Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 8 z 18 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 13 ... 18  Next

Go down

Nie potrafiła odgrodzić wyraźnie przeszłości, nie umiała dokonać tego nawet w przypadku niedawnych wydarzeń, ale nie próbowała. Chciała pamiętać, ból i upokorzenie, gniew i dezorientację, a także to wszystko, co pozytywne. Nie była śmiertelnie zła, nie była też do końca szczęśliwa, poruszała się pomiędzy jednym a drugim, szukając odpowiedniej równowagi, bo życie nie składa się wyłącznie z radości. Była jednak pewna, że umiejętność wyciągania wniosków jej nie opuściła, że bez problemu zauważy, kiedy szala przechyli się na którą stronę zbyt mocno, bo nie powinna, trwanie w idealnym balansie pomagało jej zachować dystans. A równocześnie trzymać się dosyć blisko, na wyciągniecie ręki.
Spojrzała na niego, właściwie, obserwowała go od dłużej chwili, ale teraz jej wzrok był pełen ostrożności. Nie wiedziała o co o mu chodzi, to była dosyć absurdalna propozycja, a jednocześnie zgodziła się na nią, prawie nie zastanawiając się nad tym. Nie potrafiła wyobrazić go sobie w tańcu, to był abstrakcyjny obrazek. Nie zrobiła tego też z przekory, żeby zobaczyć jak kaleczy kroki, w tym momencie na prawdę chciała się zgodzić i pozwolić mu pokazać, to czego nie potrafi ująć w słowach.
Chociaż to było naturalne, zdała sobie sprawę, że ciepło jego dłoni nieco ją zaskoczyło, jakby spodziewała się, że dotyk będzie chłodny. Odkryła za to, że mięśnie ma napięte, wykonuje kroki sztywno, niemalże mechanicznie, jak gdyby napatrzył się na ilustracje w książce: podstawowe ruchy taneczne i próbował odtworzyć każdy z nich idealnie. Uśmiechnęła się delikatnie na tę myśl. Jej wzrok znowu był spokojny, chociaż czerwony, niewątpliwie należał do kobiety, którą Moriyama miał okazję poznać. Nie przeszkadzał jej dotyk, bo chodziło o coś więcej niż jego czystą formę, chodziło o taniec. Wyciągnęła wolną dłoń przed siebie, podbierając ją delikatnie na ramieniu mężczyzny. Patrzyła cały czas w jego twarz, szukała czegoś w spojrzeniu.
- Unieś nieco podbródek. Zegnij lekko rękę w łokciu. - mówiła spokojnym tonem, wykonując kolejne ruchy. Chociaż czuła, że to on chce prowadzić, nie mogła zmusić się do uległości, lekkimi gestami pomagając mu złapać rytm, kiedy oboje za bardzo się gubili. - Rozluźnij się...
Dlaczego to robiła? Dlaczego się zgodziła na taniec w środku nocy, w opuszczonym budynku, ze eliminatorem do tego, jeżeli nadal sytuacja nie przedstawiała się dziwacznie. Po części dlatego, że to właśnie on wysunął ku niej tą propozycję, może też z powodu ciekawości.
- Przepraszam za tamto. Nie powinnam wymagać od Ciebie... wyjaśnień. Wiem, że nie jesteś taki. - mówiła półszeptem, głos nie musiał docierać dalej, niż do Warnera. Patrzyła tylko na niego i tylko do niego kierowała te słowa. - Nie wiem dlaczego wydawało mi się, że stałeś się kimś innym. Przez ten krótki moment...
Brzmiało, jakby stawała się zbyt miękka, ale nic bardziej mylnego. Ani przez moment nie stała się bezbronną, przerażoną i płaczliwą kobietą. Nawet teraz emanowała siłą, pewnością siebie, ale wiedziała kiedy należy się przyznać do błędu. Kiedy po prostu wyjaśnić niektóre kwestie.
Nie zaciekawiła się jego osobą, bo był wygadany, otwarty jak nogi prostytutki, łatwy w odczytaniu jak lektura dla przedszkolaków. Był intrygujący właśnie dlatego, że był nikim innym, tylko sobą. I od początku powinna o tym pamiętać. Zapomniała jednak na moment, długi moment pełen nienawiści i żalu.
Pochwyciła mocniej jego dłoń i wykonała obrót. Poruszała się w rytm melodii, ale dodawała też do niej coś od siebie. To była przyjemna muzyka, brzmiała nieco smutno, a to nie było uczucie, które kobieta odczuwała w tym momencie. Nie było to także moment radosny, był zwyczajnie potrzebny dla nich dwojga, by dowiedzieć się czegoś, by coś odkryć, by coś sobie uzmysłowić.
- Złap mnie mocniej, nie bój się. - powiedziała znowu, nie przerywając wykonywania kolejnego kroku. Ani na chwilę nie odrywała od niego wzroku, chciała wiedzieć o czym myśli.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

A czy on sam wiedział, co zamierza osiągnąć przez tak kuriozalną propozycję? Impulsywnie pochwycił w ręce pierwszą, lepszą myśl i wyrzucił ją z ust, świadomie zdając sobie sprawę z tego dopiero, gdy dźwięki słów odbiły się od ścian nagiego pomieszczenia i wróciły do uszu. Nie zamierzał cofać propozycji ani ujawniać celu. Nie było żadnego konkretnego, a może figurował gdzieś zbyt daleko, gdzie nie mógł sięgnąć rozsądkiem. Finalnie uznał to za błahostkę, którą nie powinien się przejmować – Yuu wszak nie zareagowała negatywnie, wręcz przeciwnie, wyraziła zgodę, podając mu własną dłoń. Był tego pewny, bo z jej dotykiem pojawiła się gładka skóra i źródło nikłego ciepła w tym chłodnym miejscu.
Powinienem wcześniej wspomnieć o moich zdumiewających zdolnościach tanecznych czy to było do przewidzenia? – Skomentował półgłosem na widok lekkiego wygięcia warg ku górze, a zinterpretował to jako zrozumiałe rozbawienie jego ruchami. Zdawał sobie sprawę ze swoich błędów w tej materii, jakby mimochodem usłyszał głos matki za uchem, mówiącej, by nie traktował ćwiczeń jak najgorszej kary. Kiedyś brakowało mu pewności siebie, teraz naturalnego rozluźnienia.
Nie tańczył z nikim od minimum dobrych czterech lat. Twarze, tak blisko usytuowane obok własnej, nie były nigdy obrazkiem, w który chciał się wpatrywać, drażnił go nachalny wzrok drugiej osoby, tak samo pociągnięcia, łapanie wspólnego rytmu, ocierające się części ciała. Cierpliwość niezaprzeczalnie wystawiana była na próbę, ale w stosunku do nowej partnerki leżała cicho jak rozleniwiony na werandzie pies i właśnie to odbijało się w jego łagodnym, acz nadal nieco ostrożnym spojrzeniu.
Powiedz jeszcze, że jesteś zawodową tancerką. – Zgodnie ze wskazówkami uniósł podbródek, a rękę nieznacznie zgiął, co faktycznie uwygodniło wspólny ruch. Nie przeszkadzało mu przejęcie inicjatywy, jeśli znała się na tym lepiej, wolał pozwolić jej na działanie.
Westchnął cicho, nie będąc jednak w stanie dostosować się do ostatniej rady. Skupił myśli na konkretnych partiach mięśni i odkrył, że faktycznie były napięte, w stanie gotowości do podjęcia się gwałtownej akcji, ale czy teraz wymagała tego sytuacja? Woda znów ucichła, może nawet lód pod ich stopami całkowicie się rozkruszył, jednak oni tańczyli dalej i wcale nie tonęli.
Znałaś mnie dotąd tylko od jednej strony. – Stwierdził, zastanawiając się, jak jego persona prezentuje się z danej perspektywy. Istniały różnice wraz z narzuceniem na siebie wojskowego munduru czy to złudzenie?
Coś chrobotało nieprzyjemnie o powierzchnię w jego głowie.
Zagłuszało część myśli.
Drażniło kończyny, czuł to w samych czubkach palców.
Serce zabiło mocniej z wysiłku czy…?
Skupił wzrok ponownie na kobiecie, kiedy postanowiła zakręcić się płynnie pod jego ręką. Miał coś powiedzieć, dodać do poprzedniej wypowiedzi, coś, co znowu uciekło w niewiadomą stronę. Przełknął ślinę.
To trochę ironiczne słowa. – Zauważył, mrużąc oczy, panujący półmrok nie ułatwiał sprawy, zwłaszcza przy wadzie wzroku. Niewielkiej, ale zawsze. Udało mu się bardziej wpasować w kroki, a uchwyt ich dłoni poprawił, przelotnie zwracając uwagę na przyjemne, teraz wyraźniej odczuwane, ciepło między ich skórą.
Nie kusi Cię zaciągnięcie trupa wojskowego pod nogi waszego przywódcy? – Zapytał lekko, bez jakichkolwiek podejrzeń wobec jej ukrytych zamiarów. Podświadomie znał odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To właśnie dzięki takim chwilom działy się zaskakujące rzeczy. Kiedy nie staramy się ułożyć na swojej ścieżce wszystkich kamieni, czasami możemy potknąć się o jeden z nich i wylądować na brzuchu, pozwalając komuś innemu, by wyciągnął do nas pomocną dłoń. Nigdy nie wiemy kto i dlaczego to zrobi, ale niemal zawsze zjawi się ktoś, obcy, znajomy, bliski, wróg. Warner postawił swoją stopę na nieznanym, a Kami wyciągnęła ku niemu rękę, pomagając mu tańczyć po gruncie, którego nie znał. Lecz to on musiał podjąć decyzję, czy ją pochwyci, czy da się wciągnąć w zabawę kobiety, o której jego zdanie mogło zmienić się tego dnia wielokrotnie.
Czarnowłosa zdawała się być emanować szczerością, jej słowa brzmiały, jakby nie zastanawiała się nad nimi zbyt długo, jakby płynęły prosto z serca. Jej ruchy i gesty, wszystko to zakropione było nutą bezmyślności, jak gdyby nie bała się konsekwencji, jak gdyby w ogóle się nimi nie przejmowała. A jednocześnie nie dało się zignorować wrażenia, że bawi się całą tą sytuacją, skacząc na boki, manipulując swoim obrazem. W jednej chwili mogła go zabić, w innym prowadziła w tańcu.
- Zaskoczyłbyś mnie, gdybyś rzeczywiście potrafił to robić. - odpowiedziała w półkroku. - Ale ja też nie potrafię.
Czuła jak z każdym ruchem rozluźnia się, nawet jeżeli mógł twierdzić przeciwnie, przełamanie pierwszych lodów nastąpiło podświadomie. No i kobieta, jeżeli chciałaby go wyśmiać, zrobiłaby to w sposób jak najbardziej otwarty i widoczny. Nie będzie go oceniać, ani teraz, ani kiedy indziej. Jeżeli ta chwila była tylko dla nich, to nikt inny nie będzie miał do niej dostępu. Nikt nie zmusi jej by powiedziała, jak tańczyli do spokojnej melodii we wnętrzu opuszczonego budynku.
Jeżeli tylko będzie chciał, by i tym zapomniała, zrobi to.
- Taniec to piękna alegoria życia. - zaczęła, odpowiadając na jego pytanie, ale w sposób możliwie jak najbardziej wymijający. Oczywiście, że nie była zawodową tancerką, miała dwie lewe nogi w tych sprawach i jeżeli chodziłoby o kogokolwiek innego, odmówiłaby bez wyjaśnień. Był jednak inaczej niż zwykle, poruszała się naturalnie, czuła, jak zaczyna rozumieć, dlaczego ktoś kiedyś wymyślił taneczne ruchy, dlaczego zarażał miłością do nich innych ludzi. I chociaż nie podzielała tego zachwytu tak dogłębnie, miała chociaż wrażenie, że rozumie. Nie przerywając ani na moment tańca, zaczęła mówić. Podobało jej się to, że może mieć go cały czas na oku, że wie gdzie stawia nogi, wie gdzie znajdują się jego dłonie, że wzrok nie ucieka. - W życiu też poruszasz się zgodnie z jakimiś schematami, czy to twoje własne idee, czy może narzucone z góry. Ustawiasz ciało w taki sposób, by nie krępowało to twoich ruchów, nie było niewygodne dla Ciebie. Decydujesz o swoich krokach i wiesz o ich konsekwencjach, mijasz wiele ludzi na życiowym parkiecie, wchodzisz z nimi w kontakt, ale pozostajesz w zasięgu jedynie najbliższego grona, możesz tańczyć sam, a możesz polegać na kimś, dając równocześnie podparcie innym. Możesz dać się prowadzić, albo samemu narzucać rytm, pozwolić komuś upaść, lub podać mu rękę w niebezpiecznym momencie.
Uśmiechnęła się nieznacznie, obserwując jego mimikę.
- Ale my po prostu sobie tańczymy. Prawda?
Co to za melodia? Brzmiała... chyba zbyt radośnie na jej obecny humor. Nie prezentowała sobą nic konkretnego, a Kami nie wiedziała, czy zna tę muzykę, czy może to była pierwsza lepsza piosenka z odpowiednim rytmem znaleziona w sieci. Powinna szukać w jej brzmieniach czegoś ważnego? Nie. Sama to powiedziała, to był po prostu taniec, do tego całkiem kulawy, bo oboje nie potrafi stawiać dobrze kroków. Ostatecznie poczuła, że chce jej się śmiać, znowu.
- Może, ale to nadal ty. Nieważne którą stronę księżyca widzę. Lubię Cię, czy jesteś żołnierzem, czy nie. - odpowiedziała, nie zdradzając sobą żadnego większego speszenia, to wyznanie było niewinne i zbyt proste, by dało się je przekręcić w jakiś sposób. Ironiczne... za bardzo łapał ją za słowa, nie to miała na myśli, ale przecież zrobił, zrobił to o co prosiła. Ale czy nadal się bał... czy się obawiał, że stoi oko w oko z łowcą?
Zatrzymała się nagle, przydeptując mu skrawek buta, żeby tez nie mógł zrobić nic więcej. I stanęła w miejscu, w pozie, w jakiej się zatrzymali, w świetle padającym zza okna. Chciała widzieć jego twarz, kiedy zadawał pytanie. Niepokojące i smutne pytanie biorąc pod uwagę kilka ukrytych przed jego wzrokiem detali.
- Ufasz mi? - zapytała.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez tę świadomość możliwości drzemiących w rękach kobiety, Warner nie pozbywał się całkowicie swojej ostrożności. Opuścił gardę, pozwolił przekroczyć jej linię i zbliżyć się do siebie na wyciągnięcie ręki, ale jeden niewłaściwy ruch i znów mógł zadziałać instynktownie, odskoczyć i przygotować się na sparowanie ciosu, a wówczas jego myśli nie mąciłyby żadne podszepty, że to przyjaciel, że nie powinien się niczego obawiać, że przecież co on wyprawia, skoro druga osoba jedynie wykonała kolejny gest w tańcu? Czasami odruchy mocno wsiąkały w czyjeś ciało, odgradzając od niego świadomość. Musiał mocno się skoncentrować, by odgonić od siebie te natrętne czarne wizje.
Umiem tylko tańczyć  po czyichś trupach.
Kto by się spodziewał, że cały ten wieczór przyjmie tak niespodziewany finał z drogą usłaną nagłymi zmianami atmosfery? Z pewnością nie przygotowywał się psychicznie na ocucające uderzenie w twarz od rzeczywistości, kiedy odkrył drugą naturę koleżanki.
Koleżanki, koleżanki.
Dlaczego nie umiał przywołać w głowie innego słowa? Istniało odpowiedniejsze, ale on uparł się przy tym niewiele znaczącym pojęciu, jakby próbował wmówić sobie kłamstwo, wszak powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. Wierzył w to?
Przecież on doskonale zdawał sobie sprawę, w którą stronę skierował kroki i chociaż widział przed sobą przepaść, pozwalał prowadzić się w stronę zguby. Nie swojej. Niekoniecznie swojej.
To byłoby takie proste.
Zsunął spojrzenie z jej twarzy poniżej linii szczęki.
Takie proste…
Shhh… cicho.
Jedno uderzenie serca, drugie uderzenie, trzecie… biło spokojnie.
Zrzucenie winy na alkohol w tym momencie byłoby bezsensem, bo już od jakiegoś czasu przestał odczuwać skutki płynącej we krwi substancji. Głowa ciążyła z innego powodu, w inny sposób, lecz czujność i chłód umysłu wróciły do poprzedniej ostrości. Nie widział już szerokiego wachlarza barw, błyszczących świateł, nie słyszał skocznej muzyki ani nie czuł lekkości unoszącej się w powietrzu. Wróciła szarość, spokojna, codzienna szarość.
Musisz się nieźle obijać w pracy, skoro masz czas na tak głębokie analizy ludzkiego życia – wymamrotał, niemal zdradzając czającą się w głosie pobłażliwość. – Nie mówiąc o przywdziewaniu spostrzeżeń w metafory. – Nie posiadał rozwiniętej wyobraźni, brakowało mu wrażliwości, ale kiedy słuchał Yuu, potrafił dostrzec w jej wypowiedzi logikę, sam nie byłby w stanie wysilić się na coś podobnego przy abstrakcyjnej zmianie formy, starał się raczej o proste i jasne komunikaty.
Pytanie zabrzmiało retorycznie, w związku z czym przeniósł większą część uwagi z powrotem na ich splecione dłonie i poruszające się w tym samym rytmie ciała. Przypuszczał zaistnienie wyraźniejszego nietaktu, ale oboje podchodzili do tego zajęcia z cierpliwością, zaś Yuu nadrabiała także rozluźnieniem i spokojem, które równocześnie oddziaływały na jego podejście.
Przerwał na moment kontakt wzrokowy, wlepiając oczy w stronę dobiegającego gdzieś zza ściany przy oknie źródła światła.
Nie zasługiwał na tego typu wyznania, pierwszy raz los postawił go w takiej sytuacji, śmiejąc się teraz na górze z bezradności wojskowego. Zaprzeczyć, potwierdzić? Podziękować, przeprosić? Nic nie przekonywało Warnera, miał przed sobą tylko jedne, otwarte drzwi z napisem „milczenie”.
Zamarła w bezruchu, a on poszedł w ślad za nią, mimo że melodia dopiero chyliła się ku końcowi. Jeszcze przez kilkanaście sekund dźwięki towarzyszyły ich wspólnemu spojrzeniu, aż w końcu przestały być rejestrowane przez słuch i tym samym zakończyły kilkuminutowy utwór.
Jeśli "Yuu Kami" to Twoje prawdziwe imię i nazwisko… myślę, że mogę to powiedzieć. Ufam Ci, Yuu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Psucie momentu negatywnymi myślami... dlaczego nie potrafiła się ich pozbyć? Czy to dlatego, że nadal nie mogła do końca przekonać samej siebie, że kryzysowa sytuacja została zażegnania? Bo nie została, nie dało się nawet udawać, nawet ona sama nie była na tyle silna, by wmówić sobie, że może już odetchnąć. Nie była wśród swoich, nie była na powierzchni, nie była i nie będzie dostatecznie spokojna, by pokazać się z jeszcze innej strony. Lubiła myśleć, że kiedy opuszcza kryjówkę staje się inną osobą, wolną od hierarchii i obowiązków, jej życie przez krótki moment stawało się identyczne z życiem zwykłego łowcy, musiała by tak samo ostrożna, czujna i podejrzliwa, tak samo wprawnie poruszać się po planszy, unikać postaci, które mogły za bardzo jej zagrozić.
A jednak tańczyła z eliminatorem, z tym mrocznym pionkiem na jej planszy-labiryncie, ciągnąc go za ręce przez dłuższy kawałek drogi. Przyniesie jej zgubę? A może...? Nie, grę wygrywa zawsze jedna osoba, jeden gracz. Na dłuższą metę nie mogła sobie pozwolić na zabawę. Nie mogła. Nie mogła...
- Wymyśliłam to w tym momencie. Tak samo jak te kroki. - odparła spokojnie, nie pozwalając myślom za bardzo wpłynąć na to, jak prezentowała się wizualnie. Bo wewnątrz nadal była trochę zagubiona, lecz nie szukała oparcia. Wiedziała, że go tutaj nie znajdzie, lub że po prostu nie powinna. Nigdy nie polegała na kimś za mocno, a jednak od czasu do czasu wygłaszała kwestie, które zazwyczaj ginęły w odmętach jej głowy, nigdy nie wypływając na zewnątrz. Nie czuła się lepiej w towarzystwie tego konkretnego mężczyzny, każdy był taki sam, z jakiegoś powodu przywykła patrzeć na ludzi jak na wielką masę z której bardzo niewielu się wyróżniało. Wszyscy ulepieni z tej samej gliny, po prostu poznawała ich w różnych etapach życia.
Poza tym doskonale wiedziała o niektórych sprawach. Mężczyźni i kobiety, jasne że od razu kojarzyło się to z sytuacjami co najmniej niepoprawnymi. Były przyjaźnie, znajomości, rangi, zależności, hierarchie, role społeczne, przypadkowo spotykani ludzie, ale ona przebywała z nim sam na sam od dłuższej chwili błądząc po filozoficznych ścieżkach ich życiorysów. Czuła presję wyjaśnienia niektórych spraw, a z drugiej strony... właściwie dlaczego nie?
Zatrzymała się i on zastygł w bezruchu. Uciekł wzrokiem, milczał, może się zastanawiał, lub znowu próbował uciec. Nie odpuściłaby mu jednak, nie tym razem. To ważne, żeby patrzył na nią, kiedy będzie odpowiadać, ale przez jakiś czas towarzyszyła jej tylko kończąca się melodia i jego profil.
- W takim razie, zamknij oczy i nie ruszaj się z miejsca. - odpowiedziała, nie rozwlekając wątku jej danych personalnych. Tak się składało, że akurat podała mu kiedyś te prawdziwe. Gdyby sprawdził sobie w bazie danych, mógłby dostrzec, że taka osoba kiedyś istniała, tyle że zdjęcie a bazie danych przedstawiało raczej chłopca w parą ciemnych oczu, a nie kobietę, która stała teraz przed nim.
Nie odsuwała się do momentu swoich słów. Dopiero wtedy delikatnie rozluźniła dłoń, pozwalając jego ręce zsunąć się mimowolnie. Nie odeszła jednak zbyt daleko, oczekując, aż wykona jej prośbę bądź przeciwstawi się. Wyraz jej twarzy był nieodgadniony, błądził po nim delikatny uśmiech.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie istniała grupa ludzi, między którymi mógł poczuć się swobodnie. Na tyle swobodnie, że przypadkowe przyśnięcie na wygodnym fotelu albo zostawienie kubka kawy na stoliku podczas przerwy od pracy nie podsuwałoby mu możliwych zagrożeń płynących ze strony dowcipnych współpracowników czy często zbyt ciekawskich cywilów. Nie było to nic przerażającego, wymagającego prawdziwej przezorności, ale tym bardziej świadczyło o braku zaufania. Osoby, którym mógł powierzyć niewielkie zadania, liczył na palcach jednej ręki, innym zaś przyglądał się z zastanowieniem i pilnował, co miało uchronić go przed ewentualnym zawodem. Tyle rzeczy nie szło po czyjejś myśli, on chciał tego uniknąć za wszelką cenę, przede wszystkim przez osobiste zajmowanie się powierzonymi mu obowiązkami. Kiedy widział marne efekty pracy u znajomego, nie wahał się odesłać go po kawę, samemu zajmując się problemem, o ile oczywiście faktycznie był w stanie się z tym uporać. Niemniej wywierana z wielu stron presja i brak wiary w otoczenie uwarunkowały wieczne poczucie osaczenia.
Mówiłem, żebyś napisała książkę. – Przypomniał swoje słowa z baru, tym razem w roli ukrytej pochwały dla jej wszechstronnego pojmowania świata.  
Kto wie, może gdyby kiedykolwiek w jego ręce trafiła książka z rzucającymi się na okładce, znajomymi danymi personalnymi, nie zastanawiałby się długo nad jej kupnem i zagłębieniem w treść. Skoro konwersacje między nimi przebiegały zręcznie, a kobiecie wciąż udawało się przytrzymywać go przy sobie nie urodą, lecz językiem, to całkiem możliwe, że poświęciłby swój czas na kolejne „spotkanie” z jej perspektywą.
„W takim razie zamknij oczy i nie ruszaj się z miejsca.”
I znów spotkał się z dwoma sprzecznościami. Jedna przewidywała psikusa, może symboliczny dla Kami gest albo próbę, której zarysu chwilowo nie dostrzegał, zaś druga kazała mu wyprostować plecy i zdać sobie sprawę z ciężaru na pasie, jakim były przypięte ostrza. W jednej chwili zjawiłyby się między jego palcami, wiedziałby o tym, bo ten metaliczny chłód trudno byłoby pomylić z czyimś innym. Zatem jakiego wyboru powinien dokonać? Kogo posłuchać?
Odjął powoli rękę, opuszczając wzdłuż swojego boku, przy czym badawczym wzrokiem szukał podpowiedzi na jej twarzy co do niejasnych intencji, ale uśmiech wszystko za sobą chował.  
No dalej. To strach czy rozsądek?
chcę jej zaufać
Powieki opadły, rzucając na niego głęboki cień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie była typem osoby zdolnej, do przelania swoich myśli na papier. Nawet gdyby pisała, dziennik prowadzony byłby bardzo chaotycznie, nieregularnie, często gubiłaby myśli, skakała między tematami. Pomiędzy tym co należy, a nie tym, o czym by chciała. Jej podejście do życia było niezwykle elastyczne, wystarczy wspomnieć, że co najmniej raz zmieniła swoje życie o sto osiemdziesiąt stopni wykonując wyraźny krok na drugą stronę konfliktu. Pozostawiła za sobą wiele, ale jeszcze więcej zyskała. Nigdy do końca się nie pogodziła, ale pielęgnowała własna tęsknotę, także żal i gniew. Każde z tych uczuć coś jej dawało, rozświetlało mroki na rozdrożach. Lecz gdyby naprawdę przyszło jej napisać jakąś książkę? Czego by się tyczyła? Jak brzmiała by jej treść?
Podświadomie wiedziała, że jest zdolna do jednego...
- ... to na pewno byłaby tragedia. - odparła. I nie chodziło o jej brak talentu do prozy, a raczej o gatunek literacki.
Mimo wszystko nie była osobą wesołą, kiedy popadała w plątaninę własnych myśli, odnajdywała tam gęsty mrok, brak pogodzenia z losem, bardzo wiele negatywnych myśli i działań, których kiedyś się dopuściła, a także tych, których być może dopuści się w przyszłości. Jej cele były złowrogie, działania nieprzyjazne. Nie lubiła skupiać się za mocno nad tym, co wokół siebie roztacza, na pewno też nie chciałaby ubierać tego w słowa. Dlatego nigdy nie napisała książki.
Sama w sobie była już opowiadaniem, interesującą historią, której można było zaznać jedynie tu i teraz. Była narratorem własnej przygody, prowadziła innych bohaterów, wskazywała im ich losy, ale także obserwowała. Nie każdy musiał poruszać się tak, jak ona to sobie zaplanowała i dopiero wtedy, gdy ktoś faktycznie to robił zaczynało się dziać coś interesującego. Mogła być główną bohaterką własnego życia, ale ile znaczyła dla losów świata?
Odsunęła się w tył. Jeden krok, drugi. Zaczekała aż jej odpowie.
Lecz nawet wtedy, gdy powoli zamknął oczy, czekała jeszcze moment. Cieszyła się ciszą i tym widokiem. Nie odczuwała niczego konkretnego poza satysfakcją, że zrobił to, o co go poprosiła. Po raz kolejny wycofała się powoli, znikając spod snopa światła padającego przez okno, na moment zlewając się z ciemnościami pomieszczenia. Ile wytrzyma? Jak długo będzie trwać w oczekiwaniu na... coś?
I czego się spodziewał?
Sięgnęła ku bezdence bez wyrazu. Wnętrze torebki-artefaktu zaszeleściło, gdy przeszukiwała dłonią jego zawartość. Zatrzymała na moment dłoń, odnajdując w nieskończenie wielkiej przestrzeni to, co chciała znaleźć. Chciała? Ręka sama sięgnęła ku broni, wyjmując ją delikatnie. Krótki pistolet, który dostała od zastępcy ułożył się w jej dłoniach, a dłonie wyciągnęła przed siebie. Odblokowała go powoli, bezdźwięcznie i spojrzała na swoje ręce. Obie zaciśnięte mocno na narzędziu niosącym śmierć, z palcem na spuście, bez drżenia i bez zawahania. Wycelowała w Moriyamę.
Zabijesz każdego, do kogo za bardzo się zbliżysz, co?
Nie ma innego wyjścia. Pamiętasz dobrze, co spotyka każdego, w kim umieścisz swoje uczucia. Te, o których udajesz, że ich nie posiadasz. Jeżeli nie zrobisz tego sama, to zrobi to ktoś inny. A wtedy zaczniesz winić tego kogoś, zabijesz go. Będzie więcej trupów, więcej bólu i żalu i gniewu i wątpliwości.

Przechyliła nieco głowę, czuła jak kropelka potu spływa po jej czole, zmrużyła lekko oczy. Lubiła tą ciszę, to że posłuchał jej, chociaż prosiła o coś tak ryzykownego, tak okropnego. Nie otwierał oczu, stał i czekał. Ile wytrzyma? Kiedy uzna, że to zbyt podejrzane? Zbyt niebezpieczne?
Masz rację, masz rację...
Nie zastanawiała się dłużej. W pomieszczeniu rozległ się huk.

Zawsze mówię Ci to samo. A ty zawsze...
... popełniam te same błędy, tak? Zawsze ryzykuje. Hej! Dlatego jestem łowcą, a nie człowiekiem.

Huk broni uderzającej o podłogę rozległ się echem, pociski wysunęły się z magazynku i rozsypały po ziemi z metalicznym odgłosem.
- Nie potrafię Cię zabić. Jednak tego nie potrafię. - powiedziała w końcu, opuszczając bezwładne, puste ręce wzdłuż ciała.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyłapał ledwo słyszalne dźwięki dobiegające ze strony kobiety, ale trudno było przypisać je do jakiejś konkretnej czynności. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegł przy niej żadnej broni, ale sam przecież własną trzymał w ukryciu, by w odpowiedniej chwili złapać za rękojeść i przechylić szalę na swoją stronę. Jaką formę ataku preferowała? Bezpośrednią konfrontację pięściami, wymachiwanie ostrym narzędziem, a może oddanie kulki z bezpiecznej odległości? W związku z tym ostatnim zawsze wykazywał się pobłażliwą przychylnością – co to za sztuka jednym ruchem powalić przeciwnika na ziemię? Nie włożyć w to wiele wysiłku, tylko dobrze wycelować i pociągnąć za spust? Wynikało to albo z jego upodobania co do broni białej albo z faktu, że obsługę broni palnej wciąż miał opanowaną tylko na poziomie podstawowym, co wkrótce, ze względu na pewne wymogi i pozycję, miało ulec zmianie.
Bezruch z każdą chwilą coraz mocniej go uwierał, kazał ruszyć się z miejsca, otworzyć oczy, zacząć kontrolować sytuację. Czuł się, jakby popełnił największy błąd, bo tak oto przywdział maskę idioty. Zaufanie było idiotyzmem.
zaufanie wymaga poświęceń, ale odpłaca się z nawiązką
To nie dla mnie.
nigdy nie próbowałeś
Wewnętrzny konflikt trzymał go w ryzach, chociaż panująca wokół cisza stawała się na swój sposób niepokojąca. Odwrócił się od wszystkich nauk, przekonań, i teraz miał sprawdzić, czy wkroczenie na drugą ścieżkę gdziekolwiek go zaprowadzi. Ciągnęły się za nim długie liny wskazujące powrotny kierunek, ale trzymająca go ręka była silniejsza.
Była słabością.
To właśnie ta słabość obdarła go z siły.
Oddech zwolnił, niemal się zatrzymał, potęgując uczucie pustki.
Czy mimo wszystko śmierć stałaby się najgorszą alternatywą? Nie mógł z każdej potyczki wychodzić zwycięsko, w końcu coś odbierze jego ostatni oddech. Dożywanie spokojnej starości przy takiej profesji graniczyło z cudem, piekło trwało już wiecznie, nigdy nie dało się z niego uciec. Popełnił wiele błędów, co gorsza, także tych świadomych i niczego nie żałował. Może zasługiwał na taki finał? Nic by się nie zmieniło po jego utracie, a on dosłownie zaznałby spokoju.

Bzdura.
Nigdy nie pozwoli sobie na porażkę, nieważne, na jakiej płaszczyźnie.
Huk wyrwał go z zamyśleń, mięśnie automatycznie spięły się, a oczy otworzyły, gotowe znaleźć na ciele oznakę swojej głupoty, jednak broń wcale nie była weń wycelowana, przeciwnie, leżała opuszczona na podłodze wraz z rozsypanym magazynkiem.
jesteście kwita
Nabrał powoli powietrza w płuca. Tym razem nie dał się porwać kolejnej fali złości, opanowanie go przed tym uchroniło.
To nie tylko kwestia tego, czy ufasz Ryutarou – zaczął spokojnie – ale tego, czy równocześnie ufasz Ryutarou i wojskowemu.
Mógł zadać sobie podobne pytanie.
Ufał Yuu czy Yuu oraz łowczyni?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skłamałaby mówiąc, że nie poczuła ulgi. Powietrze z niej zeszło, kiedy jej własne ręce wypuściły z uścisku pistolet. Nie wystrzeliła, nie zrobiła mu krzywdy, nie pozbawiła go życia, chociaż mogła i miała ku temu powody. Najważniejsze jednak było to, że musiała sprawdzić samą siebie. Dostrzec wyraźnie własne nastawienie do tej sytuacji i przez moment, kiedy ułożyła palce na chłodnym metalu spustu była pewna, że nie cofnie się przed pociągnięciem go. Nie pierwszy raz przechodziła przez taką sytuację, to był tylko moment, strzał albo cięcie, krew, odrobina czuwania nad nad śmiertelnie rannym i tyle.
Pytanie brzmiało jednak, czy on jej ufa. Czy ona sama ufa jemu.
A może chciała dowiedzieć się, czy to Moriyama ufa samemu sobie, jedno było pewne, ona sobie nie ufała. Musiała sprawdzić, dowiedzieć się, przedstawić własnej głowie niezaprzeczalne dowody, potem nie chodziło już o zaufanie, a zdrowy rozsądek. I wiedziała dobrze, że mężczyzna ma rację, ale czy sam tego nie widział i nie poczuł? Mógł paść trupem, musiał zdawać sobie z tego sprawę, nawet zanim otworzył oczy, a jednak nadal nie ruszył się z miejsca, nie wykonał zbyt gwałtownych ruchów, poddał się jej osądowi.
- Trudno jest Ci narzucić jakieś poglądy, jeżeli sam w nie nie wierzysz. Więc czy wojskowy ty różni się tak bardzo od tego innego? Ty sam wiesz, który z nich jest prawdziwy? - zapytała z cienia. Jej twarz wyrażała lekkie zaniepokojenie, ale była niewidoczna z perspektywy stojącego w świetle mężczyzny. Martwiła się, być może o jego osobę. Nie chciałaby tego tak otwarcie przyznać. Cała ta sytuacja miała swoje jasne i mroczne strony.
- Nie wiem czy mu ufam. Boje się. O swoje życie i o wiele innych spraw. - kiwała się w przód i w tył, nie chciała podchodzić, ale jednocześnie czuła się jak tchórz trzymając tak dużą odległość. Tyle, że jej ciało przyzwyczajone było do otoczenia ciemności, czuła się wtedy bezpieczniej, jak pies we własnym kojcu, jak dziecko z ulubionym kocem. Dawało jej to większy komfort psychiczny, mówiła ze spokojem. - Ale jestem w stanie mu zaufać, jeżeli chcesz.
Machnęła ręką, spoglądając na rozrzucone po podłodze pociski. Przypominały jej wyraźnie, co właśnie zrobiła i jak rozwinęła się ta sytuacja.
- Myślisz, że to głupie z mojej strony? Pewnie tak. Jednak nie mam zamiaru odpuszczać sobie tak łatwo, tylko dlatego, że nie jestem w stanie tego do końca zrozumieć. - uch, czuła się okropnie mówiąc coś takiego. Zazwyczaj nie podchodziła do niczego aż tak emocjonalnie. To na pewno alkohol, wszystko dało się zwalić na alkohol i jego zgubny wpływ na kobietę ze słabą jego tolerancją. Czuła się trochę jak inna osoba, ale to nie znaczyło, że nie czuła się sobą. W jakimś stopniu rozumiała, że właśnie przez to kim jest, może mówić w taki sposób. Czasami tylko bała się samej siebie, tego dziwnego wnętrza, którego istnienie preferowała ignorować. - Wiesz... może ja po prostu chcę zrozumieć.
Zagryzła dolną wargę. Czy to zmieni teraz cokolwiek? Nie będzie już tak jak dawniej, nigdy tak nie będzie. Chociaż zmiana nastąpiła nagle, uważała, że oboje wykonali krok do przodu w pewnym kierunku. Ale gdyby jednak cofnąć się... i do końca życia być dobrymi znajomymi?
Mhm.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Już dawno temu powinien zakończyć to przypadkowe spotkanie. Podziękować za dotrzymane towarzystwo, zebrać swoje rzeczy, a później spokojnie odejść w stronę myśli krążących wokół jutrzejszego dnia. Zatonąłby w rutynie, obdzierając ten wieczór z jakiejkolwiek wartości, może nigdy nie stanąłby przed tak trudnym wyborem, każdy z nich rodził kolejny i kolejny, przypominając piętrzące się wokół niego ciernie. Dysponował coraz mniejszą swobodą, zagoniony w róg czuł się zmuszony do wybrania jedynej, słusznej opcji, mimo to resztkami spokoju obserwował, jak wilk stawia kolejne kroki.
A jeśli prawdziwy on w ogóle nie istniał, nie miał obecnie prawa głosu?
Milczenie stało się wymowną odpowiedzią.
Spojrzenie powtórnie okuł lód, wzniósł wokół siebie mur zdystansowania, bo ryzyko przyciągnięcia przez silne emocje negatywnych konsekwencji było zbyt wysokie. Poddawanie się chwilom uważał za kolejną słabość i na to już nie chciał sobie pozwolić, jeśli oczekiwała od niego podjęcia ważnej decyzji, udzielenia jasnej odpowiedzi, musiała poczekać. On sam pragnął natrafić na właściwy trop, zrozumieć, co widzi na drodze przed sobą.  
I tego powinnaś się trzymać.
Wypuścił powietrze nosem, przymykając na krótko oczy, i początkowo zignorował nawet znajome wibracje dobiegające z pozostawionego na betonowym murku telefonu. Wiedział, że to nic pilnego, potwierdził to wyświetlony na ekranie napis ustawionego wcześniej alarmu: „pora snu”. W całym swoim zabieganym dniu zdarzało mu się nieraz zapomnieć o potrzebach fizjologicznych, zazwyczaj to współpracownicy uświadamiali go przerwą obiadową albo niewinnym pytaniem nasuniętym przez jego cienie pod oczami. Potrafił tak mocno wsiąknąć w wykonywane czynności, że nie myślał o odpoczynku, przesiadywał do późna w nocy nad papierami, a potem odzwierciedlało się to w jego efektywności za dnia.  
To nie czas ani okoliczności na takie rozmowy. – I nie miał tu zresztą na myśli wyłącznie wskazówki zegara dobiegającej do cyferki numer dwa. Nie wiedział, na ile trzeźwa w swych poczynaniach była Yuu, alkohol zdawał się działać na nią intensywniej i chociaż nie chwiała się ani nie wygadywała bzdur, może spojrzy na to zupełnie inaczej, kiedy umknie presji i wypocznie. Ile razy zastanawiał się, czy wybrana przezeń odpowiedź pozostawałaby niezmienna pod wpływem kolejnych godzin lub dni.
Nie wszystko da się zrozumieć, niektóre rzeczy trzeba zwyczajnie zaakceptować – zabrzmiał, jakby ktoś inny przejął jego usta, choć może zasięgnął tych słów, bo sam ich potrzebował? Usłyszeć, że jest więcej niż jedna, główna droga. – Zakończmy na tym. – Cofnął się o krok, wypatrując skrytą w cieniu postać.
Powinien dodać coś jeszcze? Nie, nie było takiej potrzeby. Jeśli miało wyniknąć z tego coś poważniejszego, to tylko kwestia czasu, nim ich drogi ponownie się skrzyżują. Ale już nigdy nie spojrzą na siebie w ten sam sposób.
Ruszył ku wyjściu, kątem oka przyglądając się kobiecie. Spodziewał się kolejnej próby ataku, gdy odwróci wzrok, a może chciał wyłapać malujące się na jej obliczu ostatnie emocje, nim nie zniknie za rogiem?
Niczego niestety nie dostrzegł.

* * *

Znów nie posłuchał biologicznego zegara i wbrew rozsądkowi zjawił się w sali do ćwiczeń. Uzbrojony w czarny podkoszulek i dresowe spodnie przemierzał obszerne pomieszczenie, konfrontując stopy z chłodem parkietu. Gumka zaciśnięta wokół jego nadgarstka zjawiła się zaraz między palcami, które sprawnie spięły włosy w luźny kucyk, zaś okulary odłożyły na stojącej z boku ławce. Od rozmowy z Łowczynią nie minęła nawet godzina, a on już był gotów wrócić do tego myślami.
Analizował w głowie każdy swój ruch, wybór, słowa, przywoływał uczucia, jakie wówczas się w nim tliły, by tym razem w odpowiedni sposób pozbyć się ich ciężaru.
Nasunął rękawice na dłonie i podszedł do worka treningowego, czyli dzisiejszego partnera niedoli. Odetchnął głębiej, skupiając się na rozluźnieniu kończyn, co osiągnął jedynie w stopniu pozornym.
Schrzaniłeś sprawę.
Uderzył raz.
Skąd to zawahanie.
Drugi, tym razem mocniej.
P R Z E G R A Ł E Ś ?
Zacisnął zęby, nie szczędząc już na rytmicznych ciosach wymierzanych w poruszający się pod wpływem siły wór. W jednej sekundzie zapłonął w nim znajomy żar, furia, która towarzyszyła każdej potyczce, jednak teraz brakowało w niej niezdrowej radości, satysfakcję zastąpiła złość, to gniew przejął jego dłonie, przyśpieszył bicie serca, zalał potem czoło i plecy. Wydał z siebie niewyraźne sapnięcie i uderzył stopą od boku, pozwalając sobie na ten rodzaj upustu energii trwający kolejne kilkanaście minut, mimo protestujących z bólu knykci.
Słyszał wyraźnie swój urywany oddech z chwilą przystopowania – wyprostował plecy, obrzucając krytycznym spojrzeniem "przeciwnika", a owa krytyka ukierunkowana była w stronę jednej osoby.
Odsunął się ostrożnie, zamykając umysł na przyjemności płynącej z wymęczenia mięśni, po czym zniżył się na kolanach i usiadł ciężko tyłem na podłodze.
Nie usłyszał już żadnego głosu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głos jej nie drżał. Dlaczego?
Czuła zbyt wiele, by tak łatwo pogodzić się z torem, jaki obrała ta rozmowa, ale... z jakiegoś powodu wszystko akceptowała. Może to bezsilność, dłonie bez możliwości do poczynienia zmian. Jej słowa nie miały już mocy, chociaż nadal starała się przekazać w nich swoje myśli. Więc to one nie miały mocy, idee i przekonania, sam środek sensu jej życia.
Zmrużyła powieki, obserwując jego sylwetkę w świetle przez wąską szparę oczu. Nie czuła gniewu, ale nie było w tym też radości, raczej pogodzenie z losem i narzucenie sobie samej zdania: to jego decyzja, podjął ją tu i teraz, pod wpływem tego wszystkiego co się stało i co zostało powiedziane.
- Nigdy nie ma czasu i okoliczności. - odpowiedziała natychmiast. Jesteś żołnierzem, moim wrogiem, prawda?
Przeciągnęła opuszkami palców po ścianie, o którą się opierała. Chłodny beton był przyjemnym orzeźwieniem, pozostawiał na palcach delikatne ślady zadrapań, czuło się go bardzo realistycznie, prawdziwie. Ułożyła obie dłonie za plecami i odepchnęła się lekko, stając prosto o własnych siłach. Rzuciła spojrzenie na swoje stopy. Stała tu dlatego, że mężczyzna okazał się być tym, w kogo wierzyła. Mógł być dosłownie każdym, kiedy dowiedział się o jej pochodzeniu, mógł zrobić wszystko, pewnie by mu na to pozwoliła, ale zrobił dokładnie to, czego chciała. A jednocześnie coś, czego prawie w ogóle nie brała pod uwagę nauczona doświadczeniem.
- Moriyama. - rzuciła, widząc jak kieruje swoje kroki ku wyjściu. Przypadkiem kopnęła jeden z pocisków. - Wiem, że mógłbyś mnie zabić, ale tego nie zrobiłeś. I ja o tym nie zapomnę, nie myśl nawet.
Zatrzymała się na skraju światła rzuconego przez okno, czekając aż jej rozmówca zniknie całkiem, zanim pozwoli sobie wyjść na nie w pełni. Wzrok błądzący po sali utkwił na rzuconym pistolecie, połączyła kropki, kierowała się linią ku miastu, oglądając jego nocne ulice zza kwadratowego otworu. Wpatrywała się w nie chwilę, niczym obrazek w brudnej, grubej, betonowej ramie.

Czekała jeszcze długo, siedząc pod przeciwległą ścianą, śledząc wędrówkę sztucznego księżyca po niebie. Półsennym wzrokiem powitała pierwsze promienie słońca, nasłuchując budzącego się miasta. Obserwowała je z czającą się w spojrzeniu nienawiścią. Czuła jak kiełkuje na nowo, wraz z początkiem dnia, powrotem wszelkich powodów i argumentów.
- Yuu Kami, musisz teraz wstać i wrócić. Wrócić do siebie, do domu. - upomniała się, wyciągając niechętnie rękę przed twarz. - Yuu Kami, musisz teraz wstać, musisz wracać do siebie...
Podparła się dłonią na podłodze, wstając chwiejnym krokiem. Hipnotyczne złoto na horyzoncie podświetlało pojedyncze sylwetki ludzi zmierzającym do pracy, lub wracających z niej. Ostrze ukryte w bezdence zaczęło jej ciążyć, chciało trafić do ręki, a ręka podążyć do garda wroga. Wroga... kim jest wróg?
Nie wiedziała.
Rozumiała jednak, że dla ludzi, których mijała na ulicy to ona nim była. Czerwone oko nie ukryte tym razem pod soczewką skierowane było ku ziemi, głowa nakryta kapturem, ręce schowane w kieszeni. Wydychała z uch obłoczki pary.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 8 z 18 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 13 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach