Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 17 z 17 Previous  1 ... 10 ... 15, 16, 17

Go down

Pisanie 14.11.15 1:01  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Pobudka przyszła równie niespodziewanie co sen.
Ból skutecznie rozmył pierwsze przebłyski świadomości, brutalnie ściągając go do rzeczywistości. Jęknął cicho, czując, jak wszystko go boli, każdy, nawet najmniejszy skrawek ciała, jakby ktoś wsuwał rozgrzane gwoździe w jego ciało. Miał wrażenie, że nawet włosy cierpią przy każdym oddechu. Mimo wszystko zebrał się jednak w sobie i dźwignął do pozycji pół siedzącej, od razu łapiąc za obolałe żebra, ciężko oddychając. A miał nadzieję, że rano będzie lepiej się czuł. Nic z tego. Tak samo, jak nic z dobrego humoru.
Wykopał się spod sterty starych koców i powoli podniósł, czując, jak grawitacja bez litości ściąga go ku ziemi. W ostatniej chwili podparł się ręką o ścianę i wziął jeden głębszych wdech, próbując pohamować odruchy wymiotne. Prześlizgnął koniuszkiem języka po dolnej wardze zwilżając suche usta i ruszył powoli do wyjścia, wręcz ślimaczym tempem, co chwila podpierając się o wszystko, co było tylko możliwe.
Ciche skrzypnięcie oznajmiło domowi, że chłopak wtacza swoje obolałe zwłoki do kolejnego pomieszczenia. Hunter momentalnie zerwał się z miejsca i podbiegł do skrzydlatego, skacząc i piszcząc dookoła niego. Z pewnością liczył na spacer i porządną dawkę jedzenia. Jednakże Nathair delikatnie odsunął go nogą, nie mając teraz zbytnio czasu dla niego. Jego spojrzenie padło na kobietę i… zdębiał. Przez jego oblicze przemknęła cała plejada niezbyt przychylnych emocji, ostatecznie kończąc na rozprażeniu i czystej irytacji.
… Dlaczego? – odezwał się w końcu zachrypniętym głosem, zaciskając mocniej palce na skraju szafki, o ktorą się oparł .
Dlaczego jesteś w jego ubraniu? Jakim prawem wzięłaś to sobie bez pytania? Jakim w ogóle prawem grzebałaś w jego rzeczach? – warknął chłodno, lustrując ją na wylot. Mimo wszystko nie był zły. Nie aż tak, jak powinien. Był raczej rozczarowany jej zachowaniem i tym, co zrobiła.
To nie jest twój dom. Jesteś tutaj gościem. I tak będę miał przez ciebie wystarczająco kłopotów, ale ty i tak zachowujesz się, jakby ci wszystko było tutaj wolno. Dałem Ci przecież wczoraj bluzę, to co, za mało? Musiałaś się szarogęsić? U każdego w domu jak jesteś w gościach to sznupiesz po szafkach, hm? Tutaj w salonie też sobie pogrzebałaś? I co, znalazłaś coś ciekawego? – skrzywił się nieprzyjemnie, ostatecznie dając do zrozumienia, że ich relacja na powrót znalazła się w martwym punkcie. A wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze, że sam anioł zaczyna się do niej przekonywać. Jak widać, budowana więź była zbyt cienka i wystarczyło naprawdę mało, żeby na powrót ją zerwać.
… Powinnaś już iść. – syknął, zanosząc się cichym kaszlem. – Zanim zaczniesz robić tutaj przemeblowanie albo zabierzesz coś innego, co należy do niego.
Musisz być taki złośliwy?
Sama jest sobie winna. Nie powinna bez pytania grzebać w jego rzeczach.
Chłopak odepchnął się od szafki i podszedł do innej, gdzie leżał telefon. Zgarnął go i wyciągnął rękę w stronę Taihen.
Ale nie wypuszczę cię samej w takim stanie. A sam też nie dam rady cię odprowadzić, dlatego zadzwoń po kogoś, kto cię odbierze. Ale nie podawaj tego miejsca. Umówcie się gdzieś w Desperacji. – warknął ostrzegawczo. – Mówię poważnie. Zadzwoń do kogoś i nie zgrywaj bohaterki, która sama sobie poradzi.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.15 19:20  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Tego się nie spodziewała. Wmurowało ją.
Para zielono-brązowych ślepi wpatrywała się w anioła jakby nie miała pojęcia o czym mówił. W sumie to nie miała. Lekki grymas przemknął przez jej twarz, gdy zastanawiała się nad odpowiedzią. Zastanawiała się wyjątkowo intensywnie, ale niczego nie wymyśliła.
Szarogęsiła się.
Robienie przemeblowania.
Zadzwoń.
Uniosła brew, patrząc na telefon.
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy w pieprzonej Desperacji i większość ludzi nie ma tutaj podobnego sprzętu? - Wdech. - Nawet nie odpowiadaj. Zamknij się najlepiej.
Sinusoida nastrojów Nathaira zdecydowanie ją męczyła. Ale zauważyła małą zależność. Zawsze najwięcej szczekał gdy był ranny, a najmilszy był panując nad sytuacją. Tutaj nie było nic do opanowania. Mógł tylko zarządzać przestrzenią, którą ona naruszyła.
Jakby w odpowiedzi na swoje myśli wzruszyła ramionami i wstała, omijając jego rękę. Gdzieś w głębi ducha spodziewała się, że ją powstrzyma, uderzy, albo zaatakuje swoim magicznym prądem czy co tam miał w rękawie. Spodziewała się tego, ale wiedziała też, że był słaby.
Z jej winy.
Zawsze mógł znowu się rzucić na nią słowami, ale miała nadzieję, że tym razem spłyną po niej jak woda po kaczce. Nie miała ochoty ich słuchać, skoro on nie posłuchał jej wyjaśnień. Spał, ale to nie było istotne. Nie słuchał. Sięgnęła do guzików koszuli i zaczęła ją powoli rozpinać. Ostentacyjnie wpatrując się prosto w różowe tęczówki anioła. To nie było zachęcające spojrzenie, wargi miała zaciśnięte w jedną linię. Świeczki w oczach jakby powstrzymywała łzy.
Głośno przełknęła ślinę gdy wysłużona flanela upadła na podłogę niczym jesienny liść, a ona znów została naga. Była niemal pewna, że znów odwróci wzrok, speszony i dzięki temu nie zareaguje na tyle szybko żeby ją powstrzymać.
Wyminęła go i ruszyła do wyjścia, nie rozdrabniając się już na jakieś denne monologi. Gardziła cudzymi ubraniami, gardziła bluzą, którą musiałaby mu zwrócić, która ledwo zakrywała jej pośladki. Koca zabrać nie mogła, koszuli najwyraźniej też nie, a z jej sukienki zostały same szmaty.
Sięgając do klamki uśmiechnęła się pod nosem.
A potem trzasnęły drzwi.

/W sumie jak nie masz nic do dodania to zt, ale akceptuję wszelkie ingerencje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.15 2:07  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Stłamsił w sobie gardłowe warknięcie, które rozrywało go od środka. Miał ochotę powoli zaklaskać na całą tą szopkę, jaką odstawiła dziewczyna. Ale zamiast tego pokręcił jedynie głową z niedowierzaniem. A do tej pory miał ją za dojrzałą jak na swój wiek dziewczynę. Widać, jak bardzo się pomylił. Anioł zaczął poddawać wątpliwościom dalszą przyszłość  kościoła, skoro Taihen stojąc na jego czele odwalała takie sceny  pełne fochów. Powinien ją olać ciepłym moczem i pozwolić wyjść na zewnątrz w takim stanie. Skoro tak bardzo tego pragnęła, to kimże on był, żeby jej tego odmawiać? Ale pomimo całej niechęci jaka w niego uderzyła w tych kilku sekundach, po prostu nie mógł. Jego anielski pierwiastek mimo wszystko był zbyt potężny. Gdy go mijała, mogła poczuć jak drobne palce zaciskają się na jej przedramieniu, zamykając ją w pułapce. Nawet nie spoglądając na nią, wywarczał cicho, wręcz ostrzegawczo.
Jesteś poważna? Myślisz, że po tym, jak wczoraj przytachałem cię tutaj pozwolę wyjść w takim stanie? Chyba, że spodobało ci się to. Lubisz być damą w opresji czy jak? Albo masz ciągoty do bycia ofiarą? Czekasz, na księcia, który cię uratuje czy po prostu rajcuje cię bycie rżniętą? Bo w takim stanie jestem pewny, że po paru krokach wpadniesz w łapy jakiś dupków. Zerżną cię a potem zabiją rozrywając twoje ciało. O to ci chodzi? Albo po prostu próbujesz coś udowodnić? – prychnął nie ukrywając kpiny w głosie, puszczając jej ramię.
Jak skończysz urządzać sceny to sie ubierz. Odprowadzę cię kawałek. – sięgnął po leżące niedaleko i usiadłszy na kanapie zaczął je powoli zakładać, bo każde schylenie powodowało ten cholerny, upierdliwy ból odbierający mu oddech. Jeśli jednak Taihen postanowiła go zignorować, to wszyscy bogowie mu świadkami, że przeciął jej drogę krótką wiązką elektryczności. Może i jego ciało było osłabione, może czuł się jak gówno i tak poruszał, ale wciąż potrafił posługiwać się swoimi mocami. Może nie o takiej sile i natężeniu jak normalnie, ale wystarczająco, by na chwilę zatrzymać dziewczynę, aczkolwiek nie dotykając jej ciała, by przypadkiem nic jej nie zrobić. Ot, żeby zatrzymała się i tyle.
Kiedy tylko skończył sznurować buty, podniósł się z cichym jękiem, zgarnął swoją broń, którą przymocował przy drobnych biodrach i ruszył w stronę wyjścia. Nie zamierzał odprowadzać jej pod same góry, wiedział, że w jego aktualnym stanie będzie ciężko, ale chciał wyprowadzić ją chociaż z Desperacji. A przez całą drogę milczał.


zt x 2?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.09.18 0:00  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
// lmao, ostatni post tutaj miał miejsce trzy lata temu //

Pchnął drzwi, nie siląc się nawet na pukanie. Już dawno przestał się silić z uprzejmościami i kulturą, traktując to miejsce jak swój drugi dom. Co prawda za każdym razem, gdy przekraczał ten upiorny próg mógł liczyć się z samymi nieprzyjemnościami, to jednak nadal czuł się jak u siebie w domu. No, nie licząc kilograma kurzu, który ozdabiał resztki mebli czy też mały pajęczaków wijących sobie gniazdka w kątach i zakładających swojego wesołe, pajęcze rodziny.
Zamknął cicho drzwi za sobą i odetchnął. Wzrok od razu utkwił w wilku, który jeżąc sierść na karku zaczął niebezpiecznie warczeć. Ale wystarczyła krótka chwila, żeby Hunter zwietrzył znajomy zapach anioła i sekundę później z groźnego wilka zrobił się potulny psiak. Nathair przykucnął na jedno kolano, kiedy zwierzę walnęło się na plecach odsłaniając brzusko do pieszczot.
- Kto jest dobrym pieskiem? No kto? - wymruczał zadowolony anioł czochrając zwierzaka za jego uszy. Ogon wilka uderzał rytmicznie o drewnianą podłogę wznosząc drobinki kurzu w powietrze.
- Dobrze, że ponurość twojego pana nie przeszła na ciebie. - mruknął z nutą rozbawienia, ostatni raz czochrając psiaka. Podniósł się na nogi i nacisnął butem na tył drugiego, zsuwając go ze stopy. Drugi trampek dołączył do bliźniaka, a bose stopy jasnowłosego nacisnęły na jedną z leciwych desek, która skrzypnęła złośliwie.
Nie bawiąc się w jakiekolwiek skradanie czy też podchody ruszył przed siebie, wkraczając na zakazany teren salonu Grimshawa. Jasne spojrzenie od razu spoczęło na kanapę i zwłoki, jakie się na niej znajdowały. Zatrzymał się przy meblu i nachylił, opierając dłońmi o swoje uda, przyglądając się przez moment spokojnej twarzy wymordowanego i jego zamkniętym powiekom skrytymi za ciemnymi oprawkami okularów.
- Hoh, kto by pomyślał, że gdy masz zamknięte oczy i ignorujesz mnie, to wyglądasz całkiem niewinnie, a nawet uroczo, Jay. - powiedział cicho, unosząc lewy kącik warg ku górze. Nie spał. Wiedział, że nie śpi. Ten przeklęty skurwiel wyrwany chyba siłą z samego Piekła nigdy nie sypiał. Bestia, która tylko czuwa, pozwala odpocząć przemęczonym oczom, ale wciąż czuwa. Przesunął leniwie wzrok niżej, na okładkę książki, która spokojnie spoczywała na jego klatce piersiowej. Leniwie omiótł spojrzeniem tytuł, choć ten nie mówił mu nic pożytecznego.
- Zgłodniałem. Będę w kuchni, Jay. - dodał prostując się i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, bo równie dobrze mógł gadać do cegłówki, wyminął kanapę wkraczając do pomieszczenia, które pełniło funkcję kuchenną. Bez jakiekolwiek poszanowania dla jego prywatności złapał za pierwsze drzwiczki szafki i je otworzył, zaglądając do środka. Konserwa numer jeden. Konserwa numer dwa. Konserwa numer trzy. Konserwa kurwa numer sześćdziesiąty.
- Serio, Jay? Serio nie masz nic lepszego? - mruknął rozczarowany sam do siebie, zamykając szafkę. Co go podkusiło, żeby przyleźć tutaj bez niczego, skoro wiedział, że u Grimshawa znajdzie kilo mielonki i groszku?
Otóż... nic!
Tak się składało, że anioł zabłysnął inteligencją i jeszcze w Edenie zaopatrzył się w posiłek w postaci mięsa gęsi, czterech kartofli, no bo przecież nie będzie targał kilogramów żarcia taki kawał, oraz jakiś przypraw. Nie było tego wiele, ale zamierzał wyczarować coś dobrego do jedzenia. Oczywiście dla siebie, bo to jego gęś, upolowana jego własnymi, anielskimi dłońmi. Złapał za tasak i odrąbał gęsi łeb.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.18 17:28  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Hunter nie był już tym samym, równie entuzjastycznym szczeniakiem, a życie z Grimshawem przez ostatnie dwa lata nauczyło go dystansu do innych. Chociaż wilk nie wydawał się agresywny i bez warkotu przyjął do siebie nagłą wizytę Nathaira, prawdopodobnie wystarczyło jedno słowo, by obnażył kły, które od ostatniego czasu zdążyły  z igiełek przeobrazić się w śmiercionośne siekacze. Zwierzę faktycznie nie wydawało się ponure, ale brakowało mu już tej szczenięcej energii, która przejawiała się tylko i wyłącznie w stosunku do Ryana, gdy ten sporadycznie decydował się na i tak dość powściągliwe pieszczoty wobec swojego pupila.
Anioł z kolei wkraczał na niebezpieczny teren, gdy wydawało mu się, że będąc w tym domu mógł sobie pozwolić na wszystko. Rzecz w tym, że to miejsce nie należało do niego pod żadnym kątem, a to, że był zdolny zbliżyć się do kanapy bez potknięcia było jedynie gestem dobrej woli, choć jeśli bardziej zważałby na otoczenie, dostrzegłby niespokojne cienie, które falowały po ziemi, kłębiąc się pod stopami. Były gotowe zgęstnieć w każdej chwili.
„(...) wyglądasz całkiem niewinnie, a nawet uroczo, Jay.”
TEN MAŁY ŚMIEĆ BĘDZIE WYGLĄDAŁ CAŁKIEM UROCZO BEZ ZĘBÓW. CZEMU JESZCZE NA TO NIE WPADŁEŚ?
Nie odezwał się ani słowem – bezsensowne komentarze nie były warte jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie żeby spodziewał się wiele po Heatherze. W milczeniu wsłuchiwał się w dźwięk oddalających się kroków, jakby potrzebował jeszcze chwili spokoju – tej, którą zwyczajnie mu odebrano – przed otworzeniem oczu i podniesieniem się ze zniszczonej kanapy. Hunter uważnie obserwował swojego właściciela i zaszurał ogonem o ziemię, mimowolnie podnosząc się ze swojego miejsca. Kiedy Jay udał się do kuchni, wilk jak cień podążył jego śladem, zatrzymując się u progu pomieszczenia, jakby nie był do końca przekonany, czy było mu dane wkraczać na ten teren.
Zostaw to ― rzucił dokładnie w momencie, w którym tasak bezlitośnie wpił się w gęsią szyję. Nie potrzeba było wiele, by drobna głowa oddzieliła się od reszty ciała, wypuszczając na zewnątrz trochę zgęstniałej już nieco krwi. Ciemnowłosy przyglądał się temu bez większego poruszenia – właściwie równie dobrze na blacie mógłby znajdować się jeszcze żywy człowiek, a jego reakcja nie uległaby zmianie nawet w najmniejszym stopniu. Nie licząc satysfakcji, którą przynosiło wykończenie czegoś większego niż zwyczajny drób.
Ale to mięso było jeszcze świeże i mogło przydać się na później.
Nie zamierzał marnować oddechu na tłumaczenie tego, dlaczego w ogóle mu przerwał, zamiast tego niemalże bezgłośnie przeszedł przez kuchnię. Dopiero stara, skrzypiąca deska zdradziła, w którym miejscu znajdował się w aktualnej chwili, choć w tym przypadku nastąpił na nią z pełną premedytacją. Kiedy ta odchyliła się pod wpływem mocniejszego nacisku, Rottweiler przykucnął obok i odchylił ją na bok. Pod spodem znajdowała się specjalnie wykopana dziura, którą szczelnie wyłożył wyczyszczoną płachtą sztucznego tworzywa. Nie były to najlepsze warunki dla trzymania zdobyczy, jednak w chłodnej ziemi potrafiły zachować względną świeżość odrobinę dłużej. Takie miejsca przydawały się, jeśli raz na jakiś czas miało się do czynienia z większą zdobyczą.
Wsunąwszy rękę do środka, wyłowił stamtąd dość pokaźny płat oskórowanego mięsa, należącego do zwierzyny, którą udało mu się dorwać jakieś dwa dni temu. Nie miał problemów ze zjedzeniem go na surowo, jednak po czasie mogło okazać się dużo lepsze z ewentualnymi dodatkami.
Deska opadła na swoje miejsce, idealnie wpasowując się w szparę pomiędzy innymi starymi panelami, a mięso z głuchym hukiem i przy akompaniamencie niezbyt przyjemnego plaśnięcia, wylądowało na blacie zaraz obok gęsi.
Trzeba je dojeść.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.18 23:27  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Przesunął leniwie bosą stopą po drugiej, niespiesznie się po niej drapiąc, gdy jaśnie panicz tego przytułku łaskawie postanowił zawitać do kuchni. Odłożył tasak i oparł się bokiem biodra o blat, przyglądając w milczeniu na poczynania ciemnowłosego. Na twarzy anioła mimowolnie odznaczyło się znudzenie, jakby został wyssany z jakiejkolwiek ekscytacji i ciekawości, jaką powinien wykazywać się przedstawiciel anielskiej rasy. Na osi czasu Desperacji stosunkowo mało czasu minęło od ich pierwszego spotkania, ale tyle wystarczyło, by anioł zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Był zupełnie kimś innym, obcą osobą. Desperacja na zawsze odcisnęła swoje piętno na nim.
Bez słowa spojrzał na rzucony ochłap mięsa, sięgając po tasak, by się nim zająć, zamiast drobiem. W ostatniej chwili, nim opuszki musnęły rękojeści, złapał za świeżo przyniesione mięso.
- Nie zamykaj. - rzucił krótko, a po chwili podał wymordowanemu ptaka. Nic więcej nie mówił, uznając że Ryan był na tyle dużym chłopcem żyjącym w takich warunkach, że doskonale wie jak powinien przygotować mięso, by to wytrzymało w tych warunkach jak najdłużej. Niestety, ale sam lód nie wystarczył.
Nie zapytasz nawet co u niego?
Nie. I tak nie uzyskałby odpowiedzi. Nauczył się, że w jego obecności o wiele bardziej wymowna bywała cisza, aniżeli słowa. Na powrót powrócił to szatkowania mięsa, tym razem o wiele starszego i już nieco twardego, ale wciąż zdatnego do spożycia. Zresztą, wystarczyło odpowiednio przyrządzić i doprawić.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.19 20:57  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
___Gdyby nie wiele czynników, choćby takich jak miejsce, w którym się znajdowali i czasy, w jakich żyli, Grimshaw uznałby zmiany za coś w rodzaju młodzieńczego buntu. Tymczasem wyglądało na to, że różnice, jakie zaszły w aniele, przypominały niedostrzegalne widmo, które omijało się, nie zdając sobie sprawy z jego istnienia. Trudno było jednak posądzać szarookiego o podobną nieświadomość, jednak żył na tym świecie wystarczająco długo, żeby w pełni rozumieć naturę zmian i brać je za coś, czego nie dało się uniknąć. Właśnie czasy i miejsce sprawiały, że koniec końców każdy musiał wyhodować sobie odpowiednio grubą skórę, nawet jeśli nie była ona w pełni uchronić przed postradaniem zmysłów.
___Wszyscy byli popierdoleni. W większym lub mniejszym stopniu.
A BÓG RAZ JESZCZE NIE URATOWAŁ SWOJEGO BACHORA. HA-HA.
___Zresztą nie miał nic przeciwko przeciągającej się ciszy – coś, co dla kogoś mogło wydawać się wysoce niekomfortowe, dla Ryana stanowiło całkiem miłą odmianę. Wychodził z założenia, że jeśli ktoś nie miał do powiedzenia niczego mądrego, liczyło się przynajmniej to, by wiedział, kiedy należało zamknąć gębę. Niestety chętnych do praktykowania tej trudnej sztuki było niewielu.
___„Nie zamykaj.”
___Gdy z ust Heathera padła krótka porada, ciemnowłosy już zaciskał palce na bezwładnych nogach zwierzęcia. Od samego początku nie zamierzał chować go od razu – nie było zatem nic dziwnego w tym, że postanowił przemilczeć tę uwagę, zamiast tego przenosząc martwe zwierzę nad zlew, który setki lat temu może i pełnił swoją przydatną funkcję. Dzisiaj był już tylko metalowym, zardzewiałym zagłębieniem w blacie, nad którym smętnie pochylał się zawór, niemogący uronić choćby kropli wody.
___Zawiasy jednej z szafek zaskrzypiały, gdy otworzył ją, by wyciągnąć starą szmatę, którą przywiązał zdobycz do kranu. Przynajmniej ten jeden raz mógł się do czegoś przydać. Sącząca się z szyi zwierzęcia krew od razu zaczęła smętnie zachlapywać dno zlewu. Nawet ten widok nie był niczym nadzwyczajnym.
___Kap, kap, kap.
___Przez chwilę bez celu wpatrywał się w czerwień, która wydawała się wyjątkowo jaskrawa na tle zakurzonego, ciemnego pomieszczenia. Potem bez słowa oparł się o blat, przenosząc wzrok na nóż przesuwający się po przyrządzanym kawałku mięsa. Najwidoczniej nie robił sobie nic z faktu, że nie wszyscy przepadali za patrzeniem na ich ręce. Nad czym myślał? Na co czekał?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.19 0:45  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 17 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Nie musiał odwracać wzroku od kawałka mięsa, którym właśnie się zajmował, aby wyczuć na swoich dłoniach niechciany wzrok wymordowanego. I o ile początkowo w żadnym wypadku mu to nie przeszkadzało, tak z każdą uciekającą sekundą zaczynał odczuwać narastającą irytację. Uniósł lewą stopę i podrapał się nią po łydce odsłoniętej przez podwinięty materiał spodni. Kliknął językiem w zniecierpliwieniu a potem niespiesznie odwrócił głowę i spojrzał na Ryana spod przydługawej grzywki luźno opadającej na jasną skórę czoła, nawet na moment nie przestającej zajmować się kawałkiem mięsa.
- W czymś ci pomóc? - zapytał, wreszcie przerywając o dziwo nie wymuszoną wcześniej ciszę. Nie oczekiwał jednak jakiejkolwiek odpowiedzi. Miał wystarczająco sporo do czynienia z Ryanem aby wiedzieć, że wymordowany potrafił emanować czystą złośliwością, i ku przekorze robić wszystko, byleby było sprzeczne z oczekiwaniami. Dlatego też już po sekundzie zerwał kontakt wzrokowy z podopiecznym, chcąc skupić się na doprowadzeniu do końca przygotowań do dość ubogiego posiłku.
Choć niewątpliwie w świetle życia na Desperacji był do posiłek godny samych królów.
Kiedy skończył szatkowanie, wrzucił kawałki mięsa do wcześniej przygotowanego starego, już nieco pordzewiałego garnka, który z pewnością swoje już wysłużył. Wytarł ostrze noża o biodro i już miał go odłożyć na blat, ale w tej samej chwili do ich uszu doszedł dźwięk rozbijanego szkła, najprawdopodobniej szyby jednego z okien w domu wymordowanego. Nie minęło pół sekundy, kiedy tym razem rozległ się huk i do kuchni wdarł się ostry i drażniący dym. Nathair instynktownie przyłożył rękaw bluzy do swojego nosa oraz ust, jednocześnie aktywując barierę dookoła niego, jak i samego wymordowanego. Mimo tego do środka zdążył nalecieć ciemny dym, który drapał go w garde wywołując duszący kaszel oraz podrażniając spojówki.
W powietrzu zaczął unosić się smród spalenizny, najpewniej mający swoje źródło w pokoju obok.
Pali się.
Odwrócił głowę, by spojrzeć na Ryana, ale rozległ się kolejny huk, tym razem brzmiący jakby ktoś wyważył drzwi. A potem stłumione kroki jednej osoby. Nie, dwóch? Pięciu? W drzwiach do kuchni z ciemności wyłoniła się sylwetka rosłego mężczyzny z maską gazową na twarzy oraz ubrana w coś, co wyglądem przypominała mundur. Odbezpieczył coś i rzucił na podłogę. Przedmiot okazał się granatem dymnym, który od razu zaczął wydzielać z siebie biały dym. Dym, który sprawiał, że ich powieki stawały się coraz cięższe i cięższe...

KONIEC WĄTKU.
Wychodzę. Nie chce mi się czekać, bo to już przesada. Jak będziesz chciał znów pisać - daj znać.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 17 z 17 Previous  1 ... 10 ... 15, 16, 17
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach