Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11

Go down

Pisanie 23.04.19 2:48  •  Apartament nr 1062 - Page 11 Empty Re: Apartament nr 1062
  Wiele ją to kosztowało. Zamknięcie ust. Przeczekanie gwałtownego zrywu, który był podstawowym odruchem wmontowanym w jej zmechanizowane ciało. Wyglądało to tak, jakby program sam nie wiedział, co powinien zrobić — i z braku lepszych opcji, nie wybrał żadnej.
  Wgrany system był niemal wybitny; nie było człowieka w Mieście-3, który przynajmniej jednorazowo nie przywołał w umyśle wizji robotów rządzących światem. Bądź co bądź — androidy były długowieczne. Tak po prawdzie: niezniszczalne. Dopóki istniał internet, one także miały rację bytu. Zniszczone ciało nie było problemem. Starczyło skonstruować nowe, a potem — dzięki archiwom — wgrać bazę danych. Niekończąca się reinkarnacja.
  Program umożliwiał całodobową pracę. Umożliwiał szeroki wachlarz usług. Umożliwiał dostosowywanie się do sytuacji. Seiji, ze swoimi rudymi jak ogień włosami i spojrzeniem zawsze skupionym i czujnym, niemal nie różniła się od zwykłego człowieka. Jej głównym problemem było jednak to, że osobiście nie dostrzegała tej cienkiej granicy między sobą a Havokiem. Między androidem a człowiekiem. Nie zdawała sobie sprawy, że jej „nienaturalna” reakcja — zamilknięcie — było spowodowane krótkim, gwałtownym zwarciem.
  Może jednak dobrze się stało; brnięcie w temat jej psychiki naruszało zbyt dużo strun. Prowokowało do tego, aby zbyt wiele faktów wyszło na jaw.
  — Zależy ci na kolaboracji?
  Szum wody ustał. Chwilę później rozległ się prawie niemożliwy do wychwycenia dźwięk wsysanej cieczy; zlew wchłonął resztki brudów do rur. Seiji tymczasem patrzyła się w swojego rozmówcę; postąpiła kilka kroków w bok, aby móc na niego spoglądać. Musiała go widzieć. Była chora, gdy traciła go z pola.
  Zaciśnięte wargi były ciężkie jak wieka potężnej skrzyni. Nim zdążyła je rozchylić, rozbrzmiały następne słowa. Mógł umówić ją na spotkanie. Brzmiało to bardzo zachęcająco, prawda?
  — Nie — odrzuciła ten pomysł po krótkiej chwili ciszy. — Nie sądzisz chyba, że policja byłaby w stanie ze mną współpracować w takiej formie? Gdyby sami tego chcieli... tak, zdecydowanie tak. Pomogłabym im. Doprowadziłabym ich do sprawcy. Ale gdybym sama się do nich zgłosiła... — Jej twarz, zwykle rozjaśniona młodzieńczym uśmiechem, teraz zastygła w wyrazie głębokiej niechęci. — Uznaliby to za część mojej pracy. Za chęć wepchnięcia się w śledztwo, aby wygrzebać najlepsze smaczki do umieszczenia na stronach internetowych. To głupota, ale sława zmienia ludzi. Zmienia wszystkich. Nikt już nie patrzy na mnie jak na prywatną jednostkę. Widzą we mnie wyłącznie reportera. Rozumiesz?
  Rozumiał.
  Tego była pewna.
  Być może dlatego bez czekania na przytaknięcie pociągnęła temat:
  — Wolałabym współpracować z tobą.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.19 13:33  •  Apartament nr 1062 - Page 11 Empty Re: Apartament nr 1062
 Ujrzał jej rude pukle wynurzające się za framugi; wkrótce wnętrze salonu zostało przysłonięte przez jej smukłą posturę. Był pewny, że nie przepuści takiej okazji i zjawi się w progu kuchni. Była bowiem osobą preferującą kontakt wzrokowy. Najprawdopodobniej umiała również wyczytywać z mimiki twarzy emocje, ale Havocowi to nie groziło. Jego oblicze było ich wyzbyte.  Towarzyszył mu wręcz nienaturalny spokój, ale skłonności do nagłego napływu uczuć już dawno się z niego ulotniły; zostały zagrzebane przez upływ czasu. Choć w środku był ich pełen, na wierzchu prezentował tylko pustą skorupą. Jakby od dawna był martwy i nie czuł nic, z nielicznymi wyjątkami - podczas swojej zbrodniczej działalności i gry na skrzypcach. Dzięki tym dwóm czynnością dawał upust swym emocjom, lecz w przypadku tego pierwszego nie zatracał zdrowego rozsądku. Gdyby pozostawił na miejscu zbrodni ślady, które doprowadziłyby śledczych bezpośrednio do niego byłby skończony. Dotychczas nie zaniedbał tej powinności. Perfekcjonizm zwyciężał nad uczuciami.
 Wsłuchał się w jej glos, wzrok lokując na jej poruszających się ustach. Nowatorska technologia pod wieloma względami przerażała go. Heihachiro Seiji była wręcz nieskazitelną imitacją człowieka. Gdyby niego jego wnikliwość, nigdy nie odkryłby, że nim nie jest. Ryzyko zatem się opłaciło.
 Kiedy skończyła, nie kwestionował jej wypowiedzi.
 Miała racje. Rozumiał czymś się kierowała. I trudno było się nie zgodzić z jej przepuszczeniem, choć nie był gotowy na to, co padło z jej ust po chwili trudnego do zniesienia milczenia.
Wolałabym współpracować z tobą
 Przynęta?
 Parsknął w myślach. Stworzyła ku temu odpowiednie okoliczności, ale Havoc nie był wyznawcą powiedzenia keep your friends close, but your enemies closer. Seiji rzecz jasna była imponującym i błyskotliwym pionkiem na wyimaginowanej szachownicy, ale utrzymanie odpowiedniego dystansu było podstawą jego sukcesu. Gdyby dopuścił ją do siebie zbyt blisko, stworzona przezeń zasłona dymna przestałaby istnieć. Podzieliłaby los znienawidzonego przez niego dymu papierosowego rozproszonego przez wiatr.
 — Uwierz, nie miałby nie przeciwko współpracy z tobą. Jestem świadom, że dysponujesz informacjami, które z pewnością przyczyniłyby się do uchwycenia sprawcy, jednakże nie mogę wyjawić szczegółów śledztwa. Wiesz przecież, że jestem informatorem S.SPEC. Otrzymawszy zatrudnienie na tym stanowisku, zobowiązałem się do dochowania tajemnicy. — rzekł cierpliwie, aczkolwiek towarzysza mu przy tym świadomość, że nie się tego spodziewała. Wiedziała, że jej odmówi, zasłaniając się swoimi zobowiązaniami, do czego był zmuszony w świetle prawa, ale według jego zasad moralności stanowiły tylko doskonały pretekst do odmowy. Nie ufał jej na tyle, by dzielić się z nią tajnym informacjami i sama podała mu ku temu powód jak na tacy. Bądź co bądź była r e p o r t e r k  ą, poszukiwaczką sensacji, o czym nie mógł zapomnieć podczas ich konfrontacji. Ostrożność – oboje ją stosowali wobec siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.19 23:59  •  Apartament nr 1062 - Page 11 Empty Re: Apartament nr 1062
 Odmówił jej, a mimo tego nie wyglądała na urażoną czy zniechęconą. Żaden wewnętrzny mechanizm nie naciągnął metalowych ścięgien odpowiadających ludzkim nerwom, choć każda jednostka powinna się teraz skrzywić lub zasmucić. Seiji wydawała się odporna na subtelne odrzucenie propozycji; jakby nie dosłyszała jego słów albo ich kompletnie nie pojęła. Zielone tarcze oczu wychwytywały każde pasmo światła, odbijając się w źrenicach w postaci jasnych blików. Stopy uwięzione w kobiecych butach przekierowały replikantkę o metr naprzód; obcasy postukiwały w takt jej kroków, a kiedy znalazła się bliżej, czerwone usta rozjaśnił uśmiech. Nie był to wyraz najwyżej radości, dziecięcej wręcz ekscytacji. Miało to jakiś rodzaj powiązania z jadowitością jej nienaturalnych spojrzeń — pustych, martwych, a mimo wszystko oceniających.
 — Nie miałbyś? Naprawdę? — podchwyciła finezyjnie, choć po samym sposobie wypowiedzi dało się wyczuć, że wcale nie oczekiwała potwierdzenia. „Słowo się rzekło”, a Heihachiro jak nikt inny zdawała sobie sprawę, jak wielką i niszczycielską siłę posiadały wyrazy. Raz użyte potrafiły ranić, doprowadzać do ruiny, a wreszcie także zabijać. — To bardzo dobrze się składa! Tyle wystarczy, żebyśmy zawiązali współpracę.
 Miała plan? Więcej — dążyła do tego, aby Havoc opuścił gardę, stracił minimalny procent rezonu... i wypowiedział na pozór nieważne zapewnienie? Możliwe, by jej wyrachowanie było na tak wysokim poziomie, aby starała się podejść osobę dotychczas wodzącą ją za nos?
 Odległość między nimi stopniowo zanikała. Wbrew wszystkim oczywistościom, Seiji okazała się tak samo niedotykalska jak Havoc. Być może bardziej, zważywszy na fakt, że ani razu nie pokusiła się o to, aby położyć dłoń na mężczyźnie — odwrotnie do niego samego. Zacieśnianie kręgu więc do niej nie pasowało. Przywykła do tego, aby obserwować z daleka, a nie uczestniczyć bezpośrednio w wydarzeniach, nie pasowała zatem do kogoś, kto postanowi kopnąć w mur i spróbuje się przebić przez front prywatnej przestrzeni osobistej.
 Była już tylko o pół metra od blondyna, dokładnie świdrując go swoim wysublimowanym spojrzeniem otoczonym gęstymi, czarnymi jak dno studni rzęsami. Mimo wszystko nie zdecydowała się na nadszarpnięcie osobistych zasad. Dłonie trzymała spleciona na klatce piersiowej i dopiero wtedy, gdy stanęła blisko Mike'a, rozplotła je i opuściła wzdłuż szczupłego ciała; prawie, jakby mówiła: nie mam nic do ukrycia.
 — Pójdź do przełożonych. Postaw sprawę jasno. Nakreśl ją tak, aby z byle ochłapu stworzyć wykwintne danie — według twoich informacji Heihachiro Seiji posiada dane, które pomogą w pchnięciu sprawy do przodu. Nie tyle masz ich zachęcić do współpracy ze mną, co do... jakby to określili? — Uniosła spojrzenie i wykrzywiła lekko wargi, tworząc na twarzy marny obraz zamyślenia. W rzeczywistości nie musiała się zastanawiać; wiedziała, co chce określić. — Omotania mnie? — wymamrotała, pocierając knykciami policzek. — Oczywiście, możesz zaznaczyć, że zaoferujesz mi współpracę, abym mogła się łudzić, że nie jestem jedynie mięsem armatnim i wykorzystaną przez rząd kukiełką. To ostudzi ich obawy, że wszystko wygadam, z wierzchu całość będzie wyglądała jak w pełni legalna sprawa. Podpisanie umowy o zachowaniu tajemnicy i nierozpowszechnianiu prywatnych faktów powinno zobowiązać reporterkę, a jeśli złamałabym kontrakt, poszłabym siedzieć. Rzecz jasna, po kilku dąsach machnęłabym parafkę — tym samym przypieczętowując naszą umowę. Nie brzmi dobrze? Nie brzmi jak coś, dzięki czemu wszyscy będą zadowoleni? Nawet gdybym chciała was wyrolować, trafiłabym do pudła.
 Zaśmiała się, ale dźwięk był tak eteryczny, że już po sekundzie nie dało się dojść do wniosku, czy w ogóle miał miejsce.
 — Patrząc na listę moich... przewinień... mam dobry powód, żeby trzymać się na baczność.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.19 13:57  •  Apartament nr 1062 - Page 11 Empty Re: Apartament nr 1062
 Nie cofnął się choćby o krok, gdy się zbliżyła. Po prawdzie od mebla dzieliło go kilka centymetrów, ale reporterka, stając w niewielkim oddaleniu od drzwi, zamknęła mu drogę ucieczki, zatem jego możliwości manewru były ograniczone. Ponadto podskórnie czuł, że musi przyjąć kierowane ku niemu wyzwanie. Czyż nie sam przystał na nie po odkryciu, że kobieta wpadła na właściwy trop, lecz z braku dowodów nie mogła udowodnić, że to on stoi za tymi wszystkimi morderstwami popełnionym na przestrzeni kilka lat? Musiał liczyć się z tym, że w końcu podejmie odpowiednie kroki, by się do niego zbliżyć. Tylko tak mogła udowodnić swoją racje i go pogrążyć, jednocześnie udowadniając mu winę. Przyglądała mu się tak wnikliwie, że zapewne już dawno doszła do wniosku, że obserwacja nie przyczyni się do wymierzenia mu sprawiedliwości. Musiała czekać, aż popełnił jakiś błąd, ale traciła tylko czas. Ostrożność była jego domeną. Nie popełniał nieświadomych błędów. Poszlaki, które odnalazła na miejscu zbrodni, były c e l  o w y m zabiegiem, ale zapewne już dawno to odkryła, gdyż tylko ona mogła je odnaleźć. Od wielu miesięcy wodził ją za nos, ale w końcu nadszedł odpowiedni moment, by to ona rzuciła mu pod nogi rękawice. Nie mógł spojrzeć na jej propozycje z innej perspektywy. Śmiał wątpić, że miała na uwadze tylko i wyłącznie dobro obywateli. Bądź co bądź była maszyną. Zapewne brakowało jej wyzwań, dlatego, zapomniała o czarnym strażniku i pojawiła się na progu jego mieszkania. Ewentualnie zbagatelizowała psa, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał mu pierwszą opcję, wszak nie była głupia, a Halk nie był najmilszym przedstawicielem zwierząt domowych mijanych przezeń na ulicach miasta.
 Wykrzywił usta w subtelnym, mało widocznym uśmiechu. Postarał się o dobrą minę do złej gry. W tym momencie to ona rozdawała karty, a on poddał się temu, choć mógł się wycofać, jednak tego nie uczynił. Znał na wylot konsekwencje swoich czynów, wszak nie był nieuchwytny. Nie po to wyznaczył sobie na przeciwnika rudowłosą, by teraz ewakuować się, byle jak najdalej od jej towarzystwa. Czas wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, nawet jeśli takowa przekreśli raz na zawsze preferowany przez niego tryb życia.
 — Powiedzmy, że jestem skłonny zgodzić się na twoje warunki, Seiji, ale... — uczynił taktyczną pauzę, by przyjrzeć się jej nieskalanej żadnym znamionom czasu twarzy. Gładka skóra była wygładzona, pozbawiona zmarszczek. Puste spojrzenie nie pasowało do intensywnego koloru jej oczu. Nasuwało skojarzenie lalki umiejscowionej na sklepowej witrynie; pięknej, ale jednocześnie pozbawionej człowieczeństwa. Rzeczy, która ma cieszyć oko. On był jej całkowitym przeciwieństwem – jego oblicze nosiło ślady zmęczenia. — ... dopóki nie zdradzisz mi, jakim pobudkami się kierujesz, dopóty nie będę mógł na nie przystać. Zapewne jesteś świadoma tego, że jeżeli zgodzisz się na taki układ, cała zasługa za ujęcie sprawcy zostanie przypisania S.SPEC. Twoje nazwisko nie zostanie nigdzie wymienione, a w aktach sprawy będziesz figurowała w postaci pozbawionego osobowości pseudonimu — rzekł, nakreślając jej sytuacje, choć ta odnosiła się również do niego. Jego dane osobowe nie widniała w aktach żadnej sprawy, którą się zajmował. Określenie pracownikiem-widmem pasował do niego jak ulał, ale nie był do końca przekonany, czy dziennikarka też przystanie na taki układ. Niewątpliwie szukała rozgłosu. Chciała zaistnieć, zrobić błyskotliwą karierę, błyszczeć jak świecidełka na drzewku świątecznym. Znaleźć się w centrum uwagi. Havoc nie był w stanie oszacować, czy ten wyposażony w ognisty temperament android był w stanie poświęcić swój cenny czas na coś, co nie zwróci mu się z nawiązką. Nie miewała krystalicznie czystych intencji, on zresztą też nie. — Powiedz mi zatem, czy ty, Heihachiro Seijihiena z krwi i kościjesteś w stanie usunąć się w cień, by przyczynić się do uchwycenia seryjnego morderca i nie czerpać z tego tytułu żadnych korzyści?
 Błysk, który pojawił się w niebieskich oczach Havoca trwał zaledwie nieuchwytną chwilę. Przypominał moment, w którym żarówka wydaje ostatnie w swoim życiu tchnienie. On także był ukresu swojego limitu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.19 1:46  •  Apartament nr 1062 - Page 11 Empty Re: Apartament nr 1062
  Była nieruchoma, skamieniała. Nie jak człowiek, który mimo wszystko oddycha i mruga. Wbrew biologicznym zasadom pozbyła się teraz choćby takich podstawowych czynności, ale bez wątpienia patrzyła. Przyglądała się mężczyźnie, świdrowała go, wręcz wchłaniała. Mike jednak mógł poczuć na sobie inny rodzaj bycia obserwowanym. Mniej bezpośredni, jakby tak naprawdę siedział samotnie w pokoju przesłuchań i spoglądał w lustro weneckie — mając świadomość, że za szkłem znajduje się kilkoro postawnych facetów; jeden z pasem uzbrojonym w ciężką broń, której jeszcze nie zrzucił; drugi z teczką wybrzuszoną od plików oskarżeń. Żadna Świadomość nie ma jednak mocy, którą posiada Doświadczenie — zakładać, niemal wiedzieć, że za ścianą znajdują się wrogowie to wciąż coś innego niż widzieć ich. Heihachiro była subtelna w tym, co robiła — choć raz. Nie dawała się sprowokować, przynajmniej nie w tak drażliwy sposób, jak zwykle. Ponadto nie popędzała, nie zdradzała zniecierpliwienia. Była jak kamera, która koduje informacje, wchłania obraz, zapisuje dźwięk; robi wszystko to, co powinna, bo przecież w późniejszych etapach te długie minuty milczenia będzie można wyciąć i usunąć. Wysłuchała go więc, najwidoczniej tłamsząc wszystkie reakcje. Dopiero, kiedy między nimi zapanowała cisza, rozległ się dźwięk szurnięcia, kiedy materiały ubrań otarły się o siebie, a dłonie Heihachiro uniosły, aby ponownie skrzyżować przedramiona na klatce piersiowej. Lewa ręka sięgnęła do jej twarzy; ujęła się pod brodę w geście zamyślenia.
  — Nie rozumiem — wymamrotała, kiedy już niemal każdy człowiek dotarłby do granicy wytrzymałości i potrząsnął nią, zdradzając rozdrażnienie. Havoc był jednak inny; zdawało się niekiedy, że został wydany na świat tylko po to, aby niezmordowanie czekać na rozwój wypadków. Seiji miała mnóstwo czasu. — Pojmuję oczywiście, że podczas śledztwa nie będę miała prawa wspominać o nowych poszlakach. W zasadzie sam mój udział będzie tajemnicą rządową, a wszystkie próby... nazwijmy to... „wygadania się” i przyznania, że maczam palce w sprawie, automatycznie nałożą na mnie wyrok. Dlaczego jednak, ostatecznie, gdy władza ujmie sprawcę, nie zostanę podkreślona jako osoba, która pomogła w jego schwytaniu? Bądź co bądź samo nagłośnienie sprawy doda wam animuszu...
  Źrenice wreszcie drgnęły; na chwilę, krótki moment, nie dłuższy niż tyknięcie zegara, twarz Seiji, jej zaciśnięta usta, nawet oczy, zwykle przypominające modelowe gałki wystawionej w witrynie lalki — wszystko to przypominało ludzkie elementy; składało się na kogoś, komu przez umysł przemknęła płocha myśl.
  Rude kosmyki, spływające gęstymi falami na plecy, ramiona i piersi, poruszyły się, kiedy Heichachiro pokręciła głową. Oparła dłonie o biodra i wydychając powietrze w iście zmęczonym sapnięciu pociągnęła wątek, niewiele sobie robiąc z reakcji Havoca.
  — Ale niech będzie. Jeżeli takie są twoje warunki — jestem na to gotowa. — A czy on był na to gotów? Nigdy nie mogła mieć pewności, czy go zaskoczy. Profesjonalizm wżarł się mu w krew; zatruł ją do tego stopnia, że stał się gorszy, o wiele mniej człowieczy niż ona.
  — Nie sądziłeś chyba, że sława jest jedyną wartością, którą wyznaję? — wymamrotała, już mniej wysublimowanie, jakby naciągająca się między nimi linka pękła. Może rzeczywiście ropa sama nie zniknie? Może trzeba rozciąć ranę i mimo bólu nacisnąć mocniej, aby potem odczuć ulgę?
  Heichachiro wyciągnęła do informatora dłoń; wciąż miała na niej czarą rękawiczkę, niechybne potwierdzenie tego, że nie przyszła tu z zamiarem plotkowania.
  — Moje pobudki powinny być ci znane, a nawet jeśli nie... — usta drgnęły w przedsmaku uśmiechu — możemy o nich podyskutować innym razem, już jako partnerzy. Racja?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.19 12:32  •  Apartament nr 1062 - Page 11 Empty Re: Apartament nr 1062
 Obserwując ją uważnie, zarejestrował jej stan, w którym bardziej upodobniała się do maszyny niżeli człowieka z krwi i kości, ale żaden komentarz nie uleciał z jego ust. Był świadom tego, że kobieta nie zdawała sobie sprawy ze swojego bezruchu. Żyła w fałszywym przekonaniu, że jest przedstawicielką ludzkiej rasy i każda próba uświadomienia jej, że jest w błędzie, skończyłaby się fiaskiem. Zamontowany w niej program nie odpuściłby do poznania prawdy. Zamrugał, gdy w końcu się poruszała, pozwalając sobie na jeden z najbardziej ludzkich gestów, na jaki było ją stać. Chociaż nie rozumiem zostało przezeń wymamrotane, przeszyło go na wskroś, dostarczając drobnej satysfakcji, która jednak nie odcisnęła się na jego mało ekspresyjnej mimice. Havoca można było z powodzeniem przyrównać do węży, które całymi dniami wyczekują swojej ofiar, tkwiąc w jednej pozycji bez utraty choćby grama cierpliwości.
 — Twoja tożsamość nie zostanie wyjawiona najprawdopodobniej z powodu reputacji, jednakże to nie ja podejmę ostateczną decyzje, ale chcę, abyś miała tego pełną świadomość, skoro dobrowolnie oferujesz nam swoją pomóc w celu ujęcia mordercy — odezwał się po przeanalizowaniu jej słów, po chwili namysłu kontynuował: — Tylko pomyśl, jak reputacja S.SPEC w oczach opinii publicznej mogłaby ucierpieć, gdyby na jaw wyszło, że do uchwycenia sprawcy nie przyczynili się wykwalifikowani w tym celu śledczy, tylko my, osoby pozbawione takich kompetencji  - informator i dziennikarka. Jednakże na pewno dostaniesz za to wynagrodzenie, o to nie musisz się obawiać.
 Przez chwilę wpatrywał się w jej wyciągniętą dłoń, jakby nie wiedział, co kobieta chce osiągnąć owym gestem i – rzecz jasna – nie odwzajemnił go; takowy nie miał żadnego znaczenia. Jedynie właściwie sporządzony dokument z podpisem ich obu był gwarancją zapieczętowania układu.
 Sięgnął dłonią do kieszeni spodni i zacisnął ją na kluczu, którym zamknął górny zamek u drzwi. Po wyjęciu przedmiotu, ułożył go na jej dłoni, jednocześnie zachowując ostrożność, by nie zetknąć palców z materiałem jej rękawiczki. Na jego ustach pojawił się zaledwie zarys dobrotliwego uśmiechu, gdy właśnie tak zwrócił jej wcześniej odebraną wolność. Skoro skrzypce spoczywały w bezpiecznym miejscu, oparte o fotel i dodatkowe ochraniane przez Halka mogła wreszcie opuścić jego mieszkanie bez żadnych konsekwencji, zgodnie z wcześniejszym zapewnieniem.  
 — Skontaktuję się z tobą, gdy uzgodnię wszystko ze swoimi przełożonymi. Wtedy wyjawisz motywy, którym tobą kierują, chociaż szczerze powiedziawszy wolałbym poznać treści takowego jeszcze dzisiaj, zanim wszelkie formalności zostaną dopełnione.  — Spokojny glos Havoca rozlał się po pomieszczeniu, chociaż w jego głowie panował istny sztorm. Nie ufał jej; miał wrażenie, że wraz ze złożeniem podpisu na cienkim papierze, podpisze na siebie wyrok, lecz nie mógł jej odmówić, skoro wyciągnęła ku niemu dłoń. Nie dysponował odpowiednią argumentacją, aby to uczynić. — Pozwól, że zaprowadzę cię do drzwi.
I upewnię się, że na dobre zwrócisz mi przestrzeń osobistą, dawno przez nikogo nienaruszoną.
 Wyminął ją w drzwiach. Jego spojrzenie na ułamek sekundy zatrzymało się na psie, który nadal trwał w poprzedniej pozycji z napiętymi do granic możliwości mięśniami. Potem skierował wzrok na skrzypce; zastanawiał się jak bardzo ich struktura została naruszona przez niezbyt delikatne palce androida. Następnie powiódł oczyma ku urządzeniu wytwarzającym dźwięk; kompozycje Bacha przestały dolatywać do jego uszu kilka minut wcześniej. Repertuar się skończył, zatem gramofon zakończył swoją pracę.
 Po pobieżnej ocenie stanu salonu, skierował swój krok ku drzwiom frontowym. Zerknąwszy przez ramię, upewnił się, że reporterka poszła po rozum do głowy i szła tuż za nim, po czym utkwił spojrzenie w podłodze; liczył znajdujące się na niej plamy błota. Profanacja, przemknął mu przez myśl, gdy stanął w niewielkim oddaleniu do jedynego wyjścia ze swojego mieszkania, nie licząc mniej bezpiecznej opcji  w formie okien. Wzrok spoczął na powrót na znajomej sylwetce. Wyczekiwał tego momentu od chwili, kiedy przyłapał ją na szwendaniu się po jego przestrzeni, ale...
 — Powiedz mi, Seiji, czym się kierowałaś, włamując się do mojego mieszkania, gdy był w nim Halk? Zapomniałaś o nim, a może uczyniłaś to celowo? — zapytał, chcąc poznać motyw, którym się kierowała. Osobiście obstawiał drugą opcję, jednak nie wiedział, jaki cel jej przyświecał. Ignorując obecność psa, który, gdyby była człowiekiem, mógłby uczynić z jej kończyn swoją kolacje, narażała się na wielkie niebezpieczeństwo. Rottweiler, bez swojego właściciela, był niczym więcej, jak obdarzonym morderczym instynktem zwierzęciem, nie baczącym na swoje czyny; nie różnił się niczym od wynaturzeń mieszkający poza murami miasta. Heihachiro Seiji na pewno posiadała tego świadomość. Była wnikliwym obserwatorem, dlatego stała w tym miejscu i włączyła go do kręgu podejrzanych w sprawie seryjnych morderstw, jednocześnie składając mu propozycję współpracy. To jej przypadło zwycięstwo w tej rundzie; rozpaliła w Havocu zbyt dużą ciekawość, by odwieść go od skorzystania z tej oferty. I nawet świadomość, że działała z premedytacją, nie ugasiła w nim owej, a jeszcze bardziej ją wznieciła. Wszak brakowało mu właściwej rozrywki; nawet pobyt na strzelnicy z bronią w ręku mu takowej nie gwarantował. Tarcza, imitująca ludzką sylwetkę, przybierała w jego wyobraźni zbyt wielu kształtów. Nie mógł skupić się na jednym celu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.05.19 0:59  •  Apartament nr 1062 - Page 11 Empty Re: Apartament nr 1062
Oczekiwała uścisku dłoni; nic więcej. Zamykając palce dookoła chłodnego klucza, jej twarz wyraziła niezadowolenie bez żadnych dodatkowych załagodzeń. Nie znalazłaby zresztą argumentu, dla którego powinna kryć zawód; kąciki warg wykrzywiły się, a jej oczy, płonące żarliwie, przygasły, jakby ktoś stonował światło latarki bijące od wewnątrz jej czaszki. Obróciła przedmiot w ręce. Zażartowałaby, gdyby nie świadomość, że Havoc tym jednym ruchem w irytująco dobitny, ale nie umniejszający jej osobie sposób, postanowił zakończyć spotkanie. Cóż, miał do tego prawo. Ogólnie rzecz biorąc — nie spodziewał się ich „starcia”; nie był przygotowany na gości. W nawałnicy wydarzeń i tak zachował się towarzysko, pozwalając jej zostać, choć z pewnością jego pobudki były dalekie od chęci spędzenia czasu ze sobą.
Seiji odetchnęła raz jeszcze, przewracając oczami niczym uczennica, której piąty raz zwrócono uwagę. Ale nawet mimo tego nie postanowiła się sprzeciwić. Okręciła się na obcasie i użyła ich, aby wystukać rytm swoich kroków na zwykle wypastowanej do połysku podłodze Mike'a Havoca. Ostatki zakrzepłego i skruszonego błota znaczyły jej drogę przez hol. Przystanęła jednak przy drzwiach, cały czas bawiąc się kluczem.
Dlaczego miałabym robić to celowo? — podjęła mrukliwie, jak kotka, która przeciąga się w promieniach popołudniowego słońca. Coś w jej tonie kazało jednak sądzić, że nie była rozluźniona; nuta gdzieś zadrżała. Seiji uniosła dłoń i wsunęła ząbkowany klucz do górnego zamka. — Nie wiedziałam, że masz psa — przyznała, przekręcając rękę. Rozległ się szczęk mechanizmu; wewnętrzne zastawki cofnęły się, odblokowując przejście. Rudowłosa wszystko robiła powoli, z wyraźnym ociągnięciem. — W końcu po co miałbyś się tak zabezpieczać? Jesteś nikim. — Odsunęła dłoń od drzwi, ciągnąc za sobą klucz. Chwilę go jeszcze trzymała; był jej. Na krótki czas. Obróciła twarz w stronę Havoca, przyglądając się mu spod gęstych rzęs. — Może przy następnym spotkaniu również wyjawisz mi swoje motywy? — mówiąc to, oddała mu klucz. Nie tak, jak powinna. Nie z pokorą i ostrożnością. Ignorując wcześniejsze sygnały, które nakazywały jej odsuwać się, kiedy tylko informator znajdował się zbyt blisko, wsunęła drobną pięść pod jego rękę. Znajdowali się tak blisko siebie, choć hol spokojnie pomieściłby ich również wtedy — a może zwłaszcza wtedy — gdyby Heihachiro postanowiła trzymać się na odpowiedni dystans. Nie zrobiła tego. Kontakt fizyczny trwał ułamek sekundy, ale w filmie reżyser specjalnie wykadrowałby ich ręce, a całą scenę przedłużył, jakby miała jakieś zasadnicze znaczenie dla całej fabuły. Krzyżując spojrzenia ze wzrokiem mężczyzny oddała mu klucz, muskając nieokrytymi palcami wnętrze jego dłoni.
Wyszła, nie oglądając się za siebie.

zt x 2
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach