Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 11 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 02.09.16 23:57  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Niepokój o stan zdrowia generała rozlał się po każdym zakamarku jego ciała, choć paradoksalnie poczuł w pewnym sensie również i ulgę.
Uczucia, Kurtz, przeszkadzają w racjonalnej ocenie sytuacji, czego zresztą jesteś chodzącym przykładem — zauważył bezdusznie, tym samym kończąc tę dyskusję. Nie miał najmniejszego zamiaru się uwewnętrzniać przy Kurtzie, ani też przy nikim innym. W tej materii pozostanie w bezpiecznej strefie było najwygodniejszą opcją, bo Havoc sam w sobie był zbyt przywiązany do wygody, by zerwać z nią od tak kontakt. Nawet nie czuł się w obowiązku, by deklarować w jakiś sposób swoje uczucia w stosunku do tego mężczyzny. Rodowity Niemiec w końcu nie zasłużył sobie na żadne ciepło słowo, na który skądinąd mógł liczyć tylko od tych swoich wszystkich jednonocnych przygód, które informator sumiennie eliminował, traktując je jak przeszkody na swojej drodze. Miał też nieodparte wrażenie, że jeśli zacznie analizować swój stosunek do tego człowieka, dojdzie do jakże przykrego wniosku, że wszystko, co kiedyś czuł względem niego, najprościej świecie ulotniło się wraz z upływem czasu. Sentymentalność i ckliwość w końcu nigdy nie była ich mocną stroną.
Owszem — przyznał z przerażającą obojętnością, wbijając w Kurtza chłodne spojrzenie. — Chciałem ci nawet w tym pomóc — dodał po chwili — ale w żaden sposób, by mnie to nie zadowoliło. Posiadam inne wyobrażenie twojej śmierci, Dante, i mogę ci zagwarantować z całym przekonaniem, że jest bardziej wyrafinowane.
Otworzył drzwi, puszczając chwiejącego się na własnych nogach generała przodem. Havoc nie mógł wykluczyć jednoznacznie możliwości, że, kiedy sprawy przybiorę zły obrót, prędzej czy później będzie musiał się pozbyć generała Kurtza, by ulżyć mu w cierpieniu. Rzecz jasna od dawna był przygotowany na taką ewentualność, o czym sam Dan nie mógł wiedzieć, a jeśli to przeczuwał, nie mógł tego w żaden sposób uniknąć.  
Wygiął kącik ust nieznacznie ku górze, gdy mężczyzna o mały włos nie potknął się o próg, lecz ta oznaka wesołości szybko została stłumiona, a wręcz się wypaliła.
Zawsze wszystko utrudniałeś — przyznał, omijając kurtkę generała szerokim łukiem, jakby mógł się od niej czymś zarazić. W końcu była brudna, przesiąknięta potem i zapachem papierosów.
Poszedł za nim do wydzielonej przestrzeni, która pełniła funkcja salonu, ale nie wszedł w głąb pomieszczenia. Stanął w progu i cieszył się w duchu, że głupota rodowitego Niemca nie była zaraźliwa.
Pójdę, ale najpierw muszę się upewnić, że skonsultujesz się z odpowiednią służbą medyczną. Jeśli wykrwawisz się w naszym mieszkaniu, postawi mnie to niewątpliwie w złym świetle — zauważył, wiercąc spojrzeniem dziurę w głowie Dana, jakbym tym samym chciał zmienić jego stosunek do rozszarpanego barku. — Zadzwonię po pogotowie — zaproponował, wyciągając z kieszeni płaszcza telefon. W jego głosie pojawiło się coś, czego nie można było zarejestrować wcześniej - stanowczość.

zt x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.07.17 2:30  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Nigdy przez minione wieki nie zdarzyło mu się, aby ktoś był na tyle sprytny, by odkryć jego dawno zapomnianą i porzuconą tożsamość, a zarazem tak bezczelny, żeby zwrócić się do niego po imieniu. To drugie wymagało nie tylko dobrego doinformowania, ale przede wszystkim odpowiedniego reasearchu na takim poziomie, do którego większość przeciętniaków nie mogła nawet dotrzeć, nie śniąc o tym w najśmielszych snach. Zwykli mieszkańcy utopii nie byli w stanie powiązać tego w jedną całość, której spoiwem był wirus X. Nikt z nich nie zaprzątałby sobie tym głowy, zajęty swoim własnym spokojnym, iddylicznym życiem pod kopułą spowitą w sieci kłamstw i całkowicie nieświadomy tego, że żyją tylko w bajce, a poza murami miasta, świat wygląda zupełnie inaczej. Urodziwa nieznajoma stanowiła niebezpieczny wyjątek od reguły do kwadratu — orientowała się nader dobrze w tym jak funkcjonowało to miasto, wiedziała czego chce i dysponowała niebagatelną wiedzą na jego temat. Gdyby nie był sobą to pewnie wzbudziłoby to w nim strach wymieszany z niepokojem, ale nie dało się ukryć, że to sprawiało, że jeszcze bardziej go interesowała. Mimo że wiedziała z kim ma do czynienia, to nie posiadała żadnych wierzytelnych dowodów, które mogłyby to potwierdzić. Takie dawno temu przepadły w gruzach zapadającego się w apokaliptycznych gruzach świata, a możliwość porównania ich materiałów genetycznego nie była zbyt możliwa. Zresztą... Nawet barman, który polewał mu tamtego wieczoru whisky nie pamiętał już ani jego, ani jasnowłosej posiadaczki europejskiego typu urody.
Jednak nie dało się zaprzeczyć, że i on odrobił swoją lekcję wystarczająco dobrze, poruszając wszystkie odpowiednie sznurki, związane z jego znajomościami na terenie M-3, by dostać interesujące go informacje. Urodziwa jasnowłosa nie była kobietą, choć w przebraniu wyglądała doprawdy oszałamiająco, czemu Roma nie śmiał zaprzeczyć, złapał się na to. Niejaki Mike Havoc, dwudziestosiedmioletni gówniarz, ponoć zlepek narodowościowy pochodzący z M-5. 179 centymetrów i 64 kilogramy wedle danych, na które Roman brał każdorazowo poprawkę. Informator S.SPEC. Robiło się coraz ciekawiej.
Nie znalazł się przecież przypadkiem w przestronnym, jasnym apartamencie opatrzonym tym konkretnym numerem. Tego co mógł zastać w środku nie sposób było oczekiwać po suchym raporcie informacyjnym, który udało mu się uzyskać. Drętwe dane nie uwzględniały bowiem unikatowej maszyny do pisania, po którym przebiegły palce Romy, wciskając przypadkowe klawisze, które uwieczniły to na papierze w formie niezrozumiałego przekazu w niemal żadnym języku. To samo w sobie zaburzyło pedantyzm tego miejsca i zachowaną dokoła sterylność, Fafnir nie dostrzegł nigdzie kurzu, tak jakby właściciel mieszkania nie pozwolił mu zagościć gdziekolwiek, choćby na dłuższy moment. Wbrew wszelkim pozorom, to wiele zdradzało na temat Mike’a Havoca.
Następnie skierował się do gramofonu, wykazują coraz to większe zainteresowanie tymi artefaktami z minionego świata. Specyficzny gust jak na wybieraną obecnie tak chętnie nowoczesność, a to sprowadzało się do tego czy w taki sam sposób traktowana była tutaj technologia wszelaka, tak jakby zatrzymała się w czasie. Przy przechadzce dostrzegł między meblami stare, rozpadające się skrzypce. Posiadanie instrumentu, a zwłaszcza w takim stanie wskazywało na to, że ktoś był tutaj albo miłośnikiem, albo potrafił grać, a jedno nie wykluczało drugiego. Maszyna do pisania, gramofon, a nawet rozpadające się skrzypce składały się na pewną emocję, która obudziła się w Romanie mimo jego woli, coś jakby na wzór melancholii. Emocję poniekąd zbliżoną do zapachu, który przyciągał wbrew wszystkiemu co aktualne aż do dzieciństwa — tak też Fafnir dzisiaj mógł określać swoje poprzednie życie. Z obserwacji i zbieraniu informacji bądź pytań, które musiał rozwiać w nadchodzącej niedaleko przyszłości wyrwało go szczekanie psa i jego początkowe powarkiwanie. No tak, suche dane nie zawierały też wzmianki o posiadaniu rottweilera, który miał wspaniale lśniącą czarną sierść, a choć zwierzę początkowo wydawało się nieufne, to przykuło całą uwagę Romy, który jak gdyby nigdy nic przykucnął sobie tuż obok i zaczął go głaskać, jakby był najzwyklejszym potrzebującym miłości szczeniaczkiem, a nie psem obronnym...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.08.17 2:34  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Mike Havoc wracał do domu po bardzo długim dni, który dłużył się dziś niemiłosiernie. Pod pewnym względem była to zasługa upałów. Ciepło dawało w kość mieszkańcom utopijnego miasta, odciskając na nich piętno lata - podłych uroków tej pory roku. Informator nie przepadał za ciepłem słonecznym, nie przepadał też za butami, które obdarły mu pięty, nie miał też wątpliwości, że na dwóch małych palcach od nóg pojawiły się odciski, ale nie narzekał. Nie czuł bólu, który temu zazwyczaj towarzyszył, a jego twarz była taka jak zawsze, stoicka i pozbawiona ekspresji. Wszedł do widny, wybrał odpowiednie - w jego wypadku dziesiąte piętro - i cierpliwie czekał aż ta się zatrzyma. Rzadko korzystał z jej usług, głównie dlatego, że była puszką jeżdżącą w górę i w dół, która w każdej chwili mogła się zepsuć. Była też technologią, a on nienawidził technologii. Jego słabe, obciążone limitem ciało jednak miało dość na dziś i nie mógł zignorować sygnałów ostrzegawczych w postaci zmęczenia i sukcesywnych ataków mdłości. Nie pokonałby tylu stopni bez spektakularnego upadku i utraty przytomności, na pewno nie z tymi marnymi siłami, którymi teraz dysponował.
Aż do szóstego piętra dopisała mu szczęście, które jednak szybko się ulotniło. Do widny, po pokonaniu siedmiu pięter, wtoczyła się grupa ludzi, składających się z dwóch dorosłych i jednego dziecka. Havoc przycisnął plecy do nieoszklonej szyby, zaciskając mocno dłoń na aktówce; miał nadzieje, że była ona polerowana odpowiednim środkami czystości, chociaż to nie miało znaczenia. Ubranie i tak wyląduje w pralce. Albo do kosza, jeśli uzna to za konieczne.
Wnętrze widny było duszne i nieprzyjemne. Żałował, że tym razem postanowił skorzystać z tej ułatwiające życie rzeczy. Schody były dużo wygodniejszą opcją dla człowieka jego pokroju. Teraz w jego głowie zaczęły pojawiać się nieprzyjemne scenariusze. Co jeśli winda się zatrzyma w połowie swojej podróży na kolejne piętro? Straci oddech, zostanie ataku epilepsji. Udusi się w niej. Mania prześladowcza i skłonności klaustrofobiczne doprowadzą go sukcesywnie do szaleństwa. Wyciągnie pistolet z kabury i zastrzeli najpierw tę rodzinę, a na końcu siebie.
Winda zatrzymała się dopiero na 10-tym piętrze. Wyszedł z niej, czując ulgę, która jednak tradycyjnie nigdzie nie została zademonstrowana. Ani na bladej, lekko przepoconej twarzy, ani w zmrożonych przez chłód poranka oczach. Miał stanowczo dość tego dnia. Marzył o zimnym prysznicu i ulubionej kawie.
Zatrzymał się przed dobrze znanymi mu drzwiami, wyciągnął z kieszeni marynarki klucz i wcisnął je w szparę, następnie przekręcił i schował je z powrotem na swoje honorowe miejsce. Złapał za klamkę i nacisnął ją lekko, wchodząc tym samym do swojego utrzymanego w nienagannej czystości mieszkania. Pierwsza nieprawidłowość jaka rzuciła mu się w oczy to obce buty rozrzucone w niewielkim przedpokoju, oddzielającym przestronny salon od drzwi wejściowych, czemu towarzyszyło silne uczucie deja vu. Kurtz miał w zwyczaju rozrzucać buty, drażniącym tym Havoca. Odłożył aktówkę na przeznaczoną do tego półkę, zdjął buty, układając je równo przed półką i odwiesił marynarkę na jej miejsce. Wszedł w głąb mieszkania.
— Halk! — krzyknął na psa, ale rottweiler wyjątkowo się nie posłuchał i nie wstawił się przy jego nodze. To była kolejne poważne odchylenie, które zarejestrował i które w efekcie końcowym mogło całkowicie zrujnować perfekcyjny plan dnia. Jego dłoń automatycznie znalazła się przy kaburze. Jeśli to Kurtz wrócił i zabił psa, który tak bardzo go denerwował, to Havoc zabije jego i powie, że robił to w akcie samoobrony. Obiecał mu to nie raz, ani nie dwa i miał zamiar zrealizować tę prośbę. Problem jednak tkwił  w szczegółach - Krutz wyjechał do M-5 i być może nigdy nie wróci, a gdyby nawet, nie wejdzie do mieszkania, bo Mike zmienił zamki i w zasadzie będzie wiedział o jego powrocie jako jeden z pierwszych. W końcu stanowisko do czegoś zobowiązywało.
Pociągnął nosem, by skorzystać z usług swojego wyostrzonego węchu. Zapach intensywnych perfum unosił się w powietrzu. Z pewnością nie należało one do generała, choć wydały się dziwnie znajome, ale w chwili obecnej żadna twarz nie ukształtowała się w jego myślał.
Pojawił się w końcu w salonie, w którym znajdował się cały arsenał antyków - począwszy od maszyny do pisania, skończywszy na starych, zmarniałych przed laty skrzypcach, które w zasadzie były jedynym łącznikiem Havoca między przeszłością i teraźniejszością.
— Halk. — Nie podniósł już głosu, bo zlokalizował swojego zadbanego psa, który w chwili aktualnie wcale go nie przypominał, głaskany przez duże dłonie Francuza. Jednak podniósł łeb, by skierować go w stronę swojego właściciela i podszedł, aby się z nim przywitać, najpierw ocierając psykiem o rękę Alana.
Mike zrobił kilka kroków w tył, czując głęboki, przeszywający go na wskroś wstręt do rottweilera.
Siad — rozkazał zwierzęciu, które posłusznie wykonało te polecenie.
Alan Santre, zgodnie z założeniami informatora, wykonał swój ruch, w dość drastyczny dla stanu psychicznego Havoca sposób, otóż naruszył jego strefę komfortu, doszczętnie ją rujnując. Sterylne mieszkanie nagle wydało się Mike'owi brudne i obskurne. Już nie należało do niego. Musi je posprzątać generalnie na nowo. Odkazić. Tak samo jak psa.
To naruszenie prywatności — powiadomił Alana Santre, automatycznie, jak generator głosowy. Celowo po francusku. — Proszę bezzwłocznie opuścić moje mieszkanie, albo zawiadomię odpowiednie służby, które panu w tym pomogą — dodał, sięgając po telefon. Naprawdę miał zamiar zadzwonić. Mógłby w tym celu użyć przepustkę. Mógłby, ale nie miał takowego zamiaru. Zaledwie tolerował ją na swoim nadgarstku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.08.17 15:19  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Kto, by pomyślał, że opanowany do granic możliwości i wyprostowany niczym struna instrumentu informator S.SPEC — Mike Havoc, pomyli obiekt własnej ciekawości ze swoim byłym kochankiem, o którym bądź co bądź Roman Deveroux nie wiedział nic a nic, gdyż nie znalazł się on w kręgu jego zainteresowań. W zasadzie nie miał pojęcia o jakimkolwiek powiązaniu między tą dwójką i szczerze mówiąc mało go to obchodziło. We wspomnianym kręgu zainteresowań znajdował się tylko i wyłącznie jasnowłosy Mike Havoc, który pod przebraniem wyjątkowo urodziwej kobiety utarł mu trochę nosa i przykuł pełną uwagę eks-fizyka. Do tego stopnia, w jakim nikomu innemu przez minione lata i wieki się to nie udało.
Dźwięk przekręcanego klucza w zamku nie umknął mu wcale, urok bycia wymordowanym, miał to siebie, że wyostrzone zmysły dawały mu znaczną przewagę nad ludźmi niedotkniętymi skażeniem wirusa X, jak sam zwykł to określać. Roma bowiem nigdy nie postrzegał swego przedłużonego jestestwa jako nagrody bądź daru, wręcz przeciwnie. Teraz jednak nie baczył na nic, zapomniał już jak to jest być dawnym sobą, wyrzekając się bycia Alanem Adrienem Sartre i aż do spotkania tak cwanej jednostki nie musiał do tego wracać. Następnie dobiegł go głos przywołujący psa, znajomy, ale zdecydowanie niekobiecy. Uśmiechnął się szerzej, bardziej do siebie niż zadowolonego z jego towarzystwa psa. Ten jednak obdarzony pieszczotami i stałym głaskaniem po miękkiej sierści nie ruszył się z miejsca, by powitać właściciela mieszkania.
Halk, jak zdążył pojąć, tak wabiło się to zadbane stworzenie — skierował się do niego po chwili, a Roma nawet go nie zatrzymywał. Francuz jeszcze przez chwilę pozostał w tak zwanym przykucu, opierając zgiętą rękę na kolanie, by przyjrzeć się zachowaniu Mike’a Havoca, który jednak zapobiegawczo się wycofał. Dziwne. Zwierzę zamiast z miłością i zainteresowaniem właściciela spotkało się z zimnym rozkazem, które zresztą wiernie wykonało. Dopiero po tym Roma wyprostował się i podszedł bliżej, niwelując dzielącą ich odległość. Fafnir przekrzywił nieco głowę w bok z zainteresowaniem dla tej sytuacji. Nie wiedział jeszcze jak powinien to rozumieć, ale było to tylko kwestią czasu.
Intencjonalnie skrzyżował ich spojrzenia, kiedy Mike płynnie przeszedł do francuskiego, a na twarzy Romy wymalował się wesoły uśmieszek. Słowa wypowiedziane przez informatora S.SPEC nie wywarły na nim większego wrażenia. Owszem, wysłuchał ich, podchodząc aż do siedzącego psa i ani o krok dalej, w stronę eleganckiego blondyna.
Po co ten pośpiech, Mikie? — rzucił Francuz lekkim tonem, na ułamek sekundy zwieszając spojrzenie na wyciągniętej komórce, ale nie wykonał żadnego innego, zdradliwego ruchu. W zasadzie gdyby tylko chciał, to szybko mógłby ją przejąć, żegnając jej dalszą egzystencję z tym światem, ale nie zaliczał się do tego typu osób. Nie załatwiał spraw za pomocą agresji; jedynie mieszał im w głowie, bawiąc się ich wspomnieniami. Informator musiał zdawać sobie sprawę, że ma do czynienia z wymordowanym i to od samego początku zainicjowanego spotkania. Być może i tym razem go testował, nawet w obliczu naruszenia jego prywatnej sfery. — Chciałeś mnie sprawdzić? Cóż, zdecydowanie bardziej podobałeś mi się w roli kobiety, nie zaprzeczam. — Rozłożył niby to bezradnie ręce, by chwilę później pogłaskać ponownie posłusznie siedzącego Halka. — Ciekawa z pana informatora osoba, doprawdy. Życzenia masz całkiem wygórowane jak na pozornie zwykłego pracownika S.SPEC, Mikie. Jedyne czego zabrakowało mi w suchym raporcie, który zebrałem na twój temat, to wszystko to co zaobserwowałem w tym mieszkaniu. Ach, i nie obraziłbym się gdybyś w ramach wymiany za świadomość tego kim tak naprawdę jestem, uchylił rąbka tajemnicy ze swej przeszłości z M-5. — dodał wciąż po francusku, jak gdyby nigdy nic, stale patrząc na posiadacza unikatowych tęczówek. Wyglądało to jak ciąg dalszy ich gierek słownych, bo i szczerze wątpił, aby Havoc był skory do zwierzeń. Nie wyglądał na takiego, który to lubi się uzewnętrzniać, a Francuz nie robił sobie względem tego żadnych oczekiwań.


Odpis w wersji kieszonkowej w trakcie podróży, raz!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.08.17 23:05  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Mike Havoc spodziewał się dosłownie wszystkiego po tym mężczyźnie, ale nie tego, że włamie mu się do mieszkania w najgorszym z możliwych momentów, kiedy to jego ciało było wyraźnie osłabione przez warunki atmosferyczne panujące w mieście i jego ograniczoną w wartości odżywcze dietę, czego zasługą była niska tolerancje pokarmowa jego organizmu. Nawet noga, która dawno już nie szwankowała, paliła tępym bólem, wyczuwalnym przez Informatora nawet po mimo choroby genetycznej, która rozpowszechniała się coraz bardzie, unicestwiając czucie w postrzegalnych partiach ciała.  
Nie lubię niezapowiedzianych gości, pani Sartre, zatem mój pośpiech jest  jak najbardziej uzasadniony — oświadczył w końcu, niemal cedząc te słowa przez zęby, choć ton głos nie zmienił się nawet odrobinę; był opanowany, mimo napiętych do granic możliwości nerwów.
Alan Adrien Sartre nie był mile widzianym gościem. Nikt nie był mile widzianym gościem w tym mieszkaniu. Nikt nie miał prawa w nim przebywać, bo Havoc nikogo do niego nie zapraszał. Mieszkanie to było dla niego prywatnym, niezmąconym przez brud świata azylem. Współczesną, okrojoną wersją i zarazem definicją utopii, a teraz przestał się czuć bezpiecznie w tych znajomych, czterech ścianach. Czuł się osaczony, brudny, splugawiony obecnością intruza, który, niczym dżuma, bez pytania wszedł z brudnymi buciorami do życia informatora. Nie, nie. Zdecydowanie nie powinno go tu być. Nie powinien przekroczyć sterylnego progu tych paru metrów kwadratowych, które podobno były dobrze chronione przed złodziejskim zapędami drobnych, prawie nieistniejących w tym mieście przestępcami.
Nie spuszczał zimnego, stalowego spojrzenia z roześmianego oblicza Francuza. Właściwie to wiercił mu nim dziurę w głowie i żałował, że faktycznie nie opanował takowej umiejętności. Byłby to łatwy i przede wszystkim c z y s t y sposób na pozbycie się tego problemu. Najprawdopodobniej gdyby taka propozycja wypadła z ust eks-fizyka podczas ich zapowiedzianego z dwa dni spotkania w barze, Mike byłby w stanie z nim negocjować. Byłby w stanie uchylić mu rąbka tajemnicy jako dodatkową zapłatę za wykonanie powierzonego złodziejowi zadania, ale przecież obaj wiedzieli, że ówże zlecenie było fikcją w najczystszej postaci. W rzeczy samej. W kopercie nie znajdowały się ściśle strzeżone dane na temat zabezpieczeń w głównej siedzibie S.SPEC. W kopercie znajdowały się sfałszowane dane na jej temat, która w ostateczność mogła sprowadzić mężczyznę na manowce. Mike’owi Havocowi nie zależało na rzeczy, należącej do Dyktatora. Zresztą, gdyby naprawdę jej pragnął, sam wyciągnąłby po nią rękę, bez pomocy mężczyzny, która w zasadzie był dobrym materiałem na następną ofiarę napisanego przez Havoca scenariusza morderstwa.
W ramach wymiany mogę co najwyżej wyprosić pana z mojego mieszkania bez wezwania odpowiedniej do tego służby w postaci ochrony apartamentowca, ale niestety nie umie pan uszanować mojej prywatność i serdecznej prośby, która została przeze mnie do pana skierowana, dlatego zmusza mnie pan do użycia ostatecznych środków  — rzucił oschle, nie przebierając w środka, bo przecież wcale nie żartował. Cierpiał na chroniczny brak poczucia humoru, a też wątpił, że będzie w stanie przekonać go do ustosunkowania się do swojej prośby.
Wystukał na klawiaturze dobrze mu znaną, acz rzadko przez niego używaną sekwencje liczb i przycisnął aparat do ucha, w oczekiwaniu na połączenie z wybranym numerem. Nie korzystał z usług książki telefonicznej, ufając w tym wypadku - jak zresztą w wielu innych - swojej doskonałej pamięci.
Zadzwonił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.08.17 2:23  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Zachowanie celowego dystansu miało dawać jasno do zrozumienia, że Roma nie posiada złych zamiarów, a już tym bardziej nie naruszy bliskości cielesnej z blondynem, który wyglądał nie najlepiej, choć nie trzeba było się temu zbytnio dziwić za względu na żar lejący się spod sztucznej kopuły imitującej pogodę namiastkową jak na Desperacji. Działająca w tle klimatyzacja w mieszkaniu Mike’a Havoca stanowiła pewien azyl, schładzając rozgrzane powietrze i dając wytchnienie już od zamknięcia drzwi, powinna niedługo pozwolić jasnowłosemu odzyskać trochę formę.
Powątpiewam byś miewał jakichkolwiek gości poza samym sobą… — mruknął z żywym ubawieniem tym stwierdzeniem Francuz. Brakowało jeszcze, aby sam przybił sobie piątkę za ten przewspaniały żart. — Och i mną. — Fafnir roześmiał się dźwięcznie, trochę złośliwe, kwitując aktualną sytuację, w której znajdowali się w jednym miejscu, o doskonałej porze. Mike mimo opanowania nie emanował, choćby zalążkiem zadowolenia na jego widok, co jednak samego członka Drug-on zbytnio nie zniechęcało – bawił się przednio.
Roma nie bez przyczyny zachowywał swój zgoła neutralny status, przyjmując na siebie rolę jednostki, która nie była przez nikogo pamiętana i zdawała się w ogólnym zarysie nieważna. Mike chyba nie oczekiwał, że bez sprawdzenia czegokolwiek rzuci się na głęboką wodę bez uprzedniej asekuracji. To mogłoby go wiele kosztować. Więcej niż jego własne życie, które odrywało tak naprawdę niewielką rolę.
Nie poruszył się jakoś szczególnie, tylko spokojnie czekał na rozwój wydarzeń, jakby miał przed sobą całą wieczność. Och, faktycznie, coś w tym było. Żywił coraz to umierające nadzieje na to, że informator S.SPEC się opamięta, ale wciąż wyglądało to jak bilans testowania swoim możliwości, przy podjęciu wszystkim możliwych kroków. Wesoły, szeroki uśmiech nie odstępował go ani na krok. Był aktualnie jak swoiste przyzwyczajenie, nawyk wyrobiony przez te wszystkie minione lata.
Po wybraniu numeru nie trzeba było dłużej czekać na reakcję ze strony wymordowanego, który w mgnieniu oka pokonał dzielącą ich odległość, odwracając w całkowitą niepamięć dystans, by następnie pochwycić mocno w palce telefon i odbierając go jego właścicielowi. Nie chciał rezygnować z pokojowego nastawienia, no chyba że zostanie do tego sprowokowany i Roma uzna to za ostateczną ostateczność, lecz na ten moment ograniczył się do rozłączenia się i wsunięciu telefonu do kieszeni skórzanej kurtki.
Zbyt pyszałkowate jak na tak bystrego, Mikie, powiedziałbym, że nawet dość głupie. — choć ton głosu czy stały uśmiech nie wskazywały na to, to w spojrzeniu Romana można było dostrzec iskierkę wyższości, utrwaloną rozbawieniem z tak zaskakująco absurdalnej sytuacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.17 7:53  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Zamiary tego człowieka nie miały w tej materii żadnego, nawet najmniejszego znaczenia. Mike Havoc nie był zainteresowany motywami jakie nim kierowały. Choć na pierwszy rzut oka wydawał się być niegroźny dla najbliższego otoczenia, informator nie był osobą, którą można było zwieść pozorami. Nie ufał mu dostatecznie w żadnym stopniu, co było jak najbardziej uzasadnione. W końcu ledwie go znał i nie miał zamiaru pogłębiać tej znajomości, a Alan Sartre pogrzebał głęboko swoje szanse na przeżycie, sam grzebiąc sobie grób, włamując się do jego jedynego azylu. Musiał zatem umrzeć, by odpowiedzieć za ten haniebny czyn. W ramach lekcji, jak i zarówno kary.
Moje życie prywatne jest tylko i wyłącznie moją sprawą, proszę pana — oświadczył takim tonem, jakim w tym samym czasie operator uprzejmie zawiadamiał go, że obecne połączenie nie może być zrealizowane, gdyż tak się nieszczęśliwie dla Havoca złożyło, że wybrany przez niego abonament jest w tym momencie nieosiągalny lub poza zasięgiem sieci, zatem najprawdopodobniej miał wyłączony bądź rozładowany telefon, o czym Alan mógł nie wiedzieć, dlatego jego ruch pod wieloma względami, ale zdecydowanie nie z perspektywy Mike Havoca był jak najbardziej uzasadniony.
Znieruchomiał, kiedy telefon został mu nagle wytrącony z zaciśniętej na nim mocno ręki. Przez jego ciało natomiast przeszedł zimny dreszcz w pakiecie z odrazą. Otóż wyczuł wyraźnie spod lekkiego materiału czarnych rękawiczek szorstkość skóry mężczyzny, która nieświadomie otarła się o wierzchnią część jego ręki podczas wykonywania tego desperackiego manewru. W zasadzie sam informator nie spodziewał się, że zazwyczaj rozradowany mężczyzna sięgnie po takie ostateczne środki zaradcze. Być może, poza powierzchowną beztroską, Alan Satre nie zatracił na przestrzeni tych wszystkich wydłużających się w nieskończoność lat swojej prawdziwej, zgrabnej osobowości poważnego człowieka?
Pierwotny mieszkaniec M-5 odsunął na bezpieczną odległość, zachowując stosowną odległość od nieobliczalnej i chaotycznej w sposobie działań persony, która miała znów cywilną odwagę zakłócić jego przestrzeń osobistą i poruszyć fobiczny umysł Havoca do działania. Skulił się w sobie, choć jego wyprostowana zwyczajowa sylwetka i wbite w Romę przenikliwe, pewne siebie spojrzenie całkowicie przeczyło temu stwierdzeniu.
Dopuścił się pan kolejnych dwóch niewybaczalnych wykroczeń, które zgodnie z przyjętymi normami prawnymi są karalne — powiadomił, umiejętnie panując nad swoim głosem, do czego przyczyniły się w tej materii lata praktyki. — Naruszenie dobra materialnego i nietykalności cielesnej, choć tego ostatniego dokonał pan już wcześniej.
Jedna z dłoni Mike’a znalazła się na wysokość zaczepionej o pasek spodni kabury. Mógłby sięgnąć po broń i bezlitośnie zastrzelić byłego fizyka, a potem zawiadomić oddział SPEC o włamaniu i napaści, oraz udanej próbie ratowania swojej skóry przed agresywnym napastnikiem, w dodatku Wymordowanym. W końcu po to w jego codziennym wyposażeniu pojawił się pistolet. Miał pozwolenie, by go użyć w sytuacji zagrażającej jego życiu i akcie samoobrony.
— Halk. — Mimo iż zimny jak bryła lodu wzrok Havoca nadal był utkwiony w sylwetce złodzieja, który przywłaszczył sobie jego własność w postaci telefonu, tym samym narażając ją na obecność bakterii nieznanego pochodzenia, zwrócił się bezpośrednio do swojego psa. Rottweiler natychmiast przybrał pasywną postawę i obnażył swoje kły w obronnym geście swojego właściciela. Był dobrze wytresowany i przede wszystkim wierny jednej osobie. Alan nie mógł go na ten moment ugłaskać dobrą ręka do zwierząt. Znali się zdecydowanie za krótko. — Bierz go — wydał w końcu krótkie, ale bardzo czytelne polecenie w języku niemieckim, co dla ludzi, nieznających go, ten rozkaz mógł zabrzmieć jak sygnał rozstrzelania.
Z natury agresywne zwierzę tylko czekało na tego typu zadania. Warknął, kłapnął swoim wielkim, przerażającym pyskiem i doskoczył do intruza w celu odgryzienia mu paru palców lub całej ręki.
Havoc nie czekał biernie, aż pies wybawi go od tej niekomfortowej sytuacji. W zasadzie ten zabieg miał tylko odwrócić na chwilę uwagę mężczyzny, który nie zasłużył ani na śmierć z pocisku jego pistoletu, ani od ostrych zębów zwierzęcia. To byłoby zmarnowanie potencjału takiego obiecującego materiału. Informator w między czasie znalazł dla niego lepsze zastosowanie, dlatego zręcznie sięgnął po trzymany w jednej ze znajdującej się w jego zasięgu szuflad paralizator i, niechętnie unicestwiające swoją przestrzeń osobistą, podszedł do Alana, przycisnął przedmiot do jego odsłoniętego karku i bezlitośnie go uruchomił. Pamiętając również o tym, że Francuz nie był przedstawicielem rasy ludzkiej i zdecydowanie posiadał o wiele większą odporność i siłę fizyczną od tejże gatunku, potraktował go dawką prądu, która w wielu wypadkach dla ludzi byłaby tą śmiertelną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.08.17 21:26  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Wzmianka o tym, że od tej pory niby życie informatora S.SPEC jest tylko i wyłącznie jego sprawą wyraźnie Francuza rozbawiło i roześmiał się dźwięcznie, a czego dodatkowym powodem nie był spożyty alkohol. Że też jasnowłosy miał czelność po tak obrzydliwie dokładnym researchu, który wykonał na temat prawdziwej tożsamości Romy, stwierdzić, iż nie działa to w drugą stronę. Doprawdy jasnowłosy elegant miał nie lada tupet. Mike Havoc pozostawał zapewne nieświadomy powodu rozbawienia, które wymalowało się na twarzy intruza, a co zaowocowało pojawieniem się szerszego uśmiechu.
Mocny uścisk w rozumieniu Mike’a zdecydowanie różnił się w tym u stojącego naprzeciw niego wymordowanego. Postawa Romana Deveraux miała wodzić za nos każdego, sprawiać stosowne pozory i pozostawiać po sobie stosowne, oczekiwane, a także założone dawno temu przez niego samego wrażenie. Na ogół większość jednostek przez wzgląd na jego lekkie, beztroskie podejście nie traktowała go poważnie, stąd szybkie przyjęcie telefonu lewą ręką, na której przegubie widniał rzemyk z dziwnym kłem, mogło wprowadzać w konsternację bądź niepokój. Roma zakończył połączenie, niezainteresowany jakoś szczególnie tym czyj numer został wybrany, zamiast tego ten ostatecznie wylądował w kieszeni jego kurtki. Wycofanie się do tyłu było dla Francuza interesującym zjawiskiem, które dostarczało mu dodatkowych informacji na temat tegoż pierwotnego mieszkańca M-5.
Mówisz tak, jakbym nie znał prawa, które, notabene, nie uległo większej zmianie od wieków. W żadnym odrodzonym mieście nie osiągnięto większego rozwoju cywilizacyjnego. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że wciąż tkwią w jednym i tym samym miejscu — rzucił nieprzejęty tym raczej niezbyt dobrze zwiastującym faktem, w wyraźnym kontraście z automatycznym, sztywnym tonem właściciela mieszkania. Nietykalność osobista, rozbawiło to Romę, bo już dawno temu zapomniano znaczenia tego terminu na terenie Desperacji. Mimo wciąż niepozornego wyglądu i zachowania, poza przejęciem telefonu komórkowego, nie naruszał tym razem przestrzeni osobistej tego wycofanego osobnika, zamiast tego obserwował go niczym rasowy obiekt badań.
Niemiecki, tak, nie miał co tego wątpliwości. Kiedy ostatni raz słyszał cokolwiek w tym języku? Lata świetlne temu, o jakiejkolwiek znajomości tegoż twardego języka, nie wspominając. Nie musiał zbyt długo się nad ewentualnym znaczeniem, rzuconych szybko słów zastanawiać, gdyż zadbany pies, posiadacz lśniącej i gładkiej sierści, zdążył zacisnąć mocne szczęki na jego ręce, tuż za przegubem. Francuz skrzywił się odruchowo, zwracając się całkowicie w stronę wytresowanego zwierzęcia. Roma skupił na nim całą swoją uwagę, nawiązując z nim kontakt wzrokowy, aż nader dobrze wiedział co robi. W żadnym razie nie zraniłby psa. Agresywny do tej pory Halk, wykonujący żądanie swego antyspołecznego właściciela, nieoczekiwanie rozluźnił uścisk, odsuwając się do tyłu ze zdezorientowaniem rozglądając się dokoła. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo nie pamiętał, aby jasnowłosy w ogóle się do niego zwrócił.
Roman Deveraux nie miał prawa cieszyć się swoim osiągnięciem, odczuwając znajome ciepło na lewym boku pod materiałem koszulki w miejscu tatuażu smoka, świadczącym o tym, że skorzystał z mocy posiadanego artefaktu, dźwięk paralizatora zarejestrował zdecydowanie za późno, by mógł jakkolwiek zareagować. Upadek na wypolerowaną, czystą podłogę był nieunikniony, tuż nieopodal siedzącego na niej psa.
Uporządkowany ruch ładunków elektrycznych — mruknął cicho, bardziej do siebie, aniżeli do Mike’a Havoca, który mógł poczuć tymczasową dominację i kontrolę sytuacyjną, stojąc nad nim z paralizatorem. Wbrew wszelkim pozorom powiedzenie czegoś takiego mogą zostać uznane przez osobę, która znała go na tyle długo, by uznać to za ostrzeżenie. Nie było tam ukrytego żartu ani dwuznaczności. Oszołomienie, tymczasowa utrata orientacji, och aż za dobrze wiedział jak działa prąd w kontakcie ze skórą. W momencie, kiedy boleśnie i nieprzyjemnie skurczone mięśnie Francuzowi ustąpią, informator S.SPEC znajdzie się w nieprzyjemnej dla siebie sytuacji, której niezdolny był do przewidzenia.
Choć z reguły bywał pacyfistą, który wszelkim awanturom i spięciom przyglądał się z boku, nie angażując się w ich przebieg — chyba że wyjątkowo sytuacja wymagała ingerencji, której nie dało się jakkolwiek uniknąć. Roma nie oczekiwał zaufania, nawet tego powierzchownego, zważywszy, że zarejestrował swego czasu w klubie reakcję mężczyzny na nieoczekiwany dotyk. Niefortunnie dla Mike’a Havoca pozory dobrych intencji w rzeczywistości nie były pozorami, zaś prowokowanie Romana Deveraux do takiego stopnia, żeby jego reakcja odbiegała w stopniu znaczącym od tej standardowej, można, by określić mianem wsadzenia kija w mrowisko i naiwnego oczekiwania, że nie wynikną z tego żadne konsekwencje. Do jedynych informacji, do których informator S.SPEC dotrzeć nie mógł, widniał poniekąd na lewym przegubie Francuza, a ten wciąż pozostawał żywą częścią organizacji najemniczej. Mimo iż aktualna jego funkcja ograniczała się do pozyskiwania i transportowania niezbędnych obiektów, a także innych mniej lub bardziej znaczących działań na terenie samego miasta, nie oznaczało to wcale, że zapomniał jakie miał obowiązki jako Wiwern.

użycie mocy artefaktu 1/2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.08.17 20:25  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Mike Havoc obserwował całą sytuację z chłodnym, nienaruszonym przez żadne emocje dystansem, jakby ta sytuacja w ogóle go nie dotyczyła i pełnił w tym rolę postronnego obserwatora, jakby w ogóle nie był zdolny do ich odczuwania, a raczej wyprodukowania ich w sobie w trybie natychmiastowym. Niebieskie oczy przesunęły się po leżącej na podłodze ciągle przytomnej sylwetce świadomego swojego położenia mężczyzny, który w tym momencie walczył z ograniczeniami własnego ciała i wysłanym do niego ładunkiem elektrycznym. Ani drgnął, kiedy intruz się ruszył i próbował podnieść się z wypolerowanych perfekcyjnie paneli. Nadal trzymał paralizator w pogotowiu. Rozsądnie byłoby go jeszcze raz potraktować woltami, ale z drugiej strony Havoc wolał się już do niego nie zbliżać na niebezpieczną odległość i tym samym po raz kolejny zrujnować swoją przestrzeń osobistą.
Zachował chłodny obiektywizm w obliczu niebezpieczeństwa w postaci Francuza. Zresztą jak zawsze w sytuacjach zagrożenia życia, jakby kwestia śmierci była poza jego zasięgiem albo wręcz przez niego nieosiągalna, mimo że otarł się o nią milion razy. Jego dłoń powędrowała w kierunku kabury. Palce zacisnęły się na chłodnym metalu, niemal niewyczuwalnym przez materiał rękawiczek. Wyjął z niej colta i wycelował go w prost w fizyka. Może na takiego nie wyglądał, ale odkąd zaczął pracę dla organu władzy, przez częste wizyty w strzelnicy oraz niejednokrotny kontakt z bronią w terenie, dopracował swoją celność do niemal perfekcji.
Nie ruszaj się, albo odstrzelę ci głowę — powiadomił bezemocjonalnie mężczyznę. Jak dobrze zaprogramowany przez ręce wykwalifikowanych programistów syntezator mowy. Jakby robił to odruchowo. Procedury w takich wypadkach były bezlitosny. Jasno określały zasady w takich przypadkach. Otóż informator mógł zabić tego człowieka bezlitośnie w geście samoobrony i nie istniał nawet cień szansy, że ktoś w mieście w jakikolwiek namacalny sposób przejmie się śmiercią Wymordowanego. Najprawdopodobniej fragmenty jego ciała i organy staną się częścią jedną z wielu eksperymentów, które były przeprowadzane przez naukowców, by przyjrzeć się uważnie specyfice wirusa X, stanowiącego na dzień dzisiejszy realne zagrożenie dla cywilizacji.
Przeniósł jeden z palców na spust i nacisnął na niego. Strzał przeciął powietrze. Pocisk przeleciał tuż nad uchem nieoczekiwanego gościa i z charakterystycznym trzaskiem rozbił wazon usytuowany we wnęce.
Nie żartował. Nigdy tego nie robił, wszak poczucie humoru wyparowało z niego jak gotująca się woda w garnku i przepadło bezpowrotnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.08.17 2:11  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Jak najstosowniej można, by opisać emocję, która przodowała u Francuza? Frustracja? Irytacja? Przez zanikającą sinusoidę bólu spiętych mięśni, przetoczyły się w nim same negatywne emocje, a ich niejednorodną mieszaninę nie sposób było określić jednym słowem. Daleko mu było w aktualnym stanie do pacyfistycznej postawy. Mike Havoc, wykorzystując ładunek elektryczny przekroczył niewidzialną granicę, która wyznaczała kres tolerancji beztroskiego Fafnira. Odzyskiwanie władzy nad ciałem i powrót jego orientacji w terenie, a także celu w jakim się tutaj znalazł zajęło mu jakiś bliżej nieokreślony czas. Poruszył się powoli, jakby w celu rozprostowania kości, zatrzymał go dźwięk wystrzału i ostrzeżenie jasnowłosego informatora S.SPEC.
Co za pojeb pod maską przykładnego, nienagannie ubranego mieszkańca utopii, sięga po broń i na domiar złego strzela nią we własnym mieszkaniu do przedmiotów? Na twarzy Fafnira wymalował się krzywy półuśmiech, któremu z założenia bardzo daleko było do definicji wesołości czy pogody ducha. Wspomniany wazon rozpadł się efektownie na tysiąc małych odłamków na jego oczach, z charakterystycznym dźwiękiem rozchodzącym się po całym pomieszczeniu. Nie ruszaj się, albo odstrzelę ci głowę. Oho, strzelec wyborowy się znalazł, a Roma bardzo chętnie pomoże mu postrzelać — raz, a dobrze.
Szybkość wymordowanego zdecydowanie przodowała w stosunku do ludzkich możliwości i zarazem ograniczeń w tej materii, to samo tyczyło się dzielącej ich siły, którą doprawdy porównać można, by do przepaści. Już pobieżne zlustrowanie Mike’a Havoca nie pozostawało złudzeń, że ze swoją marnawą, zbyt szczupłą sylwetką nie zaliczał się do jednostek bojowych. Jego dość ograniczoną siłę i zarazem przewagę stanowiła broń, a także paralizator, którego pierwszy i zapewne ostatni raz udało mu się na Romanie użyć. Fafnir musiał skupić całą swoją uwagę na informatorze S.SPEC, by wykorzystać na nim element zaskoczenia, jaki dawała mu moc artefaktu. Najłatwiej było wybić przeciwnika z rytmu, gdy nieoczekiwanie zapomniał to o czym myślał bądź tego jakiej czynności chciał się właśnie podjąć, a to samo w sobie dawało mu przewagę. Zręczne podniesienie się z podłogi w ściśle określonym celu, sprawiało, że mimo nieobliczalności tegoż jegomościa niestabilnego w zachowaniu, zyskiwał trochę czasu, zwłaszcza gdy rękę, która dzierżyła pistolet, boleśnie przyszło najemnikowi wykręcić aż do niezbędnego momentu, by naderwania wiązadła. Zdecydowanie wymuszanie na Romanie powagi nie zwiastowało nigdy niczego dobrego. Posiadacz za chudych nadgarstków, jak na gust Francuza, w efekcie tego musiał pożegnać się z bronią, która spadła na ziemię, trącona dodatkowo jego butem, odsunięta została na względnie akceptowaną odległość.
Miałem cię nie dotykać już tego dnia, ale skoro tak bardzo się o to prosisz, to nie pozostawiasz mi innego wyboru — rzucił śmiertelnie poważnie, zatrzymując w jasnowłosym mężczyźnie zimne, przenikliwe spojrzenie, a do tego wcale go przecież na przestrzeni spędzonego czasu go nie przyzwyczaił. Skupiony dotychczas na uszkodzeniu nadgarstka właściciela mieszkania w ramach nagrody za udaną prowokację, powoli puścił go, wiedząc, że za wiele nim już nie zdziała. Tym razem poszedł po rozum do głowy, wyciągając wnioski z danej mu lekcji i przy pomocy wyczulonego słuchu nie zamierzał drugi raz pozwolić na to, aby ten gówniarski chłystek zwalił go zwycięsko z nóg.

użycie mocy artefaktu 2/2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.17 21:13  •  Apartament nr 1062 - Page 5 Empty Re: Apartament nr 1062
Havoc nienawidził tego wazonu. Naprawdę go nienawidził. Czasem miał nieodparte i przy okazji też drażniące wrażenie, że ta rzecz w jakimś stopniu, mimo iż wiedział, że przedmioty nie miały żadnych uczuć, szczerze ją odwzajemniała. Był ostatnią i jednocześnie najbrzydszą pamiątką po jego współlokatorze. Nie pasował do wystroju salonu i przede wszystkim kłócił się z jego osobliwym poczuciem estetyki. Był okropny i świadczył o całkowitym braku gustu generała, który zdecydowanie nie zrobiłby kariery jako dekorator wnętrz.
Prześlizgnął spojrzeniem po odłamkach porcelany rozsypanych po jasnych panelach podłogowych. W jego oczach pojawiła się nieoczekiwana ekspresja- satysfakcja. Płonęła w nich jak zebrane przez Mike’a informacje na temat fizyka w kominku. Najprawdopodobniej pierwszy raz w życiu minimalistyczny bałagan w jego posprzątanych, skromnych progach nie wyrwał na nim żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie - poczuł ulgę. W końcu pozbył się tego paskudnego pojemnika na kwiaty.
To było tylko ostrzeżenie. Drugi raz nie spudłuje — zapewnił, acz istniało duże prawdopodobieństwo, że była to w zasadzie obietnica. A informator rzadko z takowych rezygnował. Był słowny. Czasem nawet za bardzo.
Jego spojrzenie znów spoczęło na Alanie, ale Alan zniknął. Havoc nie zarejestrował momentu, kiedy Wymordowany znalazł się tuż przy nim, tym samym demonstrując informatorowi cały pakiet umiejętności dostarczonych przez wirus X, z którymi ktoś z przeciętnymi walorami fizycznymi nie był sobie w stanie poradzić, i wykręcił mu w domyśle boleśnie nadgarstek, czego jego właściciel nie poczuł. Powoli rozwijająca się choroba genetyczna zrobiła w tej materii swoje. W wyniku krótkiej szamotaniny, palec Havoca znów nacisnął na spust. Tym razem ucierpiał na tym fotel. Halk zawarczał groźnie, obnażając swoje kły, natomiast na twarzy jego właściciela odcisnął się wstręt. Na ten niespodziewany dotyk zareagował automatycznie. W geście samoobrony przycisnął paralizator do skóry mężczyzny, traktując go tym samym krótkim ładunkiem elektrycznym. — Prosiłem cię też, Alanie, o opuszczenie tego mieszkania, czego nie potrafiłeś w żaden znany mi sposób uszanować.
Mike nie złapał z Drug-onem kontaktu wzrokowego. W zasadzie pozycja, w której się obecnie znajdował nie pozwalała mu na to. Skupił się przede wszystkim na dotyku. Na obcych palcach, które czuł na swojej skórze, mimo częściowego pokrycia jej przez materiał rękawiczek. Obrzydzenie zalęgło się w nim i nie chciało odpuścić. Wyrwał się z tego uścisku, a przynajmniej spróbował, wybijając kościsty łokieć w żebro mężczyzny.
Wyjdź stąd, albo stanie się coś naprawdę złego.
Testowanie cierpliwości Mike’a Havoca nie było dobrym pomysłem. I jemu ona się stopniowo kończyła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 11 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach