Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 14 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 03.05.17 17:30  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Przez swój szał nie docierało do niej w ogóle fakt, że jest ranna. Ignorowała wszelakie niedogodności, łamiąc sobie tym samym koniczyny i nie tylko, tylko po to, aby, cóż, atakować. Za wszelką cenę atakować aż do wyczerpania wszelakich sił. Irytujący głos nie dawał za wygraną, a silna wola dziewczyny w jednej chwili po prostu przepadła. Nie potrafiła nad nią panować w tym momencie, nie potrafiła zapanować nad prawdziwą Hemofilią. W porównaniu do Amelii, ona nie wiedziała co to są ograniczenia.
Idealnym przykładem był wyrwany zębami mięsień Pudla, który chwilę potem po prostu zjadła. Nie czuła obrzydzenia czy niesmaku - wręcz przeciwnie. To jeszcze bardziej nakręciło ją do tego, aby zaatakować Wilczura. Jego, ponieważ to on był jej nowym celem. Satysfakcja oblała ciało dziewczyny, kiedy trafiła jedną ze strzał - pozostałe niestety trafiła w mary, które pojawiły się nie wiadomo skąd nie wiadomo gdzie. Jednak to nie powstrzymało ją od kolejnego ataku. Szybko pozbierała ostrze, które celowała w ramię przywódcy. Oczywiste było to, że jej ruchy były na tyle niechlujne i chaotyczne, iż Wilczur bez najmniejszych problemów przechwyci jej rękę, po czym znowu chcą się bawić w wymuszenie na niej posłuszeństwa, ponieważ jest trochę niegrzeczna. Nieważne jak bardzo się starał, nieważne jak bardzo wykręcał jej ręce i ją blokował, ona szarpała się jak opętana, mamrocząc coś niezrozumiałego do siebie. Rzucał w jego kierunku głośne obelgi, które w głosie miały nutkę desperackiego tonu wołania o pomoc. O ironio. Czyżbyś tonacją głosu próbowała sobie pomóc? Najgorzej bić się samą ze sobą. Trudno to nawet uderzyć, co dopiero się na tym wyżyć.
Spokojnie.
Nie słuchaj się go.
Słowa Wilczura w tym przypadku znowu nie pomogły, choć znajomy głos dostający się do jej ucha, sprawiały, że Amelia bardziej starała się zapanować nad sobą. Czując wyraźną krępację w ruchach, jedynie pozostało jej... Gryźć. Za wszelką cenę starała się go ugryźć, kiedy tylko jego ręka znalazła się aż za blisko jamy ustnej kobiety. To był jej odruch obronny. Dodatkowo jej wektorowe strzały przestały się słuchać i pod wpływem szału i walki z samą sobą, zaczęły oplatać ciało Growlithe, raniąc jego ciało. Dodatkowo niektóre na ślepo atakowały jakiś ruchomy cel. Nie wiedziała w co trafi i czy w ogóle trafi. Może będzie to wróg, sojusznik, a może kawałek ściany, na której trzyma się całe resztki kasyna?

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.17 0:49  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
ZANIM PRZECZYTASZ:

Kirin: Biedny Chris nie miał zbytnio szans. Wpierw poraniony przez Hemofilię, a teraz brutalnie ściągnięty na ziemię. Kirin mimo wszystko nie narzekał. Doberman miał aż nazbyt wesołą zabawę robiąc sobie z Pudla drapak i to jeszcze piszczący, ale nawet dzika bestia wyczuwa nadchodzące zagrożenie, jakie niesie za sobą walący się sufit, a odpełzanie z tego miejsca nie jest wcale takie proste, szczególnie jak się ma obie niesprawne nogi, które przez to wszystko zaczynają na nowo krwawić. I to właśnie tutaj zaczynał się problem, bowiem wysiłek okazał się ponad miary, tym bardziej, że podszedł jeszcze do niego Fenrir i chociaż wymordowany odzyskiwał powoli zmysły, to szarpanina między nimi opóźniła ucieczkę i po kolejnym trzasku budynek się zawalił.

Spoiler:

Fucker: Z dala od całej balangi miał za towarzysza Gryficę, która niezbyt przemyślała całe zajście. Niestety dla bestii to mogła być ostatnia walka. Lodowe strzały wbiły się w jej ciało, a zwierze przestało się ruszać. Nie była to jednak rana śmiertelna, a bardzo poważna, na tyle by ból pozbawił zwierze przytomności ratując byc może tym Gryficy życie, jako, że Rottweiler był teraz zajęty uciekającymi z budynku towarzyszami. Psy się ewakuowały zostawiając za sobą rozpierdol i rannego Chrisa, którego ewakuacja została narzucona właśnie Ryanowi przez Wilczura.

Fenrir: Cios w głowę Lokiego się nie udał bowiem ten zdołał się uchylić, ale ostrze katany zdołało liznąć rękę anioła. Technologia zatopiła się bez problemu w ramieniu i z zadziwiającą łatwością pozbawiła Upadłego kończyny.
Kolejnym krokiem Dobermana była pomoc (oczywiście na DOGsowe standardy) wobec Chrisa i samego Kirina, który przez swój szał tylko szkodził. Niestety jego poczynania doprowadziły do tego, że obydwoje zostali zakopany pod dachem kasyna. Na szczęście przy wyjściu nie dopadły ich najcięższe części. Doberman w przeciwieństwie do przyjaciela nie stracił przytomności. Dlatego wyraźnie czuł ból jaki się rozchodził w jego klatce piersiowej i żywym barku.

Spoiler:

Skoczek: Fortuna kołem się toczy. Zmęczony, zakrwawiony i wyjątkowo poturbowany Chris był jednym z niewielu, którzy zdołali uciec przed depresyjnym, palącym się budynkiem. Od Dobermana uratował go Fenrir, a sam Pudel chwiejnie na czworaka wydostał się dosłownie sekundę przed tym jak wszystko poszło w cholerę. Niestety nie nacieszył się wolnością zbyt długo bowiem wszystko się zmieszało w jedną całość, która wykończyła Chrisa. Padł na ziemię nieprzytomny i wyjątkowo osłabiony, ale żywy i chyba to się najbardziej liczy.

Spoiler:

Ailen: Był chyba jedynym z obecnych, który w tamtej chwili mógł być wewnątrz zdarzenia i obserwować bez trwogi. Dematerializacja okazała się zwycięskim pomysłem. Wszystko dookoła się waliło i paliło, a on na spokojnie mógł obserwować, tym bardziej, że anielica nie zdołała wydostać się z ziemi, która boleśnie zmiażdżyła jej nogę. Wyspacerowanie z pomieszczenia okazało się wyjątkowo łatwe. Zabawne, bo to w dużej mierze właśnie on jest w głównej mierze sprawcą zawalenia się pomieszczenia.

Arcanine: Piekło nigdy nie jest tak wzburzone jak wściekła kobieta i teraz Grow miał okazje to doświadczyć na sobie. Hemofilia nie potrafiła nad tym zapanować raniąc tym samym swoich sojuszników. Gdyby tylko była możliwość nakierowania jej wściekłości w odpowiedni punkt, wtedy może i wyszłoby z tego coś dobrego, niestety budynek się walił, a Psy miały problem. Odwrót. Niestety nie każdy zdążył. Bliskość do wyjścia jak i sprawne działanie pozwoliły wilczurowi się wydostać. Niestety to nie był koniec, a Hemofilia nadal stawiała opór. Do tego wszystkiego rana w brzuchu bolała bardziej niż powinna, co nie wróżyło nic nowego. Nie mówiąc już o tym, że nie zdołał uniknąć wszystkich wektorowych strzał, co tylko przysporzyło mu obrażeń.

Spoiler:

Rumcajs: Niestety rozpłatany bok był definitywnie do leczenia. Krew sączyła się z niego ciurkiem, co było bardzo niepokojące. Przyciśnięcie dłoni do rany tylko uświadomiło Wymordowanego jak poważne jest obrażenie. Płat skóry i częściowo mięśni nie tylko bolał jak sam skurwysyn, ale jeszcze utrudniała chodzenie. Może właśnie dlatego Wyżeł nie zdążył dotrzeć do wyjścia i został zaskoczony przez upadające belki. Coś ciężkiego uderzyło go w plecy i przygwoździło do ziemi, ale na szczęście prócz ogromnego krwiaka na plecach nic więcej mu się nie stało, tyle że nie może się wydostać, a oddychanie jest utrudnione, a czas upływa, a wraz z nim cieknie krew.

Spoiler:

Hemofilia: Szał nie wycofywał się, co tylko mogło pogłębić jej lub cudze obrażenia, a przynajmniej do czasu, aż nie została unieruchomiona. Grow nie był Chrisem i miał o wiele więcej siły, co zakończyło to całe rozbrykanie. Nawet jeżeli była nieświadoma, to została własnie uratowana przed walącym się budynkiem. Niestety jedna z jej strzał delikatnie mówiąc szturchnęła budynek jeszcze bardziej zabierając reszcie psom możliwość ucieczki.

Spoiler:

Loki: Czy to nieuwaga, czy może zwykła troska o Marcelinę spowodowała, że Upadły nie zdołał do końca się obronić przed atakiem Fenrira. Ostrze ominęło głowę, ale dosięgnęło ręki. Ból był na tyle gwałtowny i paraliżujący, ze prawie znieczulony. Adrenalina skoczyła w żyłach Lokiego i powalając go na chwilę na ziemię. Wtedy sufit się zwalił zakrywając go wraz z anielicą uwięzioną w ziemi. Drewno i gruz posypały się na szczęście nie czyniąc dodatkowych szkód. Marcelina miała na tyle szczęścia, że stół zadziałał jak bariera i nie stała jej się żadna krzywda.

Spoiler:


Zia: Jedna z niewielu z tym szczęściem, że zdołała się wydostać z pomieszczenia przed całkowitym zawaleniem sufitu i to właśnie dzięki poświęceniu własnych nadgarstków. Coś chrupnęło, a ukłucie bólu zostało stłumione przez moc i wymordowana zniknęła wyjściem ewakuacyjnym, które oznaczało wolność.

Spoiler:


Wydarzenie zakończone.

Każda osoba, która jest pod gruzami, a jest przytomna może się wydostać o własnych siłach lub przy pomocy.
Rumcajs, Skoczek, Arcanine, Kirin, Loki i Marcelian mają na następnej fabule koniecznie iść się leczyć.
Reszta rannych ma wolną rękę, ale po dwóch fabułach wszelakie urazy zaczną się babrać i mieć nieprzyjemne konsekwencje.
Jeżeli ktoś jeszcze coś chce, to proszę pisać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.05.17 17:29  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Nie pierwszy raz znajdujesz się w takiej sytuacji, Rum.
Przynajmniej tak sobie to tłumaczył, kiedy odczuwał narastający ból, a zanim zdążył dojść do Skoczka i mu pomóc, cały gruz się na niego zawalił, a on znalazł się pod paroma belkami, które jeszcze bardziej wkopały Polaka w kłopoty. No cóż. Przynajmniej był przytomny i mógł ewentualnie wezwać pomoc. Z początku był lekko zdezorientowany, a przez emocje, z jego ust wyrzuciło się głośne, a zarazem ciężkie i dobrze znane już niektórym słowo "kurwa", co tylko utwierdziło w przekonaniu, że jego sytuacja była co najmniej beznadziejna. Niemniej nie na tyle tragiczna, aby stawiać siebie na pierwszy miejscu. Chyba.
Nie wiedział, ile jeszcze osób znalazło się pod gruzami sufitu. Ciężko było mu się obracać, a kiedy tylko to robił, rana dawała wyraźnie o sobie znać, a każdy kolejny oddech był coraz trudniejszy do złapania. Czuł już wyraźny zapach krwi, który momentami mógł przyprawić o mdłości. Dobra, Rum, trzeba z tym coś zrobić. Dlatego kiedy tylko otrząsnął się z zdezorientowania, które go na moment ogarnęło, starał się wygrzebać z pod belek i gruzu, pod którymi się znajdował. Nie powie, było ciężko, ale już nie miał siły, aby wołać o pomoc. Sam też będzie potrafił sobie poradzić. Chyba. Przy użyciu swojej mocy, która i tak wyczerpywała jego resztki energii z pewnością mu się to udało. W taki sposób wyszedł spod bel, a on mógł położyć się plackiem na plecach i modlić się o chwilę spokoju. Nawet jeśli one przez krwiaka bolały jak jasna cholera. Ale przynajmniej mógł oddychać. Kątem oka widział jak inni wychodzili albo starali się wyjść.
- Wszyscy cali? - rzucił z trudem, starając się to powiedzieć dość głośno, dalej uciskając ranę ciętą na boku, kiedy tylko miał taką okazję. Źle z nią było i wyraźnie to czuł. Jednak ważniejszy był stan reszty psów niżeli jego. Nawet nie wiedział, czy mówi do pustych ścian, a może tylko i wyłącznie do wrogów, którzy tu zostali.
W każdym razie zebrał się na równe nogi, powoli, wydobywając z siebie cichy jęk bólu. Co jak co, ale nie był na tyle wytrzymały jak inni. Był młodym i głupim wymordowanym. Nie miał po kilkaset lat jak inni. Miał marne 30 i dopiero uczył się tego innego, jakże cudownego życia.
Dobra, świetnie. Pierwsze kroki za nim. Teraz co dalej? A tak, wyjście. Rozejrzał się dookoła siebie, chcąc dostrzec innego równie potrzebującego psa co sam Adama, niemniej nikogo takiego nie doszukał się pod gruzami Kasyna, toteż pozwolił sobie na wolne doczłapanie do wyjścia. Och nie, wait. Czy to nie noga Kirina oraz wystająca ręka Fenrir'a? Tak, to na pewno oni. Wrócił się zatem, nie wiedząc, czy mądrym wyborem było pójście teraz do nich w takim stanie. Nieważne zresztą jak bardzo się starał, chcąc dodatkowo komuś pomóc, jego nogi zdecydowanie odmawiały już posłuszeństwa. Nic dziwnego, że potknął się o jedną z belek, co spowodowało dość głośny i efektowny upadek. Kolejne siniaki do kolekcji. Norma.
A to podobno Skoczek miał się tutaj wywracać, nie on.
O ironio losu, dlaczego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.17 10:49  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Łup.
Dokładnie tego mógł się spodziewać po Psach. Wystarczyło, że nagromadzili się w jednym miejscu, a sfatygowane upływem czasu mury budynków nie wytrzymywały presji. Wciąż nie wypuszczając z potrzasku gryfa, choć ten wyraźnie przestał się ruszać, spojrzał w stronę kasyna. A dokładniej tego, co z niego zostało.
„Chris.”
Wyłapał głos Wilczura, a wypowiedziane imię przypominało raczej komendę. Wystarczyło, by srebrzyste tęczówki przesunęły się ku Growlithe'owi, a spostrzegł się, że to polecenie było przeznaczone właśnie dla niego. Nie musiał też szczególnie fatygować się, by odszukać Skoczka, któremu jakimś cudem udało się uniknąć przysypania. Grimshaw – jak można się było spodziewać – nie dawał mu wielkich szans na przeżycie. Ktoś, kto w ich stadzie zajmował się głównie papierkową robotą, nie powinien rzucać się w wir walki. Zauważywszy jak Pudel pada nieprzytomny na ziemię, postawił jego życie pod znakiem zapytania, jednak mimowolnie kiwnął głową, przyjmując do wiadomości, że to do niego należało zebranie jego zwłok z ziemi. Zanim jednak to zrobił, zaledwie odciągnął wymordowanego od źródła płomieni. Cienie gładko oplotły się dookoła tułowia chłopaka i przeciągnęły go po ziemi bez szczególnej delikatności. Podejrzewał, że jasnowłosemu i tak było w tym momencie wszystko jedno, a Rottweiler miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
Na Desperacji nieruchome nie zawsze oznaczało martwe. Nic dziwnego, że jego wzrok na nowo skupił się na przygwożdżonym do ziemi gryfie, do którego teraz podszedł bez większych oporów. Lodowe szpikulce, jak i oplatające zwierzę cienie, nadal dbały o bezpieczeństwo wymordowanego. Jednak kiedy znalazł się bliżej, dodatkowy z nich owinął się dookoła dzioba stworzenia, który mógłby stać się jego ostatnią deską ratunku.
Zapobiegawczy jak zawsze.
Dłoń ciemnowłosego ułożyła się tak, jakby coś w niej trzymał. Chociaż z początku pozostawała tam pusta przestrzeń, już po chwili poczuł lodowate zimno ostrza na skórze, które jednak nie przeszkadzało mu na tyle, jak mogło przeszkadzać komuś, kto nie posiadał podobnych umiejętności. Jay przykucnął obok zwierzęcia. Palce wolnej ręki zatopiły się w piórach i sierści na boku szyi, na których zacisnęły się mocno, gdy opętany szarpnął ręką do góry, jakby tym gwałtownym ruchem chciał dodatkowo poszerzyć ranę, którą wcześniej wyżłobił w ciele lodowy szpikulec. Zaraz po tym pchnął stworzenie ostro zakończoną krawędzią lodowego ostrza, celując prosto w gardło. Nie omieszkał też poruszyć nim na boki zdecydowanymi ruchami. Chciał mieć pewność, że już na dobre odetnie bestię od możliwości zaczerpnięcia powietrza.

Użycie mocy:
Kontrola lodu: 3/3 – wcześniejsze lodowe kolce nadal nie stopniały i pozostają wbite w ciało bestii; dodatkowe wytworzenie lodowego ostrza w ręce i próba poderżnięcia gardła zwierzęciu;
Kontrola cieni: 3/3 – odciągnął Skoczka od płonącego budynku; podszedłszy do gryfa, obwiązał dodatkowym cieniem jego dziób;

Pozwoliłem sobie pisać już w dokonanym, bo dziwnie było pisać w tym trybie mając do czynienia z nieprzytomną ofiarą.
PS Chrisem zajmę się po poście Rose.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.17 0:08  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Krótki post na prośbę gracza.

Niewiele można powiedzieć na niedolę gryfa. Nawet udawanie martwego nie okazało się skuteczne na tyle by przeżyć. Chociaż zwierze tak naprawdę nie udawało, a straciło przytomność, ale niezaprzeczalnie było jeszcze żywe. A jeszcze jest tutaj słowem klucz, bowiem Ryan postanowił wyzbyć się problemu. Niestety bestia nie miała się jak obronić. Ciepła krew trysnęła w twarzy mężczyzny ochlapując również jego ubranie, jak zwierze rzuciło się w przedśmiertnych konwulsjach. Szybko było po wszystkim, a kiedy nawet krew przestała tętnić z naczyń krwionośnych, wtedy było już wiadomo, że to koniec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.17 1:55  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Doskonale zdawał sobie sprawę, że miał pecha, ale nawet teraz dostrzegał pozytywne cechy całej akcji – odzyskali Kirina. Co z tego, że sam ich omal nie pozabijał? Spalili kasyno. I chuj w dupę, że dach prawie runął im na łeb, nie? Odpłacili się Marcelinie i jej bandzie przygłupów z nawiązką. Ma to jakieś znaczenie, że przez jednego z nich brzuch rwał potężnym bólem? No i odnaleźli Hemofilię.
Skrzywił się jeszcze bardziej.
Tutaj nie potrafił znaleźć pozytywów.
Powarkując i klnąc trzymał dziewczynę w stalowym uścisku. Na piersi czuł zaciskające się „druty” - później pewnie doda dwa do dwóch i domyśli się, że były to strzałki wektorowe czarnowłosej – a mięśnie napinały się tak silnie, jakby za moment miały przyjąć na siebie taranującego byka.
Panowanie nad sytuacją nigdy nie stanowiło dla niego problemu – wyrobione doświadczenie sprawiło, że niewiele rzeczy było w stanie go zaskoczyć. Znużenie nigdy nie przełożyło się na brak czujności, ale mimo tego było odczuwalne i teraz też uświadomił sobie – zajebiście, do bólu fizycznego doszedł ból psychiczny – że wściekła, wyrywająca się, plująca jadem Hemofilia, atakująca go wszystkim, co miała pod ręką, zębami, paznokciami, magią i słowami, nie robiła na nim żadnego wrażenia. Palce zaciskał mocno na jej przegubie, przedramię wciskał w jej gardło, słuchał jej charkotu – a mimo tego nie wyglądał na osobę, która zmagała się właśnie z żywym huraganem.
Ale skurwysyństwo boli.
Rwie. Rwie. RWIE.
Dawno nie czułeś te...
… ając tylko sekun...
Wilczur nagle zwrócił twarz do najbliżej stojącej postaci – Ryana.
Jazda, bierz ich dupy w troki i spadajcie. – Syk wydobywający się spomiędzy zwartych szczęk Growa niemal świszczał – ale z Grimshawem „pracował” od kiedy sięgał pamięcią, dlatego mógłby jednocześnie seplenić i się krztusić, a Ryan na pewno zrozumiałby, co ma mu do powiedzenia. Zresztą, nie do wszystkiego musiał używać samych słów i w tym przypadku drugą część, tę bardziej prywatną, pokazał już tylko niewerbalnie. Usta rozkleiły się co prawda, a na dolnej wardze czuł przedsmak pierwszego słowa, ale zaraz potem zatrzasnął buzię i tylko kiwnął głową – później.
Później pogadamy, Grimshaw.
Później będę mieć wolne ręce.
Może nawet komplet zębów.
Jak pójdzie dobrze, to i obie nogi, wszystkie palce i kurwa każdy inny odstający element ciała, który teraz Hemofilia najchętniej wpieprzyłaby ze smakiem.
Musiał się nią zająć; doskonale o tym wiedział. Wiedział jednak też to, że nie mógł zostać z nią tutaj. Było zbyt głośno, dym wciąż gryzł w oczy i drapał gardło, a gorąco buchające spod powalonych gruzów stawało się nieznośne nawet dla niego – a przecież piromanię miał we krwi.
Kiedy Rumcajs pytał czy wszyscy są cali, Grow był już poza zasięgiem jego głosu.
I nie był cały.
Zdecydowanie nie był cały.

Użycie artefaktów:
- Pirokineza: 3/3. Odpoczynek: 1/4.
- Umbrakineza: 2/3. Odpoczynek: 1/3.

Zt.
Następny temat
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.17 10:36  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Wierzchem ręki starł krew z twarzy, choć rozbryzgane krople, których ciepło dość wyraźnie odczuwał na nienaturalnie chłodnej skórze, pozostawiły po sobie widoczne, rdzawe smugi. Koniec końców i on musiał skończyć z niewyjściową gębą, nawet jeśli jako jedyny był w stanie utrzymać się w idealnym pionie. Dla nierozważnego gryfa był to definitywny koniec, czego był już całkowicie pewien po ilości krwi, która bryznęła z podrzynanej tętnicy.
Wypuścił z ręki ostry kawałek lodu, a podparłszy się rękami o kolana, podniósł się na równe nogi, kierując chłodne spojrzenie ku Wilczurowi, jakby dosłownie sekundę przed przekazem wyczuł, że ma mu coś do powiedzenia. Syk białowłosego był dokładnie tym momentem, w którym zaczął kwestionować swoją rolę Rottweilera – nie przypominał sobie, by ta umowa obejmowała też sprzątanie, jednak nie odezwał się ani słowem, jakby niedokończone zdanie odwiodło go od próby uzmysłowienia Growlithe'owi, że niektórzy zwyczajnie nie zasługiwali na tę pomoc. Nie dał towarzyszowi żadnego znaku, którego prawdopodobnie nie potrzebował, sądząc po tempie, z jakim wywlókł Hemofilię.
Takim psom zakłada się kaganiec.
Wiem.
Jednak na jego głowie były teraz inne kundle; była ich aż nadprogramowa ilość, co stwierdził, gdy tylko przekierował wzrok na miejsce, w którym wcześniej zostawił Skoczka. Z początku plan zakładał, że wyłącznie Pudel będzie robił za jego balast, jednak w świecie DOGS plany lubiły się zmieniać.
Znalazłszy się obok Chisa, przykucnął obok, chwilę po tym pozwalając na to, by jedno z jego kolan wsparło się o ziemię. Dopiero z tej perspektywy łatwiej było mu ocenić obrażenia. Rana w okolicy szyi nie prezentowała się za dobrze. Nic dziwnego, że gdzieś pomiędzy trzaski palonego drewna wkradł się odgłos rozpruwanego materiału. Skrawki koszulki blondyna, która i tak do niczego więcej się nie nadawała, posłużyły za prowizoryczny opatrunek. Porządne opatrzenie takiej rany bez bandaży było praktycznie niemożliwe, jednak spróbował częściowo zatamować krwotok – do kryjówki czekała ich jeszcze spora droga. Jednak żaden etap interwencji Grimshawa nie miał w sobie delikatności – bezwiedne półtruchło Pudla zostało przerzucone przez ramię. Wygoda i tak nie miała znaczenia dla kogoś nieprzytomnego, a mimo że chłopak nie ważył wiele, dla Jay'a to także nie było przyjemne doświadczenie, jednak zdawał się bez większego trudu pokonać kilka pierwszych kroków, gdy kierował się w stronę Rumcajsa. Wsunąwszy rękę pod jego ramię i zacisnąwszy pewnie palce na jego ciele, szarpnął nim do góry, nie czekając aż wspomoże go własną siłą. Nie robił sobie nadziei na to, że w tym stanie Wyżeł przydałby mu się na cokolwiek.
Nie obrzucił go nawet pojedynczym spojrzeniem, gdy ruszył przed siebie w znanym wszystkim kierunku.
Słyszeliście ― rzucił na tyle głośno, by jego głos dotarł także do reszty, która jeszcze zbierała się z ziemi i której nie był w stanie zabrać ze sobą ograniczony brakiem dodatkowych rąk. Chłodny ton niczym nie różnił się od oberwaniem kostką lodu w pysk już na dzień dobry. ― Wiecie co macie robić. Ci, którzy są w stanie utrzymać się na własnych nogach, niech zajmą się resztą. Nie będę oglądał się za siebie.

Odnowa mocy:
Kontrola lodu: 1/3
Kontrola cieni: 1/3


___z/t [+ Skoczek, Rumcajs].
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.17 20:48  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
- WSZYSCY DO SALI SPOTKAŃ! - ryknął, rozglądając się ostatni raz, kątem oka zauważając uciekające kundle. Zacisnął zęby i klepnął Marelinę w policzek, czując narastającą wśćiekłość, ból i przerażenie. Widział krew spływającą na podłogę z jej pachwiny. Widział mięso zwisające z tamtego miejsca. Widział... jeszcze większą bladość skóry Marceliny. Ponownie, pewnie acz z niesamowitą, anielską wręcz delikatnością wziął dziewczynę na ręcę i pobiegł za resztą do odesperowanej grubymi ścianami jadalni. Położył przyjaciółkę na stole, zawołał Sherry - która również orientowała się w udzielaniu pierwszej pomocy i pobiegł z powrotem do płonącej sali.
Stanął niemalze na środku walącej się części tego budynku. Rozłożył ręce i zamknął oczy, powieki ściskając niemal do bólu. Na jego lewy policzek spłynęła słona, parząca łza. Zacisnął zęby niemalże łamiąc je. Jego żyły na ogromnych mięściach pulsowały, on sam zalał się równie słonym i gorącym co łza potem. Ogień skierował się w jego stronę. powoli ustępując i schodząc ze ścian, drewnianych stołów i krzeseł. Jęzory zmniejszyły się. Upadły anioł uklęknął, a z jego gardła zaczął wydobywać się dźwięk podobny do jęku bólu i... przyjemności. Z jakiegoś bowiem powodu Lokstar odczuwał więź z tym żywiołem i to on napawał go niesamowitą energią oraz siłą. Więź ta z jednej strony była darem, z drugiej - przekleństwem. Kłamca zaczął głęboko oddychać, jego ręcę poczęły się trząść a on sam wpadł w dziwny trans. Ogień zaczął zbierać się w jedno, konkretne miejsce przed Lokstarem, tworząc ognistą kulę.
Najtrudniejsze było już za upadłym. Mężczyzna wstał, chwiejąc się lekko, zaskoczony ilościa ognia upchanego w tak małym pomieszczeniu i ruszył ku wyjściu, ostatnimi siłami starając się utrzymać ognistą kulę w ryzach. Po kilku minutach udało mu się wyjść na zewnątrz. Wtedy właśnie wziął głęboki wdech i wyrzucił kule ognia daleko przed siebie i wysoko nad sobą. Nie miał pojęcia, gdzie trafi, modlił się jedynie o to, by ta nie wróciła w miejsce, gdzie on stał.
Upadł na kolana, dysząc ciężko. W środku nadal tlił się mały ogień, targając kanty krzeseł i ostatnie skrawki firanek. Elisabeth dostrzegła to i szybko chwyciła dzbanek z wodą, gasząc ostatnie pozostałości po zadymie. - Cholera - zaklnął Lokstar, dostrzegając w końcu leżącą przy kasynie Atritę. - Kurwa. - Upadły podszedł do niej, odczuwając właśnie skutki niesamowitego wysiłku włożonego w odratowanie tej budy. Upadł przy martwym gryfie, gładząc ją po futrze. Był z tą bestią związany. Poczuł ukłucie w sercu, gdy pomyślał o reakcji Marceliny...
Właśnie. Marcelina!
Upadły wstał i szybko dotarł do leżącej na stole wymordowanej. Spała. Sherry szyła jej ranę na udzie, w skupieniu mrużąc zmęczone i nadal przerażone oczy. Lokstar spojrzał na całą załogę.
Co teraz z nimi, nami będzie?
Z otępienia wyrwało go dziwne uczucie. Spojrzał na swoją lewą dłoń... A raczej miejsce, gdzie powinna się ona znajdować. Zamiast tego z ramienia zwisały luźno strzępki zakrwawionego mięsa i materiału odzieży.
Za dużo...
Ciemność.

zt -> Gabinet Marceliny.


Ostatnio zmieniony przez Loki dnia 18.07.17 13:33, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.17 0:14  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Poprzedni temat

Trzymał się na nogach. Jakoś. Kroki nie były tak harde jak zawsze, a ramiona dawno przestały wypinać pierś — szedł nieco przygarbiony, otoczony aurą kogoś, kto przegrał walkę i tak też wyglądał. Łachmaniarz w rozwichrzonych włosach dawniej określanych „bielą”, teraz przyciemnionych kurzem i piachem.
A przecież wygrali.
Cały zatarg, mimo problematyczności, okazał się fiaskiem tylko dla kasyna, jednak nawet mimo tej świadomości Grow nie był w stanie odstąpić od myśli, że spierdolili sprawę. Być może gdyby do akcji nie wkroczyła Hemofilia, z umysłem zamroczonym zwierzęcym instynktem albo gdyby Kirin nie poddał się nieludzkiej naturze...
Ręka opadła na twarz wymordowanego, gdy przetarł ją prędko, tym samym pozbywając się scenariuszy krążących mu głowie. Nie. Niech karuzela myśli przestanie tak szaleć.
Przestań to analizować. Wygraliście. Wyliżecie rany. To tylko ból mięśni po wygranych zawodach. Tylko jedna blizna po przeżytej wojnie. Nie wasza pierwsza.
Wilczur uniósł wreszcie głowę, bo ta wojna nie była też ich ostatnią.
Bądź dumny z ludzi, którzy ryzykowali dla ciebie życiem. Z ludzi, którzy poszli w ogień tylko dlatego, że ty poszedłeś. Z ludzi, którym łamano ręce i nogi dla sprawy, która ważna była, być może, tylko dla ciebie. Spójrz prawdzie w oczy — czy gdyby nie wierzyli w twoje idee łamaliby karki przed kimś, kto posyła ich na śmierć?
Grow zacisnął zęby. Odpowiedź była jasna: nie.
Pod podeszwą chrupnęły kamienie, które dawniej szczyciły się mianem „ściany”. Kasyno było doszczętnie rozpieprzone. Grow omiótł zgliszcza spojrzeniem kogoś, kto podobne widoki ma serwowane na co dzień.
Nie co dzień jednak widzi nieprzytomnego kompana w stercie gruzów.
Hem, poczekaj tu.
Ręką nakazał jej stanąć, a sam zmusił mięśnie do pracy — przyspieszył kroku, wietrząc wrogów i rozglądając się ukradkiem na boki. Pułapka? Nie wydawało mu się to realne — przecież wrogowie ledwo czmychnęli z tego piekła i marne były szanse na to, aby po walce mieli jeszcze siły na kolejny atak, jednak doświadczenie nakazywało mu pozostać w pogotowiu.
Złapał Kirina za szczękę, gdy tylko ukląkł przy nim na jedno kolano. Palce zaciskał tak mocno, jakby planował pogruchotać mu żuchwę, ale w praktyce były to zabiegi czysto profilaktyczne — na wypadek, gdyby jego towarzysz jednak rozwarł powieki i znów uznał swoich za wrogów. Nachylił się nad nim...
A potem nagle poderwał do góry i obejrzał na Hemofilię.
Mam złą wiadomość! – zakomunikował głośniej. — Oddycha! —  Ironiczna nuta przytłumiła ulgę. Kirin co prawda zwalił na ich łby wszystkie te kłopoty (równie efektownie, co zwalił się na ziemię sufit głównej sali kasyna), ale jednocześnie był krwią z ich krwi i zostawienie go tutaj, w dogasających płomieniach, swądzie spalonych ubrań, drewna i mięsa i spiekocie, było niemożliwe.
Białowłosy oderwał rękę od twarzy Kirina i sięgnął ręką pod jego ramię. Taszczenie go przez całą drogę od punktu A do punktu Kryjówka wydawało się najbardziej debilnym motywem, na jaki mógł się zdobyć.
Nie jesteś chyba debilem, prawda? Albo on, albo obaj. Nie doniesiesz tej tłustej świni tak daleko. Mierz siły na zamiary.
Podniósł Dobermana do siadu; jedno jego ramię przerzucił sobie przez kark, drugą ręką objął go w pasie. Zmarszczył brwi, gdy usłyszał warkot; tuż nad uchem. Zadarł od razu brodę i rozejrzał się, ale przy sobie nie dostrzegł nikogo.
Wariujesz, Jace?
Mięśnie szyi napięły się, gdy próbował dźwignąć się na nogi. Kirin zdawał się być dwa razy cięższy niż przypuszczał. To oznaczało czterokrotnie większy wysiłek.
Wariujesz.
Zaśmiał się w duchu. Tak, wariował. Zdał sobie z tego sprawę, gdy przesunął nogę do przodu, tym samym rozpoczynając wędrówkę.

Zt.
Następny temat
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.19 21:25  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
 Ostatnie miesiące ciągnęły się za nim jak wolno postępująca choroba, która odbiera siły i spycha z krawędzi rozsądku. Nic nie zapowiadało tej nagłej zmiany, początkowo nie odczuwał niepokoju w związku z urwaniem kontaktu z anielicą – przecież sam potrafił znikać na długie miesiące, a później wracać z promiennym uśmiechem i nową blizną. Z tym że to było typowe dla jego osoby, nie dla Anais, zawsze czekającej na niego w siedzibie KNW. Największa drzazga w sercu opętanego dotyczyła faktu ostatniego sporego postępu w ich relacji. Dlaczego czuł, że stracił miłość swojego życia, gdy dopiero co ją zyskał?
 Świat pękał w szwach od niesprawiedliwości. Przecież doskonale o tym wiedział.
Wracamy do starych przekonań, co, Yngve?
 Wkroczył do kasyna wiedziony nadzieją na zaczerpnięcie nowych informacji. Przy jego boku człapał wilk o ciemnym futrze, w przeciwieństwie do swojego pana niezainteresowany niczym więcej poza zapachami unoszącymi się w pomieszczeniu. Carl nie znał się na zwierzętach, co prawda udało mu się zaprzyjaźnić z pewnym rudym kotem na Desperacji, ale kiedy pod jego skrzydła trafiło to psowate bydle, obawiał się, że pewnego dnia straci palec. Na szczęście genetyka Måne’a zapewniła mu przede wszystkim spokój.
 Rozejrzał się za jakąś znajomą twarzą, mając nadzieję ujrzeć Marcelinę, ale zamiast niej w oczy rzuciła mu się młoda buzia krupierki. Na twarzy Szewda pojawił się instynktowny, acz nie tak szczery jak zawsze, uśmiech.
 – Widzę tego asa schowanego w rękawie, Chiara! – przywitał się, podchodząc żwawo do dziewczyny. – Mogłabyś chociaż raz wysilić się na uczciwość. – Hipokryta. – Czy dzisiejsze piaski suchej Desperacji Ci sprzyjają? – Oparł się nonszalancko o blat obok niej, unosząc przy tym krzaczastą brew.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.19 22:42  •  GŁÓWNA SALA - Page 11 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Zwykły dzień toczył się swoim zwyczajnym torem w zwykłym otoczeniu, jak zwykle trochę nudnawy, ale Azeria potrafiła wyciągnąć drobne przyjemności z nawet najmniej fascynujących czynności. Rozdając karty uśmiechała się zalotnie do zgromadzonych przy stole graczy, wybuchała perlistym śmiechem po każdym kiepskim żarciku i przy okazji solidnie wykonywała swoją pracę, pilnując by kasyno nie było stratne na żadnej rozgrywce, a klienci nadal mieli chęć na odrobinę hazardu. Uchyliła się właśnie od jednego z mężczyzn, który w wyrazie radości po jednym wygranym rozdaniu chciał ją objąć, kiedy znajomy głos rozbrzmiał w jej uszach, a wzrok natrafił na sylwetkę dobrego znajomego.
 — Shhhh — mruknęła, zakrywając usta wymordowanego czubkiem palca i nachylając się konspiracyjnie, choć żaden z pochłoniętych grą klientów nawet nie zwrócił uwagi na nową postać w otoczeniu. — W tym miejscu i przy tych ludziach jestem Azeria, pamiętaj — upomniała przyciszonym tonem i mrugnęła jednym oczkiem, posyłając znajomemu figlarny uśmieszek. Nie miała mu przecież za złe tej drobnej pomyłki, a przede wszystkim cieszyła się na jego widok. Był jednym z nielicznych, których nie była w stanie tak łatwo oszukać, stąd zyskał sobie z jej strony naprawdę solidny szacunek. Poza tym cóż, był niezwykle przyjemną w obyciu osobą, a takich na Desperacji to ze świecą szukać! Gdzie by się nie obrócić, tam cie tylko próbują wykorzystać na najróżniejsze sposoby, o części z których nawet by ci się nie śniło. Dobrze było mieć kogoś, z kim można było porozmawiać i spędzać czas, nie musząc przy tym nieustannie mieć się na baczności.
 — Mnie los zawsze sprzyja — skorygowała, w międzyczasie skinieniem głowy przywołując odpoczywającego przy barze współpracownika. Ten podszedł bez wahania i przejął od dziewczyny karty, zastępując ją przy stole. Ona sama mogła więc odciągnąć Uszatka dalej od centrum hazardu, pod ścianę gdzie pusta drewniana ławeczka jakby na nich własnie czekała.
 — A jak się tobie w życiu wiedzie? — zagadnęła, wskazując wymordowanemu miejsce i samej zasiadając na ławce. Założyła nonszalancko nogę na nogę, splecione dłonie oparła na kolanie i kiwając rytmicznie stopą, przełączyła się w tryb słuchania.
                                         
Azeria
Opętana
Azeria
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Chiara Orietta Adrich


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 14 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach