Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 17 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17  Next

Go down

Pisanie 20.03.15 22:02  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Jak na masochistę przystało, pchanie się tam, gdzie nie powinien było jego chlebem powszednim. W sumie już moment, kiedy zaczął stróżować nad Ryanem powinno klasyfikować się jako „Mało wesołe przygody typowego masochisty”. A z każdym kolejnym spotkaniem z Wymordowanym coraz bardziej odkrywał w sobie masochistę z powołania. Aczkolwiek najgorsze w tym wszystkim było to, że… Nathairowi to nie przeszkadzało. Ba, on wręcz z każdym kolejnym razem łaknął tego coraz bardziej. I chciał więcej, robiąc się zachłanny, a Ryan chcąc czy nie, w ten sposób rozpuszczał go, niczym małego chłopca albo szczeniaczka. Szkoda, że różowowłosy nie wyrobił w sobie pędu samozachowawczego w tej kwestii, logicznie rzecz biorąc, że któregoś dnia jego smycz zostanie ukrócona na tyle, że jego swawola, swoją drogą i tak ukrócona, będzie sięgała praktycznie minimum. Dlatego trzeba było korzystać ile się mogło. Ponadto Nathair mógł ‘cierpieć’ z jego ręki, bo w tym momencie nie było to przerażające, wręcz przeciwnie. I to było zgubne dla anioła, choć sam nie zdawał sobie z tego jeszcze sprawy. Albo i zdawał, ale nie dopuszczał tej myśli do swej świadomości.

Był naprawdę rad, że Ryan nie odepchnął go w pewnym momencie, a pozwolił Nathairowi na tę chwilę tylko dla niego. Bo mógł na swój sposób rozkoszować się tak niedostępną bliskością Wymordowanego, poznając jego ciało milimetr po milimetrze zapamiętując każdą bliznę i znamię zdobiące jego bladą skórę. Chłód, który z pozoru mógł odpychać, w rzeczywistości był przyjemny i przynosił ze sobą ulgę, niesamowicie kontrastując z jego własnym, rozgrzanym ciałem. Ciche pomruki Wymordowanego były tak abstrakcyjne i tak sporadyczne, że za każdym razem gdy uciekały z gardła Grimshawa i docierały do uszu chłopaka, ciągnęły za sobą przyjemne dreszcze podniecenia, które to swobodnie wędrowały wzdłuż jego kręgosłupa, cicho szepcząc Nathairowi, że chce usłyszeć ich więcej. Bo były swego rodzaju potwierdzeniem, że to co robił anioł, podobało się Ryanowi. W jakimś tam stopniu, ale jednak. A to zachęcało chłopaka do dalszego działania, gdyż jego nieświadomość niewidzialnymi dłońmi pchała go do przodu, chcąc sprawić przyjemność i zadowolić swojego kochanka.
Jednakże wszystko to, co dobre, szybko się skończy. W tym przypadku wędrówka poznawania ciała Ryana zakończyła się na jednym z ciekawszych miejsc na jego ciele. Ale czy aby na pewno? Nawet drobne droczenie się ze strony ciemnowłosego w żadnym stopniu nie zniechęciło Nathaira, tylko wręcz przeciwnie, pchnęło go do jeszcze większego zaangażowania się i chęci postawieniu na swoim. I tutaj zakończyła się jego pełna swoboda, choć trzeba przyznać, że dotyk mężczyzny przyjął z cichym westchnięciem pełnym zadowolenia, łaknąc nieco więcej uwagi z jego strony w tym momencie. Uczucie chłodu, które ogarnęło jego plecy momentalnie przywołało gęsią skórkę, od której skulił się nieco, zachęcony jednak perspektywą kolejnych pieszczot, bez większego oporu, niczym szmaciana marionetka dał się ‘poprowadzić’ jego ruchom.
Rozgrzana skóra na udach otarła się o materiał spodni wymordowanego, kiedy znalazł się na jego biodrach, dopiero teraz dokładnie wyczuwając wybrzuszenie Ryana, o które nieświadomie otarł się poruszając nieznacznie swoimi biodrami. Krew powoli uderzała do jego głowy, w której zaczynało szumieć od nagromadzonych emocji, przez co miał wrażenie, jakby był na mocnym rauszu. Aczkolwiek w końcu doczekał się tego, czego pragnął w tym momencie. Jego dotyku. Na niemal każdą pieszczotę jego szyi czy też ramienia, odchylał nieco głowę w bok, ułatwiając w ten sposób dostęp do siebie. Chciał być przez niego oznaczony. Znowu. A każdemu ugryzieniu towarzyszyło ciche sapnięcie przemieniające się w ledwo słyszalne pojękiwania, które ginęły w szybkim oddechu chłopaka. Jakby z każdym ich kolejnym wydarciem się na światło dzienne, chciał się nimi zachłysnąć. Drżące palce do tej pory oparte na chłodnych ramionach, coraz mocniej zaciskały się na jasnej skórze, momentami wręcz boleśnie wbijając swoje paznokcie, po których z pewnością przez chwilę pozostanie charakterystyczny ślad półksiężyców.
Ryan doskonale wiedział jak odwrócić uwagę chłopaka. W takich momentach jak ten, umysł Nathaira funkcjonował bardzo prostolinijnie i dopiero w momencie, gdy poczuł jak mężczyzna ociera się o niego, zrozumiał, że Wymordowany jest gotowy. A chłopak ma sam sięgnąć po to, co chce i o co prawie niemo prosił go parę chwil temu.
Przygryzł na moment dolną wargę i uniósł się na kolanach, jednocześnie zabierając jedną z dłoń z ramienia mężczyzny i sięgnął do tyłu. Niepewnie dotknął opuszkami palce Wymordowanego, zsuwając je niżej, by wreszcie powoli wprowadzić go w siebie. Czuł, jak z każdym obniżaniem bioder, jego uda niekontrolowanie drżą, a ciało ogarnia ten pamiętny ból przemieszany z przyjemnością. Z pewnością minie parę chwil, gdy jego ciało na powrót przywyknie do kształtu Ryana i zapamięta raz na zawsze.
Gdy mężczyzna był już w pełni w nim, Nathair… zamarł. Po prostu. Już sekundę wcześniej zacisnął mocniej swoje powieki, a to był główny błąd. Bo raptownie w jego umyśle pojawiły się niepożądane obrazy a w nozdrza uderzył fantomowy zapach mięty. Jego ciałem wstrząsnął mało przyjemny dreszcz, bynajmniej nie wynikający z podniecenia. Czuł jak jego serce kołacze w zaostrzającym tempie a palce spoczywające na barku jak i udzie Ryana, boleśnie orają jego skórę. Z ust chłopaka uciekło ciche syknięcie, które sformułowało się w krótkie ”nie chcę”. I chociaż dla Nathaira całe to zatrzymanie ciągnęło się boleśnie długo, w rzeczywistości trwało zaledwie parę sekund. W końcu otworzył powieki i nieco pustym, a zarazem spanikowanym spojrzeniem powędrował wyżej, przyglądając się twarzy Wymordowanego. A z każdym kolejnym uderzeniem serca uzmysławiał sobie, że to wszystko to tylko demony jego przeszłości, które zapewne od czasu do czasu będą go kąsać, ale ma to już za sobą. A osoba przed nim i przede wszystkim w nim, to nikt inny, jak Ryan.
Uniósł wciąż zdrętwiałe dłonie i ujął jego twarz w nie, kciukiem przesuwając po bliźnie mężczyzny, jakby chciał w pełni się upewnić. Jego warga drgnęła, a sam momentalnie przylgnął do niego, unosząc przy tym nieco biodra, tym samym powodując pierwsze poruszenie od chwili, jak Wymordowany znalazł się w nim. Objął go mocno, wsuwając jedną dłoń w jego miękkie włosy, właściwie po raz pierwszy pozwalając sobie na taki gest w stosunku do niego. Przywarł swoimi wargami do płatka jego ucha i przesunął krótko nimi po miękkiej skórze.
- Ryan... – wypowiedział miękko jego imię, sprawiając wrażenie, że chce się jeszcze upewnić, jednakże sekundę później dodał jeszcze ciszej - … weź mnie. – dwa słowa, a jakże wiele interpretacji. Ale Nathair wiedział, że Ryan doskonale odczyta ich znaczenie. Co prawda z boku być może mogło to wydawać się dość egoistyczne, jakby anioł chciał za pomocą Wymordowanego „zmyć” z siebie brudy ostatniego osobnika, który miał tę ‘przyjemność’ posiadania ciała Nathaira, jednakże prawda była taka, że anioł chciał by jego ciało pamiętało Ryana. Żeby to właśnie ciemnowłosy był ostatnim, który go zaznaczył, pozostawiając na nim swój zapach.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:02  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
„Nie chcę.”
Chciał, nie chciał... Powinien wreszcie sprecyzować swoje stanowisko, choć teraz już się nie liczyło. Było za późno na wycofanie się już w chwili, gdy Ryan z cichym pomrukiem skwitował znajome uczucie. Nie obchodziło go, co działo się teraz w przesyconej wspomnieniami głowie różowowłosego, ale myślenie o czymś zgoła innym niż fakt, że znajdował się właśnie tutaj i na dodatek z kimś, kogo chciał tylko i wyłącznie, negowało to, co wcześniej powiedział. Brakowało tylko tego, by skrzydlaty zaczął bluzgać na mężczyznę, który brał go tak, jak mu się podobało, w burdelu. Sytuacja niczym nie różniłaby się od wypowiedzenia niewłaściwego imienia partnera w łóżku. Szare oczy, których źrenice zwęziły się drapieżnie, czujnie obserwowały twarz stróża. Nawet jeżeli jego nieadekwatne zachowanie było kwestią kilku sekund, z tak niewielkiej odległości ciężko było mu je przegapić. Chłodny dotyk dłoni spoczął na rozpalonym policzku, by zaraz przesunąć się niżej w pozornie łagodnym geście – do czasu aż mężczyzna nie zahaczył paznokciem o dolną wargę chłopaka. Nie skaleczył go na tyle mocno, by draśniętym miejscu wykwitły pierwsze krople krwi, ale pozostawił po sobie lekko piekące uczucie, przywołujące anioła do rzeczywistości. „Skup się” – cała twarz Grimshawa zdawała się przekazywać mu ten komunikat, zawarty w opanowanym spojrzeniu i niezmiennie zastygłych rysach twarzy. Jeszcze nie stracił cierpliwości, ale kolejne błędy na pewno okazałyby się fatalne w skutkach dla Nathaira, którego przyszłość była niepewna. Ale co było pewne w towarzystwie Rottweilera? Nic. Równie dobrze mógł właśnie korzystać z okazji, by na koniec wyrzucić chłopaka na bruk, stwierdzając, że nie spisał się dobrze, że to wciąż nie to, że dał się podpuścić. Ta zakazana morda przywoływała do głowy tylko najgorsze scenariusze. Czasami nawet sam fakt, że pozostanie obojętny mógł zaboleć, a pozostać miał na pewno.
O dziwo, pozwalał Nath'owi na tę niewielką swawolę względem siebie. Gdyby młodzieniec spróbował przysunąć się bliżej, by zachłannie skosztować jego warg, na pewno zerwałby tę wątłą nić nadziei, której szlak pokierowałby go do celu, którym były chłodne wargi srebrnookiego. Bez większego poruszenia mierzył się ze spojrzeniem swojego kochanka, co kontrastowało się z emocjami, które malowały się na zaczerwienionym obliczu różowookiego. Jakby wbrew pozorom cała ta sytuacja nie wywierała na nim żadnego wrażenia, a obecność opiekuna nie sprawiała, że jego serce biło szybciej. To wyjaśniałoby przekonanie wielu co do tego, że Jay zwyczajnie go nie posiadał.
Straciwszy twarz chłopaka z pola widzenia, zmrużył lekko oczy. Jeden ruch był zbyt małą zachętą, choć sprawił, że na ułamek sekundy mrowienie stało się bardziej intensywne. Gwałtowny przypływ ciepła w okolicach szyi pozwolił mu stwierdzić, co chłopak planował. Opętany nie miał zamiaru długo pozwalać mu na ukrywanie swojego wstydu. Rozchylił wargi, chuchając ciepłym powietrzem prosto na nagie ramię, które szybko zaznało pewniejszego uścisku zębów, w chwili, gdy jego zabawka okazała się posiadać dodatkowe funkcje. Skoro usta potrafiły wyrazić swoje perwersyjne zachcianki, dlaczego wciąż tkwił w swojej nieśmiałej skorupie? Pierwszy krok miał za sobą, a teraz przyszła pora na drugi, przybliżający go do zepsucia. Nathair miał po prostu pecha. Tak kończą chłopcy, których matki w dzieciństwie nie ostrzegały przed złymi panami.
Z wyraźniejszym pomrukiem powitał krew na swoim języku. Zęby pozostawiły po sobie pulsujące uczucie na nowo otwartej ranie, a wilgotne muśnięcie, które w ogólnym odbiorze mogło sprawić wrażenie łagodzącego gestu, było tylko pretekstem dla lepszego rozeznania się w jego smaku. Tylko świadomość sprawiała, że wydawał mu się inny niż wcześniej. Bardziej... „z dolnej półki”, ale być może dało się to jeszcze naprawić. Uniósł ręce, sięgając za siebie, by złapać chłopaka za nadgarstki. Powoli przesuwał nosem po boku jego szyi, potem musnął nim jego ucho, pozwalając przy tym na to, by jasne kosmyki połaskotały jego skórę. Kolejne oddechy niemalże złowrogo owiewały te partie ciała anioła, jednak w końcu i to ustało, wraz z momentem, w którym szatyn zmusił go do rozluźnienia uścisku i wyrwał się z jego objęć, opadając plecami na poduszki; pół siedział, pół leżał. Nie robili tego dla zbędnych czułości i właśnie to dawało mu do zrozumienia lekko krytyczne spojrzenie wymordowanego. Dbając jednak o to, by skrzydlaty nie speszył się aż nadto, ujął jego dłoń i kciukiem zatoczył niewidzialne koło po jej wewnętrznej stronie w uspokajającym geście. Potem, niczym wprawiony marionetkarz, przybliżył jego opuszki do jego własnej szyi. Na początku, przytrzymując je w miejscu, pod którym powinien wyczuć galopujące z podniecenia tętno. Jedno cięcie noża, a wzmożone ciśnienie doprowadziłoby do gwałtownego zachlapania całego pomieszczenia. To dziwne, że właśnie z tą myślą przez kilka sekund przypatrywał się temu krytycznemu punktowi na jego ciele, po czym, nadal sterując ręką, zaczął prowadzić ją coraz niżej: przez klatkę piersiową, gdzie zadziornie zaczepił jego palcem o jeden z sutków, wreszcie przez brzuch, podbrzusze, aż do samego członka, którego otulił smukłymi, chłopięcymi palcami, zwracając jego kończynie wolność. Druga dłoń skończyła w miejscu, w którym pierwsza zaczęła swoją drogę, ale ta obeszła się bez jego dalszych wskazówek. Ryan zacisnął palce na szczupłych biodrach Nathaira i poruszył nimi w wymownym rozkazie. Tym razem jasnowłosy musiał sam postarać się o to czego chciał. Przynajmniej na początku.
Baw się dobrze. ― Złośliwy skurwiel. Droczył się, ale błysk w srebrnych tęczówkach nie miał nic wspólnego z żartami. Z premedytacją dopuścił do tego, by Nath nie znalazł dla siebie ucieczki przed ostrzałem chłodnego i wyniosłego spojrzenia. Wybrał sobie złe towarzystwo, a teraz cierpliwie musiał znosić jego zachcianki.
Zniszczy go, to pewne.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:03  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Każdy słyszał chociaż raz w życiu jedną z pięknych ballad o idealnych kochankach. Pomijając już kwestię ich płci, to ich historia zawsze przebiegała tym samym schematem. Dwoje zakochanych połączył żar namiętności, niejednokrotnie tuż po pierwszym spotkaniu. Stęsknione serca wyczekiwały ukochanego każdego dnia i nocy, a gdy wreszcie zdołały się połączyć to zawstydzały samą noc. Jedne kończyły się dobrze, inne tragicznie. Ale kochankowie zawsze byli tacy sami. Piękni i niewinni, oddani po wszech czasy swej drugiej, zaginionej połówce. Szkoda tylko, że nikt nie wpadł na pomysł, by opisać inną grupę kochanków. Mroczniejszą i poniekąd o wiele bardziej tragiczniejszą. Taką, którą o wiele łatwiej znaleźć w prawdziwych realiach. Może wtedy ludzie nie karmiliby się naiwnymi mrzonkami o nieskończonej lojalności i miłości, o czułości i gorącym pożądaniu pełnym pasji i namiętności.
Bo rzeczywistość to suka, która swoimi zimnymi dłońmi owija się wokół szyi żyjących, powoli ściągając ich niżej i niżej. Ale to od nich zależy, którą drogą obiorą. Czy szybkiego i gwałtowanego upadku, czy jednak po drodze będą żyć w złudzeniu, że udało im się uciec przed nieuniknionym. Ryan był uosobieniem rzeczywistości, która oplótłszy się leniwie wokół Nathaira powoli ściągała go a dno. Ale anioł wcale a wcale nie protestował. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej ochoczo pchał się pod zęby Wymordowanego, choć może najwyższy czas zaczepić się rozpaczliwie o cokolwiek, by nie dopuścić do nieuniknionego upadku.
Zaskoczony tą krótką chwilą dla siebie, na którą poniekąd dostał zezwolenie, czerpał tyle, ile się da. Złudne poczucie bliskości wprawiło go w pewnego rodzaju trans, który uspokajał. Aczkolwiek iluzja bardzo szybko została przerwana, gdy boleśnie zapiekło go ramię. Z jego gardła wydobył się cichy pomruk, który ciężko było zaklasyfikować. Ciało niekontrolowanie zadrżało i wcisnęło się jeszcze bardziej w chłodną skórę Wymordowanego. Koniuszkiem języka przesunął po miejscu na dolnej wardze, gdzie parę chwil temu Ryan pozostawił zaczerwienienie. Gdy chłodne palce owinęły się dookoła jego nadgarstku, już wiedział, że to koniec spokoju.
Instynktownie, choć ledwo zauważalnie, przechylił głowę nieco w druga stronę, chcąc tym samym ułatwić mu dostęp do swojej szyi. Mruknął niezadowolony, gdy zamiast kolejnego czerwonego znamienia dostał… nic. Spod półprzymkniętych powiek spojrzał za mężczyzną, który przybrał pozycję półleżąco. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że kolejne wydarzenia niekoniecznie przypadną mu do gustu. Gdy srebrne tęczówki zamigotały w półmroku, wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł dziwny dreszcz wywołujący gęsią skórkę. Poruszył się nieco, czując delikatnie odrętwienie nóg, jednocześnie, chcąc czy też nie, zaciskając się nieco mocniej na mężczyźnie.
Spodziewaj się niespodziewanego. Prosta zasada, o której tak łatwo zapominał. Gdy Ryan bez jakichkolwiek oporów rządził się ciałem anioła, Nathair bez zająknięcia poddawał się temu, w ciszy przyglądając jego spokojnej i niewzruszonej twarzy, próbując z niej cokolwiek wyczytać. Dziwnie się czuł, gdy jego opuszki palców przesuwały się po rozgorączkowanym ciele, tak bardo kontrastującym z chłodem mężczyzny pod nim. Powoli tonął, niczym ustrzelony okręt, zagłębiając się w surowym spojrzeniu srebra. A potem wszystko szlag trafił.
Baw się dobrze.
Baw… się dobrze?
BAW SIĘ, KURWA, DOBRZE!?
Co.
Przez jego twarz przebiegł dziwny cień. Nie przesłyszał się, prawda? On chyba nie sądził, że….
Zabrał rękę ze swojej męskości i oparł się nad podbrzuszem mężczyzny, nieco przechylając w jego stronę, by nie stracić równowagi.
- Kpisz, prawda? – warknął cicho, niemal niesłyszalnym głosem. - Nie… - … znęcaj się nade mną. - Nie będę tego robił przy Tobie. Nie, kiedy patrzysz, nie, kiedy znajduję się w tak krępującej i upokarzającej pozycji. – dodał po chwili tym samym tonem, choć dość abstrakcyjnie kontrastował z jego czerwonymi policzkami i błyszczącymi oczami, w których odbijał się migoczący i coraz bardziej blaknący płomień świecy. I tak wiele kosztowało go przyjście tutaj, zebranie się na to, co powiedział, a teraz ten dupek wymagał od niego, żeby sam siebie zadowalał na nim? Niedoczekanie.
- Skoro mam się dobrze bawić, to może zamienimy się nieco miejscami i rolami? Zresztą… - zmrużył delikatnie oczy i spuszczając nieco głowę, przez co niesforne kosmyki opadły na twarz, zakrywając ją nieco, dodatkową rzucając na nią cień. - Chcesz, żebym odebrał Ci tym całą robotę? Zero atrakcji. – mruknął cicho. Może i zapomniał z kim ma do czynienia i gdzie jego miejsce, ale właśnie ten skurwiel pokazał mu, że nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Musimy sami się o to postarać i ładnie poprosić.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:03  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Wybrał sobie zły dzień na bunty.
Ciemnowłosy uniósł brwi, jakby nie do końca zrozumiał, w czym Nathair dostrzega jakąkolwiek kpinę. Na szczęście ciemne łuki szybko wróciły na swoje miejsce, ustępując miejsca znajomej beznamiętności. To nie był dobry moment na kłótnie, biorąc pod uwagę pozycję, w jakiej się znajdowali. Niechęć anioła do współpracy rozmyła nastrój sytuacji i sprawiła, że Ryan zaczynał mieć wątpliwości co do dania mu drugiej szansy. Faktycznie zapomniał, z kim miał do czynienia i po co tutaj przyszedł. Otrzymał warunki, do których nie podszedł sumiennie, choć w przypadku różowookiego nie było w tym nic nadzwyczajnego. Już wcześniej nie podporządkował się warunkom, a szarooki zawzięcie trzymał się przekonania, że wcale nie wymagał od niego aż tak wiele, mimo że w tym momencie nastąpił mały konflikt interesów.
Bez cienia skruchy pokręcił głową w przeczącym geście. Wiedział, że znęcał się nad nim, doprowadzał go do szału, ale nigdzie nie napisano i nigdy nie powiedziano, że kary to przyjemna sprawa. Jeżeli zrobiło się coś złego, trzeba było być przygotowanym na każdy rodzaj tortury. Stróż miał sporo szczęścia, dostając niemalże wolną rękę, mając możliwość zrobienia czegoś po swojemu. Zapomniał, że znajdowali się tutaj tylko we dwoje, a to, co działo się w tych czterech ścianach, pozostawało za nimi, szczelnie zamknięte. Wymordowany nie był typem, który naokoło rozpowiadałby o tym, w jak bestialski sposób potraktował swojego anielskiego kochanka. Ba. Nawet w upartym milczeniu wysłuchał tego, co ów kochanek miał mu do powiedzenia i żaden mięsień na jego twarzy ani drgnął.
Cisza trwała tylko do czasu, ale Nath w końcu doczekał się jakiejś inicjatywy z jego strony. Co z tego, że w przyszłości na myśl o niej będzie wmawiał sobie, że byłoby lepiej, gdyby Jay wtedy milczał.
Zero atrakcji? No proszę... ― mruknął niezmącenie opanowanym tonem, jedną ręką chwytając za twarz chłopaka. Nieco za mocno. Kciuk wbił się w prawy policzek różowowłosego, podczas gdy reszta palców naparła na lewy. Istniała marna szansa na to, że wyrwie mu się bez piekącego uczucia bólu i czerwonych śladów, które pozostawiłby tam brak delikatności mężczyzny. ― Nagle stałeś się znawcą w tej dziedzinie? Atrakcja to tylko bycie branym na siłę? ― Wolną ręką złapał za oba jego nadgarstki i szarpnął za nie, pozbawiając go równowagi. Dokładnie w tym samym momencie przekręcił się, bez większego problemu przepierając młodzieńca do materaca. Wypuścił jego buźkę z uścisku, ręce unieruchomił nad jego głową, starając się o to, by siniaki wykwitły na jego skórze niczym mało gustowne bransolety. Mocniejsze i bolesne pchnięcie podkreśliło jego słowa, a ponadto dosadnie przypomniało chłopakowi, że nadal w nim był, a to jasne wskazywało, że mógł z nim robić, co tylko chciał.
Pochylił się nad jasnowłosym, tak nisko, że jego wargi zetknęły się z jego uchem. Usta wypuściły kolejne słowa, lekkimi muśnięciami łagodząc nieprzyjemny ton, na jaki zdobył się Grimshaw:
Może powinienem cię tam odesłać, hm? Może źle zrobiłem, że w ogóle po ciebie przyszedłem? Nie musiałem tego robić. Ciebie z kolei nikt nie zmuszał do przyjścia tutaj, ale chyba nie do końca wiesz, czego chcesz. ― Odsunął się, by znów móc przyjrzeć się jego twarzy. ― Nie dałbym odebrać sobie całej roboty ― sprecyzował, jednocześnie komunikując mu, że jednak nie do końca mu zaufał. Popełnił błąd. Palcem wskazującym przesunął gładko po jego torsie, podbrzuszu i przez całą długość jego członka, drażniąc chłodem delikatną skórę.
Odsunął rękę. Przy okazji skrzydlaty mógł poczuć, jak nieprzyjemny ciężar znika z jego skrępowanych nadgarstków.
Może to nie do końca to, czego chcesz.
Z pewnym ociąganiem zaczął odsuwać się od swojego opiekuna. Powolne tempo było wynikiem działania z premedytacją. Anioł wyraźnie mógł poczuć jak wycofuje się, stopniowo odbierając mu możliwość skorzystania z przyjemności tego dnia, jak i całej reszty, które nastąpią po nim.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:04  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Bardzo szybko zorientował się, jak bardzo popełnił błąd. Powinien w końcu nauczyć się trzymania języka za zębami w towarzystwie pewnych osób. Bo w końcu się sparzy, chociaż chyba tej cechy tak łatwo nie można wyplewić. Chociaż trzeba przyznać, że w towarzystwie Ryana i tak się niejednokrotnie powstrzymywał, woląc niektóre kwestie pozostawić niewypowiedziane. A to jak na niego i tak było sporym sukcesem. Dopiero w ostatnich czasach jego język nieco bardziej się rozwiązywał, nie mogąc już dłużej tłamsić w sobie chaotycznych myśli oraz uczuć. Aczkolwiek gdzieś w podświadomości wiedział, że każde kolejne wypowiadane słowa zacieśniały na jego szyi niewidzialną pętle. Zupełnie tak, jakby specjalnie brnął w to bagno. Pieprzony masochista.
Ponoć, gdy osoba, która milczy i nie odpowiada na słowne wyrzuty drugiego osobnika, oznacza to coś względnie pozytywnego, coś, co może już na początkowym etapie zatrzeć niepotrzebne konflikty. Gorsze jest wdawanie się w wymianę zdań z cholerykiem i kimś, kto podchodzi do sprawy niezwykle emocjonująco.
Ten ktoś kurewsko się mylił.
Każda reakcja mężczyzny dałaby wiele do myślenia aniołowi. Jakakolwiek, ale wciąż jakaś reakcja. Zupełnie zobojętnienie i narastająca cisza była o wiele bardziej przerażająca i niepokojąca, niż wybuch najgorszego z możliwych choleryków. Z kimś takim wiadomo było jak postępować, odgadnąć co myśli, taka osoba też bardzo często w złości sama mówiła, co czuje. A w tym przypadku? Beznadziejnie. Nawet z oczu Nathair mógł naprawdę mało wyczytać. Tyle, co nic. Wciąż się uczył Ryana. Tego, co lubi a czego nie, jak się zachowuje, co go denerwuje a co mu się podoba. I bardzo opornie mu to szło. Można powiedzieć, że jedynie przesunął kciukiem po wierzchołku góry lodowej i raczej nigdy nie uda mu się dotkać jej na długość łokcia. Ale czy się zamierzał poddawać? Bynajmniej. Nie chciał odpuścić, nie tym razem.
Pierwsze, ciche słowa wypowiedziane przez bruneta niemal wwiercały się w jego czaszkę, boleśnie mrożąc go od środka. Jakby właśnie zbyt szybko i łapczywie polizał zamarznięte lody. Ciało delikatnie drgnęło, a wzrok na drobną chwilę uciekł w stronę drzwi, jakby rozważał przez moment możliwość ucieczki. I być może tak powinien postąpić. A najlepiej w ogóle tutaj nie przychodzić. Chłodne palce wbijały się w jego rozgrzaną twarz, a chłopak napiął bardziej mięśnie, starając się delikatnie odchylić głowę. Jednakże żelazny uścisk skutecznie przywoływał go do porządku, zakleszczając się na szczęce jasnowłosego przynosząc ze sobą wrażenie, że wystarczył nieco mocniejszy uścisk, a Nathair do końca życia nie byłby w stanie nic powiedzieć przez zgruchotaną szczękę. Na szczęście, a może i nie? nic takiego się nie wydarzyło. Choć wylewność Grimshawa w tym momencie była wyjątkowo obszerna jak na niego. Przynajmniej w towarzystwie swojego stróża.
Oderwał wzrok od chłodnego spojrzenia mężczyzny, czując, że jeśli dłużej będzie się w nie wpatrywał, to Ryan wyczyta z niego jeszcze więcej, co zostanie wykorzystane na niekorzyść jasnowłosego. Drgnął, chcąc pokręcić głową w przeczeniu, ale nawet nie mógł wykonać tak drobnego gestu. Zamiast tego z jego ust wydobyło się ciche „nie”, chcące zaprzeczyć o jego rzekomym byciu ekspertem. Wręcz przeciwnie. Tak naprawdę nic nie wiedział w tych kwestiach.
Na moment świat zawirował przed jego oczami, gdy jego „górowanie” dobiegło końca. Poczuł nieprzyjemne ukłucie w okolicy podbrzusza, gdy znalazł się w tak zniewolonej i bez drogi ucieczki pozycji. Palce dłoni zacisnęły się mocniej, gdy chłodnej palce niemal miażdżyły jego drobne nadgarstki, jednocześnie wydając z siebie głośniejszy jęk na krótkie, acz bolesne i mocne pchnięcie, które przypomniało mu, gdzie jest jego miejsce. Złudnie delikatne muśnięcie ciemnych włosów po policzku chłopaka na moment przyprawiło go o szybsze bicie serca i falę ciepła, która szybko została ugaszona przez kolejne słowa podopiecznego.
Nathair szybko pokręcił głową, ponownie przecząc, lecz nim ten chciał coś powiedzieć, jego nadgarstki były znowu wolne. Jak on sam, gdy przygniatające go ciało zaczęło się odsuwać od niego, co właściwie miało w skrócie oznaczać „nie mam ochoty. Spierdalaj”. Reakcja Nathaira była szybka. Szybsza, niż jego myślenie i rozum. Drżące nogi przywarły do boków mężczyzny jednocześnie oplatając się wokół jego bioder, a jedna dłoń zacisnęła się na jasnym ramieniu, chcąc go w ten sposób zatrzymać.
- Nie. – jęknął cicho, niemal boleśnie wbijając palce w jasne ramię mężczyzny. - Nie możesz… – mruknął cicho, czując jak kręci się w jego głowie, a krew, która uderzyła mu do głowy powoli odbiera zmysł słuchu.
- Wiem doskonale czego chcę. Tylko… – podjął, przyciskając go jeszcze bardziej do siebie obawiając się, że wystarczył jeden ruch Ryana i ten byłby poza jego zasięgiem. Właściwie tak było.
- Nigdy tego nie robiłem, dobra? Nie dotykałem siebie. I nie… nie wiem… Ty nie odczuwasz wstydu i jesteś doświadczony, dla Ciebie to nic takiego. A ja nie wiem co mam robić. To krępujące i wstydliwe. – przesunął wzrokiem po obojczyku mężczyzny, chcąc na czymś konkretnym skupić wzrok, czując jak coraz bardziej kręci mu się w głowie i jak coraz bardziej nie potrafi się porządnie wysłowić. - Wolę Tobie… Znaczy dobrze. Żebyś Ty poczuł się dobrze, kiedy jesteś przez tę krótką chwilę ze mną. Bo mi jest chyba dobrze… – jego głos z każdym kolejnym słowem coraz bardziej cichł i tonął w niepewności wypowiadanych słów, aż wreszcie nastała krępująca cisza, która była mącona jedynie szybkim biciem serca chłopaka oraz jego urywanym oddechem. Naucz mnie, przemknęło cicho przez jego myśl. Bo kto inny mógł mu to pokazać, jak nie on.
- I dobrze wiesz, że nie chcę, by ktokolwiek inny mnie dotykał w ten sposób, więc nie mów tak, jakby podobało mi się tam. Bo znasz prawdę, a jednak drwisz. – syknął z pobrzmiewającą nutą rozgoryczenia, odwracając głowę w bok i wreszcie luzując zaciskające się palce, aż dłoń w końcu zsunęła się na materac. To tyle na tę chwilę, jeśli chodzi o anielskie bunty. Został, znowuż, pokonany przez jakże zimny urok osobisty Wymordowanego.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:04  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Lubił, gdy sprawy nie wymykały się spod jego kontroli. Każdy bunt należało tłumić, nie dając po sobie poznać, że jakieś potknięcie na drodze do celu w ogóle miało miejsce. W takich chwilach zwykle należało szybko myśleć, ale jednocześnie wiedzieć, w jaki punkt uderzyć, żeby złamać delikwenta. Nathair był dla niego otwartą księgą. Mimo że Grimshaw samodzielnie wydawał się kimś, kto zupełnie nie radził sobie z okazywaniem emocji, nie oznaczało to, że nie potrafił rozpoznawać ich u innych. Chodził po tym świecie zbyt długo, by nie dostrzegać pewnych faktów jedynie za sprawą obserwacji. Skrzydlaty mógł warczeć, szczekać, szarpać się, ale nadal istniały rzeczy, które skutecznie zamykały mu pysk i sprawiały, że przestawał walczyć z niewidzialnymi łańcuchami, wiedząc, że to niebezpieczne, gdy czuje się ich zimno na swojej szyi. Co gorsze – Ryan wiedział, gdzie uderzyć, żeby zabolało i potrafił wykorzystać tę wiedzę. Gdy w grę wchodziły osobiste korzyści, nie miał zahamowań. Wiedział, że jeśli uświadomi mu, że nie dostanie swojego wymarzonego prezentu (a mogłoby się tak stać), szybko spokornieje. Różowowłosy źle postąpił, pozwalając mu doprowadzić do ruiny dzielący ich mur. Swój mur, ponieważ ten, który wybudował ciemnowłosy był o wiele bardziej potężny. Nie sądził, by w świecie za nim było miejsce dla małych, naiwnych aniołów.
Zatrzymał się, chociaż słaby uścisk nóg nie był dla niego żadną przeszkodą. Mógł wyrwać się z niego w każdej chwili. Nawet w momencie, w którym jasnowłosy próbował przyciągnąć go do siebie, a on ani drgnął, nie poddając się niewielkiemu naporowi, który usiłował nakierować go na właściwą drogę. Odbierał mu wszelką nadzieję na łatwość tego zadania, jednak obarczenie go wyczekującym spojrzeniem było sygnałem do wysłuchania wszystkiego, co zapoczątkowało jego „Tylko”.
Tylko co?
Nie sądził, by jakiekolwiek argumenty były w stanie go przekonać. Kiedy wysłuchiwał młodzieńca, coraz bardziej upewniał się w tym fakcie. Skoro się krępował, powinien się przełamać – w łóżku nie istniały żadne granice przyzwoitości. O tym nie mówiło się głośno, chyba że było się statystycznym psem na baby, który lubił pochwalić się kolegom swoimi podbojami, przy kuflu zimnego piwa. Skoro nie czuł się doświadczony, powinien wykazywać większe chęci do rozwijania się. Co z tego, że obeznanie w tej dziedzinie nie przystało anielskiej istocie? W tych czasach anioły w większości zostały dotknięte nieuchronną demoralizacją. Schodzenie na splugawioną ziemię nie wyszło im na dobre. I wreszcie, skoro chciał go zadowolić, powinien słuchać i spełniać oczekiwania, które miały obustronne plusy.
Jeżeli tak wolisz, zacznij słuchać. Bardziej nagi już nie będziesz ― rzucił, o dziwo tłumiąc ostry ton, choć wciąż miało się wrażenie, że miał zamiar wepchnąć mu sople do uszu, rozgrzanych huczącą w nich krwią. Nie w bezpośredni sposób dał mu znać, że zaślepiony swoim wstydem, nawet nie pomyślał, że właśnie taki rozwój wydarzeń uatrakcyjniłby ich wspólny wieczór. ― Zamknij oczy ― dając mu drugą szansę, zaczął od prostego rozkazu. Zaciśnięcie powiek nie powinno być takim problemem, zważywszy na to, że robił to, kiedy nie miał możliwości odwrócenia wzroku. Zbawienna ciemność mogła okazać się dla niego ochroną, pozwalającą mu bardziej skupić się na doznaniach, a nie na byciu obserwowanym.
Nadal tkwił w bezruchu, jeśli chodziło o jego biodra, ale nie zamierzał na złość pozostać całkowicie bierny. Pozbawiony jakiejkolwiek niepewności, przysunął zimną rękę do podbrzusza opiekuna. Drażniąco rozmasował je opuszkami palców, brnąc przy tym coraz niżej, aż do najwstydliwszej partii jego ciała, która zdradziecko wykrzykiwała na głos wszystkie jego brudne myśli. Choć krzyk był niemy, zmysł dotyku i wzroku zdawał się go urzeczywistniać. Ująwszy w dłoń jego członek, zacisnął na nim palce, nie wkładając w to na tyle dużo siły, by sprawić mu ból. Pobudzający dotyk zaczął sunąć w górę i w dół, a srebrzyste spojrzenie znalazło swój punkt odniesienia w twarzy Nath'a, usiłując wychwycić każdą, nawet najdrobniejszą, reakcję. Materac cicho zaszeleścił, gdy ciemnowłosy pochylił się, podpierając się jednym łokciem obok nagiego ciała kochanka. Ciepłe powietrze padło prosto na jego wargi, będąc przedsmakiem pocałunku, który nie nastąpił i najpewniej mógł w ogóle nie nadejść. Upór różowookiego wreszcie zaowocował, a biodra Opętanego osunęły się niżej, pozwalając Nathairowi na ponowne poczucie go w sobie. Mrowienie w podbrzuszu na nowo odezwało się ze zdwojoną siłą. Pomruk przetoczył się przez gardło, poprzedzając – wręcz zapowiadając – kolejne pchnięcia; raz delikatniejsze, innym razem przybierające na sile.
Nie było to wszystkim, co dla niego szykował.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:05  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
W tym momencie mógł praktycznie wszystkiego spodziewać się po Wymordowanym. Od kontynuowania ich zbliżenia, poprzez zerżnięcie anioła do krwi, znowu, kończąc na jego wykopaniu za drzwi, jak gdyby pojawienie się anielskiego tyłka tutaj nigdy nie miało miejsca. I choć umysł Nathaira powoli wkraczał już w ten etap balansowania pomiędzy jawą a rzeczywistością przestając reagować na większość bodźców z zewnątrz, to wciąż był gotowy niemal na każdy scenariusz, jaki mógł przedstawić mu Ryan. Narastająca cisza zdawała się nie mieć końca i coraz bardziej była uciążliwa, lecz wreszcie została przecięta przez ciche słowa mężczyzny, które były w tym momencie niczym zbawienie, jednocześnie będąc wyrokiem.
Chłodny dotyk na rozgrzanej skórze przywołał niekontrolowane dreszcze. Powinien już do niego przywyknąć, acz zdawało się, że za każdym razem przynosił ze sobą nowe doznania, których łaknęło mniejsze ciało pod mężczyzną. Posłusznie zacisnął swoje powieki, lecz głowa wciąż pozostała na swoim uprzednim miejscu, jakby obawiał się, że każdy jego ruch zaburzy drugą szanse, która otrzymał. A trzeciej z pewnością już nie dostanie. Jednakże jego pełna bierność leżenia i tylko ładnego wyglądania momentalnie prysła niczym bańka mydlana w chwili, gdy ponownie poczuł Grimshawa w sobie.
Z gardła Nathaira wydostało się ciche stęknięcie przemieszane z jękiem, gdy jego ciało na powrót przyzwyczajało się do kształtu Jaya, by tym razem z pewnością wyryć go w swojej pamięci. Mięśnie zacisnęły się mocnej, a nogi, które już od jakiejś chwili spoczywały niemal swobodnie obok tułowia Opętanego, przylgnęły mocno do jego boku, czując jak szorstki materiał spodni mężczyzny podrażnia ciepłą i wrażliwą w tych miejscach skórę. Każde pchnięcie biodrami, każdy dotyk Ryana na, w tym momencie najbardziej delikatnej i odpowiadającej na wszelakie bodźce, części ciała chłopaka przynosił ze sobą kolejne, coraz głośniejsze jęki pełne przyjemności i rozkoszy. I choć Nathair był w tym momencie zupełnie pochłonięty zbliżeniem i nie zwracał na nic uwagi, to w najbliższe przyszłości kiedy będzie wracał wspomnieniami do tej chwili zrozumie, że było inaczej.
Nie było bólu czy też strachu, tak jak to było w hotelu, i chyba nigdy wcześniej nie czuł się tak dobrze jak teraz. A zamknięte oczy jedynie potęgowały jego doznania, które chłonął całym sobą. Zupełnie nie skupiał się na tym, że jego kochanek uważnie obserwuje jego twarz wychwytując każdą malującą się na niej emocję oraz błogość. Mógł naturalnie oddawać się wszelakim swoim odczuciom, bez jakiegokolwiek skrępowania. Przynajmniej teraz.
Coraz ciężej było mu złapać oddech, jakby niewidzialna siła usiadła na jego klatce piersiowej i przyciskała ją, pozbywając dostępu do życiodajnego tlenu, a dźwięki, które wydawał bynajmniej mu nie pomagały. Nieświadomie sporadycznie, raz po raz unosił nieco swoje biodra, odpowiadając na pchnięcia Ryana. Napięcie w podbrzuszu zdawało się być coraz bardziej nieznośne i frustrujące, a gorąco kontrastujące z chłodnym dotykiem pozbawiało chłopaka wszelakich zmysłów. Zacisnął drżące palce mocno w przedramię mężczyzny, z każdą kolejną chwilą wbijając coraz bardziej boleśnie swoje paznokcie. Czuł, że jest na skraju i jeśli Ryan nie przestanie, to lada moment oszaleje. A może wręcz przeciwnie?
Palce drugiej dłoni zacisnęły się na kocu pod nim i przyciągnął go bliżej siebie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
- Nie, Ryan, czekaj- – wyrzucił z siebie słowa, które w akompaniamencie jęków były ciężkie do zrozumienia. Schował swoją twarz w przyciągniętym kocu, jednocześnie napierając paznokciami na ramię Opętanego, jakby chciał go odepchnąć od siebie. Ale to był błąd. Materiał nasiąknięty zapachem Grimshawa był gwoździem do trumny chłopaka. Spełnienie gwałtownie ogarnęło jego ciało, jakby został porażony jednym ze swych piorunów. Podkulił mocno palce stóp, wydając z siebie pierwszy raz jęk, o jaki nigdy by sam siebie nie podejrzewał. Paznokcie, które do tej pory wbijały się w bladą skórę gwałtownie zaorały ramię Ryana na całej długości ręki, gdy przyszedł niekontrolowany orgazm. Poczuł, jak ciepłe łzy spod jego powiek powoli spłynęły po jego skroniach, z tą różnicą, że tym razem wynikały z nieokiełznanej przyjemności. Łapczywie łapał oddech odczuwając błogość sięgającą każdej jego komórki w ciele. Wciąż nie wiedział co się dzieje, pulsująca krew w jego żyłach skutecznie wyłączyła wszelakie zmysły. Dopiero teraz uchylił nieco powieki, by spojrzeć na swojego kochanka błyszczącym spojrzeniem. Tak, zdecydowanie został w pełni pokonany dzisiejszego wieczoru, choć podskórnie czuł, że to jeszcze nie koniec.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:05  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Gdy chcesz kontrolować innych, przede wszystkim musisz mieć kontrolę nad samym sobą. Ryan zdążył już opanować tę zdolność do perfekcji, zdając sobie sprawę ze swojej roli przewodzącego. Nie dawał ponosić się chwili, samemu decydując o tym, kiedy skończy i jak skończy. Niewielu wiedziało też, że przyjemność była o wiele większa, gdy nie sięgało się po nią od razu. Nieme krzyki nieznośnego napięcia, które rozrastało się wewnątrz i którego cielesna klatka stawała się za ciasna, musiały zostać zignorowane na jakiś czas. Tak też robił. Choć ciepło drugiego ciała, jęki zagłuszające ciszę, powoli przyspieszające tętno pobudzały go jeszcze bardziej, ani myślał o pójściu na łatwiznę i szybkiemu pozostawieniu w spokoju anioła, który w przeciwieństwie do Grimshawa nie potrafił poradzić sobie z własnym ciałem. Niedoświadczonemu trudno mieć to za złe. Co z tego, że w pierwszej chwili wydawało się, że Ryanowi nie odpowiadał taki obrót spraw, choć nawet piekące uczucie na przedramieniu szybko przeszło do historii, gdy na oczach chłopaka rozdrapana skóra powróciła do normalnego stanu, nie pozostawiając żadnego śladu po dziele paznokci różowowłosego.
Ruch bioder ustał, gdy ciepły płyn zaczął spływać po jego palcach, jeszcze przed chwilą pieszczących jego najwrażliwszy punkt. Teraz zdawały się zaciskać na nim odrobinę za mocno, jednak nie do tego stopnia, by wyrządzić mu krzywdę. Prawda była taka, że umyślnie nie przerwał, choć prośba kochanka dotarła do niego, mimo swojej niedokładności. Nathair nie musiał być świadomy tego, że jeśli trzeba będzie, sprawi, że zrobi to jeszcze raz i może nawet kolejny. Mężczyzna podniósł się wyżej, wreszcie rozluźniając uścisk, który ostatecznie zniknął całkowicie, pozostawiając po sobie jedynie pulsujące wspomnienie. Gdy szare tęczówki skupiły swoje nieruchome spojrzenie na twarzy skrzydlatego, prezentując mu zwężone źrenice, przysunął kciuk do warg i językiem starł z niego niewielką część nasienia, jakby nie było w tym nic dziwnego czy odrzucającego; jakby bez słów chciał mu przypomnieć, że tu można pozwolić sobie na wszystko. Delikatność, brutalność, subtelność i perwersyjność. Całą masę różnych eksperymentów, przy których należało zapomnieć o wstydzie i pohamowaniach.
Zacisnął palce na pośladku jasnowłosego, przy okazji zostawiając na nim wilgotne ślady, które wyznaczyły też lekko połyskujące smugi, ciągnące się przez tylną część jego uda w towarzystwie pięciu piekących krech, na których miejscami zaczynały wykwitać drobne, czerwone kropelki. Nie zamierzał pozostać mu dłużnym, choć paznokcie jakby same z siebie przyprawiły gest o pikanterię, chyba tylko cudem nie zanurzając się głębiej w jego ciele. Później, odmawiając posłuszeństwa przylegającym do jego boków nogom, odsunął się, przerywając jakikolwiek kontakt fizyczny z kochankiem. Nieumyślnie rozszarpywał wszelką nadzieję na to, że się nim nie znudził, że dokończy to, co zaczął, uświadamiając stróżowi, że potrafi go zadowolić. Te kilka sekund mogło równie dobrze ciągnąć się w nieskończoność, zanim ponownie nachylił się, przysuwając usta do zagłębienia szyi opiekuna, gdzie postanowił pozostawić czerwony ślad otoczony wyraźnymi odciskami po zębach.
Odwróć się ― wymruczał z wargami wciąż przysuniętymi do jego ciała, ale zaraz dał mu szersze pole manewru, odsuwając się kawałek. Jednak zanim chłopak zdążył cokolwiek zrobić, wilgotne palce odszukały jego wejście i wsunęły się w niego, lekkim ruchem chcąc doprowadzić do kolejnego pobudzenia i odebrać mu wszelkie chęci na sprzeciw. Musiał robić to, czego chciał.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:06  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
To już chyba powoli stawało się tradycją, że ciemnowłosy doprowadzał chłopaka do podwójnego orgazmu podczas jednego stosunku. O ile drugie spełnienie w ogóle nastąpi, gdyż z mężczyzną nigdy nic nie wiadomo. Nie byłoby nawet zdziwieniem, gdyby ponownie doprowadził Nathaira do stanu graniczącego z obłędem, by po chwili, nawet dla samego przekąsu, zostawił go takiego wystawiając za drzwi. Jednakże w tym momencie dla anioła było wszystko jedno. Było mu po prostu dobrze. Aż za dobrze, zupełnie na moment zapominając do czego był zdolny jego kochanek. W powietrzu na drobną chwilę zawisło złudzenie, że łaskawie postanowił najpierw zadbać o swojego opiekunka i o jego potrzeby, a dopiero pomyśleć o sobie. Prawda była jednak taka, że niedoświadczone ciało jasnowłosego reagowało zbyt intensywnie na chłodny dotyk i bliskość Opętanego, co ocierało się o istny absurd. Był aniołem i do tego tej samej płci. To było nie do pomyślenia, żeby sam przyszedł do niego cicho prosząc o jakąkolwiek interakcję między nimi. A jednak.
To dziwne i niepojęte, ale Nathair wiedział, że Ryan go nie skrzywdzi. Nie teraz i nie w takim momencie jak ten. A przecież z łatwością mógł wyrwać mu serce i na jego blaknących oraz wypełniających się śmiercią oczach pożreć. Po prostu gdzieś wewnątrz niego ta świadomość była zakorzeniona a wszelakie użycie mocniejszego dotyku czy też brutalności, była jedynie swoistym i pikantnym dodatkiem. Który swoją drogą działał na chłopaka. Chyba rzeczywiście miał w sobie coś z masochisty. Syknął błogo, gdy ostre pazury zaorały jego nadwrażliwą skórę w tym momencie, pozostawiając po sobie piekące ślady, które zapewne utrzymają się jeszcze następnego dnia, a mokry ślad, który towarzyszył ciemniejszym kreską skutecznie podrażniał zadrapania. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie, odczuł przyjemne mrowienie na całej skórze.
Mężczyzna wycofał się, a ciało Nathaira raptownie odczuło jego brak i tęsknotę za nim. W najwrażliwsze i najbardziej wstydliwe miejsca dotarł nieprzyjemny chłód, tak bardzo różny od tego, jaki emanował od Wymordowanego. Przymknął oczy, chcąc dać sobie samemu chwilę wytchnienia, domyślając się, że to już koniec i poddając się błogiej bezsilności, tłamsząc oraz dusząc w sobie nieme niezadowolenie z tak szybkiego zakończenia. Sekundy ciągnęły się nieubłaganie, gdy w końcu ponownie poczuł tak bardzo w tym momencie upragnioną bliskość. I tym razem przyjął kolejne oznaczenie jego ciała z cichym pomrukiem zadowolenia, zupełnie wypierając ze świadomości uprzednie zaprzeczenia, że jego uległość wobec Ryana jest wymuszona.
Krótkie polecenie wystarczyło, żeby Nathair był pewien, że to nie koniec. I choć głośno i oficjalnie będzie temu zaprzeczał wszystkim, czym tylko możliwe, to wewnątrz odczuł nie tyle co ulgę, ale radość z tego powodu. Uniósł się nieco na łokciu, chcąc przekręcić na brzuch, jednakże bardzo szybko opadł na plecy, nieco zachłysnąwszy się powietrzem. Zacisnął mocniej powieki, jak i przygryzł wargi, chcąc w ten sposób zatrzymać w gardle cisnące się odgłosy, które nie przystają, czując palce Wymordowanego w sobie. W tym momencie jego ciało reagowało zdecydowanie intensywniej, odbierając wszelakie bodźce ze zdwojoną siłą. Przyciągnął nogi bliżej swojej klatki piersiowej i przycisnął kolana do siebie, jednocześnie przysuwając dłoń do swych ust i wgryzając się w nią. Każdy ruch palców, nawet delikatne oraz powolne, przyprawiał jego ciało o kolejne fale przyjemnych dreszczy, a fala gorąca uderzyła niespodziewanie, owijając się wokół jego dolnych partii ciała. Szybko zrozumiał, że pomimo jednego orgazmu, chciał więcej. Chociaż było mu wstyd przyznać się przed samym sobą, a już na pewno przed Ryanem. Ale Wymordowany to wiedział. Z pewnością. Chodził po tym świecie zbyt długo i widział zbyt wiele rzeczy. A co najważniejsze, wiedział jak odczytywać wszelakie sygnały, które dawało ludzkie ciało w chwili pobudzenia erotycznego.
Problem w tym, że Nathair chciał coś jeszcze. Coś, o co bał się poprosić, ale bez spróbowania, nigdy tego nie dostanie. Uchylił powieki do połowy, przyglądając się pionowym, kocim źrenicom odznaczającymi się na tle srebrzystych tęczówek. Odsunął rękę od ust, czując na nich ledwo wyczuwalny metaliczny posmak krwi i uniósł się nieco na łokciach.
- Ja też… – zaczął, jednakże jego słowa pokryły się z mruknięciem, przy próbie złapania i unormowaniu szybkiego oddechu. Ułożenie sensownych zdań przychodziło mu wyjątkowo trudno, dlatego też postawił na czyny, a nie na słowa. Z trudem z palcami w sobie podniósł się do pozycji siedzącej, mimowolnie zaciskając się na mężczyźnie nieco bardziej i jedną ręką objął swoje kolana, a drugą wsunął pomiędzy uda. Drobnymi i nieco drżącymi palcami przesunął po chłodnej skórze mężczyzny, aż dotarł do jego podbrzusza, jedynego ciepłego miejsca na ciele Ryana. Niepewne opuszki zbadały kawałek wrażliwej skóry, ale zatrzymały się tuż przy miejscu, do którego nie miał dostępu. Nie bez przyzwolenia.
- Pozwól mi. – ciche słowa zawisły między nimi. Chciał go dotknąć i poczuć go, przyczynić się do jego przyjemności, choć zapewne gdyby ktoś tydzień temu powiedziałby mu, że wyszedłby z taką inicjatywą sam, to uznałby go za jakiegoś kretyna. Co prawda wciąż nie mógł wyzbyć się zarówno wstydu jak i speszenia, i bardzo szybko to nie nastąpi, ale małymi krokami powoli otwierał się przed Ryanem w kwestiach łóżkowych. Bardzo małymi, ale zawsze coś. Zresztą, on również chciał przynieść mężczyźnie przyjemne doznania, a nie tylko leżeć jako strona bierna. W końcu trzeba zrobić coś innego od ciągłego jęczenia i wypinania się.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:06  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Poczuł wewnętrzne uczucie ukłucia rezygnacji, którą nie podzielił się z Nathairem. Sam fakt, że znowu nie słuchał go, jak powinien sprawiał, że ciemnowłosy stopniowo tracił cierpliwość, co już niebawem miało poważnie odbić się na stanie fizycznym anioła. Gdyby na chwilę zapomniał o swoich zachciankach, może przez następny tydzień byłby w stanie siedzieć bez najmniejszych dolegliwości. Tymczasem, gdy zacisnął się mocniej na palcach ciemnowłosego, ten jakby w odpowiedzi, przesunął podrażnił paznokciami jego wnętrze. Nie na tyle mocno, by go skaleczyć i – kto wie? – może sprawiło to przyjemność temu cholernemu masochiście (inaczej nie da się wyjaśnić tego, dlaczego przyszedł tu z własnej, nieprzymuszonej woli). Mimo wszystko i paradoksalnie do tego, co właśnie czuł, nie przerywając miarowego pobudzania różowowłosego, ujął jego drobną w porównaniu do swojej dłoń i mozolnie naprowadził ją na właściwy tor. Zadbał o to, by opuszki palców mogły dokładniej zapamiętać to uczucie, zanim zmusił go do zaciśnięcia się na jego członku. Przez cały czas prowadził jego rękę, poruszając nią tam i z powrotem, jakby anioł nie miał prawa samodzielnie badać jego najwrażliwszych sfer. Choć każdy ruch przyprawiał go o kolejną falę mrowienia, ani razu nie dał tego po sobie poznać, uważnie przyglądając się kochankowi, który wreszcie dostał to, o co prosił. Zadziwiające jak szybko zaczął odnajdować się w rozpustnym świecie. Nawet jeśli minęły wieki, zanim pierwszy raz skosztował zakazanego dla anielskich istot owocu, powoli zaczynał rozumieć jego działanie. Działanie, które potrafiło rozbestwić nawet tych najbardziej cnotliwych i niewinnych.
Heather szybko stracił możliwość czerpania z przyjemności z dotyku.
Ostatniemu muśnięciu towarzyszyły też palce wysuwające się z niego. Szatyn musnął krótko ustami wierzch dłoni skrzydlatego, zanim wypuścił ją z uścisku. Niewidzialna bariera znów stanęła między nimi, ale rozprysnęła się w ułamku sekundy, gdy czas gry wstępnej dobiegł końca. Ściągnięcie skrzydlatego z powrotem do pozycji leżącej przyszło Grimshawowi z dużą łatwością. Raz jeszcze zagórował nad nim opierając się jedną ręką po jego boku. Oczy ostatni raz przemknęły po szczupłym torsie, przez który przebijała się sieć wyraźnie zarysowanych żył (każda pielęgniarka ze strzykawką pokusiłaby się o taki obiekt eksperymentalny), zanim wolna ręka zacisnęła się na biodrze Nath'a i silnym ruchem zmusiła go do wykonania wcześniejszego polecenia. Nachyliwszy się, przysunął wargi do jego ucha, składając na nim mokry pocałunek, zakończony brutalniejszym przygryzieniem płatka.
Nie słuchasz ― wypomniał, ale bez zniecierpliwienia. Gdy wreszcie dopiął swego, mógł przyznać, że odczuwał niemalże pełną kontrolę nad swoim opiekunem. Zwrócony do niego plecami (znowu), musiał przyjąć na siebie wszystko, co mężczyzna miał mu do zaoferowania. Zaborcze otarcie się o niego biodrami było zaledwie zarysem kreślącym zakres jego obecnej władzy i przedsmakiem dalszej zabawy. Zacisnął na moment palce na jego pośladku, zanim zafundował mu koleją porcję przyjemnego bólu, gdy po raz kolejny znalazł się w nim, tym razem nie zamierzając przerywać kontaktu przed błogą chwilą. Pomruk, który towarzyszył pierwszemu ruchowi, dostał się wprost do chłopięcego ucha, stając się wyraźny do tego stopnia, że trudno byłoby zignorować tę oznakę zadowolenia. Od tej chwili nie myślał już o dobru różowookiego, nie chcąc dać mu nawet chwili wytchnienia i – jak ostatnim razem – poruszał się w nim bez wyczucia delikatności. Ugryzienia zastępowały pocałunki, zostawiając zaczerwienione ślady na bladej skórze lub otwierając drobne rany, pozwalające mu na kosztowanie metalicznego posmaku. W którymś momencie przysunął czyste palce do warg młodzieńca, zdając sobie sprawę, że ten przekaz będzie jasny. Czy nie to podobało mu się najbardziej?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 22:07  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 13 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Szczerze? Nie spodziewał się, aby Ryan w jakikolwiek sposób pozwolił mu na to. Na zbliżenie i dotknięcie. Prędzej odtrąciłby jego rękę i zrobił swoje, czyli nazywając rzeczy po imieniu, zerżnął Nathaira wedle własnego uznania, a potem zostawił go dogorywającego na materacu. Ewentualnie za pomocą nogi zepchnąłby anielskie truchło na bok robiąc sobie miejsce. Ale nic takiego nie nastąpiło. Wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi i brutalnej rzeczywistości, Ryan mimo wszystko na swój własny sposób dbał o swojego kochanka. Nie postępował niczym pospolite zwierzę, które chce jedynie zaspokoić swój własny popęd i żądze, ale dbał też o to, by i Nathairowi było dobrze. Albo to sam anioł tak sobie wmawiał, jednakże bez względu na to co było prawdą, faktem jest to, że chłopakowi było dobrze. Jak nigdy. A każda pieszczota Ryana utwierdzało go jedynie w przekonaniu, że nie popełnił błędu przychodząc tutaj z własnej woli i godząc się na spanie z Wymordowanym. Oczywiście, znając go to potem będzie pluł sobie w brodę, zaprzeczając wszelakim znakom i sygnałom na ziemi, ale w tym momencie liczyła się chwila. Nic ponadto.
Zamruczał nieświadomie, czując Ryana pod swoimi opuszkami. To było jedyne, niezbadane miejsce, do którego nie miał dostępu w chwili, gdy otrzymał przyzwolenie na smakowanie dotykiem ciała Opętanego. Kto wie, czy jeszcze kiedykolwiek nadarzy się podobna szansa. Aczkolwiek pomimo przełamania w pewnym stopniu bariery, jeśli chodzi o sprawy łóżkowe, chłopak wciąż nie był w stanie wytrzymać jego spojrzenia. Czuł się, jakby, nawet w takiej chwili jak ta (a może zwłaszcza), był skrupulatnie oceniany przez Ryana. Analizowany, a srebrne tęczówki wżerały się do środka przez skórę, rozrywając kolejne warstwy tkanek, by wreszcie dopaść go w całości i pożreć. Nie mogąc dłużej konfrontować się z lodowatym spojrzeniem, oparł czoło o kolana, chowając rozgrzane policzki przyciskając je do nieco chłodniejszej skóry na nogach, pozwalając, by niesforne kosmyki włosów pełniły w tym momencie rolę kurtyny. Objął się ciaśniej wolną ręką, przygryzając dolną wargę, by powstrzymać napływające, wstydliwe dźwięki pełne rozkoszy. Jego ciało bardzo szybko reagowało na dotyk mężczyzny, wciąż czując posmak niedawnego spełnienia. I kiedy błogość ponownie go ogarniała poważnie nadszarpując jego zmysły i rozum, wszystko raptownie zostało przerwane przez mężczyznę. Anioł uniósł głowę, spoglądając na Ryana z niezrozumieniem wydając przy tym z siebie ciche syknięcie oraz warknięcie pełne niezadowolenia, jednakże wszystko zniknęło niczym za odjęciem magicznej różdżki. Ciemnowłosy zrobił coś, co totalnie i kompletnie pokonało chłopaka. Niby nic, głupi, mało znaczący gest, ale to właśnie ta drobnostka wywołała dziwne, niezrozumiałe uczucie ciepła w jego klatce piersiowej przyprawione przyspieszonym bicie serca, bynajmniej nie wynikającym w tym momencie z podniecenia.
Nim jednak zdołał na dłużej zawiesić umysł na tym, bardzo szybko został na powrót ściągnięty do uległej pozycji, by sekundę później znaleźć się tyłem do Ryana. Zacisnął powieki czując wargi mężczyzny w okolicach jego ucha, nawet odchylając głowę nieco w bok, jakby chciał ułatwić dostęp do siebie mężczyźnie.
- To Twoja wina. – wydusił z siebie, kontratakując zarzut mężczyzny. Ciekawe czy on tak łatwo odwróciłby się mając w sobie palce. Cholerny gnojek, przemknęło przez anielski umysł, próbując z całej siły nie wydać z siebie dźwięku, gdy mężczyzna perwersyjnie otarł się o niego. Gdyby tylko racjonalnie w tym momencie myślał, to z pewnością zdzieliłby się porządnie po ryju, jednakże nie mógł zaprzeczyć, że taka pozycja, w jakiej teraz się znajdował… nakręcała go. Bo mógł w pełni czuć mężczyznę, nie tylko w sobie ale i na sobie. Przygnieciony niemal całym jego ciałem, dokładnie go czuł. Jak skóra ociera się o skórę, każdy ruch, gest. Wszystko, i to ze wzmożoną siłą.
Cichy pomruk wypełnił jego zmysły, przez co Nathair nie mógł powstrzymać się przed ledwo widocznym uśmiechem, którego na całe szczęście Ryan nie był w stanie dostrzec. To było prawie jak wygranie na loterii. Bo potwierdziło, że w tym pomieszczeniu nie tylko jedna osoba odczuwa przyjemność ze zbliżenia. Świadomość, że komuś takiemu jak Grimshaw jest dobrze, przyprawiło chłopaka o przyjemny dreszcz, który ogarnął jego ciało, niewidzialnymi językami smagając jego skórę.
Poczuwszy go ponownie w sobie, nie był już w stanie zachować swojego głosu dla siebie. Spiął wszystkie mięśnie, zaciskając się na mężczyźnie, w tej pozycji czując go jeszcze intensywniej, niż parę chwil temu. Podciągnął jedną nogę, zginając ją w kolanie i podparł się łokciami, odchylając nieco głowę do tyłu, łapczywie przyjmując wszystkie podgryzienia i pieszczoty.
- Ryan, zwolnij… – wymruczał cicho, sięgając jedną dłonią do tyłu, by wpleść drżące palce w jego miękkie włosy. Przesunął opuszkami po nich, by na końcu zacisnąć mocniej palce i nieco szarpnąć, niekontrolowanie. Nieświadomie. W rytm Ryana i jego biodra poruszały się, przesuwając swoimi najwrażliwszymi partiami ciała po szorstkim kocu, co dodatkowo stymulowało, zbliżając Nathaira do upragnionego celu. Szybko, za szybko. Krew niebezpiecznie szumiała w głowie, boleśnie napierając na pulsujące skronie, przyprawiając go o zawroty głowy. Czuł się otępiały i odurzony, jakby podano mu w żyły sporą dawkę narkotyku, od którego był uzależniony. I poniekąd tak było. Dostał swoją dawkę. Ryan był jego narkotykiem.
Dłoń, która zaciskała się na włosach, powoli zsunęła się na materac, by palce odnalazły tym razem „podparcie” w postaci koca, które płaty materiału chłopak przysunął bliżej siebie. Powieki nieco drgnęły, unosząc się ku górze i lekko zamglone spojrzenie przesunęło się po smukłych palcach zakończonych ostrymi pazurami. Nie bronił się, nie tym razem. Niemy komunikat przekazany przez Wymordowanego był jasny i jakże prawdziwy. Nathair przechylił nieco głowę, ocierając się ciepłym policzkiem o chłodne opuszki, niemal łasząc się jak kot proszący o podrapanie za uchem, aż te dotarły do jego warg. Przytulił je na drobną chwilę do palców, napawając się ich chłodem i zadziwiającą miękkością. W końcu wysunął koniuszek języka i przesunął nim po całej długi wskazującego palca Ryana. Z początku dość niepewne całowanie szybko przekształciło się w o wiele pewniejsze pieszczenie przy użyciu języka, a nawet wsuwania pojedynczych palców pomiędzy wargi. Choć wciąż odbywało się to w dość wolnym tempie, które Nathair sam sobie narzucił. Smakował skórę Ryana milimetr po milimetrze, wodząc wargami coraz niżej, aż dotarł do wewnętrznej strony nadgarstka, gdzie przywarł ustami na dłużej, wyczuwając jego szybki puls. Znowu nie posłuchał. Ale nie myślał teraz o tym, oddając się swoistej przyjemności, jaką czerpał z pieszczenia jego skóry, nawet, jeśli ograniczało się to do zaledwie małego skrawka. Ucałował miejsce, przesuwając wargami wyżej, aż dotarł do miękkiej części tuż pod kciukiem, którą ugryzł. Nie mocno, nie słabo. Wyśrodkowanie, przelewając w to wszystko, co aktualnie odczuwał. Całą paletę emocji. Czuł, że był coraz bliżej granicy, że jeszcze trochę a zwariuje. A Ryan nie zwolnił. Zacisnął mocno palce na kocu, aż pobielały mu knykcie, odsuwając twarz od dłoni Wymordowanego, próbując złapać oddech, który z każdą kolejną chwilą coraz brutalniej był wyrywany z jego płuc.
- Cholera, Jay, zwolnij! – warknął gardłowo, lecz słowa zginęły w spełnieniu, które przyszło gwałtownie, wżynając swe pazury głęboko pod jego skórę. Ciało chłopaka zadrżało a biodra uniosły się wyżej, wbijając się całym sobą w mężczyznę nad sobą, odchylając głowę i przytulając rozgorączkowaną twarz w chłodne zagłębienie szyi Ryana. Wszystko to trwało sekundy, gdy w końcu umęczone ciało opadło na materac, a policzki podrażnił materiał kocu. Miał dość, czując, jak Grimshaw wyssał z niego wszelkie siły. Zmęczony, ale spełniony. I zadowolony.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 17 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14, 15, 16, 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach