Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 13.12.18 22:27  •  Plac Empty Plac
Przed głównym wejściem do budynku wybudowano wyłożony kamieniami plac. Niegdyś pełnił funkcję ozdobną, a pacjentom i odwiedzającym dawał możliwość spokojnej przechadzki wśród posadzonych tu i ówdzie drzew czy przysiądnięcia na ławce w otoczeniu przystrzyżonych starannie krzewów. Fontanna szemrała uspokajająco dając frajdę dzieciakom i przyciągając stadka wróbli przepłukujących pióra pod strumieniami. Obecnie nikt nie wie co przedstawiała figura, rośliny zmarniały i zdziczały, pomiędzy kamieniami pojawiały się niebezpieczne dla kostek dziury. Pozostała szara przestrzeń, duża i otwarta, choć nie zachęcająca do wypoczynku swoimi połamanymi ławkami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.18 22:49  •  Plac Empty Re: Plac

Wandal jak przystało na nocnego łowcę, porzuciła przed paroma godzinami swoją względnie bezpieczną norę, by złowić coś na kolację. To było w sumie jedyną przyczyną dla której znalazła się w okolicach Szpitala Ostatniej Nadziei, dzielnie dzierżąc w łapkach jakiegoś martwego kruka, którego podgryzała niczym zestaw z knajpki fast food.
Najwyraźniej jednak los postanowił strzelić jej pstryczka w nos, tylko po to by wszelakimi znakami na niebie i ziemi udowodnić dziewczynie, że to nie będzie kolejna nudna nocka.
Gdzieś zdrowo huknęło.
Potem Wandzią zatelepało jak przy zrzucaniu kulek do maszyny losującej, a kiedy podnosiła się rozmasowując obolałe pupsko, doszedł do niej swąd spalenizny.

Naczelna zasada Desperacji mówi jasno: „jeśli gdzieś się pali i krzyczą – idź w przeciwną stronę. Pewnie biorą narkotyki, którymi będą chcieli cię nakarmić..”
Naczelna zasada Wandalka była natomiast bardzo podobna: „jeśli gdzieś się pali i krzyczą – biegnij tam. Pewnie biorą narkotyki, może będą chcieli cię nakarmić.”
Dlatego właśnie, nie zastanawiając się jakoś szczególnie długo to w stronę na wpół zjaranego szpitala skierowała swoje pierwsze kroki. Widok był... fascynujący. Przerażający, to jasne, ale przy tym do głębi fascynujący. Biedne ofiary. Ciekawe jak to jest umrzeć w szpitalu, który uchodził niegdyś za jedno z najbezpieczniejszych miejsc. Co za ironia losu.
- Fiu fiu.- Gwizdnęła przeciągle przytrzymując swój kowbojski kapelusz jak gdyby coś miało jej go nagle porwać. Przystanęła przy kimś kto najwyraźniej koordynował całą akcją ratunkową.- Mości panie, a kto was tak urządził? Otworzyliście w piwnicach schronisko dla psisków ognisków?
Okej, może nie powinno się żartować z ludzkiej tragedii, ale nie zamierzała dać się pogonić w trzy diabły.
Oczami wyobraźni już widziała te porzucone w zgliszczach skarby szpitala, o których plotkowano wzdłuż i wszerz na desperacji. Może przetrwały jakieś bandaże... Albo leki. Mogłaby zarobić fortunę lub wymienić je na paczkę natchosów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.12.18 0:43  •  Plac Empty Re: Plac
O ile Laura Nightingale nigdy nie była wystarczająco empatyczną, taktowną, subtelną i jaką tam jeszcze chcecie dziewczyną, nikt nigdy nie zarzucił jej, by którakolwiek z tych cech przeszkodziła jej w byciu świetnym, skutecznym studentem medycyny, a później lekarzem. (Nieco sztywnym i trochę mało kontaktowym, ale nadal z celującymi ocenami.) Z tego też powodu (czyli misji czy celu, jak rzuciłby jakiś większy idealista) ergo bycia skutecznym medykiem, pędziła właśnie ulicami desperackiego miasta, ciągnąc (chyba) za sobą Niera i trzymając w zgięciu ramienia małego Kromstaka. Co ją w ogóle podkusiło, by go ze sobą zabierać?
Nie była to daleka droga, a pomiędzy budynkami prowadził ją słup szarego dymu, unoszący się ze zgliszcz. Po wyjściu zza rogu, gdy ukazał się pełen ogrom zniszczenia, stanęła jak wryta. Nie byłą specjalnie uczuciową osobą, nigdy nie zawahała się przed zadaniem bólu, by osiągnąć cel, ale nawet na jej (były) specowski umysł nie mieściło się to w laurowym pojmowaniu. To nie była katastrofa czy tragedia, to był jakiś obłęd.
Obłęd, bo zniszczono ostoję, która i oprawcy mogła być kiedyś potrzebna.
Przypuściła, że „zniszczono”, od wewnątrz lub zewnątrz, bo takich strat – połowy budynku, do chuja pana! – nie można było „zrobić” tak w sumie „przypadkiem”.
Zamrugała ze dwa razy i po kilkunastu sekundach od pierwszego wejścia ruszyła dalej, ku krzątającym się (a może raczej miotającym?) ludziom. Z boku stanęła dwójka ludzi i to do nich postanowiła podejść nim wtargnie na teren szpitala (bo że wtargnie, było bardziej niż pewne). Dosłyszała ostatnie zdanie dziewczęcia w kapeluszu.
– Chyba raczej któraś z anielskich pielęgniarek straciła w końcu cierpliwość – skwitowała nieco kwaśno. Na razie Łowczyni była jeszcze zbyt wstrząśnięta, by docenić humor tamtej.
– Czy wiadomo, co się dokładnie stało? Jaki jest stan budynku i na ile ewakuowano chorych? – Zsunęła z nadgarstka gumkę i związała włosy w ciasny, wysoki kucyk; błysnęła blacha w czaszce z ledwo widocznym emblematem Łowców. – Kto dowodzi tą akcją ratunkową? Jestem medykiem bojowym i chcę pomóc.
Chyba totalnie zapomniała o podążającym za nią Wymordowanym. Ups, sorry.
                                         
Laura
Medyk     Biomech
Laura
Medyk     Biomech
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laura, Wieczna lekarka


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.18 18:57  •  Plac Empty Re: Plac
Dwa anioły wybiegły z mniej zrujnowanej części niosąc na prowizorycznych noszach z desek i płaszcza jakiegoś rannego, który mamrotał pod nosem, trzymając się za bok. Wśród chaosu były jednostki zdyscyplinowane, ale tonęły one w morzu lamentów, wśród odgłosu kaszlu spowodowanego dymem i chorobami. Jophiel, wysoki anioł o zmęczonym obliczu naznaczonym bliznami i czasem (a powiadają, że anioły są zawsze piękne i młode!) wydawał krótkie rozkazy. Połóżcie go tam, zajmijcie się tamtymi, wracajcie do środka po innych, nie zgińcie. Z początku nawet zdawał się nie zauważyć Nozomi, wyciągając rękę w stronę rannego, który o własnych siłach dał radę wydostać się z piekła. Przyjrzał się paskudnej ranie na boku jego głowy, wykonał szybki gest ręką, którą pokrył jasny blask. Krew przestała się sączyć, a sam poszkodowany wyraźnie odczuł ulgę. Anioł odesłał go w stronę prowizorycznego obozowiska i dopiero wtedy wzrok srebrnych oczu padł na wymordowaną.
- Ani to psiska ani też pielęgniarki - odparł spokojnym, ale mocnym głosem, zerkając również na Laurę. Nie podobało mu się żartowanie w takiej sytuacji, ale nie dał tego po sobie poznać. I tak ujęły to w stosunkowo łagodne słowa, większa hałastra mogła się zbiec w każdej chwili. Nie każdy mieszkaniec Desperacji rzuciłby się na pomoc, a niektórzy chcieliby dokończyć dzieła terrorysty. Obecnie całkowicie zdrowych i zdolnych do obrony jednostek była tu zaledwie garść. Nie każdy też umiał dzierżyć oręż, celnie strzelać, skierować żywioły tak, żeby nie powiększyć zniszczeń.
Jophiel przyjrzał się wyrwie w murze, zlustrował tę część budynku, która ucierpiała najmocniej, potem obejrzał się na rannych i zapracowany personel, a właściwie tę garstkę, która nie rozkleiła się do reszty. Skrzyżował ręce na piersi, powracając spojrzeniem do kobiet.
- Cóż, wychodzi na to, że dowodzę ja - oznajmił. Nikt inny nie próbował podjąć się tego zadania, był pierwszym, który w ogóle jakkolwiek zareagował. - Ktoś podłożył ładunki wybuchowe w piwnicy i na pierwszym piętrze. Zadanie spełniły tylko we wschodniej części, ocalała część budynku nadal jest zaminowana. Z zachodniego skrzydła wyciągnęliśmy już około sześćdziesięciu procent, do przeszukania zostało drugie piętro i piwnica. Po drugiej stronie nie zaczęliśmy jeszcze szukać, ruszenie gruzów grozi zawaleniem następnej części szpitala.
Jeśli zamierzały wchodzić do środka, to były szalone. I tak z ciężkim sercem posyłał tam ratowników, modląc się za każdym razem gdy znikali, żeby Pan był łaskawy dać im się wydostać i przyprowadzić ze sobą kogoś żywego. Sam poszedłby tam zamiast nich, żeby nie narażać więcej żyć niż było to potrzebne, ale w pojedynkę by sobie nie poradził.
- Pozostałe medyczki są tam, w obozie - wskazał kierunek głową. - Pewnie przyda im się ktoś potrafiący szyć.


//Z lekkim poślizgiem, wybaczcie. Obiecuję poprawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.19 15:13  •  Plac Empty Re: Plac

Anioł najwyraźniej nie miał nastroju do żartów, zupełnie jakby mu ktoś szpital wysadził czy coś. Głównie dlatego Wandzia zamilkła, obserwując z fascynacją cale to pogorzelisko. Co by nie mówić, podpalacz zrobił kawał dobrej roboty. Ciekawe skąd miał materiały? Może jeszcze żył i mogłaby go podpytać o dostawców.
Już miała zacząć wypytywać o zamachowca, kiedy podeszła do nich jakaś panna, a wymordowana natychmiast poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Jak nic, laska chciała przyjebać się do jej potencjalnych układów. Ale trudno, trzeba działać zanim inne darmozjady się zlecą do potencjalnych zysków jak muchy do lepu.

Na widok mocy uzdrawiania i jego magicznych, anielskich paluszków Wanda mimowolnie gwizdnęła z uznaniem. Kurde, takiego to warto mieć po swojej stronie. Bezinteresowna pomoc leżała poza zasięgiem jej małego, wymordowanego rozumku, ale mając wizję miłego układu, byłaby w stanie może nawet ich wesprzeć.
- Nie zdążyliśmy przeszukać...
- Ja to mogę zrobić.- Odparła natychmiast, wzrokiem omiatając drugie piętro i inne jeszcze w miarę stabilne części budynku. Wpadnie tam, przeszuka odpowiedni półki i półeczki, zgarnie parę radosnych pigułek na wieczór i wypadnie. Może nawet po drodze zajrzy do kilku pacjentów?
Szybki i możliwie niebezpieczny wyskok, pod osłoną dymu i walących się ścian. Jak w starych filmach akcji. Idealna robota dla niej.

Poklepała się lekko po kieszeniach, upewniając, że w razie czego ma wszystko co niezbędne do obrony. Jigglypuff, naładowany rewolwer, parę dodatkowych naboi. Cholera wie co dokładnie dokonało takich zniszczeń i jaki zapas miało jeszcze w zanadrzu.
Nasunęła kapelusz mocniej na czoło, gotowa do dalszej eskapady. Zdeterminowany gremlin to pożyteczny gremlin, nawet jeśli taki trochę kurduplowaty i pokraczny w tym swoim kowbojskim wdzianku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.19 17:31  •  Plac Empty Re: Plac
Sytuacja z baru zmieniła się o całe 180 stopni. Ciężko było mi ukrywać małe zmieszanie na twarzy, które spowodowała Laura nagłą zmianą swoich planów, ale na chwilę obecną nie miałem nic lepszego do roboty, a zależało mi na jej zleceniu, dlatego poszedłem za nią, dogadując wszelakie szczegóły zlecenia. A bardziej miejsca, do którego nagle musiała iść. Szybko zrozumiałem, że jest aniołem i pewnie coś wewnętrznego wzywa ją do pomocy w szpitalu, w którym podobno był jakiś atak.
I tak nie dowiedziałem się niczego więcej niż było to możliwe z ploteczek z baru, które usłyszała dziewczyna. Nie potrafiłem też zrozumieć instynktu, którym kierowała się, słysząc te plotki - bo w końcu skąd miała pewność, że to aby na pewno prawda? W końcu to tylko plotki. Ale nie mogłem oderwać zdumienia od tego, jak to w niej funkcjonowało. Bardzo rzadko miałem do czynienia z kimś takim, więc spotkanie jedną prawie czysto przypadkowo osobę było ciekawą obserwacją. A już niedługo po tym miałem okazję spotkać ich więcej.
W błyskawicznym tempie znaleźliśmy się przed budynkiem szpitala, który tylko prosił się oto, aby zakończyć jego cierpienia. Resztki płomieni paliły po polikach, a kłębki dumy, które unosiły się nad budynkiem zdecydowanie przyciągały zainteresowanie innych osób. Uśmiechnąłem się lekko do siebie, słysząc ten nieśmieszny żarcik. Patrząc kątem oka po Jophielie, który najprawdopodobniej był aniołem, nie bardzo chwycił trochę czarnego humoru. A szkoda.
Słuchałem tego wszystkiego trzy po trzy. Rzadko kiedy miałem instynkt pomagania komuś czysto bezinteresownie, więc powoli zacząłem żałować tego, że zostałem w to wmieszany. Widziałem tylko jak Laura z niemałym zapałem pcha się do pracy, w której rąk zdecydowanie brakowało. Wsadziłem do kieszeni ręce, kopnąłem jeden z kamieni, który obłupał się ze ściany szpitala, zerkałem na osoby, które pomagały rannym w szpitalu, aż ostatecznie podniosłem zaciekawione spojrzenie, gdy usłyszałem ładunki wybuchowe.
No proszę.
Wiec może to nie takie głupie, że tu przyszedłem?
Gwizdnąłem cicho do siebie, myśląc sobie, że to jedna z niewielu sytuacji, gdzie mógłbym poprawić swoje umiejętności. Co prawda ryzykowałbym w tym momencie życiem, ale hej! Bez ryzyka nie ma zabawy. Poza tym, i tak było mi już wszystko jedno, więc co szkodzi spróbować zająć się tą rzeczą? Co nie, bracie?
- Zgaduję, że nikt nie połasił się na to, aby te ładunki wybuchowe spróbować rozbroić? - spytałem, unosząc wysoko brew, ale sama wypowiedź anioła sprawiła, że to było zbyt oczywiste, że na aktualny moment nieszczególnie tym się zajęli. Ważne, aby oczyścić teraz, dopiero później zajmować się ewentualnym rozbrajaniem - Czy wiadomo, kto podłożył te ładunki? Widziano sprawcę? - rzucałem pytaniami, trochę mentalnie zakasując rękawy. Szykowałem się mocno do tego zadania. Nie miałem problemu z tym, aby tam wejść i sprawdzić, jak zostały zbudowane te ładunki wybuchowe. Czy jest w ogóle szansa na to, aby je rozbroić. Dodatkowo również mógłbym poszukać ewentualnych ocalałych, ale zdecydowanie musiałbym mieć więcej informacji odnośnie ładunków i nie tylko.
                                         
Nier
Opętany
Nier
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dla Ciebie tylko i wyłącznie Nier.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.19 21:22  •  Plac Empty Re: Plac
Aniołem nie była, bo myślała, że muszą mieć skrzydełka, wewnętrzny przymus zasadniczo się zgadzał, no ale Nier nie musiał o tym wiedzieć. Tym lepiej. Anioły miały u wszystkich jakiś taki posłuch. Choćby ten srebrnooki nadzorca ewakuacji – machał ręką to tu, to tam, a oni byli wdzięczni, że ktoś mówi im co robić. Zasadniczo do tego sprowadzało się zarządzanie kryzysowe – zwykli ludzie, bez względu jak bardzo wyszkoleni w swoim specjalnościach, są bardzo szczęśliwi mając kogoś, kto pokaże i nakaże im co dalej. Choćby „co zrobić, żeby pomóc” i „jak ustawić priorytety” i nie jest to żaden powód do wstydu.
W chwili, gdy rozpoczęła rozmowę, u jej boku pojawił się (przyszły–niedoszły) pracownik, którego nieświadomie zostawiła w tyle, pędząc do szpitala tak, że od tego wiatru Kromstakowi zrobił się przedziałek na kicie. Chciała go z czystej uprzejmości przeprosić, ale, co zaskakujące, dołączył do zbierania informacji. Kowbojka z wcześniej rwała się do poszukiwań, ale głowę Laury na chwilę zaprzątało co innego – straty. Zawaloną, wschodnią, część szpitala spisano na straty. Sprzęt, a przede wszystkim pacjentów zostawiono tam na pewną śmierć. (Inna sprawa, że większa część już nie żyła.) Ukłucie żalu pojawiło się w jej piersi i zniknęło, zastąpione przez jedną z cech dobrego ratownika – pragmatyzm. Straty były nieuniknione, należało jednak zapobiec kolejnym. Spojrzała na anioła, w niewielkiej części rozumiejąc co przeżywa gdy patrzy na szpital, w którym pracował z pewnością wiele lat. Bez wątpienia nie tylko pacjenci zostali pogrzebani w wybuchu wschodniej części szpitala.
Płacz na później.
Nier zadawał ważne pytania. Nie była pewna co kombinuje, ale spojrzała na niego z ukosa, oceniając czy zdolności elektromechanika mogą się w takiej sytuacji przydać.
Gdy srebrnooki zwrócił się bezpośrednio do lekarki, poczuła się w obowiązku zaoponować, bo chyba się nie zrozumieli.
– Nie jestem zwykłym lekarzem, choć mogę nim być, proszę pana. Jestem lekarzem bojowym, co oznacza, że wchodzę tam, gdzie wchodzą żołnierze i ich osłaniam. Przy wejściu i przy wyjściu. Taki support, na litość, westchnęła w myślach. – Przekładając na obecną sytuację: mogę zakładać szwy, ale zrobi to też każdy z odpowiednią ilością odwagi, szczególnie jeśli zasklepi pan później te koślawo zszyte rany jak u osoby sprzed chwili – wyłuszczyła. – Wolałabym wejść z kimś do środka, inaczej cała idea bariery ochronnej, którą dysponuję – wyraźnie uniosła prawą dłoń, by oprawiony bursztyn zabłyszczał ciepłym blaskiem – oraz udogodnień wzrokowych będą śmiechu warte. – Miała nadzieję, że manipulacja (argumentacja! To co, że w większości przypadków to to samo!) była skuteczna i nie będzie się musiała otwarcie buntować.
Jeśli Nier będzie chciał się podjąć rozbrajania ładunków, bardzo chętnie mu potowarzyszy – szczególnie, ze sama go tu przyciągnęła. Dodatkowo, jeśli zechce je gdzieś przenieść (albo i nie), Artefaktem uchroni ich przed falą uderzeniową. (Chyba.)
W innym przypadku mogłaby wejść nawet z dziewczyną obok, skoro jest już pod ręką. Albo z kimś innym. W każdym razie odsyłanie jej do szycia wydawało się Laurze nie tyle niesprawiedliwością, co kretyńskim marnotrawstwem zdolności.
                                         
Laura
Medyk     Biomech
Laura
Medyk     Biomech
 
 
 

GODNOŚĆ :
Laura, Wieczna lekarka


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.19 9:00  •  Plac Empty Re: Plac
Jophiel powoli zaczynał marzyć o wczesnej emeryturze. Wiedział, że na miejsce katastrofy zaraz zbiegnie się pół Desperacji, wiedział też, że nikogo nie powstrzyma siłą przed wtargnięciem do środka. Poza chorymi i personelem, który nie liczył się dla szabrowników, w środku były kuszące leki i powodujące swędzenie rąk sprzęty, których wyniesienie przyniosłoby zdolnemu rabusiowi spory zarobek. Anioł nie mógł nadzorować wszystkiego na raz, mógł tylko bronić dostępu do głównego wejścia. Nie posiadał trzech par oczu, żeby dodatkowo obserwować ukryte szczeliny i wyjścia ewakuacyjne, którymi mogli wedrzeć się śmiałkowie. Co tam ryzyko utraty życia, skoro mogli się wzbogacić na nieszczęściu.
- No dobrze, skoro lekarz bojowy chce ryzykować swoim życiem i pomagać ofiarom, nie będę go powstrzymywać - oznajmił po chwili. Nie miał co zmuszać jej do opatrywania rannych, jeśli mogła przydać się w innym miejscu. Jedno z trzech już miało zezwolenie, choć zostało udzielone z wyraźnie ciężkim sercem. Będzie miał ją na sumieniu, jeśli cokolwiek się stanie. Sumienie zamierzało go też gryźć, jeśli uwięzieni w budynku nie dożyją do uwolnienia, ładunki jednak wybuchną, albo sprawca zacznie miotać się po innych lokacjach. Ogólnie był raczej na przegranej pozycji. Albo jego sumienie było jakieś nienormalne.
- Czy panienka ma jakieś zdolności, które mogłaby wykorzystać w tej sytuacji? - spytał, zwracając się do Wandal. Jej rozmiary nawet go przekonywały. Spokojnie wcisnęłaby się nawet i do zawalonej części pomiędzy deskami. Raczej nie zawadziłaby głową o jakąś wystającą belkę, ale nie wspomniał o tym. Jeszcze chciałaby podjąć tą karkołomną próbę bycia bohaterem wśród zgliszczy.
- I nie, nie posiadamy nikogo kto umiałby to zrobić - tu skierował twarz do mężczyzny. - Póki co otoczyliśmy je barierą, mając nadzieję, że wystarczy. Po ewakuacji zapewne wynieślibyśmy je na otwarty teren i tam zdetonowali, jeśli nie wybuchłyby nam w rękach po drodze. Jeśli zaś chodzi o sprawcę - mógł to zrobić któryś z gości. Dzisiaj odwiedzających było około piętnastu - dodał. Raczej nie mógł obwiniać personelu, większość była aniołami, żaden z nich nie posunąłby się do takiego czynu. Żaden pacjent nie został wypisany, więc jeśli planowałby popełnić samobójstwo, to raczej nie zabierałby ze sobą setki osób. - Kilku jeszcze tu się plącze - przypomniał sobie nagle. Terrorysta musiałby być szalony, żeby nie uciec z miejsca zdarzenia, ale czy nie był już szaleńcem mordując niewinnych?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.19 12:57  •  Plac Empty Re: Plac
- Panie kierowniku, pan się nie zamartwia, bo aureolka jeszcze oklapnie. Mam kwalifikacje do tego typu robótek. Skradanie na 70, Iluzja co prawda tylko na 60, ale Przemianę, panie drogi, to sobie wymaksowałam na 100.- Rozłożyła ręce jakby nic więcej nie trzeba było tłumaczyć. Nawet jeśli brzmiało to jak bełkot naćpanej desperatki, to Wanda wydawała się być przekonana o swoich umiejętnościach. Dopiero po paru, długich sekundach uświadomiła sobie, że taki anioł-dziadziuś, pewnie nie bardzo wiedział czym jest legendarna, memiczna seria gier, więc statystyki jej Maga na najwyższym poziomie, powiedzą mu niewiele. A dziewczę naprawdę paliło się, żeby wleźć do środka zrujnowanego szpitala. To dopiero była przygoda, nie jakieś polowania na myszy.
- Żyję na Desperacji nie od dziś, wiem jak sobie poradzić w warunkach takich jak te.- Skinęła głową w stronę szpitala. Zdjęła przy okazji z głowy kapelusz, przez co stała się wizualnie jeszcze mniejsza.- Jestem kompaktowa, mam całkiem niezłą krzepę w łapkach i chcę pomóc.- Ostatni argument z trudem przeszedł jej przez gardło.- Poza tym jestem w stanie przemienić się w fenka. Powiedzcie tylko czego szukać, a wam to przyniosę. A jak nie przyniosę to chociaż wyniucham ilu jeszcze w środku zostało. Może nawet uda mi się kogoś wyciągnąć.
Przy okazji kradnąc masę innych rzeczy.
No ale tego nie musiała już mówić na głos, prawda?
Przygryzła lekko dolną wargę słysząc, że sprawca może wciąż przebywać w okolicy szpitala, ba może nawet był jednym z uwięzionych w środku ludzi. Gdyby tylko udało jej się dostać do tego świra i poznać sekret budowy ładunków wybuchowych, które potrafią rozwalić taką budowlę...
Nie pozwoliła sobie na zbyt długie myślenie o swoich nikczemnych zamysłach wysadzenia paru miejsc, przecież cholera wie czy któryś ze szwendających się aniołów nie włada telekinezą. A wtedy cały misterny plan w pizdu.
- Wejdę z panią doktorową i wszystko będzie dobrze kierowniku. Ogarniemy ten bur... bałagan.
Okej, nie uśmiechało jej się branie na ekspedycję KOGOKOLWIEK, ale laska już dostała zgodę na wejście, więc może wystarczyło się pod nią podczepić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.19 18:49  •  Plac Empty Re: Plac
Nie rozumiałem innego wytłumaczenia, którym kierowała się dziewczyna przy chęci pomagania, więc z góry uznałem, że jest aniołem. Też nie jestem głupi, a też niezręcznie mi, robiąc za zwykłego przybłędę, który tylko z boku obserwował całą sytuacje. Dlatego postanowiłem im pomóc, choć wiedziałem dobrze, że ta robota do najprostszych należeć nie będzie. W końcu chciałem zdeklarować się do rozbrojenia ładunków wybuchowych. Minimalny błąd, a moje wnętrzności znajdą się na spalonych od ognia ścianach i nikt nie doceni mojego bohaterskiego czynu.
Kątem ucha słuchałem Laury, gdy starała się wyprostować swoją wypowiedź, gdzie jednoznacznie zapaliła mi się mała lampka nad głową, zresztą z pewnością nie tylko mi. Skoro była gotowa do takich poświęceń, a ja chciałem zająć się tymi ładunkami, dobrym pomysłem będzie wciąż pozostać razem. Może przy okazji, w tak zwanym "międzyczasie" uda się obgadać cel naszego głównego spotkania. Przytaknąłem głową na znak, że zrozumiałem, co do mnie powiedział Jophiel, pozwalając sobie również strzelić karkiem, jak i palcami.
- W takim razie mógłbym się nimi zająć, jeśli to nie problem. Wezmę ze sobą dziewczynę, która jest gotowa do poświęcenia tak samo jak ja i odszukamy je. Oraz postaram się zdetonować resztę ładunków, które pozostały. Ryzyko jest, ale nie tak wielkie gdybyście mieli je własnoręcznie przenieść. Przy okazji rozejrzymy się czy w szpitalu nadal nie ukrywa się sprawca tego całego syfu, który tu zrobił - oznajmiłem, chociaż to ostatnie interesowało mnie z zupełnie innego powodu. Początkowo chciałem po prostu poznać konstrukcję jego bomby, a gdy uda mi się go odszukać, dopytać go o ewentualne szczegóły takiego cacka. Ewentualnie później mógłbym go zajebać. Nie, bracie? Póki co kątem oka spojrzałem na Laurę, która da mi jakiś sygnał, ze jest chętna do pomocy przy czymś takim. Bo jeśli nie, nie wiem, czy będę chciał ładować się w takie gówno za darmo.
                                         
Nier
Opętany
Nier
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dla Ciebie tylko i wyłącznie Nier.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.19 15:29  •  Plac Empty Re: Plac
Anioł rzeczywiście nie skumał czaczy. Uznał ją za lekko niestabilną psychicznie, ale kto w tych czasach mieszkając na Desperacji zachowywał czystość umysłu? Pewnie była kiedyś człowiekiem i rzuciła mu właśnie jakimś tekstem z tych ich wymyślnych gierek. Pewności nie miał, tak samo jak i pojęcia o czym mówi. Ale mówiła to z pełnym przekonaniem, jakby to było coś ważnego. Aureolki też nie miał. Tak, to tłumaczyłoby człowieka i ich zaburzony pogląd na wyobrażenie anioła. Aureolki pewnie wzięły się od towarzyszącego im blasku, wszak przed apokalipsą żaden skrzydlaty nie miał materialnego ciała, a wszelkie zwiastowania i objawienia były krótkotrwałe, bardzo przypadkowe i z woli boskiej.
Wysłuchał zarówno Wandal jak i Niera, zastanawiając się chwilę. Wyciągnął z kieszeni mały woreczek, z którego wysypał trzy kulki wyglądające jak perły. Wysunął dłoń z zawartością w kierunku trzech muszkieterów ochotników. Każdy najwyraźniej miał przygarnąć jedną z nich, choć nie wskazał tego słownie.
Wejdźcie więc na własne ryzyko. Jeśli poczujecie zagrożenie albo znajdziecie kogoś, możecie skorzystać z tych kulek. Teleportują przed wejście jeśli się je zgniecie lub rozgryzie – poinstruował, bardziej przekonany o ich przydatności niż minutę wcześniej. Na pewno czułby się spokojniejszy gdyby mieli je przy sobie, ale nie jego sprawa czy z nich skorzystają. Na pewno zauważy ilość pojawień się przed frontowe drzwi, więc wiedziałby kto sobie jakąś przywłaszczył. Chyba, że akurat się zajmie kolejnymi rannymi lub uspokajaniem uczestników katastrofy, co było wysoce prawdopodobne. Wykonał jeszcze krótki gest krzyża, jakby ich błogosławił. Na nic się to nie zda, ale jeśli byliby wierzący czy coś, to może podniosłoby ich to na duchu i uwierzyliby, że coś tam nad nimi czuwa.
No cóż, nad Szpitalem nie czuwało.


Info:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Plac Empty Re: Plac
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach