Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 17 Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 17  Next

Go down

Pisanie 06.02.14 1:35  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Ezra zmrużył delikatnie oczy przypatrując się obcemu. Przez moment jego palce drgnęły, jakby zaczęły żyć własnym życiem i zapragnęły zmiażdżyć jego czaszkę. Końcem końców mężczyzna wreszcie zabrał dłoń z ręki dziwnego stworzenia i sięgnął do kieszeni płaszcza. Wyciągnął pogniecioną paczkę papierosów i stuknął palcem w jej spód, wyciągając jednego papierosa. Wsunął go pomiędzy swoje wargi i nieco przygryzł, przesuwając językiem po tylnej części filtru. Następnie sięgnął po zapalniczkę i odpalił, zaciągając się głęboko.
Zatrzymał na chwilę dym w płucach, spoglądając w ciemne niebo, by po chwili powoli wypuścić dym nosem.
- Twoją zgubą, huh. - powtórzył nieco bezwiednie, jakby był jakimś cichym echem. Oderwał spojrzenie od chmur i przeniósł na chłopaka, przekrzywiając nieco głowę w bok. Przez jego usta przemknął nikły uśmiech, jakby Ezra przypomniał sobie coś z dawnych lat.
Znał ten typ. Często się z nim spotykał. Zbuntowany dzieciak, pokrzywdzony przez los, nastawiony wrogo do całego świata, jakby był nieśmiertelny. Jedni mieli złudne wyobrażenie o krzywdzie jaką im wyrządzono, starając się w ten sposób zwrócić na siebie uwagę, a inni, których była jedynie garstka, miała ku temu prawdziwe powody.
A jaki był ten osobnik?
Ezra widział to w jego oczach. Należał zdecydowanie do tej drugiej grupy. Musiał przyznać, że znalazł nić zainteresowania. Wyciągnął papierosa i rzucił na ziemię, gasząc niedopałek ciężkim butem.
- Nie obchodzi. - odparł w końcu Ezra przełamując, zdawałoby się, ciągnącą się w nieskończoność ciszę.
- Ciekawi, a to różnica. - mruknął bardziej do siebie, aniżeli do niego. Ezra powolnym krokiem zaczął go okrążać, jakby obserwował jakiś przedmiot na wystawie. I właściwie w rzeczywistości... tak było. Obserwował. Każdy szczegół, nawet ten najmniejszy. Niczym jak jakiś pieprzony eksponat w muzeum, dziwkę w burdelu. Nazywajcie to jak chcecie.
Wreszcie zatrzymał się przed nim i ponownie wyciągnął rękę, tym razem złapał go mocno i pewnie za podbródek, zdzierając jego głowę wyżej. Jego chłodne palce zdawały się być pozbawione jakiegokolwiek życia. Niczym u jakiegoś trupa.
Nachylił się nieznacznie konfrontując się z jego spojrzeniem.
- Kiedyś ktoś Ci wyrwie jęzor i wsadzi w dupę. - odezwał się, nawiązując do jego pyskatości. Na moment zesztywniał, a w jego umyśle pojawiła się plejada obrazów nawiązująca do tego, co właśnie przed chwilą powiedział. Tak, coś takiego mógłby spróbować na jakimś nieszczęśniku, który wpadłby przypadkiem w jego łapy. Ciekawy był efektu końcowego.
- Ponowię pytanie. Czym właściwie jesteś?  - zapytał ledwo słyszalnym głosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 2:22  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Obserwacja nie była jednostronna, bowiem spojrzenie wręcz jaskrawo czerwonych oczu goniło za sylwetką nieznajomego, lecz wciąż tamten na pewno miał więcej do oglądania, zwłaszcza kiedy zniknął mu za plecami, a chłopak niczym woskowa figura nie miał zamiaru nawet drgnąć. Co innego jednak chciał jego ogon, jak zwykle żyjący własnym życiem i nie słuchający swojego właściciela. Czasem zdawało mu się, że ta część ciała nie jest w istocie czymś, co należy do niego, a osobnym organizmem. I to do tego tak kurewsko zdradzieckim, że bywa, iż ma ochotę go zwyczajnie uciąć. Zawsze ukaże jego nastrój i to jakie ma podejście do sprawy, a jeśli ktoś chociaż trochę zna się na kotach i języku ich ciał to doskonale będzie potrafił odczytać nieme znaki, jakimi raczy go ten cholerny ogon. Wiedział jednak, że nie może się go tak po prostu pozbyć, bo wszelkie uszkodzenia jego nieludzkich atrybutów są bardzo bolesne, a przy tym traci masywne ilości krwi, czego w obecnym - przeszłym i przyszłym również - stanie na pewno by nie przeżył. W tym momencie końcówka ogona wiła się niespokojnie, co jakiś czas uderzając o głaz, na którym Yunosuke uprzednio postanowił sobie przysiąść. W powietrzu rozchodziło się rytmiczne stukanie, bardzo ciche, a jednak możliwie irytujące, wywołane obijaniem się kolczyków o twardą powierzchnię.
Rudzielec przyjrzał się manierze, z jaką mężczyzna wyciągnął papierosa z paczki i uraczył nim swoje usta. Przyglądał się też procesowi zaciągnięcia, a następnie wypuszczenia dymu przez nos. Zawsze zdawało mu się to dziwne, mowa o samym fakcie palenia. Jego elementarna wiedza kończyła się w momencie, w którym przychodziło do opisania nikotyny, a co za tym idzie sposobu, w jaki uzależnia. Nie obchodziło go to jednak, jak większość spraw na tym świecie. Jeśli coś jest i jakoś działa, to w porządku. Młody to w pełni zaakceptuje, nawet jak mu nie pasuje i będzie dalej po prostu żył. Jak gdyby nigdy nic.
Cisza pomiędzy nimi nie sprawiała mu żadnego problemu, nijak przeszkadzała, ani nie zdawała mu się niezręczna lub napięta. Nigdy nie przejmował się takimi sprawami, bowiem dla niego cisza to cisza. I nic więcej. Żadnych ukrytych znaczeń, żadnych sugestii, żadnej presji. Czarno na białym, biało na czarnym. Po prostu. Cisza.
Obchodzi, ciekawi, interesuje, intryguje... Dla niego to jedno i to samo, ale przecież nie będzie się sprzeczał z obcym na tak trywialny temat. Nie miał zamiaru, sama postawa tego gościa mu wystarczyła, aby miał dość jego towarzystwa. Choć szczerze mówiąc wcale tak nie było. Jeszcze mu nie przeszkadzał, choć balansował na tej delikatnej granicy. Jednakże tolerancja przede wszystkim, moi drodzy. Po co robić sobie wrogów, kiedy można zdobyć sprzymierzeńca? Może dlatego w większości milczał. Zwłaszcza, że każde jego słowo zazwyczaj przepełnione było nieopisanym jadem, nad którym nigdy nie potrafił zapanować. Normalnie odzywał się tylko przy bliskich, a niby ile takich osób miał? Aż jedną, wow. Nie narzeka jednak, to zawsze coś. Niektórzy mają gorsze życie i do tego nie mają zupełnie nikogo, a też nie narzekają. Dobrze to wiedział, dlatego z jest ust nigdy nie padło i nie padnie marudzenie na jakikolwiek temat. Może żartobliwe, choć to mało prawdopodobne. Jego poczucie humoru jest raczej... osobliwe. Jak on cały. Idealnie pasuje.
Syknął cicho, kiedy palce ujęły jego twarz w mocnym chwycie. I nie był to ten syk, który wydał z siebie, kiedy się przewrócił, a proste gardłowe fuknięcie, tak bardzo charakterystyczne dla złych kotów. Nie dało się przy tym ukryć kiełków, więc tego nie zrobił, co pozwoliło nieznajomemu poszczycić się widokiem ostrego uzębienia chłopaka.
- Przyjemna wizja. - wycedził przez zęby, aby zawiesić się dokładnie w tym samym co on i uraczyć swój umysł serią ciekawych wizji. Trzeba przyznać, że i jego zainteresował efekt takiego zabiegu. No i macie tutaj przykładowego Yunosuke - koniec świata go nie interesuje, ale język w dupie już tak.
- Potworem spod twojego łóżka, cieniem z krainy mroku, wiedźmą zza okna i twoim najgorszym koszmarem. - uśmiechnął się zaczepnie, w ogóle nie uważając na swoje słowa. Kiedyś naprawdę narobi sobie tym biedy, ale czy to kiedyś miało nastąpić dzisiaj? W głębi czuł, że nie, choć nie mógł być tego pewien. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jego oczy, kiedy w końcu postanowił odpowiedzieć. - Mutantem, sztuczną istotą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 3:11  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Wiedział, że młody go obserwuje. Czuł to praktycznie każdą komórką swojego ciała. Wprawiało to jego krew w lekkie wrzenie. Z przeróżnych przyczyn. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś przyglądał mu się z taką zaciekłością. Większość osób albo go ignorowała, albo po prostu spuszczała wzrok ze strachu, zdając sobie sprawę, że za chwilę zakończy się ich żywot.
Albo wpatrywały się w Ezrę błagalnym wzrokiem o litość. Ale on nie był litościwi. To nigdy nie była jego domena. Nie należał do tych aniołów. Nawet w czasach, kiedy stąpał po Niebiańskiej ziemi. Niósł pomoc, a nie Nadzieję czy Litość. Dawniej wzrok bólu u ludzi powodował u niego żal. Teraz irytację i obrzydzenie.
To, że uwielbiał obserwować ludzi nie oznaczało, że ich uwielbiał. Wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym wiekiem coraz bardziej ich nienawidził. Coraz bardziej przekonywał się, że zasługują na totalną anihilację. Chociaż... zawsze mają szansę. Posłuchać jego nowego Ojca i pochylić przed nim głowę. I przysięgnąć pełne oddanie i posłuszeństwo.
Tak jak zrobił to Ezra. Raz. Ale nie zaufał.
Od czasu, kiedy został zdradzony przez swoich Braci i Siostry, jak i również przez samego Boga, nie zaufał już nikomu. Poniekąd wiązało się to również ze ścieżką samotnika, którą obrał. Nie ufaj, a nie zostaniesz zdradzony.
W jego oczach błysnęło coś niebezpiecznego, aczkolwiek bynajmniej nie zwiastujące, że zamierza za moment pozbawić tego chłopca głowy. Chociaż nie, w przypadku Ezry pozbawienie ofiar głowy kończyło się po paru, parunastu godzinach zabawy. Śmierć z jego ręki zadana zbyt szybko była najzwyczajniej w świecie nudna. A Ezra nienawidził nudy. Nudnych rzeczy i rozwiązań. Dlatego też między innymi tak upodobał sobie mieszanie w przeróżnych skupiskach ludzi. Spokojne, niemal senne miejsca, gdzie raptownie wybuchały wielkie zamieszki. I nikt nie wiedział dlaczego się tak stało. Ale był tam Ezra. I z ciemnego zaułku obserwował jak brat zabija brata, żona męża a syn matkę. A zwieńczeniem tego całego zamieszania były ich twarze po tym wszystkim. Przerażenie i rozpacz z powodów, jakich się dopuścili.
To podniecało Ezrę. Na swój osobliwy, być może nieco chory sposób.
Ale uwielbiał to robić i nie zamierzał z tego rezygnować.
Słysząc butne słowa kota, uniósł swoje brwi nieco wyżej, najwyraźniej dość zaskoczony. C prawda z początku zignorował uderzenie ogona o skałę, ale teraz...?
Potrafił odczytać ludzkie jak i zwierzęce emocje. To, co w nich w danej chwili siedziało. Umiejętność nabyta dzięki wędrówką po świecie przez tyle wieków. Obserwacji istot żywych dały mu taką możliwość. Wiedział, co się dzieje z obcym. Ale jego słowa sprawiły, że zainteresowanie Ezry kotem wzrosło o kolejne oczko.
Odważny. Albo głupi.
Albo jedno i drugie. Ewentualnie nie miał nic do stracenia. Egzystował z dnia na dzień. A tacy byli najgorsi. Bo na niczym im nie zależało, nie mieli nic do stracenia.
Ezra nachylił się blisko chłopaka, a dokładniej jego ucha.
- Ja jestem koszmarem tego świata. - wyszeptał cicho, niemal namacalnie się uśmiechając. Podobała mu się jego odpowiedzieć odnośnie języka w dupie. Pomijając już, jak cholernie dwuznacznie zabrzmiało.
Jednakże kiedy usłyszał ostatnie słowa, wyprostował się i puścił jego szczękę. Przyglądał mu się przez chwilę w zastanowieniu. Czyli te ludzkie kurwy dopuścił się już czegoś takiego? Tworzenie mutantów a potem ich porzucenie. Zabawa żywym organizmem. Tworzenie własnej armii dla własnych uciech i zwycięstw. Ezra już im pokaże jak zwyciężać. I kto jest prawdziwym Zwycięzcą.
- I jak się z tym czujesz? - zapytał takim tonem, jakby rozmawiali o czymś zupełnie normalnym, jak o pogodzie. Bo właściwie to było dla Ezry czymś takim.
- Czujesz nienawiść do swoich kreatorów? Planujesz zemstę? A może już jej dokonałeś? - przesunął wzrokiem po jego chudych ramionach, po czym pokręcił lekko głową.
- Chociaż w tym przypadku to raczej niemożliwe. A może skrywasz w sobie jakieś moce? O których ludzkość wolałaby nie wiedzieć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 3:40  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Był i tym i tym. Mniej odważny niż głupi, głupszy niż odważniejszy. Wiele czynników się ze sobą kłóciło. Jego podejście do najróżniejszych spraw, pewne zachowania, przemyślenia, a tym bardziej odzywki. Czasem bał się jak dziecko, kiedy błyskawica rozdzierała niebo, a huczący dźwięk grzmotu dobiegał do wrażliwszych niż ludzkie uszu. Zdarzało się nawet, że płakał, zamykał się w swoim małym świecie, gdzie burze nie istniały, a sztormy należały do kategorii bajek, opowiadanych niegrzecznym bachorom na dobranoc. Odwaga przejawiała się wtedy, gdy dochodziło do momentu, w którym nie czuje się zagrożony, a pewny siebie. Odwaga nadeszła, kiedy przyszło mu wyrwać się ze swojego małego więzienia w mieście, to ona dała mu siłę i podtrzymała ją przez pewien czas po wiekopomnej ucieczce. Opuściła go jednak, tak jak wszyscy wszystkich kiedyś opuszczają. Odwaga odwróciła się od niego plecami i odeszła, niczym była kochanka albo ubiegłoroczna zima. Nie wróciła, a na jej miejsce wstąpiło coś innego, bliżej nieokreślonego. To coś cechowały impulsywność, lekkomyślność i spokój, a do tego do złudzenia przypominało czystą głupotę. Niewielu było w stanie tego uświadczyć i niewielu jeszcze będzie to dane, ale to nieważne. Idąc tym torem można dojść do prostej konkluzji, która była już wspomniana w innym poście, ale przecież nikt mi nie zabroni się powtarzać, skoro chodzi o dwa zupełnie różne wątki. Otóż...
Yunosuke jest głupi.
Dzisiejszego dnia już dwa razy został ochrzczony tym mianem, i to całkowicie szczerze i wcale nie bezpodstawnie. To już jakieś osiągnięcie, a może raczej obelga, której on nigdy w życiu by nie wyczuł, a to za sprawą tego, że gdyby ktokolwiek powiedział mu to w twarz zwyczajnie by tą osobę olał. W końcu nikt mu nie będzie mówił jaki jest, prawda? On wie najlepiej i tyle. Nie dogadasz się.
Na należał do grona osób, które nie mają nic do stracenia lub na niczym im nie zależy. Wręcz przeciwnie. Miał swoją Norę, miał jakichś tam wpół fałszywych znajomych, miał Jace'a, a zależało mu tylko na jednym z wymienionych, uściślając na ostatnim. Ale jednak mu zależało, co czyniło go osobą niekoniecznie beznadziejną. Nie chciałby tego tracić i nie chciałby też, aby to świat stracił jego, choć strata ta byłaby cholernie mała, wręcz niezauważalna. A jednak istniała ta nikła nadzieja, że jedna osoba zatęskni. Stanie nad prowizorycznym grobem z dwóch gałęzi i uschłego kwiatka i wspomni jego istnienie. Może chociaż zapamięta jaki był głupi.
W końcu się ruszył, zaraz po tym jak mężczyzna go puścił. Uniósł dłoń i potarł szczękę. Zastanawiało go czy po tych chwycie pozostaną jakieś ślady biorąc pod uwagę jego przesadnie delikatne ciało. A nawet jeśli, to trudno, choć tej jednej ważnej osobie, o której była mowa pewnie by się to nie spodobało. Wyprostował się lekko, nie odrywając wzroku od nadal nieznajomego mu typa. Wolał nie ryzykować i utrzymać gardę. Po takich nigdy nic nie wiadomo.
Jak się z tym czuje? Kocie uszy uniosły się, zdradzając jego zaintrygowanie tym pytaniem, a także następnymi słowami osobnika z tatuażem na twarzy. No, Yuno? Jak czułeś się, kiedy zabijałeś każdego, który stanął ci wtedy na drodze? Jak czujesz się z tym teraz? Spełniony, zawiedziony, obojętny? Hm...
- Nic nie czuję. Stworzyli mnie tak, abym nie mógł z własnej woli się sprzeciwić, dlatego nie znane jest mi uczucie pragnienia zemsty. Uważam jednak, że zapłacili solidną cenę za swoje czyny. - przechylił lekko głowę, kiedy tamten pokręcił swoją. - Oczywiście, jestem chodzącą atomówką.
Sarkazm, którego nie potrafił powstrzymać przelał się przez jego ostatnie słowa. Mógłby to sobie darować. Odnoszę wrażenie, że zaraz naprawdę stanie mu się krzywda. Cóż, najwyżej zdechnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 4:24  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Poruszenie uszami nie umknęło mężczyźnie. To było nawet dość.... osobliwe.
Chociaż z drugiej strony widział wielu Wymordowanych. I tych psowatych, wężowych, krowich a nawet chomikowych. Od cholery ich było. Każdy inny na swój sposób, ale paradoksalnie każdy taki sam. W głównej mierze bezmyślne zwierzę, które przegrywało ze swoimi instynktami, nie mogąc nad nimi zapanować. Aczkolwiek co się dziwić? Byli bestiami. Potworami.
Ale Ezra był taki sam.
Zresztą, każdy ma w sobie swojego demona, bestię. I to, czym go karmi i jak o niego dba, zależy tylko od właściciela. Czy okiełzna go czy da się pożreć. A Ezra lubił w tek kwestii pomagać. Oj lubił, zwłaszcza na korzyść tej drugiej opcji. Autodestrukcja. Ale o tym już wspominał w swej pokrętnej głowie.
Jego twarz wykrzywiła się w szerszym uśmiechu, co w jego wykonaniu wyglądało dość mało estetycznie. Był zaskoczony faktem, że nie miał ochoty rozerwać temu szczeniakowi, o pardon, kociakowi gardła i rozrzucić jego flaki dookoła niczym jakieś zasrane konfetti.
Był głupi, ale i szczery. Tak przeklęcie szczery w tym co mówił, że aż bolało. Niczym dziecko, które powoli poznawało świat, ale zdążyło odczuć na skórze jedno z największego zła na swojej skórze. I teraz nie potrafiło zbytnio cieszyć się ty, co dostawało od losu.
Ezra nie dziwił się. Ale też nie żałował. Nie potrafił żałować, ale mógł zrozumieć.
Wyciągnął dłoń w jego stronę (już trzeci, bo do trzech razy sztuka~) i tym razem położył ją na jego głowie.
Jak się do Ciebie zwracają? - zapytał, aczkolwiek nie oczekiwał odpowiedzi. Zabrał rękę i poruszył karkiem, pozwalając by kilka kostek swobodnie strzeliło a przyjemność rozeszła się po jego ciele. Przykucnął przed nim i przesunął dłonią nad śniegiem. Zaczęła od niej emanować wiązka gorąca, która w mgnieniu oka roztopiła śnieg, tworząc kałużę. Zamoczył dłoń w wodzie, po czym nabrawszy nieco przycisnął dłoń do zadrapania chłopaka. Przez jego twarz przebiegło lekkie skrzywienie. Podniósł się i strząchnął krew na śnieg z drugiej strony, tworząc przyjemny dla oka szkarłat wtapiający się w biel.
Przemyj to. - polecił, sięgając po kolejnego papierosa.
Żeby nie było żadnych złudzeń. Nie martwił się, w sumie był mu obojętny los chłopaka. Ale dostarczył mu w pewien sposób rozrywki. Nie uciekł, nie błagał o litość, nie jęczał. Zachował się inaczej od tego, co zdążył zaobserwować wśród żywych istot. I nie cwaniakował, że jaki to on nie jest super zajebisty i zły i że zaraz mu wpierdoli. Tacy zazwyczaj kończyli źle. A Ezra długo się nad nimi znęcał. Wycinając kawałek po kawałku skóry, wymyślając coraz to ciekawsze tortury.
Ale Ezra nie był zły z natury. Miał swoje słabości jak torturowanie innych, jednakże generalnie to naprawdę wolał obserwować wszystko dookoła. Był raczej typem obserwatora niż mordercy. Działał cicho i z zaskoczenia. Chociaż i jemu zdarzały się akcje z przytupem i wybuchem. Zresztą, jak każdemu w tym pokręconym świecie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 5:12  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Taka już jego cecha, że po prostu jest szczery. Wręcz boleśnie i bezpośrednio, ale szczery. Nie będzie krył się z czymś, z czym nie ma powodu się kryć. Nie będzie wił się wśród kłamstw, jeśli nie ma takiej potrzeby. Zawsze uważał, że sroga prawda jest lepsza od łagodnego kłamstewka. Poza tym lubił obserwować reakcje innych na jego słowa. Lubi patrzeć na zaskoczone, rozzłoszczone lub zasmucone twarze swoich rozmówców, kiedy ranił ich gromem kolejnej dawki czystej prawdy.
Nie oznacza to jednak, że chłopak nie umie kłamać. Ależ umie! Potrafi oszukiwać i kręcić jak nikt inny na świecie, tym samym oplatając sobie innych wokół palca, a jednak bardzo rzadko korzysta z tej umiejętności. Owszem, przydaje się w Mieście, kiedy to krąży po ulicach szukając pożywienia lub jakiegoś skrawka ubrania, a z bara przypadkiem pociągnie mu miejscowy strażnik. Wystarczy kilka odpowiednio stonowanych słówek i wszystko było w jak najlepszym porządku. A jednak tak rzadko zdarzało mu się z tego korzystać... Ciekawe czemu.
Kiedy ręka mężczyzny kolejny raz wyciągnęła się w jego stronę, drgnął. Pierwszy raz odkąd w ogóle zauważył przybysza. Pierwszy raz okazał, że jednak nie jest w stu procentach wyluzowany, a jego wątłe mięśnie są ciągle spięte, utrzymując ciało w gotowości do ewentualnej ucieczki lub próby obrony. Był jak nieufne zwierze, które próbuje zbliżyć się do człowieka, ale nie jest pewne czy może mu zaufać, czy też nie. Jak istota, która balansowała na cienkiej linie pomiędzy naiwnością a śmiertelnym ryzykiem. I to nie tak, że chciał, aby jego ciało się jakkolwiek ruszyło. Był to odruch mimowolny, którego tym razem nie udało mu się opanować. Sądził, że nie umknie to uwadze obcego, ale postanowił się tym nie przejmować. No trudno, przynajmniej będzie wiedział, że jednak budzi w młodym jakiś tam strach i będzie mógł chwalić się sam sobie jaki to on nie jest groźny i przerażający. Nie zrobił jednak nic więcej, a na tym drobnym drgnięciu się skończyło. Zresztą dłoń nie zrobiła mu żadnej krzywdy. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich wybryków, tym razem dotyk go nie bolał, nie czuł się pod presją. To było nieszkodliwe.
- Yunosuke. - odpowiedź krótka i zwięzła, czyli bardzo dla niego typowa. Do tego możliwie nieoczekiwana ze strony nieznajomego.
Przez chwilę obserwował co też wyczynia i nie do końca rozumiał co się właściwie przed chwilą stało. Wyglądało to jak mini pokaz umiejętności, choć dobrze wiedział, że wcale nim nie było. W końcu miało na celu mu pomóc, co z resztą nieco go zdziwiło, ale nie zamierzał tego komentować w żaden sposób. Kiedy mężczyzna po raz kolejny się do niego zbliżył, rudy już nie zareagował. Posłusznie dał mu się dotknąć, przy czym zamknął na chwilę oczy i przeczekał piekący ból, bez jakiejkolwiek zmiany mimiki. Przystał na jego polecenie, ale już nie dał tego po sobie poznać. Po prostu przystąpił do działania.
Uniósł zdrową dłoń na wysokość barków i wykonał nią prosty ruch w górę, jakby próbował kogoś do siebie przywołać. Woda z kałuży niczym zaklęty wąż zawirowała i utworzyła drobną kolumnę w powietrzu. Słupek wody wydłużał się, póki nie dotknął rany chłopaka. Zupełnie jakby woda go słuchała, niczym swojego Pana i prawowitego właściciela. I doskonale, o to chodziło.
Przemywszy ranę kocur zamknął dłoń, co sprawiło, że wcześniej powstały strumień wody, który nie przejmował się prawami grawitacji runął w kierunku gleby, jakby za dotknięciem magicznej różdżki wszystko przestało działać. Woda rozbryznęła się na skale i zaraz przy butach osobnika, którego imienia wciąż nie było mu dane poznać. Kotowaty spojrzał na niego badawczo, ale nic poza tym.
Nie ma co, trafił mu się gadatliwy towarzysz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.14 2:52  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Miał ochotę parsknąć śmiechem, gdy tak drgnął. Ale nie dziwił się mu. Reakcja czysto naturalna, podsycana instynktem. Ucieczka przed zagrożeniem. Typowe zachowanie dla zwierząt. Chociaż w wielu przypadkach przestraszone zwierzęta często przyjmowały postawę defensywo -ofensywną. Czyli po prostu atakował.
A Ezra widział w czerwonych oczach chłopaka chęć zaatakowania go, ale coś, jakby go ograniczało. Jakby w okół jego szyi owijał się niewidzialny łańcuch, który zniewalał i nie pozwalał na w pełni swobodne działanie. To było intrygujące. Ezra przez moment zastanawiał się, co sprawiło, że miał takowe ograniczenia. Wiadomo przeszłość i z pewnością bardzo przykre wspomnienia z nią związane. Ale to nie wystarczyło mu. Pod tym względem był zachłanny i chciał więcej. Zdecydowanie więcej.
Chciał poznać bezpośrednią przyczynę i być może, w ramach typowej dla niego rozrywki, zerwać je. By móc ujrzeć w pełni wolnego mutanciego chłopca.
Yunosuke.
Interesujące imię. Sam sobie je nadał, czy być może przyswoił je od swoich kreatorów? Ach~ Tyle pierdolonych pytań na raz, a tak mało odpowiedzi. A ten tutaj jakoś nieszczególnie należał do gadatliwych. Ale mu to nie przeszkadzało. Na wszystko przyjdzie czas. Wkrótce. A zapowiadało się naprawdę ciekawie i Ezra nie zamierzał tak łatwo rezygnować z tak interesującej rozrywki.
Ale o to pojawiło się coś jeszcze, co zdecydowanie sprawiło, iż Yunosuke urósł w oczach Ezry. Pod względem zainteresowania.
Przyglądał się uważnie jego poczynaniom i tym, co robił z wodą. Zaskakujące. Mógł władać na jednym z żywiołów? Ale jakim cudem. Wszak było to domeną aniołów. Po pradawnym Gabrielu, który symbolizował właśnie wodę. Chłopak bynajmniej aniołem nie był, daleko mu do tego, aczkolwiek był w posiadaniu tak potężnej mocy. Coś niesamowitego. Oj Ezra nie zamierzał wypuścić ze swych szponów tego osobnika. Nie tak prędko, aż nie przeanalizuje go w pełni. Każdego skrawka jego ciała. Jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzmiało.
Co jeszcze potrafisz? - zapytał po chwili, gdy ten już skończył obmywanie swojej rany. Nie była głęboka, raczej samo zadrapanie, tak więc z gojenie nie powinno być zbytniego problemu. Chociaż większym prawdopodobieństwom było wdanie się zakażenia. Jednak... jakie jeszcze sekrety skrywało to ciało?
Ezra. - dodał po chwili, przypominając sobie, że sam się nie przedstawił. A gdzie zasada "Jeśli chcesz znać moje imię, sam najpierw podaj swoje". No cóż...
Nie sądził, że powinien przedstawiać się innymi swymi mieniami. Przypuszczał, że chłopak nawet ich nie kojarzył. A nawet jeśli tak, to lepiej, by jednak nie znał Ezry jako Antychrysta czy jednego z Jeźdźców Apokalipsy. Wbrew pozorom mężczyzna nie lubił odnosić się z tym.
Przykucnął przed Yunosuke, uważnie go obserwując, sięgając po kolejnego papierosa.
Tak więc? - delikatnie go pogonił, chcąc poznać nieco więcej jego sekretów. Odpalił papierosa i zerknął zza ciemnych kosmyków, które niedbale opadały na jego oczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.14 3:15  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Zauważył to zainteresowanie jego osobą. Był doskonale świadom, że jego umiejętności i aparycja nie należą do zbyt codziennych, ale wciąż gdzieś z tyłu głowy obijała się myśl, że nie jest wart jakiejkolwiek uwagi. Zwłaszcza ze strony osoby, która już samą swoją postawą sprawiała wrażenie ważnej. A on? Nie znaczył nic w tym świecie, zupełnie nic. Był wybrykiem, ewenementem, bestią, efektem ubocznym - mutantem. Uważał siebie samego za skazę, która niepotrzebnie jeszcze bardziej dodawał do brzydoty temu światu. Brzmi jak wstęp do gadki o samobójstwie, co? Jasne. Z tym, że jemu do śmierci się nie spieszyło. Już tak ma, że siebie nie docenia, a nawet jeszcze bardziej krytykuje. Nie miał wysokiej samooceny i nie przeszkadzało mu to. Normalnego człowieka takie myślenie już dawno wrzuciłoby do grobu, ale nie jego. Można powiedzieć, że się przyzwyczaił.
Nie miał żadnych intencji, aby przeszkodzić mężczyźnie w jego nieukrywanych obserwacjach. Niech sobie robi co chce, przecież mu nie będzie zabraniał. No i w żaden sposób go to nie krzywdziło, więc po co miałby się przejmować. Zsunął rękaw, zakrywając ranę, zaraz po tym jak już nie było potrzeby na nią spoglądać. Nie wyglądała na groźną, ale dla jego ciała i takie coś jest dużą sprawą. Jego kruche ciało słabo znosiło wszelkie uszkodzenia. Zapewne gdyby niebieskookiemu zachciało się teraz chwycić go za ramiona i cisnął o pobliskie gruzy, to chłopak zmarłby na miejscu ze względu na pogruchotane kości i stłuczenia. Niby zwykłe uderzenie o kamienie to nic wielkiego, hm? A jednak, dla pewnych istot tak. Nie zapowiadało się jednak na nic takiego, więc się tym nie martwił. Niczym się nie martwił.
Ezra. To imię nie mówiło mu totalnie nic. Pierwsze słyszał i pewnie już więcej nie usłyszy, ale to nic dziwnego, skoro interesuje się innymi sprawami jak... Właściwie to nie mam dobrego porównania. Musicie poradzić sobie ze swoją własną wyobraźnią.
- Wydrapuję oczy. - rzucił i spojrzał na niego spode łba, pokazując przy tym swoje szponki. - Najlepiej takim ciekawskim typom, jak ty.
Naprawdę sobie pozwalał, ale co z tego? Ileż jeszcze razy będzie musiało przewinąć się to zdanie? Ileż jeszcze razy wszystkim dane będzie przeczytać kolejny raz te same słowa? Najwyraźniej wiele. Najwyżej zdechnie. Znowu wbił spojrzenie w proces wkładania papierosa do ust, a także to, w jaki sposób to robił. To było strasznie charakterystyczne. Do tego stopnia, że zdawało mu się, iż już potrafiłby poznać Ezrę po samym sposobie odpalania fajki.
- Różne rzeczy, których nie mogę ci pokazać. - kontynuował, najwyraźniej kończąc z żartami i zaczepkami. Chwilowo. - Mam założone niewidzialne kajdany, wybacz.
Wzruszył ramionami, jakby owe "kajdany" nie dotyczyły w ogóle jego osoby, a jakiegoś obcego typa. Mógł zrobić wrażenie kłamcy, ale tym razem, wyjątkowo mówił prawdę. Jakoś nie czuł już tego strachu, co na początku. Obecność Ezry była mu... obojętna. Aczkolwiek czyjeś towarzystwo zawsze umilało czas.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 0:02  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Czyli jednak. Niewidzialne kajdany. Najwidoczniej Yunosuke był tego świadom, chociaż z drugiej strony zapewne znaczyły zupełnie co innego, niż to, co miał na myśli Ezra. Ale to nie było ważne w tym momencie. Bardziej istotne był sam fakt posiadania takiego ograniczenia.
A to, że chłopak nie chciał pokazać swoich wszystkich zdolności, tylko bardziej podsycało zainteresowanie Upadłego. Zwłaszcza, że nie do końca był w stanie wyczytać tego, co siedziało w głowie czerwonowłosego. A to było rzadkością, biorąc pod uwagę moce Ezry. Zazwyczaj mężczyzna był w stanie odczytać praktycznie wszystko z danej osoby, jej strachy, obawy, marzenia. I niekoniecznie używając do tego swoich mocy. Po prostu był w stanie wyczytać to z zachowania, tonacji głosu, gestów, mimiki twarzy. Tutaj jednak, w tym przypadku miał dość niemały problem.
Ale to dobrze. Bo wreszcie Ezra nie odczuwał nudy. A w ostatnich latach o to było dosyć ciężko.
Bo nawet obserwowanie ludzi i ich codzienności czasem nudziło. Popadało w nieuniknioną rutynę. Ba. Nawet tortury nieraz miały swoją monotonię.
Teraz zaczynało się coś dziać. W specyficzny sposób, ale zawsze.
Ponadto Ezra zaczął odczuwać przyjemność z droczenia się z Yunosuke. A to rzadkość. Raz, dlatego, że ktoś odważył się z nim droczyć, a nie uciekał i błagał o litość, a dwa, że chłopaczyna nie robił tego cwaniakując. Na plus.
Ezra przechylił lekko głowę w bok, przyglądając mu się uważnie, podgryzając filtr palącego papierosa.
- Widzę, że mamy podobne fetysze.- mruknął pod nosem i przesunął wzrokiem po jego szponach. Dłoń Ezry wystrzeliła w jego stronę i nim Yunosuke mógł się zorientować, mężczyzna trzymał wątły nadgarstek Kota w swoich palcach. Przysunął się nieznacznie przyglądając się szponom. I chociaż z jego beznamiętnej twarzy nie można było niczego konkretnego wyczytać, to jednak w jego oczach czaiło się zafascynowanie. Uniósł nieco kciuk i przesunął po jednym z pazurów, by na koniec nacisnąć nieco mocniej. Rozciął szorstką skórę na palcu, widząc jak krew powoli po nim spływa. Ostre. Tyle mógłby nimi zdziałać...
Przez twarz Ezry przebiegł lekki uśmiech.
- Nie musisz mówić mi o swoich mocach. W sumie to nawet lepiej, gdy będę je odkrywał sukcesywnie. - powiedział cicho, puszczając jego nadgarstek. Podniósł się i wyrzucił peta za siebie, wpatrując się w młodego.
Kiedy ostatnio coś jadłeś? Polujesz? - zapytał mężczyzna, ale nie czekał na odpowiedź. Wsunął dłonie w kieszeń i ruszył wolnym krokiem przed siebie.
- Chodź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 1:52  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Najwyraźniej co kolejna wypowiedź chłopaka zwracała coraz większą uwagę towarzysza. I dobrze, szczerze mówiąc nie przeszkadzało mu to, a nawet intrygowało go to, dlaczego budzi w kimś zainteresowanie. W końcu nie jest istotą godną jakiejkolwiek ciekawości. Tak przynajmniej myślał.
Prawdą było jednak to, że jak najbardziej jest istotą godną uwagi. Jest dziwny i zdecydowanie odbiega od reszty dziwacznych stworów, które stąpają po świecie. A do tego jego charakterek czyni go jeszcze ciekawszym. To trochę smutny, że aż tak siebie nie docenia, ale nikt ani nic tego nie zmieni. Jest jaki jest, koniec.
Fetysze? Przez wiecznie chłodne lico młodzieńca przebiegł delikatny uśmiech. Tak, podobało mu się to określenie. Mógłby się z nim nawet zgodzić. Ciekawe co jeszcze ich łączy, hm? Być może kolejne umiłowanie to jakiejś przedziwnej rzeczy. Któż to wie, dowiedzą się w swoim czasie. Aczkolwiek było coś, co wrzucało ich do jednego worka. Obaj są obserwatorami i to bardzo dokładnymi. Może dlatego Ezrze trudno było dostrzec w Yunosuke jego prawdziwe myśli. Po prostu zachowywał się inaczej, niż powinien.
Spojrzał na niego nieco marszcząc brwi, kiedy jego ręka została uchwycona w silny uścisk. Nie cofnął jej, ani nie wyrwał. Widział, że mężczyzna chce się po prostu przyjrzeć nietypowym "paznokciom" rudzielca. Cóż, niech to robi do woli. Swoją drogą palce u stóp również zakończone są takimi szponami. To główny powód, dla którego Yuno nie nosi skarpetek. Taki fun fact.
- Dawno. Nie jestem łowcą. - i to by było na tyle. Nie będzie się tłumaczył albo opisywał dlaczego tak, a nie inaczej. O ile jest doskonałym złodziejem to polowania nie idą mu tak dobrze jak kradzieże. Co dziwne, bo przecież koty to doskonali łowcy! Najwyżej w tej kwestii górę wzięły ludzkie geny, a nie te kocie, odpowiadające za umiejętność przyczajania się na ofiarę i skutecznego ataku. Chociaż nie do końca. Umiał się czaić, skradać i śledzić, ale nawet gdyby chciał, to nie może zaatakować. Ta cholerna blokada w jego głowie nie pozwalała nawet na to. I co z tego, że podejdzie swoją zdobycz, skoro nie będzie mógł się na nią rzucić lub wykonać jakiegokolwiek innego ruchu? Niby pozostawało jeszcze jedno wyjście... Mógłby prowokować groźniejsze zwierzęta, aby go zaatakowały, a wtedy zabić w ramach samoobrony, choć to była niesprawdzona metoda. I póki co wolał tego nie testować, bo pożyć jeszcze chciał. Wbrew pozorom nie spieszyło mu się do grobu. Nie aż tak bardzo przynajmniej. Kiedyś musiałby spróbować, choć nie było pewności, że dałby sobie radę. Hm, może gdyby ktoś był nieopodal i obserwował wszystko, aby w każdej chwili móc ruszyć na ratunek nieporadnemu kotu? Może. Ale to kiedyś, na razie sobie radził. - To nie twoja sprawa.
Iść? Niby gdzie? A jednak postanowił to zrobić. Posłusznie podniósł się z głazu i ruszył za sylwetką Ezry. Tym razem starał się stąpać ostrożniej, aby ponownie nie wypieprzyć się na swoją śliczną buźkę. Tym razem coś mogłoby pójść nie tak i jeszcze by się zabił Takie to kruche i nieporadne. Jakim cudem on w ogóle dożył dzisiejszego dnia?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 19:21  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 2 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
No cóż, nie ukrywał, że nieco go zawiodło, iż chłopak nie był łowcą. A zdawało się, że coś takiego powinno przychodzić mu naturalnie, wywodzić się z jego instynktów. Doprawdy, Yunosuke był dziwnym stworzeniem i nie tylko dlatego, że był mutantem czy najwidoczniej zlepkiem cech przeróżnych form i istot żywych. Ale był nieprzewidywalny. Ezra już na wstępie mógł to stwierdzić. I pod względem umiejętności, które zaprezentował jak i te, które skrywał, zachowania jak i paru innych czynników.
Mężczyzna nie odwrócił się, by sprawdzić, czy chłopak podąża za nim. Doskonale wiedział, że to uczynił. To nie tak, że Ezra odkrył w sobie jakieś tajemnicze pokłady czułości oraz opiekuńczości. Po prostu zaintrygowanie wygrało i postanowił, że przekona chłopaka do siebie na tyle, by Ezra mógł poznać więcej sekretów, które skrywa Yunosuke.
Zamierzał udać się do pobliskiego lasu, poza terenem skażonym wirusem x. Co prawda określenie "pobliskie" niekoniecznie pasowało z racji oddalenia ich celu, ale dłuższy spacer jeszcze nikogo nie zabił. Przynajmniej dla Ezry nie stanowiło to żadnego problemu. Odwrócił się i spojrzał przez ramię na chłopaka. Ciekawy był, jak bardzo jest wytrzymały. I kolejna możliwość odkrycia sekretu, który skrywało to wątłe ciało.
W pewnym momencie ujrzał, jak chłopak potyka się wystającą dawną część jakiegoś budynku i leci na bliskie spotkanie z ziemią. Ezra zareagował instynktownie i znalazł się błyskawicznie przy chłopaku, łapiąc go w pasie, ratując przed upadkiem. Zaskakujące jaki był kruchy i lekki. Aż miało się wrażenie, że silniejszy uścisk może go złamać w pół niczym jakiś cienki chrust.
- Zero kociego instynktu, co?- mruknął. Jednakże nie oczekiwał z jego strony jakiejkolwiek odpowiedzi. Zdawszy sobie sprawę, że jakaś chwilę go trzyma, w końcu puścił chłopaka zabierając rękę i chowając do kieszeni.
- Uważaj nieco bardziej. - polecił, jednak od tej chwili zwolnił nieco tempa i zwracał większą uwagę na podłoże drogi, którą obierał.
Reszta drogi minęła im raczej bez zbędnych ekscesów i po prawie dwóch godzinach dość wolnego marszu dotarli do skraju lasu. Ezra nawet na moment się nie zatrzymał, przekraczając linię drzew od teraz wytężając wszystkie swoje zmysły, by odnaleźć jakąś zwierzynę.
Nie musieli długo czekać, gdy ujrzał w oddali sarnę grzebiącą kopytem w śniegu, w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia. Mężczyzna momentalnie przykucnął, ciągnąc za sobą Yunosuke i wskazał głową w stronę zwierzęcia.
- Powiedz mi, jakbyś się zakradł i zabił szybko? - zapytał obnażając nieco swoje zęby w krzywym uśmiechu. Tak, Ezra postanowił pobawić się w nauczyciela.
Co prawda daleko było mu do łowcy w typie Wymordowanych. Mimo wszystko ich przewagą były atrybuty zwierzęce i instynkt, jednakże potrafił sam o siebie zadbać i wiedział jak skutecznie zdobyć pożywienie. Przeniósł wzrok na Yunosuke w oczekiwaniu. Chłopak mógł zrobić naprawdę spory użytek ze swoich kłów i pazurów. Tylko jeśli będzie w stanie się przemóc...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 17 Previous  1, 2, 3 ... 9 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach