Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 11 Previous  1, 2, 3, ... 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 31.03.16 11:19  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie widział nic złego w tym, że Mike nosił ślady po nim na ciele, zwłaszcza gdy nie były to siniaki, kojarzące się z przemocą, a jedynie malinki czasami gęsto rozsypane na ciele. Nie liczył się później z oceną ludzi to jak spojrzą na Havoca, bo miejsca gdzie pozostawiał krwiste ślady zwykle były ukryte pod ubraniem, ewentualnie jak teraz znajdowały się na szyi. Ten dupek był jego i tylko jego, więc miał wszelkie prawa oznaczać go sobie. Poza tym coś mu się należało po tych wszystkich humorkach jakie miał mężczyzna i które generał musiał znosić.
- Jesteś irytujący – burknął, nudziło go już ciągłe udowadnianie, że niczego nie złapał, zwłaszcza gdy tak naprawdę nie miał czas ani ochoty chwytać za pierwszą lepszą i chętną osobę. Tak było też w tym przypadku, ale on mógł to mówić w nieskończoność, a ta księżniczka obok, będzie dalej fukała i obnosiła się ze swym fochem. Gdyby zaczął współpracować na pewno załapałby się na łagodny numerek, Dan raczej rzadko stawał się agresywny, kiedy Mike współpracował z nim i wykazywał chociaż cień zainteresowania, zamiast wrogości i powinien uczyć się na błędach, biorąc pod uwagę wszelkie groźby bo logicznym było, że w którymś momencie wojskowy spełni je, biorąc całkowicie siłą to czego chce, niezwarzając na dyskomfort informatora.
Wywrócił oczami, czując znów chwyt na nadgarstku i słysząc jak zostanie to odebrane. Szarpnął reką, wyrywając ją z uścisku.- Traktuj to jak chcesz, powoli naprawdę mam gdzieś twoje zdanie – stwierdził całkowicie poważnie i to powinno już dac do myślenia najbardziej. Położył dłoń na przodzie bokserek blondyna, obejmując palcami najczulszą część ciała. Dziwnym było, że dbał jeszcze o odczucia swojej prywatnej primadonny, nie serwując mu dawki bólu jakiej nawet HSAN, nie stłumiłby.
Widząc jak Havoc odchyla głowę, odsłaniając tym samym szyję, przez moment poczuł zaciekawienie tym zachowaniem. Czyżby w końcu wygrał z tym cieciem? Chwilowe poczucie wygranej szybko jednak wyparowało, kiedy ich spojrzenia się zetknęły, a on zauważył kątem oka lufę pistoletu wycelowanego w jego ramię.
To co właśnie się działo budziło drzemiącą wściekłość, ale i rozbawienie na tyle silne, że te dwie silne emocje, dosłownie mieszały się ze sobą, przez co Kurtz nie bardzo wiedział co odczuwa teraz.
Nie sądził, że Mike strzeli, ale faktycznie to zrobił. Huk temu towarzyszący i to blisko ucha, był prawie ogłuszający i tak naprawdę wzbudzał strach, zakorzeniony gdzieś w umyśle. Wiedziony bardziej instynktem, generał odchylił się gwałtownie w bok. Nie było co wątpić, że inni mieszkańcy budynku słyszeli wystrzał, tego nie dało się nie usłyszeć. Obejrzał się na drzwi w które trafił pocisk, był cholernie zaskoczony rozwojem sytuacji. To nie powinno mieć miejsca. Ledwie usłyszał szczekanie psa, zbyt skołowany tym co się wydarzyło... wiedział, że blondyn jest zdolny to zrobić, ale nie sądził, że zdecyduje się na to.
Spojrzał prosto w te tak samo zimne oczy mężczyzny, chociaż w jego własnych powoli pojawiały się iskierki wściekłości. To co powiedział zaraz, przełamało wszelkie opory.
Złapał go mocno za nadgarstek, jakby zamierzał połamać mu kości. Rozbrojenie tego kretyna, nie zajęło mu dużo czasu, nie raz musiał podlegającym mu żołnierzom pokazać jak łatwo pozbawić ich broni w pewnych sytuacjach. Teraz to samo udowodnił Havocowi, gdy pistolet z głuchym dźwiękiem wylądował na podłodze kawałek od łóżka.
- Przegiąłeś – warknął, złapał go za szyję i szarpnięciem zmusił by ten usiadł na łóżku. Uderzył go w twarz, nawet się nie wahając.- Nigdy więcej nie próbuj do mnie strzelać, bo popełniasz najgorszy błąd jaki możesz – wycedził. Cały czas trzymał informatora tak, by ten nie wyrwał mu się. Docisnął go plecami do wezgłowia łóżka, napierając na niego nieco ciałem, zwiększając tym samym swoją przewagę. Jego myśli, teraz przepełnione złością, krążyły tak szybko, że nie mógł się skupić. Za to idiotyczne zagranie, miał ochotę skrzywdzić pozornie najbliższą osobę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.03.16 23:50  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie przewidział reakcji Kurtza, choć teoretycznie powinien był to zrobić, znając generała jak własną kieszeń. Może właśnie dlatego jego palce zacisnęły się kurczowo na broni, że aż knykcie pobielały, ale zdecydowanie szanse na oddanie kolejnego strzału, tym razem celnego, były już poza jego zasięgiem, kiedy mocny uścisk Kurtza wymusił ból. Palce, wbrew woli właściciela, rozluźniły się niemal natychmiast, a broń przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z podłogą. Syknął głośno, łapiąc z zęby dolną wargę, by nie wykrzesać z siebie oznak słabości i nie pokazać, że ta akcja zrobiła na nim jakikolwiek wrażenie, mimo iż przez jego ciało przeszły zimne dreszcze w pakiecie z poczuciem, że nie powinien próbować pójść z tym prostakiem na kompromis, a przestrzelić mu ścięgno, wysyłać na urlop do szpitala, a po kuracji unikać go, nim złość go nie opuści.  
Gdy ręką Dana zaprzyjaźniła się z jego policzkiem, wywołując charakterystyczne pieczenie, Mike nie miał wątpliwości, że mężczyzna wykrzesał z siebie co najmniej siedemdziesiąt procent swojej siły. Oblizał wargi, by zagarnąć z nich krew, a w głowie natychmiast pojawiła się myśl, że bez konsultacji z podkładem i pudrem jutro się nie obejdzie, choć to przecież dopiero początek jego problemów, bo wątpił, że partner mu odpuści. Nadal nie tliła się w nim potrzeba ugięcia się przed mężczyzną, wręcz przeciwnie, mimo szarpiącego nim strachu, narosła potrzeba stłumienia dominacji Kurtza, mimo że to nie należało do czynów łatwych, częściej nieosiągalnych.
Następnym razem zastrzelę cię — zapewnił go, wypluwając mu na twarz krew, która zgromadziła w jamie ustnej po przyjęciu uderzenia.
Jego oczy nadal były tak samo chłodne, zblazowane, jak przed paroma minutami, mimo iż drżał wyczuwalnie, a praca serca znacznie przyśpieszyła. Oparłszy głowę o zimną ścianę, starał się wyciszyć płytki, przyśpieszony oddech, acz bez skutku, gdy ciało Kurtza bardziej na niego naparło, zabierając możliwość złapania oddechu. Poczuł jak wypełniająca go duchota w zestawie ze suchością w ustach, pali go w gardło, wprawiając w lekkie otępienie w towarzystwie zawrotów głowy. Przez to nie zarejestrował momentu, kiedy Halk wskoczył na lóżko, oparł wielkie łapy o plecy Dana i zacisnął zęby na jego barku, warcząc groźnie, wyraźnie zorientowany w sytuacji, co napełniło informatora złym przeczuciem. Ten furiata był zdolny do wszystkiego, a przecież nigdy nie pałał miłością do rottweilera. Walczyli ze sobą o każdą, najmniejszą rzecz znajdującą się w mieszkaniu. Czy to buty, które Halk za szczeniaka lubił obszczywać, czy to o wygodne miejsce na fotelu, czy nawet uwagę Havoca. Czasem nawet przekrzykiwali się nawzajem, jeden wrzeszczał jak opętany, drugi szczekał, a potem przez kolejną minutę łapczywie pili wodę - jeden z miski, drugi ze szklanki i żaden w dalszym ciągu nie chciał odpuścić.
Halk, puść go. Proszę  — mruknął cicho, niemal błagalnie do psiny, zamykając oczy, jakby zmęczenie z całego tygodnia spłynęło na niego i skumulowało się ze sobą w najmniej odpowiednim do tego momencie. Zaśmiał się nieoczekiwanie, histerycznie, gdy zdał sobie sprawę, że teraz właściwie mu wszystko jedno, bo zaraz Kurtz zdepta jego godność, odbierając mu wszelkie chęci do życia, choć te istniały w nim w minimalnych zasobach.
Pierwszy raz od dawna siły, by szamotać się z szurniętym Niemcem, z niego wyparowały i, mimo że znał przyczynę tego stanu rzeczy, wolał ją ignorować. Przyłożył dłoń do czoła, by odgarnąć z nich kosmyki, które zabłąkały się tam w wyniku szarpaniny i dopiero wtedy otworzył oczy.
Halk okazał się nie posłuszny. Szarpnął pożądanie ramieniem Kurtza, jakby chcąc mu go wyrwać.
Halk. — Nachylił się w kierunku Dana, tylko po to, by skonfrontować dłoń z głową psa. — Przestań — odparł miękko, łagodnie, ignorując natarczywą obecność drugiego człowieka, choć wiedział, że tą ignorancją sporo ryzykuje. Nie chciał jednak by pies zrobił tej kupie mięśni krzywdę, dlatego też uderzył go lekko w głowę, a rottweiler, kłapiąc pyskiem, skierował na niego swoje bystre spojrzenie. — Waruj — wydał pewnie polecenie, a usta wygiął w marnej imitacji uśmiechu. Wzrok przez moment zatrzymał się na krwawiącej części ciała mężczyzny. — Opatrzę ci to, za nim wedrze się zakażenie — zaproponował, bo choć Halk był czystym psem, który regularnie odwiedzał weterynarza, wolał nie kusić losu. Był przede wszystkim psem - chodzącym zbiornikiem na bakterie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.16 1:11  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Ciężko było czasami przewidzieć jego zachowanie, gdy już się go wkurwiło. Agresja i lekkość z jaką łapał się do przemocy był jednak na tyle typowy, że Mike powinien już wiedzieć, aby bronić się, niekoniecznie wymachując pistoletem przed Kurtzem. Wykrzywił wargi w okropnym uśmiechu, gdy wszystko poszło po jego myśli; mężczyzna wypuścił broń i nie zdążył zareagować do końca. Trzymając go mocno, starał się poskładać myśli, teraz szalejące w jego głowie. Pewnym było jednak to, że chce zrobić krzywdę temu delikatnemu ciału, większą niż ten jeden cios. Przyjrzał się jak Mike zlizuje krew z ust i czuł, co zaraz się stanie, dlatego lekko odwrócił głowę i krew wylądowała na jego policzku. Starł ją dłonią, zirytowany tym co zrobił teraz niedoszły kochanek.
- Następny raz może nie nadejść, za szybko – stwierdził ponuro. Nacisnął kciukiem na grdykę mężczyzny, trochę ograniczając mu powietrze i sprawiając wyraźniejszy dyskomfort. Czuł jak Mike drży i bawiło go to szczerze, zwłaszcza, ze sam prowokował do takiej sytuacji... do momentu aż Dan wkurwi się porządnie, tracąc zahamowania.- Trzęsiesz się, czyżbyś nie przewidział skutku tego co robiłeś? - wyszeptał, pocałował miejsce w które wcześniej uderzył dłonią. Niemiec był zawsze mieszanką sprzeczności i nawet teraz to nie znikało, gdy odruchowo łączył czułe gest z bolesnymi.
Skupiony całkowicie na swym marnym wybranku, zapomniał nawet o istnieniu psa, który zaraz brutalnie przypomniał o sobie.  Nie od razu poczuł ból, pierwsze pojawiło się zaskoczenie, gdy łapy psa nacisnęły na jego plecy. Obejrzał się akurat w momencie, gdy psisko zatopiło mocniej zęby w jego barku. Wycedził długa wiązankę przekleństw, od razu puszczając Havoca. Próbował sięgnąc do obroży zwierzaka i jakoś odczepić go od siebie, ale jedyne co uzyskał to jeszcze więcej bólu. Zdusił w sobie krótki krzyk, który wręcz uporczywie chciał wyrwać się z jego gardła, kiedy psisko szarpnęło łbem, tworząc większą ranę.Obiecał sobie, że obojętnie jak, ale pozbędzie się kundla z domu. Mógł go nie znosić wcześniej, ale po tym co działo się teraz, nienawiść wzrosła do niebezpiecznego poziomu.
Spojrzał przelotnie na Mike, gdy ten ruszył się w końcu i spróbował wpłynąć na swego pupila, co w pierwszej chwili, dało tylko taki efekt, że psie zęby zatopiły się mocniej. Dan za to zaczynał poważnie bać się o swoją rękę; wystarczyło mu, że miał już rozwaloną nogę i przez stary uraz do tej pory trochę utykał. Nie chciał jeszcze problemów z kończyną, która swoją drogą była mu bardziej potrzebna, wadę w chodzie mógł znieść, ale osłabiona  ręką to co innego, coś o wiele poważniejszego.
Gdy w końcu pchlarz odpuścił, generał od razu przycisnął dłoń do rany. Odsunął się i od kundla i od Havoca. Spojrzał nienawistnie na obu, nie wiedząc którego krzywdy chce bardziej.
- Spierdalaj – wycedził, podniósł się z łóżka by przejść do łazienki. Trzeba było to faktycznie opatrzyć, ale w tej chwili Dan, mimo że starał się to ukryć, był zbyt roztrzęsiony i rozstrojony w emocjach, by znieść jakikolwiek przejaw pomocy, nawet jeśli fałszywej. Wyciągnął apteczkę z szafki, starając się nie zwracać uwagi jak cholernie trzęsą mu się ręce. W takim stanie zobaczyć Kurtza to była nie lada rzadkość i trzeba było mieć prawdziwego farta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.16 4:14  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Havoc westchnął głęboko. To co się dziś wydarzyło, wykraczało poza jego rozumienie, mimo że widział w swoim dwudziestosześcioletnim już wystarczająco wiele, by wyraźnie się do życia zniechęcić, a w nagrodę dostawał zawsze tam samą śpiewkę: co ty wiesz o życiu?
Zerknął na psa, potargał go za uchem, nie karcąc za zachowanie, w końcu włączył mu się system obronny, który był mu wpajany od szczenięcych lat. Wiedział jednak, że jeśli nic nie zrobi, najprawdopodobniej zaczął się ciche dni, lecz był bliższy stwierdzeniu, że prawdziwa natura Kurtza ujrzy światło dzienne, a Mike nie miał ochoty na brutalne gwałty w jego wykonaniu. Dawno ich nie było w jego życiu i nie chciał ich z powrotem, może właśnie dlatego chwilę później wyszedł z łóżka i skierował się w kierunku łazienki, ignorując szkło, które wyrżnęło się w jego stopy, być może traktując to jako formę kary, choć w rzeczywistości nie pojawił się żaden ból. Gdyby nie charakterystyczny zgrzyt pod nogami, nawet nie dostrzegłby tego faktu.
Zlustrował drżącą sylwetkę Kurtza i podszedł do niego, mimo że to wyraźnie kłóciło się z jego własnym kodeksem. Płaszczenie się przed tym mężczyzną, jak mu się wydawało jeszcze miesięcy temu, było zamkniętym rozdziałem, a teraz znów wróciło, niespodziewanie, w bardziej niebezpiecznej dla jego stabilności wersji. Położył delikatnie dłoń na jego zdrowym ramieniu i musnął jego skórę w okolicy karku, by zaraz się delikatnie przytulić się do roztrzęsionych przez akt złości pleców. Zdecydowanie nie był to gest przepełniony czułością po same brzegi, czaiła się w nim pewna rutyna, która miała pomóc w załagodzeniu tętniących emocji i wyraźnie rosnącego napięcia. Najprawdopodobniej tylko blondyn umiał w stu procentach sprawić, by Niemiec poczuł się lepiej, umiał wpłynąć na jego stan emocjonalny w jedną i drugą stronę, bo wątpił, że jego podwładni wiedzieli go kiedyś w takim stanie, doprowadzonego do ostateczności.
Zejdę ci z oczu, jak pozwolisz mi sobie pomóc. To uczciwy układ— mruknął, omiatając spojrzeniem drżące dłonie Kurtza. Złapał jedną w palce, by przejąć od niego apteczkę. Dziś, zmuszony do skrajności, naprawdę był gotowy odwrócić się na pięcie, zabrać swoje najbardziej potrzebne do przeżycia rzeczy i opuści to miejsce, z nawiną nadzieją, że Dan podeśle mu resztę tobołów, w tym najważniejsze - skrzypce, na który oprócz kurzu, nagromadziły się też wspomnienia.
Przysunął zranioną stopą krzesło, które w niewyjaśnionych okolicznościach zawędrowało z pierwszego poziomu do łazienki i podsunął go generałowi.
Usiądź— mruknął, muskając miękkimi wargami kąciki tych bardziej szorstkich, które parę minut temu wyraźnie były spragnione bliskości. — Proszę — dodał, kładąc apteczkę na umywalce. Otworzył ją, by wyciągnąć z niej wodę utlenioną i waciki.
Halk popisał się, musiał to przyznać. Rana była wystarczająco głęboko, gdy krew nie mogła przestać lecieć. Najprawdopodobniej brakowało nie wiele, by uszkodzić mięśnie, a może nawet nerwy. Havoc był nawet pewny, że pies mógł odgryźć ramię Dana, gdyby w porę  nie zareagował.
Poniosło go trochę — mruknął, niby w ramach usprawiedliwienia, ale tak naprawdę ta myśl przedostała się, za nim Havoc zdążył ją stłumić, mimo że w innych okolicznościach nie miałby z tym żadnych problemów.
Dawno nie wiedział partnera w takim stanie, który wymagał nie tylko reanimacji w postaci udzielania pierwszej pomocy, ale też nagięcia własnych zasad, by go udobruchać, by potem nie było tylko gorzej, choć niewątpliwie, gdyby Kurtz słuchał tego, co się do niego mówiło i nie stawiał na pierwszym miejscu prymitywnych potrzeb, mogliby z łatwością uniknąć takiej sytuacji, w której Mike sięgnął po ostateczność.
Trochę poszczypie — ostrzegł  go, nalewając na wacik płyn, który zawsze wywoływał u Dana niepohamowany syk i skonfrontował go z raną, być może trochę za mocno go do niej dociskając, ale ten odruch był bezwarunkowy. Nie chciał, by Kurtz potraktował tą pomoc jak niewerbalne przeprosiny. Mike nie czuł się w obowiązku przepraszać go za cokolwiek, a nawet uważał, że to generał powinien się wysilić i stanąć na wysokości zadania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.16 18:29  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Usłyszał chrzęst szkła na podłodze, dlatego domyślał się, że Mike lezie do niego. Teraz jednak wyjątkowo nie chciał go blisko, nie chciał nawet na niego patrzeć. Nie w momencie, gdy trząsł się tak wyraźnie i nie pojmował reakcji własnego ciała. Już nie raz był ranny, mocniej lub słabiej, ale nigdy nie było tak jak teraz. W jego pamięci w końcu ciągle był ostatni wypadek, gdy rozwalono mu nogę, pomimo okropnego bólu, dał radę nawet prowizorycznie nałożyć opatrunek, czekając aż lekarze zajmą się tym lepiej. Teraz za to, nie mógł nawet otworzyć apteczki, nie mówiąc o opakowaniu z gazami, przez to jak drżały mu ręce. Cisnął paczkę do zlewu, zaciskając palce jednej dłoni na umywalce aż zbielały mu knykcie. Wziął głęboki wdech, próbując zapanować nad samym sobą i tu już nie chodziło tylko o nerwy te negatywne, całokształt ostatnich minut dawał mu teraz wycisk, wytrącając całkowicie z każdego znośnego stanu. Chwycił znów porzucony przedmiot, ponawiając próbę wydobycia chociaż jałowego materiału, ale wtedy poczuł rękę Mike na ramieniu i muśnięcie w kark. Spojrzał w dół na ramiona mężczyzny, które zacisnęły się wokół jego torsu, gdy blondyn przytulił się do jego pleców. Zacisnął mocno szczęki, czując głównie rozczarowanie, ale i niezrozumienie. Wcześniej ten typ unikał wszelkiego kontaktu, a teraz gdy Dan był nie zdolny do większości rzeczy, nagle sam przylepiał się do niego. Stał w bezruchu, czując jak napięte z bólu ciało, zaczyna się rozluźniać chociaż drażniące bodźce wcale nie minęły. Havoc bez wątpienia znał go najlepiej i najszybciej potrafił wyciszyć Kurtza, nawet drobnymi gestami... chociaż może nie był tego tak do końca świadom.
- Nie, to wcale nie jest uczciwy układ.. idź sobie – wychrypiał, nie chcąc za cholerę jego pomocy. Wolał jak na razie siedzieć sam, gdy był w tak słabym stanie, a teraz na pewno w szczytowej formie nie był, gdy jego bark wyglądał gównianie, a krwi ubywało mu coraz więcej.
Wbił gniewne spojrzenie w Mike, gdy ten złapał go za rękę, ale jednak nie szarpał się z nim. Skapitulował oddając mu apteczkę, do czego musiał się wręcz zmusić, poddawanie się takie nie leżało w jego naturze, ale chyba wolał już przyjąć pomoc niż dalej szarpać się z tym samemu.
Powstrzymał się przed zdzieleniem w twarz blondyna za to przytknięcie warg do kącika jego ust. To on wcześniej próbował, kombinował skłonić tego pajaca do współpracy, a temu dopiero teraz zachciało się takich zagrań, którego celu powoli nie pojmował Dante. W końcu coś takiego normalnie powinno go wkurzyć, więc po co Havoc stąpał po takim niepewnym gruncie. Zajął jednak miejsce, zerkając na swój bark, jutro najwyżej przejdzie się jeszcze do jakiegoś lekarza ze S.SPEC by to obejrzał dodatkowo. Obecnie cieszył się tylko z tego, że ruszał dłonią i w miarę całą ręką, więc nerwy nie były naruszone.
- Trochę? - parsknął, przenosząc zimne niebieskie ślepia na swego partnera.- Ma farta, że nie zrobił czegoś gorszego... odstrzeliłbym go – stwierdził całkiem poważnie. Naprawdę zastrzeliłby wtedy futrzaka, żeby tylko poprawić swój humor. Przechylił się nieco, opierając o umywalkę zdrowym ramieniem. Spojrzał na swoją rękę, którą położył luźno na udzie, dłoń dalej drżała wyraźnie.. a on ciągle czuł, te nieprzyjemne dreszcze na ciele. Próbował myślec o wszystkim, aby nie skupiać się na bólu, który zaraz zostanie na pewno spotęgowany.
Przeklną ostro, ale i tak nie powstrzymał syku, który wyrwał mu się gdy wacik z płynem dotknęły rozerwanej skóry. Wykrzywił wargi w grymasie niezadowolenia, unosząc wzrok na Havoca, ale powstrzymując się od komentarza.- Po co to robisz? Nie uwierzę, że to przypływ lipnej dobroci z twojej strony – mruknął. Znał za dobrze informatora by uwierzyć w jego dobroć... chociaż może względem innych mógłby ją okazać, ale na pewno nie dla niego, po tym co wydarzyło się kilka minut temu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 1:57  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Niepewność w jego gestach była wyczuwalna. Dan, pozbawiony zdrowego rozsądku, był nieobliczalny, dlatego też informator robił wszystko, by uniknąć sytuacji, w której mężczyzna poczuje się zagrożony i zawładnie nim chęć dominacji, w tym konkretnym przypadku przyjmując jedną z najbardziej niebezpiecznych form.
Uśmiechnął się krzywo, niedostrzegalnie, ledwo poruszając wargami, kiedy Kurtz w dość oczywisty sposób wyraził swoje nie dowierzenie i tym razem racja leżała całkowicie po jego stronie. Od Havoca nie emanowała dobroci adresowana w kierunku partnera, wyzbył się ją dawno temu i zastąpił ją bijącym od niego chłodem. Zanim zmusił się do pozbierania myśli i uformowania z nich słów, które utknęły na końcu języka, skończył zaczętą czynność. Przyjrzał się z dostrzegalną dezaprobatą szarpanej ranie, po której bez wątpienia zostanie blizna. Musnął ją opuszkiem palca, czując pod nią lepką ciecz i westchnął cicho, zabierając z wnętrza skompletowanej przez niego apteczki gazę i bandaż.  
Pamiętasz co ci powiedziałem, gdy przygarnąłem Halka? — zapytał, szczerze wątpiąc w pamiętliwość generała do rzeczy, które były powiązane z znienawidzonym przez niego rottweilerem. Zerknął niepewnie na mężczyznę, ale nie przerywał, kontynuował wykonywanie prowizorycznego opatrunku, choć miał nadzieje, że Kurtz pójdzie po rozmów do głowy i skonsultuje się w tej sprawie z lekarzem. Byłoby kiepsko, gdyby stracił w niej czucie. Nie wyobrażał sobie Kurtza pozbawionego tymczasowego prawa do wykonywania zawodu. Raz, zmuszony do rekonwalescencji, po uszkodzeniu nogi, zachowywał się jak totalny, przewrażliwiony czubek. Nosiło go w tę i we w te, jakby stracił cel w życiu, niszcząc wszystko, co wpadło mu pod rękę. Przekleństwa z szybkością karabinu maszynowego były wyrzucane, a raczej cedzone przez zęby, czasem przerywane przez warkot wściekłości, w istnym akcie szału. Ten, utrzymujący się przez okrągły tydzień stan rzeczy, doprowadził do tego, że Kurtz przez kolejny miesiąc spał na kanapie razem z chuchającym mu w ucho Halkiem.  — Powiedziałem, że biorę za niego pełną odpowiedzialność i właśnie to robię, Kurtz - wytłumaczył, nieco upraszczając swoją wypowiedź, choć wiedział, że w tym momencie powinien zaserwować Danowi kłamstwo i zapewnić, że jest przepełniony troską, co na dobrą sprawę wcale fałszem nie było. Gdy ten półgłówek nie wracał do domu na noc, Mike w głowę zachodził, rwał sobie włosy z głowy, zastanawiał, czy pies ogrodnik się wysypia, je przynajmniej jeden, zdrowy posiłek dziennie, bierze prysznic, myje zęby, zmienia bieliznę, mimo że odpowiedzi na te pytanie cisnęły się na usta automatycznie. Mężczyzna, w ferworze pracy, zapominał o całym świecie, oddając się całkowicie swoim obowiązkach, które pochłaniały go bez reszty, bo przecież nikt nie podarował mu awansu na urodziny. Tłumiąc wszystkie oznaki słabości, podtrzymywał wizerunek osoby obdartej z uczuć, którą kierowało chłodne myślenie, pewnej siebie i wymagającej, choć Mike wiedział najlepiej, że nawet patrząc na samego siebie, Kurtza nie cechowała pobłażliwość. Był surowy dla wszystkich na równi, nawet dla samego siebie. Dopiero, zamykając drzwi do mieszkania, głęboko tlące się w nim uczucia konfrontowały się z rzeczywistością. Blondyn czasem miał wrażenie, że Kurtz nad nim odreagowuje każde niepowodzenie, zawód, traktuje jak reanimacje nadszarganych nerwów, terapię odstresowującą, wiedząc dobrze, że to co działo się w mieszkaniu, nigdy nie wychodziło poza jego progi, bo Havoc nie dzielił się epizodami z prywatnego życia, a gdy tak się działo, pojawiła się niechęć, przymus.
—  Słyszałem rzekome pogłoskitsa, jasne, możesz sobie to wmawiać, ale nie wymażesz faktu, że własnoręcznie wycisnąłeś tę informację z pomniejszego oficera, który na dźwięk nazwiska generała drżał w konkluzjach i wyglądał tak, jakby miał zaraz narobić w gacieże wojsko wysyła ekipę na Desperacje — podjął zaraz temat, który miał uśpić czujność Dana, skierować jego tok myślenia na inny, bezpieczniejszy dla nich obu tor, choć, mimo że Mike nigdy nie uzewnętrzniłby tego, kierowały nim obawy, lęk o to, że Kurtz może nie wrócić. Z jeden strony dobrze, bo uwolnij się od niego raz na zawsze, z drugiej zaś strony, gdy pomyślał, że tego furiata mogłoby zabraknąć, czuł ukłucie w klatce piersiowej w zestawie z napadami duszności. Nie mógł sobie pozwolić na taką stratę. To przecież nie kto inny, a on, miał ukrócić żywot generała, gdy pojawi się ku temu stosowna okazja. — Dowodzisz nimi? — zapytał, niby od nie chcenie, acz wiedział, że nimi dowodzi.
Pozorne skupienie ofiarował bandażowi, który owijał wokół barku mężczyzny z nietypowym dla siebie wyczuciem, by przez przypadek nie zafundować kochankowi nowej porcji bólu i sprawić tym samym, że rozdrażnienie żołnierza urośnie do niebotycznych rozmiarów, których nie uda się ot tak zdusić, czy to przy użyciu stosownej siły, czy kłamstwa, a nawet – w ostateczności – fałszywego posłuszeństwa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 2:40  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie odwracał wzroku od niego, po części chcąc zachować czujność, ale i rozgryźć co blondyn czuje oraz kiedy zdecyduje się na kłamstwo. Znali się już zbyt długo, obaj znali swoje zachowania i przeważnie umieli rozgryźć drugiego, chociaż zawsze bywały te wyjątkowe sytuacje. Uniósł lekko brew słysząc o czymś co nawet nie miało szansy zatrzymać się w jego pamięci na dłużej. Od początku był przeciwny kundlowi w domu, nie chciał go po prostu, lecz po jakimś czasie przestał się upierać aby Mike odpuścił i tym samym załatwił nowego współlokatora... szkoda że czworonożnego.  Od tamtego też czasu jego życie prywatne stało się dodatkowym polem walki, gdzie spory z psem szły na każdym poziomie. Jednak najbardziej od początku wkurzało go to, że sierściuch kradnie uwagę Havoca, której czasami naprawdę chciał Dan.
- Fajnie, że chociaż w tym jesteś słowny– prychnął.- I jeśli się nie mylę, obiecywałem ci, że jak kundel przegnie to wyleci stąd, nawet z tobą, więc czy też powinienem być słowny, gdy ta menda prawie odgryzła mi rękę? – dodał, mimo że tego raczej już nie chciał. Nie bardzo widział swoje życie bez tego ciołka, już teraz za bardzo pochłaniała go praca, a co byłoby gdyby stracił powód odrywania się od roboty? Obecnie chciał przychodzić tu, znajdywać się w znajomym miejscu i przy tym facecie, pomimo tego, że często nie wychodziło mu to i musiał użerać się z wkurzonym Havociem. Jednak nawet takie kłótnie, gdy zatrzymywały się na bezpiecznym poziomie, nie sprawiały że tak całkowicie serio chciał cokolwiek zmieniać. Oczywiście, musiał pogrozić, udowodnić jak bardzo nie potrzebuje kogokolwiek w swoim życiu... lecz samego informatora chciał, zawsze i wszędzie. Mógł śmiało przyznać, że wpadł pod względem emocji, przywiązania i wszelkich innych bzdet, które skłaniały go aby zacząć kontrolować się i to dla tego idioty zaczął faszerować się prochami, chcąc być spokojnym. W końcu nie raz już, gdy w napływie agresji uderzył go, później szczerze tego żałował. Próbował tłumić w sobie wszystko, lecz przez zawód jaki miał czasami było to wyjątkowo ciężkie.
Uniósł na niego ponownie wzrok i wykrzywił wargi w krzywym uśmieszku. Już on to widział, Mike słyszący jedynie pogłoski. No w takie coś to w życiu nie uwierzy, dobrze wiedział, że ta mała menda jest na bieżąco ze wszystkimi informacjami, więc pewnie i jego poczynania śledzi uważnie, by później mieć przewagę.
- I dobre pogłoski słyszałeś – potwierdził, nie mając jakoś chęci aby przerwać zabawę Havoca w coś przypadkiem usłyszanego.- W Desperacji robi się nie ciekawie, ale to bardziej obadanie terenu niż coś faktycznie przepełnionego adrenaliną i zwiastujące śmierć wielu – dodał, a tak, gdyby tego już blondyn nie usłyszał. Ciekaw był też, od kogo wyciągnął informacje.
Przechylił nieco głowę, nie odpowiedział od razu, gdy mocniejszy ból przeszył ramię przez nieuwagę jego prywatnego lekarza, który nacisnął za mocno na ranę.- Niby dowodzę, ale czuję, że z tą ręką to mogę sobie już odpuścić wypad poza M-3 – stwierdził i był tego pewny, że jutro gdy odpowiednie jednostki dowiedzą się o jego stanie, zostanie cofnięty z akcji. Co w sumie, chyba aż tak bardzo już mu nie będzie przeszkadzało... wziąłby parę dni wolnego i w końcu poobijał się trochę, a może przy dobrych wiatrach, nawet posiedział z tą marudną, która owijała mu teraz ramię bandażem. Kiedy Mike skończył, Dan spojrzał na skończony opatrunek. Odkręcił wodę w zlewie, podnosząc się już z krzesła. Musiał zmyć z siebie jeszcze krew, która zdążyła zostawić ślady na jego torsie i plecach. Udało mu się to dość szybko, później łyknął jeszcze dwie tabletki jakiś środków przeciwbólowych, które mieli na stanie i wrócił do sypialni.
Ani kundla ani jego właściciela nie było, więc domyślił się, że jego marny partner zabrał psisko na dół i całe szczęście. Uwalił się z powrotem w łóżku, kładąc się plecach, cała jego senność poszła się walić, przez skok adrenaliny jaki dostał przez własne emocja oraz atak psa. Czekał na tego, którego brakowało mu w łóżku, gdy mijała złość, bywał znośniejszy i taki moment właśnie nastał, lecz nie wiadomo na jak długo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 3:43  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Mike czasem wiedział za dużo, co odbijało się na jego kondycji zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Zasłyszane informacje kotłowały się w jego głowie, a on z trudnością oddzielał prawdę od kłamstwa, katalogował na to, co może powiedzieć, a co niekoniecznie mówić, w końcu nie raz już zmiótł pod dywan pewne kwestie, które wzbudziłby u nie jednego członka S.SPEC spore wątpliwości, czy nawet podejrzenia. Havoc w tej kwestii, podobnie jak w tej dotyczącej jego płci, był uniwersalny. Gdyby posiadł stabilny kręgosłup moralny, już dawno doniósłby na samego siebie, ale przecież nie był altruistą, a dobro miasta było pojęciem względem. Cenił ciszę, którą oferowała mu okolica, ale z autopsji wiedział, że nic nie trwało wiecznie. Pozorny spokój Miasta 3 mogło zostać w każdej chwili naruszone. Mieli wystarczająco dość wrogów, może właśnie dlatego, by zabezpieczyć swój własny interes, posługiwał się drugą, ukrytą pod zasłoną mroku, tożsamości, która była nieosiągalna nawet dla mężczyzny, z którym dzielił życie. Dzięki podzielności uwagi, wyłapywał padające z jego ust słowa, niektóre ignorując, by uciąć raz na zawsze dyskusje, którą uważał za niegodne uwagi.
Przynajmniej będziesz mieć chwilę, by pomyśleć nad paroma kwestiami — podsunął trochę aluzyjnie, trochę po to, by coś powiedzieć, ale ostatecznie ta wizja nie napawała go entuzjazmem. Po prostu nie wyobrażał sobie, by Dan faktycznie poszedł na parodniowy urlop. Wrażenie, że parę metrów kwadratowych to zdecydowanie za mało, by pomieścić ich dwójkę, mimo iż paradoksalnie każdy miał w nich zapewniony swój kąt, pogłębiał się z każdą mijającą porą roku. Havoc powoli dusił się w towarzystwem Kurtza, mimo że delikwent wpadał do mieszkania sporadycznie. Czuł wyraźne ograniczenia, dzieląc życiem z tym osobnikiem, a to, że ten zna jego rozkład dnia na pamięć, wcale nie pomagało w pozbyciu się tego uczucia. Nieistniejąca obroża, zaciskała się na szyi coraz bardziej, odcinając go od świeżego powietrza. Każda znajomość, którą zwierał, była weryfikowana przez generała, i niby Mike miał gdzieś jego zgodę na rozwianie jej w dowolnym kierunku, wiedział jednak jak w praktyce skończyło się postawienie na swoim.
Gdy skończył opatrywać ramię, bez słowa opuścił łazienkę. Zszedł na dół, wołając za sobą psa, który jak cień ruszył za nim, drepcząc mu po piętach. Rosnąca w Havocu ochota, by przespać się na kanapie, wzmogła się, ale ostatecznie z niej zrezygnował. Kazał psu się kłaść, a swoje kroki skierował w kierunku wydzielonej przestrzeni, która pełniła rolę małego przedpokoju. Dobrał się do wojskowego płaszcza, przeszukał zwartość jego kieszeni z wyraźną niechęcią, która zawsze mu towarzyszyła podczas naruszenia strefy prywatności Dana. Zmarszczył nos, gdy wyciągnął z jeden z nich prezerwatywy, ale ostatecznie złapał w palce ampułkę z prochami na uspokojenie. Otworzył ją i przyjrzał się uważnie jej zawartości. Ostatnio, gdy do niej zerkał — choć pojawiającą się od czasu do czasu potrzebę sięgnięcia po nią, uznawał za zło ostateczne i osobistą porażkę — jej zawartość sięgała nieco powyżej połowy opakowania, teraz białe tabletki mógł zliczyć na palcach dwóch rąk i zapieczętowało to jego przekonanie, że Kurtz przesadzał ze spożywaniem ich. Zabrał dwie sztuki i odłożył je na swoje miejsca w stanie prawie nienaruszonym z wiarą, że Dan nie zauważy, że ich ubutek, bo wiedział aż za dobrze, że ten typ był przewrażliwiony na punkcie swojej psychiki. Już niósł go zamiar odejścia od rzeczy generała, ale wyraźnie się zawahał. Zgarnął z najbardziej skrytej przed ludzkim spojrzeniem kieszeni paczkę papierosów, a na zgrabnym nosku pojawiła się niechciane zmarszczenie. Dobrze, że ten drażniący smród nie był wyczuwalny od mężczyzny. Przemieścił się do kuchni. Wyrzucił paczkę szlugów do kosza i wyciągnął z mebla szklankę. Nalał do naczynia wody, by zaraz skonfrontować ją z zaschniętym, obolałym gardłem. Tabletki przełknął razem z nią.
Zanim wrócił do sypialni, odwiedził jeszcze łazienkę. Nie rozczarował się, kiedy odkrył, że Kurtza w niej już nie było. Przemył twarz pod bieżącą chłodną wodę, uprzednio odkręcając kurek z nią, a żylastymi palcami przeczesał włosy, które zazwyczaj misternie ułożone, teraz zapewne obrazowały nędze i rozpacz. Zapobiegawczo wolał zignorować obecność wiszącego nad zbiornikiem wody lustra, by nie doświadczyć mini zawału. Był bowiem pewny, że na twarzy widniała pokaźnego rozmiaru sina plama kontrastująca z bladością skóry, która nieprzyzwoicie wręcz rzucała się w oczy.
I znów pojawiła się wątpliwość, czy wracać do łóżka do Dantego. Nie chciał, by mężczyzna widział go w takim stanie, niedoskonałej pod każdym względem formie, która zaburzała jego pedantyzm i pobudzała do życia prywatne fobie. Ostatecznie jednak, poprawiając wiszącą na ramionach koszulę, wrócił do miejsca, w którym rozegrała się przed chwilą tragedia rodem z taniego melodramatu. Niepośpiesznie pokonał odległość, która dzieliła go od drzwi do łóżka. Zerknął na jego zawartość i przewrócił oczami. Prześcieradło było rozkopane, a żołnierz miał to w głębokim poważeniu, wegetując na wymiętoszonym posłaniu w najlepsze. Powstrzymał się od kąśliwej uwagi, choć niewątpliwie spanie w takich warunkach było dla niego powodem do migreny.
Śpisz? — zapytał, poświęcając mężczyźnie większą uwagę, by nie popełnić wcześniejszego błędu. Wsunął się pod jeszcze rozgrzaną kołdrę, tym razem przodem do Kurtza, a na ustach pojawił się blady uśmiech, kiedy zamajaczyły mu niewyraźne kontury znajomej twarzy. Musnął je opuszkiem palców, by zaraz złożyć na szorstkich wargach subtelny pocałunek. — Dobranoc —  wyszeptał cicho, ograniczając ruch warg do zbędnego minimum, tym samym sprawiając, że z ust potoczył się przytłumiony szept. Wtulił głowę w zdrowe ramię mężczyzny z zamiarem zaczerpnięcia paru godzinnej drzemki, do czasu, gdy budzik w telefonie nie zaalarmuje, że czas się zwlec tyłek z posłania i iść do roboty, lecz uzbierało się w nim sporo wątpliwości, które kazały mu sądzić, że nie spełni swoich zamiarów, a rozgrzane ciało obok dodawało mu tylko pewności.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 21:12  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Wątpił by znalazł sobie chwilę na przemyślenia, ewentualnie by miał dość chęci aby wolny czas spędzać na rozdrabnianiu się nad problemami. Raczej chciał się wyciszyć i odpocząć, niż nadszarpywać jeszcze bardziej własne nerwy lub w wyniku kłótni z Mike, uszkodzić go jeszcze, a do tego zawsze mogło dojść. Mieli zbyt wojownicze charaktery i Dan wiedział, że powinien bardziej znaleźć sobie kogoś uległego, a nie równie hardego, jak to teraz było. Może nawet jego nerwy byłyby w lepszej kondycji, gdyby nie był zmuszony po stresie jaki miał w robocie, jeszcze dobijać się wiecznymi kłótniami w domu. Czasami zwyczajnie chciał mieć blisko Havoca, by zająć myśli czymś przyjemniejszym i nie koniecznie chciał go zaliczyć, ale nawet tego nie mógł. Każdy ich kontakt kończył się spinami, wszelkimi konfrontacjami. Chyba, że akurat któryś z nich był w widocznie kiepskiej formie, wtedy tylko udawało się jakoś uniknąć sprzeczek. Nie mniej, mimo wielu minusów obecnej sytuacji, sam Kurtz nie zamierzał od tak rezygnować z faceta. Mike za dobrze go znał, wiedział jak ugłaskać lub jak wkurzyć, widział go już w najlepszej formie, jak i gdy był kompletnym dnem, wrakiem człowieka zdolnym egzystować na minimalnych porcjach wszystkiego. Zdecydowanie za dużo wiedział, był pewnym zagrożeniem jeśli kiedyś ich drogi się rozejdą. Dan był świadom ile tabletek miał na stanie i zauważał każdy raz gdy znikało mu po dwie czy jedna sztuka. Nigdy jednak nie wspominał o tym, udając, że nie jest świadom podbierania mu prochów, które cięzko było dostać, gdy tak jak on łykało się je w większych dawkach niż powinno. Posiadanie jednak zaufanego człowieka, który potrafił wszystko załatwić naprawdę przydawało się i nie raz już ów osobnika doceniał. No i jeśli mógł wybaczyć oraz przemilczeć ubytek leków, tak pewnym było, że Havoc zgarnie w łeb za wyrzucenie którejś już paczki papierosów w tym miesiącu. Zbyt dużo kasy już wykładał na papierosy i denerwowało go, gdy je tracił. Starał się już nawet chować tak aby nie zostały znalezione, ale jak widać nic to nie dawało.
Kiedy blondyn wszedł do sypialni, Dante nie zareagował szczególnie. Leżał z przymkniętymi oczami, próbując przywrócić senność, która mu uciekła. Chciał spać, korzystając z tego, że teraz stracił wszelką chęć na informatora.
- Jeszcze nie, chociaż zamierzam – odparł cicho. Havoc dobrze robił zmieniając teraz strategię bo nawet taka drobna uwaga poświęcona Kurtzowi mogła go zadowolić. Spojrzał na partnera, zdziwiony jego nagłym dotykiem, a później i pocałunkiem na który zareagował z lekkim opóźnieniem.- Jesteś draniem, Mike i to większym niż ja – mruknął ledwo słyszalnie.
Objął go ramieniem, gdy ten położył się przy nim i to tak blisko, czego po dzisiejszej akcji nie spodziewał się już. Przesunął powoli dłonią po jego boku, dotykając biodra mężczyzny, ale zaraz cofając dłoń wyżej. Odwrócił nieco głowę, przytulając policzek do miękkiej poduszki.- Dobranoc – odpowiedział dopiero teraz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.16 1:17  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Zadowolony, że szatyn nie kombinował i nie wywinął żadnego numeru, pozwolił, by jego dłoń znalazła się na biodrze i zacisnęła się tam na moment, nie protestując, choć mając też nadzieję, że to stan przejściowy i Kurtz zaraz faktycznie zrealizuje swój cel w charakterze zaśnięcia. Nie zawiódł się, gdy mężczyzna ostatecznie zrezygnował z jakikolwiek prób perswazji i ułożył się wygodnie na łóżku.
Uznam to za komplement — wymruczał w skórę Kurtza, dotykając ją ledwo wyczuwalnie ustami, mimo że zdawał sobie z tego sprawę i brał za to całkowitą odpowiedzialność, kiedy sytuacja wymagała takiego poświęcenia. Gdyby tylko Dan wiedział ile w tych słowach było prawdy, nigdy nie opuściłby one jego ust, lecz z drugiej strony powinien cieszyć się z tej nieświadomości. Bycie generałem to nie tylko przywileje, ale w dłuższej mierze też obowiązki. Samo utrzymanie wizerunku musiało kosztować mężczyznę wiele zachodu, zwłaszcza że nie należał do ludzi powściągliwych, a wszystkie emocje miał wypisane na twarzy tudzież w oczach. Nie nabył wprawnej umiejętności tłumienia ich. Pod tym względem miał spore braki i powinien się uczyć tej umiejętności od partnera – seryjnego mordercy. Gdyby ta wyszła na jaw, jego wojskowa kariera zawisłaby na włosku, bo w końcu kto by uwierzył, że ktoś tak kompetentny, nie zauważył, że jego facet zabija hobbistycznie ludzi, gdy doskwiera mu niedosyt krwi. Najprawdopodobniej nikt. Zostałby uznany albo za wspólnika, albo kogoś, komu trzeba się stale przyglądać i ewentualnie zainterweniować. Dan, któremu patrzano na ręce, to niezbyt dobra opcja.
Zamknął oczy, choć sen tradycyjnie nie przyszedł za szybko, mimo że jego zmęczone ciało domagało się takiego rodzaju odpoczynku. Usnął gdzieś między czwartą a piątą na ranem, gdy zaczęło robić się widno i chyba tyko dlatego, że wsłuchiwał się w wyrównany oddech kochanka, który działał na niego jak kołysanka.
Pobudka przyszła zdecydowanie za szybko i nie należała do najprzyjemniejszych. Została zapieczętowana przez wyjący budzik, który został przez Mike’a odnaleziony po omacku. Informator, powstrzymując się od chęci skonfrontowania go ze ścianą, wyłączył go wprawnym gestem, zrzucając urządzenie na podłogę w ramach kary za przerwanie tego, co nie chciało tak szybko nadejść.
Zerknął na Kurtza, który zgarnął go w swoje silne ramię i, mimo prób oswobodzenia się z tego uścisku bez konieczności budzenia szatyna, blondyn odniósł sromotną porażkę. Zdziwiony, że generał nie zareagował na wątpliwą dobroć budzika, dłonią zabłądził do rozgrzanego ciała, w zęby łapiąc płatek znajomego ucha.
Obudź się, Kurtz  — wymruczał w nie, domyślając się, że Dan, mimo zwyczajowej czujności, musiał zostać otumaniony przez zażyte leki, których działanie było długotrwałe i wpływało otępiająco na jego zmysły. Gdy mężczyzna na to nie zagregował, palce Havoca mimowolnie zakradły się do bokserek i zacisnęły się delikatnie na strategicznym punkcie kurtzowego ciała. — Dan — mruknął jego imię ubrane w pieszczotliwe zdrobnienie, rzadko je używając, ale sytuacja wymagała takiego poświecenia, bowiem sam Havoc słynął z punktualności i nie miał zamiaru naruszać tego wizerunku przez wegetacje w łóżku, mimo że była to niewątpliwie przyjemniejsza część poranka.
Musnął krzywiznę szczęki mężczyzny, odgarniając wolną dłonią włosy z jego czoła niby bez wyraźnej przyczyny, choć tak naprawdę chciał sprawdzić temperaturę jego ciała i przekonać się, że nic poważnego mu nie zagrażało przez wczorajsze ugryzienie. Na szczęście wszystko było w normie. Czekał teraz na pożądany efekt swoich działań z pewną obawą, że to może też nie być skuteczne. Gdzieś tam w tle usłyszał szczekanie Halka, który domagał się śniadania, a potem spaceru. Westchnął mimowolnie. Jeśli sen generała potrwa minutę dłuższej, zawali cały napięty grafik dzisiejszego dnia, który wczoraj ułożył, nie uwzględniając nagłych wypadków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.16 2:48  •  Apartament nr 1062 - Page 2 Empty Re: Apartament nr 1062
Nikt chyba nie mógłby pojąć, jak dobrze teraz było Kurtzowi... o ile zignorował cały rwący ból w ramieniu. Odliczał w myślach czas do momentu aż leki zaczną całkiem działać i ogłupią go totalnie przez nieco wyższą dawkę niż powinien zażyć. Jednak denerwujące odczucie, dało się o dziwo łatwo olać, gdy miał przy sobie swego partnera. Gorące ciało obok, zawsze działało kojąco obojętnie jaki był problem, dlatego tak często starał się mieć jak najbliżej siebie tego konkretnego osobnika. Fakt, mógłby zmienić zdanie, gdyby wiedział czym po godzinach zajmuje się Havoc i raczej nie skończyłoby się to dobrze, chroniąc własny tyłek milczałby, ale za to pewnie w zaciszu mieszkania zniszczyłby Mike w całej złości i bezradności. Posiadanie partnera z takimi krwawymi zapędami to był od razu wyrok na samym generale. Nie miałby najmniejszych szans na dalszą pracę, bo każdy jego ruch byłby osądzany. Wtedy na pewno szlag by go trafił, a pozbawiony roboty, stałby się niebezpieczny dla otoczenia lub jedynie blondyna, który go tego pośrednio pozbawił.
Życie bez tej wiedzy było wygodniejsze, bezpieczniejsze dla otoczenia i Dan jedynie czym musiał się przejmować to jak wiele osób zgnębi danego dnia oraz by nie spaść poniżej wcześniejszych osiągnięć w uprzykrzaniu życia innym.
Kiedy w końcu leki podziałały, odejmując całkiem ból, Dante wręcz z zadowoleniem oddał się w objęcia snu. Jak zawsze po silnych prochach nie miał snów, żadnych co w sumie było mu obojętne. Liczyło się by dotrwać do rana oraz nazbierać jak najwięcej sił dzięki odpoczynkowi. Nie przewidział tylko tego, że zaśnie na tyle mocno, że nawet budzik nie będzie wstanie go ruszyć, nie mówiąc już o samym kochanku. Gdzieś na pograniczy świadomości, czuł dotyk na ciele i lekki nacisk zębów na płatek ucha. Nie było to jednak na tyle wyraźne aby jakoś mocniej go poruszyć. Poruszył się nieco, gdy ręka Havoca wylądowała w jego bokserkach, dotykając najbardziej czułej części ciała. Mruknął coś niewyraźnie pod nosem, odwracając głowę jakby chcąc odciąć się od budzącego go mężczyzny. Przebudzenie nastąpiło dopiero po dłuższej chwili, kiedy do dłoni, dołączyło kilka innych bodźców, zmuszających do wybudzenia.
Otworzył powoli oczy, kładąc rękę na dłoni Mike, od której oddzielał go cienki materiał bokserek.
- Jeśli On stanie, będziesz się tym zajmował – mruknął z typowa po przebudzeniu chrypą. Przeniósł dłoń na podbródek swego osobistego drania, by pociągnąć go do pocałunku.- Jak ja cholernie tęskniłem za tobą, przez ten pieprzony tydzień – wymruczał mu w usta. Ewidentnie nie do końca jeszcze ocknął się, więc całkowita szczerość przychodziła mu z łatwością.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 11 Previous  1, 2, 3, ... 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach