Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Go down

Wyrwał się spod jego dotyku. Nienachalnie, ale jednak było to na tyle pewne, by bez słów przekazać wiadomość ─ nie dotykaj mnie. Obejrzał swoją dłoń, ale bez większego zainteresowania. W nierównej walce stracił fragment ręki, który nie zasklepi się jak zadrapanie, a jednak nic nie wskazywało na to, by się tym przejął, tak samo, jak nie wyglądał na przejętego, gdy padły następne słowa Shiona. Nawet na niego nie patrzył, zajęty lustrowaniem prowizorycznego opatrunku.
Rejestrował fakt, że chłopiec do niego mówił, lecz sens umykał podświadomie, pozostawiając Jace'a głuchego na większość monologu. Przebijały się tylko pojedyncze słowa albo marne zlepki zdań, które w konfrontacji z innymi fragmentami nie tworzyły spójnej całości. Jedyne, co było dla niego pewne, to irracjonalność całej sytuacji. Nie miała sensu, ba, w ogóle nie miała prawa bytu, a jednak książę (były książę) nieustannie trzymał się „tego” wątku, gotów powtórzyć stokrotnie zapewnienia o własnej nieomylności.
Nie ma pojęcia o czym pierdoli.
Jace oparł dłoń na sianie i wreszcie na niego spojrzał; znużony, ale czujny, nieustannie przemykając wzrokiem na jego oczy lub usta i z powrotem, aż w końcu przymknął powieki, informując świat o własnym zmęczeniu ─ wypuścił wtedy powietrze przez nos z głuchym westchnieniem.
Tylko raz mu przerwał. Gdy podniósł głos i ktoś z dołu, prawdopodobnie Jorg, chrapnął głośniej, budzony przez część umysłu, która nakazywała podnieść ostrożność i zerwać się na nogi, póki nie jest za późno. Kazał mu wtedy być ciszej, choć spodziewał się, że kolejne rozkazy podczas wybuchu tego małego wulkanu mogły okazać się tylko dodatkowym chlupnięciem oliwy w ognisko. A jednak było to jedyne słowo ─ „spokój” ─ jakie wyrwało się z jego przełyku. Nie pisnął słówkiem, kiedy dłonie Shiona oparły się o jego tors i pchnęły go głębiej w ścianę, wywołując tylko nagłe przymrużenie dzikich ślepi, bo może był świadom, że całe to zajście było niepotrzebne. Obaj popełniali błędy, obaj byli głupi.
Skostniałe palce, zwykle nienaturalnie ciepłe, teraz oparły się zimnem o kark Jonathana, rozcierając całe napięcie, jakie zdążyło się tam zgromadzić. Najwidoczniej wykpił wspomnienie, by nie odpowiadać, bo w niedługim czasie, po ustach przesunął się język, zmywając ostatki zlodowacenia i wkrótce w pomieszczeniu rozległ się ledwo możliwy do wychwycenia ludzkim uchem głos;
Jest różnica między tobą a Ethanem. ─ Przeniósł wzrok z kłębka ułożonego na stogu siana, kierując go przed siebie, wprost na gigantyczne, dwuskrzydłowe drzwi stodoły, przez które próbowała dobić się burza. Warknął nagle piorun. ─ Ethan ma rodzinę. Ułożył sobie życie, w którym jest szczęśliwy. Posyłanie go do zamku, to zmuszanie do zrezygnowania z tego szczęścia. Chcesz pozbawić brata perspektyw tylko dlatego, że tobie się coś nie podoba? Swoim kosztem możesz zagwarantować mu biedne, ale niezłe życie u boku kobiety, którą kocha, za którą odda życie, ha, dla której już oddał życie w królewskich alkowach, choć mógł mieć setki takich jak ona, nawet wierniejszych, piękniejszych, mądrzejszych, bardziej perwersyjnych. A jednak to przekreślił. Co ma do stracenia? Wracając na tron Ynadrillu, skaże się na mus bycia królem, któremu nie przystoi posiadanie zwykłej chłopki za żonę. Zniszczy życie. Nie tylko swoje. Również swojej żony i dziecka. A ty? ─ Prawie parsknął. Zdusił śmiech w ostatniej chwili, wywracając oczami na samą myśl o żrącym ludzi egoizmie. ─ Co masz do stracenia, oprócz ułożenia scenariusza pod swoje wymagania? Szczeniaku, masz władzę, której niewielu królów posiadało. Decydujesz o cudzym zadowoleniu, a nawet o tym nie wiesz i jeszcze próbujesz mi wmówić, że to ja jestem dziwny? Że mnie nie rozumiesz? To ja nie rozumiem, jak możesz łamać dane słowo po niecałej dobie i myśleć tylko o tym, by uratować własną dupę. Nie jestem święty. Nawet nie chcę być, w anielskich piórach mi nie do twarzy. Ale nie pozwolę, by krzywda stała się Hekate lub komukolwiek z tej ─ Jorg chrapnął ponownie ─ zgrai głupców i samobójców. I jeśli dla ich ochrony musiałbym rezygnować z własnego zadowolenia, to niech będzie. Przemyśl to.
Podniósł się niespiesznie z siana, sięgając jeszcze po pasy z bronią i resztą ekwipunku. Nie patrzył na niego, jakby okno w ścianie było stokroć ciekawsze od dziedzica (byłego dziedzica) Ynadrillu.
„Niech jutro nasze drogi się rozejdą.”
Szczęka mu drgnęła, ale przetrzymał w gardle cisnącą się na usta ripostę. Zdobył się tylko na to, by wykrztusić mrukliwe „dobranoc” i wsunął stopę na pierwszy szczebel drabiny, by przenieść się na niższy poziom i podejść do samotnie upchniętej w rogu Rainbow.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poranek był niezwykle mroźny. Szron pokrył trawę oraz szyby w małych oknach, zarówno chaty jak i stodoły, sprawiając wrażenie nawrotu zimy. Od samego rana Pepper gotowała wodę w kociołku na herbatę oraz zupę, którą planowała podać na śniadanie gościom. Nie było tego wiele, ale próbowała ich wszystkich ugościć tak, jak tylko potrafiła.
Jak można było się spodziewać – Shiona nie było. Nie było po nim najmniejszego śladu, przez co Rainbow z każdym kolejnym uderzeniem serca zaczynała się niepokoić. Chodziła praktycznie w kółko, od czasu do czasu rzucając, że trzeba udać się na poszukiwania. Uspokoiła ją dopiero Pepper, kiedy poinformowała, że nie tylko Shion zniknął, ale również Ethan i zapewne udali się na spacer, żeby trochę ze sobą pobyć.
I rzeczywiście.
Wrócili dopiero, kiedy zaczynało zmierzchać. Przez ten czas Sztacha wraz z Jorgiem udali się do lasu na polowanie, które okazało się sukcesem, gdyż przytargali ze sobą sporej wielkości sarnę. Pepper, Nerissa oraz Rainbow przystąpiły do jej oporządzania, od czasu do czasu odpychając Barloga, który na samą myśl o sytej kolacji nie mógł powstrzymać nadmiernego ślinotoku. Hekate w tym czasie zajęła się synem Ethana, z którym robili lalki ze słomy, odnajdując wspólny język, pomimo różnicy wieku. W pewnym momencie dziewczynka nawet zaczęła się śmiać, co było pierwszym znakiem, że jest na dobrej drodze ku odzyskiwaniu utraconego dzieciństwa.
-Jonathan. Mógłbyś wejść do środka? – poprosił Ethan spokojnym głosem, znikając za drzwiami, tuż za swoim bratem. W środku została tylko Pepper oraz Rainbow, która poprosiła Nerissę o przyniesienie więcej wody.
Shion usiadł na krześle i oparł się obydwoma łokciami o blat stołu, uparcie wpatrując się przed siebie, w małe palenisko. Ścięgna jego szyi były napięte, a szczęka zaciśnięta, co świadczyło o dziwnym napięciu i stresie. Zupełnym przeciwieństwem był Ethan. Spokojny, nieco zmęczony. Ucałował w czoło swoją żonę i pogładził ją po brzuchu, czekając, aż jasnowłosy zamknie za sobą drzwi.
- Podam wam herbaty. Pewnie zmarzliście. – powiedziała kobieta, po czym odwróciwszy się, podeszła do garnka z wodą. Ethan odprowadził ją swoim spojrzeniem, po czym spojrzał na Jace’a.
- Rozmawialiśmy dzisiaj z Shionem o wszystkim i koniec końców, podjęliśmy decyzję, wspólnie, co będzie dalej. – nabrał powietrza, po czym dodał. – Zasiądę na tronie.
W pomieszczeniu zapadła cisza jak makiem zasiał. Pepper zesztywniała i odwróciła się przez ramię. Na jej twarzy malował się autentyczny smutek, łamiący serce, jednakże szybko zmazała go uśmiechem. Choć wciąż pełnym smutku i żalu.
– Rozumiem. Będziesz wspaniałym królem. – Ethan skinął głową i wyciągnął dłoń, by dotknąć jej policzka.
- Chcę was zabrać ze sobą. Ciebie i dzieci. Ale nie jako konkubinę czy kochankę. Ale jako moją żonę. Jako królową.
- Co…? Ale ja nie—
- To nie ma znaczenia, Pepper. Jestem królem. A król….
- … ma władzę. Nieskończoną. – dokończył Shion po raz pierwszy zabierając głos, ulotnie zahaczając swoim spojrzeniem o sylwetkę Jonathana.
- Prawda jest taka, że nasz ojciec I cała jego rada nie żyje. A jeśli któryś z tych konserwatywnych starców żyje, to albo jest w lochach, albo zdradził. Ethan zasiadając na tronie będzie musiał stworzyć własną radę. Własne prawo. Jako król ma nieograniczoną władzę. Może wszystko. Jeśli rozkaże, że białe ma być czarne, to tak będzie. Jedyną rzeczą, która go ograniczy jest lud. Lud, który nie pójdzie za swoim królem, może się zbuntować i strącić go z tronu. Każdy władca się tego boi. Dlatego albo jest kochany, albo nienawidzony jednakże jednocześnie rozsiewając strach i trwogę. W tym przypadku, kiedy lud dowie się, że ich nowy król, pojął za żonę chłopkę, kobietę bez urodzenia, poczuje się w pewien sposób połączony z Ethanem. Będzie ich królem. Lud będzie pierwszym sprzymierzeńcem mojego brata. Bo Ethan będzie znał ich potrzeby z pierwszej ręki.
- Dokładnie. – skinął głową chłopak i oderwawszy spojrzenie od brata, ponownie skupił się na Jonathanie.
- Problemem jednak zostaje nasz wuj, który zgarnął dla siebie tron. Ma armię. Zapewne liczną i potężną. Potrzeba planu i przygotować, by móc go zaatakować. Najpierw chcemy puścić wiadomość wśród ludu, że żyję.
- Zapewne wielu żołnierzy czy też dowódców ukrywa się przed wzrokiem uzurpatora. Sami zaczną szukać Ethana.
- Nim ruszę faktycznie na wojnę, chcę, żeby moje dziecko spokojnie się narodziło. Dwa miesiące. Tyle mam czasu. W tym czasie ostatnie śniegi stopnieją, a ja będę mógł szukać sojuszników. W królestwie i poza jego granicami. Spróbuję napisać list do sąsiedniego królestwa, Alexandrii. Jej władca ma trzy córki. Jest duża szansa, że któraś wciąż pozostaje niezamężna. – tutaj przerwał, by na moment spojrzeć na swojego brata.
- Wżenię Shiona w ich rodzinę. To da nam potężnego sojusznika. – dodał po chwili milczenia.
- I wiem od Shiona o Tobie i o twojej córce, Hekate. Pozwól, że przez cały ten czas zostanie z nami. Tutaj będzie bezpieczna. Moja żona się nią zaopiekuje. Prawda Pepper? – kobieta skinęła z uśmiechem i uroczymi wypiekami na twarzy.
- Pomoże jej również w domowych obowiązkach. A kiedy zostanę już królem, zabiorę ją do zamku, gdzie zostanie moją protegowaną. I… ostatnia kwestia. – westchnął ciężko, robiąc parę kroków do przodu, by być bliżej jasnowłosego.
- Wiem, że jesteście najemnikami. Chciałbym was wynająć na mojego sojusznika, niestety, nie mam przy sobie żadnych skarbów. Mógłbym obiecać, że jak zasiądę na tronie pozwolę wam wynieść z królewskiego skarbca tyle złota, ile zdołacie unieść, ale… prawda jest taka, że nawet nie wiem w jakim jest stanie. I na tą chwilę nie mam nic do zaoferowania. Zrozumiem, jeśli w tym momencie nasze drogi się rozejdą. Ale bez względu na twoją decyzję, o Hekate się nie bój. Zaopiekujemy się nią. A ty będziesz mógł zawsze ją odwiedzić.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Słuchał ich obu. Stał opart o ścianę budynku i wsłuchiwał się we wszystkie podane na srebrnej tacy warianty, ale im dalej, tym jego twarz wyrażała mniejszą aprobatę.
To samobójstwo ─ skwitował bez ogródek, ścinając Ethana spojrzeniem. ─ Nie bądźcie głupi i nie zakładajcie, że lud go pokocha, bo ożenił się z jakąś przydrożną dziewką. Z całym szacunkiem Pepper, ale ludzie mają swoje zasady, a szlachta nie jest słabym wyrostkiem. Każdy lord posiada prywatną armię, która często składa się z niższych warstw. Ci ludzie nie wystąpią przeciwko swoim panom tylko dlatego, że pojawił się dawien dawno zaginiony dziedzic. Co więcej ─ Jace zawiesił na sekundę głos, jakby koniecznie musiał zrobić pauzę i dać im kilka sekund na przemyślenie sytuacji; na zaakceptowanie jego słów ─ wielu, całe setki, będą miały mu za złe, że opuścił ich lata temu i staną przeciwko niemu. Nie z nim. Gdyby tak łatwo było obalić władzę, mieszczaństwo i wieśniacy dawno temu by to zrobili. A jednak warstwy nadal są widoczne i żadnemu drwalowi, rzeźnikowi albo rolnikowi nie zamarzyło się stanięcie do walki. Nie znam waszego wuja, ale nie dotarła do nas jeszcze żadna wieść z Ynadrillu, jakoby lud był wściekł i gotów podpalić królewskie posiadłości. Wychodzi więc na to, że niektórzy pogodzili się ze zmianą. Większość ludzi to bierne osły. I to nie wszystko. Chyba zaślepiły cię królewskie pieniądze, bo choć teraz nie żyjesz jak król, jak król się nosisz. Zacznij myśleć jak strateg, to zauważysz różnicę między zwykłym rolnikiem, a gwardzistą lorda. Dostrzeżesz choroby, wygłodzenie, marazm w porównaniu z krzepką sylwetką, wytrenowaniem i dobrym ekwipunkiem. Chcesz uwagi najniższych rangą, Ethanie? ─ Na twarzy Jace'a pojawił się drapieżny uśmieszek, gdy wypowiadał jego imię. Może odrobinę zbyt pogardliwie. ─ A co z wyższymi stanem? Będą wkurwieni, gdy dowiedzą się, że ich król z ─ parsknął ─ „władzą absolutną” postanowił przyleźć z kobietą i bachorami. Co więcej. Szczenięta oznaczają, że wiodło ci się na tyle dobrze, by zapłodnić kobietę i utrzymać ją przy życiu godnym do tego stopnia, by nie tylko wydała na świat twoje potomstwo, ale również przeżyła poród. Wróć. Dwa porody. Jak się to będzie prezentowało z ich strony, hm? Lekko? ─ Pokręcił głową, zmywając z twarzy uśmiech. ─ Przeciwnie. Uznają cię za tchórza, który wrócił, bo zwęszył władzę. Może nawet pomyślą, że doszły cię wieści jedynie o morderstwie króla, a nie kwestii wuja i tylko dlatego wychyliłeś łeb ze swojej kryjówki. Nawet jeśli wśród chłopów znajdą się tacy, którzy będą cię popierali, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie dadzą rady przekrzyczeć arystokracji. A uwierz, zależy ci również na niej. Szczególnie na niej. To ona zasila twój skarbiec, dzięki któremu możesz wynająć wojsko i służbę, za monety Ynadrillu wzmocnisz handel królestwa, jego gospodarkę i politykę. Bez pieniędzy nawet lud cię nie zechce, bo co im po twojej śmiesznej dobroci, jeśli będą umierać z głodu, pragnienia i chorób?
Zatrzymał się na moment, klnąc na siebie i plując sobie w brodę. Nie był doradcą króla, a przed nim przecież nie stał prawdziwy król. Powinien siedzieć cicho, chwycić Hekate i wyjść stąd zanim pojawił się ten marny słowotok. Teraz miał wrażenie, że zwrócił na siebie nie tylko uwagę Ethana, ale i Pepper, która przyglądała się mu rozdarta pomiędzy optymizmem męża, a stroną, jaką zaprezentował Jace. Tym bardziej, że jednym monologiem obalił połowę korzyści, jakie przedstawił drugi mężczyzna. Co najmniej połowę.
Zęby zahaczyły o dolną wargę, gdy przegryzał ją w zamyśleniu. Hunter ciążył mu u pasa, przypominając o brzemieniu, jakie sobą reprezentował. Wytrzymały aż tak, że jest w stanie przeciąć ceglane mury, ale przecież i Herkules dupa, gdy wrogów kupa. Ethanowi nie tylko trzeba było lojalnego wojska. Trzeba było mu planu, który nie będzie bazował na ludzie, bo lud nie składał się jedynie z chłopskich rodzin.
„Wiem, że jesteście najemnikami.”
Jace dotknął tej myśli, powoli jej smakując.
Wiesz od Shiona zapewne dużo więcej niż bym sobie tego życzył ─ syknął pod nosem, tylko na sekundę prześlizgując się wzrokiem po młodszym z braci, by prędko powrócić do twarzy Ethana. ─ Ale jakkolwiek nie uważam twej żony za osobę dobrą, nie zostawię w jej towarzystwie Hekate. Dość mam niepewnych gruntów, a nie mam żadnej gwarancji, że byłaby bezpieczna w tym miejscu. Udało nam się was znaleźć w zbyt krótkim czasie, by uznać ten dom za odpowiednią kryjówkę, a jeśli choć jeszcze jeden włos spadnie jej z głowy... ─ Splunął na podłogę i warknął wściekle, uderzając głosem o ściany domu. ─ Jestem kurewsko zawiedziony każdym słowem, jakie obaj wypowiedzieliście, bo nie ma w tych planach niczego prócz mrzonek. Zresztą...
Tym razem nie wytrzymał. Z gardła wydobył się cichy chichot, stłumiony dopiero gwałtownym mruknięciem, kiedy błyszczącymi oczami spojrzał ku Pepper, mierząc ją niewidzialną linijką.
Nie powiesz mi, że tak nagle zmieniłeś zdanie. ─ Mówiąc to, powrócił mimowolnie do Ethana, choć widok jego twarzy coraz bardziej go męczył. Ramiona najemnika skrzyżowały się na piersi, a on sam przekrzywił lekko głowę, przyglądając się drugiemu mężczyźnie z innej perspektywy. ─ Wpada do ciebie banda brudnych ścierw, burzy twój spokój, naprzykrza się żonie. Połowa moich ludzi marzy o tym, by przycisnąć to kształtne ciałko do ławy i przerżnąć na tuzin sposobów. Ze mną włącznie. A ty co? Ni z tego, ni z tamtego ogłaszasz, że jednak idziesz w bój. Jeszcze wczorajszego dnia byłeś gotów twardo postawić na swoim. A teraz nagle ci się odwidziało? Bo co? Bo pogadałeś z młodszym braciszkiem, który przypomniał ci, że król ma władzę absolutną? Nie, nie ma. Król jest zależny od ludu, a lud wyśmieje twoje próby pogodzenia stanów, wasza wysokość. Naprawdę uważasz, że władca Alexandrii, tradycjonalista, pozwoli krwi z twojej krwi poślubić jedną z jego cór? Nawet jeśli któraś cudem byłaby jeszcze niezamężna, to król Kaden dowiedziałby się, że potencjalnym kandydatem miałby być brat władcy, który ożenił się z chłopką, a wtedy jeszcze tego samego dnia wysłałby wojsko, by zburzyć mury Ynadrillu. Nie zapominaj, że nie masz żadnego poparcia. Nie masz też pewności, że to poparcie zyskasz, gdy ogłosisz swój powrót. Nie masz pewności, czy król Alexandrii podaruje Shionowi jedną z księżniczek, ani tym bardziej nie masz pewności, czy którakolwiek jest jeszcze na wydaniu. Ja z kolei nie mam pewności, czy życie Hekate tutaj byłoby niezagrożone. Nie masz żadnego powodu, aby przyświadczać mi przysługę. Powinieneś być raczej wściekły, że dzień po dniu wywiera się na tobie nacisk, by zostawić żonę ─ w chuj przykre, musisz ją  zostawić ─ i zasiąść na tronie, którego nawet nie chcesz. O wiele pewniejszym kandydatem byłby Shion. Jest czysty i nie pierdolił żadnej niewiasty niskiego stanu, którą chciałby wciągnąć na tron. Jeżeli więc taki jest wasz plan, to oby ziemia miękką wam była.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nieprzyjemna cisza, niemal namacalna, zapadła w pomieszczeniu. Twarz starszego z braci pociemniała, a pięść luźno puszczonej dłoni wzdłuż zacisnęła się tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Przez krótką chwilę wyglądał jak ktoś, kto lada moment wybuchnie i uderzy Jonathana, jednakże koniec końców wypuścił powoli i cicho powietrze przez noc, na ułamek sekundy mrużąc swoje oczy. Najwidoczniej próbując uspokoić stłamszone nerwy i zdenerwowanie, które w nim toczyło wojnę.
-Ethan… – cichy głos żony wyrwał go z letargu, kiedy z zaskakującym spokojem spojrzał na jasnowłosego z dziwnym, nieokrzesanym błyskiem w oku.
- Rozumiem Twój punkt widzenia. Teraz, jak to wszystko ubrałeś w słowa, widzę, jak bardzo się myliłem i pochopnie do tego wszystkiego podszedłem. Masz rację. Ale… – w tym momencie zdawało się, że w pomieszczeniu temperatura spadła o kilka dobrych stopni, a spojrzenie starszego z braci niemal nie przebiło ciała Jonathana lodowatymi igiełkami.
- Jeszcze jedno nieprzychylne słowo na temat mojej żony, a przysięgam, że własnoręcznie wyrwę ci jęzor i wsadzę w dupę, a następnie nabiję na pal rozrywając bebechy, by zostawić cię na pożarcie krukom i bezdomnym psom. A to wszystko na oczach twojej córki, żeby nauczyła się błędów swojego ojca. Jeszcze jedno twoje słowo. – powiedział cichym i spokojnym głosem, jakby opowiadał mu o technice sadzenia ziemniaków, aczkolwiek nie można było odmówić mu czegoś nieprzyjemnego w tonacji, co sugerowało, że nie żartuje.
- Czyli… – zaczął po chwili już nieco lżejszym tonem.
- Twoim zdaniem, najlepiej będzie jak-
HUK
Shion podniósł się z krzesła uderzając otwartymi dłońmi o blat stołu. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę, kiedy drżące ciało wpatrywało się tępo w drewno.
- Jak ja zasiądę na tronie. O wiele pewniejszy? Nie rozśmieszaj mnie. – wycedził przez zęby, odwracając głowę w stronę Jonathana.
- Prawda jest taka, że tobie w ogóle nie zależy na królestwie. Ani na niczym innym, tylko na tym, żeby się mnie pozbyć i wcisnąć w bezpieczne mury swoją córkę. Liczy się tylko twoje zdanie i to, czego ty chcesz. A gdzie w tym wszystkim ja i moje uczucia i potrzeby? To, czego JA chcę? – warknął robiąc kolejny krok w jego stronę, ulotnie spoglądając na Rainbow, która poruszyła się niepewnie, jakby czuła zbliżającą się burzę.
- Pewniejszy. Ha! To jest dobry żart! Zapomniałeś jakie plotki krążą? Jestem pieprzonym bękartem! Każdy normalny patrząc na mnie powie, że nie jestem podobny do żadnego męskiego członka mojej rodziny. Nie odziedziczyłem jakiejkolwiek, nawet najdrobniejszej cechy po ojcu. Już mój wujek ma więcej królewskiej krwi niż ja sam. Skoro w slumsach krążą plotki o tym, że nie jestem synem mojego ojca, to jak myślisz, co mówią na wyższych szczeblach? – usta wygięły się w lekkim zniesmaczeniu, kiedy przekrzywił głowę nieco na bok.
- Shion…
- Nie, Ethan. Wiesz, dotarłem raz do księgi, gdzie spisani są wszyscy królewscy członkowie. Obliczyłem ewentualną datę mojego poczęcia. I wiesz co? Nasz ojciec w tamtym czasie był poza granicami królestwa na wojnie. Dwa miesiące wstecz i do przodu. Interesujące, co? Myślisz, że lud i arystokracja będzie chciała bękarta na tronie? To TEŻ nie jest pewne. Zresztą, nawet jakbym był prawowitym następcą, coś ci powiem. – ponownie podszedł bliżej Jonathana, że wystarczyło odrobinę wyciągnąć rękę, a mógłby go dotknąć.
- Skoro ty masz gdzieś to, czego ja chcę, to ja mam gdzieś to, czego ty chcesz. Chociaż…. Zasiądę na tym chrzanionym tronie, tak, jak tego chcesz. Ale pod jednym warunkiem. – kąciki ust uniosły się w chłodnym, acz pełnym kpiny uśmieszku, kiedy w brązowym spojrzeniu pojawiło się coś niedobrego.
- Ugniesz kark przede mną. Będziesz na każde moje skinienie palcem. Nawet najmniejsze. Jak będę ci kazał zlizywać moje buty, to to będziesz robił. Jak rozkażę ci być moją dziwką – to nią będziesz. Porzucisz swoje dotychczasowe życie. Skoro ja mam być więźniem twojej chorobliwej żądzy – to ty będziesz więźniem mojej. Proste, prawda? – syknął mrużąc oczy, po czym prychnął i odwrócił głowę, czując dziwne ukłucie w okolicach klatki piersiowej.
- Z drogi. Nie mogę już na ciebie patrzeć.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Widział zdenerwowanie Ethana. Zresztą, musiałby być ślepcem, by nie dostrzec ostrości jego spojrzenia, ale nie pokusił się o to, aby pokazać należytą mężczyźnie skruchę. Nie tylko nie ugiął się pod ciężarem jego wzroku, ale odpowiedział na niego z równą mocą, nie szczędząc przy tym kpiarskiego grymasu wykrzywiającego usta.
Ależ skąd ta złość? Wprost przeciwnie. Żadne moje słowo nie było nieprzychylne twojej żonie, wasza subtelna mość. Wiedz też, że groźby nie robią na mnie wrażenia. Widziałem gorsze tortury.
Nawet, jeślibyś wiedział, że ma to oglądać Hekate?
Jace pozostał niewzruszony, choć momentalnie ścisnął go gniew. Świętość nie była jego cechą, ale nawet on nie pokusił się, aby wciągać w szantaż cudze dzieciaki, choć niewątpliwie Ethanowi zależało na tym, aby trafić w jego czuły punkt. Bez wątpienia mu się to udało, bo nawet jeśli postawa się nie zmieniła, spojrzenie nabrało innej nuty. Rainbow zmarszczyła lekko brwi, jej usta otworzyły się równolegle do warg Ethana i wydawać się mogło, że oboje chcieli wygładzić fałdy tego konfliktu...
Ale wtedy rozległ się huk.
Jace nie był wyjątkiem ─ również spojrzał w kierunku Shiona, choć w tym momencie nie trudził się już utrzymywaniem maski obojętności. Twarz ściągnęła się w gniewie, nadając mu o wiele paskudniejszego wyrazu. Idealny przykład na to, jak brzydka morda staje się jeszcze szpetniejsza za sprawą zaledwie jednej emocji.
Shion był bękartem. Możliwe. Ale jego pochodzenie wciąż pozostawało tylko kwestią plotek, a małżeństwo Ethana było nieodwracalnym faktem. Shion, w porównaniu do brata, nie musiałby wychylać się ze swoim niepewnym dziedzictwem, do końca utrzymując więzy krwi. Bo i jak mieliby sprawdzić ich słuszność, skoro król Ynadrillu pleśniał w trumnie, a jego syn wciąż utrzymywał, że jest jego potomkiem?
Mimo wszystko nie odezwał się słówem, przyjmując na siebie cały atak, nawet jeśli był moment, w którym drzwi chaty powinny trzasnąć, wprawiając w drżenie wszystkie jej cztery ściany. A jednak nawet nie drgnął. Tylko dłoń obwiązana starymi szmatami wsunęła się lekko na czarną rękojeść Huntera, odczuwając pod opuszkami lodowate zimno broni, nieporównywalne nawet do lodu, jakimi skute były oczy Shiona.
„Ugniesz kark przede mną.”
Uśmiechnął się perfidnie, krzyżując z nim spojrzenia. Już teraz odrzucił tę śmiechu wartą propozycję, ale odczekał jeszcze do samego końca. To nie było potrzebne. Mogli się spokojnie obejść bez wszystkich tych teatrzyków. Bez słów Shiona, bez dźwięku stali ocierającej się o stal, bez wrzasku Ethana, krzyknięcia Pepper, bez głuchego uderzenia, kiedy z rozmachu rękojeść śmignęła w skroń Shiona, bez warknięcia Rainbow, która doskoczyła do Jace'a w tej samej sekundzie co Ethan. Oboje ─ Rai i starszy z braci ─ chwycili go za ten sam nadgarstek, hamując rękę, w której dzierżył wyciągnięty miecz.
Ostrze zawisło w powietrzu, tak samo jak nagła cisza, która rozciągnęła się do kilku mocnych uderzeń serca.
Do czasu.
Pierdol się, szczurze. A wy mnie puśćcie. ─ Ostatnie słowa mruknął już bezpośrednio do Ethana, zaglądając mu w oczy tak głęboko, że niemal dostrzegł wściekłość jego duszy, a nim którykolwiek z nich zdążyłby rozluźnić palce, Jace wyrwał się z ich uchwytów i wsunął z powrotem Huntera do futerału przy pasie. Rainbow głośno wypuściła powietrze przez nos.
Co ty wyprawiasz? ─ syknęła roztrzęsiona, kuląc dłonie w pięści i mierząc przyjaciela spod potarganej grzywki. Ten zerknął na nią ledwie kątem oka, szybko powracając do twarzy Shiona.
To, co trzeba było. Wynosimy się stąd. Weź Hekate.
Jace, ale... ─ Umilkła gwałtownie, gdy zobaczyła jego spojrzenie. Przez chwilę rozważała jeszcze wszystkie dostępne możliwości, ale prędko z tego zrezygnowała. Był nieugięty. ─ W porządku. Żegnajcie.
Kiwnęła jeszcze głową, wychodząc za Jacem w chłodny wieczór. Powietrze buchnęło lodowatymi igłami w twarz, gdy dziewczyna kierowała się po córkę i resztę najemników, zostawiając Jace'a przed stodołą. Dopiero, gdy dłuższy moment nie wychodzili, wsunął palce między wargi i gwizdnął, rozrywając ciszę jak miecz tnie nicie.
Jazda!
Ze stodoły wydobył się pierwszy brudny łeb. Sztacha wyniósł na rękach śpiącą Hekate, która miauknęła i obróciła się do jego wielkiej piersi, wciskając w nią policzek. Spała. Chwilę potem zaczęli wychodzić pozostali. Niektórzy zerkali na Jace'a, ale większość po prostu słuchała rozkazu. Ostatnia wyszła Rainbow, zamykając za sobą wielkie wrota stodoły, w której przyszło spędzić im burzową noc.
Gotowy? ─ napomknęła, dotykając jego ramienia. Poczuła napięte mięśnie i nie zdziwiła się, gdy odsunął ramię do przodu, stawiając między nimi grubą barierę.
Jak nigdy. Wracamy do Ynadrillu. Gorszego króla nie będzie mieć.

KONIEC WĄTKU
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach