Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 16.04.15 10:27  •  Prywatna lecznica Empty Prywatna lecznica
Prywatna lecznica 8rbexdu
Ni to przychodnia, ni to szpital, a już zdecydowanie nie klinika weterynaryjna (chociaż, kto wie, może pani medyk zwierzęta też przyjmie)! Mimo obecności szpitala nieopodal, cóż, taka lecznica po prostu jest. Co ją wyróżnia? Przede wszystkim niezbyt wysokie ceny (często komicznie małe lub żadne), szybkość działania i jakość. Założycielką i głównym, właściwie najważniejszym lekarzem, jest tam Colette Cheney. Oprócz tej młodej dziewczyny pracuje tu kilka innych osób, a może i kilkanaście, jednak to ona jest najważniejsza. Cóż, zna się praktycznie na wszystkim!
Z zewnątrz nowoczesny, nie znowu aż tak ogromny, biały budynek. Nad drzwiami wisi tablica z napisem Prywatna lecznica. Po wejściu do środka ujrzeć można główny pokój, w którym jest coś na styl małej recepcji - pani za wysokim blatem przyjmuje zapisy. Jeśli sprawa jest bardzo poważna (np. wykrwawiasz się na ziemi, bo ktoś urwał ci rączkę), pomoc jest udzielona oczywiście od razu. W niektórych przypadkach (gdy wszyscy lekarze są zajęci, a ty nie zwijasz się aż tak z bólu) zapewne możesz chwilę poczekać na krzesełkach w głównym holu. Może jak grzecznie poprosisz recepcjonistkę, to zaparzy ci herbatkę albo opowie jakiś kawał czy historię, coby ci się nie nudziło.
Od głównego holu wychodzą dwa, dość długie korytarze oraz jedne drzwi - prowadzą one do pokoju, w którym pani doktor zdiagnozuje twoją chorobę i ustali, co dalej. Pierwszy korytarz, to ciąg dobrze wyposażonych pokoi szpitalnych, na wypadek, gdybyś musiał zostać na dłużej. Drugi zaś prowadzi do sal - od operacyjnych, po prostsze pomieszczenia.
Gdzieś tam z boku są poustawiane wózki i szpitalne łóżka na kółkach na nagłe wypadki, a na ścianach wiszą przyjemne dla oka obrazy. Na końcu z którychś korytarzy jest jakaś mała apteka, tak, jakbyś czegoś potrzebował. Wszystko urządzone w barwach bieli i błękitu.

Jeśli masz przeziębienie, alergię, problem z paznokciami, złamane kości, wnętrzności na wierzchu czy cokolwiek innego - zapraszamy! Pomoc otrzymasz od razu.


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia 18.04.15 16:15, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.15 17:49  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
Czas na wizytę kontrolną!
... no chyba nie. Dziewczyna wracała z parku rozrywki, pocierając raz po raz ubrudzony policzek, wcale nie czystszym mundurem wypadowym z wyszytym 'godłem' S.SPEC na ramieniu. Widok ten z miejsca sprawiał, że ludzie usuwali jej się z drogi, zerkając nerwowo w bok, zupełnie jakby widzieli tam coś interesującego.
Cóż, z pewnością witryny sklepowe były dużo ciekawsze niż wysoka kobieta, przechadzająca się ulicami w ciuchach ubrudzonych zarówno krwią, jak i błotem. W dodatku to cholerne biodro cały czas nieznacznie skrzypiało przy co którymś z kolei kroku.
Mimo to nienawidziła szpitali. A zwłaszcza tych należących do S.SPEC. Już ona widziała ten błysk radości w oczach naukowców, gdy zyskiwali szansę, by pogrzebać w jednym z biomechów. Niemniej, Rhyleih nigdy nie dawała im ku temu okazji. Poniekąd ze względu na swoje uprzedzenia, a poniekąd... miała ku temu inne, dość ważne powody. Czasem udawała się po prostu do największego w mieście Szpitala, jednak biorąc uwagę fakt, że pracowała tam jako ochroniarz, wolała nie pojawiać się tam zbyt często na kontrolę. Od jakiegoś czasu słyszała jednak o prywatnej lecznicy, która miała się mieścić gdzieś... tutaj...
Stanęła na środku ulicy rozglądając się dookoła. Dobra, zgubiła się. Co teraz?
- Mamusiu, mamusiu, ta Pani chyba jest chora. Może powinniśmy jej pomóc? - jeden z przechodzących chłopców patrzył na nią z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nie patrz Jake, chodź wracamy do domu. Ta Pani broni naszego miasta, da sobie sama radę. - ha. Zerknęła w ich stronę, napotykając zaciekawiony wzrok syna kobiety. Uśmiechnęła się do niego nieznacznie i zakręciła się jeszcze parę razy, ostatecznie wstukując coś w telefonie i podążyła za wskazówkami nawigacji.
W końcu stanęła przed (chyba) odpowiednimi drzwiami. Nie, z pewnością były odpowiednie. Jej wzrok spoczął na tablicy "Prywatna lecznica", by zaraz przesunąć się po całym budynku.
No dalej, Rhy. Wchodzimy, wchodzimy.
Przekroczyła próg i weszła do środka, patrząc na recepcjonistkę, która poderwała się na jej widok do góry, widząc jak wygląda. Podeszła do lady i machnęła dłonią uspokajająco.
- To nie moja krew. Chciałam się zapisać na wizytę kontrolną. - uśmiechnęła się nieznacznie do kobiety i podała jej większość wymaganych informacji. Ostatecznie wskazano jej krzesło dłonią, skinęła więc głową w podziękowaniu i usiadła na nim, zerkając w bok na mężczyznę w średnim wieku, który również zerknął na nią kątem oka. Zatrzymał wzrok na jej mundurze, zmrużył powieki i czym prędzej odwrócił się, wyraźnie spłoszony.
Ruda uśmiechnęła się pod nosem z wyraźnym rozbawieniem. Chyba nigdy nie znudzi jej się reakcja mieszkańców na jej widok. Podrapała się  po karku i zamknęła oczy, krzyżując dłonie na piersiach. Odchyliła głowę do tyłu, opierając się nią o ścianę, czekając spokojnie na swoją kolej. W końcu nigdzie jej się jakoś specjalnie nie spieszyło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.15 19:07  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
Wychodząc z jednej z sal, wyprowadziła starszą pacjentkę do głównego holu. Kiwała głową w skupieniu, słuchając jej wylewnego monologu. Kątem oka zerknęła na oczekujących, których na szczęście nie było zbyt wiele. Chociaż, cóż, jedna z osób nie wyglądała wcale tak dobrze, ale skoro spokojnie siedziała, najwyraźniej nie był to jednak nagły przypadek. Colette poczekała chwilę, aż starsza pani wyleje przy niej wszystkie swoje żale, po czym na koniec powiedziała kilka słów pocieszenia i uśmiechnęła się delikatnie. Cieszyła się, że ludzie mają do niej takie zaufanie i są w stanie się otworzyć. Zawsze była gotowa udzielić im jakiejś rady czy pomóc.
Gdy pacjentka wyszła, Col podeszła do blatu i wzięła dwie karty z podstawowymi informacjami o pacjentach, które wypełniała recepcjonistka. Przeleciała po nich wzrokiem, po czym uśmiechnęła się w stronę faceta w średnim wieku.
Proszę, pan pierwszy. — Skinęła głową w jego stronę, wystawiając rękę w zapraszającym geście. Napotkała jednak swego rodzaju opór. Mężczyzna zerknął niepewnie w stronę kobiety w mundurze.
— Nie, proszę, to nic ważnego — bąknął pod nosem. — Ja mogę poczekać.
No tak. Westchnęła cicho. Nie miała zamiaru nalegać ani przekonywać - nie dało się nie zauważyć, że kobieta była z organizacji S.SPEC. A ludzie różnie reagowali. Zdawało się jednak, że Colette była tym niezbyt poruszona.
W porządku, w takim razie zapraszam panią. — Uśmiechnęła się do niej, po czym gestem dłoni kazała podążać za sobą.
Idąc spokojnie zaprowadziła ją do jednej z sal. Nie była duża, nie miała też bardzo dużego wyposażenia. W powietrzu pachniało jakimiś sztucznymi, choć przyjemnymi perfumami - trzeba przyznać, że nie każdy lubi zapach leków i szpitala.
Zamknęła za nimi drzwi i pokazała krzesło, dając znak, żeby pacjentka usiadła. Lekarka przeglądała jakieś papiery, dopiero po chwili odzywając się:
Nazywam się doktor Colette Cheney — przedstawiła się, po czym poinformowała: — Najlepiej będzie zrobić badanie krwi, to nie potrwa długo. Przed tym muszę jednak wiedzieć pewne rzeczy. Czy jadła pani coś dzisiaj? Brała jakieś leki? Ma jakiekolwiek rany otwarte? Może specjalne zalecenia od lekarza, uczulenie na coś?
Standardowe pytania, których odpowiedź miała duży wpływ na wyniki badań. Dopiero potem Colette znów przyjrzała się Rhyleih. W około połowie zmechanizowana, no tak. Pytania nadal jednak miały sens. Któż wie, jaki jest jej system? Może połowa organizmu ludzkiego wymaga jedzenia i tak dalej?
Przygotowując igłę i wszystko, co było potrzebne do pobrania krwi, które mogło wiele pokazać, uśmiechała się przyjaźnie i czekała na odpowiedź. Tak, zdecydowanie lubiła pomagać innym.


//Wybacz, że tak długo czekania + niezbyt piękny odpis, ale piszę z telefonu. Następne posty będą bardziej ogarnięte/nie tak bardzo chaotyczne ;__;
I pytanie, można tak po prostu wybrać jakiś kolor i zaznaczyć nim wypowiedzi swojej postaci, czy może to jakiś specjalny przywilej? :v Poza tym o to właśnie chodziło z wizytą kontrolną? xD Nowa na forum, nie znam się na tym, wybacz, najwyżej poprawię ;-;//


Ostatnio zmieniony przez Colette dnia 18.04.15 14:40, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.15 2:43  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
Ruch.
Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła, widząc kobietę prowadzącą jakąś starszą panią. Z braku innych zajęć podążyła za nimi wzrokiem poddając krótkiej obserwacji. Starsza kobieta cały czas coś mówiła, zapewne dzieląc się skróconą historią swojego życia i tak dalej. Przynajmniej w kwestii Rudej zwykle tak to wyglądało. W końcu najczęściej to właśnie starsi ludzie uznawali ją za kogoś wartego zaczepienia. Dzielili się wtedy przeróżnymi opowieściami. O tym, że kiedys byli znanymi gwiazdami filmowymi, politykami, modelami, biznesmenami, _______ - tutaj wstaw jakąkolwiek inną profesję, bo z pewnością jakiś staruszek z M-3 obejmował podobne stanowisko. Tak czy inaczej ich wywody potrafiły trwać godzinami. Medyk była kobietą wyjątkowo cierpliwą, przynajmniej w mniemaniu Rhyleih.
Nie chcąc, by jej gapienie skończyło się wrażeniem jakoby wywoływała na kimś presję, z powrotem zamknęła powieki i odchyliła się w tył, postukując stopą o podłogę.
... co zostało chyba odebrane jako zniecierpliwienie. Niespodziewanie mężczyzna przed nią ustąpił jej swojego miejsca. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna zaprotestować. Kobieta ruszyła już jednak w stronę gabinetu, wstała więc w ślad za nią i podziękowała mężczyźnie krótkim skinięciem głowy.
Weszła posłusznie do sali i stanęła wyprostowana niczym typowy żołnierz, rozglądając się wokół czujnym wzrokiem. Ten dziwny zapach jakoś specjalnie jej nie przeszkadzał. Zdecydowanie Rhyleih była tym typem, który szpitalny zapach przypisywał do jednych z najgorszych dni. Niemniej nie odczuwała przed lekarzami jakiegoś strachu. Przynajmniej tak długo, jak nie byli naukowcami.
Dlatego właśnie udała się do mniejszej, prywatnej kliniki. Tutaj była zwykłym wojskowym, nikt nie wypytywał jej o powodzenie misji. W końcu nie mieli do tego prawa, a nawet jeśli poniosłaby ich ciekawość, mogła jakże profesjonalnie odpowiedzieć, że 'udzielanie odpowiedzi na podobne pytania nie leży w zakresie jej obowiązków'.
Podeszła do krzesła i usiadła na nim spokojnie. Przyglądała się w milczeniu czekając aż skończy robić to co robi - nigdy nie była lekarzem, nie interesowała się więc co za porządków w papierach mogła dokonywać - reagując dopiero, gdy sie odezwała. Jej mechaniczne oko błysnęło nieznacznie, a mechanizm zwężył się, gdy przekazana przez nią informacja składająca się z imienia, nazwiska, jak i wyglądu z miejsca zostały dodane do bazy danych.
Przeanalizowała jej pytania, zastanawiając się chwilę nad każdymz nich.
- Nie, dzisiaj nie. Nie zażywam też żadnych leków. I morfina. Nie toleruję morfiny. Chociaż wątpię, żeby miała Pani powód do jej zaaplikowania, nie pamiętam bym odniosła jakieś obszerniejsze obrażenia. - wzruszyła ramionami i zdjęła z siebie zarówno płaszcz, jak i marynarkę od munduru zostając w czarnym, obcisłym T-shircie. Wyciągnęła posłusznie rękę do przodu, podając ją Colette. Całe szczęście, że chodziło o pobieranie krwi. Z nim nie było aż takich problemów.
Wielokrotnie w przeszłości podawano jej jednak różne kroplówki na wzmocnienie i tym podobne. Nie dość, że w każdą rękę wbijali jej się po kilka razy to jeszcze nawet po wsunięciu igły w żyłę, często okazywało się, że krew nie chce się cofnąć. Dlatego przeżyła już ukłucia w najdziwniejszych miejscach. Raz nawet wbijali jej się w szyję. Najczęściej wybierali jednak dłonie.
No, ale nie tym razem. W końcu to tylko pobranie. Widząc uśmiech Pani medyk, zatrzymała na niej wzrok na nieco dłużej. Była młoda. I wyraźnie sprawiało jej radość to co robi. Z drugiej strony, mogła być to przykrywka, ale... czy wtedy prowadziłaby klinikę?
Może miała w sobie domieszkę anielskiej krwi?
Te konspiracyjne teorie! Aż miała ochotę zasmiać się sama do siebie. Zachowała jednak spokojną, niewzruszoną minę, wpatrując się uważnie w igłę. Była tym typem człowieka, który podczas pobierania wpatrywał się w nią niezwykle uważnie z niejaką fascynacją.
- Chciałam się tylko upewnić, że wszystko jest w porządku, a moje serce nie wyzionie zaraz ducha pod wpływem jakiegoś dziwnego wirusa. Już i tak jest połowicznie zmechanizowane, wolałabym więc zachować tą żywą połówkę w dobrym stanie. - zażartowała postukując obcasem w nogę krzesła. Rękę trzymała jednak nieruchomo, nie chcąc utrudniać doktor Cheney jej zadania.

// Możesz sobie sama wybrać kolor, jakim chcesz pisać, ale nie jest to jakoś narzucone. ^^ Ja akurat piszę czerwonym wypowiedzi Rhyleih, a białym pogrubionym - wypowiedzi NPC. Ale wszystko zależy od ciebie, w końcu widać w poście kiedy kto się wypowiada, więc.
I dokładnie o to chodziło, nie martw się. xD Zresztą to Cole jest tutaj medykiem, Rhy się dostosuje do wszystkich badań jakie jej zleci!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.15 15:49  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
Odłożyła papiery na bok.
To bardzo dobrze. — Uśmiechała się delikatnie. — Dzięki temu badanie wyjdzie wiarygodnie.
Bez słowa więcej, zaczęła robić swoje. Było widać, że się na tym zna i jest pewna siebie. Założyła stazę, czyli opaskę uciskową, przy zgięciu łokciowym, gdzie miała wbić igłę. Na swoje ręce włożyła rękawiczki i palcami odszukała u pacjentki odpowiednią żyłę. Wzięła jałowy gazik i zamoczyła go w jakiejś bezbarwnej substancji, zapewne specjalnym płynie, po czym owe miejsce zdezynfekowała. Skupiona i spokojna jednocześnie, zaśmiała się cicho, słysząc słowa pani Rhyleih.
Cóż, rzadko kiedy miewam tu takich pacjentów. — Można było się domyślać, że chodzi jej o osoby, które były na zewnątrz, są w połowie zmechanizowane czy po prostu pochodziły ze S.SPEC. Prawdopodobnie każda z tych wersji się zgadzała. — Ludzie nie mają takich problemów jak nieznane wirusy czy ciężkie rany przynoszone z pola bitwy. Częściej przychodzą tu, bo mają uczulenie na coś czy włosy siwieją im za szybko. — Parsknęła śmiechem. Nie, żeby uważała za coś złego, że przychodzono do niej z czymś tak błahym. Wręcz przeciwnie - każdy zasługiwał na pomoc, którą przecież Col tak kochała nieść. Jednak większość jej pacjentów nadal żyła z marną świadomością, co się dzieje na zewnątrz i jak poważna jest tam sytuacja. A ci, którzy tam walczyli czy po prostu żyli, byli zagrożeni cały czas. Colette nie robiła więc zbyt często badań krwi, czy jakichkolwiek badań, w celu wykrywania czegoś, czym zwyczajni pacjenci nawet się nie zamartwiali.
Podczas, gdy mówiła, jedną dłonią przytrzymała rękę pacjentki, a w drugą wzięła igłę podłączoną do specjalnego, niedużego pojemnika na krew. Narzędzie nie było bynajmniej cienkie, ale Chet wiedziała, że dla kogoś takiego ból tego typu zapewne będzie ledwo co odczuwalny. Dlatego też pewnym ruchem wbiła igłę pod skórę i zaczęła pobierać krew, co przez dłuższą chwilę szło dość mozolnie.
Cheney skończyła, gdy mały pojemnik zapełnił się czerwienią.
Proszę. Mocno przytrzymuj przy miejscu wkłucia i staraj się nie zginać ręki. — Podała Rhyleih wacik. Było to konieczne, choć wydawać mogłoby się dość nieważną czynnością.
Sama natomiast odwróciła się do urządzenia sporych rozmiarów, którego wygląd ciężko było nawet opisać. Okazało się być ono analizatorem - w tych czasach medycyna mocno się rozwinęła i nie trzeba było czekać na wyniki badań, skoro można je otrzymać od razu. Colette włożyła do środka pojemnik z krwią i nacisnęła kilka przycisków. No, może więc wyniki nie pojawiały się od razu, ale przecież kilka minut nikogo nie zbawi.
W tym czasie ponownie podeszła do pacjentki, wzięła zwykłe krzesło i usiadła obok. Pomyślała, rozsądnie zresztą, że przydałoby się spytać o jeszcze kilka rzeczy. Mimo, iż badanie krwi mogło pokazać zarażenie wirusem X czy kilkoma innymi, nie ukazywało reszty potencjalnych, zagrażających życiu chorób.
Jeśli pani pozwoli, spytam o jeszcze kilka rzeczy — oznajmiła uprzejmie. — Jak długo przebywała pani na zewnątrz? Ma pani jakieś znamiona, pieprzyki, które mogły być narażone na działanie słońca? Jakieś uzależnienia, choroby, powikłania?
Potok pytań, obowiązkowych jednak. Z niektórymi stałymi czy też znajomymi jej pacjentami często swobodnie rozmawiała, ale nie mogła przecież zapominać, że cały czas jest lekarzem. Jej zadaniem przede wszystkim było wykrycie choroby i zapobiegnięcie jej rozwojowi, dlatego - nawet pomimo optymistycznego i przyjaznego do granic możliwości nastawienia - musiała zadawać pytania. Uśmiechnięta, położyła ręce na kolanach, czekając na odpowiedź. Gdzieś w tle buczał cicho analizator krwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.15 23:42  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
Skinęła głową na wspomnienie o wiarygodności. Nigdy specjalnie nie interesowała się medycyną, ale ten jeden fakt znała doskonale. Poniekąd dlatego tuż po powrocie zza murów, pilnowała się by nie spożywać żadnego posiłku i beezwłocznie udawała się do szpitala, czy innej prywatnej placówki jak właśnie ta. Kto wie, może nawet zacznie tu przychodzić regularnie po każdym wypadzie? Póki co nie miała nic do zarzucenia ani organizacji, ani samej pani Doktor, która wręcz ujęła ją swoim oddaniem pacjentom. 
... no i zgoda, może tym razem nie udała się tutaj tak znowu bezzwłocznie. Ale to wszystko wina małego Ryoumy, który próbował się ukradkiem przemknąć przez strażników, by uciec poza mury. Co najgorsze, prawie mu się udało. Powinna udać się na jakąś rozmowę z Generałem, by powiedzieć mu o podobnym wydarzeniu. W końcu nikt nie chciał, by znudzone, czy też zaciekawione dzieciaki z M-3 zaczęły masowo uciekać pod nosami wojskowych i wydostawać się do dziczy, gdzie oprócz samych bestii groziły im też inne niebezpieczeństwa. Wątpiła, by Wymordowani mieli być do nich pozytywnie nastawieni, biorąc pod uwagę choćby samą różnicę w stylu życia. Tak, zdecydowanie musi porozmawiać z Generałem.
Wpatrywała się z ciekawością jak kobieta pobiera jej krew. Można było powiedzieć, że w pewien sposób ją to fascynowało. Słysząc komentarz lekarki uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem.
- Większość woli się udać do wojskowego szpitala. Zapewne chodzi o jakieś poczucie wspólnoty, czy coś w ten deseń. - wzruszyłaby ramionami, ale mogłoby to przeszkodzić w pobieraniu krwi, powstrzymała więc swój odruch postukując jedynie palcami drugiej dłoni o swoje kolano.
- Od czasu do czasu przyda się jakaś odskocznia od normy. Może będę osobą, która będzie tej rozrywki dostarczać. - zażartowała, przenosząc wzrok na Colette. Przyglądała jej się przez chwilę podczas pracy. Cały czas zastanawiał ją jej wiek. Wyglądała naprawdę młodo, pewnie była niewiele starsza od niej. Albo wyjątkowo dobrze zakonserwowana, jak to mówią. W końcu wielokrotnie spotykała się z tą Azjatycką magią, gdzie czterdziestolatka wyglądała jak jej rówieśniczka, a potem prawda nagle wychodziła na jaw... i Rudej nieźle się obrywało za brak szacunku. Dlatego zaczęła się nieco bardziej pilnować. Niemniej Colette nie wyglądała na Azjatkę. Dawno nie widziała też kobiety, która dorównywałaby jej wzrostem. Większość tutejszych była taka drobna i malutka... niemniej sama lekarka też budziła jakieś instynkty opiekuńcze.
Zabawne.
Bo to właśnie Rhyleih była w jej rękach, a nie na odwrót. Co za dziwne uczucie.
Miękniesz Ruda. Włączył ci się instynkt obronny niemalże wobec każdego, idiotko.
Zganiła się w myślach i przeniosła wzrok z powrotem na miejsce ukłucia, które nakazano jej uciskać. Skinęła jedynie głową w odpowiedzi i przycisnęła wacik do skóry.
Powinna kiedyś dla żartu podać drugą, mechaniczną by zobaczyć zdziwienie na twarzy lekarza. Ta myśl ją rozbawiła. Zdecydowanie będzie musiała owy plan kiedyś wcielić w życie, a potem udawać niewiniątko.
Podążyła wzrokiem za sylwetką kobiety, która uruchomiła ten dziwaczny sprzęt do analizy krwi. Widziała go już parę razy, ale nigdy jakoś specjalnie się nim nie interesowała. Teraz nie miało być inaczej.
Zaraz odwróciła bowiem wzrok szukając jakiegoś innego punktu zaczepienia.
- Jak długo? - powtórzyła pytanie, patrząc parę razy na rękę, sprawdzając czy krew przestała lecieć. Stwierdzając, że tak przestała uciskać odpowiednie miejsce i zgniotła gazik w normalnej dłoni, drapiąc się mechaniczną po karku.
- Właściwie to prawie tam mieszkam. - zaśmiała się krótko, kręcąc głową. Taka była prawda, większość czasu spędzała poza miastem, nieustannie badając 'niezbadane' tereny dla wojska. Do M-3 wracała głównie na weekendy, bądź kiedy nie miała żadnych rozkazów.
- Tym razem spędziłam poza murami dokładnie pięć dni. - powiedziała po krótkich przemyśleniach. Znamiona... 
- Piegi na ramionach i klatce piersiowej. Z pewnością nie były jednak narażone na działanie słońca. Stroje wypadowe skutecznie nas przed nim chronią. - postukała parę razy w brudny, zakrwawiony mundur, unosząc przy tym kącik ust w zaczepnym uśmiechu.
- W kwestii uzależnień... nie. Pilnuję się. Wszelkiego rodzaju używki mogłyby źle wpływać na resztki mojego ludzkiego organizmu. - tym razem swobodnie wzruszyła ramionami.
- Ciężko też zachorować, gdy jest się tym. - postukała metalowymi palcami w jedno z ud, które wydało charakterystyczny brzdęk. - Tak więc nie. Przynajmniej póki co niczego nie stwierdziłam. Nie licząc odwiecznej arachnofobii. Ale tak długo jak nie postanowi Pani wprowadzić jakiejś dziwnej medycyny niekonwencjonalnej polegającej na okładach z żywych tarantuli, raczej nie zamierzam narzekać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.15 2:25  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
- Norma normą, ale najczęściej rozrywki nam tu nie brak. - Zaśmiała się przyjaźnie. Właściwie każdy jej gest przepełniony był życzliwością, ludzką miłością do świata i uśmiechem.
Mimo iż lecznica mogłaby się wydawać miejscem spokojnym, w środku dużo się działo. Pomijając niespotykane schorzenia czy absurdalne problemy pacjentów, trafiali się też szaleńcy. Ba! Kiedyś mieli tu nawet napad (nie do końca udany) czy oświadczyny jakiegoś młodego chłopaczka pewnej nieco starszej pannie; bywały wymachiwania nożem przed twarzą, psychopaci latający nago po całej lecznicy czy schizofrenicy drący się po nocach o pomox w specjalnie zamkniętych salach. I wiele innych. Nie można się było tu nudzić. Jednak dodatkowa rozrywka w postaci Rhyleih zawsze mile widziana.
- Więc ma pani wyjątkowo mocny organizm lub po prostu nie trafia na te najbardziej zakażone tereny - powiedziała, uważnie słuchając odpowiedzi na jej pytania. Niby to nie tak dużo, ale już chociażby taki czas przebywania na zewnątrz dla przeciętnego mieszkańca M-3 nie skończyłby się dobrze. Cóż, pewnie do odporności organizmu przyczyniało się jego częściowe zmechanizowanie.
Chet przyjrzała się jej, wpadając w zamyślenie. Wzrok szybko przejechał po całym ciele pacjentki, dłużej zatrzymując się na częściach, które zdecydowanie nie były ludzkie. Nie musiała długo patrzeć. Dzięki fotograficznej pamięci mogła poten wszystko przeanalizować w głowie.
Interesujące.
Jak wygląda życie kogoś takiego? Col próbowała sobie wyobrazić jak byłoby mieć taką a nie inną połowę ciała. A przecież kobieta mogła być od niej... pewnie niewiele młodsza. W dodatku jej zwyczajny dzień w pracy, na zewnątrz, bez wątpienia był kilkakrotnie ciekawszy, bardziej emocjonujący, a jednocześnie bardziej niebezpieczny niż cały żywot Colette razem wzięty.
Życie tej tutaj kobiety bynajmniej nie mogło być nudne.
Zastanawiało ją, jak jest na zewnątrz. Jak to jest zobaczyć wielką, otwartą przestrzeń, skażoną ziemię i wyniszczony świat, od którego część ludzi odgrodzono murami. Odetchnąć zupełnie innym powietrzem. Zobaczyć, jak wygląda tam życie i czy jest tam coś, co daje nadzieję na poprawę, na coś lepszego. Jak ciągle powtarzała, nic nie jest do końca złe. Światło zawsze będzie towarzyszyć ciemności, nieważne jak wiele by jej było.
Pomyślała, że gdyby znalazła się jakimś cudem na zewnątrz, dzięki swoim umiejętnościom i wiedzy mogłaby pomóc wielu osobom.
Mimo wszystko ta perspektywa ją jednocześnie ekscytowała i przerażała. Czy naprawdę dałaby sobie radę, czy ktokolwiek w razie potrzeby by jej pomógł? Ta myśl sprawiała, że bolało ją serce - wiedziała, że zapewne nie. Tam nikt sobie nie pomaga, tam wcale nie jest tak pięknie i miło.
Wiedziała o tym wszystkim bardzo dobrze, nie była głupia. Mimo to nadal utrzymywała na swoim - optymizm, dobro, miłość, życie idealne. Chyba tylko wiara w Boga nie odebrała jej całej nadziei i cudownego nastawienia.
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk analizatora. Resztę słów pacjentki komentowała skinieniem głowy, bo odpowiedzi były "poprawne". Im lepszy stan ciała i zdrowia tym więcej szans na to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Na wspomnienie o arachnofobii, uśmiechnęła się pod nosem. Odwieczne lęki, taa.
- Dobrze to znam. Z brontofobią, klaustrofobią i arsonfobią też nie jest tak fajnie.
Właściwie nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiała - mimo wszystko znała się na medycynie, nie na psychologii czy jakkolwiek ta dziedzina się nazywała. Gdyby włożyła w to trochę czasu, pewnie udałoby się jej zrozumieć jak idiotyczne i bezpodstawne są te lęki... A może inaczej - rozumiała to. Fobie mają to do siebie że są irracjonalne. Nadal jednak ciężko było jej się pozbyć tego przeszywającego uczucia przerażenia. Nie mogła tego logicznie wytłumaczyć.
Takim sposobem przeszłość zostawiła na niej swoje piętno. Uraz do zamkniętych przestrzeni, strach przed ogniem i lęk do burzy. Wszystko wiązało się z bolesnymi dla niej sytuacjami i zdarzeniami, momentami, w których kiedyś się załamywała. Chwile jej słabości. Zdecydowanie nie chciała tego wspominać.
Analizator przestał buczeć. Piknął kilka razy, co najwyraźniej miało oznaczać zakończenie jego pracy. Colette wstała, podeszła do niego, nacisnęła kilka przycisków, a z urządzenia (które najwyraźniej miało zbudowane coś na kształt drukarki), wyleciała kartka A4. Zapisana drobnym drukiem i jakimiś wykresami, niewątpliwie przedstawiała wyniki badań.
Chet wzięła ją do rąk i w ciszy czytała. Gdy skończyła, spojrzała na panią Rhyleih. Jej wzrok był spokojny, nie wyglądało na to, że trzeba się czymś martwić. Sama doktor od razu to potwierdziła:
- Świetnie, wszystko w normie. We krwi jest dość nieznaczny procent wirusa X, ale raczej nie z ostatnich pięciu dni, a z jeszcze wcześniej. Może więc być pani spokojna - powiedziała na wszelki wypadek. - Poza tym ma pani dość mocno podniesiony poziom magnezu i erytrocytów w organizmie. Tym też nie trzeba się jednak martwić, prawdopodobnie spowodowane jest to częściowym zmechanizowaniem ciała. Mówiąc w skrócie, wszystko w porządku.
Wyłączyła wydający dziwne dźwięki (cóż za technologia - model maszyny najwyraźniej niekoniecznie był najnowszy) analizator, a w międzyczasie odebrała od pacjentki niepotrzebny już gazik i wrzuciła go do kosza na śmieci. Wzięła do rąk kolejne papiery, szybko coś uzupełniła (ba, sumienność przede wszystkim) i ponownie odłożyła je na bok. Podeszła do pacjentki i podała jej płaszcz i marynarkę od munduru, które wcześniej zdjęła.
- To wszystko. - Uśmiechnęła się ciepło w stronę kobiety. - Jeśli pojawiłyby się jakieś sine ślady w okolicach wkłucia czy jakikolwiek utrzymujący się dłużej ból, niech pani od razu przyjdzie. Raczej nie wda się żadne zakażenie, ale w razie czego proszę dzisiaj zachować ranę po igle czystą i przemyć ją wieczorem.
Standardowe rady i zalecenia na pożegnanie. Zamilkła na chwilę.
- Poza tym, na kolejne wizyty również zapraszam tutaj. Będzie pani zawsze mile widziana.
Sprawiała wrażenie osoby dobrej - właśnie tak na ten moment mogła ją określić Chet. Umiała rozpoznawać takich ludzi. A Rhyleih z charakteru z pewnością była wspaniałą osobą, którą warto chociażby znać czy kojarzyć.
Colette miała nadzieję, że spotyka się z nią jeszcze w przyszłości, chociażby w innych okolicznościach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.15 22:26  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
Rozrywki?
Wielokrotnie była w laboratoriach, ponadto pracowała w głównym szpitalu miejskim jako ochroniarz. Rzeczy, które wyczyniali tam nieraz ludzie, bądź urazy z jakimi się zgłaszali były... co najmniej ciekawe. Raz przychodzili, innym razem niemalże czołgali się po ziemi, w ekstremalnych przypadkach - byli przewożeni, niezdolni do poruszenia się. Widok urwanych kończyn dla większości z pewnością nie był zbyt przyjemnym widokiem.
Wzrok Rhyleih w podobnych momentach pozostawał jednak niezmiennie nieobecny. Nawet teraz na wspomnienie o rozrywce, wyraźnie odpłynęła myślami, patrząc gdzieś przez ramię Colette na przeciwległą ścianę.
- Z pewnością. - powiedziała nadzwyczajnie spokojnym tonem, a na jej ustach pojawił się nieco pozbawiony rozbawienia uśmiech. Stopniowo zaczęło ją ogarniać otępienie, zebrała się więc w sobie, by uszczypnąć nieznacznie skórę na zdrowej ręce. To ją przywróciło do rzeczywistości. Wzdrygnęła się niewidocznie i tym razem uśmiechnęła już szczerze, przechylając nieznacznie głowę z uśmiechem.
- Nawet jeśli chciałabym udzielić odpowiedzi na podobne słowa, niestety nie mogę zdradzać lokacji, w które jestem wysyłana. Mimo tajemnicy lekarskiej. - ponadto nawet gdyby podzieliła się podobną wiedzą, szanse by Colette potrafiła miejsce powiązać z jego rzeczywistym wyglądem i mieszkańcami było praktycznie zerowe. To wojskowi byli psami, które wysyłano w końcu za mury, czyż nie? Ci bardziej przydatni 'umysłowo' i tak dalej mieli być bezpieczni w ich środku.
Mimo to nadal było paru 'rebeliantów', którzy robili sobie wycieczki do Desperacji. Czy Colette była jednym z nich?
Przyglądała się uważnie Pani Doktor z lekkim, niewinnym uśmiechem. Najłatwiej podobne rzeczy było wychwycić w ich oczach, bądź zmianie zachowania. Zauważyła też, że kobieta również jej się przygląda. Nie krępowało jej to. Niby to przypadkiem, uniosła lewą rękę do góry prezentując ją w całej okazałości i odgarnęła włosy na prawe ramię, by jej 'nie przeszkadzały'. Tak to przynajmniej wyglądało.
Różnica w życiu jakie prowadziły rzeczywiście była kolosalna. Czy Rhyleih potrafiłaby osiedlić się na stałe w jednym miejscu i znaleźć sobie stałą pracę w mieście?
...
Nie.
Zdecydowanie nie.
Była zbyt narwana, dni które spędzała w mieście były tymi, podczas których albo wykonała niezbyt wymagające misje poboczne, albo pracowała w szpitalu, bądź klubie. Godziła obie dorywcze prace, które zresztą załatwiło jej wojsko, by ludzie ją 'kojarzyli' jako jedną z nich.
Nie była znana. Nie miała być.
Wystarczyły jednak odpowiednie bodźce w odpowiednim miejscu. Ludzi znajdujących się w szpitalach, którzy widzieli wysokiego, rudowłosego biomecha w mundurze ochroniarskim z naszywką S.SPEC.
Byli bezpieczni.
Wojsko ich chroniło na każdym kroku.
Takie właśnie uczucia mieli w nich rozbudzać. Dość zabawne.
Brontofobia?
- Też nie przepadam za piorunami. Choć powinnam raczej rzec ogólnie, że elektronika nie jest mi zbyt przyjazna. - uśmiechnęła się nieznacznie, po czym zamilkła, by pozwolić jej w ciszy i spokoju na wykonanie swojej pracy.
W końcu nie chciała jej tego utrudniać swoim gadaniem, gdy nadszedł czas analizy. Dobrze wiedziała jak to jest, gdy próbujesz się na czymś skupić, a skaczą dookoła ciebie wykrzykując tysiące zdań na sekundę.
Dźwięk pikającego analizatora z jakiegoś powodu przypomniał jej mikrofalówkę, bądź kuchenkę co swoją drogą było dość zabawne.
I przypomniało jej, że jest dość głodna. W końcu od poprzedniego dnia nic nie jadła. W drodze do domu będzie musiała wstąpić do sklepu i kupić sobie coś do jedzenia, nie widziało jej się raczej szlajanie się po mieście.
Dość przeżyć na dziś.
Chciała po prostu zjeść, wziąć kąpiel i położyć się spać.
Póki co skupiła się jednak na Doktor Colette, która po analizie wyników odezwała się, dzieląc nimi z Rudą.
Skinęła parę razy głową na znak, że rozumie wszystkie wypowiedziane słowa. Powtórzyła czynność ponownie, gdy Doktor podała jej marynarkę i płaszcz.
Założyła jedno po drugim, zapinając sumiennie wszystkie guziki i wygładziła go dłonią, choć raczej nie łudziła się, że nagle idealny wygląd ubioru zostanie przywrócony. Znając życie będzie musiała uprać go ze trzy razy, zanim plamy krwi bestii postanowią w końcu zejść.
- Dziękuję Pani bardzo. Z pewnością wpadnę jeszcze nie raz, podoba mi się ta... atmosfera. Swoją drogą, gdyby Pani czegoś potrzebowała, zostawiłam swój numer w karcie. My wojskowi, pomimo publicznej opinii o tym jak zdystansowani jesteśmy, zawsze chętnie pomożemy gdyby coś się działo. - puściła oczko Colette śmiejąc się cicho i nie przedłużając już dłużej swojej wizyty, wyszła z gabinetu żegnając się z nią raz jeszcze w drzwiach. Następnie udała się w stronę recepcji, by opłacić wizytę, nie mając przy tym większych oporów z dorzuceniem napiwku i obietnicy, że niewątpliwie postanowi tu wrócić.
Raz jeszcze poprawiła mundur i opuściła lecznicę, wychodząc na ulicę, by skierować swoje kroki w stronę mieszkania.

zt.

(Straaasznie przepraszam za tak późny odpis ;_; Trzy dni wyjęte z życia przez egzaminy, nie miałam na nic siły. Teraz też wyjeżdżam na Pyrkon więc nawet nie będę przeciągać, ale mam nadzieję, że Cole i Rhy się jeszcze spotkają!)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.05.15 17:11  •  Prywatna lecznica Empty Re: Prywatna lecznica
Pożegnała ją i sama również wyszła.

[z/t] (zapomniałam o tym kompletnie, duh)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach