Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Użeranie się z widocznie poszkodowanym najemnikiem nie mieściło się w pakiecie usług Kido, nawet jeśli cechowała go szeroka pojęta wielofunkcyjność, niektóre rzeczy wyraźnie wykraczały poza jego kompetencje. Mógł to zwalić śmiało na kwestię godności, ale jej istnienie było wątpliwe. Alergia na dzieci każdego pokroju wciąż się w nim utrzymywała, mimo że paradoksalnie kiedyś poważnie opłakiwał śmierć brzdąca, który nigdy nie wychylił się za brzuch swojej matki pełniącej też rolę żony Araty.
Na ustach pojawił się niezgrabny grymas, który jednak szybko został stłumiony przez rozbawienie. Co prawda w innych okolicznościach nawet by się nie zawahał i wykorzystałby fakt, że Cavendish rozstawia przed nim nogi. Wykorzystałby go na kilka mniej lub bardziej inwazyjnych sposobów, ale jednak w jego życiu istniały pewne priorytety i nie miał zamiaru ich pogwałcić, nawet jeśli w zasięgu pojawiła się perspektywa na szybki numerek z rozkosznie rumieniącym się umarlakiem, którego przy życiu utrzymywały jedynie geny podarowane przez zwierzęcych przyjaciół w zestawie z wirusem.
Toć ci mówię, że pieprzenie się musi poczekać na lepsze czasy — odparł, wywracając demonstracyjnie oczami, a potem wbił uważnie spojrzenie w gówniarza, gdy wolna ręka powędrowała do kabury i wyjęła z niej pistolet. Zaczął się nim bawić, podrzucił parę razy ku górze, wpierw upewniając się, czy nie jest odbezpieczony. — Ponoć wymordowani mają skłonności do szybkiej regeneracji. Niby widziałem to parę razy na oczy, ale ty, dzieciaku, nie wyglądasz mi na kogoś, kto mógłby się popisać taką zdolnością. Przetestujemy? — Złapał pewnie w palce rączkę pistoletu, by raz wycelować nim w czoło kandydata na nową, urokliwą zabaweczkę, choć stwierdzenie, że Ilija już należał do niego wcale nie było na przekór wszystkim i wszystkiego. Teraz wystarczyło go jedynie podpisać i ostatecznie położyć na nim łapska, by zapieczętować tą więź. — Ty jesteś w tym związku ofiarą, skarbie — rzekł, ostatnie słowo wypowiadając ze znaczącą pogardą. — Rusz swoje zgrabne pośladki i choć, do kurwy nędzy. Spektakularne fochy z przytupem to chyba nie jest twoja umiejętnością wodząca, czyż nie? No chyba, że strach cię obleciał i na samo słowa "misja" srasz w gacie. Wybacz mój nie takt. Nie powinienem lekceważyć twojego — nakreślił w powietrzu cudzysłów — heroizmu. — Parsknął. — Ale chyba ochujałeś, myśląc, że odwalę za ciebie część roboty. Nie prowadzę organizacji charytatywnych, pierdoło. Mogę cię co najwyższej przemeblować w paru miejscach, jeśli ładnie poprosisz. — Uśmiechnął się pogardliwie, odbezpieczając broń wprawnym ruchem. — Jak jest twoja odpowiedź? — Nie sądził, że takie zastraszanie sprawdzi się w przypadku tego typa, ale po prostu pojawiła się u niego niezdrowa chęć nakarmienia go ołowiem w ramach motywacji. Nawet jeśli wtedy osiągnie efekt odwrotny od zamierzonego i w Illij pojawi się nie chęć współpracy, a uszkodzenia mężczyzny. Kido z nieprzyzwoitą wściekłością zliżę piankę wściekłości z jego słodkich ust, zerkając mu w oczy trawione przez umiłowaną furię.

                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Nie potrafił poszczycić się cierpliwością, której pewnie powinien się dorobić po tylu latach życia. Niestety tak się nie stało, a jedynie co osiągnął to wyjątkowa niechęć do ludzi, którzy zawodzą jego oczekiwania oraz poczucie straty czasu, który jednak dla niego w pewnym sensie zatrzymał się długi czas temu. Nie lubił tkwić w miejscu, gdy nic ciekawego dla niego się nie działo. Dlatego teraz nie zamierzał zostawać w towarzystwie Kido, dłużej niż to potrzebne... a właśnie uznał, że więcej nie chce tutaj zmarnować. Poza tym słysząc o jakimś zadaniu tym bardziej chciał się ulotnić, nie uśmiechało mu się brać czegoś co na pewno nie będzie łatwe. Jeśli Smok miął współpracować z Wiwernem to cokolwiek trzeba było zrobić, nie mogło być łatwe, proste i w ogóle. Właśnie dlatego nie chciał się w to mieszać, woląc ten dzień przetrwać w spokoju.- Nie zwykłem czekać na cokolwiek – stwierdził burkliwie. Był już gotów sobie pójść i nawet zrobił parę kroków, ale zauważył jak mężczyzna sięga po broń.
Zatrzymał się od razu, spoglądając wręcz ze zdziwieniem na niego. Parsknął ostrym śmiechem, ukrywając za tym zaskoczenie, że ten tutaj odważył się grozić mu.- Sądzisz, że uda ci się zastraszyć mnie? Jesteś głupi...- mruknął, kręcąc lekko głową. Uważał go za inteligentniejszego, ale widać mylił się. To prawie smutne. Nie bał się postrzału, przechodził przez gorsze obrażenia i nie zamierzał uginać się, grzecznie pójść za nim.
Zrobił kilka kroków w stronę Kido, zmniejszając dystans między nimi aż był prawie na wyciągnięcie ręki.- Nigdy nie byłem i nie będę ofiarą – syknął, nie lubił tego określenia i reagował agresją wręcz mimowolnie. W milczeniu słuchał tego durnia, gryząc się w gadzi język bo słowa jakie się cisnęły, mogły doprowadzić do ich prywatnej wojny... a on mógł przyjąć zbyt wiele strzałów. Gdzie jeden raczej nie sprawi kłopotów, tak więcej mogło już być problematyczne.
- Nie pisałem się do żadnego zadania, poza tym jestem już po jednym dziś i więcej nie zamierzam – odparł sucho. Wykrzywił wargi w kpiącym uśmieszku.- No zgadnij, jaka może być moja odpowiedź – prychnął. Uderzył niedbale w broń, odtrącając przy tym rękę Araty, gdy wycelowany w niego pistolet zaczynał działać na już i tak nadszarpnięte nerwy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zmierzył Illiję pogardliwym spojrzeniem, acz nawet nie zamrugał, kiedy zarażony zakłócił jego prywatną strefę. Odepchnięta ręka nadal ściskała pewnie pistolet z nietypowym jak na Yury'ego spokojem, z którym przestał się utożsamiać dawno temu. Palce drgnęły niebezpiecznie na spuście, mimo że nadal nie spotkał się z ich wyraźnym naporem.
Słowa gówniarza zostały skwitowane przez niego parsknięciem, który zaraz przerodził się w śmiech.
Mów mi jeszcze — odparł z niebezpiecznym błyskiem w oku, który zapłonął na dobre w intensywnie niebieskiej tęczówce, gdzie można było dostrzec pewne oznaki starzenia się w charakterze paru szarych, nadal ledwie widocznych przebarwień.  Złapał go za kołnierz  płaszcza, ciągnąc agresywnie, władczo ku sobie. — Odwalę swoją cześć roboty, a ty spieprz swoją. Dla mnie bomba. Utwierdzisz mnie w przekonaniu, że twoja wartość jest porównywalna z przyklejonym do podeszwy gównem.
Puściwszy go, wzruszył ramionami. Broń, która była ściskana w palcach, powędrowała do czoła chuchra. Lufa została przyciśnięta boleśnie do złowieszczo pulsującej skroni, jednak zaraz zrezygnował ze swojego zamiaru. Wykrzywił usta w diabolicznym uśmiechu, by powędrować zimnym metalem od linii czaszki po żuchwę i docisnąć ją do szyi, tymczasowo zatrzymując dopływ świeżego powietrza i wyraźnie uciskając struny głosowe.
Wartość stojącego przed nim dzieciaka była wątpliwa. Yury nie czuł potrzeby by dobrać mu się do tyłka, czy nawet traktować go przedmiotowo, a co dopiero zabijać. Ten stan rzeczy trudno było określić mianem ignorancji.  Ot, Arata liczył na to, że Cavendish stanowił dla niego potencjalne zagrożenie, które rosło z minuty na minutę coraz bardziej, gdy w wymordowanym zbierały się negatywne emocje dostrzegalne w zburzonych ślepiach. Doprowadzenie go do stanu wściekłości było więc dziecinnie proste. Nie wymagało nawet zaangażowania, a wrażenie, że jego nową zabaweczkę cechowała pewna irracjonalna zmienność, pogłębiało się coraz bardziej. Raz rozdrażniony, raz chętny, a raz zobojętniały. Doszukiwania się sensu w jego zachowaniu najpewniej nie miało racji bytu. Chwiejność jego osoby w pewnym sensie pociągała biomecha, czyniła swojego właściciela nieobliczalnym  i chyba właśnie dlatego były wojskowy chciał przetestować swoją nową ofiarę, sprawdzić jej wachlarz umiejętności, które wydawały się być bardzo zubożałe, a może to instynkt samozachowawczy w tym wypadku szwankował, został zepsuty przez modyfikacje DNA.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Yury - jak to bywa na filmach – składał groźby bez pokrycia, a w rzeczywistości nie miał jaj, by je spełnić. Rzeczywistość była bardziej złożona i przede wszystkim boleśniejsza dla tych, którzy nawinie wierzyli w dobrą stronę ludzkiej natury na desperackich ziemiach, która w istocie była oceanem przelanej krwi. Biomech bez zawahania docisnął palce do spusty, który grzeszył podobną uległością, co ofiara postrzału. Cisza została przełamana przez głuchy trzask wystrzału, a na czarnym, wyblakłym przez słońce płaszczu pojawiła się czerwona plama, mimo że ramię hybrydy celowo zostało ledwie draśnięte.
Wybacz, trochę mnie poniosło. Mogę zaoferować ci okład z ludzkiego serca.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pozornie miał gdzieś jego opinię, jednak to pogardliwe spojrzenie, powoli zaczynało wzbudzać coraz więcej zirytowania. Jak denerwującym był fakt, że ten tu tak umiejętnie wprowadzał większy chaos w myślach i zachowaniu Cavendisha, który coraz bardziej miał tego dość. Wystarczyło, że na co dzień miał pod górkę... więc dlaczego los karał go takim osobnikiem, który wyraźnie uwziął się na niego, odnajdując rozrywkę w graniu na nerwach pozornie nieszkodliwego blondyna. Wykrzywił wargi w grymasie niezadowolenia, a chwilę później warknął krótko w reakcji na szarpnięcie za kołnierz płaszcza. Złapał mocno palcami za nadgarstek mężczyzny, wbijając w niego chłodne, przeszywające ślepia. Agresja i władczość, zwykle budzące skrajne odczucia, teraz nie wzbudziły nic.- Walą mnie twoje przekonania, twoja opinia i wszystko co składa się na każdą z twoich wypowiedzi – wyburczał cicho. Ocenienie go jako nic nie znaczącego gówna... było pewnym ciosem, ale stopniowo oswajał się chyba z myślą, że większość tego durnego świata, nie docenia jego umiejętności ani samej jego osoby. Połowa z istot z jakimi miał styk, nie wiedziało o nim nic, nie mieli pojęcia jaka bestia drzemie w pozornie chucherkowatym ciele i sam Illija wolał nikogo w tym nie uświadamiać za szybko. Nie miał tylko pojęcia, że ten cholerny kretyn, zaraz zrobi coś co wręcz wypchnie na światło dzienne potwora w jakiego kiedyś częściej się zmieniał.
Poprawił płaszcz, gdy tylko został puszczony. Uniósł beznamiętne ślepia i zamarł, gdy nagle lufa została przyłożona do jego skroni. To co właśnie zrobił Arata, obudziło dawna zakopane wspomnienie... pierwsze, które od stu lat poruszyło w jakiś mocniejszy sposób Cavendisha. Przez moment na miejscu Yury'ego widział kogoś innego, mniej postawnego osobnika, lecz równie niebezpiecznego, jeśli nie bardziej. Odwrócił odrobinę głowę, gdy metal musnął szczękę i został przyciśnięty do gardła. Przełknął nerwowo ślinę, czując jak zasycha mu w gardle, a nerwy... jeden po drugim puszczają, pękają. Utonął na kilka minut we własnej przeszłości, która obudziła wściekłość jakiej nie pamiętał już prawie. Złość na samego siebie, że wtedy dał się tak podejść, wykorzystać w pewnym stopniu, by później zostać potraktowany jak nie potrzebna rzecz, a teraz właśnie doprowadzał ponownie do tego samego. Pozwalał by historia zatoczyła koło, lecz już z inną osobą, co nie świadczyło, że inaczej skończy się ta sytuacja. Lekki postrzał w ramię wyrwał go z zamyślenia, huk ogłuszył na parę sekund, ból zmusił do gwałtownego działania. To co wydarzyło się chwilę później zepchnęło na bok ludzkie emocje, wypełniając dostępną przestrzeń przez instynkt. Potrzebę bronienia się przed zranieniem fizycznym i psychicznym. Trzask rozrywanego materiału, przemieszczających się stawów i kości był dominującym dźwiękiem jaki teraz słyszał Illija na około siebie. Głośny warkot wilkopodobnego stworzenia przeciął powietrze, gdy tylko stanął w miejscu blond dzieciaka. To co stało teraz przed Kido, nie miało zbyt wielu zahamowań i dało temu wydźwięk otwierając pysk i dobywając wręcz ryku. Przysiadł nisko na czterech łapach, jakby przez moment zagubiony, ale szybko połapał sytuację na tyle na ile to możliwe. Bez zawahania, skoczył do gardła biomecha.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lekceważenie wymordowanego było opłakane w skutkach i, mimo tej wiedzy, Arata bez skrupułów wytrącił z równowagi swoją nową zabaweczkę, otrzymując odwrotny efekt od zamierzonego. Nie wiedział nawet kiedy w ramach odruchu bezwarunkowego zrobił parę zapobiegawczych kroków w tył, kiedy ciało Cavendisha zaczęło ulegać mutacji.
Oniemiały, stracił rezonans, a wraz z nimi i równowagę, czując ciężar monstrualnego cielska, który wgniótł go w ziemię. Ostre jak brzytwa paznokcie zatopiły się w jego zdrowym ramieniu, a w powietrzu zaczął się unosić metaliczny posmak krwi.  Zerknął w ślepia dzikiej bestii i zadrżał ni to ze strachu, ni ekscytacji. W niebieskich tęczówka pojawiły się iskierki, świadczącym o tym, że zdecydowanie to drugie z tych dwóch uczuć dominowało.
Nie sądziłem, że w parę sekund może tak bardzo podupaść na wyglądzie — zironizował zachrypniętym głosem, mimo braku pewności, czy Illija zrozumie jego słowa. Może w tym momencie jego zwierzęcy instynkt przejął kontrolę nad umysłem i zawładną nim, doprowadzając do zatracenia ludzkich odruchów.
Palce zacisnęły się na broni, która nadal była kurczowo przez nie ściskana, a z zaciśniętych w wąską linie warg wydobył się gardłowy chichot - oznaka zdenerwowania pomieszana z chorą fascynacją. Biochemiczna dłoń złapała za szyje potwora, chcąc przydusić go odrobinę, by ten trochę przystopował, acz opór był daremny.
Kiedy kły wbiły się w bark, a do nozdrzy doszedł drażliwy smród nieświeżego oddechu, nacisnął za spust. Spudłował. Pocisk drasnął jedną z łap zwierzęcia - trudno określić czy prawą czy lewą - i wbił się parę centymetrów obok niego w ziemię. Illija, a przynajmniej to, co z niego zostało, zwiększył opór, przebijając jedno ze ścięgien, co w efekcie zaprocentowało wypuszczeniem broni z ręki właściciela, który w ostatecznym rozrachunku nie mógł stłumić syku, będącym wyraźnym znakiem słabości. Spróbował dosięgnąć do broni, otrzymując mizerny skutek swoich działań. Ruch lewej dłoni był ograniczony, niemal niemożliwy, sparaliżowany przez ból i nieprzyjemne mrowienie.
Kido, bezbronny niczym dziecko, szamotał się przez chwilę, by w końcu skapitulować w akompaniamencie zwiększonego ciśnienie, które wdzierało się do uszu w charakterze brzęczenia. Ale nie zamierzał tu kopnąć w kalendarz. Pojawienie się tej perspektywy natychmiast zostało wypędzone w niebyt świadomości. Być może właśnie dlatego w drugiej ręce pojawił się nóż zawieszony zwyczajowo na pasku. Zimne ostrze zostało wbite w ramię zwierzęcia, przebijając je z trudem na wylot.
Będzie ci się mną odbijać do końca świata i jeszcze dłużej — wychrypiał, niby grożąc. Przymknął prawe oko, które coraz częściej szwankowało; teraz widział przed nimi mroczki, białe plamki, skutecznie mordujące widoczność.
Uniósł kącik w warg ku górze w prowokacyjnym, w całkowicie nieadekwatnym do sytuacji uśmieszku, który w tym wypadku mógł go jedynie pogrążyć.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Wszelkie słowa, logicznie składane zdania docierały do Illijii z wyraźnym opóźnieniem, przez co chłopak miał wrażenie, że między nim, a Kido jest tafla, która tłumi większość nie pozwalając mu pojąć tego co się dzieje. Czując zagrożenie zaatakował, bezmyślnie ruszył na przeciwnika... chcąc go wykończyć bądź przestraszyć, okazać się dominującym stworzeniem, które w hierarchii stoi wyżej, jest groźniejsze. Niski warkot dobył się z gardła wilkowatego, gdy tylko mechaniczna ręka złapała go za szyję. Naparł mocniej, nie dając się strącić i upewniając się tylko, że jest za ciężki dla tego tu. Kolejny wystrzał, zadziałał na niekorzyść leżącego na ziemi mężczyzny bo kolejny głośny dźwięk wywołał negatywny skutek, zwiększając jeszcze bardziej pogrążenie w instynkcie i to co robił zwierz działało już w prymitywny sposób. Chciał zabić, pozbyć się zagrożenia, dlatego przebijał skórę pazurami i w końcu w ruch poszły i szczęki.
Gdyby broń nie została wypuszczona z ręki, bestia bez wątpienia odgryzłaby rękę mężczyźnie w ramach obrony. Szczęki dotąd zaciśnięte na barku, rozluźniły się nieco, ale nie wypuściły do końca ciała, poszarpując trochę przez co nieznacznie powiększał ranę. Słysząc syk, uspokoił się nieco... i odzyskał trochę na ludzkim rozumowaniu. Wbił zębiska troszkę mocniej, wymuszając kolejny syk, będący oznaką bólu jaki musiał poczuć Kido. Łypnął na wypuszczoną z ręki broń i warknął krótko, widząc jak mężczyzna próbuje po nią sięgnąć znów. Ugryzł go znów w to samo miejsce w formie ostrzeżenia, by gość w końcu przestał kombinować i dał mu ogarnąć myśli, teraz nad wyraz zwierzęce. Bezbronność ofiary, działała na jej korzyść, chociaż tego mógł być nie świadom jeszcze albo w ogóle sądząc po tym co zrobił zaraz. Ostre kły drasnęły szyję Araty, gdy nóż przeszedł przez jego łapę.... gdyby się w porę nie opanował, zagryzł by tego durnia. Podniósł łeb, nie zranioną łapą ciągle przyciskając biomecha do ziemi i spojrzał na wystającą rękojeść noża. Łypnął zaraz na swą ofiarę, powarkując cicho, co można było łatwo przełożyć na żądanie by ten kretyn wyjął ostrze z jego ciała. Ostre pazury pozostawiły kilka zadrapań na torsie tegoż osobnika, gdy Illija przesunął się, próbując sam, zębami sięgnąć noża. Przestał chwilowo zwracać na niego uwagi, chcąc jedynie pozbyć się ostrza z ciała. Przeniósł swe dzikie ślepia na dalej leżącego na ziemi osobnika, akurat by zobaczyć jego prowokacyjny uśmieszek. Zbliżył pysk do jego twarzy, ni to powarkując ni pomrukując. Uderzył lekko pyskiem o jego policzek, głośniej już warcząc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yury nie miał zamiaru poddać się bez walki, nawet jeśli to oznaczało w konsekwencji jego druzgocącą porażkę. Błaganie o litość też nie leżało w jego naturze, wątpił też, że coś tym wskóra. , a nawet jeśli, potrzebne słowa nie przeszłyby mu przez gardło. Dawno zapomniał jak się przeprasza, czy nawet dziękuję. Wyzbył się zasad, które były mu wczepiane od szczeniaka i zaakceptował te, które dyktowała Desperacja. Odpowiadały mu zdecydowanie bardziej i doskonale współgrały z jego przekonaniami, które zbiegiem lat ukształtowały się w brutalną rzeczywistość, gdy obudził się długoletniego snu, mrzonki serwowanej przez pozornie idealne miasto.
W pierwszej chwili nie posłuchał ani Illij, ani pozostałości po rozsądku, wbijając mocniej ostrze w grubą skórę, by zranić dotkliwie napastnika, choć szczerze wątpił, że pozostawiona na jego ciele rana wyrwie na nim odpowiednie wrażenie. Dopiero po chwili, gdy zwierzę zademonstrowało mu boleśnie swoją niewątpliwą dominacje, Kido wyraźnie się zawahał i ostatecznie wyciągnął nóż, pogłębiając z premedytacją ranę.
Pocałowałbym cię, ale nie ciągnie mnie do psowatych — odparł, zamroczony utratą krwi, acz nadal kontaktujący, a przynajmniej usiłujący pozostać w takim stanie przez kolejnych kilka minut. — Zainwestuj w odświeżacz do ust, skarbie — polecił mu; mdliło go i zbierało mu się na odruchy wymiotne, acz nie wiedział, czy to było powiązane z jego opłakanym stanem, czy może ze smrodem, który bił od bestii.
Złapał biochemiczną dłoń jego podbródek, próbując odciągnąć go od swojej twarzy, bo o ile mógł się pogodzić z utratą skóry w dolnych partiach ciała, nie mógł pozwolić wilkowi na widoczne ubytki twarzy. Wbił mu metalowe paliczki w skórę i zaraz zafundował mu bolesny kopniak protezą w piszczel. — Bądź grzecznym chłopcem i z łaski swojej wykaż chęć współpracy… chuju.
Arata chyba zaczął poważnie martwić się o swój tyłek, pierwszy raz ocierając się tak boleśnie o perspektywę wyzionięcia ducha.

                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Usłyszenie błagania o litość z ust Yury'ego to byłoby coś co w pełni zadowoliłoby wilkowatego, którego myśli stawały się stopniowo bardziej przejrzyste i wiedział powoli, co się dzieje i jak zapobiec napływowi agresji. Illija rzadko kiedy doprowadzany był aż do sytuacji, gdzie całkowicie oraz na bardzo długo tracił kontrolę, zabijając wtedy delikwenta, który rozwalił całkiem jego nerwy. Oczywiście, nie znaczyło to, że nie mordował w wilczej postaci... wręcz przeciwnie, robił to o wiele częściej, ciesząc się rozlewem krwi i woni jaka unosiła się wtedy w powietrzu.
Kłapnął szczękami tuż przed jego twarzą, gdy nóż został mocniej wbity w ciało, powiększając ranę, a później wyciągnięty nie ostrożnie. Słysząc nagle jego słowa, przekrzywił łeb i postawił czujnie uszy. Wyraźnie taka zmiana tematu nie była czymś czego spodziewał się teraz.
Zimnym nosem tknął policzek mężczyzny, pomrukując coś niewyraźnie. Nie przejął się uwagą o nieświeżym oddechu, był w końcu zwierzem teraz, ciężko było zadbać o ten element. Zaparł się wyraźnie, kiedy Kido próbował odsunąć jego pysk od twarzy, nie lubił gdy ktoś nim kierował zwłaszcza w takim momencie. Odsłonił nieco kły, dając znać, że mu się to cholernie nie podoba i Arata strasznie ryzykuje tym gestem.
Warknął wściekle, reagując już agresją na kopniak w piszczel. Przeniósł ciężar ciała na tylne łapy, zaraz uderzając przednimi o ziemię po dwóch stronach głowy Kido. Odchylił się trochę, bez zastanowienia siadając zadem na brzuchu mężczyzny. Co z tego, że był o wiele cięższy niż w ludzkiej postaci i teraz sporo przewyższał wagą samego biomecha, więc taki ciężar pewnie nie było za przyjemny. Skupił ślepia na ranie, którą sam stworzył.... dotarło do niego, że ten typ wykrwawi się tutaj, jeśli czegoś się nie zrobi. Potrząsnął łbem, starając się ogarnąc do końca, chciał wrócić do ciała człowieka. Przesunął pazurami po pysku, co w wykonaniu człowieka wyglądałoby jak przetarcie twarzy. Po chwili udało mu się i zamiast wilka, przy Kido znajdował się teraz ten sam chucherkowato wyglądający blondas.
- Nigdy nie byłem dobry we współpracy, zwłaszcza z osobami, które nie doceniają mnie – stwierdził oschle. Zerknął w dół na swoje nagie ciało i westchnął, najgorszy minus korzystania z mutacji. Zlazł z mężczyzny, wstając po prostu, nagość nigdy go nie krępowała... co w sumie łatwo było zrozumieć, gdy musiał świecić tyłkiem za każdym razem, gdy decydował się na zmianę postaci, a kiedyś zdarzało się to zdecydowanie częściej niż teraz.- a teraz dawaj kurtkę – mruknął poważnie. Czekając aż ten typ ogarnie się i podniesie z ziemi, obejrzał ranę po nożu, o dziwo nie była taka głęboka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Otarł się o śmierć.
Ta świadomość bawiła go i jednocześnie wprawiała w otępienie. Niby wiedział, że prędzej czy później kopnie w kalendarz, ale jednak tliła się w nim wiara -  w końcu to ona dawała człowiekowi motywacje – że nadejdzie to "później". Miał jeszcze parę rzeczy do zrobienia - spłacić zaciągnięty dług wdzięczności i przeciąć ostatnie sznurki, które ciągnęły go w kierunku przeszłości; w tym wypadku pierwsze nie wykluczało drugiego, a nawet  te obie rzeczy były ze sobą powiązane na każdej płaszczyźnie.
Odczuł niewysłowioną ulgę, kiedy Illija w końcu darował sobie "miłosny" uścisk i pozwolił, by ludzka natura przegoniła zwierzęcą. Ciężar jego ciała nie wiązał się z  przyjemnością, którą odczuwał wcześniej, gdy igrał z jego drobnym, rozgrzanym ciałem; teraz jego cielsko uciskało klatkę piersiową biomecha, unicestwiając dopływ świeżego powietrza - odbierał zdolność do w miarę poprawnego funkcjonowania, sprawiając, że krew wpływa znacznie szybciej. Zaczął coraz dotkliwie odczuwać jej ubytek - sączyła się niczym niezrażona z pozostawionych przez ostre zębiska ran, niektórych płytszych, innych głębszych, ale Yury nie byłby sobą, gdyby pozostał na chwilę w kompletnym bezruchu – takie cuda zdarzały się tylko podczas snu, dlatego zmusił się gwałtownie do siadu, asekurując się łokciami i natychmiast tego pożałował. Przez gwałtowność swojego ruchu poczuł mdłości w pakiecie z zawrotami głowy. Odchylił ją na moment i przymknął oczy, jakby łudząc się, że ten gest pomoże mu zebrać siły. Nabrał łapczywie powietrza, a drżąca, poszarpana dłoń powędrowała w kierunku kieszeni, ale zamiast zacisnąć na paczkę papierosów, natrafiła na pustkę. Syknął przez zaciśnięte zęby, domyślając się, że ta musiała mu wypaść podczas szamotaniny. Położył dłoń na spoconym czole, palcami ogarniając z niego niesforne kosmyki, zaczesał je niedbale do tyłu, ignorując śladowe ilości znajdującego się na nich błota i dopiero wtedy otworzył oczy. Omiótł krótkim spojrzeniem niebo - chmury zaczęły nad nim wyraźnie dominować, acz ich kolor nie wzbudzały żadnych podejrzeń.
Nie zanosi się na deszcz — wymamrotał, dzieląc się swoim jakże trafnym spostrzeżeniem, żeby przerwać drażliwą cisze, która zapadła i dopiero po chwili przeniósł zmatowiałe ślepia na sylwetkę wymordowanego. Nagość. Kompletnie zapomniał o tym, że mutacja nie pozbywała ludzi jedynie resztek człowieczeństwa, ale też ubrań. Obnażył zęby w uśmiechu, a język przejechał po górnej, spieczonej przez słońce wardze w sugestywnym geście. — Pierwsze mnie atakujesz kompletnie bez powodu, a potem zdzierasz z siebie ubrania? Cóż za wyjątkowy sposób na zwrócenia na siebie uwagi — prychnął. — Jakby jeszcze było na co popatrzeć — mruknął pod nosem, wędrując wzrokiem po wyposażonym w strój Adama Illij. Skrzywił się wyraźnie. Skóra zawieszona na kościach z wystającymi żebrami. Wiedza, że na Desperacji z reguły panował głód, była ogólna dostępna, ale nie spodziewał się, że dotknie najemnika. — Wybacz, skarbie, nie pociąga mnie nekrofilia — zakpił, zdjął z siebie kurtkę i rzucił ją Cavendishowi jak psu, choć nadal nie poczuł potrzeby, by doprowadzić się do względnego porządku, zbyt skołowany tym, co przed chwilą zaszło i pewny tego, że próba wstania skończy się upadkiem. Zaczął natomiast błądzić dłońmi po wilgotnej nawierzchni w poszukiwaniu szlugów; bez nich każda próba trzymania nerwów na wodze kończyła się niemal tak samo - napadem wściekłości. Nie żeby zachodziły w nim jakieś drastyczne zmiany podczas zaciągania się zbawczym dymem, po prostu jakoś łatwiej było mu poskładać się do kupy, paląc.
Powinienem cię ukatrupić, gołodupcu — oszacował. — Wybroń się jakoś i pomóż mi znaleźć fajki, nie robisz za świecznik.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Patrzył jak ten gwałtownie siada i darował sobie komentarz jak kretyńskie to zachowanie, bo sądząc po minie mężczyzny ten już dobrze o tym wiedział. Nikt normalny w końcu nie podniósłby się tak raptownie, wiedząc ile krwi oraz siły już stracił na walce z wilkowatym. Przyciskając dłoń na miejsca, gdzie nóż zostawił po sobie ranę, obserwował uważnie każdy ruch Yury'ego i przy okazji czekał aż ten spełni jego żądanie, oddając kurtkę. To w końcu wina faceta, że Illi teraz został bez ciuchów w wyniku zmiany postaci na zwierzęcą. Cavendish sam się nie prowokował, nie strzelał do siebie... więc cała wina spoczywała na siedzącym na ziemi.
- I co to ma do rzeczy? - prychnął, słysząc o deszczu, a raczej że się na niego nie zanosi. Nie był pewny czy te spostrzeżenie potraktować jako bełkot otępionego osobnika. Gdyby dalej był w wilczym ciele, pewnie zjeżyłby się w reakcji na ten uśmiech Kido i jeszcze sugestywny gest, który teraz nie był zbyt mile widziany.- Strzeliłeś do mnie idioto, to był wielki powód by cię atakować i nie potrzebuję twojej uwagi – odburknął, broniąc się z niewiadomego powodu. Ewentualnie nie chciał by ten sobie wyobrażał nie wiadomo co. Chwila słabości, gdy Illi łakną jego dotyku, już przeminęła i nie zanosiło się na to, aby powróciła w najbliższym czasie.
Dobrze wiedział, że nie prezentuje się zachwycająco, ostatnie kilka tygodni były raczej wyniszczające dla niego, więc naturalnym było, że prezentował się bardzo marnie. Już nawet ustalił sobie cel na najbliższy czas, aby trochę poprawić swój stan fizyczny, bo za niedługo może to robić się problematyczne, gdy będzie wyraźnie słabszy.
- Świetnie to się zamknij i dawaj tą kurtkę – syknął rozjuszony już komentarzami. Cierpliwość nie była jego mocną stroną, ale chyba musiał nad nią popracować, jeśli założyć, że częściej będzie musiał mieć do czynienia z tym osobnikiem. Złapał kurtkę i nałożył, zapinając zamek do końca. Zdziwiło go jak spora się okazała, ale i osłaniała na tyle na ile było to potrzebne. Jako chwilowe zastępstwo w ubraniach, mogła się nadawać, ale wiedział, że szybko musi sobie załatwić ciuchy.
Przeniósł chłodne spojrzenie na swą niedawną ofiarę. Rozejrzał się za jego papierosami, zauważył paczkę leżącą kawałek dalej. Pewnie przy upadku już wypadła, zgarnął ją z ziemi, ale zanim mu ją podał, zabrał swoje rzeczy ze szczątków swoich ubrań jakie pozostały na ziemi. Schował wszystko w kieszenie, chwilowo jego kurtki. Później dopiero rzucił papierosy Kido.- Skoro już wiesz, ze prowokowanie mnie, jest nie opłacalne dla ciebie... to trzeba znaleźć kogoś kto zszyje cię – mruknął, szukając już w myślach kogoś kto będzie skory do pomocy. Zasięg jego znajomości był spory, ale z Yury'm nie koniecznie chciał pojawiać się u większości osób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Atakujesz każdego, kto do ciebie strzeli, a potem paradujesz przed nim na golasa? — zironizował, ni to rozbawiony, ni to podirytowany postawą małolata, tym samym poddając jego wątpliwą taktykę wątpliwością. — Kiedyś się doigrasz — ocenił krótko, bo poniekąd sam miał ochotę wybić mu wszystkie zęby w ramach nauczki, ale w swoim tymczasowym, marnym położeniu, mógł jedynie zachłysnąć się powietrzem i to z marnym skutkiem, bo nadal czuł wyraźny uścisk w klatce piersiowej i nie mógł wykluczyć, że organy wewnętrzne nie były w jednym kawałku, po tym jak bydle na nim usiadło, a ważyło chyba z tonę.
Potrzebuję czegoś, co zatrzyma krwawienia i czym będę mógł przepłukać rany. Więcej mi do szczęścia niepotrzebne — odparł, zaciskając jedną z dłoni na ranie na barku, z której krew sączyła się najbardziej. Wrażenie, że wylewała się litrami, pogłębiało dyskomfort utraty krwi - teraz, oprócz mdłości, mimo wbitego wzroku w Illiję, widział jedynie zarysowane, rozmazane kontury jego sylwetki. Przetarł oczy wolną ręką, jakby to miała mu pomoc w odzyskaniu rezonansu.
Jedna blizną w tą, czy we w tą, nie robiła mu juz żadnej różnicy i, nawet przy odrobinie chęci, nie miał ochotę na konsultacje z żadnym osobnikiem parającym się medycyną. Priorytetem było zatamowanie krwi i odkażenie zranień, coby nie doszło do zakażenia, lecz nie mógł wykluczyć tego, że ono już mogło zaistnieć.
Złapał paczkę fajek w palce, przyglądając się z jej uwagą, przemokła, jednak to nie był największy jego problem. Najgorszym w tym wszystkim było to, że jedna druga jej zawartość, na którą składała się marna liczba w postaci pięciu, była połamana, co wprawiało go w stan rozdrażnienia. Uśmiechnął się krzywo, zabierając zdrowego szluga i włożył go sobie do ust, drugą ręką błądząc do kieszeni w postaci zapalniczki - małej zdziry, która zawodziła w najmniej odpowiednim momencie. Zadziałała dopiero po trzeciej próbie odpalenia jej. Kido mocno zacisnął usta na filtrze papierosa, wciągając jego dym do płuc. Dla tej chwili sympatyzował się ze swoją biochemiczną częścią natury. Mechaniczność płuc sprawiała, że był odporny na ewentualne skutki palenia, a kopcił przecież jak rasowa lokomotywa.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach