Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Przekrzywił odrobinę głowę, błądząc szarymi ślepiami po swym towarzyszu. Zaskakującym było jak nawet w takiej sytuacji, ten typ nie tracił swego charakteru. Dalej docinał i był cholernie złośliwy.- Nie koniecznie, zwykle ci których atakuję... nie mają już okazji zobaczyć mnie ponownie w ludzkim ciele, każdy taki przypadek wyzionął ducha, zanim pozbywałem się wilczej postaci – odparł, podchodząc bliżej do mężczyzny. Przykucnął obok niego, uśmiechając się dość oszczędnie.-  Wątpię, a nawet jeśli... ta zabawa warta jest ryzyka – szepnął mu do ucha, gdy znalazł się dostatecznie blisko. Podniósł się zaraz, prostując i aż klasnął w dłonie.- Wiem gdzie pójdziemy, bo nawet jeśli ty sądzisz, że dasz sobie radę, to ja nie zamierzam łazić tylko w twojej kurtce.- stwierdził lekkim tonem. Złapał resztki swojego płaszcza, rozerwał materiał na mniejsze paski, później znów znalazł się przy Kido. Z braku czegokolwiek innego w pobliżu, zrobił prowizoryczny opatrunek, mający bardziej spowolnić upływ krwi niż ochronić przed zakażeniem. Chociaż liczył, że to drugie nie stanie się realnym zagrożeniem dla biomecha. Spojrzał na twarz mężczyzny, akurat gdy ten zaciągnął się dymem.
- Musisz podnieść ciężkie dupsko, bo sam cię nie dźwignę do pionu, a musisz się ruszyć póki jesteś w miarę na siłach do tego – mruknął poważniej, niż dotąd.  Złapał go pod ramię z drugiej strony by pomóc mu wstać. Nie chciał tutaj zostać i to jeszcze z rannym Kido, otwarta przestrzeń to coś co mogło okazać się zgubne dla nich, ewentualnie tylko dla Yury'ego, bo sam Illija najpewniej spieprzyłby stąd w razie poważniejszych kłopotów w końcu Arata nie był dla niego nikim ważnym, obojętny był mu jego los, w jakimś tam stopniu. Kiedy w końcu udało mu się skłonić tego ciecia do podniesienia się, przesunął się tak, by ten mógł oprzeć się trochę na nim. Mieli do pokonania spory kawałek drogi, który w normalnych warunkach przeszli by w jakieś pół godziny, ale teraz mogło to potrwać trochę więcej. Illi martwił się w tej chwili tylko o to by Kido nie stracił przytomności z powodu utraty krwi, miał by wtedy serio przerąbane i musiał by szybko podejmować decyzje, co dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yury cierpiał na przypadłość zwaną brakiem taktu, a więc trzymanie języka ze zębami to zdecydowanie nie jego brożka, co procentowało wiecznym pakowaniem się w kłopoty. Kiedyś było z tym znacznie lepiej. Umiał trzymać nerwy na wodze, czy nawet przymykać oczy na wiele spraw, które go drażniły, ale z wiekiem chęci na taktowność z niego wyparowały razem z cierpliwością — chciał teraz, już, zaraz, w tej chwili, a widoczne rysy na nerwach, nadszarpanych do granic możliwości, szwankujących na każdym kroku, skutecznie umożliwiały mu jakąkolwiek próbę złapania ogłady, dlatego więc szukanie guza znalazło nowe zastosowanie, a teraz jego groteskowy posmak unosił się w powietrzu.
Czemu spotkał mnie taki zaszczyt? — prychnął, bo właściwie nie rozumiał, dlaczego dzieciak go nie wykończył, skoro nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja. Próba złapania myśli spełzła jednak na niczym, gdy małżowina uszna została podrażniona przez obcy szept. Wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu. — Licz się z tym, że masz przejebane — odparł i zaśmiał się gardłowo, choć nie był na odpowiedniej pozycji, by rzucać groźbami na lewo i prawo — czuł się jak gówno i pewnie tak chwili obecnej wyglądał, więc skąd ta chęć ukatrupienia  dzieciaka? To tylko kwestia czasu, kiedy dłonie Yury'ego skonfrontują się z drugim pistoletem i nafaszerują wymordowanego całym magazynkiem, a potem razem padną trupem na tym wypizdowie.
Odchylił głowę, zaciągając się papierosem, a na ustach pojawił się okropny uśmiech, gdy gówniarz w końcu wykazał się chęcią współpracy, a Kido niekoniecznie. Spojrzał na niego sceptycznie, szczerze wątpiąc, by to chuchro było w stanie go asekurować do względnej cywilizacji, która znajdowała się parę kilometrów na północ, chyba, że miało jakiegoś asa w rękawie.
Dźwignął się na nogach, akceptując jego pomoc, bo w ostatecznym rozrachunku życie mu nie zbrzydło do reszty i nie miał zamiaru umierać, a już na pewno nie teraz, rozszarpany przez kogoś, kto tracił rozum w zwierzęcej formie. Pogarda do zarażony wirusem X nadal się w nim tliła i była widoczna za każdym razem, gdy się z nimi stykał, dlaczego więc był skazany na łaskę bądź nie łaskę jednego z nich? Paradoks tej sytuacji sprawiał, że niemal dławił się śmiechem.
Ostatkiem sił wyprostował się, ignorując zawroty głowy, i odepchnął od siebie Illiję, niemal tracąc przez to równowagę. Zachwiał się niebezpiecznie, ale parł na przód, stawiając sztywno kroki, mimo że przestrzeni przed nim dwoiła mu się w oczach, a w nim samym wzbierała się chęć na zwrócenie obiadu. Wmawianie sobie, że właśnie degustował rosyjską wódkę, która zawsze doprowadzała go do stanu, w którym odczuwał wyraźne turbulencje, i musi o własnych siłach dojść do łóżka, by nie obudzić się rowie jako główna atrakcja turystyczna, pomagała do tego stopnia, że odrzucił do siebie myśl wykrwawienia się, co sporo ułatwiło, ale o ile mógł oszukać samego siebie, wyżytego ciała już nie. Impas złapał go w swoje szpony szybciej niż się spodziewał, bo po paru metrach stracił czucie, a przy tym i równowagę. Ciężar jego cielska wylądowało na ramieniu Cavendisha, bo wiedział, ze jeśli teraz skonfrontuje się z piachem, wstanie na równe nogi graniczyłoby z cudem.
Zacisnął mocniej usta na filtrze, by zaraz wypluć pet, a z ust wydostała się wiązanka przekleństw.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Przyjrzał mu się z nieodgadnioną miną i delikatnie uśmiechnął, co wcale nie nadawało mu przyjaznego wyglądu, a podjudzało tylko chaos jaki panował w myślach Illi i który odbijał się na jego zachowaniu oraz samej postawie.- Też się nad tym zastanawiam... i chyba zaczynam żałować – odparł od tak po prostu.- Wykończę cię innym razem – dodał, podejrzanie wesołym tonem. Cavendish w tej chwili nie zastanawiał się nad powodami swojej decyzji, zwłaszcza, że podjął ją na szybkiego... całkowicie spontanicznie i nie typowo dla siebie. W ciele bestii posiadał najmniej zahamowań, więc ten przypadek, gdy darował komukolwiek życie, nie powinien mieć miejsca, a już na pewno nie przy tym osobniku.
- Oczywiście – parsknął, nie poruszony tą groźbą, za często w końcu to słyszał.- Postaraj się jednak, być bardziej słowny, niż każda istota, która rzucała takimi samymi słowami – mruknął, nagle z wesołego, stając się znudzonym. Kiedy biomech podniósł się na nogi z jego pomocą, Illi przez moment zwątpił czy ciągnięcie go przez cholerne zadupie jest mądrym pomysłem. Już podnosząc go, poczuł wagę tego osobnika i to zaczynało niepokoić. Jeśli trafią na kogoś, trzeba będzie sobie jakoś radzić, a chwilowo wymordowany miał jedynie taki pomysł, że po prostu porzuci swego marnego towarzysza, ratując własny tyłek... chociaż czy będzie miał na to szansę? Przygryzł delikatnie dolną wargę, pogrążając się w zamyśleniu. Nienawidził takich sytuacji. Gdy został odepchnięty, bez słowa to zaakceptował, ale i tak trzymał się blisko. Stęknął ciężko, gdy Kido nagle oparł na nim ciężar ciała. Na całe szczęście nie ugiął się pod tym, napinając lekko mięśnie, by podtrzymać mężczyznę w pionie. Przybliżył się jeszcze i objął go w pasie, trzymając go stabilniej oraz pewniej.- Powiedz, chociaż słowo o dobieraniu się do ciebie, a wydrapię ci oczy i zostawię tutaj – szepnął nagle, unosząc chłodne spojrzenie na twarz Araty. Nerwy mu trochę szwankowały, gdy uświadamiał sobie ile mają do przejścia, a jak ciężko będzie tą odległość pokonać.
Wręcz zmusił Kido do przyjęcia szybszego tempa marszu, co jakiś czas spoglądając na słońce powoli osuwające się ku horyzontowi. Nie chciał być pośrodku niczego, zwłaszcza nocą, ciemność mogła być ich zgubą.- I dlatego nigdy nie należy nikomu pomagać – wyszeptał do siebie, przymykając na moment oczy.- Najgłupsza śmierć na świecie, zdechnąć przez kogoś kogo się nawet nie lubi..- westchnął, czując mrowienie pod skórą. Gdyby był sam, podjąłby próbę ponownej zmiany i szybkiego dotarcia do względnie bezpiecznych terenów, ale przy tym tutaj facecie, wolał tego nie robić by męczenie się z biomechem, nie poszło na marne, jak go zagryzie w przypływie złości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Myśli przestały kłębić się w głowie. Na ich miejscu pojawiła się pustka. Drażniła go i jednocześnie wprawiała w stan letargu. Powoli tracił czucie, a przecież nie przypominał sobie, aby podano mu lęki przeciwbólowe. Słowa Illiji, obnażone z kontekstu, brzęczały w jego uszach w postaci zniekształconych dźwięków, przypominających bardziej szelest suchych liście ulegających wpływowi ciężkich butów niż ich prawdziwe znaczenie, ale i ono nie miało teraz żadnego znaczenia. Wykrwawiał się systematycznie i nawet wola życia się z niego powoli ulatniała. W końcu nawet przekleństwa zostały strawione przez niepokojącą ciszę, a on, mając wrażenie, że jest pod wpływem czystej, rosyjskiej wódki, powoli przestawał kontaktować.
Kurwa.
To była pierwsza myśl, która ukształtowała się w jego głowie zaraz po tym, jak widoczność przeobraziła się w mozaikę kolorów i w ostateczności zakręciło mu się niebezpiecznie głowie w zestawie z nieprzyjemnymi, acz odczuwalnymi, nasilającymi się z sekundy na sekundę zawrotami głowy i nieprzyjemnym szarpnięciem w żołądku. Chcąc prowizorycznie, ale w tym wypadku bardziej symbolicznie zatamować sączącą się obficie z rany krew, przyłożył do niej rękę, acz – choć właściwie się tego spodziewał – nie przyniosło to pożądanego efektu. Zachwiał się po raz kolejny na nogach, a ta pokryta metalem zazgrzytała, gdy w ostatecznym rozrachunku tracił całe oparcie i nawet dłoń zaciskająca się na ramieniu  , który stanowił asekurację, okazał się być całkowicie bezużyteczny w rozkładzie sił. Podwyższona waga ciała przez biochemiczne dodatki robiła swoje.  Skontrował się z rozgrzanym przez słońce piachem i Poczuł go na języku i w gardle. Na twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas, gdy zapiekł. Miał wrażenie, że ktoś zaaplikował mu rozgrzany węgiel. Głos ugrzązł mu w krtani, a z ust potoczyło się coś na wzór warkoty. Ostatnia próba zaczerpnięcia oddechu jednak spaliła na panewce, gdy zachłysnął się powietrzem i, dusząc się nim powoli, stracił przytomność.

*

Powieki zadrżały. Otworzył oczy i zamrugał parę razy, by przystosować je od ostrości światła, który przecież nie był aż tak intensywny. Jednym jego źródłem była stara jarzeniówka, która rozrzucone snopy po ścianach i podłodze pobudzając do życia groteskowe, zniekształcone cienie przedmiotów znajdujących się w pomieszczeniu. Przejechał językiem po popękanych wargach, czując suchość w ustach. Przełknął ślinę by zaspokoić choć minimalne pragnienie, ale efekt nie był zadowalający.
Gdyby nie odebrano mu resztki nadziei, może nawet byłby w stanie wywnioskować, że znalazł się w prywatnym raju, ale w niebo nie wierzył, więc trudno było mu wyjaśnić, dlaczego nadal funkcjonuje. W próbie podciągnięcia się na łokciach, z ust wydobył się syk, bo choć udzielono mu pierwszej, niezbędnej pomocy, wciąż odczuwał efekt uboczny zderzenia się z bolesną rzeczywistości w postaci pozornie wyglądającej istoty, która w jednej chwili przemieniła się w pozbawioną ludzkich odruchów bestię. Gdy upadł z powrotem na coś, co pełniło rolę poduszki, jego oczy skonfrontowały się z zakurzonym, metalowym naczyniem. Ręka w geście bezsilności zacisnęła się na nim, ale perspektywa zaspokojenia pragnienia wyparowała tak szybko, jak się pojawiła. Starodawny kubek przeżył spotkanie pierwszego stopnia z – jak się domyślił Kido – kamiennym podłożem, wydając z siebie nieprzyjemny, kaleczący uszy zgrzyt. Niemal od razu pojawił się ból głowy, jakby ktoś przewiercał ją na wylot, a to utwierdziło go w przekonaniu, że był na prochach.
Papierosy. Gdzie są moje papierosy?
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Czasami naprawdę nienawidził momentów, gdy miał całkowitą rację.. a przypuszczenia sprawdzały się w negatywny dla niego sposób. W tej sytuacji, gdy byli pośrodku niczego, naprawdę chciał się mylić. Jednak los był okrutny, On głupi, że zaatakował tego kretyna, a sam Yury wyraźnie tracił kontakt z otoczeniem. Illija co chwilę spoglądał na niego w myślach błagając by ten teraz nie stracił przytomności. Biomech był zbyt ciężki by ciągnąc go przez pustkowie do najbliższego bezpiecznego miejsca.- Dawaj... idź dalej – mruknął prawie do ucha mężczyźnie, ale gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo, poczuł szarpnięcie w dół. Tracący czucie w kończynach Kido, pociągnął go na ziemie przez ciężar ciała, którym całkowicie przewyższał Wymordowanego. Odsunął się nieco od mężczyzny, który już wyraźnie odleciał całkiem. Wyrzucił z siebie długą wiązankę przekleństw, wytrząsając się nad gościem, który miał go teraz jeszcze bardziej gdzieś i krążąc wokół niego jak sęp. Był już skory nawet go tu porzucić, naprawdę mało brakowało, ale wtedy usłyszał ujadanie gdzieś w okolicy. Rzucił w przestrzeń kolejne przekleństwa, nie był aż takim chujem by porzucić swego wątpliwego towarzysza i pozostawic na pewną śmierć, która swoją drogą bardzo upominała się już o niego. Potrzebował prawie pięciu podejść, zanim podniósł z ziemi te biomechaniczne zwłoki, chociaż podnieść to za dużo powiedziane... zwyczajnie ciągnął go po ziemi przez zadupie na jakim byli. Pierwszy raz, żałował, że wybrał się tak daleko w teren szukając jakiegoś miejsca na drzemkę. Potrzebował kilku godzin zanim dotarł do bezpiecznego miejsca, a tam pierwszym co zrobił to wepchnął blaszaka na łóżko, by sam pieprznąć się na podłogę z braku sił już. Łapał ciężko powietrze, wsparty plecami o ścianę.- Obyś był tego wart – wydusił z siebie, spoglądając na dalej nieruszającego się palanta. Kiedy odpoczął, wykorzystał moment spokoju... opatrzył rany biomecha, później swoje i znalazł sobie ubrania, które pozostawił tutaj w zapasie nie aż tak dawno. Kończąc wszystko co miał do zrobienia teraz, spojrzał tęskno na zajęte łóżko, chciał się chociaż raz wyspać porządnie, ale widać i tym razem nie było mu to dane. Przykrył niedbale Yuryego kocem, a sam zajął nawet wygodny fotel. Otulając się szczelnie kurtką, która należała do śpiącego, pozwolił sobie na trochę snu, by wypocząć póki panowała wokół cisza.
Przespał całą noc, co było już sporym osiągnięciem w porównaniu do ostatnich dni. Niestety sen został przerwany przez głośny dźwięk metalowego kubka uderzającego o podłogę. Wzdrygnął się i usiadł od razu prosto, gotów do jakiejkolwiek reakcji. Zaraz jednak się uspokoił, widząc kto jest sprawcą hałasu.- Żyjesz, jaka szkoda – prychnął, podnosząc się z miejsca i przeciągając leniwie. Był teraz chyba najszczęśliwszą istotą na świecie, gdy w końcu udało mu się pospać. Podszedł bliżej, podnosząc z podłogi kubek i napełniając go znów wodą z dzbanka, który stał na parapecie. Podał naczynie mężczyźnie, spoglądając na niego uważnie i trochę wątpiąc w jego sprawność ruchową teraz.- Rozszarpałem ci mocno bark, więc lepiej uważaj na niego, jeśli chcesz mieć sprawną rękę – mruknął obojętnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie rozstając się ani na ułamek sekundy z myślą o swoim nałogu, sięgnął machinalnie w miejsce, gdzie powinna znajdować się kieszeni kurtki, ale dłoń, ku jego niezadowoleniu, zacisnęła się na pustce. Warknął pod nosem wiązankę przekleństw, w marnej próbie dźwignięcia się na łokciach, co przypłacił kolejną dawką tępego bólu. , który rozprowadził się po komórkach ciała w pakiecie z zimnymi, nieprzyjemnymi dreszczami, produkowanymi przez niewielkie, ale wyczuwalne podwyższenie temperatury ciała.
Na czole pojawiła się zmarszczka, która na tyle swoich imienniczek nie robiła żadnego wrażenie, a w oczach Kido zapłonął nieokreślony błysk, będąc na pograniczu dwóch sprzecznych uczuć, choć agresja bez wątpienia dominowała w tej materii. Gdy w zasięgu wzorku pojawił się właściciel głosu, w pierwszym odruchu Kido chciał złapać za nóż, którego, jak mu się domyśleć, też dostał pozbawiony. Zamrugał parę razy, by bardziej dostosować na wpół ogarnięte chorobą oczy do panujących w pomieszczenia warunków oświetleniowych, choć rozpoznanie własnej części garderoby przyszło w dużym wyprzedzeniem.
Gdzie... są... moje... papierosy? — wychrypiał na paru płytkich, świszczących oddechach. Skądinąd ta wydawać by się mogła prozaiczna czynność nadal sprawiła mu pewien kłopot. Być może było to związane z suchością w gardle, która w tym momencie upodobniła się do rozgrzanego piasku na Desperacji, a być może niepokojącym brakiem czucia w ramieniu, który rzecz jasna powinien być funkcjonalny na każdej płaszczyźnie, a przynajmniej według opinii Kido, który nawinie nie wyobrażał sobie jej niesprawności. Złapał naczynie oferowane przez Drug-ona i łapczywie, jednym haustem wypił jego zwartość, odczuwając tymczasową ulgę, ale ta namiastka przyjemności nie była w stanie zabić jego pragnienia, które zaraz się pogłębiło. To jednak nie przeszkadzało mu - wbrew ostrzeżeniu Wymordowanego - wykonać gwałtowny ruch i zacisnąć biomechaniczną dłoń na smukłej szyi wybawiciela.
Gdzie moje papierosy?! — warknął z większym zapałem, wbijając rozjuszone ślepia w beznamiętnie odpowiedniczki Illiji, które pod pewnym względem paraliżowały go bezuczuciowością. — Oddaj moje papierosy, chuju — wychrypiał gardło, jakby nałóg był teraz jego największym zmartwieniem i w jego hierarchii wartości niewątpliwie tak było, co z drugiej strony mogło być nagrodzone śmiechem przez osobę trzecią.
Czując uwierający go impas, zaraz poluzował uścisk, które z przyczyn oczywisty nie należał do mocnych i syknął pod nosem przekleństwo w rodzimym języku swojej matki. Nie spodziewał się, że to chuchro postanowi jednak go uratować i kompletnie nie rozumiał motywów, więc podejrzliwość wzrosła w zestawie z bezsilnością.

                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Zmrużył odrobinę oczy, gdy zauważył zmianę w spojrzeniu mężczyzny, chociaz teraz agresja w wykonaniu biomecha nie była jakoś groźna dla Wymordowanego. Illi w tej chwili bez wątpienia przewyższał siłowo, rannego androida. Mimo to wolał jakoś szczególnie nie ryzykować i uważać na to co się dzieje, zwłaszcza, że był pewny iż Kido nie będzie zadowolony, gdy zaraz się dowie iż jego używka przepadła gdzieś na terenach Desperacji. Z tego też powodu, gdy facet był nieprzytomny, zabrał mu broń odkładając ją na stolik po drugiej stronie pomieszczenia. Tak było bezpieczniej dla niego samego. Czekał cierpliwie aż jego towarzysz weźmie kubek wypełniony wodą i przestanie katować własne struny głosowe oraz uszy Illiji, głosem, który już nie był przyjemny dla ucha. Zamiast odpowiedzieć na pytanie, pomachał nieco kubkiem przed oczami mężczyzny, uważając by nie wylać zawartości. Patrzył jak ten zachłannie wypija wodę i był gotów już dolać cieczy, aby ten dogasił jeszcze pragnienie, ale wtedy właśnie dał się zaskoczyć. W chwili szarpnięcia w dół zachłysnął się powietrzem, gdy jeszcze miał do niego całkowity dostęp. Złapał Yuryego za nadgarstek mechanicznej ręki, bojąc się, że ten dupek zaraz zmiażdży mu krtań... ale wtedy poczuł, że chwyt wcale nie jest taki mocny jak mógłby być. Odetchnął cicho, by zaraz wykrzywić wargi w grymasie niezadowolenia. W szarych oczach jednak wzmogło się zobojętnienie, przechodząc wręcz w pustkę, co przeważnie wzbudzało wręcz niepokój w osobach na które spoglądał w takim momencie.- Nie ma, zgubiły się gdzieś – odparł sucho, będąc całkowitym przeciwieństwem wkurzonego Kido. Przestał zaciskać tak mocno palce na nadgarstku agresora, przesuwając dłoń wyżej i łapiąc go ponad łokciem. Przytrzymał go, wykazując teraz o wiele więcej siły niż wcześniej. Drugą ręką uderzył mocno i odtrącił jego mechaniczną dłoń, zaraz popychając Kido do tyłu by się położył.- Taszczyłem cię taki kawał, że nawet sobie tego nie wyobrażasz, więc doceń to i nie wkurwiaj mnie – warknął, pozwalając sobie tylko na chwilę załamać spokój. Odsunął się od mężczyzny i zajął znów miejsce na fotelu, oparł się łokciami o kolana, pochylając do przodu.- Skombinuje ci papierosy... ale teraz zamknij się – mruknął poważnie. Dotknął nieświadomie szyi w miejscu, gdzie został złapany, czuł jeszcze adrenalinę krążącą w ciele po tym niemiłym zaskoczeniu. Przyjrzał się nie całkiem nowemu koledze, gdy przez chwilę zapadła cisza, teraz uświadomił sobie, że nawet nie znał jego imienia.- Jak się nazywasz w ogóle? - spytał nagle to w sumie było dość istotne, skoro byli na siebie skazani w najbliższym czasie i pewnie jeszcze długo później.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kido ciśnienie podskoczyło, gdy ten mały gad w postaci jego  od biedy wybawiciela, przedstawił mu, jak się ma sprawa z szlugami w pakiecie z nieprzyjemnym uściskiem na żołądku. Zajrzał wprost świecie w tej małej karykatury człowieka, powstrzymując się resztkami godności - zabawne, że jeszcze jakiekolwiek jej przejawy posiadał - od splunięcia mu na twarzy, bo nawet na to w tym momencie nie zasługiwał.
Wkurwisz to ty mnie. Od samego patrzenia na twoją gębę robi mi się niedobrze — warknął, choć złość na niego mu przeszła. Na jej miejscu pojawił się jej wyższy stopień wtajemniczenia - wkurwienie, które sprawiło, że resztki instynktu samozachowawczego rozpadły się na atomy, powoli pobudzając do życia szaleństwo. Ochota, by wpuścić do tego surowo urządzonego pomieszczenia, które chyba w rzeczywistym rozrachunku figurowało jako jaskinia i udekorować jego ściany krwią Illija pogłębiała się sekundy na sekundę. Syknął pod nosem z pełnym niezadowoleniem. Zabicie tego debila łamanego przez samobójcę była jednoznaczne z zasięgnięciem niespłacalnego długu wdzięczności, na co nie mógł sobie pozwolić ani w tej, ani żadnej innej chwili. Choć jego kodeks moralny w znacznym stopniu ucierpiał i został nadszarpany przez szereg złośliwości losu, nadal tliła się w nim pewna nuta człowieczeństwa, niepogrzebana wraz z częściowym zmechanizowaniem się. — W ramach nagrody lojalnie cię ostrzegam, że jeśli nie chcesz stracić uzębienia i zdolności do eksponowania go w durnym uśmiechu, to albo w poskokach zapierdalaj załatwić mi te fajki, albo zwiąż mnie czymś, byle mocno, nie ręczę za siebie, a dentysta to droga inwestycja.
Yury właściwie nie pamiętał, kiedy papierosy zaczęły w taki sposób na niego działać. Na początku były niewinną przyjemnością, by w ostateczności - jak to zwykle bywało w przypadku silnych uzależnień - stać się ucieczką od niezliczonych problemów. Musiał jednak przyznać, że na przestrzeni lat ich smak, czy też zapach przestał być dla niego sam w sobie atrakcyjny, a sięganie po nie przerodziło się w rutynę bez której - stety bądź niestety - nie wyobrażał sobie życia, co ostatecznie doprowadziło do tego, że zaczął kopcić jak smok - jeden za drugim. O ile w M-3 z zaopatrzeniem na tytoń nie było problemu, mimo że w dalszym ciągu papierosy były luksusem w pełni słowie tego znaczeniu przez swoje wygórowane ceny, to na Desperacji, gdzie wszystko wydawało się mieć o wiele większą wartość, pełniły swego rodzaju rarytas. Same zdobycie ich nie należało do rzeczy łatwych, więc w oszczędzenie ich było wyższą koniecznością. Jeśli chodziło o samego Aratę to problem tkwił w szczegółach - dzięki sztucznym  płucom, nie musiał się obawiać o ich zatrucie, więc właściwie nadużywanie nałogu nie oddziaływało na niego tak dotkliwie, jak na inne istoty żywe, co nie znaczyło, że mógł palić bezkarnie.
Spojrzał na wymoczka stojącego nad nim i parsknął.
Jeszcze tu stoisz? Naprawdę chcesz, bym ci przemeblował gębę w paru miejscach.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Słuchał go z cieniem paskudnego uśmieszku, przyjmując każde ostre słowo bez jakiejś wyraźnej zmiany. Nie obchodziło go to w większym stopniu, gdyż zwyczajnie żadne słowa rzucone od tak, nie potrafiły go dotknąć, obojętnie jakimi emocjami byłyby podsycane. Skrzyżował ręce na torsie, czekając cierpliwie, aż padną wszystkie groźby i jego coraz bardziej nie chciany towarzysz, zamilknie w końcu. Pomijał już fakt, że mężczyzna w dalszym ciągu nie przedstawił się, chociaż padła już wyraźna prośba o to. Trudno, mógł przecież przeżyć bez tej wiedzy... najwyżej wymyśli mu jakieś imię, tak jak ów biomech zrobił to na początku ich znajomości, gdy Illi nie był z początku skory wyjawić jak go zwą.- Więc nie patrz, skoro tak nie potrafisz znieść tego widoku – parsknął okropnie. Wahania nastroju Cavendisha nawet teraz były bardzo widoczne, kiedy jego humorek zmieniał się z każdą chwilą, przechodził ze spokoju w złość, a później w pogardę i obojętność.
Nie czuł nawet cienia obawy przed tym co może zrobić Kido, gdyż w obecnej sytuacji nie był w super formie, więc nawet Illija nie miałby problemu z powaleniem go na ziemię, gdyby przegiął i próbował użyć siły przeciwko niemu. Zaśmiał się, odchylając na moment głowę, gdy zwyczajnie nie  był wstanie powstrzymać nagłej wesołości.
- Poczekaj jeszcze trochę, do wiązania na pewno dojdziemy – uniósł delikatnie brew, a w szarych oczach wyraźnie pojawiły się delikatne kurwiki.- I nie zamierzam nigdzie biegać na twoje polecenie, niestety, jeśli chcesz rzucać rozkazami to źle trafiłeś, bo wiele tym nie wskórasz w tym przypadku – stwierdził, odrobinę przechylając głowę. Przestąpił nieco z nogi na nogę, jakby stanie w miejscu było mu niewygodne i faktycznie tak było. Zajmując fotel, wyprostował nogi, krzyżując je w kostkach. Chwile zastanawiał się, czy podkurwiać dalej tego osobnika, czy dać mu odetchnąć i nie naruszać jego nerwów bardziej. W końcu obstawił na tą drugą opcję, chociaż do tego jeszcze potrzebował chwili zabawy. Podniósł się znów, podchodząc ponownie bliżej i podejmując wcześniej przerwaną czynność, a mianowicie nalał do kubka znów wody, jednak teraz nie podał go mężczyźnie, tylko odstawił na stolik przy łóżku. Był niemal pewny, że ten odtrącił by i jego rękę i naczynie z wodą.- Uważaj by to tobie nie przemeblowano jej, bo aż się prosisz na jeszcze jedną rundkę z wilkowatym, a gdy się wyspałem... może to trwać dłużej niż wcześniej – mruknął, jawnie ostrzegając, a może bardziej grożąc. Wsunął rękę do kieszeni kurtki, która swoją drogą, należała do leżącego obok faceta, który dalej spoglądał na niego wrogo. Z kieszeni wyciągnął całą paczkę papierosów i dwie zapalniczki, jedną należącą wcześniej do Kido, a drugą, która Illi dostał przy załatwianiu tych pieprzonych używek, bez których najwyraźniej Yury nie bardzo mógł żyć. Rzucił mu wszystko na klatkę piersiową.- Mógłbym w sumie wyrzucić to... patrząc jak toczysz pianę w furii, ale chyba tym razem sobie daruję taką zabawę – jego głos na powrót był przerażająco wręcz spokojny, beznamiętny. Odsunął się od niego, by zająć z powrotem miejsce na fotelu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie podzielam twojego entuzjazmu, bucu, a oddychanie tym samym powietrzem, którym ty to robisz, napawa mnie wstrętem — warknął, mając już dość tego dupka, choć musiał przyznać w duchu i niekoniecznie chcąc to uczynić przed samym sobą, że podobała mu się zadziorność tego małego gnoja. Uległość, choć pod pewnym względami stanowiła miłą odskocznie od dominującej natury Desperacji, na dłuższą metę była nużąca. Może wynikało to z prostego faktu, że Kido był zwolennikiem maksymy "nie ma nic za darmo", a może z tego, że tej małej mendzie do twarzy było z pazurem.
Po chwili entuzjazm go jednak opuścił, bo nie trudno było zaważyć, że w wyniku splotu niefortunnych wydarzeń, zmuszenie do czegoś tego gada nie mieściło się aktualnie w jego fizycznych możliwościach, a przekonanie Illij przy użyciu siły było jedyną słuszną drogą do osiągnięcia względnego kompromisu. Ostatecznie wszystko było przeciwko rozłożonemu na łopatki Kido, o czym miał okazję przekonać się nieraz, ale teraz miał chyba po prostu dosyć tego i owego z naciskiem na ośli upór Drug-ona, który nie był skory akurat w tej chwili do współpracy.  
Pierdol się z tą swoją wilkowatością — warknął, kopiąc w bezgłowie łóżka,  bo w tym momencie tylko na tyle było go stać, choć w rzeczywistości nie miał zamiaru tkwi w tym miejscu jak ostatni przegryw życiowy z założonymi rękami i czekać aż resztki zdrowego rozsądku wyparują zawieszone w niebycie przez wściekłość, która sukcesywnie przejmowała kontrolę nad wszystkim.
Otępienie prochami, którymi został nafaszerowany, jeszcze trwało, dlatego nie był w stanie  racjonalnie ocenić swojego stanu technicznego. Działanie tego paskudztwa, co teraz krążyło w jego żyłach,  w każdej chwili mogło ustać, co związało się ze sporą i realną szansą wydostanie spod łaski i niełaski tego chorego pojeba. Musiał zatem odczekać i dopiero wtedy obmyślić plan. Chyba już faktycznie wolał wykitować na tamtym wpizdowie. Zaciąganie długu u świra swojego kalibru było porównywalne z wycelowaniem sobie kulkę w łeb.
Niby nie posłuchasz, ale fajki ze sobą masz, hę? Chujowy ze mnie wróżbita, ale daję słowo, szybko wykitujesz.
Usta wykrzywiły się w charakterze paskudnego uśmiechu, choć w teorii starał się nad nim zapanować, co w praktyce było niewykonalne. Na widok paczki – choć przez gorączkę mógł mieć omany wzrokowe – nałogu trzeźwe milczenie wyparowało. Pojawiła się tylko ochota zaspokojenia swojej potrzeby sięgnięcia po nikotynę. Chyba w minimalnym stopniu zacznie doceniać tego gówniarza, pod warunkiem, że niczego nie odpierdoli przez najbliższe pięć godzin i pozwoli mu w spokoju zregenerować siły. W innych okolicznościach z pewnością spodobałoby mu się skurwysyństwo, którym cechował się ten osobnik, ale w tym momencie nie miał na to ani nastroju, ani nawet odpowiednich predyspozycji. Po prostu chwycił za paczkę papierosów i wyciągnął jednego, ignorując ból promieniejący z nadszarpanego barku. Nałóg w tej materii wiódł prym i zabijał wszelkie symptomy racjonalnego myślenia. Oczywiście sam Kido mógł optymistyczne zakładać, że winna leżała głównie po stronie jego sprawności fizycznej, która w tym wypadku dawała wiele do życzenia i zdecydowanie nie była na poziomie wzorcowym, a raczej leżała i kwiczała.
Włożył sobie papierosa do ust i zapalił, wykorzystując nową zapaliczkę, by zbyt nie irytować się starą, która nienawidziła go w równym stopniu, co on ją.
Teraz możesz wypierdalać — oświadczył po zaciągnięciu się, w którym delektował się smakiem papierosa. Mógł oczywiście narzekać, że to nie był ten gatunek, co zazwyczaj, że były sporo słabsze, ale właściwie w tym momencie te różnice miał głęboko w poważaniu.
Były i to się w tym wszystkim liczyło najbardziej.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Illiję powoli nudził marudny biomech, który starał się chyba go wkurzyć lub urazić, chociaż Wymordowany ledwo zwracał już uwagę na słowa rzucane w jego kierunku. Zbywał milczeniem wszelkie obelgi czy przekleństwa, chociaż szczerze był zawiedziony zachowaniem Kido. Sądził, że ten palant jest bardziej wartościowym przedstawicielem androidów. Niestety widocznie, pomylił się bardzo co do niego. Zmrużył odrobinę ślepia, widząc ten jego paskudny uśmiech... był jak pies cieszący się ze smakołyku, a to z kolei odrobinę rozbawiło Illiję, lecz pozwolił sobie tylko na delikatny uśmieszek, który szybko zniknął z jego twarzy.
- Byłeś nieprzytomny kilka godzin i jakbyś nie zauważył, masz opatrzone rany, więc logicznym jest, że zdążyłem znaleźć kogoś kto załatwił bez problemowo te twoje papierosy oraz skompletuje ubogą apteczkę – mruknął z lekkim wzruszeniem ramion. Kiedyś często pomagał innym, robił coś pozornie bez interesownie, aby po latach odebrać dług wdzięczności. Tak było i tym razem, chociaż powoli żałował, że stracił jedną opcję z listy długów, który ktoś miał u niego.- Wolałem już za w czasu ogarnąć ci używkę, niż później obserwować jak zachowujesz się, jak rozkapryszone dziecko... mimo że tego widoku i tak mi nie darowałeś – parsknął kpiąco.
Przesunął się w fotelu, zakładając nogi na podłokietnik i tym samym usadawiając się wygodniej oraz pod lepszym kątem, by spoglądać na rannego mężczyznę. Obserwował jak Yury odpala papierosa, nie zważając na to aby uważać na swoją rękę. Od razu zapewnił sam siebie, że więcej nie będzie sprawdzał opatrunku, skoro ten ciołek nie uważał nawet na ranny bark. Wystarczyło, że sporo się namęczył owijając jego rękę czymś co z przymrużeniem oka, można było nazwać bandażem i owa czynność wcale nie była łatwa, gdy opatrywana osoba, była nieprzytomna. Brak współpracy w tamtej chwili, zmęczył również Illiję, bo musiał kombinować i przesuwać faceta, a ten nie był lekki. Ziewnął lekko, co przeczyło jego poczuciu wyspania, ale najwyraźniej Kido działał na niego nudząco.- Masz swoje papierosy, więc się zamknij – wolał nie wdawać się z nim w jakieś potyczki słowne, gdy padły ostatnie słowa tego gnojka. Wątpił aby miał dość cierpliwości, aby znosić więcej, a za dużo czasu poświęcił, żeby ogarnąć jego stan. Teraz więc nie chciał tego pogarszać. Odchylił na moment głowę do tyłu, dłonią rozmasowując kark, czuł się odrętwiały co nie należało do najprzyjemniejszych odczuć.
- a swoją drogą, w ciągu może piętnastu minut powinny puszczać prochy, przez które pewnie jesteś otępiały, skoro jeszcze nie podniosłeś dupy z łóżka.- poinformował go nagle.- W sumie powinny przestać działać już dawno, ale dostałeś większa dawkę, byś był grzeczny lub przynajmniej nie rzucał niczym – zerknął na niego ponownie i uśmiechnął się uroczo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach