Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 11 Previous  1, 2, 3, 4 ... 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 04.04.16 0:47  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Bystre oczy omiotły twarz mężczyzny, gdy ten postanowił w końcu uwodnić światu, że jeszcze żyje i sporo namiesza, zanim faktycznie odejdzie - Havoc już sam nie wiedział, co było dla nich lepsze. Przez większą część swojego życia spędzonego u boku kochanka, życzył mu wszystko co najgorsze, a w najbardziej strategicznych momentach nie potrafił powiedzieć żegnaj, gdy ten pełen zapału i z drapieżnym uśmiechem na ustach znikał na parę dni, a nawet tygodni zza murem, by zadławić się piaskiem Desperacji. Nie było tu jednak miejsca na troskę, Mike'a po prostu nie lubił niepewności, która zapełniała go, gdy ten palant milczał zbyt długo i nie dawał znaku życia, choć na "końcu świata" przecież trudno o zasięg, czy chociażby prąd. Mimo tej świadomości jego wymogi były żywe.
Na usta Mike'a mimowolnie zakradł się ni to złośliwy, ni sugestywny uśmiech, gdy cisza została przerwana przez wyraźnie zachrypnięty głos. Westchnął cicho w jego ust, by się trochę z nim podroczyć, kiedy pocałunek został pogłębiony, a język Kurtza wylądował w jego ustach. Zacisnął na nim delikatnie zęby, sugerując mu, że jeśli go zaraz stamtąd nie weźmie, poniesie jego stratę. Generał powinien docenić, że został powiadomiony o zamiarach informatora. Gdyby nie zmęczenie, które nadal trzymało nad nim kontrole, już dawno poczułby na nim bolesny wpływ havocowego zgryzu. Wsparł się na łokciu, żeby choć na chwilę zdobyć ulotną przewagę.
Zapanuj nad swoim libido — zaproponował szorstko, wycofując dłoń, bo słowa Kurtza faktycznie mogły się ziścić, a Havoc nie miał ani ochoty, ani czasu, by rozprawiać się z problemami partnera. Miewał swojego własne, ważniejsze od zwodu, zajmujące priorytetowe miejsce w hierarchii ważności. — Tęskniłeś? — Uniósł sugestywnie brew, muskając dla odmiany opuszkami palców nagiego ramienia, naznaczonego gdzieniegdzie nieśmiałymi, ledwo widocznymi bliznami, które zdradzały angaż generała w prace jaką wykonywał dla wojska. Wiedział, że skoro to wyznanie opuściło Kurtza rano, gdy ten jeszcze nie kontaktował, zawierało w sobie samą gorzką prawdą, która nigdy nie pojawiła się w dziennym świetle. Blondyn, z pozoru zachowując trzeźwe myślenia, nie miał zamiaru się uzewnętrzniać. Musnął go w zdrowy bark, a na ustach pojawił się figlarny uśmiech, który rzadko gościł na wąskich, wiecznie stłumionych przez niezidentyfikowany grymas wargach.
Nie mów tak, jeszcze pomyślę, że wyhodowałeś sobie emocjonalne zaangażowanie, Śpiąca Królewno — zażartował, lecz w jego głosie nie można było wyczuć intencje; był chłodny, zblazowany. — A teraz mnie puść. Obowiązki wzywają, a ty musisz iść do lekarza. Drugie ramię jest w podobnej kondycji, co twój wczorajszych stan psychiczny — zwrócił mu uwagę, a po chwili ugryzł się w język, mając ulotną nadzieje, że te słowa nie rozzłoszczą Kurtza. Pochylił się i pocałował go w czoło, niczym matka troszcząca się o rozpieszczonego jedynaka, by zapobiec burzy, która mogła w każdej chwili się rozpętać.
Domyślał się, że mężczyzna nie będzie skory do wizyty u lekarza. Rzadko tam chadzał, wszystkie skażenia i choróbska chcąc załatwić domowymi sposobami, jednak sprawa jego barku wymagała takiego poświecenia. Mogła go skreślić nie tylko z misji, ale też ze służby, jeśli Halk zacisnął swoje zęby na tym, co nie powinien i szybko nie pojawi się interwencja specjalisty.
Muszę iść z psem z na spacer, bo znów naszcza ci teatralnie do butów  — mruknął, nieco flegmatycznie, nietypowo, acz zwalił to na efekt uboczny zmęczenia. — Obiecałeś, że pójdziesz do lekarza, pamiętasz? — Dłoń Havoca mimowolnie powędrowała do miękkich włosów Dantego, które starczały na wszystkie strony świata demonstrując twórczy nieład, który występował u mężczyzny jedynie porankiem i był właściwie niecodziennym widokiem nawet dla osobnika, z którym dzielił sypialnie. Poczochrał go z wyczuciem. — Puść mnie. Zrobię kawy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.16 16:28  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Skrzywił się czując lekki nacisk zębów, nie tego się spodziewał po takiej formie pobudki jaką zaserwował mu Mike. Sądził, że teraz mężczyzna będzie nieco chętniejszy, że da się dotknąć bez ostrzeżenia i ciągłej czujności, ale widać pomylił się. Pocałował go jeszcze, ale tym razem nie przeginał. Spoglądał na niego nieco uważniej, gdy ten wsparł się na łokciu, górując teraz nad nim. Wyjątkowo jednak, nie przeszkadzało mu to w ogóle; był tak ogłupiały i zaspany, że mało mogło go teraz ruszyć. Prychnął cicho pod nosem.
- Macasz mnie i każesz panować nad libido? - przesunął palcami po boku tego osobnika, zjeżdżając zaraz dłonią na jego plecy. Zahaczył opuszkami o gumkę havocowych bokserek, ale nie pchał łap dalej. Dotykał go raczej ze zwykłego przyzwyczajenia, odruchu, niż z konkretnym planu i z większymi zamiarami.- Któregoś razu, pokażę ci jak ciężko panuje się nad libido w takiej sytuacji – szepnął, unosząc się nieco by musnął wargami kącik ust Havoca. Nie przejmował się tym, że właśnie powiedział trochę za dużo, za bardzo uzewnętrznił się... okazał słabość. Później najwyżej się po wkurza na siebie, teraz nie miał na to chęci ani czasu, bo ten typ już chciał mu wyraźnie uciec. Kąciki jego ust zadrżały nieco.- Podoba mi się ten uśmiech – mruknął, zauważając to figlarne wycięcie warg u Mike. Naprawdę przypadało to do gustu, a przynajmniej bardziej niż zwyczajowe grymasy po każdej sprzeczce. Odchylił się, kładąc znów i ciągle przytrzymując przy sobie blondasa.
- Emocjonalne zaangażowanie przy tobie to byłby szczyt masochizmu z mojej strony – stwierdził, powoli coraz trzeźwiej myśląc i nadążając z wątkiem rozmowy. Przywiązywał już większą uwagę do słów jakie wypowiadał i jakie słyszał. Pociągnął go mocniej do siebie, zaciskając palce na koszulce mężczyzny, zmusił go by położył się na plecach.- Nie puszczę cię tak łatwo – złapał lekko zębami płatek jego ucha, zanim zjechał wargami na wyraźnie zarysowaną szczękę. Ten tydzień naprawdę odbił się na nim, dlatego nie zamierzał tak szybko podnosić się z łóżka czy nawet wypuszczać z niego Havoca.- Nie idę dziś do lekarza, jak znam swoje szczęście to trafię na tego ruskiego palanta – ostatnie czego chciał od życia to nadszarpywać sobie nerwy przez jakiegoś cholernego Rosjanina. Z tego wszystkiego nawet zignorował docinke na temat jego psychiki. Wczoraj faktycznie nie było z tym najlepiej, ale nie było sensu teraz wracać do tego co się wydarzyło. Przymknął nieco niebieskie ślepia, gdy poczuł jak partner przesuwa dłonią po jego włosach i czochra go lekko.- Kawa może poczekać – oparł głowę na jego ramieniu, teraz samemu wykorzystując ramię kochanka jako poduszkę. Chociaż szybko zmienił plan.- Nie mam co liczyć na milszy początek dnia? Taki jak kiedyś? - cmoknął go w brodę. Jeszcze parę miesięcy temu, ich poranki wyglądały lepiej albo nawet przesadził z okresem czasu... zanim zniknął na tydzień, wtedy też było świetnie. Stracił na moment zainteresowanie informatorem, zerkając na swój bark, gdy poczuł pieczenie. Wczoraj założony opatrunek, przesiąkał krwią.- Albo pomożesz zmienić opatrunek – mruknął.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.16 23:54  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Havoc skarcił się w myślach, że zaaplikował w mężczyźnie złudne nadzieje na to, na co ochota pojawiła się w nocy i nie została zrealizowana przez szereg zdarzeń. Zmrużył swoje niebieskie oczyska, a z ust potoczyło się stłumione przez zaciśnięte wargi w wąską linie westchnienie.
Pokażesz, pod warunkiem, że pan i władza tego łóżka - sarknął słyszalnie — chce być zdominowany — rzekł, nie mając zamiaru wkręcać się w zabawy partnera. Uległość przestała być jego cechą główną. Wyemigrowała na przestrzeni lat przebywania się z tym typem. Przesunął dłonią po szorstkiej skórze kochanka, nieco wbijając do niej paznokcie, a uśmiech zagasł, tak szybko jak się pojawił. — Nie pasuje do mnie w ogóle — odparł, rzadko pozwalając sobie na taki gest, mając wrażenie, że umiejętność do uśmiechania się wyparowała, zginęła w odmętach zapomnienia wraz z przykrymi wydarzeniami, które rozegrały się niegdyś na jego oczach i wymazały skutecznie oznaki radości.
Nie skomentował jego słów na jego komentarz na temat emocjonalnego zaangażowania, traktując je duchowym parsknięciem. Sam unikał takowego, nie bojąc przywiązania, a raczej zgorzkniałej wiedzy, że wraz z nią pojawia się czułość, której nie potrafił z siebie wykrzesać w większych nakładach. Ograniczała się do wymownych gestów, które czasem były błędnie odczytywane nawet przez osobę, która pozornie była mu najbardziej bliska.
Kurtz, prosisz o to, by było jak kiedyś, a przecież dobrze wiesz, że to "kiedyś" przestało istnieć — mruknął pouczająco, choć w jego głosie zabłąkała się karcąca nuta. Havoc nie potrafił wrócić do tego, co już było, zawieszony między tym co jest i będzie, a świadomość, że wiele rzeczy się w nich zmieniło, pogłębiała się z dnia na dzień coraz bardziej. On sam zatracił pewną cześć siebie, która cierpliwie znosiła kaprysy Kurtza i pozwalała mu dłuższo więcej niż chwili obecną. Być może te zmiany nadeszły wraz z jego dojrzałością, a może po prostu nie mógł patrzeć na Dana takim wzrokiem jak kiedyś, odkąd pewne hobbistyczne zajęcie, zaczęło pochłaniać go bez reszty.  — Zmienienie opatrunku nic tu nie da. To musi zobaczyć lekarz, bo ta rana jest na tyle głęboka, że nadaje się do konsultacji z igłą — zwrócił mu zaraz uwagę, bo wiedział aż za dobrze, że zmiana bandaża nie przyniesie pożądanego efektu. Krew nadal będzie się toczyć i mężczyzna w pewnym momencie straci ją za dużo i albo straci przytomność, albo wykrwawi się na śmierć w tej swojej upartości. — Poświecę się i potrzymam cię za rączkę podczas zabiegu, jeśli się boisz — rzucił, a ledwo czytelna żartobliwość była niemal do nie wyłapania. Pocałował go krótko na znak tego, że nic nie ugra i decyzja zapadła. W zagadnieniu medycyny generał mógł mu zaufać, mimo iż ten stan w przypadku ich związku był kwestią sporną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.16 0:37  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Spokój jaki go nie opuszczał dzięki lekom, powoli jednak zaczynał się ulatniać, ustępując miejsca niechęci i zirytowaniu. Mógł znieść humorki Mike'a, ale nie gdy ten nagle wykazywał jakieś zainteresowanie, sam zaczynał... by później wycofać się. To zbyt wyraźnie działało na nerwy Dantego i gdyby nie trenowana przez lata kontrola, pewnie zrobiłoby się nie ciekawie.
- Pod warunkiem? Serio? - prychnął, odsunął się od niego. Rozbawiło go to, że Havoc naprawdę sądził, że stawianie warunków da jakikolwiek efekt. Czyżby go nie znał? Nie wiedział, że wszelkie granice były z lubością masakrowane przez Dana, gdy podupadał na humorze? Prawie zawiódł się na partnerze bo widać te lata niczego go nie uczyły.- Ty tak twierdzisz – rzucił obojętniejąc już, nie zamierzał sprzeczać się z nim o to czy uśmiech pasuje czy nie. Miał swoje zdanie, ale nie miał chęci by wpływać na opinię Mike. Dante z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, coraz mniej miał ochotę okazywać emocje względem tego tu i mimo że często zmuszał się do tego lub poddawał takim momentom jak teraz, coraz mniej chciał bawić się w zdradzanie nawet małych znaków, że zależy mu na nim. Wiedział dobrze, że w końcu przestanie próbować załagadzać sytuację, gdy przesadzi i nadużyje siły. Zacznie już bez oporów brać to co chce, chociaż był zdziwiony, że tyle czasu trwało zanim zaczął zatracać potrzebę łagodzenia skutków swych wybryków.
- Ta, masz rację, to przestało istnieć – odparł sucho, co zdradzało, że jego dobry nastrój z rana, właśnie upadał i mogło nie być za ciekawie. Podparł się na zdrowym ramieniu, stwarzając dystans między nimi. Chyba właśnie dostawał odpowiedź, czemu wygodniej było mu szukać kogoś na boku, kto jednorazowo sprawdzi się w chwilowej roli i pójdzie w zapomnienie równie szybko. Danowi wystarczył jeden taki problem z którym dzielił łóżko, ale na nic liczyć widać nie mógł już.- Powiedziałem, że nie ide do żadnego lekarza, więc daruj sobie dalszy wywód na ten temat – burknął, robiąc się coraz bardziej drażliwy. Chociaż tak naprawdę konkretnego powodu nie było. Spojrzał na niego sceptycznie, na wzmiankę o strachu przed wizytą u lekarza i prawdopodobnym szyciem ramienia. Westchnął cicho, czując lekki pocałunek, który skończył się tak samo nagle jak i zaczął. Odsunął kołdrę na bok, siadając na łóżku i zaraz podnosząc się. Poszedł do łazienki by załatwić najbardziej typowe potrzeby.
W myślach przeklinał kundla, którego miał pod dachem... gdyby nie ten pies, miałby stuprocentowo pewny wypadł za mury M-3 i kilka dni na randkowaniu z adrenaliną oraz wszelkimi niebezpieczeństwami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.16 2:16  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Mike wyraźnie poczuł jak zawładnęła nim irytacja. Podniósł wzrok na Kurtza, w którym paliło się nie typowe znudzenia, a żywa chęć zamordowania go oszronionym spojrzeniem. Mężczyzna wiedział, że Havoc nie lubił, gdy ten podważał jakiego stanowisko w tym związku, tym samym ograniczając mu prawa. Co prawda informator w myślach klasyfikował Kurtza na poziom ameby, ale przecież nigdy mu nie uwłaszczał, a przynajmniej starał się tego nie robić. Czasem.
Jeśli śmiesz twierdzić, że nie jestem w stanie dyktować warunków — złapał go za podbródek, by przyciągnąć go do siebie bliżej w nietypowym, wyraźnie dominującym geście — to pewnie nie przystaniesz na ten: pójdziesz do lekarza, będziesz stosować się do jego zaleceń, a gdy już wyleczysz ramię, będę cały twój na jedną noc — wyszeptał mu w wargi, dotykając je swoimi. Na ustach pojawił się uśmiech, gdy brwi powędrowały ku górze w sugestywnym geście. I zaraz puścił mężczyznę, a na twarzy znów pojawił się stoicyzm nie zdradzający żadnych emocji. Niby wiedział, że prowokowanie Dana będzie dla niego katastrofalne skutkach, ale przecież nigdy nie powiedział na głos, że nie podobały mu się kontakt fizyczny z mężczyzną. Teraz miał doskonały pretekst ku temu, by przechylić to na swoją korzyć.
Zastanów się dobrze. Nie uniosę cię, a ta propozycja już nigdy nie opuści moich ust. I wybij sobie z głowy kompromisy. W tym wypadku one nie istnieją — oświadczył, korzystając z okazji, gdy generał poluzował uścisk i wydostał się z pod wpływu jego ramienia. Wiedział, że właśnie Kurtza opuściły ostatnie resztki cierpliwości, a na ich miejsce pojawiło się rozdrażnienie często goszczące, kiedy ten nie mógł spełnić swoich fantazji, bo Havoc odmawiał z premedytacją współpracy. Dante powinien się domyśleć głównej przyczyny jego buntu, acz nie podejrzewał go o takie umiejętności intelektualne. W końcu ten osobnik z łatwością podtrzymywał wizerunek osoby, która pierwsze robi, a potem myśli nad ewentualnymi konsekwencjami, mimo że to ostatnie raczej należało do rzadkości.
Nie guzdraj się za bardzo. Może w nagrodę pozwolę, byś zaprosił mnie na obiad — powiedział za nim, bo sam chciał skorzystać z usług łazienki, choć ze względu na twarz, która nie była w formie przez z policzkowanie, jego bytowanie w niej mogło się rozciągnąć nawet od kilkunastu minut do godziny. Prywatny rekord popełniony przez Havoca w tej materii to półtorej godziny akompaniowanej przez marudzenie ze strony Kurtza, stałej konfrontacji jego pięści z drzwiami i średnio wygórowanymi wyzwiskami.
Wygramolił się z łóżka, owinął w prześcieradło, które i tak domagało się uwagi pralki, by na chwilę zatrzymać pełen dezaprobaty wzrok na roztrzaskane drzwi szafy i jej pozostałościami w postaci odłamków. Pochylił się, złapał za porzucony pistolet, włożył go do szuflady szafy nocnej i, wychodząc z sypialni w wyraźnym pośpiechu, zszedł schodami na dół.
Chaotyczność tego poranka plasowało się na swój samodzielny punkt na mikeowej liście osobistych porażek, kto wie, może nawet zajmując jedno z zaszczytnych miejsce na niej. Nawet nie chciał wiedzieć jak wygląda, choć niewątpliwie dostrzegł w pozostałości po lustrze zniekształcone odbicie nadające się jedynie do dobicia. Dobrze, że chociaż jego nastrój nie pokrywał się aparycją. Był znośny, mimo że nawet nie wiedział czemu. Wolał ignorować złośliwą myśl, że mogła być to zasługa Kurtza i poranka z nim, co było milszym akcentem od wiecznie pustej i zimnej drugiej połówki łóżka.
Cześć, mały — mruknął do psa, który doleciał do niego i zaczął po nim skakać, prawie nie zwalając go z nóg. Poczochrał go za uszami, choć epitet "mały" zdecydowanie był tu nie ma miejscu, jednak Mike pamiętał wyraźnie szczeniaka, którego znalazł i przygarnął. Nie posiadał rodowodu, więc jego rasa była wątpliwa, ale bliższej mu było do rottweiler niż innego przedstawiciela swojego gatunku. Weterynarz potwierdził tę wersję wydarzeń, więc Halk faktycznie nim został, nawet jeśli tylko z przyzwyczajenia. — Nie zawiedź mnie i wykaż się większą cierpliwością niż ten mężczyzna zabierający moje cenne chwile na romans z lustrem — rzucił do psa, a kącik ust wygiął się subtelnie ku górze.
Podszedł do kuchni, by nastawić czajnik i zrobić obiecaną kawę. W między czasie wyciągnął dwie filiżanki, mimo iż preferencje partnera były mu znane i wiedział, że ten woli kubki {bez podtekstów} od mało pojemnych porcelanowych naczyń w najróżniejszych, malowniczych wzorach, które przekuwały spojrzenie Mike'a i sprawiały, że zatrzymywał go na nich na dłuższej. On, by tradycji stało się zadość, lubił te mało wytrzymałe naczynia, które rozpadały się czasem nawet w rękach pobudzonego Dana. Chyba pod tym względem trochę się z nimi utożsamiał, o ile mężczyzna znający swoją wartość może czuć więź z przedmiotami. Nim czajnik oznajmił, że woda jest gotowa, Havoc zdążył jeszcze nakarmić pupila i zmienić mu wodę na świeżą i dopiero zajął się robieniem kawy. Do swojej filiżanki tradycyjnie władował jedną kostkę cukru w zestawie z niewielkim dodatkiem śmietany – cztery krople. Kurtzowi odpuścił łaskawie dodatki, stawiając parujące naczynia na rzadko używanym w celach przeznaczenia stole; jego zastosowanie stało się zbiegiem czasu bardziej wymowne, praktyczniejsze. Sam nie jadał śniadań, więc nie widział potrzeby by je na siłę robić, nawet jeśli poranny posiłek mógł sprawić cuda i wprawić generała w lepszy nastrój. Nie był jego żoną, a zabawa w dom skończyła się zanim zdążyła się rozkręcić. Może mu sprawi taki prezent na gwiazdkę, która była jeszcze zbyt daleko, ale odnotował to sobie w myślach. Już dawno pozbył się nawyku wręczenia Danowi materialnych prezentów, które z czasem tracił na swojej wartości i były niszczone, gdy generał wpadał w furię i nie panował nad gniewem.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.16 20:55  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
W kwestii tego kto w tym domu miał więcej władzy, Dante nie zamierzał odpuszczać i mimo że rzadziej tutaj był to stawiał jasno sprawę. Mike mógł rzucać warunkami, ale w większości prób były ignorowane bo nie były dość dobre, aby na dłużej zainteresować Dana i nie skłonić go do złamania ich. Mimowolnie wykrzywił wargi w uśmieszku, gdy został złapany za podbródek i wyraźnie w tym geście odczytał dominację. Nie odtrącił Havoca, nie wykpił go... czekał cóż ten wymyślił, chcąc pewnie wpłynąć na generała. Tym razem jednak, faktycznie ze strony informatora padło coś całkowicie interesującego.- No no, Havoc... w końcu czymś zaciekawiłeś – przyznał sucho. Jedna noc to niby krótki czas, ale Dan dobrze wiedział jak to wykorzystać całkowicie, by później dobrze wspominać to. Możliwość dobrania się do Mike, gdy ten sam się dawał jak na tacy... to nie częsta sytuacja.
- Podoba mi się twój warunek i chyba na niego przystanę – stwierdził, ale zignorował lekki nacisk miękkich ust blondyna na swoich wargach. W innej chwili, pewnie okazałby mu trochę czułości tak dla odmiany, ale teraz już nie chciało mu się nawet starać. Znał w końcu jedyny skutek jaki może osiągnąć, więc nie miało to najmniejszego sensu.- Przecież wiem, że już od dawna, kompromisy nie działają w naszym związku – mruknął, dławiąc w sobie prychnięcie przy słowie związek. Nawet nie był pewny czy to dobre określenie lub czy w ogóle kiedykolwiek ich relacja mogła zyskać to miano; chociaż patrzeć na czas jaki byli już ze sobą to niby powinno. Wszystkie poprzednie epizodyczne relacje szybko zdychały z winy Kurtza, który nie chciał w nic się angażować, a taki blondas śmiało zapiął mu smycz, czego mógł nie być do końca świadom lub nie zauważał tego.
Nigdy nie przesiadywał długo w łazience, ale tym razem jednak posiedział tam więcej czasu niż zwykle; głównie przez pogryziony bark. Zmiana opatrunku w pojedynkę to nie lada wyzwanie i Dan musiał się nieźle nagimnastykować aby osiągnąć sukces i w końcu zawiązać znów bandaż. Dokończył poranną toaletę, później zwolnił łazienkę ubierając się już w sypialni. Westchnął wbijając się znów w mundur generała. Później zszedł na dół, spoglądając przelotnie na psa, który wyraźnie kręcił się przy drzwiach. Zaszedł do kuchni, zaraz kierując się do stołu gdzie zobaczył kawę. Wziął filiżankę z mocną kawą, bez dodatków. Dan nie tolerował od jakiegoś już czasu cukru i mleka czy śmietanki. Upił łyk, darując sobie poruszanie tematu czemu Mike znów postawił na filiżankę, a nie na kubek. Przeniósł w końcu wzrok na partnera.- Od rana masz zajęty czas? - spytał nagle. Skoro już miał możliwość zabranie tego typa na obiad to chciał wiedzieć w jakich godzinach może go sobie porwać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.04.16 2:26  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Nieco zdziwiony, że Dan pojawił się po paru minutach w swoim typowym, generalskim stroju w kuchni złapał z nim chwilowy kontakt wzrokowy. Był bowiem pewny, że starszy mężczyzna z premedytacją przedłuży swoje urzędowanie w łazience, choć te niewątpliwie rozciągnęło się w czasie i wykroczyło poza dopuszczalne normy. Wojskowy popełnił swój rekord w tej dziedzinie.
Gdy pytanie padło z ust Kurtza, odpowiedzi nie przyszła od razu. Havoc złapał za łyżeczkę i przemierzał zawartość filiżanki, udając przejęcie tą czynnością, choć w efekcie generał świadomie nacisnął na jego docisk. Już dawno powinien być w ternie, a nie romansować z kochankiem, który wczoraj dostał wyraźną odmowę, acz szatyn nie musiał wiedzieć, że wiecznie obowiązkowy Mike, pierwszy raz złamał złotą zasadę punktualności.
Teraz mam wystarczająco dużo czasu, by upewnić się, że pójdziesz do lekarza —odparł spokojnie z pewnym wyraźnym dystansem, nie spuszczając badawczego wzroku z przystojnej twarzy mężczyzny. Zamoczył usta w kawie, by zaraz się napić. Nie tak łapczywie, jak czynić to zwykł Kurtz, a z wyczuciem, napawając się jej smakiem, aromatem, choć nie była ucieleśnieniem marzeń Havoca i nie spełniła w pełni swojej roli. Była omamiona przez przeciętność, która podrażniała wyczulony zmysł smaku Mike'a, ale postanowił zignorować ten dyskomfort. Odstawił na wpół opróżnione naczynie na blat stołu i wstał, zasuwając za sobą krzesło. — Znajdę też dla ciebie czas między czternastą, a piętnastą, by pomóc przy zmianie opatrunku i by upewnić się, że wziąłeś leki. Sam wykupię ci receptę — zawyrokował z subtelną aluzją, że wtedy wybija ich pora obiadowa.
Ruszył stamtąd skąd przyszedł - najpierw do sypialni, by porwać w swoje ręce wyprasowaną, przygotowaną na ten dzień koszulę, krawat, marynarkę i spodnie wizytowe do kompletu, a zaraz podrapał do łazienki, tradycyjnie zostawiając uchylone drzwi, by wrażenie, że świeże powietrze nie ulatnia się z pomieszczenia utrzymanego w ciemnym tonie, nie pojawiło się. Wziął szybki prysznic, by zmyć z siebie trudny nocy i częściowo też zmęczenie. Chłodne warkocze wody terroryzujące jego plecy, zawsze działały w charakterze reanimacji do pary z kawą. Przymknął na chwilę oczy, pozwalając, by zimno przenikało jego ciało, umysł, a nawet serce, choć te już dawno było skute lodem.
Gdy skończył, owinął strzelnie ciało ręcznikiem, by umyć dokładnie zęby. Uzbierawszy w sobie wystarczająco dużo odwagi, spojrzał w lustro, niemal od razu tego żałując. Siniec, który pojawił się na policzku, wyraźnie go szpecił i alarmował, że doszło do sytuacji użycia przemocy w tle. Zazgrzytał na zębach, acz w spojrzeniu nadal tliła się wyrafinowana obojętność. Wyciągnął z szafki kosmetyczkę i zaczął niepośpieszny rytuał nakładania makijażu. Po nałożeniu dwóch warstw pokładu i czterech pudru, odetchnął z ulgą po zlustrowaniu pożądanego efektu; oznaka agresji partnera przestała być widoczna, co sprawiło, że naruszona pewność siebie Havoca, wróciła do niego. Po ułożeniu włosów i stwierdzeniu, że jego romans z lustrem trwał półgodziny, której niż się spodziewał, założył wybrane przez siebie ubrania, dopinając wszystko na ostatni guzik i w końcu, zwarty i gotowy opuścił łazienkę z zamiarem zabrania psa na poranny spacer.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.16 18:09  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
W kącikach jego ust na moment pojawił się uśmieszek, ale szybko zniknął zastąpiony typowym chłodem, którego czasami nie okazywał partnerowi. Dziś jednak nie widział powodu dla którego miałby być milszy; dotychczasowe chęci do tego już wyparowały, pozostawiając po sobie zirytowanie przez zachowanie Mike. Upił kolejny łyk, uważając by się nie poparzyć, więcej nawet znikomych obrażeń nie było mu potrzeba. Nie doceniał smaku kawy, bo była kiepska... chociaż i tak lepiej smakowała niż gdy sam ją parzył w pośpiechu. Pod tym względem Havoc zawsze się przydawał, obojętnie jak zła była atmosfera, ten typ zawsze zaparzył znośną kawę.
- Sądzisz, że bez twojego towarzystwa nie poszedł bym do lekarza? - mruknął, mrużąc nieco oczy, ale musiał przyznać, że to miało sens. Bez odpowiedniej zachęty oraz przypilnowania go, pewnie jakoś ominąłby w ciągu dnia wizyty u doktora na którego nie mógł patrzeć. Chociaż to było całkowicie odwzajemniane; obaj gdyby mogli skoczyliby sobie do gardeł, mimo że raczej powinni się dogadywać przez taką samą niechęć do większości świata. Wywrócił oczami, reagując na przesadną troskę Havoca czy jak inaczej mógł nazwać zapowiedź pilnowania aby wziął leki.- Jeszcze potrafię sam wykupić sobie receptę, przetrwałem ponad dwadzieścia lat bez nadmiernego zainteresowania kogokolwiek to dam sobie rade i z tak prostą czynnością – stwierdził poważnie. Chyba nie przeszkadzało mu to, że Mike wyraźnie chce przypilnować go... bardziej obawiał się kontroli jaką informator mógł nad nim trzymać, pomijając jak ciężkie byłoby to zadanie w praktyce. Ogarnięcie Kurtza to coś co wiele osób już przerosło, a on jedynie śmiał się w twarz każdemu, kto chociaż pomyślał o zatrzymaniu go w miejscu czy utemperowaniu nieprzystępnego charakteru.
Zapamiętał sobie w jakich godzinach ten typ znajdzie się znów w zasięgu, odprowadzając go wzrokiem z czym się wcale nie krył. W końcu często wodził wzrokiem za tym osobnikiem i nie tylko gdy byli w mieszkaniu. Zostając sam na parterze mieszkania, skupił się znów na filiżance. Przesunął palcem po uszku porcelany, pogrążając się w zamyśleniu. Drgnął jednak nerwowo, gdy nagle usłyszał dość żałosny dźwięk; ni to warknięcie ni pisk. Spojrzał wrogo na Halka, który kręcił się przy drzwiach. Gdy psisko podeszło do niego, odruchowo sięgnął do paska spodni, gdzie powinna być kabura z bronią, ale jak zawsze pistolet zostawiał przy drzwiach by nie łazić z nią po domu. Nie ufał zwierzakowi i miał co do tego więcej powodów od ostatniej nocy.
Wodził wzrokiem za kundlem, który wyraźnie musiał już na dwór i to strasznie pilnie, sądząc po jego zachowaniu. Wiedziony czymś czego sam nie rozumiał, wstał z miejsca by zaraz podejść do wieszaka przy drzwiach. Nałożył kurtkę, wciągnął na nogi buty i.... sięgnął po smycz psa. Gwizdnął na niego, zwracając na siebie uwagę. Z pewną obawą, które w życiu nie okazałby gdyby Havoc tutaj był, schylił się i przypiął smycz do obroży Halka. Nie pamiętał już kiedy ostatni raz był z tym pchlarzem na dworze, a po ostatnim incydencie tym bardziej nie powinien okazywać takiej dobroci. Nie mniej, otworzył drzwi i wyszedł z futrzakiem by ten mógł załatwić się na dworze, a nie do jego butów czy na dywan.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.16 22:51  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Wychodząc z łazienki, zadbało o to, by zostawić w niej nienaganny porządek, a każdą niepoprawność naprostować, by nie kłóciła się z jego poczuciem estetyki. Musi w końcu nakłonić Dana do zmiany postępowania i wymusić na nim zgodę na remont, bo tonacja, w jakim było utrzymywane te pomieszczenie, sprawiało, że Havoc dusił się w nim sukcesywnie, nie mogąc złapać oddechu. Nie znosił ciemnych płytek ułożonych aż do sufitu, które niesamowicie go drażniły, mimo iż sama łazienka prezentowała się niemal katalogowa, utrzymana w nietypowej czystości, jakby w ogóle nie była użytkowana przez właściciela.
Wyszedł z pomieszczenia, wyłączając światło i domykając drzwi. Spodziewał się, że zostanie przywitany przez pojedynczy skowyt Halka, który domagał się uwagi i przede wszystkim spaceru, ale zamiast tego nienaturalna cisza zadomowiła się w jego wyczulonych uszach. Zrażony nią, szybko pokonał dzielącą go odległość od schodów, by w kolejnych paru sekundach znaleźć się na niższym poziomie mieszkania i zeskoczyć w geście wyraźnego zdenerwowania rzadko u niego dostrzegalnego z ostatniego stopnia, przez co nabawił się zadyszki.
Zajrzał do kuchni, omiótł ją swoim zburzonym spojrzeniem, ale obecność generała i psa była w niej dostrzegalna. Jedyna rzecz, która zdradzała, że znajdowali się w tym pomieszczeniu była opróżniona filiżanka i rozsypana wokół miski karma. Skrzywił się gwałtownie. Niby nie sądził, że Kurtz postanowił pozbyć się psa, acz wiara w jego dobre serce zniknęła na przestrzeni razem spędzonych lat, które wypełnione wzlotami i upadkami sprawiły, że Havoca ogarnęła postępująca znieczulica. Sam nie wiedział, dlaczego jestem z tym mężczyzna. Kwestia uczuć nie miała racji bytu, już dawno się zatracił, a granica między nienawiścią a miłością zacierała się coraz bardziej. Czasem miał wrażenie, że ich najlepsze lata dawno straciły na wartości i obróciły się w niebyt, a ich związek był podtrzymywany przy życiu jedynie przez przyzwyczajenie i brak wyraźnych chęci na zmianę, które coraz częściej były widoczne w pozbawionych czucia oczu informatora, przypominających puste płótno podupadłego na wenie malarza.
Rozejrzał się dookoła, ostatecznie wracając do wąskiego przedpokoju. W momencie, gdy jego prawa dłoni sięgnęła po płaszcz, drzwi otworzyły się. Pierwsze próg został przekroczony psa, a potem przez Dana. Koniecznie w tej kolejności. Na wąskich ustach Mike'a pojawił się półuśmiech, by zatuszować nie dowierzenie, gdy zrozumiał całą absurdalność tej sytuacji. Żadne słowo nie chciało ujrzeć światło dziennego. Odebrał w milczeniu smycz od partnera i rozpiął ją w prawnym ruchem, głaszcząc psa za uchem, który po zafundowanej pieszczocie pognał w kierunku wodopoju.
Na pewno dobrze się czujesz? — zapytał, odwieszając smycz na swoje miejsce. Zerknął kątem oka na kochanka i poluzował nieco krawat, który opinał się nieprzyjemnie na szyi.
Podszedł do swojego generała i przyłożył mu dłoń do czoła, by sprawdzić prowizorycznie temperaturę, ale nie zarejestrował żadnych anomalii.
Jeśli się pośpieszymy, unikniemy kolejek.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.16 0:43  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Jak nieswojo może czuć się człowiek na spacerze z psem, tego właśnie dowiedział się Kurtz. Brakowało mu przyzwyczajenia do takiego dreptania za kundlem i to jeszcze nie swoim, jeśli patrzeć na upór z jakim pielęgnował niechęć między sobą, a Halkiem i jak często powtarzał Havocowi, że to jego kundel, a Dan nie zamierza tracić czasu na opiekowanie się futrzakiem. Nigdy nie lubił psów i wątpił by się to zmieniło, tylko teraz tak wyjątkowo postanowił ugiąć się, wmieszać w opiekę, która nie miała szansy trwać dłużej niż ten jeden wypad na dwór.
Zerkał co jakiś czas na zegarek, bo zależało mu na czasie, chociaż nie wiedział ile zwykle pchlarz potrzebuje na porządny spacer, bez ryzyka, że później zostawi coś na dywanie. Na jego szczęście, Halk sam zadecydował kiedy chce wracać i wtedy zaczął ciągnąć do domu na co Dan przystał bez sprzeczek. Śmiesznym było, że w tej konkretnej sytuacji był bardziej skory do słuchania... niż przy setkach razów, gdy Mike próbował go do czegoś nakłonić. Najwyraźniej pies miał lepszą siłę przebicia w tej chwili. Wchodząc po schodach, zerkał w przelocie na futrzaka, dla upewnienia, że ten wspina się też po stopniach, bo zgubienie go gdzieś w budynku to ostatnie czego chciał Kurtz dziś. Wchodząc na odpowiednie piętro, musiał na chwilę przystanąć, czując jak kręci mu się w głowie i wtedy właśnie nabrał pewności, że musi zająć do lekarza. Utrata krwi to coś co zbyt wyraźnie odbija się na organizmie i bez wątpienia pociągnie za sobą jakieś konsekwencje.
Zatrzymał się przed drzwiami, nagle poruszony tym jak wiele niechęci wzbudza w nim to mieszkanie. Wcześniej tego nie zauważał, a teraz dotarło to do niego ze zdwojoną siłą... od kilku miesięcy już powrót tutaj, był mu czymś nie na rękę i wolał nocować w miejscu pracy lub u przypadkowej jedno nocnej przygody, niż wchodzić za te drzwi i spoglądać znów na znienawidzonego psa oraz kochanka, którego nawet już w myślach coraz rzadziej nazywał partnerem. Nigdy nie powiedział tego na głos, ale puste lub chłodne spojrzenie Mike'a, było zaskakująco dotkliwe i to był główny powód dla którego reagował agresją, odruchowo broniąc się przed tym co może ranić. Męczyła go codzienność z jaką się stykał, a powroty do domu wcale nie zmniejszały tej niechęci i znużenia, podwajały ją budząc wszystko co negatywne. Przez ten natłok, stawał się niebezpieczny dla otoczenia i wiedział o tym dobrze. Wyrywając się w końcu z zamyślenia, nacisnął klamkę by wpuścić psa pierwszego. Spojrzał przelotnie na Havoca, oddając mu smycz. Zauważył ten uśmieszek na wargach blondyna, ale nie wywołało to u niego żadnej, nawet znikomej reakcji.
- Mogło być lepiej – odparł jedynie, poprawiając kurtkę na ramionach. Zmarszczył lekko brwi, gdy dłoń informatora wylądowała na jego czole, domyślił się, że ten sprawdzał, czy aby nie ma gorączki, skoro zdecydował się na wyjście z psem. Wywrócił oczami, sam wyciągając rękę i łapiąc go za krawat, aby przytrzymać go na moment bliżej.- Czuję się nieswojo, gdy robisz się troskliwy – prychnął, ale zaraz poprawił mu krawat i odsunął się. Oparł się zdrowym barkiem o ścianę, czekając aż blondyn będzie gotowy do wyjścia.- Wątpię byśmy ich uniknęli, ale mniejsza z tym – mruknął. Był wyraźnie markotny i chyba trochę ugodowy, co raczej nie często mu się zdarzało, chociaż w obecnym stanie nie powinno zaskakiwać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.16 1:38  •  Apartament nr 1062 - Page 3 Empty Re: Apartament nr 1062
Syknął cicho, kiedy Kurtz położył swoje łapska na krawacie i przyciągnął go ku sobie władczym gestem.
Mówiłem ci już, Kurtz, nie każ mi się powtarzać. Mieszkamy razem, więc czuję się za Ciebie odpowiedzialny. — Puste słowa, które nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości. Gra pozorów stworzony, by nie zwariować. Pustka. Z tego składał się Mike. Puste spojrzenie. Pusty wyraz twarzy. Pustka w sercu, która rozdzierała go na kawałeczki, unicestwiając wszystkie uczucia, które się w nim tliły. Chłód i obojętność, tyle mógł zaoferować Kurtzowi, kiedy mężczyzna nie wracał do domu pięć nocy po rząd, a potem nachalnie wpraszał się do ich wspólnego łóżka, by zaspokoić naturalną potrzebą bycia z kimś, konkretyzując - bycia w kimś. Wściskał ręce tam, gdzie zdecydowanie nie powinien, prowokując kłótnie. Mike nie był tym samym człowiekiem, którego Dan poznał na zalanej słońcem ulicy, wracając z wykładów do domu. Zmienili się obaj, zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Każdy z nich poszedł w innym kierunku, w przypadku Havoca chcąc odsunąć od siebie dotkliwą przeszłość, która nawiedzała go pod postacią snów, obawy jednak zawsze zostawały w jego głowie, a ich wspólne problemy, wyraźny kryzys, który przechodzili, w mieszkaniu, a przynajmniej teoretycznie. W praktyce tłumienie zazdrości i złych nawyków nie miało racji bytu. Havoc dokładnie wiedział, z kim sypiał Kurtz, o ile to robił, nie pojawiając się w domu. Rozpamiętywał wtedy jego szorstki dotyk i te wszystkie obietnice, które składali sobie pod sztucznym niebem M-6, a gdzieś w okolicy serca pojawiło się ukłucie. Być może oznaka tęsknoty, choć Havoc wmawiał sobie, że to wynik zdenerwowania spowodowany nałożonymi na niego obowiązkami, zmęczenia po kolejnej nie przespanej nocy w łóżku, w którym nie było pożądanej przez niego osoby. Gdy był sam jak palec w tych czterech pustych ścianach, gdzie obecność kochanka była namacalna, rozdzierał go ból, którego rozładowywał na kochankach Dana, niszcząc im życie.
Na ustach pojawił się krzywy grymas imitujący gorzki uśmiech, ale zagasł po paru nic nieznaczących sekundach. Omiótł spojrzeniem partnera. Z jednej strony ochota, by skończyć tę projekcję związku, stawała się coraz bardziej namacalna, a z drugiej zaś Havoc miał wrażenie, że gdyby faktycznie spakował walizki i wyniósłby się z życia generała, jakaś ważna cząstka jego rozpadłaby się na milion kawałków, niezdolna do reprodukcji, niczym rozbita szklanka, której odłamki nie pasują do siebie. Byłby jednak zbyt dumny, by zaprezentować to, jak bardzo zależy mu na mężczyźnie i całe życie przyłapywałby się na myśli, że raz utraconej rzeczy nie dało się odzyskać. Kurtz przeobraziłby się w ciepłe i jednocześnie łamliwe wspomnienie, rozgrzewające go po ciężkim dni.
Nachylił się do mężczyzny, dotykając ustami znajomej żuchwy. Niby akt słabości, lecz wyprostował się zaraz prezentacyjnie, by wyprzeć to z własnej świadomości.
Zaraz wracam — mruknął niewyraźnie, obracając się na pięcie. Kurtz z takiej pozycji nie mógł dostrzec bladych rumieńców na twarzy Havoca, które nieoczekiwanie pojawiły się na jego policzkach i czymś w rodzaju smutku odbitym na dnie zmrożonych przez chłód poranka tęczówkach.
Informator podszedł do komody. Wyciągnął z niej parę skórzanych rękawiczek i zaraz nasunął je sobie na smukłe dłonie, które oznaczały się niską tolerancją na środki czyszczące, dlatego też trzy razy w tygodniu odwiedzała ich kobieta w średnim wieku dbająca o czystość mieszkania, o czym Dan nie mógł wiedzieć, zjawiając się w tym miejscu średnio raz w tygodniu, najczęściej zły i niechętny do rozmów, ale skory do seksu.
Zechciałbyś mi pomóc? — zapytał mężczyznę, gdy do niego wrócił. Spojrzał wymownie to na niego, to na swój płaszcz, który nadal wisiał na wieszaku, chcąc mu subtelnie zasugerować jak powinien się zachowywać w jego obecności, choć spodziewał się, że Kurtz go wyśmieje. W ramach rezygnacji westchnął i sam sobie poradził: zdjął swoje wierzchnie okrycie i zarzucił je na ramiona, które jako jedyne nie były wątłymi punktami na jego ciele. Zawiązał szalik na szyi, by zakryć to, co pozostawił na nich głodny wrażenie Dan i wyciągnął z kieszeni klucze.
Miejmy to już za sobą. — powiedział, traktując to jak obowiązek, a nie rzeczywistą chęć.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 11 Previous  1, 2, 3, 4 ... 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach