Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 14 z 18 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17, 18  Next

Go down

Pisanie 14.01.19 23:30  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
Nie planowała kompletnie tego dnia odwiedzać kryjówki, ale nie mogła też w nieskończoność siedzieć w domu. Ktoś tam mógł potrzebować jej pomocy, a w ogrodach panował spokój, zwłaszcza o tej wietrznej, chłodnej porze. Spróbowała się jakoś zaopatrzyć na drogę, choć za każdym razem nie była pewna co jej się przyda. Garść bandaży? Były na miejscu. Woda i jedzenie? Też się znalazły. Pacjenci? O tych nie było trudno w ich patologicznej rodzince. Zresztą, nie brałaby kogoś rannego w tak męczącą podróż.
Po wkroczeniu do siedziby od razu zaczęła radośnie witać każdego przytulasem, niezależnie od ich woli bycia czy też nie bycia dotykanym. Każdy kto wpadł w jej zasięg wzroku musiał zostać naznaczony zapachem kwiatów i przyjaznym uściskiem, którym okazywała jak się za nimi stęskniła. Nawet jak kogoś nie kojarzyła. Każdy, nie ma wyjątków. Gdyby odmówiła komuś swojego wręcz odruchowego gestu, to potem inni mieliby podstawy do próby uniknięcia tego kilkusekundowego momentu bliskości z chodzącym ogródkiem. Kiedy już wszyscy zaczęli zamykać się w swoich pokojach wyczuwając choć kawałek zapachu mogący zwiastować jej nadejście i korytarze opustoszały, na końcu mignęła jej znajoma sylwetka. Przechyliła łeb, czując, że coś jest definitywnie nie tak. Jek przecież się tak nie wlekł bez powodu. Nie poszła jednak za nim, zamiast tego skręciła do pokoju medycznego.
Początkowo do sali wkradł się zapach kwiatów wiśni i bzu, zaraz po nim zza rogu wyjrzało fioletowe ślepie, które ogarnęło na szybko teren. Wsunęła się cała do środka, a liście jej aż opadły.
Co tu się odbenedyktynia? – zapytała nagle zamykając za sobą drzwi. Wzrok padł na każdego po kolei, oceniając sytuację. Jericho i Liam nie wydawali się być mocno potrzebujący. Dużo gorzej prezentowali się Mastiff i... Wilczur, a jakże. Na widok tego ostatniego westchnęła ciężko i jak najgłośniej tylko się dało, posłała mu wyraz twarzy mówiący „ja cię kiedyś sama dobiję”. Choć mógł też mówić „o ja, ale super góra naleśników”. – Zostawić was na trzy dni. Dosłownie trzy dni. Skaranie boskie – zaczęła swoją standardową tyradę, odkładając torbę na bok, rzucając na nią płaszcz i powyciągany sweterek. – Jak mam z wami zamieszkać, to po prostu powiedzcie wprost. Spróbuję sobie wykopać studnię – wydęła policzki, sięgając dłonią do czoła Growa. Spodziewała się nieprzyjemnego, lekko parzącego ciepła, a zastała  po prostu ciepło. Był chłodniejszy. Zamknęła się nagle, sięgając po jego dłoń. Co ta cholera ze sobą robiła? Próbowała na siłę się zabić?
Czujesz cokolwiek? – zapytała, dotykając palca serdecznego. Uniosła wzrok, zerkając na jego twarz, ale wychwyciła ruch gdzieś w tle. Asystująca wcześniej Jekyllowi dziewczyna nadal się tu plątała. Przywołała ją ruchem głowy i poprosiła o skrót wydarzeń z tego burdelu. Już w połowie twarz ściągnęła się groźnie. No i jeszcze miała przeprowadzić amputację, świetnie. Po prostu lepiej być nie mogło. Czy oni choć raz nie mogli być normalni?
Wolisz być dzielny i mieć amputację bez znieczulenia czy cię naćpać? – spytała Wilczura, pochylając się tym razem nad raną na ramieniu. Po nożu, jak zdążyła usłyszeć. Świetnie się tu bawili bez niej, trzeba to przyznać. Poprosiła nowicjuszkę o oczyszczenie tego miejsca, jeśli jeszcze się nim nie zajęli, a sama sięgnęła po torbę, wyjmując mały zestawik do szycia. Dobrze, że jednak zgarnęła swoje domowe zapasy i nie będzie musiała zużywać i tak topniejących środków gangu. Zdezynfekowała narzędzie, nie chcąc, żeby mu ręka zgniła i odpadła, od razu zabrała się do roboty, zszywając ze sobą kawałki skóry przywódcy, starając się to zrobić szybko, ale też jak najmniej boleśnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.19 21:58  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
W głowie miał odłamki szkła. Nawet jeśli uda mu się je posklejać, luki pozostaną, a drobne rysy przypomną o sobie w najmniej niewłaściwym momencie. Nie był to najgorszy dzień jego życia, ale bez dwóch zdań starał się o miejsce w czołówce. Zdawało się, że każdy kwadrans został przeznaczony na inną rewelację. I tak, odprowadzając Jekylla ponurym spojrzeniem, nagle Grow usłyszał słowa Hana.
  Wpierw nie układały się w żadną spójność; organizm starał się podtrzymać funkcje życiowe, ale to wciąż nie to samo, co odpowiedni, medyczny przegląd, dlatego umysł Wilczura potrzebował paru sekund, aby odcedzić szumy od dźwięków wyrazów. I wyszczególnić ich sens.
  Czoło marszczyło się tym bardziej, im mocniej ściągał brwi. Historia Mokugawy wydawała się mało realistyczna, ale świeże rany piekące w twarz tylko utwierdzały Growa w przekonaniu, że zignorowanie zagrożenia wyłącznie z powodu rzekomej niedorzeczności, to najgorszy z błędów.
  Na twarzy nie odbiło się nic oprócz skupienia, ale ciało zdradziło zdenerwowanie. Dotychczas luźno oparta o prycz ręka wsunęła się na biodro, aby sprawdzić, czy u paska wciąż ma przywiązane rękawice. Artefakt herszta DOGS.
  Niewiarygodne zresztą, jak stan pogarsza percepcję. Growlithe był tak zajęty studiowaniem dopiero co podanych informacji, że obecność Reiki dotarła do niego ze sporym opóźnieniem. Nagle uderzyła go ostra woń kwiatów ― słodki zapach bzu i płatków wiśni ― a chwilę później odczuł dotyk na dłoni.
  Kilka ścięgien napięło się, wykrzywiając jego oblicze w odruchowym wyrazie bólu. Syk przeciskał się już przez gardło, dotarł do podniebienia, ale Wilczur przełknął go wraz z porcją śliny i krwi.
  Czy cokolwiek czuł?
  Zignorował ją machinalnie, ponownie wlepiając wzrok w Jericho.
  ― Co było dalej? ― wychrypiał ponad ciszą, jaka zapanowała w pokoju. Wydawało się, że dosłownie wszyscy, cierpiący i ci całkiem zdrowi, postanowili nie przeszkadzać w zdawaniu raportu. Prawdopodobnie gdyby nie dotyk medyczki, który cały czas muskał ranną rękę, Grow nie skoncentrował się na niej ponownie. Aż do wyroku, jaki wydała, miał zamiar nie tyle ją ignorować, co traktować jako "niezbędny, drugi plan". Hasło-klucz złapało go jednak za mordę i przekręciło ją frontem do Miyaty. ― Amputację? ― szepnął, już w kierunku Reiki, ukradkiem zerkając w jej fioletowe ślepia. ― O czym ty, do licha, mówisz?
  Powinien uważać się za szczęściarza: pełne millenium przeżyte na bezkresach Desperacji, a on nadal miał wszystko na swoim miejscu. W obliczu wielu brutalnych walk, tortur i szarpanin powinien stracić przynajmniej losowego zęba; tymczasem szczerzył pełen komplet kłów i nie zapowiadało się na to, aby stan rzeczy miał się zmienić. Tak przywykł do swoich wygranych, bo wracając cało z potyczki, uznawał się za zwycięzcę, że teraz, gdy Reika wspomniała o odcięciu palca, tor myśli Wilczura został zablokowany.
  Prawie warknął, gdy poczuł szmatę przyciskaną do rany na ramieniu. Nie protestował jednak w dalszych zabiegach, raczej starał się przyswoić ostateczną decyzję.
  Czyżby minął jeden kwadrans, a zaczął się kolejny?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.19 13:13  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
To co Jericho miał teraz do przekazania hersztowi, nie spodoba mu się. Ale to i tak nie od snajpera zależało, co też ten kilkusetletni mężczyzna postanowi. Owszem, Han chciał odzyskać wzrok, ale, jeśli w ogóle to się stanie, to raczej Grow nie odda artefaktu ot tak sobie.
Mokugawa niemalże słyszał tę dzwoniącą w uszach, pełną napięcia ciszę. Wszyscy czekali na kontynuację jego raportu i tylko kobieta, która, jak wywnioskował, była kolejnym bernardynem, coś szczebiotała w tle. Zapach kwiatowy, który wszedł do pokoju wraz z nowo przybyłą był  niemalże odurzający. Przywodził mu na myśl zapach, który towarzyszył mu, gdy był, jak zwykł nazywać to miejsce, w Krainie Grzybów. Olbrzymie grzyby w tamtych jaskiniach wydzielały tak intensywny zapach, że aż człowiekowi żołądek wykręcało. Tutaj nie było aż tak źle, ale jednak zapach był drażniący.
Wracając.
- Apokalipsa powiedziała, że odda nam wzrok, kiedy przyniesiemy jej upragniony artefakt. Od dzisiaj za pięć dni mamy się spotkać. - rzekł, zdając sobie sprawę z tego, że nie ma co liczyć, że Herszt odda artefakt, by zwykły szeregowiec odzyskał wzrok.
- Nie oczekuję, że oddasz mi artefakt, bym go zaniósł. Zbyt mało znaczę w gangu, by coś takiego robić. Oczekuję, że wymyślicie z innymi jak sobie z tym poradzić, bo ten stwór sprawiał wrażenie jakby doskonale wiedział, gdzie się znajduje kryjówka. A jeśli tak, to czy coś go powstrzyma przed wtargnięciem tutaj? - powiedział, chociaż wiedział jak absurdalnie to brzmiało. Wiedział, że prawdopodobnie w ten sposób nie odzyska wzroku i albo ktoś coś wykombinuje, albo sam będzie musiał wpaść na rozwiązanie problemu z jego wyłączonymi oczami. - Nie umiem tego opisać, ale Apokalipsa wydawała się...jakby z innego świata. Nie rzeczywista. Jej szybkość była poza moim sposobem pojmowania. Do tego włada jakimiś czarami,   których działania również mi się wymyka. - krótko dodał. Jedyne o czym marzył teraz, to by wyjść z tego dusznego, przesiąkniętego chorobą i cierpieniem pomieszczenia, dostać się do swojej Izby, chociaż opłukać mordę i położyć się na swoim wiecznie zakurzonym, brudnym łóżku. To był męczący dzień. A nuż, może jutro jak otworzy oczy, to obraz powróci?
Wątpliwe.
- Raport zdany. Jak rozumiem, znajdują się tu osoby bardziej potrzebujące pomocy, także udam się do  siebie, jeśli nie jestem już potrzebny. - rzekł, spoglądając niewidzącymi oczami w miejsce, gdzie spodziewał się, że będzie Grow. W końcu wcześniej, mniej więcej stamtąd, słyszał jego głos. Czy będą od niego jeszcze coś chcieli, czy jego rola już się tutaj zakończyła i będzie mógł się udać do siebie?
Odruchowo poprawił kaburę z pistoletem, upewniając się, że broń tam jest i to zabezpieczona przed niechcianym wystrzałem.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.19 11:13  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
Skupiając się na pracy przynajmniej nie mieliła jęzorem wyrzucając z siebie nawet i bezsensowne zdania niemające znaczenia na daną chwilę. Właściwie może to i lepiej, bo dzięki temu nie budziła śpiącego Mastiffa. Wyglądał okropnie i pewnie zrobiłby im małe piekło za zakłócanie spokoju, a sen był jednym z lepszych i na dodatek darmowych lekarstw. Z bliska nie zdawał się też umierać, w jego więc przypadku Reika postanowiła po prostu zaczekać aż sam wstanie albo wyraźnie zacznie jej umierać. Chyba na to się nie zanosiło.
Starała się nie słuchać raportu, bo i tak wszystko to niewiele jej mówiło. Chcąc nie chcąc wyłapywała jednak kolejne zdania, przez które w jej głowie rodziło się mnóstwo pytań, od całkiem sensownych po takie, które zahaczały dość wyraźnie o retoryczność. Skoro ta cała Apokalipsa wiedziała gdzie są, to czemu od razu tu nie przylazła tylko dręczyła kogoś dyndającego tak nisko w hierarchii? Bezsens. Albo ten dziwny terrorysta kłamał próbując ich zastraszyć albo go coś kompletnie porąbało sądząc, że przyjdzie sobie prosto w otwarte paszcze DOGS, które nie powitają przyjaźnie kogoś, kto im dręczył tę patologiczną rodzinkę.
Wygląda gorzej niż przypadki ze szpitala. Jak poczekasz parę dni to może ci urąbię całą dłoń – odpowiedziała szeptem, kończąc zszywanie rany po nożu. Bardzo nie chciała go pozbawiać jakiegokolwiek elementu ciała, ale to paskudztwo wyglądało na naprawdę obrzydliwe zakażenie, którego w tych barbarzyńskich warunkach i bez porządnych leków z M-3 na pewno się nie pozbędzie. A kto wie, może nawet miejscy medycy by sobie z tym nie poradzili? Słyszała o ich zaawansowaniu technicznym, ale na pewno nie zamierzała lecieć tam z wywieszonym językiem i podglądać ich pracę. Raczej rzuciłaby się w oczy. – Się pacjent nie martwi, wszystko będzie cacy, robiłam to nie raz, bo jakoś ze trzy – spróbowała go dość marnie pocieszyć. Poleciła asystentce przygotowanie potrzebnych narzędzi, a sama złapała za swoją wodę i jakiś kawałek czystej szmatki. Podeszła do oślepionych zanim jej się obaj zmyją, zwilżyła materiał i ostrożnie oczyściła okolice ich oczu.
Jak się dowiem, że któryś znowu tarł brudnymi łapami, to poprzetrącam – zagroziła po tym krótkim, bezbolesnym zabiegu. Nie wiedziała jak im pomóc na przypadłość, ale już wiedziała, że przez najbliższe parę godzin będzie szukała książek, dowie się, że niczego się nie dowie i pewnie ruszy męczyć anioły. Korzeni zdecydowanie nie zapuści w najbliższym czasie, ale kto by tego oczekiwał od medyka na Desperacji? Wróciła do Wilczura miękkim krokiem.
Szybkość i czary mogłyby wskazywać na kumpli z Edenu, tylko którego by pogrzało na tyle, żeby próbować nas terroryzować? – zastanowiła się głośno, choć pytała bardziej sama siebie niż kogokolwiek z obecnych. Anioły były dosłownie z innego świata, o czym parę razy miała nawet okazję się przekonać. Całe życie przecież mieszkała na ich terytorium, wielokrotnie je spotykała. Z wymordowanymi mieli niewiele wspólnego, a z ludźmi co najwyżej wyidealizowany wygląd. Znowu zwróciła uwagę na Wilczura, patrząc na niego z góry swoimi dużymi ślepiami.
Ćpiesz, nie ćpiesz czy nie pozbywasz się palca? – spytała spokojnie. Ona miała czas, jego ręka niekoniecznie. Może też źle postawiła diagnozę i cięcie wcale nie było takie potrzebne jak się jej wydawało. Z doświadczenia wiedziała, że jak coś jest czarne kiedy nie powinno, to jest bardzo źle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.19 21:07  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
 Apokalipsa, co?
 Apokalipsa powiedziała.
 Grow znał tylko jedną apokalipsę, przeżył jej burzliwe humory i ani myślał spotykać drugi raz podobne, brutalne niedorzeczności. Wszystko wskazywało jednak na odwrotną scenę. Będzie musiał nie tylko zmierzyć się z siłami, które odebrały jego człowiekowi wzrok, ale być może straci jeden z cenniejszych artefaktów, jakie istniały na Ziemi. A przynajmniej — jakie odnaleziono.
 Obładowany różnymi przedmiotami znał cenę, jaką płaci się za energię anielską. Nie był w stanie wzniecić pożaru, choć pierwszy lepszy edeński rekrut tworzył ściany ognia na pstryknięcie palcami. Mógł korzystać z siły mar, ale jednocześnie pozbawiono go prywatności, nie tylko fizycznej, ale również umysłowej. Każdy z pobocznych artefaktów wiązał się z szeregiem niedogodnych komplikacji. Każdy miał jakieś „ale” dopisane mrówczym druczkiem.
 Artefakty przywódców były inne. Po prostu działały, wyczerpywały się, regenerowały na nowo i znów działały, nie wywołując szczególnych skutków ubocznych. Produktywne i niewymagające — jak miałby się tego pozbyć za cenę zmysłu jednego z pionków?
 ― Odpocznij — przytaknął na słowa Hana, na moment samemu zamykając oczy, jakby starał się odciąć od bodźców zewnętrznych i spojrzeć w głąb siebie. Jakby nie z tego świata? Szybkość poza sposobem pojmowania? Do licha, jak oni się temu przeciwstawią? W obecnym stanie?
 Czuł dalej krew na wargach. Przeciągnął więc językiem po kąciku ust i spojrzał na Reikę, która w najlepsze kroczyła po pomieszczeniu, rozstawiając po kątach pacjentów swoim mało władczym tonem. Wilczur skrzywił się i choć nadal huczało mu w głowie, a teraz dodatkowo szumiało od informacji, jakie zaraportował Mokugawa, postanowił skupić się przede wszystkim na lekarce.
 Na samym fakcie, że jeśli nie podda się jej zabiegom, to zaraz nie będzie sensu wymyślać planów na apokalipsę.
 Martwi nie myślą.
 Grow obrócił swoją rękę, wyglądając jak ktoś, kto krytycznie ogląda swoje paznokcie. W rzeczywistości przypatrywał się poczerniałym tkankom. Umierały, co? I niosły tę śmierć następnym i kolejnym komórkom, chłonąc coraz większe części kończyny. Nie posiadał czucia już od wielu godzin, może nawet dni. Do teraz się tym nie interesował; słaniał się na nogach i ledwo tutaj doszedł. Mały palec u dłoni był ostatnim fragmentem ciała, na który zwracał uwagę.
 ― Rób co musisz, nie marnuj leków — powiedział wreszcie, wyciągając do niej rękę, jakby tak naprawdę chciał zawrzeć z nią dziecięcą przysięgę. Stulił wszystkie palce, oprócz tego jednego, który wydawał się w ogóle nie pasować do zaczerwienionej, szorstkiej skóry całej dłoni. Był ciemny.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.19 22:38  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
- On szuka mocy. Chce artefaktu. Po co, nie wiem. Ale dokładnie wie gdzie jesteśmy, wie gdzie szukać, ale chyba w swej wspaniałomyślności postanowił posłużyć się nami.
Wtrącił swoje trzy grosze. Stał oczywiście tam gdzie był, słyszał cały ten harmider, ale nie mając bezpośredniego przekładu na spojrzenie, nie miał jak ocenić sytuacji. Z czasem trochę się wyciszyło, gdzieś jeszcze były jakieś szmery zgrzyty. Parowało, gorąco, Liam drapał się od skutków tej śmiesznej niby choroby, księżycowego pyłku, którym dostał, coś jeszcze wisiało w powietrzy, jakaś groźba, niewypowiedziane słowa i generalnie te co nie powinny zostać nawet wyszeptane.
I bez wzroku, z przytłumionymi pozostałymi zmysłami czuł, że coś rośnie. Wręcz mógł wyczuć ślady po pazurach na piaskowych ścianach, wypełnione krwią.
- Jeśli nam wszystkim życie miłe, to radziłbym się wynieść stąd. Z kryjówki. To jest... w jego aurze była tak niewymowna groza, jakby jego dotyk miał zsyłać plagi egipskie.
Przez Liama przemawiała częściowo panika. Nie mógł być spokojny, z myślami o rychłym cierpieniu. Nie wiedział czy byłby sobie w stanie poradzić psychicznie bez wzroku. Co prawda, jednego oka nie miał odkąd pamiętał, ale być pozbawionym wzroku tak całkiem? Nigdy nie zobaczyć żadnych kolorów, kształtów, krajobrazów, piękna?
Strachu w oczach upadającego wroga? Lecącego w góry ciosu?
I tak właściwie, jakim byłby zwiadowcą, gdyby nie potrafił wypatrzeć wroga. Marnym.
- Jeśli się nie da z tym nic zrobić - odejdę. Bez wzroku jestem bezużyteczny i nie będę ciężarem dla...
Schował twarz w dłoniach.
- Swoją drogą przyniosłem w tej torbie... tam, te leki po które miałem skoczyć. W międzyczasie oberwałem jakimś śmierdzącym proszkiem. Gdyby jakiś medyk chciał na to zerknąć, to byłbym wdzięczny, bo chyba zaraz wydrapię sobie skórę do kości.
Rzucił przy okazji, odklejając dłonie od twarzy i zamaszystym ruchem, jedną z nich poprawić sobie sklejone kudły na głowie.
Powiedział sobie w myślach, ze jak już będzie znów w porządku to wskoczy do jakiegoś zbiornika wodnego i się wyszoruje, nawet w brudnej wodzie.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.19 17:48  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
Jericho słysząc polecenie Growa chciał podnieść się z krzesła i udać się do swojej nory, ale wtedy wyczuł przed sobą źródło intensywnego, kwiatowego zapachu. Reika, czy jak jej tam było, stała przed nim. Postanowił więc się nie ruszać. Zwrócił tylko ku niej swoje niewidzące spojrzenie w miejsce, gdzie spodziewał się, że powinna być głowa kobiety. Prawdopodobnie patrzył się w tym momencie gdzieś niżej, na przykład na jej dwa...walory, ale nie miał nad tym kontroli. Groźba w jej dźwięcznym głosie brzmiała absurdalnie, ale mimo wszystko Han postanowił się posłuchać. Wiedział, że nie powinien tych oczu trzeć. Pozwolił je sobie przemyć, chociaż wiedział, że to nic to nie zmieni.
Nagle usłyszał głos Liama. Mokugawa wyczuł w głosie tego wymordowanego panikę, coś jakby błaganie i...użalanie się nad sobą. Przecież bez wzroku dało się żyć. Nawet jeśli go nie odzyskają, to przydadzą się gangowi w inny sposób. Tylko będą musieli ów sposób wymyślić.
- Liam, przestań się mazać. Chłopaki nie płaczą. Poza tym, Grow z ferajną na pewno coś wymyślą. - rzekł, po czym, gdy tylko Reika skończyła swoją czynność względem niego, wstał i ruszył do wyjścia.
- To na razie. - pożegnał się ze wszystkimi, po czym po omacku, na oślep, odtwarzając w głowie plan kryjówki, ruszył w stronę swojej nory. Teraz musiał się tylko zastanowić, jak wytłumaczyć Izumi to, że został oślepiony?

z/t
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.19 20:26  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
Nie muszę marnować leków, mój drogi – odpowiedziała, wskazując na zwinięty pączek ukryty wśród różowych liści na głowie. Mogła w każdej chwili potraktować wszystkich dookoła niezłą dawką halucynogennej woni, która chwilowo przytępiłaby ich receptory bólowe i przy okazji zdolność racjonalnego myślenia. Łatwiej byłoby mu znieść narastający powoli ból niż nagłe cierpienie trwające Stwórca wie ile. Może i wydawała się być bezlitosnym medykiem ubranym w śliczne, niepozorne ciałko, ale zawsze dbała o samopoczucie medyków. Przecież nawet jej nie brali na poważnie przy groźbach. No jak to mogłoby komukolwiek chcieć zaszkodzić? Muchy by nie skrzywdziła, choćby to była najbardziej natrętna mucha na świecie. Wystarczy zobaczyć jak wiosną latają za nią stada owadów zwabione kwitnącymi kwiatkami. Nawet ich nie odganiała, choć brzęczały koło uszu i rozpraszały. – Przemyśl jeszcze czy na pewno ma cię słyszeć cała góra. Zajmę się jeszcze tym biedactwem.
Delikatnie dotknęła jego dłoni uśmiechając się spokojnie. Nienaturalne ślepia skierowały się na pozostałego w pomieszczeniu ślepca. Będzie musiała znaleźć jakiś sposób, bo zaraz się tu zajęczy na śmierć. Westchnęła ciężko, podchodząc do niego. Wyciągnęła rękę i poklepała go pokrzepiająco po ramieniu.
Uspokój się, okej? Znam kilku niewidomych, którzy całkiem nieźle sobie radzą w życiu. Nikt nie jest bezużyteczny, nikt nie jest ciężarem, każdy do czegoś się przyda. Jak będziesz jojczył to cię kopnę w zadek i zagonię do robienia leków, jasne? – ujęła jedną z jego dłoni, patrząc na twarz. Nie mógł tego dostrzec, ale uśmiechała się rozbrajająco, całkowicie pewna swoich słów. Przesunęła palcami po jego skórze. – Niech przyjdzie. Wsadzę mu te plagi egipskie, czymkolwiek by nie był Egipt, prosto w zadek. Ale tobie nie wolno się rozklejać, jesteś w końcu dużym chłopcem, co nie? – dodała bardzo poważnie. Odsunęła się od niego ruszając do jednej z półek, która jeszcze jakoś dychała. Zajrzała do jednego pudełka, potem przeszperała drugie. Wyciągając mały słoiczek przyjrzała mu się uważnie. Nie było co się sugerować etykietą, pojemniki były tak wielorazowego użytku, że już dawno pierwotna zawartość została zużyta. Ostrożnie odkręciła wieczko, powąchała zawartość. Z obrzydzeniem odsunęła słoiczek od nosa, zakręciła go. Powtórzyła to jeszcze dwa razy aż nareszcie czwarty okazał się być tym, o co jej chodziło. Wróciła do Liama, wzięła jego rękę i wsunęła chłodny słoiczek w palce.
Umyj się. Przede wszystkim miejsce, które miało styczność z substancją. Jeśli nie znajdziesz u nas wody, to potem mogę cię zabrać do Edenu. Smaruj swędzące miejsca trzy razy dziennie przez jakieś cztery dni, staraj się nie zabrudzić. To zwykła maść ziołowa, ale powinna zadziałać kojąco – objaśniła. Czasem nie trzeba było cudów, żeby coś wyleczyć, ale gdyby jego stan się nie poprawił, to wiedział gdzie jej szukać. Ktoś przynajmniej na ogół miał pojęcie, gdzie znajduje się ich chodzący ogródek medyczny, zawsze reagowała na wezwania. Na jej warcie żaden członek DOGS nie będzie chodził wystraszony, poturbowany i w poczuciu beznadziei. – No, a teraz zmiataj. W razie potrzeby będę się jeszcze tu kręcić.
Odwracając się na pięcie poświęciła już całą swoją rozbieganą uwagę przywódcy. Sięgnęła po pierwsze narzędzie z zestawu wyglądającego jak te używane do tortur. Przysunęła się. Ostateczna decyzja czy ma ciąć na żywca czy też nie. Nie zapytała. Spojrzała tylko prosto w oczy Wilczura jakby chciała zasugerować, że jednak wolałby z tego skorzystać. Amputacje nie były przyjemne zarówno dla pacjenta jak i dla samego lekarza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.02.19 1:39  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
Był to bardziej symbol głupoty niż heroizmu. Myśl, że mógłby na pstryknięcie palcami zejść z tego świata, a po jakimś czasie obudzić się, gdy będzie już po wszystkim, była pokrzepiająca. Cholernie kusząca. Desperacja nauczyła go jednak, że są rzeczy gorsze niż odcięcie palca, o wiele gorsze niż chrupot kości odłamywanej ze stawu. Łamał szczęki i przyglądał się, jak oczy, pod wpływem zbyt wysokiej temperatury, nagle zamieniają się w ściskane w palcach winogrona. Torturował i był torturowany, domagał się burdy i sam stosował przemoc. Przywykły do odrętwiałych z wysiłku mięśni i ognisk bólu wręcz nie wyobrażał sobie, aby teraz, gdy zaszedł tak daleko, o własnych nogach docierając do siedziby, miał ulegnąć przyjemniejszemu wariantowi. Decyzję podjął już dawno.
 Kiedy Reika krzątała się od pacjenta do pacjenta, tym razem całą swoją uwagę poświęcając Liamowi, do Growa podeszła młoda dziewczyna, zawieruszona pomoc medyczna. Nie potrafiła z pewnością ukoić jego cierpienia, ale postarała się o to, aby obmyć twarz Wilczura zimną wodą i zszyć rozorane płaty ciała. Skrzywił się, gdy przebijała igłą skórę niedaleko dolnej powieki, ale ani razu nie zamarudził. Być może za bardzo skupił się na tym, co przekazał mu Han.
 A może po prostu nie miał już siły na pyskowane i stawianie się. Każdy ruch wywoływał coraz większe rozdrażnienie i bezsilność i nawet słowa Liama niknęły w szumie, jaki natrętnie rozbrzmiewał w uszach Growlithe'a. Najchętniej położyłby się na pryczy i już nie wstawał. Miał jednak świadomość, że jako jedyny nie zostanie w pokoju medycznym, nawet mimo stanu, który zakrawał o śmierć. Jeżeli teraz straci przytomność, to wyniesie się stąd zaraz przy pierwszym jej odzyskaniu.
 — Dziękuję — wychrypiał, kiedy nowicjuszka kucnęła przy jego nodze, prowizorycznie przeglądając jej stan. Ta bezimienna lekareczka nie była z całą pewnością dobra w tym, co robiła i szwy okazałyby się rzetelniejsze, gdyby zabiegiem zajęła się Reika, ale w obecnej sytuacji nie było sensu odpychać pomocnej dłoni. Tym bardziej, że czekał go o zabieg, przy którym trochę nici nawleczonej na igłę nie zdziała takich cudów. Nic już nie dało się zrobić.
 Bernardynka bez słowa wymknęła się na hol, prawdopodobnie po to, aby zahaczyć o magazyn i uzupełnić na powrót uszczuplone zapasy medykamentów i bandaży. Grow tymczasem spojrzał prosto w źrenice Reiki i kiwnął głową.
 Niech mają to już za sobą.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.19 20:03  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
Twardo trzymał przy swoim, ale nie mogła go winić. Każdy mógłby się pochwalić przeżyciem amputacji w takich warunkach, jeśli dostałby krótkie znieczulenie i mógł na te parę chwil odpłynąć do szczęśliwej krainy pełnej wytworów wyobraźni podsycanych halucynogenami prosto z jej słodkich kwiatków. Ale nie on. On im przewodził, musiał pokazać, że jest twardy jak kamienie, wśród których żyli. Musiał pokazać, że nie da się tak łatwo wykurzyć z tego świata przez jakieś marne dolegliwości. Mały palec nie był nogą, a pewnie i bez nogi dawałby sobie świetnie w życiu radę. Podziwiała go za to. I za to, że mimo wszystko nie wybrał łatwej drogi, choć miał ją na wyciągnięcie ręki. Sama nie miała w sobie tyle odwagi - gdyby była na jego miejscu wybrałaby mniejszy ból.
Uśmiechnęła się łagodnie, widząc skinięcie. Odwlekła jeszcze chwilę całość zabiegu, ale ze względu na niego, a nie ze strachu, że coś schrzani. To tylko jeden palec. Pójdzie szybko, ale niestety wciąż boleśnie dla pacjenta. Wyciągnęła swój pasek, który do tej pory ozdabiał spódnicę dokoła bioder, złożyła go na pół i zbliżyła do warg Wilczura. Poprosiła, żeby zagryzł. Zawsze to lepiej wbijać zęby w coś twardo-miękkiego niż zaciskać je w bólu i doprowadzić do ewentualnego pogorszenia stanu uzębienia. Specjalizacji dentysty nie miała, więc na pęknięcia zębów nic nie poradzi. I zdecydowanie nie zamierzała mu łatać języka, jeśli go pogryzie.
W następnym kroku przygotowała jego rękę, oczyściła powierzchnię roboczą, oceniła, gdzie najlepiej będzie ciąć. A potem zabrała się za robotę, wyjątkowo uparcie milcząc i skupiając się na zadaniu. Przecięcie skóry i ścięgien było łatwe i wcale nie takie bolesne. Gorzej działo się dopiero w momencie, w którym musiała przedrzeć się przez kość, ale nie zawahała się nawet na chwilę. Po prostu to zrobiła, zręcznym ruchem zmniejszając populację jego palców o jeden. Odkładając narzędzie "tortur" natychmiast sięgnęła do swoich liści, wybrała jeden z grubszych i pociągnęła szybko, zaciskając zęby. Uczucie przypominało wyrwanie kępki włosów, nie należało więc do przyjemnych. Zaczęła ugniatać różowy fragment roślinki aż pociemniał, a jego powierzchnia zaczęła błyszczeć od wyciśniętego soku. Natychmiast przyłożyła liść do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się fragment kończyny, obandażowała dłoń, dzięki czemu lek będzie w stanie podziałać nieco dłużej, a pacjent nie zostanie zmuszony do trzymania go przez najbliższe kilka dni.
Odsuwając się od Growa, wygrzebała z torby wodę i pochłonęła pół butelki na raz. Wolała się nawodnić po utracie liścia, żeby potem nie chodzić lekko przymulona. Usiadła obok Wilczura i podała mu wodę, odbierając też pasek.
Postaraj się nosić bandaż przez parę dni. Samo krwawienie powinno niedługo ustać, ale im dłużej liść zostanie na miejscu, tym szybciej rana się zagoi i będziesz mógł dzielnie taplać się w błocie bez obaw, że znowu ci wlezie jakaś franca – poinstruowała mężczyznę dobrze wiedząc, że nie posiedzi grzecznie w pokoju medycznym do zakończenia procesu leczenia. Mało komu chciało się leżeć w tych niezbyt wielkich czterech ścianach, wdychając woń krwi, śmierci i medykamentów. Nie miała też tyle siły, żeby zatrzymać go protestem, co najwyżej uparcie mogłaby zablokować wejście swoją drewnianą formą. Działało to jednak w dwie strony i potrzebujący nie mogliby dostać się do środka.


Leczący liść - użycie jednego liścia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.19 23:21  •  Pokój medyczny - Page 14 Empty Re: Pokój medyczny
Stłumić ból? Nie dało się. Reika musiała uszanować jego wolę — taka właśnie była. Niosła pomoc i głaskała po głowach osamotnionych, połamanych pacjentów, jednak wciąż potrafiła zrozumieć coś tak prostego jak duma. W porównaniu do niektórych medyków gangu, nie reprezentowała obrazu dyrygentki. Siłą zaciągnęłaby rannego na kozetkę i wybadała go od stopy po czubek tępego, schorowanego łba, ale Grow szczerze wątpił, aby wpychała im do gardeł wodę z aspiryną albo na mus obkładała swoimi leczniczymi liśćmi. Miała w sobie coś, co kazało sądzić, że robiła maksimum z minimum — opiekowała się i czuwała nad pokiereszowanymi, aby po wszystkim człowiek mógł być pewien, że nie zrobiła nic wbrew jego oczekiwaniom. Nic poza, co najwyżej, przymusowym przytrzymaniu przy życiu.
 Dlatego wykonywanie poleceń Reiki było dla Growa prostsze, bo nie kłóciło się z jego wewnętrznym buntownikiem. Przy wielu okazjach na złość przerażonym jego stanem medykom jeszcze bardziej się nadwyrężał lub odwlekał w czasie zabiegi. Mimo szczebla, na który się wspiął, cechowało go przecież szczeniactwo. Nie krył się z tym.
 Rei stanowiła wyjątek i gdy podała mu pasek do spodni, zęby sekundę później zacisnęły się na skórze. Wydawało mu się, że jest przygotowany, ale tak naprawdę nie istniał czas, miejsce, ani psychiczne opanowanie, nie istniało cokolwiek, co byłoby w stanie tak po prostu przygotować kogoś na nagły zastrzyk bólu, tak samo, jak nie dało się pozostać niewzruszonym, gdy ktoś wbił ci pręt prosto w brzuch.
 Kiedy narzędzie nacisnęło na skórę, mięśnie, a wreszcie na kość, żuchwa Wilczura gwałtownie zacisnęła się z górną szczęką; zęby wbiły się w twardą powierzchnię paska, na której z pewnością pozostaną trwałe ślady. Poczuł jeszcze, jak wraz z pierwszym ruchem chirurgicznego metalu, całe powietrze przeciska mu się przez gardło i zastyga w płucach. Przed oczami błysnęły wszystkie odcienie bieli, mrugając jak przy natłoku fleszy. Zacisnął powieki, uderzony myślą, by zabieg wreszcie się skończył.
 Nie żałował jednak swojej bezwzględnej upartości, która kazała mu trzymać się pewnych nałożonych zasad — na przykład reguły, by nie brać środków znieczulających, gdy nie było to absolutnie konieczne. Reika uporała się z problemem w trymiga i choć pulsowanie nie ustawało, zostało częściowo złagodzone, gdy leczniczy liść dotknął intensywnie krwawiącego miejsca.
 Nie oddychał.
 Przypomniał sobie o tej cholernej podstawowej czynności dopiero, gdy przez szum w głowie przebił się głos medyczki. Powietrze prześlizgnęło się przez jego zęby. Puścił jej pasek od spódnicy, dosłownie rzucając go sobie na kolana. Dudniło, jakby trzymał głowę przy metalowej blasze od drugiej strony traktowanej młotem pneumatycznym. Jak przez zgiełk starał się wychwycić sens słów, jakie do niego kierowała.
 — Jasne — wymamrotał na odczepnego, nie odbierając jednak wody. Prawdopodobnie nie był w stanie skupić się na tyle, aby zarejestrować butelkę. Cel, jaki przyćmił wszystko inne, haczył o jego pokój. I odpoczynek. Bardzo potrzebował się przespać. — Dziękuję — dorzucił, ale już mniej wyraźnie, jakby język zaczął mu się plątać.
 Obraz się chwiał.
 Upływ krwi i gwałtowne dźgnięcie, jakie w niego uderzyło przy ostatecznym ruchu amputującym palec skutecznie ostudziły jego waleczność. Dźwignął się jednak na nogi i postawił pierwszy krok do przodu, a potem następny i kilka kolejnych, choć podłoga coraz mocniej — w jego odczuciu — falowała.
 W drzwiach wpadł na młodą pomocnicę, której omal nie wypadł karton z medykamentami i bandażami, po które się przespacerowała. Widok Wilczura ściągnął brwi medyczki, ale bez słowa odstawiła pudło na ziemię, pod ścianą i wyciągnęła ręce ku Growlithe'owi, postanawiając, że pomoże mu przejść do nowy. Przez ramię rzuciła jeszcze spojrzenie do Reiki.

zt
następny temat
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 14 z 18 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17, 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach