Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 12 Previous  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 03.05.15 23:03  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nawet jeśli na żadnej ze ścian pomieszczenia nie wisiał zegar, przez otaczającą go niemal zupełną ciszę blondyn odnosił wrażenie, jakby mentalna wskazówka wybijała kolejne mijające sekundy w jego głowie. Tik, tak. Prawdopodobnie minęło mniej czasu, niźli mu się wydawało, niemniej zaczynał tracić nadzieję na to, że cokolwiek ciekawego się wydarzy.
Cokolwiek. Już nawet przychodzić nikt nie musi. Mógłby nawet piekarnik wybuch... Chwila, tu nie ma piekarnika.
Uniósł prawą rękę, opierając jej łokieć na blacie drewnianego stolika. Podparł na dłoni podbródek leniwym gestem, w palcach drugiej wciąż ściskając scyzoryk i beznamiętnie dźgając nim co jakiś czas jabłko. Nie wyglądało ono wiele gorzej niż na początku, szczerze mówiąc. Najwyraźniej od zawsze było bardzo mało atrakcyjne.
W pewnym momencie wzrok jasnych oczu chłopaka po raz już wtóry w ciągu ostatnich spędzonych tutaj minut powędrował ku wejściu do kuchni, tym razem nie prześlizgując się jednak jedynie po pustce. Zawieszając spojrzenie na znajomym skądinąd chłopaku, który zaledwie chwilę wcześniej musiał przekroczyć próg kuchni, dźwignął głowę w górę, a nogi - dotychczas wciąż spoczywające na sąsiednim krześle - opuścił na ziemię szybkim ruchem.
Gdyby był terrierem w pełnym tego słowa znaczeniu, zapewne postawiłby w tej chwili uszy na sztorc i zamerdał ogonem entuzjastycznie. Możliwe, że nawet obróciłby się parę razy wokół własnej osi. Na początku. A potem usiadłby, zakrywając oczy łapkami albo coś w ten deseń.
Teraz zaś pozostało mu wpatrywać się w poprawiającego pasek od spodni Ailena nieco speszonym wzrokiem ("Uh, wypada patrzeć w inną stronę, czy coś?") i naciągać nerwowo rękawy bluzy aż do chwili, kiedy ten opuścił koszulkę i odezwał się do niego. Wówczas zakłopotanie w oczach zniknęło, zastąpione czystą radością z możliwości porozmawiania z kimś po długim - jak na standardy Hikariego - czasie spędzonym w samotności. Co prawda nie znał go za dobrze, ale - jakby nie patrzeć - w zasadzie wszystkich członków DOGS, których zdążył dotychczas spotkać, kojarzył głównie z imienia.
- Cześć! - odparł, odruchowo podnosząc się nieznacznie z krzesła i pochylając w przód nad stolikiem, o który oparł się teraz łokciami. - O, właściwie to Hikari - dodał po chwili raźnym tonem, dołączając do swojej wypowiedzi swobodne machnięcie ręką. Po następnych słowach przybyłego chłopaka dopiero zorientował się, że wciąż trzyma w lewej dłoni otwarty scyzoryk - w dodatku cały upaprany w soku z dziurawionego przezeń jabłka.
- Marnotrawstwo? - powtórzył, opuszczając na parę sekund wzrok na owoc oraz dzierżony niewielki nożyk. - Ono i tak nie było zbyt dobre, tak mi się wydaje. Poobijane i trochę nawet zgniłe, i to już odkąd je... znalazłem. I małe takie, nikt by sobie przecież nim i tak szczególnie nie pojadł. A trochę się już nudziłem, tak siedząc tutaj samemu. Wszystkich nagle gdzieś wyniosło  - usprawiedliwił się niewinnym tonem (standardowo o parę zdań dłużej, niż by wystarczyło), trącając przy tym ranne jabłko palcem wskazującym, jakby jeszcze próbował podkreślić swoje słowa. Na pytanie zaś wyjątkowo odpowiedział jedynie spojrzeniem, na wpół pytającym, na wpół dociekliwym. W międzyczasie jednak coś innego rzuciło mu się w oczy.
- Wyglądasz na dosyć zmęczonego - zauważył błyskotliwie, z roztargnieniem przechylając głowę na bok - trochę jak to robią ciekawskie szczeniaki - i przyglądając się Ailenowi.
Może on też należał do tych, których "nagle gdzieś wyniosło"?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.05.15 1:36  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
W przeciwieństwie do Hikariego, jego rozmówca nie był szczególnie spragniony kontaktu z innymi osobami. W gruncie rzeczy wolałby w samotności przebyć całą procedurę żywieniową, która zawierałaby w sobie wszystkie czynności od rozpaczliwego szukania żarcia, po konsumpcję przy jednym z podniszczonych stołów. Posiadanie widowni było mu w tym momencie bardzo nie na rękę.
Choć oczy upominały się o natychmiastowe zamknięcie, zlustrował chłopaka trzeźwym spojrzeniem, zwracając szczególną uwagę na sposób jego zachowania.
Szczeniak.
Pierwsze, co przyszło mu na myśl. W tym wypadku sam nie wiedział czy to określenie w ogóle zacierało się o jakąś obrazę, bo opis wydawał mu się zaskakująco trafny. Od chłopaka biła ta specyficzna energia, która bez żadnego problemu nasunęła Ailenowi obraz merdającego ogonem kundla. Był niemal stuprocentowo pewny, że przez wycieńczenie szybko zmęczy się obecnością nowego sługi. Mimo wszystko i tak uważał, że trafiło mu się mniejsze zło do zniesienia. Wolał optymistycznego Terrier’a, aniżeli byczych Dobermanów, którzy tak lubili mu momentami dokuczać. Poza tym, chciał czy nie, Hikari był jego nowym bratem, a rodzinę trzeba znać.
- Dużo mówisz. – skomentował bez żadnych zahamowań, ze swego rodzaju znudzeniem przysłuchując się wykładowi blondyna o jabłku. Mimo to na próżno było doszukiwać się w jego głosie jakichkolwiek kąśliwości. Choć gadatliwość Hikariego z pewnością była dla Ailena utrudnieniem, nie był w stanie go o nią potępić. Zresztą.. szybko zmienił temat. – Jedzenie to jedzenie. – rzucił, wzruszając nieznacznie ramionami. – Lepsze takie, niż żadne. – dodał, absolutnie pewny swoich słów. Co jak co, jednak on doskonale wiedział o czym mówi. Żył w Desperacji już dobry kawał czasu, a nie zawsze było tak kolorowo, że mógł spokojnie zejść sobie do psiarskiej spiżarni i wyjąć z niej cokolwiek tylko chciał. Wolałby nawet nie wspominać jakie świństwa zdarzało mu się trzymać w buzi. Widząc zaciekawienie w zielonkawych oczach rozmówcy, jak dla demonstracji zbliżył się do niego i bez żadnego zawahania pochwycił zmaltretowane jabłko, przykładając je sobie do ust. Sprawnie obrał najlepiej prezentującą się stronę i odgryzł ją, nie wyrażając szczególnego skwaszenia smakiem, choć musiał przyznać, że nie był on wyjątkowo apetyczny. To był ten moment kiedy cieszył się, że wirus uodpornił go na większość trujących substancji, które naturalnie istniały w świecie. Było spore prawdopodobieństwo, że nie spotkają go żadne nieprzyjemne konsekwencje takiej wyżerki. – Da się zjeść. – ocenił pokrótce, niedbale rzucając jabłko z powrotem do łap sługi. Celem było bez wątpienia pokazanie Hikariemu, że w takich surowych warunkach każda w miarę zjadliwa rzecz była na wagę złota, choć poniekąd spodziewał się, że sługa odbierze jego zachowanie za zwykłą złośliwość…
Zaraz jednak pomknął spojrzeniem w stronę kuchni, w milczeniu debatując na temat aktualnego stanu spiżarki, mając szczerą nadzieję, że dzisiaj nie pójdzie po raz kolejny spać bez posiłku. Już oderwał od ziemi podeszwę ciężkiego buta, gdy zmęczone spojrzenie ponownie napotkało młodzieńczą twarz rozmówcy.
- Obowiązki. Wilczur nakazał mi zebrać informacje o władzy w M3, a gdzie indziej mógłbym je zebrać, jak nie w samym mieście? Podróż w tę i z powrotem nie trwała jednego dnia, więc nawet się sobie nie dziwię, że wyglądam na zmęczonego. – odparł nieco zdystansowanym tonem, jak na złość czując, że zachciewa mu się ziewać. – Ty też powinieneś być obciążony jakimiś zadaniami. – rzucił, zrywając się w końcu z miejsca, by poszukać w kuchni czegoś do jedzenia. Oba pomieszczenia nie były od siebie znacznie oddalone, więc rozmowa w dalszym ciągu była możliwa. – O ile dobrze kojarzę, otrzymałeś chustę z terrierem… więc komuś usługuj, skoro doskwiera ci nuda.

Nie czekał jednak na odpowiedź Terrier'a, a wybył z pomieszczenia uznając, że ma lepsze zajęcia do roboty.

{ z.t }
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 19:37  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Głodówka mu nie służyła, a ta była do tego przymusowa, wywołana brakiem zadowalającego pożywienia w przeciągu paru ostatnich dni. Czuł się źle, to było widoczne bardzo wyraźnie już po pierwszym spojrzeniu na niego. Był bledszy niż zwykle, co przy jego ciemniejszej karnacji dosyć mocno się odznaczało. Skrzyżował ramiona na blacie stołu i położył na nim głowę bokiem spoglądając w przestrzeń rozmytym spojrzeniem. I tak nie był w stanie widzieć nic na lewą stronę, więc nie widział nic. Nasłuchiwał jedynie, polegał na tym zmyśle w główniej mierze, był zbyt leniwy, by dodatkowo węszyć. Ciało miał całe obolałe, a na barkach i czole nadal widniały przewiązane szmaty, które miały nieco łagodzić ból od poparzonej skóry.
Włosy nadal sterczały mu w różnych kierunkach, nie miał ochoty skupiać się teraz na tym. Specjalnie odnalazł ciche miejsce w kryjówce, by móc w spokoju porozmyślać. Kilka razy udało mu się zapaść w kilkuminutowy sen, ale z tego powodu czuł się jeszcze gorzej. Chociaż szykowała się akcja, jemu kazano jeszcze poczekać i tak powoli opuszczały go siły i wszelka energia do działania. Dopadło go wielkie lenistwo, którego nic nie było w stanie przezwyciężyć.
Bluzę zostawił gdzieś przy swoim leżu, była zniszczona na tyle, że nawet on nie odważył się w niej paradować. Pachniała spalenizną i miejscami miała wielkie, osmolone dziury. Teraz paradował tylko w spodniach i pobrudzonej, szarej koszulce z krótkim rękawkiem. Była to jednolita, nudna szmata, która odbierała jego fantazyjnej postaci uroku.
Nie był czujny, nie chciało mu się nawet podnosić głowy, gdy słyszał jakieś szmery z innych części kryjówki, bądź nawet tej samej sali. Nie obchodziło go, czy Matylda coś do niego mówi, zlewał ją najmocniej jak tylko potrafił. A kobieta, czując zupełny brak szacunku ze strony wymordowanego, po pewnym czasie przestała starać się złapać z nim jakikolwiek kontakt i w ciszy zajmowała się własnymi sprawami.
Pierwszy raz od pewnego czasu zabrał ze sobą kilka ze swoich noży. Teraz jednak wszystkie ostrza leżały w rządku przed jego głową, ustawione ostrymi końcami w jego kierunku. Wcześniej bawił się nimi, jednak teraz i tym stracił zainteresowanie.
Alicja także milczała, ona również nie miała ochoty wyrywać Kirina z tego błogiego stanu nieświadomości, w którym obecnie się znajdował. Chociaż jest oczy pozostały otwarte, głowa była pusta, zasłonięta czarnymi plamami obojętności,
Czekał tylko, aż ktoś przybędzie, by szarpnąć go wystarczająco mocno wraz z informacją, że muszą już ruszać. A i to raczej by go nie zadowoliło. Cholerny wilczur, akurat teraz musiał dać się porwać.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 20:29  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Kazano im czekać.
No cóż, było to dość rozsądne zważywszy na to, że Sun dopiero co wyruszyła do miasta, by powiadomić Łowców o całym planie. Musieli poczekać na jej powrót, żeby móc cokolwiek zrobić dalej. Nie wyruszą, dopóki nie przekonają się, z jakimi siłami wspomogą ich czerwonoocy koledzy. W tym czasie... no cóż, trzeba się było jakoś sobą zająć. Niektórzy pewnie siedzieli dalej w mniejszym salonie, może zajmowali się rozmową czy kompletowali ekwipunek na wyprawę. Reb nie miała ku temu większej potrzeby, i tak wybierała się na całą tę wyprawę tylko w charakterze wsparcia. Nie była szczególnie zadowolona z tego, że Growlithe znów coś namieszał, ale tak to już w gangu bywa. Jeden za wszystkich, a w tym wypadku wszyscy za jednego. Prawie, bo stracili tez wsparcie w postaci Rottweilera, z którym nie było kontaktu.
Nie ma to jak dobra organizacja.
Zaplątała się gdzieś w okolicy kuchni. Nie w żadnym konkretnym celu, po prostu miała ochotę się trochę poszwendać po kryjówce. No i proszę! Nie spodziewała się tutaj trafić na swojego kochanego podopiecznego. Nie wyglądał najlepiej, co anielicy wcale nie dziwiło. W końcu widziała, co odwalił jeszcze chwilę temu na początku zebrania. Nie lubiła takich sytuacji, ale jak wszyscy, musiała się jakoś z nimi pogodzić - w końcu na bycie wymordowanym nie było lekarstwa.
Pomachała dłonią do kręcącej się w tle Matyldy, która swoim zwyczajem tylko skinęła głową i wróciła do swoich zajęć. Rebekah zaś przeszła powoli przez pomieszczenie i bez pytania o zgodę zajęła miejsce obok Kirina. Rzuciła pobieżnie okiem na obwiązane bandażami ciało i westchnęła bezgłośnie. Nie miał się kto przypałętać, tylko jakiś cholerny anioł z mocą ognia. Kto wie, jak by ten problem rozwiązali, gdyby albinoski tam nie było.
Jak raz się na coś przydałam, co?
Niech żyje bycie przenośnym hydrantem.
Usiadła bokiem i przechyliła głowę, tak że niewiele już ja dzieliło od położenia jej na blacie symetrycznie do żyrafy. Przez chwilę się jeszcze nie odzywała. W sumie nie za bardzo wiedziała, co powiedzieć. zawsze miała ten problem, gdy raz dla odmiany nie chciała robić wyrzutów. gdyby o to chodziło, znalazłaby tysiące powodów.
- Jak żyjesz? - zaczęła w końcu bez żadnych szczególnych emocji. Jak na razie chyba nie szło jej źle. W końcu była miła, starała się, nie rzucała niczym, co mogło wywołać potencjalną kłótnię. Powinno być dobrze, prawda?
Prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 21:03  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Cały czas był bardzo daleko swoimi myślami. Tak daleko, że w jego własnym łbie ukazywały się one jako czarne plamy nie do odgadnięcia. Tak jak myślał, prędzej czy później ktoś inny musi się zjawić w tej okolicy, tyle że jego i tak nie obchodziło z kim ma do czynienia. Z najwredniejszą na świecie ignorancją zamknął oczy i zachrapał głośno udając nie tylko śpiącego, ale najprawdopodobniej także pijanego. Mało kto chciałby w takim momencie podchodzić do wymordowanego, który w swych napadach szału posuwa się do kanibalizmu i przynależność do jednej grupy nie zmieniała jego popędów. Był zdolny do wpałaszowania nawet swojego kompana, w końcu nie panował nad tym. To była świetna wymówka za każdym  razem, gdy robił coś, czego nie powinien.
Teraz, kiedy był zmuszony do pozostania w bezruchu, dla nadani wiarygodności swoim czynom, czuł straszna niewygodę, wszystko go swędziało i miał ochotę kichnąć. Bezgraniczne skupiony na udawaniu nieruchawego zmrużył brwi mimowolnie i zacisnął mocniej zęby. W myślach modlił się do nieznanych sobie bogów i sił, by nie okazało się, że ma teraz i zaraz ruszać do boju.
To mógł być ktokolwiek, dosłownie każdy inny członek gangu, ale jego nos nie kłamał i nawet jeżeli nie węszył, mimowolnie woń dolatywała do jego nozdrzy. Rebeka. Jej zapach znał nawet za dobrze, czasami bardziej niżeli by tego chciał. Mieli swoje wzloty i upadki, ale byli bardzo dziwnym duo. Sam Kirin jednak był zbyt skupiony na własnym cierpieniu, by pamiętać teraz, że jakiś czas temu chciał ją jednocześnie pogryźć i od siebie odrzucić. Jego pamięć nie sięgała aż tak daleko, a sam mężczyzna był niezbyt delikatny, by przejmować się bardziej niż trzeba takimi sprawami.
W tym momencie jego ciało zdrętwiało od przebywania w jednej pozycji od dłuższej chwili, a po drugie był głodny. To było dla niego najważniejsze, te dwie rzeczy, których był pewien.
Czuł jak się zbliżała, chociaż nie widział. Inne zmysły działały idealnie. Czuł się jak pilnujący budy kundel. Nie chciał wychylać z niej nosa, czując jednocześnie niepokój związany z obecnością kogoś innego, ale jednocześnie pewny, że to ktoś z jego otoczenia, przed kim nie musi się bronić.
Kiedy jednak kobieta podeszła do niego tak blisko, usiadła i przechyliła głowę, otworzył oczy w milisekundę i spojrzał na nią bez słowa starając się emanować jak największym gniewem poprzez grymas na swej twarzy.
- W sumie to nie żyję. - Odburkną zgodnie z prawdą. Był wymordowanym. Im się raczej nieczęsto zdarza żyć, a ten żart nigdy się nie nudził. Bynajmniej nie była to oznaka jego dobrego humoru, chciał nawet ją jakoś zbyć, ale dobrze wiedział, że na to nie ma szans. Przynajmniej nie ruszała jego noży. I oby nie wpadło jej to do głowy, by bez zezwolenia tykać jego drogocenne zdobycze.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 21:55  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Kompletnie się nie przejęła scenką, jaką odgrywał teraz Doberman. Wątpiła, by naprawdę spał na jadalnianym stole, skoro ogólnie rzecz biorąc nie sypiał za często. Co jak co, ale anielicy nie mógł oszukać. Przez te kilka lat znajomości zdołała poczynić sporo obserwacji i ze swojej wiedzy korzystała na każdym kroku. Musiała - gdyby tego nie robiła, już dawno straciłaby cierpliwość do tej cholery. Już i tak wytrzymanie z nim było niezwykle trudne zważywszy na to, jak bardzo się nawzajem drażnili. Bez końca. Dniem i nocą. Do żywego. Kto normalny z własnej woli pakuje się do czegoś takiego? Odpowiedź brzmi: nikt.
Ale Reb nie była wcale normalna. Pewnie gdyby jej bardzo zależało, to mogłaby grzecznie poprosić anielskich przełożonych o przydzielenie innego podopiecznego. Na pewno rozpatrzyliby jej wniosek, gdyby miała ku temu dobre argumenty. Ale nie! Ona oczywiście musiała się uprzeć i podjąć wyzwanie. Nikt nie mógłby jej wmówić, ze sobie nie poradzi - sama miała na ten temat odmienne zdanie. O naiwna! Dopiero rzeczywistość brutalnie wgniotła jej przekonania w ziemię i przytupała obcasem. Jednakże trzeba przyznać jedno - albinoska nie należała do takich, którzy by się szybko poddawali. Postawiła sobie za punkt honoru, że jakoś to wytrzyma i do tej pory załamanie przeżyła tylko raz. Zresztą, na krótko.
I w ten sposób jakoś ciągnęła życie, nawet nie zastanawiając się nad swoimi powodami. Czy kiedykolwiek miała jakieś powody? Już tego nie pamiętała. Teraz trzymała się swojego zajęcia tylko dlatego, że była zbyt dumna i uparta, by odpuścić. Więcej nie było jej trzeba. Zobowiązanie przed samą sobą było o wiele bardziej motywujące niż obowiązek narzucony z góry.
- Wykazujesz zaskakująco sporo aktywności jak na trupa - odgryzła się. Na jej twarz wstąpił krzywy, mało przekonujący uśmiech. Nie miała jakiegoś szczególnego nastroju na żarty w tej chwili. Wyprostowała się z powrotem i wlepiła beznamiętny wzrok w leżące na stole przedmioty. Nudziło jej się, a ze swojej natury po prostu musiała się ruszać, zajmować czymś kończyny. Powoli położyła jedną rękę na blacie stołu, dłonią sięgając ku jednemu z noży. Oparła palec na końcówce rękojeści i zaczęła nim leniwie obracać po gładkiej powierzchni. Patrzyła cały czas na poruszający się pod wpływem jej działań przedmiot, jak gdyby był w tej chwili jedyną minimalnie interesującą rzeczą w zasięgu wzroku. I chyba właśnie tak było.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 23:43  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Cała maskarada straciła sens w momencie, gdy Kirin zdał sobie sprawę, że do czynienia ma właśnie z tą oto kobietą. Znała go bardziej, niżeli sam by sobie tego życzył i czasami sprawiała wrażenie bardziej poinformowanej o samym wymordowanym, niż on o własnym życiu. Była swego rodzaju stalkerem, tylko nadali jej pięknego tytułu anioła stróża. Jaką miał pewność, że do toalety spacerował sam, że kiedy zasypiał, nie robiła czegoś dziwnego z jego ciałem, że nie pilnowała go, gdy chodził na desperackie popijawy? Co do tego ostatniego, było to bardzo prawdopodobne.
- Oho ho ho ho... - zaczął chrypliwe się śmiać, ale odechciało mu się w połowie i nie zaczął nawet mówić tego, co miał w zamiarze. Wypuścił powietrze z płuc z gwizdem bez podnoszenia twarzy, upewnił się, że strumień był na tyle mocny, by dolecieć do twarzy albinoski i poruszać jej białymi włosami. Nie miał siły jej dogryzać, a czuł, że ona niemal się o to prosi. Prawda, a może to tylko jego wrażenie?
Ze znudzenia zaczął obserwować jej poczynania, wzrok padł na dłonie, które powoli zaczęły zmierzać w kierunku, którego Kirin zdecydowanie nie lubił. Nabrał powietrza w policzki i z miną przypominająca napuszczonego chomika czaił się na jej palce, by w odpowiednim momencie je powstrzymać. Jedna z jego rąk wysunęła się spod głowy i z lekkim stykaniem o blat sunęła po jego powierzchni, lecz w ostatecznym rozrachunku wyszło tak, że nie dotarła do celu.
Cichy warkot rozległ się z gardła wymordowanego, gdy dostrzegł, jak jeden z jego drogocennych noży staje się zabawką znudzonej anielicy.
- Mama Cię nie uczyła, by nie tykać tego, co nie jest twoje? - Sapnął lekko poirytowany takim rozwojem sytuacji. Mimo wszystko, jego dłoń nie byłaby w stanie sięgnąć na drugi koniec długiego rzędu noży, a był zbyt zły, by wysunąć spod głowy tą drugą, bliższą. - Ummm...
Zamyślił się nagle z głośnym odgłosem świadczącym o tym i bez ostrzeżenia zsunął się z blatu, by zaryć głową w brzuch kobiety. Czy będąc dokładnym, kładąc jej własną głowę na udach z cichym pomrukiem.
Wygodnie.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.16 1:15  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Stalker? Och proszę, bez żartów. To, ze trafił jej się taki zawód a nie inny, to przecież w ogóle nie była jej wina. I wcale nie chodziła za nim krok w krok... aż tak bardzo. W rzeczywistości nie było to dla niej nic przyjemnego, bo w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto kończyło się to dla niej bardzo silną frustracją i rozstrojeniem nerwowym. Ale nie powinna narzekać zbyt często - sama się na to zgodziła. Koniec końców łaziła za swoim podopiecznym tylko czasami i zapewne robiłaby to jeszcze rzadziej, gdyby nie pakował się w kłopoty aż tak często. Nie odczuwała najmniejszej potrzeby by go stalkować, podglądać, wyczyniać jakieś dziwactwa kiedy śpi, a co najlepsze - nie miała żadnej gwarancji, że on nie czyni tego, o co sam ją posądzał. To by dopiero było.
Poczuła lekki podmuch na twarzy i odruchowo zacisnęła zęby i oczy, delikatnie się przy tym krzywiąc. Bo kto by lubił, gdy mu się chucha w twarz? Przetrwała to upokorzenie bardzo dzielnie, w końcu miała w tym praktykę. Już nie raz była noszona jak worek ziemniaków, więc znoszenie czyjegoś oddechu nie było aż takim wyzwaniem. Przynajmniej nie śmierdziało... jakoś bardzo.
Jak raz nawet nie próbowała być niemiła. Wbrew pozorom naprawdę się starała, żeby ze swoim podopiecznym utrzymywać jako-tako pozytywne stosunki hue. A że nie wychodziło to zbyt dobrze - to już inna sprawa.
Nie mogła nic poradzić na to, że musiała coś robić z rękami. Albo bawiła się swoimi włosami, albo cudzymi, albo czymś obracać - tak jak właśnie w tej chwili - czasami też szarpała ubranie czy stukała palcami o najbliższą powierzchnię. Wszystko po to, żeby nieustannie być w ruchu. Stąd też, nie przejmując się ewentualną reakcją wymordowanego, kręciła zawzięcie jego własnością. W końcu ani go to bolało, ani na tym cierpiał, więc co mu szkodziło jej na to pozwolić? Najwyraźniej jednak coś w zachowaniu anielicy go rozdrażniło, skoro ruszył rozleniwione łapy w kierunku swojego noża. Albinoska jednak zajmowała się swoją czynnością nieprzerwanie, w ogóle nie przejmując się jego reakcją. Póki nie postanowił wziąć tego noża i wbić jej w serce, czy coś, wtedy by pewnie zwróciła na to uwagę.
- Nie. Uczyła mnie, żeby się nie przejmować co do mnie mówią tacy jak ty - skwitowała, wzruszając ramionami. Nie przerwała swojej zabawy, wręcz przeciwnie. Poddała się dopiero wtedy, kiedy nagle i niespodziewanie głowa wymordowanego znalazła się na jej nogach. Zdjęła dłoń z noża i spojrzała w dół, unosząc brwi wysoko. Zaraz jednak przyjęła do wiadomości tę jakże niespotykaną sytuację i postanowiła się do niej dostosować. Przełożyła rękę na tułów żyrafy i starannie omijając poparzone miejsca, zaczęła delikatnie jeździć palcami po skórze. właściwie w ogóle o tym nie myślała; po prostu dostosowała się do sytuacji - skoro nie chciał, by dotykano jego noży, musiał się pogodzić ze zmianą rozrywki przez anielicę. Koniec i kropka! Jak miał jakiś problem, to ona może powrócić do swojego poprzedniego zajęcia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.16 12:45  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Dla niektórych zachowywał się najpewniej niegrzecznie, akurat to, że anielice znał nieco lepiej od innych nie było tu czynnikiem kluczowym, który zadecydował o tym, iż zachował się tak, a nie inaczej. Nawet gdyby siedział tam wściekły na niego Fenek, pewnie też przecedził by mu własnym czołem. Nie miał ochoty się z nikim widzieć, a jeżeli już ktoś jednak się pojawił, nie tracił rezonu i robił to, na co przyszła mu ochota, możliwe, że starając się nawet odstraszyć potencjalnego rozmówcę. Nie spodziewał się więc, że palce albinoski zaczną głaskać go po karku, a z tego miejsca była już krótka do czynności, którą wykonywał instynktownie, jako zwierzak. Z jego gardła wydobył się dźwięk, pozornie podobny do warczenia, które wcześniej dodał do próby podwędzenia mu któregoś z noży. Teraz jednak odgłos ten był łagodniejszy, wydobywał się prosto z klatki piersiowej wymordowanego i powodował lekkie jej drgania.
- Nie... nie rób tak... Reb... nie... - jęczał w próbach uspokojenia własnego ciała, w przerwach gdy zmuszał się do zaprzestania mruczenia. Cholera wie, co jeszcze zostało zmieszane z jego ciałem, poza żyrafą. W końcu one mięsa nie jadły, nie mruczały i nie czuły instynktu drapieżnika. Fizycznie był bardziej długonogą koleżanką, ale z charakteru został jakąś głupią hieną, szakalem albo likaonem. Tak przynajmniej mu się wydawało. Z drugiej strony mógł być częściowo jakimś przydomowym mruczkiem.
Powoli przesunął ręce z boku ciała na przód i złapał kobietę za łokcie, dzięki czemu mógł odepchnąć się i podnieść z tej dziwnej i niewygodnej pozycji. Na oślep zaczął sunąc dłonią po stole i chwycił jeden z noży, który niebezpiecznie skierował na Rebekę. Nie był jednak zły, agresywny, ani nawet raptowny. Powoli podsunął jej ostrze trzymane za ostrą część pod nos.
- Bierz, weź mi to zetnij. - Podsunął głowę do góry spoglądając na nią podkrążonymi oczami, chociaż właściwie to jednym. Polowa jego twarzy była przypalona, czerwone i pokryta wstrętnymi bliznami. Sporo czasu minie, zanim zacznie na nowo widzieć świat panoramicznie.
Teraz wskazał jednak na czubek swojej głowy, na włosy, które w połowie zostały spalone, lub nada pokrywały je resztki białego nalotu. Nie lubił mieć włosów dłuższych, niż kilka centymetrów, a szczególnie, gdy przechylały się one na jedną stronę. O dziwo fryzura była chyba jedyną rzeczą, o którą w swoim wyglądzie jako tako dbał.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.16 13:03  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nie spodziewała się lepszego traktowania, to fakt. Bezpieczniej było podejść do tego wszystkiego z dystansem i zakładać brak entuzjastycznego przyjęcia, bo był o wiele bardziej prawdopodobny niż każda inna wyobrażalna opcja. Lepiej sobie nie marzyć za wiele, dzięki czemu jest większe prawdopodobieństwo uniknięcia srogiego zawodu. Trzeba jednak powiedzieć, ze kolejna sytuacja była już sporym zaskoczeniem. No patrzcie państwo! Przypomnijmy sobie może, kto jeszcze niedawno mówił bardzo podobne słowa i co się wtedy wyprawiało. Usłyszawszy tę jakże oryginalną prośbę anielica po prostu nie mogła powstrzymać szyderczego uśmieszku. Ani jej się śniło przestawać - jeżeli jej podopiecznemu coś przeszkadzało, to musiał się uporać z tym sam. Nie wątpiła, że napotykając brak reakcji z jej strony dokładnie tak postąpi; wiedziała o tym aż za dobrze, ale nie odmówiła sobie tej drobnej satysfakcji. Też potrafiła mieć go w garści! Tylko w przeciwieństwie do wymordowanego wiedziała co robi, na sto procent nie miała złych intencji, a nawet gdyby miała, to nie była w stanie siłą stłumić jego buntu. Zresztą, wcale jej na tym nie zależało. Teraz mogła skorzystać ze swojej nowo nabytej wiedzy w dowolnym momencie. Kto by pomyślał, że żyrafy potrafią mruczeć?
Gdy ten się podniósł, bez oporu cofnęła ręce i uniosła dłonie na wysokość ramion, zupełnie jakby ktoś właśnie celował do niej z pistoletu. Uśmiechnęła się przy tym łagodnie, obserwując kolejne poczynania Kirina. Po jego wyrazie twarzy wywnioskowała, że pomimo tego, co widzi, nie ma się czego obawiać. W końcu chwyciła rękojeść noża i podniosła się ze swojego miejsca. Obeszła mężczyznę naokoło i nachyliła się nad jego głową, spoglądając z zatroskaniem na resztki ciemnych włosów. Głowa Dobermana wyglądała jak jakieś cholerne pobitewne pobojowisko. Na dobrą sprawę tym właśnie była, biorąc pod uwagę atak anielskiego zastępu.
- Szlag, będę za nimi tęsknić - stwierdziła ni z tego, ni z owego, zabierając się jednocześnie do pracy. Może i nie była wykwalifikowanym fryzjerem, ale przy pomocy ostrego noża obcięcie kilku włosów na krzyż nie było aż tak wielkim wyzwaniem. Nawet, jeżeli wolałaby mieć w ręku nożyczki.
Nie podzielała zdania kolegi - on wolał się obcinać na krótko, a jej o wiele bardziej podobała się fryzura nieco dłuższa niż ledwie strzępki. Cóż jednak mogła poradzić? Z życzeniem strzyżonego się nie dyskutuje, szczególnie gdy ten może ci żywcem wyjąć organy. Gdyby fryzjerzy mieli taką motywację do pracy, pewnie nie zdarzałyby im się pomyłki. Tak więc, choć z żalu coś ją w duszy ściskało, skróciła całą czuprynę co do pasemka. Minimalnie nierówno, ale jak to pracować, gdy połowy włosów w ogóle nie ma? I tak dobrze, że dzięki szybkiej akcji gaśniczej udało się ocalić chociaż część. Inaczej nie byłoby nawet czego ratować i Vince przez jakiś czas popylałby po świecie całkowicie łysy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.01.16 18:53  •  Kuchnia i jadalnia - Page 2 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Gdyby chciało mu się zareagować, zrobiłby to, teraz jednak lenistwo brało górę nad wszystkim innym, dlatego pozwalał się tak traktować, głaskać, miziać i pewnie nawet łaskotać, chociaż to ostatnie było już z lekka ryzykowne. Czuł się na tyle zaspany, że w fazie szału prędzej zacząłby agresywnie przysypiać, niż robić rzeczy agresywne i złowieszcze. Nie protestował, gdy kobieta postanowiła jeszcze nieco dłużej torturować go w taki sposób, nie miał nic przeciwko, jedynie dźwięki mimowolnie wychodzące z jego ust nie podobały mu się nawet w najmniejszym stopniu.
Niektórzy mieli zezwolenie, by widzieć go w nieco mniej groźnym stanie, bo opinią zbytnio się nie przejmował, ostatecznie i tak mógł takiego delikwentowi urwać głowę, wyrwać serce i zrobić sobie sałatkę z jego kończyn. Kiedy jednak przerwała, mimowolnie westchnął z satysfakcją.
Gdy doszło w końcu do prób okiełznania jego włosów, nie miał nic do powiedzenia. Chyba wszystko było lepsze, od połowicznie przypalonej fryzury, która dalej zajeżdżała spalenizną. Bernardynka definitywnie zabroniła mu wskakiwania do zimnego jeziora, na co miał od dawna ochotę. Akurat z medykami nie miał ochoty się kłócić, zazwyczaj nie byli zbyt mili, ale jeżeli wykonywali swoją pracę dobrze, należało ich nawet minimalnie szanować.
W ciszy obserwował, jak kolejne kupki włosów opadają powoli na ławkę i podłogę. Matylda chyba jeszcze nie zauważyła, w co bawi się dwójka kundli, inaczej przepędziła by ich z najtwardszą patelnią, jaką miała na składzie. Wszędzie było brudno, a oni jeszcze dokładali jej włosów, które pod wpływem delikatnych podmuchów wiatru przemieszczały się własnym nieregularnym tańcem po całej sali. Jakie to szczęście, że włosy odrastały mu w miarę szybko, chroniły przed zimnem i był do nich przyzwyczajony. Nie dawał Rebece wskazówek, ale liczył, że zminimalizuje straty i optymalnie wykorzysta swoje umiejętności w tej dziedzinie.
Dawał jej możliwość nauki na nim samym, jaki to łaskawy z niego wymordowany. A anielica tylko na tym zyska, gdy nauczy się nowej umiejętności jaką było ścinanie włosów zbojowanych mężczyzn.
- Zapuszczę włosy na warkocza, przed ostateczną bitwę zetnę go i dam Ci na pamiątkę. - Odparł ironicznie, zacmokał i przechylił głowę na bok kątem oka obserwując krzątającą się kucharkę. Do głowy przyszło mu, że powinien jej rzucić coś do tych mizernych zapasów, które pozostały kundlom. Jedzenie robali, krzaków i ziemi nie było urozmaiconą dietą. A on preferował mięso, ludzkie także.
Nieświadomie zaczął się oblizywać, kalecząc językiem spękane i tak już wargi. Gdyby nie to, że gardło miał suche jak wiór, najpewniej zacząłby się ślinić, tak samo jak to wyglądało w kreskówkach.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 12 Previous  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach