Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Zachodni brzeg jeziora Donghae w większej mierze ogranicza się do szeregu drzew najróżniejszej maści. Ludzie z reguły raczej omijają te miejsce szerokim łukiem, nie chcąc się nie tylko zgubić, ale też... natrafić na ducha! Od pokoleń krążą legendy i plotki, jakoby na czas festynu budzone są nadprzyrodzone istoty i moce. Nie wszyscy bożkowie i zjawy - jak mawiają - mają dobre intencje.

x ATRAKCJE:
- niewielka kapliczka;
- idealne miejsce na wieszanie tanzaku* na gałęziach bambusa.

* tanzaku: to małe, różnokolorowe karteczki, na których ludzie piszą romantyczne życzenia.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 23.07.15 22:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hyst słysząc o letnim festiwalu nie mógł nie ominąć takiej zabawy, jednakże wiedząc też, że będzie sporo ludzi ubrał się całkiem normalnie. A no, miał na sobie czarną koszulę, spodnie jeansy oraz jakieś normalne adidasy. Jak na niego to było bardzo dziwne, nawet chodził pokracznie, niczym kaczka. Wszystko to za sprawą tego, że całe życie przechodził w ciężkich butach i teraz było mu za lekko. Po chwili trafił w to miejsce, w oddali słyszał szum ludzi, ich głosy, śmiechy, stukot butów. Westchnął ciężko, bo nie o tą miejscówkę mu chodziło a o tę bardziej zatłoczoną.
-I chuj, zgubiliśmy się.-powiedział mało zadowolony, na co Acadia jedynie przytaknął jakiego stwierdzenie. Aż chwilowo przystanął przy jednym z drzew, by sobie chwilę odpocząć i może nóż widelec znajdzie drogę do tłumu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

POCZĄTEK KONKURSOWEGO WĄTKU

Duchy duchami, ale czy las nie był przypadkiem najlepszym miejscem, by spędzać czas na festiwalu praktycznie się do niego nie zbliżając? Legendy i straszne historie o tym, jak okropne istoty zamieszkują przestrzeń między drzewami działały wyłącznie na korzyść osób, które chciały akurat odpocząć od zgiełku i tłumów. Kto wie, może to własnie one zostały kiedyś uznane za zjawy wyjące w środku nocy?
Yuu Kami nie była duchem, nie wyła i przede wszystkim nie miała zamiaru kogokolwiek straszyć, a na pewno nie w tej chwili. Wypuściła powietrze z ust z cichym gwizdem usadawiając się na powalonym konarze drzewa majtając nogami w powietrzu. Podwinęła luźną część ubrania pod nogi ugładzając ją przed przyciśnięciem, by przypadkiem nie pozostały na niej niepożądane zgięcia. Nie było wielu okazji, by udać się na łono natury w tradycyjnym japońskim wdzianku, ale to nadawało się do tego chyba najlepiej. Fantazyjnie ułożonym kawałkom materiału brakowało jeszcze do tradycyjnej szaty gejszy, jukaty też to nie przypominało. Przez tyle lat kultura wpłynęła na kroje strojów, a sama łowczyni czuła się lepiej w czymś pomiędzy lekką narzutą a strojem całkiem pasującym do ninja nadgorliwie pilnującego swej urody. Włosy spięła w niepełny kok, pozwalając końcom włosów zwisać swobodnie z tyłu głowy, grzywkę zaczesała nieco mocniej w stronę oka zasłoniętego dzisiaj opaską z wzorem fioletowego kwiatu. Dziwnie się czuła bez broni, właściwie bez czegokolwiek, czym mogła by się obronić w razie ataku. Zapewne dlatego, że dzisiaj była nienaturalnie kobieca postanowiła ukryć się w lesie i tam spędzić trochę czasu wdychając opary palonych kadzideł i przepysznego jedzenia.
Chwilami spoglądała tęsknię na drugą stronę jeziora wyłapując niesione przez wodę śmiechy i rozmowy, chociaż nie mogła zrozumieć ani słowa. Oparła pliczek na zwiniętej pięści i wpatrywała się beznamiętnie między drzewa. Pomijając naturalne odgłosy otoczenia było tu przyjemnie cicho i chłodno, jak na letnią porę.
Czubkiem buta rozgrzebała nieco ziemi zupełnie nieświadomie. Zamyśliła się na kilka minut, chociaż gdy ocknęła się z tego stanu, nie pamiętała co tak mocno zaprzątało jej umysł. W ciągu tej krótkiej chwili zdrętwiała jej ręka, na której opierała głowę. Wyciągnęła ją ponad głowę prostując jednocześnie drugą kończynę. Ziewnęła głośni i przeciągle. Zdawała sobie sprawę, że to miejsce nie jest raczej często odwiedzane, ale w głębi serca liczyła na to, że zdarzy się coś ciekawe, ktoś pojawi się niedaleko albo coś w tym stylu.


Ostatnio zmieniony przez Yuu dnia 25.08.15 21:37, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przeskakiwał z nogi na nogę, przyglądając się w ciszy jabłku w karmelu, który trzymał na patyku. Nigdy przedtem nie jadł czegoś takiego, i też nie dostał żadnej konkretnej instrukcji jak się z tym obejść, jak zacząć to jeść i generalnie co i jak. Chciał zapytać Growa o to, ale ten, oczywiście, jakby inaczej, MUSIAŁ zgubić go w tłumie. Jak jakiś portfel albo inny przedmiot. Shion, nie dość, że nie przepadał za takimi zbiorowiskami, to jeszcze nie miał pojęcia którędy do domu. A naprawdę wolał już zostać w swojej norze, zwinąć się w kłębek i zasnąć, zwłaszcza, że miałby całe pomieszczenie dla siebie. Może udałoby mu się również wykorzystać chwilę i zamiast zimnej podłogi ułożyć się wygodnie na skrzyni Wilczura. Ale nie. Musiał błądzić po jakimś cholernym festiwalu.
Przynajmniej miał jabłko.
W końcu wysunął koniuszek języka i polizał słodki karmel. Na jego policzkach momentalnie zawitała czerwień z ekscytacji poznania nowych smaków. To było… przepyszne. Nawet nie wiedział kiedy, ale zaczął pochłaniać kolejne porcje słodkiego jabłka, zapominając o swojej złości skierowanej w stronę Wilczura. Później ukręci mu kark. Jak go oczywiście znajdzie w tym tłumie.
Nawet nie zorientował się, kiedy wszedł do lasu a tłum wyraźnie się przerzedził. Dopiero kiedy mijał jakąś migdalącą się parkę pod drzewem, zwolnił nieco i odwrócił głowę w tamtą stronę, przyglądając się im z zaciekawieniem i pewną dozą obrzydzenia. Jasne, miał w tej kwestii nikłe doświadczenie, ale jakieś miał. I jakoś obnoszenie się i wsadzanie sobie publicznie języka do gardła, sprawiając wrażenie, że lada chwila się przerżną na polanie, wywoływały w chłopaku negatywne odczucia.
Nie spuszczając z nich wzroku szedł dalej do przodu, aż w końcu wpadł na coś. A raczej na kogoś. Gwałtownie odskoczył do tyłu, ale było za późno dla jego do połowy zjedzonego jabłka, które przykleiło się do czyjegoś ubrania. Jęknął cicho pod nosem, przypatrując się jedzeniu, po krótkiej sekundzie unosząc wzrok na kobietę. Powinien przeprosić, prawda? Cokolwiek….
- Moje jabłko… oddaj. Zepsułaś. – jęknął żałośnie wyglądając przy tym trochę jak niezadowolony życiem dzieciak, któremu odebrano coś bardzo drogocennego. Żadne przepraszam, nic. Nawet głupie pocałuj mnie w dupę. Tylko oskarżenie o zniszczenie żarcia. Shion, w ten sposób z pewnością nigdy nie wyrwiesz laski.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

W teorii nie miała nic do nowych znajomości, lecz praktyka ma to do siebie, że nie zawsze pokrywa się z założeniami. W książkach i filmach, których nawiasem mówiąc nie miała okazji często widywać, wyglądało to dużo ładniej. Samotna dziewczyna siedząca na samotnym konarze wśród drzew, nie robiąca właściwie nic poza pięknym wyglądaniem, potwór wyłaniający się z mroku i rycerz, który zjawia się w odpowiednim momencie, by uchronić ją od zguby.
Dostała jabłkiem w karmelu, który teraz majestatycznie ściekał po jej dotychczas czystym ubraniu pozostawiając na nim długą smugę z kolorze glinianej papki. Chociaż pomimo impetu z jakim nieznajomy wpadł na nią, nawet się nie zachwiała. Trzcina, która się nie ugina, musi pęknąć. W tym konkretnym przypadku, dostać jabłkiem.
Skierowała wzrok w dół, w miejsce gdzie doszło do kontaktu i wpatrywała się nań intensywnie, jakby od samego jej wzroku plama mogła zniknąć, albo cała sytuacja w ogóle się nie wydarzyć. Nic jednak takiego się nie stało i zaczynała już czuć ból w karku od takiego nachylenia szyi.
- Uważaj jak łazisz, panienko. - Syknęła zapominając o tym, że miała ochotę zaznajomić się z jakąś dobrą duszyczką, która także przybyła tutaj by uniknąć samego centrum festiwalu. Machnęła ręką za plecami w dziwnym, nieokreślonym geście.
Cholera, zapomniałam, że nie mam broni.
Dokończyła ten ruch tak, by wyglądał jakby odganiała jakąś natrętną muchę, wszystko by nie wypaść jak idiota machający kończynami ot tak. Na pewno też nie miała zamiaru obrażać osoby, która prawdopodobnie całkiem przypadkiem na nią wpadła. W cieniu drzew po prostu nie była w stanie określić z kim ma do czynienia. Z góry założyła więc, że skoro ten ktoś musi podnosić głowę, by spojrzeć jej w twarz, musi być dziewczynką.
Najeżyła się bardziej niż powinna. Słowa nieznajomej osoby wzburzyły ją mocniej, niż sama się tego po sobie spodziewała. Może gdyby okazała chociaż odrobinę skruchy...
Wstała i zrobiła krok w stronę Shion'a zmuszając go do cofnięcia się. Usta zamieniły się w wąską linię, a brwi opadły niżej tworząc na jej twarzy karcące spojrzenie. Oczekiwała, że teraz usłyszy przynajmniej przeprosiny.
Żadna panienka z karmelowymi jabłkami nie będzie od niej niczego wymagać.
Dodatkowo zapach karmelu wzbudził do pracy jej ślinianki. Jakby tego było mało, brzuch postanowił zagrać pieść swego ludu odzywając się nadzwyczajnie głośno i informując Yuu, że od dawna nic nie przełknęła.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mruknął coś pod nosem wyraźnie niezadowolony. Miał gdzieś, że kobieta może być zła o ubrudzenie jej yukaty. Dla chłopaka najważniejsza była strata smakołyku, a na to, żeby zakupić drugi po prostu nie było go stać. I tyle z przyjemności festiwalu. Chyba rzeczywiście będzie musiał jakoś odnaleźć drogę powrotną, bo na znalezienie Growa i wyłudzenie od niego kilku groszy nie mógł liczyć. Oczami wyobraźni już widział jego twarz wykrzywioną w kpiącym uśmiechu. Niedoczekanie, że będzie go o coś prosił.
Z zamyślenia wyrwała go kobieta, która niespodziewanie ruszyła w jego stronę. Shon instynktownie zrobił kilka kroków do tyłu, aż wreszcie jego plecy zetknęły się z korą jakiegoś drzewa. Zadarł głowę do góry i spojrzał na nią gniewnie, czując, jak na piegowate policzki wpływa rumieniec irytacji.
- Odwal się, co? To ty zniszczyłaś mi jedzenie. Wypadałoby je odkupić, wiesz? – mruknął i skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej, zadzierając głowę i spojrzał na nią z dołu zadziornie, nie ukrywając grymasu niezadowolenia.
- Druga sprawa, nie jestem panienką. Jestem chłopakiem. Ślepa jesteś czy jak? – rzucił i w końcu położywszy obie ręce na jej ramionach, odepchnął ją do tyłu, samemu odchodząc na bok, żeby zyskać przestrzeń życiową i nie być przyciśniętym do drzewa, a co za tym idzie – odcięto mu drogę ucieczki.
- Swoją drogą dupę się myje, a nie odgania ręką muchy. – rzucił krótko, sugestywnie nawiązując do ruchu ręką kobiety, jaki parę chwil temu wykonała. Coś zaszeleściło obok i już po chwili z krzaków wyszła parka, która najwyraźniej parę chwil temu oddawała się erotycznym uniesieniom, o czym świadczyły potargane włosy kobiety oraz ubrania założone w wyraźnym niedbalstwie. Shion na sam ten widok skrzywił się nieprzyjemnie wydając ciche „blee”.
- No? Odkupisz czy nie? – ponownie skupił się na drobnej kobiecie przed sobą, wykorzystując idealnie moment do wyżydzenia tego, co prawnie do niego należało. No, mniej więcej. Jasne, że mógł oberwać po łbie za ten wyszczekany pysk, ale w sumie nie miał nic do stracenia. W razie czego mógł po prostu rzucić się w szaleńczym biegu ucieczki. Chyba, że dziewczyna była równie szybka to zawsze pozostawała możliwość przemiany w nietoperza. Szkoda byłoby tylko ubrań.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Zero: Ja po chomika. A na poważnie nie zwracajcie uwagi, chociaż Zero w tym poście faktycznie przeleciał obok Yuu i Shiona, ale na dobrą sprawę nie zwrócił na nich większej uwagi, więc kontynuujcie sobie na spokojnie, jakby mnie tu nie było. Klik.

Kremowe ptaszysko przekroczyło widoczną granicę między lasem a resztą festynu, wlatując pomiędzy skupisko drzew, które niezmiennie stały na swoim miejscu jak żołnierze czekający na sygnał do boju, który nigdy miał nie nadejść. Trzepot długich, orlich skrzydeł towarzyszył szelestowi miliardów liści, które kołysały się na wietrze. Zero płynnie omijał stojące mu na drodze pnie, nieustannie rozglądając się za znajomą sylwetką. Starał się kierować nie tylko wzrokiem, ale i słuchem, przez co umyślnie zbaczał w stronę, z których dobiegały jakieś szmery lub ludzkie głosy. Zawsze istniał niewielki cień szansy, że białowłosy mógł być wśród nich. Nigdzie nie wspomniał, że czeka na niego sam, chociaż ta myśl nieco ostudziła jego zapał. Jednak nie dlatego zwolnił odrobinę i zszedł niżej, gdy zbliżył się do dwóch sylwetek. Niemniej wystarczyło krótkie spojrzenie w ich stronę, a burze rudych i czarnych włosów zmusiły go do śmignięcia obok z narastającym posmakiem porażki na języku.
Naprawdę myślałeś, że go tu znajdziesz?
Gra jeszcze nie dobiegła końca.
Las był spory, ale nie nieskończony.
Problem tkwił w tym, że nie miał pojęcia ile zostało mu czasu, a kilka minut krążenia pod „zgniłozielonymi falami” i mijania tu i ówdzie przechadzających się nieznajomych, przyprawiło go o zmęczenie.
Widziałeś go?! Był ogromny! ― Jakaś dziewczyna wskazała palcem w kierunku, w którym jeszcze przed momentem zauważyła ptaszysko.
Leslie zdawał się słyszeć echo jej piskliwego głosu w swojej czaszce, zanim ten ucichł bezpowrotnie. Rozchylił dziób, mimowolnie wydając z siebie gardłowy skrzek. W końcu musiał nastąpić moment, w którym zbyt małe ciało zaczęło przypominać ciasną klatkę, z której za wszelką cenę chciał się uwolnić. Wyhamował gwałtownie, jeszcze chwilę trzepocząc skrzydłami w powietrzu, by wreszcie osiąść na ziemi. Pióra pokrywające jego ciało zniknęły, skrzydła zamieniły się w ręce, których palce ścisnęły kilka spróchniałych gałęzi. Jasnowłosy wspierał się kolanem o ziemię, łapiąc głębsze hausty powietrza do płuc, które stęskniły sę za odpowiednią ilością tlenu. Każda przemiana miała swoje plusy i minusy. Tym razem oszczędzał się na tyle, by w miarę szybko podnieść się z ziemi, poprawiając swój plecak na ramieniu.
Nie do końca wiedział, gdzie trafił ani jak daleko mógł być teraz Syon. Zadarł głowę do góry, przyglądając się przez chwilę koronom, przez które jeszcze przedzierały się promienie późno popołudniowego słońca. Rozejrzał się po okolicy. Suche gałęzie strzeliły pod naporem jego buta, pociągając za sobą kolejną serię trzasków, kiedy Cillian ruszył przed siebie, uważnie rozglądając się za przyjacielem.
Syon? ― nie próbował krzyczeć, ale podniósł głos na tyle, by wymordowany mógł go usłyszeć, jeśli tylko znajdował się gdzieś niedaleko. Chciał powtórzyć tę czynność kolejny raz, ale po kilku krokach zaschło mu w gardle. Bynajmniej nie z wysiłku.
Właściwie to co mu powiesz?
Nie zastanawiałeś się.
Miałeś się już nie zbliżać.
Będziesz trzymał ręce przy sobie?
Przesunął palcami po skroni i zwolnił kroku, chociaż ciało protestowało przeciwko zakończeniu poszukiwań. To wiele wyjaśniało, dlaczego mimo sprzecznych myśli nogi nadal niosły go naprzód, choć wzrok coraz chętniej opadał na czubki butów.
Nie potknij się.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Udając się w głąb lasu była pewna, że zazna tu odrobiny spokoju. Teraz jednak jej irytacja rosła wprost proporcjonalnie do liczny obecnych w okolicy istot żywych. Zmrużyła oczy i wykrzywiła usta w niewyraźnym uśmiechu starając się opanować drżący kącik ust. Wciągnęła powietrze i przez chwilę napełniła nimi policzki jak chomik, odwróciła głowę i wypuściła z cichym gwizdem. Nie musiała nawet liczyć do dziecięciu, ten jeden pełny oddech pozwolił jej odzyskać równowagę. To ona w końcu była tutaj tą starszą, nawet jeżeli nie musiało to tak wyglądać na pierwszy rzut oka.
- Wiem, że Ci przykro z powodu jedzenia dzieciaczku, ale zrzucanie winy na kogoś innego nie jest rozwiązaniem, a już na pewno nie sprawi, że ta osoba z własnej woli postanowi Cię pocieszyć. - Zwróciła się do niego z pełnym mądrości głosem. Puściła mimo uszu uwagę o jego płci, bo nie miało to dla niej większego znaczenia w tym momencie.
Mogła by mu po prostu odpuścić, straty poczynione przez atak jabłka w karmelu nie były aż tak dotkliwe, plamy można było się później pozbyć, a w tym momencie po prostu zakryć jakimś luźno zwieszonym kawałkiem materiału. Cóż, musiała by być odrobinę milsza, żeby tak właśnie postąpić.
Wyciągnęła w stronę jego głowy prawą rękę, najpewniej by pogładzić go po głowie z przymilnym uśmiechem. Powiedziała już to, co miała powiedzieć i powinna na tym zakończyć, pozwolić dzieciakowi rozważyć swoją winę we własnym towarzystwie.
Gdyby tylko...
- Nie. - Syknęła otwierając szczerzej oczy i szczerząc zęby w triumfalnym uśmiechu, kiedy jej oblepiona karmelem dłoń przejęła po czole i włosach Shion'a pozostawiając na nich klejący się ślad. Z każdym krokiem w tył wykonanym przez chłopaka, ona robiła jeden w przód nie pozwalając mu się odsunąć.
Ignorując to, czy w takim układzie przyjdzie im się ganiać po lesie jak gwałciciel i ofiara, kontynuowała swoje dzieło zniszczenia, no... przynajmniej złowrogi występek jakim niewątpliwie było smarowanie kogoś karmelem.
- Wsadzę Ci to jabłko w dupę! - Wysapała przez zęby ze złością. Póki jeszcze nie posiadała owego przedmiotu trzymanego zapewne w dalszym ciągu przez kundla, jej groźby mogły się wydawać śmiesznej. Z drugiej jednak strony, kiedy tylko udało jej się zbliżyć, drugą ręką, która nie była akurat upaprana w klejącej mazi chciała sięgnąć w stronę reszty przekąski i wyrwać ją chłopakowi co nadawało jej słowom całkiem nowego znaczenia.


// Gratis, jabłko-kun >: D
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wsunął dłoń na kark i oparł się plecami o pień drzewa. Przyjemny wiatr musnął jego twarz, wprawiając doprowadzone do ładu kosmyki w ledwo widoczny ruch. Czekał na niego nie aż tak długo. Musiał zostawić gdzieś Evendell, Shiona i Rainbow, która od rana ze śmiechem podchodziła do festiwalu. „To będzie świetne, Grow!” ─ zachwycała się, przymierzając kolejne ubrania. Odwracała się tyłem, rozkładała ramiona, potem robiła krótki obrót na bosej stopie, by stanąć przed nim przodem. „I jak?” We wszystkim wyglądała świetnie. „Nie starasz się. Powiedz szczerze. Tak dawno nie było mnie w M3. Wśród ludzi... Wśród normalnych ludzi. Nie mogę odstawać. Może powinnam jednak ubrać długie spodnie? Zakryją bliznę...” Potrafiła tak godzinami, gdy tylko wyszło, że ktoś chce zabrać ją do miasta. Teraz miała robić za opiekunkę, gdy Growlithe będzie wprowadzał w życie „plan”.
Podchody, tak jak sobie zażyczono, i tak były krótkie. Dwie zagadki ─ w dodatku banalne. Białowłosy w dłoni trzymał coś prostokątnego. Położył to na nogi. W sumie szmyrgnął i cudem zatrzymało się na jego udzie, którym poruszał, by portfel nie spadł. Obrócił zdjęcie na drugą stronę. „Mojemu Tiriko. Ukochana żona. 2994r.” Odwrócił ponownie i spojrzał w oczy łani. Uśmiechnął się pod nosem, zaciskając białe zęby na słodkim lizaku. W portfelu znalazł też trochę forsy i zdjęcie upchnięte w jakiejś dziwnej skrytce. Skrzyżował wyciągnięte, długie nogi w kostkach i spojrzał na napis: „Misiaczkowi, O.” Uśmiech lekko się powiększył, gdy omiótł wzrokiem uwieszoną na szyi mężczyzny szczupłą Azjatkę. Miała długie, kasztanowe włosy i ubrana była w strój kąpielowy.
„Syon?”
Pies pod jego nogami poruszył się. Lawrence podniosła najpierw łeb, potem wstała. Skierowała uszy przed siebie i zjeżyła sierść na karku. Growlithe nie poruszył się, ukryty za plątaniną gałęzi i gałązek. Zielone liście przysłaniały go praktycznie całego. Chwilę jeszcze odczekał, nim niedaleko dostrzegł znajomą sylwetkę. Kły przegryzły lizaka z trzaskiem, gdy grymas na jego twarzy się powiększył.
Bingo.
Schował portfel akurat wtedy, gdy z drzewa zerwał się jakiś zagubiony ptak.
Lawrence warknęła wściekła, uderzając bokiem pyska o korę drzewa. W tym samym momencie gałęzie zatrzęsły się, posypały się zielone liście, a na ziemi wylądował Growlithe. Ujął biały patyczek w palce i wysunął go z ust, podnosząc się z kociego przysiadu.
Niebieskie ślepia zmrużyły się nonszalancko, gdy rozkładał ręce na boki w niemalże bezradnym geście.
Mam nadzieję, że to nie będzie nic trudnego, Leslie. Lawrence, cicho!
Suka przestała warczeć, ale nadal cała najeżona taksowała Zero złotym spojrzeniem. Na jej łapie nie było dziś charakterystycznej chusty, tak samo, jak u Growlithe'a nie dało się dostrzec żadnego elementu o tym kolorze. Zrobił krok w stronę Leslie'ego, kolejny i następny, po drodze spuścił ramiona. Palce musnęły kupioną za cudze pieniądze maskę. Stanął parę kroków przed nim z lekko zwieszoną głową. Lawrence wyprostowała się jak struna. Jej górna warga drgnęła, jakby do końca nie była pewna, czy może warknąć, czy powinna się hamować. Widać było, że taka bliskość między mężczyznami szczególnie jej nie odpowiadał. Growlithe uniósł maskę, poruszył głową, jakby chciał strzepnąć z włosów jakiś pył i podniósł niebieskie spojrzenie prosto na twarz Zero.
Następnym razem przygotuję trudniejsze zagadki.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejna sucha gałąź zatrzeszczała pod jego butem, zmuszając jakąś wiewiórkę, nieprzyzwyczajoną do ludzkiej obecności, do natychmiastowej ewakuacji na drzewo. Kiedy kolejny raz oderwał spojrzenie od czubków swoich butów, dostrzegł jakiś wyraźniejszy ruch. Widok zjeżonego na jego widok psiska wcale go nie zadowolił. Blondyn mimowolnie zwolnił kroku, licząc na to, że jeśli nie będzie przeszkadzał czworonogowi i po prostu go ominie, będą mogli rozejść się w spokoju. O to chodziło. Nie potrzebował dodatkowych atrakcji, których przez ostatnie dwa dni miał aż zanadto. Nie miał do czynienia z pierwszym psem, który najchętniej rzuciłby się na niego z zębami. Możliwe też, że nie z ostatnim.
To całkiem zabawne.
Niby co?
Stale zakładasz, że cię ugryzie.
Wolał na wstępie zapobiec gorzkiemu poczuciu porażki z myślą, że znów zrobi coś nie tak niż karmić się złudnymi nadziejami. Teraz na głowie miał inny problem i przymierzał się do ominięcia go szerokim łukiem. Daleko było mu do stosowania przemocy na zwierzętach, nawet jeśli te sumiennie praktykowały ją właśnie na nim. Wcielenie tego pokojowego planu w życie wydawało się całkiem proste. Wystarczyło zboczyć z obranej trasy i zaklinać w duchu, by pchlarz nie zerwał się do biegu. Kto by pomyślał, że to agresywne zwierzę stanie się jego osobistym punktem zaczepienia?
Zatrzymał się gwałtownie, gdy ktoś zeskoczył na ziemię raptem trzy metry od niego. Zmierzył sylwetkę nieco sceptycznym wzrokiem, ale zniechęcenie zniknęło z jego twarzy, kiedy wychwycił burzę białych kosmyków. Leslie całkiem szybko odrzucił od siebie myśl, że ma do czynienia z maniakalnym mordercą, który poderżnąłby ci gardło dla samej przyjemności albo rabuś, który chętnie przywłaszczyłby sobie twój portfel i nie chciałby uwierzyć w to, że go nie masz.
Ale był całkiem blisko.
Syon.
Przesunął paznokciami po karku, tłamsząc w sobie wyrazy ulgi. Sprzeczne emocje przeplatały się ze sobą do tego stopnia, że kompletnie zignorował obecność psa, a także na chwilę zapomniał o swojej wygranej. Gdyby nie Wilczur, na pewno przypomniałby sobie o niej po czasie. Aktualnie zbyt ciężko było mu uwierzyć, że O'Harleyh naprawdę się tu zjawił i nie żartował z możliwością wybrania sobie nagrody.
Gapisz się. Milczysz. To trochę niezręczne, wiesz?
Słowa białowłosego zdawały się dotrzeć do niego z lekkim opóźnieniem. Blondyn mimowolnie pokręcił głową, jakby wciąż nie dowierzał. Była to jedyna reakcja, którą zdecydował się zdradzić Wilczemu, mimo że w tej chwili miał do zaoferowania o wiele więcej. Mimowolnie wsunął ręce do kieszeni, widząc jak dystans między nimi coraz bardziej maleje. Chciał zrobić dosłownie wszystko, byleby powstrzymać się od wyciągnięcia dłoni w jego stronę. Bynajmniej nie w tradycyjnie powitalnym geście.
Już myślałem, że „trudne” nie figuruje w twoim słowniku ― rzucił, mimowolnie unosząc kącik ust i przyglądając się, jak maska powoli znika z twarzy jego przyjaciela. Z jakiegoś powodu czuł spokój i zdenerwowanie jednocześnie. Te dwa kontrasty krążyły gdzieś w powietrzu, chcąc ocierać się nie tylko o Zero, ale i Growlithe'a. ― Później ― zakomunikował. Aktualnie jego zachcianki nie były tu priorytetem. Nie, gdy stąpał po cienkim lodzie, który już zdobiła siatka pęknięć.
W międzyczasie możesz powiedzieć, czego i tak byś nie zrobił. I dlaczego tu jesteśmy.
„Następnym razem...”
Uniósł brew, próbując przeanalizować to co właśnie usłyszał. Chyba nie zamierzał...?
Od teraz każde spotkanie będzie poprzedzane grą w podchody? ― Wypuścił powietrze ustami, przechylając głowę na bok. Uniósł spojrzenie, teatralnie wołając o pomstę do Nieba, jednocześnie wiedząc, że był ostatnią osobą, która w chwilach bezsilności zwróciłaby się właśnie tam. ― Ta zagadka nie była prosta. Właściwie wpadłem na to dopiero dzisiaj. Ale w porządku.
Opuścił wzrok, jednak tym razem obiektem zainteresowania nie była już twarz chłopaka. Ręka Vessare'go wysunęła się z kieszeni, ale w porę zapanował nad tym odruchem i opuścił ją luźno wzdłuż ciała, jakby od początku zależało mu właśnie na tym.
Wygrałeś.
Bez znaczenia.
Jak twoja ręka?
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Później.”
Szkoda ─ wciął się od razu.
Zasada ping-ponga. Akcja-reakcja. Zero powiedział, Growlithe automatycznie rzucił odpowiedzią, jakby od dawna się na to przygotowywał. W rzeczywistości mu się wymsknęło, ale było to tak naturalne, że nawet najbardziej podejrzliwa jednostka, uznałaby, że mówi szczerze.
PONIEKĄD JEST CI SZKODA.
Livai przysiadł na grubej gałęzi drzewa, wsuwając dziób między pióra rozłożonego skrzydła.
WOLAŁBYŚ WIEDZIEĆ.
Growlithe otaksował Leslie'ego wyczekującym spojrzeniem. Livai mimo wszystko miał rację. Był ciekawy, co takiego przygotuje dla niego przyjaciel. Sytuacja sprzed paru dobrych tygodni ich obu wrzucała w czarne, gwałtowne morze niesprawiedliwości. Łatwo było sobie wyobrazić kogoś, kto patrzy teraz na nich z góry i popijając lampkę wina wybucha gromkim śmiechem za każdym razem, gdy któryś z nich odczuwa tchnienie niepewności. Chociaż w przypadku Wilczura ciężko było o coś pokroju tego stanu, to jednak teraz, gdy oboje milczeli, miał ochotę na siłę przerwać ciszę tylko po to, by zapytać wprost: „czego chcesz? I tak to zrobię.”
Zamiast tego znów przejmował dylematy Vessare'a.
Do cholery jasnej, zrozum wreszcie, że
Zgodzę się na wszystko, Leslie. ─ Spomiędzy jego ust wyrwało się ciche westchnięcie. Ile razy miał mu to jeszcze powtarzać? Do upadłego? Za każdym razem, gdy wygra ustawioną i tak grę? Aż im obu się znudzi? Grow już był znudzony. Wzruszył lekko szczupłymi barkami, przymrużając nonszalancko ślepia. ─ Jestem wytrzymały. I lubię ryzyko. Wyzwania. Trudności. Wygrałeś zakład, który nie miał żadnych limitów, nie? No to używaj dla własnych profitów. To idiotyzm stawiać warunki, gdy się przegrało.
Bardziej dogłębnie już nie mogłeś, co?
Przegryzł dolną wargę od wewnętrznej strony, na moment przenosząc wzrok gdzieś w dal, ponad ramieniem Zero.
Po prostu przyznaj się, że chcesz mu...
Zaśmiał się cicho. Prawie wesoło, ale w tę całą „wesołość” i tak wkradła się nuta irytacji i arogancji. Najwidoczniej coś już bezpowrotnie zamordowało dawne „ja”, gotowe śmiać się szczerze, gdy sam tego chciał.
Nie, nie. Znudziłoby się. Poza tym ile można czekać na drzewie? Wszystkie dzięcioły złożyły wypis z miejsca zamieszkania. ─ Wrócił do niego wzrokiem. ─ To zagadki na miarę dziecięcych rebusów. A i tak dają po dupie, co? Z ręką w porządku. W ogóle jest w porządku. Ostatnio niewiele się ruszam z nory, więc nawet nie mam kiedy nabawić się kolejnego guza. Mam na utrzymaniu dodatkowego szczeniaka i gówniarz nieźle się panoszy. Mam nadzieję, że porwie go jakiś tłum gondolierów albo napcha się ryżem i wtoczy do Donghae.
Odsunął rękę od karku.
Dopiero się zorientował, że zaczął przesuwać paznokciami po szyi akurat w momencie, gdy zaczęło się spowiadanie. I tak złapał się na tym, że mimo chęci, wszystko opowiadał pobieżnie, za mocno przeskakując z tematu na temat, jakby nie mógł zatrzymać się przy konkretnym wątku. Nieprzyzwyczajenie do wdrażania kogoś we własne sprawy za mocno mu się wgryzło w psychikę. Co z tego, że teraz był świadom blokady, skoro i tak nie umiał jej przełamać?
A z tobą jak? A, właśnie. Patrz. ─ Growlithe sięgnął za siebie, by wsunąć rękę pod materiał przepasanej w pasie koszuli i włożyć dłoń do tylnej kieszeni. Wyciągnął portfel i pomachał nim parę razy, przywołując na twarzy zadowolony uśmiech. ─ Gwizdnąłem portfel. Idziemy do świątyni powrzucać mnóstwo monet dla nieistniejących bogów? Chciałem też dorwać kogoś, kto mnie bardziej wtajemniczy w plotki o tym lesie. Ciężko uzyskać jakieś informacje. Coś wiesz? Podobno tu straszy.
ZERO ROMANTYZMU.
Po prostu nie będę się narzucał.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach