Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Prawie parsknęła śmiechem. Ten biedny, łysowaty człowieczyna próbował wylać swe frustracje, niemalże wyżalić się dwójca, a Len... po prostu ruszył w jego stronę i aktywował coś, czego nazwy Marcelina nie znała i nawet nie zapamiętała; z krzywym uśmiechem na ustach postanowiła zabawić się wraz z nimi. Z ciemności znów poczęły wychodzić Dike, Anhedonia, Dysforia, Insomnia, Fuma, Kairos i Nemezis wyłoniły się z mroku, z wrzaskami zadowolenia i w pełni sił rzucając się na nadchodzące stwory. Marcelina z uśmiechem przyjęła przybycie Grega, wyciągając z kabury Billie Jean i odbezpieczając ją. - Gotowa - wyszczerzyła się, krzycząc bojowo w akompaniamencie z Gregiem i wbiegając w środek całej tej masakry. Odstrzeliła kilka łbów, by w końcu dostrzec łysawego mężczyznę próbującego uciec. - Zajmę się nim - powiedziała do Lentarosa, chowając spluwę i w jednej, krótkiej chwili przybierając postać czarnej pantery. Ciemna smuga jeszcze długo ciągnęła się za jej ogonem i tylnymi kończynami; niczym demon ruszyła między bestie, które nie zdołały nawet dostrzec jej konturów. Sunęła niczym upadły anioł, zdawałoby się wręcz, że nie dotykała swymi lekkimi łapami podłoża. Dobiegła do umykającego mężczyzny szybciej niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać, łącznie z nim; powaliła go potężnymi łapami, triumfalnie stając nad nim. - Dokąd się wybierasz, doktorku? - nie poruszała ustami. Naukowiec słyszał jej głos w swej głowie. - Gdzie reszta, parszywcu? - lewym łapskiem przyszpiliła do chłodnego podłoża jego łeb. Jedyne, co pozostało mężczyźnie to bezwładne machanie rękami i nogami. Czarna jaguarzyca warknęła, chcąc chwycić insekta za kark; wtedy jednak z mroku wyłoniła się poznana wcześniej bestia. Kulała na jedną łapę, którą wcześniej postrzelił Greg; zamachnęła się siarczyście, strącając Marcelinę z ciała łysego palanta. Pantera syknęła wściekle, jeżąc sierść na grzbiecie a pazurami wbijając się w podłoże, pozostawiając nimi na jego powierzchni głębokie ślady. Machnęła kilkakrotnie ogonem, rozpływając się w powietrzu w momencie, gdy rozjuszona kreatura prawie wbiła się w nią swym cielskiem. Zdezorientowany potwór nie dostrzegł Marceliny, która ponownie pojawiła się tusz za nim; wskoczyła szybko na jego plecy, chwytając żelaznym uściskiem potężnych szczęk kark bestii. Zawyła żałośnie, próbując zdjąć przeciwnika ze swoich barków; była jednak osłabiona ciągłą walką. W jednej chwili jeden, ogromny szpon zabódł Marcelinę w bark; odsunęła się gwałtownie i tak niefortunnie, że dosięgnęła ją druga łapa kreatury. Wyszarpała ona jaguarzycę za sierść i rzuciła o ścianę, chcąc dokonać ostatecznego, triumfalnego ciosu; wtedy jednak na ratunek Marcelinie przybył Greg, strzelając kilkakrotnie w brzuch bestii. Jeden pocisk trafił ją w serce, a następny w tętnicę szyjną - kwiląc głośno mutant upadł w końcu, tonąc we własnej, brunatnej krwi. Uratowana otrząsnęła się szybko, machając długim ogonem i próbując otrzepać się z dziwnego, tłustego potu, w którym niemalże wytarzała się na grzbiecie wśród gęstego futra martwego już potwora. - Dzięki. - czarna pantera spojrzała wdzięcznie swymi błękitnymi ślepiami, ładnie komponującymi się z idealnie czarnym, smolistym futrem i ruszyła w stronę Lentarosa, chcąc pomóc mu z w walce z resztą bandy.
Doktorek zniknął. Znów.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wooow, a to co? Nie mówiłaś że znasz takie sztuczki, futrzaku! - Zawołał z podziwem, widząc wyłaniające się z ciemności kotowate monstra. Słysząc że jest gotowa i najwyraźniej chętna trochę się pobawić, załadował nowy nabój do komory strzelby poprzez pociągnięcie uchwytu na lufie, uśmiechając się. - Zabawmy się! - W swoim żywiole, facet praktycznie wyskoczył na przeciw biegnących monstrów, odstrzeliwując ich łby raz za razem, a jeśli zbytnio się zbliżały, częstując je solidną dawką ołowiu ze znaleźnego uzi. Lentaros zaś, zupełnie skupiony na metodycznym wycinaniu grup postradałych rozumu bestii nawet nie zauważył całej pomocy jaką otrzymał, a także słów Marceliny. Nie zarejestrował ich, będąc w tej chwili tylko i wyłącznie skupiony bezpośrednio na walce. Eliminował metodycznie każdego, zbliżającego się przeciwnika, a jego ataki i ruchy nabierały co raz większej prędkości i agresywności. Rozszarpywał bestie gołymi rękoma, rozcinał ich ciała, skąpując swoje ciało w ich paskudnej krwi. Nie bał się jednak pobrudzić, tak długo jak żadna z tych bestii nie zbliżyła się nawet na metr do Marceliny. To był jego główny cel, był zdeterminowany by zabić każdą istotę jaka mogłaby w tej chwili chcieć przejść do wymordowanej. Chciał ją chronić, chciał ją obronić. Może jego system widział w niej kogoś podobnego do poznanych osób? Może robił to zwyczajnie z chęci uratowania chociaż jednej osoby z tego wszystkiego, winiąc się za początek ich rozdzielenia?
Ciężko to określić, lecz jego usta mimowolnie wypowiedziały kolejną strofę aktywacyjną.
- System Overdrive - Poziom drugi. - Jego skóra z rumianego koloru przechodziła w pomarańczowo-czerwony, parując. Maszyna wyglądała zwyczajnie jak kreskówkowy przykład furii i irytacji, lecz to była prawda.
I cały "gniew" był ukierunkowany w brutalne i szybkie ataki, jakie wcinały się w hordę jak w masło, zostawiając za sobą szlak krwistych szczątków i ciał. Gdyby Marcelina uważała kiedyś że maszyny są powolne i ospałe, ten widok z pewnością by to wybił jej z głowy.
Maszyna jednak nie spostrzegła walki jaka odgrywała się za jego plecami, lecz Greg był w pogotowiu. Facet zostawił małą grupkę jaka go goniła nafaszerowaną ołowiem i ruszył do pomocy Marcelinie, zmagającej się z bestią jaka ścigała ich w szybach. Strzał za strzałem robił z ciała tego potwora mielone kotlety faszerowane śrutem, uśmiechając się szerzej z każdym kwileniem bólu stwora, aż ten runą na ziemię, martwy.
- Wisisz mi po tym przynajmniej butelkę wódki, koteczku. - Rzucił pół-dowcipem, pół-serio, chcąc teraz pomóc Lenowi w walce.
Lecz ku ewentualnemu zaskoczeniu zarówno Grega jak i Marceliny, maszyna właśnie wyrywała gardło ostatniemu z potworów, tylko po to by oderwany element ciała wyrzucić za siebie i urwać stworowi głowę, jaką trzymał za resztki włosów lewą dłonią, podczas gdy prawą trzymał katanę skrytą wewnątrz pochwy, gdzie nawet drewniany pojemnik na ostrze ociekał krwią monstrów.
- Overload... Deaktywacja. - Wypowiedział komendę głosową, deaktywując system przegrzania. Czerwony, niemal demoniczny blask w jego oczach zgasł, zastąpiony ponownie ciemnymi, matowymi źrenicami. Wypuścił głowę z dłoni, wychodząc ze stosu trupów w jakim faktycznie stał.
- A jemu prysznic. - Dodał do poprzedniego "żądania" za pomoc, widząc że Lentaros praktycznie ocieka krwią.
- Luka wciąż znajduje się na tym piętrze, nie użył windy. Widziałem jak zaczął uciekać korytarzem w lewo, lecz nie mogłem dopuścić by chociaż jedna z tych bestii miała szansę się do Ciebie zbliżyć, Marcelino.
- Bleh, zachowajcie te mdłe teksty na kiedy indziej.
Maszyna zwróciła uwagę na Grega, nie rozumiejąc co przez to miał na myśli, po czym wzruszyła bezwiednie barkami.
- Przez najbliższy czas będę posiadał niski stan energii, co nie pozwoli mi walczyć w pełnym potencjale. System overload jest wyczerpujący. Idziemy za nim, czy idziemy zgodnie z planem do generatora? - Jego skóra powoli traciła barwy jakie zyskała od rozgrzania jego systemu, lecz para faktycznie ciągle się z niego unosiła. Wyglądał jak coś co dosłownie wyszło z piekieł, heh.
- Ten łysy doktorek nazywa się Luka? Heh. Chuj rozkładał pułapki by straszyć osoby tu zrzucane i napuszczał na nas swoje stworki. Zostawiłem tamtą dwójkę papużek-nierozłączek samych gdy orangutan uznał że woli się tłuc z monstrum będącym dwa razy takim jak ona w barach. Widzieliście ich może? Ciekawi mnie co się z nimi stało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina ruszyła ku Lentarosowi, faktycznie z zaskoczeniem odkrywając, że sam poradził sobie z całą hordą. Trochę rozbawił ją widok Lena ociekającego krwią; momentalnie zaczęła się śmiać w dość osobliwy; panterzy sposób - Wygląda jak tampon! - usłyszał prawdopodobnie jedynie Greg - bo czy maszyna jest w stanie usłyszeć telepatyczny komunikat? Greg parsknął, kiwając głową. Wymordowana za to próbowała zrobić krok do przodu; miast tego upadła, kuląc prawą, przednią łapę. Wstała i podciągnęła ją pod siebie, sycząc wściekle. Jej prawy bark był niemalże rozerwany, na szczęście rana nie wyglądała na śmiertelną. Jaguarzyca otrzepała się delikatnie, powarkując niczym dziki zwierz, którym zresztą w tamtym momencie była. - Carrie znaleźliśmy martwą nieopodal miejsca, w którym się rozłączyliśmy. Prawie martwą - zaatakowała nagle Lentarosa, ten jednak szybkim ruchem ją obezwładnił i wykończył. Malcolm... - przystanęła na chwilę, spoglądając wiercącymi oczami na androida. - Malcolma wykończyło jego własne zło. - Była jeszcze Franceska, jednak Greg o nią nie pytał. Dlatego Marcelina milczała. Może Lentaros coś o niej wspomni.
Dotknęła się zranionego barku, przesuwając łapą po zranionej skórze. Później spojrzała na nią, westchnąwszy głęboko - łapa pokryta była krwią. Co prawda większość zdążyła już zakrzepnąć, niestety - zadrapanie było spore. - Daj - Greg przyklęknął przy Marcelinie, chwytając bandaż, który trzymał ciągle w swojej kaburze. Ponieważ rana obejmowała skrawek barku i przedramię, obandażował je tak, że leczniczy materiał mógł objąć niemalże całe draśnięcie. Niestety budowa ciała, w którym teraz Marcelina się znajdowała była dość... problematyczna. - Nie. Zostawmy go. - odpowiedziała na pytanie odnośnie Luki. - Niech zdycha w tym swoim radosnym kompleksie.
Po zakończonych oględzinach Marcelina kiwnęła z wdzięcznością w stronę Grega. Mężczyzna otrzepał ręce i wstał, rozglądając się. W powietrzu unosił się nieznośny odór śmierci i flaków, wszędzie walały się rozerwane strzępki świeżo zabitych bestii, a pod butami chrzęściły różnobarwne, śmierdzące substancje. Marcelina z obrzydzeniem wytarła łapę ubabraną w zielonej mieszance aromatów. - Chodźmy do tego generatora. Niech to się wreszcie skończy!
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wolałbym inny opis, ale może być. - Odpowiedział na słowa Marceliny. Nie był pewien czy powinien być w stanie usłyszeć ją, biorąc pod uwagę że jak zdołał zrozumieć, nie wymawiała tego na głos jako faktyczne zwierzę w jakie się zmieniła. Hmmm. Czy więc maszyny są w stanie odbierać telepatyczne przekazy? Nie był pewien, ale był w stanie usłyszeć jej słowa. Przetarł twarz dłonią, zrzucając nadmiar krwi z takowej na podłoże, by następnie spojrzeć na kobietę, jaka najwidoczniej przeszła na formę pantery w tej chwili. Została zraniona, lecz nie znał na tyle dobrze anatomii zwierzęcej by móc solidnie pomóc.
Z drugiej strony czy było to potrzebne? Hmmm.
- Malcolm nie żyje. - Przywiązał z powrotem swoją broń do pasa, po czym zaczął "masować" nadgarstek prawej dłoni lewą dłonią. - A kobieta o jaką dotąd nie spytałeś poświęciła się, byśmy mogli uciec.
- Och, Francesca, tak? Miała dobre serce, szkoda. - Pokiwał głową, choć szczerze mówiąc - nie wyglądał na zbyt poruszonego tą wiadomością, można ująć że zlał ją. Być może przez to że spodziewał się jej - a być może przez fakt że zupełnie go nie obchodziła. Jedno lub drugie.
Stanu Marceliny jednak nie olał.
Pokiwał głową w ramach przyjęcia odpowiedzi. Miało sens, nie było najmniejszego powodu by ganiali po tym kompleksie za jednym, nie wartym całego tego cyrku człowiekiem. Ponownie zgodził się z mentalnym przekazem Marceliny, machnięciem dłoni zapraszając całą wycieczkę za nim.
- Generator jest już niedaleko. Greg, ustaliliśmy że zamiast wykonać zamierzenia misji, wysadzimy to miejsce w powietrze przeciążeniem generatora. Mieliśmy stosować wyjście ewakuacyjne, ale ta winda wystarczy. Co ty na to?
- Najlepsza oferta jaką dostałem przez ten cały dzień. Jestem za. - Najwidoczniej nawet pomimo iż strzelanie do mutantów sprawiało mu radość, miał jednak dość tego zatęchłego lochu, jak zapewne każdy tutaj.
Osławiony pokój z generatorem nie był niczym innym, jak mała elektrownią jaka dostarczała zasilanie całemu kompleksowi. Pomieszczenie, z otwartymi drzwiami rzucało pomarańczowy blask na zewnątrz. Maszyna jednak postanowiła być ostrożna - wszak te drzwi były faktycznie otwarte. Powoli wsuną się do środka i rozejrzał, lecz nie dostrzegając ewentualnego zagrożenia, zbliżył się do konsolety. 4, większe klawisze i osobna klawiatura, jak w planach na komputerze.
- Uruchomię sekwencję przeciążenia, a potem ruszamy do windy, przygotujcie się. - Mówił, już praktycznie zajmując się uruchomieniem tej sekwencji. Pamiętał kod i jak miało to działać...
I w ciągu kilku sekund wszystko zostało aktywowane. Dźwięki syren rozległy się w całym kompleksie, a pomrańczowe światła zmieniły barwę na jasno-czerwoną. Pomiędzy dźwiękami syren dało się usłyszeć komunikat o tym, ze uruchomiono procedurę samoznizczenia, jakie nastąpi za 3 minuty.
- Czas na nas. - Rzucił ponaglająco, raczej nie czekając zbytnio, lecz tylko gdy wyszedł za próg pokoju z generatorem... Staną w miejscu, w pół kroku, zupełnie bez żadnego kontaktu czy odpowiedzi. Niemal jakoby zamarzł. Greg wydawał się tego nie zauważyć i szedł w stronę windy. Cóż, czego się spodziewać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina strzepnęła z kruczoczarnej sierści niewidzialny pył, podążając za Lentarosem i czekając wraz z Gregiem przed progiem małej elektrowni. Dźwięki syren zawyły groźnie, wprawiając Marcelinę w nerwowy nastrój. Odwróciła się na pięcie i chciała pędzić u boku czerwonookiego Grega do windy, jednak coś zaniepokoiło ją.
A wręcz przeraziło. - Len! - z rosnącym przerażeniem obserwowała, jak android staje w miejscu i gaśnie. Zatrzymała się z impetem, wbijając pazury w podłoże tak, jak zrobiła to wtedy, odpierając cios bestii; stała tak trzy sekundy, mając ogromną nadzieję, że Lentaros popadł w chwilową hibernacje, aktualizacje czy... czy cokolwiek. - Greg! - mężczyzna nie zatrzymał się. Stał w windzie, patrząc na dwójkę beznamiętnym i chłodnym spojrzeniem łowczych oczu. - Idziesz, Marcelino? - widząc brak oczekiwanej przez niego odpowiedzi w ciele jaguarzycy, wzruszył ramionami i wcisnął guzik, przez chwilę jednak wahając się. - Wybacz, mała. Nie mam zamiaru umierać dla maszyny. Pewnie spieprzyła się, jak to każda kupa złomu. - winda zaczęła jechać powoli w górę. Mężczyzna posłał kobiecie jedynie smutne, kamienne spojrzenie. - Szkoda tylko, że ty zbyt bardzo przywiązujesz się do rzeczy materialnych. Adiós!
Marcelina warknęła w jego stronę, tracąc do niego w tamtym momencie jakikolwiek szacunek. Uczucie wdzięczności za pomoc w opatrywaniu rany również ulotniło się bezpowrotnie. Odwróciła się, szybko podbiegając do stojącego w bezruchu Lentarosa; okrążyła go nerwowo, stając w końcu na dwóch tylnych łapach i potrząsając androida niespokojnymi szturchnięciami łap. - Len! Chryste... - odeszła kilka kroków, zastanawiając się chwilę, co robić. Do autodestrukcji nie pozostało zbyt wiele czasu, lecz wtedy właśnie zrodził się w jej głowie chytry plan. - Dike, Dysforia, Anhedonia, Kairos, Insomnia, Nemezis i Fuma! - krzyknęła, przywołując tym samym mary, teraz niemalże identyczne do niej samej. Jaguary rzuciły się na blaszanego mężczyznę, powalając go z niemałą trudnością i ciągnąc go w stronę windy. Marcelina zaś podbiegła do niej i wcisnęła czerwony guzik; na szczęście zadziałał, a kabina posłusznie zjechała na dół, choć wolno. Wrota ostatniej nadziei otwarły się mozolnie i skrzypiąco; Marcelina chwyciła kurczowo koszulkę Lena, pomagając siedmiu marom wciągnąć go do windy. Wten sługusy Marceliny zniknęły, a ona została sama z androidem w windzie; szybko wcisnęła strzałkę w górę, skrobiąc przy okazji ścianę wysuniętymi ze stresu pazurami. Winda ruszyła, powoli, wyjąc przeciągle; światło migało niepokojąco, w pewnym momencie zaś kabina stanęła, a dwójkę ogarnęła ciężawa ciemność.
Kurwa.
Marcelina zaczęła gorączkowo zastanawiać się, co począć w tej sytuacji; szybko dostrzegła otwarty, a raczej - wyważony szyb, zapewne przez Grega. Winda pewnie i jemu zepsuła się właśnie w tym miejscu. Marcelina z pewnością szybko poradziłaby sobie z tym problemem, jednak nie mogła zostawić tutaj androida! Mary ponownie zjawiły się, pomagając wyszarpać niesamowicie ciężką maszynę. Wymordowana skoczyła do góry, łapiąc się otwartego wejścia u sufitu windy, próbowała złapać Lentarosa i podciągnąć go; android był jednak kolosalnie ciężki, przez co jaguarzyca nie dała sobie z nim rady nawet z pomocą mar.
Pozostało trzydzieści pięć sekund.
Nie. Nie. Nie! To nie mogło się tak skończyć! Marcelina raz jeszcze spróbowała, zaciskając mocno zęby i napinając każdy mięsień jej ciała. Zignorowała ból, który niemalże rozerwał jej bark; wtedy jednak poczuła nagłe szarpnięcie za kark. Coś popchnęło ją. To był... Greg. Jego czerwone ślepia na chwilę spotkały się z głębią jej błękitnego spojrzenia. Wymordowana ze zdziwieniem obserwowała, jak potężny mężczyzna chwyta Lentarosa swoją, jak się okazało, w pełni mechaniczną łapą i, cały czerwony na twarzy, wyciąga Lentarosa z windy, która - na ich szczęście - zatrzymała się zaledwie metr od wyjścia z bunkru. - Chodźmy, szybko! - Mary chwyciły Lentarosa, a Marcelinę wziął na barana biomech, zarzucając ją wokół karku niczym szal i przytrzymując ją za łapy jak martwą już zdobycz. Jego potężna, mechaniczna ręka była gorąca w dotyku.
Udało im się wyjść szybko; los podarował im jeszcze kilka cennych sekund, by oddalić się wystarczająco od głównego wejścia do tego piekła. Nim zdołali dotrzeć do najbliższej linii lasku dumnie rosnącego nieopodal, ziemia pod nimi zatrzęsła się groźnie; mary upuściły Lentarosa, a Greg przewrócił się wraz z Marceliną, która boleśnie wylądowała na zranionym barku. Później nastąpił kolejny wstrząs, który ponownie powalił ocalałych. Na szczęście nic wielkiego im się nie stało; wspólnymi siłami dociągnęli nieprzytomnego androida do najbliższego gąszczu, rozpalając w nim małe ognisko za pomocą ognia z mechanicznej łapy cyborga. Była noc, a wokół - na szczęście - żadnej żywej duszy...
Łowca nie zawitał w tym miejscu na długo. Już po niemal godzinie odpoczynku wstał bez słowa i, kłaniając się nisko Marcelinie, z uśmiechem puścił jej zaczepne oczko. - Na mnie już czas, Marcelinko. Przygoda z Wami była dla mnie niezwykle chujowym przeżyciem, w dodatku bezowocnym materialnie. - chwycił ekwipunek i, rzucając na wciąż wyłączonego Lentarosa zmęczone spojrzenie, dodał jedynie - Ale jakże płodny w mych przemyśleniach! Powiedz mu, że kawał z niego blaszanego skurwysyna.
I tak właśnie ruszył, potężny, zgarbiony, chyba stary łowca-cyborg, ginąc w ciemnościach, nie odwracając się już ani razu. Gdy Marcelina spoczęła swój łeb na przednich łapach, do jej uszu dotarł jeszcze głos ginący gdzieś w oddali. Głos, który przypominał szum wiatru. - Jestem z Ciebie dumny, Marcelino. Mój brat miał wspaniałą córkę.
Zaraz... czy jej się przesłyszało? Marcelina aż poderwała się, patrząc w mrok. Gonzales? Minęło tyle lat... ale czy aż tyle, że Marcelina nie pamiętała własnego ojca chrzestnego?
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cała ta piękna akcja i ratowanie go zostało przez androida nie zarejestrowane, głównie dlatego że cały jego system padł. To niestety była jedna z jego kilku wad - maszyna nie była idealna. Był wadliwym egzemplarzem, dlatego był tutaj, na Desperacji - nie w niebieskim mundurze pomiędzy S.Specami.
Reinicjalizacja systemu, proszę czekać...
...
...
...
Reinicjalizacja gotowa. Aktywacja systemów motorycznych i receptorów.

Jeśli Marcelina uruchamiała telewizor, oczy Lena w tej chwili zaświeciły się bardzo podobnie jak takowy, uruchamiany sprzęt elektroniczny. W jego wypadku był to krótki, czerwony błysk zza linii czarnych oczu, po którym jego ciało, odrobinę jeszcze mechanicznymi ruchami zaczęło się... Rozciągać? Raczej nie. Powracało do postawy domyślnej.
Systemy sprawne. Poziom baterii - 45%. Zalecane jest unikanie działań wymagających wysokiego poboru mocy. Temperatura szkieletu, 46 stopni celsjusza. Zalecane jest niekorzystanie z systemu Overdrive póki szkielet nie osiągnie temperatury minimalnie wynoszącej 27 stopni celsjusza. Uruchamianie systemów logicznych.
Maszyna podparła się dłońmi o ziemię, gdyż jakby nie było, pewnie tak go ułożyli - w pozie w jakiej był, na ziemi. Odepchną się rękoma od podłoża i przyklękając, rozejrzał się wokół. Sceneria była zupełnie inna. Otwarta przestrzeń, noc, był oświetlony przez ogień wytworzony w naturalnych warunkach za pomocą ogniska... Przynajmniej tak uważał, nie sądził że ognisko została rozpalone dzięki rozpalonemu, mechanicznemu ramieniu osobnika którego już nie ma.
Po nieznacznym rozeznaniu się w sytuacji gdzie się znajduje, a także faktowi że dostrzegł Marcelinę, android opadł do pozycji siedzącej, podciągając prawe kolano do torsu na jakim oparł prawe ramię. Uśmiechną się, na ten swój specyficzny, bezuczuciowy acz nawet przyjemny sposób. Nie był to szeroki uśmiech, był raczej oszczędny w emocjach, jak było to widoczne.
- Rozumiem że udało się zniszczyć laboratoria i wyciągnęliście mnie z nich, prawda? Dziękuję zatem... Mam nadzieje że nie ryzykowałaś za wiele? - Spytał, chcąc się upewnić że nie było zbyt wielkich problemów. Jeśli kobieta faktycznie ryzykowała, z pewnością zaraz ją skarci. Nie dlatego że to złe... Lecz dlatego, że jest przedmiotem. Nie warto tracić życia ponad przedmiot, nawet tak ludzki jak On. Nie jest tego wart.
A skoro o przedmiotowości mowa... Android rozejrzał się jeszcze raz, dostrzegając brak mężczyzny z jakim udawali się do wyjścia. - Gdzie jest Greg? Rozumiem że jeśli tobie się udało, jemu też? Czy nie? - Nie był pewien jak wyglądała sytuacja po jego dezaktywacji, równie dobrze mogli zostać zaatakowani przez kolejną z kreacji Luki a on nie mógł im w żaden sposób pomóc, jeszcze będąc dodatkowym ciężarem. Ych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wpatrzona w w ciepły mrok umykający przed roztańczonymi płomieniami rozpalonego ogniska, ułożyła łeb na dwóch przednich łapach. Jej mokre od wilgoci futro skorzystało na gorącu płynącym ze źródła ognia, teraz ładnie układając się na smukłym, jaguarzym ciele. Marcelina przymknęła oczy, nie zapadając jednak w głęboki sen a czujnie drzemiąc, oddychając bezgłośnie i poruszając nieznacznie płucami, które unosiły się w rytmie oddechów. Próbowała przywołać zamglony obraz ojca chrzestnego, który opuścił wioskę kilka lat przed obławą wojska s.spec. Ojciec Dżerarda, z którym podobno pożarł się niedługo przez zniknięciem. Kuzyn wymordowanej nigdy nie chciał o nim rozmawiać, dlatego ona sama porzuciła wszelkie rozmysły nad jego żywotem. Zastrzygła uszami, gdy usłyszała poruszenie się nieopodal niej - był to Lentaros, który najwyraźniej wybudzał się z chwilowej hibernacji.
Kiwnęła głową na pierwsze pytanie androida. - Wszystko poszło gładko. - Skłamała. Nie miała jednak ochoty narzekać, odpowiadać na kolejne pytania i... - Gonzales... znaczy się, Greg, odszedł w swoją stronę. - westchnęła, wstając na cztery łapy i obchodząc gasnące powoli ognisko. Chwyciła w zęby kawałek upolowanego wcześniej zająca, do tej pory pieczonego na wolnym ogniu i pożarła go szybko. Po wszystkim zaczęła lizać zranioną od spodu łapę, uważając na imponujące pazury, mogące bez problemu zranić jej język.
W końcu wstała, otrzepując się. Rozciągnęła się mocno, ziewając przeciągle; jej białe, potężne kły błysnęły, odbijając ostre światło ogniska. - Na mnie również czas, Len. - trzepnęła ogonem, podchodząc do androida i trącając go przyjaźnie czołem w ramię. Później odeszła kilka kroków, podchodząc do linii zarośli. - Żegnaj. - powiedziała, wskakując do krzaków i znikając, podążając tylko sobie znaną ścieżką.

THE END
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia. W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach