Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 18 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 13 ... 18  Next

Go down

Pisanie 02.02.18 22:47  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Badawcze spojrzenie Bernardyna przypatrywało się z uwagą sylwetce pacjenta. Analizował jego zachowanie. Żałował, że królik zamknął za sobą drzwi. Nie lubił znajdować się z nim w jednym pomieszczeniu sam na sam. Był nieobliczalny, niebezpieczny. Stwarzał zagrożenie nawet podczas snu, a Jekyll nie miał zamiaru przekraczać bram piekieł, mimo iż chęci do życia powoli z niego ulatywały. Miał aspiracje i wątpił, że osobnik pokroju królika zrozumie jego motywy. Grdyka poruszyła się podczas niemal bezdźwięcznego przełykania śliny. Pitbull skosztował wysokoprocentowego znieczulenia. Na ustach doktora pojawił się cień uśmiechu, a po chwili pożałował, że nie umieścił w naczyniu paru kropel trucizny. Syknął, kiedy dłoń świra zacisnęła się na jednym z rozłożonych na blacie skalpelów. Przypatrywał się jak ten przycisnął jego ostry brzeg do swojego ramienia i okaleczył się. Z rany trysnęła krew. Skapywała na podłogę, a z ust Jekylla nie padł żaden adekwatny do sytuacji komentarz. Nie miał ochoty interweniować, zresztą nie miał ku temu odpowiednich warunków, głos ugrzązł mu w gardle, a w przełyku ukształtowała się gula. Przypatrywał się tylko procesowi obniżania się poziomu posoki w organizmie i rozciętej skórze z rozczarowaniem. Kat nie podrażnił żył, więc nie wykrwawi się i nie poprawi humoru Anglikowi. Wielka szkoda.
 Przetarł wierzchem dłoni krople potu z czoła i wyprostował się na krześle. Musiał odzyskać kontrolę nad sytuacją i odebrać ostre narzędzie królikowi.   
 — Masz dobre oko, ale teraz odłóż ten skalpel - wycedził przez zaciśnięte zęby, zerkając na swoje narzędzie chirurgiczne w rękach kata. Nie lubił, gdy ktoś je dotykał brudnymi łapami, a niewątpliwie dłonie królika takowe były. Nie dbał o higienę, o czym świadczył jego stan uzębienia. Był jak tysiące istnień na Desperacji. Oswojony z nędzą i spartańskim warunkami.  — Daj. — Wyciągnął w stronę świra rękę, w nadzieję, że ten nie wykorzysta sytuacji i nie przybije ją trzymanym w dłoni narzędziem. — Nie stać cię na niego — zapewnił. Przedmiot był bezcenny. Służył swojemu właścicielowi od wielu długich lat. Nie był tylko przyrządem pomagającym mu w pracy, Jekyll darzył go sentymentem. Nie był obiektem handlu.  Nawet za możliwości zbadania struktury tkanek Wymordowanego, niewątpliwie wartych podobnej ceny. Na własne oczy widział, do czego był zdolny jego organizm. Szybka regeneracja, która bezbłędnie odtwarzała tkanki, odbudowując ich układ i strukturę. Jego budowa anatomiczna fascynowała Bernardyna, ale nie do tego stopnia, by zaprzedać za nią element swojej duszy, a skalpel niewątpliwie takowym był. Dla lekarza nie było nic cenniejszego od jego medycznego asortymentu. — Odłóż go — powtórzył, cedząc te słowa przez zaciśniętą szczękę. Nie prosił, rozkazywał, powoli tracąc cierpliwość.
 Nie skomentował w żaden sposób wymienionych przez Wymordowanego dolegliwości. Był zbyt skoncentrowany na tym, by odzyskać ten drogocenny przedmiot.
 — Jeśli mi go nie oddasz, nie postawię Ci diagnozy — dodał po chwili, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. Igrał z ogniem, ale musiał go odzyskać. Za wszelką cenę.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.18 0:55  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Wbił uporczywe spojrzenie w jasnowłosego, ale nic się nie odezwał. Tylko przyglądał mu się, jakby na coś czekał. Nie odłożył również swojej nowej zdobyczy, zabawki. W jego mniemaniu zdążył już ją oznaczyć na kilka sposobów jako swoją własność. Był gotowy stoczyć walkę na śmierć oraz życie, byleby tylko dopiąć swego. Prawie jak rozkapryszona księżniczka, która musi zawsze dostawać tego, czego chce. I nagle, kiedy wydawało się, że żadne słowa do niego nie docierają, usta królika wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.. Zdał sobie sprawę z doboru słów, jakich użył Jekyll. Oddaj a odłóż miało dwa zupełnie inne znaczenia. Nie nakazywał mu oddania skalpelu, a jedynie odłożenie. I tego zamierzał się póki co mocno trzymać.
Wciąż nie spuszczając swojego spojrzenia z niego, powoli opuścił dłoń, w której trzymał medyczne narzędzie, aż wreszcie odłożył je na blacie stołu, tuż za sobą, by w razie co pochwycić go na nowo i nawet uciec. W tym momencie ważniejsza dla niego była nowa zdobycz niż postawienie diagnozy. Cóż, z takim podejściem to cud, że nadal dychał.
Znasz historię o Czerwonym Kapturku? – zapytał przechylając głowę na bok, przez moment wyglądając jak małe dziecko, a nie istota gotować rozszarpać kogoś tylko dlatego, że miał w danej momencie ochotę na babranie się w czyichś bebechach.
Ale tę prawdziwą. Bo wiesz, kiedyś, dawno temu, w świecie funkcjonowała łagodniejsza wersja… Ale ta prawdziwa…. – pochylił się nieco w jego stronę, a na twarz mężczyzny padł dziwny cień.
Ale ta prawdziwa… jest o wiele, wiele mroczniejsza. – roześmiał się głośno, ale śmiech momentalnie został przerwany nagłym napadem kaszlu. Trwało to zaledwie parę chwil, a gdy wreszcie zamilkł, przetarł wierzchem dłoni usta i zaczął chichrać pod nosem, wpatrując się w podłogę wyglądając jak obłąkaniec, który uciekł z zakładu psychiatrycznego. Z drugiej strony…. Czyż właśnie tym nie był?
Doktorze…. – podjął uśmiechając się radośnie, kiedy ponownie na niego spojrzał.
Mam się rozebrać? Konkrety. Zróbmy to. Zbadaj mnie. Muszę wyyyyyjść. Więzienie i obowiązki czekają. – wymamrotał i zaczął kręcić się w miejscu siedząc na stołku. Nie wyglądał groźnie. Miewał takie momenty, zwłaszcza, kiedy się uśmiechał, że wyglądał wręcz łagodnie. Jak urocza, puchata istota o miłych i przyjaznych genach. Czar zazwyczaj pryskał w chwilach, gdy otwierał usta i zaczynał gadać. Gadać, gadać i gadać. O wszystkim i o niczym. Zlepki słów, które prowizorycznie składały się na całe zdania. Choć bywali i tacy, którzy szukali w tym ukrytego znaczenia.
Raptownie zatrzymał się. Siedząc bokiem do Jekylla, spojrzał na niego z błyskiem w oku.
Więc?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.18 2:24  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
  Nie słuchał, koncentrując się na błyszczącym w matowym oświetleniu skalpelu. Nie miał zamiaru się z nim rozstawać, ani się się nim dzielić. W stosunku do swoich medycznych przyrządów miał mentalność dziecka. Należały tylko do niego i nikt nie miał prawa ich sobie przywłaszczać, chyba, że przejdzie po trupie Bernardyna, plamiąc nogawki jego krwią. Wtedy będzie mu już wszystko jedno.
 Odetchnął, kiedy królik przestał się opierać i przedmiot spoczął na blacie stolika. Wbił w niego wzrok.
 — Nie interesuje mnie historia Czerwonego Kapturka. Ona ci nie wyleczy — poinformował go. Matka nie czytała mu bajek na dobranoc. Była zbyt zajęta prowadzeniem swojego farmaceutycznego przedsiębiorstwa w postaci sieci aptek, a on nigdy nie miał jej tego za złe. Mógł skupić się na swoich (chorych) pogłębiających się z roku na rok zainteresowaniach. Zamiast baśni, miał poukładane na półce książki medyczne i nigdy nie czuł się z tego tytułu gorszy od swoich rówieśników. Posiadał w swoim życiu inne priorytety. Był konsekwentny w swoim postępowaniu i uparty w dążenia do wyznaczonych celów.
 Wstał z twardego krzesła. Kontakt z pacjentem był bardzo ważny przy postawieniu właściwej diagnozy, a Jekyll nie zwykł bagatelizować swoich obowiązków. Nie miało to związku z klauzulą sumienia. Takowa go nie dotyczyła. Złamał ją już zbyt wiele razy, eksperymentując na żywych organizmach. Patrzył jak umiały pozwalał im na to na własnych oczach, bez drgnięcia, zbyt zajęty analizą ich zachowania po podaniu mieszanki różnych leków. Przystanął w połowie kroku. Zerknął na kata z niezrozumieniem. Nie lubił być popędzany, jak koń wyścigowy. Jego rola nie ograniczała się do takiej roli. Musiał przegonić samą śmierć. Żaden koń nie był do tego zdolny. Nad ludzki wysiłek, a przecież oni obaj przestali być ludźmi.
 — Więzienie? Moja diagnoza jest więzieniem. Więzi w łóżkach, pod ciepłym kocem  — odparował, bo Pittbul w swoimi obecnym stanie nie nadawał się do wykonywania powierzonych mu obowiązków. Był słaby. Wymagał konsultacji z ciepłem i odpoczynkiem. Obskurne, więzienne cele nie mogły mu tego zagwarantować. — Twoje objawy wskazują na zwykłe przeziębienie, ale nie podoba mi się ten kaszel — ciągnął dalej tę szopkę, z świadomością, że królik nie dostosuje się do lekarskich zaleceń. Był jak cała reszta tej hałaśliwej hałastry. Podchodził lekceważąco do stanu swojego zdrowia, a skoro przekroczył próg pomieszczenia, te musiało dać mu niezły wycisk.
 Okrążył stół i podszedł do pacjenta, ograniczając jego przestrzeń osobistą. Na jego usta wślizgnął się fałszywy, ale piękny uśmiech, w celu zademonstrowania swojego uroku osobistego. Miał odwrócić uwagę Pittbula. W międzyczasie oparł dłonie o blat stołu. Przesunął po nim skalpel, z dala od zasięgu wzroku królika. Do jego nosa podszedł zapach krwi. Dostrzegł parę kropel w czuprynie świra, ale nie zainteresował się tym zjawiskiem. Pewnie znów kogoś rozerwał na strzępy i skonsumował. Zamiast zrobić mu wykład na temat zdrowego odżywania, który pewnie spłynąłby po nim jak deszcze po rynnie, popatrzył mu głęboko w oczy. Białka były przebarwione. Kaszel musiał męczyć jego właściciela także w nocy i nie pozwalał mu się wyspać.
 — Nie musisz się rozbierać. Chyba, że pod ubraniami skrywasz ciekawe modyfikacje genetyczne — rzucił w ramach odpowiedzi. Palce Jekylla zacisnęły się na punktach za uszami pacjenta. Wyczuł pod opuszkami powiększone więzły chłonne. Były opuchnięte. — Od kiedy towarzyszą ci te dolegliwości? — zapytał. Królik zwlekał z wizytą u lekarza. Tego Dr był pewien. Złapał w palce jego podbródek, z wyczuciem, aby nie pozostawić na skórze odcisków swoich palców w postaci czerwonych śladów po paznokciach. — Otwórz szeroko szczękę i przyciśnij język do dolnej części podniebienia. Chcę sprawić stan twojego gardła — zalecił. Utkwił zielone oczy w wykrzywione w uśmiechu wargi kata. Nie lubił być tak blisko tego szaleńca. Nie rozumiał go i nawet nie próbował. Strata czasu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.18 23:30  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Spojrzał na niego spode łba wyglądając teraz jak niezadowolone z życia szczenię, które na dodatek zostało jeszcze skarcone. Nie potrafił pojąć, jak mogła go nie interesować historia o Czerwonym Kapturku! Nie żeby Raptor kiedykolwiek przejmował się zdaniem innych. Zamiast tego, mimo protestów zazwyczaj dalej kontynuował swoje jakże interesujące wywody. I tym razem nie miało być inaczej. Właściwie już otwierał usta, by kontynuować opowieść, kiedy jego wzrok przykuło zupełnie coś innego, ale równie interesującego. Czerwone tęczówki leniwie przesuwały się w rytm pełzającego słonia wielkości domowego psa, który przemierzał kolejne centymetry, o dziwo czystego i to niemal sterylnie, podłoża.
Huh. Mógłbym być słoniem. Spotkałeś kiedyś słonia? – zapytał go, wreszcie przenosząc spojrzenie na drugiego wymordowanego i obdarzając go pełną atencją. Nie oczekiwał odpowiedzi na swoje pytanie. Szczerze powiedziawszy naprawdę rzadko jego ‘rozmówcy’ odpowiadali mu na cokolwiek. W wielu przypadkach bali się, w innych z kolei nie wiedzieli co. I nie dlatego, że brakowało im słów, a raczej ciężko było posklejać w całość puzzle, które co chwilę rozsypywał królik. A każdy fragment pasował do zupełnie czegoś innego.
Sięgnął do ucha, które oklapło nieznacznie i przejechał palcami wzdłuż jego całości, a w spojrzeniu mężczyzny pojawił się ostrzegawczy błysk, gdy obnażył nieco zęby w ostrzegawczym geście.
Bardzo tego nie lubię. – powiedział niemal szeptem, choć jego słowa były wyraźne, niemal namacalne.
Kiedy ktoś dotyka mnie w tym miejscu. Zrób to więc szybko. Lubię cię. Nie chcę cię skrzywdzić. – dodał po chwili, na krótki moment przymykając oczy, próbując wykrzesać z siebie resztki cierpliwości dla niego i dotykania w sferach, których nienawidził.
Gdy wreszcie dotyk zniknął, ciężka atmosfera również rozpłynęła się niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Nawet oblicze jasnowłosego nieco się rozjaśniło. Poruszył nogami i zakaszlał głośno, nieco tracąc oddech.
Wiesz, jak będziesz mnie doglądał, to mogę leżeć pod kocykiem. – zachichotał pod nosem na samą myśl tego jakże jaskrawego pomysłu.
W sumie mogę. Mogę. Mogę. Tak. Mogę jak będziesz mnie doglądał. Jesteś zabawny. Chociaż trochę jak kamień. O! – klasnął w obie dłonie, gdy wpadł na cudowny pomysł.
Jesteś jak zabawny kamień! – jeszcze przez chwilę chichotał jak opętaniec, aż jego śmiech nie został przerwany kolejnym atakiem kaszlu, tym razem brzmiącym jak stary samochód, który nie potrafi odpalić.
Reszcie badania i oględzinom poddał się raczej bez walki, aż do momentu, kiedy dotarli do kwestii otwarcia buzi. Raptor przechylił głowę nieznacznie na bok, przyglądając się medykowi z nieco pytającym wyrazem wymalowanym na jego twarzy.
Podniebienie…. A to nie jest przypadkiem tylko górn- blhgnr   – reszta słów utonęła w bełkocie, gdy jego usta zostały siłą rozwarte przez doktora. No cóż. Nie oponował, grzecznie siedząc na tyłku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.02.18 1:26  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Mógłbym być słoniem.
  Usta Jekylla zadrżały i uformowały się w uśmiechu, jakby oczekiwał podobnego wyznania z ust królika. Twoje życzenie jest moim rozkazem, zadrwił w myślach, bo właśnie wymarzyła mu się krzyżówka królika ze słoniem. W swoich bogatym w doświadczeniu życiu jego oczy nigdy nie były świadkiem takiej hybrydy. Słonie były gatunkiem niemal wymarłym. Rzadko zdarzało się, aby ktokolwiek miał garść jego genów. Dr nie odnotował takiego przypadku, ale za to w swoim asortymencie genotypów miał próbkę takowych tego stworzenia.
  — Widziałem — odpowiedział oszczędnie na jego pytanie, w głowie knując spisek, jak zaciągnąć go do swojego laboratorium i zmutować ze słoniowym DNA za pomocą zdobytego na przestrzeni lat doświadczenia i niezastąpionego skurwysyństwa  w charakterze wirusa X. Uśmiech na jego ustach się rozszerzył, a w połączeniu z niebezpiecznym błyskiem, który pojawił się w zielonych tęczówkach, nadał Bernardynowi upiornego wyrazu. Był niebezpieczny, psychodeliczny, porównywalny z tym, który rozgościł się na ustach siedzącego przed nim świra.
  Jego palec znalazły się nadprogramowo nad drżącą grdyką drugiego Wymordowanego. Docisnął do niej opuszek, wyczuwając twardą chrząstkę,  która poruszała się wraz z kolejnymi przetwarzanymi przez krtań Ptibulla słowami. Z gardła Jekylla uleciał cichy, mrożący krew w żyłach chichot, który odbił się od ścian gabinetu, ale szybko został stłumiony przez swojego właściciela. Przyłożył wierzch dłoni do ust, by go przerwać.
  Nie powinien pozwolić sobie na chwili rozluźnienia w towarzystwie nieobliczalnych członków gangu, a królik do takowych się zaliczał. Westchnął bezgłośnie w celu pozbycia się nieprzychylnych, kłębiących się w jego głowie myśli, po czym zajął się badaniem pacjenta Nie przeprosił, gdy ten zademonstrował mu swoje niezadowolenie, gdyż Bernardyn nie rozpatrywał tego dotyku w kategoriach łamania komfortu pacjenta. Był lekarzem. Naruszył jego przestrzeń osobistą, aby ocenić jego dolegliwości i na ich podstawie wydać diagnozę. Nie było w nim żadnego ukrytego dna.
  — Będę, ale prywatne wizyty kosztują. Nie wypłacisz się do końca życia — (Chyba, że oddasz się medycynie na moim stole operacyjnym) odparł enigmatycznie wprost w rozchylone wargi królika, bo właśnie w tym momencie zajrzał do nich, w celu oceny stanu gardła. Nie było zaczerwieniona, a więc jego intuicja go nie zawiodła. — To nie jest grypa — ocenił wreszcie, przekształcając myśli słowa, ale właściwie nie kierował ich do królika. Wątpił, że ta ograniczona istota mogłaby to pojąć. — Ta choroba to Minoris Adversarius. Dawno nie występowała u żadnego z Psów, a przynajmniej nie u badanych przeze mnie przypadkach — dodał, bo właśnie tym byli dla niego członkowi DOGS – przypadkami, niektórzy trudnymi i problematycznymi, niektórzy ciekawymi. Odsunął się do pacjenta i podszedł do swojej torby. Wyciągnął z niej parę kartek. Skonsultował z nim wzrok. — Nie mamy na magazynie leków przeciwwirusowych — stwierdził po przestudiowaniu dostępnej listy leków. Zacisnął mocniej palce na swoich notatkach. — Musisz uśmiechnąć się do jakiegoś Ratlera, ale z dystansu. To cholerstwo przenosi się drogą kropelkową  — poinformował go. Potrzebował tego lekarstwa, by wygrać z chorobą.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.18 20:41  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Spomiędzy ust wymordowanego wyrwało się ciche, niemal bezszelestne „och” tuż po tym, jak doktor odpowiedział na jego pytanie. Trzeba przyznać, że poczuł ukłucie zazdrości, bo on sam chciałby go zobaczyć. Przy jednoczesnym zapomnieniu, że w swoim tysiącletnim życiu. Bo pamiętał czasy przed apokalipsą. Pamiętał je, pamiętał ZOO, i zapachy jakie temu towarzyszyły. Tak wiele pamiętał, tak wiele wspomnień zacierało się, tworzyło całość, bezkształtną masę, której już w żaden sposób nie potrafił uformować.
Myśli roztrzaskały się brutalnie, gdy do uszu poziomu E dobiegł niespotykany dźwięk. Śmiech. Śmiech mężczyzny, który nie należał do wylewnych osób. Mężczyzny, które emocje ograniczały się do chłodnej kalkulacji i pogardy, którą ciskał w innych, niewygodnych osobników. Królik rzadko bywał w kryjówce i równie rzadko widywał jasnowłosego. Ale nawet mimo tego wiedział to i owo.
Gdy pierwszy szok wreszcie minął, uśmiechnął się szeroko i wyciągnął w jego stronę prawą dłoń. Zaledwie paznokciem musnął jego brodę i nieco uniósł głowę, przypatrując się jego spojrzeniu, wewnętrznie zwalczając narastające podniecenie i napięcie kumulujące się w okolicach podbrzusza.
Nie mógł.
Nie możesz. To Pies. Dlatego nie możesz
Kiedy się śmiejesz, wyglądasz tak kusząco, doktorze. Podniecasz mnie. Stanął mi. – wycharczał, wykrzywiając usta w jeszcze szerszym uśmiechu. Ale jego uśmiech nie należał do tych, który zaraża innych. To był uśmiech gotowy do wszystkiego. Przerażający i pochłaniający cudzą duszę.
Mam ochotę cię zerżnąć, a potem posmakować twojej krwi. – dodał półszeptem.
Ale nie mogę. – zabrał rękę odchylając się, robiąc przy tym niezadowoloną minę jak szczeniak, któremu odebrano ulubioną gumową piszczałkę, do tego nadymając jeszcze policzki i machając jedną nogą. I cała nieprzyjemna i ciężka atmosfera momentalnie opadła jak za dotknięciem magiczną różdżką.
Nie mogę. – powtórzył cicho, zerkają ukradkiem na niego.
Jesteś jednym z Psów. A Psów nie wolno mi dotykać. – mruknął rozżalony. Najwidoczniej niewidzialny kaganiec założony przez Wilczura doskonale spełniał swoją rolę.
Jaka szkoda. Jakie marnotrawstwo. Ale może kiedyś nadejdzie ten cudny dzień, kiedy doktor jakimś cudem opuści szeregi Psów. A wtedy…. A wtedy….
Raptor spoglądając gdzieś przed siebie, uciekając myślami gdzieś daleko, pozwalając sobie na rozmarzenie. Dopiero informacja o chorobie sprawiła, że wrócił do medyka.
Ha? O brzmi…. Jak jakiś hiv. – mlasnął w niezadowoleniu, wsuwając mały palec do ucha, w którym zaczął się drapać.
Czyli mogę zostać u ciebie do momentu wyleczenia…. Sam mówiłeś, że muszę leżeć w łóżku. – odwrócił się i opadł głową na stół pełen rozpaczy.
Tyle czasu zmarnuje… moje zabawki w więzieniu.  Jak one to przeżyją? – jęknął pod nosem, nim ponownie zakaszlał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.18 1:15  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Bernardyn rzadko się śmiał, a takowe zjawisko zaliczało się do tych paranormalnych. Apokalipsa pozbawiła go tego przywileju. Była niczym trucizna. Przeniknęła do kości Anglika i odebrała jego krtań możliwości modyfikowania dźwięku do tego stopnia. Odruch ten był niekontrolowany, automatyczny, ale gdy tylko królik przejechał palcem po jego brodzie, zelżał i przekształcił się w gruz wspomnień. Jednocześnie podtrzymywał kontakt wzrokowy, dostrzegając w czarnych ślepiach iskry szaleństwa i podniecenia. Aż przez to miał ochotę splunąć mu na policzek, a słowa, które z siebie wyrzucił rozochoconym, drżącym głosem tylko wzmocniły tę zachciankę. Na samą myśl śniadanie podeszło mu do gardła w charakterze odruchu wymiotnego, ale podtrzymał protest żołądka. Przełknął ślinę w celu pozbycia się i jednego, i drugiego odruchu. W jego palcach natomiast pojawił się skalpel. Obrócił go w dłoni, po czym przyłożył go do grdyki Pitbulla i przyjechał nim delikatnie po skórze, tworząc na jej strukturze bladą rysę.
  — To nie burdel, tylko pokój medyczny, a ja jestem doktorem, nie dziwką. — rzucił w ramach komentarza, a jego wzrok mimowolnie powędrował ku kroczu szaleńca, jakby tym gestem chciał sprawdzić wiarygodność jego słowa lub przyłapać go na kłamstwie. Na ustach Lisa pojawił się drwiący uśmiech. — W ramach pomocy mogę zaoferować ci neuroleptyki — dodał na wpół ironicznie, na wpół poważnie. Mniej jednak nie miał zamiaru deklarować siebie na zmniejszenie libido u pacjenta. Do tego służył instytut prowadzony przez Lechera.
  Wycofał dłoń, gdy świr odpuścił. Wilczur dobrze wytresował swoje Psy. Spuścił wzrok na notatki, nadal trzymając między palcami przyrząd chirurgiczny. Lubił profilaktykę. Przewertował jeszcze raz listę z dostępnymi lekami w magazynie, ale jego uwaga nie została przykuta przez leki przeciwwirusowe. Odłożył je do swojej torby.
  — To nie jest HIV, tylko apokaliptyczny zamiennik grypy. Groźniejszy i bardziej wyniszczający — wyjaśnił, ale nie zagłębiał w szczegóły, bo nie miały one w tym momencie żadnego znaczenia. Wątpił, że ograniczony umysł królika był w stanie zrozumieć specyfikę tej rzadkiej choroby. Jeśli dostosuje się do jego zaleceń w charakterze krótkich, zrozumiałych poleceń, przeżyje. Prosty rachunek. Bez żadnych ułamków i niewiadomych. Odchylił się na krześle. Zielone oczy błyszczały niebezpiecznie. — Nie możesz. Śpię sam — odmówił kategorycznie, gdyż nie miał zamiaru zapraszać nikogo, a już zwłaszcza kata do swojego pokoju. W tym momencie sam narażał się na zarażenie, ale na szczęście miał wysoka odporność i nie sięgnął po alkohol, który mógłby ją znacząco obniżyć. — Koniec diagnozy — dodał, sugerując aluzyjnie pacjentowi, że może sobie pójść i zabunkrować się w pustej norze na okres trwania choroby.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.18 23:59  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Ciężko było powiedzieć, co tak naprawdę siedziało w głowie doktora, ale jedno było pewne. Raptor bez problemu był w stanie wychwycić ten charakterystyczny błysk obrzydzenia, który zamigotał w spojrzeniu Bernardyna. I nie, w żadnym stopniu nie uraziło to Królika, ale wręcz zaciekawiło. Prowokowało do dalszego działania i drażnienia się z mężczyzną, w czym Raptor odkrył swoistą rozrywkę, chociaż o dość mało wysublimowanym poczuciu estetyki i smaku. Wsunął jedną dłoń pod materiału swojego ubrania i leniwie zaczął się drapać po skórze. Z początku delikatnie, z każdym kolejnym uderzeniem serca coraz bardziej, wciąż nie spuszczając zaintrygowanego spojrzenia z drugiego wymordowanego.
Ale w sumie, jak się nad tym zastanowić, to jedno nie wyklucza drugiego. Można być dziwką jednocześnie zajmować się leczeniem! - rzucił błyskotliwie, tylko po to, by po chwili zaprezentować swoje uzębienie w szerokim uśmieszku.
No ale ja wiem, wiem, wiem. Ty nie jesteś jednym z nich. Nie nasz doktor. Nasz doktor się szanuje. Nasz doktorek nie jest tani. - pokręcił głową, i chociaż jego słowa mogły brzmieć dość uszczypliwie, to ton, w jakim je wypowiadał, wyraźnie sugerowały, że akurat w tym jednym momencie, wyjątkowo, mówi to, co właśnie miał na myśli. Lubił i nie lubił go jednocześnie, bo królik właściwie nikogo nie lubił tak naprawdę. I chociaż miał ochotę na niego, czego zresztą nie ukrywał, to jednak poniekąd darzył go ledwo zauważalną nicią szacunku. Ciężko było jednak określić czy to przez względu na jego przynależność do Psiej rodziny czy dlatego, że po prostu był. Niestety, ale odpowiedź na to zapewne nigdy nie padnie, bo mózg jasnowłosego działał na najwyższych obrotach, lawirując między tematami, zagadnieniami i myślami z prędkością światła. Co zaczynał coś mówić, po chwili przeskakiwał na kolejny temat. I tak cały czas. Non stop.
Koniec diagnozy. - powtórzył po nim i zadarł głowę wyżej, przesuwając spojrzeniem po suficie na którym zdążyło się zebrać w niektórych miejscach parę pajęczyn.
Chcesz, żebym sobie poszedł. - dodał po chwili, gdy skończył zanosić się kolejnym spazmem kaszlu. Otarł usta wierzchem dłoni i ponownie obrócił się na stołku z dwa razy.
Wiesz co... nie chcę. Muszę o siebie dbać, prawda? A kto jak nie doktor musi mieć na mnie oko. Zostaję. - powiadomił go takim tonem, jakby sprawa została już przesądzona. I poniekąd też tak było. Skoro on tak postanowił, to tak powinno być. Przekręcił się na skrzypiącym stołku, znajdując się teraz plecami do Jekylla i położył głowę na blacie, wpatrując się przed siebie nieco zamglonym spojrzeniem.
Nie chcę ryzykować, że gdy tylko opuszczę twój gabinet, to żeby zakręciło mi się w głowie. I mógłbym przypadkiem upaść i sobie ją rozbić. Albo złamać kark. Och, nie, nie, nie, nie, nie. Cóż za tragedia na deskach wielkiego teatru desperacji. I co wtedy? Wtedy? Plotka, że lekarz naraził zdrowie pacjenta. Że lekarz okazał się jedynie szarlatanem, niczym ponadto to. Nie, to nie może tak się skończyć. To nie może być ostatni akt na scenie. - wyprostował się wbijając spojrzenie w Jekylla.
Gdzie sypiasz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.18 1:58  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Żadna odpowiedź nie uformowała się na ustach Bernardyna. Zagłębianie się w tego typu dyskusje uznawał za zbyteczne. Skoncentrował się na odczuwanym przez siebie obrzydzeniu, które zapłonęło w jego oczach. Dr nie lubił obcego, nachalnego dotyku na swojej skórze, a Królik wdarł się w jego przestrzeń osobistą, nie zapytawszy nawet o zgodę; takowa nigdy nie zostałaby mu udzielona. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z szaleńcami jego pokroju nie należało do najprzyjemniejszych z serwowanych przez życie doznań. Bernardyn był bezsilny w starciu z brutalną siłą. Jego ciało nie było wyposażone w mięśnie, zaś jego masa miała tendencje do zmniejsza się. Chudnął przez stosowanie złej diety, bo przecież wlewanie do gardła wysokoprocentowych trunków na pusty żołądek nie było klasyfikowało się na takową.
 Zacisnął mocniej place na skalpelu w ramach pozbycia się drżenia rąk. Pobielały mu do tego gestu knykcie, ale nie poluzował uścisku. Miał wrażenie, że kat zaraz wskoczy na stół i po raz kolejny zaburzy przestrzeń osobistą doktora, z premedytacją szukając uciechy w dręczeniu go, a czy to nie on powinien uruchomić pacjenta jedną ze swoich trucizn i wyperswadować mu ten zachłanny pomysł z głowy?
 Obdarzył pacjenta spojrzeniem, sugerującym swoją niechęć do jego osoby. Skalpel w żylastych palcach został wbity w zdezelowany stół. Przejechałem nim po blacie w celu zaprezentowania jego ostrości. Pozostawił po sobie smugę w charakterze pojedynczej kreski.
 — Chcę — przyznał, nie wykrzesując z siebie żadnego pokładu entuzjazmu, ale kąciki ust zadrżały mu delikatnie, mimo iż ostatecznie nie pojawił się na nich chociażby zalążek uśmiechu. Był dumny, że świr zrozumiał przesłanie jakie ukrywało się w tym jednym, pozornie rutynowym zdaniu. Podskórnie wiedział, że Królik nie dostosuje się do jego polecenia, ale Dr nie miał zamiaru uszanować jego woli. Sam mógł wyjść z tego pokoju, nie narażając się na konfrontacje z bakteriami, które zostało przyniesiona do kryjówki przez strażnika.
 Sięgnął po torbę, wtem śpiąca w niej wiewiórka poruszyła się niespokojnie, jakby wyczuła zagrożenie i obudziła się. Wychyliła swój łeb na zewnątrz, rzucając swojemu właścicielowi spojrzenie. Fuknęła pod nosem, rozjuszona i wskoczyła na blat stolika, ale znieruchomiała na widok obcej jej persony. Poruszyła nosem w celu rozpoznania jej zapachu, ale najwidoczniej woń Królika nie przypadła jej do gustu. Wycofała się, siadając na ramieniu doktora. Jej ostre pazury zahaczyły o kościsty bark i wbiły się w skórę, ruda kitka natomiast przejechała nieświadomie po krzywiźnie szczeki.
 — Nie dramatyzuj. Nikt nie będzie za tobą płakał, a jeśli nawet, to zapewne ze szczęścia — wydawał bezlitosny werdykt, sam nie dbając aż tak o swoją reputacje. Szacunek w tym miejscu był pojęciem względnym. Po korytarza podziemia rozeszła się informacja, że delikatności Jekylla nie dało się porównać z ruchem motylich skrzydeł, a więc jego konsultacje medyczne nie cieszyły się popularnością wśród szerszego grona Psów.
 Zadbane płytki paznokci wbiły się w kark rudego stworzenia. Oderwał je od swojego barku i usadowił z powrotem do torby, w obawie, że zainteresowanie kata spocznie na jej pozornie uroczej sylwetce. Wstał, udając, że nie dosłyszał ostatniego pytania, które padło z ust pacjenta.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.18 0:03  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Ciche "mhm" wyrwało się z jego gardła, i choć zdawał się pojmować fakt, że doktor nie chciał jego osoby w gabinecie, jasnowłosy niekoniecznie zamierzał go posłuchać i uszanować jego wolę. Zamiast tego odwrócił się i opadł na blat prowizorycznego stołu, przytulając rozgrzany policzek do przyjemnego chłodu. Czuł senność, która delikatnie kładła swoje długie palce na jego powiekach, jednocześnie wewnętrznie odczuwając ekscytację, nie pozwalającą mu na pełne oddanie się wprost w ramiona Morfeusza.
To dobrze. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć. Tego całego lamentu i szumu dookoła martwych osób. Praktycznie każdego dnia obserwowałem rodziny i przyjaciół, którzy żegnali swoich bliskich. Jak płakali, chociaż sam nie byłem w stanie ich zrozumieć. Mówili, że to brak empatii, ale że jestem młody, że się wyrobię. Nie wiem. Jestem teraz wystarczająco stary, ale wciąż tego nie rozumiem. Jak ktoś zdechnie to zdechnie. Po co drążyć temat? - wzruszył lekceważąco barkami, na krótką chwilę, chcąc czy też nie, powracając wspomnieniami do czasów, kiedy jeszcze był człowiekiem. Porządnym obywatelem miasta, kiedy świat wyglądał inaczej, ogólnodostępny, piękny. Nie to gówno co teraz, w którym przyszło im wszystkim broczyć po samą szyję. Nie, to nie było już to. I nikomu nawet nie spieszyło się do jego odbudowy. Nawet ta żałosna i tandetna namiastka miasta zwanym M-3 była niczym do tego, co mieli kiedyś.
Świat nie zwariował. To my go wyjebaliśmy. Wyruchaliśmy ostro, a teraz musimy nosić brzemię choroby wenerycznej, dla której otworzyliśmy szeroko drzwi. Zabawne. - wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu, stukając leniwie paznokciem o blat. Zamilkł na dłuższą chwilę, sprawiając nawet wrażenie, że właśnie udało mu się usnąć. Jedynie ten uporczywie stukający palec w niezidentyfikowanym rytmie rozmazywał ten obraz i nadzieje. Aż w końcu wyprostował się i przechylił głowę, spoglądając w dziwny sposób na Jekylla. Sposób, o którym tak wielu zapomniało. Sposób, który niebezpiecznie ocierał się o pojęcie "normalność", chociaż czy tak naprawdę jego imię oraz to słowo miały prawo znaleźć się na tym samym poziomie?
Czemu DOGS? Czemu akurat oni? U Łowców miałbyś większą wygodę. W KNW szanowaliby cię bardziej. U Smoków więcej wszystkiego. Czemu więc DOGS? - zapytał cicho, wpatrując się w niego spokojnym, nieco przygaszonym wzrokiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.18 2:37  •  Pokój medyczny - Page 8 Empty Re: Pokój medyczny
Wszystko w nim krzyczało kill me. Raptor był najprawdopodobniej jedyną osobą na świecie, która wzbudzała w Bernardynie autentyczną chęć mordu. Przelał w niego całą swoją niechęć do życia. Zazgrzytał na zębach w ramach upustu.
  Przemieszczając się w kierunku wyjścia, zaczął mimowolnie zastanawiać się, jakich argumentów musiałby użyć, żeby do królika wreszcie dotarło, że nie interesował go spaczony przez zdeformowany umysł światopogląd? Już rozumiał, skąd wziął się adresowany w jego kierunku przydomek kat. Pobrzmiewał w każdym wypowiedzianym przez niego słowie, przez które Jekyll wyrobił sobie tik przewracania oczami.
  Przejechał bo blacie stołu ręką, zgarniając z jego powierzchni zalegający tam w postaci paru centymetrowej warstwy kurz. Naszkicował na nim kilka liter i wycofał palce, pozostawiając na zniszczonej przez rysy trafili zniekształcone odciski. Potarł opuszki palców w celu pozbycia się pyłku ze skóry, a potem przeniósł spojrzenie na drzwi, który w tym momencie pełniły funkcje światełka na końcu tunelu.
   Czemu DOGS?
  Przystanął w połowie drogi do wyjścia i zerknął przez ramię na pacjenta. W zarażonych przez irytacje oczach pojawił się iskra rozbawienia, ale ówże radość nie rozlała się na reszcie twarzy i nie wykrzywiła skrępowanych przez suchość ust w uśmiechu, zamiast tego ramiona poruszyły się mimowolnie w odpowiedzi na głębokie westchnienie swojego właściciela. Gdyby kierował się w swoim życiu wyłącznie wygodą, nie wykonałby ani jednego kroku w przód, wciąż wpatrzony w usłany przez gruzowisko Londyn.
  — Exitus acta probat. —  Łaciński aforyzm uleciał z gardła Dr i otuliła uszy świra w charakterze enigmatycznego szeptu w akompaniamencie stukotu podeszew butów.
  Zacisnął dłoń na klamce, a po otwarciu skrzypiących drzwi, wyszedł z pokoju, pozostawiając pacjenta samemu sobie.

__zt
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 18 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 13 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach