Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 09.03.16 22:59  •  Prywatna Apokalipsa [Yury & Illija] Empty Prywatna Apokalipsa [Yury & Illija]
Prywatna Apokalipsa [Yury & Illija] Vn627_rd_login

Miejsce akcji: Bliżej nieokreślone tereny Desperacji
Czas akcji: Cztery lata przed właściwą fabułą
Uczestnicy: Illija i Yury

~~....~~

Ostatni miesiąc był pasmem osobistych porażek Cavendish'a, wymieszanych z cieniem drobnych, nie znaczących nic sukcesów. Każdy w grupie miał pełne ręce roboty, gdy ludzi potrzebujących najemników, zrobiło się wyjątkowo dużo. Był to ich złoty czas, chwila, gdy pieniądz i każde dobro materialne potrzebne do przetrwania, pojawiały się w odpowiednich ilościach. Jednak Illi nie cieszył się z tego tak jak pozostali, nie widział najmniejszych powodów. Wysyłany w największe gówno, czasami brodził w bagnie do pasa i gubił się we wszystkim. Nikomu nie odważył się powiedzieć, co dzieje się w jego głowie, jak opanowanie typowe dla Opętanych, ucieka między palcami, słowami, każdym szybkim oddechem. Pozwalał sobie na coraz częstsze wybuchy złości, by później umieć znów egzystować w skomplikowanym świecie w jakim przyszło mu żyć, jako Wymordowanemu. Dzisiejszy dzień miał być lżejszy, proste zadanie na znalezieniu, zdobyciu informacji i cichym wyeliminowaniu celu. Rutynowa akcja, gdzie działał sam, decydował o każdym kroku, nie zważając na bezpieczeństwo towarzysza, którego nie miał teraz.
Nie przypuszczał nawet, że wszystko posypie się, kiedy wbiegnie po schodach zniszczonego budynku, który był już konkretną ruderą. Ciche otwarcie drzwi, drażniące zmysły skrzypnięcie... i silna woń śmierci; zapach krwi, wypełnił zatoki i nakazał ostrożność.
Sięgając w odruchu po nóż, poczuł szarpnięcie gdzieś wewnątrz, nie był to jednak strach o siebie, a chore podniecenie niebezpieczeństwem. Uderzył dłonią w drzwi, aż te otwarły się na oścież i uderzyły o ścianę, nieco się odbijając, ale zostały zaraz zatrzymane. W tej chwili nie ważna już była cisza z jaką powinien działać. Widok jaki rozciągał się przed nim, ukazywał najpiękniejszą masakrę. Ogrom zniszczeń pomieszczenia i ciała, które zapewne należało do jego celu, zatrzymał w miejscu Illiję, chociaż nie stracił ani trochę na czujności. Obracając w palcach nóż, zatrzymał się na jedynym żywym elemencie w tym pomieszczeniu, również ubrudzonym krwią.
- Artysta bawiący się krwią, gdzie takich hodują? – parsknął ostro i przechylił głowę, gdy ów nieznajomy, spojrzał na niego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odchylając się na krześle, zaciągnął się papierosom – jedna pozostałością po minionych dniach. Wbił swój kiepski wzrok, jeszcze pary oczu, w kłębiący się w powietrzu strzępek dymu, który jednak zaraz został rozszarpany przez przeciąg wywołany otwarciem starych, drażniących słuch drzwi. Dla odmiany przeniósł spojrzenie w tamtym kierunku, by wykazać choć szczątkowe zainteresowanie właścicielem ciężkich kroków, pod którymi tańczyły częściowo spróchniałe deski. W końcu nie chciał rozgniewać swoim zobojętnieniem delikwenta o nieznanych zamiarach. Z opóźnieniem zarejestrował słowa, które wydobyły się z poruszanych przez, jak mu się na początku wydawało, dzieciaka warg. Bo ile on mógł mieć lat? Siedemnaście, może osiemnaście, ale nie więcej. Smarkacz jakiś, który musiał zareagować, gdy ten tryskający posoką biedak darł się wniebogłosy, ni to błagając o litość, ni wzywając pomoc. Zabawa z nim skończyła się wcześniej niż się zaczęła, co było powodem kolejnej zmarszczki, która pojawiła się na prawie trzydziestosześcioletnim czole. Może zabił go w pokrętny sposób okazując swoją wdzięczność. Przecież nie mógł żywić uczucia szczerej nienawiści do kogoś, kto podarował mu zastępcze części ciała, nawet jeśli w wymownej cenie.
A to. — Machnął obojętnie dłonią i powiódł zblazowanym spojrzeniem po demolce. Skupił swoją uwagę najpierw na krwi, która, marnując się, została wchłonięta przez stary, podziurawiony dywan, a później przebiegł wzorkiem na szybko po rzuconym pod ścianą sercu, na wątrobie  rozbitej o kąt regały z książkami, który pod wpływem uderzenia skonfrontowały się z ziemią. Żadna strata. Nie było nad nim nic wartościowego, oprócz pamiętników trupa, z których Yury postanowił w najbliższym czasie zrobić pożytek w postaci ogniska, by niepożądana, zapisane koślawym pismem informacji nie wyciekły. Co prawda, myślał na początku, czy by się tu nie zatrzymać na jeszcze trochę, poszukać celu, rozważyć wszelkie za i przeciw, a potem ruszyć do przodu, spełnić to, co nie zostało jeszcze przez niego spełnione, ale ostatecznie się zawahał, a widząc wątpliwe towarzystwo, zrezygnował z tego zamiaru.
Jak ma na imię istotka, która docenia mój artyzm? — zainteresował się, a na ustach wślizgnął się sugestywny uśmiech. Zlustrował broń w jego dłoni i o mało brakowało,  a zakrztusiłby się powietrzem. Niby jego wojskowe doświadczenie podpowiadało mu, by nie bagatelizować ewentualnego zagrożenia, ale teraz, gdy pozbył się aktualnie głównego problemu swojej egzystencji, postanowił się wyciszyć, wrzucić na luz. Przynajmniej chwilowo, tymczasowo, dopóki nie pozbiera myśli w jedną całość.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 10.03.16 1:30, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Przywykł już do tego, że nikt nie ocenia go na wiek jaki miał faktycznie, bo czego wymagać, gdy wiekowa istota została zamknięta w ciele dwudziestoparolatka. Nie mniej, niedocenianie go lub traktowanie jako dzieciaka, było prostą drogą na tamten świat. Sprowokowanie Illi to dziecinnie łatwa rzecz, lecz uspokojenie... było ponad możliwościami większości osób.
Widząc jak nieznajomy patrzy na swoje dzieło, sam też, powiódł ponownie wzrokiem po otoczeniu. Lubił takie widoki, powodowały przyjemne doznania na pewnym poziomie, zadowalając chory umysł Opętanego. Jego masochistyczno-sadystyczna natura wychylała się wtedy odważniej, ujawniając po części co Go kręci. Chociaż i tak nikt nie znał Illiji na tyle, by właśnie tak zinterpretować jego zachowanie. Zachowując się może trochę nie rozważnie, schował nóż, budząc w sobie jakiś specyficzny cień nadziei, że natrafił na bardziej interesującego mężczyznę. Chwilowo jeszcze nie analizując też, że ów osobnik, załatwił jego cel... spartaczył mu zadanie i polecą za to jakieś konsekwencje, które i tak zignoruje. Jednak w ciągu paru sekund, mogło się to zmienić.
- Istotka? - wykrzywił wargi w grymasie, niezadowolenia. Określenie nie przypadało mu do gustu, zbyt dużo razy już to słyszał w kontekście, który działał na nerwy.- Wybierz sobie, wymyśl... jak chcesz. Bo i tak nie pożyjesz na tyle długo, by użyć go częściej niż na tą chwilę – mruknął, zdradzając nagłą zmianę humoru. Wahania nastroju, nie zdarzały mu się aż tak bardzo często, ale wystarczyło lekko naruszyć nerwy, by zadziało się tak jak teraz.- Zabiłeś mi zabawkę, więc wynagrodzisz mi braki – dodał, ale nie sięgał po broń. Ciężko było ocenić, czy w ogóle zamierza atakować, krzywdzić, wdawać się w bójkę, której koniec już przewidywał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zachrypnięty śmiech wydobył się z ust człowieka obdartego z przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Tocząc się po niewielkim pomieszczeniu, uciekł przez otwarte drzwi, by tam w postaci echa rozbryznąć na zdewastowanej, pożartej przez upływ czasu starszej od ćwierćwiecza kaletce schodowej. Yury dość długo kręcił się po tym miejscu, by stwierdzić, że musiał pełnić rolę jednoosobowego domku rodzinnego, oczywiście zanim nie nastała apokalipsa. Ociężale ruszył z miejsca, demonstracyjnie kopiąc w krzesło, oczywiście mechaniczną częścią. Mebel potoczył się, po drodze trącąc nogę i wypadł przez okno, które w naturalnym procesie rozbiło się i doniosło o tym w nazbyt głośny jak dla Kido sposób. Skrzywił się nieznaczenie.
Prześlizgnął swoim już nieco ożywionym spojrzeniem po twarzy typa, wyraźnie rzucającego mu wyzwanie, a w oczach zaiskrzyły nieodgadnięte iskry, najpewniej podniecenia. Obnażył zęby w uśmiechu, a papieros wypadł z ust, by następnie zginąć pod podeszwą ciężkiego buta.
Stawiał kroki powoli, nieśpiesznie, jakby się ociągał, choć prawda była zgoła inna. Pięć miesięcy temu odzyskał przytomność, a po dwóch kolejnych miesiącach zaczęła się rehabilitacja, więc jeszcze nie do końca przywykł i poznał wszelkie zalety oraz wady swoich części wymiennych, a co za tym chodziło - nie rozgryzł jeszcze jaką tak naprawdę dysponował teraz siłą, choć będące w strzępkach ciało, sugerowało wymownie, że nie jest to banalne, mogące ulec zbagatelizowaniu usprawnienie. Yury odniósł zaś absurdalne wrażenie, że odkrył w sobie dotąd niepozyskane nawet przez czasochłonne i wyniszczające organizm treningi zasoby siły, której poszukiwał. Wędrówka skończyła się, gdy stanął przy chłopaku. Był niższy od niego o parę centymetrów, ale ta nieznacząca przewaga nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, a nawet trochę bawiła.
- Kame – zwrócił się do niego, łapiąc w żylaste palce lewej dłoni chuderlawy podbródek, zacisnął palce na delikatnej skórze, nie przejmując się tym, że uścisk może wywołać ból, czy być powodem do powstania siniaków. Złapał z nim kontakt wzrokowy, usta zaś wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, kiedy pojawił się interesujący, acz wymagający czasu scenariusz. - Taki jeden pojeb miał żółwia, którego nazwał moim nazwiskiem, więc dla odmiany ty będziesz nosił miano tego irytującego, leniwego stworzenia.
Wypuścił go zaraz uścisku i ruszył przed siebie w nagłej potrzebie zrzucenia z siebie zakrwawionych ubrań, na których znajdował się krew i kod DNA nieżyjącego człowieka.
- Wygląda na to, że mieliśmy wspólną zabawkę. Kto pierwszy ten lepszy. - Wzruszył ramionami, wyciągając kolejnego papierosa, bo ani nie przejął się dramatem chłopaczka, ani groźbą, choć była dla niego realnym zagrożeniem, co odkrył po słowach, jak zgadywał, najemnika, więc tym razem jednak zachował pewną ostrożność, która nie miała nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Ot, narodziła się, gdy pojawiła się perspektywa dobrej zabawy.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Ten śmiech zaskoczył go trochę; fakt, powinien spodziewać się takiej, a nie innej reakcji, ale mimo to, wbił zdziwione spojrzenie w przypadkowego towarzysza. Zachrypnięty dźwięk, wywołał lekki dreszcz w ciele Illiji, ale wyjątkowo była to bardziej pozytywna reakcja ze wszystkich jakie już dziś odczuł. Spiął się, gdy nagle mężczyzna skupił na nim większą uwagę, a chwilę później podniósł się ruszając w jego stronę. Zerknął przelotnie na okno za którym wylądował krzesło, siła jaka temu towarzyszyła, znów odwróciła uwagę Illi od zagrożenia. Rozproszenie jego uwagi, ostatnio było dziecinnie proste.
- Czym jesteś? - spytał, zanim ugryzł się w język. To wydawało mu się nagle istotnym pytaniem. Uśmiechnął się krzywo, zauważając, ze jest trochę wyższy. Oczywiście pięć centymetrów różnicy to nie było super osiągnięcie, zwłaszcza, ze ów gość wyglądał toporniej od niego. Musiał być więc cięższy, a wtedy marne centymetry są mu zbędne.
Mocny chwyt na podbródku, zdziwił trochę Illi, ale nie szarpnął się, a jedynie asekuracyjnie, zacisnął smukłe palce na nadgarstku potencjalnego zagrożenia.
- Głupie to imię, nawet jak na teraz – prychnął. Dostać imię po zwierzęciu, słabo... chociaż jakby nie patrzeć, zwierzakiem po części był. Czasami miał wrażenie, ze z futerkowca miał więcej niż z człowieka.
Wodził wzrokiem za nieznajomym, gdy ten puścił go i zajął się czymś innym już. Taka szybka utrata zainteresowania, trochę wzburzyła Cavedisha, ale nijak tego nie okazał.- Możliwe, chociaż ja już znalazłem zastępstwo, za tą... zepsutą – mruknął z wahaniem, jakby nie wiedział jakie słowo dobrać. Wszedł głębiej do pomieszczenia, uważając, by nie wdepnąć w jakąś część jego niedawnego celu. Zmywanie go z butów, jakoś nie uśmiechało się Illi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zapalił, zaciągając się, a potem złapał papierosa między palce, by ten nie utrudniał mu sztuki wysławiania się. Prychnął demonstracyjnie. Osobiście uważał, że to imię w jakimś stopniu, może niewielkim, ale jednak, pasowało do chłopięcia i udawało jego pokrętną naturę. Biła od niego jakaś dziwna aura, jakby dawno stracił swoje ludzkie odruchy i przeprogramował się na zwierzęce. Niby człowiek z nazwy, ale z fizjonomii już nie. Zagwozdka. Pewnie nikła szansa, że nie był zarażony wirusem X, a jeśli był, Arata wolał trzymać się na dystans i na ułamek sekundy pożałował, że wdał się w nim w bezpośrednią, cielesną relacje. W końcu miał już spore doświadczenia z tą rasą i nadal, pewnie głównie przez zaszczepione w nim wartości, podchodził do niej z odpowiednim wyczuciem, dystansem i przemożną ostrożnością, która miała swoje fundamenty właśnie w idei głoszonej przez Świat-3.
Chciałeś imię, to ci je wybrałem. Nie wybrzydzaj albo zdradź mi prawdziwe — odparł obojętnie, bo ta kwestia znacznie straciła na wartości. Zaraz zostanie przez niego zapomniana albo, gdy pojawi się ewentualna możliwość walki, zmiażdżona, bo sam nie odpuszczał do siebie możliwości przegranej, choć niewykluczone, że niedługo pojawi się przed nim nieoczekiwanie, a wredny los obnaży swoje szydercze kły. Każdy dzień może być ostatnim, w to akurat Kido nie wątpił, zwłaszcza na wymarłych terenach Desperacji, gdzie każdy walczył o przetrwanie, stosując zasadę wszystkie ruchy dozwolone. Najprawdopodobniej mógł zliczyć na palcach jeden dłoni byty, które, będąc zza murem idealnego miasta, nie wyrzekły się swojej moralności i nadal wyznawały wewnętrzny dekalog sumienia, łudząc się, że lepsze dni powrócą. On, paradoksalnie, nie musiał tu spędzać kilkunastu dni, by to się stało. Utracił go o wiele wcześniej niż można sądzić. W wyjątkowo zimną noc.
Czym jestem? Hm. — Odwrócił się do niego przodem, a raczej ukosem, by móc zlustrować jego twarz, uważnie, choć z dostrzegalnym znudzeniem, który zaczął mu towarzyszyć niemal każdego dnia w ferworze żmudnej codzienności, a wraz z nią pojawiło się rozdrażnienie, protegujące uczucia bezczynności. Niby podjęcie decyzji było tylko kwestią czasu, ale miał jakieś niejasne wrażenie, że posiedzi na tym trochę dłuższej niż w pierwotnym zamiarze. Teraz, gdy nie miał zawieszonej obroży na szyi i teoretycznie nie istniał (może w jakieś mierze odbijało się to też na praktyce) miał wiele możliwości, które mógł wcielić w życie, na razie podchodził do tego sceptycznie. Nie był też do końca nie przekonany, czy chce się scalać z jakąkolwiek organizacją, wiązały się z tym i korzyści, i zobowiązania, choć te ostatnie przeważały, a przynajmniej tak mu się wydawało. Może przez niejasny obraz sytuacji, który kreował mu się przez parę lat w głowie. Trudno stwierdzić i wolał nie rozdrabniać tego na części pierwsze, ostatecznie obstawiając przy tym, że stanowisko wolnego strzelca jest w tej chwili najwygodniejszą dla niego opcją.  — Mścicielem. Mordercą. Kłamcą. Złodziejem. Czymkolwiek chcesz, cokolwiek zapragniesz — mruknął, formując mało satysfakcjonującą odpowiedź, ale pytanie też nie było prawidłowo skonstruowane, a Yury postanowił, że nie będzie demonstrował na prawo i lewo swojej zmienności rasowej, co mogło doprowadzić do niewygodnych pytań, a nawet stracenia nad sobą kontroli, która zdarzała mu się coraz częściej.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Wiedział jak silna jest niechęć czy wręcz nienawiść zwykłych, zdrowych ludzi do takich istot jak On. Nie raz już widział, co działo się, gdy Wymordowany trafiał na wojsko czy nawet przeciętną osobę. Nigdy nie kończyło się to dobrze, dlatego nigdy jeszcze nie pozwolił żadnemu wojskowemu przeżyć spotkania z nim. Miał na rękach krew wielu, ale był gotów rozlać tego jeszcze więcej, byle samemu sobie zapewnić bezpieczeństwo. Prawdą było, że mimo pewnego panowania nad mutacjami, czasami zachowywał się bardziej zwierzęco niż ludzko.  Nie potrafił nad tym zapanować, po prostu tak się działo. Jednak nic nie usprawiedliwiało mordowania jemu podobnych, część z nich mogłaby żyć wśród ludzi, mieli do tego predyspozycje, a zdziczałych sami czasami tępili, gdy stawali się zagrożeniem.
- Sądziłem, że wybierzesz lepsze imię. Zawiodłeś mnie – odparł, faktycznie liczył na większą pomysłowość. Chociaż nie obstawiał by ten tutaj zbliżył się, nawet w domysłach do jego prawdziwego imienia. Taki zdolny nie był nikt.- Cavendish – mruknął nagle.- Illija – dodał, wymieniając dwa sposoby w jaki się przedstawił, ale unikając imienia, którego brzmienia już bardzo długo nie słyszał.
Siadł sobie nagle na części blatu stołu, który nie był upaćkany krwią. Zamachał lekko nogami w powietrzu, wodząc wzrokiem za swoim kolegą. Był naprawdę ciekaw czym jest ów przyjemniaczek, bo na człowieka mimo że wyglądał to pod względem siły w ogóle nie pasował. Ludzie kopniakiem nie wywalali krzeseł za okno, tłukąc przy tym szybę, nie mieli chwytu, który mógł zostawiać siniaki. Ten tu musiał być albo naprawdę silnym facetem albo musiał skrywać tajemnicę i wtedy świadom siły, stawał się zagrożeniem. Rozmyślając o tym, nieświadomie przesunął opuszkami palców po miejscu na którym zacisnęły się palce mężczyzny.
Zacmokał nie usatysfakcjonowany odpowiedzią, nie tak powinna brzmieć. Potrząsnął głową i wykrzywił wargi w grymasie, odsłaniając jeden z przydługich kłów jadowych.
- Nie zrozumiałeś pytania, nie obchodzi mnie jak na razie, kim jesteś lecz czym – wyjaśnił. Przechylił się odrobinę do przodu.- Czymkolwiek chcę? Cokolwiek pragnę? Nie spełnił byś mych pragnień – syknął, ale dźwięk nie był ostry, a przyjemny dla ucha. Rozdwojony, wężowy język, przesunął się po górnej wardze, gdy umysł podsunął obraz tego czego by chciał.
- Wracając do pytania... czym jesteś? Bo człowieka z taką siłą nie widziałem dawno.- mruknął, powracając do tematu interesującego go teraz.- Zadowól chociaż trochę, osobę, której zniszczyłeś zadanie – dodał ciszej, prawie nie słyszalnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wybacz, moja kreatywność wypaliła się. Została przelana w bardziej produktywny sposób — odparł machinalnie, bo nie miał zamiaru z nikim bawić się w gierki pod tytułem "zgadnij, jak mam na imię", szczerze powiedziawszy, imię nie miało żadnego znaczenia. Liczyło się to, czy posiadał w sobie wystarczająco siły, by z nim zatańczyć w takt melodii wygrywanej przez adrenalina, która pojawia się za każdym razem, gdy dobrze się bawił. — No i imion się nie wybiera. Przykre, ale prawdziwe.
Miał nawet ochotę podjeść i zmierzwić mu te jasne włoski w iście ojcowskim geście, ale ostatecznie się rozmyślił, przypominając sobie wcześniejsze obawy, które potwierdziły się po zlustrowaniu podwójnego języka imitującego gadzi. Żółwie też poniekąd były gadami, więc trafił idealnie. Illija, Cavendish, Kame... co to za różnica.
Może przed ostatecznym wyrokiem, przetestujemy to, hm?
Obnażył zęby w paskudnym, prowokacyjnym uśmiechu, a w oczach pojawił się nienaturalny wręcz błysk, który alarmował, że zaraz może się źle to skończyć, choć dziś nie przewidywał nowych ofiar swojego szaleństwa, a Illiję nie uważał za potencjalnego kandydata. Jeśli będzie zmuszony go zlikwidować, zrobi to szybko, spali tą ruderę i znajdzie sobie wygodniejsze lokum, które wspomoże jego proces myślowy.
Musiał się czymś zająć. Nie był przyzwyczajony do bezczynności, a cisza go rozsadzała od środka, wybudzała furiata, którym zresztą był. Nie znosił jej. Przypomniała pustkowie nękane przez samą śmierć. Paradoksalnie można było takimi epitetami określić Desperacje, która przecież, mimo bycia zaludnioną, nie tętniła życiem. Znajdował się pośrodku niczego, w samym sercu rozkładu. Wylewał się z niej perfekcyjny obraz Apokalipsy, która pewnie w końcu dosięganie i pożrę każdą osobę, używającą się za nietykalną.
Zasugerowałby, że masz oczy w dupie, ale nie, to nie to. Wierz, wiele silnych osobników gatunku ludzkiego, zamiast siedzieć tu i palić sobie skórę w desperackim słońcu, znajduje się tam, gdzie ich potencjał nawet w połowie nie zostanie wykorzystany. Naturalna selekcja, kumasz? Przetrwają tylko najsilniejsi.  
Włożył papierosa do ust i zaciągnął się nim leniwie, by zaraz bez powodu podejść do komody, zgarnąć z niej pamiątkę w postaci porcelanowej wazy i rzucić nią w zdewastowany blat stołu, nieopodal siedzącego na nim chłopaczka. Niektóre odłamki kruchego przedmioty mogły skutecznie przeszkodzić najemnikowi, ale zobojętniały Yury, wyrzucił niedopałek, nie zerkając w tamtą stronę.
Podaj mi jakieś trzy argumenty, dlaczego mam wyjawić ci moje tajemnice. Dobrze się zastanów, nim odpowiesz. Dziś wszystko wypada mi z rąk. — Tsa, wazon to była wersja demonstracyjna jego destrukcyjnych skłonności. Zresztą krzesło, okno, czy nawet truchło potraktowane z sadystyczną wręcz dbałością o szczegóły też. Od dziś zaczynała się prawdziwa zabawa. A jej kryptonim to „przetrwanie”.  — I nie, tamten się nie liczy. Możesz go sobie o kant dupy rozbić.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Zmierzwienie mu włosów i potraktowanie jak gówniarza, mogło skończyć się nagłą agresją ze strony Illi. Dlatego nawet lepiej, że mężczyzna powstrzymał się z tak ryzykownym gestem. Zaśmiał się ostro i głośno, szczerze ubawiony pewnością tego osobnika.- Przetestować? Braknie ci sił, nie lubię grzeczności – mruknął z uśmieszkiem. Z chęcią by go pomęczył, sprawdził na każdym poziomie bo ten typ był świetną tajemnicą, która zrobiła z ludzkiego ciała, artystyczny rozpierdziel po całym pomieszczeniu. Zmrużył delikatnie oczy, które odrobinę pojaśniały na widok prowokacyjnego uśmiechu. Pewna groźba widoczna w ślepiach ów ciekawej istoty, podkręciła tylko chęć by poznać go... ale najpierw sprowokować, poznać możliwości.
Illi jak nikt inny wiedział, jak paskudna jest bezczynności, jak męczy gdy trwa za długo, więc mimo narzekania na nadmiar zajęć, ciszył się z tego i tak. Bycie w ruch, nawet jeśli dostawał wpierdol, spotykało się z jego największą aprobatą.
Gdzieś uciekł mu sens słów kolegi, nie pojął za bardzo tego co słyszał. Przekrzywił głowę, tylko jawniej okazując, że brak wykorzystanego potencjału to coś dla niego dziwnego. W końcu miał prawo zapomnieć jak to jest podlegać pewnej selekcji, już dawno tego nie doświadczył. Kręcił się w różnym towarzystwie, rzeczy normalne wśród ludzi, ograniczenia i przycinanie skrzydeł, nie działało w pełni w jego życiu, a jeśli już coś takiego było, nie miało znaczenia.
- Powiedzmy – rzucił krótko, by tego tematu nie poruszać dalej. Nie było to potrzebne, chciał tylko odpowiedzi, jednej, konkretnej.
Warknął cicho, uchylając się, gdy rzucony wazon rozbił się o blat stołu, obok niego. W oczach zabłysła wściekłość, kiedy uniósł je na mężczyznę. Wypuścił ciężko powietrze z płuc, starając się opanować złość, ale jak na razie silnie tliła się w nim.- Jeśli mi powiesz, zostanie to między nami... mało kto mnie słucha, więc niczym nie ryzykujesz.- wzruszył ramionami, jego głos stał się trochę zachrypnięty.- Mmm... ja powiedziałem ci swoje imię, coś czego nie wyjawiam byle komu, więc należy mi się coś w zamian – problemem był trzeci argument, bo jakoś na nic nie mógł wpaść.- No i chcę wiedzieć, a to już wystarczający powinien być argument – rzucił po prostu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyciągnąwszy zapalniczkę, przyjrzał się jej z niesmakiem, a na czole pojawiła się pojedyncza, mało atrakcyjna zmarszczka, oznaka irytacji. Sama myśli o tym, że musiał znosić humorki znienawidzonego przedmiotu, które nie raz już dosadnie zademonstrowało dominacje w tym nieszczerym związku, stawała się drażniąca. Tęsknił za zapałkami, ale ich jednorazowa funkcjonalność nie była wystarczająca. Prychnął. Zresztą zmordowana przez życie paczka w drugiej kieszeni też nie była na tyle pojemna, by zaspokoić rosnący w oczach głód nikotynowy, który czasem robił z nim, co chciał. Brak nałogu sprawiał, że Arata stawał się rozdrażniony, niebezpieczny i agresywny, a to mieszanka iście wybuchowa. Skupienie spadało do zera. Ból głowy znacznie hamował rozwój myśli, które nacierały i odbijały się od jednej do drugiej części czaszki, karmiąc go eksperymentalną, niepohamowaną wręcz destrukcją. Niszczył wszystko, co wpadło mu w ręce. Jak rasowa psuja, którą zresztą, nieskromnie przyznając, był.  
Obrócił srebrny przedmiot między palcami. Szkoda, że nie miał benzyny. Efektywność ogniska wzrosła by na sile, a tak musiał mieć nadzieje, że jego zamiary nie zostaną pokrzyżowane przez złośliwe warunki atmosferyczne panujące w Desperacji, mogące wiele utrudnić w tej materii.
Nadrobimy to. — Wykrzywił usta w dobrodusznym uśmiech, z którego szczerość wyparowała, a intencja, by przekształcić słowa w czyn, nawet się nie pojawiła, zresztą tak samo, jak chęć wyedukowania chłopaka - wyemigrowała, popadła w marazm.
Yury nie posiadł ani kompetencji, ani potrzebnych zasobów cierpliwości, by uczuć kogokolwiek, tłumaczyć żmudnie niezrozumiałe zagadnienia. Mógł jedynie liczyć na swoją perswazję albo, jak kto woli, pięść. Brutalna siła przemawiała do niego skuteczniej niż niejedna, strzeżona księga, którym talerza nie dało się napełnić, więc w starciu z rzeczywistością była całkowicie nieużyteczna, niczym złamany kręgosłup, utrzymując ciało w pionie.
Zmniejszył nieco dystans między nimi, by rozkoszować się uczuciem, które niespodziewanie wypełniło chuchro. Zbyt skupiony na tym ciekawym zjawisku, nie zasłyszał reszty adresowanych do niego słów, które zresztą nie były potrzebne. Oparł dłonie o blat stołu, minimalizując przestrzeń osobistą i ignorując fakt, że miał do czynienia z hybrydą. Sam poniekąd ją był, dlatego też musiał stopniowo uzbrajać się w znieczulicę i zacząć traktować opętanych jak część społeczeństwa. Walczenie z każdym napotkanym wrogiem S.SPECu nie mogłoby mu znaleźć ujścia niepohamowanej złości.
Podoba mi się to spojrzenie — skomplementował krótko, zerkając w ślepia dzieciaka, w których jarzyły się teraz już dogasające iskierki wściekłości.  — Jeśli to ten twój skuteczny argument, zadziałała lepiej niż nie jedna zachęta — przyznał mu aluzyjnie, choć konkretne pochwały nie padły, zamiast tego popękane usta zostały wprawnie nawilżone koniuszkiem języka. — Gdybym był bardziej empatyczny, zbierałbym właśnie szczękę z podłogi, ale musisz mi wybaczyć ten nietakt. W nagrodę powiem ci, czym jestem. Jestem biomechem — wyjawiał sekret swojej egzystencji, chrapliwie, może nieco niechętnie, ale z wyczuwalnym zainteresowaniem, który doszczętnie zmył z jego twarzy powszechne zobojętnienie.
Nie trudno się nie zgodzić z twierdzeniem, że tylko mechanika trzymała go przy życiu, bo ile brak nogi i ręki mógł zbagatelizować, o tyle nie można było przejść obojętnie koło problemu z sercem, płucami i kręgami szyjnymi. Ich funkcjonalność była wątpliwa. Kido nie miał zaufania do rzeczy martwych, a ich złośliwość nie raz napsuła mu krwi, ale też nie miał wyjścia. Sam zafundował sobie taki los w pakiecie z niezależnością, która została mu zapewniona, gdy wywinął się od służby dla znienawidzonego wojska.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

- Wątpię – odparł cicho, nie przekonany co do możliwości nadrobienia. Mimo jakiś chęci, raczej nie stawiał na to, że jeszcze poza tym dniem się spotkają, gdziekolwiek. Pomijając już tą palącą myśl, że chęć zabicia tego nietypowego faceta, uciekła jakoś i Cavendish już nawet tego nie rozważał. Do tego łatwość z jaką mężczyzna, tak nie wielkim gestem jak rozbicie wazonu, zmienił nastrój Illiji, aż samego chłopaka zainteresował. Pomijając, że go wkurzył, ale równie szybko zaczął się wyciszać, by skupić na tym co może usłyszeć. Spiął nieco mięśnie, gdy niezbyt mądrze postępując, Arata zmniejszył dystans. Zdziwiły go słowa jakie usłyszał chwilę później. Podoba? Czyżby coś go ominęło i nie wyłapał co tu może się spodobać.
- Jesteś dziwny – stwierdził sucho, ale nagle, tak po prostu, odsunął trochę barier, które dzieliły go od dzikości wpisanej już w naturę. Gasnąca złość wróciła do spojrzenia, a Illi poczuł jak coś w nim budzi się na nowo. Łatwo było manipulować własnymi odczuciami, gdy na co dzień walczyło się o samokontrolę.- To ci się tak podoba? - parsknął, odsłaniając w uśmiechu kły. Uspokoił się zaraz, bo w końcu padła odpowiedź, wyjaśnienie, którego oczekiwał. Jednak nie był pewny już, czy bardziej rozproszyły go słowa czy język sunący po wargach tego osobnika. Zamrugał, jakby próbując ogarnąć się. Zszedł z blatu stołu i zbliżył się do niego, naruszając już do końca przestrzeń. Obszedł Yuryego, przyjrzał mu się już z całkiem inną ciekawością.- Biomech – powtórzył cicho po nim, wiedział dobrze czym ten jest. Kręcąc się po różnych paskudnych miejscach, miał styk z różnymi istotami. Stając naprzeciwko mężczyzny, ignorował całkiem różnicę wzrostu, bo była nie istotna. Bez słowa położył dłoń na środku jego klatki piersiowej, chcąc sprawdzić jedną rzecz. Słyszał sporo, że androidy były ciężkimi przeciwnikami, dosłownie ciężkimi. O dziwo z żadnym dotąd nie musiał się ścierać, więc potwierdzenia nie miał aż do teraz. Naparł z małą siła na mężczyznę i aż uniósł lekko brew, kiedy ten nawet nie drgnął. Zwiększył jednak napór i przy całej sile ten dopiero cofnął się o krok.- Łał – szepnął. Kierowany impulsem, tym niezdrowym, który zwykle pakował go w kłopoty... tak po prostu, zamachnął się i uderzył go z pięści w bark, wytrącając z równowagi. Skrzywił się, przez hałas jakiego narobił, wpadający na komodę Arata. Rozmasował nadgarstek, gdy poczuł słaby ból. Dawka nieprzyjemnego odczucia, przypomniała mu o masochistycznej stronie swej osoby i chyba mógł liczyć, że ukryty w nim popapraniec, zaraz będzie dopieszczony, jeśli dobrze rozpoznał złość u przypadkowego towarzysza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach