Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 29.08.16 18:35  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Duszący zapach kwiatów stawał się nie do zniesienia, pomimo zmiany strategii oddechu. Ciało wymordowanego zdawało się całkowicie nim przesiąknąć, przeniknął przez skórę i wkradł się do krwiobiegu. Korzenie szurały i orały jego skórę, pozostawiając krwiste pręgi, i choć cienie walecznie walczyły, to końca tej udręki nie było widać. Aż nagle wszystko zatrzymało się. Korzenie przestały się wić, a liście zaszeleściły niemo nad głową Ryana, kiedy Król Lasu znalazł się praktycznie przy samym wymordowanym. Rozłożysta dłoń znalazła się nad jego pyskiem, ale nie dotknęła wymordowanego.
Polować… polować…. Polować…
Wyszeptał cicho, a korzenie powoli zaczęły puszczać ciało wymordowanego.
Do zachodu słońca… słońca… słońca…. Masz czas…. Czas…czas….
Korzenie powoli puściły, gdy Król Lasu odwrócił się i ruszył posuwistym krokiem w stronę drzew, które rozsunęły się wpuszczając na powrót promienie słońca, mozolnie roztapiając resztki lodu.
Aż wreszcie Grimshaw został sam.
Gdzieś w tle przyroda zaczęła na nowo żyć.


podsumowanie:

Sporo większych i mniejszych ran (ale płytkich) na łapach, ogonie i tułowiu oraz szyi.
Wymioty i nudności przez 3 posty.
Drżenie mięśni przez 1 post.
Zawroty głowy przez 2 posty.
Ból głowy przez 3 posty.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.16 19:04  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Grimshaw obnażył kły u szarpnął łbem, instynktownie próbując już wyrwać się z obłapiających go pnączy, chociaż jego stan z każdą chwilą się pogarszał. Do narastających nudności, zawrotów głowy i drżących mięśni dołączył ból wewnątrz czaszki, który jak na złość potęgował wcześniejsze objawy. Cienie zawzięcie walczyły o wolność swojego właściciela i nie zatrzymały się nawet wtedy, gdy Ent zaprzestał swoich działań, jak za sprawą magicznego zaklęcia. Chociaż wymordowanemu coraz ciężej było skupić się na tym, co działo się dookoła, mimowolnie poczuł wewnątrz ukłucie zwątpienia, kiedy roślinność nagle wypuściła go ze swoich objęć. Przechylił się na bok, jakby źródło jego ataku było dla niego podporą, jednak zdołał odzyskać równowagę, znajdując oparcie w jednym z pobliskich drzew.  
Bokiem łba otarł się o oblodzoną wciąż korę, odnajdując ulgę w uczuciu zimna, choć już po kilku sekundach, gdy Król Lasu zaczął się oddalać, a jego słowa prawdopodobnie zostały puszczone mimo uszu, nudności wzięły górę nad przerośniętą bestią, chociaż nie zdołały wycisnąć wiele z jego żołądka, gdy kilka ostatnich dni spędził bez sytego posiłku. Niemniej niemalże od razu poczuł obrzydliwy posmak w pysku. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem czuł się tak chory. Zaryczał ostrzegawczo, ale dziwnie zmęczone mięśnie, nie pozwoliły mu na ruszenie się z miejsca. Odsunął się jedynie o krok od wyrzuconej na światło dzienne zawartości swojego żołądka, tylko po to, by oprzeć się o kolejne drzewo z ciężkim i głośnym oddechem.
Mogłeś zrobić to od razu.
Nie odpowiedział. Nie obchodziło go, co mógł, a czego nie mógł zrobić. Nadal tkwił w swoich przekonaniach, których nie zamierzał porzucać. Srebrzyste ślepia zmrużyły się, mętnie spoglądając w kierunku, w którym jeszcze przed momentem zniknęła bestia. Gdyby tylko...
Wiem, o czym myślisz.
Niesamowite, mruknął sarkastycznie w myślach, raz jeszcze przylegając łbem do zimnej powierzchni. Usiadł ciężko na ziemi, nie widząc w tej chwili innej perspektywy niż przeczekanie aż wszystko to minie. Nie mógł polować w tym stanie, ale przynajmniej powietrze, którym oddychał, było już znacznie świeższe.
Nie masz za wiele czasu.

MOCE:
Odnowa kontroli lodu: 1/3
Regeneracja: 1/3
Kontrola cieni: 3/3

STAN FIZYCZNY:
Ból głowy, wymioty, nudności: 1/3
Zawroty głowy: 1/2
Drżenie mięśni: 1/1


                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.16 19:59  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Krzaki zaszeleściły niebezpiecznie oznajmiając, że Grimshawowi nie było dane spędzić tych kilku chwil w samotności. Ciche kroki, choć miękkie i ledwo słyszalne, zostały zapewne bez większego problemu wyłapane przez czuły słuch wymordowanego.
Klask, klask, klask
- To było piękne przedstawienie, nie mogę zaprzeczyć. – cichy, wręcz melodyjny głos przetoczył się przez spokój lasu. W miejscu, gdzie jeszcze parę sekund znajdował się upierdliwy, barwny ptaszek, teraz stał smukły młodzieniec o jasnych włosach, które mieniły się w świetle słońca delikatną barwą tęczy. Jego blada skóra zdawała się być stworzona z aksamitu, nienaruszona jakąkolwiek skazą, oprócz jednego, kształtnego pieprzyka tuż pod lewym okiem. Pogładził dłonią długą, jasną bluzę i z szerokim uśmiechem wkroczył na drogę uważając, by nie poślizgnąć się na topniejącym lodzie. Jego długie włosy sięgające łopatek zafalowały delikatnie na znikomym wietrze, kiedy rozłożył obie dłonie na boki.
- Zanosi się na deszcz, nie uważasz? – spojrzał na siedzącego obok Ryana jasnymi oczami, nie wykazując jakiegokolwiek strachu. Na szczupłym ramieniu zwisał swobodnie długi, srebrny łuk jakby żywce wyciągnięty z jakiejś fantastycznej historii. Zaśmiał się melodyjnie i pokręcił głową lekko rozbawiony.
- Ależ nabroiłeś tutaj. No, no. Biedne drzewa. Słyszysz? Płaczą. – dotknął smukłą dłonią kory jednego z połamanych drzew i przechylił głowę na bok, a w jego przyjaznym spojrzeniu pojawił się ostrzegawczy błysk.
- Niestety, w przeciwieństwie do niego – wskazał kciukiem za siebie, w miejsce, gdzie jeszcze jakiś czas temu znajdował się Drzewiec – Nie mogę pozwolić ci hasać wesoło po Edenie. Po sytuacji na Górze Babel, niestety, zaostrzyliśmy nieco sprawy wymordowanych, dlatego też muszę cię ładnie poprosić o opuszczenie Edenu, ewentualnie udanie się ze mną do jednego z punktów, gdzie otrzymasz potrzebną pomoc. Jeśli ładnie mnie posłuchasz. – wyciągnął powoli jedną ze strzał z kołczanu i nałożył ją na cięciwę łuku. – Ale ty oczywiście nie posłuchasz, prawda? Panie Bestio. – uśmiechnął się szerzej unosząc powoli łuk, gdy-
Oi, Tanaba do cholery jasnej. – młodzieńcze warknięcie zatrzymało drugiego anioła, który posłał przepraszające spojrzenie w stronę Nathaira.
- Przepraszam, ale wyczułem coś niespotykanego i wiesz, że musiałem to sprawdzić. Taka już rola strażnika. Swoja drogą, nie powinieneś używać tak wulgarnego języka na świętej ziemi. Wiesz o tym?
W dupie mam świętą…. – jasne spojrzenie spoczęło na wymordowanym, a usta zacisnęły się w wąską linię. No proszę, proszę, kogo tutaj przywiało.
… ziemię. – dodał łapiąc za materiał kaptura i ściągnął go z głowy, wzdychając ciężko.
Mówili, że ma nadejść burza, ale nie przypuszczałem, że to będzie huragan. – mruknął zgryźliwie.
- Jak widzisz, muszę zaprowadzić go do punktu kontrolnego. Możesz mi pomóc, bo nie sądzę, że—
Zajmę się nim. – wszedł w słowo Tanaby, nawet nie spoglądając na niego, wwiercając spojrzenie w wymordowanego. Wszędzie go pozna. Wszędzie pozna te pieprzone oczy.
- Nie możesz… wiesz, że masz zakaz odnośnie wymordowanych, Heather.
Tanaba. – w głos chłopaka wdarło się zniecierpliwienie i chłód przypominający temperaturę panującą dookoła.
Jest ze mną. To ja go tu zaprosiłem. Masz naładowany generator. Dbaj o elektryczność, jaką ci podarowałem. Pędziłeś tutaj tak szybko, że wszystko zostawiłeś włączone. W taki sposób nie starczy na trzy tygodnie, a parę dni. – w końcu spuścił spojrzenie z wymordowanego i przeniósł je na drugiego anioła. – Potem wpadnę do ciebie i w domu ci podładuję. A teraz idź. Zajmę się nim. – Tanaba jeszcze przez krótką chwilę przyglądał się Nathairowi, jakby do ostatniej chwili czekał, aż ten zmieni zdanie. Ostatecznie poddał się i opuścił ramiona.
- Pozbądź się go nim reszta się dowie. Wiesz jak to się dla ciebie skończy, prawda?
Wiem. – Tanaba nic więcej nie powiedział. Odwrócił się a z jego pleców wyrwała się para śnieżnych skrzydeł.
- Żeby nie było, że cię nie ostrzegałem, Heather. – ostrzegł go ostatni raz, po czym wbił się w powietrze i odleciał, pozostawiając po sobie jedynie parę piór. Nathair stał jeszcze przez dłużące się sekundy tyłem do wymordowanego, walcząc sam ze sobą, czy po prostu nie powinien odejść i zostawić Ryana samego sobie. Tego zapewne oczekiwał Ryan.
Odwrócił się bokiem w stronę Grimshawa, wyciągając spod długiego, porwanego płaszcza trzy martwe króliki, unosząc je nieco wyżej.
Głodny?
Zapraszasz go na obiad?
Możliwe.
Wsunął króliki na powrót pod płaszcz przywiązując do paska i odwróciwszy się ruszył przed siebie. Nie zamierzał go błagać ani prosić. Niech sam podejmie decyzję.

Środek lasu. - Page 2 Mn7ORfd


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 13.09.18 0:41, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.16 21:15  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
„To było piękne przedstawienie, nie mogę zaprzeczyć.”
Zignorował obcy głos, chociaż czarne ucho pantery drgnęło, rejestrując obcy dźwięk. Odetchnął głębiej, czując, że drżące mięśnie zdołały uspokoić się na tyle, by mógł je rozluźnić, jednak świat przed jego oczami nadal szalał, nie pozwalając Jay'owi na jego prawidłowe postrzeganie. Przysunął pysk do kory drzewa i rozwarł szczękę na tyle, by kłami zdrapać z niego lód, gdy gwałtownie je zacisnął, czując jak kawałki lodu zaczynają rozpuszczać się na jego języku, łagodząc kwaśnawy posmak soków żołądkowych. Była to marna rekompensata za brak źródła wody w pobliżu, jednak był na tyle przyzwyczajony do kiepskich warunków, że nie zamierzał narzekać. Jedynym, co mu się nie podobało, była obecność młodzieńca w pobliżu. Ten wyraźnie nie zauważył, że Grimshaw postanowił uskutecznić ignorowanie jego obecności – w większości takich przypadków rozmówcy odpuszczali sobie dalszego rzucania słów na wiatr, gdy nie mieli nic ciekawego do powiedzenia. Niestety osobnik, z którym miał do czynienia, nie zarejestrował faktu, że jego gadanina była zwyczajnym pierdoleniem. Pierdoleniem nasilającym ból głowy i będącym nie na miejscu w towarzystwie kogoś, kto miał ważniejsze sprawy na głowie – na przykład próbę niewyrzygania swojego żołądka i reszty wnętrzności.
W tym momencie Rottweiler potrzebował wyłącznie ciszy i spokoju. Przekierował chłodne spojrzenie na skrzydlatego, który do niedawna zdawał się być tylko zwyczajnym ptakiem, a jego pysk stracił na jakimkolwiek wyrazie. Jedynie widok łuku sprawił, że Ryan na nowo podniósł się na równe łapy, chociaż zrobił to niechętnie i ociężale, nie zamierzając rezygnować z opierania się bokiem o pień, będący w tym momencie zbawieniem. W starciu z jego wielkością strzała łuku przypominała nędzny patyk, ale nie był to czas ani miejsce, w którym marzyło mu się stoczyć kolejną walkę, chociaż wszystkie znaki podpowiadały mu, że nie będzie miał wyboru.
Masz dziś jebane szczęście. Chyba cię polubili
„Oi, Tanaba do cholery jasnej.”
Faktycznie miał szczęście, bo ostatnim, czego tu brakowało, była kolejna niepożądana obecność. Tym razem jednak dźwięk głosu był na tyle znajomy, że szarooki nie musiał zwracać łba w stronę jego źródła. Zmętniałe od złego samopoczucia tęczówki nie oderwały wzroku od celującego w niego jasnowłosego i tkwiło tam do momentu, w którym chłopak nie porzucił planów upolowania niewłaściwej bestii. Przez cały ten czas musiał trzymać rezon  – nie przyszło mu to z wielkim trudem, biorąc pod uwagę, że przez ponad tysiąclecie swojej egzystencji, nauczył się znosić wszelkiego rodzaju dyskomfort. Nawet jeśli wcześniej młodzieniec miał okazję oglądać go w beznadziejnym stanie, ten wcześniejszy widok jakby odszedł w niepamięć, a teraz przypominał już tylko ułudę, bo wszystko to kompletnie nie pasowało do ogromu, jaki był zdolny sobą reprezentować. Ledwo przysłuchiwał się ich rozmowie, zachowując czujność jedynie względem fałszywych i gwałtownych ruchów, jak zwierzę, które łatwo było sprowokować do działania, szczególnie gdy to było ranne.
Mały obrońca jak zwykle na posterunku.
Oblizał pysk, by moment później raz jeszcze zedrzeć z pnia kawałki lodu. Rozpuściwszy je, łapczywie przełknął nagromadzoną w pysku wodę, odwracając łeb bokiem do dwójki chłopaków, jakby do jego uszu wdarł się jakiś dźwięk z oddali. Dopiero po tym zerknął z ukosa na Hearher'a. Nie dało się ukryć, że różowowłosy znalazł się w niewłaściwym miejscu i o niewłaściwym czasie. Zwężone do pionowych kresek tęczówki wręcz wgryzały się swoim spojrzeniem w jego sylwetkę. Nie tak dawno mieli okazję widzieć się na sądzie i minęło jeszcze zbyt mało czasu, by zdążył zapomnieć o nieprzyjemnym incydencie, jakim było pozbawienie go rąk.
Pomógł wam.
Poradziłbym sobie.
Najwyraźniej w ciebie nie wierzy.
Nie potrzebował jego wiary. Nie potrzebował też pomocy, chociaż ta okazała się skuteczna, biorąc pod uwagę, że strażnik postanowił się ulotnić, jednak opętany nie spojrzał już w jego stronę, gdy ten znikał w koronach drzew, szeleszcząc głośno liśćmi.
„Głodny?”
Wyeksponowane króliki nie były wystarczająco godne jego uwagi. Zamiast tego srebrzyste tęczówki zawiesiły swoje spojrzenie na jego różowych, chociaż nie trwało to długo, biorąc pod uwagę, że chłopak zaczął się oddalać. Pierwotnym powodem jego obecności tutaj rzeczywiście było polowanie, jednak polowanie nie oznaczało pójścia na łatwiznę, a obecnie puścił w niepamięć głód, w czym nie było nic dziwnego, skoro jego żołądek wciąż wykręcał się we wszystkie strony, przypominając mu o obrzydliwym zapachu, który Drzewiec roztaczał wokół siebie. Coś tknęło wymordowanego, gdy wpatrywał się w plecy Nathaira i nie można było powiedzieć, by uczucie, które wykiełkowało w jego wnętrzu miało pozytywne zabarwienie. Głośniejszy pomruk, który wyrwał się z jego pyska, najwidoczniej miał przykuć uwagę skrzydlatego, jednak Grimshaw nie ruszył się z miejsca. Możliwe, że przez złe samopoczucie, a możliwe, że nie wyraził zgody w nieznanym Colinowi języku. Grubsza gałąź strzeliła pod gwałtowniejszym naporem jego łapy, a ogon bezgłośnie obił się o zlodowaciałą korę.
Chyba nie zamierzasz...?

MOCE:
Odnowa kontroli lodu: 2/3
Regeneracja: 2/3
Odnowa kontroli cieni: 1/3

STAN FIZYCZNY:
Ból głowy, wymioty, nudności: 2/3
Zawroty głowy: 2/2
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.16 22:14  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Prawdę powiedziawszy gdzieś głęboko w środku wiedział, że Grimshaw nie ruszy za nim. Może to i lepiej? Ale nie spodziewał się tego. Wymordowany najpewniej bez jakiegokolwiek słowa odwróciłby się i udał przed siebie, obierając ścieżkę znaną tylko jemu. Ale to? Nie rozumiał mowy zwierząt, choć miał swego rodzaju doświadczenie w odczytywaniu ich zachowań. Choć ciało rwało się do przodu, cicho nakazując zignorować ostrzegawcze warknięcie, to zatrzymał się, przymykając na moment oczy. Dłoń instynktownie zacisnęła się dookoła chłodnej rękojeści broni, która swobodnie obijała się o jego łydki, jakby w obawie, że lada oddech wymordowany rzuci się w stronę Heathera z zamiarem rozerwania jego gardzieli. Nie zdziwiłby się. Pod tym względem przypominał tego gnojka, Growlithe’a. Oboje byli nieprzewidywalni jak morze. Odetchnął cicho przez nos i odwrócił się w stronę pantery, stając do niego bokiem. Już wcześniej odczuwał natarczywe, wręcz miażdżące spojrzenie księżycowych tęczówek, ale usilnie starał się je ignorować, nie chcąc zawracać sobie głowy takimi trywialnymi rzeczami. Ale zwierzęcego ”stój” już nie mógł.
Co? – zapytał chłodno czując zimne ostrze w okolicach karku, któremu towarzyszyły przebiegające mrówki wzdłuż kręgosłupa. Czego jeszcze chcesz?
I tak robił dla niego wiele. Od samego początku ich znajomości. Wyczerpał już swój limit, a mimo to nadal wystawiał w jego stronę dłoń, która lada moment miała zostać odgryziona. Co jeszcze? Chyba nie spodziewał się, że jasnowłosy padnie na kolana przed nim?
Odwrócił się przodem i ruszył w jego stronę wolnym krokiem, nie odwracając swojego wzroku.
Uratowałem ci skurwielowatą dupę, gnojki.
Oczekiwałeś jakiegoś podziękowania? Zapomniałeś, co ty zrobiłeś?
Oczywiście, że nie. Jakby mógł zapomnieć? Adrenaliny, która rozsadzała jego żyły? Strachu, jaki wypełniał jego ciało? Zapachu metalicznej krwi, która wywoływała wymioty? Cały czas pamiętał. Zrobił coś niewybaczalnego, ale to nie oznaczało, że jest mu coś winien. Poniekąd nigdy nie był, co nie, Ryan?
Zatrzymał się dopiero w odległości dwóch metrów od wymordowanego, zsuwając opuszki z rękojeści, pozwalając na swobodne opadnięcie dłoni wzdłuż ciała.
Nie chciałem tego robić tutaj, ale skoro nie chcesz się ruszyć… – przymknął powieki I pochylił się nieco w przepraszającym geście. – Przepraszam, że podniosłem na ciebie rękę. Nie powinienem, jestem w końcu twoim stróżem. Ale nie miałem wyboru. Być może z twojej perspektywy wyglądało to inaczej, ale z mojej to było jedyne wyjście z sytuacji, by uwolnić cię z łańcuchów. – wyprostował się a wzrok padł na potężne, kocie łapy. Jak mógł się spodziewać, były całe. Wiedział, że prędzej czy później odzyskają swój kształt. Dlatego ryzykował. Dlatego postawił wszystko na jedną kartkę.
Nie wymagam, byś to zrozumiał bądź postawił się w mojej sytuacji. Chcę, żebyś wiedział. Nie zrobiłem tego dla kaprysu, a dlatego, że nie widziałem innego wyjścia i chciałem cię uratować. To wszystko. – nie chciał bardziej się przed nim tłumaczyć. W tamtej chwili nie widział innej drogi. Gdyby nie zaryzykował, istniało duże prawdopodobieństwo, że w tym momencie nie staliby sobie tutaj i nie gawędzili. Żywi. Ale wszystko zależy od punktu widzenia, prawda?
Spróbuj polować bardziej na północ. Więcej zwierzyny.
To wszystko?
I tak powiedział zbyt wiele.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.16 14:12  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Zwierzęcy głos ucichł, gdy tylko różowowłosy postanowił się zatrzymać. Prawdopodobnie gdyby nie to, już musiałby zmierzyć się z miażdżącą siłą przerośniętego cielska pantery i miałby okazję przekonać się, na ile ostre były lśniące pazury, które właśnie na przemian zanurzały się i wynurzały z ziemi, po której oboje stąpali. Przebicie tak drobnego ciała, jak ciało Nathaira, również nie stanowiłoby dla nich żadnej przeszkody. Mimo bólu głowy, łupiącego zawzięcie w jego czaszce, mimo mdłości, którym pozostawało wyciśnięcie z jego żołądka już tylko płynów, był gotów zaatakować, mając na uwadze wcześniejszą zniewagę, której nie mógł od tak zignorować. Grimshaw wiedział, że przez tamtą nierozwagę mógł ucierpieć znacznie gorzej. Gdyby nie mógł zdać się na inne zdolności, nie stałby teraz w pobliżu Heather'a i nie wierciłby niewidzialnych dziur w jego sylwetce samym spojrzeniem. Jak można było się spodziewać – taka perspektywa byłaby idealna tylko dla jednej ze stron.
„Co?”
Odpowiedziała mu cisza. Jedynie końcówka długiego ogona drgnęła lekko, jakby dzięki temu wiszące w powietrzu zagrożenie, nadal było aktualne. Niezależnie od tego, jaki dźwięk wydałby z siebie wymordowany, Colin nie byłby w stanie go zrozumieć. Nie zapowiadało się też na to, by Jay nagle miał zamiar wrócić do swojej pierwotnej formy, by wyłożyć wprost, czego oczekiwał.
A czego oczekujesz?
W zasadzie spodziewał się wyłącznie tego, że chłopak albo zacznie uciekać, albo postanowi przejść do obroni, zanim nastąpi tragedia, albo zacznie wyrzucać mu, że nie zrobił nic złego, więc nie powinien spotykać się z podobnymi spojrzeniami. Zwierzęcy łeb uniósł się nieznacznie, co spowodowało, że Ryan spotkał się z nagłym, boleśniejszym impulsem, jednak o wiele bardziej zajmujący okazał się widok zbliżającego się skrzydlatego. Wybrał nie ten kierunek drogi, niemniej jednak opętany nie wykonał żadnego ruchu i póki co postanowił dać chłopakowi trochę czasu, rygorystycznie pilnując wszystkich jego działań. Działań tak sprzecznych z jego wcześniejszymi pojęciami. Kto by się spodziewał, że anioł ugnie kark?
Już wcześniej to robił. Może nie tak dosłownie. Pamiętasz?
Ciężko było zapomnieć.
Wypuścił gwałtownie powietrze przez nos, a z tej młodzieniec mógł poczuć chłodny powiew na swoich ugiętych plecach. Opętany oblizał pysk, a chwilę później uszy obojgu wypełniły nieprzyjemne trzaski i chrzęsty. Bynajmniej nie był to dźwięk łamanych gałęzi, o wiele bliżej było mu do chrzęstu miażdżonych kości, który zapewne oboje mieli okazję usłyszeć nieraz w swoim życiu. Kilka pojedynczych, czarnych piór upadło na ziemię, a wielkie łapy, które wcześniej miał okazję obserwować Nath, nagle zniknęły z jego pola widzenia, tak samo jak olbrzymia sylwetka, której miejsce zastąpiło ludzkie ciało. W tej formie znacznie łatwiej było dostrzec jakby trawioną chorobą twarz. Ciemnowłosy wciąż oddychał ociężale, a usta paradoksalnie posiniały jakby z zimna, którego bynajmniej nie odczuwał. Powinna trawić go gorączka, jednak zamiast tego wydawał się jeszcze bledszy niż zwykle, jednak niezależnie od tego jak źle i nieprzyjemnie wyglądał, wciąż stał wyprostowany i kompletnie nieskrępowany swoją nagością, o której zdawał się zupełnie zapomnieć. Nic dziwnego, skoro po tylu wiekach nie robiła mu już żadnej różnicy.
Wyłamując je, miałbym większe szanse na szybsze odzyskanie sprawności ― rzucił mrukliwie, przez co chrypa aż tak nie zniekształciła jego głosu. Jednocześnie wszystko to brzmiało tak oczywiście, że nie dało się nie odnieść wrażenia, że w tamtym czasie Nathair zwyczajnie mu przeszkodził.
Potarł ręką przedramię, zdawkowo oceniając rany, które już w tej chwili przybierały formę niegroźnych zadrapań. Dopiero po tym jak zwykle pozbawione wyrazu spojrzenie zawędrowało ku aniołowi. Chciał zabrać coś, co należało do niego, gdyby nie zrozumiał, w którym miejscu popełnił błąd, albo nie czuł się choć trochę winien.
Unikałeś Desperacji ― stwierdził zdawkowo, choć było pewnym, że sam Grimshaw nie fatygował się, żeby go szukać. Wiedział jednak, że gdyby chłopak przewinął się tamtędy, w końcu natknąłby się na niego. W końcu stróż był magnesem na wszystkie jego kłopoty.

MOCE:
Odnowa kontroli lodu: 3/3
Regeneracja: 3/3
Odnowa kontroli cieni: 2/3

STAN FIZYCZNY:
Ból głowy, wymioty, nudności: 3/3
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.16 23:28  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Stracił kompletnie rachubę czasu od ostatniego razu, kiedy się widzieli. Zdawało się, że minęły wieki, choć w czasie rzeczywistym były to jedynie marne z dwa miesiące. A może więcej? Ciężko było powiedzieć. Nie spodziewał się ujrzeć go tak szybko. I na dodatek w Edenie. Ryan musiał mieć naprawdę dobry powód, by tyle ryzykować. Jest aż tak ciężko na Desperacji?
Powietrze dookoła stawało się cięższe. Nie tylko ze względu na przytłaczającą aurę, jaką rozsiewała obca dla spokoju lasu Bestia, ale nie wiedzieć kiedy, słońce zostało przykryte ciemnymi chmurami, które powarkiwały niebezpiecznie zwiastując nadchodzącą nawałnicę. Nawałnicę, której nawet Heather nie był w stanie przeciwstawić się. Uniósł głowę przyglądając się w milczeniu niebu, jakby to właśnie tam mógł znaleźć podpowiedzieć co mógł jeszcze powiedzieć.
Nic więcej nie mógł.
Swojego stanowiska nie zmieni. Na przestrzeni mijających dni sytuacja na Górze Babel powoli stawała się klarowna. Widział błędy, jakie tamtego dnia popełnił, odnajdywał w umyśle sporo alternatyw jak mógł to wszystko rozwiązać. Ale mimo wszystko nadal upierał się, że w tamtej chwili postąpił słusznie. Zrobił to, co powinien. Za wszelką cenę starał się obronić swojego podopiecznego.
Czy tak właśnie wygląda działanie stróża?
Z rozmyśleń wyrwało go charakterystyczne trzaskanie. Nie musiał spoglądać na wymordowanego, wiedząc doskonale, że za parę oddechów w miejscu potężnej i imponującej pantery ujrzy humanoidalną sylwetkę. Ale i tak spojrzał. Niewidzialne dłonie oplotły jego głowę i nakierowały wprost na Grimshawa  w jego ludzkiej postaci. Wzrok skrzydlatego przesunął się po ostrych rysach i silnie zabudowanej szczęce, prześlizgnęły się niżej, po mocno osadzonej szyi, wystających obojczykach i, jak na Desperata, dobrze zbudowanym ciele. Stracił na wadze. Jak widać Desperacja ostatnio nie służyła dobrze nie tylko szaremu robactwu chowającemu się pod skałami, ale nawet łowcom. Wzrok wreszcie zatrzymał się na nowej bliźnie, która szarpała bok wymordowanego. Usta anioła zacisnęły się mocniej, karcąc samego siebie, że dopuściło tak haniebnego czynu. Ale wciąż wygląda dobrze. Cholera. Czemu musi wyglądać tak dobrze?
Wreszcie uniósł oczy, w ostatniej chwili zrywając kontakt wzrokowy ze sferami, gdzie parę centymetrów niżej krył się zakazany owoc.
Zachrypnięty głos, choć zdecydowanie należał do wymordowanego, brzmiał obco w uszach chłopaka. Być może dlatego, że dawno go nie słyszał. Przymknął na moment oczy i wciągnął powietrze nosem, odwracając głowę w bok, wpatrując się w drzewa, po których już spływał roztopiony lód.
Nie miałem czasu się zastanawiać nad alternatywą. – wymówił słowa tak cicho, że być może nawet czuły słuch ciemnowłosego nie był w stanie tego wychwycić. – Wybacz, że nie uwierzyłem w ciebie wystarczająco. – owszem, może mógł wyłamać. Może mógł zrobić coś innego. Może. Tyle gdybań. Ale co się stało, to się nie odstanie. Żałował, że go skrzywdził, ale nie żałował swojej decyzji.
W oddali jakiś ptak zaskrzeczał ostrzegawczo, a może nawołując? A w akompaniamencie poburkiwań chmur las zaczął uciekać do swych kryjówek najszybciej, jak tylko mógł, chcąc chronić się przed nieuniknionym. Spojrzał na niego, a lewy kącik ust uniósł się nieznacznie.
Hej, zaraz pomyślę, że się stęskniłeś. – mruknął lakonicznie jak kociak, którego dopiero co zbudzono z głębokie snu.
Wbrew pozorom anioły nie posiadają aż tak dobrej regeneracji jak wymordowani. Musiałem odpocząć. i pomyśleć. O wielu sprawach. A w głowie pojawiły się strzępki rozmowy z Laviahem. W klatce piersiowej zatrzepotał zamknięty ptak, obijając się skrzydłami, a po chwili rozlał niepohamowany chłód. Dopiero teraz, kiedy miał go przed sobą, z krwi i kości, zrozumiał sens i ciężar słów, jakie wtedy wypowiedział do swojego mentora.
Niech to szlag.
Plus, pamiętasz? Byłem zdrajcą swojej rasy. Prawie miałem szlaban na opuszczanie Edenu. – w jego głos wdarła się nuta rozbawienia pozbawiona radości. Uniósł dłoń i położywszy ją na swoim karku, poruszył nim w obie strony, czując jak zastygłe kości przeskakują na swoje miejsce. – Oferta nadal aktualna. Mieszkam niedaleko. – spojrzał na niego wyczekująco. I nie wyglądasz najlepiej, Jay.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.16 14:15  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Wcale nie dziwiło go już błyskawiczne powracanie do odpowiedniego stanu, kiedy wszystkie uciążliwe defekty znikały, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Ból głowy ulotnił się, jeszcze na chwilę pozostawiając po sobie lekko mrowiące uczucie, które zdawało się być zwiastunem nadchodzącej ulgi; żołądek przestał wykręcać się, usiłując wymusić na wymordowanym torsje, a mdłości bezpowrotnie ustały, chociaż nadal czuł w ustach nieprzyjemny posmak, którego nie zdołał całkowicie stłumić wodą. Gdy jeszcze raz potarł palcami miejsce, w którym wcześniej znajdowała się rana, nie było tak już nawet widocznego śladu skaleczenia, poza lekko łaskoczącym doznaniem, które również ulotniło się w upływie kilku kolejnych sekund. Przesunął końcówką języka po spierzchniętych ustach, jednak w momencie,  w którym odsunął się od drzewa i wykonał pierwszy krok do przodu, wrażenie marności nagle zniknęło i od tego momentu Jay znów wyglądał tak, jak widziało się go na co dzień – jak ktoś zdolny do absolutnie wszystkiego.
Na moment ignorując obecność Nathaira, którego spojrzenie czuł całym sobą i wobec którego nie czuł żadnego zażenowania, przemknął wzrokiem po okolicy, która znacznie wyciszyła się po wizycie Króla Lasu. Nie było wątpliwości co do tego, że musiał udać się dalej, by trafić na zwierzynę, gdy obecnie towarzyszył mu jedynie szum drzew.
„Nie miałem czasu się zastanawiać nad alternatywą.”
Chłopak nie uświadczył niczego poza chłodnym spojrzeniem, które w momencie powróciło ku jego sylwetce. Nic nie wskazywało na to, by Grimshaw spodziewał się po nim cudów. Nie wykazywał się też żadną pobłażliwością, chociaż zdawał sobie sprawę, że dzieliły ich lata doświadczenia. I tylko jeden z nich przeżył dłużej w znacznie cięższych warunkach.
To oczywiste. Podobno to w was, anioły, trzeba wierzyć. Ktoś modlił się o wstawiennictwo za mną? ― wymruczał sucho, depcząc wszystkie wartości religijne, jakie wykreował ten świat. Wiedział, że to bujda, a Heather po prostu lubił pchać się tam, gdzie tylko nadarzała się okazja nadszarpnięcia dumy ciemnowłosego. Nie wiedział jedynie, czy było to jego głównym motywem, czy może znacznie bardziej zależało mu na tym, by zostać zauważonym albo pokazać innym, że w tym drobnym ciele kryje się wielki duch, tyle że życie nie było bajką o małych bohaterach, którym wciskano w ręce miecze, by uświadomić innym, że przy odrobinie odwagi głupoty każdy może dać sobie radę.
Nie schlebiaj sobie, Nathair ― zripostował od razu, a wypowiedziane jego ustami imię skrzydlatego brzmiało jeszcze bardziej obco niż ochrypły, zmęczony ton. Dokładnie w tym samym momencie wzniósł wzrok ku niebu, które zaczynało szarzeć. Matka Natura była dziś niełaskawa, a nadciągająca burza oznaczała kolejny dzień bez pożywienia.
Usta mężczyzny na ułamek sekundy ściągnęły się w wąską linię, jakby w tym wszystkim wyczuł pewną ironię losu, a przynajmniej jego złośliwość, która objawiła się stanięciem po stronie Edenu. Albo samego różowowłosego.
Jak ja ― sprecyzował, przypominając, że na nieszczęście całego świata nie wszyscy wymordowani mogli się regenerować. W tym jednym przypadku ta zdolność powinna przypaść komuś, kto nie korzystałby z niej w niewłaściwych celach. Chociaż mógł stracić życie wiele razy, dostawał kolejne szanse, które nie zmieniły go nawet w najmniejszym stopniu, a jedynie uświadamiały, że stał ponad innymi, a jego pewność siebie nie była bezpodstawna. ― Widocznie prawo działa tu wstecz, a po śmierci waszego przywódcy anioły postanowiły przygarnąć cię z powrotem. Chyba że zdrajców trzymacie blisko. ― Po tym, co zdążył już zauważyć, nie zdziwiłoby go, gdyby reszta skrzydlatych była poddawana dokładnej rehabilitacji ich wartości. Młodzieniec w ich oczach na pewno zboczył już z dobrej drogi, a przynajmniej połowa z tego była zasługą Grimshawa.
Raczej siedemdziesiąt pięć procent, jeśli nie więcej. Zresztą sam to przyznał. Otwarcie i przed wszystkimi.
Czasem lepiej było po prostu zapominać.
„Oferta nadal aktualna.”
Na ten moment to tylko część twojej rekompensaty ― odparł w akompaniamencie kolejnego pomruku burzy, który tym razem był wyraźniejszy. Pierwsze krople deszczu zaczęły przedzierać się przez nieco ogołocone już z liści korony drzew, a jesienna ulewa nadchodziła nieubłaganie. Jakby na to nie patrzeć, zaproszenie było mu coraz bardziej na rękę, nawet jeśli znacznie bardziej wolałby, by pogoda opowiedziała się po jego stronie. W milczeniu dał znak głową, by chłopak ruszył dalej, samemu też postępując krok do przodu.

___z/t [+ Nathair].

MOCE:
Odnowa kontroli cieni: 3/3
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.17 18:39  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Wiatr cicho zawył wśród koron drzew i delikatnie ruszył ich liśćmi, promienie palącego słońca ledwo docierały do dolnych partii edeńskiego lasu. Ile dni, miesięcy, lat - minęło od czasu gdy zdziczały wybudził się ze swojej hibernacji? Potwór nie mógł sobie odpowiedzieć, pamiętał szczątkowo ostatni dzień, a co dopiero tydzień wstecz, lecz zasadniczo był pozbawiony myśli, które gdyby zachował ludzki rozum, jeśli można go byłoby jeszcze tak nazwać, to nie popadłby w większe wynaturzenie?

Bestia leżała nie wadząc nikomu i niczemu za niewielkim wzniesieniem, które od strony futrzaka kończyło się dość ostrym spadem. Miejsce to zapewniało mu wiele korzyści, zwłaszcza cień i przewiew, które to dwa czynniki skutecznie pozwalały mu na chłodzenie swojego wielkiego cielska. Dodatkowo anioły nie zaglądały tu dość często, co pozwalało Sekui na spokojne żerowanie na tutejszej faunie.

Cichy szum strumyka nieopodal leża bestii przerywał jedynie jej pomruk i wypuszczane ze świstem powietrze, z ogromnych otworów nosowych. Wymordowany spoczywał tak w pozycji niepełnego wilczego kłebka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.17 9:13  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Dzika bestia na zawsze pozostaje w głębi serca nieokiełznana. Płomienia, który płonie w jej duszy nie jest w stanie ugasić nawet największy mrok - wręcz przeciwnie, im on mocniej napiera, tym bardziej rozbłyska światło. Tym goręcej płonie pragnienie wolności i wyrwania się z okowów więzienia ku wolności. I dopiero wtedy bestia będzie prawdziwie szczęśliwa.
I Infinity był szczęśliwy. Choć droga ku temu była niezwykle bolesna i najeżona przeciwnościami, a każda chwila wytchnienia okupiona krwią i bólem - w końcu nadszedł dzień, kiedy jasnowłosy mógł powiedzieć, że nikt nie trzyma nad nim władzy. Jego oczy napawały się każdym z możliwych widoków, jakie napotkał - bezbrzeżne pustynie, gęste lasy, ruiny miast, niebo o wschodzie i zachodzie słońca, domek Lilo...
Lisowaty odetchnął głęboko. Domek Lilo był jego ostoją. Niewielkim schronieniem, miejscem odpoczynku i bezpieczną przystanią. Ilekroć bestia w jego sercu zapragnęła siać zniszczenie, wystarczyło, że przypominał sobie jasne oblicze anielicy. Nikt nie miał nad nim władzy. Nikt. Już nie. Jednak Lilo jako jedyna potrafiła go uspokoić nawet w najgorszych chwilach kryzysu. Nie miał właściciela. Miał opiekuna. I choć zawsze wracał w to samo miejsce, mógł się szlajać gdzie chciał. Dalekie wędrówki weszły mu w krew, ale to nic specjalnie dziwnego, jeśli przez znaczną część swojego życia zamknięty był w niewielkiej celi, gdzie ledwo wpadało światło słoneczne. Wypuszczał się czasem naprawdę daleko od domku anielicy. Jednakże dziś wcale nie zapędził się tak daleko - w końcu nie opuścił nawet terenów Edenu...
Z dala od oczu innych, Infinity pozwolił sobie na odrobinkę rozluźnienia. Już swego czasu odkrył, że obcowanie z naturą pozwalało wyszaleć się zarówno jemu jak i jego zwierzęcym instynktom. Tego dnia można było więc dostrzec, jak przez środek lasu szaleńczym biegiem pędzi cień - ciągnąc za sobą cztery lśniące, wyszczotkowane lisie kity. Jak na taki szaleńczy bieg, nie robił wcale wiele hałasu, stąpając na samych palcach bosych stóp. I był to prostu szczęśliwy.
Jednak jak wiadomo, wszystko co dobre w tym świecie, w końcu musi się zakończyć. Tak więc i dziś Infinity miał pecha, gdy tylko dotarł na skarpę nieopodal strumyka. Nie zauważył bowiem leżącego u jej stóp cielska i postanowił zjechać na sam dół - końcowym efekcie, wylądował okrakiem na grzbiecie czegoś dużego, ciepłego i - nie na długo - śpiącego!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.17 11:20  •  Środek lasu. - Page 2 Empty Re: Środek lasu.
Wiatr poruszał jego biało-czarnym futrem w rytm zwierzęcej orkiestry, edeńskie ptaki swoim ćwierkiem wygrywały przyjemną kołysankę, która rytmicznie współgrała z pomrukami śpiącego wymordowanego.

Uszy potwora, mimo jego snu, kierowały się w różne kierunki, wciąż spał, lecz żadne zwierze, nie ważne jak duże, nie pozwoliłoby sobie na pełen sen, w końcu nawet największy łowca mógłby stać się w takiej sytuacji zwierzyną.
Słyszał szmery w głębi lasu, lecz nie zwracał na nie aż tak dużej uwagi, może je zlekceważył albo był zbyt pochłonięty swoją drzemką by odpowiednio na nie zareagować, jedno było pewne że wciąż leżał w bezruchu.
Nie spodziewał się tego, że coś na niego spadnie, przez co nie był gotowy na jakąkolwiek akcje, żadne zwierze tak otwarcie by go nie zaatakowało.
Momentalnie gdy poczuł coś na swoim grzbiecie czerwone ślepia zabłyszczały w czaskowatych oczodołach potwora.
Futro najeżyło się i zrobiło się jeszcze bardziej szorstkie i kujące niż parę chwil temu.

Uniósł gwałtownie swój łeb i spojrzał na kreaturę, która śmiała na niego wpaść. Był wciąż zaspany, lecz instynktowny odruch zadziałał za niego.
Biczowaty ogon momentalnie oplótł się wokół pasa chłopaka i bezceremonialnie, z ogromną siłą, cisnął nim po polanie w stronę strumyka. Ziemia tam byłą miękka, więc Infinity zapewne nie doświadczył większych urazów, mimo że stwór nie zwracał uwagi na to żeby nic mu się nie stało, wręcz przeciwnie.
W tym czasie Sekui zdążył się już częściowo wybudzić.
Wbił zwierzęce ślepia w białowłosego chłopaka, by rozszerzając, swój pełen ostrych zębów pysk, wydobyć z siebie ogłuszająco głośny ryk. W jednej chwili wszystkie leśne dźwięki zamilkły, nawet odprężający szum strumyka wydał się jakiś cichszy, jakby wszystko co było w najbliższej okolicy zakończyło swoje życie.

Wymordowany uniósł się z ziemi i stanął na tylnych kończynach, lekko przygarbiony, mimo wszystko wciąż monstrualnie wielki, w porównaniu do niewielkiej i drobnej sylwetki nieproszonego gościa.
Przez wielkie otwory nosowe Sekui wciągnął sporą dawkę powietrza, by następnie z podobnie głośnym świstem je wypuścić.
- Cz.. czł... człowieek?... - zniekształcony i ledwo zrozumiały głos rozbrzmiał nad strumieniem
- Zwi.. zwierzę?... Je..ść... POŻREĆ!.

Pochylił się jeszcze bardziej, aż w końcu jego przednie łapska dotknęły ziemi. Pazury obu par kończyn wgryzły się w ziemię, a ogon wywijał bez ładu i składu, uderzając w glebę niczym bicz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach