Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 17 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11 ... 17  Next

Go down

Pisanie 19.02.14 17:52  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Nie przejął się tym, że nieznajomy nie chciał mu nic opowiedzieć o sobie. W końcu to Desperacja. Tutaj nawet mały, słodki kotek z ośmioma łapkami i plujący jadem mógłby zostać użyty przeciwko Tobie. Nawet jeśli był to Twój ukochany Mruczek.
"Gdybyś pozbył się pół metr włosia, może przestałbyś wyglądać jak baba."
Ej, ej, ej. Duma Gavrana czuje się urażona. Sam Gavran też. I jego włosy.
Zerknął na zwisające smętnie kosmyki. Przecież wszystko jest ok. Z drugiej strony to jednak mało obchodził go jego wygląd, bo nie miał czasu na takie "błahostki". Niektórzy może i chcieli wyglądać ładnie, elegancko lub w sposób, który wyrażałby ich charakter, ale kruk nie należał do tego typu istot.
- Faceci w długich włosach są sexi. - mruknął cicho, troszkę urażony taką obelgą.
Cholera! Zawsze wszystko tak mieszasz?!
Opętany obserwował to z uniesionymi brwiami. Facet miał ewidentnie jakiś problem, bo raczej nie było to skierowane do niego. Raczej. Bo kto go tam wie?
"Gdybym nie był tym, kim jestem, już leżałbyś martwy"
Nie przejął się tym za bardzo, ba! Nawet się nieco wyluzował. Był prawie pewny, że nieznajomy nie ma najmniejszego zamiaru walczyć, a tym bardziej go zabijać. Dość lichej budowy chłopak, który grozi mu śmiercią - wyglądało to dość groteskowo.
Może i na coś się kiedyś przyda.
Gav wyjął dwa kawałki suszonego mięsa i podał jeden z nich nieznajomemu. Miał tego dość dużo, bo stanowiło to zapłatę za ostatnie zlecenie.
- Masz. W ramach przeprosin za to, że Cię oszukałem. -  powiedział, trochę sepleniąc z racji konsumowania jednego z kawałków.
W Desperacji jakiekolwiek jedzenie było na wagę, więc tamten musiał go uznać za osóbkę mało niebezpieczną, skoro go częstuje.
No, chyba że uzna, że mięso jest zatrute i ucieknie w siną dal~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.02.14 18:30  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Długowłose, męskie sexi-piękności? Też coś.
Już dobra, dobra - może po prostu się nie zna.
Na pewno się nie zna.
I tak wszyscy ludzie to zło konieczne.
Ci łysi też.
Przekreślanie społeczeństwa przerwał podejrzanie ludzki gest ze strony Gavrana.
Chcesz mnie otruć?
Chcesz mnie zabić?
Zbliżający się w stronę "poszkodowanego" dar zadziałał jak obiekt o tym samym ładunku. Głowa Ala zaczęła się odchylać równocześnie ze zbliżającą się w jego stronę podeszwą tfu, ze zbliżającym się kawałkiem zeschniętego kawałka zwierzęcia.
Nigdy nie przywyknie do tutejszych standardów. Suszone mięso to drugie - zaraz po ludziach - zło ostateczne. Owszem, dobre na zajęcie czymś żuchwy, ale nic poza tym.
W dodatku to paskudztwo może go załatwić na dobre, o ile Gavran jest sprytniejszy, niż wygląda.
- Nie. Dzięki. Jeszcze mnie tym zabijesz.
Zaraz.
- Nie oszukałeś mnie.
Niedoczekanie twoje.
Al nie daje się oszukać. Al po prostu rozważa zbyt wiele możliwości i ciężko mu wybrać tę najbardziej prawdopodobną...
Tak, tak.
Mimo wszystko, ręce skrzyżowane na piersi sugerują głęboką urazę.
- Tylko zmyliłeś. Z resztą, skończmy to już. Następnym razem - oby go nie było...
Cenzorze wypowiedzi, jesteś tam?
-... Uznajmy, że się nie znamy.
Chwila milczenia.
Trzeba się rozglądnąć za jakimś mniej odsłoniętym miejscem. Jak tak dalej będą stać na otwartej przestrzeni, to niechybnie coś skorzysta z darmowego posiłku. Chyba, że Gavran zna jakieś kung-fu. Ale w nim lepiej nie pokładać nadziei. Al już wystarczająco nakombinował. Klient, zabójca, teraz super-silny dostawca suszonego prowiantu? Niet. Nie tym razem.


Ostatnio zmieniony przez Al dnia 01.03.14 16:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.14 10:03  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Wyglądało to trochę zabawnie, gdy w miarę przesuwania suszonego mięsa, głowa nieznajomego też się poruszała. Gav chciał spróbować jeszcze raz, ale uznał, że lepiej nie.
"Nie. Dzięki. Jeszcze mnie tym zabijesz."
Chwila przerwy i...
"Nie oszukałeś mnie."
- Nie oszukałem? Wyglądałeś na dość przestraszonego. Do tego jeszcz... Przerwał, bo tamten znów zaczął mówić.
Tylko zmyliłeś. Z resztą, skończmy to już. Następnym razem - oby go nie było...
"... Uznajmy, że się nie znamy."
Ej, to nie miało tak wyglądać. Mieli być chociaż znajomymi, to często przynosi korzyści. Gavran nie miał jakiś... bliskich przyjaciół, ale od gromady osób, które chociaż troszkę zna i wydaje mu się, że go nie zabiją. Czasem też dają jakieś zlecenia. To bardzo korzystne, naprawdę.
Opętany miał już na końcu języka argumenty, by jednak może jeszcze porozmawiali, gdy zza rogu wyszli jacyś Wymordowani.
I to jacy Wymordowani. Fuck. Fuck, fuck, fuck.
W przeciwieństwie do Gav'a oraz Al'a, to były istne szafy. Napakowane mięśnie, pełno blizn. Do tego wszyscy mieli jakieś maczety i noże. Jeden z nich miał pazury. A inny jakąś mackę na plecach.
No racja, przecież to są koszary. Kogo on miał się tu spodziewać? Aniołów z Eden, które będą odprawiać mszę? Nie, raczej to niemożliwe.
Co gorsza, dryblasy ich zauważyły. Chwilę się naradzali, po czym ruszyli w ich kierunku. Nie biegli, wzięli ich jako... Przystawkę przed mordobiciem?
- Weź powiedz, że masz jakieś niesamowite, ukryte umiejętności, które ich pokonają, co? - mruknął do Al'a, trochę zaniepokojony takim rozwojem sytuacji.
Za dużo emocji jak na jeden dzień. Nigdy więcej spacerów. Gav będzie siedział na tyłku i nic nie robił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.14 11:52  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
No nie. No kurwa no nie.
Znowu poczuł, jak kości nóg zmieniają się w galaretę.
Za co?! Czy on coś komuś kiedyś zro...?
Złe pytanie.
Ale to nie czas na umieranie. Nie. Nie chce tak przecież skończyć.
Gruby siedzi w swoim barze i poleruje zatęchłą ścierką jakąś wyszczerbioną szklankę do whisky. Na tej jego pomarszczonej twarzy, przywodzącej na myśl spasłego buldoga, pojawia się grymas złośliwego uśmiechu. "Naiwny dzieciak." Na chwilę przerywa czyszczenie, bierze ogromny kufel i nalewa na wpół zwietrzałego piwa, po czym podaje je chudemu wymordowanemu, wyglądającemu jak sama skóra naciągnięta na szkielet. Taka ilość trunku w ogóle do niego nie pasuje. "W sumie szkoda." - wraca do polerowania - "Zawsze brał najgorszą robotę." Na moment na jego twarzy pojawia się coś na kształt uznania.  "Ale wstrętny bachor z niego był. Pyskacz niedorobiony. Mogłoby go tam coś zeżreć."
O nie, nie, nie, nie.
Gruby mu zapłaci, choćby miał się tam doczołgać. Nie da mu tej satysfakcji. Nie. Wróci, podejdzie do baru i będzie się rozkoszować tym rozczarowaniem w jego oczach. Uśmiechnie się z satysfakcją i będzie patrzeć, jak zmarszczki przecinające jego buldoże czoło się pogłębiają. Potem gruby rzuci przed niego obiecaną zapłatę, a on niedbale wymruczy krótkie podziękowanie... Nie - weźmie pieniądze, perfidnie odwróci się, wyjdzie i zje w knajpie naprzeciwko.
TAK.  
...
Wymowne spojrzenie w stronę potencjalnych oprawców. Te uroki Koszar.
Supermoce? Czego ten Gav wymaga, przecież on ledwo daje radę otworzyć słoik...
- Nie, ale mam pomysł. Ty tutaj chwilę poczekaj, a ja...
Plecaku, gdzie jesteś? A, tu.
- ... się ...
Krok w tył.
- ... zmywam.
Zarzucić plecak na ramiona i biec ile sił.
Run, Forrest, run for your life.
Biegnij do grubego, do jego paskudnej facjaty i do swoich pieniążków. One tam czekają, więzione w jego brudnej kieszeni. Czekają, aż je zabierzesz i kupisz sobie porządny obiad. One czekają właśnie na CIEBIE. Dla nich musisz przeżyć.
Biegnij.

[z/t]


Ostatnio zmieniony przez Al dnia 01.03.14 16:54, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.14 19:57  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Zerknięcie na dryblasów.
Zerknięcie na oddalającego się chłopaka.
Szybki zwrot w tył i rzucenie się biegiem za nieznajomym.
Gavran bez trudu dogonił tamtego, modląc się o brak wystających prętów czy zbitych butelek. Nic a nic nie obchodziło go, jak chłodno został potraktowany, będąc zostawionym na pastwę losu. A raczej tamtych żywych szaf.
Po chwili biegu wpadł mu do głowy pewien pomysł. Pociągnął towarzysza za koszulę i wskazał głową na majaczące niedaleko baraki.
- Tam jest dużo kryjówek. Nie znajdą nas, a przynajmniej tak mi się wydaje. Znam jednego z tamtych facetów, jest doskonały w rzucaniu. Czymkolwiek. Jeszcze chwila, a któryś z nas będzie miał nóż w plecach.
Skierował się w stronę baraków, nie oglądając się za siebie. Miał jednak nadzieję, że chłopak pobiegł za nim.
z/t

Krótszego już być nie mogło, ale w sumie Gav tylko pobiegł za Al'em.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.14 23:36  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Każdy chyba zna takie uczucie, kiedy w pewnym momentach rutyny lub zaaferowania wieloma sprawami traci się poczucie czasu. Verne sama nie wiedziała, jaki był dzień, która godzina czy miesiąc. Ważne było tylko to, że jej plecy paliły jak cholera, nogi były całe podrapane, a cała reszta... aż szkoda gadać. Czuła jedynie, że miała dość intensywne lato w Desperacji, które tak wykończonej do granic możliwości dziewczynce dawało mocno w kość. Sama już nie wiedziała, jakie jest najbardziej racjonalne i skuteczne wyjście z sytuacji, w której się znalazła. A sytuacja była beznadziejna. Od dwóch tygodni nie natknęła się na żaden dom, skąd mogłaby ukraść jakiekolwiek jedzenie, a spożywanie nieznanych roślinek i ochłapów mięsa, które ostało się na kościach zamordowanych przez zmutowane bestie nieszczęśników kończyło się zazwyczaj wymiotami i innymi ciekawymi przygodami o niesmacznej tematyce.
Jedynym plusem tej całej nędznej pozycji, w jakiej przyszło jej się znaleźć, była jej dojrzałość. Kiedyś trzeba było zrozumieć, że na świecie jest coś więcej niż wesoły domek i mili rodzice. Ba! Okazało się, że poza murami w jej słowniku zagościły słowa “gwałt”, “śmierć” czy “ból”. Nadal nie były przyjemne, ale Verne nie miała tutaj pola do polemizowania. Czuła się wykończona do granic możliwości, pokrzywdzona przez los i wyczerpana z sił.
Aż w końcu dotarła do miejsca, gdzie cała ta masakra się zaczęła.
Koszary.
Ledwo pamiętała, kiedy i jak wszystko się toczyło w tym miejscu, ale wciąż czuła ten swąd i nieprzyjemnie wspominała każdy poszczególny ruch, jaki wykonała. Szczerze powiedziawszy teraz czuła się podobnie - zmęczona i obolała. Miała okropne zakwasy w nogach, nie dawała rady dalej iść. Wychudzone nogi ugięły się pod nią, a wątłe ciało dziewczyny upadło na piach, unosząc tumany kurzu dookoła. Stępiony nożyk, który do tej pory trzymała w dłoni, teraz wyślizgnął się, kalecząc lekko jej policzek przy upadku. Zaniosła się ostrym kaszlem, opluwając sobie brodę porcją zgęstniałej śliny połączonej z krwią. Jęknęła ciężko, a po policzkach spłynęły słone krople, drążąc jaśniejszy ślad w warstwie kurzu pokrywającego jej twarz. Przewróciła się ostatkiem sił na plecy, wlepiając zamglone spojrzenie w słoneczne niebo. Wiedziała, że w ten sposób mogła się zakrztusić gęstą wydzieliną, ale co z tego? Kościste dłonie zacisnęły się na dużym kamieniu o zaostrzonych brzegach, podciągając się i opierając o niego.
Kolejny skurcz. Zduszony jęk wymieszał się z kolejną dawką czerwonej papy, która skapnęła na jej pozabliźniane uda; zniechęcony wzrok dziewczyna przekierowała na wejście do budynku, obok którego leżały szczątki... urządzenia. Jej stary telefon. Zaśmiała się ochryple, a po zakrwawionej skórze spłynęły łzy. Który raz już płakała? Przy wyjmowaniu odłamków szkła lub innych dziwnych materiałów ze skóry, w licznych chwilach słabości czy strachu i głodu. Obecnie jednak nie wiedziała, czemu z jej oczu popłynęły słone krople, które mieszając się z brudem i krwią piekły niemiłosiernie. Czy wiedziała, że nie ma już dla niej wyjścia? Doskonale wiedziała. Poobgryzane do ran palce zacisnęły się na materiale porwanej koszulki, kiedy jej ciało skurczyło się w nowym spazmie. Och, tym razem wymioty? Dobrze znała to uczucie. Nieprzyjemny dźwięk opuścił jej gardło, a z ust nie poleciało dosłownie nic. Chyba po raz setny musiała zwracać coś, czego nawet nie miała w żołądku, ale jej organizm upierał się, że przecież same odruchy jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Gówno prawda.
Przymknęła błękitne oczy.
Kiedy ostatnio się uśmiechnęła?
Dawno temu.
Czuła napływającą krew, czuła, że ścieka jej po kącikach ust i plami strzępy ubrania, które miała na sobie. Równie dobrze mogła być naga, bokserki i tak spadały, a koszulka zakrywała już praktycznie same ramiona. A i to jej kiepsko wyrzuciło.
Nowa, dość duża ilość krwistej papy spadła na piach. Obrzydlistwo.
Śmierdzę... – szepnęła pod nosem, wyciągając nogi przed siebie i stopą zgarniając do siebie nożyk. Warto, żeby był pod ręką. Lub stopą, whatevah.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 4:24  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
A Ai miał się świetnie.
No, na tyle świetnie, o ile świetnie może czuć się przeciętny mieszkaniec Desperacji w czasie srogich, letnich upałów. Uwielbiał ciepło, jednak skwar, który teraz zmuszał termometry rtęciowe do nienaturalnych skoków w górę, trochę zaczynał go drażnić. Nie przez samo uczucie piekącej skóry czy ciała utopionego w pocie. Na dobrą sprawę przeszkadzał mu tylko i wyłącznie fakt, że przez tą pogodę kompletnie nic mu się nie chciało. Był zwyczajnie ospały, a tryb zombie niekoniecznie mu pasował. Jasne, miło jest czasem poleniuchować, ale na bogów.. nie, kiedy na każdym kroku ktoś może cię zabić. Kurt już miał kilka niemiłych wspomnień związanych z takimi nagłymi wyskokami zza rogu. W tą zimę dostał nieźle po ryju, przez co jego delikatna, młodzieńcza skóra do dzisiaj nosiła brzydkie znamiona, zdecydowanie dodając mu swego rodzaju punktów dojrzałości. Blizna przecinająca brew wyraźne odznaczała się na twarzy chłopaka, dając do zrozumienia, że był to mocny prawy sierpowy. Zadrapania na policzkach również uprzejmie informowały, iż Kocur wdał się w niemały konflikt z jakimś jegomościem. Poza tym nosił na ciele upokarzającą malinkę, ale to już zupełnie inna historia.
Wbrew nastawieniu a’la „nic mi się nie chce”, miał całkiem dobry humor. Zima nie była dla niego łaskawa, jednak wiosenne opowieści wręcz w przeciwnie. Odkąd wrócił do odpowiedzialnej – nie, wróć – pseudo systematycznej służby u swojego prawowitego właściciela, jego warunki życiowe znacznie się poprawiły. Nie musiał już dbać o swój żołądek, bo Ryan po raz kolejny popełnił ten błąd – bo jak inaczej to nazwać? – i pozwolił Kotu wejść do swojego domu z oczywistym zamiarem ograbienia go z jedzenia. Czasami Kurt sam się dziwił szarookiemu, że pozwala mu na aż tak wiele. Jasne, były zasady. Nie miał prawa pozwolić sobie na większą samowolę, bo inaczej czekała go cholernie bolesna kara, jednak poza koniecznością późniejszego załadowania lodówki, po kradzieży żarcia ze spiżarki Jay’a, nie groziło mu absolutnie nic. To zdecydowanie powód do szczęścia, jednak było jeszcze jedno źródło, dzięki któremu jego zmęczona zimowymi doświadczeniami twarz, nie była aż tak tragicznie ponura, jak zawsze. Jednak to pozostanie w sferach prywatnych samego Ailena. Grunt, że mrok od niego nie bił, a on sam wydawał się spokojnym, nie zmęczonym życiem nastolatkiem, którego nawet sposób poruszania się był dosyć swobodny.
Szedł luźnym krokiem przez Koszary w celu zbadania okolicy. Skrzywienie zawodowe. Odkąd powróciła mu zdolność chodzenia, znacznie bardziej zaczął doceniać spacery po tym piekle. Na nowo mógł odnaleźć się na pozycji Charta, którego zadaniem jest patrolowanie Desperacji. Dzisiejszego dnia też zamierzał oddać się temu zajęciu. Za swój cel obrał sobie Koszary… bez najmniejszego planu na to, co właściwie może być tam interesującego. No, ale już nieważne. Decyzja podjęta, nogi uruchomione, motywacja sztucznie werżnięta w łeb. Nie obyło się też bez czasoumilaczy. Chrupał sobie wafelka, którego zdążył niepostrzeżenie zarąbać z szafki Jay’a. Właściwie sam nie wiedział skąd taki luksusowy towar się tam wziął.
Chrup.
Chrup.
Chrup…
… jęk?
Bynajmniej nie jego.
Gwałtownie się zatrzymał na moment przerywając jedzenie. Miał czuły słuch, więc bez problemu usłyszał zawodzenie jakiejś dziewczynki z odległości kilkudziesięciu metrów. Pochylił się nieco do przodu, będąc w pełnej gotowości, aby zwiać, jednak szybko przekonał się, że źródło tych żałosnych dźwięków nie stanowiło dla niego zagrożenia. Pokusił się, aby podejść bliżej. Umierająca niewiasta = łatwa szansa na udaną kradzież.
Zbliżył się do dziewczyny i wpierw uderzył go zapach. Nie, nie błota czy krwi, bo te wonie codziennie docierały do nosa Kota w niezliczonych ilościach. Nie mniej jednak ten zapach, który przeplatał się między ten straszliwy smród zaniedbania, wydał się Ailenowi bardzo znajomy. Wkrótce, gdy ogarnął wzorkiem twarz dziewczyny, wszystko stało się jasne.
- Cześć, Winverne. Co tam? – zapytał lekkim tonem, pochylając się nad nią nieznacznie przy kolejnym kęsie wafelka, finalnie krusząc na obolałą twarz blondynki. Jego spojrzenie nie odzwierciedlało niczego poza absurdalnym spokojem, zupełnie tak, jakby widok ledwie żywej koleżanki nie robił na nim żadnego wrażenia. W rzeczywistości, odczuł niemałe zaskoczenie. Myślałem, że już dawno jesteś martwa. Ciekawe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 12:17  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Skrzek.
Dziwne, czarne ptaszysko o dziobie najeżonym kolcami zaczęło krążyć nad głową Verne, pewnie czekając tylko, aż dziewczynka wyzionie ducha. Nie raz i nie dwa miała ciężkie sytuacje, gdzie musiała uciekać przed bestiami czy nawet stadami robaków, dla których mogła być całkiem smacznym posiłkiem. W końcu mało kto w Desperacji mógł pozwolić sobie na ludzą wątróbkę na deser, nieprawdaż? Cienka zasłona powiek uniosła się lekko w stronę palącego słońca, by pobieżnie sprawdzić, czyim jedzeniem może się zaraz stać. Mimo kolejnego ataku przeszywającego, bolesnego kaszlu połączonego z wypluciem ciągnącej się flegmy, ciało dziewczyny lekko się wygięło, by mogła chwycić w dłoń nożyk, który wypuściła w trakcie upadku. Nie żeby czuła się jakkolwiek bezpieczniej z “bronią”, która przy mocniejszym przyciśnięciu chowała się jak żółw w skorupkę, ale lepszy rydz niż nic, prawda?
Omiotła uważniejszym spojrzeniem okolicę, dobrze pamiętając, że ostatnim razem zaatakowało ją jakieś pokraczne monstrum. Co prawda odgonił je Jay, dzierżąc w dłoni pistolet, ale na takie luksusy blondynka nie mogła sobie pozwolić. Nowe spazmy wstrząsnęły jej ciałkiem, więc szybko schowała ostrze nożyka, nie chcąc go sobie przypadkowo wbić w gardło; porcja soku z jej żołądka opuściła organizm dziewczyny, spływając powoli po udach Winnie. Była tak przebrzydle głodna i spragniona, że mogłaby przysiąc, że za chociażby kęs zepsutego jedzenia da zabić. Otarła wierzchem dłoni pot z czoła, by następnie zaciągnąć koszulkę pod brodę, przecierając twarz.
A ptaszysko nie przestawało krążyć i, co gorsza, zaczynało obniżać swój lot. Czerwona lampka u dziewczynki mocno się jarzyła, jednak ona sama była na tyle wykończona, że nie miała jak się ruszyć. Odkaszlnęła, wplatając palce we włosy posklejane wszystkim, co tylko mogło je sklejać oprócz jedzenia, bo tego natomiast nie widziała już od dłuższego czasu. Głowa Verne zaczęła porządnie pulsować jakby miała zaraz wybuchnąć, a klatka piersiowa wcale nie pozostawała gorsza, przysparzając jej coraz większych trudności przy każdym oddechu w postaci mocnych skurczów.
Brrrrup.
Brzuch odezwał się głośnym burknięciem, na co usta dziewczyny wykrzywiły się na kształt uśmiechu, który zniknął jednak tak, szybko, jak się pojawił, kiedy tylko znów uderzył ją jej własny odór. Pot, zepsute wymiociny i krew, błoto. Obrzydlistwo. Zamknęła oczy, a grymas zniknął z jej twarzy równie szybko, co się pojawił. Wiedziała, że nie było miejsca na jakiekolwiek rozczulanie się, na uśmiechy czy łzy. Niekoniecznie jej to wychodziło, ale i tak była zdecydowanie poważniejsza i ogarnięta niż w momencie przybycia do Desperacji z Ailenem.
A właśnie.
O wilku mowa.
Szurnięcie piachu natychmiast zwróciło jej uwagę, zaś osoba, którą ujrzała była zdecydowanie ostatnią, którą chciała i spodziewała się zobaczyć obok. Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko na widok wafla, który chłopak trzymał w dłoni, jednak dobrze wiedziała, że żeby cokolwiek dostać, musi... no właśnie. Co takiego mogła zrobić, żeby dostać jedzenie, a przy okazji zatrzymać znajomego obok siebie? Nie chciała zostawać teraz sam na sam z kolczastym ptaszyskiem, które zresztą obecnie zasiadło majestatycznie na większym kamieniu niedaleko tej dwójki, wyraźnie będąc zainteresowanym całą sytuacją.
I w tym momencie chłopak się odezwał.
Krusząc jedzeniem prosto na twarz wygłodniałej dziewczyny.
Zakrywając usta, Verne wydała z siebie odgłos, jaki zawsze towarzyszył przy wymiotach, zaraz potem zgięła się w odruchu zwracania, nic jednak nie opuściło jej żołądka. Czuła piekący okruszek w prawym oku, jednak wiedziała, że lepiej było poczekać, aż z niego wypadnie, niż zatrzeć sobie dwa razy więcej brudu z ręki. Chwilę zajęło jej odgięcie się do pozycji siedzącej, gdyż każdemu ruchowi towarzyszył okropny ból brzucha, głowy i klatki piersiowej. I tak ledwo łapała oddech. Spuściła wzrok, nie chcąc więcej oberwać okruchami wafla w oko. A właśnie.
Okruch.
Wafla.
Kościsty palec zaczepił o koniec oka, a dziewczynka uważnie przyjrzała się białej, JADALNEJ kropce, którą sobie wyciągnęła, by zaraz potem wepchnąć ją sobie do ust. Nawet nie poczuła, to oczywiste. Jak mogła mieć nadzieję, że zrobi jej się po tym lepiej, hm? Spojrzała kątem oka na twarz chłopaka, który wydawał się być dość rozbawiony całą tą sytuacją. Och, takie to zabawne?
Ai, przepraszam... – No tak. Przecież parę miesięcy temu go obraziła i do samego końca tamten nie wydawał się chcieć jej wybaczyć. – Przepraszam, prze- – Głos urwał jej się pod wpływem ataku krwawego kaszlu, przez który znów zapluła sobie koszulkę. Zerknęła nieśmiało na resztki jedzenia, które chłopak trzymał w dłoni. Raz kozie śmierć, co?
M-M-Mogę? – Cichy, ochrypnięty głosik wydobył się z jej zdartego gardła, a błękitne oczy natychmiast przekierowały się na żerującego ptaka. Kiedy to coś miało zamiar odejść?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 14:55  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Ptak początkowo umknął uwadze Ailena. Właściwie trudno było mu się dziwić. Poza małymi ubytkami w urodzie, był całkowicie zdrowy i pełny sił. Jasne, natura nie obdarzyła go siłą kulturysty czy zabójczymi mocami, zdolnymi powalić choćby prawdziwego lwa nemejskiego, a na tle innych wymordowanych mógł wypaść trochę słabo, jednak nie był na tyle mizerny, aby bać się jakiegoś ptaszyska. Mimo wszystko był w stanie obronić się przed padlinożercą bez większego wysiłku, więc nie widział powodu, dla którego miałby w ogóle zawracać sobie głowę jego obecnością. Skrzeki i zawodzenie, niecierpliwie domagające się śmierci małej dziewczynki, która wedle uznania zwierzęcia najlepiej nadawałaby się na jego obiad również umknęły uwadze Kotu, który zdał sobie sprawę z obecności nieproszonego gościa, dopiero, kiedy wychwycił jedno z krótkich zerknięć wykończonej blondynki. Dopiero wtedy zaczął zdawać sobie sprawę z niecnych planów ptaka, a nie chcąc, aby jego nowa towarzyszka rozmów zbyt szybko wyzionęła ducha, skierował zimne spojrzenie prosto na potwora i bez zbędnego czekania, natychmiast pokazał w jego stronę kły, każąc mu się po prostu wynieść. Wyglądał jak kot, który ostrzegał, że jest zirytowany i w każdej chwili może urządzić sobie polowanie. Kto jak kto, ale Ailen z mruczkiem miał wystarczająco dużo, aby jego ostrzegawcze prychnięcie wyglądało stuprocentowo realistycznie. Jeżeli ptak się wyniósł, to dobrze. Jeśli nie, przynajmniej dostał wiadomość, żeby się nie zbliżać. A w razie gdyby porwał się na idiotyczny pomysł zaatakowania Kurta, niech liczy się z tym, że chłopak dysponuje nie tylko wafelkiem, ale też wysokim skokiem, ostrymi kłami i nożykiem sprężynowym w kieszeni, który bez wahania może w każdej chwili wyjąć.
Mimo wszystko robił to raczej dla siebie, aniżeli dla samego bezpieczeństwa dziewczynki. W ciągu trwania ich znajomości, niestety nie zdążył jej polubić. Można nawet uznać, że w pewnym stopniu bardziej chce jej śmierci, ze względu na zirytowanie jej osobą, jakie czuł przy ich ostatnim spotkaniu, jednak koniec końców trzeba przyznać, że Ailenowi jest już wszystko jedno. Winnie była dla niego nieważna. Fakt, który teraz nie pozwalał mu jej po prostu zostawić na pastwę losu czy tego kolczastego ptaka był taki, iż Kot po prostu liczył na jakąś rozrywkę.
Chrupał wafelka, jakby nic się nie stało. Już zabierał się za kolejny kęs, kiedy do jego nosa dotarł potworny odór, jaki wydzielała dziewczynka. Miał wrażliwsze zmysły, niż przeciętny człowiek, więc nic dziwnego, że mocno się skrzywił. Zapach błota i krwi był znośny, jednak wymiocin nie mógł zostawić bez komentarza.
- Śmierdzisz. – wciął jej się w przeprosiny, wachlując sobie ręką tuż przed twarzą. – I nie przepraszaj mnie. Samą siebie przeproś za to, że w ogóle doprowadziłaś do tego wszystkiego. – mruknął beznamiętnie, robiąc sobie przerwę na kolejnego gryza. Przysiadł tuż przy niej po turecku, tak, aby go widziała choćby kątem oka. Zapach dalej drażnił jego nos, ale Ai uznał, że przyzwyczajenie się do niego jest tylko kwestią czasu. – W końcu to wszystko było Twoim pomysłem. „Przygoda za murami”, co? – tak, dobijaj ją jeszcze bardziej, Ai.
„Mogę”?
- Nie. – odpowiedź była szybka, a żeby lepiej uzmysłowić dziewczynce, że dzielenie się nie leży w jego naturze, ostatnim kęs wafelka wylądował w jego buzi. Kurt wolno przeżuł smakołyk, a kiedy nareszcie był w stanie powiedzieć coś, bez możliwości zakrztuszenia się jedzeniem w gębie, oparł łokieć o zgiętą nogę, dłonią podtrzymując sobie łeb. Patrzył na Verne nieco znudzonym wzorkiem zupełnie tak, jakby oglądał jakiś nudny film. Czy inaczej. Jakby oglądał zakończenie filmu, które było tak przewidywalne, że aż nudne.
- Nie dzielę się. Nie lubię Cię. Nie uważam, aby jedzenie tego typu rzeczy było dobre w Twoim stanie. Wyrzygasz to. – wymienił zimnym, oschłym tonem, łaskawie odganiając muchę, która przysiadła na jej skalanej krwią brodzie. Zapadła cisza. Ailen sprawiał wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu, po kilku chwilach absolutnego spokoju, Kurt spojrzał na nią z poważnym wyrazem twarzy. – Umrzesz dzisiaj. Pytanie tylko, ile będzie trwała Twoja agonia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 16:07  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Prychnięcie zirytowanego mutanta dotarło do uszu Verne, a skrzydła zniechęconego zachowaniem Ailena ptaszyska zatrzepotały w powietrzu; czarna sylwetka powoli odleciała w stronę piekącego słońca, na co dziewczyna była trochę zawiedziona, bo jej zwłoki w ten sposób pewnie będą musiały trochę poleżeć i się posuszyć. Jak szynka parmeńska! Błękitne ślepia przeniosły się na twarz chłopaka, choć bardzo ciężko było jej zadzierać głowę; nie chciała jednak jakkolwiek tracić kontaktu wzrokowego, bo dawno nie spotkała nikogo cywilizowanego. Nawet, jeśli widziała, jak bardzo niezadowolony z tego spotkania był Ailen i zapewne gdyby nie jej stan, poszedłby w swoją stronę, wciąż czuła potrzebę rozmowy. Chociażby chwilowej. Uniosła lekko kącik ust do góry, momentalnie jednak wracając do zbolałego wyrazu twarzy i zanosząc się kaszlem. Powoli zaczynało ją to męczyć, a bóle w klatce piersiowej wcale nie ułatwiały sprawy.
Wystraszyłeś je – rzuciła przytłumionym przez chrypę głosem, ruchem głowy wskazując na miejsce, gdzie jeszcze niedawno stał obcy Wymordowany. Otworzyła znów usta, już prawie dziękując mu za to, lecz(o) zamknęła je równie szybko, wiedząc, że zostanie zaraz obszczekana obmiauknięta, że zrobił to dla siebie, bo go wkurzało. Odkaszlnęła więc ponownie, z trudem łapiąc oddech przez nową dawkę skurczy pod żebrami. Cała ta “choroba” stawała się coraz bardziej irytująca, a Winnie momentami myślała, że śmierć może faktycznie nie byłaby takim głupim rozwiązaniem całego tego problemu. Nic jednak nie kończyło się tak łatwo jak zaczynało i Pumpkinowa dobrze o tym wiedziała - skoro wpakowała się w takie gówno, musiała je przetrwać. A ile jeszcze tego trwania zostało? Bóg jeden wiedział.
Zapadnięty brzuch dziewczynki zaczynał wydawać coraz ciekawsze dźwięki, wyraźnie domagając się pożywienia, a wkurzające ją chrupanie wafelka tylko pogarszało sytuację. Pozgryzanymi do mięsa palcami pogłaskała się po podrapanej skórze płaskiego obszaru pod cyckami*, uśmiechając się pod nosem.
Csii... – Kaszel. Verne wypluła sporą porcję krwistej śliny, która powolnie zaczęła spływać jej po brodzie; dziewczyna była jednak w tak beznadziejnym stanie, że żaden brud jej nie ruszał. Spojrzała na bruneta, wystraszonym wzrokiem szukając obrzydzenia na jego twarzy. Zresztą jak można się nie brzydzić kogoś, od kogo na kilometr roztacza się zapach tak odpychający, że ktoś mało wytrzymały z pewnością by się porzygał? Swoją drogą Ailen dość trafnie to ujął, przy okazji lekko urażając dziewczynkę. To nie było miłe.
Serio? – Ironicznie zaciągnęła się powietrzem, unosząc rękę do góry, by zaraz potem ją opuścić. Jej twarz wykrzywił grymas bólu od mocnego skurczu w sercu. – Nie poczułam, dzięki za uwagę. – Prychnęła, kręcąc głową. Doprawdy, mógł sobie oszczędzić uwag tego typu. Zdążyła wszystko zauważyć. Prawie wszystko. Zmierzyła go smutnym spojrzeniem, wzdychając płytko i wsłuchując się w chrupnięcie odłamywanego kęsa wafla. Komuś tu się udzielił sadyzm właściciela, co? – Możesz sobie oszczędz- – Przerwa na rozdzierający jej gardło kaszel. – -dzić. Chyba już wystarczająco oberwałam za swoją głupotę, tak? – Przełknęła napływającą do ust substancję, która ostro drażniła zdartą gardziel dziewczynki. Spuściła wzrok na nożyk trzymany w dłoni, wysuwając ostrze i leniwie kręcąc nim w palcach.
Kap. Kap.
Kolejne krople słonych łez zmieszały się z brudem i krwią, które osiadły na policzkach, by potem skapnąć na piaszczystą ziemię. Nie tyle zabolała ją jego bolesna odmowa czy wszystkie te zgryźliwe informacje o stosunku Kota do Verne, co zwyczajnie cała sytuacja była dla blondynki bardzo nieprzyjemna. Doskonale sobie zdawała sprawę, co się dzieje z człowiekiem po zainfekowaniu i na chwilę obecną tym, co najbardziej ją przerażało była perspektywa śmierci; sam Ryan mówił, że proces jej agonii nie będzie taki krótki, o czym sama błękitnooka zdołała się już przekonać. A teraz jeszcze Kurt miał ochotę na pobawienie się jej zszarganą psychiką. Coraz więcej łez spływało po jej twarzy, a z gardła wydobywał się urywany, ochrypły szloch. Czubkiem nożyka dźgała wewnętrzną część uda, zostawiając drobne dziurki, na których zakwitały krople szkarłatu.
Ai... przestań już, proszę. – Zerknęła na niego, skubiąc skórę z opuszka palca wskazującego. – Przecież wiem. Wiem, żałuję, boję się i nie chcę umierać. Możesz tu po prostu ze mną pos- – Jęknięcie. – -posiedzieć? – Pociągnęła nosem, wlepiając w niego wzrok. Proszę.

* czyt. brzuch wg Kota
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 18:08  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 5 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
„Chyba już wystarczająco oberwałam za swoją głupotę, tak?”
- Zdziwisz się, jak bardzo możesz jeszcze oberwać. – odparł bez krzty przejęcia. Dobrze wiedział jak w tej sytuacji mogła się czuć biedna, pozbawiona jakiejkolwiek szansy na normalne życie dziewczynka. Wszak sam kiedyś był w niemal identycznej sytuacji. Osłabiony, kompletnie nie zaznajomiony z okrutnymi zasadami życia gówniarz, tak nagle znalazł się w piekle zwanym Desperacją. Przez kilka tygodni błąkał się osamotniony po opustoszałych ulicach, z przerażeniem obserwując brutalność świata, w którym przyszło mu się urodzić. On też zalewał się łzami, gdy dotarło do niego, jak wiele stracił. Płakał sporo, wszak był tylko dzieckiem i to jeszcze takim, które od urodzenia było wychowywane w rytm utopijnego życia. Ziemie potworów były dla niego po prostu istnym koszmarem, więc nic dziwnego, że strach i rozpacz powoli rozdzierały jego zdolność do normalnego myślenia. Poharatany, połamany, wygłodniały.. tak wiele smutnych określeń, które nadają się również do opisania wyglądu biednej dziewczynki. Dlaczego Ailen jej więc nie pomoże, skoro sam przeszedł przez takie samo piekło? Ano… miał swoje powody. Uważał, że Verne sama sobie zasłużyła na taki los, podejmując niewłaściwą decyzję. Z własnej głupoty chciała się wyrwać za mury. Prowadziła ją dziecięca ciekawość i nieracjonalne podejście do świata. Czego ona się spodziewała? Drzewek z waty cukrowej? Kurt też był swego czasu zainteresowany życiem poza murem, jednak on ograniczał się tylko do wyobrażeń. Jego matka sporo mu opowiadała o świecie, który toczył się zupełnie innym rytmem, niż ten w M-3 i choć mocno ubarwiała swoje opowieści, pomijając choćby kwestię bestialskich, kanibalistycznych mordów, Ai i tak czuł swego rodzaju przestrach przed tamtym miejscem. Nie rwał się do ucieczek, a jednak został siłą wrzucony w ogień. Wbrew własnej woli. Władze pozbawiły go matki, ogłupiły jakimś specyfikiem i pozostawiły na pastwę losu w Desperacji. Gdyby tylko miał takie możliwości jak Verne, umarłby jako szczęśliwy starzec z gromadką uśmiechniętych wnuczków na kolanach już dziesiątki lat temu. Winnie miała kochającą rodzinę, którą nic nie łączyło z tym pieprzonym S.SPEC. Sama z siebie wybrała taki paskudny los, jednocześnie pozbawiając się szansy na radosne życie, które było jej w ówczesnym czasie wręcz zapewnione. Jakim prawem ma czelność jeszcze narzekać?
Usłyszawszy jej błagalną prośbę, podniósł jedną brew do góry, w geście niezbyt przyjacielskiego zdziwienia. W gruncie rzeczy i tak zmierzał przy niej zostać, bo – jak już wiemy – nie miał nic lepszego do roboty, jednak dziewczyna wydawała się naprawdę naiwna, jeśli sądziła, że wytrwa przy niej z dobroci serca, zagadując w ostatnich minutach o radosnej stronie życia. Prychnął coś cicho pod nosem, na chwilę odwracając wzrok, zupełnie tak, jakby się rozglądał w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia. Siedzenie na środku opustoszałych koszar nie jest zbyt bezpieczną opcją spędzania wolnego czasu.
- Ja chciałem umrzeć. – rzucił szybkim, nie zainteresowanym tonem. Zupełnie tak, jakby pomału przymierzał się do tego, aby zacząć ją przekonywać co do słuszności odebrania sobie życia. Mimo wszystko nie brnął dalej w ten temat, uważając, że nie ma ochoty rozmawiać o swoich wcześniejszych przeżyciach z kimś, komu na dobrą sprawę za cholerę nie ufa. Wyciągnął telefon, czując nagły przypływ konieczności postawienia się w roli „przykładnego sługi”. W końcu razem z własnym panem wciągnęli dziewczynę w to bagno, więc może Ryan będzie zainteresowany jej aktualnym stanem? Pff, pewnie nie. Ale zakłócanie jego spokoju było czymś podobnym do rozrywki. Ukradkiem zrobił dziewczynie zdjęcie i ubarwiając je krótką wiadomością tekstową, wysłał do swojego pana. Nie czekał długo na odpowiedź, która przyszła w zaskakująco szybkim tempie. Cały czas milcząc, spojrzał na wyświetlacz i… dostał zielone światło. Skoro nie ma rozkazu jej bestialsko trzymać przy życiu, może pokusić się o pogrzebanie w resztach swojej łaski.  
Ponownie zerknął na biedną Winnie, swoim równie nie zainteresowanym wzrokiem, by zaraz ponownie przenieść je na ekranik telefonu.
- Jak mówiłem, umrzesz dzisiaj. Chcesz cierpieć długo czy krótko?
Lituje się czy znowu tylko bawi?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 17 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 11 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach