Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 16 z 18 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17, 18  Next

Go down

Dym gryzł ją w oko, dlatego mrugała nim wściekle. Niewiele to dawało, nadal łzawiły i musiała zaciskać je częściej, niż była w stanie patrzeć na otoczenie. Wysychający na wiór przełyk doprowadzał ją do szaleństwa, już teraz wydrapałaby sobie całe wnętrze, gdyby nie to, że zatopione w wodzie ręce dawały jej minimalne uczucie komfortu.
Woda, dokładnie.
 Złapała w zagłębienie dłoni odrobinę płynu i przemyła nim sobie twarz. W ustach natychmiast zapanował smak betonu, ale biorąc pod uwagę, że do wyboru miała też smakowanie płomieni, wolała zdecydowanie to pierwsze. Chłód i pozbycie się drobinek z twarzy pomogło o tyle, że pierwszy raz mogła dobrze się wszystkiemu przyjrzeć. Zwały gruzu, czarne, spalone meble i leżące kawałek od niej ciało mężczyzny z głową przebitą wielkim drutem. Zacisnęła usta i powieki. Nie chciała, by tak skończył, ale podjął decyzję samodzielnie, długo przed tym, jak ona się tu pojawiła.
 Wychyliła się do przodu, palcami zaczęła badać stan swojej kostki. Skręcona. To mogła stwierdzić nawet bez dotykania, tyle że bez tego miałaby także cień nadziei na pomyłkę. Niewielkie obrażenia jak na upadem wraz z podłogą, czy tam sufitem. Zaliczyła jedno piętro i poobijała się w całości, ale siniaki i stłuczenia jeszcze da się przeżyć, nieco gorzej jeśli chodzi o potrzebę przemieszczania się w pochłanianym przez ogień budynku.
 Nadal znajdowała się w części, która została już w większym stopniu strawiona. Wielkie płomienie nie były najoczywistszym zagrożeniem. Teraz chciałaby po prostu się wydostać. Szybko, zanim ktoś ze służb ją odnajdzie, lub zanim nie zemdleje z powodu braku tlenu, uduszenia się dymem, czy zgniecenia przez kiwające się leniwie na drutach resztki betonu.
 Zabawne. Żyjąc pod ziemią cały czas zastanawiała się, kiedy niebo spadnie jej na głowię. A teraz proszę. Spadło, a ona nadal żyła.
 - Niech Ci ziemia lekką będzie. - mruknęła niewyraźnie. Zaraz potem zaniosła się suchym, bolesnym kaszlem. Takie było jej pożegnanie z wymordowanym, który zgotował jej niezbyt miły prezent pożegnalny.
 Miała niewiele czasu, by obeznać się w sytuacji, ale coś szybko jej podpowiedziało, że sama nie ściągnie z siebie poczerniałego, ciężkiego mebla. Rozsypane dookoła książki w paskudnym stanie uświadomiły ją, że do czynienia ma z jakimś regałem. Regałem przywalonym innym meblem. Dookoła niosła się woń alkoholu. Znalazła się niemalże w raju, otoczona literaturą i litrami procentów, nawet jeżeli sama nie pija zbyt często. Z drugiej strony miała wokół siebie alkohol, który mógł w każdej chwili zająć się ognień, razem z tonami papieru.
 - Settie?! - krzyknęła wyraźnie. Musiał zdołać uskoczyć, ale gdzie był teraz, kiedy jednooka potrzebowała prawdziwej, męskiej siły?
Nawet jeśli Settimo był chudszy od niej. I zawsze przegrywał na rękę, kiedy się siłowali dla zabawy.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Ktoś nad nim czuwał albo zwyczajnie miał szczęście, że nie skończył o wiele gorzej. Zawaliło się na niego całe piętro w scenerii pożerających świat płomieni, a on, z poważniejszych uszczerbków, doznał tylko urazu głowy. Prawdopodobnie powinien to jakoś opatrzyć, ale nie dysponował żadnymi medycznym przyborami, ponadto zbagatelizował problem i machnął na niego ręką – adrenalina utrzymywała go przy świadomości i maskowała resztę obrażeń. Czuł presję działania, nie chciał zatrzymywać się i skupiać na sobie, tylko ruszyć dalej, rozeznać się w sytuacji i wydostać spod tych gruzów.
 Wyrazistości wizji odbierał mu brak wsparcia w postaci okularów oraz wirujący w powietrzu kurz, który dostawał się do oczu i wymuszał reakcję obronną – łzawienie. Zamrugał kilkukrotnie, próbując pozbyć się zanieczyszczeń osiadłych na rzęsach, a później przetarł wierzchem dłoni powiekę. Wiele by dał za butelkę wody, już nie kawę, ale czystą, orzeźwiającą wodę źródlaną. Co zabawne, na co dzień palił jak smok i dym nigdy mu nie przeszkadzał, zaś w tych okolicznościach miał go serdecznie dosyć. Prawdopodobnie daruje sobie sięgnięcie po paczkę do końca dnia, o ile wydostanie się z zawalonej kamienicy jako ocalały, a nie trup.
 Skorzystał z przepustki oplatającej lewy nadgarstek, ale spotkał się z informacją o braku połączenia. W takim razie był skazany wyłącznie na siebie i swoje umiejętności. Rozejrzał się po pomieszczeniu raz jeszcze, starając się mniej więcej ustalić, w którą stronę powinien się udać, po czym ruszył początkowo chwiejnie przed siebie. Głowa pulsowała tępym bólem, a równowaga wyślizgiwała się spod jego ciała, dlatego podpierał się dłonią o pozostałości po wspierającej budynek konstrukcji. Przeszedł kilka długich metrów, po drodze schylając się pod zawaloną ukośnie ścianą do następnego pomieszczenia, i ponowił próbę zwrócenia na siebie uwagi.
 — Jest tu ktoś!? — Pył zadrapał go w gardle, więc odkaszlnął.
 Otoczenie się nie zmieniało, wszędzie panował gorący bałagan, płomienie gdzieniegdzie trawiły doszczętnie drewniane elementy, pozostawiając po sobie czarne zniszczenie. Dym unosił się w powietrzu, a gdy zdał sobie sprawę z tego sprawę, ukucnął na moment, by złapać mniej zmącone powietrze w płuca.
 W tym samym momencie linia jego wzroku padła na stos mebli i zignorowałby to, gdyby nie ciemna postać leżąca pod regałem. Nie rozpoznałby jej na pierwszy rzut oka, dopiero skrócenie dystansu i zauważenie opaski na oku rozwiało wszelkie wątpliwości.
 — Yuu? — Nie zdołał ukryć drobnego zdziwienia. — Co Ty tu robisz? — I nie pytał wcale o aktualną czynność. Uklęknął obok, najpierw obrzucając kontrolnym spojrzeniem ciało, a później skupiając się na przygniatających gratach. — Jesteś ranna?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odpowiedziało jej echo. Ciche, ginące w odgłosach tragedii.
 Tylko ono, a nie głos towarzysza, którego los pozostał dla niej bolesną zagadką. Także jej własne słowa umierały powoli wraz z budynkiem, wraz z ciałem wymordowanego, które zajmowało się powoli ognień. Prawie jakby tak właśnie chciał - umrzeć strawiony przez moc, z której siłą dokonał tak potwornego zakończenia dla żywota, być może sporej liczby przypadkowych ofiar.
Szarpnęła. Ból nogi odebrał jej zmysły, krzyk wyrwał się z ust, obcy, nie chciała krzyczeć. Rwący skórę, przeszywający ból. Paradoksalnie czuła chłód. Woda zalewająca otoczenie ziębiła powietrze, które w starciu z płomieniami tworzyło kłęby białego dymu. Para osiadała na jej wilgotnej od zdenerwowania skórze. Gdzieś w tle przewrócił się jakiś mebel. Przypomniał jej jak bardzo żywa i groźna jest naruszona konstrukcja budynku. Beton i żelastwo żyły, mogły zakopać ją w całości, jeżeli nie wyrwie się spod uścisku dębowego regału. Przynajmniej tak myślała, że jest dębowy. Pokryty czarną sadzą mógł być zrobiony dosłownie z czegokolwiek.
 Sięgnęła dłonią za siebie.
Telefon. Gdzie jest ta mała, czarna cegłówka którą mogła w kilku znakach nakreślić Vettori'emu swoją sytuację? Znajdzie masę słów by określić jej lekkomyślność, ale najpierw zająłby się wybrnięciem z tego niewygodnego położenia. Tyle, że telefonu nigdzie nie było. Settimo i telefon zaginęli, gdzieś w odmętach dumy i zawalonej kondygnacji. A może jednak dał radę uciec na czas?
 Urwała kawałek rękawa koszuli i przycisnęła materiał do nacięcia przy skraju zawalonego mebla. Brud mieszał się ze świeżą krwią, ale co gorsza nie czuła bólu pochodzącego bezpośrednio z tego obrażenia. Niewrażliwe nerwy nie zwiastowały niczego dobrego, może złamany piszczel, a może po prostu szok?
 - Moriyama? - szok za szokiem. Pomyślała, łapiąc między palcami uciekającą krew. Zacisnęła zęby i spojrzała jeszcze raz w jego kierunku. Pojawił się tak nagle, że nie zarejestrowała jak do niech podchodził. - Przestań się pchać... w takie idiotyczne sytuacje. Wynoś się stąd, natychmiast. Na bogów, co ty tu jeszcze robisz?
 Założyła, że należał do osób przebywających w tym budynku kiedy ten stanął w płomieniach, ale i to brzmiało dosyć nielogicznie. Była pewna, że nikt z żołnierzy nie dotarł jeszcze na miejsce.
Kluczem było dostrzeżenie, że nie ma na sobie munduru.
 - Nie baw się w bohatera. Pomóż mi to podnieść jak już tu jesteś i spieprzaj. - rzuciła zdenerwowała, teraz już nie tylko swoim uwięzieniem, ale tym, że musiała trafić akurat na niego. Niewątpliwie mieszkali w najbliższej okolicy. I oboje mieli tendencję do pchania się tam, gdzie działo się najgorzej.
Przesunęła brudnym ramieniem po czole, rozmazując pot, pył i wilgotne od tryskającej z urwanej rury wody. Sięgnęła jeszcze raz ku regałowi starając się ze wszystkich sił pchnąć go na bok, ale chociaż minimalnie podnieść, by wydostać przyciśniętą nogę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Za każdym razem, gdy jej usta formowały słowo „Moriyama” odnosił nieodparte wrażenie, jakby spychała go na stanowisko zwykłego cywila, przypadkowego przechodnia, którego zna wyłącznie z widzenia. Nie oczekiwał od niej takich formalności, już dawno pozwolił jej zwracać się do siebie w swobodniejszy sposób, ale może było coś ważnego w tym zdystansowaniu. Doszedł do tego wniosku, gdy kontynuowała, każąc mu uciekać jak zwykłemu tchórzowi, który powinien wylegiwać się w bezpiecznym mieszkaniu, z dala od niebezpieczeństw. Za kogo ona go miała? Gdyby naprawdę przejmował się takimi rzeczami, z pewnością poczułby się zraniony, ale w obecnej chwili potraktował jej słowa jak głupoty, które trzeba zbyć machnięciem ręki.  
 — Pożar uważasz za idiotyczną sytuację? — Uniósł drwiąco brew, rzucając karcące spojrzenie z ukosa. — Obawiam się, że podczas zawalenia cywile wciąż byli obecni w budynku. — To wszystko tłumaczyło. Nie zamierzał oddać się w ręce ratowników, którzy możliwe, że zjawili się już na miejscu wypadku, dopóki nie przeszuka otoczenia – skoro i tak już się tu znalazł, mógł wykorzystać swoje położenie i pomóc tym, którzy mieli mniej szczęścia. Yuu była tego doskonałym przykładem, gdyby zdecydował się skupić najpierw na sobie, miałaby spory problem, by się stąd wydostać.
 Jej stan pozostawiał więcej do życzenia. O ile los oszczędził eliminatorowi utrudnień w postaci niesprawnych kończyn, pozwalając mu tym samym w miarę sprawnie spróbować wydostać się spod zawaliska, tak kobieta została uwięziona i zraniona. Nie wiedział, na ile poważne były jej obrażenia, ale czas uciekał i im dłużej zwlekali, tym gorzej. Teraz priorytet stanowiło pozbycie się tych mebli z jej nóg.
 Już brał się za sprawdzenie stabilności regału, kiedy zastygł w bezruchu. Zerknął na nią z pewnym niedowierzaniem.
 — Myślisz, że dlatego wstąpiłem do SPEC? Żeby bawić się w bohatera? — wycedził, nie kryjąc złości. — Zamknij się i współpracuj. Albo Cię zaknebluję — zagroził całkiem poważnie, odwracając od niej głowę i skupiając się z powrotem na przeszkodzie.
 Podniósł się z klęczek i ustawił się odpowiednio przy regale, po czym pochylił się i chwycił go za spód.
 — Wyciągaj. — Rzucił sekundę przed tym, jak pociągnął mebel ku sobie. Mięśnie jego szczęki napięły się, kiedy przytrzymywał go w górze na tyle, by zapewnić kobiecie możliwość odsunięcia się na bezpieczny dystans, a kiedy tak się stało, puścił. Ból z boku głowy zapulsował dotkliwiej, ale zignorował go.
 — Dasz radę wstać? — Skupił wzrok na jej nogach, zaś coś w tym widoku podszepnęło mu przeczącą odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wzniecanie kolejnego pożaru, tym razem słownego, zdawało jej się doskonałym wręcz pomysłem. Nie było mowy, by sytuację zagmatwać mocniej, niż już była. Poza tym gniew na całą sytuację, ból i zdenerwowanie przekładała właśnie w słowa, które wypowiedziane mogły upuścić z niej chociaż odrobinę tej negatywności. Sprawdzało się tu idealnie powiedzenie, że im ktoś bardziej się boi, tym głośniej krzyczy. Jednookiej łatwiej przychodziło cedzenie nieprzyjemnych słów niż przyznanie się do tak prostej, ludzkiej emocji.
 - Podstawowa... zasada... pomocy! - warknęła, walcząc z niesprawna nogą. Nie widziała szans na polepszenie swojej sytuacji w tych warunkach, samodzielnie mogła jedynie upewnić się, że przeczeka najgorsze i da się komuś wyciągnąć, ale gdy na horyzoncie nagle pojawiła się nowa możliwość, odczuwała nową dozę irytacji. - Najpierw dbasz o swoje zdrowie i życie, a potem o innych.
 Właśnie dlatego zarzuciła mu bohaterowanie. Tylko tacy pchają się w niebezpieczeństwo, gotowi poświęcić samych siebie dla dobra innych, dla większych celów i tak dalej. Nie negowała jego motywów wstąpienia do wojska, tych przecież nawet nie znała.
 - Przepraszam, że Cię zmartwię, ale nie mam chwilowo czasu na rozważanie dlaczego jesteś kim jesteś. - cedziła przez zęby ignorując groźbę. Słowa to jedno, a czyny to drugie. Nie okładała go przecież pięściami, a na nieprzyjemne docinki powinien być już gotowy.
 Sama nie wiedziała, dlaczego w całej grozie sytuacji dorwała ją jeszcze tak wielka irytacja. Na pewno z powodu jego osoby. Gdyby to był jakikolwiek inny żołnierz... na pierwszy rzut oka nie wyglądała przecież jak rasowy łowca. Nie miała na czole wypisanej przynależności, a trudno wymagać, by w takiej sytuacji ktoś sprawdzał jej przepustkę. Najpewniej sytuacja potoczyłaby się niezwykle podobnie, tyle że bez tej dawki dodatkowych nerwów.
 Na swój sposób wyrażając złość chciała przekazać coś zupełnie innego. Nie podobała jej się myśl, że ryzykuje swoje zdrowie i życie, tak łatwo poddaje się potrzebie niesienia pomocy, nie będąc nawet pewnym, czy to działanie ma sens.  Gdyby w budynku nie pozostał ani jednej człowiek, jedyną ofiarą byłby on sam. Nawet jeśli pojawienie się mężczyzny znaczyło pomoc dla niej, nie mogła wyrzucić z siebie złości na jego widok.
 - I stepować. Jasne. - mruknęła po całej zabawie w wyszarpywanie jej kończyny. Musiała złapać się za łydkę dłońmi i z ich pomocą poruszyć uszkodzoną nogą. Dalej nie było wcale lepiej. Dopiero teraz mogła dokładnie ocenić, jak rozległe było uszkodzenie. Gdyby nie obuwie, spadający beton i meble obdarłyby stopę do kości. Tak mogła jedynie dostrzec masę krwi przy kostce i upewnić się po jednej próbie, że nie wstanie o własnych siłach.
Mimo to, pierwsze co zrobiła po pozbyciu się pierwszego problemu, było zadarcie głowy do góry i rozejrzenie się po krawędzi dziury, którą tu wpadła.
 - Nie było tu... jeszcze kogoś? - Zapytała nieco innym tonem niż w przypadku wszystkich innych swoich słów. Zdenerwowanie i drżenie głosu było zanadto widoczne, by próbować je ukryć przed czujnym słuchem okularnika.
 Zanim jednak otrzymała odpowiedź, skierowała spojrzenie na leżącego kilka metrów dalej przebitego na wylot mężczyznę. Nie chciała tego na głos komentować, ale wiedziała, że prędzej czy później eliminator i jego zobaczy.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Warner w tym przypadku nie był wyjątkiem; chociaż spychał tę świadomość gdzieś poza obecnymi myślami, odczuwał zdenerwowanie z wynikłej sytuacji, tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Nie odbiegał tak daleko, by zastanawiać się, czy w ogóle zobaczy jeszcze powierzchnię, bo skupiał się przede wszystkim na tu i teraz, ale obawy i tak nad nim wisiały, utrudniając zachowanie spokoju. Yuu wcale nie pomagała, podsycając atmosferę, nabierał przez to większej ochoty, by odpowiedzieć jej tym samym – przestać się hamować i zacząć krzyczeć, dać upust tym negatywnym uczuciom. Ręce świerzbiły i wiedział, co to oznacza, jednak wizja wyładowywania się na znajomej, ofierze pożaru wcale mu nie odpowiadała. Nie zamierzał do tego dopuścić, dlatego wysilił się na zignorowanie jej kolejnych złośliwości.
 „Najpierw dbasz o swoje zdrowie i życie, a potem o innych.”
Przecież nic mi nie jest.
 Powstrzymał się przed kontynuowaniem dyskusji, wybijając sobie z głowy uleganie tym prowokacjom. Niech gada, co chce, on wie swoje i kropka. Dlaczego w ogóle go tak denerwowała? Starał się pomóc, odsunąć od siebie osobiste nastawienie do jej osoby, mimo wszystko przeszkadzała mu możliwość porażki. To nie pierwszy lepszy cywil. Czuł się w obowiązku pomocy każdemu bez wyjątku, ale przy Yuu nabierało to nieco innej wartości.
 Nie był na tyle głupi, by myśleć, że naprawi tym swój błąd z przeszłości, prawda?
 — Nikogo nie widziałem. — Przyglądał się chwilę obliczu kobiety, domyślając się, że ktoś towarzyszył jej podczas wybuchu pożaru. Czy to znaczy… — Wy za to odpowiadacie? — Zmrużył podejrzliwie oczy. Nie chciał dostawać potwierdzenia, w pewnym  sensie nawet w to wątpił, ale musiał zapytać. Co innego mógł sobie pomyśleć? Nie znał przyczyny tego wypadku, a z Łowcami zwykle wiązały się kłopoty. Może coś w ich planie poszło nie tak i dlatego na tym ucierpieli?
 Powędrował za nią spojrzeniem, zatrzymując uwagę na niezidentyfikowanym ciele. Martwym.
 — Twój kolega? — Zagaił prawdopodobnie zbyt niewzruszonym tonem, po czym podszedł do przebitego mężczyzny, by sprawdzić jego stan. Nie miał wątpliwości, że nie żyje, ale chciał rzucić okiem na twarz i sprawdzić przepustkę. Sęk w tym, że ona nie istniała. Westchnął cicho, szybko tracąc zainteresowanie truchłem, i wyprostował się. — Musimy się stąd wydostać. — Zbliżył się do niej i kucnął. — Oprzyj się o mnie ramieniem. — Wyciągnął ku niej ręce, by pomóc wstać.
 Zasugerowałby czekanie, by w międzyczasie rozejrzeć się i znaleźć jakiejś wyjście, ale wolał nie zostawiać jej samej. Tu wciąż było niebezpiecznie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gotowa była stawić mu czoło, nawet gdyby słowa które mógłby wypowiedzieć podsycałyby jedynie toczącą się słowną wojnę. Czuła się właśnie tak, jakby tylko wyrzucenie z siebie złości mogło ostudzić sytuację. Tyle że ognia dookoła nie dało się zgasić zwykłym upustem irytacji, płomienie te były realne, gorące, trawiły otoczenie naprawdę.
Ale co było gorsze? To, że nie mógł pomóc jej w sprawie zaginionego towarzysza czy to, że tak łatwo przeszedł od razu do pytania o ich udział w całym zdarzeniu. Chciała od razu zaprzeczyć, krzyknąć i powiedzieć coś złośliwego, bo ją denerwował. Nie. Nie on ją denerwował, ale własne położenie. Z tym drugim nie była w stanie wiele zrobić, więc instynktownie szukała innego winowajcy.
 - Nie. - odparła twardo, powstrzymując się ledwo co od ponownego warknięcia. - Nie my.
 Niewiele to wyjaśniało, ale wszystko po kolei. Bezpieczeństwo przede wszystkim, powtarzał jakiś cichy głos z tyłu głowy, może jej drugie ja, to które jeszcze dawało radę się powstrzymać i podpowiadało jej poprawne odpowiedzi. Szkoda, że tak rzadko pozwalała mu dojść do głosu i przejąć inicjatywę nad całym ciałem.
Gdzie jesteś Settie? Mam nadzieję, że nic Ci się nie stało...
 Nadal, o ile coś nie poszło źle, mieli przecież snajpera na pozycji. Nicola był inteligentny. Jeżeli zobaczył co się stało, musiał zacząć organizować alternatywną drogę ucieczki. Może nawet sam zjawi się tutaj niebawem i pomoże odszukać zaginionego, trzeciego towarzysza ich wypadu? Akurat w przypadku łowców działała zasada: lepiej umrzeć, niż dać się wziąć w niewolę, ale wiadomo, że każdy preferował pozostawać przy życiu o ile to możliwe. Jak szczury, potrafili poświęcić wiele dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa.
 Wyciągnęła rękę i dała sobie pomóc. Problem polegał jednak na tym, że udało jej się jedynie przechylić na kolana, zamiast wstać. Jedna noga odpadała z użytku całkowicie, a druga w nieokreślonym stanie także nie chciała współpracować. Zamiast od razu podnieść się do pionu, oparła podbródek o jego ramię.
 - I tak nikt Ci w to nie uwierzy, więc możesz posłuchać. - zaczęła chrypliwie. Poparzony przełyk zdzierał się boleśnie przy każdym słowie, było to widać i słychać, a mimo to nie rezygnowała z dalszych słów. - To wymordowany. Całkiem ludzki teraz wygląda, nie? Urodziła mu się córką. Z ludzką kobietą. Córeczka z ogonkiem i naroślami z twardej skóry. Zabita od razu w szpitalu. Potem zabili jego kobietę, a później zapolowali na niego. Chcieliśmy go przenieść, zanim zrobi coś głupiego, ale było trochę za późno. W mieście ukrywa się bardzo wielu, Moriyama.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Przetrzymywał jej spojrzenie, szukając w nim niewerbalnego poparcia dla swoich słów. Nie miał dowodu, że mówi prawdę, ale coś w wyrazie twarzy i głosie uznał za wystarczające, by skinąć głową. To nie pora i miejsce na roztrząsanie jakichkolwiek spraw, jeśli nie uciekną przed dusznym zamknięciem, stracą na to szansę. W tej chwili liczyło się dla niego tylko to, że cywil potrzebował pomocy. Musiał ją stąd wydostać, równocześnie omijając konfrontację ze strażą – chociaż nie powinni od razu przystępować do weryfikacji tożsamości, to było to coś nieuniknionego, co zdemaskowałoby nielegalny pobyt rebeliantki w mieście. Mógłby wówczas udawać, że nie miał o niczym pojęcia, że wykonywał jedynie swoje obowiązki, ale lepiej zapobiegać niż leczyć.
 Objął kobietę ramieniem w pasie, zaciskając palce na jej boku, gdy próbował zmusić ją do wyprostowania się o własnych siłach, ale poległa, a on zrozumiał, że z nogami jest gorzej, niż przypuszczał. Rzucił okiem na poranione stopy, zastanawiając się, czy nie lepiej spróbować przemieścić ją w innej pozycji albo faktycznie zostawić tu na moment, by najpierw infiltrować teren i utorować drogę do wyjścia.
 — Wspieracie wymordowanych? — Wypluł te słowa z posmakiem goryczy w ustach, wygodniej ją chwytając. — Zdaję sobie z tego sprawę — mruknął, bynajmniej niezadowolony z takiego stanu rzeczy.
 Podjął się kolejnej próby podniesienia Łowczyni, tym razem nie pozwalając jej choćby opaść na kolana – przytrzymywał ją ręką, mając jedynie nadzieję, że nie będzie musiał słuchać jęków tuż przy uchu, gdy ruszą w kierunku potencjalnego przejścia.
 — Oprócz ran kończyn dolnych coś Ci dolega? — Wolną rękę przycisnął zwiniętą w pięść do ust w chwili załaskotania płuc. Skóra go paliła, a pot nie wystarczał do ostudzenia wewnętrznej duchoty. Powieki mrugały częściej niż zwykle, a usta pozostawały suche i spragnione wody.
 Ciągnął ją wzdłuż zachowanej ściany, wypatrując w pogorzelisku jakiejś dziury, źródła światła lub czegokolwiek, co mogłoby nakierować ich we właściwą stronę. Szurali stopami o spopielałe podłoże, a towarzyszyło im trzaskanie płomieni w oddali.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Próbowała ustać. Opieranie się ciężarem ciała na jego osobie było wystarczająco denerwujące, przywykła do samodzielności, szczególnie przez wypadek z okiem stała się drażliwa, gdy ktoś oferował jej pomoc. Przy tym wiedziała równocześnie, że są sprawy, których nie da się załatwić w pojedynkę, nie da się ustać na nogach, kiedy mięśnie same omdlewają z przesilenia.
Zacisnęła zęby, by nie wydać z siebie jęku bólu. Przyznanie się do niemożliwości samodzielnego ustania nie przyjdzie jej za łatwo. Chciała przemilczeć ten fakt, bo był zbyt dobrze widoczny. Moriyama musiał zdawać sobie sprawę z tego, że zjawił się w odpowiednim momencie, w odpowiednim czasie. Sytuacja mogłaby się zakończyć na dwojaki sposób, nawet już dawno, gdyby tylko obrażenia były nieco obszerniejsze. Może to właśnie jego obecność sprawiała, że żaden z pozostałych dwójki łowców nie pojawił się na pomoc. Dostrzegł obcą osobę i to, że jednooka trafiła w obce ręce i zgodnie z tym, o co zawsze ich prosiła, nie ryzykował niepotrzebnie.
- Nie. - zaciskanie szczęki nie sprzyjało rozmowom, ale takie niezrozumienie ze strony mężczyzny bolało ją niemal tak samo, jak kończyny. - A może i tak. Cholera. Pilnujemy, żeby nie robili kłopotów, skoro i tak już tu są...
Rozbolała ją głowa, z braku tlenu całe ciało pulsowało nieprzyjemnie, czuła się trochę jak we śnie. Nie mogła iść normalnie, a jednak poruszała się do przodu siłą innej osoby. Próbowała nie opierać się na nim zbyt mocno, ale test własnych sił niewypadła zachęcająco. Jedną ręką sunęła po ścianie, szukając równowagi przy jej powierzchni. Drugą nadal trzymała na ramionach okularnika.
- Na górę. - rozkazała w ten sam drażliwy sposób, który zawsze wdzierał się w jej ton głosu, gdy coś nie szło tak, jak powinno.
Chociaż wydawało się to idiotyczne, skoro ogień zawsze trawił kolejne piętra wdzierając się na wyższe kondygnacje. Ona nie mogła zejść. Zdrowie ponad możliwość złapania. Musiała iść na górę, bo tam jak miała nadzieję, znajdą pomoc w postaci rąk jej towarzyszy. Zabiorą ze sobą nawet Warnera, pokażą mu boczne przejścia, nieużywane schody zewnętrzne, zabiorą daleko poza wścibskie oczy kamer i obserwatorów.
- Nie... tylko ta szafa... - odpowiedziała po dłuższej chwili, ale natychmiast zaniosła się kaszlem. Usta wypełnił żelazisty posmak krwi, wargi były suche i obolałe, nie mogła oddychać nawet przez nos, bo od woni spalenizny kręciło jej się głowie. Wciągała więc resztki tlenu przez usta zasłonięte dłonią, kaleczyła przełyk.
Ale cena była niewielka.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Nie wdawał się w dyskusję poruszającą prawdziwe intencje Łowców wobec wymordowanych; to nie okoliczności na pogawędki i niezależnie od ich działań podczas wybuchu pożaru, zainteresuje się tym, gdy zyska pewność, że oboje przetrwają bez uszczerbków bezpośrednio zagrażających życiu. Przyświecał mu jeden cel — wydostać cywila z tej dusznej pułapki.
 — Na górę.
 Posłał jej wątpliwe spojrzenie.
 — Góra jest już zadymiona — wywnioskował, rzucając okiem na sufit czy raczej jego pozostałości. W każdej chwili gruz mógł stracić podparcie i runąć prosto na nich, a wówczas nawet krzyki zginą pod warstwą kurzu.
 Mimowolnie zaczerpnął głębszego wdechu, tłumiąc w sobie odruch kasłania. Serce już dawno przestało wyprowadzać spokojny rytm i teraz po prostu uderzało z pomocą adrenaliny w żebra, chcąc wydostać się z piersi. Pot zastygł na ciepłej skórze i już nie przynosił jej ukojenia — lepił materiał ubrania i odganiał resztki komfortu. Kręciło mu się w głowie, ale dzielnie trzymał się na nogach, prąc do przodu.  
 — Znajdziemy inne wyjście — dodał tonem nierespektującym odmowy.
 Nie pomyślał o tym, że problem tkwi w konfrontacji ze służbami, choć zdawał sobie sprawę, że Łowczyni nie może ot tak wyjść na światło dzienne i skorzystać z pomocy ratowników. Miał nadzieję wymyślić coś zawczasu i pozwolić jej umknąć przed niechcianą uwagą — teraz i tak trudno było objąć zainteresowaniem cały obszar podlegający specjalistycznym działaniom.    
 — Poczekaj. — Uwolnił się z jej uścisku, upewnił się, że ustoi oparta o zburzony murek, po czym cofnął się tą samą drogą, którą już przebyli.
 Nie mylił się — z jednej rury wciąż ciekła woda. Sprawdził temperaturę palcami; szalejący ogień zdążył ocieplić ciecz, ale nie do tego stopnia, by parzyła. Odwinął zmarkotniały szalik, podstawił go pod strużkę, a kiedy nasiąknął przeźroczystym płynem, wyżdżymał go i wrócił do Yuu.
 — Zasłoń nim usta — polecił, od razu narzucając na jej barki wilgotny materiał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zakręciło jej się w głowie. Nie tylko z braku tlenu, ale także z bólu, który rozprzestrzeniał się po jej nogach z każdym krokiem, kiedy starała się nie ciążyć mężczyźnie. Duma kazała jej iść o własnych siłach, ale stało się to niemożliwością, kiedy spróbowała zrobić chociaż kilka. Sunąć jednocześnie dłonią przy ścianie szukała możliwości, by bez potrzeby czołgania dostać się w bezpieczniejsze miejsce.
- O to chodzi... - powiedziała cicho i z trudem. Trzaski ognia mogły zagłuszyć jej słowa, ale nie potrafiła już walczyć z uciekająca świadomością.
Zadymiona góra, a bezpieczny dół. Dać się złapać w zamian za pewność, że przeżyją? Czerwone od płomieni oczy były nazbyt wyraźne, a każdy krok przybliżał ich do schodów objętych pożarem. Przerażały ją te schody, prowadziły na dół i na górę, jedna decyzja podjęta w chwili zagrożenia mogła zdecydować o wielu sprawach i gdyby była sama, na pewno wybrałaby ślamazarne dążenie ku górze.
Zawdzięczała mu jednak życie. Prawdopodobnie, bo nie mogła stwierdzić z całą pewnością, że kolejne minuty w budynku pozbawiłyby ją życia, nie chciała tak myśleć, ale wszystko wskazywało, że mogłaby udusić się szybciej niż się wydaje.
- Prowadź... zaufam Ci. - ten jeden raz.
Słowa o zaufaniu wypłowiały w jej pojmowaniu już dawno. Czasami raczyła nimi różnych ludzi, ale zapewnienie to niewiele miało wspólnego z rzeczywistością, gdzie wolała pozostać skrajnie ostrożna względem każdego. Zaufam Ci na ten jeden moment, bo tak samo jak ja chcesz wyjść z tego żywy. Potem jakoś sobie poradzę, dziękuję.
Spojrzała, jak jego sylwetka ucieka gdzieś między zwały gruzu. Nie słyszała jego słów, odległe, głuche brzęczenia sugerowały, że mógł coś mówić, ale sens wyrazów uciekł trawiony przez ogień, tak samo jak pomieszczenia. Przywarła plecami do ściany, trzymała się na rękach, piekących od gorącego powietrza. Przepełniała ją monstrualna potrzeba wydostania się, dlatego trwanie w miejscu wywoływało niepotrzebne uczucie paniki.
Wrócił jednak, zanim na dobre zagościło się w jej myślach paniczne stwierdzenie, że zostawił ją na śmierć.
Nie mogłaby tego wymagać, ale kiedy przez moment pojawił się na jej horyzoncie niosąc nadzieję, urywanie jej stałoby się podwójnie bolesne. Wolałabym udusić się z myślą, że nie było innego rozwiązania. A przecież pożar nie był wcale największy, jaki w życiu widziała. Od wnętrza jednak prezentował się jak przedsionek jej prywatnego piekła. Tony betonu spadające na głowę. Koszmar.
Złapała go za skraj kołnierza i przyciągnęła twarz bliżej. Byłoby w tym geście może coś dobrego, gdyby nie sytuacja, kiedy chciała po prostu upewnić się, że dosłyszy to, co ma mu do powiedzenia.
- Nieparzyste numery, mieszkania od północy mają balkony. Dojście na schody. Zewnętrzne. - mówiła skrótami. Nie musiała jednocześnie dodawać, że po stronie w której się znajdowali nie zazna się drzwi na zewnętrzny taras. Numer w którym obecnie przebywali musiał być parzysty. Kształt mieszkania zaczął zacierać się w osmolonych fragmentach dobytku, drzwi w każdym kierunku wyglądały jak przejścia do labiryntu.
Złapała druga dłonią za fragment materiału ubrania przy jego szyi i zmusiła, by spojrzał prosto na nią.
- Dzisiaj jeszcze nie umieramy, Moriyama. - zapewniła go, równie mocno, co samą siebie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 16 z 18 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17, 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach