Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 11.03.19 0:37  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
Na ustach Havoca zarysował się grymas bardziej przypominający uśmiech, kiedy kolejny absurd wydobył się z kobiecego gardła, ale nawet nie leżał obok zwyczajowych narzędzi, którymi posługiwał się na okrągło podczas konwersacji z nią. Na próżno było doszukiwać się w nim drwiny. Był na tyle szczery, na ile szczery był informator w stosunkach między ludzkich, a więc oszczędny, ale wyraźnie zarysowany. Dziennikarka nie mogła wymagać od niego zbyt wiele. Nawet Kurtz zaprzestał swoich marnych, trywialnych wręcz prób wyszarpania go z sideł emocjonalnego marazmu. Zbyt mocno go oplotły. Obawiał się, że nie było już dla niego ratunku. Zignorował każdą możliwość ucieczki, by w końcu je odciąć. Na dobre.
  — Intrygująca diagnoza — przyznał bez cienia ironii. Wcześniej nie przypuszczałby, że jego obecną towarzyszkę było stać na takie wyniosłe refleksji, wszak do tej pory była znana z tanich sensacji i skandali dotykających gwiazd dużego bądź - częściej - małego formatu. Ileż to razy jej instynkt najprawdziwszej hieny zwęszył romans? Ileż to raz obiekt jej aparatu był świadkiem zdrad? Ileż to razy niszczyła ludziom życie w imię urojonej prawdy tabloidów? Ileż to razy oblewała swój mało znaczący sukces szampanem? Miała potencjał, aczkolwiek trwoniła go na nic nieznaczące błahostki, przyciągające uwagę kur domowych. Nic więcej dziwnego, że chciała odbić się od dna. Zaczęła węszyć za czymś, co zostanie ukoronowaniem jej kariery. I trafiła na jego trop. Przed kilku laty zapoczątkowała niebezpieczną grę, a włamując się do jego mieszkania jawnie rzuciła mu wyzwanie. Podniósł rękawicę.
  — Ludzie to zwierzęta stadne, Mike. Tak zostaliśmy zaprogramowani.
  Mięśnie twarzy drgnęły o klika milimetrów, gdy z ledwością zatrzymał śmiech w przeponie. W celu uniknięcia tej kompromitacji, wstał, aczkolwiek nie po to, aby nie uszanować przestrzeni osobistej siedzącej przed nim zaprogramowanej, choć nie omieszkał przy tej sposobności zerknąć jej prosto w puste, pozbawione czucia oczy. Nie wyrzekł choćby pojedynczej sylaby. Nie musiał tego czynić. Specjalistka ds. ludzkich wiedziała już wszystko, bowiem drwina w jego spojrzeniu broniła się sama. Kontakt wzrokowy trwał zaledwie ułamek sekundy. Po chwili informator podszedł do komody. Na jej szczycie spoczywał kolejny przedmiot definiujący gust właściciela mieszkania. Gramofon. Cel jego wędrówki. Nie zmienił znajdującej się w nim płyty.
  — Mów dalej, Heihachiro Seiji — zaproponował, po czym ustawił igłę urządzenia pod odpowiednim kątem. Pierwsze dźwięki kompozycji Bacha odbiły się od ścian przestronnego pomieszczenia. Halk pod ich wpływem ułożył łeb na dywanie i przymknął ślepia, a Havoc odetchnął mniej więcej po czterech sekundach trwania utworu, który zagłuszył jego płytki oddech. — W rzeczy samej. — Ówże stwierdzenie uleciało z jego ust w połowie drogi do wcześniej zajmowanego przez siebie fotela. Uśmiech, który wcześniej pokrywał jego wargi, przeminął. Oblicze Havoca znowu zastygło w pozbawionej wszelkich emocji masce. — Skoro twierdzisz, że to miejsce nie ma nic wspólnego z człowiekiem, jak wygląda mieszkanie należące do istoty ludzkiej? — zapytał, znajdując się tuż-tuż przy niej. Niemal na wyciągnięciu ręki. Mogła poczuć jego oddech na swojej syntetycznej skórze. — Jak wygląda twój dom, Seiji? — Oto wydarzyło się coś, co dotychczas nigdy nie miało miejsca. Pierwszy raz podczas długiego stażu ich znajomości wymówił jej imię bez dodatku w postaci nazwiska. Co prawda pozostawiło dziwny, metaliczny posmak na ustach, ale wiedział, że takowy zniknie, gdy znowu skosztuje ulubionej herbaty. — Halk jest psem. Ludzie z reguły darzą sympatią swoich pupili. Czy to nie leży w naszej naturze? — Przedostatnie słowo zostało ubrane w niemiecki, twardy jak skała akcent. Ujął w dłoni kubek. Nadal był ciepły, ale już nie gorący. Jego zawartość była wręcz idealna do spożycia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.19 20:29  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
 — Mów dalej, Heihachiro Seiji.
 Obrzuciła go nieodgadnionym spojrzeniem — czymś między dziewczęcą wściekłością a pogardą. Ten ostry błysk (od czego? Od lamp? Od światła zza okna? Tak po prostu?) zniknął w następnej chwili. Na powrót wpatrywała się w niego z pustką, choć gdyby rzeczywiście podszedł, znalazł się o krok, pochylił i spojrzał jej prosto w oczy, dostrzegłby obiektywy wewnątrz źrenic. Dwa owalne mikroskopijne szła wmontowane w czerń ściśle obleczoną rażąco zielonymi tęczówkami.
 Mimo zachęty z jego strony milczała. Za bardzo skupiła się na tym, aby sondować jego ruchy, to jak stawia stopy, pod jakim kątem znajdują się wtedy jego biodra, jak prostuje ramiona, jak dotyka gramofonu. Wciąż głaszcząc kciukiem sam brzeg filiżanki uśmiechnęła się pod nosem na dźwięk pierwszych nut.
 — Wielka msza h-moll? — zagadnęła mimowolnie, choć wcale nie potrzebowała potwierdzeń z jego strony. — Takiej muzyki słuchasz, Mike?Tak jakby tego nie wiedziała. Była to lekka prowokacja z jej strony, jakby wierzyła, że Havoc podejmie grę i odbije piłeczkę: a czemu miałbym tego nie słuchać? Co jest złego w najdoskonalszym utworze Johanna Sebastiana Bacha?
 Heihachiro opuściła spojrzenie jak skruszona panienka. Mgiełka pary nad czarną kawą była już niewidoczna. Jej porcja także stygła.
 — Jak wygląda twój dom, Seiji?
 — To podprogowe zapytanie czy zaproszę cię na obiad?
 Nie umknęło jej, że pierwszy raz zwrócił się do niej tak nieoficjalnie. O ile sama nie krępowała się nadużywania takich poufałości, tak słyszeć własne imię z jego ust... Prawie, jakby jednocześnie łykał igły. Choć w wymowie nie miałaby się do czego przyczepić, niemal czuła namacalną sieć elektrycznych wyładowań, które pojawiły się w prostej linii między nią a Havocem. Nie bez powodu nadeptywał na nowy grunt, racja?
 Obróciła naczynie w dłoniach, a potem ujęła je za ucho i przystawiła do warg. Na ściance porcelany dało się dostrzec słabe muśnięcie szminki.
 — Jest inne niż twoje — uściśliła wreszcie, odsuwając gorącą kawę na udo. — Dostałbyś zawału, gdybyś tam wszedł. — Zaśmiała się na samą myśl. Co gorsza — była pewna, że Havoc stanąłby w progu i długo walczył ze sobą, aby ten próg przemierzyć. Może nawet nie byłby do tego zdolny.
 Znów na niego patrzyła.
 Miała się na baczności. Szczególnie teraz, gdy znalazł się tak blisko, że jeszcze trochę, a po wyciągnięciu ręki dotknęłaby jego perfekcyjnie ułożonej fryzury. Jak na zawołanie ponownie uderzyła butem o posadzkę, najwidoczniej w naiwnej wierze, że im więcej brudu naniesie, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że informator postanowi się do niej zbliżyć.
 — A darzysz tego psa sympatią? Słyszałam, że jest z odzysku, a ty przecież nie lubisz śmieci.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.19 21:25  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
Dobrze wiesz, jakiej muzyki słucham — odrzekł, nie posądzając ją o znajomości klasyki z zmierzłych czasów. Bach był jednym z jego ulubionych kompozytorów, o czym kobieta z pewnością wiedziała od dawien dawna, więc tym razem darował sobie wykładu na ten temat. Ponadto znała ten tytuł, bo on tego słuchał. Co do tego nie mógł mieć żadnych wątpliwości, wszak zaglądała do jego życia częściej niż chociażby osoby znajdujące się na szczycie listy najbliższych mu osób, choć w tym wypadku bliskość nie polegała na dobrej znajomości informatora. Dziennikarka była jedynym kompendium wiedzy na jego temat, mimo iż nadal nie posiadała wszystkich informacji. Gdyż nie mogła wiedzieć o nim nic przed wyjazdem do M-3. Wszelkie informacje o jego tamtejszym życiu zostały sprawnie wyeliminowane, poza najważniejszymi w formie daty urodzin czy też szkoły, do której uczęszczał przed podjęciem się nauki w tutejszej akademii.
  Rozsiadł się wygodnie w fotelu, tym razem opróżniając kubek z herbatą do połowy, lecz zanim to uczynił, przypatrzył się je konsystencji. Nie miał bowiem pewności, czy nie dosypała mu do naczynia nielegalnej substancji, a miała ku temu sposobność, gdy się oddalił, by włączyć muzykę. Balsam dla jego uszu, a obiekt jej pogardy. Nie dostrzegł nic wzbudzającego podejrzeń.
  — Gdybym chciał być zaproszony na obiad, użyłbym przynajmniej cząstki swojego uroku osobistego — zapewnił, ale nie chciał. Nie przełknąłby nic przyrządzonego przez - jak mniemał - jej babkę, a przynajmniej kobietę, która zainwestowała w odtworzenie swojej wnuczki całe oszczędność i pół rodzinnego majątku. Jak siedząca przed nim imitacja ludzkiego życia zareagowałby, gdyby dowiedziała się, że nie jest tym, za kogo się uważa? Był świadom blokady umieszczonej w oprogramowaniu, niemniej kiedyś prawda wyjdzie na jaw. Kiedyś jej rzekoma babka umrze i w końcu Seiji odkryje, że w jej przypadku proces starzenia nie postępuje. Jak zachowa się w obliczu tego odkrycia? Kto wie. Może ta chwila jednak nigdy nie nadejdzie. Być może stara zastrzegła sobie w testamencie, że po jej śmierci, android też ma zniknąć. Im dłużej o tym myślał, tym częściej tliło się w nim coś w rodzaju namiastki współczucia do posiadaczki rudych włosów, ale czy był skłonny do okazywania takich emocji? Miał ku temu spore wątpliwości. Podchodził do tego tematu zbyt dużą rezerwą.
  Mieszkanie bodaj było odzwierciedleniem duszy lokatorów, zatem mógł się domyśleć, że w przestrzeni zajmowanej przez reporterkę panował nieład. Zapewne miałby opór, aby przejść przez jego próg, a co dopiero usiąść przy stole i skosztować znajdującego się na nim posiłku, poddając pod wątpliwość czystość naczyń, na których znajdowały się potrawy oraz składniki takowych. Wzdrygnął się mentalnie pod ciężarem tej wizji.
  — Śmiem wątpić. Mam zdrowe serce — odrzekł. Jego oczy były świadkami wielu okropności i nawet bałagan hodowany przez Seiji nie mógłby zmusić bijącego w jego piersi narządu do niepoprawnego funkcjonowania. Co najwyżej szybko wycofałby się na klatkę schodową i wrócił do siebie. Nic ponadto.
  Odłożył niemal pusty kubek na blat stolika i przeniósł spojrzenie z jej twarzy na sporych rozmiarów okno. Nie zasunął żaluzji, więc w dalszym ciągu widok rozpościerał się na panoramę miasta, choć w tym wypadku takowa była mało widoczna przez panujący na zewnątrz mrok. Ale nawet pod osłoną światła dnia nie pełniła atrakcyjnego pejzażu, bo przecież zatłoczone ulice w samym centrum miasta nie wzbudzały zachwytu. Hałas im doskwierający uśmiercał sen.
  Zmierzył je ponownie spojrzeniem, gdy znowu poruszyła kwestię masywnego, zajmującego dywan czwórnoga. Pies tym razem wyszedł z inicjatywą. Z pozycji leżącej przeszedł do siadu. Podrapał się za uchem i przemieścił się do kuchni. Stłumione pochlipywanie świadczyło o tym, że zainteresował się zawartością jednej z misek.
  — Mylisz się. Niektóre śmieci po recyklingu nadają się do ponownego użytku — stwierdził. Mówił o niej? Poniekąd tak. Gdyby jej moduł był inaczej zaprogramowany, mogłaby być naprawdę użytecznym przedmiotem. Przede wszystkim nienaprzykrzającym się innym obywatelom. — Jednakże muszę cię rozczarować, Halk nie jest jednym z nich. I nie dość, że darzę go sympatią, to także zaufaniem. Właśnie na tym polega relacja między nim a mną. Rozczarowana? — Znowu drwina.
Pojawiłaś nieproszona w moim mieszkaniu, aby wypytać mnie o to, jaka relacja łączy mnie z psem?, pytanie znajdujące się na końcu języka nie zostało wypowiedziane. Mimo wszystko nie chciał jej popędzać. Przeciwieństwie do innych znanych mu androidów Heihachiro Seiji sprawiała wrażenie ludzkiej, dlatego wzbudzała w nim emocje, która rzadko dochodziła do głosu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.19 3:09  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
 Ciężko się było przebić; przez ten mur; przez setki cegieł, którymi się obwarował. Żmudna praca, niekoniecznie popłacająca. Dzień w dzień uderzać w konstrukcję, szukać luk, łamać sobie paznokcie, palce, ramiona na tworzeniu podkopów w lodowatej ziemi — to wszystko zniechęcało. Stawało się nie trudne do zrealizowania, ale wręcz niemożliwe. Łapała się na tym, że przechodząc obok opery, zatrzymuje się i wsłuchuje w wielką mszę h-moll. Ponieważ on tego słuchał. Nagle zatrzymywała wzrok na czarnych, prostych aktówkach — ponieważ on takie nosił. Oceniała ludzi. Ich wyglądy. Ich sposób poruszania się. Wiek. Płeć. Ich stroje. Czy ty możesz paść ofiarą? Albo ty? Lub ty? Mijała szarych obywateli, ich beztwarzowe sylwetki, i wchodziła w skórę kogoś, o kim wiedziała tak niewiele.
 Chciała wiedzieć wciąż więcej.
 Więcej.
 WIĘCEJ.
 Tak dużo, by obecne ochłapy stały się zaledwie szczytem góry. Aby mogła przewidzieć każdy jego ruch, zrealizować plan wydarzeń jeszcze zanim cokolwiek będzie miało miejsce. Żeby teraz na jego słowa dała radę zrobić coś więcej niż wymodelować usta w ironiczny uśmiech, jakby na końcu języka miała: „i tak wszystko wiem”, choć nie wiedziała.
 Nie miała żadnych dowodów. To tylko poszlaki. Teoria bez żadnego argumentu. Gdyby wyłożyła te karty na blat w policyjnym komisariacie odesłaliby ją, jeszcze wścieklejsi niż zwykle. Gra toczyła się o wyższą stawkę. O oczernienie kogoś, kto stanowił pewną legendę. Kto był dobry w tym, co robił.
 „Upiła łyk”. Czarna ciecz zakołysała się wewnątrz filiżanki, gdy odkładała ją na stół. W rzeczywistości nie uroniła ani jednej gorzkiej łzy z napoju. Naczynie stuknęło delikatnie o podstawkę; jak kropka nad „i”.
 — Śmiem wątpić. Mam zdrowe serce.
 — To tylko żart, Mike. Tak się mówi.
 Atmosfera, która przez chwilę wydawała się rozluźniona, na powrót stała się gęsta. Znów pokój, który zdążył się rozrosnąć, zmalał. Niemożliwe, a jednak ściany napierały na jej ciało i przypominały, że nie jest tu bezpieczna. Heihachiro próbowała zrozumieć co było powodem, ale szybko zaniechała podobnych wyczynów. To po prostu Havoc. On i jego bezduszny brak umiejętności wychwytywania podprogowych tekstów; żarcików mających przełamać lody. Przywodził na myśl maszynę, ale to nawet nie było to.
 Zaczynała przypuszczać, że ta jego aura, ten charakter — to było jak zbroja. Tym twardsza, im miększe było wnętrze. Im twardszy strup, tym głębsza rana. Co było powodem, dla którego zamknął się na innych?
 Splotła ze sobą palce dłoni, przyglądając się mężczyźnie. Zmarszczyła brwi; grymas nie wyrażał rozdrażnienia, choć jego słowa ją irytowały. Czy mogła być więc rozczarowana tą odpowiedzią?
 — Nie do końca — przyznała niechętnie. — To tylko dowodzi, że miałam rację. Że darzysz tego psa zaufaniem, którym nie darzysz żadnego człowieka. Nie tak? Szanujesz go, ale nie szanujesz ludzi. Ludzi upodlasz, zdobywasz o nich informacje — obdzierasz ich ze skóry; z sekretów. Z ich najczarniejszych myśli. Nie robisz tego psu, choć psa można krzywdzić na wiele sposobów. Bezkarnie.
 Milczała przez chwilę; nieruchoma i cierpliwa. Może dawała sobie czas, a może to jemu użyczyła momentu, aby mógł przyswoić nowe wiadomości. Smagnięte czerwienią wargi, kiedy ponownie się rozchyliły, nie miały w sobie za grosz uśmiechu.
 — To jednak zastanawiające. Mogłeś mnie wywieść w pole setki razy, ale tego nie zrobiłeś. Zostawiasz malutkie poszlaki, tak małe, że można je zgubić, jeżeli nie jest się uważnym. Zastanawiam się, czy byłbyś dla mnie łaskawszy, gdybym miała inne cechy? — Blada dłoń uniosła się; jej palce wplątały się w rude kosmyki. — Jasne włosy? Albo niebieskie oczy?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.19 18:28  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
Oczekiwała od niego zbyt wiele. Chciał go poznać od "a" do "z". Przejrzeć na wylot, a on nie mógł jej na to pozwolić, bo to wiązało się z konsekwencjami. Musiałby ją zabić, zlikwidować, jednocześnie uśmiercając jedną z nielicznych przyjemności, które posiadał. Nigdy nie chciał odbierać jej życia. Nie miał zamiaru tego uczynić przede wszystkim, dlatego, że nie była człowiekiem i nie czerpałby z tego odpowiedniej sumy przyjemności, ale rozkładało się na to kilka odrębnych czynników. Konkretnie dwa, do których nigdy nie wypowiedziałby przed lustrem, a co dopiero przy niej. Podległy pod termin: tajemnica zabrana do groby.
  Myliła się połowicznie. Na liście jego kontaktów znajdowały są przynajmniej dwie osoby, które darzył pogranicznym zaufaniem, ale nie miał najmniejszego zamiaru jej o tym wspominać. Na pewno była świadoma, że od niespełna roku raz w tygodni zapraszał do siebie na kolacje pewną kobietą.
  — Jest tak jak mówisz. — Na ustach znowu pojawił się dyskretny uśmiech. Nie miał zamiaru zaprzeczać. —  Na tym polega moja praca, która skądinąd w wielu aspektach ma podobny charakter, co twoja, czyż nie? —Zapadł się wygodnie w fotelu, przeczuwając, że zaśnięcie była tylko kwestią czasu. Heihachiro Seiji miała nad nim przewagę. Zapewne zwykle nie odczuwała zmęczenia i uważała, że to zasługa jej fizjonomii. — Obdzierasz ludzie z prywatności. Zaglądasz do ich do domów, sypialni. Robisz im zdjęcia w kompromitujących momentach życia, a potem je upubliczniać. Czyż to nie jest rodzaj upadlania? Oboje utrzymujemy się z tego, że żerujemy na nieszczęściu bliźnich. Jak sępy, czekające aż na ich drodze pojawią się ochłapy soczystego mięsa. — Skarcił się w myślach za to porównanie. Z przetworów mięsnych zrezygnował wiele lat temu, gdy kawałek indyka nie chciał przejść mu przez gardło, a potem do głosu doszedł protest żołądka.
  Wyprostował się w fotelu, wykazując zainteresowanie tematem, jednak wiedział, że nie poczyniła żadnych postępów. Nie pozwolił jej na to. Kontrolował jej wiedzę, trzymał ją na smyczy. Wodził za nos. Rozmawiając z nią o tym, nigdy nie powiedział jej wprost to ja, ale nie masz żadnych dowodów, absolutnie żadnych dowodów, ale nie był typowym psychopatą, którego korciło, by opowiedzieć komuś swoją historię. Kobieta na pewno nosiła ze sobą dyktafon. Miała przynajmniej kilka sposobności, by po niego sięgnąć i go uruchomić. Ryzyko zdemaskowania było zbyt duże.
  — Nie wiem, czemu typujesz mnie w roli tego seryjnego zabójcy. Czasem się o ciebie martwię.  Mam wrażenie, że popadłaś w obsesje na jego punkcie — wyznał po chwili, pochylając się w jej kierunku. W tonie jego głosu dominowała troska. Nawet uśmiech opuścił jego wargi, a oczy zmieniły swój wyraz, nadając fałszywym uczuciom autentycznego wyrazu. — Powinnaś odpuścić, póki nie jest na to za późno. Zostaw to wojsku. Oni są odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo. Im bardziej się tym interesujesz, tym szansa, że możesz stać się jedną z kolejnych ofiar tego szaleńca wzrasta. — Dłoń, nadal obleczona w materiał rękawiczki, uchwyciła rękę kobiety. Musiał walczyć samym ze sobą, aby zmusić się do takiego poświecenia, ale wysiłek nie był daremny. Pocieszał się, że nie ma bezpośredniego kontaktu z jej skórą. Uścisk był stanowczy, wiec nie dał dziennikarce najmniejszych szans na zetknięcia z palców z rudymi kosmykami. — Będąc szczerym, nie byłoby ci do twarzy ani z niebieskim oczyma, ani jasnymi włosami. Ponadto przecież znasz preferencje tego przestępcy. Chcesz stać jego kolejną ofiarą, Seiji?
  Spojrzał jej prosto z oczy, choć z tej odległości mógł bezkarnie kontemplować jej skórę. Niemniej nie musiał. Oprócz piegów, nie była oznaczoną żadnymi skazami. Wniosek nasuwał się sam; była piękna, choć jej piękno wynikało z prostego faktu. W jej urodzie nie było ani grama ludzkich genów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.19 0:48  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
 Przyznał Seiji rację; punkt po jej stronie tablicy. Jednak zamiast się uśmiechnąć, pozostała poważna. Nie ufała mu? Nie chciała dać po sobie poznać, że jest zadowolona? Czy on mógłby wyczytać z jej twarzy, że sukces nie przyniósł choćby iskry radości lub odwrotnie — że przyniósł, ale nie chciała tego uzewnętrzniać?
 To prawda, że ich prace były podobne, choć bez wątpienia chętnie podkreśliłaby swoją „wyjątkowość” w fachu; zbierali informacje, obnażali, obdzierali tych ludzi ze skóry. Intencje były jednak zupełnie inne — on robił to, bo musiał, robił to, aby nakryć kogoś stwarzającego zagrożenie. Robił to, aby system działał bez zarzutów. Takie były podstawowe wymogi, prawda?
 A ona?
 Mięso, które zdobywała, było symbolem wstydu. Żerowała na niepowodzeniach po to, aby zrobić z tego sensację. Czasami rzeczywiście mogła się tak czuć — jakby dostrzegała u kogoś małą, krwawiącą ranę. I zamiast podejść, zasłonić ją bandażem lub plastrem, wciskała tam palec. Wkładała go jak najgłębiej, aby zmieściła się cała ręka, aby mogła chwycić i zedrzeć z tej osoby skórę. A potem pokazać innym gołe kości. Nie. Całą nagą duszę, całą...
 Czasem się o ciebie martwię.
 Zamknęła oczy.
 Złagodniała, jak żona, która została uderzona, a zaraz potem wykarmiona kłamstwami. Nie chciałem, naprawdę. Martwię się o ciebie. Mam dużo na głowie, rozumiesz mnie, prawda? Kochanie, rozumiesz, że to musiało się stać, bo nie wytrzymałem? Seiji nie rozumiała, a mimo tego wydawało się, że w pełni zawierza grze aktorskiej Havoca. Zacisnęła lekko usta, zaraz potem rozluźniając je i przegryzając niewiarygodnie białymi zębami dolną wargę. Wargę, która się nie zaczerwieniła, choć zrobiła to mocno; aż jakiś „nerw” poruszył jej brwią.
 Powinnaś odpuścić.
 Ile razy słyszała te słowa? Ile razy babka zatrzymywała ją w drzwiach, stawała idealnie na linii framugi i wygłaszała swoje tyrady? Wpierw prosiła, potem naciskała, a wreszcie żądała, aby rzucić to wszystko w jasną cholerę? Ile razy przyszło jej odwiedzać policyjny komisariat; ile razy mogłaby wtedy powiedzieć o tym co wie? Ile razy patrzyła znudzona prosto w oczy stawiającego warunki kundla w mundurze i obiecywała, że pewnego razu splunie mu w twarz?
 Drgnęła gwałtownie. Był to tak nagły ruch, że sama zaskoczyła się swoją „wrażliwością”. Jedna z nóg przesunęła się dosłownie o milimetr w bok, ale i tak natrafiła na stół. Szturchnięty w mocnym, krótkim uderzeniu zatrząsł się, wprawiając kawę w filiżance Heihachiro w ruch.
 Chcesz stać się jego kolejną ofiarą, Seiji?
 Zabrała rękę. Nie tyle zabrała, co szarpnęła ją do siebie, odkładając dłoń na podłokietnik fotela. Z powrotem spoglądała na Mike'a spokojnie, wpatrywała się w jego nienagannie ułożoną fryzurę i niebieskie oczy; w twarz, którą fotografowała setki razy — i nigdy w okolicznościach, na których tak bardzo jej zależało. Na końcu języka miała to, co zalegało w jej pokoju; co kurzyło się w odmętach jej głowy.
 Zamiast tego wreszcie się uśmiechnęła. Kącik ust przeciągnął się w bok i w górę — ledwie kawałeczek, a jednak zmieniło to jej twarz nie do poznania.
 — Jesteś pewien? — miękko wypowiedziane pytanie miało w sobie jakieś drugie, twarde dno. — Wojsko świetnie sobie radzi w łapaniu nadgorliwych dziennikarek, ale jak dobre jest wobec prawdziwego niebezpieczeństwa?
Nie zapominaj, kto naprawdę wpadł na twój trop. Nie był to nikt z twoich współpracowników, Mike. Wyprostowała się w swoim fotelu, wtulając plecy w oparcie. Jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby Havoc był tak blisko; tak blisko z własnej woli. To zapalało czerwoną lampkę obleczoną komunikatem: uciekaj, wykryto...
 — Zagrożenie? — podjęła z przekąsem, a uśmiech, który przed sekundą wydawał się niemal uroczy, przybrał toksyczną odmianę; ironiczną. — Osoby naszej profesji muszą z nim żyć. To nie tak, że ten morderca jest pierwszym, który mógłby na mnie polować. Są prace, które, jeśli wykonujesz je dobrze, ściągają do ciebie jedynie wrogów. Ryzyko zawodowe. — Tarła dłoń, którą dotknął. Choć oboje mieli na rękach rękawiczki, ona zachowywała się, jakby pozostał jej na skórze jakiś ślad, który za wszelką cenę (choć niezbyt szybkimi ruchami) starała się zetrzeć. — Powiedz mi, Mike, skoro wojsko tak dba o obywateli Miasta-3... dlaczego jeszcze nie ujęli tego sprawcy? Dlaczego nie obwarowali twojego domu ochroną? — Uniosła lekko brew; wystarczająco, by zrobić pytającą minę. Usta stopniowo ściągały się w coraz mniej rozbawionym wyrazie, aż wreszcie dotarły do neutralnego ułożenia. — Jesteś blondynem, masz niebieskie oczy... Czy oni nie wiedzą, że możesz stać się następnym celem? Ten morderca to smakosz. Wybiera ofiary, nie kieruje się ślepym instynktem. Potrafi czekać miesiącami, nim przypuści następny atak. Wydajesz się idealny, podchodzący pod jego... preferencje. A jednak, choć poziom prawdopodobieństwa jest tak duży, weszłam dziś tutaj jak do siebie. To trochę — podejrzane — smutne, prawda?
 Nagle się zaśmiała, ale był to krótki, gorzki śmiech.
 — Czyżby cię nie lubili w pracy?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.19 19:24  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
Halk wrócił z kuchni. Przeciągnął się na dywanie, po czym w odpowiedzi na delikatnie gest właściciela, podszedł ku kobiecie i przysiadł obok opartych o podłogę skrzypiec. Bez skrupułów pozbawiłby jej palców, ewentualnie kilku, gdyby po nie sięgnęła, lecz bez komendy Mike’a mógł zaledwie wpatrywać się w jej twarz.
  Havoc w tym czasie trwał w milczeniu. Czekał, aż Heihachiro Seiji podzieli się z nim swoimi spostrzeżeniami. Nawet na ułamek sekundy oderwał od niej spojrzenie i utkwił je w gramofonie, z którego wypływały dźwięki kolejnego utworu niemieckiego kompozytora. Kątem oka zauważył plamę błota na białym dywanie. Gdyby był człowiekiem na wskroś emocjonalnym, używającym łaciny kuchennej na każdym kroku, z pewnością skomentowałby ten widok jednym z przekleństw, ale w tym przypadku wykrzesał z siebie pozorną obojętność. Reporterka odjęła mu kilka godzin snu; połowę dzisiejszej nocy zapewne spędzi na przywróceniu mieszkania do wcześniejszego nienagannego stanu.
  Zwrócił ku niej swoje spojrzenie, gdy na chwilę zamilkła. Spodziewał się, że otrąci jego dłoń. Czyżby wzbudzał w niej wstręt podobnej skali, który czuł w stosunku do niej?
  — Jestem pewny, a ty nie? Czujesz, że twojemu życiu zagraża niebezpieczeństwo, Seiji? — zapytał; znowu to samo, znowu wodził ją za nos, sprawdzał, testował, choć paradoksalnie miał ochotę dodać, że wcale jej się nie dziwi, bo też nie czuje się bezpiecznie. Wychodząc z mieszkania, czuł jak obcy oddech osiada się na jego karki, niczym osad na czajniku. Był gorący i nieprzyjemny. Pobudzał do życia gnieżdżącą się w nim paranoję, eksponował wewnętrzne lęki, na co nie mógł sobie pozwolić. Zainwestował zbyt wiele w to, by je ukryć, zniewolić w swoim umyśle i nie dopuszczać ich do głosu. — Nie masz dostępu do policyjnych akt, więc nie wiesz, że figuruje na nich kilku podejrzanych. Osobiście twierdzę, że ujęcie sprawcy to kwestia czasu —  zapewnił. Wiedział, że musi z tym skończyć, przynajmniej na kilka miesięcy, zatem zastosował środki ostrożności. Znalazł kozła ofiarnego, który odpowie za jego czyny przez wymiarem sprawiedliwości, a potem, gdy jego tożsamość zostanie wyjawiona całemu społeczeństwu, wyśle w kierunku Seiji jeden ze swoich bardziej ujmujących uśmiechów. Kobieta zrozumie, co to znaczy. Zrozumie, że przegrała z kretesem. Zrozumie, że nigdy nie miała z nimi choćby najmniejszej szans. I przede wszystkim pojmie, że jej cały trud włożony w tą sprawą był daremny. Zabójca wciąż będzie na wolności, bezkarny jak wcześniej, a może nawet bardziej niż dotychczas.
  Zacisnął palce na pustym kubku. Zrozumiał aluzje, lecz nie dał tego po sobie znać. Wiedział, że w tym momencie rudowłosa dziennikarka była jedyną osobą, która znała prawdę. Wiedziała, kto za tym wszystkim stoi, ale bez obciążających go dowodów nie mogła podzielić się ze swoimi podejrzeniami z nikim, bo nikt by jej w to nie uwierzył. Havoc nie miał wątpliwości, że czuła frustracje z tego tytułu. Niegdyś znalazł się w podobnej sytuacji.
  —  Pozwól, że posłużę się twoją terminologią. Ryzyko zawodowe dotyczy także mnie. Skądinąd moje życie wisi na włoski za każdym razem, gdy przenikam do toksycznego, przestępczego środowiska, ale właśnie na tym polega moja profesja. Zbyt wielu osobom moja śmierć byłaby na rękę, więc seryjny zabójca nie jest tutaj żadnym wyjątkiem — orzekł, widząc, jak uśmiech postępuje z jej ust, aż w końcu przemija. Nienaturalny grymas odebrał jej człowieczeństwo. Sprawił, że Halk ukazał garnitur zębów w akompaniamencie  cichego, gardłowego pomruku. —  Człowiek, o którym mówimy, nie ma w zwyczaju nawiązywać kontaktu z przyszłymi ofiarami w ich domach, zatem wspomniane przez ciebie czynności byłaby pod wieloma względami marnotrawstwem czasu i środków. Wobec tego problemu przedstawiciele władzy musieliby mi towarzyszyć na każdym kroku, gdziekolwiek bym nie poszedł, a to utrudniłoby mi wykonywanie pracy. Uczynienie ze mnie wabika jest bardziej... praktycznym posunięciem, nie sądzisz?
  Havoc nie podzielił jej radości, mimo iż śmiech, który potoczył z jej gardło, według jego kryteriów nie miał nic wspólnego z demonstracją uciskającego klatkę piersiową rozbawienia.
  Ostatnie pytanie przemilczał. To czy wzbudzał sympatię, czy też nie leżało w kręgu jego zainteresowań. Nie zależało mu na dobrych kontakt ze współpracownikami; w gruncie rzeczy działał najczęściej w trybie incognito, więc jego kontakt z tak zwanymi kolegami z pracy był ograniczony do minimum. Pojawiał się jak mgła i znikał równie szybko. Jeden z czynników, dla których ta praca wydała mu się atrakcyjniejsza od innych. Znikomy kontakt z przedstawicielami swojego gatunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.19 10:00  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
 Wyglądała na złą; cierpliwą, ale wściekłą; jak byk, którego w miejscu przytrzymuje ciasna zagroda. Nie spodziewała się, rzecz jasna, żadnej nici porozumienia; nie planowała, że ich pierwsza prawdziwa, osobista konfrontacja rozpocznie się rozlewem krwi, jakby oboje posiadali amunicję gotową zranić przeciwnika. Jednocześnie, mimo tej wiedzy, niecierpliwiła się i szybko zrozumiała dlaczego — nie chodziło w ogóle o Havoca; jego postać mogła być zastąpiona każdym innym człowiekiem z M3 — dyktatorem, aktorką, kwieciarzem. Seiji przywykła do rozmów o ludziach. Nie z nimi. Wywiady robiła coraz rzadziej, a nawet jeśli decydowała się na tę formę, była uzbrojona po zęby i pewna swego. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że rozmowa z Havocem bardziej podejdzie pod „zwykłą” pogadankę; a w tym Heihachiro doświadczenia nie posiadała.
 Fotel stał się więc nagle mniej wygodny, a światło rozlewające po pokoju — zbyt ostre. Jadowicie zielone oczy przymrużyły się mocniej, nadając rudowłosej wygląd kogoś, kto zaczął się zastanawiać nad wyłożonym tematem.
 — Czy czuję? — powtórzyła za nim, posłusznie niczym prymuska, która złapała najlepszą szansę na zaimponowanie oschłemu, wymagającemu wykładowcy i nie zamierzała wypuścić jej z rąk; jednocześnie nie miała zamiaru udzielać najkrótszej i najbardziej szablonowej odpowiedzi. Znała wartość dyskusji; pragnęła dłuższej, bardziej zażartej gry. — Tak, czuję — odparła, ale cisza jaka zapanowała zaraz po tym, kazała sądzić, że to nie koniec wypowiedzi. Nabierając wdechu zdawało się, że ma zamiar dołożyć do kwestii kolejne grosze, ale...
 — Jesteś pewien, że nie mam wglądu w akta? — Dodanie tej krótkiej prowokacji nic jej nie kosztowało, a mogła mieć pewność, że Mike zrozumie aluzje. Bądź co bądź weszła tutaj jak do siebie — i nie był to pierwszy dom, który mimo wymyślnych zabezpieczeń nie stanowił dla niej kłopotu. Zachowywała się, jakby w kieszeniach miała pochowane same asy i choć często sromotnie przegrywała, finalnie wciąż wydostawała się z problemów bez zadrapań. — Ludzie w niebezpieczeństwie to największe zagrożenie dla innych. Są za bardzo świadomi prawa dżungli: albo zjesz, albo będziesz zjedzony.
 Wypadałoby się zaśmiać, ale ona zamiast tego zamilkła. Pochyliła się nieco do przodu, wpierając łokcie o uda i splatając ze sobą szczupłe palce.
 — Pozwól, że posłużę się twoją terminologią.
 Popatrzyła na niego w skupieniu, ale trwało to może sekundę. Warkot Halka zadziałał jak magnes. Źrenice przekierowały się na bok, by kątem oka mogła zerknąć ku leżącemu tuż obok czworonogowi. Formalnie jej twarz się nie zmieniła — blada i nieruchoma przypominała maskę; przypominała to, czym była w rzeczywistości. Pierwszy raz od kiedy sięgnąć pamięcią rozbawiony uśmiech nastolatki i skrzące się jak u lalki oczy przestały rozświetlać postać dziennikarki. Powaga dodawała jej lat, odjętych przez notoryczne wybuchy śmiechu i zbyt energiczne ruchy, ale teraz wprawny wzrok mógł dostrzec ten gwałtowny, chwilowy grymas pogardy, jakby na końcu języka miała słowa: „ty kurewski pchlarzu, sądzisz, że robi to na mnie wrażenie? Byłabym pierwsza by pociągnąć za spust”. Gryzła się w ten język tylko dlatego, że znała wartość tresury; bez wyraźnego polecenia rottweiler nie kiwnie ogonem.
 — ... nie sądzisz?
 — Niespecjalnie — przyznała od razu, przenosząc z powrotem całą uwagę na mężczyznę. — Nasze profesje mimo wszystko się różnią. To samo mięso, ale inaczej zdobywane. I ty, i ja znamy zagrożenie, jakie wiąże się z zawodem, ale biorąc pod uwagę formę zdobywania informacji — zastanówmy się, kto z nas jest bardziej podatny na wrogie ostrzały? Osoba, która żyje w cieniu, czy taka, której każdy może patrzeć na ręce? Chcąc wyeliminować kogoś twojego formatu, potencjalny morderca musi się nagimnastykować — dorwanie grafiku czy lokalizacji zakrawa o cud, jeżeli nie ma się dostępu do bardziej strzeżonych baz.
 Pozwoliła sobie na cień uśmiechu, nawiązując do ich wcześniejszej rozmowy. Naprawdę jesteś tak próżny, by sądzić, że S.SPEC ukryje przede mną cokolwiek? — mówiło jej spojrzenie.
 — Moje miejsce zamieszkania zapewne widnieje na co drugiej stronie z tanimi sensacjami. Poza tym dorwanie mnie to kwestia szybkości, a nie talentu czy intelektu. Wystarczy zjawić się tam, gdzie jakieś wydarzenie. Prawdopodobieństwo, że również tam będę, wynosi sto procent. Nie mniej, nie więcej.
 Uniosła brew. „Rozumiesz?”
 — Gdyby ktokolwiek chciał mnie dorwać, już bym nie żyła lub, co bardziej prawdopodobne, wiedziałabym, że ktoś na mnie poluje, bo pierwszy atak się nie udał. Nic takiego nie ma miejsca. Jestem świadoma zagrożenia równie mocno jak faktu, że póki co moje życie jest bezpieczne. Mike, oboje wiemy, że ja mogłabym robić za wabik, nie ty. Forma przynęty ma sens tylko wtedy, gdy ktoś może tę przynętę asekurować. — Jakby na potwierdzenie swoich słów rozplotła palce i jedną ręką machnęła w stronę Havoca, obejmując tym gestem jego wyprostowaną sylwetkę. — A ty? Poradziłbyś sobie, gdyby to ciebie wybrał na ofiarę? Ten człowiek nie jest głupi, a twoje zdrowie miejscami pozostawia wiele do życzenia. Niech będzie, nie atakuje przyszłych ofiar w domu, co każe sądzić, że albo wybiera osoby na chybił trafił i jest ponadprzeciętnie inteligentny, zważywszy na fakt, że mimo ataku nie pozostawia konkretnych śladów, albo jednak działa metodycznie. Nie jestem przekonana, czy nasz.... hm, nasz morderca zdobywał prywatne informacje na temat swoich Celów. Wiem natomiast, że tak czy inaczej jest przygotowany i robi wpierw jakiś rekonesans — działając pod wpływem impulsu nie zdołałby tak dobrze umykać władzy, nie wspominając o unikaniu kamer. Możemy więc założyć, że opcja z geniuszem jest dość... mało prawdopodobna. Gwałtownie działają wyłącznie jednostki pozbawione hamulców — a takie z ofiary na ofiarę rozpędzają się coraz bardziej, aż wreszcie zostawiają błąd za błędem. Gdyby nie umiał opanować instynktu, wpadłby lata temu. Tymczasem żyje na wolności. Jaką możesz mieć pewność, że ten seryjny zabójca nie dyszy ci teraz w kark? Jeżeli rzeczywiście będzie podnosił sobie poprzeczkę, lada moment znudzą mu się nastolatki. A przy dorosłych będzie się musiał popisać. Tym bardziej, jeśli wychodzi  z podobnego założenia, co ty — że ciebie, wtyki S.SPEC, nie można objąć ochroną, ponieważ zakłóciłoby to rytm twojej pracy — zawyrokowała na koniec, wypuszczając powietrze spomiędzy zębów. — Twoją domeną jest krycie się w cieniu. Jeżeli ktoś pokroju naszego mordercy postanowiłby cię dorwać, twoja śmierć przeszłaby bez echa. Zaczęliby cię szukać dopiero po fakcie, Mike.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.19 15:17  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
Nigdy nie przypuszczał, że tak sytuacja będzie miała kiedykolwiek miejsca. Że zaprosi dziennikarkę na kawę we własnym mieszkaniu. Skądinąd przypuszczał, ze prędzej czy później faktycznie zastosuje w jej kierunku zaproszenie, niemniej podobna rozmowa odbędzie się w zatłoczonej kawiarni w centrum miasta, a  nie w domowym zaciszu. Może tak było nawet lepiej. Byli sami, poza ostrzałem obcych spojrzeń, dzięki czemu rozmowa przybrała charakter o wiele bardziej prywatny, zatem nikt nie będzie rozliczał ich ze spojrzeń i gestów, czy nawet aluzyjnych sformułowań.
  Nie dał się zwieść milczeniu. Odczekał kilka nadprogramowych sekund, aż reporterka zwalczy swoje myśli i ubierze je w słowa. Powstrzymaniu się od wygięcia ust w uśmiechu przyszło mu z trudem. Czuła się, jak zwierzyna, zapędzona w kozi róg na nieznanym sobie terenie? Sama zapracowała sobie na ten los.
  — Jestem pewien. — Nie dał się zwieść. Akta były trudno dostępny. Zamek  w jego drzwiach to pikuś, porównaniu z nimi. Chcąc mieć do nich dostęp, musiała posiadać wtyki u władzy. Albo owinąć sobie wokół palca jednego z wojskowych,  mieć na niego haka; przyćmić jego umysł strachem i sprawić, by jadł z jej ręki. Była do tego oczywiście zdolna, aczkolwiek Havoc odrzucił tę opcję. Przynajmniej tymczasowo. — Gdybyś posiadała swobodny dostęp do tych informacji, nie tkwiłabyś w moim mieszkaniu. Nie trwoniłabyś czasu na rozmowę ze mną.
  W jego oczach coś się zmieniło; wcześniejsza bezemocjonalność została pochłonięta przez iskry. Nie po raz pierwszy rzucał jej wyzywanie, ale dotychczas nigdy nie uczynił tego otwarcie, ale kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Skorzystał z sposobność, która mogła się już nigdy nie zdarzyć, wszak po uciszeniu sprawy dziennikarka nie będzie miała powodu, aby deptać mu po piętach, przynajmniej teoretycznie. Nie mógł odmówić jej zaciekłości.
  Havoc, dostrzegając w ruchach rudowłosej kobiety napięcie, a przynajmniej pochodne tego słowa (nie widział, czy ten termin funkcjonał w przypadku androidów), spuścił wzrok na siedzącego nieopodal niej rottweilera. Halk zwykle był mu bezwzględnie posłuszny, ale w niektórych sytuacjach nie obowiązywała go to zasada. W sytuacji zagrożenia życia informatora nie był upoważniony do czekania na jego rozkaz. Pozwalał działać tkwiącym w nim krwiożerczym instynktów. Wykorzystując wszelkie dostępne środki, głównie zęby i masywność, przechodził do ataku. Mike miał świadomość, że po swojej śmierci, pies przeistoczy się w pozbawioną autorytetów i hamulca maszynę do zabijania. Nie dopuści do siebie nikogo, prócz kuli kończącej jego żywot. Lojalność. Cecha, której nie wypatrywał u przedstawicieli swojego gatunku.
  Kiedy po pomieszczeniu rozlazł się głos Heihachiro Seiji w subtelnej aranżacji muzyki klasycznej, nie przerwał jej monologu. Jego narząd słuchu przechwytywał każdy, choćby pozornie nic nieznaczących dźwięk, a szare komórki działały na zwiększonych obrotach. Analizował nie tylko słowa, ale każdą pauzę, przecinek i kropkę. Jej wypowiedź utwierdziła go w przekonaniu, że nadal nie miała o niczym pojąca. Błądziła, jak dziecko, będące z dala od domu na nieznanym przez siebie terenie.
  — Jak mam rozumieć twoje słowa, Seiji? Przemawia przez ciebie troska, a może wręcz przeciwnie – starasz się mnie ostrzec bądź grozić? — zapytał po tym, jak oswoił się z dźwiękiem własnego imienia w jej ustach, choć Mike wypowiedziane tym syntetycznym głosem jeszcze przez chwilę brzęczało mu w uszach. — Nie ukrywam, że twoje słowa wprawią mnie w lekki stan niepokoju. Spójrz. — Wystawił ku niej drżącą dłoń. Nie symulował, drżała, niemniej nie miało to nic wspólnego ze strachem, a zmęczeniem. Jego organizm coraz bardziej domagał się spoczynku. Z trudem tłumił ziewnięcia. Walczył za ze sobą, aby się nie zamknąć powiek. I nawet rozmowa, którą prowadził mu tego nie ułatwiła. Jeszcze nigdy nie wymienił z tą kobietą tyle spostrzeżeń za jednym razem. Była to bodaj ich najdłuższa konwersacja podczas nielicznych bezpośrednich konfrontacji. Ostatnia odbyła się na zatłoczonych ulicach miasta. Miał po niej pamiątką w charakterze blizny, chociaż tym razem to on zainicjował niebezpieczną sytuacji, czego później odrobinę żałował. Bądź co bądź nie powinien narażać jej na bezpieczeństwo. — Odnoszę wrażenie, że za bardzo się w to zaangażowałaś, a im głębiej w to brniesz, tym bardziej przedostajesz się do umysłu przestępcy, a to jak proszenie się o miejsce w zakładzie zamkniętym. — Po krótkiej pauzie, kontynuował: — Nie martw się o mnie, Seiji. Moja przepustka jest wyposażona w dodatkową opcję. Wystarczy jedno kliknięcie, by wysłać wiadomość na telefon alarmowy, więc nie jest tak, jak ci się wydaje. Ponadto nie boję się śmierć. Jak wspomniałaś wcześniej moje zdrowie miejscami pozostawia wiele do życzenia. Kto wie, może jest z nim gorzej, niż przypuszczasz.
  Podniósł się z zajmowanego przez siebie mebla. Pozbierał z blatu stolika brudne naczynia i przemieścił się ku kuchni. Halk nadal pozostał na swoim miejscu. Nawet nie drgnął. Przyglądał się intruzowi.
  Do uszu psa i kobiety doleciał szum towarzyszący odkręconej wodzie w zlewie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.19 0:06  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
 Jak przeciąganie liny. Każdy argument to dodatkowa siła rąk po danej stronie sznura — trochę mocy, dzięki której szarfa przechyli się ku twojej wygranej. Seiji nigdy wcześniej nie planowała rozmowy face-to-face z Havokiem; z pewnością nie takiej, nie prywatnej, nie tak bardzo zbliżonej do zwykłych pogadanek dwójki znajomych. Miała sposobność? Z pewnością, nie jedną. Mogła go zaczepić; nieczęsto bywał w towarzystwie. A jednak trzymała język za mocno zaciśniętymi zębami. Teraz także linia jej szczęki była wyostrzona; syntetyczna skóra napinała się do stopnia, w którym można było mieć obawy o jej pęknięcie.
 Nic takiego nie miało miejsca — ktoś wykonał dobrą robotę. Ktoś wykonał dobrą robotę i to nie ona była tym „kimś”. Czy androidy mogły tak naprawdę oddawać ekspresję? Mogły ubrać swoje „myśli” w czyny? Mogły pokazać, że były niezadowolone — i zrobić to indywidualnie, pod własny charakter?
 Seiji skamieniała, jakby ktoś uniósł klapkę w jej karku i wlał do wnętrza organizmu szybko stygnący beton; była niczym więcej jak lalką ułożoną w konkretnej pozycji. Nieruchoma, z pustym spojrzeniem ulokowanym prosto w twarzy Havoca; nie w jego oczach. Patrzyła jakby przez niego lub ponad jego ramieniem, ale na pewno nie łapała kontaktu bezpośredniego.
 „Przemawia przez ciebie troska?”
 Tylko jej dłonie się poruszyły. Palce zacisnęły się jeszcze mocniej; w normalnych warunkach knykcie pobielałyby na barwę tynku. W obecnych było to niemożliwe.
 „Starasz się mnie ostrzec... bądź grozić?”
 Dopiero jego ruch ją obudził. Klatka piersiowa nabrała objętości; słychać było głośny, gwałtowny świst. Mike jedynie wyciągnął ku niej drżącą rękę, ale tyle wystarczyło, aby Heihachiro wyprostowała plecy i wbiła wzrok w jego dłoń — patrzyła jak na radioaktywny przedmiot, który samą swoją obecnością sprawiał ból. Rozplotła palce i oparła je na kolanach, pocierając spodnie.
 — Odnoszę wrażenie, że za bardzo się w to zaangażowałaś...
 A im dalej brnął w ten temat, im dalej sprzedawał jej swój punkt widzenia, tym bardziej ona dławiła się tymi informacjami. Zaciskała czerwone usta tak mocno, że na twarzy widać było jedynie cienką, krwawą kreskę — jak świeża blizna.
 — Uważasz, że jestem wariatką? — zapytała wreszcie, akurat w momencie, w którym Havoc podniósł się i zaczął zbierać ze stołu zastawę. — Że przeszkadzam w śledztwie? — Uniosła brew. — Że za bardzo się „zaangażowałam”? Chyba nie mówisz tego poważnie, Mike.
 Podniosła się. Widać, że było jej wszystko jedno, czy przycupnięty niedaleko Halk uzna to za objaw agresji z jej strony.
 — Jestem w tym momencie żywą skarbnicą wiedzy o tej postaci i wiesz co jest zabawne? — Czy szum wody z kranu zagłuszał jej słowa? Były takie ciche i niewyraźne, jakby zapomniała o swoim temperamencie; jakby wraz zabraniem filiżanki z lodowatą, nietkniętą kawą, zabrał także część jej ognistego charakteru.
 — Że nikt z was nie próbuje ze mną współpracować.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.19 21:54  •  Apartament nr 1062 - Page 10 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie wiem, czy jesteś wariatką. Nie mam uprawnień, aby diagnozować u swoich rozmówców chorób o podłożu psychicznym — rzekł, bo czy android mógł zaznać takich problemów?
  Nie.
  Mógł wymknąć się spod kontroli na skutek wadliwego oprogramowania, ale zabezpieczenia, jakie zostały użyte w przypadku modelu zwanego Heihachiro Seiji wyeliminowały większość takich błędów. Havoc w tym celu skontaktował się z jej twórcą, bowiem chciał dopytać o szczegóły i uporać się z wątpliwościami, które w nim zakiełkowały po przeczytanie ogólnych informacji na temat jej oprogramowania. Mógł zatem rzec, że wiedział o niej ciut więcej, niżeli ona wiedział o sobie, przynajmniej pod względem strony technicznej.
  — Niemniej nie bagatelizuj tego problemu. Gdybym mógł ci coś doradzić, to oczywiście sugerowałbym, abyś umówiła się na wizytę u specjalisty, jeśli oczywiście podejrzewasz u siebie schorzenie tego typu — podsunął z delikatnym uśmiechem ukształtowanym w kącikach ust, którego reporterka nie mogło dojrzeć, bo wtem odwrócił się do niej plecami i zawędrował do kuchni.
  Spontaniczna decyzja o zostawieniu Heihachiro Seiji w pokoju dziennym nie mogła wyjść mu na zdrowie, ale musiał wyzbyć się wrażenia duchoty, której doświadczył w trakcie ich rozmowy. Tym co uczynił po dotarciu do kuchni, było odłożenie brudnych filiżanek do zlewu i natychmiastowe uchylenie okna. Świeże powietrze wraz wiatrem ułożyło się na skórze podczas powijania rękawów koszuli.
  Kiedy kobieta postanowiła uczynić to samo, co właściciel mieszkania - wstać z wcześniej zajmowanego przez siebie miejsca, Halk nie zmienił swojej pozycji; jedynie czarne ślepia zmieniły swoją lokalizacje, by uchwycić w ograniczonym polu widzenia jej sylwetkę. Mike wówczas był na etapie opukiwania filiżanki z piany. Usłyszawszy jej głos gdzieś za swoimi plecami, odłożył umyte naczynia na wmontowany w mebel ociekacz i zmarł w bezruchu na okres przynajmniej dziesięciu sekund, ale nie zerknął w kierunku wielofunkcyjnego salonu.
  — Zależy ci na kolaboracji? — Dotychczas nie odnotował w jej słowach, ani tym bardziej czynach  chęci na współpracę, więc tym bardziej był zaintrygowany tym, czym kierowała się dziennikarka przy sugestii, którą właśnie uczyniła.
  Zakręcił kurek z wodą i wbił spojrzenie w odpływ. Wpatrując się jak znika w nim woda, nawet nie mrugnął, jednocześnie wsłuchując się w dźwięki dobiegające zza jego pleców. I zastanawiał się, czy poczułby cokolwiek, gdyby obecnie znajdująca się w jego mieszkaniu (z braku lepszego określenia) kobieta pewnego dnia przestałby istnieć, jak poprzednie ofiary seryjnego mordercy. Tkwiąca w przekonaniu, że nie spełniała warunków, by stać się kolejną ofiarą Mukuro, nie powinna się lękać o swoje syntetyczne życie, czyż nie?
  Obrócił się twarzą ku drzwiom. Ujrzał przez nie wnętrze uporządkowanego pokoju, z którego dobiegał cicha melodia kolejnej kompozycji Bacha.
  — Skoro interesuje cię współpraca z policją, powinnaś umówić się na spotkaniu z osobą prowadzącą śledztwo. Wtedy na pewno zostaniesz wysłuchana — podsunął, ujmując w palce ścierkę. Wytarł w nią narażone na zarazki dłonie; przed myciem naczyń zdjął rękawiczki. — Mogę umówić was na spotkanie. Akurat to znajduję się w kręgu moich kompetencji — zasugerował. Nie miała dowodów, miała tylko poszlaki. Takie przyjął założenie, ale jeżeli było błędne, to właśnie zacisnął palce na łopacie. Perspektywa śmierci, do tej pory nieuchwytna, ugościła w jego podświadomości i o dziwo nie odczuł z tego powodu nieprzyjemnego uścisku w żołądku, którego spodziewał się doświadczyć. Lekkość. Towarzyszyła mu lekkość. Nigdy nie doświadczył niczego podobnego. Wszak to on był wariatem, nie ona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach