Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 31.05.17 20:32  •  Stary i zniszczony gmach biblioteki. Empty Stary i zniszczony gmach biblioteki.
Stary i zniszczony gmach biblioteki. 1286116396_b

Mniej więcej tak to wygląda, dodatkowo czuć zapach lawendy.

Pokój Santino:
Stary i zniszczony gmach biblioteki. Vintage-bohemian-bedroom-torias-boho-peacock-bedroom-pinterest-11

Kiedyś opiszę to ładniej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szedł przez opuszczone zaułki Apogeum, a piasek trzeszczał mu pod obuwiem. Słońce nieustannie i bezlitośnie wysysało ostatnie opary wody z każdego z możliwych organizmów, w tym z białowłosego najemnika. Mimo płaszcza, zasłoniętej głowy i twarzy, promienie słoneczne dawały mu się we znaki, lecz miało być gorzej.
Wiatr, który pojawił się znikąd, powoli przerzucał kolejne ziarnka piasku, aż w końcu zaczynał rzucać ich garściami, wiadrami... cysternami. Burza piaskowa uderzyła w apogeum znikąd.

Ghoul silnym pchnięciem otworzył drzwi do starej "opuszczonej" i zniszczonej biblioteki, chwilę mocował się z drzwiami w próbie ponownego ich zamknięcia, aż w końcu mu się to udało. Zrzucił z głowy kaptur i obluzował delikatnie chustę na twarzy. Mimo licznych nieszczelności, pomieszczenie to było w miarę bezpieczne... przynajmniej w sprawie z burzą.
Białowłosy położył dłoń na kaburze pistoletu i powoli zaczął zagłębiać się do wnętrza biblioteki.
Regały były prawie puste, a ewentualne książki które na niej leżały były zapewne niezdatne do jakiejkolwiek lektury.
Żmij zaczął przeglądać owe regały, mimo wszystko jednak mógł znaleźć coś ciekawego, w końcu jak burza była zaskoczeniem tak i może tu znajdzie jakiś zaskakujący fant.

Los jednak nadal mu nie sprzyjał, bo większość książek była mało przydatna lub nieczytelna, a nawet jeśli to znając poziom wyedukowania na desperacji to znalezienie kupca na kilogram piasku byłoby szybsze.
Sięgnął do torby po manierkę z wodą i ściągnął z niej niewielką ilość zawartości, i tak była już prawie pusta.
Ballantine spojrzał na zegarek... burza zaczęła się około piętnastu, dwudziestu minut temu. Był już zmierzch, więc najwidoczniej będzie musiał tu przenocować.
Usiadł na jednym z powalonych regałów i powoli zaczął nabijać fajkę resztkami tytoniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stara biblioteka od dłuższego już czasu nie była miejscem, w którym ktokolwiek chciałby zamieszkać. Posiadłość wyglądała jakby w każdej chwili mogłaby się zawalić. Niemniej jednak ciągle stała, dumnie wznosząc oszkloną kopułę, której nie była w stanie pokonać nawet najgorsza burza piaskowa. Właśnie dlatego Santino wybrał ją na swoją kryjówkę.
Wychowując się w M5 wiedział, do czego służą biblioteki. Zdziwił się jednak, gdy zobaczył tak wiele różnych tomów, które zakonserwowane przez suche powietrze, przetrwały do tych czasów. Oczywiście wiele egzemplarzy było już uszkodzonych i nieczytelnych, jednak znalazły się i takie, które wymordowany mógł zebrać i złożyć w jednym miejscu, by umilały mu nudne wieczory.
Obudził się dość późno, bo gdy rozszczelnił okno, by przez nie wyjrzeć, Słońce już dawno górowało nad horyzontem. Wymordowany odłożył deskę, która zakrywała szybę i szarpnął mocniej, by otworzyć okno na oścież. Od razu poczuł, jak w wypełnionym lawendowym zapachem pokoju, powietrze zaczyna wirować. On sam oparł się o ścianę, by nacieszyć rozgrzane ciało odrobiną chłodu. Nie podziałało to jednak na długo. Zgarnął z ziemi ubrania, które chciał na siebie założyć, ale zanim to zrobi, to postanowił się ubrać i odświeżyć. Na ciele miał pełno plam, które były dla niego niewiadomego pochodzenia. Jego skórę zdobiły plamy krwi. Santino miał jednak nadzieję, że nie była to jego własne. Chociaż ciao go bolało, a ona sam nie czuł się najlepiej, to wiedział, że nie miał żadnych ran. Nie pamiętał jednak, co robił dnia wczorajszego, więc być może zaszalał nieco bardziej niż powinien. Znalazł butelkę po jakimś marnym alkoholu domowej roboty, który zapewne za szybko uderzył mu do głowy.
Wziął do ręki szmatkę, którą nawilżył wodą. Powoli ale mocno zaczął szorować każde zabrudzenie, co jakiś czas przepłukując ścierkę. Zajęło mu to trochę czasu, ale gdy skończył, to nikt nie powiedziałby, że wcześniej był tak brudny. Ubrał się i zaczął czesać. Zawsze lubił doprowadzać się do porządku, który był niemal przesadzony perfekcjonizmem. Zajęło mu to całkiem sporo czasu. Następne kilka godzin spędził na czytaniu książki i zszywaniu zniszczonych ubrań. W pewnym momencie usłyszał, że wiatr się wzmógł. Wyszedł ze swojego pokoju i podążył w stronę głównej sali bibliotecznej, by móc stanąć pod kopułą i obserwować, jak ziarenka pisaku muskają szkło. Lubił ten dźwięk. Uspokajało go to.
Kręcił się i spacerował pośród regałów i książek,które były starsze od niego. Oczami wyobraźni widział, jak niematerialne ręce ludzi sięgają po tomy, które chcieli wypożyczyć. Wprawiało go to w melancholijny nastrój.
Tu nie wolno palić – powiedział, do tajemniczej sylwetki, której zarys zauważył. Zacisnął swoją dłoń na jednej z książek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Upychał resztki tytoniu w fajce z kości słoniowej, starannie nie za mocno ale też nie za lekko, by przepływ powietrza nie przyśpieszył zbytnio procesu spalania tytoniu, ale także by palenie było możliwe.
Kiedy uporał się z tą jakże pochłaniającą uwagę sztuką, z metalicznym brzękiem otworzył zapalniczkę i zaciągając płomień do kominu fajki. W momencie kiedy tytoń rozpalił się równomiernie, Ghoul schował do torby zapalniczkę i pudełko z resztkami tytoniu.
Siedział ściągając leniwie kolejne porcje dymu z fajki i spoglądając na zegarek. Kroki od strony regałów wybudziły go z tego leniwego transu, a głos, który rozległ się po jeszcze chwilę temu pustej bibliotece uświadomił go w przekonaniu, że nie jest tutaj sam.
Wyćwiczona ręka zareagowała odruchowo i w ułamku sekundy sięgnęła po pistolet, którego przyrządy celownicze nałożyły się chwilę potem na niespodziewanym gościu... lub chyba gospodarzu, tego przybytku.

- Nie wolno palić... - zrzucił chłodno w eter - Na desperacji nie ma zasad. Równie dobrze wymierzona w Ciebie broń mogłaby wypalić, ale żal mi tej kuli, a także brakuje potrzeby by cię zabić.
Bordowe ślepia skierowały się ku twarzy nieznajomego.
- Chyba, że takową potrzebę mi zapewnisz.
Pistolet wciąż był skierowany ku nieznajomemu, trzymany jedną dłonią, za to pewnie - w pozbawionej drgań ręce. Cała ta sytuacja jednak nie skłoniła białowłosego do odłożenia fajki, z której ochoczo palił dalej, ale jednym okiem wciąż obserwował wymordowanego.

- Więc - po dłuższej ciszy Ghoul otworzył ponownie swoje lekko już wyschnięte usta - Ja będę palił dalej, ty będziesz miał to gdzieś i zajmiesz się sobą, a ja poczekam do końca burzy.
Powoli cofnął broń, mimo wszystko wciąż miał ją w ręce, wciąż z odciągniętym kurkiem i wciąż będąc na takiej odległości, że ponowne wymierzenie w Santino, było drobnostką, zwłaszcza dla osoby o jego umiejętnościach w posługiwaniu się bronią palną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie znał faceta. Ucieszył się jedynie, że nie był to żaden z jego klientów czy też informatorów. W ogóle nie miał ochoty na kontakty z kimkolwiek. Mocniej zacisnął dłoń na grubym grzbiecie książki, aż pobielały mu kłykcie. Jednym mocnym ruchem pociągnął za okładkę i wysunął tom z półki.
Prawie się zaśmiał, gdy zobaczył celowaną w jego kierunku broń. Nawet nie chciało mu się już liczyć, ile razy ktoś groził mu tym samym. Zawsze jednak próby kończyły się tak samo – albo wyjściem oponenta, albo pójściem do łóżka. Widok broni nie robił na nim już żadnego wrażenia, chociaż rozumiał, po co ktoś chce mieć ją przy sobie. Santino gdyby wiedział jak się posługiwać pistoletami, to też zapewne pragnąłby mieć go zawsze w pobliżu i na wyciągnięcie ręki.
Przyjrzał się mężczyźnie. Na oko miał góra trzydzieści parę lat. Białe włosy dodawały mu kilku wiosen, lecz mogło to być zwodnicze myślenie. Santono nie chciał nić z góry zakładać. Uważnie obserwował nieznajomego, który nie wykazywał jednak żadnych wrogich zamiarów. Dobrze, nie będą musieli uciekać się do jakichś krwawych potyczek lub używania mocy, na co Dell'Orfellice nie miał ochoty.
Książki tutaj są tak stare i suche, że przy odrobinie nieuwagi, wszystko w mgnieniu oka może stanąć w płomieniach – burknął. Nic nie miał do palenia, ale chciał uniknąć ryzyka, bo jednak potrzebował jakiegoś dachu nad głową, a gmach biblioteki spełniał tę funkcję idealnie. Nie pozwalał palić nikomu w pobliżu książek i drewnianych regałów. Jedyne miejsce, w którym palił się ogień był jego pokój, ale tam nie chciał zabierać przybysza.
Jak gdyby nigdy nic usiadł na schodach, idealnie naprzeciwko nieznajomego, by móc go obserwować. Na Desperacji trzeba było być ostrożnym nawet w stosunku niewinnie wyglądających zwierzątek.
Daruj sobie mówienie mi, co mam robić – upomniał przybysza. Nie lubił, gdy mówiono mu, co ma robić, chyba że ktoś wykładał jakąś formę zapłaty za to. Wtedy mógł zrobić wszystko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ze zmarnowanym wzrokiem ściągał kolejne porcje dymu i wypuszczał je kącikiem ust. Kiedy nieznajomy się odezwał nieznacznie się ożywił.
- Mogę Cię zapewnić, że nie spalę twojej drogocennej kolekcji.
Rzucił, jednocześnie nie przerywał palenia. Mógł zrozumieć obawy desperata, gdyby palił papierosa lub skręta, ale paląc z fajki trzeba było się nieźle postarać aby cokolwiek przypadkiem zapalić.
W między czasie sięgnął po manierkę by ponownie nawilżyć usta, w tym samym czasie desperat zaczął mówić o tym, aby białowłosy nie mówił mu co ma robić.
Ghoul podniósł jedną brew, w teatralnym geście niezrozumienia.
- Jeśli tak to odebrałeś. Niech Ci będzie.
Spojrzał na regały, a następnie na owego ich właściciela.

Kiedy tytoń w fajce się wypalił, Ballantine wsadził kciuk do otworu(kominka) fajki, by zmielić pozostały osad, a będąc pewnym że wszystko zgasło wysypał ciemny proszek na posadzkę i rozmiótł kupkę butem.
Spojrzał ponownie na zegarek, od rozpoczęcia zamieci minęła prawie godzina... godzina siedzenia w jednym miejscu i bycia obserwowanym przez nieznajomego gospodarza.
Zegarek wskazywał godzinę dwudziestą.

- Masz wolny pokój? Zapłacę za nocleg.
Nie wiedział na ile mógł mu ufać, ale fakt że zajmował się tak małowartościową z punktu widzenia desperatów rzeczą, jak książki, uświadamiał go w fakcie, że może ten desperat to nie kolejny ludzki śmieć... chociaż i tak to trudno stwierdzić na tym etapie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uważnie obserwował mężczyznę, a najbardziej jego fajkę. Owszem wiedział, że niesie ona mniejsze ryzyko rozniecenia ognia, ale był ostrożny. W bibliotece, zwłaszcza w głównym pomieszczeniu, było strasznie sucho. Do tego stopnia, że lakier, zabezpieczający regały, zaczął z nich odchodzić. Odetchnął z ulgą, gdy nieznajomy skończył palić. Momentalnie poczuł się dużo bezpieczniej i pewniej, że nic złego się nie stanie.
W tej bibliotece znajduje się tylko jeden pokój i należy on do mnie. Wątpię, żebyś reflektował spanie w miejscu, w którym pracuję – powiedział, uśmiechając się lekko pod nosem. Nieznajomy nie wyglądał jak osoba, która chciała skorzystać z usług świadczonych przez wymordowanego. W innym wypadku już zapewne przeszedłby do jakiegoś działania. Mężczyźni, którzy chcą tej jednej konkretnej rzeczy nie czekają, tylko biorą się do roboty byleby jak najszybciej spełnić swoje żądze. Białowłosy był opanowany, a Santino stwierdził od razu, że znalazł się tu tylko dlatego, że na zewnątrz rozszalała się burza piaskowa.
Mam kilka starych poduszek, nieco ubitych i zakurzonych, ale na pewno lepiej będzie się leżeć na nich niż na ręce. Znajdzie się też jakiś koc. Mogę to wszystko przynieść tutaj, lub bliżej mojego pokoju, gdzie nie czuć tego kurzu – zaproponował. Nigdy nie był agresywny w stosunku do osób, które przychodziły do biblioteki, o ile osoby te nie wykazywały złych zamiarów względem niego. – Pod warunkiem, że twoja broń będzie daleko od ciebie. Wiem, że może wydać się to niedorzeczną prośbą, ale ja nie jestem uzbrojony i średnio ufam tym, którzy mają przy sobie takie ustrojstwa. Wszyscy moi klienci, przychodząc tutaj, oddają broń mnie – wątpił, że przybysz zgodzi się na taki układ, ale miał nadzieję, że wykaże się odrobiną zaufania. Wstał ze schodów i oparł się o nieco spróchniałą i popękaną poręcz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Siedział ze splecionymi dłońmi, a na nich opartą miał brodę. Z jednej strony można było powiedzieć, że był zadowolony, bo desperat nie odrzucił jego propozycji, jednak jego żądanie było niestety nie do zrealizowania.

Ballantine wyciągnął pistolet, wyjął z niego magazynek, a następnie pociągnął za górną część zamka wyrzucając przy tym pocisk, by następnie złapać go w locie.
- Oddam Ci broń... - rzucił nagle, ładując przy tym złapany pocisk ponownie do magazynka - To chciałbyś usłyszeć. Jednak jest to niemożliwe.
Załadował broń ponownie i spojrzał na wymordowanego.
- Mogę spać tu, bez poduszek i bez koca. Mimo wszystko oddanie Ci mojej broni, będzie dla mnie jak oddani Ci mojej kończyny, jeśli Cię to uspokoi nie mam zamiaru, ani Cię okraść, ani zabić. Żadna z wymienionych opcji nic mi nie da.

Schował pistolet do kabury.
- Mówiłeś o klientach... jesteś kurwą?
Specjalnie się nie krył ze swoją myślą, ani nie ubierał ją w dziwaczne synonimy, by brzmiała lżej. Po co, nazywajmy rzeczy po fakcie.
Po czym t o stwierdził? Wymordowany ubierał się zbyt dobrze, zbyt dbał o siebie. Fakt mógł po prostu dbać o siebie, ale nawet jeśli to nie aż w takim stopniu. Dobry wygląd na desperacji kojarzył się białowłosemu tylko z dwoma opcjami - Handlarze różnej treści lub Dziwkami. Oby dwa zawody przynosiły duże zyski i wymagały dobrej prezentacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spodziewał się takiej odpowiedzi, ale skoro mężczyzna chciał spać w tym pomieszczeniu, to nie musiał oddawać broni. Pokój Santino był zamykany i ciężko było wyważyć masywne, drewniane drzwi. Kula raczej też na niewiele by się zdała, a wymordowany mógłby je jeszcze czymś od wewnątrz zastawić. Mógł mieć pewność, że byłby bezpieczny.
Uśmiechnął się. Zawsze lubił, gdy ludzie nazywają rzeczy po imieniu, jednak jego kurwienie się było inne i nieco bardziej wyrafinowane niż takiej podrzędnej dziki, która chce zarobić cokolwiek. On to robił nie dla chęci przetrwania lecz dlatego że to lubił i umiał czerpać z tego korzyści. Poza tym, była to idealna przykrywka dla zbierania informacji.
Nie, jestem bibliotekarką, która czeka na czytelników – odpowiedział z nutą sarkazmu w głosie. – Chodź, mogę ci dać coś do picia i wodę do odświeżenia się, jeśli chcesz – zaproponował. Pomagał innym, więc nie widział powodu, dla którego miałby odmówić tego samego białowłosemu. Kto wie, może ten odwdzięczy się kiedyś pomocą i jemu. – Skoro wiesz, kim jestem ja, to powiedz, kim jesteś ty? Żyjesz sobie na własną rękę, czy należysz do jakiejś organizacji? – zapytał. Musiał w końcu mieć jakieś informacje. Jego życie toczyło się wokół tego, więc nie wiedział czy pytanie to było wynikiem ciekawości czy wyłącznie zboczenia zawodowego, wiążącego się z byciem informatorem. Białowłosy, jeśli należał do organizacji to na pewno nie do Psiego Gangu, bo Santino nigdzie nie był w stanie zauważyć charakterystycznej żółtej chusty. Oczywiście mogła być gdzieś chowana, ale zazwyczaj członkowie DOGS dumnie nosili ją na widoku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie potrzebuję, mam własną wodę.
Wolał nie ryzykować, mimo że obcy otwarcie nie był wrogi do najemnika, ten i tak wolał samemu zaopatrywać się w jedzenie i wodę. Jadł dzień temu, ale przez tyle lat na desperacji zdążył się przyzwyczaić, mentalnie jak też i fizycznie. W czym nie pomagał mu przyśpieszony metabolizm.

Słowa desperata przykuły jego uwagę, chociaż było w nich coś zabawnego. Czy Ghoul wiedział kim jest ten ciemnowłosy mężczyzna? Nie wiedział, znał jego zawód, w którym on sam go upewnił.
Jednak coś go podkusiło żeby wyjawić mu jego pseudonim, który raczej nie był czymś czego nie można było zdradzić, w końcu może on będzie jego przyszły pracodawcą lub kontaktem, burdele to dobre miejsce do zbierania informacji.
- Ghoul, nie mniej nie więcej, po prostu Ghoul.
Bordowe ślepia spojrzały w piwne oczy desperata.
- A pan, panie bibliotekarzu? Kim pan jest?
W oczach łowcy po za zimnym spojrzeniem, kryła się także nutka zaciekawienia. Ten wymordowany zbyt dobrze dobierał słowa, potrafił czytać, był zdecydowanie zbyt elokwentny, co sam Ball mógł spokojnie wychwycić, jako iż sam był uczony podobnej sztuki wysławiania się.

W oczekiwaniu na odpowiedź ze strony obecnego rozmówcy sięgnął do swojej torby, by wyciągnąć z niej bimber.
Otworzył go i spił część zawartości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak chcesz – odpowiedział. Nie miał w zwyczaju wmuszać w kogoś czegoś. Dzięki temu nie będzie musiał martwić się o swoje i tak małe zapasy. Co jak co, ale przesadna gościnność nie miała racji bytu. Na Desperacji nadal trzeba było myśleć głównie o sobie, a nie o kimś innym.
Spojrzał na białowłosego. Od razu wyłapał wszelkie możliwe do wyłapania szczegóły. Uśmiechnął się, jakby wygrał los na loterii.
Santino Dell'Orfellice – ukłonił się, wysuwając jedną stopę do przodu. Wyglądało to nieco teatralnie. Jedwabna narzutka z jakiegoś kimona opadła mu z ramion, ale na szczęście był ubrany, więc nie wywołał tym żadnej krępacji. – Do usług, za odpowiednią zapłatą oczywiście – zażartował. Odkładając trzymaną książkę na miejsce. Zszedł kilka stopni w dół, by być nieco bliżej przybysza. Skoro żaden z nich nie miał złych zamiarów względem drugiego, to raczej nie powinni mieć nic przeciwko gdy ich dystans się zmniejsza.
Wyminął mężczyznę, pozostawiając za sobą zapach lawendy i podążył w kierunku ogromnych drewnianych drzwi wejściowych, które mocno docisnął i zamknął na solidną drewnianą zasuwkę.
Bywa, że podczas silnego wiatru te drzwi się otwierają. Mam tu już kurz i nie chcę piasku, lubię chodzić boso. Jeśli będziesz chciał wyjść, to wystarczy że pociągniesz za tę dźwignię, Łowco. – powiedział, wskazując niewielki metalowy wihajster, przymocowany do drzwi. Oczywiście wyłapał, że białowłosy jest Łowcą. Miał już z nimi do czynienia i wiedział jak ich rozpoznać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach