Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Nie spodziewał się takiej reakcji.
W zasadzie otwierając drzwi, nie spodziewał się niczego konkretnego. Umysł ograniczył się do wizji leżącego w gorączce dzieciaka, który co jakiś czas wymamrocze coś niezrozumiałego pod nosem, prędko zapadając w niespokojny sen. Nietrudno się więc domyślić, jak prędko uśmiech został strącony z ust Jace'a. Wpatrywał się w osłupieniu (i rozdrażnieniu), jak chwiejna sylwetka stawia kolejne kroki, przechylając się na bok albo targnięciem sprowadzając znów do pionu. Aż w końcu dopada do niego i słabo uderza w pierś, z której zdążyły już ześlizgnąć się ręce białowłosego.
„... doszłoby...”
Zmarszczył brwi.
„... Gdybyś...”
Dość tego.
„... tylko...”
Pięść Shiona zatrzymała się centymetr od jego torsu, zatrzaśnięta w większej ręce. Jakby trafiła na niewidzialną ścianę, uniemożliwiającą mu wykonanie kolejnego uderzenia, choć wyglądało na to, że to i tak byłoby ostatnim. Choć każdy następny cios był silniejszy od poprzedniego, to i tak najwidoczniej okazał się koniec limitu jego mocy, bo gdy pięść trafiła do wnętrza dłoni Jace'a, książę Ynadrillu (Zdaje się, że już były książę) całkowicie zrezygnował z dalszego przedstawienia...
… w zamian odstawiając kolejne.
W pierwszym odruchu chciał go odepchnąć, czując obrzydzenie. Próbował spojrzeć na Shiona jak na tkniętego tragedią dzieciaka, nieumiejącego poradzić sobie z nowym położeniem, ale zamiast tego miał wrażenie, jakby dotykał czegoś ohydnego i to coś nie chciało się od niego odkleić, choćby podważył je kijem.
„Zabił ich. Wszystkich.”
Wiem. Widziałem na własne oczy. Jeszcze moment, a trafiłbyś na pal tuż obok nich.
Brudna koszula nasiąknęła słonymi łzami, a on sam westchnął marudnie pod nosem w akompaniamencie łkania i rozżalonego głosu.
Nie ma nikogo innego, Jace.
Nie poradzi sobie.
Co on ma teraz zrobić?
Jace.
Jace.
Jace.
Już nie pies, co?
„... bo równie dobrze możesz poderżnąć mi gardło.”
Obie dłonie Jace'a padły na ramiona niższego chłopaka. Gdzieś z dołu karczmy dobijał się do nich rubaszny śmiech i krzyk zbulwersowanej dziewki. Tam wszyscy paradowali między stołami, opowiadali sobie kolejne historie o niestrudzonych bohaterach i zapijali smutki dawką taniego alkoholu. Nie mieli pojęcia, że ten sam książę, który jeszcze parę dni temu gotów był piszczeć na wieźć o egzekucji, któregoś z nich, teraz drżał przyciśnięty do ciała ulicznego złodzieja.
Jace wypuścił powietrze z płuc. Dopiero zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech, jakby to miało mu pomóc odsunąć się od Shiona.
Stracił wszystko, rozumiesz?
Palce białowłosego przemknęły po drogim materiale, paznokcie zahaczyły o kołnierzyk, nim opuszkami musnął jego szyję. Szyję nietkniętą żadnym brudem slumsów, żadną raną. Powieki drgnęły, by zaraz opaść nieco w dół, gdy wsuwał dłoń na gardło chłopca i zaciskał na nim palce, zmuszając go, by się cofnął. Naparł ręką tym mocniej, im mocniej Shion przylegałby do jego ciała, aż w końcu poczuł, jak oplatające go ramiona puszczają. Odsunął do siebie osłabionego księcia i spojrzał mu prosto w zaczerwienione od płaczu oczy, luzując chwyt. Nie odsunął jednak ręki. Złapał go za szczękę i uniósł wyżej, zmuszając go do zadarcia głowy.
Złożyłem przysięgę, by cię chronić, królowi Ynadrillu. A król nie żyje. ─ Był tak blisko, że jeden centymetr mniej, a zetknęliby się ze sobą nosami. Zmusiło to Jace'a do pochylenia się nad niższym chłopakiem, aż poczuł nieprzyjemne rwanie w rannym boku. ─ Ale... ─ Puścił go, odpychając od siebie gwałtownym ruchem. ─ Jeśli króla spotkała tak wielka tragedia, a prawowitym następcą tronu jesteś ty, oznacza to tyle, że zmienił się tylko zleceniodawca. O ile jesteś w stanie zagwarantować mojej żonie medyczną pomoc, najlepszą w królestwie, żeby było jasne, to pomogę ci odzyskać insygnia władzy.
Nie czekał nawet na jego odpowiedź. Znał ją.
Co ty robisz do diabła?!
Jego podświadomość najwidoczniej była o wiele bardziej radykalna, ale stłamsił ją w sobie, podchodząc do drewnianego krzesła, na którym ułożono jakiś pakunek. Przed wyjazdem Rainbow przyniosła mu torbę i bukłak z wodą ─ czyli to, co miał załadowane na Quinnie. Teraz chwycił w palce gruby sznur i rozciął nożem wyciągniętym zza pasa. Otworzył pakunek i wyciągnął ciemną, pełną kurzu pelerynę, koszulę i podniszczone spodnie, wszystko to rzucił księciu pod nogi.
Przebieraj się.
Jak ty się odnosisz do władcy, Jace?
Chłopak oparł się o ścianę i skrzyżował ręce, wlepiając w rudowłosego wyczekujące spojrzenie.
Jeszcze tu nie rządzi.
Za mocno rzucasz się w oczy w tych kolorowych fatałaszkach. Bez armii i z rannym strażnikiem niewiele zdziałasz, więc lepiej będzie, jak weźmiesz na razie moje ubrania i wtopisz się w tłum. Dowodzenie na terenach slumsów pozostaw mnie. Mogę rozważyć twoje propozycje, ale nie muszę cię słuchać, zrozumiano, wasza przyszła wysokość? Wywalczę dla ciebie tron, ale nie zrobię tego w jedną dobę. Może to trwać miesiącami, w czasie których nauczę cię fechtunku. Rainbow pokaże ci, jak zrobić pożytek z noży. Umiesz coś poza machaniem z balkonów do poddanych i skazywaniem ich na stryczek?
Umilkł nagle.
Ironia losu, co?
W oczach Jace'a pojawił się drapieżny błysk.
Jeszcze nie tak dawno to on kazał ci się rozbierać.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie emocje wywołuje w mężczyźnie, jak bardzo się go brzydzi i jak nie chce, by ten się do niego zbliżał. Przez całe swoje życie to on odsuwał się od innych, gardząc nimi i uważając ich dotyk za coś wyjątkowo obrzydliwego, wręcz momentami zaraźliwego. To on nakreślał wyraźnie granice dookoła siebie, przez które nikogo nie przypuszczał. Z kolei kiedy miał ochotę kogoś dotknąć, to to po prostu robił. I nikt mu nie bronił ani też nie osuwał od siebie. Pod tym względem młody książę czuł, że ma nad innymi władzę. Bo jego dotyk był swego rodzaju łaską. Dlatego też tak ciężko było mu zrozumieć moment, kiedy szorstkie pale wyższego chłopaka zacisnęły się dookoła jego garda, wyraźnie napierając na niego i niemo dając mu do zrozumienia, że ma się odsunąć i go puścić, jednocześnie zrywając jakikolwiek kontakt fizyczny pomiędzy nimi.
Spojrzał na niego niezrozumiałym wzrokiem pełnym zaskoczenia i wątpliwości, przez chwilę nawet sądząc, że rzeczywiście zamierza pozbawić go życia. Może tak byłoby lepiej dla wszystkich, a przynajmniej dla Shiona, chociaż nie można było ukryć, że… bał się śmierci.
Gwałtowne pchnięcie, jak było do przewidzenia, posłało osłabione ciało chłopaka wprost na brudne i lepiące się w niektórych miejscach drewniane deski. Shion upadł ciężko, momentalnie przyciągając bliżej siebie kolana, jakby tym gestem był w stanie chociaż w drobnej mierze obronić się przed Jace’em. Słuchał jego słów, łaknąc je jak spragnione wody dziecko, zapisując każde z osobna i razem w swojej głowie. Nie miał już władzy. Nie tutaj, nie nad nim. Musiał przyznać przed samym sobą, choć wiąż nie docierało to do niego, że od tej pory to Jace ma władzę i to Shion musi się go słuchać. Chociaż duma we wnętrzu chłopaka wrzeszczała i się buntowała. Ale nic innego nie miał. Tylko ona mu została.
Spuścił jedynie lekko głowę i skinął nią ledwo zauważalnie.
- Rozumiem. – odpowiedział cicho, nieco zachrypniętym głosem, jednocześnie obejmując się w pasie i przyciskając palce do rwącego boku. Prawda była taka, że aktualnie miał tylko jego. Był wszystkim, co młody książę miał drogocennego przy sobie. I musiał go słuchać, bez względu na wszystko.
- Umiem strzelać z łuku. Nie byłem dobry w szermierce, więc mój brat zaproponował, żebym ćwiczył w kierunku łuku. I całkiem dobrze mi to szło. – mruknął cicho.
Powiódł nieco przymglonym spojrzeniem na rzucone ubrania. Naciągnął rękaw koszuli, którą aktualnie miał na sobie i przetarł ostatnie resztki łez, jakie się nagromadziły w jego oczach. Wsunął palce pod ubranie i chciał ściągnąć z siebie górną część odzieży, ale momentalnie zgiął się w pół, czując jak jego bok zaczyna boleć. W tym samym czasie do pomieszczenia weszła Shibata, niosąc ze sobą miskę ze świeżą wodą. Spojrzała najpierw nieco wystraszona na jasnowłosego, a potem jej wzrok padł na księcia a w ostateczności na kupce ubrań.
- Wasza wysokość, proszę się nie ruszać. – powiedziała i pospiesznie dopadła do chłopaka, po drodze odstawiając miskę. Pomogła chłopakowi podnieść się z ziemi, jednocześnie zgarniając z ziemi koszulę.
- Pomogę.

***

- I gotowe. – powiedziała kobieta zaciągając mocno w pasie Shiona sznur, którym wcześniej była przewiązana paczka. Chłopak wyglądał dość… zabawnie. Za długie o prawie połowę nogawek spodnie, na dodatek tak luźne, że jedynie sznur pomagał mu w nie zgubieniu ich. Do tego koszula sięgająca ud o trzy rozmiary za duża i peleryna, w której niemal się topił.
- Jak wyglądam? – zapytał chłopak próbując obejrzeć się z każdej możliwej strony, uważając przy tym, by nie nadepnąć na nogawkę i nie stracić równowagi.
- Pasuje Ci. Do włosów, mój książę.

***

Wgniótł się swoimi wąskimi plecami w klatkę piersiową Jace’a, który siedział za nim. Śnieg i zimno smagały jego twarz, a policzki już po krótkiej chwili zaróżowiły się od siarczystego mrozu. Kątem oka w ostatniej chwili dostrzegł ciemne sylwetki Ino i Shibaty, którzy zostali, by spotkać się z nimi później. Shion wciąż nie czuł się na siłach. Jego ciało zaczynała trawić od środka gorączka, choć i tak było o wiele lepiej niż parę godzin temu. Zaczynało się ściemniać, a świat dookoła nagle wydał się złowrogi. Chłopak z każdą kolejną chwilą odczuwał coraz to większy niepokój. Do tej pory wszystkie noce spędzał za bezpiecznymi murami zamku a teraz… a teraz był w obcym miejscu, gdzie na każdym zakręcie czyhało niebezpieczeństwo. Mimo wszystko mając blisko siebie jasnowłosego, strach jakoś został odegnany na tyle, że ciało rudowłosego powoli ulegało relaksacji, zapominając o spiętych mięśniach. Oparł bok głowy o jego klatkę piersiową, czując bijące ciepło od ciała za nim i powoli przymknął powieki, wsłuchując się w miarowe bicie serca Jace’a.

***

- Jace. – Cornelia spoglądała na wjeżdżającego w podwórko mężczyznę. Zgarbiła się nieznacznie i przyłożyła wychudzone, wręcz trupią dłoń do swoich ust i zakaszlała głośno. Gdy wreszcie jej ciało przestało targać niepowstrzymanym kaszlem, wytarła w skrawek materiału krew ze swoich ust i uśmiechnęła się blado. Wyglądała okropnie. Blada i chuda, z podkrążonymi oczami, lecz wciąż z tym samym dzikim i zadziornym błyskiem w oku.
- Martwiłam się. Mówią, że cała rodzina została wymordowana. Już się bałam, że cię dorwali. - szepnęła idąc w jego stronę. A gdy tylko znalazła się blisko, zarzuciła swoje ramiona na jego szyję i przywarła swoimi stęsknionymi wargami do jego. Po krótkim, acz ciepłym pocałunku, wreszcie zwróciła mu wolność i spojrzała przez jego ramię.
- Mamy gościa?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Byłbym wcześniej ─ odparł zaskakująco przyjaźnie, nim drobna dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie, mimo braku sił. Nie musiała ich mieć. Sam pochylił się nad nią, wsuwając zziębnięte dłonie na kościste biodra żony i przyciągając ją bliżej siebie. Pamiętał smak jej wilgotnych i delikatnych jak płatki kwiatu ust i choć teraz jej wargi były szorstkie i popękane, pocałunek nie stracił na cieple. Cornelia opadła na pięty i już chciała się od niego odsunąć, ale czując, jak mąż przyciąga ją ponownie do siebie uśmiechnęła się lekko i cmoknęła ostatni raz jego usta.
Mamy gościa?
Niechętnie poluzował uścisk, aż w końcu puścił ją całkowicie, błądząc roziskrzonym spojrzeniem po bladej, schorowanej twarzy, rozjaśnionej przez nikły uśmiech anioła. Pochylił się nad nią odrobinę, ale oparła dłoń o jego policzek i zablokowała dostęp.
Dość, dość. ─ Zaśmiała się cicho. I krótko. W sekundę śmiech przemienił się w ostry kaszel. Odwróciła się, zakrywając usta rękawem paskudnego swetra. W końcu nabrała charczącego wdechu i oparła się o ramię stojącego obok niej chłopaka. Wsunęła obie ręce na jego przedramię i położyła głowę na jego barku. ─ Musisz... wynieść Loreen z domu...
Jace zwolnił nieco krok i obrzucił ją pytającym spojrzeniem, ale prawda była taka, że wcale nie musiała mu odpowiadać. Cornelia też zdawała sobie z tego sprawę.
Kim jest nasz gość? Mam nadzieję, że polubi moją kuchnię. I Hekate.
Spróbowałby nie. ─ Jace obrzucił Shiona piorunującym spojrzeniem, ale mimo wzbierającej w nim niechęci, gdy tylko żona odsunęła się od niego i ─ dotykając palcami framugi drzwi ─ powoli weszła do środka, kiwnął głową, by książę również nie stał tak na mrozie.
Chata była niewielka. Miała zaledwie trzy pomieszczenia, w tym jedno mikroskopijnych rozmiarów, służące za schowek i magazyn na żywność. Izba do której wchodziło się frontowymi drzwiami była największym pokojem. Drewniane ściany i podłoga lata świetności miały już dawno za sobą. Na ziemi leżał co prawda dywan z niedźwiedziej skóry, ale widać było powyrywaną sierść i zniszczenia, jakie pozostawiły po sobie mijające lata. Naprzeciwko drzwi znajdował się ciężki, kamienny komin, z nikłym płomykiem. Obok parę nieporąbanych kawałków pni jakiegoś ciemnego drzewa. Umeblowanie? Praktycznie żadne. Gdzieś w kącie znajdował się niewielki stół z pięcioma krzesłami. Tylko trzy z nich były takie same. Dwa pozostałe musiały trafić do chaty w innym terminie. Znalazła się też niska komoda i wielka szafa ustawione obok siebie. Komoda nie miała jednej szuflady, ale i tak poupychano w dziurze koce i koszule.
Tatuś! ─ pisnęła nagle mała osóbka stojąca na niebieskim taborecie. Stała przed kominkiem, nad którym przymocowano rusztowanie. Pisnęła raz jeszcze, gdy białowłosy objął ją od tyłu i ucałował w kark.
Co gotujesz?
Szarą breję!
Z mięsem?
Uhum! ─ Zachichotała, odwracając się i zarzucając mu małe łapki na szyję. W jednej z rąk dzierżyła drewnianą łychę. Gdy tylko ją podniósł i ona dostrzegła nieznajomą twarz. ─ Twoje ulubione danie! Oooo! A to kto?!
Jace spojrzał ponownie na Shiona, mierząc go nieprzychylnym wzrokiem, jakby fakt, że zaskarbił sobie zainteresowanie Hekate było dostateczną zbrodnią.
Pomieszka z nami przez krótki czas. Zajmiesz się nim? Na pewno chce cię poznać.
Oczywiście! ─ Hekate wygramoliła się z objęć ojca i podbiegła do Shiona. Jej poszarpana sukienka zatrzepotała, tak prędko postanowiła dopaść do rudowłosego, którego chwyciła za brzeg ubrania i uśmiechnęła się szeroko, szukając po omacku jego dłoni. ─ Chcesz jeść? Jesteś głodny? Naaa pewno. Tatuś mówi, że mężczyźni zawsze są głodni, a widać, że ty jesteś prawdziwym mężczyzną. Pewnie strasznie silnym, coo? Naleję ci trochę do mojej miski, dobrze?
Hekate pociągnęła lekko księcia ku gotującemu się na nikłym ogniu garze.
Jestem Hekate, a ty?
W czasie, gdy dziewczynka próbowała zagadać jakoś swojego „nowego kolegę”, Jace wsunął dłonie na brzuch Cornelii, obejmując ją od tyłu z drapieżnym pomrukiem. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo, ale radośnie i wyciągnęła szyję, by ucałować kącik jego ust.
Musisz wynieść Loreen, Jace ─ mruknęła najciszej jak umiała. Oparła dłonie na jego rękach i odsunęła je od siebie. ─ Hekate była przerażona... A ja nie mam siły jej wynieść. Cała już zdrętwiała.
Oczywiście, wyniosę. Wybacz, to moja wina. Po prostu...
Umilkł, a ona odsunęła palec od jego ust, gdy miała pewność, że już nic więcej nie powie.
W porządku, Jace. Powiesz mi później.

*

Hekate wyciągała szczerbatą miskę i tłumaczyła jak doszło do każdego pęknięcia na niej, gdy z pomieszczenia obok wyszedł Jace. Na dłoniach trzymał coś wielkiego przykrytego czarnym kocem. Nie spojrzał ani na Nel, ani tym bardziej na Hekate, która zafascynowana nową osobą, praktycznie straciła poczucie przynależności do realnego świata, próbując opowiedzieć mu chyba całe swoje ─ niezbyt ciekawe, to trzeba przyznać ─ życie. Jace poprawił ostatni raz chwyt i wyszedł z martwym psem w śnieżną zamieć.

*

Mam nadzieję, że będzie wam tu przytulnie ─ powiedziała wolno Cornelia, dokładając drugi koc do magazynu. Jak się okazało, pełnił on również funkcję sypialni Hekate i tymczasowo to tutaj miał sypiać Shion. Było tam niewiele miejsca; tylko tyle, by móc się położyć. Bez wątpienia, gdyby tą osobą miał być Jace, nie byłby w stanie wyprostować nóg, bo i bez tego stykałby się czubkiem głowy i stopami o przeciwległe ściany. Sterta szmat i koców służyła za prowizoryczny materac, a kilka par kolejnych koców za nakrycie. Hekate siedziała już przy wielkim regale z poustawianymi nań słojami i workami i ściskała mocno brzeg swojego koca, podniecona, że nie będzie musiała spać sama.
Jeśli w nocy będzie ci zimno... ─ Dziewczyna przerwała zanosząc się rwącym kaszlem. Hekate podbiegła do matki i położyła jej dłoń na plecach czekając, aż Cornelia złapie tchu. ─ Przepraszam. Musiałam złapać jakieś przeziębienie... No, już, skarbie. Do łóżka. Hej, a gdzie całus na dobranoc?
Mała zawróciła z chytrym uśmieszkiem i cmoknęła powietrze tuż przy policzku mamy.
A gdzie tatuś?
Wróci za moment. Rano dłużej z nim porozmawiasz.
Cornelia przykryła małą aż po samą brodę i podniosła się z kucek, jednocześnie wychodząc ze schowka. Spojrzała przepraszająco na Shiona, układając usta w niewielki, wręcz zawstydzony uśmiech.
Jeśli będziesz czegoś potrzebował, będę w pokoju obok. Nie bój się przyjść do mnie o każdej porze, w porządku? Oh, Jace. Jesteś wreszcie! Co tak długo?
Cornelia obrzuciła go pytającym spojrzeniem niebieskich oczu, a on odpowiedział jej marudnym westchnięciem. Strzepał tupnięciami śnieg z butów i odrzucił na bok koc, a potem łopatę.
Pieprzony śnieg. Ziemia jest jak skała, aż nie mogłem wykopać wystarczająco głębokiego dołu. Nie sprawiał ci kłopotów?
Na twarzy Cornelii w jednej chwili pojawiło się zaskoczenie.
Kto? Shion? Ależ skąd! To bardzo grzeczny chłopiec. Ale to był ciężki dzień dla nas wszystkich. Może czas już...
Kaszel.
Twarz Jace'a pociemniała słysząc charkliwy warkot dobiegający z jej gardła. Podszedł do niej, odgarniając jasne włosy za ucho, ale odtrąciła jego dłoń i odwróciła się tyłem, kuląc się lekko i przyciskając rękawy swetra do ust, by uciszyć się jak najmocniej.
Cierpi, Jace.
Chłopak objął żonę i przygarnął ją do siebie, aż nie wtuliła ust w jego ramię. Dopiero po chwili kaszel ustał, a ona sama odetchnęła ciężko, wyrażając tym jednym gestem całe swoje wyczerpanie, które tak usilnie starała się zatuszować. Odczekała jeszcze moment, po czym odsunęła się i przesunęła palcami po jego koszuli.
Przepraszam. Pobrudziłam ją.

*

Jace opadł ciężko na łóżko. Pomógł Cornelii przebrać się w koszulę nocną, a potem władowała się do łóżka od strony ściany. Sam odłożył Huntera tuż obok, opierając go o ścianę, zsunął z siebie brudną koszulę i spodnie i wyciągnął coś, co było nietknięte od dobrych paru tygodni. Zwykle wolał nie wykorzystywać ubrań do spania, ale w chacie było lodowato, toteż ostatecznie założył brązowe spodnie i czarny bezrękawnik z kapturem.
Dopiero co wytłumaczył Cornelii sytuację, pomijając parę niesmacznych szczegółów, ale zareagowała tak, jak się tego spodziewał. Była co prawda trochę zła, że na początku nie powiedział jej, że gości księcia, bo ─ jak twierdziła ─ poszłaby się ładniej ubrać i wyjęłaby słój z kompotem truskawkowym, który zostawili sobie na święta, ale finalnie przyjęła wszystko ze spokojem i zrozumieniem.
Połóż się już, Jace. Tęskniłam ─ szepnęła cichutko, odczekała, aż wsunie się pod porwany koc i przylgnęła do niego, opierając policzek o jego pierś.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzał niepewnie na nieznajomą, bardzo szybko orientując się, że jest to żona Jace’a. Odwrócił nieco zawstydzony swoje spojrzenie, kiedy jasnowłosy zaczął obściskiwać się z nią i całować. Mógł się powstrzymać. Przynajmniej w jego obecności. Czuł, jak jego nogi zdrętwiały od wielu godzin jazdy, a uda pulsują dziwnym bólem, który rozchodził się po jego ciele. Najgorsze jednak było uczucie zimna. Chyba nigdy przedtem nie było mu tak zimno, a przecież ta zima nie należała jeszcze do najgorszych, jakie nawiedziły królestwo w ostatnich latach. Kiedy wreszcie ruszyli, powłóczył nogami za kobietą i Jace’em mając wrażenie, że równie dobrze mogłoby by go tutaj teraz nie być. Już na samym początku zorientował się w różnicy traktowaniu go, a tej kobiety.
To jego żona. Kocha ją.
A ja jestem jego królem. Powinien…
Powinien… co?
Chłopak zacisnął skostniałe palce na swoich ramionach i spojrzał z pewną dozą zniesmaczenia na swoje twarzy wprost na dwójkę przed nimi. Oby szybko wyjechali z tego miejsca.

***

Przycisnął materiał płaszcza do swojego nosa, czując smród, jaki panował w domu. Śmierdziało i było brudno. To było jego pierwsze wrażenie po przekroczeniu progu małej chatki. Już miał skomentować to wszystko ale wystarczyło jedno, ostre spojrzenie jasnowłosego a Shion zamknął na powrót usta. Wiedział doskonale, że musi od teraz dostosować się do jego słów i tego, czego będzie od niego żądał. Zdawał sobie z tego doskonale sprawę, aczkolwiek niektórych nawyków po prostu nie potrafił wyzbyć się ot tak. Zakorzeniły się w nim tak głęboko, że powoli wydzierały jego duszę na wierzch, brudząc i plując na nią. Wciąż przyciskając materiał do swojej twarzy, wszedł głębiej do środka by wreszcie zasiąść na jednej z drewnianych ław, które zakołysały się niebezpiecznie sprawiając wrażenie, że jeszcze jeden podobny ciężar do jego ciała, a ta runie na ziemię. Kiedy Jace zniknął zza drzwiami, wreszcie skupił się na dziewczynce. Od razu poznał, że to jego córka. Była jego mniejszą wersją. Jasne włosy, piegi, ten zadziorny błysk w oku. Chłopak prychnął cicho pod nosem, odwracając głowę nie mając zamiaru słuchać jej trajkotania. Była irytująca. Cała ta rodzina go irytowała. I cały ten dom.
- Ksią--… Shion. – odparł cichym bąknięciem. Cornelia podeszła do nich z miską, z której parowało ciepłe jedzenie. Dziewczynka zaczęła dalej kłapać językiem, ale Shion już jej nie słuchał. Spojrzał na kobietę, która podeszła do niego. Nie chciał jeść. Tego… czegoś. Racja, żołądek skakał i przyklejał się do jego kręgosłupa, ale na samą myśl jedzenia czegoś tak obrzydliwego zbierało mu się na wymioty.
- Kochanie, idź do spiżarni i przynieś pół chleba. - powiedziała z uśmiechem Cornelia widząc wyraz zniesmaczenia na twarzy chłopaka.
- Ale mamusiuuuuu. Jedliśmy już chleb w tym tygodniu!
- Ale teraz mamy gościa. – Hekate skinęła głową i obdarzyła wesołym uśmiechem Shiona, po czym wybiegła z izby, zostawiając kobietę samą ze Shionem.
- Może jednak spróbujesz zjeść? Wyglądasz blado.
- Nie chcę. – warknął chłopak.
- A jadłeś coś? Moż—
- Powiedziałem coś! – zerwał się z ławy i uderzył w dłoń Cornelii. Miska wypadła jej z rąk i rozlała ciepły gulasz po drewnianej posadzce. – Nie będę jadł czegoś tak obrzydliwego! To jest brudne! Ten cały dom jest brudny! Śmierdzi tutaj, jak możecie w ogóle tak żyć?! To wszystko… to wszystko…. - raptownie zamilkł i spojrzał w bok, rozumiejąc, że dał ponieść się nerwom. Teraz z pewnością powie wszystko Jace’owi a on wywali go na dwór. Był tego pewien.
- Musi być ci ciężko. – spokojny ton kobiety musnął jego umysł. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, kobieta wyciągnęła swoje dłonie i objęła drobne ciało chłopaka przyciskając go do siebie. Uniosła jedną z rąk i wsunęła pomiędzy jego kosmyki, powoli je gładząc.
- Jednej nocy straciłeś wszystko, co było dla ciebie ważne. Dom, przyjaciół, rodzinę. Rozumiem to. Shhh, już dobrze. – coś w nim pękło. Dłonie chwyciły się kurczowo jej swetra, a ona sam wtulił mocniej nos w kobietę, czując totalną bezsilność, która go ogarniała.
- Pewnie bardzo się boisz. Ale nie musisz. Tutaj jesteś bezpieczny. Jace…
- Nienawidzi mnie.
- Nieprawda. Bywa po prostu szorstki w obyciu, ale gdyby cię nienawidził, to nie przywiózłby cię tutaj i chronił, prawda? Shion, nie jesteś sam. - odsunęła się nieco od niego i spojrzała mu w oczy, obdarzając bladym, lecz ciepłym uśmiechem.
- Ja też nie pozwolę cię skrzywdzić. – chłopak przyglądał jej się w milczeniu, aż wreszcie skinął głową. W tym samym momencie drzwi skrzypnęły i do pomieszczenia wleciała Hekate z połową chleba.
- Ojej, co się stało?
- Miska wypadła mi z rąk. Zaraz to posprzątam.
- Ja to zrobię mamusiu! – dziewczynka odłożyła chleb i zgarnęła jakąś dziurawą szmatę, po czym nucąc pod nosem zaczęła zmywać podłogę.

***

Podkulił nogi pod siebie, kiedy oddech dziewczynki wyrównał się oznajmiając, że zapadła w głęboki sen. Nie potrafił zasnąć. Czuł się brudny, głodny, mimo wszystko zziębnięty i na dodatek bolał go bok. Było mu też niewygodnie i tęsknił za swoim miękkim łóżkiem, które miał dla siebie. Podniósł się do pozycji siedzącej, po czym wstał, zgarniając jeden z koców, którym owinął się szczelnie. Powoli wyszedł na korytarz, chcąc udać się po coś do picia. Do tej pory zawsze wszystko miał pod nos, teraz jednak musiał o wszystko sam się postarać. Podłoga skrzypiała z każdym jego krokiem, kiedy przemykał korytarzem niczym cień. Aż w pewnym momencie przystanął, kiedy usłyszał dziwne dźwięki zza drugimi drzwiami. Powoli oparł się o ścianę i osunął na ziemię, podkulając mocniej nogi pod siebie i owinął się jeszcze bardziej kocem.
Znał je.
Wiedział co oznaczają.
Skrzypienie, sapania, ciche pojękiwania.
Ile to razy słyszał je w zamku, kiedy jakiś rycerz czy inny szlachcic zabierał zza kotary jedną ze służek.
Tylko dlaczego na samą myśl poczuł buchnięcie gorącem w twarz? I to dziwne uczucie w podbrzuszu…
***
- A wteeeeedy, a wtedy Coda spadł z drzewa i spodnie mu spadły! – zapiszczała Hekate opowiadając Shionowi historię, która wydarzyła się na wiosnę, gdy bawiła się wspólnie ze swoimi znajomymi. Shion z udawanym zainteresowaniem, ale wyraźnym znudzeniem na twarzy skinął jedynie głową.
- Hekate, pomożesz? – zapytała Cornelia, która weszła do izby z pustym wiadrem i podała dziewczynce. – Przynieś śniegu, to zaparzę herbatę. – dodała z uśmiechem. Dziewczynka zeskoczyła ze stołka i z wielkim uśmiechem podbiegła do matki. Jednakże Shion był pierwszy przy Cornelii.
- Ja to zrobię. – kobieta zamrugała zaskoczona, ale po chwili uśmiechnęła się i pogłaskała go po rudych włosach.
- Nie forsuj się. Wiem o twojej ranie. Nie możesz się przemęczać, bo rana znowu się otworzy. Ale możesz dotrzymać towarzystwa Hekate.
***
- SHIOOON! UWAŻAJ! – krzyknęła Hekate, ale było za późno, kiedy chłopak oberwał prosto w twarz śnieżką. Dziewczynka zaśmiała się głośno, kiedy refleks rudowłosego zawiódł. Najwidoczniej miała świetną zabawę, szkoda, że Shion nigdy w to się nie bawił. Spojrzał na nią zirytowany, masując swój nos i strzepując resztki śniegu z twarzy. Pochylił się i zaczął lepić marnej wielkości kulkę, po czym zamachnął się by rzucić w dziewczynę ale… poślizgnął się i wywalił w śnieg, co jedynie wywołało jeszcze głośniejszy śmiech dziewczyny.
- Ale z ciebie fajtłapa, Shion! – krzyknęła Hekate i podbiegła do niego, wyciągając swoje ręce, by pomóc mu podnieść się z ziemi.
- Hej, Shion. A całowałeś się już kiedyś?~ - chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Już miał pokręcił głową, jednakże dalsze słowa dziewczyny sprawiły, że tylko wpatrywał się w nią. – Bo ja z Codą! W zeszłym roku. Oooo taaaak – dziewczyna złożyła usta w dzióbek i zachichotała pod nosem. Oczywiście, że się nigdy nie całował. Ale wolał przemilczeć te głupie rozmowy, które skwitował jedynie cichym prychnięciem.

***

W milczeniu przyglądał się śpiącej twarzy Jace’a. Na krótki moment jego wzrok padł na wtuloną w niego Cornelię. Żądło zazdrości wwierciło się w jego brzuch, chociaż sam nie potrafił sprecyzować dlaczego tak się poczuł. Odetchnął cicho przez nos i przysunął się nieznacznie bliżej mężczyzny. Skoro o wiele młodsza dziewczynka od niego się całowała, to czemu i on nie miałby tego zrobić? W końcu wielokrotnie słyszał, jak służące zachwycały się „jak on cudownie całuje” albo „całowanie jest czymś najlepszym!”. Też chciał spróbować i nie być aż tak do tyłu. Nachylił się jeszcze odrobinę a w jego zmysły uderzył zapach mężczyzny. Prawda, trochę bał się, że się obudzi, ale z drugiej strony… inaczej nigdy nie będzie się całować. Dlatego też końcu przywarł swoimi wargami do jego. I czekał. Czekał na efekt poczucia tego „cudownego” uczucia. Problem był taki, że nic nie czuł. Dlatego też mijały kolejnego sekundy, a on nadal trwał w tej pozycji, mocno ściśniętymi wargami do ust Jace’a. Nawet przełknął ślinę, czując ciepły oddech na swoim policzku.
Nuda.
Wyprostował się i przechylił głowę w bok. No i o co tyle szumu? Zero zmian. Ale przynajmniej już się całował. To co, że z facetem… Nieważne. Ważne, że mógł już się pochwalić ważnym osiągnięciem w życiu. No nic. Zaczął zbierać się, by wrócić do drugiej izdebki wyraźnie zadowolony z siebie, chociaż również rozczarowany.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Mijały kolejne sekundy, a on nadal trwał w tej samej pozycji, czekając na jakikolwiek dalszy krok tego niedoświadczonego muła. Praktycznie żadnego ruchu ust, żadnego drgnięcia warg... a potem cichy dźwięk przełykanej śliny i stopniowe poczucie oddalenia.
Nuda.
Ale czego spodziewał się po osobie, która z kilometra trąciła brakiem rozeznania?
Rozległo się nagłe świśnięcie koca, gdy sprawny ruch odrzucił nakrycie na bok, wprost na szczupłe ciało śpiącej w najlepsze Cornelii. Dziewczyna wyciągnęła usta w lekki, rozmarzony uśmiech i zamruczała cicho, wtulając się mocniej w starą, twardą poduszkę. Najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy, że jej mąż w ciągu zaledwie dwóch uderzeń serca był w stanie podnieść się z łóżka, szarpnięciem odwrócić twarzą do siebie zadowolonego, ale i rozczarowanego księcia, a potem z hukiem uderzyć ręką o ścianę, tuż przy jego głowie, uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę.
Uśmiechnął się pod nosem, trochę zły, trochę rozbawiony tą i r y t u j ą c ą sytuacją.
To było słabe, wasza wysokość.
Ciepły oddech opadł na zwilżoną językiem dolną wargę Shiona.
Za tobą śpi Cornelia, Jace.
Chłopak widocznie zmarkotniał, kładąc wolną dłoń na policzku dziedzica, który mógł poczuć na delikatnej skórze szorstkość bandaża. Wsunął palce między rude kosmyki i przemknął błyszczącym spojrzeniem po piegowatej twarzy, przyszpilonego do ściany chłopca.
Chłopca, do cholery.
Zdusił wstręt.
Rozchyl usta i wysuń język.
Nie czekał na wykonanie polecenia. Dotknął ustami jego ust, chwytając jego żuchwę w palce i zadzierając mu głowę wyżej, by ułatwić sobie zadanie. Co robisz, do diabła? Dłoń ześlizgnęła się z chropowatej ściany i opadła na kark dziedzica, gdy Jace wsunął między ciepłe wargi swój język, od razu przesuwając nim po ruchliwym języku księcia. Zostaw go. Opuszki palców przesunęły się wzdłuż kręgosłupa szczupłej sylwetki, na siłę odsuwając ją od ściany, aż nie natrafił niżej, gdzie objął go w pasie i przyciągnął do siebie, zębami zahaczając o dolną wargę. Przegryzł ją i wreszcie  przerwał przydługi pocałunek, pieczętując koniec cichym cmoknięciem w kącik ust Shiona.
To było niepotrzebne.
Przemknął językiem po dolnej wardze, zbierając z niej resztki śliny. W oczach pojawił się zadziorny błysk, choć sam Jace poczuł gwałtowną falę obrzydzenia. Zmrużył ślepia i nagłym szarpnięciem posłał go na ścianę, zaciskając palce na jego barku. Wręcz wbijając pazury w skórę młodzieńca. Warknął ostro, wbijając wściekłe spojrzenie w brązowe oczy chłopca.
Ty pieprzony...
Umm? ─ Cichy, zaspany głosik przerwał charczący szept Jace'a, który wyprostował się i poluzował nieco chwyt, oglądając się jednocześnie za siebie. Cornelia zdążyła usiąść i przetrzeć niebieskie oczy wierzchem dłoni. Była tak zaspana, że ledwie ich widziała.
Coś... coś się dzieje?  ─ zapytała niemrawo, mrużąc oczy i próbując dostrzec w ciemnościach co się dzieje.
Jace puścił Shiona i skrzywił się wyraźnie. W tym momencie nie potrafił nawet zmusić się do uśmiechu, który prezentował jej od lat.
Jest dobrze, Nel. Shion właśnie wychodzi.
Oh?  ─ Przetarła ostatni raz zaspane oczy i uśmiechnęła się lekko, zaciskając palce na kocu. ─ Pewnie źle mu się śpi na tej twardej podłodze.  
Nel, nie próbuj...
Ale ona jakby nie słuchała.
Może zechciałby spać z nami?
Nel, kurwa!
Hekate często tak robiła, gdy było jej za zimno w spiżarni. Albo gdy miała zły sen. Może wasza wysokość miała jakiś koszmar?
Nie mów tak na niego. ─ W głosie Jace'a wdarło się obrzydzenie. ─ Taki z niego książę, jak ze mnie dupa wołowa. To pieprzony dzieciak.
I może tak powinieneś go traktować, Jace.  ─ To był pierwszy raz, gdy głos Cornelii zabrzmiał ostro. Wręcz karcąco na tyle, by zamknąć usta męża. ─ Shion jest księciem, ale jest księciem, który nie miał czasu na dzieciństwo. Naprawdę myślisz, że władza to tak lekka sprawa? To ciężkie brzemię.
To próżny szczeniak.
To przede wszystkim twój pan, Jace.  
Zacisnął zęby i warknął, kierując wściekłe spojrzenie na twarz Shiona. Dokładnie tak, jakby mówił: „widzisz co narobiłeś?”
Jace... ─ Cornelia westchnęła cicho. ─ Gdzie idziesz?
Chwycił za Huntera i wsunął stopy w buty.
Pójdę po drewno. Już i tak prawie świta.
Nie bądź zły.
Nie jestem, Nel.
Nie na ciebie.
Pochylił się jeszcze nad nią i ucałował w usta.
Masz ciepłe wargi, Jace.  
Skrzywił się jeszcze bardziej.
Przegryzałem.
Miałeś tego nie robić. Znów ci pęk-
Wrócę niedługo.
Nel odczekała, aż stukną drzwi do pokoju. Przez chwilę siedziała w bezruchu, ale w końcu opamiętała się i uśmiechnęła.
Wasza wysokość?  
Oparła dłoń o miejsce obok siebie, które wcześniej zajmował Jace.

---------------------------------

Wiem, Nel. Wiem. ─ Zmęczenie wkradło się do jego głosu. ─ Tak, będę pamiętał.
Chociaż czasami, dobrze?  
Jeśli będzie przy mnie Rainbow.
Dałam ci dodatkowe kartki papieru do torby, więc nie wymiguj się już tak. I pisz. Obiecujesz?  
Ucałowała go w policzek i odwróciła się do Shiona. Jednak nim trafiłaby dłonią na jego głowę, cofnęła ją i chwyciła się za nadgarstek drugiej ręki.
Zapakowałam wam prowiant na drogę. Mam nadzieję, że będzie smakowało.
Pa, Shion! ─ pisnęła Hekate i odwróciła się, by przytulić Jace'a. ─ Pa, tatusiu! Pa, koniku!  
Jace poczochrał jej jasną czuprynę i pociągnął Quinna za sobą. Warknął do Shiona marudne „idziemy”, nawet nie racząc go przelotnym spojrzeniem.

---------------------------------

Po wyjściu za nierówny, zepsuty tu i ówdzie płot otaczający chatę i stajnię, dosiadł Quinna i poczekał aż Shion zrobi to samo. Tym jednak razem książę usadzony został z tyłu wierzchowca.
Chociaż nie będę musiał na niego patrzeć.
To była długa podróż...

---------------------------------

Niech mnie licho! Jace!  
W tawernie aż zawrzało. Była to stara, ale solidna tawerna, nad drzwiami której znajdował się wypchany łeb jednorogiego jelenia. W środku było całkiem przytulnie, jak na standardy tych rejonów krainy. Drewniana podłoga uginająca się od ciężkich stołów i ław, na których zebrało się liczne i głośne towarzystwo. Wszyscy rechotali, klepali się po plecach albo opowiadali sobie niestworzone historie, patrząc w błyszczące od ciekawości lub wątpliwości oczy swoich słuchaczy. Całość ocieplona była wielkim kominem, w którym tlił się krwisty ogień, dający tu całkiem sporo światła. Karczmarz ─ czarnowłosy, krępy, wysoki facet ─ również zwrócił twarz ku przybyszowi, który z krzywym grymasem omiótł spojrzeniem całe wnętrze.
Nic się tu nie zmieniło.
Wszedł głębiej, ale zdążył zrobić tylko dwa kroki, a już dopadła do niego niska postać z burzą czarnych włosów. Pisnęła, przyciskając policzek do jego brzucha i odsunęła się, by z rozmachu klepnąć go w biodro.
No nareszcie, ty stary łajdaku!  ─ Jej dziecięca twarz kompletnie nie pasowała do mądrych, wręcz wiekowych oczu, które widziały niejedno. I właśnie zwróciły się ku towarzyszowi „łajdaka”. ─ No niee! Rai mówiła, że przyprowadzisz gościa, ale nie wspominała, że ten gość to dziecko! Kurwa, dzieciaczku, nie powinieneś jeszcze sypiać z mamusią, cooo?
Cmoknęła, choć sama była niższa od Shiona. Shira wzięła się pod boki i zlustrowała go poważnym spojrzeniem.
I jego mamy eskortować? Co za chała!  
Jace pstryknął ją w czoło, aż pisnęła i cofnęła się o dwa kroki.
Co? ─ bąknęła Shira, ale już na nią nie patrzył.
Schylił się nagle i wyprostował w chwili, gdy krzesło przeleciało już nad jego głową.
Kurwa, refleks nadal na poziomie! Chodź tu, mordo!  
Jace wyminął ją i ruszył do stołu, przy którym Sztacha ─ największe bydle ─ właśnie wywijał swoim...
Załóż spodnie albo trzy kroki do tyłu, sterto łajna.
Ahahah! Brakowało mi ciebie, przyjemniaczku!  ─ ryknął Sztacha, odrzucając kufel z piwem do tyłu. Chyba nawet nie zauważył, że go puścił. Głośny huk zakomunikował, że ten miał nieprzyjemną okazję zapoznać się ze ścianą. Sztacha wbił malutkie, wyłupiaste patrzałki prosto w Shiona. ─ A to nasz mały gołąbek!
Tak, tak. ─ Jace poklepał Sztachę po nagim brzuchu. ─ Małego gołąbka to ty chowaj do gaci. Muszę przedstawić wam...
Jace, wreszcie!  ─ To był głos Rainbow. Przyjął go niemalże z wdzięcznością, oglądając się za siebie, by jak najszybciej odszukać ją wzrokiem. Po schodach zbiegła długowłosa dziewczyna, na którą niejednemu stawała w gardle ślina, przecięła biegiem całą tawernę i dopadła do białowłosego, by z rozmachu strzelić mu w pysk. I na pewno by to zrobiła, gdyby nie podniósł ramienia i nie przyjął ciosu na nadgarstek.
Uniósł brew.
A ona roześmiała się perliście.
Już się bałam, że będę musiała ich odsyłać do nor! Eeej, Kumo!  ─ wrzasnęła Rainbow, podnosząc dłoń. ─ Dwa wielkie kufle piwska! Ale nie tych szczyn, których nam nalałeś wcześniej!
Karczmarz spiorunował ją wściekłym spojrzeniem, ale rzucił szmatę na blat i ruszył do beczki z piwem, zgarniając po drodze dwa niezbyt czyste kufle. W czasie, gdy on mocował się z zamknięciem, Jace został przyciągnięty przez czyjeś ramię. Gdy tylko poczuł woń czosnku od razu poznał kto to.
A coosz to za buszkę nam tu przyprowadżiłeś, Jacze?  ─ wyseplenił garbaty, cienki w pasie i ramionach jak kij od miotły, mężczyzna z naznaczoną mnóstwem bruzd twarzą. Wcelował swoje sprawne oko w Shiona i wyszczerzył się, ukazując szczerbaty pysk. Jace odsunął go od siebie łokciem.
Mamy być jego eskortą, Arima.
Eszzkoooortą  ─ powtórzył mężczyzna, uśmiechając się jeszcze szerzej, choć to zdawało się już niemożliwe. Zbliżył się do Shiona, przytykając twarz do jego twarzy i zaciągnął się zapachem młodego dziedzica. ─ Szliczny.  
No mordkę to ma całkiem, całkiem! ─ ryknął Sztacha. Był z tych, którzy nawet gdy mówili cicho, to wrzeszczeli. Właśnie próbował zawiązać spodnie, ale zachwiał się i upadł na ławę, aż siedzący po bokach Syjam, Jorg, Barold i Wordick podskoczyli o parę dobrych centymetrów. Nie przerwali jednak swoich czynności. Syjam nadal siedział jak zawsze zakapturzony, milczący i mroczny; Jorg ostrzył zakrzywione noże, Barold wpierdalał piętnastego dzika, nie bacząc na ściekający mu aż po same łokcie tłuszcz, a Wordick szczękał zębami, wmawiając wszystkim, że to z zimna.
Stuk.
Na stół trafiły dwa nowe kufle piwa.
Flynn klepnął dziewkę w tyłek i szczeknął za nią.
Ależ dupeeeczka! ─ zaskomlał, opierając się o Rainbow, która z obrzydzeniem odsunęła go od siebie.
Dość, chłopaki. Do diabła, Jace, weź jebnij Yeagerowi, bo inaczej ja to zrobię. Zrzygam się, jak nie przestanie.
Yearg z kwaśną miną wyjął palec z nosa i wsunął go do ust, ale nie zdążył się rozkoszować smakiem swojego nowego dania, bo coś ciężkiego pociągnęło go do tyłu i to tak mocno, że stracił równowagę i fiknął na podłogę. To Shira skoczyła mu nagle na plecy i ściągnęła do poziomu podłogi, oplatając go rękoma za szyję, a nogami jego tors.
Chodź tu, wieprzu! Wooohooo!
Jace siadł na miejscu Yearga, który piszcząc altem próbował zrzucić z siebie duszące go dłonie. To był też pierwszy raz, gdy spojrzał na Shiona. Już rozklejał usta by coś powiedzieć, ale w tym samym momencie Sztacha chwycił za kufel Jorga i podniósł go jak najwyżej, zagłuszając chyba wszystkich w tawernie.
ZA JACE'A I JEGO RUDEGO KOCIAKA! ZA NOWĄ, KURWA, PRZYGODĘ! ZA...
Ej, Sztacha, to mo ─ „je” utonęło w głośnym trzasku złamanego nosa. Jorg padł na ziemię, a Sztacha odwrócił się ponownie do stołu, prostując palce. Wyszczerzył się ponownie jakby nic nie zaszło i znów podniósł kufel.
ZA ZŁOTO TAK... EEE... ZŁOTE JAK TO PIWSKO OD KUMY! PIJMY, DO DIABŁA!
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie spał.
To była zarazem pierwsza jak i ostatnia myśl, która wypełniła strwożony umysł chłopaka. Spojrzał zaskoczony w dwukolorowe tęczówki w momencie, gdy jego plecy mały bliskie spotkanie z twardą ścianą. Na drobną chwilę zacisnął powieki i podskoczył, gdy huknęło tuż obok jego głowy. I z pewnością tylko cudem Jace nie pomylił jego rudego łba ze ścianą. Przełknął cicho ślinę, zrywając gwałtownie kontakt wzrokowy słysząc pierwsze słowa jasnowłosego. Oczywiście, że było słabe, ale stało się, prawda? Nie jego wina, że był to jego pierwszy pocałunek. Gdyby tylko się nie zbudził, to nie wiedziałby o niczym i Shion mógłby przejść z tym do porządku dziennego. Jednakże w tym wypadku czuł wszystkimi komórkami oraz zmysłami, że Jace tak łatwo mu nie odpuści.
-  Ja… -  zaczął, ale nieporadnie próbował odnaleźć w głowie na szybko jakąś wiarygodną wymówkę. Niestety, jego umysł momentalnie został wyciszony i wyłączony, chcą czy nie, pozwalając na wkradnięcie zawstydzeniu, który oblał jego twarz, a po same uszy.
Rozchyl usta i wysuń język.
Krótki rozkaz, niezrozumiały dla Shiona, a mimo wszystko posłuchał go. Wargi niepewnie uchyliły się jednocześnie wysuwając nieco koniuszek języka, jednak nie zdążył nawet spojrzeć na Jace’a w niemym pytaniu, kiedy ten złapał go za szczękę i wpił się swoimi wargami w jego. Spojrzenie chłopaka rozszerzyło się w niezrozumieniu, a dłonie uparły na szczupłej klatce piersiowej chcąc go odsunąć od siebie. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, gdy poddał się bliskości jasnowłosego. Nie wiedział co robić i był w pełni poddany każdemu ruchowi Jace, ale wystarczył ten krótki moment, a ciałem chłopaka szarpnęły uderzenia gorąca, wgryzając się w jego skórę od wewnątrz i wypełniając każdą żyłę oraz tętnicę. Na tę krótką chwilę zapomniał jak oddychać, a ślina nagromadziła się w jego kąciku ust. Oddech złapał w momencie, gdy pomiędzy ich wargami wkradł się chłód z racji zerwania kontaktu fizycznego między ustami.  Rozchylił nieco bardziej powieki i błyszczącym spojrzeniem spojrzał wprost w oczy młodzieńca, ale bardzo szybko pożałował tego gestu. Już wtedy wiedział, że rozzłościł go, a co zostało potwierdzone ponownym wylądowaniem na ścianie. Nie wiedział czego może się po nim spodziewać, ale wierzył, że nie odważy się podnieść ręki na niego.
A może się mylił?
Cichy głos zaspanej Cornelii okazał się niezwykle zbawienny dla Shiona. W napięciu słuchał wymiany zdań pomiędzy nimi, coraz bardziej czując ciężar spojrzenia swojego „cienia” na swoich barkach. Obwiniał go. Za to wszystko, co się stało. Ale chłopak też nie spoglądał na niego czy też jego żonę, usilnie wpatrując się w poplamioną podłogę, jakby nie chciał drażnić dzikiej bestii Jace’a swoim spojrzeniem, Na uniesienie głowy odważył się dopiero w chwili, gdy podskoczył z racji zatrzaśnięcia drzwi. Nieco mętny wzrok powiódł w stronę kobiety, przez krótką chwilę rozważając wszystkie za oraz przeciw zostania do rana u boku chorej Nel. Koniec końców – powoli przesunął się w jej stronę, aż w końcu wślizgnął się pod koce od razu odwracając do niej plecami i podciągając nogi. Tak więc to był prawdziwy pocałunek.
Pocałunek, którymi wszyscy się zachwycali. Taki piękny, niezwykły, bajeczny.
Tylko dlaczego tak go uwierało to wszystko?
Pocałunek Jace’a boli.
Po prostu.

***

Trzymał się kurczowo jego płaszcza, by nie zsunąć się z końskiego zadu i wylądować w grubej stercie śniegu, ale też na tyle lekko i z dystansem, by niepotrzebnie nie drażnić Jace’a. To, czego zdążył się nauczyć przez ostatnie dni, to że działa na niego drażniąco i irytująco. Nie rozumiał skąd to się brało ani  dlaczego też innych uważał za kogoś ponad niego.
Nienawidzi Cię. Jak każdy.
Zacisnął mocniej wargi tworząc wąską linię.
Nie zamierzał już go denerwować. Byleby tylko dojechać na miejsce, to zaszyje się w jakimś cichym miejscu.

***

Kichnął głośno, przyciskając wnętrze dłoni do swoich ust, tak, jak nakazywała tego dobra kultura wyniesiona z zamku. Banda flei, pijaków i obdartusów, a którzy z pewnością pełnili rolę bliskich przyjaciół Jace’a prezentowali się naprawdę… barbarzyńsko. Wystarczyło zaledwie parę sekund a Shion zdążył już wyrobić sobie niezbyt przyjemne zdanie na ich temat. Najbardziej chyba nie przypadła mu do gustu ta niska dziewczyna, która już a wstępie potratowała go jak dziecko. A przecież już nim nie był. Chciał się wtedy odszczekać, ale przytłoczony zbiorowiskiem tak bardzo różnorodnej zgrai osób skutecznie zakleiła mu usta. Siedział parę miejsc dalej od Jace, sam, na uboczu. Co rusz obserwował katem oka poczytania jasnowłosego, śledząc każdą jego mimikę. To, jak się śmiał i żartował, jak gestykulował, jak był wyluzowany. Westchnął cicho, upijając łyk tego dziwnego, ,gorzkiego napoju jaki mu przyniesiono. Jak oni mogli pić coś tak obrzydliwego? Zwało się to chyba piwo. Ktoś o tym mówił, ale Shion za cholerę nie był w stanie przypomnieć sobie co i jak. Huk łamanego krzesła zmroził na chwilę krew w jego żyłach. Szybko jednak się uspokoił, że ‘zabawy’ podjęło się dwóch huncwotów. Szpadla wraz z Jordanem. Czy jak tam się zwali. Niestety, nie miał pamięci do imion.

***

Czuł się co najmniej dziwnie. Świat przed jego oczami wirował, było mu ciepło a nogi były niczym z waty. To było pierwszy raz, kiedy miał wrażenie, że wargi mu drętwieją a język odmawia posłuszeństwa. A wystarczyły dwa piwa, by Shion dostał nieco do głowy… Nim ktokolwiek mógł się zorientować, gdy tylko Rai wstała od stołu i gdzieś pognała, na jej miejscu znalazł się rudowłosy, przyglądając uważnie twarzy Jace’a.
- Hm… Jaaaace. -  zaczął niewyraźnym głosem czując, jak zaczyna huczeć w jego czaszce, głęboko, powoli wwiercając w jego mózg malutkie, rozgrzane igiełki.
- Ale dlaaacz- - krótkie czknięcie - …hego nienawidzisz mnie tak? Wszystkich innych traktujesz inaczej niż mnie. Dlaczegoooo? Bo nazwałem cię Psem?  Ty mnie nazywałeś szczeniakiem,  to jesteśmy kwita. – kolejne czknięcie zostało utopione w cichym, pełnym erotyzmu głosu kobiety, która zarzuciła ręce na ramiona jasnowłosego i przywarła na chwilę swoimi wargami do jego szyi, składając na niej mokry pocałunek.
- Jace. Tęskniłam. – wymruczała zaczepnie Colinne i przesunęła wargami po jego szyi.
- Ja… ja też się z nim całowałem! – wyrzucił z siebie Shion, czując nagłą potrzebę podzielenia się tym z całym światem. Jakby ten gest był jakimś chorym wyznacznikiem prestiżu czy czegoś podobnego. Colinne, kobieta średniego wzrostu o długich, miodowych włosach okalających jej delikatną talię i pełnych, niemal wylewających się z sukienki piersiach, uśmiechnęła się delikatnie słysząc słowa chłopaka.
- Ja też. – odparła dobitnie i odsunęła się od mężczyzny a złapała w swoje dłonie twarz chłopaka, przysuwając go bliżej swoich ust, aż wreszcie musnęła je lekko rozchylając odrobinę.
- I ze mną też się całowałeś. – dodała z szerszym uśmiechem, ponownie skupiając całą swoją uwagę na dawnym kochanku.

***

- Sztacha, refleks! – krzyknął Yeager rzucając pustym kuflem w kompana. Ten odbił się od jego głowy i potoczył po ziemi, wydając przy tymm charakterystyczny dźwięk, ciągnąc za sobą głośny śmiech mężczyzny.
- Słyszeliście tą pustkę w jego zachlanej łepetynie?
- Ale ci zaraz przychędożę! – krzyknął Sztacha i złapał za pierwszy, lepszy stół, którym zamachnął się i rzucił rozwalając na małe kawałeczki.
-  BUUUURDAAAAAA! – basowy głos Barolda zagłuszył inne krzyki. To było jak sygnał, zielone światło, kiedy zdecydowanie większa część kompanii Jace’a postanowiła podjąć się zabawy w „kto ostatni ustoi’. Złapali za wszystko, co mieli pod ręką a co mogło posłużyć im jako broń i rzucili się sobie do gardeł. Większość, bo Rainbow na moment wyszła wraz z Colinne. Shion przyglądał się temu zaciekawiony, czując, jak powoli powieki zaczynają mu opadać na oczy, ale jego stan nie trwał zbyt długo, kiedy ktoś usiadł ciężko za nim na ławie. Arima objął go w pasie i przysunął do siebie, wsuwając nos w rude kosmyki i zaciągając się jego zapachem, by po chwili przesunąć koniuszkiem nosa po delikatnej skórze Shiona.
- Ale masz szapach. – wyseplenił mężczyzna, przesuwając wysuniętym językiem po całej długości szyi księcia, dochodząc do jego ucha.
- I szmakujesz zasznie. – mruknął, obejmując Shiona w pasie i przysunął go bliżej siebie, a drugą ręką zaczął rozwiązywać sznurówki jego spodni, by ostatecznie wsunąć swoją dłoń pomiędzy nagie uda chłopaka i jąwszy jego członka, zacząć pobudzać.
- Co mi robisz? – ciche, marudne mruknięcie wyrwało się z gardła Shiona, który spojrzał niezrozumiałym wzrokiem w dół.
- Będzie szi dobsze. Zobaszysz. Alesz ty cieplutki tam na dole. – Shion zamruczał cicho pod nosem, czując się jeszcze dziwniej, niż do tej pory. Jego wrażliwe ciało zaczęło bardzo szybko reagować na dotyk Arimy. Odchylił nieco głowę opierając ją o ramię mężczyzny i wpatrywał się w sufit półprzymkniętymi, intensywnie błyszczącymi oczami, czując, jak powoli zaczyna brakować mu tchu.
- Śmierdzisz…
- Pszyjemnie, mmm?
- Przyjemnie…
Usta Arimy wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy wyciągnął rękę ze spodni chłopaka i zerwał się na równe nogi. Jednym ruchem dłoni zrzucił na ziemię talerz oraz kufel z blatu popękanego w wielu miejscach stołu, a następnie wsunąwszy obi ręce pod ramiona Shiona, uniósł go i pchnął na stół  brzuchem. Ledwo przytomny chłopak tak naprawdę nie wiedział co się dzieje dookoła niego, a wszelakie zewnętrzne bodźce przestały docierać. Nie zorientował się kiedy chłód prześmignął po jego nagich udach oraz pośladkach, kiedy Arima zsunął do kostek lniane spodnie i kiedy sam zaczął rozpinać swoje spodnie, jednocześnie rozchylając bardziej nogi Shiona. Nie docierało do niego…
- ANI MI SIĘ WAŻ, ARIMA! – Colinne, która właśnie wróciła do tawerny i zgrabnie uchyliła się przed lecącym kuflem w jej stronę, momentalnie dopadła do mężczyzny i szarpnęła go do tyłu.
- No szto! Mówił, sze przyjemnie!
- Jest zalany w trupa. Nie kontaktuje i nic do niego nie dociera! Nie będziesz gwałcił nieprzytomnego dzieciaka! – Shion uniósł nieco głowę oraz swoje ciało, podpierając się na łokciach i spojrzał sennym wzrokiem na Colinne.
- Colinneeeee…. Jace mnie nie lubi.
- Shhh. Porozma—ARIMA! ZOSTAW GO! – warknęła dziewczyna, kiedy mężczyzna ponownie ulokował się pomiędzy nogami gotowy do wejścia w niego. Tym razem Colinne przysunęła mały sztylet do tętnicy mężczyzny.
- Liczę do trzech. Raz… dwa….
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

JACE! ─ stęknął ponad gwarem Yearg, gdy wreszcie udało mu się oswobodzić z uścisku Shiry. Objął wtedy siedzącego przy stole białowłosego i przyciągnął do siebie ramieniem, praktycznie wtulając się policzkiem w jego policzek. ─ Nie bądź taka chuj. Ty pomóż Yearg, to wtedy Yearg pomoże tobie.
Yearg, skurwysyńsko capisz ─ warknął Jace, wbijając mu w twarz swoją dłoń i odsuwając od siebie, jednocześnie ustami obejmując grube szkło kufla z piwem. Przechylił naczynie, łykając złocisty płyn, którego połowa i tak poleciała mu na szyję i odzież, bo Yearg szarpnął go za ramię, by zwrócić swoją uwagę. ─ Kurwa, Yearg. Czego chcesz?
Przyda się ─ Yearg wbił w niego mętne spojrzenie pełne nadziei gdzieś na dnie oczu ─ dzika... taaak! Dzika! I ruda! Baba!
Jace parsknął, odrzucając kufel na stół. Szkło huknęło o drewno.
Stary, dzika to ci jeszcze załatwię, ale ruda odpada.
Sama dzika baba..?
No może być i baba dzika, chociaż nie wiem, co ci to za różnicę robi, jaka to będzie... eeeh...
Sztacha ryknął, wyrzucając ręce w górę, które opadły z trzaskiem na blat stołu.
ALE CHUJ!
No. ─ Jace machnął dłonią. ─ Jaki będzie chuj albo i nie będzie chuja.
Baba i chuj?
Słuchaj, Yaerg. Albo baba dzika, albo dzik z chujem. Nie dam ci dwóch naraz, bo tego to natura jeszcze nie wyrobiła, dotarło?
Yaerg wywalił dolną wargę przed górną i spuścił głowę.
Sama baba..?
Nie musi być taka sama. ─ Rozgrzmiał nagle nowy głos, który pojawił się za nimi znikąd. Oboje obejrzeli się za siebie, kierując zamglone, ale roziskrzone spojrzenia na Sztachę. Jego bycza morda wykrzywiła się w grymasie pełniącym u niego funkcję uśmiechu. ─ Już ja się nią zajmę!
Mowy nie ma, kupo gówna ─ warknął Yaerg, prostując się i zaciskając palce w pięści. ─ Moja baba!
Coś ty powiedział?! No, no! Nasz szczajpysk nazywa mnie... ─ Klepnął się w pierś. ─ MNIE kupą gówna! Jace!
Jace zmrużył ślepia i przyjrzał się mu z niesmakiem.
Jeśli się nie zamkniesz, to sam zrobię z ciebie gówno, Szta... ─ czknięcie ─ … Sztacha. Zajeżdżasz już starym łajnem, to wychodzi na to, że połowę roboty zrobiłeś za mnie.
Sztacha warknął pochylając się do twarzy Jace'a. Jego nozdrza rozszerzyły się nagle, gdy piorunował przywódcę wściekłym spojrzeniem, ale zdążył jeszcze tylko wypuścić powietrze przez nos, a ryknął gromkim śmiechem, opadając na Yaerga i zrzucając go z ławy, by siąść obok Jace'a.
I tego mi brakowało, psiamać! Ten pieprzony jęzor powinni ci uciąć i kazać połknąć, Jace!
Jakże mi miło.
A i powinno, bo stawiam piwsko! KUMO, INO RYŻO!

---------------------------------

Zaśmiał się głośno, opuszczając nieco głowę i unosząc szczupłe ramiona. Nikt nie posądziłby go o bycie przywódcą bandy tych dzikich brudasów, którzy w jednej chwili potrafili stać się prawdziwymi bestiami. A jednak to przed nim uginali karki i łamali sobie nogi, by paść na kolana.
Tutaj on był królem.
Szczupłe, długie palce zahaczyły o ucho kufla, gdy podrywał naczynie do góry w kolejnym toaście.

---------------------------------

„Hmm...”
Nieważne jak dużo alkoholu nie płynęłoby w jego żyłach, zmysły zdawały się pracować na odpowiednich obrotach. Być może nieco przytłumionych, ale nadal dość wysokich, by nawet cichy odgłos zwrócił jego uwagę. Jorg zaczął coś szczekać, ale to nie dotarło już do białowłosego. A raczej dotarło, ale wleciało jednym, a wyleciało drugim uchem, bo skupił całą swoją ─ szczątkową i tak ─ uwagę na Shionie, którego dotychczas skrupulatnie udawało mu się omijać wzrokiem i nie zaczepiać rozmową.
Skrzywił się, czując ostrą woń trunku, która dotarła do jego nosa.
Nie zdążył jednak odsunąć go od siebie, bo czyjeś dłonie wsunęły się na jego ramiona, całość pieczętując mokrym pocałunkiem w kark, od któremu nawet jemu zrobiło się zimno i gorąco jednocześnie.
Colieen ─ wymruczał, odchylając głowę do tyłu, by móc na nią spojrzeć. Ten typ przywitań rozpoznałby wszędzie, ale jej drapieżny uśmiech dostrzegłby i na końcu świata.
Sęk w tym, że świat teraz miał w dupie jego przyzwyczajenia, bo musiał zostać poinformowany o czymś, na co żołądek Jace'a zaczął się zgniatać. Młodzieniec wyprostował się i obrzucił dziedzica wściekłym, wręcz marudnym spojrzeniem, błyszczącym w cieniu rzucanym przez grzywkę.
Ja też się z nim całowałam ─ odezwała się Shira, wzruszając przy tym wątłymi ramionami. Wsunęła do ust wielki kawał udka jakiegoś zwierza i odchyliła się, by oprzeć plecy o ścianę. ─ Też mi co! Nie byłeś pierwszym!
Taa. ─ Jorg wsunął palec do ust, by podłubać w zębie. Najwidoczniej próbował spomiędzy nich wysunąć jakiś wściekły fragment jedzenia. ─ Też się z nim całowałem.
No, ja ze dwie zimy temu. ─ Rainbow napiła się piwa i wzniosła oczy ku górze. ─ Albo z trzy?
Ha! ─ Sztacha wywalił klatę do przodu. Podziwiać, nie macać. ─ I ja skosztowałem tych...
Umilkł nagle, jakby coś odebrało mu głos. Patrzył w lekkim osłupieniu, jak Colieen ujmuje twarz Shiona w swoje cudowne dłonie i składa na jego ustach krótki pocałunek. Zdawało się, że na ten ułamek sekundy, życie w Jednorogim Jeleniu stanęło w miejscu i powróciło do łask dopiero, jak Colieen odsunęła się od niego i oparła ponownie o Jace'a.
Rainbow podniosła znów swój kufel. Musiała się napić.
I nie tylko ona.

---------------------------------

Podniósł nagle głowę, którą podpierał niedbale na ręce i spojrzał zaskoczony na Colieen. Jace przez chwilę przyglądał się temu marnemu przedstawieniu, do ostatniej chwili nie wiedząc, czy ma ingerować, czy dalej ignorować ich dziecinną zabawę. Od dłuższego czasu przyglądał się w milczeniu jak Arima pobudza Shiona, ale choć wgapiał się prosto w nich, w ogóle nie widział tej sceny. Dopiero podniesiony głos dawnej kochanki przywrócił go rzeczywistości i zmusił do zmrużenia ślepi, by obraz zaczął się wyostrzać, a on mógł dostrzec opartego o stół Shiona.
No no.
Kącik ust Jace'a uniósł się ku górze.
Nieźle hula nasza przyszła wysokość.
„Liczę do trzech... raz...”
Jace obrzucił twarz Colieen znużonym spojrzeniem. Skąd w niej te nieznane dotąd pokłady macierzyństwa? Przypomniała sobie nagle, że nie powinna być kurwą, tylko matką?
„Dwa...”
Dźwignął się z miejsca.
„Trz-”
Jace! ─ Głos Colieen brzmiał jak syk. Nie wściekły. Była zaskoczona. ─ Puść mnie.
Nie patrzył na nią. Wzrok miał skupiony na Arimie, który cały się trząsł z podniecenia, ekscytacji i strachu, co rusz spoglądając na Shiona, by prędko powrócić do twarzy Jace'a. A nawet nie twarzy, bo dochodził wyłupiastym okiem tylko do linii jego obojczyków i spuszczał głowę, unosząc swoje szponiaste, krzywe paluchy i zakrywając się nimi na tyle, na ile było to możliwe.
Jaaaszee... ─ wyskomlał cicho, wykrzywiając usta w grymasie, który miał przypominać uśmiech. ─ Tak ładnie szmakuje... Szho niby miahem zhobisz?
Tak bardzo lubisz młodych chłopców, Arima? ─ Pytanie zabrzmiało jak cięcie ostrza.
Arima skulił się nieco, przeskakując z nogi na nogę i znów zerkając na kuszące ciało oparte o stół. Zaczął ciężej oddychać i oblizywać wargi, gotów do ostatniej chwili skomleć o swoją porcję nagrody.
Nie muszą bysz modzi, Jasze.
Jace uśmiechnął się szerzej.
Kurwa, Jace. Puszczaj! ─ syknęła znów Colieen, próbując wyrwać nadgarstek z jego uścisku. Na darmo. Ręka ledwo mu drgnęła, gdy próbowała się wyszarpać. ─ Nie dam zgwałcić mu-
Weź sobie przerżnij Jorga.
Gdzieś spod stołu wyrwało się nagłe warknięcie. Arima zamrugał jednym okiem i przez chwilę wpatrywał tylko w twarz przywódcy, jakby nie bardzo wiedział, czy może oddychać, co dopiero się odezwać.
No jazda. Rżnij go!
Jace kopnął ławę. Stuknęła o stół, wydając głośne szurnięcie po podłodze.
Jace, to nie jest... ─ zaczęła Colieen, ale widząc, jak Arima chwyta pijanego Jorga za kostkę i zaczyna wyciągać spod stołu, szarpiąc za spodnie tak mocno, że te i tak zaczęły się zsuwać z jego bioder, odwróciła się do Jace'a i rozluźniła mięśnie. Wtedy ją puścił.
Trzeba mu pomóc.
Kiwnęła porozumiewawczo ku Shionowi, najwidoczniej zapominając kompletnie o tym, że Jorg właśnie opierał palce o ramiona Arimy i próbował go od siebie odsunąć, ale mniej pijany towarzysz w tej bitwie okazał się szybszy i silniejszy. Nie musiała jednak mówić dwa razy. Jace przewrócił oczami i wypuścił powietrze przez zęby ─ Do diabła... ─ ale pojawił się za Shionem, dotykając palcami jego biodra, a potem wsunął rękę między nogi i ujął nią ciepłego...
Nie rób mu tego. ─ Zatrzymała go Colieen, opierając rękę o jego ramię. ─ Ja to zrobię. ─ Znów ten szczególny uśmiech. ─ Tylko przenieś go do góry.

---------------------------------

Jace pchnął go na wielkie łoże. Colieen wkroczyła tu pierwsza i teraz poprawiała swoje długie włosy, a widząc, jak półprzytomny chłopak pada na materac ułożyła usta w lekki, lubieżny uśmiech i podeszła do niego, kołysząc biodrami. Doskonale wiedziała jak się poruszać, by przyciągnąć cudze spojrzenie.
Wypad stąd, Jace.
Zamknął drzwi, ale nie wyszedł. Jak na złość ciało postanowiło zostać, choć podświadomość nawoływała, że powinien się stąd ulotnić, póki jeszcze na dole czekały na niego resztki piwa. Pożegnał się jednak z nimi w chwili, gdy usiadł na krześle, opierając łokieć o drewniany parapet okna i wbił spojrzenie prosto w twarz Colieen, kładąc głowę na otwartej dłoni.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pierwszy raz w życiu tak się czuł. Tak… inaczej. Senna świadomość przyprószyła sobą jego umysł, oddzielając go od rzeczywistości i sennej mary. Błędny wzrok przesuwał się po zgromadzeniu i choć patrzył – nie widział. Wszystko było mu jedno, co się dzieje w jego otoczeniu jak i z samą jego osobą. Był senny, a powieki i ciało z każdą kolejną chwilą coraz bardziej ociężałe. Nawet nie zorientował się, że o włos uniknął gwałtu i że wciąż jego spodnie okalają szczupłe kostki. Nie dotarło również do niego, że parę chwil później zjawił się Jace i dotknął go obejmując jego najwrażliwsze partie ciała. Jedynie przytłumione głosy dźwięczały w jego upitych zmysłach.
***
- Jaaace… -  wymruczał chłopak raptownie łapiąc się mocno ubrania wyższego młodzieńca, jakby bał się, że ten go puści. Nogi chłopaka ledwo szurały po podłodze i gdyby nie pomoc jasnowłosego, z pewnością odpuściłby sobie wspinaczkę. Czknął cicho, wtulając twarz w jego ubranie, oddychając ciężko i mając wrażenie, że płonie od środka bolącym ogniem.
- Coś dziwnego mi jest… boli mnie na dole… Jace. I drapie mnie w brzuchu. Co mi jest? – zadarł głowę nieco wyżej, by odszukać piegowatą twarz nieprzytomnymi, błyszczącymi z podniecenia oczami.
- Czy ja umrę? Będzie ci smutno? Bo mi byłoby, jakbyś umarł.
- Uroczy. – mruknęła Coileen, która chwyciła chłopaka z drugiej strony widząc, jak to małe chuchro kiwa się niczym źdźbło poruszane przez wiatr.
- Aż tak lubisz Jace’a?
-- Lubię, ale jak mnie pocałował, to bolało. I wyłączcie ten wiatr, bo mną zarzuca. – burknął chłopak pod nosem przymykając oczy, czując, jak powoli zaczyna się osuwać.
***
Coileen niczym zręczna kotka wdrapała się na łóżko, które ugięło się pod jej drobnym ciężarem i nachyliła nad twarzą leżącego chłopaka. Musnęła swoimi wargami jego czoło, jednocześnie odwiązując sznurki jego spodni, pod których materiałem wyraźnie odznaczała się pobudzona męskość. Delikatnie ujęła ją swoimi palcami i zaczęła sprawnie poruszać, co wywołało cichy jęk i pomruk zadowolenia Shiona, choć jego oczy były już zamknięte a Morfeusz jedną ręką zabierał go do swojej krainy.
- Tak bardzo różni się od niego. – wyszeptała kobieta muskając czerwonymi wargami skroń chłopaka. – Kolor włosów, oczu, w sposobie bycia. Aż ciężko uwierzyć, jak bardzo różnią się od siebie. Kto by przypuszczał, że przyjdzie mi znowu trzymać królewskiego kutasa. Tak, wiem kim jest. – wzrok skierowała na twarz Jace’a uśmiechając się delikatnie.
- Widziałam tego szczeniaka rok temu. – jej wargi ujęły płatek ucha chłopca, który lekko przygryzła.
- Wiesz, nazywał mnie swoją królową. Przychodził do mnie prawie każdej nocy, a ja czułam się dobrze. Był dobry dla mnie. Nigdy nie podniósł na mnie ręki, traktował mnie jak kobietę a nie wiadro na spermę. Sprawił, że złamałam prawo każdej kurwy. – szeptała przyglądając się ekspresji, jaka malowała się na twarzy Shiona, aż po paru chwilach wydał z siebie głośniejszy jęk a jego ciało drgnęło niespokojnie, by wreszcie oddech powoli uspokajał się z zadziwiającą błogością.
¬- Szybko. Ale pierwsze razy takie są. – kobieta wyprostowała się i wstała z łóżka, podchodząc do małego stolika, gdzie stała stara, popękana miska z wodą do obmycia twarzy. Wsunęła dłoń, by obmyć ją z białej cieczy chłopaka.
- A potem któregoś dnia zniknął. Tak nagle. Mówili, że został zamordowany. Inni, że porwało go inne królestwo. Po prostu zapadł się pod ziemią. Zostawiając mnie samą. Naiwna ze mnie gąska. – syknęła nieprzyjemnie i odetchnęła przez nos. Odwróciła się w stronę mężczyzny i uśmiechnęła w ten swój typowy dla niej sposób. Wzrok przemknął po jego twarzy, aż w końcu spoczął na kroczu Jace’a. Ruszyła w jego stronę kusząc samą swoją obecnością, aż wreszcie oparła się na jego kolanach i przysunęła swoją twarz do jego.
- Tobą zajmę się o wiele lepiej niż naszym małym księciem. Też potrzebujesz pomocy, prawda? – jej wargi przysunęły się do jego, ale w ostatniej chwili zatrzymała się.
- Wiem, nie w usta. Te należą tylko do niej. – przechyliła głowę i polizała Jace’a po całej długości jego żuchwy, schodząc niżej, na szyję, gdzie ucałowała jego gardziel, jednocześnie bez najmniejszego problemu radząc sobie z klamrą spodni i jego paskami.
- Unieś biodra, Jace. – szepnęła przesuwając wargami tuż obok jego ucha i zaciągnęła się jego zapachem, jednocześnie zsuwając niżej spodnie i muskając palcami jego członka, wsuwając się na kolana chłopaka, by zachęcająco i perwersyjnie otrzeć się o niego.
- Wiesz czemu nie pozwoliłam Amirze zerżnąć naszego kochanego księciulka? Bo jest pijany. I nic z tego nie będzie pamiętał rano. Tylko będzie go bolało. Nie sądzisz, że lepszy efekt będzie, jak zapijaczony i śmierdzący obdarciuch wypieprzy jego tyłek przy wszystkich jak będzie w pełni świadomy? Wyobraź sobie tylko jego upokorzenie… Za to wszystko, co oni robili nam. Jak nas traktowali. Jak zwierzęta. Pluli na nas, gwałcili nasze kobiety, okradali i odbierali naszym rodzinom i przyjaciołom życie tylko dlatego, że coś im się nie spodobało. I jakim prawem? Bo nie urodziliśmy się z łona szlacheckiej kurwy. Tylko dlatego. – jej palce przesuwały się sprawnie bo męskości Jace’a, pobudzając go i jednocześnie składając krótkie, acz namiętne pocałunki na jego odkrytej szyi od czasu do czasu przygryzając jego skórę, acz nie pozostawiając na niej żadnych śladów.
- Aczkolwiek czuje niedosyt. Mimo wszystko chcę tego królewskiego szczyla widzieć na kolanach. Teraz. – odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy dzikim błyskiem. Oblizała dolną wargę, schodząc z kolan i odwróciwszy się na pięcie, ponownie podeszła do łóżka, na którym w najlepsze spał Shion. Nachyliła się nad nim i zaczęła lekko nim potrząsać, aż chłopak uchylił powieki i spojrzał na nią ledwo przytomnym wzrokiem.
-  Mhmhm…
- Shion, skarbie. Podnieś się. – wymruczała zaczepnie i złapała go za ramiona, ciągnąc i sadzając do siadu. Chłopak czknął cicho i uniósł rękę, po czym zaczął przecierać zaczerwienione oczy.
- Shion, pokazać ci coś, dzięki czemu Jace będzie cię lubił? – wzrok chłopaka momentalnie nieco oprzytomniał, a brązowe źrenice zabłyszczały. Spojrzał na dziewczynę po czym skinął głową.
- Chcę.
- To chodź. – złapała chłopaka za dłonie i pomogła mu się podnieść, po czym podprowadziła go do Jace, stając za nim i kładąc ręce na jego wątłych ramionach.
- Uklęknij. Nie, bliżej nóg Jace’a. Między nimi. O właśnie. – Coileen uśmiechnęła się i przemknęła spojrzeniem po twarzy mężczyzny chcąc odczytać jego reakcje.
- Shion. Zapamiętaj jedną, być może najważniejszą zasadę. Nie używaj zębów i nie gryź. – ujęła dłonie chłopaka i przesunęła jego opuszkami po wewnętrznej stronie ud Jace’a, napierając swoim ciałem na plecy rudowłosego, zmuszając go do pochylenia się.
- To najwrażliwsza część jego ciała. Całuj i liż. No dalej.
Chłopak spojrzał niepewnie na jasnowłosego, a potem wciąż nieprzytomnym wzrokiem przesunął niżej, jakby raptownie odzyskał trzeźwość umysłu, aczkolwiek było to jedynie ułudne wrażenie. Coileen widząc jego zawahanie, delikatnie wsunęła palce w jego kosmyki i naparła na jego głowę, by pochylił się bardziej w stronę przyrodzenia mężczyzny.
- Złap go. O tu. I liż. – palce chłopaka pod naporem kobiecych objęły członka a następnie wysunął koniuszek języka i przesunął nim niepewnie po całej jego długości, aż zatrzymał się na samym jego czubku.
- Gorzkie….
- Shhh. Obejmij go ustami. Oooo właśnie. Nie zapominaj używać języka. – wymruczała kiedy ciepłe wargi Shiona ujęły przyrodzenie mężczyzny wsuwając go głębiej. Dłoń Coileen spoczywająca na rudych kosmykach zaczęła narzucać tempo poruszania głowy chłopaka i choć z początku musiała go pilnować, dzieciak bardzo szybko podłapał rytm. Coileen sięgnęła pod dłoń jasnowłosego i przesunęła ją na głowę chłopaka, w swoje miejsce, a sama uniosła się i stanęła obok mężczyzny, zarzucając na jego ramiona swoje ręce i przytuliła się, przyciskając wargi do jego ucha.
- I jak? Podoba ci się widok księcia, który gardzi takimi jak my, na kolanach i ssającego twojego kutasa jak portowa dziwka? Hm?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Patrzył, ale nie widział. Wzrok skierowany miał prosto na brzuch Shiona, po którym przemknęła drobna, wyjątkowo czysta dłoń Colieen, nim jej długie palce ujęły sznurek spodni i pociągnęły za niego, psując niedbale zawiązany supeł. Jace zamrugał dopiero, gdy pomieszczenie wypełniło ciche jęknięcie dzieciaka. Podniósł wzrok wzdłuż ciała wyginającego się w drobny łuk pod wpływem pieszczot, aż natrafił na twarz tej pieprzonej dziwki.
Ledwo słuchał jej słów, bardziej skupiony na reakcjach Shiona na coś, co najwidoczniej nieczęsto przekładał na praktykę. Pomyśleć, że ten bachor jeszcze parę tygodni temu prosto w twarz wspominał o przerżnięciu Cornelii, a teraz słabe kolana drżały mu od dotyku, który u innych ledwie wywołałoby uśmiech.
Rzeczywistość przypomniała o sobie dopiero, gdy pytanie zahaczył o jego osobę. Oderwał wzrok od zaczerwienionych policzków księcia i skierował go prosto ku kurtyzanie, choć jego twarz nie wyrażała choćby grama zainteresowania, jakim mógł ─ a nawet powinien ─ ją uraczyć.
„Tak, wiem, kim jest.”
Co z tego? Teraz i tak był nikim. Bez królestwa, armii, bez perspektyw, bez najmniejszego doświadczenia, mógł co najwyżej każdej nocy przemykać się do Jednorogiego Jelenia, prosić o kufel najgorszych szczyn i siorbać piwsko godzinami, nim nie skończyłby pod stołem brany na siłę przez Arimę lub inną, równie parszywą kanalię.
„Nazywał mnie swoją królową.”
Zmrużył ślepia i odsunął od niej znużone spojrzenie skupiając się teraz na ścianie. Mimo niechęci jaką darzył tę dwójkę, ciepło buchnęło mu w kark i powolnymi spływami zaczęło rozlewać się po ciele. Jakby był pustym naczyniem, do którego zaczęto wlewać długą porcję gorącej, lepkiej cieczy. W oczach pojawił się nagły błysk, gdy mrowienie w podbrzuszu narosło.
„Naiwna ze mnie gąska.”
Wypuścił powietrze przez lekko rozchylone usta i ponownie powiódł ku niej spojrzeniem. Zbliżała się nie jak bezpańska kurwa, za złamane grosze kusząca wdziękami łajdaków i morderców, ale jak najwyższej klasy królowa, o której inni mogli tylko zacząć śnić. Pozwolił sobie na nikły, wymuszony uśmiech, gdy tylko uderzył w niego zapach jej słodkich perfum. Spojrzał jej w oczy, przyjmując ciężar jej ciała na swoje kolana. Ocierając się o wybrzuszenie pod materiałem spodni, musnęła ciepłym oddechem jego suche wargi i uśmiechnęła się zachęcająco.
Też potrzebujesz pomocy, prawda?
Stop.
Na zewnątrz nic się nie zmieniło, ale między nimi wyrósł niewidzialny mur, który zatrzymał twarz kurwy tuż przed jego ustami. Miała szczęście, że znała zasady, których złamanie mogło kosztować ją kłami zakleszczonymi jak imadło na tej ślicznej, łabędziej szyjce. Jace odwrócił od niej wzrok widocznie niezainteresowany, ale odchylił głowę nieco na bok, napierając mocniej policzkiem na dłoń, gdy tylko zaczęła składając na jego skórze mokre pocałunki.
Bez zawahania podniósł biodra tak, jak poleciła, pozwalając, by zsunęła materiał ciemnych spodni i ujęła w dłoń ciepłą męskość. Rozsunął nieco kolana ułatwiając jej dostęp do najwrażliwszych części ciała, czując jak palce przesuwają się sprawnie po członku, pobudzając go i doprowadzając ciało młodzieńca do mrowienia.
Nic nie powiedział na jej słowa, nawet jeśli jeszcze nie tak dawno był w stanie wznieść debatę na ten temat. Nie znosił władzy równie mocno co ona, ale teraz Shion nie był już członkiem królewskiej...
Teraz.
Zamknął powieki na chwilę powieki.
W porządku.
Nie protestował, gdy Colieen zsunęła się z jego kolan, pozostawiając po sobie nieznośne zimno i huczenie w skroniach. Przyglądał się tylko mętnie, jak kołysząc biodrami przemyka do Shiona, jak stawia do pionu i tak ledwo przytomnego chłopaka. Jak dziedzic królestwa chwiejnym krokiem przeczłapuje ten sam odcinek, jak pada na kolana tuż przed nim. Ostre spojrzenie zlustrowało zarumienione policzki, rozchylone, mokre usta, roziskrzone oczy.
Odchylił nogę nieco na bok, wpuszczając między nie księcia.
Widzisz, Jace?
Pieprzysz najważniejszą osobę w kraju.
Poczuł na udach dłonie Shiona, potem jego oddech opadający na odsłoniętą skórę. Chłodniejsze palce chłopca, dzięki niemym instrukcjom Colieen wreszcie objęły przyrodzenie Jace'a, a on sam pochylił się do przodu.
Obciąga ci sam dziedzic Ynadrillu.
Właśnie zdarłeś jego honor, niszcząc go jak mokrą kartkę.
Powieki drgnęły i opadły nieco, gdy poczuł koniuszek języka muskający członek. Mimo niechęci i pierwszej fali obrzydzenia, jaka buchnęła mu w twarz, niczym z rozmachu chluśnięta z wiadra woda, oderwał policzek od ręki i opuściwszy dłoń, oparł ją na rudych kosmykach, przyciskając go bliżej siebie za każdym razem, gdy nie wziął go do ust dostatecznie głęboko.
Jeśli jeszcze chwilę temu oczy lśniły mu od alkoholu, tak teraz zakradły się do nich kurwiki podniecenia. Colieen z wyraźnym zadowoleniem przyglądała się, jak nietknięte grzechem wargi muskając nabrzmiałego członka miejscowego złodzieja, jak język pozostawia po sobie wilgotne ślady, za każdym razem, gdy książę wycofał się odrobinę. Z uśmiechem triumfu na ustach wsunęła dłonie na ramię białowłosego i pochyliwszy się nad nim musnęła wargami jego ucho, racząc go ledwie możliwym do wychwycenia szeptem.
I jak?
Skrzywił się lekko. Potrzebował chwili, by pomóc Shionowi złapać odpowiedni dla siebie rytm, który wreszcie sprawił, że mrowienie skumulowało się w podbrzuszu, niwelując poczucie brudu, w zamian dając ciału chwilę osobistego zadowolenia. Przesunął palcami po rudych włosach, odgarniając je nieco do tyłu, by przyjrzeć się lepiej twarzy swojego pana. Był pijany. Jace zwilżył dolną wargę językiem i zerknął na Colieen, ale prędko powrócił do księcia, czując, jak gorąco zaczyna go parzyć.
Koci uśmiech na jej twarzy poszerzył się, gdy poczuła, jak mięśnie Jace'a napinają się gwałtownie, a linie jego szczęki mocniej zarysowują na twarzy. Przytrzymał Shiona, gotów naprzeć dłonią na tył jego głowy na wypadek, gdyby chciał się odsunąć i wreszcie wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu dreszcz, zwiastujący koniec.
Przełknij wszystko, kochanie. Ooo, tak. Bardzo dobrze... ─ wyszczebiotała miękko Colieen, odsuwając się wreszcie od byłego kochanka. Na brudną ziemię bezgłośnie padło parę dużych kropel gęstej cieczy, nim Jace wreszcie zdjął rękę z głowy chłopca i pozwolił mu się odsunąć. Gdy chwytał za brzeg spodni i unosił biodra, chcąc wsunąć materiał na biodra, Colieen minęła go i ujęła twarz Shiona w obie dłonie.
Polubisz to, zobaczysz. Shh. Miałeś wszystko przełknąć, pamiętasz? Tak robią dobrzy chłopcy. Zobacz tylko, jak zadowoliłeś Jace'a. Chciałeś tego, prawda? ─ zapytała z syczącą uprzejmością, przebiegając wzrokiem po śladach spermy, które wypłynęły kącikami jego warg, brudząc brodę dziedzica. Cudowne dziecię, chluba całego królestwa... wreszcie na swoim miejscu. Na jej usta wpłynął drapieżny uśmiech, gdy pochylała się nad nim, rozchylając usta i wysuwając język, by...
Fuknęła pod nosem coś niezrozumiałego. Znalazła się nagle w całkowitych ciemnościach i dopiero po chwili zorientowała się, że Jace położył dłoń na jej twarzy, przysłaniając oczy i zatrzymując ją tym samym centymetr od twarzy chłopca, tak, że poczuł już jej oddech na swojej skórze. Zmarszczyła brwi, ujmując jego nadgarstek i zsuwając rękę, by móc na niego spojrzeć.
Jace ─ warknęła, jak rozjuszona lwica. ─ Mocą jego słowa ginęły nasze rodziny, nasi przyjaciele, nasi kochankowie ─ Oparła się dłonią o jego udo i podciągnęła wyżej, zawieszając twarz na wysokości jego twarzy, jednocześnie wolną ręką przemykając na jego tors, bez przerwy patrząc w jego oczy. ─ Dlaczego mnie stale powstrzymujesz? Kto jest większą kurwą, Jace? Ja... ─ Odsunęła się gwałtownie i obrzuciła klęczącego na ziemi Shiona wściekłym spojrzeniem. ─ Czy to?
Nic nie rozumiesz, Colieen.
Oczy mu zalśniły.
Nie brudź sobie rąk, Colieen. Nie ty. ─ Ton, jakim wypowiedział jej imię wprawił ją w lekkie zakłopotanie. Shion mógł poczuć zawahanie, jakby teraz nie ujmowała już jego twarzy, a jedynie trzymała dłonie bardzo blisko policzków, niepewna, czy powinna posunąć się o kolejny krok, czy spasować. Jace skrzywił się lekko. ─ Nie warto.
Przyglądała się mu jeszcze chwilę, ale czuł, że odpuszcza. Że jej ramiona przestają się napinać, a mina łagodnieje.
Masz rację ─ sapnęła, mrużąc przy tym kocie oczy i wyprostowała się, wypinając dorodne piersi, na których widok niejednemu wyłamywała się szczęka. ─ Masz rację ─ dodała ciszej, odwracając się na pięcie, by opuścić pomieszczenie. Zatrzymała się jednak w drzwiach, ściskając paznokciami ich framugę.
Złam go ─ szepnęła, zatrzaskując za sobą drzwi.
Zapach jej perfum długo jeszcze unosił się w powietrzu; także wtedy, gdy Jace pochylił się do przodu i wsunął dłoń na szyję i żuchwę Shiona, ścierając kciukiem pozostałości po nasieniu. Przemknął niedbale od podbródka aż po jego wargę, wsuwając palec między ciepłe usta i dotykając nim języka, który jeszcze przed momentem z nieporadnym zaangażowaniem...
Warknął.
Poczuł nową turę irytacji, ale zdusił ją w zalążku, w zamian wypuszczając powietrze przez zęby. To długie, zmęczone westchnięcie pozwoliło mu się uspokoić.
Zliż. Byłeś beznadziejny. ─ Odczekał, aż wykona polecenie i wysunął palec spomiędzy jego ust.
Gdzie gniew, Jace?
Chłopak przylgnął plecami do krzywego oparcia krzesła.
Zostało pobity przez zmęczenie.
Potarł twarz dłonią i spojrzał na księcia spod nierównej grzywki.
Spieprzaj spać
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Istniało zaledwie parę procent szansy na to, że Shion cokolwiek zapamięta z tej nocy. Był uchlany w trzy  dupy i ledwo przytomny, kiedy Coileen zerwała go z głębokiego snu. I wszystko było mu jedno, co będzie się z nim działo. Tak przynajmniej na samym początku można było założyć. Nic do niego nie docierało, ale upita świadomość powoli dryfowała pomiędzy chwiejną rzeczywistością a fantazją wypitego trunku. Z początku wydawał z siebie ciche pomruki, jak zadowolony kociak, choć niezbyt odpowiadało mu nadane tempo przez jasnowłosego, któremu nie do końca podołał, przynajmniej na samym początku. Jednakże, o dziwo, z każdym kolejnym uderzeniem serca, wyglądało na to, że  Shion coraz bardziej angażował się w zadowoleniu swojego chwilowego kochanka. Co prawda wciąż wyglądało to nieporadnie i kipiało jego brakiem doświadczenia, ale szybko wyłapał co podoba się mężczyźnie, które miejsce jest wrażliwsze i czy lepiej używać samych ust czy też języka. Jaka szkoda, że rano nie będzie już pamiętał tych „sztuczek”.
A potem wszystko się skończyło, kiedy poczuł jak jego usta wypełnia ciepła ciecz.
W pierwszym odruchu chciał się odsunąć, ale żelazny ścisk z tyłu jego głowy skutecznie mu to uniemożliwił.
Połknij.
Krótka komenda wwiercała się w jego czaszkę a cichy głosik podświadomości podpowiadał, żeby to wypluł. Ale Shion nie posłuchał. Z błyszczącymi oczami spojrzał na jasnowłosego i dopiero wtedy jego gardło poruszyło się, dając dowód na to, że wszystko przełknął. A potem jego umysł jakby znowu się wyłączył. Błędny wzrok uciekał to od chłopaka, to do dziewczyny i niby rejestrował, że coś do siebie mówią, że jest prowadzony jakiś dialog, jednakże tak naprawdę nic z tych słów nie zrozumiał. Zamiast tego jego powieki powolnie opadły, niemalże natychmiastowo odsyłając go do krainy Morfeusza, z której parę chwil wcześniej został wyrwany przez kobietę, której imienia już nie pamiętał. Odetchnął cicho przez nos i uniósł rękę, by przetrzeć twarz, ale czyjś inny dotyk był szybszy. Spojrzał zaskoczony na ciemne oczy dziewczyny, ale nawet nie kwapił się do zerwania kontaktu fizycznego pomiędzy nimi. Jakby powoli przywykał do jej dotyku, choć było to jedynie ulotne i ułudne wrażenie. Mruknął coś niezrozumiałego, typowego dla zapijaczonych gęb, pod nosem i pochylił nieco głowę, jednak Coileen nie pozwoliła jej na całkowite opadnięcie.
…Czy”to”
Doskonale zrozumiał, że chodzi o niego, chociaż początkowo można było to poddać wątpliwością. Jego twarz niego pociemniała przyciągając naburmuszenie, tak bardzo charakterystyczne dla aroganckiego szczeniaka, którym wciąż był. Brakowało tylko tupnięcia nogą i przykrych słów, które barwiłyby jego usta. Ale zamiast tego…
- Shion… - mruknął cicho, zadzierając głowę nieco bardziej, by spojrzeć na pozostałą dwójkę. – - Nazywam się Shion. – być może jego słowa na krótką chwilę wbiły kobietę w konsternację, a być może właśnie zafundował sobie późniejszy, darmowy wpierdol i kolejnego wroga. Nie myślał, nie analizował. Nie robił tego po trzeźwemu, to dlaczego miałby zrobić to i teraz? Odprowadził mętnym spojrzeniem kobietę, nie rozumiejąc dlaczego już ich opuszcza. Ale jego uwaga bardzo szybko została skradziona przez Jace’a. Kolejne mruknięcie, tym razem jak u kociaka, gdy ciepła dłoń musnęła jego skórę. Powieki nieco opadły przykrywając błyszczące spojrzenie, kiedy palec młodzieńca wsunął się pomiędzy jego rozchylone wargi. Język delikatnie objął kciuka Jace’a, jakby to była jakaś zabawa, powoli i niespiesznie, zgarniając resztki nasienia.
Przełknął cicho ślinę, w końcu unosząc swoją dłoń, by przetrzeć usta, kiedy wreszcie Jace odsunął się.
-  Nie jestem… - mruknął i czknął cicho, marszcząc przy tym brwi, jakby właśnie zastanawiał się nad czymś bardzo ważnym. – - Sam jesteś beznadziejny. Cowilen mnie pochwaliła, a ciebie nie. – dodał tonem pełnym pijackiej przechwałki i satysfakcji. Podniósł się z ziemi i skrzyżował ręce na swojej chuderlawej piersi, wyraźnie odganiając resztki snu, które przestały chować się za jego powiekami.
- Jesteś po prostu zazdrosny, że jestem lepszy!
Zazdrosny…. O co?
Po krótkiej chwili milczenia rozluźnił ręce i zaczął przecierać znużone oczy. Odwrócił się do niego plecami i podszedł do łóżka, zataczając się i niemal wywalając z dwa, może trzy razy, aż dotarł do starego mebla. Ale zamiast wejść na nie, zgarnął poduszkę i ponownie podjął swoją wędrówkę, do Jace’a. Zatrzymawszy się przed nim, złapał drugą dłonią za jego nadgarstek i zaczął go ciągnąć ze sobą.
- Śpij ze mną. Chcę z tobą spać. – mruknął dalej go ciągnąc. Gdy wreszcie po długiej wędrówce zatrzymali się, chłopak gwałtownie odwrócił się do niego przodem. Tak gwałtownie, że na krótką chwilę usiadł tyłkiem na łóżku, szybko jednak się podniósł, puszczając poduszkę na ziemię i uniósł obie ręce do góry.
- Ale musisz mnie rozebrać. Nie mogę spać w ubraniach. Roooozbierz mnieeeee. – mruknął niecierpliwiąc się, kiwając przy tym nieco na boki, bynajmniej nie z własnej woli. Jednakże w pewnej chwili jego dłoń opadła a twarz mężczyzny, a palce delikatnie przesunęły się po jego wargach, zahaczając opuszkami o nie.
- Twoje usta przyjemnie bolą, Jace.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

„Nie jestem.”
Przez chwilę jakby nie zrozumiał co do niego mówiono. Że w ogóle coś mówiono. Zmarszczył brwi dopiero przy drugiej turze „odszczeknięcia”, które tak czy inaczej nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Bogiem a prawdą, że w tym momencie było mu już wszystko jedno. Czuł się brudny, wściekły i zmęczony. Przede wszystkim zmęczony, bo ostatnie dni skutecznie wysysały z niego życiową energię. Dosłownie czuł, jakby ktoś odkręcił kurek i spuścił z niego większość motywacji i energii.
To nie energię z ciebie spuszczono, Jace.
Chłopak zmrużył bardziej ślepia i omiótł spojrzeniem twarz rudzielca, nie do końca wiedząc, co zamierzał wskórać kolejnymi słowami. Przemilczenie ich pozostawiło na czubku języka Jace'a gorzki posmak, ale zdławił dumę, nim ta rozsznurowałaby mu usta. Nie warto. Sam to mówił jeszcze chwilę temu i choć teraz sam nie był pewien, czy powinien zostawić sprawę w obecnej formie, jego ciało nie drgnęło o milimetr. Tylko oczy przesunęły się, by mógł podążyć za księciem. Ta krótka wędrówka uświadomiła mu, jak nieobecny jest Shion. Że na ten czas całkowicie wycofał się ze swojej „prawowitej”, rozpieszczonej natury, ustępując miejsca tej mniej szkodliwej dla otoczenia wersji.
Przynajmniej tak mu się wydawało.
Wbił ostre spojrzenie w drobną dłoń obejmującą jego brudny od ziemi i zaschniętej, rozmytej krwi nadgarstek. Palce zakleszczyły się z tak nieistotną siłą, że nie musiałby się trudzić, by wyszarpać się z jego uścisku i zerwać niechciany kontakt. Jeden ruch, Jace. Wystarczy jeden, bezmyślny ruch, by posłać Shiona do diabła. Tam jest jego miejsce. Nie tutaj. Nie z tobą u boku. To on palił twoich przyjaciół, to on wyrżnął w pień członków rodziny, to przez niego dotykał cię głód, pragnienie i choroby najpodlejszego sortu. Wszystko to doskonale wiedział i za to czuł się, jakby z chwilą dotknięcia przez delikatne wargi dziedzica, jego ciało zostało obrzucone samym gównem, a mimo to podniósł się z krzesła, całkowicie pusty w środku i bezmyślnie ruszył za nim. Dał się prowadzić, dał się ustawić tuż przy marnym łożu, które wyglądało, jakby przy niemrawym ciężarze miało załamać się wpół.
W skupieniu przyglądał się reakcjom pijanego chłopca. Na twarz naciągnięta była bezlitosna maska obojętności, ale w oczach palił się żar zaciekawienia i irytacji. Niczego się nie nauczył? Ten teren, cała ta zanurzona w metrowym błocie część miasta należała do niego. Tutaj nie słuchano książęcych rozkazów. Szydzono z nich. Wymyślano perwersyjne pieśni o rżnięciu królewskiej rodziny. Miał tu tak znikomą władzę, że Jace sam nie rozumiał, dlaczego nie odepchnął jego ręki. Czuł na wargach ledwie muśnięcie, w roztargnieniu i niezdecydowaniu przyglądając się ciemnym oczom.
Opamiętaj się.
Zamknął oczy i złapał go za nadgarstek, odsuwając dłoń od swojej twarzy.
Zostaw mnie. ─ Choć wypowiedział to spokojnie, w nutę wdarła się igła warkotu. Musiał się pozbierać.
„Wiem, nie w usta. Te należą...”
Zmarszczył brwi.
„... tylko do niej.”
Właśnie. I niech tak pozostanie, mimo błędu.
Jace zacisnął mocniej palce na jego nadgarstku, choć jego umysł nie zarejestrował tej gwałtownej siły użytej na szczupłym przegubie. Uśmiechnął się, unosząc zaledwie jeden kącik ust i spojrzał na niego wreszcie, wręcz rzucając nieme wyzwanie.
Do teraz czuję obrzydliwy smak tego pocałunku, wasza wysokość. Ale... ─ Nachylił się nad nim tak blisko, że Shion z pewnością był zmuszony cofnąć głowę, by nie zderzyć się czołem z wyższym od siebie chłopakiem. Strefa ponownie została przekroczona, zapewne włączając u nich obu głośny alarm, próbujący przywołać ich do porządku. Jace jednak tego nie słuchał. Niespodziewanie przysunął się jeszcze bliżej, ale nagłe pociągnięcie za trzymaną rękę, skutecznie uniemożliwiło im ponowne złamanie zasad. Miękki od grzyba i pleśni materac ugiął się nagle przez lekkie ciało, gdy to padło na stertę koców, przyjmując jego ciężar z cichym skrzypnięciem starych desek. Bez czasu na reakcję młody dziedzic mógł tylko poczuć, jak jego własna ręka pada tuż nad głową, przyciśnięta do twardego, szorstkiego nakrycia przez dłoń białowłosego. Jace nachylił się nad nim, wsuwając jedno z kolan między nogi Shiona, niespodziewanie otarłszy się nim o najwrażliwsze miejsce osłabionego alkoholem chłopca. Opierając cały ciężar ciała na ręce, której paznokcie wciąż wbijały się w delikatną skórę zdobiąc ją czerwonymi półksiężycami, drugą zaczął wsuwać powoli pod jego koszulę, stopniowo zadzierając materiał do góry. Niespiesznie. W końcu nie było sensu, by robić to inaczej. Jasna, czysta cera wychyliła się spod czerni odzienia, krok po kroku obnażając się przed jasnowłosym. Po odkrytym brzuchu prześlizgnęły się więc opuszki palców, nim spoczął całą dłonią na jego klatce piersiowej, pochylając się nad piegowatą twarzą. ─ Może życzysz sobie o wiele więcej, niż ten marny pocałunek, mój książę? ─ Cichy ton spoczął na policzku powalonego na łoże chłopaka w postaci ciepłego oddechu. Wyzywające spojrzenie zahaczyło o tknięty tanim trunkiem wzrok Shiona, gdy tylko dłoń wysunęła się spod pofałdowanego materiału koszuli i prześlizgnąwszy się ledwo wyczuwalnie w dół, wzdłuż cherlawej piersi i płaskiego brzucha, dotarła z powrotem do linii spodni. Paznokcie szarpnęły lekko za ich tkaninę, zsuwając nieco ciężki materiał w dół, by odsłonić fragment jego podbrzusza. Zdawało się, że jeszcze centymetr, a faktycznie złamie zasady. Zatrzymał się jednak w tym miejscu, obrzucił go przelotnym spojrzeniem i puścił, podnosząc się na nogi. ─ Nie prowokuj mnie, Shion. Nie należę do najcierpliwszych kundli, jakie kupił ci tatuś. Sprzedano ci moje umiejętności, ale nie lojalność.
Nie pojawił się już żaden dodatek w postaci „waszej wysokości” czy równie wykwintnego określenia. Po uśmiechu nie ostał się nawet najmniejszy ślad, na nowo pozwalając pojawić się zmęczeniu i bezlitosnej neutralności.
Śpij w ubraniu ─ wyrzucił wreszcie, zerkając ukradkiem w stronę zamkniętego okna. Śnieg wypał tak gęsto, że nic prócz bieli nie było widoczne. ─ Jeśli będą nas tu szukać, musisz być gotów do ucieczki jak tchórzliwy szczur.

---------------------------------

Ależ chrzanisz, Jace! ─ ryknął Sztacha, zanosząc się głośnym śmiechem. ─ Że niby on z łuku? Toż on jest cienki jak sama strzała!
Wielkie bydle szło obok niego ─ rozbawiony, silny, dumny, o dwie głowy wyższy od kroczącego ramię przy ramieniu Jace'a. Białowłosy trzymał rumaka za obłażącą z nitek uzdę i wzruszył lekko barkami na ten tragiczny akt niewiary. Od rana, gdy tylko Rainbow zbudziła jego i Shiona, nagląc do dalszej drogi, nie odezwał się do dziedzica. Wczorajsza noc pozostawiła po sobie wypalony rozżarzonym prętem ślad, który nadal ostro piekł, rozdrapywany przez paznokcie Jace'a.
Dlaczego wtedy się na to zgodził?
Przez alkohol? Nagłą obojętność? Ze względu na Colieen, która nie pożegnała się z nimi (ponoć w nocy wymknęła się z karczmy i nie wróciła do teraz)?
Jace wypuścił powietrze nosem, wbijając wysoki but w śnieżną zaspę. Świeży puch nałożył się grubą warstwą na pobrudzonej powierzchni, a oni kroczyli pustkowiem przed siebie, zmierzając ─ wydawać by się mogło ─ donikąd.
Jorg kichnął paskudnie, wycierając ciągnący się jak stary ser glut rękawem szaty.
Kurwa, sroga ta zima, a my w dziurawych gaciach mamy leźć przez zaspy?! Po kiego czorta, Jace?
To nie Jace się jednak odezwał. Rainbow poprawiła płaszcz, zarzucając materiał na lewę ramię i rozwiała wszystkie wątpliwości.
Mamy się spotkać z Vilardem.
Po kurwę z tym szczurem? ─ oburzył się Jorg, pocierając nagie ramiona skostniałymi palcami. ─ To pieprzona szumowina! Powinien żreć własne gówno, skoro jesteśmy tym, co jemy!
Rainbow uśmiechnęła się lekko.
Taaaaa, ale Jace twierdzi, że Vilard ma jakieś wieści z zamku. Naszego urokliwego... ─ obrzuciła Shiona spojrzeniem ─ ... chłopca z pewnością będą interesować.
Z pewnością ─ przytaknął Jorg zgryźliwie i też wbił wzrok w Shiona. ─ No? Co tak milczysz, kurwa? Przez ciemny jak dupa las będziemy musieli iść, bo tobie zachciało się bawić w króla! ─ syknął marudnie, jeszcze mocniej pocierając ramiona. ─ I tylko p oto, byśmy później sami żarli gówna, jakie na nas spuszczasz. Psiamać, Jace, to samobójstwo!
Jorg wbił wzrok w tył głowy kroczącego przed nim Jace'a.
Zamknij pysk, Jorg.
Mężczyzna zatrząsł się, tym razem na pewno nie z zimna.
Kurwa! Co nas obchodzi, jaki zasmarkany paniczyk będzie na nas spuszczać łajno, co? Chuj i tyle. Różnicy mi nie zrobi, co to za szumowina. I tak będzie źle! ─ warknął pewny swego zdania, ale gdy Jace spojrzał na niego przez ramię, odwrócił zażenowany spojrzenie.
Podważasz moje decyzje? ─ Głos Jace'a przeciął pole przez które kroczyli wraz z arktycznym podmuchem wywołującym jeszcze więcej dreszczy na skórze Jorga. Zacisnął wtedy usta i zdusił w sobie bunt.
Nie, oczywiście, że nie. Już niech kurwa będzie. ─ Raz jeszcze wbił wzrok w Shiona, marszcząc przy tym krzaczaste brwi. ─ Umiesz ty korzystać z tego kurewskiego łuku czy nie, ha?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach