Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 14.11.17 22:23  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Byli bardzo różni; to właśnie stąd brała się największa część wyrastających między nimi konfliktów, zazwyczaj bardzo ostrych i wybuchowych, ale jednak krótkotrwałych. Trochę jak ogień i woda - co wcale nie jest takim głupim porównaniem, wziąwszy pod uwagę moc żywiołu anielicy oraz częstotliwość bycia podpalanym występującą u jej podopiecznego - ale ostatecznie zawsze w jakiś sposób dochodzili do porozumienia. Jeżeli mieli jedną wspólną cechę, to pewnie była nią niechęć do ciągnięcia bezsensownych i męczących sporów, a ich sprzeczki właśnie tym były.
- Dajże już spokój. Gdybym cię tu nie przywlokła, dalej leżałbyś głodny w swojej norze - sarknęła, strzelając w wymordowanego niezadowolonym spojrzeniem. Zawsze, po prostu zawsze musiał coś przekręcić w jej słowach, wziąć wszystko przeciwko sobie i niepotrzebnie się odgryzać. Albo, co byłoby trochę dziwne, próbował wzbudzić w niej poczucie winy. Jeśli tak, to chyba nie mógł trafić gorzej. Albinosce rzadko zdarzało się wyrażać na głos jakąkolwiek skruchę, nawet jeśli rzeczywiście miała coś na sumieniu. Tym bardziej można się było po niej spodziewać upartego milczenia w tej materii, gdy nie poczuwała się do żadnej winy.
W jednej sekundzie zorientowała się, że miała okropnego pecha. Kirin nie zaatakowałby jej na poważnie sam z siebie, nie miała co do tego żadnej wątpliwości. Musiało to więc być zgubne działanie wirusa X, przy czym zresztą nie byłby to pierwszy raz, kiedy Reb okazywała się tym nieszczęsnym bo-była-tuż-pod-ręką gatunkiem ofiary. Po jednym z poprzednich takich incydentów miała pamiątkę w postaci blizny obejmującej prawy policzek, gdzie pewien czas temu niezrównoważony podopieczny próbował wyszarpać jej twarz i osiągnął częściowy sukces. Teraz, kiedy znienacka zaatakował, odruchowo zacisnęła powieki i podniosła ręce, choć zbyt wolno. Pazury Dobermana wbiły się w skórę tuż pod starym znamieniem i ześlizgnęły się dopiero na szczęce, pozostawiając za sobą nierówne, poszarpane rany.
W kilka sekund potem nie było już kogo szarpać. Ciało anielicy nagle zniknęło, a przynajmniej tak się mogło zdawać z perspektywy mało wprawnego obserwatora. W rzeczywistości maleńka, siedemnastocentymetrowa postać przetoczyła się pod łokciem rozszalałego mężczyzny i odbiegła kawałek, znajdując się teraz za jego plecami. Nie zamierzała przepychać się ze swoim podopiecznym i narażać obojga na obrażenia, skoro mogła dość bezpiecznie "zniknąć". Cofnęła się jeszcze o kawałek, pomna tego, by w razie czego móc szybko się schować.
Dopóki szał nie minie, była skazana na corridę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.17 18:58  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nie był bykiem, nie do końca przynajmniej. Gdzieś głęboko, bardzo głęboko tliła się bowiem iskra inteligencji, wściekły Kirin nie atakował wszystkiego, co w jakiś sposób mu przeszkadzało, wybierał sobie cele, bardzo konkretne cele. Czy ta osoba w jakiś sposób mu zawadziła? Ta rzecz stanęła mu na drodze? Czy to powietrze irytowało go, bo chwilę temu była tam kobieta, na którą rzucił się z pazurami?
Dłonie pokryte wyraźnymi żyłami drgały mu w sposób niekontrolowany, szukały upustu dla swojego zła, które czaiło się na czubkach palców. Ból i jego podjudzał, kiedy trzasnął z całej siły zwiniętą pięścią w stół. Nóżka pękał, z przetartych kostek puściła się krew, huk rozległ się głośnym echem po kuchni i najbliższych tunelach. A przy tym doberman był niezwykle spokojny, nie warczał, nie krzyczał, z jego ust wydobywał się tylko rytmiczny oddech. Nie dostrzegł malutkiej dziewczynki, w którą przemieniła się anielica. Nie przejął się tym, że dorosła, całkiem wysoka kobieta nagle wyparowała, to nie było abstrakcją dla jego zwierzęcego łba, to przecież mogła się gdzieś schować, kiedy mrugnął. Znajdzie ją, zabije, zabije...
- Żadnego buszowania po zapasach bez zgody! - rozległ się basowy krzyk pulchnej kobiety która być może zbudzona ze snu, gdyż nakryta czymś w rodzaju koca, może rozciągniętego szlafroka zjawiła się w drzwiach uzbrojona w chochlę. Matylda była celem tak dobrym, jak każdy inny.
Złote, pozbawione wyraźnych podziałów ślepia Kirina zwróciły się na nią i chociaż kobieta doświadczona w pracy z wymordowanymi wiedziała co to oznacza, nie miała największych szans, by uciec przed dobermanem w pełni sił. Garnki spadły na ziemię, szkło roztrzaskało się w drobny mak, kilka pudeł z owiniętym w szmaty jedzeniem wyfrunęło ze swojego miejsca i spadło na ziemię, kiedy wściekły wymordowany torował sobie drogę ku kucharce zamachując się na nią silnym ramieniem, uzbrojonym w pięć szponiastych palców, z grubymi, zaostrzonymi na kształt pazurów paznokci.
Nie było zasad dla poziomu E, swój czy wróg, wszyscy kończyli tak samo, jeżeli wpadali pod ten rozpędzony pociąg. Nie widział konsekwencji, nie widział dziesiątek nienawistnych spojrzeń, które będą na niego patrzeć, jeżeli zabije nietykalną dla wszystkich kobietę. A tylko chwilę dzieliły go od tego, by machnięciem ogona powalić ją na ziemię, zanurzyć rękę w jej klatce piersiowej i wyrwać serce.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.17 23:51  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Zamarła w bezruchu, obserwując kolejne działania Kirina z niespotykanym skupieniem. Nie panował teraz nad sobą, to nie ulegało wątpliwości, a to właśnie jej zadaniem było dopilnowanie, by w tym czasie nie zrobił niczego głupiego. Stołu, jak widać, nie zdążyła ocalić od ciosu; całe szczęście, ze się nie rozpadł, bo pewnie jeszcze musiałaby ratować się przed odlatującymi na boki pozostałościami. Gdyby nie postawiła się w stanie najwyższej czujności, pewnie właśnie narzekałaby w myślach na tego cholernego wirusa, na głupie, bezsensowne napady szału i na to, że przypadkiem nie miała przy sobie żadnego narzędzia, które umożliwiałoby jej szybkie pozbawienie Dobermana przytomności. Gdyby taka opcja się pojawiła, pewnie nie wahałaby się długo; przetransportowanie ogłuszonego faceta z powrotem do nory byłoby łatwiejsze niż czuwanie, żeby podczas napadu furii nikogo nie zabił. Od najbardziej radykalnych metod powstrzymywała ją tylko świadomość, że przypadkiem mogłaby zrobić swojemu podopiecznemu trwałą krzywdę, a to nie wyglądałoby za dobrze w dzienniku praktyk stróża. Może mogłaby zamknąć go od zewnątrz... pewnie rozwaliłby drzwi, ale lepiej kawałek drewna, niż czyjąś czaszkę. Z tym, kiepskim bo kiepskim, ale jednak - planem w głowie, ostrożnie prześlizgnęła się wzdłuż ściany w kierunku drzwi.
Jak się w ułamek sekundy potem okazało, tylko to, tylko skazany na niepowodzenie pomysł okazał się nad wyraz przydatny. Dzięki mało realnej wizji zatrzymania Kirina w spiżarni, Rebeka znajdowała się już przy framudze, kiedy znikąd pojawiła się Matylda, swoją drogą o mało nie nadeptując na anielicę. Ta zareagowała instynktownie, kompletnie nie myśląc nad tym, co robi. W mgnieniu oka wróciła do oryginalnego rozmiaru, wyrastając znienacka przed zaskoczoną tym wydarzeniem kucharką.
- Nie! STÓJ! - wrzasnęła w kierunku szarżującego wymordowanego. Nie miała czasu przygotować się na przyjęcie ciosu; zadziałał kolejny odruch, powodując otoczenie anielicy jakby lekko błyszczącym bąbelkiem. Matylda, która nie zmieściła się wewnątrz działającej tylko na odległość metra ochronnej bariery, została przez nią zmuszona do wycofania się za drzwi. Tarcza była za słaba, stworzona zbyt na szybko, by móc zatrzymać cały impet rozszalałego poziomu E, ale mogła znacznie go spowolnić. A to dawało chociaż trochę nadziei na to, że zdoła go powstrzymać od bardziej drastycznych działań, póki szał nie minie. Z konkretnych rzeczy, niewiele mogła zrobić. Magia była jedynym faktorem wyrównującym znaczną różnicę siły między nimi i kiedy ona się wyczerpie, pozostanie tylko opcja ucieczki lub zdanie się na możliwości Matyldy. Choć nie wątpiła, że druga Terrierka już z gorszymi sobie radziła, to jednak nie chciała wszystkiego zostawiać na jej głowie.
Mój podopieczny, mój jebany obowiązek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.17 19:37  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nic nie było w stanie powstrzymać szarży, żaden obiekt czy osoba, nawet Rebeka, która pojawiła się nagle przed Matyldą, zasłaniając kobietę własnym ciałem. Nie pomogła także tarcza, bo wymordowany wiedział doskonale, jak radzić sobie z tym, czego nie da się pokonać siłą. Trzeba to ominąć, byle tylko dotrzeć do celu. Jego rozpędzone ciało w jednej chwili dostrzegło pojawiającą się osłonę i zareagowało instynktownie, prze całą jego powierzchnie przesunęła się ledwo zauważalna opalescencyjna mgiełka i nie było już mowy o tym, by coś zaradzić na jego szaleństwo, by w jakiś sposób powtrzymać od tego, co niewątpliwie planuje zrobić.
Minął tarczę, minął też Rebekę, przechodząc przez jej ciało bez żadnego problemu, nie towarzyszyły temu żadne efekty specjalne, stał sie po prostu jak duch, który przechodzi przez każdą powierzchnię, jeżeli tego zechce.  
Wykrzywiona w szale twarz zniknęła za plecami anielicy, oczy bez emocji, skupione wyłącznie za zabijaniu skierowane były ku kucharce. Wyciągnięta do przodu ręka przeszyła ciało kobiety na wylot, nie pojawiła się jednak krew, ani jej krzyk, póki doberman nie dosięgnie jej serca, nie pozwoli ciału się znowu zmaterialicować. A czas dzielący go od celu malał, nawet jeżeli władająca chochlą uciekała, nie mogła równać się z rozpędzonym wojownikiem.
Vincent, Vincent, uciekaj...
Głos majaczył w jego głowie, ale tym razem Kirin był obojętny na ostrzeżenia Alicji. Nie słyszał głosu dziewczyny próbującego przebić się przez jego otoczoną mgłą logikę, nie dopuszczał do siebie niczego poza słowami, które zawsze brzmiały tak samo.
Jedyne uczucia, jakie odczuwał w tej chwili to gniew i wściekłość, mieszające się ze sobą niczym niebezpieczne tornado ognia i rozpędzonego wiatru. Robił tylko nieco mniej szkód, niż to żadne zjawisko przyrody. Wystarczył jeden poziom E, irytujący detal i ofiara. Tragedia była gotowa.

Przenikanie: 1/3
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.17 0:59  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Działała bez planu. W zasadzie trudno powiedzieć, czy w ogóle rejestrowała jeszcze umysłem to, co robiła, bowiem w myślach anielicy panowała niepokojąca pustka, przerywana tylko kilkoma obijającymi się od wewnątrz o czaszkę słowami.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Jeśli kiedykolwiek jeszcze będzie chciała powstrzymać Vincenta przed robieniem głupot, powinna sobie zanotować w pamięci, a najlepiej wyryć głęboko na jakiejś stałej powierzchni, że ten pieprzony furiat mógł sobie przenikać przez cokolwiek mu się spodobało. Teraz też przemknął przez nią jak duch, na co obróciła się gwałtownie. Szklista mgiełka zniknęła, rozproszona przez nieuwagę - choć i tak już na nic się nie mogła zdać. W tej chwili jedyna opcja, jaką widziała przed oczami, to było rzucenie się na wymordowanego bezpardonowo, z pięściami. Problem był tylko jeden - nadal był cholernie irytująco przenikalny.
Kurwa, kurwa, kurwa.
- No zrób coś, kobieto! - wrzasnęła na Matyldę, widząc jak ta, uzbrojona tylko w chochlę, nieuchronnie staje się ofiarą rozszalałej żyrafy. Krzyczała na nią, ale gdzieś podświadomie wiedziała, że na razie i tak nie dało się nic zrobić. Jebana magia, cholerny wirus, przez które żadna fizyczna obrona nie działała przeciwko morderczym zapędom Kirina. Ale tym, co Rebekę w tym wszystkim wkurwiało najbardziej było to, że obrywało się postronnej osobie. Wolałaby sama uporać się z tym szałem, na pewno jakoś by sobie poradziła; a tak? Mogła stać i patrzeć, jak jej durny podopieczny robi głupotę za głupotą. Nie mogła go zatrzymać siła ani magią, nie mogła go zmusić do posłuszeństwa, nie mogła nawet przemówić do jego maleńkiego żyrafiego mózgu - i tak nigdy jej nie słuchał. Robił po swojemu co chciał, śmiejąc się tylko, gdy załamywała nad nim ręce. Czasami go za to nienawidziła.
Kurwa, kurwa, kurwa.
- Vince, przestań - wydusiła, sama nie wiedząc po co. I tak jej nie usłyszy, i tak zrobi swoje. W całym wnętrzu jakby się gotowała, wściekła na niego, na siebie, nawet na Matyldę. Na cały świat za to, że cały zgromadzony w nim pech musiał się skrupić właśnie na niej.
Nosz kurwa, no.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.17 20:07  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Kirin był właśnie tym osobnikiem, który w sposób otwarty i widowiskowy wypinał się na cały system anielskiego stróżowania. Anielica nie była w stanie ani słowami, ani czynami powstrzymać go od czegokolwiek, nie mogła mu nawet pomóc. Trudno jest pomagać osobie, która takiej pomocy nie szuka, jeszcze gorzej, gdy chodzi o wymordowanego, niezdolnego do zastanowienia się nad konsekwencjami własnych czynów. Jedno było pewne, nie robiły tego geny żyrafy ani żadnego innego zwierzęcia, doberman był zwyczajnym wariatem, którego ciało nosiło w sobie zbyt wiele sprzecznych impulsów. O jeden za dużo i rozsadzało cały jego zdrowy rozsądek, szukał tylko i wyłącznie wściekłego drapania, gryzienia, miejsca bądź osoby, na której mógłby cały ten irracjonalny gniew rozładować. Nie dostało się ścianom, nie dostało się meblom (pomijając ten jeden biedny stół), bo cel obieral sobie raz, a dobrze. Jeżeli pierwszy stał się nieosiągalny, trafiło na drugi i tym razem musi mu się udać.
Być może do Matyldy dotarło dokładnie to samo, co do Rebeki chwilę wcześniej. Gdy zobaczyła jak anielica bezskutecznie stara się osłonić ją barierą, a potem nawet staje na przeszkodzie szarżującego dobermana. Szczególnie ważny był moment, w którym ciało Kirina przeleciało przez jedno i drugie, zostawiając wściekłą i bezsilną anielicą w tyle.
Ręka poziomu E zanurzyła się w ciele kucharki i kiedy jego osoba stała się znowu materialna, w rękach trzymał niezidentyfikowany kawał ciała, wyrwany z brzucha kobiety. Fragment jakby nie zając sobie sprawy, że powinien trysnąć krwią, odczekał chwilę, aż w końcu zalał się czerwienią, oblewając rękę dobermana. Nie interesowało go nic więcej.
Wyrzucił na ziemię skórę, tłuszcz i kawałek mięśni brzucha, oblizując bez opamiętania własne palce. Skończył polowanie, osiągając chwilowo to czego chciał. Całą resztę pozostawił bez komentarza, każąc komu innemu martwić się konseknwencjami. On nadal znajdywał się w stanie szału, niezdolny do pojęcia, że właśnie być może pozbawił DOGS najlepszego kucharza.
Vincent, zabiłeś Matyldę?
Głos Alicji przebił się przez jego zasnuty mgłą umysł. Ale Kirin nie zareagował. Alicja zawsze i wszedzie pletła głupoty, zmyślała i kłamała, byle tylko wrobić go w coś, czego na pewno nie mógł zrobić.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.17 21:47  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Mogła mówić, mogła krzyczeć, mogła prosić. Mogła, ale po co przeciążać struny głosowe, skoro jedyny efekt, na jaki mogła liczyć, to własne narastające rozdrażnienie? Nikt już nie dałby rady policzyć, ile razy w ciągu ich kilkuletniej znajomości wymordowany doprowadzał swoją opiekunkę na granice rozpaczy i furii, zmuszając ją do balansowania pośrodku w jakimś dziwnym otępieniu, wybuchając raz po raz w sposób pozbawiony ładu i składu. Zmuszał ją do podchodzenia się z każdej możliwej strony i akceptowania porażek tak samo licznych jak ilość prób. Od takiego ogromu starań, z których chyba żadne nie zakończyło się sukcesem jako takim, pewnie każdy w końcu by zwariował. Rebekah odnosiła czasem wrażenie, że dobór podopiecznego miał być dla niej karą za jakieś zbrodnie, których musiała nie być świadoma. Jakie winy musiały na niej ciążyć, że obarczono ją tak wyczerpującym obowiązkiem?
Któryś ze starszych aniołów pewnie w tym momencie pouczyłby ją, że każdy dostaje dokładnie taki ciężar, jaki jest w stanie udźwignąć. Albinoska odpowiedziałaby każdemu, kto by jej to zasugerował, że w jej przypadku pomylono się w kalkulacjach. Dlaczego nie mogła się zamienić i dostać pod opiekę jakiegoś miłego dzieciaczka, najlepiej podatnego na dobre wpływy, uśmiechniętą, uczynną osóbkę? Za element podobny do Kirina mógłby się zabrać jakiś anioł o rozmiarach byka i żelaznej sile perswazji, żeby delikwenta jakoś utrzymać w ryzach. Reb mogła co najwyżej sobie powrzeszczeć i załamać ręce, bo żadne z jej działań nie przynosiły pożądanych efektów.
Chwila, w której musiała tylko stać i patrzeć, zadawała się ciągnąć wieki. Zamarła w bezruchu z rozwartymi szeroko oczami, obserwując jakby przez mgłę jak ręka wymordowanego wtapia się w ciało kucharki i wyszarpuje ze środka kawałek ciała. Po chwili materia organiczna plasnęła o podłogę, co wybudziło anielicę z transu. Wyminęła zajętego własną dłonią kek Vincenta i w dwóch susach była już przy drugiej kobiecie.
- Jezu - mruknęła, choć bardziej w tej chwili miała ochotę przekląć niż wzywać Imienia Boskiego. Nie było jednak czasu, żeby wieszać psy na oszalałym Dobermanie. Medyk był z niej żaden, ale musiała działać szybko. Mózg jakby przeszedł w tryb autopilota, podsuwając możliwie najszybsze i w miarę skuteczne rozwiązania.
Jednym sprawnym ruchem ściągnęła koszulkę przez głowę i zwinęła ją w ciasną kulkę, przyciskając materiał do dziury ziejącej z brzucha Matyldy. Priorytetem było szybkie zatamowanie krwawienia, a przynajmniej tak się domyślała. Nie pozwoliła jednak kucharce stać bezczynnie, a korzystając z tego, że ta jeszcze trzymała się na nogach, wypchnęła ją z wejścia do kuchni i zakręciła w korytarz, modląc się, żeby Żyrafiemu wymordowanemu nie przyszło do głowy ich gonić. Musiałą szybko opchnąć Matyldę w ręce jakiegoś kompetentnego Bernardyna, nim kobieta zemdleje - anielica sama nie byłaby w stanie przesunąć takiego ciężaru o nawet dwa centymetry.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.17 11:20  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Przylgnął ustami do okrwawionej dłoni. Umysł powoli rozjaśniał się, zaczynał rozumieć głosy i widoki, które go otaczały. Był w kuchni i pochłaniał niemoralne ilości kiełbasek, tak? Nie przypominał sobie, by posiadali jakieś świeże mięso, ale to nieważne. Skoro jakimś cudem udało mu się zdobyć to, co najbardziej lubił... ciepłą, parującą jeszcze szkarłatną ciecz, która rozlewała się po jego brudnej dłoni majestatycznie. Mógłby tak siedzieć i obserwować, jak płynie w dół jego przedramienia i sięga łokcia, ale nigdy nie pozwoliłby jej skapnąć na ziemię. To zbyt duża strata, świeża krew nie jest łatwa w zdobyciu...
Prześlizgną wzrok po Rebece i Matyldzie pogrążonej w głębokim szoku. Nie jadły?
Lepiej dla niego, jeżeli już zapełniły swoje żołądki. Chociaż podejrzewał, że akurat kucharka skusiłaby się jeszcze na coś w ramach deseru. Nie bez powodu była taka pulchna, miała najlepszy dostęp do wszystkich zapasów, a DOGSi nie szczędzili jej pożywienia, bo w zamian za to pomagała im przyrządzić zjadliwy posiłek dosłownie ze wszystkiego. Pewnie nie będzie zadowolona, kiedy odkryje, że doberman pożarł całe pęto. Pewnie dlatego patrzyła w przestrzeń tak wściekłym wzrokiem... trochę takim nieobecnym?
Usiadł po turecku wracając do delektowania się zlizywaną z ręki krwią, usta miał już całe wypaprane, ale zawsze się sobie podobał w jak najbardziej naturalnej formie, bez zabawy w to całe mycie i higienę. Doskonale, że na Desperacji połowa wody mogła cię zabić, a w drugiej mieszkały bestie, przez które spotykał Cię ten sam los, dzień dziecka trwał tu niemal wiecznie.
- Hm, Reb, nie jesz? - Zapytał od niechcenia, bo ta cisza zaczynała go denerwować. Prawie jakby zapomniał o czymś ważnym, a przez brak dyskusji bzyczek w głowie nie chciał przestać się zamknąć. Nawet jeżeli miał o czymś pamiętać, to mało ważne, prędzej czy później ktoś mu o tym przypomni. - Reb?
Odwrócił do niej głowie, sunąc złotymi ślepiami po rozbierającej się anielicy, która pchała zrolowany materiał w stronę czerwonej dziury ziejącej z brzucha kucharki. Poruszył ogonem niepewnie, coś go tknęło, ale jeszcze nie wiedział dokładnie co. Może ubrudziła się podczas krojenia mięsa? Musi jej podziękować, skoro postarała się o trochę świeżej zdobyczy dla wygłodniałego wymordowanego. Zawsze doskonale wiedziała co lubi każdy z członków bandy.
Ale czy od zawsze miała z boku taką dziurę, która tryskała krwią?
- Hej, co jej się stało? - Zapytał przerywając wylizywanie swojej ręki.
Musiała ja mieć... inaczej jak wytłumaczyłby jej nagłe pojawienie się? Nigdy nie zwracał uwagi na detale, więc to pewnie to. Nigdy nie zauważył, że chowała pod fartuchem taką świeżą bliznę, zbyt świeżą.
- Ej Reb... o co chodzi? - Tym razem już drżącym głosem.
Nie podobało mu się to, co widział. Wyglądało zbyt podobnie do wielu, wielu dziesiątek identycznych sytuacji i niemal wszystkie miały taki sam finał.
Znowu to zrobiłeś, Vincent? Zabiłeś kogoś?
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.17 0:32  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Zaaferowana ratowaniem życia Matyldy, nie zwracała żadnej szczególnej uwagi na zachowanie wymordowanego. Wyłapywała jego kontur gdzieś kątem oka i zaklinała go w duchu, żeby zajął się sobą i nie przeszkadzał. W końcu wyrwał solidny kawał mięcha, tak? To powinno dać mu jakieś zajęcie i powstrzymać od wyprawiania dalszych głupot, w trakcie gdy jego opiekunka jak zwykle wszystko po nim naprawi. Tak, dokładnie tak, najpierw posprząta cały ten syf, którego wymordowany narobił, a potem go za to zamorduje. Och, z dziką przyjemnością ukręciłaby mu teraz ten durny łeb... może wreszcie by się nauczył, że jego wybryki naprawdę mają negatywne skutki, a to, że rzadko je odczuwa, jest w największej mierze zasługą nieustannie czuwającej albinoski. Bez niej nie przetrwałby cholernego tygodnia, taka była prawda. I jak się jej odpłacał? Z minuty na minutę dokładał jej coraz więcej roboty i coraz więcej nerwów, zupełnie jakby próbował raz a dobrze wypchnąć ją poza krawędź wytrzymałości. Tego wszystkiego rzeczywiście zaczynało się już robić zbyt wiele, nawet dla osoby tak upartej jak Zimmermann.
- Nie jem? Nie jem? - powtórzyła wściekle, nawet nie zaszczycając Dobermana spojrzeniem. Bardziej skupiona była na tym, żeby przerobić bluzkę - żal jej będzie, nie miała jeszcze żadnych łat - na prowizoryczny opatrunek, utrzymać chwiejącą się na nogach kucharkę i samej się nie wykolebać. Własną ranę na policzku uparcie ignorowała, choć z poszarpanych linii krew sączyła się wciąż na szyję i spływała leniwie w dół, znacząc czerwone smugi na białej skórze.
- Próbuję jej uratować życie, ty skończony debilu. Wyrwałeś jej kawał brzucha - warknęła. - Możesz mi pomóc albo możesz się wypchać.
Nie miała już siły tłumaczyć, zresztą nie było na to czasu. Matylda była ciężka, zdecydowanie za ciężka na to, żeby Reb była w stanie unieść ją w pojedynkę. Nawet póki kucharka trzymała się na nogach, przemieszczanie się było poważnie utrudnione. A zegar tykał i z każdą sekundą kobieta traciła coraz więcej i więcej krwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.11.17 17:00  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Każdy musi mieć priorytety w swoim życiu.
Dla Kirina, który nieświadomy tego, że budził się leniwie z krótkiego ataku szału najważniejsze było zadbanie o jedzenie. Czuł już przyjemne ciepło w żołądku, dlategi gotowy był nawet podzielić się kilkoma skrawkami z kobietą, jeżeli wyraziłaby taką chęć. Ona jednak odpowiedziała mu dosyć gwałtownie, ogon dobermana klapną na ziemię. Nie tylko dlatego, że wściekłość kipiąca z Rebeki wywoływała u niego raczej zniechęcenie, ale przede wszystkim z powodu niepokojącego brzęczenia w uszach. Niby jakaś mucha latała mu koło głowy, ale nie był w stanie jej namierzyć.
Do momentu, aż woń krwi rozniosła się po całym pomieszczeniu, wywołując u niego ślinotok i zaniepokojenie.
- Haha... no weź nie żartuj. - odpowiedział, smarując dłonią po ziemi.
Pokryta świeżą krwią ręka utaplała się w drobnych piasku, czuł go na skórze, tworzyła nieprzyjemny pancerz odgradzający go od nieprzyjemnej prawdy, w którą nie miał zamiaru wierzyć tak od razu. Wiedział od razu, że nie podoba mu się ten widok, chaos, jęki, widok świeżej rany w brzuchu kucharki, która słaniała się oszołomiona do momentu, aż padła na ziemię omdlała. Odsunął się kilka centymetrów do tyłu, szukając lepszego punktu, w który mógłby wbić spojrzenie. Widoki uciekały mu sprzed nosa, na niczym nie mógł dłużej zawiesić spojrzenia, ławy chwiały się paskudnie, woń jedzenia przyprawiała go o mdłości.
- Mało zabawne... nieśmieszne. - oparł się na dłoniach i wstał powoli idąc do ściany. Przetarł rękę o jej powierzchnię, pozbywając się części brudów. Poruszał się chaotycznie, jak lunatyk we śnie, ciągał stopy po ziemi, mrużył oczy, szukając oparcia dla ostrości widzenia.
- Ej, Alice, wiesz kiedy kazali nam się stawić na numerowanie?
W czwartek, Vincent.
- W czwartek?
Tak, ale dzisiaj jest już piątek, wiesz? Przegapiłeś numerowanie. Nie spodoba im się to.
- Miałaś mnie ze sobą zabrać.
...
- MIAŁAŚ MI POWIEDZIEĆ. ZDRADLIWA SUKO.- uderzył zwiniętą pięścią w ścianę. Kości zazgrzytały głośno, poczuł mrowienie w całej ręce, prąd poszedł mu aż do łokcia. Ręka zawisła bezwładnie przy ciele, bolała, chyba sam się znowu uszkodził.
Alicji nie było obok niego, nie widział jej, ale ją słyszał. Rozglądał się, szukając jakiegoś kalendarza, albo zegarka. Czegokolwiek, by upewnić się, że czas na prawdę płynie, że wcale mu się to nie śni. Scena odbywająca się za jego plecami należała do zupełnie obcego świata, nie tego, w którym on żył. Nie było tam małej blondynki, nie było konferansjera, nie było trybun i okrągłej areny. Nie odnajdywał się w tym wszystkim.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.11.17 21:13  •  Kuchnia i jadalnia - Page 8 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Kiedy o tej porze w kryjówce panowała względna cisza, gdyż większość Psów wybyła z psiego gniazda, nic dziwnego, że głośne dźwięki w końcu przyciągną ciekawskie oczy. Tym razem ciekawskim spojrzeniem okazała się para dużych, niebieskich tęczówek. Zza drzwi wysunęła się w pierwszej kolejności głowa o niezwykle jasnych włosach, które w promieniach słońca przypominały koronę stworzoną z płynnego złota. Teraz zamiast opadać w chaosie na łopatki dziewczęcia, włosy sterczały pod różnym kątem uformowane w dwa kucyki, co od razu przywodziło na myśl autora tej dziwnej sztuki. Ostatnimi czasu Ev bardzo często paradowała w dziwnymi fryzurami, a plotki głosiły, że sam Wilczur postanowił odkryć w sobie talent fryzjerski.
- A cóż to się tu dzieje? – zapytała cicho, mrużąc oczy, jednocześnie coraz bardziej wysuwając się na widok. Wzrok w pierwszej kolejności omiótł drugą anielicę, potem padł na mężczyznę, a na końcu na Matyldę.
I chociaż Ev posiadała raczej mały móżdżek, to nawet ona była w stanie zorientować się, co się wyprawia i posklejać ze sobą fakty.
Wpadła do kuchni, od razu podbiegając do Matyldy broczącej w krwi. Wyglądało to źle, naprawdę źle. Nim jednak mogłaby się na niej skupić, musiała w pierwszej kolejności zabezpieczyć ją przed ewentualnymi atakami ze strony Kirina, który wpadł w szał ze względu na wirus. A przynajmniej tak zakładała. Grow też często wpadał w szał, więc nie była przerażona, raczej przyzwyczajona do takich sytuacji.
- Kirin! – krzyknęła w jego stronę, chcąc zwrócić na siebie uwagę, po czym dotknęła podłoża, z którego niczym po rzuceniu niewidzialnych ziaren, wyrosło osiem pnączy, bez kolców. Nie miała zamiaru go skrzywdzić czy też zranić. Musiała go jedynie powstrzymać, żeby się uspokoił. Pnącza oplotły mocno jego nogi, ręce oraz tors, by go unieruchomić.
- Spokojnie, Kirin. Weź parę oddechów, dobrze? Zaraz się tobą zajmę – uśmiechnęła się do niego uroczo, a następnie skupiła się na kucharce. Dotknęła dłońmi jej ciała, a ciepło i złota poświata objęła jej ciało, powoli zasklepiając rany, jakie odniosła kobieta. Ev nie potrafiła wyleczyć. Nie w typowy sposób, ale potrafiła przyspieszyć zasklepianie ran. Blizna pozostanie, ale przynajmniej Matylda będzie żyła i się nie wykrwawi.
Odsapnęła cicho, kiedy rany zostały zagojone, a w jasnych oczach dziewczyny pojawiło się zmęczenie. Dotknęła policzka kobiety i ją pogłaskała, nie mogła jednak spocząć na laurach. Podniosła się, nieco zataczając i podeszła bliżej Kirina. Stanęła tak, by mężczyzna jej nie złapał, ale żeby ona mogła dotknąć jego ręki i startego naskórka z knykciów.
- Zaraz ci pomogę. – powiedziała cicho, chcąc go uleczyć.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach