Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 21.02.14 22:30  •  Nonsense and absurd. Empty Nonsense and absurd.

HELLO, DYING PEOPLE MONSTERS.
Nonsense and absurd. Vl6b
MISTRZ GRY: Brak. Jestem tylko iluzją.
UCZESTNICY: Growlithe, Evendell, Gavran. Więcej was matka nie miała.
POZIOM: Średni. Nogi z dupy powyrywam.
LOKACJA: Nieokreślona. W praktyce to wasze głowy.

| Uwaga! Na początku każdy otrzymuje swój własny fragment misji. Nie macie przy sobie żadnego własnego ekwipunku. W trakcie trwania misji będę przyznawał wam różne przedmioty, ale też możecie je stracić. Na początku też w przypadku Ev i Growa napiszę, co postacie mają na sobie, jednak to tylko czasowe. Aktualnie możecie też skupić się wyłącznie na swoich własnych fragmentach, bo nie są one w żaden sposób powiązane z pozostałymi, jeżeli sytuacja ulegnie zmianie, dowiecie się o tym.
Przez nadmiar postów mogę czasem wolniej odpisywać i nie poganiać. Też chcę sobie powoli to nadrabiać. I tak nie spodziewałem się, że dostanę trzy osoby.
Na razie nie ma też żadnej kolejki.
A i zaznaczam, że każdy bezsens w tej misji będzie wynikiem tego, że nigdy nie wymyślam całego przebiegu misji, a wszystko przychodzi mi do głowy na poczekaniu. Pewnie dlatego nie jestem MG. ~ |
Growlithe
― To nie jest dobry pomysł.
― Daj spokój! Co złego może się stać?
― Jeśli się dowie...
― To co?
― ...

Niczego nie widział, był zbyt wykończony, by słuchać. Nastała długa cisza.
(...) pik, pik, pik, pik, pik...
Dźwięk uporczywego pikania zaczął powoli docierać do uszu młodzieńca. Na początku stłumiony, stopniowo stawał się coraz bardziej wyraźny, niemalże wwiercał się w czaszkę i jedyne, czego w tym momencie można byłoby chcieć to to, żeby wreszcie ucichł. To na pewno nie była dobra pora na wstawanie, aczkolwiek wystarczyło dobrze się przysłuchać, by nawet będąc owładniętym zmęczeniem domyślić się, że wcale nie ma się do czynienia z budzikiem, a z czymś, z czym na pewno zetknęło się, jeżeli choć raz miało się okazję przebywać w szpitalu. Przeklęta aparatura.
Wystarczyło otworzyć oczy, by ujrzeć przytłaczającą biel i wszystkie dziwaczne urządzenia, którymi obstawiano pacjentów w ciężkim stanie. Na twarzy białowłosego nie zabrakło maski tlenowej, która przez cały czas pompowała powietrze do płuc mężczyzny, choć powoli zaczynała być bezużyteczna. W zasadzie przestała być użyteczna już wieki temu. Mniej więcej wtedy, gdy stracił życie. Ale kto by się tym przejmował? Najwidoczniej musiało stać się coś poważnego; coś, czego nie potrafił sobie przypomnieć.
Nie było to jedyną rzeczą, której w tym momencie nie potrafił.
Aktualnie mógł jedynie podziwiać pomieszczenie, w którym się znalazł i zastanawiać się nad tym, dlaczego jego kark pulsował silnym bólem, porównywalnym do uporczywego uderzania czymś twardym w jego kręgi. Najrozsądniej byłoby zawołać jakiegoś lekarza, skoro aktualnie przebywał jedynie w towarzystwie monitorów, zużytych kroplówek, do których nadal był podpięty i zabrudzonych przyrządów do cięcia ciał z zestawu szalonego naukowca. Pewnie, że byłoby to świetne rozwiązanie, gdyby nie fakt, że sala, w której się znajdował była pozbawiona okien i drzwi. Jednocześnie było tu cholernie zimno, co z łatwością mógł odczuć, nie mając na sobie żadnego okrycia, a jedyną partią odzieży były błękitno-białe, luźne, długie spodnie od męskiej piżamy. Najzwyczajniejsze w świecie.
Był sam.
Straciłeś nogi ― głos znikąd zdawał się rozbrzmiewać po całej sali. Był łagodny, ale jednocześnie bezpłciowy.
Wciąż nikogo nie widział, ale ten ktoś musiał być zakłamany, skoro jego nogi wciąż były na swoim miejscu. Z takiej perspektywy był w stanie nawet dostrzec swoje bose stopy, aczkolwiek główny problem polegał na tym, że były, ale każda próba poruszenia nimi zakończyłaby się fiaskiem. Czy można było być bardziej bezsilnym?
I oko.
Znowu kłamstwo?
Nie. Tym razem jakiś okrągły przedmiot ze zwisającym ogonkiem zawisł w powietrzu. W pierwszym momencie wyglądało to jak kolejny żart, ale nic z tego. Złota otoczka wokół białego punkciku była o tyle znajoma, że nie sposób było pomylić ją z żadną inną. Tym razem jednak białowłosy mógł dojrzeć też przezroczysty cień, formujący się w sylwetkę, który trzymał jego własność. Prawdopodobnie do do tego tworu, pozbawionego twarzy i wyrazistszego ciała.
Zdejmij maskę ― polecił, opuszczając rękę, bardziej przypominającą mackę. ― Wciąż możesz odzyskać swoją własność. Oczywiście możesz też stracić coś więcej, jeżeli przegrasz, ale mam nadzieję, że jesteś na tyle bystrym psem, że dasz sobie radę. Może przynajmniej nie zawiedziesz jak twoi poprzednicy. ― Twór pokręcił głową z dezaprobatą. ― To jak? Lubisz swoje nogi i oczy w komplecie?

Informacja: Chip jest już umieszczony w ciele Growa (na karku), ale na tę chwilę jest jeszcze nieaktywny.


Evendell
To stało się nagle. Błysk oślepiającego światła, a później ogromny i zupełnie obcy pokój. Pomieszczenie przypominało sypialnię rozpieszczonej dziewczynki, która nie znała umiaru w ilości pluszaków i innych zabawek. Drogie, solidne meble i gigantyczne łóżko z baldachimem sprawiały, że można było poczuć się jak w pałacu.
A może tak właśnie było?
Blondynka ubrana w jasnoróżową halkę siedziała na wygodnym krześle, które spokojnie można było określić mianem tronu. Jej długie włosy zdawały się żyć własnym życiem – były roztrzepane, a z wyglądem kogoś, kto niedawno zerwał się z łóżka, na pewno nie wygrałaby wyborów miss. Ktoś jednak dążył do tego, by pomóc jej w przygotowaniach. Na jej dłoniach spoczywał chłodny dotyk, który ani trochę nie pasował do ludzkiej skóry. Jej paznokcie właśnie poddawane były zabiegom estetycznym przy udziale pilników. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jej manikiurzystki nie miały prawa się poruszać z tego prostego względu, że były żeńskimi manekinami. Tworami artysty, który skupił się jedynie na kształtach ciała, oszczędzając sobie sztucznych wyrazów twarzy i kiepskich peruk.
Nie widziała jak się tu znalazła.
Szur, szur, szur.
Manekiny nie przestawały piłować, a czynność stawała się coraz bardziej bolesna dla jasnowłosej. Już niewiele brakowało, by dobić się do skóry i zetrzeć ją dość szybkimi ruchami chropowatej powierzchni. Mocniejsze pociągnięcie, a palec wskazujący lewej ręki zaczął krwawić, co sprawiło, że sztuczny twój zabrał się za palec środkowy.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Wysoki, czarnowłosy mężczyzna nie zamierzał czekać na specjalne pozwolenie. Od razu przekręcił gałkę w drzwiach i wszedł do pokoju, witając dziewczynkę krótkim ukłonem, po którym zaraz wyprostował się, prezentując swoją nienaganną postawę. Bez najmniejszych wątpliwości pełnił tu rolę lokaja. Aktualnie starał się nie ukazywać żadnych emocji, jednak gdy jego ciemne oczy zahaczyły o dłonie Evendell, mimowolnie skrzywił się i machnął ręką.
Wystarczy.
Manekiny na życzenie odsunęły się i znieruchomiały.
Proszę wybaczyć, panienko. Przekażę, aby następnym razem nie przysyłali tu tych wadliwych tworów. ― Zmarszczył brwi i uniósł puste spojrzenie na twarz anielicy. Pomimo tego, ze jego głos brzmiał łagodnie, było w nim coś niepokojącego, ale też dającego drobny kredyt zaufania. ― Przyszedłem poinformować, że kąpiel jest już gotowa zgodnie z życzeniem panienki. Czy życzy sobie panienka jeszcze czegoś? ― Na pewno tego, żeby dowiedzieć się, co tu się, kurwa, dzieje. ― Jeżeli nie, to proszę ze mną. ― Zapraszającym gestem wskazał na drzwi, odsuwając się nieco na bok, by utorować jej przejście.


Gavran
Gdy się obudził, siedział oparty plecami o mur w jakimś obskurnym, brudnym i nieciekawie pachnącym zaułku. Graffiti na ścianach przedstawiało jakieś pokrzywione postacie, które zdawały się spoglądać na niego i szydzić z tego, w jakie gówno się wpakował. Na szczęście były to jedynie bezsensowne malowidła.
Krew sączyła się z jego dolnej wargi, spływała po podbródku, a jej pojedyncze krople kończyły swoją wycieczkę na koszulce chłopaka. Głowa pulsowała nieznośnym bólem, jakby co najmniej oberwał po niej kijem bejsbolowym, zanim się tu znalazł. Jak każdy rozsądny człowiek, powinien teraz wstać i odejść, by ktoś przypadkiem nie wziął go za żula lub dzieciaka, który zaćpał się, wdał w bójkę i koniec końców znalazł się w kiepskim położeniu. Niestety – miejsce, w którym się znalazł było zewsząd otoczone murami. Nie było tu nawet najmniejszego przejścia, przez które mógłby wydostać się na jakąś pobliską ulicę. Dla kogoś takiego jak Gavran zapewne nawet to nie powinno stanowić problemu, jednakże los potrafi być prawdziwym skurwielem, także nawet jego moce na nic by się nie zdały. Owszem – mógł stąd podziwiać pochmurne niebo, jednakże krata nad jego głową uniemożliwiała opuszczenie pułapki drogą powietrzną. Krótko mówiąc, znajdował się w ciemnej dupie, ale nawet w najbardziej kryzysowych sytuacjach znajduje się jakieś wyjście.
Tu rozwiązanie było całkiem proste. Z pozoru.
Po prawej stronie znajdowały się drzwi, a jedyną przeszkodą, która oddzielała czarnowłosego od nich był niski, przygarbiony i pomarszczony dziadek z wielkim nosem i o ubogiej fryzurze. Najpewniej już niedługo miał wyłysieć całkowicie. Jego twarz była zniekształcona i nie był typem człowieka, do którego ktoś podszedłby z własnej woli, by uciąć sobie pogawędkę. Siedział po turecku, wspierając jedną rękę na krótkiej, drewnianej lasce. Jego oczy pokryte były bielmem, co jasno wskazywało na to, że nie mógł nic widzieć, ale jednocześnie to niewidzące spojrzenie przez cały czas utkwione było w poobijanym chłopaku, który był jego jedynym towarzyszem w tym miejscu.
Za często was tu przysyłają ― rzucił ochrypłym i nieprzyjemnym dla ucha głosem. Właściwie samo mówienie przychodziło mu z trudem, choćby ze względu na jego niepełne uzębienie, więc wraz z każdym słowem z jego ust wydostawały się także drobne kropelki śliny, jakby nie mógł być już bardziej paskudny. ― Też masz pytania?
Chyba był zmęczony, jakby przerabiał ten rozdział już tysiące razy i wiedział, co za chwilę się stanie. Czekał.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.14 19:41  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
Był piękny, ciepły dzień. Gavran siedział na miękkiej trawie, a wokół świergotały ptaki. Niedaleko szumiał jakiś strumyk, jednak został zasłoniętymi drzewami. Dokładnie tak, jak słyszał z opowiadań tych, którzy byli z murem. Zaraz, jak to się nazywało? A, racja! Las.
Spomiędzy krzewów wyszła sarenka. Nie miała żadnych macek na grzbiecie, dodatkowych nóg lub kłów. Wyglądała uroczo. Spojrzała na Wymordowanego, który wyciągnął w jej stronę rękę. Podeszła, wciąż wpatrując się tymi wielkimi oczami i...
ŁUP.
Gavran oberwał od niej z kopyta w łeb. Na jego twarzy pojawił się tępy wyraz, mówiący "Wtf?". Kolejne kopnięcie - z wargi trysnęła krew. Do tego jechało jej z pyska. Na polankę wchodziło coraz więcej saren, które od razu podbiegały do Opętanego i zaczynały go kopać. Niestety, jak to zazwyczaj jest w snach, Opętany nie mógł się kompletnie ruszyć.
Zdał sobie sprawę, że to tylko wymysły chorej wyobraźni, gdy poczuł zimno na swojej skórze. Z trudem otworzył oczy, zauważając kilka dość niepokojących rzeczy.
Po pierwsze, naprawdę był pobity.
Po drugie, otaczały go mury oraz krata u góry.
Oraz po trzecie, nie był sam.
- Co kurwa?
Tylko na taką, jakże inteligentną odpowiedź było go stać w tej chwili. Zerwał się na równe nogi, kątem oka zahaczając o przerażające graffiti na murach. Przeniósł wzrok na staruszka siedzącego obok drzwi. Sama jego obecność była niepokojąca. Oczywiście, nie wyglądał na jakoś specjalnie silnego, jednak miał w sobie to coś, co nie pozwalało go zignorować. Gav drgnął, słysząc głos starca.
"Za często was tu przysyłają. Też masz pytania?"
Przez chwilę nic nie mówił, gapiąc się na pryskające dookoła kropelki śliny. Westchnął cicho, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zaczerpnął głęboko powietrze.
- Tak, mam pytania. Dużo pytań. Co to jest za miejsce? Chciałbym się stąd wydostać, bo to ździebko niepokojące. Do tego, kim Ty jesteś? - wydech... - Oraz najważniejsze, co ja tu do cholery robię?!
Stał w bezpiecznej odległości od staruszka i patrzył mu cały czas w oczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.14 1:56  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
W pierwszych sekundach nie ogarniała, co tak naprawdę się dzieje. Powolnym ruchem obrzuciła cały pokój, aż wreszcie jej spojrzenie zamarło nad osobami przed nią. Nie, nie osobami. To były... manekiny? Serce anielicy przyspieszyło nieznacznie, głównie z powodu sytuacji, w jakiej się znalazła. Czuła się niczym w jakimś bardzo rzeczywistym śnie. Jednakże nic na to nie wskazywało. No chyba, że to był niezwykle rzeczywisty sen, o czym świadczyły wszystkie bodźcie, które odbierała.
Eve zagryzła dolną wargę i poruszyła się nerwowo, wpatrując w dziwne stworzenia przed nią.
- Emm... przepraszam... - dziewczyna podjęła próbę porozumienia się z nimi, ale tak jak mogła się spodziewać, odpowiedziała jej głucha cisza. W momencie, kiedy chropowata powierzchnia pilnika zdarła skórę z jej palca, skrzywiła się nieznacznie i instynktownie szarpnęła dłonią, chcąc ją wyrwać. Niestety te trzymały ją na tyle mocno, że nie mogła się wyswobodzić.
Wtem drzwi się otworzyły, a Eve spojrzała w tamtą stronę z nadzieją, że może ujrzy znajomą twarz. Pudło. Ale ten przynajmniej przypominał człowieka. I się odezwał, czyli istnieje szansa na zrozumienie, o co w tym wszystkim chodzi.
Kiedy manekiny puściły ją i się odsunęły, anielica wyprostowała się i przycisnęła obie dłonie do swojej klatki piersiowej. Spróbowała namierzyć okna a jeżeli takowe znajdowało się w pokoju (bo przecież są pokoje bez okien, ne?), to od razu do niego podeszła, by wyjrzeć przez nie. Chciała ocenić czy zna tereny, na których się znajduje. Może zdoła coś sensownego wywnioskować z otoczenia. Tak, z pewnością. Ona i sensowne wnioski.
Mniejsza o to.
Ponownie spojrzała na obcego i uśmiechnęła się lekko, chociaż do śmiechu zbytnio jej nie było. Ale nie ruszyła się z miejsca.
- Przepraszam bardzo, ale chyba zaszła jakaś pomyłka. Musiał mnie pan z kimś pomylić. Właściwie to kim pan jest? I... gdzie jestem? - zapytała nieco naiwnie, mając nadzieję na uzyskanie odpowiedzi. Jednocześnie starała się skupić, przypominając sobie co robiła przed tym, jak się tutaj znalazła. Poszła spać? A może uderzyła się w głowę? Cokolwiek, co mogłoby pomóc jej. W czymkolwiek.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.14 22:43  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
Syk.
To naprawdę nie pierwszy (i nie drugi, trzeci, nie ostatni) raz, gdy dane mu było obejrzeć gwiazdy z tak bliska. Wesoło podskakiwały jedna przez drugą, by finalnie zniknąć. Rozprysły się akurat w chwili, w której do uszu wilczego dobiegł charakterystyczny dźwięk aparatury.
Wrócił do czasów, gdy pomagał babcianym egzemplarzom zainstalować swoje szanowne siedzenie na wózkach? Gdy podłączał kroplówki, uśmiechał się pogodnie i z rozwagą dobierał każde kolejne słówko?
Pik... pik... pik...
Świadomość popełnienia błędów była dla Growlithe'a o wiele gorsza, od konsekwencji, jakie zwykle musiał z nich wynosić. Teraz zresztą nie było lepiej. Nawet nie chciał otwierać oczu. W zasadzie dobrze mu było, gdy mógł sobie leżeć – być może nie do końca wiedział gdzie – choć mocny zapach robił swoje – ale jednak fakt, że nie było to nic obślizłego ani galaretowatego dodawało tylko plusów do planu: nie, nie wstaję, mamo, jeszcze pięć minut!
Jednakże jego głównym problemem – zawsze – było to, że nie trzymał się planu. W zasadzie, nawet gdy jakiś łaskawie wymyślił, zwykle odpychał go na bok, z marudnym wyrazem twarzy, niczym gość na bezludnej wyspie odsuwający kijem kolejnego napalonego tubylca. Osobiście był przekonany, że tylko intuicja jest w stanie faktycznie go uratować. Bo kto, jak nie ona, od wieków chroniła jego tyłek? Potrafił wdepnąć w najgorsze bagno i wychodził z niego, tylko dzięki zwierzęcemu instynktowi. To nie były starannie rozrysowane mapy, ani wszystko poukładane w głowie „od A do Z”. To się po prostu działo. Nie myślał. Nie musiał.
Tym razem również.
Zerwał się i od razu dotarła do niego fatalność. Opadł na zgięty łokieć, nim poczuł, jak palce jednej z rąk zatrzymują się na gładkiej powierzchni taśmy, ściśle przylegającej do skóry jego nadgarstka. Wyszarpał ją razem z doczepionym doń wenflonem. Warknął, dusząc w sobie oszałamiającą wręcz chęć wykrzyczenia całemu światu swój podziw dla medycyny i mocy durnych taśm medycznych. Zresztą każdy kabelek jaki tylko został do niego podłączony miał zostać zerwany – w ślad za maską gazową, którą kolejnym szarpnięciem usunął z twarzy.
Gdzie jestem? Skąd...
Głos.
„Straciłeś nogi”.
- A ty mózg.
A jaka szkoda, że nie mowę...
Wpatrywanie się w formujący się przed nim cień wywołał tylko irytację, potęgował gniew, wzbudzał obrzydzenie i chęć wyrwania się z tego pomieszczenia. Czegokolwiek by jednak teraz nie chciał – w większej mierze nie był w stanie tego zrobić. Nogi faktycznie odmówiły mu posłuszeństwa, a gdy podniósł dłoń i przesunął opuszkami palców po twarzy, faktycznie poczuł, jak jeden z nich zahacza o chropowatą powierzchnię.
Growlithe z rozmachu otworzył drzwi, przez które wtargnęła szara rzeczywistość. Dobijał się ból, odrętwienie i chęć skręcenia karku osobie, która stała przed nim. Jeszcze nie wiedział, jak będzie miał to zrobić, skoro gość najwidoczniej był ektoplazmą, ale...
„To jak?”
Za kogokolwiek miał się nieznajomy, jedno było pewne – był głupi, zadając takie pytania. Luka w pamięci faktycznie drążyła gorsze rany niż te cielesne, potęgując tylko wszystko to, co mogłoby wyprowadzić Jonathana z równowagi. Wewnętrzny wilk wyrywał się naprzód, warczał i pokazywał kły. Jego zjeżona sierść, nastroszony ogon i błyszczące ślepia, dawały odczuć słabemu ciału człowieka każdy kolejny atak. Duszenie w sobie bestii było okropne. Jakby jego wnętrzności ktoś dźgał żyletkami, zażarcie drapał.
„Musisz się uspokoić”.
Owszem, musiał. Zaraz. Za moment. Właściwie teraz, już. Im szybciej, tym mniej zaślepiony codziennością wydarzeń. Jeszcze nigdy nie dane mu było obudzić się bez możliwości pełnego operowana ciałem – nie liczyły się żadne sytuacje, w których wrogowie krępowali jego dłonie czy nogi. Tym razem nie czuł przecież odrętwienia w okolicach łydek. Tylko kark pulsował, nakazując mimowolnie wysłuchać nieznajomego. Koniec końców, gdy tylko usłyszał pytanie, spojrzał jednym okiem w stronę cienia i warknął prowokacyjnie.
Na głupie pytania, nie ma odpowiedzi.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.14 0:57  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
Growlithe
To było do przewidzenia. ― Istota nie wyraziła żadnego zaskoczenia zachowaniem Jace'a. Można było odnieść wrażenie, że w gruncie rzeczy znała go na wylot. Pomimo tego, że jako masa z cienia nie posiadała żadnych uwydatnionych cech, uczucie tego, że w danym momencie jest się obserwowanym przez parę wnikliwych oczu, towarzyszyło Wilczurowi przez cały czas. W dodatku rozsiewało wokół siebie aurę zrezygnowania i pobłażliwości dla nieudolnych prób wzbudzenia grozy i uświadomienia nieznajomemu przeciwnikowi, że nie miał żadnych szans w tym starciu.
Wewnątrz jego czaszki rozbrzmiał zniekształcony śmiech. Tak na wszelki wypadek, gdyby Growlithe nie był wystarczająco rozdrażniony tym, że przykuto go do łóżka i odebrano mu władzę nad wręcz kluczowymi partiami ciała. Bo jak to tak, żeby wilk nie mógł biegać? W dodatku niektórzy mimo wszystko nudzili się ciągłym siedzeniem na dupie, a gdy to stawało się wyższą koniecznością, było już znacznie gorzej.
Humor się ciebie trzyma. Ale wygląda na to, że oko było złym wyborem.Język byłby znacznie lepszy. Najwyraźniej i zjawa zgadzała się w tej kwestii, choć było już za późno. Obróciła w palcach oko, jakby było wręcz doskonałą zabawką, a samo trzymanie jej uspokajało. ― Liczenie na owocną współpracę słusznie wydawało się złudne, ale zwierzęta to jednak głupie stworzenia, nie sądzisz? ― ton mary był o tyle znaczący, że Jonathan nie powinien mieć problemów ze zrozumieniem znaczenia tych słów. ― W sytuacjach podbramkowych zawsze kierują się instynktem, warczą, kłapią pyskami, nie bacząc na to, że ktoś, kto wyciąga w ich stronę ręce może im pomóc. Być może teraz tego nie doceniasz, ale spójrz na to z innej strony – jestem jedyną osobą, która może zwrócić ci swobodę. Pstryknąć palcami i zagwarantować ci cudowne ozdrowienie, o którym nie śniło się jeszcze w żadnej historii szpitali. Ciekawe, prawda? ― Narząd wzroku należący do Wo`olfe'a wzbił się w górę, by zaraz znowu wylądować na cienistej dłoni. ― Ale zarazem przykre, że tak często nasz los jest uzależniony od innych i dla dobra sprawy musimy naginać własne zasady. Ty też musisz nagiąć swoje.
Tak tresowało się zwierzęta?
Za chwilę zwrócę ci nogi. Oczywiście to nie znaczy, że nie mam możliwości ponownego ich odebrania. W każdym razie o resztę będziesz musiał grzecznie poprosić. Może przy odrobinie szczęścia pokażesz, że potrafisz korzystać też z własnego mózgu ― istota zaintonowała ostatnie słowa z lekką nutą ironii. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. ― Jeżeli tego nie zrobisz, nie zapanujesz też nad tym, czym cię naszpikowaliśmy. Możliwe, że kiedyś los bliskich będzie zależał od ciebie, ale nie będziesz mógł zrobić nic, poza patrzeniem jak płoną żywcem. Podobno to niezbyt przyjemna śmierć.
Spokojny i wręcz oziębły ton wwiercał się w podświadomość, niczym cholerne wiertło na najwyższych obrotach. Jawna prowokacja nie była bezcelowa i stawiała białowłosego przed testem dla jego własnej natury. Mimo wszystko wciąż miał do czynienia z czymś na wzór porad, przez co trudno było sprecyzować, czy cień stał po jego stronie czy też od początku był wrogiem i za chwilę miał wyrządzić mu krzywdę.
Pstryknięcie palcami wolnej ręki.
Jeden krok do tyłu.
Nogi znów były posłuszne.


Evendell
Za oknem, za które wyjrzała anielica, rozciągało się jedno wielkie pustkowie, które miała okazję oglądać z wyższego piętra. Zupełnie tak, jakby ktoś specjalnie postawił ten ogromny budynek z dala od... wszystkiego. Żadnych hałaśliwych sąsiadów, pękającej w szwach od samochodów drogi, choć istniała możliwość, że do cywilizacji wcale nie było tak daleko. W każdym razie jasnowłosa nie znała tego miejsca, więc wychylanie się na pewno nie byłoby dla niej korzystne. Nie wiedziałby, w którą stronę się udać, a próba ucieczki przez któreś z okien wiązałaby się z koniecznością rozbicia szyby, gdyż wszystkie pozbawione były klamek. No jasne – przecież nie można było pozwolić na to, by komuś stała się krzywda!
Mężczyzna ze stoickim spokojem obserwował dziewczynę, pozwalając jej na to chwilowe zachowanie ciszy. Wszystko wskazywało na to, że miała tu pełne prawo do wszystkiego, a on nie mógł jej niczego zabronić. Musiał też udzielać odpowiedzi na wszystkie jej pytania, ale gdy tylko odezwała się, jakiś mięsień na jego twarzy drgnął, chociaż w ostatniej chwili powstrzymał się od przyozdobienia swojego oblicza niedowierzaniem.
Westchnął cicho.
Nie ma tu żadnej pomyłki, panienko Evendell. Już od kilku lat jestem lokajem w panienki domu ― odparł w pełni przekonany o prawdziwości swoich słów. Do tego stopnia, że aura wiarygodności nie opuszczała go nawet na chwilę. ― Martwię się. Panienki stan coraz bardziej się pogarsza. To nie pierwszy raz, gdy padają te same pytania. Mam nadzieję, że to znów tylko tymczasowy efekt. Tyle razy powtarzałem, że te leki panience szkodzą, ale podobno każdy kij ma dwa końce. ― Ściągnął brwi w zamyśleniu i przez chwilę przypatrywał się podłodze. Wodził po niej wzrokiem tak, jakby za chwilę miał doszukać się tam jakichś niedoskonałości, które ugodziłyby jego zmysł estetyki. To zupełnie nie pasowało do przejęcia, które deklarował, ale najwidoczniej był tym typem człowieka, który miał problemy z uzewnętrznianiem swoich emocji. Przez cechującą go rzeczowość można było mu to wybaczyć.
Chyba.
Odchrząknął znacząco, zasłaniając przy tym usta dłonią.
Po prostu musi mi panienka zaufać. Woda stygnie, a o reszcie możemy porozmawiać, gdy panienka się przygotuje. Zaparzę herbatę, a tymczasem proszę za mną. ― Skłonił się nisko, po czym odwrócił się plecami do blondynki i ruszył wolno przed siebie. Nie tak powinien się zachować, ale uznał to za jedyną możliwość wyciągnięcia jej z pokoju. Jeżeli znowu nie pamiętała, trzeba było osobiście wskazać jej drogę.


Gavran
„Co kurwa?”
Zważaj na słowa, chłopcze ― odparł starzec i – jak na starca przystało – pogroził młodzieńcowi laską. Ściągnął usta w wąską linię, co sprawiło, że wyraz jego twarzy nabrał jako takiej nieprzychylności, jakby Gavran był jego wnukiem, a on nie życzył sobie podobnych zachowań w swojej rodzinie. Gdyby czarnowłosy znajdował się bliżej, najpewniej zarobiłby po łbie drewnianą podpórką.
Niewidzące oczy przez cały czas uważnie śledziły wymordowanego. Wystarczyło kilka sekund ociągania, a zniecierpliwienie dało mu się we znaki. Laska stuknęła o betonowe podłoże, a mina mężczyzny w podeszłym wieku zdawała się ponaglać Opętanego, który nadużywał jego czasu. Prawdę powiedziawszy, w nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że to przeważnie wiekowe osoby potrzebowały więcej cierpliwości innych, a ich żółwie tempo niejednego doprowadzało do szewskiej pasji, ale całe to zajście już od początku było o tyle abstrakcyjne, że trudno było uwierzyć w sam fakt, że działo się naprawdę. A może to nadal był tylko sen? Sen z atrakcjami typu odczuwalnego bólu i uwydatnionych zapachów.
„Co to jest za miejsce?”
Wkrótce sam dojdziesz do tego, gdzie dokładnie się znajdujesz.
No szlag by go! A miał być pomocny.
A może to tylko zwyczajny zaułek w niezwykłym miejscu? ― Uniósł wzrok w zastanowieniu, ale zaraz skupił go z powrotem na brunecie. ― To czy się stąd wydostaniesz zależy tylko od ciebie, twoich decyzji, umiejętności i tego, czy potrafisz myśleć ― kontynuował swoją niezrozumiałą gadkę. Postawione pytania wciąż nie uzyskały konkretnych odpowiedzi. Najwyraźniej tak miało być. ― Jestem twoim pomocnikiem i przeciwnikiem. A co tu robisz? Oczywiście rozmawiasz ze mną. ― Uśmiechnął się pobłażliwie, traktując go nie inaczej od mało pojętnego ucznia. To wszystko było przecież takie oczywiste! ― Będziesz musiał iść dalej, a ja będę stał ci na drodze. Oczywiście rozwiązanie jest tylko jedno.
Przeszkód trzeba się pozbywać albo je omijać.
Zakaszlał gardłowo i wcale nie było to przyjemne słuchowe doznanie. Podparłszy się laską, powoli podniósł się z ziemi. Przez chwilę jego nogi drżały, z wyraźnym trudem radząc sobie z ciężarem ciała, ale dziadek w miarę szybko odzyskał rezon, chcąc uświadomić wymordowanemu, że raczej nie był aż tak kiepskim przeciwnikiem, na jakiego wyglądał.
Dam ci fory. Będziesz pierwszy.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.14 15:40  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
Cofnęła się o krok nieco wystraszona. Nie mogła przypomnieć sobie co to za miejsce. Nic wywnioskować. Zupełna pustka w głowie. Obrzuciła krótkim spojrzeniem szyby w oknach. Właściwie to mogłaby stąd wylecieć, tylko wpierw musiałaby jakoś pozbyć się przeszkody. Zbić czymś? Może i krzesłem czy jakimś innym meblem, aczkolwiek z jej nikłą siłą byłoby to raczej widowisko żałosne i zakończone niepowodzeniem. Powoli odwróciła się i wbiła spojrzenie w mężczyznę.
Pierwsze, co zauważyła to że znał jej imię. Czyli nie było mowy o jakiejś pomyłce. Bo w aż taki zbieg okoliczności dziewczyna po prostu nie była w stanie uwierzyć.
W końcu ruszyła powoli w stronę mężczyzny. No cóż, nie liczyła na więcej informacji z jego strony, aczkolwiek upewniła się jedynie, że coś tutaj jest nie tak. Co prawda kamerdyner brzmiał naprawdę wiarygodnie i przekonującą, a Eve z racji swej nieraz dziecinnej wręcz naiwności byłaby w stanie mu uwierzyć. Taka już jej natura, że można jej wmówić praktycznie wszystko, a ona w to ślepo wierzy. Ale był pewien haczyk. Jeżeli czegoś była pewna, coś już widziała – to nie zmieniała zdania i nawet najlepszy krasomówca nie miał zbyt wielu szans na zmianę jej toku myślenia. I tak właśnie było w tym momencie. Gdyby  tylko nie miała pewności do tego, kim była. Wiedziała, że narodziła się w Edenie i tam spędziła trochę czasu, by potem zostać wysłaną na ziemię w celu pełnienia funkcji anioła stróża Dogsów. I nic więcej. Żadnych jakichkolwiek przesłanek o tym, że rzekomo jest jakąś wysoko postawioną osobą, księżniczką czy jakąś inną hrabiną. Skoro o pomyłce nie ma mowy tak więc o co chodzi?
Kiedy tylko wyszła z pokoju, skręciła gwałtownie w drugą stronę. Przeciwną, gdzie mężczyzna chciał ją zaprowadzić. Rzuciła się biegiem przed siebie, szukając schodów czy czegokolwiek, co poprowadziłoby ją na dół. Skoro znajdowała się gdzieś wysoko, to jedyną drogą ucieczki był dół. Jak bardzo logicznie. Przede wszystkim musiała znaleźć wyjście z tego miejsca, a potem odnaleźć jakąś znajomą twarz. W tym momencie to było jedynym rozwiązaniem i wyjściem z sytuacji, w jakiej się znalazła. A jeśli sytuacja tego wymagała, to nawet użyła skrzydeł, by wyminąć ewentualne przeszkody, które stanęłyby na jej drodze. No i dodałoby jej szybkości i większej swobody w poruszaniu się po tym dziwnym miejscu.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.14 13:57  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
A prościej by się nie dało? Trochę tak jakby pogmatwane. W sumie to niczego się takiego nie dowiedział. Jakieś bzdety o zaułkach oraz rozmowie. Jedyne, co zrozumiał to tylko to, że ma myśleć. To akurat umie.
Chyba.
Zaraz, zaraz. Ten staruszek chce walczyć? No nic prostszego! Nawet ze swoimi jakże "wspaniałymi" umiejętnościami. Gavranowi nie powinno to sprawić problemu. Dziadek wyglądał, jakby zaraz tu na zawał miał paść. Wymordowany już, już miał zaatakować, korzystając ze swoich forów, jednak się powstrzymał. Opuścił dłonie, które jeszcze przed chwilą miał ściśnięte w pięści. Tamten chce walczyć. Jest słaby. Kruk jest młody. Ma więcej siły. To czemu starzec wyzywa go na pojedynek? Przecież to jest nielogiczne. W takim razie... Musi mieć gdzieś ukrytą broń.  
Gav odruchowo pomacał kieszenie, jednak nic w nich nie było. Jego przeciwnik na pewno ma ukryty gdzieś nóż, truciznę albo coś jeszcze gorszego. Wtedy Kruka na pewno zaboli, a tego nie chciał. Zaczął się zastanawiać, jak to rozegrać. Ucieczka nie wchodzi w grę, bo kraty u góry skutecznie uniemożliwiały zamianę w ptaszka. Czyli... Spróbujmy inaczej.
- Echm. Nie chcę się z Tobą bić. Możemy się jakoś inaczej dogadać, nie uważasz? Rozumiesz, ychm... Załatwić to bardziej pokojowo, jeżeli wiesz, co mam na myśli. To całkiem dobry pomysł. Bo, yyym... Podczas walki możemy narazić siebie na uszczerbek na zdrowiu lub utratę życia, a tak... No. To jak? - powiedział, próbując brzmieć jak najbardziej neutralnie.
To teraz ciekawe,  czy się zgodzi. Bo w końcu Gav to spieprzy, jeżeli ma walczyć. Co jak co, ale chwalebnym wojownikiem to on nie jest. A wręcz przeciwnie - bardziej tą niewiastą, która ukrywa się we własnym domku, czekając aż sprawa zostanie rozwiązana przez innych.
W każdym razie, wszystko zależy od odpowiedzi staruszka. Opętany miał szczerą nadzieję, że tamten zmieni zdanie, jednak, jak to w takich parszywych sytuacjach bywa, wszystko jest możliwe. Nie zdziwiłby się nawet, jeśliby przez te cholerne drzwi wbiegła ubrana w sukienkę, zmutowana  dziewczynka z koszyczkiem pourywanych kończyn.
Ta wyobraźnia Gavrana~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.14 19:28  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
Jego cichy wielbiciel najzwyczajniej w świecie nie należał do osób specjalnie dbających o dobro własne. Patrząc na to z perspektywy Growlithe'a – nieznajomy (czymkolwiek był) zaliczał się do grona samobójców, niemalże na kolanach błagających pierwsze lepsze ścierwo o poderżnięcie gardła. Zadzieranie z tym młodzieńcem nigdy przecież nie kończyło się dobrze. Choć niejednokrotnie sam oberwał, ścierając z twarzy krew swoich wrogów, tak nigdy jeszcze nikomu nie udało się go ubić.
Nie po tym, jak stał się potworem.
- Humor to jedyne co mi pozostało. Jak miałbym się nie śmiać z tej sytuacji? – jak na zawołanie, wskazał palcem w kierunku swoich nóg, które mimo usilnych starań białowłosego, wciąż postanawiały porobić za buntowniczych nastolatków, niesłuchających nikogo i niczego. Użył przy tym takiego tonu, jakby przestało mu nagle zależeć na tym, by odzyskać w nich władzę. Brakowało tylko momentu, w którym ległby na łóżku, wyciągnął ręce w górę i mruknął prowokacyjnie, rzucając zaraz tekstem w stylu: tylko zamknij za sobą drzwi i nie wrzeszcz, bo mnie obudzisz. W rzeczywistości było zupełnie inaczej. - Ale może trochę szacunku? – jęknął za moment, widząc, jak mężczyzna obraca w dłoni oko. Jego oko. Jego prywatne, ulubione oko, do jasnej rogatej cholery. Naprawdę trudno było odłożyć tę nieszczęsną gałkę na miękką poduszkę, żeby poczekała chwilę na swojego właściciela? To jak rzucanie szczeniaczkiem sąsiadów o mur, bo maluch wtargnął na nasze podwórko.
„Liczenie na owocną współpracę słusznie wydawało się złudne, ale zwierzęta to jednak głupie stworzenia, nie sądzisz?”
Zmrużył ślepia. Najwidoczniej dotknęła go ta nieuprzejmość. A przynajmniej tak mógłby wywnioskować rozmówca, widząc większe niezadowolenie rysujące się na twarzy białowłosego. W istocie tyle razy nasłuchał się już podobnych życzliwości, że nie robiły na nim żadnego wrażenia.
„W sytuacjach podbramkowych...”
Typowe. Kto z potencjalnych wrogów przez to nie przechodził? Gdy dobry bohater – a za takiego ewidentnie miał się Growlithe – zostawał zaciągnięty do kąta, złe charaktery zawsze zaczęły swoją nudną mowę, najwidoczniej myśląc, że tym jakkolwiek przybiją nieszczęsną postać. Niestety. Tym razem również nie miało to żadnych skutków. Białowłosy wydawał się raczej znudzony słuchaniem tych bredni. Nawet nie przerażony, nie spanikowany, nie rozbawiony czy rozgniewany. Irytująca nuda to jedyne co pozostało z wachlarza emocji, jakie był w stanie zaprezentować w tej sytuacji.
„Ciekawe, prawda?”
Dla zademonstrowania swojego zainteresowania Wilk przewrócił oczami. Poza tym... czy on już raz nie wspominał, żeby ten gnój przestał maltretować jego oko? Co jak co, ale to może jeszcze mu się przydać – ot, chociażby ze względów estetycznych.
„Ty też musisz nagiąć swoje.”
Czyżby?
Growlithe nie wydawał się osobą, która za moment wybuchnie wodospadem łez, padnie na kolana... czy na pysk, aby błagać marę o przywrócenie czucia w nogach, o ślepie, o wolność. O cokolwiek. Ba. Jeszcze chwila, a byłby w stanie przewrócić się na bok – tyłem do gościa – i rzucić, by zamknął mordę i przestał się wymądrzać. Osoby będące w lepszym położeniu, bez wątpienia powinny dostać zakaz próbowania pokazania swoim ofiarom, że są lepsi. Przecież ofiary nie są idiotami. Wiedzą, kiedy powinny podkulić ogon i za ile sekund ktoś przetnie linię ich życia. Jonathan również wiedział jak wiele zależy teraz od woli nieznajomego. Zapewne gdyby się uśmiechnął, skulił uszy, zatamował gniew, odciął źródło myśli, które nakazywało mu warczeń i szarpać się – wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Być może nawet zyskałby przychylność?
„... ale nie będziesz mógł zrobić nic, poza patrzeniem jak płoną żywcem.”
Mara mogła ujrzeć jak szereg ostrych kłów wychyla się nagle zza warg Jonathana. Towarzyszył temu charakterystyczny, bezczelny dźwięk ziewania, gdy z impetem zamknął paszczę i przysunął dłoń do ust. Błękitne ślepie wpatrzone było przez moment w miejsce nóg Jace'a, gdy nagle wszystkie nerwy zaczęły wrzeszczeć, chcąc poinformować mózg o nowej informacji.
Pstryknięcie było początkiem jego błyskawicznego otrzeźwienia. Młodzieniec zsunął od razu nogi z łoża i stanął na ziemi, w ostatniej chwili przytrzymując się ramy mebla. Jego dłoń wylądowała na karku, a z ust wyrwał się długi syk. Wilk znów obudził się w umyśle Jonathana. Czując ból kłapnął zębami i warknął prowokacyjnie, niemalże żądając od głupiej, zwyczajnej, ludzkiej części umysłu, aby spuścić go z tytanowego łańcucha. On wszystkim doskonale by się zajął...
Nie odejmując ręki od rany i próbując zignorować wieczne namowy bestialskiej części, wzniósł błękitne spojrzenie ku marze, jakby tym samym domagał się – nie, nie prosił, nie błagał, nawet nie ukazywał skruchy, było to tylko czyste żądanie – by mężczyzna powiedział, czego dokładnie od niego chce. Czego chce, i co ma zrobić, aby wydostać się z pomieszczenia, w którym nie znalazł się z własnej woli.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.14 19:40  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.

Przynajmniej, żeby było ładnie, they said.

Growlithe

Szacunku? ― powtórzyła. Ton, z jakim istota wypowiedziała to słowo, poświadczał o tym, że nie była dobrze zaznajomiona z tym pojęciem, ale także kpiła z jego wydźwięku. Gdyby posiadała twarz, już teraz spotkałby się z prześmiewczym spojrzeniem. Porozumienie między nimi także wydawało się nieosiągalne. Może faktycznie, gdyby zabrali się do tego inaczej – to jest, gdyby ona to zrobiła – obyłoby się bez braku szacunku i znużenia nim wywołanego, choć jedyną nudzącą się osobą w tym otoczeniu był właśnie Growlithe. Cienisty potwór zdawał się mieć przednią zabawę i czerpać satysfakcję z przewagi nad albinosem. Może kierował się prostym schematem, z którym Jace nieraz spotykał się w ciągu swojej długowiecznej egzystencji, ale to w żaden sposób nie psuło przeciwnikowi rozrywki. Był trochę jak dziecko z niewłaściwą zabawką w swoich rękach.
Stworzenie jeszcze raz podrzuciło złotym okiem i sprawnie przechwyciło je w powietrzu. Tym razem z perfidnym rozmysłem. Oczami wyobraźni wręcz dostrzegało się to paskudne szczerzenie zębów na miarę dzieciaka z podstawówki. Na złość mamie odmrożę sobie uszy, a koledze podstawię nogę. Gdyby jeszcze Jace chociaż trochę się przejął...
To zabawne ― nie obyło się bez odkrywczej nuty w obojnaczym głosie. ― Nawet w takim świetle spraw jeszcze ci ufają? ― Cienisty łeb przekrzywił się na bok. Im bardziej obojętny Wo`olfe się stawał, tym ciekawość bestii rosła jeszcze bardziej. Od początku zakładała, że jako kundel będzie bardziej oddany swoim bliskim, a tu sytuacja zdawała się przybierać inny obrót albo wszystko było wynikiem tego, iż bliskich zwyczajnie nie posiadał i tylko łudzili się, że jakoś do niego dotrą.
Zmora pokiwała głową z niemym uznaniem, ale nie wiadomo, czy dotyczyło to tego, że bagatelizował wartość innych czy też dlatego, że podniósłszy się z miejsca, jednak nie odważył się zaatakować, choć gdy klapnął zębami, miała mieszane uczucia, ale tym razem nie ruszyła się z miejsca.
Dobrze.Dobry pies. Ale najwyraźniej i jej nie spodobało się to wyczekujące spojrzenie. Wciąż nie zrobił tego, co miał zrobić, więc westchnienie raz jeszcze odbiło się echem w pokoju, drażniąc wilcze uszy rezygnacją.
Mara zniknęła, ale zaraz zmaterializowała się tuż za nim. Mackowate ramiona oplotły się wokół ramion białowłosego, a samemu gestowi z początku nie brakowało czułej delikatności. Byleby tylko nie rozpadł się od uścisku, co? Nie było ciepłego oddechu na skórze, różnica temperatury także nie była wyczuwalna. Tylko dotyk i dyskomfort z nim związany, bo tkwienie w objęciach mary stawało się coraz bardziej uciążliwe, gdy subtelności ubywało.
Poproś. Co w tym trudnego?
Jeszcze chwila, a wytrzymałość żeber mogła okazać się niezbyt wystarczająca. Prowokacyjny ton bynajmniej nie zachęcał do spełnienia polecenia, ale kto by się tym przejmował?

Evendell

Stracił czujność. Wydawało mu się, że znał ją o tyle dobrze, że liczył na to, iż wszystko pójdzie jak z płatka. Nic nie wskazywało na złe intencje z jego strony. Nie miała powodów do obaw, poza jedną – nie pamiętała go. Był dla niej jak obca osoba, która podeszła na ulicy i równie dobrze za moment mogła bezlitośnie dźgnąć ją nożem. Możliwe, że w jego oczach uchodziła za naiwne stworzonko, które ruszyłoby za nim, niezależnie od wszystkiego. Przecież anioły nie powinny wątpić w innych. Co z miłosierdziem i całą resztą pierdół?
Panienko! ― zdążył krzyknąć, błyskawicznie wyciągając rękę w stronę jasnowłosej, ale opuszki palców osłonięte ledwie musnęły jej ramię. Mężczyzna nie ruszył się z miejsca, ale Evendell miała możliwość jeszcze przez chwilę słyszeć, jak mężczyzna klnie pod nosem. Ucieczka dziewczęcia nie wydawała się być aż tak wielką stratą, skoro nie rzucił się za nią w pościg.
Im dalej przez korytarz mknęła anielica, tym bardziej wydawał się nie mieć końca. Nie było tu okien, a jedynym oświetleniem były słabe żarówki lamp, przypominających świeczniki. W takim miejscu bez trudu traciło się poczucie czasu, bo na zewnątrz równie dobrze mogło już zmierzchać. Tymczasem była więźniem otaczających ją ścian i pozamykanych drzwi. Portrety na ścianach sprawiały wrażenie żywych i pogardliwymi spojrzeniami wiodły za przelatującą obok anielicą. Gdyby na chwilę zwolniła, dostrzegłaby ruch tęczówek i krótkotrwałe mrugnięcia. Wiele postaci próbowało walczyć ze szwami, które spajały ich wargi nierozerwalnymi więzami, ale ciała tkwiły nieruchome, jakby jako jedyne zostały pozbawione życia, jak przystało na dzieła sztuki. Nigdzie schodów, otwartej przestrzeni – jedynie ciasny korytarz i niemożliwe do odsunięcia od siebie uczucie, że jest się ściganym. Klaustrofobiczne piekło.
Robiło się coraz ciemniej. Niebieskooka mogła już uchwycić wzrokiem ciemność, do której się zbliżała i – co gorsze – zauważyć, że ciemność pędzi też w jej stronę. W tej sytuacji taktyczny odwrót byłby najrozsądniejszym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę, że nie miała pojęcia, czym tak naprawdę była nadciągająca niewiadoma, ale – bo przecież zawsze musiało pojawić się jakieś „ale” – wystarczyło spojrzeć za siebie, by dostrzec, że światła, które dotychczas mijała już zgasły, a to, co zostało z korytarza to niewielki skrawek, nad którym właśnie się unosiła. Marne pocieszenie.
Czas się skończył. Światła zgasły.
Uczucie, które przeżyła było łudząco podobne do tonięcia. Nie wiadomo, jak uparcie walczyłaby o haust powietrza – nie mogła przestać się dusić. Na całe szczęście nie trwało to długo, ale ostatecznie chlupot wody i tak dotarł do jej uszu. Nie była mokra. Siedziała pod ścianą w jasnej łazience, mając przed sobą sporych rozmiarów wannę.  Kąpiel, o której wspominał mężczyzna, rzeczywiście była gotowa. Czegokolwiek blondynka by nie zrobiła – coś chciało, by znalazła się właśnie tutaj. Mogłaby rzeczywiście skorzystać z przyjemnie ciepłej wody, gdyby nie to, że ktoś zajął jej miejsce. Długie, czarne włosy przysłaniały twarz dziewczyny, która właśnie pocierała gąbką poharatane przedramię, jakby próbując rozdrapać chropowatą stroną gąbki jeszcze świeże rany. Nuciła coś wesoło pod nosem, zanim wyciągnęła rękę w stronę niebieskookiej, nawet nie spoglądając w jej stronę.
Zobacz, co zrobiłaś, suko! ― warknęła rozzłoszczona, by chwilę później zanieść się wręcz hienim chichotem. Przechyliła głowę na bok, a smoliste kosmyki zsunęły się z jej twarzy, odsłaniając jeden z pustych oczodołów. ― Mówiłam im. Tyle razy im mówiłam, że dziwki powinno palić się na stosie. Nie powinni trzymać cię tutaj, dlatego, że cię nienawidzą ― majaczyła bez ładu i składu, nim jej ręka nienaturalnie zaczęła się wydłużać, chociaż równie dobrze to pomieszczenie mogło nagle się skurczyć, bo bezpieczna odległość między nimi nagle zmalała do minimum, a nieznajoma mara, złapawszy dziewczynę za materiał sukienki, którą miała na sobie, szarpnęła nią gwałtownie, jakby próbowała zmusić ją do otrząśnięcia się. ― Zabiję cię! ― wrzasnęła jej prosto w twarz i podjęła próbę wciągnięcia anielicy do wanny.
Co teraz?

Gavran

Staruszek zarechotał ochryple pod nosem, zachowując się niemalże jak ktoś, kto przed momentem usłyszał przedni żart. Tupnął nogą kilkakrotnie, tylko wyraźniej zaznaczając swoje rozbawienie. Gdyby nie to, że kręgosłup prawdopodobnie już dawno odmówił mu posłuszeństwa, zgiąłby się w pół, łapiąc za brzuch. A może to Gavran za moment miał usłyszeć, że dał się nabrać i to wszystko było tylko jedną wielką ściemą? Ktoś tak stary na pewno musiał mieć lekko skrzywione poczucie humoru, ale cokolwiek nie chodziłoby dziadkowi po głowie – nagle spoważniał. Nie była to zwyczajna powaga, a raczej taka, na której widok ciarki przebiegały po plecach, a drobne włoski na rękach stawały dęba. Oczy przesłonięte bielmem wpatrywały się teraz w czarnowłosego z niewielką dozą szaleństwa, dając znać o tym, że próba wyciągnięcia ręki na zgodę, zakończyła się fiaskiem. Nie dlatego, że siwowłosy koniecznie chciał walczyć. Wyglądało na to, że kierowały nim z grubsza inne – ale wciąż niejasne – pobudki. Równie dobrze mógłby odsunąć się na bok i łaskawie przepuścić wymordowanego. Ba, jeszcze łaskawie otworzyć przed nim drzwi, ale nic z tego.
Wierz mi, to nic osobistego, chłopcze ― jego ton wcale nie brzmiał przepraszająco, choć w tej sytuacji byłoby to całkiem na miejscu. Laska z głośnym hukiem opadła na betonowe podłoże. Nogi starca zatrzęsły się, jakby zaraz miał runąć na ziemię. ― Przykro mi. ― Bzdura. Wcale nie było mu przykro. Jego słowom zawtórowało chrapliwe, nieludzkie warknięcie, wyrywające się z wnętrza gardła. Upłynęło niewiele czasu, właściwie sekunda albo i mniej, bo wystarczyło mrugnąć okiem, a przed Gavranem pojawił się przerośnięty kundel, sięgający mu mniej więcej do wysokości klatki piersiowej. Pożółkłe, zaślinione zębiska wychynęły zza zwierzęcych warg, a pazury zaszurały niecierpliwie o podłoże. Nic już nie wskazywało na to, że przed momentem miał przed sobą bezsilnego staruszka, choć bestia, której formę przybrał, także nie grzeszyła młodym wyglądem, ale była w stanie działać znacznie szybciej, dlatego też od razu rzuciła się na młodzieńca, który przepuścił swoją szansę na własne życzenie. Szczęki rozwarły się, a za swój cel obrały udo czerwonookiego. Przebiły się przez materiał spodni i utkwiły w ciele bruneta, sprawiając, że krew znalazła ujście na zewnątrz.
Nie miał już innego wyjścia. Poza walką lub ucieczką.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.14 17:50  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
Gavran miał zamiar jednak jakoś przekonać staruszka. Być może zmieni zdanie? Wystarczy tylko dobrze dobrać słowa i...
Wewnętrzną dyskusję  przerwała mu świadomość, że stało się coś dziwnego. Przed sobą nie miał starego mężczyzny, a... wilka? Chwila, co? Zwierzę wyglądało na stare, co nie oznacza, że nie było silne. Gav zdążył tylko zamrugać, zanim kły wilczura zagłębiły się w jego ciele. Wymordowany wrzasnął, instynktownie szarpiąc nogą, co w ogóle mu nie pomogło. Ba! Ból był jeszcze większy. Chłopak zacisnął zęby, próbując znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.
Myśl. Myśl.
Nagle Gavran doznał olśnienia. Gdyby to była kreskówka, nad jego głową zapaliłaby się lampka. Zmusił się do zmiany w kruka, ignorując ból i zmęczenie. Spadł na ziemię, jednak po chwili dał radę wznieść się chociaż trochę w górę i dolecieć do drzwi. Tam znów zmienił się w człowieka. Zwalił się ciężko na wyjście i z jękiem nacisnął klamkę, wpadając przez otwór. Zatrzasnął drzwi za sobą i oparł się o nie z zamkniętymi oczami. Westchnął głośno i zmusił się do podniesienia powiek, zerkając na ranę. Wyglądało to paskudnie, a do tego w tej sytuacji... Urwał pasek materiału koszuli i przewiązał ranę, mając nadzieję, że chociaż trochę uda mu się zatamować krwawienie. Ponownie przymknął oczy.
Otworzył je po około dziesięciu minutach, chociaż w sumie mogła to być godzina, jak i tylko minuta. Rana na szczęście przestała krwawić, chociaż Gav czuł się cholernie zmęczony. Wstał, podpierając się o drzwi i zacisnął zęby, czując kolejną falę bólu. Nie, w tej sytuacji trudno mu będzie iść, a tym bardziej biec. Walczyć tym bardziej, a moc zmiany w ptaszysko została na dzień dzisiejszy wykorzystana.  Pozostała mu tylko mozolna wędrówka wzdłuż ściany.

// Przepraszam, że tak krótko. .-.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.14 19:52  •  Nonsense and absurd. Empty Re: Nonsense and absurd.
Takie sceny można napotkać jedynie w horrorach, po których człowiek nie jest w stanie zmrużyć oka. Im dalej biegła, tym bardziej nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak. Nerwowo co chwilę zerkała za ramię, chcąc się upewnić, czy aby na pewno nikt jej nie śledzi. Jednakże to nie przerażająca cisza dookoła i ciągnący się praktycznie w nieskończoność korytarz napawał ją nieprzyjemnym uczuciem grozy, a obrazy na ścianach. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że każdy jej ruch jest przez nie śledzony. W pewnym momencie objęła się ramionami, czując jak jej ciałem wstrząsa zimny dreszcz. To musi być jakiś sen, koszmar. Nie dzieje się naprawdę, cały czas powtarzała w swojej głowie. Nie zwalniała nawet na chwilę, mając wrażenie, że gdyby to uczyniła, skończyłoby się to dla niej mało przyjemnie. A może powinna skręcić w któreś z drzwi? Mijała ich całkiem sporo, aczkolwiek dziewczyna bez przerwy zmierzała do przodu. Na jej twarzy malowało się przerażenie a serce pędziło jak oszalałe. Na dodatek przyspieszony oddech wcale nie ułatwiał biegu. Musi zacząć racjonalnie myśleć, nie pozwolić, żeby strach nią zawładnął. Ale to było silniejsze od niej. W jej głowie aż huczało. Chciała zacisnąć mocno oczy, stosując się do głupiej i dziecinnej zasady: Skoro ja ich nie widzę to i oni mnie nie widzą.
W pewnym momencie dostrzegła, że goni ją ciemność, jakkolwiek absurdalnie to brzmiało. Zresztą, nie tylko ją goniła, ale znajdowała się również przed nią. Eve przystanęła, zaciskając kurczowo palce na materiale sukienki, którą miała za sobą. Zaczęła gwałtownie rozglądać się na boki, jednocześnie cofając się, aż jej plecy napotkały opór w postaci zimnej ściany. Zaczęła delikatnie kręcić głową, powtarzając w kółko jedno słowo. Nie. Jakby ono mogło zatrzymać poszerzającą się ciemność.
Pstryk.
Nastała kompletna ciemność a dziewczyna wraz z ucieczką ostatniego blasku światła wstrzymała oddech, jakby bojąc się, że gdy będzie oddychała to ktoś ją usłyszy. Jednakże nic jej to nie pomogło, kiedy poczuła, jakby tonęła. Złapała się za szyję wbijając paznokcie, dając sobie złudną nadzieję, że ów ruch jej pomoże. Szarpnęła się w bok, zginając w pół, próbując dostrzec cokolwiek w ciemnościach. Raptownie wszystko ucichło i zniknęło, pozostawiając po sobie nieprzyjemny posmak. Ev zmrużyła nieco oczy oślepiona jasnością pomieszczenia, rozglądając się powoli. Dość niepewnie, jakby obawiała się, że zaraz coś wyskoczy. Jej wzrok spoczął na wannie. A dokładniej na osobie, która się w niej znajdowała. Dziewczyna instynktownie wbiła się jeszcze bardziej w ścianę za nią, jakby chciała się stać z nią jednością. Albo po prostu zniknąć. Z niedowierzaniem słuchała jej słuch, zupełnie nic nie rozumiejąc. Pokręciła mocno głową, a jasne kosmyki włosów otuliły jej twarz. Chciała powtórzyć te same słowa, którymi uraczyła tamtego mężczyznę. Że musiała zajść jakaś pomyłka, że mają ją za kogoś innego. Nawet już otwierała usta, by coś powiedzieć, aczkolwiek w końcowym efekcie jedynie poruszyła nimi niczym ryba wyciągnięta z wody. Nie mogła wydobyć z siebie żadnego słowa. Wtem ręka zaczęła nienaturalnie zmierzać w jej stronę. Albo to pokój się zmniejszył. Nieważne. Teraz z jej gardła wydobył się zduszony krzyk. Skoczyła w bok, chcąc jak najbardziej zwiększyć dystans pomiędzy nimi. Nie pozwolić się złapać i wciągnąć do wanny. Czuła, że nie może do tego dopuścić. Jeśli kobieta ją złapała, to wierzgała nogami i się wyrywała, nawet kosztem sukienki. Jeśli jednak udało jej się wyswobodzić, wzrokiem starała się odszukać jakichkolwiek drzwi, sposobności ucieczki z tej przeklętej łazienki. Jeśli nie odnalazła niczego, albo po prostu szarpanie za klamkę nie pomogło przy otwieraniu drzwi, to postanawia użyć swojej mocy, kontroli nad ziemią. Macha ręką z zamiarem odgrodzenia od siebie kobiety za pomocą pnączy czy jakiegoś innego roślinnego ustrojstwa. Wszystko, byleby tylko nie pozwolić się złapać.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach