Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 27.09.19 17:40  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
 — Lubię fajnych ludzi, nie lubię gburów. A na to —Tutaj reprezentacyjnie dźgnęła się palcem w pierś. — trochę nie mamy wpływu. Albo jest, albo nie ma. Bez sensu nie lubić kogoś za coś, co nie od niego zależy. — Aczkolwiek i tak nie chciało jej się tu kłócić o rację. Kirin nie wyglądał na takiego, co by się łatwo dał przekonać; prędzej mogła go doprowadzić do wściekłości, a to by się dla nikogo nie skończyło dobrze. Mieli w końcu gotować! Znaczy, prawdopodobnie cała robota spadnie na Leather, ale liczyła na chociaż odrobinę logistycznej pomocy. Jeszcze by się potem okazało, że zrobi zupę z dodatkiem pietruszki, ale Doberman nie lubi pietruszki i zaś będzie powód do ciskania w siebie gromami z oczu.
 Współpraca taka ciężka, brak uszanowanka.
 — Tego się tak nie je — wtrąciła, bo niestety nie zdążyła wymordowanego powstrzymać przed lizaniem losowych jarzyn. — To jest ziemniak i najpierw trzeba go obrać i ugotować, a dopiero potem jeść — wyjaśniła zaraz, posłusznie przyjmując kolejne podawane jej składniki. Ostatecznie zrobiło się ich za dużo — miała tylko dwie niezbyt wielkie dłonie — więc zawinęła nieco do góry krawędź i tak przydługiej koszulki, żeby w powstałym w ten sposób zagłębieniu bezpiecznie przetransportować towar.
 — Buraki? — Okej, to była nowość. — Burak z kalafiorem to trochę dziwne połączenie, ale możemy spróbować jak chcesz. Tylko wtedy nie mogę obiecać, że będzie dobre. — W ogóle nie powinna niczego obiecywać, bo w kwestii zdolności kulinarnych takiej Matyldzie to nie dorastała do pięt. Wiedziała tylko, co i w jakiej mniej-więcej kolejności wrzucić do wody, żeby wyszedł z tego w miarę jadalny wywar. Potrafiła sprawdzić, czy jarzyny są już ugotowane i... i to w sumie tyle.
 — Kawałek mięsa też możemy wrzucić, zupy na rosole są dobre. Najlepszy byłby kawałek jakiegoś surowego... — Zaczęła się rozglądać po najbliższym obszarze w poszukiwaniu czegoś właściwego. Przydałoby się coś niezbyt dużego, tak tylko dla smaku, a to na szczęście powinno być łatwiej dostępne niż półtusza wołowa. Nawet nie wiedziała, co to jest półtusza wołowa i nigdy takiej nie widziała na oczy.
 — A, no i jeszcze kalafior! — Przypomniała sobie, kiedy jej wzrok zahaczył o składowisko warzyw. Po krótkich oględzinach zgarnęła parę większych różyczek, jeszcze jedną marchewkę, korzeń pietruszki i małego selera. Te składniki, o ile dobrze pamiętała, znajdowały się w praktycznie każdej zupie. Pewnie były czymś w rodzaju bazy, na której robiło się całą resztę, czy coś.
 — Okej, więcej już sama nie uniosę — stwierdziła, wrzuciwszy wybraną część zapasów do zaimprowizowanego "nosidełka". Ale oprócz kawałka mięsa miała już chyba wszystko, więc będą się mogli wynosić z tej chłodniejszej części pomieszczenia.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.19 13:25  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
  Wykrzywił buzię za plecami dziewczyny, gdy ta na moment się odwróciła. Za bardzo się mądrzyła. co w Kirinie wywoływało irytację kontrolowaną jedynie ze względu na obietnicę stworzenia porządnego posiłku. Bo w końcu co mogło się nie udać, gdy kazał wrzucić jej do zupy wszystkie swoje ulubione składniki? Zerowe pojęcie o gotowaniu i całkowity brak dobrego smaku w jakiś sposób sugerowały, że być może nie będzie aż tak źle, jak podejrzewała Nayami.
  — Wcale nie. To dlatego, że za dużo jecie. — odparł z pełnym przekonaniem, wracając do tematu przednich zderzaków.
  Na szczęście moment później został już całkowicie zaabsorbowany dobieraniem składników. W ramiona dziewczyny i jej prowizoryczne nosidełko wrzucał wszystko, co wpadło mu w ręce. Zapewne połowy nawet nie użyją, ale kulinarny świat tak zaintrygował Kirina, że chciał zapoznać się ze wszystkimi tajemnicami schowka Matyldy. Przestał nawet zwracać uwagę na to, że podczas przeszukiwania magazynku robią nieco hałasu, który mógłby śmiało zwrócić na siebie czyjąś uwagę.
  W pewnym momencie więc poza warzywami do zupy miały także trafić pomarańcze, dwie sztuki, woreczek ryży i cały pojemnik jakiejś słodkiej, mocno czerwonej przyprawy. Kierował się przede wszystkim zapachem, a jeżeli każdy składnik z osobna jakoś go zaciekawił, sądził, że wszystkie razem będą jeszcze lepsze.
  — Nie rozumiem. Przecież póki nie dodamy czegoś ohydnego, to powinno być dobrze — wyjaśnił jej swoje rozumowanie odbierając część zebranych składników od dziewczyny. Na wzmiankę o mięsie upuścił kilka ziemniaków i sięgnął po jakiś odpowiedni kawałek. — To się nada?
  Zapytał, ale tak naprawdę nie planował puszczać już pochwyconego fragmentu krwistego zwierza. Czymkolwiek było wcześniej, teraz miało trafić do gara.
  Nie czekając na Nayami, ruszył pierwszy w stronę kuchni, pomieszczenia, które dla dobermana było całkowitą zagadką. Nigdy nie widział jej od strony gotującego, a wyłącznie wtedy, gdy przyłaził się posilać i gnębił Matylde dopraszając się o dokładkę. Tym razem jednak interesowało go wyłącznie to, aby zupy było dużo. Był okropnie głodny i planował pochłonąć wszystko.
  — To od czego zaczynamy? — Opuścił składniki na jednym z blatów i powstrzymując się od podjadanie czekał na polecenia kobiety.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.19 22:40  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
 Ostatnią uwagę Dobermana zbyła już tylko wzruszeniem ramion, najwyraźniej niechętna do dalszej dyskusji. Czasami po prostu się czuło, że dalsza wymiana argumentów jest absolutnie bezcelowa i chyba z takim właśnie przypadkiem mieli do czynienia. O wiele lepiej dogadywali się za to w kwestii gotowania, nawet jeśli różnica doświadczeniu była dość znaczna. Z trudem przyszło jej opanowanie śmiechu na widok kolejnych i kolejnych składników, które wymordowany znosił jak gdyby jutra miało nie być. Uświadomienie go, że większości z tego i tak nie użyją, pozostawiła sobie na później; przy odrobinie szczęścia w ogóle się nie zorientuje, co oszczędziłoby Nayami pewnie bardzo żmudnego tłumaczenia, dlaczego nie daje się pomarańczy do kalafiorowej.
 — To nie do końca tak działa, wiesz? Ale z tego i tak na bank coś się uda wykombinować — stwierdziła, ostatni raz pobieżnie przeglądając zgromadzone w swoich ramionach produkty. — Tak tak, powinno być okej — rzuciła jeszcze w temacie wkładki mięsnej, po czym bez dalszego ociągania ruszyła w kierunku właściwej kuchni. Niewiele brakowało, żeby zgubiła po drodze to czy owo z zaimprowizowanej kieszeni, a koszulkę z pewnością powinna w najbliższym czasie wyprać. Pomogła jednak niezmiernie w przetransportowaniu inwentarza, który zaraz wylądował na blacie. W ostatniej chwili uratowała jedną z pomarańczy przed stoczeniem się ku swojemu przeznaczeniu, po czym oparła dłonie na biodrach i przystąpiła do przeglądu składników.
 — Trzeba będzie przynieść wody w garnku, rozpalić w piecu i obrać warzywa, jak chciałbyś z czymś pomóc to się nie obrażę — zakomunikowała, na moment kierując spojrzenie w stronę Kirina. Potem wróciła do swojej układanki, przesuwając na jedną stronę składniki niepotrzebne, z drugiej zaś układając wsad do zaplanowanej zupy. Znalazła też spory garnek oraz nożyk, przy okazji wyciągając spod blatu wiaderko na odpady. Wątpiła, by Doberman miał wprawę w obieraniu jarzyn bez urzynania przy okazji połowy jadalnej części, zabrała się więc za to zadanie osobiście. Na pierwszy ogień poszły ziemniaki, potem marchewki, pietruszka i seler. To była jedna z tych czynności, które Leather wykonywała w kuchni najczęściej; dzięki temu Matylda mogła bez kłopotu zająć się właściwym gotowaniem oraz wypraszaniem z okolic kuchni wszystkich tych, którzy próbowaliby nielegalnie uszczknąć zapasy. O ironio.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.19 11:38  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
  Dziewczyna musiała się więc zdziwić widząc Kirina, który na sygnał do obierania rzucił się ku warzywom jak wygłodniały pies na padlinę. W używaniu noży nie miał sobie równych i chociaż zazwyczaj tyczyło się ono obdzierania przeciwników ze skóry, a nie okrawania ziemniaczków, jedno o drugiego nie różniło się aż tak bardzo.
  Wymordowany zgarnął więc wszystko, co dało się jakoś pokroić i zaczął się z tym rozprawiać. Nie czekał, aż woda się zagotuje, tylko wrzucał do gara wszystko, co zostało już dostatecznie drobno poszatkowane. Kalafiory, ziemniaki, marchewka. Malutkie fragmenty trafiały na zmianę do naczynie, albo do paszczy dobermana, który wyznawał zasadę, że podczas gotowania należy nakarmić przede wszystkim siebie, a potem innych. Gdy tylko miał okazję, podbierał dziewczynie warzywa i pozostałe składniki.
  — Po co tam tyle wody? — zapytał zerkając do wnętrza gara, gry jego zawartość zaczęła już powoli bulgotać. Podobało mu się, że ciecz przyjmuje kolor typowej zupy, czyli w zasadzie trudny do określenia odcień wszystkiego co wcześniej się tam wpakowało. Nadal brakowało najważniejszego składnika.
  Odwrócił głowę w stronę mięsa walcząc ze swoim wewnętrznym zwierzęciem.
Zjedz to. Zjedz to wszystko! Umysł podpowiadał mu, żeby napchał się do syta, ale ciekawość powstrzymywała. Musiał wiedzieć jak będzie smakować twór, który będzie mógł dumnie nazwać swoim własnym. Może Matylda mu wybaczy, kiedy poda jej takie kulinarne dzieło?
  Machnął lekko ogonem sięgając po kawał, który z niesamowitą precyzją zaczął czyścić i kroić w mniejsze porcje. Kiedy Insomnia nie patrzyła, odciął sobie spory kawałek dla siebie i z cichym mlaśnięciem pochłonął bez gryzienia. Od razu poprawił mu się humor.
  — Ile to się będzie gotować? Głodny jestem. — zapytał ratlerki wpatrując się świdrującym spojrzeniem w ogień buchający pod spodem. Nie przepadał za płomieniami, ale te były okiełznane i pracowały dla niego, więc mógł je zaakceptować. Poganiał je w myślach, aż w końcu nie wytrzymał. Nachylił się nad garem i wpakował do zupy palec. Pierwszą sekundę nie działo się nim, ale potem wystrzelił nagle wyklinając gorąco, które dotarło do wrażliwych nerwów. — Na nieugotowane ziemniaki! Cholera, gorące!
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.19 18:56  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
 Faktycznie, entuzjazm Dobermana wobec tak prozaicznej czynności jak krojenie jarzyn stanowił dla Leather pozytywne zaskoczenie. Zaraz jednak doszła do wniosku, że akurat po nim może powinna była spodziewać się wprawy w użyciu noża, wyrobionej co prawda na polu zgoła innym niż sztuka kulinarna, ale hej! Ważne, że dzięki temu byli bliżej ugotowania zupy niż dalej. We dwójkę oprawianie składników zeszło nad wyraz sprawnie, więc już po chwili płomień buzował wesoło pod garnkiem pełnym wody, warzyw i kawałków mięsa.
 — Na tym polega zupa, że składa się głównie z wody... ale dzięki temu, co dodaliśmy do środka, będzie dobrze smakować. Zawsze można potem dorzucić jeszcze do niej jakąś kaszę, wtedy to w ogóle można się porządnie najeść. — Przynajmniej patrząc z perspektywy nastoletniego dziewczęcia, bo próba nakarmienia jarzynówką dorosłego mężczyzny zakrawałaby już na szaleństwo.
 Uporali się z wstępną robotą, teraz pozostawało już tylko czekać. Na szczęście czy też nieszczęście — zależy dla kogo — w towarzystwie znajdowała się sakramencka gaduła znana szerzej jako Nayami. Wystarczyła jej jedna luźna myśl, losowy motyw bez konkretnego sensu, by rozpocząć przydługawy wywód o bardzo względnej wartości rozrywkowej. Bywali tacy, których to bawiło, nie żeby każdego zanudzała na śmierć... nie róbmy z niej potwora. Aczkolwiek nie ma co ukrywać, obcowanie z Leather zazwyczaj wymagało pewnej określonej dozy cierpliwości.
 — Jakieś pół godziny tak myślę? Tak zazwyczaj słyszałam, ale w sumie nigdy nie sprawdzam dokładnie czasu. Będzie wiadomo, jak warzywa zmiękną, a mięso przestanie być surowe, woda zrobi się bardziej zielona i nieprzezroczysta. To się po prostu czuje, tak jak właściwą porę na drzemkę — stwierdziła, odruchowo zerkając ku wnętrzu gara. Choć ogień był może wręcz nieco za duży, zupa z pewnością miała jeszcze długą drogę przed sobą, by stać się właściwym posiłkiem.
 Byłaby gotowa nawet ostrzec Dobermana przed konsekwencjami wkładania rąk do gotującej się wody, ale ze swojego miejsca nawet nie widziała, co on też dokładnie kombinuje nad piecem. Dotarło to do niej dopiero wraz z gwałtownym ruchem i okrzykiem, z miejsca wywołując u Maltanki salwę śmiechu.
 — Co jest, chciałeś też zostać zupą? — wydusiła, powstrzymując rechot. — Przecież jak się gotuje to jest gorąca, jak inaczej miałoby być? — Wiadomo, była to jedna z tych spraw bardzo oczywistych dla podkuchennej, ale nieco mniej zrozumiałych dla kogoś, kto nigdy nie uczestniczył w samym procesie przygotowania posiłku.

//Siedzę nad końcówką tego posta już od godziny i ciągle mi się wydaje, że tam coś jeszcze powinno być, ale nic mi nie przychodzi do głowy i mogłabym nad tym spędzić kolejny miesiąc. Także przepraszam. |D
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.19 1:12  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
  Jego zdolność percepcji ograniczała się do pojmowania kilku prostych rzeczy na raz. Kiedy myślami był przy swoim głodzie, nie pojmował co dzieje się z zupą i w jakim tempie całość wywaru nabiera temperatury. Jadał palcami, kiedy akurat nie chodziło o danie płynne, jego metoda miała jakieś szanse powodzenia. W przypadku bulionów wolał raczyć się ich gęstą zawartością, niekiedy tylko oblewając sobie podbródek podczas siorbania całej reszty. Tak dużej ilości przyrządzonej potrawy w jednym miejscu jeszcze nie widział i musiał, po prostu musiał sprawdzić, czy wsadzając do niej rękę wyłowi coś wartego skonsumowania już teraz.
  Stał obrażony w pewnej odległości od garnka, ssał poparzony palec i zamiatał nerwowo zwierzęcym ogonem. Teraz poza zniecierpliwieniem doszła jeszcze niechęć do pełnowymiarowych posiłków. Przywykł do pochłaniania surowego mięsa, sączenia krwi kiedy była jeszcze ciepła i niewiele rzeczy przygotowanych do spożycia dawało mu kulinarną satysfakcję. Niewielka kropla człowieczeństwa w morzu charakteru bestii kazała mu od czasu do czasu robić coś pozornie ludzkiego, by nie zapomniał jak to jest chodzić na dwóch nogach. Gapił się więc na skaczące płomienie i przeklinał w myślach ciągnący się niemiłosiernie proces gotowania. Gdyby odpuścił sobie pozory, mógłby zjeść połowicznie gotową zupę.
  — We mnie krew się gotuje, a nie parzę — oburzył się, chociaż w jego w jego głosie było więcej dziecinnego poczucie niesprawiedliwości, niżeli realnego gniewu. Nie był w nastroju, aby wszczynać bójki z mięknącymi ziemniakami, wolał wyobrażać sobie jak cierpią traktowane płomieniami niemal jak żywe stworzenia. A on na końcu je pochłonie, bez grama litości.
  Zbliżył się ponownie do paleniska zerkając od góry na bulgoczącą zawartość. W pierwszym momencie zdawało się, że tym razem zamiast pojedynczego palce wpakuje do środka całą pięść, ale zamiast tego zastygł jak kot czekający nad dziurą gryzonia.
  Płomienie odbijały się w jego spojrzeniu. Prawie nie mrugał, a nawet gdy to robił, opuszczał powieki powoli, a potem szybko je unosił. Wywar mętniał na jego oczach, przesiąkał zapachami i podskakiwał pod wpływem temperatury w przyjemnym dla ucha rytmie. Cała sytuacja byłaby może nawet całkiem przyjemna. Zaciszne, pachnące drewnem i jedzeniem miejsce, półmrok rozganiany jedynie przez pomarańczowy błysk tańczącego ognia, spokój i atmosfera radosnego oczekiwania.
  Kirin ruszył się nagle.
  — Czuję, że to już — oznajmił, nie tłumacząc nic więcej. Podskoczył do stosu ceramicznych misek i zgarnął jedną, na tyle dużą, że podawano w niej raczej porcję dla kilku osób. Nie ściągając gara z ognia zanurzył w jego wnętrzu naczynie, a potem wyciągnął je, już napełnione. Odrobina zupy kapała na podłogę, gdy wymordowany kierował bulion do ust. Mimo, że z czarki buchały kłęby pary, doberman zaczął raczyć się jedzeniem ignorując nagle żar, który palił mu język i podniebienie. Łykał czerwieniejąc na twarzy, a kiedy oderwał wreszcie przedmiot od ust, zrobił to z cichym westchnieniem satysfakcji. — Smakuje jak ogień — stwierdził, odnosząc się bardziej do temperatury niżeli faktycznego smaku ich wspólnego dzieła. Wywiesił język i zaczął oddychać głośno czując nagły dyskomfort swoim postępowaniem. Wargi go paliły, a żołądek miał problem z utrzymaniem zabarwionego warzywami wrzątku.
  Mimo to wymordowany był usatysfakcjonowany. Poczuł się dymny, jak człowiek którzy czytając trzy kadrowy komiks na tyle opakowania płatków śniadaniowych zakłada iż przeczytać książkę. Był o jedną misję zupy bliżej swojego człowieczeństwa i nawet czerwone z bólu podniebienie nie mogło tego zmienić.
  Jego dumne prężenie się przerwał jednak nagły odgłos dobiegający gdzieś z korytarza. Słyszał dokładnie jak ciężkie stopy kucharki stąpają ciasnym przejściem i kierują się do kuchni, gdzie jak podejrzewał miała zacząć szykowanie śniadania dla wygłodniałych kundli. Może się zdziwi widząc pełny gar buliony na tyłach, ale Kirin był pewny, że to nie na niego spadnie ewentualna kara, albo pochwała. Nie zamierzał zadzierać z Matyldą, nie zamierzał w zasadzie w ogóle pokazywać jej się na oczy.
  Zanim sytuacja stała się krytyczna, doberman zostawił naczynie na jednym z pudeł i wyślizgnął się cicho z kuchni, pozostawiając za sobą dziewczynę, gar zupy i zapach świeżo opatrzonych ran.

z/t
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.19 21:04  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
 — We mnie krew się gotuje, a nie parzę.
 — Za to czasem gryziesz — wytknęła. Nawet jeśli sama nie miała żadnych szczególnych doświadczeń z agresywną stroną Dobermana, to krążących o nim opowieści było aż nadto, by mieć właściwy pogląd na sytuację. Nie zamierzała jednak wnikać w głębokie refleksje na temat wrzątku, bo z pewnością zjechaliby w tej rozmowie daleko poza dopuszczalne granice absurdu. Obserwowała za to kątem oka, czy żyrafi wymordowany zdobędzie się na kolejną konfrontację z gotującą zupą, czy też gorące wrażenia zdołały usadzić go na miejscu. Gotowanie wymagało cierpliwości, a tej wyraźnie brakowało Kirinowi; zresztą, sama Leather chyba nie powinna oceniać go przez pryzmat tej cechy, bo sama nie należała do mistrzów wewnętrznego spokoju. Zdarzało się przecież, by wsunęła coś na surowo z tych albo innych powodów i tylko chęć poznawania nowych smaków niejako prowokowała ją do kulinarnych odkryć. Poza tym, surowizna czasem nie chciała się dobrze trawić.
 Nawet nie zaoponowała, gdy Doberman zrezygnował z dalszego oczekiwania i jak gdyby nigdy nic nabrał niedogotowanej jeszcze zupy. Powstrzymywanie go zapewne i tak nie miało większego sensu, szczególnie jeśli był naprawdę głodny. Woń mięsa i jarzyn nawet buddyjskiego mnicha mogłaby doprowadzić do kresu wytrzymałości, jeśli tylko miałby pusty żołądek, co więc dopiero z chodzącą bombą napędzaną wirusem?
 — Smakuje jak ogień.
 — A to dobrze czy źle? — zainteresowała się, w sumie to ciekawa co im z tego pichcenia wyszło. Bądź co bądź żadne z nich nie znało się na gotowaniu wystarczająco dobrze, by móc z ciemno założyć sukces. Dobór składników był z grubsza losowy, a choć Nayami i tak udało się ocalić danie od wsadu z owoców, z pewnością wahałaby się zaprezentować tę zupę jako swoje dzieło. Jak się okazało, słowna odpowiedź nie byłą konieczna — Kirin wyglądał na bardzo zadowolonego, co oznaczało przynajmniej tyle, że zupa nie okazała się paskudna. Czyli sukces?
 Gorzej, że ich kuchenna konspiracja miała lada moment zostać odkryta. Odgłos kroków stawał się coraz bardziej wyraźny, Doberman ulotnił się jak kamfora i nawet nie dał dziewczynie szansy protestu, została więc całkiem sama nad wciąż gotującym się wywarem. Nie pozostawało jej nic innego, jak zrobić dobrą minę do złej gry i obrócić całą sytuację w jakiś pozytywny sposób. W końcu hej, na dobrą sprawę zupę można było jeszcze wykorzystać, czyli część roboty na dziś została wykonana! Może wybroni się od opierdzielu.
 Trzeba mieć nadzieję.

[zt]
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.20 17:07  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
 Zabębniła opuszkami palców o blat koślawego stolika, wpatrując się półprzytomnie przed siebie. Wzrok miała po części tylko skupiony na unoszącej się znad kubka parze, myślami za to dawno odpłynęła w dalekie miejsca i dawne dzieje. Znalazła się w tym osobliwym położeniu, na które nie było rady. Herbata, czy też może przypominający ją wywar nie zdążył jeszcze ostygnąć na tyle, by nadawał się do picia; miał jednak ten stan osiągnąć lada moment, toteż nie opłacało się zostawiać kubka na pastwę losu (a nuż ktoś zechciałby skorzystać z okazji i przygarnąć bezpański napój) i pójść zająć się innymi sprawami. Pozostawało siedzieć i czekać, a w tym czasie niewiele pozostawało do roboty, jak tylko myśleć.
 Rytmiczne postukiwanie raz po raz zmieniało tempo, dostosowując się do najróżniejszych znanych anielicy utworów. W pewnym momencie ustało, gdy blada dłoń zawisła na moment nad uchem kubka. Zaraz jednak opadła w zrezygnowaniu, gdy Reb ostatecznie zdecydowała, że jeszcze za wcześnie na próbę. Ostatecznie nie miała ochotę poparzyć sobie twarzy, jakkolwiek by niektórzy nie twierdzili, że bardzo by jej się to przydało.
 Bardzo zabawne.
 Zastukała w blat po raz kolejny, zmarszczeniem brwi reagując na dziwnie znajomy rytm. Wybrała go odruchowo i z pewnością kojarzyła, ale nie mogła sobie przypomnieć słów, tytułu czy choćby towarzyszącej mu melodii. Niewykluczone, że słyszała ten kawałek raz, jeszcze w niemieckim radiu tych dwieście lat temu, nie miała więc szans na uzupełnienie luk w wiedzy. Pamięć już niestety nie ta, a z upływem czasu coraz więcej informacji uciekało z mózgu, by dać się zastąpić nowymi — bardziej istotnymi dla tu i teraz.
 Westchnęła cicho, wykrzywiając usta. Stukanie ustało wraz z zabraniem dłoni ze stołu i wrażeniu nań łokci, by móc wygodnie podeprzeć głowę i nadal beznamiętnie wpatrywać się w kubek.
 To już na pewno niedługo.
                                         
Rebekah.
Kundel     Anioł Stróż
Rebekah.
Kundel     Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.07.20 15:49  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Jericho przeszukał wszystkie kieszenie swoich dziurawych spodni, które wielokrotnie były już łatane. Sprawdził kurtkę, bluzę, a nawet zerknął do butów. Podszedł do wysłużonego futerału od swojego karabinu snajperskiego, otworzył go, po czym wyjął każdą z części broni i odłożył na bok. Tutaj też nie było. Włożył wszystko z powrotem, rozejrzał się po swojej norze, zerknął pod swoją pryczę, a nawet przejrzał poszwy, które prowizorycznie służyły mu za poszwy. Odsunął koślawy mebel, który kiedyś mógł być komodą, a który teraz był poobdzierany, a jedna noga była krzywa. Poza tym, brakowało połowy szuflad. Lepsze jednak mieć coś takiego niż trzymać swoich parę rzeczy na ziemi.
I wciąż nigdzie nie mógł znaleźć łyżki do senobiotyku, która mu się gdzieś zapodziała. Powtórzył zatem te wszystkie czynności jeszcze dwa razy licząc na to, że może jego oczy robiły sobie z niego jaja i celowo nie dostrzegały sztućca, który mógł być gdzieś na wierzchu. Westchnął, uznawszy, że w tym pomieszczeniu nie było szukanej przez niego rzeczy.
Poddając się własnemu gapiostwu, założył spodnie na dupę, przytwierdził do boku swój pistolet, bez którego nie ruszał się absolutnie nigdzie, po czym wyszedł do kuchni. Po dłuższej chwili, gdy przedarł się przez wszystkie zawiłości korytarzy tego miejsca, dotarł do miejsca docelowego. Dostrzegł siedzącą w nim kobietę, wpatrującą się z uporem maniaka w kubek i parującą z niego wodę.
- Eeee....cześć. - rzekł, gdyż uznał, że wypada się przywitać. Podszedł do suszarki i wyjął powyginaną łyżkę.
"Czy nie da się kurwa delikatniej myć tych sztućców? Ja rozumiem, że nikt nie lubi zmywać, ale do jasnej cholery...", pomyślał. Wyjął zza pazuchy słoik z senobiotykiem, postawił obok kubka z parującym płynem. Odgiął łyżkę na tyle, na ile był w stanie, po czym zażył lekarstwa.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.20 17:13  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
 — Eee... cześć.
 — Czołem — odpowiedziała, nawet nie spojrzawszy w kierunku przybysza. Dopiero kiedy znalazł się w zasięgu wzroku, nieznacznie uniosła spojrzenie i zerknęła, kto to taki zaszczycił ją swoją obecnością. Nie była przecież w stanie rozpoznawać każdego po głosie, szczególnie że sporej części Psiarni nawet nie znała na tyle blisko. Co innego kojarzyć imiona czy kto jest kim, a identyfikacja członków gangu po takich pierdołach jak styl kichania to już rzecz zupełnie inna.
 Jak by nie patrzeć, nie poznałaby nawet swojego stylu kichania.
 Z niezachwianym spokojem śledziła poczynania mężczyzny, ot z nudów, bo nadal czekała na tę swoją nieszczęsną herbatę. Jak na złość akurat wtedy, gdy chciałaby żeby czas trochę przyspieszył, ten wlókł się żółwim tempem. Paskudna to sprawa, jednak nic się na to poradzić nie dało — mogła wyłącznie zachować cierpliwość, nawet jeśli już z samej swojej natury nie miała jej wiele.
 — Co to za paskudztwo? — zagadnęła ostatecznie dość neutralnym tonem. Przynajmniej na chwilę zajmie się czymś innym niż tylko rozmyślaniem, jak bardzo nie chce się jej już czekać. Wiedziała, że kiedy zniecierpliwienie sięgnie zenitu, gotowa będzie zacząć pić herbatę taką, jaka była. Pysk sobie poparzy i tylko bardziej się zdenerwuje, a to byłoby już tragicznie głupie.
                                         
Rebekah.
Kundel     Anioł Stróż
Rebekah.
Kundel     Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.07.20 18:17  •  Kuchnia i jadalnia - Page 11 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Han przepił senobiotyk alkoholem, który trzymał w piersiówce, a z którym ostatnimi czasy się nie rozstawał. Nigdy bowiem nie narzekał na to, że miał coś mocniejszego przy sobie. Zwłaszcza, że alkoholem można było załatwić zadziwiająco dużo spraw.
Palenie spirytusu w mordzie trochę złagodziło posmak tego zielonego obrzydlistwa, które właśnie zażył, ale i tak snajper musiał wziąć jeszcze jednego łyka, by ostatecznie pozbyć się tego smaku z ust.
I wtedy usłyszał słowa skierowane w swoją stronę.
Mokugawa nie zamierzał w sumie wchodzić w jakąkolwiek interakcję, z kobietą, która tutaj przesiadywała czekając na herbatę, ale niegrzeczne by to było, gdyby zignorował jej pytanie. Na tyle przyzwoitości jeszcze miał, że jak ktoś się o coś pyta, to powinno się takiej osobie udzielić odpowiedzi.
- Senobiotyk. Zachorowałem na jakiegoś grzyba, jak byłem w jaskiniach na pustyni. Ale już praktycznie zdrowy jestem. - rzekł zwięźle. - Ponoć ten grzyb atakował tylko anioły, ale widocznie zmutował i przeniósł się na ludzi. Co poradzić... - dodał po chwili. Usiadł na koślawym krześle naprzeciwko kobiety, zakręcił słoik z lekarstwem, po czym schował go za pazuchę. Wyciągnął piersiówkę z bimbrem w stronę kobiety.
- Han Mokugawa, ale wszyscy wołają na mnie Jericho. - przedstawił się, po czym spojrzał w oczy nieznajomej. Nie kojarzył jej. Nowa? A może po prostu jakoś nigdy nie zwrócił na nią uwagi?
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 12 Previous  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach