójną całość, dotarły do wymordowanego, u którego nad wyraz dobrze wyostrzony zmysł słuchu zarejestrował to zdarzenie.  Satysfakcja. Nie dało się tej emocji zaprzeczyć. Czyżby dostrzegł tę wiązkę emocji w spojrzeniu właściciela domu, który tak intensywnie wpatrywał się w resztki uśmierconego jednym strzałem obiektu? Niewątpliwie.
To było tylko ostrzeżenie. Drugi raz nie spudłuje — na twarzy Romy pojawił się na krótko półuśmiech. Ależ trzymał go za słowo, bowiem już od pierwszego spotkania ich charaktery ścierały się ze sobą, teraz nie było inaczej, choć niezaprzeczalnie Mike Havoc zaliczał się do tych unikatowych jednostek, które doprowadziły Romana do stanu, który był mu od wielu wieków niezwykle daleki, wręcz obcy.
Powtórka z rozrywki, pomyślał, ponownie doświadczając bliższego, acz krótszego i mniejszego w skutkach spotkania pierwszego stopnia z elektrycznością. Szlag jasny, by to trafił. Nigdy tego nie polubi, oj nie istniała na to większa szansa. Był to jednak dla Fafnira wyraźny sygnał, mimo tymczasowego ograniczenia sprawności jego organizmu, że z informatorem S.SPEC jest coś nie tak. Szansa, że ktoś go ubiegł należała do wyjątków, lecz Mike Havoc nie był skupiony na wykonaniu jakiejkolwiek czynności, a na własnym dramacie w postaci naruszenia przestrzeni osobistej i dotyku wymuszonego przez Francuza. To skłaniało Romę do podejrzeń, że nie coś znajdowało się na rzeczy, gdy podczas konfrontacji potrafił skupić się na czymś innym niż na wykonywanej czynności związanej z reakcją. Istniało też ryzyko, że ten posiadał blokadę umysłu, a to akurat Fafnir musiał dokładnie zbadać, by się w tym upewnić. Kto jak kto, ale jasnowłosy elegant wiedział o nim zdecydowanie zbyt wiele, a Smok potrzebował mieć względną, pozornie niedostrzegalną przewagę sytuacyjną, i w najgorszym wypadku posiadać wyjście, w którym namieszałby trwale w pamięci Mike'a Havoca.
Ponadto Roma mógł dokładniej zaobserwować zachowania Mike'a podczas szamotaniny. Prosiłem cię też, Alanie, o opuszczenie tego mieszkania, czego nie potrafiłeś w żaden znany mi sposób uszanować — czy za tę prośbę miał uznać ustrzelenie szpetnego wazonu, który tak go uradował i poprawił mu nieco humor? Przekrzywił nieco głowę w bok, powoli, ostrożnie cofając się o krok do tyłu, tworząc między nimi dystans, tak bardzo pożądany przez informatora, by jeszcze raz pogłaskać czarującego Halka po zadbanej, lśniącej sierści.
Jesteś nie do końca zdrowy na umyśle i masz problem z rejestrowaniem bólu, Mike. Do tego nie masz normalnych, naturalnych odruchów — stwierdził poważnym tonem, nie oczekując dodatkowego potwierdzenia, czy zapewnienia ze strony Mike'a Havoca, zerknął na niego spod ukosa. Kącik jego ust uniósł się nieznacznie, bez większego wyrazu. — Wyłamałem ci ją ze stawu, w normatywnych warunkach powinieneś kwiczeć z bólu — powiedział spokojnie, takim tonem, jakby odkrył coś arcyciekawego. Posłał znaczące spojrzenie jasnowłosemu, powoli odsuwając się od psa, zmierzając ostrożnie do drzwi, by zrealizować długo wyczekiwaną prośbę Mike'a Havoca i pozwolić mu wreszcie odpocząć nerwowo po ich spotkaniu. Fafnir jednak będąc przy celu, nie wyszedł, a zatrzymał się tuż przy nich z ręką trzymaną na klamce. — Ach, zapomniałbym... Sądząc po twojej pensji nie stać cię na utrzymanie tego mieszkania bez współlokatora, który chyba zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach, a drugiego tak zadbanego i elegancko wystrojonego domu na najwyższym standardzie, w którym tak łatwo byłoby utrzymać czystość w M-3 zbyt szybko nie znajdziesz. A chyba doskonale się domyślasz do czego piję, Mike. — dodał już ze swoim dawnym rozbawieniem, by chwilę później zniknąć za drzwiami.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.09.17 3:38  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Mike Havoc z góry odrzucił ofertę mężczyzny. Była niekorzystna dla jego stanu emocjonalnego i pedantycznie wyukładanego życia, dlatego też nie skonstruował żadnej odpowiednią na tę okazję odpowiedzi, uważając, że dalsze dyskusje były po prostu niepotrzebne. Spojrzał na swój wygięty pod dziwnym kątem nadgarstek, oceniając pobieżnie jego stan. Alan Sartre miał rację - wyłamał go ze stawów, zatem konsultacja z lekarzem była w tym wypadku najrozsądniejszym z wyborów. Powoli ból z tego wynikający, zaczął się rozpowszechniać po każdej komórce w jego ciele. Jeszcze COŚ czuł. Choroba genetyczna jeszcze nie do końca sparaliżowała jego układ nerwowy, dlatego musiał się liczyć z nieprzyjemnymi w skutkach konsekwencjami.
Kiedy zagrożenie w postaci mężczyzny minęło, o czym został powiadomiony przez dźwięk zamykanych drzwi, odłożył paralizator na swoje miejsce. Przemieścił się do przedpokoju i zamknął je solidnie, by chociaż przez chwilę poczuć się bezpieczny we własnym mieszkaniu, mimo iż wiedział, że ta przeszkoda nie stanowiło dla Wymordowanego żadnego poważniejszego wyzwania. Oparł się plecami o ścianę i przychylił głowę do tyłu - oddech przez nadmierną aktywność fizyczną miał spłycony, serce kołatało mocno w piersi i obijało się o żebra. Czekał aż podstawowe funkcje życiowego w jego organizmie się wyciszą i w końcu postanowił zrealizować jedną z trzech swoich zachcianek. Poszedł zaparzyć swoją ulubioną kawę z dodatkiem pięciu kropel mleka w towarzystwie asekurującego go Halka i nieprzyjemnego ścisku żołądka - mania prześladowcza wróciła.

zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.18 3:07  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Zapach świeżo zmielonej kawy unosił się w powietrzu. Właściciel zadbanej kuchni pociągnął nosem, aby rozkoszować się tym przyjemnym aromatem, po czym przesunął powierzchnie aneksu kuchennego wilgotną ścierką w celu zlikwidowania śladów po jego użytkowaniu, gdyż utrzymywania porządku w tej części mieszkania w tej chwili było jego priorytetem.
Objął chłodnymi palcami parujący, ciepły kubek. Swój ulubiony, chociaż niewątpliwie nie był cudem ceramiki, a na jego brzegach odcisnęły się zęby czasu w postaci uszczerbków. Powinien go już dawno wyrzucić, ale przyzwyczajenie w tej kwestii robiło swoje. Darzył go sentymentem, lecz wiedział, że ta namiastka wspomnień nie wprowadzi do jego życiu harmonii. Obracał go przez chwilę w dłoni, przypatrując się z uwagą jego zawartości i po raz kolejny zaciągnąć się tą aromatyczną wonią, a po chwili skosztował swojego ulubionego napoju, przyciskając usta do ścianki naczynia. Smak kawy był utrzymany w granicach przyzwoitości. Nie została zaburzona żadnym z używanych przez informatora dodatków, choć w tym wypadku takowy ograniczał się wyłącznie do mleka ryżowego.
Przemieścił się do salonu i położył ostrożnie przedmiot ceramiczny na blat szklanego, niskiego stolika, zerkając w przelocie na kłąb czarnego, lśniącego futra. Halk odpoczywał po długim spacerze, drzemiąc na białym dywanie, dlatego Havoc go nie zawołał. Zapadał się w swoim ulubionym, skórzanym fotelu i przymknął na chwilę oczy, aby rozkoszować się ciszą, która była zakłóca jedynie przez ledwo słyszalny odgłos klimatyzacji i jego synchroniczny oddech. Przez chwilę walczył ze sennością, ale zwyciężył z nią niemalże od razu, gdy znów poczuł intensywny zapach kawy. Złapał za rączkę kubka i opróżnił naczynie niemalże do połowy, powoli, delektując się tym bogatym, pełnym smakiem, po czym znów go odłożył na drewnianą podkładkę i sięgnął po teczkę, w której znajdowały się zdobyte przez niego na przestrzeni ostatnich informacje na temat nielegalnej działalności  - handel narkotykami. Mimo iż narkotyczne działanie ówże prochów były niemal znikome, to i tak zagrażały one reputacji władzy. Trzeba było ukrócić tę działalność przestępczą w zarodku, zanim nie zostało rozpowszechniona po innych dzielnicach miasta. Przejrzał zawartość swoich notatek, uporządkował je w ułatwiającej prace kolejności, po czym wstał, aby przynieść maszynę do pisania. Jutro miał przekazać te informacje dalej, do śledczego, który ostatecznie rozwiąże tę sprawę. Musnął opuszkami palców o klawisze starego, ale nadal wzorowo działającego urządzenia i już po nią sięgnął, jednakże nie zabrał jej z półki. Ta czynność została znieważona przez dzwonek, które rozbrzmiał w jego uszach, alarmując tym samym, że ktoś w tej chwili bardzo pragnął jego towarzystwa. Halk zerwał się z miejsca i zaszczekał ostrzegawczo, jak to pies obronny, podbiegając do drzwi. Zaczął węszyć, ale najwyraźniej nie rozpoznał zapachu, gdyż z jego gardło wypadło charknięcie.
Cicho, Halk — uspokoił psa, podchodzą do frontowego wejścia. Zerknął przez judasza. Na progu jego mieszkania stał dzieciak. Syn sąsiada. Wojskowego, który sumiennie znęcał się nad swoją latoroślą, a przynajmniej takie dźwięki Havoc wyłapywał za ściany, gdy w ciszy i skupieniu pracował.
Otworzył górny zamek i uchylił delikatnie drzwi, obdarzając Alessandro Rodhama nieprzenikliwym, lodowatym spojrzeniem.
Dzień dobry. W czym mogę pomóc? — zapytał. Zabrakło mu cukru w cukiernicy, czy jak? Takowego u Mike Havoca nie znajdzie.
Nie otworzył przed nim drzwi, jakby w obawie, że chłopak go zaatakuje, chociaż tak naprawdę czuł obrzydzenie do bakterii, które ze sobą przyniósł.
Halk włożył łeb przez szparę i zaczął z pedantyczną dokładnością obwąchiwać intruza. Po chwili uznał, że Rodham nie stanowi zagrożenie, bo przysiadł przy nodze swojego właściciela, czekając na instrukcje i dalszy rozwój wydarzeń. Havoc zresztą też, gdyż nie znał celu tej wizyty, wolał jak takowe były zapowiedziane z wyprzedzeniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.01.18 5:09  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
W odróżnieniu od swoich rówieśników ostatni dzwonek sygnalizujący koniec zajęć i konieczność opuszczenia szkolnego gmachu nie wiązała się z radosną myślą o powrocie do domu, wręcz przeciwnie. Alessandro Rodham nie zaliczał się do uczniów, którzy lubili przebywać w czterech ścianach zimnego apartamentowca i zwykle przez większość dnia kręcił się po mieście, a także jego okolicach poświęcając swój czas na wszystkie zbłąkane gdzieś zwierzęta. Tym razem nie miało być inaczej. Młody Rodham po dotarciu do domu w trybie niemalże ekspresowym, zważywszy, że za niedługo powinien pojawić się jego surowy ojciec, zamierzał czmychnąć gdzie pieprz rośnie i być na zewnątrz aż do wieczora, która odprowadziłby go niemal jak najlepszy przyjaciel do dużego budynku, który to nie wzbudzał w nim żadnych emocji. Alessandro już dawno temu pokonał własne uczucia, oddając marzenia do utylizacji, jak meble po styczności z tygodniowymi zwłokami, które nie nadawały się do zatrzymania bez ryzyka śmiertelnego zarażenia. Apatia trzymała go mocno w swoich sidłach, a on wcale nie próbował się wyrywać, jak miotająca się zwierzyna — było mu już wszystko jedno. Jakież było jego rozczarowanie, gdy nie mógł znaleźć w kieszeni klucza do mieszkania, a te niedługo potem się przed nim otworzyły i przed nim pojawiła się wysoka postura jego ojca. Młody Rodham ściągnął usta w wąską linię, gdy usłyszał krótki rozkaz tuż przy progu: referat i tylko spojrzał w bok, skinąwszy uprzednio głową, a drzwi niedługo potem — ponownie się zamknęły.
Czuł się w tej chwili jak dzieciak złapany na wyciąganiu pieniędzy z portfela rodzica i zagoniony do kąta. Przez dłuższą chwilę jeszcze tak stal jak słup soli, nim nie skierował się, jakby z ociąganiem do drzwi niejakiego Mike'a Havoca, z którym to jego ojciec miał rozmawiać o tym, że jego syn zawita u niego jakiś tydzień temu w celu zdobycia informacji niezbędnych do napisania pracy o zagranicznych mieszkańcach w M-3 do szkoły. Zadzownił, by nie stać bezsensownie pod drzwiami, choć szczerze liczył, że nie zastanie mężczyzny i będzie mógł sobie pójść, ale to nie było mu dane. Oczom elegancko ubranego, jak zawsze zresztą, sąsiada ukazał się syn Rodhama z klasycznie przydługimi, jasnymi włosami zakrywającymi jedną stronę policzka i opadającymi na zielone oczy. Do tego czarna bluza z kapturem, bez żadnego nadruku, jeansowe spodnie oraz zielone trampki. Szary plecak na ramionach, notatnik i szkicownik w ręku, przyciśnięte do siebie. Wzrok ucznia został zatrzymany na ładnym i zadbanym psie, by dopiero potem obdarzył nim jego właściciela.
Dzień dobry — przywitał się cicho bez większego wyrazu z obojętnym wyrazem twarzy. Zerkał co jakiś czas na psa jasnowłosego rozpraszany poniekąd jego obecnością, odrywając tym samym mało grzecznie wzrok od rozmówcy. — Mój ojciec miał z panem rozmawiać o materiałach do mojego referatu o zagranicznych mieszkańcach w M-3. Ponoć poruszał tę kwestię jakiś tydzień temu, ale liczę, że ta zwłoka w czasie nie zniechęciła pana, aby mi pomóc, ale jeśli tak to zrozumiem. — dodał niemalże tym samym głosem, jakby wypranym z emocji, co mogłoby na swój sposób wydać się dziwne, zważywszy na jego młody wiek. Alessandro nie znał swojego sąsiada zbyt dobrze, nie wydawał się zbyt otwarty, choć zawsze kulturalny i odziany w uprzejmość. Prezentował pewną chłodną klasę, ale widoczny z tej perspektywy dystans nie dawał poczucia, że czuł się poniekąd lepszy, a młody Rodham nie do końca potrafił go rozgryźć. Nie miał go za dziwaka, ale nie zaliczał się do grona ćwierkających i wesołych sąsiadów z ich piętra.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.01.18 22:23  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Mike Havoc planował swój dzień przynajmniej z dwudniowym wyprzedzeniem, nie uwzględniając w swoim misternie skonstruowanym harmonogramie żadnych nieoczekiwanych okoliczności, mimo iż takowe się zdarzały nawet mu, człowiekowi punktualnemu jak szwajcarskim zegarku, lecz niewątpliwie nie tolerował takich nieprzyjemnych niespodzianek. Był poukładany i nie lubił, gdy ktoś zaburzał tej harmonii. Wówczas czuł się nieswojo, a owijająca się wokół jego drobnego ciała, niczym wąż, mania prześladowcza obnażała zęby, pobudzając do życia jego skrywany przed całym światem atak panik, który był porównywalny do obławy, ostrzału, stąd jego dystans, nieufność .
Niespodziewany, niechciany gość miał rację. Arthur Rodham poruszał ten temat i Havoc zgodził się, jednakże o tegoż spotkania minął tydzień z kawałkiem, zatem informator uznał, że pomoc ta straciła swój termin ważności, jak produkt, który zbyt długo przeleżał na półce w sklepie. Westchnął w myślach, acz na jego twarzy nadal towarzyszyła bezemocjonalość.
Owszem, rozmawiał, ale zapewne zapomniał wspomnieć, że preferuje formę umówionych wizyt, gdyż liczba mojego wolnego czasu jest ograniczona. — Ciężar jego spojrzenie spoczął na twarzy Alekssandro. Spojrzał mu prosto w oczy, bez żadnych skrywanych intencji, żałując, że wyraził swoją zgodę na pomoc licealiście. Na jego ustach pojawił się cierpki uśmiech. Nie lubił obcych w swoich skromnych progach i rzadko takowych zapraszał, w obawie przed zarazkami, które znajdowały się na ich ubraniach, butach i każdej części ciała. Zerknął na elektryczny zegarek, w który była wyposażona przepustka, gdyż nie mógł jej zastąpić tradycyjnym, tym spoczywającym na dnie jednej ze szuflad przez obowiązujących go normy w postaci posiadania obywatelstwa w takim charakterze.
Zdjął łańcuszek z drzwi, po czym otworzył szerzej drzwi, aby wpuścić latorośli Rodhama niechętnie do środka. Halka stanął, niby na baczność, nie spuszczając swoich czarnych jak węgiel ślepi ze sylwetki ucznia. Poruszył nosem w celu obwąchania delikwenta, ale nie wyrzucił z siebie żadnego dźwięku, gdyż Mike skonfrontował z jego szorstką sierścią dłoń, w uspokajającym geście.
W ramach współpracy z Arthurem Rodhmem mogę w tej materii zrobić wyjątek, dlatego też zapraszam do środka, jednakże ostrzegam, że mogę zagospodarować maksymalnie trzydzieści minut, gdyż mój grafik dzisiejszego dnia jest wyjątkowo napięty — uprzedził, jakby w nadziei, że ten wycofa się i znajdzie sobie inny obiekt do dręczenia, ale najwyraźniej uczeń liceum nie miał takowy planów, gdyż wszedł do środka, uprzednio szurając butami o wycieraczkę, aby je przeczyścić podeszwy. Havoc nagrodził go za ten gest zarysem uśmiechu, kiedy wpuszczał go do środka.
Proszę zdjąć buty – polecił, w nadziei, że na stopach Alekssandro Rodhama znajdowała się para nienagannie czystych skarpet. Zerkając ukradkiem, jak jego polecenie zostaje posłusznie wykonany, przekręcił klucz w drzwiach dla poczucia własnego komfortu psychicznego, zostawiając go w zamku. Przemieścił się z holu do przestronnego salonu, prowadząc do niego swojego gościa. W między czasie rzucił Halkowi krótką komendą „Waruj” w swoim rodzimym, niemieckim języku. — Jaki charakter ma ten referat i jak mogę ci pomoc na jego łamach, chłopcze? — zapytał, zasiadając w fotelu i gestem zapraszając ucznia, aby uczynił to samo. Pomieszał łyżeczkę zwartość kubka, po czym odłożył ją na spodek i opróżnił jego zwartość do połowy, delektując się głębokim smakiem kawy. Nie zaproponował chłopakowi w ramach gościnności herbaty, ani ciastek, gdyż wolał się skupić na celu jego wizyty, a słodyczy nawet nie posiadał w swoim asortymencie. Czas jaki mu przeznaczył był ograniczony, a Rodham zapewne poczuł się nie swoje, gdyż bladoniebieskie oczy informatora nieustannie przyglądały się intruzowi z należytą uwagą. Halk natomiast usiadł na dywanie, podpierając się na masywnych łapach i, podobnie jak swój właściciel, również obserwował obcą jednostkę, rejestrując jej zapach. — Skoro to referat o obcokrajowcach zamieszkujących M-3, nie miałbyś nic przeciwko, gdybyśmy posługiwali się w trakcie rozmowy językiem angielskim? — zapytał w tymże języku w charakterze testu, lecz Mike Havoc nie miał wątpliwości, że chłopak potrafił posługiwać się w tym języku, gdyż pochodzenie do czegoś zobowiązywało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.18 1:55  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Całkowita swoboda w podejmowaniu działań oraz ich uprzednie zaplanowanie przez Mike'a Havoca z perspektywy Alessandro była godna pozazdroszczenia, choć stanowiła coś czego nie mógł mieć na wyciągnięciu swej chudej ręki, gdyż nie mógł na takową liczyć ze strony ojca, podcinającego mu stopniowo, acz sumiennie skrzydła. Dziś nie czuł z tego tytułu zupełnie nic, emocje obracające się wokół żalu i poczucia krzywdy odeszły do lamusa. Jego wolność kończyła się w momencie powrotu do mieszkania (nigdy nie nazywał go domem) ze szkoły, gdzie Alec odgrywał rolę ucznia najlepiej jak potrafił, w którym był już ojciec, wówczas bezwzględnie podlegał jego woli, nawet jeśli wiązało się to z wycieńczającą umysł wielogodzinną nauką. Wyjście przed skończeniem narzuconego planu dnia, który Arthur Rodham przewidział dla swego syna skończyłaby się osobistą tragedią chłopaka, choć po ich nieszczęśliwych pasmach można byłoby przywyknąć. Dzisiaj istniała jednak szansa, że po załatwieniu wywiadu z panem Mike'iem Havociem, będzie miał realną szansę się wyrwać i wrócić dużo później, zważywszy na fakt, że nie przekroczył jeszcze progu drzwi, a te nie zostały za nim zamknięte; w głowie Alessandro układało się już kłamstwo doskonałe, którym zamydli oczy swemu surowemu rodzicowi, który mimo wszystko nie wzbudzał w nim, choćby najmniejszej pozytywnej emocji bądź nie przywoływał dobrego wspomnienia. Alec nierzadko postrzegał go jako kulę u nogi, swoiste brzmię, od którego ciężaru jest bezwzględnie uzależniony, nie mogąc pozwolić sobie na nic więcej poza dreptaniem w jednym miejscu.
Nie chciałem pana nachodzić bez uprzedzenia, ale mój ojciec kazał mi niezwłocznie się tym zająć – właśnie teraz — wyjaśnił niemal wypranym z emocji. Dźwięk zdejmowanego po chwili łańcuszka z drzwi, uświadczył go w przekonaniu, że może jednak uda mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, mimo twardego tonu jasnowłosego mężczyzny. Alessandro widząc ruch psa, ponownie przeniósł na niego zaciekawione spojrzenie, choć nie zdecydował się na wyciągnięcie ręki, aby go pogłaskać. Kilka pogryzień ze strony skrzywdzonych psów, które spotkał na swojej drodze utrwaliło w nim przekonanie, że to zwierzę musi zaufać mu pierwsze. Kiedy dobiegła go odpowiedź właściciela mieszkania, Alec tylko pokiwał głową na znak, że zrozumiał i zgadza się na narzucone ramy czasowe. Piętnaście minut było mu na rękę, zdecydowanie.
Oczyścił grzecznie podeszwy trampków o wycieraczkę, zanim zdecydował się przekroczyć próg, gdyż elegancki ubiór młodego mężczyzny poniekąd nakazywał mu dopasowanie się do norm, które poświadczyłyby o odpowiednim wychowaniu, które wynosiło się z domu rodzinnego. W rzeczywistości — chłopak przyzwyczajony do wykonywania rozkazów wydawanych przez ojca, w praktyce okazałby się zapewne idealnym okazem na żołnierza, który bez uprzedniego przemyślenia, wykonałby polecenie i rzuciłby się na pole walki, gdzie panował stały ostrzał z broni palnej. Nie dało się zaprzeczyć, iż młody Rodham czuł się spokojniej, gdy tylko usłyszał coś podobnego z ust Mike'a Havoca, mając zarazem pewność nie złamie niechcący zasad panujących w jego bezpiecznych czterech ścianach, choć zapewne Rodham powinien być w ogóle szczęśliwy, że się w nich znalazł, mimo wyraźnej nieprzychylności do najść. Co oczywiste wykonał polecenie bez żadnych dodatkowych słów czy najmniejszego zawahania, pozostawiając zielone trampki w przedpokoju i konfrontując białe skarpetki z wyczyszczoną na błysk podłogą.
Wcześniej ograniczone do minimum zainteresowanie Rodhama przeżyło w salonie Mike'a Havoca widoczny renesans, gdy przebiegł wzrokiem niemal po wszystkich co się w nim znajdowało, a jedynie zakamarki szuflad i to co pozostawało niewidoczne dla oczu na pierwszy, pobieżny rzut, stanowiły dla niego nieodgadnioną zagadkę. Już na tym etapie mógł w szkicowniku dzierżonym w ręku dokładnie, co do najmniejszego detalu, odwzorować na rysunku układ pomieszczenia i naszkicować co gdzie leży.
Temat pracy dotyczy obcokrajowców mieszkających w M-3 — odpowiedział krótko na zadane mu pytanie, a w jego japońszczyźnie dało się dosłyszeć obce akcentowanie, rzucając sąsiadowi krótkie spojrzenie, gdy ten wypijał już zawartość swojej filiżanki. Alessandro w pierwszej kolejności zsunął z ramion plecak, stawiając go obok fotela, który wskazał mu Mike Havoc i dopiero po chwili usiadł na jego brzegu, umieszczając zarówno notatnik, jak i szkicownik na własnych kolanach. Pochylił na krótką chwilę głowę, przesuwając następnie ręką jasne włosy tak, by zakrywały wciąż ten sam obszar jego twarzy. — Chciałbym poświęcić panu cały akapit, o ile nie miałby, pan, nic przeciwko. — mruknął w ramach odpowiedzi, tym razem biegle po angielsku, odwzajemniając uważne, przeszywające spojrzenie jasnowłosego, które było w niego skierowane jak pistolet w stronę przeciwnika. Oczywiście, że Alessandro nie miał nic przeciwko rodzimemu językowi, czuł się w trakcie jego używania o wiele pewniej i nie mówił ciszej, niż zdarzało mu się to przy japońskim. — W jakim języku zwrócił się, pan, do tego psiaka? — dopytał najwidoczniej zainteresowany tą kwestią, która nurtowała go głównie ze względu na to, że nie wyłapał zwrotu skierowanego czworonoga, który teraz usadowiony był na dywanie. — Może jest coś od czego chciałby pan zacząć? W końcu goni nas czas. — dodał poważnym tonem, następnie pochylając się, by wydobyć z przedniej kieszeni plecaka pierwszy lepszy długopis, choć samo to mogło sprawić, że na zakrywanej dotąd części buzi dało się zauważyć fioletowo-żółte zasinienie na policzku po lewej stronie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.18 17:42  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Mieszkanie Mike'a Havoca, a raczej jego wyposażenie wzbudzało w gościach skrajne emocje, gdyż maszyna do pisania oraz parę innych dodatków z innej epoki już dawno wypadły z użytku w tym rozwiniętym technologicznie mieście i pełniły rolę zabytków w muzeum, a nie w pełni funkcjonalnych urządzeń, jednakże informator bez nich nie wyobrażał sobie swojego życia. Nawet niemalże zakurzone, upchnięte w kąt, między uginającym się od ciężaru książek z zakresu literatury zamierzchły czasu regałem a komodą, skrzypce, nagryzione przez zęby czasu, które sprawiały wrażenie urządzenia mogącego się rozpaść pod najmniejszym naporem najdrobniejszych palców, produkowały w nieoczekiwanych gościach coś na wzór rezerwy, bo najprawdopodobniej takowe w ich opinii powinny ulec wymianie na nowszy model, ale dla właściciela tych surowo urządzonych ścian, miały wartości sentymentalną. Nawet, jeśli, zapewne nit nigdy nie oskarżałby go o przywiązywanie się do przedmiotów martwych, ale paradoksalnie mógł je zaadresować jedynie do nich, gdyż nie nosiły ze sobą ryzyka w postaci strat moralnych, ani emocjonalnych.
Położył kubek na zadbanym blatu stolika, na którego powszechni przez tyle lat użytkowania nie powstała ani jedna, przykuwająca uwagę rysa, po czym wstał, czując jak panelowe podłogowe uginają się miękko pod ciężarem jego stóp.
Temat referatu przedstawiłeś mi w drzwiach —  przypomniał mu, uśmiechając się do chłopaka z pozorną uprzejmością. — Niestety nie wiem,  jakie informacje chcesz w nim umieści — dodał, gdyż ten temat wydawał mu się ogólnikowi, a on, przez wzgląd na swój własny komfort psychiczny i charakter pracy, którą wykonywał, nie zdradzał zbyt wiele faktów ze swoich życia, gdyż nie było one w żadnym stopniu istotne. Dbał o swoją prywatności, dlatego w aktach SPEC figurował tylko uproszczony, zminimalizowany do zbędnego minimum życiorys, składający się z samych faktów z jego życia, w którego w skład wchodziła data urodzenia i ścieżka edukacji oraz uwzględniona zmiana zameldowania. — Z Halkiem komunikuje się głównie w języku niemieckim, bo sam pochodzą z tamtego rejonu, z M-5. Przeprowadziłem się do tego miasta w ramach międzynarodowego stypendium, refundowanego na łamach współpracy między dwoma edukacyjnymi palcówkami, które zaoferowano mi przez wzgląd za dobre stopnie jeszcze w liceum. W końcu zamieszkałem tutaj na stałe. Po ukończeniu szkoły średniej, studiowałem na wydzielę kryminologii, po otrzymaniu tytułu magistra, podjąłem się pracy w administracyjnym segmencie S.SPEC  — streścił w pigułce swoje życie, podchodząc do obiektu, który był dawnym odpowiednikiem odbiornika radiowego, gramofonu. Umieścił igłę w odpowiednim miejscu, na wkładce i po chwili do jego uszu napłynęły pierwsze dźwięki piątej symfonii Ludwiga van Beethovena.  Na usta informatora wkradł się uśmiech, ale ten nie mógł być widoczny dla Rodhama, gdyż Havoc był odwrócony do niego plecami. Na ułamek paru sekund zamknął oczy, w skupieniu wsłuchując się w utwór, który najprawdopodobniej dla ucznia liceum brzmiała tak obco, jak dla Mike'a współczesna muzyka. W razie, gdyby Alekssandro chciał przerwać tę chwilę zadumy, w ramach przypomnienia o swojej obecności, którą informator wykorzystał w celu wyciszenia zbędnych emocji, uniósł rękę delikatnie w górę, tym bezlitosnym gestem unicestwiając ewentualny potok słów, gdyż w tym momencie nie koncentrował swojej uwagi na gościu.  
Co chciałbyś jeszcze o mnie wiedzieć, chłopcze? — zapytał po zakończonej kontemplacji, zakłócając odbiór klasycznej kompozycji, która ucichła po upływie dwóch minut, mimo iż trwała ponad trzydzieści.
Wrócił na swoje miejsce, w celu złapania kontaktu wzrokowego ze swoimi gościem. Uśmiechnął się w jego stronę pobłażliwe.
Poświęcenie mi całego akapitu w pracy jest zmarnowaniem jej potencjału, ale tego zapewne sam zdążyłeś się już domyśleć — skomentował krótko, skromnie, patrząc mu prosto w oczy. Udzielił mu wystarczająco dużą ilość informacji na swój temat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 0:33  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Alessandro Rodham chłonął z zainteresowaniem niemal każdy detal pomieszczenia, do którego Mike Havoc go poprowadził. Mimo że mimika licealisty nie zdradzała za wiele, wystrój wnętrza mógł natomiast porównać jedynie do surowego, nowoczesnego wyglądu mieszkania swego ojca, w którym brakowało czegokolwiek, co mogłoby wydać się przytulnym elementem, nadającym przestrzeni duszy czy wrażenia pozornego ciepła, zamiast tego była zimna, jakoby martwa jak emocje blondyna w stosunku do rodzica.
Ma pan dość nietypowy gust — mruknął chwilę potem iście bezbarwnym tonem nastolatek, nie zdradzając przy tym, czy wypowiedziane słowa mają charakter pozytywny, czy zostały nacechowane w sposób pejoratywny. Oczywiście, że informator S.SPEC nie mógł przewidzieć jakich informacji Alessandro Rodham mógł oczekiwać, zważywszy na to, że nie zadał jeszcze konkretniejszego pytania. Słowa, którymi został obdarzony, a związanymi z posłusznym, zadbanym psem, postanowił sobie wynotować, w krótkich punktach zawierających to co najważniejsze. Pamięć nierzadko ratowała mu cztery litery przed klęską i ewidentnym ośmieszeniem, tym razem również go zapewne nie zawiedzie, gdy przysiądzie do pisania referatu. Przyglądał się przez góra trzydzieści sekund właścicielowi dużego mieszkania, a uniesiona ręka upewniła go w tym, by nie przerywać tej chwili kontemplacji nad muzyką, która właśnie gładko rozbrzmiewała. Jasnowłosy grzecznie czekał, wytresowany być może lepiej niż niejedno zwierzę. Młody Rodham z dużo większym zaciekawieniem wrócił do lustrowania pomieszczenia, gdy jego wzrok zatrzymał się na o wiele dłużej na odłożonej broni na nienagannie czystym meblu, mogłoby wydać się to dziwne. Dopiero gdy muzyka została nagle przerwana, a dźwięk nieoczekiwanie się urwał, zanikając chwilę potem całkowicie, pojął, że rozmowa zostanie wznowiona.
Dlaczego mieszka pan sam w tak ogromnym mieszkaniu? — zapytał po chwili milczenia, w której dałoby się bez trudu usłyszeć ruch wskazówek tradycyjnego zegara. Nie wykazywał przy tym głębokiego zainteresowania tą sprawą, co niewątpliwie jasnowłosy wyłapałby od ręki z samego tonu jego głosu. Pytanie to mogłoby prezentować się z boku niczym drzwi, których otworzenie jest niezbędne, by dotrzeć do następnych i jeszcze kolejnych, a ten proces okazałby się uosobieniem fali, która musi się finalnie rozbić o wilgotny piasek plaży. — Chodzi o psa czy wygodę? Czy coś innego tu pana trzyma? — Przeniósł uważny wzrok na Mike'a Havoca, jakby potrzebował od niego właściwej podpowiedzi, by odpowiednio rozgryźć to, co takiego nadal tu robi. Sądząc po jego osiągnięciach, wykształceniu, surowo wychowany przez własnego ojca Rosham podejrzewał, że jego sąsiad osiadł na laurach. Wiedział co prawda, że ten pracuje dla S.SPEC tak jak on, a licząc piętnaście minut, które zostały mu dane, musiał się streszczać, by uzyskać jak najbardziej wartościowe dla siebie informacje, nawet jeśli w trybie ekspresowym. — Czym się dokładnie pan zajmuje w części administracyjnej S.SPEC? — dorzucił chwilę potem, nie bacząc na to, że jego rozmówca nie zdążył jeszcze podjąć próby odpowiedzi na poprzednie. W powietrzu zawisła prawa ręka trzymająca długopis, który wydobył wcześniej z plecaka, jakby w gotowości, by utrwalić coś na papierze zapełnionym pojedynczymi punktami. Potem jego wzrok ponownie powędrował na broń, lecz tylko na ułamek krótkiej sekundy, która mogłaby zdawać się najzwyklejszym przywidzeniem. Czystym, najzwyklejszym przypadkiem. — I... Czy zawahałby się pan strzelając do człowieka, panie Havoc? — dodał, wlepiając w niego wzrok, a w jego zielonych oczach można, by doszukać się niepokojących ogników. Och, tak, ta kwestia interesowała go najbardziej... Palce lewej ręki zacisnęły się na szkicowniku, który wsparł na kolanach, wyrażając poniekąd zniecierpliwienie w oczekiwaniu na odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 17:45  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Kwestia gustu nie jestem tematem podlegającym jakimkolwiek dyskusji —  odparł krótko, nie wnikając w szczegóły swoich upodobań. Złapał kubek za ucha i przejrzał się ręcznie malowanym na porcelanie wzorom, po czym umoczył usta w jego zawartości. Skrzywił się. Kawa była zimna, pozbawionego swojego głębokiego aromatu, którym mógłby się delektować. Obdarzył Alessandro oskarżycielskim, ale z jego ust nie padł żaden komentarz, dotyczący bezpośrednio swojej dziennej dawki kofeiny, skutecznie wypłukującej magnez z jego organizmu. Na jego ustach ukształtował się uśmiech. Delikatny, by jego właściciel nie mógł poczuć bólu mięśni twarzy i odłożył ostrożnie przedmiot na spodek. W  tym samym oblizał koniuszkiem języka usta, w celu pozbycia się nieprzyjemnego posmaku z nich.
Kiedy temat zszedł na mieszkanie, prześlizgnął spojrzenie po surowym, utrzymanym w stanowych kolorach wnętrzu pomieszczenia. Wzrok zatrzymał się najpierw na wysokim regale, uginającym się pod ciężarem książek, potem spoczął na skrzypcach, wciśniętych w kąt, między wnęką, a biblioteczką, która składała się głównie z anglojęzycznych i niemieckojęzycznych przekładów literatury poważnej. Zbiór godny do pozazdroszczenia. Nawet najbliższa biblioteka w mieście nie posiadała w swoim asortymencie tyle klasyków. Niebieskie oczy Havoca napotkały na broń, którą zwykle miał przy sobie, a teraz zajmowała przestrzeń między maszyną do pisania i wazonem. W szklanym naczyniu spoczywały sztuczne kwiaty. Jego właściciel nie lubił obcych, nieprzyjemnych zapachów, ani odpadów w postaci porozrzucanych płatków, dlatego nie inwestował w prawdziwe. Jedyna przejaw sympatii do żywych roślin był widoczny na parapecie, na którym informator ulokował białego, dwupędowego storczyka. Na razie trzymał się całkiem nieźle, ale sam zainteresowany przeczuwał, że to kwestia czasu. Nie miał ręki do żywych istot w formie kwiatów doniczkowych.
Przycisnął plecy do miękkiego obicia fotela i założył nogę na nogę.
Chodzi zarówno o psa, jak i wygodę — udzielił mu odpowiedzi, dbając o nienaganny dobór słów. — Lubię przestrzeń. Mój pies także — dodał, w ramach uargumentowania swojego wyboru mieszkania. Kłamał, ale nie miało to teraz żadnego znaczenia. Jego słowa zabrzmiały wiarygodnie. Były takie jak zwykle, automatyczne, jakby przepuszczone przez syntezator mowy. Nie pobrzmiewała w nim ani fałszywa nuta, ani żadna emocja. — Przykro mi, ale nie mogę udzielić ci takich informacji. Wiążę mnie klauzula poufność. — Wbił swoje, zmrożone przez chłód poranka spojrzenie wprost w oczy chłopaka, kiedy ten oderwał długopis od kartki. Dla własnego bezpieczeństwa nigdy nie dzielił się nią na drodze prywatnej. Praca informatora, wbrew pozorom, nie była bezpiecznym zajęciem. Wiązała się z przeniknięciem do środowiska, w celu zdobycia potrzebnych informacji. Mike wykorzystał do tego wiele nieistniejących, popartych przez rząd tożsamości. Pomagały mu przy tej czynności fałszywe przepustki, a także kolekcja peruk i odpowiedni na każdą okazję ubiór oraz makijaż.
Havoc zarejestrował zmianę w jego zachowaniu, kiedy rozmowę skierował na broń. Zaśmiał się w duchu. Czyżby Alessandro Rodham chciał wreszcie położyć kres przemocy we własnej rodzinnie? Ukraść broń i zastrzelić odpowiedzialną za to osobę, aby przerwać brutalne praktyki własnego rodziciela?
To nie jest pistolet, który służy do zabijania ludzi, przynajmniej nie na taką wielką skalę, jak broń żołnierzy — odrzekł, kręcąc głową z dezaprobatą. Po raz kolejny wstał z fotela i sięgnął po pistolet. Przyjrzał mu się. W środku nie było magazynka. Na jego usta wślizgnął się drwiący uśmiech. Położył go na stoliku, między kubkiem, a notatkami latorośl Rodhama, stojąc za plecami chłopaka.  Pochylił się nad jego sylwetkę. — Nie zawahałbym się go użyć w obronie własnej, a ty, chłopcze? — szepnął w jego ucho, zachowując bezpieczną odległość od jego płatka. Halk poderwał łeb do góry. Jego czujne spojrzenie spoczęło na fotelu, który był zajmowany przez ich gościa. W tym samym czasie Havoc odsunął się od młodzieńca i wrócił na wcześniej zajmowane miejsce. Fotel zapadał się pod ciężarem jego ciała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.18 1:54  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Alessandro Rodham, słysząc odpowiedź ucinającą wszelkie spekulacje czy ewentualną drogę pociągnięcia rozmowy dotyczącą gustów i guścików, skinął jedynie głową na znak, że zrozumiał tę drobną w całej swej istocie aluzję. Uczeń liceum nie zamierzał co prawda urazić właściciela mieszkania tym komentarzem, ale wolał mimo wszystko — bardziej wiedziony bezpiecznym nawykiem wyniesionym z mieszkania ojca niż realnymi chęciami zachowania odpowiedniego wizerunku — pozostawić to tak jak jest, bez dodatkowego drążenia. Z jednej strony mogłoby to być ciekawe, ale nieprzydatne z perspektywy referatu, w którym miał przedstawić Mike’a Havoca oraz niekorzystne zważywszy na stały upływ krótkiego czasu.
Nie umknęło mu, że chyba wodził go za nos, odpowiadając na temat mieszkania w nieco wymijający sposób, korzystając z argumentów, które Alessandro mu podsunął pod sam nos, jakoby na tacy, ale nie mógł mieć stuprocentowej pewności. Nie bywał jednak wścibskim, ciekawskim dzieciakiem z sąsiedztwa zaczepiających innych. Zawsze wykazywał się większą dojrzałością niż jego rówieśnicy, idealnie zgrywał się z otoczeniem, adaptował wręcz do narzuconych mu warunków, przybierając na twarz obłudę, na którą nabierał wszystkich dokoła. Zresztą… Ciekawe ile tak naprawdę Mike Havoc słyszał z rodzinnych awantur numeru obok.
Cóż, nie za wiele mi to ułatwia w sprawie napisania wartościowego akapitu o panu — mruknął w odpowiedzi, patrząc mężczyźnie prosto w oczy, konfrontując tym samym niebieski kolor z zielonym. Rozumiał ten argument aż za dobrze, dlatego pozostawił to tylko z jednym komentarzem, nie zamierzał domagać się odpowiedzi, przeciągając strunę gościnności sąsiada. Długopis, jak słusznie zarejestrował Mike Havoc, został oderwany od karty notatnika.
Alessandro Rodham orientował się jako tako w konieczności posiadania zezwoleń do posiadania broni w M-3, każda z nich musiała zostać odznaczona w przeznaczonym systemie i nie były wydawane byle komu, a już tym bardziej żółtodziobom, którzy nie potrafiliby się nią posłużyć. Mimo że Mike Havoc podniósł się z miejsca i skierował w stronę broni, Alec jedynie zerkał na niego dyskretnie kątem oka. Gdy pistolet wylądował, jak najzwyklejsza ozdoba w salonie, na środku stołu jasnowłosy skorzystał z okazji, by przyjrzeć się jej bliżej. Słowa, które wyszeptał informator S.SPEC sprawiły, że zesztywniał: Nie zawahałbym się go użyć w obronie własnej, a ty, chłopcze?. To pytanie zdawało się przewijać jak zacięta płyta jeszcze chwilę w jego umyśle, kusząc coś, czego nie powinno.
W odróżnieniu od pana na pewno spudłował i marny byłby ze mnie strzelec. Nigdy nie trzymałem broni w ręce, a co tu dużo mówić o strzelaniu czy trafieniu do celu — odpowiedział spokojnie, panując nad chwilowym wzburzeniem, w które go wprowadził, wzruszając dodatkowo – niby to obojętnie ramionami. Odłożył na notatkach swój długopis i wyciągnął rękę w stronę położonego pistoletu, musiał się jednak nieco podnieść, co spowodowało, że szkicownik leżący do tej pory stabilnie na jego kolanach spadł, mącąc ciszę i rozsypując luźno poupychane kartki ze szkicami na zadbanej, wypolerowanej na błysk podłodze. To jednak nie sprawiło, że Alec w trybie natychmiastowym rzucił się do ich wyzbierania. W pierwszej kolejności chwycił za broń długimi palcami i uważnie jej się przyjrzał z każdej strony, po czym ponownie wylądowała na blacie, a on przykucnął, zbierając swoje rysunki. Wśród kilkunastu luźnych kartek znajdował się jeden, bardzo świeży, wybitnie interesujący, odwzorowujący pewną krwawą scenę z szokującą wręcz dokładnością, który, jak na ironię, znalazł się na samym szczycie mini-stosiku, który wylądował na wierzchu szkicownika, kiedy chwilę potem ponownie zajął zajmowane miejsce. — Zamiast robić pożyteczne i opłacalne rzeczy, marnuję nie tylko swój czas, ale i papier — Alec uznał, że nie może pozostawić tego zajścia bez jakiegokolwiek komentarza, który był poniekąd wykorzystaniem cytatów jego ojca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.18 15:24  •  Apartament nr 1062 - Page 6 Empty Re: Apartament nr 1062
Opuszki palców Havoca zastukały o obicie fotela. Wbrew pozorom nie były oznaką zniecierpliwienia, a raczej podskórnej irytacji, która została wyprodukowana wraz z stwierdzeniem jego gościa. Nie było odkrywcze. Takowe padło parę minut wcześniej z ust informatora.
Nie napiszesz o mnie wartościowego akapitu, chłopcze. Ostrzegałem — odparł spokojnie. Nie miał zamiaru mu tego ułatwiać, ani też udostępniać mu informacje, które stanowiłyby wartościowy materiał do jego pracy. — Przykro mi. Trafiłeś pod zły adres.
Miał nadzieję, że chłopak zrozumie tę subtelną aluzję. Twój czas powoli dobiega końca. Właściciel mieszkania miał wrażenie, że w gruncie rzeczy i tak zmarnował na tę rozmowę go zbyt dużo. Mógł go spożytkować na milion różnych, ciekawszych sposobów. Miał dwie zaległe teczki z informacjami. Chciał je dziś przejrzeć i posegregować, zanim przekaże je wojskowym. Czekał go również wymagająca rozmowa z Ándraste Lancaster. Musiał ją odbyć bez zwłoki, ale również na takową się przygotować. Obecność Rodhama stała na przeszkodzie wyznaczonych przez niego celów. Pojawiła się potrzeba, aby wrócić do uporządkowanego trybu życia, a takowe nie uwzględniało niezapowiedzianych wizyt nastolatka, który odkładał swoje obowiązki na ostatnią chwilę. Alessandro musiał obejść się smakiem i poszukać wśród obcokrajowców M-3 kogoś, kto będzie bardziej chętny na tego typu rozmowy.
Szum kartek, kiedy skonfrontowały się z panelami podłogowymi. Z ust Mike padło westchnienie, dezaprobata. Nie pośpieszył z pomocą. Patrzył, jak sylwetka Aleca zgina się w pół i znika pod stołem, w celu posprzątania bałaganu, który stworzył przez swoją nie uwagę. Halk w tym czasie usiadł i pociągnął nosem, w celu oceny sytuacji, ale, napotykając stanowcze spojrzenie swojego właściciela, nie zareagował. Ułożył łeb na dywanie, wtulając go w jego puchową strukturę. Czarne ślepia, błyszczące w blasku lampy, przyglądały się bacznie intruzowi. Informator skierował swoje zainteresowanie na okno. Zerknął w niebo. Szare chmury układały się na poszarzałym błękicie. Zapowiadano dziś opady na śniegu. Termometr wskazywał mróz. Było parę stopni na minusie. Zerknął na ostatnią kartę papieru, która została włożona niedbale między kartki zeszytu. Szkic. Bardzo dokładny i starannie wykonany. Jeden rzut oka wystarczył. Havoc poznał te pomieszczenie, jak i zarówno krwawą scenerię, która mu towarzyszyła, kiedy pojawił się na miejsce zbrodni, aby zabrać potrzebne do przekazania przełożonym informacje. Morderstwo z wyjątkowym okrucieństwem. Wiele pytań, zero odpowiedzi. Kolejne przerwane śledztwo z powodu braku dowodów. Winna spadła na Mukuro. Zbrodniarza, który stał się legendą.
Kąciki ust Mike'a Havoca zadrżały niebezpiecznie, ale żaden komentarz na temat rysunku z jego strony nie padł. Nie jemu to oceniać, czy chłopak marnował ołówek i kartki papieru. Ta kwestia nie leżała w kręgu jego zainteresowań.
To wszystko co chciałeś mnie zapytać, chłopcze? — zapytał, ponownie łapiąc oczy licealisty w zasięg swoich własnych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach