Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

To czy poczuł jego uderzenie, było kwestią sporną, bo niby coś go zakuło, coś wyraźnie strzyknęło w barku, może lekko odrzuciło do tyłu (choć tego nigdy by android nie przyznał, a na pewno nie dobrowolnie), ale nie wywołało jednak pożądanego efektu, a nawet wręcz przeciwnie. Kido miał wrażenie, że to właśnie ręka tego biedaka ucierpiała najbardziej w tym starciu. Potem było tylko lepiej łamane przez gorzej. Niby nie spodziewał się, że Illija będzie szukał potwierdzenia jego słów w przetestowaniu jego siły, ale Kido zareagował instynktownie – wynik doświadczeń, a nie przewidywania przyszłości, asekurując się dłońmi, by nie uderzyć plecami, całkowicie człowieczymi warto napomknąć, o bolesny kant komody, która jednak pod wpływem impetu uderzenia i przede wszystkim dotyku mechanicznego usprawnienia, rozleciała się, co musiał jej skutecznie ułatwić proces korozji. To niemal oczywiste, że ten mebel, stary jak świat, znoszony przez epoki, musiał się poruszyć od dawna, a w tym klimatycznym pomieszczeniu dogorywał, razem ze starym właścicielem.  
Szukasz guza, ciulu? — zapytał się z wyraźną rozdrażnieniem. By przywrócić swojemu ciału równowagę i względną stabilność, odbił  się mocno od odrapanej ściany, która już dawno nie widziała świeżej farby, tapeta ześlizgiwała się z niej, niczym woda z rozłożystego parasola albo ze spoconych, stojących dzień w dzień na ulicy kurw (jak kto woli), ale to nie był problem, który aktualnie zaprzątał uwagę Yurego, nie był nawet w jednej setnej go godzien.
W szorstkiej dłoni automatycznie pojawił się nóż, choć atak nie nadszedł. Podrzucił go i przejechał nim wprawnym ruchem nadgarstka w powietrzu, jakby chcąc je przeciąć, choć to była jedynie minimalna demonstracja tego, co potrafił, a potrafił dużo. Udowodnienie tego na miliony sposobów było iście kuszącą opcją, może dlatego szybko zmniejszył dystans, który dzielił go od obcego ciała, wbijając w niego oczy pełne czegoś niezrozumiałego, niby wściekłości wymieszonej z satysfakcją i niewytłumaczalnym zadowoleniem.
Musisz się bardziej wysilić. — Obnażył usta w sardonicznym uśmiechu. W takiej kwestii nie było żadnych szans na kompromis. Przyjął przekazane mu aluzyjnie wezwanie, może faktycznie interpretując go nieco po swojemu, tratując je jak dobry sposób na zabicie nudy. Złapał delikwenta mocno za nadgarstek, i wygiął go pod dziwnym, uniemożliwiającym mu ruch kątem, co miało być sugestywnym podniesieniem przysłowiowej rękawicy. — Krzycz, gdy będziesz obdzierany ze skóry. — Zaśmiał się ochryple, gdy druga ręka, ta z nożem, znalazła się niebezpiecznie blisko przy gardle chłopięcia i skonfrontowała swoje zimne ostrze z jego smukłą, nieco łabędzią szyją, na której już można było dostrzec wyraźnie odznaczające się śnice. Też pełna zasługa Yurego, która napawała go chorym wręcz rozbawieniem. — Możesz też jęczeć. Do koloru do wyboru, ale nie przeszkadzaj sobie. Ja na pewno nie będę utrudniał.
Ostrze przecięło delikatnie obcą skórę i mimo wyraźnie skapującej z rany krwi, ta nie była zbyt głęboka, by mogła coś trwale uszkodzić, czy nawet wywołać wielki, nieporównywalny z niczym ból. Ot, lekkie nacięcie dla rozgrzewki. Taki tam sygnał do startu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Ciężko mu było wyjaśnić nawet przed samym sobą, dlaczego przyłożył komuś, kto jedynie co zdążył zrobić to wkurzyć go przez rozbicie wazonu, plus jeszcze jakiś zgrzyt dochodził za wyeliminowanie jego celu, którego powinien zastać żywego, a nie w kawałkach.
Charakterystyczne pieczenie w nadgarstku, dało jasno znać, że mało brakowało do poważniejszego i trwalszego urazu. Obserwował czujnie teraz bez wątpienia przeciwnika, lecz o dziwo nie potrzeba obrony przed zagrożeniem, dominowała w głowie Illi.
- Niekoniecznie, ale nigdy nie narzekałem na dawkę agresji – odparł z zadziornym uśmieszkiem. Parsknął, gdy zobaczył nóż w ręce Yury, widać lubili ten sam typ broni. Cichy, skuteczny i dawał możliwość poznęcania się nad ofiarą. Niby to spodobało się chłopakowi, jednak świadomość, że to on stoi naprzeciwko, już jakoś mniej przypadała do gustu.
Przestąpił parę kroków w bok, mając większe pole do manewru, nie ograniczone zniszczonymi meblami. Osobiście wolał otwarte przestrzenie, dawały mu więcej swobody i wtedy był naprawdę skuteczny.- Nie pospuszczaj mnie – prychnął. Sięgnął szybkim ruchem po nóż przy pasku spodni, nie zamierzał być bezbronny, małe starcie chyba przyda się by poznać lepiej przeciwnika. Warknął, gdy został złapany za nadgarstek, który zaraz został wygięty pod nietypowym kątem. Pewnie już by się szarpał chcąc uwolnić, gdyby nie to, że palce androida zacisnęły się na tej obolałej części przez niedawną próbkę siły.
- Nigdy nie krzyczę, więc chyba będziesz musiał się postarać – czując ostrze przy szyi, zamierzał ten sam ruch wykonać, ale wtedy wpadł na inny pomysł. Obrócił szybko nóż, zmieniając chwyt na rękojeści i z wyczuciem, przycisnął ostrze do krocza mężczyzny.- Kto pierwszy zajęczy? - burknął, był gotów trwale go okaleczyć w razie potrzeby, bo jak na razie, rzucane groźby, były tylko w rozumowaniu Illiji, bardziej zabawą niż czymś potencjalnie zabójczym w skutkach.
Czując jak broń Araty naciska mocniej na jego skórę i tworzy przecięcie, mimowolnie przygryzł dolną wargę, by stłumić sapnięcie. Nie pozostał mu jednak dłużny, przesuwając rękę z ostrzem wyżej, docisnął czubek noża do brzucha mężczyzny, osłoniętego materiałem, ale i tak pozostawił płytkie draśnięcie.- W przeciwieństwie do ciebie, mam większe szanse ujść stąd względnie żywy, więc odsuń się – wychrypiał, odrobinę zły jak zabrzmiał jego głos. Masochizm, czasami łączący się z lekkim i prawie nie zauważalnym sadyzmem, to nawet utrudniająca życie sprawa i Cavendish wiedział o tym bardzo dobrze, niestety. Nawet w takich momentach, coś w nieciekawej sytuacji, mąciło mu zmysły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yury mógł wyuczyć, że ten Illija to nie było jednak byle co. Nie pasował do niego tytuł chuchra, mimo że takie sprawiał pierwsze wrażenie, porównanie go do łamiącej się pod ciężarem buta gałązki było więc czystą arogancją. Zlustrował to swoimi niebezpiecznie iskrzącymi ślepiami, gdy gnojek wyciągnął nóż i zaczął nim wymachiwać umiejętnie przed nosem Kido, no prawie, gdyby nie był zmuszony od odczuwania dyskomfortu w postaci silnego uścisku, pewnie dla zabawy mógłby mu nawet wbić to ostrze w oko i cieszyć się tym jak pozbawiony zmysłów szaleniec. Ta myśl napawała go optymizmem w pakiecie z ochotą sprawdzenia tej przybłędy, która jednak szybko znikła, zmieniając się w irytacje. Syknął, wyraźnie niezadowolony z tego, że nie tylko przestrzeń osobista została zabita, a też pewna granica.
Nie prowokuj, bo może zaboleć mocniej — warknął w akcie złości i zwiększył na pór palców, boleśnie wbijając je w delikatną, niedotykalną skórę nieznanego mu bytu. Wykorzystując nogę, wyjątkowo tą bez protezy, włożył ją między rozkrok chłopaka, naciskając na jednej z najbardziej strategiczny punktów w ciele. Z nienaturalnym spokojem zignorował wędrujący nóż do brzucha i płytką ranę, którą spowodował. Jej ból, ledwie wyczuwalny, był porównywalny z ukłuciem tych pieprzonych krwiopijców, co w przyszłości zapowiadało nieprzyjemne, drażniące wręcz swędzenie.
Czyżby? — Złapał mocniej jego rękę, wbijając do niej nieco za długie, zaniedbane zresztą też paznokcie, obejmując szczególną opieką miejsce, gdzie wierzch ręki skonfrontował się z jego mechanicznym "pancerzem". — Przemyśli to jeszcze, w końcu ty zdechłeś dawno — zauważył, a na jego czole pojawiła się kolejna zmarszczka, gdy krew zarażonego wirusem weszła mu pod paznokcie i wywołała zniesmaczenie. Niby to nie doprowadzi do skażenia, ale lepiej zachować ostrożność.
Traktując go iście przedmiotowo,  dosłownie cisnął nim o ziemie, jak uroczą, szmacianą laleczkę. Nacisnął czubkiem buta na jego palce, które w dalszym ciągu, niczym niewzruszone zaciskały się mocno na nożu. Zmusił ich właściciela, by rozlśnił uścisk; w innym wypadku zmiażdżył by je, by dopiąć swego.
Nie do twarzy ci z tym niebezpiecznym przedmiotem  — wymruczał ni z rozbawieniem, ni z powagą, acz w powietrzu wyraźnie było wyczulone napięcie wymieszane z postępującą adrenaliną, przekształcającą się sukcesywnie w niewytłumaczalnie chorobliwe podniecenie. - Wypierdolę go przez okno — mruknął mało taktownie, ale zamiast przeobrazić swoje słowa w czyn, wykopał zabawkę pod znajdujący się kawałek za nim wyraźnie utykający stół, na którym jeszcze nie dawno siedziała ta przybłęda.
Pochylił się zaraz nad chłopięciem i, usidławszy na nim ukradkiem swojej wielkim cielskiem, najprawdopodobniej tym ruchem przerywając dopływ powietrza, złapał go za tlenione włosy i pociągnął boleśnie ku górze głowę.
Pięknie — skomentował krótko, nachylając się nad nim, wyraźnie czując też jego ciepły, gwałtowny oddech na skórze. — Próbuj poruszyć nogami, a złamie je w paru miejscach — mruknął, grożąc i chyba nie musiał udowadniać prawdziwości tej groźby.
Nóż powędrował do policzka chłopaka, który zaraz został oszpecony pojedynczą, co prawda krótką, ale wyraźną linią. Szpecenie twarzy to jedno z ulubionych rozrywek Kido.
Chcesz lekkiego podkręcenia zabawy? — Uderzył jego głową o zakrwawioną krwią podłogę. Wystarczająco lekko, by jej przypadkiem nie zmiażdżyć i zmusić mózg do wypłynięcia.
Odnalazł w kieszeni paczkę fajek, złapał jedną używkę w palce i włożył ją sobie do ust, zaciskając mocno zęby na filtrze.
Ani trochę nie jesteś wygodny. — Poskarżył się, gdy w ruch poszła zapalniczka. — Kości wbijają mi się w tyłek, a zdecydowanie wolałbym tobie coś w niego wbić — mruknął, zapalając końcówkę papierosa dymem. Pożałował, że nie miał zapałek. Mógł jedną albo dwie ugasić wpakowując je do gęby blondasowi. Ruszył w końcu swoje ciężkie dupsko, ociągając się nieco. Wstał i zaciągnął się z lubością papierosem. Odjął go z ust, zerknął na szkodnika z góry i wyrzucił go, niewerbalnie się karcąc za to marnotrawstwo. Niedopalony wylądował koło ucha gnojka. Tak w sumie fuksem, bo nie tam celował, ale mówi się trudno i żyje się dalej.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Syknął z bólu, kiedy palce zostały mocniej zaciśnięte i wbijały się już zbyt boleśnie w nadgarstek. Zamierzał już wbić nóż w brzuch mężczyzny, by odkleić go od siebie, ale został skutecznie rozproszony i w końcu nie zrobił mu krzywdy. Zamiast tego spojrzał zdezorientowany na twarz Araty, czując nacisk uda na kroczu.- Ale nie przez bójkę z jakąś ograniczoną istotą – odparł chłodno. Przesunął palcami po nożu, poprawiając chwyt i ledwie zdążył przebić znów skórę, a został popchnięty na ziemię. Wkurzyło go jak łatwo został przewrócony, ciśnięto nim jak jakąś cholerną zabawką, która nie stawia oporu. Wykrzywił wargi w grymasie, gdy nadepnięto mu na rękę. Nie chciał wypuszczać broni, mogła mu się przydać. Zacisnął mocno szczęki, nie zamierzając odpuścić. W końcu jednak rozluźnił palce, kiedy poczuł wręcz jak trzeszczy mu kość. Mało brakowało by pękła, a złamana ręka byłaby zbyt problematyczna.
- Pieprz się! - wycedził zły. Spojrzał w stronę gdzie poleciał nóż, wiedząc gdzie leży, miał szansę złapać go w chwili, gdy będzie miał przewagę.- I polecisz zaraz za nim przez to okno – burknął i był w tym cholernie poważny.
Stęknął, gdy ten kloc siadł sobie na nim. Był ciężki, o wiele za ciężki jak dla Illi.- Złaź! Za dużo ważysz – dodał, próbując wyleźć spod niego. Znieruchomiał na moment, gdy został złapany za włosy. Słysząc groźbę, prychnął i spróbował się uwolnić.
Odwrócił nieco głowę, gdy na jego policzku powstała niewielka i płytka rana. Nie ruszyło go to bardzo, niedawno zagoiła się paskudniejsza rana, więc i ta będzie musiała.- Jasne, podkręcenie zabawy jest mile widziane, ale nie z tobą, kretynie! - warknął, ale szybko umilkł po zderzeniu głowy z podłogą. Zakręciło mu się we łbie i przez moment miał wrażenie, że nie ogarnia co dzieje się wokół niego.
- Ty też nie jesteś wygodny – wymamrotał, kiedy przestało mu ćmić przed oczami. Zamrugał, przez moment nie pojmując co ten właśnie mu powiedział.- Coś ty wolał... – mruknął dla upewnienia bo na pewno musiał się przesłyszeć, ewentualnie to wynik uderzenia o podłogę.
Gdy ten zlazł z niego w końcu, Illija przez chwilę jeszcze leżał, ciesząc się, że znikł ciężar z jego ciała. Odsunął się od papierosa, który prawie trafił w niego. Podniósł się, rozcierając tył głowy ręką.  Wyczuwając spokój chwilowy, rzucił szybkie spojrzenie w bok na nóż, później z powrotem na mężczyznę. Zmienił plan w tej chwili, podszedł bliżej niego. Korzystając z umiejętności Wymordowanego, naruszył swój wygląd... place jego dłoni wydłużyły się i zmieniły w ostre pazury. Nikt nie wiedział, że ten proces nie przebiegał bezboleśnie, a w Illi budziło to lekkie pobudzenie. Poruszył lekko pazurami, patrząc na nie z zadowoleniem. Bez ostrzeżenia machnął ręką, zostawiając zadrapania na klatce piersiowej mężczyzny, gdy ostre końcówki przecięły materiał i skórę. Uśmiechnął się okropnie.- Powinienem cię zabić za to co zrobiłeś przed chwilą, że się odważyłeś w ogóle – przyznał.- Ale byłeś w tym za dobry, szkoda stracić taki egzemplarz – przyłożył jeden z pazurów do grdyki Yury.- I podoba mi się twoja chęć – wysyczał. Dopiero teraz, spoglądając prosto w oczy Araty, zdradził iskierki podniecenia i złości, tlące się żywo w tęczówkach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kido machinalnie sięgnął po kolejnego papierosa, co chyba stało się już odruchem bezwarunkowym. Wycisnął używkę między zęby i zapalił zapalniczką, wyjątkowo znajdującą się w paczce, a nie upchniętą gdzieś po kieszeniach. Z reguły jej tam jednak nie przechowywał, bo to przypominało mu pewnego palanta z manią kopcenia jak zawodowa lokomotywa, być może to właśnie od niego zapożyczył sobie ten nieprzyjemny nawyk, choć po dłuższym zastawieniu palił od osiemnastego roku życia, więc to nie mogło być to. Tego dupka poznał znacznie później.
Zaciągnął się z wyraźną lubością i, wbijając spojrzenie w papierosowy, unoszący się w powietrzu dym, zdążył kompletnie zapomnieć o tym, że ma towarzysza. Jego słowa dolatywały do Kido w strzępkach, a ich sens ani trochę nie był zachowany, dopiero, gdy poczuł wyraźnie jego obecność, a kilka pazurów wbiło się w jego skórę wywołując charakterystyczny, acz jeszcze znośny ból, skierował na niego swoje zainteresowanie, dmuchając mu w twarz dymem.
- Miło z twojej strony, że pomagasz mi się rozebrać, ale nie potrzebuje jej - odparł odruchowo, a w kącikach ust pojawił się ledwo dostrzegalny, złośliwy uśmiech. Spojrzał na delikwenta z góry, mimo że ten był znacznie wyższy o parę centymetrów i posiadał teraz dobry argument, by mieć do niego trochę szacunku w postaci ostrych jak brzytwa pazurów, wyraźnie celujących w gardło.
Uniósł dłonie niby to w poddańczym geście, choć perlisty śmiech, który pojawił się zraz po tym, zaprzeczył całkowicie jego wcześniejszemu zamiarowi. Złapał mocno za dłoń, w której pojawiły się zwierzęce elementy i zacisnął na niej mocno palce. To nie tak, że się nie bał. Strach wirował gdzieś w powietrzu, zmuszając go do produkcji myśli pod tytułem "co jeśli…?", ale uczucie skupianie na tym, by jeszcze trochę się zabawić tym tutaj, zanim któryś opadnie z sił, dominowało wykłócając się ze zdrowym rozsądkiem, który znikał rano gdzieś między piątym a szóstym papierosem.
Musisz popracować nad mimiką twarzy — poczuł go, bo nie wzbudzała w nim przerażania, ale jedynie niedosyt, jakby oczekiwał po nim znacznie więcej niż teraz ten typ prezentował, a może przeceniał jego możliwości i w nagrodę za to otrzyma rozczarowanie?
Westchnął cicho, ledwo słyszalnie, odciągając jego dłoń od swojej szyi, którą chciał jeszcze na jakiś czas zachować w stanie prawie naruszonym, pomijając sztuczne elementy. Mimo że Aracie zafundował mały pokaz swoich umiejętności, nadal w jego oczach był uroczym, może nie tak małym, ale chuderlawym chłopczykiem, który wymagał żelaznej ręki i twardego wychowania. Rozczarował go odrobinę swoją bierność, gdy huknął o podłogę, ale może został wtedy sparaliżowany przez szok.
- Co chcesz teraz osiągnąć? - dopytał, zbliżając swoją twarz do jego niebezpiecznie blisko, tak, że niemal sykali się nosami i ustami. Kido czuł wyraźnie ciepły oddech, który wywoływał przyjemne dreszcze wędrujące wzdłuż linii kręgosłupa i znikające w zaciśniętych na ręce Cavendisha palcach.
Właściwie mógłby się z nim wygłupiać do samego rana, gdyby nie fakt, że i tak już cuchnął krwią, więc prysznicem, nawet tym zimnym, bo na inny w tej ruderze nie mógł liczyć, nie gardził. Parą świeżych ubrań zresztą też. Musiał się ogarnąć, by potem wszystko spuścić z dymem.
Chyba przyszedłeś tu po coś — zwrócił mu zaraz uwagę i rzucił znaczące spojrzenie na wywrócony regał, z którego wszystkie zapiski mechanika zjednoczyły się z podłogą, służąc mu jak podpórkę. — Ten stary pryk notował dużo i namiętnie, więc może znajdziesz to, co cię interesuje — podsunął może trochę po to, by się go pozbyć, bo wątpił, że ten nudy jak flaki z olejem człek był w stanie przelać na papier coś interesującego. — Pośpiesz się, zanim urządzę sobie ognisko. Ciekawe jak smakuje ta miernota. — Zerknął sceptycznie na trupa i parsknął prześmiewczo, bo z tego czegoś nic jadalnego nie zostało.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Dostrzegając jego złośliwy uśmiech i słysząc śmiech, miał ochotę tymi samymi pazurkami, zdrapać mu go z twarzy, uciszyć go na długo i gdyby nie został złapany za rękę, pewnie właśnie by to zrobił, oszpecając mężczyznę.  Wbił dwa pazury w skórę dłoni Kido, chcąc go tym skłonić do puszczenia, ale to wcale nie podziałało.
- Nie pouczaj mnie – burknął znów rozeźlony. Źle reagował na upominanie, a ten tutaj, chyba działał mu na nerwy bardziej niż reszta populacji świata.
Gdyby wiedział, że według Araty dalej jest małym gówniarzem, którego trzeba wychować... pewnie udowodniłby mu jak bardzo się pomylił i pokazał na co go stać, chociaż czy naprawdę chciał tego? Illi nie mogł pojąć czemu daje kpić z siebie, pozwala mu na dogryzanie i znosi nadmiar siły od kogoś kogo ledwo poznał. Może bawiła go czy fascynowała głupota Kido? W końcu kto normalny z taką pewnością podchodziłby do Wymordowanego? Większość istnień, starała się nie rozdrażnić takich jak on, bo mimo że byli bardziej ludzcy to nie wiele było potrzeba, aby stali się całkowicie niebezpieczni. Chociaż w przypadku Illi tej groźnej natury, dziś nie było za bardzo widać. Zwłaszcza, gdy dał się położyć jak dzieciak i nawet nie zareagował dostatecznie szybko. Przez to pewnie prezentował się słabo.
Kiedy Yury zbliżył się nad wyraz bardzo, widać było jak szczęka Cavendisha lekko zadrżała, mięśnie odpowiadające za jej ruch poruszyły się pod skórą, zdradzając tylko w ten sposób nerwowość chłopaka.- Pojąć czemu znoszę twoją osobę i dlaczego jeszcze wolę cię w żywej wersji – odparł, może trochę nie celnie na rzucone pytanie. Mimowolnie spuścił wzrok na wargi mężczyzny, wiedziony czystą chęcią, zmniejszył dystans między nimi jeszcze bardziej. Rozdwojony, węzi język musnął dolną wargę Araty na której zaraz lekko zacisnęły się zęby w odrobinę agresywnym geście, na który akurat Illi miał chęć.- Uważaj przy kim naruszasz przestrzeń osobistą.- szepnął. Uwalniając już normalną, ludzką dłoń z uścisku palców tego palanta, odsunął się od niego. Słysząc przypomnienie o jakimś celu swojego przybycia tutaj, spojrzał w bok wywrócony regał. Podszedł do mebla, po drodze zgarniając porzucony wcześniej nóż. Przejrzał szybko notatki, zabierając tylko to co faktycznie mogło się przydać. Noszenie przy sobie zbyt wiele, spowalniało by go. Przesunął palcami po policzku, drapiąc się lekko, gdy ranka zaczynała swędzieć. Wyprostował się, wzdrygając nieco, gdy przeskoczyło mu kilka kości. Obejrzał się na Aratę z chwilą kiedy pojawiła się myśl, że taki typ, przydałby się w Drug-on. Zmierzył go wzrokiem, jakby dla upewnienia, którego wcale nie nabrał.- Pewnie tego pożałuję kiedyś, ale jak będziesz się nudził i chciał więcej innej zabawy... znajdź Drug-On, może cię nie zabiją na starcie - mruknął nagle. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia, planując już złożenie wizyty pewnej osobie, której towarzystwo dziś przyda się wyjątkowo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Prywatna Apokalipsa [Yury & Illija] - Page 2 VUCXJcz
Lokalizacja: nieokreślone tereny Desperacji
Przedział czasowy: 4 i pół roku z haczykiem przed bieżącą akcją 

Przesunął spojrzenie po rozbitym, rozczłonkowanym i przewróconym do góry nogami samochodzie wojska, mógł tylko zgadywać, że mały oddział został rozbity przez szajkę bezlitosnych Łowców. Na ustach natychmiast pojawił okropny uśmiech, świadczący o tym, że Yury czerpał zabawę z tego widoku. Patrz, Arata, twoi dzielni towarzysze, podzielili twój los, wyśmiał w myślach swojego kompana, który jednak nie wykazał się chęcią współpracy, milczał. Niby zjawisko coraz częściej występujące w ich zażyłych relacjach, ale stanowiło jednocześnie źródło rozbawienia i irytacji Yury'ego. Wiedział jak ten typ umiał utrudnić wiele spraw, ale dopuszczenie do siebie myśli, że mogłoby go zabraknąć, dołowała go, sprawiała, że jego czynny traciły na wartości, całe istnienie stawało pod znakiem zapytania, mimo że paradoksalnie domagał się niezależności i prywatności, sporadycznie naruszanej przez wojskowego.
Kopnął w akcie znużenia stojący mu na drodze prowokujący kanister; ten natychmiast uległ wpływowi mechanicznego usprawnienia, zatoczył się i przewrócił, a jego zwartość, w postaci paru kropel benzyny na krzyż, zjednoczyła się z pozbawioną swojego zwyczajowego kolorytu trawą, którą gdzieniegdzie, acz w iście szczątkowych ilościach, można było uraczyć na wątpliwie atrakcyjnych terenach Desperacji. Zatrzymał się niechętnie, zerkając na swoje działo spod przymrużonych oczu. Kącik ust zadrżał nieznacznie, gdy w głowie pojawiła się pewna, niebezpieczna myśl. Złapał papierosa w palce i, ewakuując się parę korków w przód, coby nie doszło do autozranienia, opuścił go niby przypadkiem na łatwopalną ciecz. Ogień pojawił się niemalże natychmiast w pakiecie z charakterystycznym sykiem. Płomienia z pedantyczną dokładnością oblizały wysuszone ździebła i zaraz przeniosły się na pojemnik. Plastikowy zbiornik, topniejący pod wpływem niewygodnej dla niego temperatury, kurczył się i skręcał, w prawie takim stopniu jak niezaspokojona ciekawość Araty, który to pewnym ruchem dłoni poprawił wielki, sterczący na jego plecach wór i zaciągnął się spalinami.
Gdy ten drażniący zapach wypełnił jego nieco wyczulone nozdrza, uświadomił sobie, że nie przeszedł tyle kilometrów pieszo, by podziwiać swój kunszt destrukcyjny. Zerknął na znaczne pozostałości po mieszkającej tu niegdyś cywilizacji w charakterze elektrycznych słupów, które dawno zapomniały o swojej roli, teraz tylko ulegały korozji i usychały z tęsknoty za funkcjonalnością. Nie na długo jednak pozwolił, by jego uwaga została rozproszona przez umykające niczym piasek między palcami sentymenty. Miał interes do pewnego typa, odznaczającego się wyraźną słabością do takich charakterystycznych, menelskich miejscówek. Rozejrzał się uważnie, choć stopniowo postępująca jaskra robiła swoje - ograniczała mu pole widzenia. Zignorował ten dyskomfort dla dobra sprawy, a gdy jego oczy w końcu namierzyły sylwetkę dzieciaka, śpiącego jak gdyby nic na kawałku deski, pojedyncze westchnienie zostało przez niego oddane.
Prychnął z rozbawieniem na ten widok. Widocznie Ilija znacząco już upodobnił się do zwierzęcia, po którym odziedziczył język i ostre jak brzytwa kły, które pozostawiły na policzku Kido stałe znamię w postaci ledwo widocznych, odznaczających się na skórze punkcików. Kąpał się w promieniach dogasającego, znikającego z horyzontem słońca, jak gdyby nic, jak rasowy zaskroniec, stając się łatwym celem dla spragnionych drapieżników. Kido przejechał koniuszkiem języka po spierzchniętych ustach. Ależ on miał ochotę go znów uszkodzić, tym razem trwale. Może urwać palec, albo dwa.
Pokonał szybko dzielący ich od siebie dystans i jednym sprawnym ruchem dłoni zakłócił stabilność wygodnego jak diabli posłania, w wyniku czego nieświadomy Ilija skonfrontował się z błotem. Yury rzucił mu pod nogi przytachany ze sobą wór, patrząc na niego z góry, z widoczną dominacją.
Tyle wystarczy? — zapytał w końcu z kpiarskim uśmiechem zabłąkanym w kąciku wąskich warg. Wypowiedziane przez niego słowa miały ciut aluzyjny wydźwięk, choć, znając zawartość wora, jak własną kieszeń, wątpił, żeby to chucherko załapało ich prawdziwy sens.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Miejsca zniszczone, nie ciekawe, po prostu pozbawione tego czegoś, co mogło zainteresować przechodzącą osobę... to właśnie były miejscówki, gdzie Cavendish najchętniej przesiadywał. Cieszył się spokojem, odpoczywał i rozbił wszystko by nie zwariować w tym pokręconym świecie. Dziś wyjątkowo miał powód do odpoczynku, ostatnie godziny wyssały z niego wszelkie siły i nic nie mogło ich przywrócić poza długim snem. Nie istotnym było, gdzie dokładnie legnie, ważne by w miejscu do którego dotrą promienie słońca. Dlatego gdy tylko odnalazł właśnie takowe, bez namysłu wyciągnął się na leżącej pod kątem desce. Był wstanie zasnąć teraz wszędzie. Zmuszony do kilku zmian postaci w jednym dniu, był teraz jak chodząc zombie i od czego swoją drogą nie różnił się. Był w końcu martwy pod takimi samymi względami.
Zamruczał, czując ciepłe promienie słońca na twarzy i wyłożył się wygodniej. Nigdy nie zwracał szczególnej uwagi na to gdzie drzemie. Otarł ostatni raz krew, która ciekła mu z nosa, będąc przykrym skutkiem przedłużania czasu jaki tkwił w ciele wilkopodobnego stwora. Otulił się mocniej kurtką, by nie stracić temperatury ciała. Sen przyszedł szybko, łapiąc go zachłannie w swe szpony, a on nie zamierzał walczyć.
Nie spodziewał się, że ktoś będzie na tyle głupi, aby budzić Wymordowanego. Trzeba było być przesadnie pewnym siebie, bo w końcu zaskoczony Wymordowany potrafił być nieprzewidywalny i nikt nie mógł założyć z góry jak zachowa się ów osobnik w danym momencie. Jedna on trafił niestety na typa, który wyraźnie miał za nic rozsądek oraz instynkt samozachowawczy. Kiedy deska została ruszona i przesunęła się, a on spadł w błoto... otworzył momentalnie oczy. Usiadł gwałtownie, wbijając jasne ślepia w Kido. Wyglądał przez chwilę jak spłoszone zwierzę, które dostrzegło myśliwego, swego przyszłego kata.
- Co ty tu...- wydusił, gdy przypomniało mu się, że umie gadać, będąc w ludzkim ciele. Przesunął się, usadawiając z powrotem na desce. Wsparł się na łokciach, pół leżąc sobie. Nie był w formie do drażnienia się z nikim i nawet podniesienie tyłka z ziemi, było mu teraz nie na rękę. Przeniósł wzrok na worek i zmrużył nieco oczy, czując mocny zapach... śmierci. Wychylił się do przodu tak by sięgnąć worka, spojrzał na zawartość i odskoczył momentalnie prawie powalony smrodem. Z trudem zachował niedawny posiłek w żołądku.- Co to ma być?! - burknął, odsuwając się jeszcze bardziej.- Pojebany jesteś – wychrypiał trochę niespokojnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozbawiony jego reakcją, dostrzegł jak zbladł znaczenie i w ostatniej chwili powstrzymał odruch wymiotne. Racja. Dzieciak był Wymordowanym, więc istniało duże prawdopodobieństwo, że Yury’emu oberwie się za tą nieprzyjemną pobudkę – rzuci się na jego w zębami, albo przeobrazi się w zwierzątko z krwi i kości. Może w duchu czekał właśnie na taki efekt swoich działań, jednak razem z tą myślą, przyszło rozczarowanie. Gnojek wyglądał jak wysuszone gówno, które zdrapuje się z podeszwy buta. To, co było w nim interesujące parę miesięcy temu, wyparowało. Kido, by przetestować jego refleks, podniósł nogę z zamiarem kopnięcia go, ale w ostatecznie zatrzymał nogę w połowie drogi, w ostatniej chwili rozmyślając się, gdy piękny komplement zrekompensował straty moralne.
Pojebany to ja byłem miesiąc temu. Teraz jestem jedynie popierdolony — mruknął niewinnie w ramach odpowiedzi, skromnie opisując jednym słowem swoją osobowość. Już dawno przekroczył granicę normalności. Równia pochyła, po której kroczył, nie miała nic wspólnego ani ze stabilnością, ani człowieczeństwem, mimo że fakt bycia androidem na co dzień bywał przez niego przemilczany, gdyż nadal czuł się jak człowiek w pełnym tego słowa znaczeniu.
Kucnął przy nim, łapiąc zdrową ręką za niewyraźnie zarysowany podbródek. Wzmocnił uścisk i przyciągnął go do siebie, zaciskając na gładkiej skórze przydługie paznokcie, które nie konsultowały się z nożyczkami od tygodnia, zbyt zaoferowane zbieraniem drogocennych ofiar.
Moje trofeum. Prezent dla ciebie. — Wykrzywił usta w niebezpiecznym uśmiechu, nakreślając palcem kontur jego warg, ale zaraz wycofał go, w obawie, że znów jego skóra zostanie skonfrontowana z ostrymi jak brzytwy zębiskami. Jak, przekonał się o tym parę miesięcy temu, rany po ogryzieniu nie chciały się szybko gonić.  — Do koloru do wyboru. Nerwy. Wątroby. Nerki. Płuca. Oczy. Uszy. Palce. Kręgi szyjne. A nawet serca. — Wykazując minimalne zainteresowanie ciężkim worem, przyciągnął go do siebie i na urzeczywistnienie swoich słów wyciągnął z niego ludzki, jeszcze działający narząd. Podstawił go pod sam nos chłopaczka, a później przycisnął mu go do wątłej piersi, w tej, której powinno znajdować się serce Wymordowanego. — Czujesz? Jeszcze bije. — Przycisnął wargi do jego ucha, mrucząc ochryple, ale zaraz przestało, gdy pod naporem mechanicznych palców organ pękł, jak zabawka. Kido oblizał opuszkiem języka krew, która trysnęła na płatek narządu słuchowego gada. Zlizał ją dokładnie, zaciskając na chwilę na nim zęby w wyraźnym geście dominacji. Jednak przerwał to zaraz, oddalając znacznie twarz od Illij. Na ustach rozciągał się niewyraźny uśmiech zdradzający rozbawienie uśmiech, który przeżył się nieznacznie.
Rzucił pozostałości po bezużytecznym sercu do błota, demonstrując tym samym, ile znaczyło dla niego ludzkie istnienie. Zwolnił uścisk i w ramach nagrody poczochrał gadzinę po włosach, by zaraz wstać, otrzepać się z błota i zerknąć na zmarniałego najemnika z góry.
Skoro doszliśmy do porozumienia, a twoje wątpliwości zostały rozwijane, ponowie arcyważne pytanie, ale, kurwa, pomyśli, za nim odpowiesz. Tyle wystarczy?
Wyciągnął z kieszeni zmęczoną przez życie paczkę fajek. Włożył sobie jedną go ust, ale resztę schował z powrotem, by następnie odpalić zapalniczką, która wyjątkowo zadziałał do razu. Zaciągnął się, wypuszczając dym nosem.
Nie guzdraj się z odpowiedzą. Moja cierpliwość jest na wymarciu, a to dopiero jedna czwarta z tego, co od ciebie chcę, gówniarzu. — Strzepnął rozgrzany popiół wprost na czuprynę Drug-ona, która awansowała na stanowisko jego prywatnej popielniczki.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Dziwnym było, jak gwałtownie jego żołądek wszczął bunt przeciwko widokowi i zapachowi zawartości worka. Zwykle sam w końcu babrał się w podobnych paskudztwach, gdy pozwalał sobie na odsunięciu człowieczeństwa i zabawę instynktami, tymi najbardziej zwierzęcymi. Nie mniej, miał wrażenie, że jeszcze najgorszego nie przeszedł i w każdej chwili, jego ostatni posiłek mógł wylądować na ziemi. Słysząc jego słowa, uniósł zmęczone spojrzenie na niedawno poznanym dziwaku.- Dobrze wiedzieć, teraz bardziej do mnie pasujesz – prychnął, nie przywiązując uwagi do słów i ich głębszego sensu, który pewnie jakiś był, lecz zmęczony umysł nie doganiał słów.
Zamrugał, patrząc pustym spojrzeniem na mężczyznę, gdy tylko został złapany za podbródek. Nie przeszkadzał mu mocny chwyt, był zbyt zmęczony czy też zamroczony, aby przejmować się czymkolwiek.- Prezent? Nie lubię prezentów – odparł, odrobinę marudnie. Rozchylił nieco wargi, czując nacisk kciuka na dolnej, gadzi język przesunął się po trasie jaką wytyczył palec androida.
- Anatomia w praktyce... i bez potrzeby rozkładania wszystkiego samemu, miło – mruknął obojętnie. Zawartość worka aż tak go nie interesowała, starczyło, że widok i odór tego, przyprawiał wręcz o zawroty głowy. Illi nie wątpił, że gdyby ktoś się zaciągnął tą wonią, mógłby skończyć równie martwy jak Ci z których pochodziło to wszystko.
Wydał z siebie nieco burkliwy dźwięk, gdy narząd został przyciśnięty do jego piersi. Jego własne serce nie biło już bardzo długo, ale nie tęsknił za jego żywotnością, gdy jak trzepoczący skrzydłami ptaszek w klatce, wyznaczało odpowiedni rytm. Wolał tego tempa słuchać u innych, było ciekawszą melodią, zwłaszcza kiedy stopniowo cichło. Zachłysnął się powietrzem, gdy poczuł ciepłe wargi na uchu, wywołało to przyjemny dreszcz biegnący po kręgosłupie. Zamruczał przeciągle niczym rozpieszczany kocur, gdy zęby zacisnęły się na płatku z taką dominacją. Przesunął palcami po boku Kido. Westchnął z frustracją w momencie w którym Yury odsunął się od niego, wbił w niego nieco zirytowane spojrzenie, które i tak było zagłuszane przez całe zmęczenie jakie odczuwał Illija.
- Wystarczy.... a może nie – podniósł się, otrzepał ubranie, doprowadzając je do pewnego porządku, chociaż na tyle na ile było to możliwe.- Zależy cóż chciałeś osiągnąć – stwierdził od tak. Strzepał popiół z włosów, łypiąc groźniej na Arate.
Przesunął bez pośpiechu dłońmi po torsie swego towarzysza. Mrucząc cicho, złączył dłonie na jego karku. Zmęczenie zmieniało jego zachowanie, był wtedy milszy, bardziej skory do macanek. Czubkiem rozdwojonego języka, musnął wargi Yury i zaraz przycisnął do nich własne. Miał ochotę dziabnąć go znów, ale powstrzymał się. Po tym krótkim pocałunku, odstąpił od niego i odkleił się, by zaraz obejść sobie Kido dookoła, ale zaraz znów stanął naprzeciwko niego, zmuszając się do pozbierania sił jakie odnowił po tej paro godzinnej drzemce. Miał chęć zrobić więcej, coś co dałoby radochę jemu... głównie jemu.- Zdradź mi, czego ty chcesz – syknął, a gadzi język wysunął się nieco spomiędzy warg, przez co brzmiało to jak typowy syk.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Domyśl się, choć niewykluczone, że myślenie wkracza poza twoje umiejętności — prychnął wyraźnie rozbawiony, a w jego oczach zapłonęła jawna pogarda, mimo iż nie do końca znał jej źródło. Mógł się tylko domyśleć, że była związana z tym, że ma do czynienia z osobnikiem, który wykazuje odruchy występujące typowo u gadów.
Nie drgnął nawet, gdy Illija wykazał jawne zainteresowanie jego ciałem. Stał bez ruchu, patrząc na niego z góry, mimo nieznaczącej różnicy wzrostu, która była po stronie Cavendisha. Wzdrygnął się nieco, gdy doszło do konfrontacji ich ust. W geście odwzajemnienia, pogłębił pocałunek, zaciskając mocno zęby na dolnej wardze, acz z wyraźnym wyczuciem, dbając o to, by ta nie została przegryziona.
Wyglądasz jak gówno — mruknął, mrużąc oczy, ale wyczekiwana odpowiedź nie padła. Zamiast tego złapał Drug-ona za ramię i przyciągnął go do siebie, wykrzywiając usta w okropnym uśmiechu. Nie wiedział nawet, kiedy w wolnej ręce pojawił się nóż, ale najwyraźniej był to odruch bezwarunkowy w geście obronnym. Przejechał zimnym, metalowym ostrzem po rozgrzanym, prawym policzku mutanta, potem przemieścił go na szyję, aż w końcu jego wędrówka skończyła się na wyraźnie drżącej grdyce. Przycisnął je mocniej, pozwalając, by kilka kropel przesiąkniętej wirusem krwi odznaczyło się wyraźnie na skórze. — Moje pojawienie się tu możesz interpretować jak chcesz — sarknął, demonstracyjnie przewracając oczami. Spowiadanie się nie leżało w naturze Kido. Był tu, bo chciał i żadna siła wyższa nie mogła powstrzymać go od pożądanej konfrontacji, a jeśli próbowała, on nie zamierzał się do niej dostosowywać. Unicestwiał wszystkie potencjalne przeszkody, które pojawiały się na jego drodze, czego dowodem może być ten nieszczęsny cuchnący śmiercią worek.
Przycisnął mocno palec do rany ciętej, otwierając ją nieco i prowokując krew do wypłynięcia ciurkiem. Zachrypnięty śmiech w akompaniamencie przyśpieszonego oddechu gówniarza potoczył się po opuszczonym terenie Desperacji, aż w końcu został rozszarpany przez duszne powietrze. Zakrwawiony palec przemieścił się na wychudzony policzek. Naszkicował na nim, coś bliżej nieokreślonego i zaraz z całej siły od siebie odepchnął. Jego uległość była rozczarowująca i zabawna jednocześnie, Arata miał trudność z wyborem dominującego uczucia. Z jednej strony chciał się z nim zabawić, z drugiej musiał stale mieć się na baczność, by nie zarazić się tym cholerstwem.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach