Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 14.02.19 18:04  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie dosięgnęła go?
 Plan zakładał, że gdy szarpnie za klamkę, otworzy drzwi i stanie w całej swojej okazałości, w pierwszym odruchu zrobi to, co nakazywał (jak to mawiają? Instynkt?) głos rozsądku — znokautuje swojego przeciwnika. Ze skrupulatnie prowadzonych badań na temat Mike'a Havoca wyłuskiwała naprawdę niezłe smaczki. Większość z nich była ogólnodostępna, a przynajmniej ogólnodostępna dla każdego, kto potrafił się przyglądać. Seiji potrafiła. Zdawała sobie więc sprawę z przypadłości młodego informatora i chociażby dlatego wycelowała butem w jego biodro. Cofnął się. Tak po prostu się cofnął, sprawiając, że podeszwa ślizgnęła się po powietrzu. Błoto spadło na podłogę sekundę przed tym, nim trafiła na nią noga Heihachiro. Za przyciemnionymi okularami oczy reporterki otworzyły się o milimetr szerzej.
 Dopiero teraz to do niej dotarło.
 Co jeśli Havoc zauważy tę perfidię?
 Był inteligentny. Poza tym, do cholery jasnej, był informatorem — tak samo jak ona. Również zbierał plotki, a potem, cierpliwie i bez pośpiechu, wyskubywał z nich prawdę, która mogła mu się przydać w następnych krokach. Mógł wiedzieć o niej przynajmniej część faktów — może już odkrył „ten” sekret?
 W każdym razie na pewno wiedział, że ona wie. Że węszy, że depcze mu po piętach, że przygląda się kątem oka jego zorganizowanym ruchom. Musiał wiedzieć, że przede wszystkim szukała tego, co mogło mu zaszkodzić.
 A ona wycelowała w biodro.
 Mogła w twarz, brzuch, w kolano. A zamiast tego wybrała jego najsłabszy fizyczny punkt... zdradzając się ze swoją wiedzą. Seiji prawie przeklęła, ale choć usta się poruszyły, bluzg został zagłuszony przez ostre warknięcie.
 Z powodu mocnego światła odbijającego się od okularów, Mike musiał mieć problem z przebiciem się przez zaciemnione szkła. Nie był więc w stanie dostrzec z dokładnością spojrzenia włamywacza. Teraz jednak bez problemu mógł zakodować, że stojąca przed nim postać na ułamek sekundy spojrzała gdzieś indziej — drgnęła jej głowa.
 Samoistnie skierowała zainteresowania na Halka, będąc przekonaną, że to koniec. Może Havoc rzeczywiście dawał jej szansę, bo jakby wyczytał ten nikły sygnał i posłał rottweilera w diabły. Sama obecność, nieważne jak bliska, dorzucała kamienie do stóp rudowłosej.
 Odłóż skrzypce.
 Możesz wyjść.
 NIKT cię nie zatrzyma.
 Może on naprawdę nie wie?
 Lub zdaje sobie sprawę, że nie byłby w stanie udowodnić swojej wiedzy, tak jak ona klęła na fakt, że nie potrafiła dowieść prawdziwości własnych argumentów wobec niego?
 Zaczęła się powoli wycofywać. Wbrew warunkom postawionym przez mężczyznę, nie wypuszczała instrumentu z rąk. Zakładała oczywiście, że nie zrobiłby niczego głupiego. Wciąż istniała szansa, że odkrył jej tożsamość, a przynajmniej zakładał, że to MOGŁA być zdolna do włamania się, a więc nie zastrzeliłby w swoim mieszkaniu jednej z tak charakterystycznych jednostek M3. Jej zniknięcie po prostu byłoby zbyt zauważalne. Ludzie zaczęliby szukać. A co było gorsze — włam czy morderstwo? Mimo wszystko nie potrafiła wyzbyć się przeświadczenia, że jeśli oddałaby mu skrzypce, pozbawiłaby się jedynej broni jaką miała.
 Kolejny krok.
 Była już w połowie drogi do otwartych drzwi, kiedy nagle zamarła. Czuły słuch wyłapał uderzenia butów o stopnie. Narastający stopniowo głos. Ktoś wybuchnął śmiechem, który nagle umilkł, jakby za pomocą pilota wyłączono głos w telewizorze. Na klatce ucichło i te kilkanaście chwil trwało dla Seiji kilkanaście minut, w czasie których w ogóle się nie poruszyła.
 Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. To było jak wtedy, gdy wcisnęła się w kąt szafy i czekała na wyrok: sięgnie po cholerny koc czy jednak nie? Wszcznie alarm czy nigdy się nie dowie o jej obecności?
 Z miejsca, w którym stała — naprzeciwko drzwi wyjściowych — miała częściowy widok na to, co znajduje się za progiem. Na ścianie widać było nieruchome cienie, które wreszcie postanowiły wszcząć wspinaczkę po stopniach. Wraz z tym ciszę przeszyły kroki.
 — … arte drzwi? Zdawało mi się, że szczególnie ceni sobie prywatność — kobiecy głos pełen zaskoczenia zdawał się, z każdą sylabą, rozbrzmiewać coraz bliżej.
 Seiji wycofała się o parę kroków, jakby chciała uniknąć wersji, w której ktokolwiek ją zauważa.
 — Daj spokój, Tsumiko — męski głos — chodźmy do ciebie.
 — Tylko sprawdzę. Ma psa, źle, żeby wyszedł na zewnątrz...
 — Jest groźny? — sarkazm.
 Twarz Seiji ponownie skierowała się frontem do Havoca, jakby tylko tym zamierzała go zapytać, co powinni zrobić. Czy gdyby Tsumiko i towarzyszący jej mężczyzna zajrzeli do środka... jak, do licha, zinterpretowaliby tę scenę?
 Jakby na potwierdzenie swoich wątpliwości dłoń informatorki sięgnęła do chusty. Para była coraz bliżej i jeżeli spojrzą w głąb mieszkania... miała zamiar przede wszystkim zedrzeć z siebie ten materiał i wrzasnąć, jakby to Mike znalazł się w jej mieszkaniu. Przecież to on trzymał broń, prawda?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.19 21:48  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Obserwował uważnie włamywacza. Gdy ten znalazł się w dobrze oświetlonym pomieszczeniu, nie miał już żadnych złudzeń, co do jego przynależności płciowej. Mał do czynienia z kobietą, a parametry nań ciała były zbliżone do tych, które posiadała replikantka. Ilekroć miał z nią styczność, tylekroć gromadził w głowie jak najwięcej informacji, dzięki czemu wiedział o niej więcej niżeli przeciętna osoba z grona jej licznych znajomych. Notabene sama wzbudziła w nim ciekawość, po tym jak zainteresowała się jego związkiem z Kurtzem. Do dziś zastanawiał się, czemu zignorowała ten temat na rzecz kryminalnej zagadki, z którą mieli problem nawet najlepsi śledczy. Paradoksalnie była krok przed nimi i dziesięć kroków za seryjnym mordercą.
  — Odłóż skrzypce — powtórzył, a jego zgoła odmienny przez drżenie głos odbił się od ścian pomieszczenia. Nadal trzymał ją na muszce, niemniej poznawszy jej potencjalną tożsamość, palec do tej pory znajdujący się w bliskiej odległości od spustu, przemieścił się na bardziej bezpieczny region broni.
  Halk, na widok przemierzającego salon włamywacza, wstał, aczkolwiek nie przemieścił się ku przestępcy. Czekał cierpliwie, aż Havoc podejmie decyzje, znowu obnażając rząd zębów.
  — To rottweiler. I ma wiecznie kaganiec na pysku, więc jak myślisz? - Sarkazm za sarkazm.
  Serce zabiło mocniej w piersi informatora, gdy do jego uszu doleciała znajoma barwa głosu. Musiał działać szybko. Podjąć ryzyko. I tak uczynił.
  — Dobry wieczór, Heihachiro Seiji — przywitał się z włamywaczem. Opuścił dłoń, w której trzymał  pistolet. Nie wiedział, czy jego założenie jest słuszne, ale w obliczu konfrontacji ze sąsiadami nie miał innego wyjścia, jak wykazać się większym taktem.  — Nie wiem, co skłoniło cię do podjęcia takich radykalnych kroków, ale śmiem twierdzić, że tobie, jak i zarówno mnie zależy na pokojowym rozstrzygnięciu tego incydentu — podjął. Schował pistolet do kabury w celu podkreślenia swoich zamiarów. — Jak już wcześniej wspomniałem, chciałbym, abyś zwróciła mi skrzypce.
  W momencie, kiedy to powiedział, znajoma postać stanęła przed progiem mieszkania.
  — Jest tu kto? — zawołała kobieta, zapobiegawczo nie wchodząc do środka. Pamiętała czarne bydle. Zawsze nosiło kaganiec. Przyjrzała się wnętrzu pomieszczenia, ale dojrzawszy ślady błota i ściągnęła brwi.
  — Tsumiko. —  Mężczyzna złapał ją za ramię i pociągnął ku sobie. — To nie nasza sprawa.
  W tym samym czasie błękit oczu Havoca odszukał zielonych odpowiedniczek włamywaczki. Grdyka poruszyła się, ale z jego gardła nie wydobyła się  choćby pojedyncza sylaba. Zamiast tego informator ułożył palec wskazujący prawej dłoni na dolnej wardze w przejrzystym komunikacie, po czym uczynił kilka kroków ku drzwiom.
  — Jestem— odezwał się w końcu, pierwszy raz podnosząc głos, by stojące na wycieraczce osoby mogły go usłyszeć bez zbędnych zakłóceń, aczkolwiek dawno nie krzyczał i struny głosowe miały niewielki problem z przetworzeniem dźwięku.
  Przeszedł obok Seiji, a raczej osoby, którą podejrzewał o bycia tą kobietą. Jeśli włamywacz podejmie decyzje o konfrontacji skrzypiec z ciałem informatora, niewątpliwie nie umknie to uwadze Tsumiko, ani stojącego nieopodal niej mężczyźnie, dlatego pozwolił sobie na ten ruch.
  — Moja przyjaciółka nie domknęła drzwi i przeciąg to wykorzystał — powiedział już nieco ciszej, wychodząc z salonu. W słowie przyjaciółka pobrzmiał niemiecki akcent, który z pewnością nie umknął uwadze znajdującej się za jego plecami włamywaczce.
  Wykrzywił usta w przepraszającym uśmiechu. Kobieta o imieniu Tsumiko  wynajmowała mieszkanie obok. Poznał ją od razu, choć, oprócz uprzejmego „dzień dobry" używanego podczas przypadkowych spotkań na klatce schodowej i bliskiego sąsiedztwa nie łączyło ich nic więcej. W każdym razie nigdy nie wymienił z nią bardziej rozbudowanego zdania.
  —   Dziękuję za troskę i jednocześnie przepraszam za sprawienie kłopotu.
  Zatrzymał się metr przed nimi. Na szczęście nie weszli do środka. Nadal stali przed progiem. Wysłał krótkie, oceniające spojrzenie jej towarzyszowi, który jak na komendę spuścił wzrok. W zeszłym tygodniu widział ją z kimś innym. Brak szczęścia w miłości?, zironizował w myślach.
  —  Nie ma sprawy. Po prostu ten pies...
  — Halk? Zapewniam panią, że bez mojej zgody nie opuściłby mieszkania, a tym bardziej nie przystąpiłby do ataku — zapewnił. Pod warunkiem, że żaden nieproszony gość nie wtargnąłby na jego terytoriom. Wcześniejsze emocje, które były słyszalne w tonie jego głosu całkowicie zniknęły. Znowu przybrał maskę utkaną z pozorów i kłamstw. Znowu był sobą.
   — Tsumiko, widzisz, nie potrzebnie się przejmujesz. — Tym razem głos zabrał mężczyzna. Havoc wyłapał w jego słowach niepokój. — Chodźmy już — ponaglił.
  — No dobrze. Miłego wieczoru — powiedziała i wycofała się w stronę swojego metrażu.
  — Dobranoc —  powiedział, odprowadzając ich wzrokiem do właściwych drzwi, po czym zamknął własne. Na klucz.
  Uśmiech zelżał. Nie miał zamiaru świętować zażegnania kryzysu. Takowy nadal znajdował się w jego domu. Brudził wypolerowaną do białości podłogę. Zakłócał jego spokój. Rozprowadzał zarazki po tych kilkunastu metrach kwadratowych. I najwyraźniej nie chciał zwrócić mu instrumentu.
  — Masz dwie możliwości, Heihachiro Seiji. Pierwsza: oddasz mi skrzypce i skorzystasz z mojej gościnności. Od razu mówię, że nie mam względem ciebie złych intencji. — Kąciki ust drgnęły mu lekko ku górze. Kobieta była bądź co bądź maszyną, zatem unicestwienie jej nie sprawiłoby mu żadnej autentycznej przyjemności. Ponadto nie zbrukałby cudzą krwią swojego azylu. I nie mógł zapomnieć też o tym, replikantka była traktowana niemal jak celebrytka, bo kto nie słyszał o wschodzącej gwieździe dziennikarstwa? Ktoś, kto nie czytał szmatławców, więc zaledwie garstka obywateli. Znaczna większość czytała tabloidy. Havoc nie był ryzykantem. Obiecał sobie, że uciszy ją tylko w ostateczności, a ostatnia godzina jej życia jeszcze nie wybiła. Nadal mogła cieszyć się z życia. Paradoksalnie pod jednym względem takowe było tak podobne do tego, który wiódł informator. Też było jednym wielkim kłamstwem. — Druga, mniej przyjemna: powiadomię odpowiednie służby o włamaniu i to im opowiesz co robiłaś w cudzym mieszkaniu pod nieobecność jego właściciela. — powiedział niezwykle uprzejmie, kontynuując tą farsę. Mógł się mylić, co do tożsamości włamywacza, ale kimkolwiek był, miał odciętą drogę ucieczki, więc osiągnął swój cel. Przejął przynajmniej tymczasowo kontrolę nad sytuacją, choć dopóki skrzypce spoczywały w obcych rękach, dopóty mięśnie znajdowały się w stanie napięcia. Dotknął palcem ekranu przepustki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.19 19:52  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie było sensu dalej tego ciągnąć. Do ostatniej sekundy zaklinała los, aby pozwolił jej się z tego wykręcić, choćby w mało wiarygodny sposób. Tak naprawdę zdawała sobie jednak sprawę z tego, że cokolwiek się nie wydarzy, pozostanie zwierzęciem zapędzonym w róg. Głosy obcych ludzi (choć nie do końca takich obcych — Seiji była jak gąbka; wchłaniała informacje o wszystkim, dosłownie wszystkim, co mogło się jej przydać — a więc także o sąsiadach Havoca) wymusiły na niej następne dwa kroki w głąb pomieszczenia, wykonane jeszcze przed niewerbalną prośbą Mike'a. Pod chustą wykrzywiła usta. Co ona wyprawia? Miała taką łatwą możliwość wyszarpania się z pułapki, w którą sama wdepnęła.
 Wystarczyło, aby krzyknęła, jeszcze wtedy, gdy miało to jakiś sens. Tsumiko i jej towarzysz bezkonkurencyjnie przyjęliby wersję wydarzeń Seiji. Była przekonująca w grze aktorskiej, a poza tym wątpiła, by ktokolwiek w Apartamentowcu C4 uznawał Havoca za „odpowiednią partię”. Było w nim „coś” niebezpiecznego, co wywoływało niesprecyzowaną niepewność. Mógł się uśmiechać, jak teraz, i stosować przymilne rozmówki, ale nie umniejszało to jego drapieżności. Brwi Heihachiro zmarszczyły się, gdy informator wyrzucił tak naturalnie brzmiącą szmatławą gadkę.
 Gdyby nie jej chorobliwe przeświadczenie o tym, że Havoc ukrywa akurat „tę” naturę, sama uwierzyłaby w jego postawę. Był cholernie przekonujący w tym, co robił. To uświadomiło Seiji, że straciła swoją przewagę. Gdyby odegrała scenariusz w momencie, w którym mężczyzna mierzył do niej z broni, wygraną trzymałaby w kieszeni. Dwóch naocznych świadków oraz jej własne, intensywnie emocjonalne zeznania — jak miałby się z tego wytłumaczyć? Tym bardziej, że już teraz wielu zastanawiało się „co jest nie tak z atmosferą, gdy mijają się z Havocem na klatce schodowej?”.
 Tymczasem trzymała gębę na kłódkę. Kiedy później trafi do swojego pokoju — oczywiście: jeśli trafi — nie znajdzie powodu, dla swoich postępowań. A jednak obecnie zachowywała się tak, jakby sama pragnęła pozostawić sekret ukryty głęboko za kłamstwem sprzedawanym przez Havoca.
 Wcieliła się w rolę przyjaciółki, która niefortunnie nie potrafiła zamykać drzwi. Normalna sprawa, prawda? Ściskała w palcach instrument i czekała. Czekała i czekała. I czekała. I dalej czekała. Czas nagle się zatrzymał. Zaczęła przestępować z nogi na nogę, dalej targana wątpliwościami. Co mogłaby jeszcze wymyślić?
 Trzask.
 Drgnęła. Ale nie dlatego, że drzwi zatrzasnęły się z bezwzględnością, o jaką nie podejrzewałaby informatora S.SPEC. Wszystko przez to, że chwilę potem rozległ się charakterystyczny trzask. Mechanizm, w ten swój żelazny sposób, zamknął ją w klatce. Nic więc dziwnego, że Seiji przybrała jeszcze bardziej pochmurną minę, ukazaną parę sekund po tym, jak mężczyzna wypowiedział jej imię.
 Uroiła to sobie, czy jednak korzystając z jej godności użył tonu równie pogardliwego co obelga? Klatka piersiowa kobiety opadła, gdy wypuszczała powietrze z płuc wraz z głośnym westchnięciem. Wsunęła palce pod chustę i szarpnęła ją w dół, odkrywając krzywiznę, w jaką ułożyły się jej usta.
 — To nie będzie potrzebne — odezwała się wreszcie, kiedy przedstawił swoje propozycje. Nie zamierzała się z nim użerać. Negocjacje nie były jej mocną stroną, gdy podłoże wydawało się oczywiste. A może jednak nie? Może tak naprawdę zajść tutaj mogło cokolwiek i teraz konkurs w tym, kto jest bardziej przekonujący?
 Złapała za okulary i ściągnęła je powolnym ruchem. Wzrok wcelowany miała w bok, w kierunku drzwi. Choć było to niemożliwe, wciąż słyszała szepty, jakby Tsumiko i jej kochanek nie oddalili się do własnych spraw.
 — Zachowam jednak skrzypce. Potrzebuję czegoś, co zagwarantuje mi wyjście — przypomniała, z równym spokojem ważąc słowa. Nie wydawała się ani trochę zdenerwowana faktem, że wtargnęła do cudzego mieszkania. Złożyła okulary i zawiesiła je pod chustą, hacząc zausznikiem o dekolt bluzki.
 — Ale, oczywiście, zrobisz co zechcesz. — Jeżeli panikowała, jej oczy tego nie udowadniały. Skierowała jadowicie zielone spojrzenie prosto w Havoca. — Pamiętaj tylko, że wciąż mamy słowo przeciwko słowu i dwójkę świadków, którym wcisnąłeś kit. A jeśli trzymasz w domu kamery, to ty celowałeś z broni. Nie ja. Mam rację?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.19 18:51  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Nawet nie drgnął, gdy potwierdziły się jego przepuszczenia dotyczące tożsamości stojącej przed nim włamywaczki. Zamiast napięcia, wypełniła go ulga. Wolał mierzyć się z jej ognistym temperamentem, mniej więcej wiedząc czego się spodziewać, niżeli z kimś, o kim nie posiadał żadnych informacji. Z drugiej strony poczuł coś na wzór zawodu. Czyżby ją przeceniał, skoro zjawiła się w jego mieszkania pod obecność Halka? Z drugiej strony szczęka psa napotkałby niemały problem podczas konfrontacji z sztucznym tworzywem, z którego zostało zbudowane jej ciało, ale przecież ona nie miała o tym pojęcia. Żyła w przeświadczeniu, że jest człowiekiem z krwi i kości, jak on i wielu przed nim, których prześladowała na rzecz zawodowego spełnienia.
  — Kamery zamieszczone w moim mieszkaniu rejestrują obraz, jak i zarówno dźwięk. Kosztowały majątek, ale dzięki temu mogę czuć się bezpiecznie. — Kłamał, ale był w tym perfekcyjny, ponadto nie posiadał żadnych skrupułów. O ile jego rozmówczyni uważała, że się za dobrą aktorką, o tyle mu też nie brakowało kunsztu w tej dziedzinie. — Więc, jak sama możesz wywnioskować, Heihachiro Seiji, mam niezbity dowód na to, że włamałaś się do mojego mieszkania pod moją nieobecność. — Wyjął pistolet z kabury. — Ponadto jestem w stanie udowodnić, że broni użyłem w obronie własnej, ani po to, aby cię bezprawnie zastrzelić. — Wyjął z niego pełny magazynek.  — Oboje dobrze wiemy, że twoja kartoteka nie jest czysta jak łza. Masz na koncie wiele wykroczeń tego kalibru. Naprawdę nie chcesz ze mną porozmawiać? Wolisz konfrontacje z funkcjonariuszami? — Odłożył pistolet na blat półki, gdzie przechowywał obuwie. Chciał ją zachęcić do tego samego, ale nie ubrał swojej prośby w słowa. Kobieta nie podzielała jego zdania w tej kwestii, więc wiedział, że jej do tego nie zmusi. — Pozwolisz mi przejść do kuchni, czy zaatakujesz mnie skrzypcami? — Wygiął usta w delikatnym uśmiechu, ale nie czekał aż mu odpowie. Z wzniesionymi ku górze dłońmi, przemieścił się w stronę salonu, który prowadził i do wyżej wspomnianego pomieszczenia, na piętro mieszkania. Nawet, gdyby zamachnęłaby się na niego instrument, Halk bez skrupułów odpłaciłby się pięknym za nadobne. Jego psyk wynurzył się za framugi kilka chwil wcześniej. Zapewne zmusiły go do tego odgłos zamykanych drzwi. Rozkaz Havoca przestałby go obowiązywać, gdyby ten wyszedł.
  Gdy informator znalazł się raptem trzydziestocentymetrowej odległości od niej, złapał z nią kontakt wzrokowy.
  — Co cię tutaj sprowadza, Heihachiro Seiji? Szukasz dowodu na mój domniemany romans z generałem Kurtzem? — Ściszył głos, zadając jej ostatnie pytanie. Tym zabiegiem chciał uwiarygodnić wypowiedź dotyczącego podsłuchu. Ona, android, który parał się spoglądaniem ludzi, była świadoma, że szept zwykle nie był rejestrowany przez nasłuch. Dla wielu urządzeń był zbyt cichym dźwiękiem, niemożliwym do wyłapania. —   Za późno. Wyjechał, a ja zatarłem wszelkie ślady jego obecności. —  Ostania pamiątka po Dante w postaci wazonu zniknęła kilka miesięcy temu. Pozbycie się jej było dla informatora czystą przyjemnością.
  Otworzył dłoń, w której trzymał klucz do mieszkania, którym uprzednio zamknął drzwi. Już dość, pomyślał. Nie chciał trzymać ją w dłużej w niepewności. Wcześniejsza lekcja miała posłużyć jako nauczka za wchodzenie do obcego domu bez uprzedniego pozwolenia właściciela. Zacisnąwszy ponownie palce na kluczu, kontynuował, podnosząc głos:
  — Jeżeli potrzebujesz czegoś, co zagwarantuje ci wyjście, proponuję uczciwą wymianę. Klucz za skrzypce. Jak sama wiesz, lubię porządek, więc, gdy tylko mi je oddasz, będę chciał przede wszystkim odłożyć je na swoje miejsce.Na szczęście masz na rękach rękawiczki. A ty w tym czasie stąd wyjdziesz, skoro wzbraniasz się przed moją gościnnością.
  Nie miał najmniejszego zamiaru przetrzymywać ją tutaj wbrew jej woli. Ponadto towarzystwo dziennikarki zawsze było problematyczne i nieczęsto zwiastowało kłopoty. Ostatnim razem, gdy doszło do ich konfrontacji, wylądował w szpitalu z raną postrzałową w ramieniu, po której pozostała szpetna blizna. A on nie przepadał za szpitalami. I lekarzami. Wybór należał do niej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.02.19 20:47  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie wyglądała na przekonaną, nawet jeśli nic w postawie i tonie Havoca nie wskazywało na to, aby kłamał. Obstawiała, oczywiście, że jego lokum może być objęte czujnym okiem kamery. Nie jednej. Na tym zresztą polegała ta drobna różnica między włamywaniem się do osób wysoko postawionych a wpraszaniem się na posesje zwykłych, szarych kundli z dolnych terenów M3. Biła się w pierś, że dziesiąty raz nie sprawdziła grafiku Mike'a Havoca, a tym bardziej — że zignorowała Halka, mordę, która budziła ją co rano. Mimo tego nie uwierzyła w motyw rejestrowania. Może nie tyle obrazu, co dźwięku. Uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi na jego słowa.
 — Wszystko co mówisz, brzmi bardzo ładnie — podkreśliła łechtająco, z oczami uważnie utrzymanymi na twarzy jasnowłosego. Rozkładał właśnie pistolet. — Ale zapominasz o paru istotnych sprawach.
 Nie rozwinęła jednak wątku. Prawdę mówiąc, w ogóle nic nie zrobiła. Nie wiedziała co? Jej plan nie zakładał, nawet w najgorszych wariantach, że zawiąże rozmowę ze swoim Celem. Dotychczas widywali się bardzo sporadycznie, głównie wtedy, gdy chciała się pokazać, czasami, kiedy jemu nie zależało na zniknięciu za rogiem. Ile mogli zamienić ze sobą słów, tak łącznie? Pięćdziesiąt? Setkę?
 Za mało.
 Chora obsesja dziennikarzyny pchała ją do irracjonalnych czynów. Byłaby skora spać z Havokiem w jednym łóżku, gdyby to miało ją zbliżyć do rozwiązania sprawy. A jednak, kiedy wreszcie nawiązała z nim bezpośredni kontakt, nie odzywała się bardziej niż to konieczne. I szantażowała go roztrzaskaniem jakiejś starej, instrumentalnej wspominki. Żałosne.
 Jakby tego było mało, gdy ruszył w jej stronę, zaczęła się zachowywać jak biegun o tej samej wartości. Im bliżej niej był informator, tym bardziej cofała się pod ścianę. Nie chciała, aby stało się to przesadne, więc na kilka jego kroków, robiła pół do tyłu. Nie traciła przy tym roli przerażonego drapieżnikiem jelenia, choć... czy tak naprawdę nie ona była hieną?
 Opuściła rękę, której palce ściskały smukłą szyjkę gryfu. Nie znała wartości skrzypiec, ale musiały być wybitnie cenne, skoro...
 Jej brwi uniosły się w wyrazie autentycznego zaskoczenia, gdy szept przemknął przez trzydziestu centymetrową granicę jaka ich dzieliła. Kurtz? Zagryzła dolną wargę, ale nie dlatego, że chciała zatrzymać jakąś uwagę dla siebie. Była wściekła. Naprawdę wściekła. Nie dość, że została przyłapana na gorącym uczynku, to jeszcze...
 — Nie wszystkie — wycedziła, jakby chciała go sprowokować. Jakby naprawdę lada moment zamierzała powiedzieć, że są rzeczy, do których nie miał dostępu. Są rzeczy, które nigdy nie znikną.
 Jej twarz niezmiennie symbolizowała pochmurność, a kiedy wyciągnął do niej rękę z kluczem, padł pierwszy, niefizyczny cios. Spojrzała na swoją obiecaną, tak łatwą przyszłość, a potem na Havoca. Oczy lalki, szeroko rozwarte z niedowierzania, nagle przymrużyły się pod wpływem niekrytego niczym sceptycyzmu. Nie doceniał jej. To było w tym wszystkim najgorsze. Nie perspektywa tego, że mężczyzna mógł mówić prawdę i podsłuch jednak znajdował się w pomieszczeniu. Nie dlatego, że zbiegiem okoliczności odkrył jej obecność w mieszkaniu. W tym wszystkim nie potrafiła znieść myśli, że traktował ją jak dzieciaka, który zrobił głupstwo, ale dzięki wspaniałomyślności dorosłego, będzie mogło umknąć do swojego pokoju bez żadnych konsekwencji.
 — Jest coś, co mnie zastanawia, Mike — wymawiając jego imię swoim tylko odrobinę metalicznym tonem, oderwała wreszcie wzrok od informatora i potoczyła spojrzeniem wzdłuż pokoju. Obejrzała ściany, Halka, meble, wszystko w nieskazitelnym ładzie, prostując plecy i tylko tym jednym zabiegiem udowadniając, że przyjęła luźniejszą postawę. — Czy nie wszystko idzie dziś po twojej myśli? Nie mógłbyś teraz poszczuć mnie psem, przytrzymując w mieszkaniu aż do przybycia... jak to ująłeś... funkcjonariuszy? Nie byłoby to wygodniejsze niż targowanie się z kimś, kto ma kartotekę? Jak to jest, że dajesz mi wyjść? A może chodzi jedynie o to?
 Uniosła nadgarstek, tylko minimalnie. Ruszyła ręką, aby zwrócić uwagę na skrzypce.
 — Czy po ich oddaniu nie będziesz miał już oporów?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 0:01  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Skrzywił się na dźwięk własnego imienia. W jej ustach zabrzmiało obco. Dotychczas takowe nigdy nie przeszło jej przez gardło, a przynajmniej nie potrafił sobie przypomnieć sytuacji, w której mogłaby się do niego właśnie tak zwrócić. Nie miał zamiaru pójść jej przykładem, ale nie był w stanie odpędzić od siebie wrażenia, że tym sposobem chciała wytrącić go z równowagi. Dla świata był zwykle Havocem, nikim innym.
  Kim był w jej oczach? Pracownikiem S.SPEC? Partnerem generała Kurtza? Właścicielem Halka? A może seryjnym mordercą? Wyrafinowanym draniem bez serca? Sensacją, która wybije ją na wyżyny dziennikarskiego społeczeństwa? Kimkolwiek był w jej mniemaniu, dziś przeistoczył się w znoszącego trudy życia człowieka, tylko człowieka, kruchej istoty wyposażonej w uszkodzone geny i organy podtrzymujące funkcje życiowe, która w każdej chwili mogą go zawieźć, łamliwe, narażone na kontuzje kości. A biodro było tego najlepszym z możliwych przykładów. Coraz bardziej przypominało mu o swojej obecności, nie dawało mu o sobie zapomnieć. Miał ochotę usiąść, ale w towarzystwie nie wypadało okazywać swoich słabości. Zwłaszcza w takim towarzystwie. Heihachiro Seiji jedynie czekał na chwilę aż ukaże przed nią jedną ze swoich słabości. O biodrze już wiedziała. Zaraz dowie się o skrzypcach. Co będzie później?
  Przeczesał palcami upadającą na czoło, oklapniętą grzywkę. Czuł  wilgoć dłoni pod materiałem rękawiczek. Pot. Chciał go zmyć pod prysznicem. Jak najszybciej, ale jednocześnie wcale nie spieszyło mu się do łazienki. Wiedział, co zobaczy, gdy spojrzy w lustro. Jego wzrok zatrzyma się na twarzy starszej o przynajmniej dwa lata. W niebieskich oczach ujrzy deficyt snu, a pod nimi zatuszowane przez korektor śnice. W jasnych, blond włosach odnajdzie kilka siwych włosów. Starość. Jej proces dopadał każdego, niezależnie od społecznego statusu, czy też nabytych podczas życia umiejętności. Każdego człowieka. Heihachiro Seiji to nie dotyczyło. Nieważne ile lat upłynie, nadal będzie posiadaczką tych samych bystrych, zielonych oczu, które sprawiły, że zaczął się z nią liczyć chociaż minimalnie i rudych włosów. Wraz z tą myślą, poczuł przeszywający ból nieco poniżej serca. Ukłucie zazdrości.
  Nie dał tego po sobie poznać. Na jego ustach nadal widniał delikatny uśmiech - ni to drwiący, ni to uprzejmy. Fałszywy i zarazem niepokojący.
  — Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli — rzekł zatem, opierając się niby to nonszalancko o framugę drzwi, choć tak naprawdę potrzebował delikatnej asekuracji podczas odnajdowania w sobie resztki siły.
  Wiedział, że zawsze doszukiwała się drugiego dna w jego słowach, czynach. I, gdyby przestała patrzeć na niego przez pryzmat swoich podejrzeń, dostrzegłaby przebłysk zmęczenia, a może nawet człowieczeństwa. Co prawda popełniał mniej błędów niżeli przedstawiciele jego rasy, ale nie był nadczłowiekiem. Wynikało tego z jego pedantycznych skłonności, uporządkowanego życia i ostrożności, która wiodła prym w jego zachowaniu. Dzięki temu opuścił miasto zamieszkałe przez jego przodków. Dzięki temu przetrwał tyle lat na wolność. Dzięki temu teraz z nią rozmawiał. Dzięki temu mógł funkcjonować w społeczeństwie przepełnionym znienawidzoną przez niego technologią.  
  — Owszem, mógłby to uczynić, ale dzisiaj nie przywiduję obecności funkcjonariuszy w swoim domu. De facto zależy mi jedynie na odzyskaniu przedmiotu, którego dzierżysz w dłoni i usunięciu błota z podłogi. Gdy dojdzie do wymiany, ty znikniesz, więc wzywanie ich nie będzie miało najmniejszego sensu, skoro sam pozwolę ci odejść, nieprawdaż? Ale oczywiście, jeżeli chcesz odwiedzić komisariat, mogę ci to zapewnić choćby zaraz.
  Powiódł spojrzeniem po jej porcelanowej twarzy zastygłej w jednym wyrazie. Wyglądała jak lalka wypatrująca nabywcę z witryny sklepowej. Jej cera usłana piegami wydawała się nie posiadać choćby pojedynczej skazy. Bez wątpienia skupiała na sobie wzrok przechodniów. Była piękna. Ale przy tym nieautentyczna. Jak on.
Nie mógł dłużej czekać. Przeszedł z salonu do kuchni, nie obejrzawszy się za siebie. Nalał wody do czajnika. Wsłuchując się w jej szum, próbował przynajmniej na chwilę zapomnieć o tym, że skrzypce nadal znajdowały się w obcych dłoniach.
  — Kawa? Herbata? — zapytał, stawiając naczynie na jednym z czterech palników. Wysłał ukradkowe spojrzenie ekspresowi do kawy. Jedną rzecz z półki nowoczesnej technologii, w którą się zaopatrzył z własnej inicjatywy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 2:01  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Robiła to, prawda? Po omacku znalazła odpowiednie przejście. Dostrzegła w jego niebieskich oczach błysk — tym zdradził swoją pozycję. Jakby nieumyślnie przekazał jej, że tak, dotknęła tej klamki. Co prawda klamki od zaryglowanych, metalowych, ciężkich drzwi, zassanych od każdej strony, by nie przepuścić choćby pyłku — ale wciąż. Miała ochotę naprzeć na konstrukcję, na siłę zrozumieć to, co znajdowało się po drugiej stronie, doświadczyć sekretów od lat niepokazywanych nikomu. Jednocześnie znała wartość cierpliwości. Jedynej cechy, jakiej nikt by do niej nie przypasował, a głównej, dzięki której stała tu i teraz, rozmawiając z nim i obserwując go. Ingerując w jego ruchy. Do licha — oddziałując na niego.
 Co kryło się w pomieszczeniu umeblowanego wspomnieniami z przeszłości? Co zobaczyłaby, gdyby zamek puścił, a ona dała radę wcisnąć się do środka i posmakować informacji zdławionych... w zasadzie przez co? Mrużąc oczy przyglądała się Havocowi. Przez poczucie wstydu? Przez wściekłość? Czy był socjopatą, który skrupulatnie planował swoje działania, niszczył życie, czerpał satysfakcję z cierpienia... czy to tylko forma odegrania się? Realizacja wychowania, jakie go ukształtowało z tych czy innych sytuacji? Co tak naprawdę zmuszało tego człowieka, aby zakładać maski?
 Była na niego wściekła, nie kryła się z tym nawet, ale im dłużej znajdowali się w jednym pomieszczeniu, a więc im dłużej mogła go obserwować, tym bardziej zapominała o utracie dumy. Nie doceniał jej, racja? Był górą, taką miał pewność. Mógł się z nią bawić, wodzić za nos, ale to on tutaj rządził. Jeżeli uzna, że gra wymyka się spod kontroli — zakończy ją i tyle. Uwłaczające. Jednak potrafiła to zignorować na rzecz pozostałych wniosków, które powoli napływały do pracującego energicznie „umysłu”.
 Twarz Seiji stopniowo zmieniała wyraz, choć nie potrafiła wyzbyć się tej nonszalanckiej pewności siebie, jakby w każdej chwili była gotowa, aby przyjąć cios z jego strony i oddać mu z nawiązką. Z tylu rzeczy sam nie zdawał sobie sprawy. Ramiona androidki powoli opadły do swojej naturalnej wysokości. Wcześniej uniosła je, co nadawało sylwetce bojowości. Obecnie coraz bardziej prezentowała się jak ktoś, kto rzeczywiście wtargnął na późno popołudniową herbatkę.
 — Niech będzie mała czarna. Mocna. Kawa. — Wypowiadając te słowa, nie spuszczała z niego spojrzenia. Wcześniej rozejrzała się po pomieszczeniu, ale szybko na powrót zawęziła zainteresowanie wyłącznie do niego, mężczyzny, któremu poświęciła życie. Chłonęła fakty. Chciała tyle powiedzieć, tyle zrobić. A nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak on postrzegał . Że odbijała się w jego oczach jako model, który śmiało można określić pięknym. Że w gruncie rzeczy trzymał gardę. Że, być może, łapał się na wątpliwościach, dzięki którym ona także obejmowała dowodzenie w sytuacji. Wśród tylu scenariuszy nie znalazła czasu na napisanie takiego, który zakładałby, że Havoc nie zdradzi się ze swoimi myślami lub, co gorsza, zrobi to, ale ona nie dostrzeże sygnałów. Według Seiji nie istniała możliwość, aby w jego życiu zagościć jako coś innego niż problem. Bezosobowy, szary problem, o nieokreślonej aparycji, bez przeszłości. Dlatego łapała się brzytew, najwidoczniej nie rozumiejąc, że już dokonała swego.
 Postąpiła krok w jego stronę, przecząc wcześniejszym reakcjom.
 — Wykręcę się. Mam sposoby. Wiesz, że więzienie nie może mnie zatrzymać, racja? — Pytanie padło w dziwnie przymilnej formie. Odgięła ramiona do tyłu, łapiąc wolną dłonią nadgarstek ręki, w której dzierżyła swoją „kartę przetargową”. But stuknął w deski, gdy przekładała podeszwę o kolejne parę centymetrów zmniejszających odległość. — Czy spędzenie z tobą czasu jest równowartością skrzypiec? — Zacisnęła usta. Oświetlenie sprawiało, że cień rzucany przez daszek czapki, prawie całkowicie zakrywał jej oczy, szczególnie po tym, jak wykonała jeszcze jeden krok i niczym zaciekawiona dziewczynka pochyliła nieco ciało do przodu. Gdy przekręcała głowę na bok, przeciągnęła bezczelnie wzrokiem wzdłuż całej jego sylwetki. — Oddam ci je za rozmowę. Nie brzmi to dobrze?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.19 15:05  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Wielokrotnie zastanawiał się, czy aby przypadkiem jej nie doceniał. Choć patrzył na nią z góry, co raczej kwalifikowało się do określenia dbanie o pozory, wszak nie mógł dać jej cienia satysfakcji, ani pozwolić jej na chociażby kilku minutową przewagę, wiedząc, że wtedy prędzej czy później straciłby kontrolę nad sytuacją, starał się tego nie robić. Była przebiegła i posiadała kilka atutów, które mogły w przyszłości pokrzyżować mu plany. Często czuł na sobie jej obiektyw. Zaszywała się w tłumie, ciągle go obserwując. Deptała mu po piętach. Czasem odnosił wrażenie, że była niczym jego cień. Wszędzie i nigdzie zarazem, ale ciągle zanim, na szczęście nigdy przed nim.
  Przemieszczając się ku kuchni, wysłał znaczące spojrzenie psu. Wiedział, że Halk zrozumie. Był jedną istotą na świecie, której mógł w pełni zaufać. Jedyną, która nigdy go nie zawiodła.  
  Wsłuchując się w szum wody w czajniku, wyjął z szafki kubek. Wrzucił do niego torebkę z zieloną herbatą. I wykorzystał chwilę, że jest sam. Zgarbił dotychczas nienagannie wyprostowane lepcy i oparł dłonie o blat mebla, by przenieść na niego ciężar swojego ciała. Przymknął oczy, skupiając się na swoim oddechu. Nawet w nim wyczuwał zmęczenie. Klatka piersiowa podnosiła się i upadła z wyraźnym opóźnieniem. Potrzebował snu.
  Usłyszawszy zgrzyt paneli, w przeciągu kilku sekund wrócił do swojej zwyczajowej postawy. Zbliżała się – krok po kroku. Ostrożnie stawiała stopy, ale buty weryfikowały jej bezszelestny chód. Podłoga uginała się pod ciężarem jej ciała. Nawet nie zerknął przez ramię, by się co do tego upewnić. I ani drgnął, gdy do jego uszu napłynął znajomy głos, jednakże usłyszawszy jej odpowiedź na swoją propozycję, na jego twarzy pojawił się niewyraźny cień zbliżony do grymasu zdziwienia. Wcześniej chciała ulotnić się stąd jak najszybciej, co skłoniło ją do zmiany decyzji?
  Nic nie powiedział. Wpierw uruchomili ekspres i przygotował go do działania. Minimalny hałas towarzyszącemu temu procesowi zawsze działał na informatora kojąca. Był w działaniu lepszy niż melisa. I pewnie dlatego kolejny krok wykonał z kilku sekundowym opóźnieniem. Wyjął z mebla porcelanowe naczynie i postawił go pod wylot, ustawiając na panelu odpowiednie wartości. Urządzenie wypluło kawę do małej filiżanki. Kurtz zwał je pieszczotliwie naparstkami i wściekał się za każdym razem, gdy zostawał w nich kawę. Zabrał głos dopiero wówczas, gdy w pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach małej, czarnej.
  — Nazwijmy to złotym środkiem, ale nie trzymaj ich jak broni. Skrzypce to instrument. Służy do gry.  — Obrócił się ku niej, choć wcześniej nie planował takiego posunięcie. Ciało zareagowało samo, automatycznie. Kuchnia, w porównaniu do salonu, ni należała do obszernego metrażu. Nie trudno było w niej o niechcianą bliskość. W zaistniałej sytuacji czuł się niekomfortowo. Miał wrażenie, że kobieta odbiera mu powietrze, mimo iż tak naprawdę nie wiedział, w jaki sposób oddychały androidy i czy w ogóle to robiły, ale skoro Heihachiro Seiji miał uwierzyć w swoje człowieczeństwo, najprawdopodobniej skonstruowano w jej wnętrzu coś na wzór dróg oddechowych. — Ich konstrukcja jest wątła. Są starsze od nas. I obawiam się, że rozlecą się, jeżeli nadal będziesz nimi tak beztrosko wymachiwała — uściślił swoją wypowiedź, a po tym krótkim monologu odwrócił się do niej plecami.
  Ciężko znosił widok skrzypiec w obcych rękach. Na pierwszy rzut oka można było dojrzeć ich wiekowość, która zapewne nie umknęła uwadze dziennikarce. Dzięki odpowiednim preparatom zakupionym w sklepie z instrumentami muzycznymi Mike'owi udawało się utrzymać je w zadowalającej kondycji, choć osoba, u której konsultował ich stan, nie miała wątpliwości, że prędzej czy później zaczną się rozpadać. Przestał nawet grać, by zatrzymać ten proces, ale obawiał się przy takim traktowaniu jego starania na nic się nie zdadzą. Heihachiro Seiji nie miała poszanowania do przedmiotów martwych, ale...
  — Wyobraź sobie, że ktoś w taki niewdzięczny sposób traktuje twój aparat. Co byś wówczas poczuła, zrobiła? — Będąc odwróconym do niej plecami, pozwolił sobie na delikatny uśmiech, który znikał wraz z pierwszym świstem czajnika. Zgasił palnik, po czym zalał wrzątkiem zawartość uprzednio przygotowanego kubka. — Zapraszam do salonu. — Nie czekając na jej odpowiedź, ułożył oba naczynia  wraz z cukierniczką na tace, po czym, wymijając ją w drzwiach, przekroczył próg pokoju dziennego.
  Budząc się rano, nie przypuszczał, że będzie ją gościć w swoim mieszkaniu. Z reguły rzadko kogokolwiek tutaj zapraszał. Ten zaszczyt, jak na razie, dotknął jedynie dwie osoby. Była trzecią.
  W drodze do stolika trzymany w dłoni przedmiot, niemal nie wyślizgnął się mu się z dłoni, ale opanował sytuacje. Po pokonaniu kilku kroków, z ulgą odstawił go na szklany blat.
  — Rozgość się — zachęcił, jednocześnie zachęcając ją do skorzystania z usług jednego z dwóch identycznych foteli. Sam poczekał, aż dokona wyboru, choć liczył na to, że uczyni to szybko. Biodro było wytrwałe w swoich protestach. Naciskało coraz bardziej na kapitulacje swojego właściciela. Havoc przywykł do smaku porażki, więc nadal symulował obojętność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.03.19 23:55  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Taki był jej atut. Ta niepozorność. Tworzenie iluzji osoby rozgadanej, energicznej, wręcz głupiej. Stworzenia podatnego na bodźce, głośnego i popełniającego błędy. W rzeczywistości trzymała się prostego założenia, by wśród mądrych udawać idiotę — tak najłatwiej uśpić ich czujność. Więcej: w kluczowym momencie zaskoczyć do tego stopnia, że stracą parę ruchów, w gardle utkną im słowa, głowę rozsierdzi od pytań. Seiji znała doskonale swoją reputację i nie żałowała tego, jak często opisywano ją mało autorytarnie. Tylko przy Havocu bywały momenty, choć oczywiście o żadnym nie wiedział, kiedy zadawała sobie pytanie: czy on mnie bierze na poważnie? Z poplątanymi od bieganiny kosmykami i z obandażowanymi (choć wcale nie skaleczonymi, jak jej się święcie wydawało) rękoma opartymi o brzegi zlewu patrzyła sobie wtedy prosto w oczy. W lustrze widziała kobietę stojącą tyłem na samym brzegu wielometrowej skarpy. Grunt powoli, ale nieubłaganie osuwał się jej spod stóp. Było wiadomym, co się stanie, jeżeli nie wykona kroku naprzód.
 Dlatego teraz, popychana musem, poszła w ślad za właścicielem mieszkania.
 — Nie żartuj sobie — prychnęła, prostując plecy przy kolejnym pokonanym metrze. Wbrew ostrzeżeniom mężczyzny wciąż traktowała skrzypce jak kij bejsbolowy, który w każdym momencie musi być przygotowany do przyjęcia piłki. — Aparat to pamiątka. A skrzypce? — mówiąc to, przewróciła oczami jak ktoś, kto ma zamiar dopowiedzieć: „no właśnie. Zwykły śmieć”.
 Znajdując się już blisko ostatni raz rzuciła okiem na wnętrze. Taksujące spojrzenie i zaciśnięte wargi miały świadczyć o jej chwilowym zainteresowaniu, ale tak naprawdę? Tak naprawdę chciała tylko odwrócić uwagę od faktu, że już wcześniej postawa Havoca przykuła jej uwagę. Przecież wiedziała o jego schorzeniu. Teraz, kiedy w pokoju rozległ się ten ledwo możliwy do wychwycenia, ale u niej brzmiący tak, jakby przytknęła ucho do głośnika, dźwięk drżących na podstawkach filiżanek... Seiji wróciła wzrokiem do informatora, kiedy już postawił tacę na stoliku.
 Nie trzeba było jej zachęcać kolejny raz. Jedno „rozgość się” poruszyło żwawo nogami rudowłosej, która krokiem tancerki przemknęła do najbliższego fotela. Opadła na niego, odkładając prowizoryczną broń — nieszczęsne skrzypce — na ziemię, gryfem opierając je o podłokietnik, by bez schylania móc złapać ponownie za instrument.
 — Ile już lat ma ten pies? — Długie palce zakleszczyły się na daszku czapki, którą zerwała z głowy, jednocześnie potrząsając czerepem, aby już częściowo zniszczyć szyk swojej fryzury. Odkładając nakrycie głowy na stolik, szarpała za gumkę do włosów. Rude jak płynny ogień loki rozsypywały się po jej ramionach kaskadą. — Czy to on jest substytutem?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.19 0:57  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
A skrzypce?
  Właśnie. Czym byłe te skrzypce? Sentymentem? Pamiątką po kimś, kto już dawno przekształcił się zaledwie w mgliste wspomnienie ukształtowane w głowie? Emocjami, które przeszywały jego serce na wskroś niczym zimny sztylet? Kajdanami, które scalały go z tym, co odrzucił, podejmując decyzje o wyjeździe z rodzimego miasta?
  Po zadaniu tego pytania tylko centymetry dzieliły go od stolika. Zatrzymał się, zakleszczając mocno palce na tace. Przesunął spojrzeniem po meblach. Znalazł w nich lukę. Miejsce, gdzie zwykle spoczywał instrument, dopóki kobieta nie postanowiła wykorzystać go do celów obronnych.
  —  Elementem wystroju, do którego przywykłem, więc nadal podtrzymuję swoje zdanie — rzekł z typową dla siebie manierą, stawiając tackę na stole. Zignorował jej lekceważący ton, który sugerował dobitnie, że przechowywany przezeń przedmiot wedle jej światopoglądu był nic niewartym odpadem. Nawet nie próbował wyprowadzić ją z błędu. Czekał, aż zajmie swoje miejsce. I stało się to niebawem. Nawet nie potrzebowała zachęty pod postacią: czuj się jak u siebie w domu. Było mu to na rękę, bowiem świadomość, że Heihachiro Seiji potraktuje te słowa w formie zachęty, zinterpretuje je po swojemu, narastała w nim z minuty na minutę. Usiadł zaraz po tym, jak ona to uczyniła i mimo wszystko poczuł ulgę, choć biodro nie podzielało jego zachwytu. Nadal pobolewało. Jakby chciało go zaskarżyć o złe traktowanie.
  Zanim kobieta zabrała głos, sięgnął po kubek. Nawet pod cienkim materiałem rękawiczek wyczuł rozgrzaną powierzchnie tworzywa. Choć towarzyszyła mu ogromna ochota ugaszenia zawartością kubka pragnienia, wiedział, że musi odczekać jeszcze kilka chwil, aż ta nieco ostygnie. Poparzenie języka i gardła nie znajdowało się na liście jego pragnień.
  Podniósł wzrok na swoją rozmówczynie, gdy wreszcie uruchomiła tymczasowo uśpione struny głosowe. Zastanawiał się co chciała osiągnąć, zadając te pytanie. Halk nie posiadał nad wyraz skomplikowanej historii. Nabył go po rozpadzie niewielkiej grupy przestępczej, o której sam dostarczył informacje organom władz. Halk był wówczas szczeniakami o nieznanym imieniu i w tracie trwające ledwie trzy minuty obławy stracił właściciela-przystępce. Havoc przygarnął go po tym, jak na psa padł wyrok śmierci przez jego bezdomność. Rottweiler miał wtedy raptem trzy miesiące i nie był ukształtowany. Mike zadbał o jego wychowanie i wyszkolenie. Efekty takowego Heihachiro Seiji mogła podziwiać kilkanaście minut wcześniej. Ponadto Havoc nie miał wątpliwości, że  w pamięci jej aparatu zapisała się spora ilość zdjęć z udziałem czworonoga. I tutaj znowu pojawiło się pytanie, które prześladowało go od chwili zdemaskowania jej tożsamości – dlaczego zjawiła się w jego mieszkaniu, ignorując obecność psa?
  — Cztery — udzielił jej krótkiej odpowiedzi. — W maju kończy pięć, więc jeśli chcesz wynagrodzić mu gościnność, nie krępuj się. Na pewno to doceń — dodał z wyczuwalnym cynizmem pobrzmiewającym w głosie.
  Halk, jakby wyczuwając, że rozmowa kręciła się wokół niego, podniósł łeb i wbił ślepia w tył fotela zajmowanego przez kobietę. Havoc w tym samym czasie przypatrywał się, jak dziennikarka zdejmuje czapkę, a później uwolniła gęste włosy spod wpływu gumki. Na jego ustach pojawił się niewyraźny cień uśmiechu. Wreszcie mógł kontemplować jej twarz nieskalaną żadną ułomnością. Twarz kogoś, kto nie był człowiekiem.
  Przychyliwszy kubek do ust, przeciągnął chwilę udzielania jej odpowiedzi. Celowo.
  — Czyim? — zapytał w końcu, odstawiając naczynie na blat stolika. Błękit jego oczu skonfrontował z należącą do niej zielenią. Kontakt wzrokowy to luksus, na który rzadko mógł sobie pozwolić w kontakcie z tą kobietą przez wzgląd na ich niebezpośredni charakter spotkań, ale teraz nim nie wzgardził. Korzystał z okazji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.19 20:39  •  Apartament nr 1062 - Page 9 Empty Re: Apartament nr 1062
Cztery. Niemal pięć lat. O co najmniej dwa za dużo, aby jej teoria się sprawdziła. Skreśliła ją zatem, zaraz dodając kilka następnych jak odnogi w drzewku z prawdopodobieństwem. Zdawało się, że nawet teraz, gdy siedziała nonszalancko rozpostarta na fotelu, z miną przeświadczoną o tym, że jest u siebie, że rozmawia z osobą, która tej rozmowy chce, z oczami wcelowanymi w Havoca z naturalną natarczywością, od której niejeden ankietowany odwracał głowę z zażenowania — zdawało się, że nawet teraz coś pod czaszką dziennikarki pracuje na pełnych obrotach, przemiela, tworzy, odrzuca, zapisuje, wymazuje.
 Uśmiechnęła się do rozmówcy, choć przesłodzenie, z jakim to zrobiła, jasno wskazywało, że ani trochę nie jest teraz rozweselona. Jej rude włosy nie potrafiły przejść do jakiejś sensownej formy, więc przeczesała je niedbale palcami, przerzucając nadmiar kosmyków na lewe ramię. W oczach Mike'a Havoca była jedynie zaprogramowanym tałatajstwem, postacią bez twarzy. Była programem przygotowanym po to, aby go podkopać. Programem, z którego, na nieszczęście, korzystały setki tysięcy osób. Jego zniknięcie wywołałoby sensację.
 Zakładając gumkę do włosów na nadgarstek, przechyliła się, aby chwycić po filiżankę z kawą. Czy była zatruta?
 Jadowicie zielone oczy reporterki nagle się przymrużyły.
 Byłbyś zdolny udźwignąć ogrom tej „sensacji”, Mike?
 Odchyliła się z powrotem, obejmując czyste naczynie drugą ręką. Para unosząca się nad głęboko czarnym płynem rozwiała się pod naporem oddechu Seiji.
 — Czyim?
 Przetrzymała ciszę jeszcze przez parę sekund, udając, że się namyśla. W rzeczywistości odpowiedź miała gotową, jak dzieciak siedzący na sprawdzianie i trzymający w piórniku karteczkę z zaznaczonymi do testu wariantami.
 — Twoim — wyrzuciła z siebie wreszcie, obniżając nadgarstki. Oparła przedramiona o lekko rozstawione uda. Nie miała w sobie zbyt wiele kobiecych cech. Nie siedziała jak dama, z kolanami złączonymi i przechylonymi pod pewnym kątem. Nie zdobyła się nawet na to, aby zarzucić jedną nogę na drugą. Ułożyła się jak facet siedzący na zewnętrznych schodach, patrzący na wszystkich spod byka. Przygarbiony, z opuszczoną nieco brodą i uniesionym spojrzeniem. Potarła kciukiem brzeg filiżanki, nie spuszczając wzroku z Havoca.
 — Ludzie to zwierzęta stadne, Mike. Tak zostaliśmy zaprogramowani.
 Jak musiało brzmieć to słowo wypowiadane jej ustami? Zaprogramowani. Nawet nie zdawała sobie sprawy z ironii, jaka wsiąkła w tę kwestię.
 — Ale ty siedzisz tutaj sam. Wśród sterylnie zachowanych mebli, podając kawę w zastawie, która wygląda jak nowa. Jestem niemal pewna, że mogłabym odsunąć twój fotel, a nie znalazłabym pod nim ani grama kurzu. Wiesz co to oznacza? — Okolone gęstymi rzęsami ślepia zdawały się zatracić swoją ludzką powinność. Nie mrugały. Były kamerami wycelowanymi prosto w Havoca, głodnymi jego wypowiedzi. Nie pasowały do tego młodzieńczego, trochę roztrzepanego oblicza — do twarzy Heihachiro. — Że to miejsce nie ma nic wspólnego z człowiekiem. Ono pasuje do maszyny. Dlatego pytam. Czy Halk jest substytutem? Rekompensuje ci brak innych ludzi? Dawniej ktoś tutaj był... ale teraz? — Obcas pozostał na podłodze, ale przednia część buta uniosła się, aby Seiji mogła tupnąć. — Teraz jedynie to błoto przypomina, że istnieją na świecie błędy.
 A błędy to rzecz ludzka, prawda?
 Przywarła ustami do filiżanki.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach