Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 11 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 15.04.16 21:00  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Widząc jego niechęć przy nawet prostym dotyku, nie wiążącym się z niczym więcej, pozbawionym podtekstów... zaczynał powoli tracić cierpliwość oraz chęć by w ogóle przebywać przy osobniku, którego towarzystwo nie powinno mu przeszkadzać. Jednak dopiero słowa obudziły całkowitą obojętność, zabijając na jakiś czas pozostałe emocje.
- Super, mogłeś równie dobrze wrzucić mi garść lodu pod koszulkę... byłoby równie miło – parsknął reagując tylko tak na wzmiankę o mieszkaniu razem oraz poczuciu odpowiedzialności przez to i słysząc znów słowa całkowicie puste. Jednak nie miał chęci wdawać się w kłótnie. Przynajmniej teraz nie, później gdy będzie po wizycie, mógł nawrzucać Havocowi i doprowadzić do  kolejnego potoku przekleństw oraz wysłuchać jak bardzo kochanek nim gardzi. Chyba już do tego przywykł i każda kolejna takowa informacja rzucona w jego stronę, zaczynała coraz bardziej spływać po nim. Gdyby był sentymentalny i bardziej skory do tęsknoty za dawnymi, lepszymi czasami... to może i rozmyślałby o tym co już przeminęło. Z początku ich związku wszystko było lepsze oraz łatwiejsze, jeśli wrócić pamięcią do tamtego czasu... Dan chyba serio czuł się wtedy szczęśliwy i beztroski, mając w końcu na kim polegać, komu ufać. Tamto jednak przeminęło i nic nie wskazywało na to aby tamten czas chociaż w namiastce miał szansę wrócić. Wiedział dobrze jaki los czeka każdego z jego kochanków, był przecież świadom jak mściwą istotą był czasami Mike i mimo że nie mścił się za zdrady bezpośrednio na nim, będąc zbyt słaby fizycznie to sukcesywnie zmniejszał listę potencjalnych przygód Dantego. Zastanawiało go jedynie czy w którymś momencie życia, któryś z nich zdecyduje się nareszcie na to co powinni zrobić już parę lat temu. Zerwać kontakt lub chociaż go ograniczyć, porzucić pomysł wspólnego mieszkania, zatruwania sobie życia i zaciskania stopniowo pętli na szyi sobie nawzajem.  W takiej postaci ich słaby związek nie miał coraz bardziej, prawa bytu i nawet sama przyszłość nie malowała się kolorowo.
Kurtz nie pojmował czemu będąc zdolnym do podejmowania najcięższych decyzji, nie potrafił po przyjściu do domu, któregoś dnia... powiedzieć Havocowi by wypierdalał z jego życia raz na zawsze. Nigdy nawet nie podejmował próby, nabierając we własnym sadyzmie, lekko masochistycznych zachowań pod względem psychiki, a przyjemniej tak to odbierał. Siedział w jakimś stopniu wiernie przy partnerze, męcząc się i wkurzając coraz częściej i częściej. Wykrzywił wargi w grymasie, czując usta na żuchwie. Odprowadził wzrokiem blondyna, gdy ten poszedł po rękawiczki.- Nienawidzę cię, coraz bardziej... – wyszeptał w przestrzeń, nie bardzo wiedząc do kogo to kieruje. Czekał, bo nic innego mu nie pozostało. Nie drgnął nawet, gdy informator wrócił i wyraźnie chciał by Dan wykazał się taktem... ale on nie zamierzał tego robić. Stał niewzruszony, unosząc tylko odrobinę brew, gdy przez krótką chwilę Mike łudził się, że uzyska pożądane zachowanie. Odepchnął się od ściany, krzywiąc się odrobinę, gdy poruszył za mocno barkiem i poczuł ostry ból.- Nie musisz się wysilać, zajmij się swoimi sprawami, nie potrzebuję twojej opieki – mruknął nagle i wyszedł z mieszkania. Nie czekając na mężczyznę, chyba naprawdę nie chciał go teraz obok siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 1:22  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie wziąłem tego pod uwagę. Następnym razem to rozważę — powiedział, niby w żartach, lecz było tak, jak zawsze - wyzbyty z wszelkich emocji, skupił się na dopinaniu guzików płaszcza, co utrudniało zdiagnozowanie jego prawdziwych intencji.
Niby powinien okazać więcej troski, wykazać się współczuciem, postarać się, by chłód osłab, potraktować mężczyznę tak jak kiedyś - poświęcić mu więcej uwagi, ale w ostateczność nie mógł z siebie wykrzesać nic więcej. Miał wrażenie, że stoi nad urwiskiem i musi dokonać wyboru - skoczyć, czy nie skoczyć; wbija spojrzenie w dół, lustrując jak wzburzone fale oceanu opłukują skały, zderzając się z nimi w próbie bezskutecznego przebicia. Tak też było z nim. Ciągnęli coś, co już dawno wymarło, kontynuowali zabawę w dom, lecz ciepło dawno już wyparowało. Mike przestał szukać w Danie oparcia i vice versa, a wręcz nabrał pewności, że stoi przed nim obcy mężczyzna. Sam był wrakiem dawnego siebie, bezkształtnym cieniem, który przeciskał się przez życie, bo musiał, a nie chciał, sterowany przez mechanizm nazywany rutyną. Tonął w niej, a potem zasypiał i nie chciał się obudzić. Jednak, jak na ironie losu przestało, otwierał zmęczone oczy, poruszał do życia organizm, który zgarnął marną dawkę odpoczynku i toczył walkę z nowym dniem.
Przewrócił oczyma w geście dezaprobaty, gdy dopadły go sidła irytacji. Chęć, by pójść z mężczyzną wyparowała, ale w końcu złapał za klamkę i otworzył drzwi, które chwilę temu zamknęły się z hukiem.
Zachowujesz się jak obrażony dzieciak, Kurtz. Nabierz trochę dystansu. Świat nie kręci się wokół ciebie — skarcił go w pakiecie z wyraźną niechęcią pobrzmiewającą w tonie głosu i skarcił się w myślach. Najprawdopodobniej to był ten moment, w którym powinien wykazać się taktem i zaangażowaniem, zademonstrować, że ciągle mu zależy, mimo iż prawda była zgoła inna.
Zerknął na zegarek  - prezent od partnera z okazji dwudziestych urodzin - i z niechęcią odczytał godzinę.
Mogę poświęcić ci jedynie pół godziny, potem wzywają mnie obowiązki — oszacował, obdarzając generała chłodnym, zdystansowanym spojrzeniem, jakby całkowicie zapomniał o tym, co się wydarzyło, mimo iż wspomnienia z nocy były silne, niezłomne, żywe; rozbierał je na części pierwsze tylko po to, by przyłapać się na myśli, że nie odczuwał skruchy.
Koniuszek języka skonfrontował się z rządem równych, śnieżnobiałych zębów. Przejechał po nich, by pozbierać zagubione w biegu myśli, ale ostatecznie skapitulował i pierwszy wyszedł z mieszkania. W jednej z dłoni ściskał klucz na wypadek, gdyby to jemu przypadł przywilej zamknięcie drzwi na zamek, o czym Niemiec notorycznie zapominał, a w drugiej neseser z dokumentacją. Dziś mijał termin rozliczenia się z zebranych informacji, dlatego też odwiedzenie głównej siedziby S.SPEC, zaraz po zaprowadzeniu Kurtza do lekarza, stało się priorytetem. Co prawda "cywilizowani" ludzi już dawno porzucili papierkową robotę na rzecz tabletów i maili, ale sam Havoc nie czuł pociągu do technologii, pielęgnując tradycje przodków, dlatego wydajność i rzetelność jego działań stawała pod znakiem zapytania, a on osobiście nie narzekał – czuł satysfakcję i dumę, że nie uległ urokowi wygodny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 2:50  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Nie ma pojęcia ile osób zna to uczucie, cholerne rozchodzące się żyłami jak kwas; kiedy próbujesz być nawet milszy by nie doprowadzić do kolejnej pełnej agresji kłótni, kiedy robisz coś czego się po tobie nikt nie spodziewa, darujesz sobie wszelkie zaczepki, każdy gest, który mógłby być źle odebrany.... a w zamian dostajesz coś takiego jak teraz Kurtz. Pustkę, pierdoloną pustkę, która doprowadza cię do szału i powoli nie ma już szans by zapanować nad nerwami. Wszelkie blokady powoli rozpadają się, jedna po drugiej, a w głowie już ożywa obraz, dłoni zaciśniętych na tej smukłej szyi informatora i obserwowania jak walczy o oddech. W takim momencie powinno się otrząsnąć, uświadomić sobie, że coś złego dzieje się z psychiką i uciec z miejsca, zanim skrzywdzi się osobę, którą teoretycznie się kocha. Niestety w tym przypadku, Dan dobrze wiedział, że jest powalony i wcale go to nie niepokoiło, a tym bardziej nie zamierzał spieprzać dla bezpieczeństwa Mike'a. Generał w tej chwili spoglądał z rozdrażnieniem na swego partnera, co już powinno obudzić w Havocu instynkt samozachowawczy, ale ten najwyraźniej spieprzył się na stałe, bo kolejne słowa wypowiedziane przez osobnika, który powinien wiedzieć jak blisko są katastrofy, zaczynały dolewać oliwy do płonącego już nawet mocno ognia.
- Trochę dystansu – wychrypiał po nim, odkaszlną lekko by pozbyć się chrypki, która pojawiła się nagle i mogła być efektem złości oraz skoku adrenaliny w ciele mężczyzny.- Twój świat na pewno nie... On już dawno wypchnął mnie poza granice w końcu to takie wygodne, pozbyć się problemu – parsknął okropnie. Był świadom, że w tej chwili się zdradza, pozwala by cała złość, ale i żal, jaki odczuwał szczególnie w ostatnich miesiącach teraz wyszedł na wierzch i udowodnił, że generał był równie słaby jak wszyscy, którymi gardził. Bo w końcu jak słabością nie można było nazwać tego, że zachowanie jednej osoby, wzbudza wszystkie skrajne emocje, że w jakimś stopniu dystans i pustka stają się wręcz namacalnym dyskomfortem. Złapał Havoca za płaszcz, wciągając z powrotem do mieszkania po czym zatrzasnął drzwi i docisnął mężczyznę mocno do ściany, wykazał się przy tym dużym pokładem siły jaką miał. Palce jednej ręki, tej która nie była w słabszym stanie, zaciskał mocno na wierzchnim okryciu blondasa, drugą za to przesunął po policzku swego kochanka, chociaż ten gest miał mało z czułości, był zbyt szorstki. Zignorował to, ze trzymane przez Mike rzeczy, wylądowały na podłodze.- Akurat pół godziny wystarczy Nam na krótkie sprostowanie ostatnich tygodni, dni czy nawet godzin – mruknął, szarpnął nieco drobniejszym od siebie osobnikiem, gdy Havoc spróbował się chociaż ruszyć.- Więc skoro już zaliczyłeś kolejny sukces w ciągu paru godzin, wkurwiając mnie... należą ci się gratulacje, coś w końcu osiągnąłeś w tym swoim chujowym życiu i najwyraźniej trzeba cie w tym uświadomić – szepnął, ściszając głos.- Udało ci się sprawić, ze nawet ja odczuwam ból czy dyskomfort, ale nie fizyczny, który jest dla mnie czymś normalnym, tak było by za łatwo, to ten psychiczny... który staje się coraz bardziej destrukcyjny, jest męczący – przesunął pacem po grdyce kochanka.-  Wkurwiasz się, że nie wracam do domu, ale powiedz mi... po co mam tu być? By patrzeć na ciebie, gdy na każdym kroku pokazujesz jak mną gardzisz przez swoje urojone powody? Czy by podziwiać każde puste spojrzenie jakim spoglądasz na mnie? Słuchać pustych słów? Twoja pustka jest mdląca. Wolę już spać gdziekolwiek niż być z tobą w jednym mieszkaniu i mieć wrażenie, że trafiam do swego prywatnego piekła, które wykańcza mnie kawałek po kawałku -  zacisnął z wyczuciem palce na jego szyi na co miał ochotę od początku. Pochylił nieco głowę, prawie dotykając wargami ucha blondyna.- Sądzisz pewnie, że mam cię gdzieś, że wracam tylko po to by cie zaliczyć i zniknąć znów... musisz być wyjątkowo głupi – prawie się zaśmiał.- Wykończyłeś każdego mojego przypadkowego kochanka, a nigdy nie zauważyłeś co ich łączyło? Każdy wpisuje się w jeden prosty schemat; drobny blondyn o jasnych oczach – ugryzł go lekko w płatek ucha. Pociągnął go mocno w bok, zmuszając by stanął przed lustrem znajdującym się w przedpokoju.- Spójrz i pojmij w końcu do kogo byli podobni – warknął mu do ucha, stając za nim i dalej trzymając go mocno teraz w pasie jedną ręką, a drugą za szalik, że gdyby Mike wpadł na pomysł wyrwania się to sam by się poddusił, a Dan i tak by go przytrzymał.- Skoro nie mogę mieć przy sobie oryginału, który wykazałby cokolwiek poza pustką... wolę jego marne kopie – oparł lekko brodę na ramieniu swego prywatnego dręczyciela.- Dlatego nie zganiaj na mnie całej winy za to co się dzieje - dodał, spoglądając na mężczyznę w odbiciu lustra. W oczach Kurtza widać było te kurwiki, które zwykle pojawiały się, gdy tracił spokój, ale teraz to spojrzenie wydawało się inne, jeszcze bardziej niebezpieczne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 4:50  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Havoc stał kompletnie bez ruchu, pozbawiony czucia. Wsłuchiwał się w słowa, który wylatywały z ust Kurtza jak pociski z karabinu maszynowego. Ich brzmienie, inne od tego, co kiedykolwiek z nich usłyszał, wywołały ukucie gdzieś w okolice serce. Nawet nie drgnął, gdy Niemiec wykrzesał z siebie agresję, zacisnął dłoń na jego smukłej szyi, skutecznie unicestwiając dopływ świeżego powietrza. Miał wrażenie, że na te pare ciągnących się nieskończoność minut, zamarł, będąc na łasce bądź nie łasce człowieka, którego... No właśnie co? Kochał? Nienawidził? Gardził? Czuł obrzydzenie? Nie potrafił odpowiedzieć na te pytania, być może właśnie dlatego wpatrywał się w ramię Niemca, które skutecznie utrudniało widoczność.
Nie uważam, że denerwowanie cię można zaliczyć do moich prywatnych sukcesów. Robię to nieświadomie — powiedział, nie sadząc, że mężczyzna wykaże się taką słabą odpornością psychiczną, choć z drugiej strony powinien był to przewidzieć - Dante był wrażliwy na swój własny sposób, który kiedyś fascynował informatora, a teraz jedynie drażnił, bo być może wymagał od partnera więcej, niż ten mógł mu dać, w końcu Dan nigdy nie należał do osób przesadnie uczuciowych i wszystkie absurdalne wyznania zamykał w czynach, które czasem niosły za sobą skutek odwrotny do zamierzonego, a to w głównej mierze przez Mukuro, który nie lubił drogich prezentów, mimo że gust jego kochanka był nienaganny.
Gdy palce Kurtza przestały zaciskać się na jego szyi, nabrał do ust łapczywie powietrza, a zaraz się nim zachłysnął. Zakaszlał, acz nie mógł liczyć na pomoc partnera, bo został odwrócony do niego plecami. Wyprostował się, napinające mięśnie, przywodził teraz na myśli struny instrumentu, na którym grywał – drążący, ale jednocześnie puszący się jak paw. Jego ciało ogarnął niedowład i, by uniknąć konfrontacji z podłogą, oparł się plecami o klatkę piersiową Kurtza, wyraźnie czując bicie jego serca, które szalało, obijając się o żebra.
Spojrzał niechętnie w swoje odbicie w lustrze. Pustka została wypełniona. Niebieski tęczówki szkliły się, a na twarzy rozciągał się trudny do odszyfrowania grymas, który sprawiał, że na czole pojawiała się mało atrakcyjna zmarszczka.
Niedługo skończy ci się materiał. Znajdujmy się na terenie Azji, gdzie dominuje nacja japońska. Cechy wiodące: brązowe oczy, ciemne włosy — powiedział cicho, niby w ramach odpowiedzi, a zaraz złapał w zęby dolną wargę, zaciskając mocno powieki, gdy mimowolnie poczuł w kącikach oczu łzy - nieprzyzwoita oznaka bezsilności. — Znam rysopis twoich kochanków, Kurtz, aż za dobrze — wyszeptał. Powiedział to tylko po to, bo nie zniósłby cisza, który mogła zapaść, gdy Kurtz wyrzucił na jednym wydechu wcześniejszy, niespodziewany i jednocześnie bolesny monolog. — Myślisz, dlaczego targała mną wściekłość od cebulek włosów po koniuszki małych palców u nóg? — wyszeptał cicho, spuszczając wzrok, bo ten kurtzowy, odbity w tali lustra był wręcz nie do zniesienia, a Havoc sam w sobie nie umiał mówić o uczuciach, wszystkie tłumił, by pielęgnowane przez lata lęki nie mogły ujrzeć światła dziennego. Tak było i tym razem. Silny w swojej słabości. — Bo nie mogłem znieść faktu, że najprawdopodobniej uprawiałeś seks tymi chłoptasiami, wypowiadając przy tym moje imię. To obrzydliwe, że mogłeś mnie pomylić, z kim, kto tylko w wąskim stopniu przypominał mnie — wysyczał przez zęby z wyraźnym jadem. Dać się sprowokować to jedno, pozwolić, by uczucia wyraźnie zdominowały sytuacje to drugie - Mike zamaskował porażki na tych dwóch płaszczyznach, a uczucie mu przy tym towarzyszące było nie do przetrawienia. Być może właśnie teraz odczuł na własnej skórze swój prywatny weltschmerz, mimo że jego istnienie poddawał wszelkim wątpliwością.
Jestem... — zawahał się na ułamek sekundy, bijając z myślami, choć w tym tempie uczucia szybko przejęły władze na rozumem, niszcząc za jednym zamachem cały sztucznie stworzony przez Mukuro spokój — ... przede wszystkim wściekły na samego siebie — rzucił w przestrzeń, skupiając swój wzrok na własnych butach. Drżące dłonie włożył do kieszeni, choć wiedział, że zakrycie tej słabości nie miało żadnego sensu - drżał cały, starając się stłumić nadmiar emocji, które wyrywały się do życia niczym ryk dzikiego zwierzęcia.
Nienawidził się za to, że dopuścił kogoś tak blisko siebie i pozwolił, by ten ktoś namącił mu w głowie i, jakby tego wszystkiego było mało, całkowicie nim zawładną, nawet jeśli Havoc nie wykazywał chęci współpracy.
Wyciągnął prawą rękę, by zacisnąć delikatnie palce na tej, która obejmowała go w tali.
Puść mnie, Dan, zanim stanie się coś, czego obaj pożałujemy — mruknął cicho, pierwszy raz od dawna używając imienia Kurtza w zdrobniałej formie.
Musiał to przemyśleć. Ich związek. Wspólne życie. Własne życie. Być może tylko po to, by Kurtz nie wrócił do pustego spojrzenie, beznamiętnej twarzy, a domu pozbawionego lokatorów.
Wirus. Tym był ich związek. Toksyczny odpad chemiczny, który wyniszczał, wprowadzał w otępienie. Wina zawsze leżała po środku.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 17:13  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Nieświadome działanie na nerwach? Dan miał ochotę to skomentować, tak jak objechał całą ich obecną sytuację. Darował sobie jednak to, miał jeszcze za dużo do powiedzenia, by skupiać się na czymś na co wpływu nie miał żadnego, bo jeśli Mike robił to nieświadomie to będzie się działo nadal.  Chyba nikt nie sądził, że Kurtz może być słaby psychicznie, bo zwykle nie był i dobre dziewięćdziesiąt procent sytuacji z życia nie pozostawało na długo w jego myślach czy wspomnieniach. Sprawa miała się inaczej, gdy tyczyło się to informatora. Każde jego słowo oraz czyn były niestety długo rozkładane na części pierwsze przez Dana i wtedy też ożywała jego wątpliwa wrażliwość, która w swej czystej postaci wyginęła dawno temu. Kiedyś naprawdę mógł się nią pochwalić, doceniając wiele chwil w życiu codziennym i znajdując w każdej rzeczy coś indywidualnego, czemu było warto poświęcić czas. Minęło to jednak wraz z wiekiem, im więcej lat wpadało tym bardziej nieczuły się zrobił, gardząc prostymi rzeczami, a lubując się w agresji czy brutalności, którą okazywał niewielkiej grupie jednostek, a tylko swemu partnerowi w sposób czysto fizyczny, gdy puszczały mu nerwy. Była w tym wszystkim wielka zasługa samej jego ofiary, która nie reagowała w sposób pożądany, a okazywała jedynie chłód lub cechowała się tą samą pustką jakiej nie znosił. Z zadowoleniem obserwował teraz jak Mike łapczywie chwyta powietrze, mając już tą możliwość. Kąciki jego ust zadrżały, gdy mężczyzna zakrztusił się. Zachłanna menda. To było jedyne co przeszło przez myśl generała. Zadowolenie zostało zastąpione szybko, zdziwieniem i podejrzliwością, gdy w końcu dostrzegł w tych niebieskich oczach jakieś zmiany... emocje.
- Jakoś sobie poradzę, może zacznę gustować znów w kobietach – stwierdził ponuro. Było to bardzo możliwe bo Dan miał za sobą sporo związków z kobietami, raz nawet był na dobrej drodze do zostania mężem. W porę się jednak ogarną i porzucił wątpliwą wybrankę serca, będąc wtedy jeszcze zbyt szczeniacki do wiązania się na długi czas. Czuł jak wściekłość trochę ustępuje, tylko dzięki temu, że osiągał cel... Mike coś okazywał, coś czuł i rozmawiał w miarę normalnie. Szkoda tylko, że dopiero gdy był do tego zmuszony, przez wybuch Dana.
Słuchał uważnie Havoca, analizując jego słowa, jednak nie tracąc na nieufności.- Więc czemu nie wyciągasz z tego wniosków, kretynie? - burknął zirytowany, mimo wszelkich złośliwości, zawsze sądził, że Mike to inteligentny facet, więc nie rozumiał czemu tym razem nie domyślił się jak to wszystko działa. Drgnął lekko, poruszony jadem jaki usłyszał w głowie chłopaka. Teraz już chociaż wiedział dokładnie skąd cała ta złość i fochy, nie chodziło o same nie pojawianie się w domu. Nabierało to  w końcu sensu i nie mijało się z prawdą, nie pamiętał chyba imienia żadnego z swoich kochanków, bo nie miało to dla niego znaczenia, więc nie przywiązywał uwagi do imion. Faktem też było to, że jedynie imię Havoca padało z jego ust, co nie raz powodowało niewygodną sytuację po wszystkim, chociaż samo rozczarowanie u jedno nocnej przygody, wzbudzał jedynie więcej pogardy u Kurtza. Świadomość, że oni chcieli się cokolwiek liczyć to bawiło go w jakimś stopniu.
- Pomylić? Nie bądź śmieszny, byle blondas nie wpasuje się w twój podły charakterek – prychnął. Rozluźnił dotąd zaciśnięte palce na jego szaliku, przenosząc teraz wolną rękę na bok mężczyzny.- Nadrabiali jedynie wyglądem, ale to samo w sobie było za mało – przyznał szeptem, bo powoli już miał dość tego jak dziś łatwo zebrało mu się na szczerość. Zerknął w dół, czując dotyk jego dłoni na ręce, czując jak ciało informatora drży wyraźnie. Ta rozmowa zdecydowanie nie była prosta dla obu w równym stopniu.- Nie wiem co takiego mogłoby się stać bym pożałował czegokolwiek jeszcze – prychnął.- Wyczerpałem limit na to, na najbliższe kilka lat – stwierdził, bo nie chciał chwilowo puszczać tego dupka, który zmusił go swym zachowaniem do wymieszania agresji ze szczerością i dziwnym było, że nie skończyło się to większą krzywdą. Przeniósł rękę z talii Havoca na ramię, zaciskając mocno dłoń i odwrócił go przodem do siebie, by spojrzeć teraz tak po prostu na niego.- Żałuję dnia w którym cię spotkałem, gdyby nie to, obaj nie zniszczylibyśmy się nawzajem – wiedział, że brzmi trochę okrutnie, ale teraz przy takim nastroju nie obchodziło go to. Plusem było tylko to, że nauczony tłumić gniew, zaczynał działać logiczniej, chociaż równie gwałtownie.- Ktoś mądrzejszy pewnie podjąłby próbę naprawy tego kiepskiego związku, ale ja powoli nie wierzę już, że to ma sens... dlatego masz swoją szansę, zabierz wszystkie swoje rzeczy i zjeżdżaj stąd, bo przy następnej takiej rozmowie, gdy mnie sprowokujesz, nie zapewnię cię, że skończy się to tak dobrze jak teraz – mruknął, teraz już wątpiąc w swą logikę. Chyba jednak dalej działał za bardzo pod wpływem rozgoryczenia i złości, nagromadzonych przez cały ten czas.  Puścił mężczyznę i cofnął się, czekając na jego ruch, na jakąkolwiek decyzję. Nie zamierzał go zatrzymywać, robić nic by utrudniać. Dał mu całkowicie wolną rękę, pozwolił zadecydować w pewnym sensie bez konsekwencji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 22:35  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Starał się nie wykonywać żadnych niepotrzebnych ruchów, gestów, które byłby w stanie zdradzić emocje. Nawet w pewnym momencie zacisnął mocno powieki, by wyeliminować niepożądane łzy, które cisnęły się do oczu. Wiedział, że w tym stanie, Dan odczytywał z niego emocje jak z otwartej książki, co drażniło go i przynosiło ulgę jednocześnie. Okłamywanie samego siebie, że słowa mężczyzny nie raniły go nie miało sensu. Czuł nieprzyjemny uścisk w żołądku, a chęć życia sukcesywnie z niego wyparowywała, jak powietrze z przedziurawionego balonika. Miał wrażenie, że reszta życia mu przemyka mu przez palce, niczym piasek, i nie potrafił tego pojąć. Irracjonalność. Tak mógł określić tą całą sytuację. Przecież nie był jedną drogą w grobie, a jego wiek - całe dwadzieścia sześć lat - zapewniało, że miał przed sobą długie życie. Przynajmniej w teorii, w praktyce bywało w różnie. Mógł wyjść z domu i nigdy do niego nie wrócić.
Ja niczego nie żałuję, Kurtz, już za późno, by żałować. I nie sądzę, że mnie zniszczyłeś  — odparł, niby to spokojnie, choć miał nieprzyzwoitą chęć przywalić Niemcowi w potylice. Podszedł do niego, muskając opuszkami palców policzka mężczyzny, przejechał palcami wzdłuż zaczerwienionej ze złości skóry, by w ostatecznym rozrachunku złapać mężczyznę za podbródek i zerknąć mu prosto w oczy. — Uratowałeśmnie — powiedział szybko, na jednym wydechu, niezbyt zrozumiale, acz był pewny, że Kurtz, przyzwyczajony do jego głosu, był w stanie wyłapać ich znaczenie sklejonych ze sobą słów. Powstrzymał na chwilę kontakt wzrokowy, a po chwili, odsunąwszy się, by nabrać potrzebnego dystansu, wypuścił powietrze ze świstem, wsłuchując się we własny, przyspieszony, nieregularny oddech.
Prychnął po chwili, dusząc w sobie chęć roześmiania się Danowi w twarz. Zrozumiał subtelną aluzje, która została mu przekazana, jednak nie miał zamiaru traktować ją, jak coś łatwego do realizacji, bo wyniesienie się z tego mieszkania nie było równoznacznie ze zniknięciem z życia Kurtza. Wiele ich dzieliło i jeszcze więcej łączyło. Lata, które razem spędzili - mniej lub bardziej szczęśliwie - nie dało się skreślić spakowaniem rzeczy do walizki i teatralnym zatrzaśnięciem drzwi. To nie sprawi, że zniknął nagromadzone w nich wspomnienia. Samo znajdowanie się w trójce, Havoc zawdzięczał nikomu innemu, jak właśnie Kurtzowi. Nie czuł się na źle, by żyć w tym mieście sam jak palec, bez silnych ramion generała, które, nawet jeśli nie zapewniały wparcia, to pełniły asekuracje. Może nie raz już rozważał możliwość ewakuowania się z życia swojego prywatnego kata, był bliski jej zrealizowaniu, ale nigdy nie miał odwagi, by to uczynić, wiedząc, że możliwości powrotu nie będzie. Byli zbyt dumni, by prosić i dawać drugą szansę, na którą obaj właściwie nie zasługiwali.
To mieszkanie jest tak samo twoje, jak i moje. Nie zamierzam się wyprowadzać. Jeśli ty masz na to ochotę, nie trzymam cię tu siłą — odparł. — Przecież wiesz, że nawet nie mam ku temu odpowiednich predyspozycji.  — Zerknął na niego, zgarniając z czoła zabłąkane kosmyki, które pojawiły się, gdy Kurtz przestawiał go z miejsca na miejsce jak zabawkę. Podszedł do swoich rozrzuconych rzeczy, w tym i papierów, które wypadły z neseseru. Pochylił się, by je zgarnąć i poukładać w względny porządek, a potem wcisnąć w teczkę, starając się nie zagiąć żadnej kartki.
Nie przedłużajmy tego i chodźmy w końcu do lekarza. Odzyskanie sprawności powinno być dla ciebie priorytetowe — powiedział, śląc się na spokój, który wcale nie nadszedł tak szybko, jakby tego chciał. W tonie głosu nadal pobrzmiewały zdradzieckie nuty, przez co trudno było zinterpretować zmianę tematu jak sugestię, że rozmowa, która między nim się wywiązała, była zbędna, choć - obaj dobrze wiedzieli - że taka nie była. W końcu coś się ruszyło, a Havoc miał teraz gwarancje, że nie jest uważany przez Niemca na równi z elementem dekoracji.  — Wojsko potrzebuje ci w jednym kawałku.
Ja też. Te dwa niewypowiedziane słowa zawisły jego w głowie, ulokowały się na końcu języka, odbijając się rykoszetem od czterech stron czaszki, niesione echem bezgranicznego niepokoju, który rozlał się po ciele w charakterze dreszczy, mimo że do Mike'a wróciły naturalne kolory i opanowanie, którym emanował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.05.16 2:33  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
W pozornie zimnych oczach, załamywał się już ten chłód i agresja. Przy Havocu zawsze tracił coś ze swojej pewności i arogancji, jaką okazywał każdemu, a jedynie starał się nie stracić tego przy kochanku. Śmiesznym było, że szczuplejszy i niższy od niego osobnik, potrafił tak wpływać na niego i jedynym co Kurtz potrafił wtedy zrobić to reagować agresją, by odruchowo bronić się przed tym pozornie marnym zagrożeniem. Lata w wojsku oraz niezbyt ciekawa przeszłość, zrujnowały mu psychikę czego był świadom, ale czas spędzony z Mike wcale tego stanu nie poprawiał, a jedynie pogłębiał zniszczenia.
- Nigdy nie jest za późno – mruknął, nie zgadzając się z nim, chociaż po chwili skrzywił się delikatnie. Zabrzmiał jak osobnik, którego nienawidził, przed którym ucieczka była jednym z powodów wyprowadzki do M-3. Gdyby ktoś dał mu ponownie wybór, wyniósł by się gdzieś indziej, gdzieś dalej i odciął od świata. Nigdy też nie zabrałby za sobą Mike'a, wolałby porzucić go, jeśli tylko wiedziałby jak wyglądać będzie ich związek za parę lat. To co było teraz wcale mu nie odpowiadało, nie chciał by tak wyglądała codzienność, ale też nie umiał nic zmienić i doprowadzał jedynie do sytuacji w której obaj dusili się w swoim towarzystwie. Miał mieszane odczucia do szansy jaką teraz dał Havoc'owi... na uwolnienie się, pozostawienie za sobą przeklętego życia z Nim pod jednym dachem. Chociaż było to pojęcie względne, przez fakt, że Kurtza więcej tu nie było niż był. Praca i ciągłe spięcia w domu, powodowały, że te mieszkanie można było bardziej uznać za własność blondyna niż narwanego generała. Jeśli rozeszli by się teraz, druga szansa faktycznie nie wchodziła w grę, duma nie pozwoliłą by prosić o szansę, ani tym bardziej jej dać. Zatrzaśnięcie drzwi z inicjatywy jednego albo drugiego, byłoby już stu procentowym końcem tego porąbanego związku. Kącik jego ust zadrżał lekko i uniósł się odrobinę, gdy odpowiedź była przecząca, chyba było mu lżej, że Mike nie chciał się stąd wynieść i mimo wszystko zostawał z nim.- Taa... to mieszkanie jest tak samo moje, jak i twoje – powtórzył za nim, uśmiechając się nieco krzywo. Coś podobnego powiedział Havocowi krótko przed wyjazdem do M-3. To co moje jest i twoje, jest nasze wspólne, kocie. Te same słowa rozbrzmiały mu w głowię, gdy przypomniał sobie tamten moment, gdy byli normalni i najwyraźniej szczęśliwi w związku, który później stracił coś w sobie.- I całe szczęście, że nie masz predyspozycji, jeszcze brakuje bym musiał się z tobą siłować – prychnął, ale brakowało mu tej typowej złośliwości. Czuł się zmęczony, chociaż niedawno co wstał i powinien być wypoczęty. Wywrócił oczami, kiedy Mike znów podjął temat lekarza. Chociaż miał rację, Kurtz powinien głównie przejmować się tym, aby odzyskać pełną sprawność, a mrowienie w ręce, które odczuwał od kilku minut mogło być złym objawem. Mimo to, zamiast wyjść z mieszkania, złapał znów Havoca. Tym razem jednak wykazując się większym wyczuciem, delikatnie pociągnął go do siebie. Bez słowa położył mu dłoń na karku i ucałował lekko w czoło, co zawsze robił... teraz z różnych powodów, a kiedyś jedynie by wkurzyć Mike. Przesunął powoli wargami po skroni mężczyzny by zaraz sięgnąć ucha.- Tylko wojsko potrzebuje mnie sprawnego? - spytał cicho, oczywiście to pytanie miało drugie dno, ale Dante nie czuł potrzeby by precyzować je bardziej. Nie wątpił w inteligencje partnera i wiedział, że ten pojmie od razu o co tak naprawdę pyta generał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.16 23:23  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Na takie stwierdzenie mogą pozwolić sobie osoby, które opracowały wehikuł czasu, a z tego co wiem, podróż w czasie jest nadal niemożliwa. Wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę albo zejdź na ziemię — odparł oschle, niby niedowierzając w słowa, które padły z ust mężczyzny, choć w rzeczywistości wolał wyprzeć je ze świadomości. Sam, mimo iż wiele rzeczy, które pozornie miały trwały fundament, rozpadły się na milion kawałków, powrót do przeszłości traktowałby jako ostateczność, która nie miała racji bytu. Nie chciał do niej wracać, bo nie miał do czego i choć Kurtz stracił wiele, Havoc zyskał coś o bardzo podobnej wartości, poniekąd depcząc po rozdeptując każde niepowodzenie generała, w której duże mierze były powiązane z wykluczeniem Kurtza z rodziny. Teraz, znając generała jak własną kieszeni, gdy znikło zapatrzenie w niego, nie pozwoliłby mu na ten krok, który sukcesywnie ze subtelnością walca drogowego taranował psychikę trzydziestolatka. Lata młodzieńczej naiwności wyparowały w zestawie z motylkami w brzuchu i przyśpieszonym biciem serca na widok osoby, która namierzała mu w głowie. Teraz zostało tylko "i" między niewypowiedzianymi, zawieszonymi w czasu przestrzeni wyznaniami.
Czy ty właśnie chcesz mi zasugerować, że twój intelekt całkowicie wyparował, Kurtz, albo obrazić mój? — wyszeptał, bo odpowiedzi na te pytanie nie chciała mu przejść przez gardło i nigdy nie miała paść, zwieszone między tym co było i tym co jest, lecz prawda leżała po środku. W istocie Mike bał się przeobrazić swoje myśli słowa, nie tylko dlatego, że Dan dopiąłby swego i duma informatora znacznie by na tym ucierpiała, a dlatego, że słowa zobowiązanie stałoby się przykrym obowiązkiem.
Zerknął wymownie na mężczyzny, by w porę złożyć na jego ustach delikatny pocałunek, który miał na celu zatuszować pewną, ledwo dostrzegalną zmianę w jego spojrzeniu, acz rodowitego Niemca było stać na to, by ją odszyfrować, zwłaszcza z odległości, która skutecznie zaburzała ich przestrzeń osobistą, obnażając ich z tego tytułu z uczuć. Havoc, choć z pozoru umiał ukryć wiele, czasem miał wrażenie, że wojskowy nauczył się odszyfrowywać każdą gnieżdżącą się w nim niepewność, co sprawiało, że chęć, by się zdystansować, pogłębiała się. Ukrywana prawda nie mogła wyjść na jaw, bo posiadacz delikatnej urody, aż za dobrze wiedział, że to wiązało się ze sporym ryzykiem utraty stabilności, która przyszła wraz ze związaniem się z Niemcem.
Odsunął się od generała na bezpieczną odległość i zacisnął dłoń na klamce, by w końcu opuścić duszne, wypełnione kurtzowym zapachem pomieszczenie. Wyprostował się, strzepując z ubrania niewidzialny pyłek, który miał się tam pojawić przez kontakt z generałem.  Zerknął przelotnie na mężczyznę, przewracając demonstracyjne oczami, bo ten nie wyglądał na kogoś, kto chciał konsultować się lekarzem, a jak już to było wcześniej omówione – Havoc nie miał predyspozycji, by zaciągnąć go siłą pod gabinet lekarski, więc w tej materii Dan musiał z nim współpracować.
Pośpiesz się, Kurtz. Nie przeciągajmy tego, co nieuniknione. Obaj mamy niecierpiące zwłoki obowiązki — odparł wymownie, łapiąc pewnie za teczkę dokumentów. Wolną dłonią otworzył drzwi, czując zbawienny powiew chłodnego powietrza, który przynajmniej w minimalnym stopniu stłumił ciepło bijące od kochanka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.06.16 17:23  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Oschły ton Mike'a zniechęcił wyjątkowo Dana do podejmowania dalej tematu, który widać dla nich obu był niewygodny. To co wydarzyło się kilka lat temu, nigdy nie mogło pójść w zapomnienie i Kurtz był pewny, ze jeszcze nieraz wspomni decyzje, które z perspektywy czasu były błędne. Wiązanie swego życia z kimś, kogo powinien postawić przed sądem nie było wcale mądrym posunięciem i teraz coraz bardziej był tego świadom. Wtedy jednak szczeniacki, a przy tym wyjątkowo głupi, pozwolił sobie na krok, który teraz postawił go w takiej, a nie innej sytuacji. Licząc na spokojną codzienność, zwyczajne życie oraz kochającego partnera... dostał komplet przeciwności. Im więcej jednak czasu mijało, tym bardziej obojętniał do obecnej sytuacji, wiedząc, że czasu nie cofnie, obojętnie jakby chciał.
- Dawno cie nie obrażałem, a to zawsze świetna zabawa.. - stwierdził z lekkim zamyśleniem, zaraz skupiając ponownie spojrzenie na mężczyźnie.- Jednak unikaj dalej odpowiedzi na moje pytania, a to skończy się dla ciebie źle – dodał z wyraźnym ostrzeżeniem. Miał dość zabawy w kotka i myszkę z Havociem. Męczyło go to i wkurwiało coraz bardziej z każdym dniem, dlatego powoli upewniał się w tym, że pobłażanie Mike'owi nie jest opłacalne i czego nie osiągnie po dobroci, musi wziąć siłą lub groźbą odpowiednio dostosowaną do chwili. Kiedyś nie mieli problemów z odpowiadaniem na proste pytania, mówienia sobie czegokolwiek, a teraz to spieprzyło się poważnie i wcale nie odpowiadało Kurtzowi, czego coraz częściej nie ukrywał. Wypuścił powietrze z płuc, wzdychając, gdy Mike pocałował go szybko w usta. Jasne, dojrzał tą pewną zmianę w spojrzeniu Havoca, umiał rozróżnić więcej emocji jakie skrywał w sobie blondyn. To mu jednak nie wystarczyło, nie chciał się domyślać i rozgryzać co w danej chwili kieruje mężczyzną, wolał to usłyszeć. Pewnie robił się zbyt ckliwy, ale nic nie mógł na to poradzić, będąc w domu potrzebował cholernego oderwania się od ludzi, przy których musiał zachować czujność aby nic mu nie umknęło. Nie drgnął nawet, gdy znów pojawił się dystans między nimi i w sumie nie próbował już tego zmieniać. Jego cierpliwość oraz chęci by zmienić obecną sytuację, właśnie zaczęły się ulatniać.
- Oczywiście, ty i twoje obowiązki – mruknął beznamiętnie, wychodząc z mieszkania, powoli chyba chciał pozbyć się towarzystwa Mike'a, by nie musieć na niego patrzeć przez najbliższe godziny. Wsunął rękę do kieszeni spodni, akurat tą, która była teraz w kiepskiej kondycji. Czuł powoli jak adrenalina oraz złość opuszczają go całkiem, a wraz z tym przychodzi osłabienie czysto fizyczne, co w obecnej sytuacji nie było niczym zaskakującym. Poza tym nie zamierzał mówić na głos, że coś jest nie tak... a było bardzo nie tak, bo dosłownie ciemniało mu przed oczami. Udawanie, że jest w lepszej formie niż faktycznie, nagle stało się trudniejsze, a po kilku kolejnych krokach wręcz nie możliwe. Zatrzymał się tuż przed pierwszym stopniem schodów, czuł że to się źle skończy i poszarpany bark, będzie jego najmniejszym problemem. Cofnął się o parę kroków, unikając nawet spoglądania w kierunku informatora. Oparł się plecami o ścianę, uspokajając oddech, który przez moment przyspieszył, wraz z pojawieniem się świadomości, że zdecydowanie za długo zwlekał z wyjściem z tego pieprzonego mieszkania i pójścia prosto do lekarza. Powinien już kilka minut po ugryzieniu kundla, pakować się by pojechać do szpitala. Zamiast tego udawał, że w sumie nic się nie stało... i miał teraz tego efekt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.08.16 23:23  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Ich związek już dawno wyrwał się spod kontroli i żył swoim własnym życiem, przeobrażając się w jego marną imitacją. Był właściwie najprawdziwszą parodią definicji tego słowa i właściwie nie miał racji bytu, choć żaden z nich rzecz jasna nigdy nie przyznałby się do tego otwarcie. Był kwestią umownego przyzwyczajenia.
Nie jestem zobowiązany, by odpowiadać na pytanie, na które znasz zapewne odpowiedź — odparł beznamiętnie na miarę androida, który wyrzuca zakodowane w systemie słowa, mimo że paradoksalnie brzydził się tymi istotami i pod wieloma względami podważał ich kompetencje i przydatność, co w tej materii nie miało nic wspólnego z jego niechęcią do technologii.
Zerknął na mężczyznę oceniająco, acz w tym chłodnym spojrzeniem dominowało tylko coś na wzór rozczarowania. Kurtz nie potrzebował ciepłych epitetów pod swoim adresem, a jeśli chciał podbudować swojego ego trafił pod zły adres. Powinien to uczynić z oczywistych względów na stopie zawodowej, spinając się po strzeblach kariery, co niewątpliwie – biorąc pod uwagę całokształt jego zachowań, a także predyspozycje – powinno być jego priorytetem.
Kiedy w końcu oboje wyszli z mieszkania, Havoc wyjął z kieszeni klucze, by zamknąć na nie drzwi, co było odruchem bezwarunkowym, o którym sam generał, czując się bezkarnie na swoim stanowisku, stale o tym zapominał. Przerwał w połowie wykonywaną czynność, zerkając kątem oka na odbiegające od normy zachowanie Niemca, które jednoznacznie sugerowało, że wojskowy nie czuł się na siłach, by zejść po schodach, a co dopiero udać się na konsultacje do lekarza, czy nawet spełniać się zawodowe. Przewrócił oczyma na znak irytacji.
Straciłeś za dużo krwi — ocenił, zerkając na plamę krwi, która przebiła się przez uniform. Sam Kurtz też nie wyglądał dobrze. Pozbawiony kolorytów, blady jak ściana, wyglądał jakby właśnie skonfrontował się z samą śmiercią. Rana była poważniejsza niż na pierwszy rzut oka mogło się wydawać. Potrzebowała natychmiastowej interwencji lekarza. — W takim tempie spadniesz ze schodów — dodał oschle, sugerując tym samym, że Kurtz powinien wrócić do mieszkania w trybie natychmiastowym. Dotarcie w takim stanie do szpitala ocierało się o cud sam w sobie. To kwestia dziesięciu minut, kiedy generał faktycznie straci przytomność. — Chodź — wycedził cierpko przez zaciśnięte mocno zęby i złapał odruchowo mężczyznę za zdrowe ramię, choć wiedział, że nawet osłabiony Dante był dla niego swego rodzaju wyzwaniem.
Szarpnął nim, ciągnąć do mieszkania. Wołał uniknąć w tej sprawie świadków w postaci wścibskich sąsiadów, nawet jeśli to było równoznaczne z samym spóźnieniem się na spotkanie służbowe.
Dan, współpracuj ze mną ten jeden raz — wyszeptał mu w ucho najciszej jak to było tylko możliwie, choć z drugiej strony może powinien zepchnąć go z tych schodów i liczyć na to, że pozbędzie się go raz na zawsze i oczyści się z ewentualnych zarzutów dokonania morderstwa popełnionego z premedytacją całą winą zrzucając na niezdrowy tryb życia generała, postępujące zmęczenie i jego wręcz chorobliwą dumę, która wbijała kolejne gwoździe do jego trumny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.08.16 0:25  •  Apartament nr 1062 - Page 4 Empty Re: Apartament nr 1062
Pokręcił głową z wyraźną rezygnacją, upór Mike'a zaczynał go drażnić i zniechęcać do dalszej wymiany zdań. Gdyby nie gówniany stan w jakim był, dzięki pupilkowi swego partnera, zwyczajnie by sobie poszedł i na najbliższe godziny zapomniał o istnieniu blondyna. Chociaż im dłużej nad tym myślał tym bardziej miał ochotę, znów zniknąć z tego domu na kilka dni, aby odreagować i naprawić znów zszargane nerwy.
- Nie znam na nie odpowiedzi. To o czym zapewniałeś kiedyś, teraz może być już nie aktualne – odparł sucho, chociaż dalej nie spoglądał na mężczyznę. Kurtz nigdy nie przejmował się takimi rzeczami jak zamykanie drzwi czy upewnianie się, że to co zostawia w danym miejscu, pozostanie na nim później. Pod względem rozsądku to bez wątpienia przodował tutaj Havoc, mając już chyba wrodzoną nieufność i pewną świadomość realiów, której albo brakowało Danowi albo nie widział potrzeby, aby praktykować to na co dzień. Słysząc nagle stwierdzenie, że stracił za dużo krwi, aż parsknął krótkim śmiechem, którego nie dał rady powstrzymać. Ugryzł się jednak w język i darował sobie kpiący komentarz, bo olśniewający fakt, jakim rzucił informator, generał czuł zbyt dobrze, gdy nie był wstanie ustać w pionie bez podpierania się o ścianę. Chciał to przeczekać i zejśc po tym pieprzonych schodach, ale nagła słabość nie mijała na tyle, żeby pewnie zrobić krok w kierunku pierwszego stopnia.- Będzie ci na rękę, jak zjebię się z tych wszystkich stopni i złamię kark – burknął, przecierając dłonią oczy, jakby to miało mu pomóc, ale nie dało żadnego efektu. W sumie chciał stracić przytomność, pozbyć się chociaż na moment upierdliwego bólu i odpłynąć ze świadomością, że to wątłe stworzenie, które zwał swym kochankiem, będzie musiało zaciągnąć go do mieszkania. W duchu aż zaczął się śmiać, bo wiedział, jakim wyzwaniem okazało by się to dla Mike'a. Wbił chłodne spojrzenie w młodszego od niego osobnika, nawet w takim stanie Niemiec był wyraźnie nie chętny do współpracy. Szarpnięcie wcale nie zmieniło tego stanu, a spowodowało, że mocniej przylgnął do ściany z obawą, że kolejne pociągnięcie tego palanta, pośle go na ziemię, gdy ugną się nogi, a on nie zapanuje nad ciałem. W końcu jednak ustąpił, po słowach jakie wypowiedziane zostały prosto do jego ucha.- Wyjście z domu, chyba nigdy nie było tak problematyczne – wyrzucił z siebie nagle, gdy z powrotem znaleźli się w przedpokoju. Zrzucił z siebie kurtkę, mając gdzieś, że może się pobrudzić, i dotarł do kanapy. Usiadł ciężko, krzywiąc się przez nadal uciążliwy ból, który nie był wyjątkowo mocny ani nie nasilał się, ale trwał ciągle, jak gdyby nawet najmniejszy ruch, naruszał ranę i najpewniej tak właśnie było.- Idź do roboty, Mike, skoro ciągle ci się tak spieszy – mruknął, znów omijając go wzrokiem, jak gdyby nie był wart uwagi. Wyciągnął z kieszeni komórkę, ale szybko pojął, że znów zapomniał ją podłączyć i bateria padła w najgorszym momencie, bo jego samodzielność i szansa na pozbycie się Havoca, właśnie zmalały do minimum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 11 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach