Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next

Go down

Pisanie 03.04.14 10:47  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Ale wiecie co? Trololo.
Ba dum tss.
Ale tak na serio: deszcz postanowił ustać. Szum powoli cichł i ustępował powiewom wiatru. Chmury przerzedziły się, choć ciemność pozostała niezmienna. Nic dziwnego, była noc. W końcu ostatnie czerwone krople wsiąknęły w przemoczoną glebę, ale to jeszcze nie koniec. Szkody jakie pozostawił za sobą nieprzyjemny deszczyk były znacznie większe niż mogłoby się zdawać. Wszystkie zbiorniki wodne w okolicy zostały zatrute. Czerwień jest barwą ostrzegawczą i bardzo słusznie. Może niektórych odtrąci to od pomysłu napicia się cieczy z nieba lub zabarwionej nią wody. Niedługo nastaną ciężkie czasy, choć tego jeszcze nie wszyscy są świadomi.
Tymczasem przez próg domostwa przeskoczyła żaba. Pojedyncza, samotna żabka. Swoim kumkaniem zniszczyła napiętą ciszę, która była pomiędzy bohaterami. Kicnęła między nogami Nathaira i skierowała się do dwójki braci. Zgrabnie ominęła blondyna, bo z nim chyba nawet żaby nie chciały mieć nic do czynienia. Skierowała się w stronę Ryana i przycupnęła sobie... na jego stopie. Druga żaba wylazła z jakiegoś kąta, nawet nie wiadomo skąd i znienacka wskoczyła na Ailena, w ogóle nie przejmując się jego osobą. Trzecia majaczyła się za plecami Evana, ale nie zwracała na siebie uwagi. Tylko trzy żaby, nic nadzwyczajnego.
Na razie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 19:48  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 GbylG Generalnie to uczestniczenie w tej rozmowie było bardzo irytującą sprawą. Zacznijmy od tego, że Ailen właściwie w ogóle nie był częścią ów dyskusji i bynajmniej nie zapowiadało się, aby w jakikolwiek sposób miał zostać do niej włączony. Siedział jak taka kukła przy ścianie, będąc wręcz zmuszonym do tego, aby z pokorą wysłuchiwać wszystkich wywodów dwójki Wymordowanych, zachodząc w głowę, o czym oni właściwie pieprzą. Przecież od tak sobie nie wyskoczy z własnym tematem, bo to byłoby już co najmniej głupie, szczególnie, że w przekonaniu czarnowłosego, przyjacielska wymiana zdań z blondwłosym pięknisiem nie wbiłaby mu skutecznie do łba informacji, iż nie jest on mile widziany w tym domu. I to nawet przez obu lokatorów, bo z obserwacji Kota wynikało, że Ryan też nie pałał zbytnio gorącą miłością do tego nowoprzybyłego pajaca. Z choinki się urwał? Skoro na początku grzecznie dali mu do zrozumienia, żeby wypierdalał, to co on tutaj jeszcze robi? Jeśli twierdzi, że zna szarookiego, to powinien posiadać o nim choćby tą głupią, podstawową wiedzę. Na przykład taką, że Doberman nigdy nie żartuje, a wszelkie groźby, które wypływają z jego ust są jak najbardziej prawdziwe i godne przestrachu. Widać ze słów i zachowania tego nie wyniósł, więc może poskutkuje, gdy sam na swojej skórze zasmakuje w cząstce bólu? Z racji tego, że Ailen siedział pod samą ścianą, miał doskonały wgląd na dwójkę mężczyzn, stąd też dokładnie widział kiedy i skąd wydobywały się cienie jego pana. Kurt ich nienawidził. Wiele razy zdarzyło mu się samemu paść ofiarą taniego teatrzyku cieni Ryana, acz w tym momencie przeuroczy trzask, jaki towarzyszył przebiciu skóry ramienia blondyna sprawił, że Kot zaczynał lubić broń Opętańca trochę bardziej. Choć nie na długo, bo generalnie okazała się za małym odstraszaczem dla nieproszonego gościa.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 GbylG Ev? No proszę.. to ma imię. przeleciało mu przez myśl, kiedy zręcznie wydobył ciekawą informację z wypowiedzi pana. Przechylił minimalnie łeb na bok, mrużąc mocniej ślepia, choć ani na chwilę nie zmieniając kierunku patrzenia. Jego spojrzenie cały czas wędrowało pomiędzy Evanem, a Ryanem, spuszczając ich spod bacznej obserwacji tylko w momencie mrugnięć. Było to trochę męczące, bo w końcu ból, zimno, głód, cierpienie i takie tam… ale w tej sytuacji chyba konieczne. Przecież głupotą byłoby zachowywać się tak, jakby nic się nie stało, szczególnie, że według Ailena, krwisty szaleniec był trochę nieprzewidywalny i.. walnięty?
Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 GbylG Ale nie musiało minąć wiele czasu nim mimika młodzieńca przybrała nieco innych odcieni, wybijając się ponad swoją złość i ogólny chłód. Według Kurta zachowanie Evana było trochę sprzeczne z tym co mówił. Wleciał tutaj jak do siebie, cały pobrudzony czerwoną posoką, a zauważając, że nie jest tutaj sam, zamiast czym prędzej się ewakuować, zaczął ucinać sobie ckliwe pogawędki z Ryanem. I on teraz śmie mówić, że ma sensu się szarpać? Uważa to za głupotę, tak? Nie chce tego? Świetnie, więc niech nie podburza już i tak zmęczonych dniem Wymordowanych, bo to może się dla niego bardzo źle skończyć. Dlaczego nie uciekł gdy miał ku temu okazję? Gdy już został „ciepło” powitany i zmiażdżony przez cienie do samej ziemi, przecież mógł od razu zdeklarować chęć natychmiastowej ewakuacji i przynajmniej teraz byłby we w miarę jednym kawałku. Ale nie. Evan zamiast tego zaczął łudzić się, że lokatorzy tej przebrzydłej chaty są nieco bardziej wyluzowani i otwarci na gości. Mylił się, bardzo. Dlatego też nic dziwnego, że Kot zaczął patrzeć na niego jak na totalnego kretyna.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 GbylG Od wygłoszenia bardzo szczerego komentarza, powstrzymał go tylko mini huragan, który postanowił wtargnąć jakby nigdy nic do domu i zrobić niezły bajzel w chałupie Ryana. Świetnie, cudownie. Mały ani na sekundę nie przestawał się rozpaczliwie trząść z zimna, a tu nagle ktoś postanowił dodatkowo go przewietrzyć, brutalnie zabierając mu kocyk, czyli jedyne źródło ciepła, jakie mu teraz pozostało. Naturalnie, Ailen niemal od razu zaczął rozpaczliwie pocierać zdrową ręką policzki, próbując wytworzyć choćby trochę ciepła, zupełnie ignorując fakt, że przy okazji został na nowo przyodziany w czerwień. Bardzo powoli podkulił nogi, zawijając się w małą kuleczkę. Trwał w takiej beznadziejnej pozycji jeszcze przez jakiś czas, dopóki wiatr nie postanowił się na dobre uspokoić, a sam Ai, ponownie nie sięgnął po koc, którym zakrył się niemal całkowicie, pozostawiając sobie tylko małą szparkę do obserwacji. Głupia pozycja. Cholernie niebojowa, ale na nic więcej nie mógł sobie pozwolić, jeśli zamierzał przeżyć. Śmierć z wychłodzenia jest taka nieheroiczna.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 GbylG A skoro mowa o herosach… oto przybył bohater! Niczym książę na białym koniu, wjechał dostojnie w szeregi skłóconych braci i powstrzymał ich od dalszej kłótni. Brzmi pięknie, prawda? Szkoda tylko, że ów książę konia nie posiada, a wyglądem bardziej przypomina księżniczkę, aniżeli mężnego młodziana. Nathair, ta. W sumie nawet się ucieszył, że go tutaj przywiało. Owszem, nieodparta chęć wygarnięcia mu wszystkich wad dalej była silna, acz w tej chwili znowu poczuł się niewyobrażalnie słabo, a każdy Anioł jakiego znał, mimo wszystko był dla niego w porządku. Zaczynał widzieć mroczki przed oczami…. i to generalnie właśnie przez nie kompletnie nie zwracał uwagi, że coś po nim łazi, a właściwie pełza czy skacze. Powoli przestawał kontaktować, więc żadne żaby go teraz nie obchodziły, a to niestety źle, bo każdy kontakt ze zwierzęciem może skończyć się dla Level’u E nieciekawie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.14 19:11  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Minęło jakieś tysiąc lat, odkąd ostatnio się widzieli. Możliwe, że Ryan pochopnie go oceniał, możliwe, że niepotrzebnie zakładał, że Evan do niczego mu się nie przyda, możliwe, że powinien spojrzeć na tę sprawę z innej perspektywy, ale gówno go to obchodziło. W każdym razie przez ten czas psychika dzieciaka, którego widział ostatnio, zdążyła pewnie ulec diametralnym zmianom, przez co nie tylko Grimshaw był szaleńcem, za którego mieli go lata temu. Prawdopodobnie oboje byli zależni od dziwacznego genu, który warunkował jakieś nieścisłości w ich psychice. Uogólniając, ciemnowłosy był cholernym socjopatą, a blondyn... jebanym masochistą. Wszystko zaczynało układać się w logiczną całość, ponieważ nie istniał żaden powód, dla którego ten dupek miałby tu jeszcze przesiadywać. Jeżeli liczył, że dom będzie pusty, to powinien wykonać taktyczny odwrót, gdy tylko zauważył, że jednak się pomylił. Albo naprawdę aż tak bardzo zależało mu na uwadze kogoś, kogo już nawet nie znał i kogoś, kto miał ochotę splunąć mu w twarz na powitanie. A niby rodzina to ważna rzecz. Szkoda, że ta nie wyglądała ładnie nawet na zdjęciach.
„Każdy debil by to zauważył.”
I wszystko jasne. Spostrzegawczość mi nie grozi, mruknął w myślach, nie oszczędzając mu karcącego spojrzenia. Przynajmniej w tej jednej chwili naprawdę przypominał starszego brata, który nie był zadowolony z poczynań młodego. Aż mdliło od tej ckliwej historyjki, pomimo tego, iż dostrzegał jej abstrakcyjność nawet w tonie brata. Jego żuchwa drgnęła lekko, gdy zazgrzytał zębami, choć jak na kogoś, kto zaczynał tracić cierpliwość i tak trzymał się całkiem nieźle, choć bestia, która ulokowała się w nim, już zaczęła szarpać za łańcuchy, wydając z siebie niezadowolone pomruki. Gdyby nie silne więzy, które ją trzymały, już teraz zerwałaby się, by wyciągnąć swoje ostre pazury po wątłe ciało chłopaka, żeby sprawdzić na jak drobne strzępy da radę je rozszarpać. gdyby tylko pozwolił dojść jej do głosu, pewnie wystrój wnętrza także poważnie by na tym ucierpiał, a i Ailen nie mógłby już czuć się bezpiecznie pod ciepłym okryciem. Oczywiście nie sprawiało to, że szatyn zupełnie stracił ochotę na atak. Właściwie zamierzał zrobić to jeszcze raz. Powoli przebijać smolistymi igłami kolejne części jego ciała, żeby tylko nie padł zbyt szybko, bo w końcu byłoby nudno, gdyby nie dostał swojej przedśmiertnej nauczki. Gdyby tylko ostry podmuch wiatru nie odwrócił jego uwagi, nie skończyłoby się na pojedynczym ciosie. Mężczyzna opuścił głowę, zasłaniając twarz przedramieniem, ale nawet wtedy pojedyncze krople szkarłatnego deszczu dosięgnęły jego twarzy. Lampa naftowa, wisząca tuż obok drzwi, zatrzęsła się niebezpiecznie i kilkakrotnie uderzyła o ścianę, a płomień, który tlił się w niej, będąc jedynym źródłem oświetlenia w salonie, zgasł, pozostawiając po sobie smętną ciemność. Gdyby nie wyczulony zmysł wzroku, nie czułby się na tyle swobodnie. Gdy wiatr ustał, srebrnooki otarł twarz ręką, rozcierając krwawe ślady na skórze.
Nie miałem na to ochoty kilka minut temu, gdy dałem ci chwilę na zastanowienie. Sam rozumiesz. ― Wzruszył ramionami, wiodąc wzrokiem za przemykającym przez pokój kocem. Poważnie – nie mógł zostawić rzeczy na miejscu i przynajmniej udawać, że go tu nie ma? Kiepsko sprawdzał się w roli powietrza, chociaż świat byłby mu wdzięczny, gdyby choć przez chwilę był mniej widoczny niż sieć burdeli w Amsterdamie. Możliwe, że rozchyliwszy usta ponownie, właśnie to chciał mu zakomunikować, ale coś znów musiało mu przerwać, a raczej ktoś...
Zaczynał poważnie zastanawiać się, czy aby przypadkiem nie zasnął, a jeżeli tak, właśnie przyszło mu śnić koszmar, z którego chciał się wyrwać. Gdyby nie to, że wszystkie zapachy i inne odczucia były całkiem realne, już teraz uszczypnąłby się, czekając aż otworzy oczy i ujrzy sufit w swojej sypialni. Że też jeszcze tam się nie wprosili! Był tym tak zmęczony, że nawet odsunął od siebie wizję urządzenia czworokąta, żeby chociaż było zajebiście zabawnie z powodu tych nagłych odwiedzin. Mogliby uznać to za zastępstwo deseru, biorąc pod uwagę, że nie miał czym ich poczęstować. I wiecie co? To może być szok, ale... nawet nie chciał.
Ja pierdolę ― wymruczał pod nosem, a powietrze ze świstem przecisnęło się przez jego zęby. Nieprzychylne spojrzenie właśnie gromiło plecy przybyłego Nathaira, który jak zwykle szybciej działał niż myślał. Na dodatek znowu zapominał, że jego pomoc nie była potrzebna szarookiemu. Na chwilę zerknął na swojego brata, później na zmizerniałego Kurta, ale żadne z nich nie powiedziałoby mu, co tu się w ogóle działo. ― Nikt cię tu nie zapraszał ― odparł już nieco markotniejszym tonem, ale mimo to pokonał te dwa kroki, które dzieliły go od samozwańczego stróża i – można rzec, że paradoksalnie do swoich słów – objął go na wysokości ramion. Ktoś, kto znał Jay'a wystarczająco długo, wiedział zapewne, że ten miał tyle wspólnego z przyjacielskością, co pisanka z Bożym Narodzeniem. Gdy już pozwolił sobie na tę odrażającą bliskość, wyciągnął drugą dłoń do przodu z wręcz wyuczoną perfidią przesuwając palcami po jego przedramieniu aż do drobnej ręki, w której ściskał rękojeść swojej broni. Zmusił go do rozluźnienia uścisku tak, aby sam mógł przejąć miecz. Chociaż w pełni popierał zadźganie nim fioletowookiego, naprawdę nie potrzebował dodatkowych rąk do odwalenia tej brudnej roboty. ― Dam sobie radę. Ty z kolei będziesz miał inne zadanie, więc spełnij swój pieprzony, anielski obowiązek i zabierz go stąd. ― Zbliżywszy twarz do głowy anioła, chuchnął ciepłym powietrzem w jego ucho, wiedząc, że nie było to najprzyjemniejsze uczucie, jakiego mógł doznać. W następnej kolejności pchnął chłopaka w stronę Sullivan'a, zaznaczając tym samym, że nie przyjmuje sprzeciwu. Ponadto teraz trzymał w ręku jego narzędzie zbrodni i szybko stracił zainteresowanie różowowłosym, bynajmniej nie na rzecz nowej zabawki.
Wlepił wzrok w podłogę, po której przesunął się jakiś niewielki kształt. Źrenice walczące z ciemnością rozszerzyły się jak u drapieżnika, który czekał aż ofiara zbliży się do niego na odpowiednią odległość. Gdy płaz usiadł na jego stopie, błyskawicznie cofnął ją i dokładnie w tym samym czasie skierował ostrze w stronę niewielkiego ciałka. Zgłuszony huk był zwiastunem tego, że miecz przebił się przez Bogu winną istotkę. Kończyny, które rozłożyły się na boki, drgnęły lekko w ostatnim spazmie, który wstrząsnął tym kruchym życiem.
Pierdolony zwierzyniec. Nie przyprowadzaj tu swoich przyjaciół ― prychnął, niewątpliwie kierując te słowa do młodzieńca, który przybył tu przed chwilą. W końcu wina musiała leżeć po czyjejś stronie i tym razem padło na niego. Jakby tego było mało, przekręcił jeszcze broń, zanim cisnął nią o ziemię. Głośni trzask, który towarzyszył temu upadkowi, sprawił, że na chwilę uniósł ramiona wyżej, chcąc ochronić uszy przed zbyt dużym natężeniem dźwięku.
Kurwa.

Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 HpOdVmn
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.14 11:48  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
A wiecie co? A nico, odpuszczę sobie kolejkę. Jak szaleć to szaleć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.14 20:48  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Nathair zdawał sobie sprawę, że był jedną z tych najmniej mile widzianych osób w tym pomieszczeniu. Zresztą niejednokrotnie się o tym przekonał, gdy Ryan wręcz dobitnie dawał mu to do zrozumienia. Ilekroć tutaj przybywał w oficjalne odwiedziny (bo tych nieoficjalnych głośno nie będziemy liczyć), zawsze z hukiem wylatywał. Jednakże jako anioł stróż na pełny etat musiał przekładać dobro swojego podopiecznego nad konsekwencje, które mu groziły. Młody zagryzł swoją dolną wargę, nie spuszczając wzroku z potencjalnego oponenta. Czuł, jak jego każdy mięsień delikatnie drga od siły ich napięcia.
Bo prawda jest taka, że Nathair nie mógł pochwalić się zbytnim doświadczeniem nie tylko na płaszczyźnie bycia stróżem, ale też odnośnie walki. Nie, to też nie tak, że był pacyfistą, aczkolwiek wolał unikać bezpośrednich starć. Lepiej czuł się... bez nich. Zwłaszcza, że większość jego przeciwników była zdecydowanie większa w barach a co za tym idzie silniejsza w łapie. A Nathair miał to do siebie, że lubił pyskować i szczekać, ale potem walczyć to już nie ma komu.
Oczywiście zdarzały się wyjątki, takie jak teraz. Bo Nathair stawał do walki tak naprawdę tylko i wyłącznie z jednego powodu. A ten powód stał właśnie za nim.
"No chodź tutaj gnoju." Jednakże zamiast blondyna, poruszył się ktoś inny. Dźwięk bosych stóp zabarwiony o charakterystyczny sposób poruszania się uderzył w uszy młodego. Jednakże dopiero bliskość mężczyzny za nim sprawiła, że momentalnie całe jego ciało znieruchomiało. Z niepewności i dozy strachu. Bo dostawanie z buta w ryj czy w inne części ciała były nieodłącznym elementem praktycznie każdego ich spotkania. Aczkolwiek zachowanie pozornego spokoju w wykonaniu tego osobnika było czymś innym. Bardziej niepewnym i niebezpiecznym. I zwiastujące coś znacznie gorszego. Kolejny dotyk, a ciałem Nathaira wstrząsnął mało przyjemny dreszcz. Poczuł się, jakby personifikacja samej śmierci właśnie ulokowała się za nim. Spodziewaj się niespodziewanego. Nie nastąpił żaden atak, żadne kopnięcie czy przywalenie. Może te dlatego palce anioła instynktownie poluzowały się kiedy, Ryan przejmował jego broń. A przecież miecz był jego skarbem, czymś intymnym. Czego nikt inny oprócz niego nie powinien dotykać. Aczkolwiek szok bycia nadal w jednej części zrobił swoje.
Skrzywił się jednocześnie napinając całe ciało, kiedy jego podopieczny chuchnął mu w ucho. Poczuł się jakby ktoś wbijał mu kilkanaście rozżarzonych, małych igiełek w ciało. Bardzo niemiłe odczucie. Zacisnął mocniej zęby, żeby nie wydać z siebie nieprzyjemnego warknięcia. Z konsternacji wybiło go jednak popchnięcie w stronę nieprzytomnego Ailena. Nathair spojrzał najpierw na leżącego osobnika a potem przeniósł nieco posępne spojrzenie na szatyna. Ale co on tutaj mógł się wykłócać? Nie no, oczywiście, że mógł. Ale w tym momencie nic dobrego nie wyszłoby z tego. A wręcz przeciwnie. No i nie podobało mu się niańczenie Ailena, z drugiej zaś strony ten chłopak ewidentnie potrzebował pomocy i zmiany otoczenia. A bądź o bądź, Nathair lubił go. No i nie chciał się jeszcze bardziej narażać Ryanowi.
Podszedł do leżącego i złapał go za jedną ręką, kucając przy tym samym i wciągając na siebie, by przerzucić go przez ramię niczym worek kartofli. Cicho stęknął, bo chociaż był kurduplem, to jednak swoje ważył. Gdy wreszcie udało mu się wstać, podrzucił nieprzytomnego, poprawiając go sobie, by wygodniej było mu go nieść. Odwrócił się i... zdębiał. Na jego twarzy wypisane było "Are you fucking kidding me?" gdy ujrzał, że jego miecz leży na ziemi. Nie dość, że miał problemy z podniesieniem zwłok Ailena, to teraz jeszcze musi ponownie się schylać po swoją broń? Mamrocząc pod nosem niezrozumiałe słowa przysunął się do miecza. Wkładając w to wielki wysiłek i skupiając się jak tylko mógł, podważył stopą broń w miarę po środku i podrzucił, by ją złapać w locie. Udało się za pierwszy razem. Aż rozpierała go duma. Szkoda, że tylko jego.
Dobra, czas się oddalić. Spojrzał na Ryana, a potem odwrócił głowę w stronę blondyna, któremu rzucił bardzo pogardliwe spojrzenie, które mówiło "To nie koniec". Posuwając się nieco spowolnionym tempem, wyszedł z domu Ryana, zabierając Ailena w bezpieczne miejsce.

{zt x2 -> Klik
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.14 2:00  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Dobra, co tu się właśnie stało? Może po kolei. Albo nie po kolei. Albo... Dobra, od początku.
Dopiero co sam zrobił małą zawieję, a tu już wpadła następna. I to jeszcze jakaś taka mała i dziwna i miała włosy w kolorze, którego Evan szczerze nie znosił. Nigdy się z tym nie obnosił jakoś bardzo, ale jego twarz momentalnie się skrzywiła. Oczywiście, cały czas była krzywa, ale teraz jakoś tak bardziej. Powoli przesunął palcami po swoim ramieniu, aby zatrzymać się na barku, na którym ulokował swoją dłoń. Ta kurewska rana bolała i dała się we znaki. Nawet, jeśli on sam tego nie okazywał, bo przecież jakby tak mógł? Nie wolno okazywać słabości, oj nie. Zwłaszcza w tak doborowym towarzystwie. W każdym razie spoglądał tak na to małe coś, co przed chwilą tu wpadło i zastanawiał się co właściwie powinien zrobić. Zaraz, moment.
"Nie zbliżaj się do niego, ty tleniony gnoju."
Jasne brwi powoli uniosły się, na moment ujawniając zaskoczenie na twarzy blondyna, ale zaraz znów wrócił do zwyczajnego wyrazu mordy. Zgrzytnął zębami. "Tleniony gnoju"? Ten kolor był, kurwa, bardziej naturalny od tych pierdolonych różowawych kłaków, a ten mu śmiał zarzucać, że jest tleniony!? Wykrzyknik, wykrzyknik. No kurwa, lekka przesada. Evan warknął cicho, ostatkami sił powstrzymując się od wypowiedzenia bardzo niemiłych słów. Niby nie zależało mu czy urazi tym kogoś, czy nie, ale w chwili obecnej wolał trzymać język za zębami. Zwłaszcza, że knypek miał w dłoni broń, a on nie. Tylko, że milczenie nigdy nie wychodziło dobrze temu gościowi. Już się miał odezwać, kiedy jednak się rozmyślił.
Zamiast tego obserwował jak do nowo przybyłego skrada się jebany cień, a po momencie oplata go swoimi ramionami. Dave instynktownie cofnął się o krok i po prostu patrzył na całą tą scenkę. Swoją drogą, Ryan niby taki małomówny, a momentami paplał więcej niż jego młodszy braciszek. No cóż, może to rodzinne. Jeden milknie, drugi się uruchamia i tak na zmianę. Ciekawe zjawisko, ciekawe... Dobra, koniec pierdolenia. Niby tyle do opisania, a ja i tak nie wiem co. I feel your pain, Take. Anyway. Tak sobie patrzył na tę scenkę i naprawdę nie wiedział o co tutaj chodzi i co właściwie powinien zrobić. Dobra, do teraz to on mieszał, ale role w końcu się odwróciły. Coś chciało go atakować, coś chciało bronić jego wielebnego brata i coś zostało przez niego powstrzymane.
"...więc spełnij swój pieprzony, anielski obowiązek..."
Zaraz, anielski? Oh, czyli mieli do czynienia z aniołkiem. Uroczo. I do tego wygląda na to, że jest on stróżem ciemnowłosego. O cholera, to ci plot twist. Tego akurat by się po nim nie spodziewał. Ryan i jego dobry duszek, jego aniołek stróżyk. Zmarszczył brwi. Aż zachciało mu się parsknąć śmiechem, ale i to powstrzymał. W tej chwili bardziej zastanawiało go dlaczego brat chce się stąd pozbyć niziołka. Czyżby postanowił pozostać z rodziną w samotności i jednak normalnie porozmawiać? Nie, to zbyt dziwne, nawet jak na niego. A jasnowłosemu nie pozostawało nic jak czekać na rozwój wydarzeń. Nie miał zamiaru się mieszać, przynajmniej nie w tej chwili. Tak sobie stał w milczeniu i obserwował.
Być może dlatego jako pierwszy zauważył płazy, wyłażące z kątów. Serio, żaby? Tutaj? Trochę to było dziwne. Najpierw niepokojący deszcz krwi, a następnie pieprzone miękkie zwierzaki. Zerknął na stworzenie, które chciało przycupnąć na stopie Grimshaw'a. A potem na coś, co z niego zostało. No cóż. Nie było mu szkoda tego niewinnego istnienia. Jakby było mu szkoda, to nie był by sobą. I nagle huk. Evan wzdrygnął się, aby zaraz wrócić do otępiałej obserwacji otoczenia i znajdujących się przed nim postaci. Chwila, moment i czarnowłosy krasnal został przewieszony przez ramię aniołka. I od tej pory już tylko minuta, może dwie dzieliły ich od opuszczenia domostwa. W końcu się wynieśli, a pomiędzy dwójką pozostałych nastała totalna cisza.
- Aha. - rzucił, oglądając się jeszcze za wychodzącymi.
Paige zmierzył braciszka i wykonał dwa kroki przed siebie, bez żadnego namysłu czy też zamiaru. No i co teraz? Zostali sami, więc mogą w spokoju pogadać lub... Lub srebrnooki może zamordować swoje młodsze rodzeństwo i wypatroszyć mu flaki. Przecież bez świadków nikt się o tym nie dowie. Najwyżej powie, że zaatakował go zmutowany niedźwiedź. Bo to przecież bardzo wiarygodna historyjka. I tak w ogóle to dziwnym było, że młodszy z nich tak nagle zamilkł i nawet mogło wydawać się to podejrzane. W końcu milczenie często oznacza, że ktoś nad czymś rozmyśla. W tym przypadku jednak było nieco inaczej. Po prostu to wszystko skołowało chłopaka do tego stopnia, że przestał się czymkolwiek przejmować i tak jakby stracił zainteresowanie. Przeszedł jeszcze parę kroków, otaczając ciemnowłosego i w końcu natrafił na ścianę. O tą zaś oparł się plecami, zaciskając palce na zranionym barku. Jego spojrzenie wyrażało jedno proste pytanie.
I co teraz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.14 17:13  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Co teraz? Sam chciałby to wiedzieć, choć sytuacja wydawała się zgoła całkiem prosta. Przedstawił swoje podejście do sprawy i prawdopodobnie tylko kretyn nie zrozumiałby, co chodziło mu po głowie. Jako żywy przykład kogoś, kto nie należał do kręgu dusz towarzystwa, nie chciał mieć nic wspólnego innymi, a już tym bardziej z Evanem. Przywoływał te wspomnienia, które szczególnie budziły w nim odrazę. Może zawsze podchodził do tego z dystansem, może nigdy ten etap w życiu go nie ruszał, ale ten rozdział zamknął wieki temu i pozwolił mu się kurzyć już do samego końca. Nie przewidywał, że w tych czasach jeszcze ktokolwiek zdecyduje się go otworzyć, a już na pewno nie przeszło mu przez głowę, że będzie to jego brat. Jeżeli miałby wybierać pomiędzy obecną wersją, a tamtą sprzed prawie tysiąclecia, przyznałby, że wizja tego małego mazgaja była przyjemniejsza, bo i łatwiejsza do zmanipulowania. Wystarczyło słowa, o on – jak mały, posłuszny szczeniaczek – wykonywał to, co do niego należało. Widok jego parszywej gęby, która pozostała mu za czasów tego, gdy jeszcze żył, a Ryan już na szczęście nie miał okazji go oglądać, sprawiał, że miał ochotę tłuc go pięścią do momentu, w którym nikt nie powiedziałby, że ta krwawa miazga mogła być kiedyś twarzą Davida.
Dlaczego nadal tu był?
To pytanie kryło się w sugestywnym spojrzeniu, którym wpatrywał się w jasnowłosego, jakby czekał aż młodzieniec odklei się od tej przeklętej ściany i wyjdzie (choćby razem z drzwiami, serio). Przez dłuższą chwilę pozwolił ciszy na to, by im towarzyszyła. Nawet szum deszczu i stukot kropli o zabity dach chaty zdążył już ustać, pomimo tego, że w tej chwili – choć kolejne sekundy ciągnęły się naprawdę leniwie – brakowało czasu, by zwracać uwagę na takie detale. A może to tylko czas zatrzymał się w miejscu, byleby tylko pozwolić mężczyźnie na utrzymanie rezonu? Może właśnie to nie pozwalało mu się poruszyć? Dopiero rechot jednej z żab, której jeszcze nic nie dopadło, przypomniał o tym, że to się jeszcze nie skończyło i właśnie oczekiwało na swój finał. Kocie ślepia przestały interesować się ledwo widoczną w ciemnościach gębą blondyna, zwracając swoje spojrzenie ku niesfornemu zwierzęciu, które już po chwili miało dołączyć do swojego żabiego przyjaciela w zaświatach, pochwycone w paszczę cieni i bestialsko zmiażdżone, jakby nie zasłużyło sobie na bardziej dogodną śmierć. Ani jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął ze zdegustowania, gdy przyglądał się tej scenie. Prawdopodobnie jedynym zmartwieniem była konieczność posprzątania tego bałaganu. Ale od czego miał ludzi?
Przestało padać. ― Cicha aluzja do „Wypierdalaj”? Oczywista oczywistość. Czy nie po to tutaj przyszedł? By schronić się przed rzekomo krwawiącym niebem? ― Chyba nie zamierzasz tu tak stać i zastanawiać się nad tym, co zrobię, jeśli nie wyjdziesz? Zawsze przepuszczasz najlepsze okazje? ― rzucił. Już nawet nie spojrzał na Paige'a. Skoro był na tyle popierdolony, równie dobrze mógł rozmawiać ze zwłokami żaby. Ale żaba nie słuchała – była martwa.
Rękami sięgnął do obu kieszeni. Z jednej z nich wydobył papierosa, a z drugiej srebrną zapalniczkę. Przysunął używkę do ust, a płomień, który dosięgnął jej końcówki, rzucił też lekką poświatę na drżącą rękę, co z punktu widzenia osoby trzeciej mogło być oznaką tłumienia w sobie tego, co najgorsze. Czegoś, co za chwilę miało się uwolnić i puścić w zapomnienie stabilność. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby tak głupia sytuacja wyprowadziła go z równowagi, dlatego nie wydawał się być przejęty tym, że dłoń chciała odmówić mu posłuszeństwa, ani tym, że fioletowooki najpewniej już to zauważył.
Liche światło znowu zgasło.
No właśnie... I co teraz?

I... póki co mrozimy, bo Yuno zaniemógł.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.14 15:48  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Musiałem przebyć długą i krętą drogę, aby z powrotem nauczyć się pisać i rozumować, więc może być nieco nieporadnie. Ale mnie się wszystko wybaczy. Nawet to, że piszę te zdania tylko po to, aby post był dłuższy. Ah, ten mój urok cudowny. Każdy by pozazdrościł. A teraz na kolana.
W każdym razie nie pamiętam co się działo, ale wiem, że braciszkowie zostali sami. A to oznacza jedno. Seks. Napiętą atmosferę. A przynajmniej jeszcze bardziej napiętą. Już nic ich nie będzie rozpraszać, już nikt się nie wtrąci. Z jednej strony dobrze. Z drugiej nie do końca. Ryan z całego serca lub braku serca pragnął, aby jego krewniak jak najszybciej opuścił domostwo i już nigdy nie wracał, a najlepiej zdechł. Nawet osobiście by go zabił, bo w sumie nic nie stało na przeszkodzie. No może poza samym obiektem zabijania. Choć blondyn został już draśnięty, to nie miał przez to jakichś większych problemów. Oh, bolało, jasne. Ale kogo to obchodzi? Bo na pewno nie jego ukochanego brata. Oczywiście Evan to rozumiał. W pewnym stopniu. Ciemnowłosy mógł go nienawidzić i nie chcieć tutaj, ale właśnie dlatego należy mu teraz uprzykrzyć życie. A najprościej zrobić to po prostu zostając na miejscu. Skoro tak bardzo chciał samotności, to jej nie otrzyma. Bycie złośliwą kurwą bywa zabawne. Spojrzał leniwie w stronę kolejnego płaza, któremu przyszło zginąć z ręki właściciela chaty. Ten to chyba wszystkiego nienawidził. Spadł na podłogę za niemowlęcia czy coś? W sumie możliwe. On jest młodszy, może o tym nie wiedzieć. W końcu fioletowe ślepia znów skierowały się na skamieniałą twarz towarzysza. Zupełnie od niechcenia. Tak, jakby był tutaj tylko po to, żeby go wkurwić. W pewnym sensie było to prawdą, lecz nie do końca.
"Przestało padać."
Thank you, Captain Obvious. Młodszy nie drgnął. Dalsze słowa brata wpadały mu przez jedno ucho, a drugim wypadały. Przeczesał dłonią wciąż poklejone włosy i na moment odwrócił wzrok, zastanawiając się nad czymś. W jednej chwili żarty się od niego odczepiły. Spoważniał, choć niby nie miał ku temu powodów. Chłopak oderwał się od ściany i zrobił krok w stronę szarookiego. Oczywiście, że zauważył drżenie jego ręki. Nie przejął się nim jednak, a przynajmniej tak mogło się wydawać. Prawdą jest jednak, że w głowie zarejestrował to drobne drżenie i doczepił do niego wyjaśnienie. Ale on dalej będzie zgrywał debila. Już taka jego rola w świecie, prawda? Ciemność. Grimshaw miał sporą przewagę w tym momencie. Jakby się zastanowić to mógłby wykończyć jasnowłosego jednym ruchem i byłoby po problemie. Czyżby coś go powstrzymywało? A może jaśnie pan uważa, że nie warto brudzić sobie rąk krwią takiego błazna?
- Na to wygląda. - zachrypiał, przerywając w końcu ciszę. Odchrząknął dyskretnie. - Szkoda, że przepuściłem okazję, żeby zatrzymać cię w domu lub stać się twoim ogonem.
A cóż to, noc zwierzeń? Nie. Jak zwykle mówił to, co przychodziło mu pierwsze do głowy. Bez względu na ewentualne konsekwencje. Zrobił jeszcze jeden krok w jego stronę. Ze spokojem, bez żadnych zamiarów. Palcami wciąż grzebał przy swoim ramieniu, powoli dłubiąc w ranie, nie pozwalając jej przestać krwawić i zatrzymując ból na dłużej. Chociaż i bez tego niewiele by się zmieniło. Normalny człowiek od takiego urazu pewnie by już padł. Może nie trupem, ale przynajmniej byłby osłabiony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.08.14 16:05  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.

FABUŁA ZAKOŃCZONA
Tak w drodze wyjaśnień, gdyby znalazł się ktoś czepialski. Ogólnie trochę nam się przeciągało i wyszło na to, że mi będzie ciężko wrócić do tego wątku, a potrzebuję wolnego domu, bo imprezy, nastoletnie szaleństwa. Ryan z Evanem poszli na piwo sobie stąd i już ich tu nie ma. Ejmen.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.08.14 3:47  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Zadziwiające jak lekceważącego stosunku do śmieci można nabyć, po spędzeniu tak długiego czasu w Desperacji. Dalej była ona czymś, czego chciano raczej unikać, obchodzić szerokim łukiem, ale jednocześnie nikt nie próbował sobie wmówić, że całkowicie jej wśród nas nie ma. Trudno było w ogóle pokusić się o takie założenie, gdy na co dzień można było dostrzec paskudne trupy, walające się po drodze. Zdziczali nie próżnowali jeśli chodziło o zdobycie pożywienia, zadowalając się tym, co akurat padło dnia dzisiejszego z wycieńczenia. Rozerwane ciała w każdym normalnym człowieku potrafiły wzbudzić jakieś emocje, jednak Ailen do wszelkiego rodzaju zwłok podchodził raczej neutralnie. Widział ich przecież tak wiele.. już nie licząc osób, które padały ofiarami kanibalizmu, w drastycznych okolicznościach tracąc jakiś procent swojego ciała na rzecz innych organizmów. Misje też potrafiły zebrać swoje krwawe żniwo, zahaczając tym samym o osoby, z którymi chłopak obcował na co dzień. Mała dziewczynka, którą przyszło mu dzisiaj pochować może nie zaliczała się do jego przyjaciół, ale z pewnością jej brudna od krwi czy innych wydzielin twarz była kotowatemu znajoma. Zabił ją z zimną krwią, w akcie litości choćby na chwilę przerywając jej żałosne zmagania się z życiem. Wiedział, że wkrótce obudzi się na nowo, więc zasięgając do rezerw swojej dobrej woli, zostawił ją w miarę bezpiecznym miejscu, okupując to miłosierdzie ubytkami we własnym wyglądzie. Normalnie nie zrobiłoby mu to większej różnicy, jednak dzisiaj prawidłowa prezentacja swojej osoby, była mu poniekąd dosyć potrzebna.
Wrócił do swojej nory, natychmiastowo zrzucając z siebie pobrudzone krwią Verne ubrania, by zaraz wygrzebać z szafy coś nowego. Koszulka i spodnie opadły gdzieś w kąt, a sam Kot zaczął przegrzebywać cały swój nieskromny asortyment. Pierdół miał od cholery. Czasami wpadał w rytm kradzieży, gdzie bardzo łatwo było mu się zapędzić i zapomnieć o tym, ile faktycznie jest mu potrzebne do szczęścia. Było tego tak dużo, a jednocześnie tak mało. Wszystko wydawało się o kilka rozmiarów za duże, a bądź co bądź, wolał nie paradować po Apogeum w sukience. Kurt zawsze brał wszystko co naiwnego mi się pod łapy. Może czas w końcu zwracać uwagę na to, co się bierze? Wtedy większość nie wydawałaby się aż tak bezużyteczna… Nagle odwrócił łeb w stronę łóżka, skąd dobiegł go nieprzyjemny dźwięk wibrującego telefonu, który przerwał ciszę, w której skąpana była cała nora. Kot dopadł do urządzenia i natychmiast zmarszczył twarz w niezadowoleniu, mocno przymrużając ślepia od jasnego ekraniku. Nathair. Ten palant jak zwykle nie miał nic lepszego do roboty, jak trucie mu dupy. Ailen przewrócił teatralnie oczami i wklepał na szybko wiadomość, wracając do swojej rozepchanej bibelotami szafy. Odrzucił komórkę na bok i chwycił szary materiał, który jakoś wyjątkowo rzucił mu się w oczy. Oczywiście on także był cholernie wielki, jednak… „I’m allergic to your bullshit”… wybór góry był chyba jasny.
Przesiedziawszy chwilę w norze, dopadł go wieczór, a wraz ze ściemniającym się niebem, Ailen wybył z siedziby organizacji, kierując swoje kroki prosto do rozpadającej się chaty, ulokowanej w centrum całej Desperacji. Choć bluza była wyborem raczej szybkim i spowodowanym nagłym impulsem, w chwili, gdy mroźne powietrze pokąsało go po odsłoniętych rękach, Kurt zaczął doceniać jej ciepłe aspekty. Nieubłaganie zbliżający się koniec lata, postanowił przyzwyczaić mieszkańców do nadchodzącej jesieni i choć prażył upałami w ciągu dnia, wieczorem postanowił znacznie ochłodzić klimat, co oczywiście Kurt, jako osoba ciepłolubna, odczuł z niemałym niezadowoleniem.
Pukanie?
A po cholerę, skoro już zdążył się zapowiedzieć?
Bez żadnych oporów pchnął drzwi wejściowe, które otworzyły się z cichutkim skrzypem, informując, że ktoś dostał się do domu. Ostrożnie zamknął je za sobą, aby przypadkiem nie nadać takiej śmiałości komuś, kto ośmieliłby się przerwać Kurtowi jego wyjątkowo upragnione odwiedziny. Rozejrzał się po pokoju, który jak zwykle był skąpany w całkowitej ciemności, którą przełamywała tylko stojąca na prowizorycznym stoliku lampa naftowa. Gdyby byli normalnymi zjadaczami chleba z pewnością doszczętnie zepsuliby sobie tutaj wzrok. Pociągnął bezgłośne nosem, próbując zlokalizować pobyt swojego pana. Wybadałoby się zameldować na służbie. Zresztą nie po to tutaj przyszedł, aby teraz pławić się w ciemnościach swoją samotnością. Pewnie ruszył w stronę sypialni i przekroczywszy próg pokoju, bezceremonialnie wyskoczył w górę, miękko lądując na Ryanie, uważając przy tym, aby przypadkiem go sobą nie zadusić. Usiadł na nim okrakiem. Patrzył na niego z góry swoim spokojnym, acz wyjątkowo rozbawionym i zniecierpliwionym spojrzeniem.
- Cześć. – mruknął cicho, mimowolnie wyginając twarz w lekkim uśmiechu. Delikatnie się nad nim pochylił, skracając odległość między nimi do maksymalnie dziesięciu centymetrów. Nie w smak mu dzisiaj czekanie… jakby w ogóle kiedykolwiek było. – Chcę moje 15/10.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.08.14 20:35  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 10 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
To był jeden z niewielu leniwych dni, które zdarzało mu się przeżywać. Przeważnie albo lądował na wyczerpujących misjach, albo przypadkowo napotykał problemy na swojej drodze, ewentualnie po prostu przechadzał się po okolicach, szukając sobie zajęcia. Po przekroczeniu tysiąca lat życia każdy zacząłby się nudzić, a nuda paradoksalnie potrafiła zmęczyć człowieka bardziej niż ciężka praca. Tym właśnie sposobem znalazł się tutaj, w swojej prywatnej chacie, gdzie nikt ani nic nie zakłócało mu spokoju. Przez pewien czas tylko wibrujący cicho telefon był jego jedynym utrapieniem, nawet się nie spostrzegł, a zupełnie przypadkowo wdał się w krótką wymianę wiadomości ze swoim służącym, czego nigdy wcześniej nie robił. Pewnie dlatego, że nie widział nic przyjemnego w wystukiwaniu wiadomości w nieco porysowany, dotykowy ekran. Leżąc, miał jednak sporo czasu, by poświęcić chwilę na tę trywialną czynność. I tak nie miał nic lepszego do roboty, a droczenie się było doskonałą formą rozrywki, choć gdy wpatrywał się w świecący słabo ekran, żaden mięsień na jego twarzy nie drgnął. Rozbawienie omijało go szerokim łukiem nawet, gdy nikt nie patrzył. Niemniej jednak – wciąż się droczył. Żadnej z wiadomości nie traktował na poważnie, z góry zakładając, że brunet myśli dokładnie tak samo i nie przyjdzie. Jeszcze nie wiedział, że nie nadawali na tych samych falach.
Przez resztę dnia zajmował się lekturą, zjadł część jedzenia, którą w ostatnich dniach przytaszczył do siebie. Nie był to szczyt marzeń dla kubków smakowych, ale znacznie prościej było kraść artykuły spożywcze o dłuższej dacie ważności, a w dodatku takie, które nie wymagają podgrzewania. Później prysznic i wreszcie bezczynne wylegiwanie się na materacu. Patrząc na ten dzień przez pryzmat pozostałych, naprawdę zachowywał się jak ktoś, kto był już zmęczony pracą. Założył jedną rękę za głowę, zaś w drugiej trzymał żarzącego się w półmroku papierosa. Z braku laku zdążył wypalić już kilka wcześniej, a pogniecione pety wylądowały w prowizorycznej popielniczce obok materaca. Prawdopodobnie tylko nieszczelne okno i fakt, że używki doprawione były lekkim aromatem, ochroniły dom przed zapachem, który prędko przywiódłby na myśl palarnię. Wdech, wydech, kłąb dymu rozpływający się w powietrzu. Wyjątkowo monotonne, a jednak pochłaniające zajęcie. Powtarzał je już od dłuższego czasu i wyglądał tak, jakby stale obserwował, w jaki kształt tym razem ułoży się każda szara smuga, zanim zniknie mu z pola widzenia.
Skrzypnięcie.
Odruchowo skierował wzrok na drzwi sypialni, choć stąd nie mógł dostrzec, kto wszedł do salonu. O ile każdy normalny na jego miejscu zerwałby się na równe nogi, by przegonić intruza, on dalej tkwił w swojej wygodnej pozycji. Dość szybko zorientował się, z kim ma właśnie do czynienia. A jednak, podsumował, przysuwając filtr papierosa do ust, mniej więcej w tej samej chwili, w której w drzwiach ukazała mu się sylwetka ciemnowłosego chłopaka. Nawet nie zdążył zlustrować go wzrokiem od stóp do głów, bo ten wykazał się swoją nadmierną śmiałością i już znalazł dla siebie nowe miejsce. No proszę. Jednak i tego dnia rozrywka miała go nie ominąć, choć szare tęczówki aktualnie wpatrywały się w znajomy, szary materiał. Uniósł brew do góry w niemym zapytaniu, jednocześnie zaciągając się lekko słodkawym dymem. „Rozbierz mnie, a odzyskasz swoją własność” – ta pomysłowość dzisiejszej młodzieży w kwestii zabaw.
„Chcę moje piętnaście na dziesięć.”
A jednak, raz jeszcze poniosło się po jego głowie.
Nie odpowiedział. Srebrzyste tęczówki błysnęły, a ciemnowłosy sprawnie podniósł się do siadu, wolną ręką chwytając twarz Ailena tak, by naprzeć palcami na oba jego policzki. Jeżeli chciał uniknąć nieprzyjemnego nacisku, powinien szybko zorientować się, że posłuszne rozchylenie ust było najrozsądniejszym wyjściem. Nie miał jednak zbyt wiele czasu na zastanowienie. Chłodne wargi przylgnęły do jego ust, a po chwili musiał pogodzić się z faktem, że dym, który wcześniej zatruwał płuca Ryana, teraz miał także dobrać się do jego układu oddechowego. Nie mógł zapominać o oddychaniu, choć Grimshaw zdecydowanie chciał utrudnić mu sprawę, bezczelnie zahaczając końcówką języka o jego podniebienie. W innej sytuacji ten gest byłby całkiem przyjemny zwłaszcza dla takiego miłośnika pocałunków, jak Kurt, ale teraz rzucał mu metaforyczną kłodę pod nogi. Na szczęście Jay nie zamierzał przedłużać nietypowego pocałunku, ale oderwawszy się od młodzieńca, zmrużył oczy w ostentacyjnie wyzywającym wyrazie, czemu brakowało już tylko zawadiackiego uśmiechu.
Najpierw poproś ― mruknął, rozgniatając niedopalonego papierosa, który skończył wśród swoich poprzedników. W tej chwili czekała na niego znacznie lepsza używka. Wypuściwszy twarz chłopaka z uścisku, objął go przedramieniem w pasie, niemo dając mu do zrozumienia, że aktualnie stracił swoją szansę na ucieczkę. Ręka mężczyzny dość prędko odszukała przestrzeń, w którą mogła się wsunąć, by znaleźć się pod wiszącą na Sullivanie bluzą, a chłodne opuszki palców od razu przesunęły się po nagiej skórze pleców służącego.
Chyba w tym wszystkim bardziej niż o prośbę, chodziło o samą zachętę.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach