Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 17 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 17  Next

Go down

Pisanie 12.03.14 19:35  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
W końcu każdy musiał pogodzić się ze swoim losem, choć ten wcale mu się nie uśmiechał. Niektórzy jeszcze mieli możliwości, by go poprawić, starali się patrzeć na świat bardziej optymistycznie, ale inni – ci, którzy tego nie potrafili – tkwili w swojej szarej rzeczywistości, z której jedyną ucieczką było wpakowanie sobie kulki w łeb. Niby rozwiązanie wydawało się być całkiem proste, ale nie wtedy, gdy mimo wszystko ceniło się swoje życie. Zawsze coś mogło się zmienić, wyjść na lepsze, a wszystkie przeszkody, które dotychczas pojawiały się na drodze, mogły po prostu zniknąć. Cóż, niektórzy potrafili wierzyć w te bzdety, ale Ryan raczej sceptycznie spoglądał na przyszłość kogoś, kto z założenia wydawał mu się słaby i właśnie ta słabość go ograniczała. W przypadku Ailena – nie poszczęściło mu się z siłą fizyczną, która w świecie pełnym rozlewu krwi była niezbędnym czynnikiem. Tu za kawałek mięsa często trzeba było skoczyć komuś do gardła – naturalnie, bez gwarancji przetrwania. Jemu pozostało zabierać to, na co miał chrapkę i spierdalać z nadzieją na to, że jego karma się nie zwróci i nie skończy z pazurami drapieżnika w dupie (i w wielu innych miejscach). „Takim marnym robakom powinno się współczuć” – owszem, ale gdyby nie one, w dużej mierze nie byłoby kim pomiatać, choć ci, którzy od tak sobie na to pozwalali, byli po prostu nudni. Można powiedzieć, ze w oczach Jay'a mocną stroną Kurta był właśnie niewyparzony język, który sprawiał, że przyszłe złamanie go miało przynieść większe korzyści, niż gdyby od razu zastał go padającego mu do stóp.
„Ciekawiej?”
Uniósł brew w pytającym wyrazie, jakby nie rozumiał, co dziwnego było w tym stwierdzeniu. W końcu była to jedna z tych ziemskich rzeczy, które urozmaicały czas. Być może w tamtej chwili nie myślał o zabiciu nudy, a o tym, że gest ten uskuteczni uciszenie Sullivan'a, jednak to nie miało większego znaczenia. Co dziwne – pokiereszowany i zmęczony wydawał się kłapać gębą jeszcze więcej, ale był to dobry znak. Znak na to, że prędko się stąd wyniesie.
Nie nazwałbym tego jakąś szczególną ochotą ― mruknął, obrzucając odrobinę zamyślonym spojrzeniem jego wargi. Właściwie równie dobrze mógł je teraz oceniać, choć ściągnięcie się brwi, które nastąpiło po chwili, mogło okazać się raczej krytyczną notą pokroju: faktycznie, widziałem lepsze. ― Przynajmniej już się nie wydzierasz, choćby ze świadomością tego, że mógłbym zrobić to jeszcze raz. ― Ten brak przejęcia był wręcz drażniący. Właściwie Ai powinien zdawać sobie sprawę z tego, że nie tylko to mógłby zrobić. Próbkę innych wrażeń miał już zapewnioną ostatnio i...
Odsunął rękę od chłopaka i przyjrzał mu się z należytą pobłażliwością. Kto by pomyślał, że od tej długotrwałej nieobecności dowcip mu się wyostrzy. Ale kąciki ust srebrnookiego nawet nie drgnęły, choć właśnie tak potraktował ten natłok pytań – jak głupi żart. Nie uważał, by każdy gest był zaproszeniem do wspólnej zabawy lub chęcią wykrzesania z kogoś płomiennego pożądania. Gdyby właśnie na tym mu zależało, bez wątpienia pokusiłby się jeszcze o barwniejsze dodatki. Koty miały to do siebie, że z determinacją sięgały po to, czego chciały, ale on mógł także zabrać sobie to coś siłą. Był na tyle cyniczny, że nie obchodził go zakres moralności, która – to ci niespodzianka! – nie istniała w jego słowniku.
Jesteś na tyle dobry, by odpracować to wszystko? ― rzucił z jawną prowokacją w swoim tonie. Czaiła się tam także odrobina zwątpienia w możliwości Ai'a. Po ostatnim raczej nie śmiał wierzyć w cuda, skoro młodszy wymordowany zachował się, jakby nie miał zbyt bogatego doświadczenia. To fakt, że rozważył, iż ucieczka Charta była wyłącznie winą tego, że miał do czynienia właśnie z Opętanym, ale to wcale nie stawiało go w lepszym świetle. ― Przy okazji to kiepski argument. Równie dobrze mogę wypierdolić cię za drzwi i też będzie cicho ― dla jasności – owszem, wcale nie żartował. ― Oczywiście to wszystko będzie cię kosztować. Kto wie? Może nawet z jebanym uśmiechem na twarzy będziesz musiał wypełniać każde polecenie, wiedząc, że jesteś tu wyłącznie dzięki mnie?
Niekoniecznie w to wierzył.
W tym czasie przesunął wilgotnym materiałem po jego szyi, zjeżdżając do torsu. Jeżeli czyszczenie jego twarzy było nieprzyjemne, to co dopiero okropne uczucie zimna na klatce piersiowej i jego brzuchu. Woda wcale nie robiła się cieplejsza, skoro stale utrzymywana była w temperaturze pokojowej, która w tym wypadku oznaczała tyle, co „poniżej osiemnaście stopni”. Możliwe nawet, że wcale nie była aż tak odległa zeru.
Sam dokończ ― odparł sucho i podniósł się z ziemi. Ubrudzony ręcznik opadł na głowę ciemnookiego, zaś Ryan po prostu postanowił zostawić go samego. Na początku nie można było oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna nie wróci już z sypialni, ale gdy Kot miał już nabrać nadzieję na to, że dziś nie uświadczy już obecności ciemnowłosego, szary materiał opadł niedbale na wyciągnięte nogi Levelu E. ― Nie utop się, mały. Oczywiście w tym wypadku nie dostaniesz jedzenia. ― Oparł się o framugę drzwi, zakładając ręce na klatce piersiowej. Chłodne spojrzenie przez cały czas lustrowało młodzieńca, jakby tylko czekał na to aż ten podejmie próbę zakładania na siebie bluzy, co z jego jedną sprawną ręką mogło okazać się rozrywkowe.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.14 23:07  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG No, ta nowa metoda na uciszenie Kota faktycznie była skuteczna, bo chłopak wyraźnie stał się nieco spokojniejszy. Oczywiście nie wyglądało to tak, jakby nagle cały ból, który odczuwał rozpłynął się w powietrzu i zakończył swój byt, bo mimo wszystko, Kurt dalej stękał i cichutko klął pod nosem, co chwila krzywiąc się w wyrazie cierpienia. Wyglądał już znacznie lepiej, niż w początkowym stanie, w jakim znalazł go Ryan, ale trudno mówić tutaj o wielkich sukcesach. Fakt, jego buźki nie zdobiły już zbędne smugi krwiście czerwonej posoki, a ręka wyglądała teraz w miarę dobrze, jakoś nijak prezentowały się z mimo wszystko wychudzonym ciałem Ailena i jego podkrążonymi oczami, jasno sygnalizującymi, że od kilku dobrych dni się porządnie nie wyspał. Tygodniami szukał własnego miejsca, które byłoby w stanie zastąpić mu jego przemoczoną do suchej nitki norę, ale jedyne co znalazł, to jakiś stary bunkier, który niestety kilka dni później został mu perfidnie odebrany. Nie tylko on szukał schronienia, a jak ma się takie słabe ciało, to jednak lepiej nie zadzierać z jakimiś podejrzanymi typami, tylko po prostu ustąpić. No, ale na chwilę obecną nie musi się martwić o miejsce spoczynku. Skoro już na nowo przyzwyczaił się do tego, że Ryan był kompletnym dupkiem, z miłą chęcią powróci do starego trybu wiecznego wpieprzania się szarookiemu do domu. Materac w jego salonie był jego materacem. On zawsze na nim spał, a jego zapach wsiąknął w niego, jak woda w gąbkę. W ogóle w całej chacie Ryana było pełno jego woni. Kurt był tutaj zdecydowanie najczęstszym gościem i choć w cieplejsze dni spędzał noce w swojej norze, to i tak lubował się w przesiadywaniu u Grimshawa, nawet w okresie letnim. W zimie to już w ogóle było mu ciężko obyć się bez „dobroci” pana, choć.. tak na dobrą sprawę, to Ai nigdy nie pytał się o możliwość przenocowania. Po prostu wchodził jak do siebie i już. Siedział póki sam nie został wywalony za próg. Możliwe, że Ryan też zdążył przywyknąć do tego darmozjada, bo czasami Kurt okupował wcześniej wspomniany materac bardzo długo… no, teraz też raczej prędko z niego nie wstanie.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Ostatnio coraz dobitniej mi to uświadamiasz, Ryan. – mruknął i odwrócił na chwilę wzrok i ponownie zerknąć na swoją połamaną łapę. Prawda była taka, że szarooki naprawdę ostatnimi czasy przegina pałę. Kiedyś Ailen obawiał się tylko i wyłącznie o swoje życie, ale odkąd jego pan postanowił pobawić się w macanie, poważnie zastanawiał się nad losem swojego tyłka i to niestety w znaczeniu bardzo dosłownym. Dlatego nie ulegało wątpliwości, że Ryan byłby w stanie zrobić te wszystkie niesmaczne rzeczy jeszcze raz, ponownie wtrącając Kota w stan kompletnego zdezorientowania, a sam chłopak był tego mimo wszystko świadomy, choć w obecnym stanie jakoś nie bardzo przejmował się konsekwencjami. Rozbudził się, to fakt, ale dalej trudno tu mówić o pełnej świadomości. – Ale niech Ci ta „nieszczególna” ochota też minie.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Odpracować? Jego niedoczekanie. Ailen zacisnął usta w wąską linijkę i byłby trwał we wpatrywaniu się w niego z pogardliwym spojrzeniem, gdyby nie kolejny dreszcz, przebiegający przez jego ciało. Skoro już się tak zatrząsł i zniszczył cały efekt swojej postawy, to może się odezwać, prawda? Milczenie przecież nie dostarczyłoby Ryanowi żadnej rozrywki, bo mimo wszystko chyba jednak tego od Ailena oczekuje. Może jednak nie łóżkowych igraszek, ale rozmowa z poobijanym kotowatym chyba jednak musiała zostać odebrana przez jego pana jak jakaś zabawa. Mniej lub bardziej przyjemna, ale jednak. W końcu to nie on siedział teraz całkowicie połamany i wykończony przed swoim właścicielem, mając na koncie kilka nieprzespanych nocy.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGI nigdy się tego nie dowiesz. – odparł z nutą tajemniczości, by zaraz znowu zjebać na ostatniej sylabie, kiedy to mimowolnie zatrzęsła mu się szczęka. Czy Ryan naprawdę nie może załatać tych wszystkich dziur w ścianie? – Nie sądzę. – fuknął bezczelnie przewracając oczami. Cóż, akurat odnosił się tylko do tej części o uśmiechu, ale w chwili obecnej mogło to wyglądać jak jakiś walony bunt z jego strony. Kot nigdy się jakoś wyraźniej i zacieklej nie sprzeciwiał rozkazom szarookiego. Kiedy coś mu się nie podobało, to po prostu mówił, jednak mimo wszystko i tak wykonywał zlecenia pana. W jak wielkim stopniu się przy tym przykładał to nieważne, ale Ailen był mimo wszystko całkiem posłuszny jego komendom, jeśli przymrużyć oko na perfidne olewactwo i marudzenie.  
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Kurt zadrżał kiedy lodowaty ręcznik dotknął jego brzucha. Co chwila skrzywiał się z powodu szczypania i rażącego bólu w prawej ręce. Nie wyglądał na kogoś kto mógłby w tej chwili sam o siebie zadbać, jednak szarooki zdawał się tym nie przejmować. Ailen natychmiast ściągnął zarzucony mu na łeb ręcznik, który tylko spotęgował uczucie chłodu. Zimno materiału, które teraz cały czas wędrowało po jego ciele, było dla Kota wręcz nie do zniesienia. Nie wiedział jak długo jeszcze wytrzyma nim zdechnie z powodu wyziębienia organizmu, kiedy to.. pojawiło się zbawienie.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG - „Mały”..?   - spojrzał na niego wilkiem, wyraźnie nie akceptując tego typu przezwiska, jednak znając Ryana, uznał, że mimo wszystko lepiej się nie spierać… – Dobrze, panie yeti. - … no, może jednak troszkę. Kurt nie potrafił usiedzieć cicho i zawsze musiał wtrącić swoje trzy grosze, choćby były one cholernie niepotrzebne w całej rozmowie. Założenie bluzy faktycznie okazało się być nie lada wyzwaniem. Jak to możliwe, że nawet taka prosta czynność może stać się katorgą, gdy ma się sprawną tylko jedną rękę? Tak czy siak Sullivan nie ociągał się z majsterkowaniem przy ubraniu, bo chłód, właśnie zaczynał dobijać ostatnie gwoździe do jego trumny. Natychmiast zarzucił na siebie odzienie Ryana i… no.. jego walka wyglądała całkiem zabawnie, ale jakoś udało mu się nałożyć je na siebie w standardowym stylu. Dużo pomogła mu w tym sama wielkość bluzy, która była za duża o kilka rozmiarów. Dzięki temu rękawy były dla niego zdecydowanie za szerokie, a złamana ręka mogła łatwiej przez nie przejść. Mimo wszystko i tak nie obyło się bez bolesnych stęknięć i kilku brzydkich słówek.  A jak ogólnie prezentował się Ailen? No… ubranie Ryana tylko podkreślało fakt, jak bardzo Kurt był przy nim drobny. Taki mały chłopczyk, który zaiwanił ciuchy swojemu ojcu lub starszemu bratu. Ale mimo iż dostał w końcu upragniony kawałek materiału, którym mógł się okryć to i tak dalej trząsł się jak galaretka, bo ani trochę nie zaczynał się ogrzewać.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGWłaściwie to dopiero po umęczeniu się z jego bluzą dotarła do niego najsmutniejsza wiadomość w całym tym dniu. Jak to nie będzie jedzenia?! Kurt natychmiast skierował do niego pretensjonalne spojrzenie, acz chwilę trwało zanim cokolwiek powiedział.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGJestem głodny. – no co ty nie powiesz? - … zresztą już zrobiłeś mi ochotę na jedzenie. Smakujesz jak czekolada. – może ta wypowiedź nie była zbyt właściwa, ale.. Ailen przecież nie kłamie! A od niego najlepiej wyciągać informacje, bo nigdy się z tym nie pieprzy i zawsze mówi wprost.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.14 1:24  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Cierpliwość Ryana była niemalże na wagę złota. Najpewniej wiele osób na jego miejscu już dawno wywaliłoby Ailena na zbity pysk. Podjadał zapasy z lodówki, zajmował miejsce (choć tego było niewiele) i kradł powietrze, a jakby tego wszystkiego było mało – jeszcze zachowywał się jak wielce niezadowolony i stale pyskował. No nic, tylko przyjebać w mordę. Pewnie, że ciemnowłosy nie był w stanie ukryć tego, że jednak malkontenctwo to momentami też jego cecha, ale to nie jemu przyszło żyć na cudzej łasce. Rzecz jednak w tym, że jakoś dawał radę znosić niesubordynację Kurta, a w sytuacjach, w których jego zachowanie było już przesadą, karał go w sposób, który nie wiązał się z wyrzuceniem za drzwi. Dla kogoś, kto nie był masochistą i porządne uderzenie było odpowiednią przestrogą i zapewniało spokój przynajmniej na jakiś czas. Aż za wiele zawdzięczał temu, że Grimshaw nie był typem osoby, którą łatwo było wyprowadzić z równowagi. Prawdę mówiąc, nie zależało mu też na pokładach jedzenia w lodówce, bo z tym raczej nigdy nie miał problemu, aczkolwiek ciszę cenił sobie ponad wszystko. To nie tak, że pozwoliłby na przesiadywanie w domu każdemu, kto zachowywałby się jak kolejny składnik powietrza, niemy i praktycznie niewidoczny, bo nawet na początku i Sullivan nie miał łatwo. Przecież był tylko sługą, który powinien dogadzać panu, a nie żerować na jego majątku, ale do wszystkiego można było się przyzwyczaić, ale i tak nie obyło się bez zakazów dotyczących pobytu tutaj, bo i pełne prawo do tego miejsca miał wyłącznie Jay.
Zażalenia możesz składać tylko do siebie. Nie muszę ci przypominać, że ostatnio stajesz się coraz bardziej niesforny, więc metody wychowawcze też ulegają zmianie. ― Wzruszył lekceważąco barkami. Wciąż nie traktował tego jako coś wielkiego, a przynajmniej nie na tyle, by znikać na czas nieokreślony i nie stosować się w tym czasie do swoich obowiązków, choć szarooki przez ten czas nawet nie pokwapił się o to, by uraczyć wiadomością swojego służącego, zatem można było z czystym sumieniem uznać, że nie był mu niezbędny. Możliwe też, że wszystkie zadania, które mu powierzał były rozkazami tylko dla zasady. W każdym razie wtedy dość szybko puścił go wolno i zwiastowało to tyle, co to, że kara dobiegła końca i już nie w głowie było mu kładzenie łap na wątłym ciele chłopaka. Oczywiście, tylko do teraz, ale jego cel był – jak zresztą uważał – słuszny. ― Na pewno? Powinieneś być bardziej przekonujący ― mruknął i uniósł brew w znaczącym wyrazie. Srebrzyste tęczówki, które właśnie wpatrywały się w twarz Ai'a w tym momencie zdawały się mówić więcej niż wszystkie słowa razem wzięte. Nie musiał być słownie bezpośredni, by jego przekaz sprowadził się to tego, że Kot wcale nie zachowywał się, jakby ten gest w ogóle mu przeszkadzał lub był dla niego na tyle nieprzyjemny, by zaczął robić szatynowi wyrzuty i okazywać szczere zdegustowanie jego odchyłami, bo z perspektywy łączącej ich relacji nie można było znaleźć na to innego określenia.
Na jego twarz wstąpiło ostentacyjne znużenie, gdy to ciemnooki starał się wykrzesać z siebie pogardę. W oczach Ryana raczej nie miał szans nawet na to, by zmiażdżyć go samym wzrokiem. Być może to z winy tego, że znał go aż za długo, a tchórzliwa natura Charta ujawniła mu się już nie raz i nie dwa razy. Brakowało tu jeszcze tylko nieprzejętego pytania: „Skończyłeś już?”, ale takowe nie padło. Zamiast tego, mężczyzna potarł o siebie zimne dłonie, choć chłód nie doskwierał mu aż tak bardzo, jak Ailenowi, a jego szczęka nie odmawiała mu posłuszeństwa, więc nawet przy tak kiepskiej pogodzie zachowywał wizerunek równie chłodnego, co temperatura powietrza władcy, który mimo uporu podwładnego, i tak starał się przyszpilić go do ziemi.
„I nigdy się tego nie dowiesz.”
Nie wiem kto więcej na tym straci ― odparł, chociaż dla niego odpowiedź była zbyt oczywista. Skromność nie była jego atutem, a w dodatku nie odczuwał wielkiej szkody z tego, że wymordowany nie miał ochoty wpakować mu się do łóżka – przynajmniej nie w tym konkretnym sensie. Na kolejne słowa nie zareagował, jakby kompletnie puścił je mimo uszu. W takich sytuacjach sprzeciw i tak na nic się zdawał, bo ciemnowłosy nigdy nie dawał mu wyboru. Jeżeli lubił swoje części ciała w komplecie, musiał wykonywać każde jego polecenie. Już nawet nie zależało mu na tym, by robił to z uśmiechem. Bądźmy szczerzy – czy ktoś jeszcze w ogóle cieszył gębę w tych czasach, zakładając, że ten ktoś był właśnie jednym z żywych umarłych? Akurat on w to powątpiewał, choć ta kamienna maska wydawała się tkwić na jego twarzy od zawsze, więc prawdopodobnie ta ocena nie należała do obiektywnych.
Pokręcił głową z politowaniem, co tylko wskazywało na to, że utrudnione ubieranie się wcale nie było aż tak zabawne. Bynajmniej nie dla kogoś, kto nie miał za grosz poczucia humoru i najwidoczniej nawet krzywda innych nie zaspokajała jego potrzeby przywołania na twarz choćby szyderczego uśmiechu. Takiej potrzeby nie odczuwał w ogóle. Ostatecznie to i tak Kurt męczył się bardziej od niego i miał się męczyć dalej, bo stwierdzenie, które padło z jego ust, gdy już zdołał uporać się z naciągnięciem na siebie bluzy wcale nie sprawiło, że jego właściciel nabrał ochoty na podstawienie mu miski pod nos. Dla odmiany bardziej kuszące wydawało się przyniesienie jedzenia dla samego siebie i pochłonięcie go na oczach Levelu E. Najpewniej zrobiłby to, gdyby nie nowa idea, która zaświtała mu w głowie. Szlag by trafił jego i jego popierdolone pomysły, ale jakoś trzeba było urozmaicać sobie czas.
„Smakujesz jak czekolada.”
Czyżby? ― To ten moment, w którym już kompletnie nie miało się pojęcia, co mu chodziło po głowie. Przez chwilę nie ruszał się z miejsca, przypatrując się uważnie Kurtowi, który powinien czasem nieco uważać na swoje słowa. Dopiero po upływie kilku sekund szarooki odbił się od framugi i podszedł do materaca. Przykucnął naprzeciwko czarnowłosego i znów oparł się ręką o ścianę, jakby to miało odgrodzić go od możliwości ucieczki, chociaż nie wyglądał na kogoś, komu chciałoby się ruszyć z miejsca. ― Więc pewnie chcesz spróbować jeszcze raz ― wymruczał pod nosem, bo i z tej odległości ciemnooki mógł usłyszeć absolutnie wszystko. Ręka szatyna ugięła się w łokciu, co sprawiło, że dystans między ich twarzami drastycznie się zmniejszył. Jay jednak tym razem nie ograniczył całkowicie jego przestrzeni życiowej. Ciepły oddech owionął skórę na twarzy młodzieńca, a Opętany zachowywał się tak, jakby mimo wszystko dawał mu wybór i jakby była to jedyna smakowa rzecz, którą aktualnie mógł dostać. Nie wypadało za bardzo dogadzać służącemu, który łatwo mógł się rozbestwić.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.14 23:44  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Ailen wcale nie był aż taki zły. Może i zdarzało mu się opróżniać lodówkę Grimshaw’a ze wszystkich zapasów, w czasie nie dłuższym niż jedna godzina, bardzo często marudził na rozkazy Ryana, dodatkowo wykazując się niewyobrażalnym szczeniactwem, przez swoje nieprzemyślane odzywki i momentami był po prostu trudny do zniesienia, to przecież finalnie i tak robił wszystko czego jego pan sobie zażyczył. Zresztą przesadą byłoby mówić, że Kurt cały czas jest taki nieznośny. Mimo wszystko jest typem spokojnej i raczej małomównej osoby, więc zbyt często tego spokoju Ryana nie zakłócał. Sama jego obecność przecież nie mogła być aż taka zła, skoro ograniczała się do wylegiwania na materacu w salonie i wędrówkach co jakiś czas do kuchni. Nie zawsze czuł potrzebę aby wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, gdy tylko zobaczył szarookiego. Bywały momenty, że nawet nie chciało mu się z nim witać, ale Ryan pewnie i tak nie ubolewał nad tym faktem.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Na wzmiankę o nowych metodach wychowawczych po prostu prychnął coś pogardliwie pod nosem i odrzucił z irytacją łeb na bok. A co on jest? Jego dzieckiem? W chwili obecnej w sumie nawet się tak poczuł. Ryan zadbał o niego jak o jakąś niesforną pociechę, trując mu co chwila wychowawcze gadanki, niczym wzorowy ojczulek. Może i wygląda jak ktoś, kto potrzebuje opieki – albo i nie tylko wygląda, ale i faktycznie jej wymaga – ale zdecydowanie nie lubił być odbierany w ten sposób. Natura obdarzyła go tak słabym ciałem, więc to nie jego wina, że co chwila mu się obrywało. Mimo wszystko żył już te ponad sto lat i oczekiwał od innych większego szacunku, niż tylko nazwanie go pyskatym smarkaczem. Piętnaście lat skończył już dawno temu i choć czasami zdarza mu się popełniać głupie błędy, które są wręcz adekwatne do jego młodego wyglądu, to jednak w duchu był tym dorosłym. Mało rozgarniętym, ciut dziecinnym, ale jednak dorosłym.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Pomimo iż dostał tą marną bluzę to i tak nie sprawiła ona, że od razu przestało mu być zimno. Niestety, ale podziałałoby to tylko wtedy, gdyby owy skrawek materiału został podpalony. No, może i Ryan ucieszyłby się bardziej z kupki popiołu, niż pyskatego sługi, ale najpewniej nie chciał rozstawać się ze swoim ubraniem, więc.. ta. Żadnego nagłego ocieplenia raczej nie będzie, więc Sullivan nie prędko odzyska zdolność płynnego mówienia i spokojnych ruchów ciała. W tej chwili nawet podniesienie ręki było katorgą, bo nie dość, że nieźle mu ciążyła, to jeszcze dygotała jak galaretka, utrudniając sprawne poruszanie się. Jeśli te tiki szybko mu nie przejdą, jego przyszłość może być poniekąd ponura. W końcu zwinność to jego jedyny atut w sytuacjach zagrożenia. Jeśli szarooki niedługo go wywali ze swojego domu, mając po wyżej uszu robienie za pielęgniarkę, Ai może łatwo paść ofiarą jakiegoś Zdziczałego. Miał tego świadomość i jakoś niekoniecznie go to wszystko cieszyło… ale mimo to, nie powstrzymał się od pyskatych uwag, które wręcz automatycznie wypływały z jego ust, tworząc wybitnie niewdzięczne wypowiedzi. Tak trzymaj, Kocie. Na pewno długo pożyjesz, denerwując jedyną osobę, która może Ci w tej chwili pomóc-…
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Szarpiąc się z bluzą, niekoniecznie zwracał uwagę na ruchy swojego pana, przez co jego i tak stępiona czujność, teraz równała się zeru. Zresztą i tak nie miałby siły na jakiekolwiek protesty, więc musiał pokornie znieść każdy, nawet najbardziej chory pomysł Ryana. To „czyżby” zaniepokoiło go na tyle, że aż zamrugał kilkukrotnie, trochę się dezorientując. Tak.. właśnie teraz dotarło do niego, że uwaga o smaku ust właściciela, mogła zrodzić w jego głowie, pewne nieprzyjemne wyobrażenia, które teraz najpewniej chciał na nim zrealizować. Ta, przechlapane.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG W pierwszej chwili był bliski atakowi paniki. Kompletnie nie wiedział jak zareagować na taką nagłą bliskość, która de facto cholernie mu się nie podobała. Wytrzeszczył oczy i spojrzał lekko zażenowany prosto w szare ślepia, mimowolnie wbijając się nieco bardziej w ścianę, byleby tylko powiększyć dystans między nimi, choćby o te marne trzy milimetry. I już chciał odepchnąć go zdrową ręką, kiedy to… ciepło. Tak.. kiedy przez kilka miesięcy drżało się z zimna, nie mając styczności z ani jedną rozgrzewającą rzeczą, nawet takie marne 36,6 w postaci ciała Ryana mogło być całkiem niezłe jako kaloryfer. Pałał niewyobrażalną niechęcią do Jay’a, jako osoby samej w sobie, ale w tej chwili, niestety musiał przyznać sam przed sobą, że jest mu zdecydowanie lepiej, gdy czuje ciepło bijące od tyrana, przez co zachował część pewności siebie, a przynajmniej nie oblał się na samym starcie krwiście czerwonym rumieńcem… tego koloru już chyba i tak miał dziś na mordzie wystarczająco dużo.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Cóż, kiedy na spokojnie myślało się w takich okolicznościach, nie planując jakiejkolwiek ucieczki, tylko grzecznie znosząc obecność Ryana, można było sobie trochę rzeczy w głowie poukładać. Po pierwsze.. szarooki się z nim bawił. No, może i wiedziałby o tym nawet będąc w trakcie swojego ataku paniki, ale kiedy znosi się ten fakt całkiem ulgowo, to do głowy mogą wpaść różne pomysły. Na przykład taki, aby… zaskoczyć Ryana i zrobić coś niespodziewanego, dając swojemu panu do zrozumienia, że tak naprawdę jeszcze gówno o nim wie. Z racji tego, że szarooki nie może mieć o Ailenia innego zdania, niż takiego, że jest on bezużytecznym, pyskatym gówniarzem, którego należy utożsamiać z tchórzem, możliwe, że będzie troszkę zaskoczony.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGChcę. - Kurt odbił się delikatnie od ściany i złapał zębami dolną wargę Ryana, uważając, aby przypadkiem nie przebić mu wrażliwej skóry kłami, bo choć nie byłoby to zbyt wielkim problemem dla regeneracyjnej mocy Jay’a, to Kot miał dosyć krwi jak na dzień dzisiejszy. Odchylił nieco głowę do tyłu, drażniąc usta pana i lekko ciągnąc za nie w swoją stronę, by zaraz powolnie je uwolnić, uprzednio ciut mocniej zaciskając na nich zęby. Przez cały czas patrzył prosto w szare ślepia Ryana, przez ułamek sekundy zmieniając wzrok z ostoi spokoju, na trochę prowokacyjny. I co teraz zrobi? No, ważne aby się nie odsuwał, bo Ailenowi zaczynało być cieplej, gdy znajdywali się w takim położeniu, co uważał za trochę chore. Chyba ten bandyta przywalił mu trochę za mocno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.14 19:20  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Tak to już bywało – pewności siebie ubywało wraz z chwilą, gdy wielką niewiadomą stawał się moment, który miał zaraz nastąpić. Ta pierwsza chwila, w której nie jesteśmy świadomi tego, co się stanie, sprawia, że możemy zacząć żałować swoich wcześniejszych czynów lub słów, albo jednego i drugiego. Aktualnie miał okazję oglądać Ailena w tym stanie typowym dla osób, które w głównej mierze potrafiły tylko mówić, nie zastanawiając się nad tym, czym właściwie uraczą swojego słuchacza i czy wyjdzie im to na dobre. Przeważnie nie wychodziło. Ciemnooki miał to szczęście, że nie skończył aż tak źle, choć jego nieudolna próba ucieczki nie umknęła uwadze Ryana, bo i dopilnował tego, by uwięzić swojego sługę w możliwie jak najciaśniejszej klatce, unikając przy tym kontaktu. Wystarczył niewielki ruch, by odległość centymetra lub góra dwóch zmniejszyła się do okrągłego zera, jeżeli Grimshaw stwierdziłby, że akurat ma taki kaprys. Tymczasem wolał przyglądać się młodszemu wymordowanemu, który wzbraniał się przed jakimkolwiek gestem w jego stronę, jakby co najmniej miało to wyssać z niego resztki energii, którą i tak marnował na próbę odsunięcia się, a także odsunięcia go, które w końcu i tak nie doszło do skutku, choć szarooki przez chwilę z wyczekiwaniem przyglądał się jego zdrowej ręce, jakby rzeczywiście liczył na zabawną demonstrację odpychania go od siebie. Trudno o to, by taki kurdupel cokolwiek zdziałał.
Trzeba przyznać, że – w rzeczy samej – nie spodziewał się takiego kroku ze strony Charta. Zdziwienie nie wtargnęło na jego twarz, aczkolwiek sam fakt, że przez chwilę ani drgnął, świadczył o tym, iż nie przewidział nagłej zmiany zdania. Chciał – tak po prostu? Nagle cała niechęć odpłynęła i to za sprawą kilku dodatkowych stopni? Co prawda, Jay nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, że mogło chodzić właśnie o to, chociaż w taką pogodę sama bluza była zapewne marnym zabezpieczeniem dla kogoś tak kruchego, ale nie tylko srebrnooki mógł być tu źródłem dodatkowego ciepła. Tę nagłą chęć bliskości zniósł cierpliwie. Po co miałby protestować? Samo doznanie było bądź co bądź przyjemne, pomimo tego, że w żaden sposób tego nie okazał. Nie protestował jednak, gdy przyszło mu przysunąć się bliżej i pozwolił chłopakowi na powolne igranie z ogniem. Jednak zaprzeczał samemu sobie, skoro teraz – przypomnijmy: mając całkowicie wolny wybór – zdecydował się na właśnie taki krok, wysyłając swojemu właścicielowi sprzeczny sygnał, choć sam Opętany nie wyglądał na zmieszanego czy zagubionego. Pewnie nikt na jego miejscu nie potraktowałby tej sytuacji w tak lekki sposób, ale nie należał do grona normalnych, więc i na normalne reakcje nie powinno się liczyć.
Gdy uścisk zębów ustąpił, mężczyzna zadarł lekko podbródek do góry, jakby obecna wysokość, z której spoglądał na Kota, już nie wystarczała. Srebrzyste ślepia błysnęły, co przypominało odpowiedź na jego jawną prowokację. Nie od dziś wiadomo, że losu nie należało kusić; nie, jeśli skurwiele odgrywali główną rolę w jego scenariuszu. Skurwiele, dla których nie istniały zasady moralne, a cudzy rozporek był tak wielką przeszkodą, że aż żadną. W dodatku w tej chorej grze „Kto zrobi więcej” to niestety Ailen musiałby pogodzić się z tym, że ucierpiałby bardziej. Może nawet to wiedział, skoro przez tyle lat wpajano mu jako taki respekt i poczucie niższości, a przynajmniej ciemnowłosy wiedział, że na każdym kroku starał się o to, by młodzieniec pamiętał, gdzie jego cholerne miejsce. Ktoś musiał znajdować się bliżej tego mniej godziwego końca łańcucha pokarmowego, gdzie zawsze czaił się ktoś zdolny wpierdolić żywcem słabszego od siebie.
No, no. Twoja opinia cnotki zaczyna wisieć na włosku ― rzucił zgryźliwie. Przynajmniej dobrze było wiedzieć, że mimo wszystkich oporów, mały wciąż potrafił dać trochę od siebie. Niewiele, ale zawsze. Nasuwało się jednak pytanie: co teraz powinien z nim zrobić? To przecież oczywiste! Rozebrać i... Przypomnieć, że „chcieć” nie znaczy „móc”, a on nie wyraził zgody na posunięcie się dalej czy może nauczyć go robić to lepiej? ― Źle. ― Tu na pewno nie odniósł się do tego, że nagle się rozbestwiał, a właśnie do tego, że jego chęci było po prostu za mało. Oczywiście Doberman nie zamierzał się więcej tłumaczyć. Prawdopodobnie chwila, w której miał odsunąć się od Sullivan'a i odebrać mu możliwość napawania się ciepłem drugiego ciała, zbliżała się wielkimi krokami, ale... nie zrobił tego. Ręką, którą nie wspierał się o ścianę i która mimo wszystko była chłodna w odróżnieniu od reszty jego ciała, ujął jego dłoń, która w porównaniu z jego była naprawdę niewielka, po czym pokierował ją na swój kark, dając tym gestem do zrozumienia, że był to możliwie jedyny sposób na to, by go zatrzymać. Poza tym, jeżeli czegoś faktycznie się chciało, wypadało po to sięgnąć. Na szczęście potrafił zignorować zimno zmarzniętej ręki na swojej skórze, którą częściowo chroniły włosy. Ani na chwilę nie przerywał kontaktu wzrokowego. Może właśnie dlatego, że kiedy tylko wypuścił jego dłoń z uścisku, tylko w ten niemy sposób chciał mu przekazać, by na razie tam pozostała. Przysunął twarz bliżej i jeszcze, aż wreszcie jego wargi znów spotkały się z ustami ciemnookiego. I tym razem nie miało skończyć się na niewinnym całusie, ale przynajmniej tym razem już nie napierał na jego policzki. W odwecie zahaczył zębami o jego dolną wargę i w końcu pewnie wbił się w jego usta. Tym razem obyło się bez obrzydliwych, gorzkich środków i rzekomej „wyższej konieczności”, więc wcześniej wspomniany smak był znacznie lepiej wyczuwalny, ale zdaje się, że ten zszedł na drugie miejsce w konkurencji z przyjemnością. Ryan raczej nie przywiązywał do niego wagi, gdy już udało mu się pogłębić pocałunek, który tym razem trwał odrobinę dłużej, a ciche cmoknięcie było zwiastunem tego, że Ai mógł spokojnie zaczerpnąć powietrza. Wargi szatyna i tak zmieniły swój obiekt zainteresowania i na koniec musnęły skórę na jego szyi, znacząc na niej niewidzialny, palący od ciepłego oddechu ślad.
Mówiłem, że nie jesteś przekonujący ― wymruczał, jeszcze się nie odsuwając. Palce, które wcześniej nieświadomie zaczepił o bluzę, którą pożyczył wymordowanemu, teraz zacisnęły się na materiale. Jakby nie patrzeć, gdyby tylko zechciał, zdarłby go z niego.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.14 23:24  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG A miało być tak pięknie. Miało i w sumie było, przez ten krótki moment, kiedy to jego skromne zaczepienie o usta pana było ostatnim ruchem, jaki którykolwiek z nich wykonał. Poczuł się całkiem pewny siebie, o co generalnie trudno było mu samego siebie posądzać. Ryan był dla niego tylko potworem w skórze faceta, który nigdy nie bał się wyrządzać komukolwiek krzywdy, jeśli tylko miał taki kaprys. Pozbawienie kogoś zębów, oczu, dziewictwa czy życia, raczej nie stanowiłoby dla szarookiego najmniejszego problemu, jeśli tylko miałby ochotę na tego typu zabawy. Kurta wiele razy wkurzało takie zachowanie Dobermana, ale z upływem czasu nauczył się je jakoś znosić. Póki zwiewał kiedy robiło się naprawdę nieprzyjemnie, nie dostawał tak mocno po głowie, podczas mniej kolorowych momentów. Zawsze był pyskaty i raczej taki pozostanie, ale momentami nawet on musiał skulić przed nim uszy. Choćby kiedy miał świadomość, że faktycznie postąpił głupio – patrz, incydent z Winnie. Czasami sama obecność Ryana automatycznie odejmowała mu pewności siebie, przez jego cholernie nieprzewidywalną naturę. Może właśnie dlatego czuł się w tej chwili tak wspaniale? Kamienna twarz Jay’a raczej nie wyrażała niczego poza totalnym opanowaniem, ale ta krótka chwila, kiedy zastygł w bezruchu, naprawdę dała Ailenowi niezłego kopa. Zna Opętanego nie od dziś i podejrzewał, że choć w minimalnym stopniu zaskoczył swojego pana. W końcu pokazał się od innej strony, niż tylko wiecznie głodnego gówniarza, choć może niekoniecznie podobał mu się tak mały dystans pomiędzy nimi. Mimo wszystko uważał, że takie zachowanie nie jest zbyt słuszne, ale.. było mu teraz zbyt fajnie. Nawet pokusił się o wyzywający uśmieszek, w pełnej krasie prezentując swoje kły, jakby tylko dobitniej informując pana, że to właśnie one przed chwilą podrażniły jego wargi. Szkoda tylko, że Ryan nie należał do osób, które łatwo dawały się przebić byle gówniarzom, szczególnie w tak wyszukanych dziedzinach.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Pewny siebie wyszczerz szybko ustąpił miejsca podejrzliwemu spojrzeniu skierowanego wprost na oczy Ryana, których niebezpieczny błysk, trochę zaniepokoił Sullivana. Owszem, czerpał jakąś tam przyjemność z tej całej zabawy z wielkoludem, bo przynajmniej zaczynało mu być trochę cieplej, gdy wyczyniał z nim te wszystkie rzeczy, jednocześnie znajdując się całkiem blisko, ale raczej nie był chętny na więcej tego typu rozrywek, które jednak mogłyby wydawać mu się niewielką przesadą. Bądź co bądź cenił sobie przestrzeń osobistą, a usta są czymś, do czego jednak wstęp mają tylko wybrani, a język Ryana raczej nie posiadał w tym wypadku żadnej wizy.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Trochę speszył się, gdy jego ręka wylądowała na karku szarookiego. Nie do końca rozumiał, co też ten planuje, więc pozostało mu tylko z niezrozumieniem wgapiać się w jego twarz, nieudolnie próbując przewidzieć potencjalne skutki całej tej sytuacji. W sumie nie kwapił się do tego, aby się odsuwać, bo ciepło jednak wydało mu się zbyt rozkoszne w tym momencie. Nie zaznał go od tak dawna, że ciężko było mu się z nim pożegnać, nawet, jeśli niekoniecznie po im widać, że stan trochę mu się poprawia. Cały czas delikatnie dygotał, a ciało miał zimne jak trup. Dodatkowo ponownie zaczynał wyglądać jak zdezorientowane zwierzątko. Szkoda, że trochę za późno połapał się, że szarooki właśnie daje mu instrukcje, jak według niego powinno się „chcieć”. Usta Grimshawa ponownie wbiły się w Ailena, a on.. no… trudno było mu dalej bawić się w tą swoją gierkę z tak pewnym wyrazem pyska, jak te kilka chwil temu. W pierwszej chwili momentalnie zrobiło mu się gorąco, a gdyby tylko stał, to najpewniej od razu poleciałby na ziemię, przez nagłe zwiotczenie nóg, które wydawałyby mu się jak z waty. Ten pocałunek niestety miał w sobie znacznie więcej, niż poprzednia próba podania obrzydliwego lekarstwa wprost do buzi niesfornego pacjenta. Przynajmniej teraz chłód nie stanowił dla Ai’a żadnego problemu, choć nie pozbył się upierdliwego drżenia, obawiając się, że jeszcze chwilowy mróz nie był jedynym powodem jego dygotania. Okurwakurwakurwa… Był trochę skołowany, ale całkiem umiejętnie wyszło mu granie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Palił się od środka, ale jednak zachował w miarę spokojny wyraz twarzy, mimo serca, które zabiło mu jakieś dwa razy szybciej. Bał się? Może trochę.. w końcu sam Kreator wie, co jeszcze może się dzisiaj wydarzyć, a choć w chwili obecnej na to nie wygląda, Ai nie na wszystko miał ochotę.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Ehkem… - chrząknął, próbując zamaskować jakoś swoje kompletne zdezorientowanie, co mimo wszystko wyszło mu nie najgorzej, bo pomimo trochę rozbieganego spojrzenia nic nie wskazywało na to, jak się w tej chwili czuje. – Chciałem spróbować, a nie porwać się na nie w całości. – grzecznie sprostował, siląc się na delikatny, acz pełen złośliwości uśmiech. – I przestań, bo zacznie mi się to podobać. – przestrzegł go trochę odchylając się do tyłu. Może podziała.. choć z drugiej strony z bólem przyjdzie mu pożegnanie się ze swoim źródłem ciepła.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.14 19:27  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Zawsze o krok do przodu, a zapobiegawczo nawet i dwa – trzymając się uparcie tej zasady, Ryan był zdolny do pominięcia wielu przeszkód na swojej drodze. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czuł się zbity z tropu, przez co inni nie mieli cennej informacji na temat zbijania go z pantałyku. Gdyby nie to, być może udałoby im się utrzeć wreszcie nosa temu skurwielowi. Może nie obnosił się otwarcie ze swoim poczuciem wyższości, bo nie wychwalał siebie ponad niebiosa, a i nikt nie usłyszał, że powinien paść przed nim na twarz, bo jako pospólstwo nie zasługuje nawet na to, by patrzeć. Nie robił tego, a mimo tego ta straszliwie nieprzyjemna aura wisiała w powietrzu, gdy miało się z nim do czynienia. nie był z grupy tych, którzy z własnej woli ugięliby przed kimś kark, ale także nie złamaliby się pod wpływem siły. Nie uznawał szacunku wobec innych, ani w nikim nie dostrzegał autorytetów, więc nic dziwnego, że upodobał sobie właśnie górę i wszystko, co związane z możliwością bycia niezależnym i działania na własną rękę; bez nakazów, zakazów, upomnień. Z tej perspektywy ogromną pomyłką było jego członkostwo w organizacji, ale każdy, kto miał okazję przebywać tam już wystarczająco długo, wiedział doskonale, że ten pan sam ustalał sobie grafik i sam decydował o tym, która praca mu pasuje, a która nie. Prawdopodobnie nikt inny nie mógł sobie na to pozwolić albo po prostu nie wiedział, że może, bo tak nie wypadało, gdy jednak miało się nad sobą kogoś pozornie wyżej postawionego, ale szarookiemu raczej nie zależało na dobrej opinii wśród reszty grupy. Skoro ciągle tam był, coś po prostu musiało być na rzeczy. Jay doskonale wiedział, co takiego.
Ciekawe, co chłopak teraz powiedziałby na swoje usprawiedliwienie. Jakby nie patrzeć – tym razem miał pełne pole manewru. W każdej chwili mógł odwrócić głowę w bok i zapobiec pocałunkowi. To, że tego nie zrobił, tylko utwierdzało w przekonaniu, że jego argumenty przeciwko nie były na tyle silne i pomimo słów, które miał dopiero wypowiedzieć, już mu się to spodobało. Trudno odnieść inne wrażenie, gdy zamiast ciosu w twarz dostaje się odpowiedź, która bynajmniej nie zmusza do zaprzestania. Może Sullivan chciał po prostu udowodnić tym, że wcale się nie boi, a jego wcześniejsze czyny nie były czynami bez pokrycia, ale to wciąż nie był najlepszy ruch, jaki mógł wykonać. Kuszony los bywał upierdliwy, ale – fakt faktem – w tym wszystkim i tak chodziło o to, by nieco nastraszyć małego cwaniaka, niż doprowadzić do czegoś groźniejszego, choć to określenie miało tu raczej zupełnie inne podszycie, aniżeli dodatkowe znęcanie się nad Kotem.
No właśnie. Musisz mieć strasznie nudne życie, pomijając te chwile, kiedy poziom adrenaliny podnosi ci się, gdy napadają na ciebie złaknieni dobytku nędzarze ― rzucił i choć jego ton był spokojny, same słowa naszpikowane były jadowitym sarkazmem. Na tym polegał cały problem – niektórzy nie potrafili walczyć ze sobą, przez co rzadko dostawali tego, czego chcieli. Uwieńczeniem jego wypowiedzi okazało się nie za mocne, ale wciąż wyraziste przygryzienie skóry na jego szyi. Tym razem pozostawił po sobie ślad zębów, które tylko dziwnym fartem nie przebiły się przez powłokę ciała. Odsunął się, odpychając lekko ręką od ściany, czyli Ai niestety musiał pożegnać się z dodatkowymi stopniami, które chroniły go przed dotkliwym uczuciem zimna. Jego twarz wyglądała jak zawsze, nie musiał nawet symulować, że czuł się normalnie, bo tak po prostu było. ― To na pewno. ― Zabrakło tu triumfalnego uśmiechu, ale nie był tu potrzebny, by Grimshaw mógł zadeklarować ten brak skromności wobec swoich kwalifikacji. Prawdopodobnie nie bez powodu był skłonny to przyznać, czego próbkę Kurt otrzymał właśnie przed chwilą i pewnie to wystarczyło, by już zakorzenić w nim pewną świadomość.
Odgarnął do góry lepiące mu się do czoła kosmyki i zerknął w bok na wszystkie przyniesione wcześniej rzeczy. Rzecz jasna, nie byłby sobą, gdyby teraz zabrał się za ich uprzątnięcie. Zrobił już swoje, a reszta należała już do tych, którzy mieli tę wątpliwą przyjemność, by znaleźć się pod jego rządami.
Później to sprzątnij. W końcu musisz jakoś zapracować na jedzenie. ― I znowu to samo. Usiadłszy na brzegu materaca, wyciągnął ręce do góry, przeciągając się. Poprawił koszulkę i po chwili wpatrywania się w nieco nieszczelne drzwi, przez które świszczał wiatr, zerknął na Charta, zaczepiając splecione ze sobą ręce o kark. Nie dało się ukryć, że młodszy wymordowany wyglądał kiepsko – szczególnie, gdy trząsł się jak galareta. ― I warto było?
Pewnie, że chodziło o ucieczkę.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.14 23:04  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Wiedział, że miał wybór, co szczerze mówiąc było nawet nowością w jego kontaktach z Ryanem, bo zazwyczaj był perfidnie pozbawiany możliwości podejmowania własnych decyzji. Pan bardzo lubił, gdy wszystko działo się po jego myśli, toteż niezbyt często dawał wolną rękę swojemu nieudolnemu słudze, szczególnie w kwestiach, kiedy to szarooki miał z tego czerpać korzyści. Wiedząc, że mały zatańczy tak, jak mu zagra, nie musiał się o nic martwić, dlatego też taka sytuacja była całkiem niespotykana. Kurt w każdej chwili mógł odwrócić łeb na bok lub choćby zatrzymać go zdrową ręką, jasno sygnalizując, że nie czuje się z tym wszystkim dobrze. Co prawda teraz nie mógł po prostu spieprzyć gdzie pieprz rośnie, tak jak ostatnim razem, ale nawet głupie zaciśnięcie warg i odsunięcie głowy do tyłu, mogło cokolwiek zdziałać. Jednak nie. Sullivan stwierdził, że skoro już zaczął bawić się w odważnego chłopczyka, to dociągnie tą zabawę do końca, choćby nie wiem w jakich katuszach miał uczestniczyć. Musiał w końcu uświadomić Dobermana, że nie robi mu się mokro w gaciach, na sam jego widok. Nie bał się go, a przynajmniej nie na tyle, aby to jasno pokazać. Zresztą.. sam pocałunek był mimo wszystko całkiem przyjemny, co Ailen odebrał jako miłą niespodziankę. Okej.. może nawet bardzo miłą. No.. cudowną, jeśli mielibyśmy być szczerzy. Rozdygotany z zimna, głodny jak wilk i generalnie okropnie obolały, nagle dostał prezencik, który przez ten krótki moment zapobiegł wszystkim jego problemom. Od razu zrobiło mu się cieplej, a myśli już nie krążyły wokół tego, jak bardzo przemarzł mu już tyłek. Głód nie zniknął, ale.. kurna… on naprawdę smakuje jak czekolada, więc Ai nie miał na co narzekać. Został jeszcze ból. Dalej cierpiał jak diabli, ale całus skutecznie odgonił wszelkie negatywne impulsy na te marne kilka sekund, pozostawiając po sobie tylko ten dziwaczny stan, kiedy nie wiesz co się dzieje, ale za żadne skarby nie chcesz przestawać. Taki ciepły, taki smaczny… taki cholernie skurwielowaty. Doznanie było przyjemne, to fakt, ale nie należy zapominać, że mimo wszystko Kurt dalej pałał do Ryana szczerą niechęcią, a takie zbijanie go z tropu na pewno nie dopisało na jego karcie żadnych plusów do znajomości. No, może tylko dodało kilka cennych informacji, jak na przykład taki, że szarooki dobrze się całuje. Albo taki, że Ryan nie ma żadnych skrupułów. No.. i jeszcze taki, że jak czuje się chłód to należy szybko zacząć prowokować, a Jay na pewno zaraz się przysunie. Tylko lepiej robić to umiejętnie, bo za chwilę może się akcja rozkręcić. Zresztą, już zboczyła na trochę inny tor, który już nie był aż taki przyjemny.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Po pocałunku był kompletnie zbity z tropu, ale lekkie podgryzanie jego szyi, skutecznie nawróciło go na trzeźwe myślenie. Natychmiast zapaliła mu się czerwona lampka sygnalizująca, że to już mu się nie podoba. Owszem, czuł ciepło i może w innych okolicznościach uznałby to za podniecające, ale zdecydowanie nie w chwili obecnej.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGA-ale to już mogłeś sobie d-darować. – wyjąkał, zauważając, że choć sam nie myślał o zimnie, to chyba jego ciało było innego zdania. Znowu zaczęła latać mu szczęka. Kot przejechał delikatnie ręką po naznaczonej szyi, kierując nieco wymowne spojrzenie w stronę szarookiego. Dobrze wiedział, że stać go na dużo więcej, więc w gruncie rzeczy powinien się cieszyć, że wyszedł tylko z delikatnym pogryzieniem szyi, które i tak za chwilę przestanie być w jakikolwiek sposób widoczne. Mimo wszystko.. w jego mniemaniu pocałunek w zupełności by wystarczył. – Schlebiasz mi, dając od siebie t-tak wiele atrakcji, ale ten dzień z-zapewnił mi już wystarczająco dużo rozrywki-i. – dodał, starając się wyglądać na obojętnego. Z reguły wychodzi mu to na medal, ale dzisiaj potrzebował do tego dodatkowego zaangażowania, ponieważ całe jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Drżał, jąkał się, serce mu waliło, był trochę niespokojny… ta, zwalmy wszystko na zimno i poobijaną mordę, ale chyba powód jest jeszcze jeden.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Zerknął z niechęcią na pozostawione po „akcji medycznej” klamoty i nieco spochmurniał. Czyli wracamy do rzeczywistości. Znowu podaj, przynieś, pozamiataj. Z jednej strony dobrze, ale z drugiej.. cholernie mu się nie chciało teraz robić za służącego. Ta, niby powinien się nim czuć przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale chyba oczywistym było, że charakter Ailena jasno mu to uniemożliwiał. Był niewolnikiem kiedy uznawał, że robienie za niego było w danej sytuacji słuszne, a jak nie to po co się korzyć? W chwili obecnej wolałby nadstawić mu tyłek do pogryzienia, aniżeli tłuc się teraz jak jakaś pieprzona sprzątaczka po domu i odstawiać te wszystkie graty na miejsce. Jest niewdzięczny? Owszem, ale to chyba nie jest zbyt zaskakującą informacją, prawda?
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGPóźniej. – powiedział wyłapując ze zdania szarookiego cudną część, która mówiła, że nie musi zbierać się z materaca w chwili obecnej. Zresztą to byłoby nawet głupie. Może i już się trochę rozgadał, ale dalej był kompletnie bezużyteczny pod kątem fizycznym. Nie umiałby stanąć na dwie nogi, bo za bardzo by mu się trzęsły, więc co tu mówić o sprzątaniu? Kurt sięgnął po koc leżący niedaleko niego na materacy i z niewiarygodnym trudem przeciągnął go na swoje drobne ciało, próbując w jakikolwiek sposób zminimalizować dygotanie. Był tak osłabiony, że nawet z pozoru lekki kawałek materiału, zdawał się być jak z ołowiu. Zaraz jednak zerknął na Ryana, mrużąc delikatnie oczy w nieco rozgniewanym geście, acz nijak mu to wyszło z podbitym okiem i rozciętą brwią.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG A wygląda, jakby było warto?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.14 22:59  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
„A-ale to już mogłeś sobie d-darować.”
Brzmiał tak mało przekonująco, ale nie w tym rzecz. Wystarczyło odpowiednie spojrzenie, by przypomnieć Ailenowi, że w tej kwestii nie miał nic do powiedzenia. Kwestionowanie czynów Ryana za każdym razem okazywało się wyłącznie stratą czasu. Mógł przeznaczyć je na milczenie, które – z tego, co powszechnie wiadomo – porównywano do złota. Niby próbować zawsze warto, ale w tym przypadku każda próba kończyła się porażką i nie zapowiadało się na jakiekolwiek zmiany. Srebrnooki był nieugięty, miał swoje zdanie i po prostu się go trzymał; jeżeli uznawał, że czegoś nie zrobi lub na coś nie pozwoli, tak po prostu było. Gdy mówił „nie”, nie oznaczało to, że oczekiwał dalszego trucia mu dupy, ale że ktoś pojmie brak możliwości wpłynięcia na jego zdanie. Był skomplikowany, a zarazem całkiem prosty, jeżeli rozumiało się te podstawowe rzeczy na jego temat i przywykło się do nich. Kurt nie musiał za każdym razem trząść gaciami na jego widok, bo to, że w jego małej główce zakorzeniła się świadomość tego, że jakieś większe przewinienie kosztowałoby go wiele, w zupełności wystarczyło. Respekt nie był dodatkiem, który otrzymywało się bez wzbudzenia w kimś strachu lub dawania drugiej osobie jakiegokolwiek poczucia niższości (i tu już wcale nie chodziło o wzrost).
Wiele atrakcji? ― zapytał z lekkim powątpiewaniem w głosie. Zsunąwszy rękę z karku, przesunął kciukiem po dolnej wardze, jakby próbował przypomnieć sobie wcześniejsze doznanie. Nie było na tyle intensywne, by wywołać przyjemność, przez którą na pewno nie mógłby się oprzeć. Gdy przeżyło się już niemalże wszystko, widziało się na oczy różne rzeczy, a robiło się ich jeszcze więcej, czasem zapominało się, że dla kogoś coś tak drobnego i nic nie znaczącego mogło być jakąś formą rozrywki, jednak to nie szatyn był tym, który miał się dostosowywać i ostrożnie stawiać kolejne kroki naprzód, byleby tylko kogoś nie urazić lub nie postawić go w sytuacji, w której nie ma się pojęcia co robić. Jednak z tymi słowami na ustach Kurt wypadł całkiem uroczo. ― Szkoda, że nie zadziałało to w drugą stronę, ale jesteś na dobrej drodze. ― Cokolwiek to miało znaczyć. Sullivan zapewne nie uważał, by posunięcie się o drobny krok naprzód było wielkim wyczynem lub miało przynieść mu cokolwiek dobrego. Gdyby nie to, że jeżeli tylko Opętany zapragnąłby wziąć sobie więcej, niż wskazywały na to granice dobrego smaku, zrobiłby to już dawno i żadne krzyki, jęki oraz płacz nie powstrzymałyby go przed tym. Nie wszystko musiało się Kotu podobać. To, że przesiadywał w domu Ryana, jakby co najmniej był na wakacjach, nie oznaczało, że rzeczywiście na nich był, a złożenie zażalenia czy reklamacji go nie obowiązywało. Aż dziw, że teraz wcale nie wyrażał chęci wzięcia nóg za pas i nic nie wskazywało na to, że to stan fizyczny go ograniczał. Po prostu tego nie chciał.
Bynajmniej nie liczył na to, że jego sługa chętnie zabierze się za sprzątanie. Aż czasem naprawdę nabierał ochoty na zrobienie mu poważniejszej krzywdy. Trochę żałował, że to nie jemu przypadł ten zaszczyt zmasakrowania tego niewdzięcznego gówniarza. Z drugiej strony był tym odrobinę poirytowany. W niewielkim stopniu, bo wciąż twierdził, że młodemu się to należało – jakkolwiek okrutny ten tok myślenia by nie był, ale to jego ręka była jedyną, która mogła wymierzać mu ciosy i składać chłodny dotyk gdziekolwiek by mu się nie spodobało. Nikt inny. Na tym właśnie polegało posiadanie czegoś i bycie skąpym jednocześnie. Nie wszyscy rozumieli, że ludzi też można traktować nie inaczej od drogocennych figurek, które dla innych znajdują się wyłącznie w sferze „do podziwiania”. On rozumiał.
Mimowolnie podniósł się odrobinę, gdy Ailen postanowił przywłaszczyć sobie jeden z koców leżących na materacu. Prędzej czy później i tak by go zabrał. Oderwał wzrok od twarzy chłopaka i przesunął nim niżej, aż do jego spodni, które – czy tego chciał czy nie – też skończyły przemoczone do suchej nitki. Wcale nie krył się z tym, co zapewne przekazałby młodzieńcowi, gdyby nie to, że pytanie, które padło bardziej przykuło jego uwagę.
Nie wiem. Może gdzieś po drodze zapomniałeś wspomnieć, że jesteś pierdolonym masochistą i trochę żałujesz, że skończyło się tylko na tym ― odparł tak, jakby właśnie poruszał temat pogody. Wreszcie usiadł obok Charta i oparł się plecami o ścianę, splatając palce na brzuchu. Wyciągnął nogi przed siebie i skrzyżował je na wysokości kostek. ― Następnym razem sam to zrobię. Bawienie się w chowanego to kiepski pomysł, Ai. I tak przegrasz. ― Kąciki jego ust drgnęły, ale ten drobny ruch nie zdołał na dobre pozbyć się beznamiętnego wyrazu twarzy. Zamknął oczy, najwyraźniej nie dopuszczając do siebie myśli, że jego obecność była uciążliwa dla służącego. A może właśnie o to chodziło?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.14 22:01  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Choćby miał nawet i dziesięć koców, to i tak byłoby mu strasznie zimno. Owszem, mając na sobie gigantyczną bluzę Ryana i tą marną szmatę, zapewnił sobie trochę więcej ciepła, niż byłoby mu to dane bez tych wszystkich dodatków. I tak czuł się sto razy lepiej, niż w momencie kiedy siedział z twarzą wbitą w śnieg. Wtedy mróz go wręcz paraliżował, a dodatkowo utracona krew w ogóle nie pomagała w utrzymywaniu przez jego organizm ciepła. Wiedział oczywiście, że powinien pozbyć się wszystkich przemoczonych rzeczy, ale po tym co pan zaserwował mu jakiś czas temu przy ich ostatnim spotkaniu, ma pewne opory. Zresztą nawet nie trzeba sięgać pamięcią tak daleko, aby skutecznie odmówić pozbycia się mokrych spodni. Przecież dosłownie przed chwilą się całowali. Ryan jest jedną wielką niewiadomą, która nie dość, że zaskarbiła sobie tytuł Skurwiela Roku 3001 dla siebie, to jeszcze była cholernie nieprzewidywalna. Kto go tam wie. Jeszcze uznałby goły tyłek Kota jako zachętę do kontynuowania zabawy, w którą Ai w chwili obecnej zdecydowanie nie chciał się bawić. Choć czarnowłosy musiał przyznać przed samym sobą, że z miłą chęcią znowu poczułby oddech właściciela na swojej skórze. Powód? Był ciepły. Drugi powód? Pachniał czekoladą. Trzeci powód? Boom! Nie ma trzeciego powodu.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGNa dobrej drodze do zapewniania Ci atrakcji? – spojrzał na niego, delikatnie unosząc jedną brew do góry w geście lekkiego zdziwienia. Cały czas jąkał się na mniej więcej drugiej sylabie. Ciekawe kiedy szczęka zacznie być mu posłuszna. – Muszę jak najszybciej z tej drogi spierdolić. – burknął, odwracając od niego łeb, przez co można było odnieść wrażenie, że właściwie mówi sam do siebie. Drżącą ręką odgarnął sobie kosmyk włosów, który opadł mu na czoło, prawie zahaczając o czekoladowo brązowe oko. Ogarnął spojrzeniem materac, próbując odnaleźć jeszcze coś, co nadawałoby się do przykrycia, ale nic nie znalazł. W sumie to miał trochę ograniczony zakres widzenia, bo jego wzrok dalej był trochę mętny i rozmazany, nawet pomimo tego, że Kot całkiem się już rozbudził. Dalej co prawda nie miał kompletnie na nic siły, ale przynajmniej składał całkiem długie zdania, które nawet miały sens. Przynajmniej wiadomo, że jakoś się z tego stanu wykaraska.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylGChyba jestem trochę tym masochistą, skoro Ci służę. – burknął nieco naburmuszony pod nosem. Oczywiście nie mówił na poważnie, bo akurat nienawidził dostawać po tyłku od Ryana – i kogokolwiek innego. Kary fizyczne były dla niego katorgą i generalnie nigdy nie skakał z radości, kiedy właściciel przymierzał się do ich udzielenia. Nie żeby miał jakiś tragicznie niski próg bólu, ale natura obdarzyła go całkiem delikatnym ciałem, więc niestety szarooki musiał liczyć się z tym, że Ailen niewiele wytrzyma. Jeśli nie chce się go przypadkiem zabić, to raczej należy zrezygnować z ostrzejszych ciosów. Trzeba jednak przyznać Grimshaw’owi, że przerzutka z trzepania po łbie na całowanie jest jednak całkiem skuteczną metodą, bo przynajmniej Kurt się trochę dekoncentruje i łatwiej nad nim zapanować. Niestety taki efekt nie będzie się utrzymywać zbyt długo, bo Kot prędzej czy później po prostu przywyknie. Szczególnie, że pomijając, że jest to wbrew jego woli, to samo doznanie jest raczej przyjemne.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Kot przewrócił teatralnie oczami i oparł się wygodniej o ścianę, przykrywając się kocem, aż po szyję, co było całkiem trudnym manewrem, bo złamana ręka trochę ograniczała jego ruchy. Jak on dawno nie rozmawiał w ten sposób z Ryanem. Z reguły w ogóle nie ucina sobie z nim żadnych luźniejszych pogaduszek, a i ten dialog trudno nazwać czymś wyłącznie dla bezcelowej rozrywki, ale i tak było mu całkiem w tej chwili przyjemnie. Pomijając piekący ból, szczypiący chłód, dokuczliwy głód i serię nieprzyjemności i gróźb od właściciela, miło było poczuć się jak dawniej, kiedy to leżał sobie rozleniwiony na materacu i siłą rzeczy otwierał czasem pysk do szarookiego, żeby podzielić się z nim swoim arcyważnym zdaniem.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG - Przyzwyczaiłem się. Z Tobą nie ma jak wygrać. – odparł sucho. Generalnie to bardzo niechętnie wyrzucił z siebie to zdanie, ale skoro tak właśnie myślał, to według niego nic nie stało na przeszkodzie, aby wygłosić ów opinię na głos. Westchnął ciężko i niemalże od razu poczuł nieprzyjemny ścisk w żołądku. Z grymasem bólu na twarzy, niemal automatycznie złapał się za brzuch. Nie jadł porządnie od tak dawna, że aż trudno się temu dziwić. Nawet dzisiaj gdy zajadał się tą marną, czerstwą bułką, jakaś menda postanowiła poobijać go kijem po mordzie. Był strasznie głodny, ale w końcu zaczynał sobie uświadamiać, że w tej chwili nie ma nawet po co prosić o jedzenie, bo Ryan był zazwyczaj nieugięty. Sam też jakoś niekoniecznie może się ruszyć i powędrować samodzielnie do lodówki, więc pozostaje mu jedynie to wszystko przetrzymać.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 GbylG Na krótką chwilę zapadła całkiem długa cisza, którą Kot postanowił przerwać, kiedy tylko żołądek postanowił na chwilkę dać mu spokój. – Dlaczego mi pomogłeś? – zadał niespodziewane pytanie, które w żaden sposób nie odnosiło się do jego poprzednich wypowiedzi. Oczywiście Ryan był na tyle inteligentny, aby od razu zrozumieć, że chodzi o przyniesienie Ailena z zimnicy do domu i poskładanie go w jakąś stabilniejszą kupkę. Pytanie trochę zadręczało Kota, bo przecież szarooki wielokrotnie narzekał na niego, że jest kompletnie bezużytecznym gówniarzem. Skoro tak, to nie lepiej było go po prostu zostawić na pewną śmierć? Więcej żarcia w lodówce, mniejszy kłopot. Oczywiście Kurt nie robił mu z tej pomocy żadnych wyrzutów. Kto normalny by robił? Gdzieś tam w głębi swojego martwego serduszka był mu całkiem wdzięczny za ocalenie życia, ale nie był raczej z tych, którzy bezproblemowo mówią „dziękuję”. – Miałbyś mniej problemów, gdybym umarł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.14 17:40  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 8 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Za oknami w jednej chwili zrobiło się ciemno - no, ciemniej niż było - choć Ailen i Ryan mogli nie zauważyć tego od razu. Właściwie to jestem całkiem pewien, że nie zauważyli. Przecież ciągle sypał śnieg, a ustał zaledwie parę, może paręnaście minut temu. Na początku niebo straszyło tylko ciemnymi chmurami. Oczywistym było, że są one burzowe. Ale co, burza zimą? Tak, bo mogę. Poza tym ta konkretna burza naginała nieco wszelkie niepisane zasady zmian atmosferycznych.
Dopiero po chwili zaczęło kropić, choć naprawdę słabo. Deszcz wydawał się być zupełnie normalny, a dwójka bohaterów wciąż miała pełne prawo nie wiedzieć, że nastąpiła jakakolwiek zmiana pogody. W końcu kto by tam się przejmował jakimś słabym deszczykiem? W ciągu kilku minut zdążyło rozpadać się mocniej, a już konkretnych rozmiarów krople deszczu z hukiem rozbijały się o dach. Wokół nastał charakterystyczny dla ulewy szum. Niby nic specjalnego, poza faktem, że w środku zimy od tak się rozpadało.
I gdyby chłopcy zainteresowali się tym faktem i postanowili wyjrzeć za okno, to nie mogliby tego zrobić. Znaczy nikt nie zabrania, ale nic by nie dojrzeli, ponieważ po szybach już od jakiegoś czasu spływały czerwone strugi. Otoczenie, które jeszcze niedawno było pokryte białą powłoką teraz przypominało scenę z koszmaru. Śnieg leniwie nasiąkał szkarłatem juchopodobnej cieczy, a wokół zaczęła dominować brudna czerwień. Zupełnie jakby ktoś wylał na wszystko wiadro posoki. Nie było tutaj jednak żadnej istoty, która mogłaby być dla nich wskazówką i pokazać, że lepiej nie próbować płynu. Przynajmniej nie samemu, ewentualnie można kazać komuś robić za testera. Jeśli panowie nie ugną się ciekawości (jak mniemam nikłej), to nic nie powinno im się stać. Gorzej, jeśli któryś postanowi zasmakować tego nietypowego deszczu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 17 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach