Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Nie tak dawno temu, w tej samej galaktyce.

Oczekiwanie jest najgorsze, nie ważne czy czekasz na coś dobrego, czy na coś złego. Ten czas, w którym musisz czekać, wiedząc co się ma wydarzyć jest nieznośny, zupełnie jak swędzenie które nie ustaje, a ty nie możesz się podrapać.
Wydawało się jej, że oczekuje już wieki, na to aż zapadnie sztuczny zmierzch, w sztucznie wytworzonej kopule M-1. Dowiedziała się o przejściu już jakiś czas temu, przygotowywała się do wyprawy bardzo długo, planując, robiąc zapasy... Nie uciekała, nie! Chciała się przekonać na własnej skórze, jak tam jest, czy to co mówią, to prawda. Gdy się ma naście lat, nie ma się nic przeciwko robieniu głupot, sprawdzaniu granic - zarówno swoich jak i wszystkiego i wszystkich dookoła. Mówią że postępowanie nielogiczne jest przywilejem wieku. Tak mówią... ale ona w to nie wierzyła. Błędy robili młodzi i starzy, głupcy i mędrcy. Czy to co ona dziś robiła było głupotą? Sama decyzja o wyjściu była zapewne głupotą. Gdyby poczekała ledwie kilka dni S.SPEC się do niej odezwie, zaproponuje współpracę... i pokaże jej świat na zewnątrz. Ona tego jednak nie wiedziała, nikt nie znał przyszłości.
Najgorsze było wyjście z nieużywanego kanału - poruszanie się w okrągłej rurze było niezwykle trudne, mimo że poruszała się w pozycji wyprostowanej. Dodatkowo mała przestrzeń i ten strach, że to jednak nie jest nieużywany odpływ, że zaraz runie na nią ogromna masa ścieków, w której utonie, a później zjedzą ją zmutowane zwierzęta na zewnątrz.
Bo tak mówili. Że nie ma tam ludzi, są tylko pomutowane zwierzęta.
Wychyliła się, trzymając się krawędzi ogromnej rury i zmrużyła oczy - dzień to było ostatnie czego się spodziewała. Zwątpiła w pierwszej chwili i zerknęła na zegarek, sprawdzając godzinę. Zaklęła. Za długo to trwało i było już po piątej. Nie spodziewała się że wydostanie się będzie takie trudne! Słońce jednak powoli, jeszcze nieśmiało, wznosiło się na widnokrąg nieba. Chłonęła ten obraz dłuższą chwilę. Pierwszy raz obserwowała prawdziwe słońce.
W końcu otrząsnęła się i spojrzała przed siebie. Tu już nie było tak pięknie. Pustynia. Oby nie znalazł jej nikt z wojsk... Zeskoczyła, całe pół metra, na ziemię i ruszyła przed siebie.
Plany miała piękne - miała zamiar zaprezentować miastu możliwość wykorzystania terenów przyległych do otworzenia plantacji. Była to długoterminowa wizja odbudowy świata. Na początku zasadzili by modyfikowane genetycznie rośliny zdolne do przetrwania na jałowym pustkowiu, którym było to miejsce, później, w wyniku naturalnej kolei rzeczy, umierające w końcu rośliny użyźniły by glebę, na której by można było zacząć sadzić kolejne rośliny, już mniej odporne. Dodatkowo w okolicy przydało by się wypełnić większy zbiornik wody - w końcu woda zaczęła by swój naturalny obieg i zaczęły by się częstsze deszcze.
Nie chciała się oddalać za bardzo od M1, jednak chciała zrobić małe rozpoznanie terenu... Więc szybko kopuła zniknęła jej z horyzontu, równie szybko wyjęła nadajnik gps tak by wiedzieć w którym kierunku podążać gdyby miała wracać.
Po około dwóch godzinach marszu dotarła do lasu pełnego zasuszonych drzew. Pełna nadziei złapała jedną z gałęzi, która pod niemal zerowym naciskiem złamała się - drzewa nie żyły już od dawna. Dotknęła pnia dłońmi - coś, na co nigdy by sobie w mieście nie pozwoliła, jednak po chwili przypomniała sobie że i tak nikt jej tu nie zobaczy, że jest sama - przytuliła się więc do suchego konaru drzewa, czując na policzku jego chropowatą fakturę i zamknęła oczy. Czuła jak upływa czas, jak gorący wiatr rozwiewa jej długie, białe włosy, a promienie słońca stają się coraz bardziej natarczywe i gorące, grożąc udarem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chwilę wcześniej...kilkaset kilometrów dalej.

Szlag!

Już prawie udało mu się opuścić pustynię. Widział już na horyzoncie miejsce gdzie piasek zaczyna przeplatać się z twardą spękaną ziemią. I całe szczęście, bo zaczęły mu się kończyć zapasy jedzenia. Normalnie nigdy nie wybrałby drogi przez pustynię, ale alternatywną trasę zablokowała mu grupa ghouli. Tak na oko jakieś 3-4 setki, ale cholera wie ile ich jeszcze było w pobliżu. Ghoule zdecydowanie nie są gatunkiem stawiającym na indywidualizm... Tak więc Wymordowany musiał nadłożyć drogi, całe 3 tygodnie w trasie dłużej... Mógł co prawda skorzystać z tatuaży i użyć teleportacji, ale wolał nie ryzykować marnując ich moc na darmo. W końcu nigdzie mu się nie spieszyło, a mógłby przypadkowo wpaść w zombie, których grupy potrafiły być rozproszone na przestrzeni kilkuset kilometrów. Zdecydowanie lepiej wybrać bezpieczniejszą opcję.

Lekkie drgnięcie podłoża było jedynym co uprzedziło atak. Hakurei odskoczył na bok, a tuż potem w miejscu gdzie stał wcześniej eksplodował gejzer piasku. Gigantyczny obły kształt przesłonił mu na moment widok, ale chłopak nie był w stanie skupić się na nim, bo poczuł kolejne drgania. Warknął na głos, w myślach rzucając przekleństwa, które w przypadku usłyszenia przez Anioły zapewniłyby mu Sąd Ostateczny w wersji mini i do tego instant.

Czerwie... Jebane czerwie! Na jebanym krańcu pustyni! Musisz się świetnie bawić oglądając to wszystko, gdziekolwiek jesteś teraz Boże. Cholerny Stwórca się znalazł. A weź sobie te swoje twory i...

Madara nie miał jednak zamiaru marnować sił na bezproduktywne rzucanie przekleństw pod adresem nieobecnego już z resztą Boga. Aktywował moc tatuaży i wykonał skok w stronę horyzontu, wcześniej wybiegając z powstałego obłoku kurzu i nie czekając na pojawienie się reszty olbrzymich robali. Nie miał zamiaru z nimi walczyć, mógł nie poradzić sobie z całym stadem. A nawet jeśli... Hakurei upewnił się, że krążące w pewnej odległości stado Lopterosów nie podąża w jego kierunku. Ich obecność mogła świadczyć tylko o jednym - mają gdzieś w pobliżu gniazdo. A to z kolei oznaczało góry, które oznaczały, że w pobliżu może kręcić się więcej niebezpiecznych stworzeń, różnych gatunków. Lepiej stąd zwiewać... Kilka skoków wystarczyło, żeby Wymordowany znalazł się kilkaset kilometrów dalej. Zawarczał ponownie - okazało się że pas spękanej ziemi oddzielał jedynie jedną pustynię od kolejnej. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, pustynia ciągnąca się przed nim okazała się mieć całkiem sporo "wysepek" ze stałym gruntem. Haku miał już serdecznie dosyć piasku, miał ochotę poczuć stały grunt pod nogami. Użył teleportacji żeby znaleźć się wysoko w górze, grawitacja zadziałała natychmiast, zaczynając ściągać go ku ziemi z której uciekł. Chciał rzucić okiem na pobliski teren. Odetchnął głęboko i wykonał skok w górę. Otoczyła go nagle błękitna pustka, powietrze stało się wyczuwalnie rzadsze, do tego zrobiło się zimniej. Wiatr łopotał jego płaszczem i resztą ubrań, dłoń mimowolnie zacisnęła się mocniej na Senbonzakurze. Wolałby nie zgubić swojego miecza, tak samo jak sakiewki. Dobrze że dzień okazał się pogodny, miał czystą wizję na okolicę. Daleko, daleko na skraju horyzontu zamajaczył  mu cel podróży - M-1. Kolejne z tych cholernych Miast...

Cóż, chyba trzeba lądować...

Ostatni skok pozwolił mu na wylądowanie w niewielkim zasuszonym lasku...zagajniku...jak zwał tak zwał. Zasuszone trupy martwych od dawna drzew sterczały w górę niczym włócznie godzące w niebo.Przeciągnął się lekko i otrzepał ubranie z piasku. Miał na sobie długą poszarpaną tunikę i spodnie, dawniej białe, jednak upływ czasu i warunki panujące w Desperacji zrobiły swoje, zabarwiając je brudnoszarym odcieniem. Na głowie nosił kefiję z przesłoną na usta spod której gdzieniegdzie wymsknęły się czarne kosmyki, kontrastując z jasnym ubraniem. Chroniły one przed wszędobylskim piachem. Całości dopełniał płaszcz, pod którym nosił przypiętą sakiewkę, miecz i sfatygowany koc służący mu za posłanie.

Przynajmniej będę miał opał na noc, dobre i tyle.

Wymordowany postanowił, że do Miasta uda się jutro, dość mu już było wrażeń jak na jeden dzień.  W dodatku wykorzystał chwilowo moce artefaktu, więc udanie się na teren S.SPEC byłoby teraz nierozsądne. Nagle jego uwagę zwrócił cichy hałas. Ktoś nadchodził w jego kierunku. Człowiek nie wyłapałby tego tak wcześniej, ale dzięki mutacji jego zmysły znacznie się wyostrzyły i Hakurei usłyszał intruza na długo zanim ten pojawił się na horyzoncie. Początkowo zirytował się tym, nie chciało mu się szukać innego miejsca na nocleg, zwłaszcza, że nie widział w pobliżu innych drzew, a nie uśmiechało mu się spanie bez ogniska które mogłoby go ogrzać. Co prawda istniało ryzyko że ogień zwabi jakiegoś stwora, jednak odstraszał drugie tyle. No i prawdopodobnie usłyszałby potencjalnego napastnika nawet przez sen, a zawsze lepiej spać w cieple, prawda? No ale wróćmy do niespodziewanego gościa.

Hakurei schował się za jednym z drzew zachowując praktycznie doskonałą ciszę. Mógł opuścić to miejsce bez sprawdzania z kim ma do czynienia, ale coś go zaciekawiło. Intruz był sam, w dodatku jeśli oceniać po samym dźwięku był dosyć lekki, prawdopodobnie nie miał na sobie żadnego ciężkiego ekwipunku. A to mogło oznaczać innego Wymordowanego. Już po chwili jego oczom ukazała się młoda dziewczyna z -o dziwo- białymi włosami. Przekrzywił lekko głowę nadstawiając uszy i przyglądając się jej niecodziennemu zachowaniu. Jego pionowe źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia gdy wyłapał zapach który wiatr przyniósł w jego stronę. Nieznajoma pachniała człowiekiem. Zwykłym człowiekiem, bez żadnych ulepszeń czy mutacji. Do tego dało się wyczuć zapachy innych ludzi, zapach Miasta. Ale w takim razie co robi w Desperacji? Do tego kompletnie nieprzygoto- W głowie Senbo tłoczyło się coraz więcej pytań. Obserwując białowłosą przytulającą się do drzewa zauważył z lekkim zdziwieniem, że czuje do niej sympatię. Była taka...niewinna. Cieszyła się z błahostki jakim był kontakt z martwym drzewem. Prawdopodobnie była to jej pierwsza wyprawa poza Miasto. Chłopak sam nie zauważył kiedy zaczął się uśmiechać. W dodatku nieznajoma była całkiem ładna, chociaż młoda. Za młoda jak dla niego, w końcu miał już na karku ponad tysiąc lat...

Chyba nie jest niebezpieczna... - wzruszył ramionami i wyszedł zza drzewa, starając się zwrócić na siebie wystarczająco dużo uwagi, tak żeby dziewczyna go usłyszała i starając się nie spłoszyć jej żadnym gwałtownym ruchem. Gdyby mógł mówić, to zawołałby ją, jednak brak języka uniemożliwiał mu ten sposób komunikacji. Zaczął pisać w powietrzu, w ślad za jego palcem w powietrzu formował się czarny dym, karnie układając się w znaki i zdania.

"Witaj. Nie zrobię ci krzywdy. Znasz japoński?"
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spłoszył ją hałas. W pierwszym odruchu sądziła że to zwierzę, ale później przypomniała sobie te wszystkie opowieści o potworach z poza miasta, więc wygramoliła z kieszeni pistolet na gaz pieprzowy i się obróciła. Oczywiście milion razy za późno, bo po co takiemu mieszczuchowi jak ona refleks i wyćwiczone odruchy. Nie musiała czuwać i troszczyć się o swoje życie w każdej małej sekundzie swego istnienia... Więc i odruchy miała dużo wolniejsze. Widać też było od razu, że po za tym że na pewno nie pochodzi z desperacji, była młodziutka - pewnie miała około osiemnastu lat, jej ciało prawdopodobnie skończyło swój wzrost, ale w figurze i na buzi było widać jeszcze echa młodości. Do tego jej oczy...
Nawet nie chodziło o sam kolor, dosyć nietypowy (zwłaszcza w połączeniu z białymi jak śnieg włosami) bo żółto-pomarańczowy, bardziej o wyraz z jakim patrzyła na świat. Mimo, że obecnie była wystraszona, a jej nowy kolega mógł to nie tylko wyczuć po zapachu, a to głównie widać było w tych oczach - była w nich też wiara, nadzieja i miłość do wszystkiego co ją otaczało. Zupełnie tak jakby optymistycznie sądziła że na pewno uda się jej samej naprawić cały świat, zapominając że przecież ma tylko dwie ręce.
Krótką chwilę patrzyli się na siebie, a przynajmniej tak się jej wydawało, bo owy "ktoś" był okutany od stóp do głów, w między czasie jej super groźny pistolecik opadł nieco, aż tu nagle... poruszył się, a ona znów wycelowała w jego głowę.
Pisał. Palcem. I pojawiał się jakiś dymek... co to za technologia?! Wystraszona chciała się cofnąć, ale plecami trafiła na drzewo do którego jeszcze przed chwilą się tuliła. Jej wielkie oczęta zrobiły się jeszcze większe, a do niej docierało powoli że skoro robi coś takiego, to na pewno jest niebezpieczny i zaraz tu umrze. Co z tego że napisał że nie zrobi jej krzywdy? Każdy by tak napisał!
- Znam - odpowiedziała po japońsku. Miała to szczęście, że urodziła się w M-3, a skoro on pisał w ten sposób, to przynajmniej pogawędzi przed śmiercią. Ciekawe co później z nią zrobi. Zje? Czy zbezcześci? Na samą myśl miała ochotę się rozpłakać, ale trzeba było być twardym. A co, pokaże że mieszczuchy też mają jaja!
- Zasadniczo - odchrząknęła, bo głos jej drżał - tata mówił że jak ktoś ci mówi że nie zrobi ci krzywdy, to na pewno ją zrobi.
Przyglądała mu się cały czas, próbując się zorientować czy ma do czynienia z człowiekiem, czy cóż to był za stwór. Znów opuściła swoją super-groźną broń i teraz dla odmiany zrobiła pół kroku do przodu. Przekrzywiła nieco głowę, zupełnie jak mały kociak zaintrygowany czymś nowym i znów się odezwała:
- Czemu jesteś taki pozakrywany? Przecież tu jest gorąco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wymordowany przyglądał się ciekawie dziewczynie. Stojąc bliżej stwierdził, że nieznajoma jest jeszcze ładniejsza niż sądził. Uśmiechnął się lekko korzystając z tego, że przesłona na twarz maskowała jego mimikę, jego pionowe źrence zwęziły się.

"Widzisz...problem w tym, że ja nie mówię niczego takiego. Tylko piszę. To też się liczy?"

Hakurei zdjął przesłonę na twarz i poruszył lekko ramionami. Ziewnął zakrywając usta dłonią, po pierwsze ze względów kultury, a po drugie zasłaniając przed dziewczyną swoje kły.

"Cóż, jakieś kilkaset kilometrów w...tą stronę..."- Senbo wskazał za siebie - "...ciągnie się spora pustynia. Lepiej nie wystawiać tam głowy na słońce, poza tym nie lubię jak piach ciśnie mi się do uszu. Tam jest nieco...wyższa temperatura. Mam nadzieję, że mnie teraz nie zastrzelisz...nie bój się, naprawdę nie zamierzam cię zjeść. Szkoda by było takiej ładnej dziewczyny. Zgwałcić cię też nie zgwałcę, nie to żebyś mi się nie podobała ale jesteś nieco...za młoda. Chociaż co kto woli. Miałbym wyrzuty sumienia po tym jak widziałem jak dobrze się bawisz. Czym zasłużyło sobie to drzewo na takie dobre traktowanie?"

Madara wskazał na wysuszony pień za Starfire, uśmiechając się przy tym. Chciał nieco rozładować atmosferę, naprawdę nie chciał zrobić dziewczynie niczego złego. Po tych słowach chłopak zdjął kefiję z głowy, ukazując swoje wilcze uszy. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zaatakuje go pistoletem. Prawdopodobnie zdołałby wykonać unik, w końcu był od niej dużo szybszy jako Wymordowany. Ale wolał tego nie robić. Usiadł przed nią w tradycyjnym japońskim seiza, wcześniej powoli kładąc przed siebie swój miecz, pokazując że nie ma złych zamiarów. Przekrzywił lekko głowę, stawiając uszy na sztorc i patrząc dziewczynie w oczy.

"Możesz mnie nazywać Senbonzakura, w skrócie Senbo. Jestem Wymordowanym, nie wiem czy o nich słyszałaś. To te straszne krwiożercze mutanty żyjące poza murami..." - chłopak przerwał na chwilę pisanie, jakby zastanawiając się nad czymś. - "No w każdym razie jeden z rodzajów mutantów, inne nie są tak...przyjazne. Miło cię poznać. Wnioskuje po twoim zachowaniu że jesteś z miasta, a to prawdopodobnie twoje pierwsze wyjście poza mury, inaczej nie zachowywałabyś się tak beztrosko."
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shiro zmarszczyła zabawnie nos, gdy ją poprawił. Miał rację. Nic nie mówił, tylko pisał, choć to nie udowadniało jego dobrych zamiarów. Jeśli dobrze kojarzyła z lekcji historii, a pamięć miała dobrą, to język się traciło za niezbyt dobre uczynki. Oczywiście mógł go stracić w wyniku mutacji, ale tego też nie była pewna.
- Pisanie i mówienie w twoim przypadku to jedno i to samo, chyba że znasz jeszcze inne sposoby komunikacji... z resztą nie ważne, chodzi o komunikowanie się.
Gdy nosek się wygładził, zmarszczyła czoło, jakby nie rozumiejąc o czym mówi. Właściwie to rozumiała, bardziej chodziło o to, że nie pomyślała o tym, że na pustyni lepiej być zakrytym niż odkrytym. Kiedyś, gdzieś, coś o tym czytała, było to jednak dawno temu i widocznie nie uznała tego za ważne, skoro wychodząc postanowiła się tym nie przejmować.
- Jest martwe - odpowiedziała dobitnie, wzruszając ramionami. - Tym niemniej świadczy o tym że było tu życie, a skoro było, być może uda mi się je tu przywrócić... - zamilkła jakby w połowie zdania. Pistolet opadał wprost proporcjonalnie do czasu w którym z jej ust uformowało się zgrabne "o". Chwilę wcześniej, gdy ziewał zakrył buzię, zaś chwilę później przy uśmiechu mignęły jej kły. Nie była ich specjalnie pewna, ale gdyby się jednak okazały prawdą miała zamiar uznać że to nie jest nic takiego, w końcu pustynia, mutanty i takie tam. Jednak jej nowy (i jedyny) towarzysz postanowił się nieco odsłonić, a wraz z tym ukazały się jego ... uszy. Puchate, zwierzęce uszy.
- Masz uszy - zauważyła wyjątkowo inteligentnie, zupełnie jakby spodziewała się że wymordowani tych uszu nie mają. Wydawało się że specjalnie nie zwróciła uwagi na to co pisał, zbyt zaaferowana faktem odkrycia u niego owej części ciała.
Pistolet nagle zniknął, a ona w krótkiej chwili znalazła się przy mężczyźnie i ... dotknęła jego ucha. Kto by się tam przejmował reprymendą, imieniem, czymkolwiek. Były prawdziwe. Na prawdę prawdziwe! Zaskoczona pogładziła pokrytą futrem część, a oczy miała okrągłe ze zdziwienia.
- Wszyscy takie macie? Znaczy wy, żyjący na pustyni? - I nagle zreflektowała się, cofnęła nieco i jakby zawstydziła własną bezpośredniością. To było tak bardzo impulsywne i kompletnie nieodpowiedzialne, zupełnie jak wychodzenie, tak na prawdę, bez przygotowania na złowrogą pustynię otaczające bezpieczne miasto. - Shiro Hikarime. Wybacz.


Ostatnio zmieniony przez Starfire dnia 13.01.16 22:04, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wymordowany drgnął jak porażony prądem gdy dziewczyna dotknęła jego uszu. Czego jak czego, ale tego się nie spodziewał. Zamarł momentalnie, uszy były jego słabym punktem. A głaskanie....było takie przyjemne. Taaaaak... Poczuł jak mimowolnie porusza się jego ogon, zamachał nim zadowolony z pieszczoty.

Cholerne ...psie...geny... To takie przyjemne...

Hakurei zamrugał szybko kilka razy gdy dziewczyna odsunęła się od niego. Ucieszyło go że uszanowała jego prywatność, ale z drugiej strony... Miał ochotę poprosić ją o więcej pieszczot. Przybrał poważną minę, próbując ukryć wcześniejszą słabość.

"Khem...tak... Nic się nie stało, nie gniewam się. Mam też ogon. I nie żyję na pustni, tylko podróżowałem przez nią." - Madara odsunął nieco na bok płasz, ukazując swój puszysty psi ogon. Może ogon też pogłaszcze? - "Shiro...ładne imię podoba mi się. A wracając do twoje pytania to nie, nie wszyscy. Generalnie Wymordowani...nie wiem od czego zacząć. S.SPEC pewnie nakarmiło cię niezłą papką jeśli chodzi o informacje na temat życia poza murami. Ogólnie, wirus X który rozprzestrzenił się po świecie powoduje mutacje zarówno ludzi jak i flory i fauny. Część ze zmutowanych ludzi dostaje...drugą szansę po swojej śmierci. Można powiedzieć że jestem swojego rodzaju zombie. W skrócie - każdy Wymordowany przeszedł mutację bazując na jakimś zwierzęciu. Każdy skrawek zwierzęcego DNA na ciele podczas śmierci ma swoje konsekwencje dla osoby zarażonej wirusem X, co uwidacznia się po mutacji. Część z nich...świruje, traci zmysły itd. My, którzy posiadamy świadomość i panujemy nad emocjami jesteśmy wyjątkowi nawet wśród Wymordowanych. Tsa... Część Wymordowanych dziedziczy cechy zwierząt i uwierz mi, że nie zawsze wyglądają równie ludzko co ja. No i jest jeszcze kwestia przemiany. Wymordowani mogą przemienić się w bestię bazującą na podstawie swojej mutacji. Czasem trafiają się osoby mające 3 różne zwierzęce DNA...jak możesz przypuszczać, nie wyglądają oni po przemianie zbyt mile dla oka..."

Madara przerwał swój wykład dając Shiro chwilę na przetrawienie informacji. Uśmiechnął się posępnie patrząc jej dalej w oczy.

"Kiedyś...kiedyś była tutaj cywilizacja nie tylko życie. Spacerowali tu ludzie i w ogóle. A teraz? Teraz mamy to..." - wskazał na piach i wyschnięte kikuty drzew. - " Nawet nie wiesz jakie to uczucie czuć na sobie przyjemny wietrzyk i siedzieć wśród zielonych drzew z przyjaciółmi. Pod kopułą Miasta to nie to samo, tam wiesz że ograniczają cię mury. A dawniej...dawniej miało się do dyspozycji cały świat. A potem nadeszła Apokalipsa. Nawet nie wiesz jaki zaczął się wtedy burdel...."

Wstał, zostawiając jednak miecz na ziemi i pogłaskał lekko dziewczynę po głowie, uśmiechając się ciepło do niej.

"Niewielkie szanse żeby ci się udało, ale z chęcią znów bym to zobaczył."
- Wymordowany nie chciał niszczyć jej marzeń, jednak żył już tak długo, że wiedział, że przywrócenie świata do czasów sprzed Apokalipsy nie jest takim łatwym zadaniem. Mogło okazać się nawet niewykonalne. Ale marzenia...marzenia są ważne. - "Może nie wyglądam ale mam już jakoś...hah... Zgubiłem rachubę. Z pewnością będzie już ponad 1000 lat. Więc jeśli chcesz o coś zapytać to jestem do twojej dyspozycji."

Chłopak zabrał rękę z głowy dziewczyny, zamiast tego sięgnął do sakiewki. Nie miał już przy sobie zbyt wiele prowiantu, ale... Wyciągnął w jej stronę dłoń na której leżał malutki pomarszczony owoc, niewiadomego pochodzenia. Nie przypominał niczego co rosło w Mieście.

"Pozwoli zatem panienka, że ugoszczę ją tym co mam najlepszego, żeby uczcić jej pierwsze wyjście poza mury." - prychnął rozbawiony, jednak brak języka utrudniał śmiech. - "Nie wygląda zbyt apetycznie, ale da się go zjeść. Jest lekko słodkawy. O ile dobrze pamiętam to ten owoc wywodzi się od jabłoni, ale mogę się mylić. Zresztą kogo to obchodzi, da się zjeść bez zagrożenia życia i nawet nie próbuje się bronić przed zebraniem jak mają w zwyczaju niektóre rośliny w Desperacji... Możesz być przynajmniej pewna, że nie dostaniesz tego w Mieście."
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To było na prawdę zabawne, a Shiro nie miała wprawy w ukrywaniu swoich uczuć więc parsknęła rozbawiona. Miała nieodparte wrażenie że zostanie zbesztana za atak na prywatność i miętoszenie jego uszu, a tu proszę... Senbonzakura najwyraźniej nie miał nic przeciwko. Właściwie, jeśli dobrze odczytywała jego zamiary, to chyba lubił głaskanie. Przez grzeczność jednak nie skomentowała jego zachowania. Na widok ogona wykonała dziwny gest, zupełnie jakby chciała go też pogłaskać, jednak powstrzymała się w tej sekundzie w której zaczęła po niego sięgać, więc schowała ręce za siebie i zakołysała się na piętach, udając że nic się nie wydarzyło.
Czytając jego wywód kiwała głową, a w przerwie chrząknęła i odezwała się:
- Właściwie, to powiedziałeś mi mniej-więcej to samo co dowiedziałam się ... -tu zacięła się na sekundę, ale zaraz kontynuowała - na studiach i co S.SPEC podaje do ogólnodostępnej informacji. Plus garść ostrzeżeń i alertów, że jesteście skrajnie niebezpieczni, jest was kilkoro na dany obszar, zabijacie i zjadacie.
Nie wspomniała o tym, że zaczynała zdawać sobie sprawę że S.SPEC kłamie, w końcu potrafiła się już włamać do tajnych baz danych systemu... póki co jednak trafiała na bardzo ogólnikowe informacje, jak na przykład ta że populacja wymordowanych jest znacznie większa niż oficjalne dane, trafiła również na zdjęcia z terenów przyległych do M-1. Widziała też zdjęcia z akcji wojsk S.SPEC'u, ale nie chciała się chwalić swoją wiedzą, zwłaszcza że rozmawiała z prawdziwym wymordowanym.
- Skoro tylko przechodzisz, to gdzie mieszkasz? Znaczy, macie swoje miasta, czy coś?
Widząc jak wstaje ponownie miała ochotę się wycofać, jednak zamarła w miejscu. Pogłaskał ją. POGŁASKAŁ PO GŁOWIE. To był tak protekcjonalny gest, że aż się skrzywiła. Przecież była już dorosła!
- Tysiąc? - ta informacja tak ją zaskoczyła że zapomniała o gniewie - jak to właściwie możliwe? Przecież nie można żyć tak długo! Nie starzejecie się, czy coś? Czy to tylko ty?
I nagle wpatrywała się w jakiś przesuszony owoc który trzymał na wyciągniętej dłoni. Przygryzła wargę, przypominając sobie słowa taty, który przestrzegał ją przed braniem cukierków od nieznajomych... i zaraz wzruszyła ramionami. Nie przyjęła owocu, zamiast tego sięgnęła po plecak przewieszony przez ramię i otworzyła go.
- Wymieńmy się. Ja ci dam batona proteinowego a ty mi ten owoc, co ty na to?


Ostatnio zmieniony przez Starfire dnia 13.01.16 22:06, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Znajdzie się parę rozrzuconych po świecie miejsc, chociaż "miesto", to za dużo powiedziane. Kurczowo trzymamy się tego co mamy, a trudność w zdobywaniu surowców nie pomaga. Pomijając już całkowicie fakt, że S.SPEC po odkryciu takiej wioski... Uwierz mi mała, nie chcesz widzieć tego co ja widziałem. Może i jesteśmy w połowie bestiami, może niektórzy z nas wyglądają jak chodzące poczwary, ale... Słyszałaś o czymś takim jak Holokaust? To termin jeszcze sprzed Apokalipsy. Zresztą nieważne. Powiem tylko tyle, że wasz rząd w pełni zasłużył sobie na wszystkie najgorsze tortury i kary jakie możesz sobie wyobrazić. Chociaż pewnie mi nie wierzysz."

Wymordowany uśmiechnął się smutno do dziewczyny. Co prawda fakt, że wymknęła się z miasta świadczył raczej na jej korzyść, to jednak wiedział co potrafił zrobić S.SPEC do spółki ze swoją propagandą. Jeszcze kilka lat i dziewczyna będzie bez słowa sprzeciwu chłonęła wszystko co jej powiedzą. Albo co gorsze pogodzi się z losem lub dołączy do Łowców, co będzie dla tak delikatnej istoty równoznaczne z wyrokiem śmierci. Życie jest okrutne, zwłaszcza w tych czasach...

"Jeśli chodzi o mnie...to nie posiadam żadnego domu. Aktualne od jakiś 500 lat podróżuję po świecie szukając resztek cywilizacji. Jak wiesz, Miasta nie są dla takich...odmieńców jak ja." - Madara spojrzał jej głęboko w oczy, dalej pisząc w powietrzu dymem. - "Nie jestem wyjątkiem, chociaż przyznaję, że niewielu jest równie starych Wymordowanych co ja na tym świecie. A co do starzenia się... Cóż, technicznie rzecz biorąc to jestem czymś w rodzaju zombie jak już mówiłem. Co prawda potrzebujemy dalej pokarmu i potrafimy się rozmnażać - udana ciąża to rzadkość - to jednak nie starzejemy się. Zachowujemy wygląd z czasu sprzed przemiany, taki jaki był w momencie naszej śmierci. No, czasem dochodzą do tego dodatki wynikające z mutacji."

Chłopak poskubał prawą ręką końcówkę jednego z uszu i przeciągnął się lekko.

"Baton? Może być wymiana, już mi obrzydły trochę te owoce, a o jedzenie nie jest łatwo, mamy w Desperacji dosyć...małą różnorodność. Wieki nie jadłem batonów. Dosłownie."
- Wymordowany puścił do Shiro oko, ukazując ostre kły w szerokim uśmiechu. - "Co prawda jako istota bazująca na psie czekolada nie jest mi polecana, ale kocham wszelkie słodycze. "
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie uwierzyła. To było oczywiste, że nie uwierzy. Być może była to wina propagandy sianej na ulicach miast "nowego świata", a być może jej własnego porządku który ustawiła sobie w głowie, który nie pozwalał na uważanie władzy za coś złego. Władza kłamała, owszem, jednak większość szarych ludzi nie zdawała sobie sprawy z tego co się dzieje po za murami miast - większość z nich nawet nie wybiegała po za mury myślami, nie widziała takiej potrzeby, a niszczenie ich małych szczęśliwych światków było zbyt brutalne jak dla Hikarime. Pokiwała głową na znak że zrozumiała co napisał i milczała, trawiąc informacje, które jej przekazał. Na pewno to nie wyglądało tak jak powiedział. Nie uważała że S.SPEC jest wyrocznią i na pewno mówi prawdę, ale nie sądziła też że to co mówi Senbonzakura to czysta prawda.
Racja zawsze leży gdzieś pośrodku.
W pewnym momencie wpadła na to że w dobie obecnej techniki mogła by mu pomóc. Ciekawe czy wyszła by jej proteza języka - właściwie raczej się takich nie tworzyło, modyfikowało się po prostu gardło tak by można było mówić bez języka, a jedzenie... przecież można było przyjmować w innej formie. Właściwie nie było by to takie trudne, nie musiała przecież sama nic robić, wystarczyło by że utworzy program który zajmie się tym za nią. Musiała by do tego użyć specjalnego biogenicznego stopu metali by scalił się z pozostałą tkanką... nie powinno to być trudne.
Zamyśliła się wyraźnie, dopiero po chwili się ocknęła więc pierwsza część jego wypowiedzi zdążyła się rozmyć na powietrzu nim ją przeczytała. Zmarszczyła brwi i postanowiła bardziej się skupić.
Roześmiała się:
- Zombie? Zombie kojarzą mi się bardziej... martwo. I obrzydliwie. Nie jesteś jakiś straszny, nie odpada ci ręka... choć z takiego punktu widzenia czy nie każdy umarły w fikcji literackiej byłby zombie? Znaczy wiesz, te wszystkie wampiry i inne... one niby też umierały? Nie chodzi o to że chcę dyskutować o literaturze, ale wydaje mi się to trochę nietrafne określenie. Tak czy inaczej, to wydaje się całkiem użyteczne... nie umierać. Mam wrażenie że wiele z ludzi stamtąd - pokazała niedbale za siebie, mając najwyraźniej na myśli M-1 - dało by się nieźle poszlachtować za możliwość nie starzenia... Bo zabić się chyba was da? Znaczy - uniosła ręce do góry z zakłopotaną miną - nie zrozum mnie źle, nie chcę cię zabić, nawet nie za bardzo bym wiedziała jak się do tego zabrać i w ogóle to nie jest za dobra opcja... ale chodzi mi o to że to jest tylko nie-starzenie, tak? Wciąż możecie zginąć w wyniku... nie wiem, choroby, czegoś?
Wręczyła mu do ręki batona i butelkę z wodą samej zabierając owoc... i wtedy błysnęły jego kły. Z użyciem całej siły woli udało się jej nie odskoczyć, choć wyglądało to mocno przerażająco. Przeszedł ją dreszcz, spuściła wzrok na ziemię i próbowała się ogarnąć.
- To proteinowy. Da siłę na najbliższe 24 godziny, jedzenie ma być maksymalnie praktyczne, więc nie oczekuj że będzie mega smaczny... mimo czekolady. - mruknęła tylko wbijając swoje zwykłe, ludzie ząbki w owoc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wymordowany schował baton do sakiewki. Energia na 24 godziny co? Porównując go do zwykłego pokarmu znajdowanego w Desperacji, batonik stanowił istną ucztę kaloryczną. Senbonzakura wzruszył lekko ramionami, nie przejmując się dreszczem który przebiegł dziewczynę gdy zobaczyła jego kły. Miała do tego pewne prawo, w końcu czasami zdarzało mu się też zjadać ludzi. Nie za często, zrobił to tylko kilka razy do tej pory, zawsze w sytuacji gdy nie miał już zupełnie żadnego wyjścia. Lata po Apokalipsie...były ciężkie, zarówno fizycznie jak i psychicznie.

"Można nas zabić, są też choroby na które możemy zapaść. Tak jak mówiłem Shiro..."
- Wymordowany spojrzał jej w oczy - "Nie wszyscy wyglądają równie ludzko co ja. I nie wszyscy są ciągle ludzkimi istotami. Dlatego głupio zrobiłaś nie uciekając ode mnie. Tym razem miałaś szczęście, ale musisz uważać na przyszłość. To że ktoś wygląda jak człowiek nie oznacza tego, że nim jest. Spośród Wymordowanych jedynie kilka procent to nadal ludzie pod względem psychiki. A i to nie do końca. Ja też nie jestem całkowicie normalny."

Madara podszedł do dziewczyny i uśmiechnął się lekko. Pochylił się, pogłaskał ją lekko po policzku i spojrzał głęboko w oczy.

"Nie wystrasz się mała. Nie zrobię ci krzywdy. Zamknij oczy."

Senbo odszedł kawałek dalej i szybko ściągnął ubrania, zerkając tylko na dziewczynę, chcąc sprawdzić czy nie uciekła i nie podgląda. Nie wstydził się, ale nie chciał, żeby miała potem koszmary. Jego ciało wygięło się w nienaturalny sposób, mięśnie rozrosły nagle rozrywając skórę, kawałki kości przebiły się przez ciało, błyskawicznie łącząc się ze sobą i powlekając mięsem. Zaraz po tym pokryła je nowa skóra i futro. Przed dziewczyną stał teraz olbrzymi demoniczny pies. Mający 2 metry w kłębie i 7 metrów długości licząc ogon Wymordowany górował nad drobną Shiro. Pochylił głowę i parsknął lekko, podmuch powietrza owiał jego nową znajomą. Przekrzywił głowę, wpatrując się w nią okiem w kształcie rozciągniętej litery "Z", jego pysk był pełny ostrych kłów długością dorównujących głowie dziewczyny. Ciekawe jak się zachowa?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- To co mówisz nie brzmi zbyt dobrze - mruknęła cicho, zdając sobie sprawę że rzeczywiście powinna była uciekać biorąc pod uwagę o co wie. - Próbowałam się bronić, ale powiedziałeś że mnie nie zjesz! - przypomniała o swojej próbie obrony z pistoletem na gaz pieprzowy.
Drgnęła niespokojnie, gdy zauważyła że się zbliżył - kły zrobiły na mieszczuchu duże wrażenie. Gdy jednak ją dotknął, tak delikatnie i łagodnie patrząc w oczy siłą rzeczy się odprężyła. Nikt wcześniej jej w podobny sposób nie dotykał.
Nie wiedziała czy to był pęd życia który nie pozwalał nikomu na dłużej się przy niej zatrzymać, czy to ona odtrącała innych zbyt zajęta zdobywaniem wiedzy. Mimo to dla nastolatki (bo przecież nią wciąż była) było to bardzo ... wzbogacające doświadczenie uczucie.
Zabawne było jak łatwo udało Senbo nagle wyegzekwować to o co prosił. Nagle się nie bała, tylko ufnie zamknęła oczy, czekając w ciszy. Sądziła że widocznie ma coś cennego czego jej nie chce pokazywać a z czym chce coś zrobić, w końcu w desperacji nie miało się dużego dobytku, wszystko co było czegoś warte musieli nosić przy sobie - a przynajmniej tak wywnioskowała z rozmowy z nim.
Żadne tam głaski nie mogły ją przygotować na to co zobaczyła gdy w końcu otworzyła oczy. Była po prostu przerażona. Na tyle przerażona, że nawet nie próbowała wziąć nóg za pas, krzyczeć, czy cokolwiek. Opadła na kolana, wpatrując się w niego - a właściwie w jego, bo póki co jej wzrok utkwiony był tylko w jego oku.
Przeszedł ją wyraźny dreszcz, a wielki pies mógł z całą pewnością usłyszeć jak szybko bije jej serce wzmocnione adrenaliną. Może i by uciekała, jak nakazywał instynkt, ale jej słabością był mózg - który mówił wyraźnie że ucieczka nie ma sensu, bo może wydłużyć cierpienie.
Dopiero po kilku nierównych oddechach tętno zaczęło zwalniać, zupełnie jakby zdała sobie sprawę że to nie jest napuszczona bestia która w ułamki sekund zjadła jej rozmówcę - choć nie mogła mieć pewności co do tego - a Senbonzakura, tysiącletnie zombie.
Na tę ostatnią myśl parsknęła śmiechem, a skoro bestia wciąż jej nie zjadła, rozluźniła się. Nie podnosiła się jednak z ziemi, mimo wszystko obawiała się że nogi jej jeszcze dłuższą chwilę nie uniosą. Udało się jej też oderwać wzrok od oka i zwrócić uwagę na resztę. Była nieco przytłoczona rozmiarami psa który przed nią stał. Już nawet nie chodziło o kły jak jej przedramię, a ogólną wielkość.
- Rozumiem już co miałeś na myśli - odezwała się w końcu; nawet głos jej nie zadrżał, więc była z siebie całkiem dumna - mówiąc że powinnam była wiać. Ale z drugiej strony, ucieczka raczej zbyt wiele by mi nie dała, prawda? Jakbyś chciał to i tak byś mnie dogonił i zjadł. W dodatku na jednego kęsa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach