Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 14 z 24 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 19 ... 24  Next

Go down

Pisanie 26.01.15 19:27  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Następnego dnia ponownie pojawiłem się w swoim laboratorium. Noc spędziłem pracowicie, przeglądając ponownie akta Natalie, dokumenty odziedziczone w spadku po Blightcie a także robiącą wrażenie kolejce różnorakich prac naukowych, pokrewnych planowanym doświadczeniom. By dać to zrobić w ciągu jednego wieczoru musiałem wziąć spore dawki kofeiny ale gdy i ona przestała pomagać, przerzuciłem się na cięższe środki. Efekt był łatwy do przewidzenia: jak się już położyłem spać nad ranem, to nie byłem wstanie wstać przed dwunastą, a mimo naprawdę mocnej kawy ledwo myślałem. Z nieprzytomnym wzrokiem jakoś dotarłem do laboratorium i po wejściu popatrzyłem się krzywo na obiekt.
- Witam ponownie. - powiedziałem z udawanym entuzjazmem nie starając się, by zabrzmiało to szczerze. W końcu zacząłem sobie cenić, że obiekt nie chciał być okłamywany więc i ja nie musiałem się starać w tych kwestiach.
- Mam nadzieję, że się wyspałaś lepiej ode mnie. - dodałem kurtuazyjnie, chociaż tak naprawdę stan obiekty był mi zupełnie obojętny. To w końcu nie był jakiś szpital, by stan psychiczny pacjenta kogokolwiek obchodził, dopóki to oczywiście nie impaktowało na wyniki: czyli pacjent załamany był jeszcze ok, ale obiekt tnący się żyletkami nie był specjalnie mile widziany. Wziąłem kartę obiektu, gdzie znajdowała się adnotacja, że rano zostało mu podane "jedzenie" - nie było niestety informacji, czy w formie stałej - w znaczeniu Natalie sama coś zjadła, czy też w postaci kroplówki - z powodu snu lub odmowy, ale nie miało to prawdę mówiąc dla mnie żadnego znaczenia. Kalorie i środki odżywcze to kalorie i środki odżywcze. A forma? Mi to było naprawdę obojętne.
- Jak się czujesz? Jakieś reakcje na... - zawiesiłem na chwilę głos, szukajac odpowiedniego eufemizmu - [colo=green]na podane wczoraj lekarstwo, które oczywiście miało za zadanie Ci pomóc?[/color] - dokończyłem zimnym głosem, mimo wczorajszej rozmowy, nie mając zamiaru darować sobie gry w konwenanse. Nie czekając na odpowiedź wbiłem igłę w zgięcie ramienia pobierając dwie próbki krwi. Jedną włożyłem do podręcznego analizatora, drugą odłożyłem do przekazania dla laboratorium, celem zrobienia pełnej analizy. Gdy urządzenie pracowało, przeprowadzając szereg zautomatyzowanych badań, ja przeglądałem wyniki wczorajszych próbek, ale nic mnie w nich nie zainteresowało. Bardziej intrygujące były wyniki, które za parę minut miałem dostać - na ile organizm bronił się przed obcym DNA i na ile konieczne było zaserwowanie mutagenów czy sztuczne obniżanie odporności. Takie rzeczy nie tylko nie były obojętne dla zdrowia obiektu, co mnie akurat mało obchodziło, co były czasochłonne i mogły się wiązać ze "stratą" tego "szczura doświadczalnego" i nieprzyjemną koniecznością czekania na "kolejny egzemplarz". Ach ta nowomowa - jakoś większość naukowców wolała stosować takie określenia odmawiające człowieczeństwa obiektom, w czym nie było przecież nic złego. W końcu poświęcanie jednostek na ołtarzu nauki służyło ludzkości - a przecież cel uświęca środki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.15 16:13  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Lekarze i pielęgniarki krzątały się co jakiś czas po laboratorium. Przez drzwi zobaczyła przechodzącego korytarzem wojskowego. Jedna ze statystek stłukła jedną z probówek. Jej przełożony strasznie się na nią o to wkurzył. Krzyczał przez kilka minut.
Dźwięki, jakie do niej dochodziły z sąsiednich pomieszczeń nie były głośne. Były jednak potwornie irytujące z powodu migreny. I jeszcze to ostre światło. Oni je czasem gaszą? Ilekroć otworzy oczy, jest oślepiana przez sztuczne światło żarówek. Heh. Może powinna poprosić o jakąś opaskę na oczy? Z pewnością byłoby jej wtedy wygodniej. Wątpiła, by ktoś zgodził się na danie jej choć kawałka materiału. Po kilku "ciekawych" akcjach, starali się jak najbardziej ograniczyć jej możliwości do zrobienia czegoś nieprzewidywalnego. Ci, którzy ją znali, baliby się jej dać choć ten mały kawałek materiału. Kto wie, co mogłaby wymyślić? No właśnie. Nikt. Uznała, że jakoś zniesie jeszcze to koszmarne oświetlenie i nie będzie o nic prosić. Nie okaże słabości.
Po paru godzinach do jej celi podeszła jakaś kobieta. Wsunęła jej tackę z jedzeniem i odeszła. Tak bez słowa. Pełen profesjonalizm. "Dziewczyna w środku to wcale nie człowiek, to tylko obiekt doświadczalny. Nie trzeba się silić na uprzejmość. I tak, pewnie śpi, skoro ma zamknięte oczy i leży w bezruchu. Z resztą, kij wie, co jej wstrzyknęli. Może być agresywna." Tak pewnie wyglądały myśli nieznajomej w białym ubraniu. Oczywiście, nie teraz. Robiła to mechanicznie, bez zastanowienia.
Natalie nie zwróciła na nią uwagi. "Szpitalniane" jedzenie było okropne. Nie zamierzała tego jeść. Zawsze mało jadła. Tylko tyle, ile było absolutnie konieczne. Wiele powikłań związanych z faszerowaniem jej lekami, musiało wywołać u niej jadłowstręt już w dzieciństwie.
Odwróciła się na plecy i zakryła oczy przedramieniem. Leżała tak przez kolejne kilka godzin. Zdążyła przyzwyczaić się już do bólu. Zaczęła być mu wdzięczna. Dzięki temu, nie mogła się skupić. A przynajmniej, nie wychodziło jej to tak łatwo. Musiała się wysilić, by być w stanie sklecić kilka głębszych myśli. Nie zamierzała tego robić. Po prostu leżała. Gdyby wierzyć sentencji Kartezjusza "Cogito ergo sum" (myślę, więc jestem), można by się pokusić o stwierdzenie, że jej tu nie ma. Prawie do perfekcji opanowała tę zdolność "nie-bycia". Od kilku godzin, w jej głowie nie zagościła żadna myśl. Był tylko ból i walczący organizm.
Niechętnie powróciła na ziemię, gdy usłyszała głos doktora Mengele. Nie ruszyła się z miejsca. Po prostu, zaczęła świadomie przetwarzać docierające do niej informacje.
- Nie sądzę. Po twoim "lekarstwie" nawala mnie łeb. Nie sypiam dużo, więc większość czasu po prostu leżę tu sobie i cierpię - odparła oschle. Po prostu nie chciało jej się gadać. Czuła się źle, miała doła. Czy można ją winić, że nie była uprzejmą dziewczynką, która wita się z doktorem i podbiega do szyby by pomachać mu z uśmiechem na twarzy? Nawet, gdyby chciała, to ból w mięśniach nieco ostudziłby jej zapał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.15 21:18  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Słuchałem uważnie słów Obiektu. Oczywiście nie dlatego, że mnie obchodziło jej zdrowie, co po prostu wszelkie zdobyte informację mogły mi dać lepszy. pełniejszy obraz obecnej sytuacji. Nie i czy tak naprawdę nie obchodziło mnie jej zdrowie? Oczywiście interesowało mnie w podobny sposób jak kurs akcji czy stan techniczny mikroskopu, czyli z czysto praktycznego powodu. Bo ciężko powiedzieć, bym się z nią związał w jakikolwiek emocjonalny sposób. Po prostu kolejny obiekt, kolejny eksperyment, kolejna szansa na sukces... w wysokości ułamka procentu, jak mówiła okrutna statystyka.
- Bolała głowa? - powtórzyłem za nią, zastanawiając się co to oznacza. Jej organizm musiał się więc bronić przed obcymi genami, co pewnie wywołało zapalenie i gorączkę. Zerknięcie na monitor na wykres temperatury potwierdziło moje przypuszczenia. Znaczyło to, że organizm był bardzo mocny lub po prostu genotyp tzw. anielski był mało agresywny. Lub też synergia obu tych powodów. Sprawdzenie wyników z podręcznego analizatora również było mało zachęcające. W pobranej krwi nie było śladu obcego DNA. Wyglądało na to, że żadne komórki nie uległy mutacji - a te, na które retrowirusy zadziałały, musiały zostać zniszczone przez układ odpornościowy.
- Oj, to bardzo mi przykro. - powiedziałem szczerze. Oczywiście nie wspomniałem, że powodem tego nie było cierpienie obiektu co raczej niepowodzenie próby.
- To spróbuje innego lekarstwa, które na pewno Ci pomoże. - skłamałem jak z nut. Teraz będzie tylko gorzej - musiałem osłabiać jej odporność, upośledzając mechanizmy obronne organizmu, aby ten przestał się bronić. A to wiązało się oczywiście z bólem, osłabieniem oraz przede wszystkim nie podawaniem leków i środków obronnych. Musiała więc cierpieć i pogarszać swój stan. No a oprócz osłabiania odporności koniecznie mogły być czynniki mutujące, zwiększające szansę na zaistnienie mutacji, co również mogło mieć przykre konsekwencję dla jej zdrowia. To wszystko powinno na pewno pomóc... ale jednocześnie musiałem utrzymać ją przy życiu, co jak wskazywała praktyka było często trudniejsze. Ile to Obiektów udało się zmutować tylko po to, by po kilku dniach, tygodniach, miesiącach umierały? Ponad 90% tak kończyło i ponad 98,7% przypadków, gdy zmiany w genotypie były poważne.
- Dobra, daj mi się zastanowić, co by mogło pomóc. - powiedziałem na głos, dając sobie chwilkę czasu do namysłu. Jednak czynniki mutujące były bardziej niebezpieczne dla zdrowia i nieprzewidywalne. Dlatego też prościej było zacząć od osłabiania odporności.
- Proszę to miejsce objąć kwarantanną. Chcę, by jak najmniej osób miało styczność. Wszyscy mają wchodzić w maskach na twarzy. - poleciłem personelowi, który po chwili zaczął wprowadzać moje zarządzenie w życie.
- A to dla Ciebie - oczywiście dla Twojego dobra. - zapewniłem Natialie, wyjmując z odpowiedniej lodówki strzykawkę, zawierającą zbiór antybiotyków, które miały niszczyć odporność a także parę martwych szczepów wirusów, aby zając czymś innym układ odpornościowy, by ten nie miał czasu na zajmowanie się retrowirusami i komórkami, na które te zadziałają. Wstrzyknąłem sprawnie jej zawartość.
- Jakieś pytania? Prośby? - spytałem z grzeczności wiedząc, że i tak się pewnie do nich nie zastosuję. Musiałem teraz odczekać godzinę by podać kolejną porcję retrowirusów, gdy w tej chwili podana substancja porządnie przetrzebi układ odpornościowy Obiektu.[/color]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 19:28  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Leżała sobie w bezruchu ignorując słowa lekarza albo raczej, starając się je ignorować. Prawda była taka, że raz wyrwana z błogiej bezmyślności, łatwo do niej nie wracała. Mimo woli, dokładnie analizowała wszystko, co się dookoła niej działo. Informacje, jakie zebrał jej mózg, gdy była "nieobecna", powoli zaczęły do niej docierać. Cicho westchnęła. "A więc to koniec odpoczynku, co?" Leniwie ściągnęła rękę z twarzy, pozwalając światłu docierać do jej oczu przez zamknięte powieki. Nawet mimo tej bariery, zaczęło ją ono drażnić.
- Musisz ciągle mówić, że chcesz mi podać lekarstwa, które mi pomogą? Nie możesz zamiast "spróbuje innego lekarstwa, które na pewno Ci pomoże" powiedzieć "w takim razie spróbuję czegoś innego, może to zadziała"? To praktycznie synonimy, a jednak drugiemu znacznie bliżej do prawdy - zaczęła smętnie marudzić. Nie miała zbyt wiele siły. Nawet na agresję nie za bardzo było ją stać. Mówić była jeszcze w stanie.
Nie chciało jej się ruszać. Jej organizm był zmęczony po całonocnej batalii z nieznaną substancją. Jej oczy odruchowo się otworzyły, gdy usłyszała o kwarantannie. To jakby ją otrzeźwiło.
- Kwarantanna? Co ty do cholery na mnie testujesz?! Broń chemiczną?! - ostatnie pytanie było bardzo głupie, ale w szoku powiedziała pierwsze, co podsunął jej mózg.
Usiadła na łóżku i potarła oczy wierzchem dłoni. Nagłe ich otwarcie nie było dobrym pomysłem. Piekły od nadmiernej ilości światła.
- Niee. Co ja gadam. Inne poszlaki nie wskazują na ten rodzaj badań - znów mówiła do siebie. Po całkowitym dojściu do siebie, spojrzała w końcu na Mengele.
- Co mi ostatnio wstrzyknąłeś? Z niczym nie kojarzę takich objawów. Dobra, inaczej. Jak dokładnie ma mi pomóc to "lekarstwo"? - Szybko poprawiła swoje pytanie i posłała mu kwaśny uśmiech. Może, jeśli też będzie się bawić w tą durną grę, to naukowiec coś jej powie. Bo co niby ma do stracenia? Przecież wcale nie rozmawiają o niemoralnych eksperymentach S.SPECu na ludziach, tylko o jej leczeniu, prawda?
Posłusznie dała się zaprowadzić na fotel, by przyjąć kolejny zastrzyk. Cóż, pielęgniarki musiały jej nieco pomóc w dotarciu do niego. Dziewczyna chwiała się na nogach. Kilku dniowa głodówka nawet na nią nie wpływała najlepiej.
Siedziała spokojnie, gdy igła znów wbiła się w jej bladą skórę. Nie wyginała się. Jedynie oddech miała mocniejszy i przyspieszony od czasu, gdy zaczęli ją przypinać.
- Jak często będziesz mnie kuł? I czy można by tu trochę przyciemnić światło? Wiem, że to laboratorium, ale to mnie na prawdę drażni. Mam wrażliwe oczy.
Spróbować mogła, nie? A nuż coś jednak uda się załatwić. W jakimś tam stopniu musieli o nią dbać. Testy na niej, miały na celu możliwość udoskonalenia w przyszłości genów innych ludzi, więc powinno im zależeć, by przeżyła. Z resztą, kiedyś pewnie planowali ją znowu wypuścić i posadzić na jakimś stołku w organizacji, więc głupio by było, gdyby przez siedzenie tutaj zaczęła mieć kłopoty ze wzrokiem. I to przez taką drobnostkę, a nie przez jeden z zastrzyków...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 19:46  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Słysząc słowa, świadczące o jej świadomości, uśmiechnąłem się lekko.
- Ok, mogę tak mówić, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej. - stwierdziłem, zastanawiając się, cze według niej sformułowanie "poczujesz się lepiej" również powinienem zastąpić jakim bardziej neutralny. Np. "poczujesz się inaczej".

- Oj, nie denerwuj się. Jak widzisz kwarantanna jest po to, by obce bakterie i grzyby nie dotarły do Twojego organizmu osłabionego walką z... osłabionego walką. - stwierdziłem, ledwo się powstrzymując od dodania czym go osłabiamy. Testowanie broni chemicznej? Skąd ona wpadła na taki pomysł. Może chodziło jej o broń biologiczną? Chyba jednak jej wiedza nie była tak rozległa, jak wcześniej sądziłem.

Kolejną serie pytań skomentowałem rozbrajająco fałszywym uśmiechem.
- Oj, nie mogę Ci powiedzieć. To będzie niespodzianka. - stwierdziłem. Przecież każdy lubił niespodzianki. Po co miałem ją zamartwiać a przede wszystkim marnować czas na tłumaczenie jej tego.

Po zastrzyku i kolejnym pytaniu stwierdziłem:
- Nie wiem, zobaczę ile będzie konieczne. - szczerze odpowiedziałem - Oczywiście, światło zostanie przyciemnione. - obiecałem, zapisując w karcie, by rzeczywiście stosować mniej światłą i podawać jej kroplówką więcej środków odżywczych. Obiekt chwiała się na nogach. Nacisnąłem guzik w ścianie zmniejszając nieznacznie oświetlenie.


Gdy minęła godzin stwierdziłem krótko:
- Druga część.
Po czym ponownie podałem jej retrowirusy zawierający tzw. "anielski" genom. Miałem nadzieję, że organizm po zastosowaniu środków obniżających odporność, nie będzie się tak zawzięcie bronił i tym razem wreszcie uda mi się wywrzeć wpływ na jej DNA. Jeśliby to nie pomogło, to w kolejnym dniu planowałem użyć mutagenów, ale że względu na impakt ich na organizm, wolałem tego unikać.
- W takim razie miłej nocy. Trzymaj się ciepło. - dodałem z fałszywą troską, wcale nie starając się w to wkładać wiele umiejętności aktorskich. Ona znała prawdę, mi to było naprawdę obojętne - wszyscy byli zadowoleni. Po chwili wyszedłem, a siostry (i być może "męskie pielęgniarki", jeśliby się rzucała) położyły ją do łóżka, zgodnie z moim nakazem podając jej kroplówkę, by ją skutecznie nakarmić. Jej wyniki morfologii krwi wyraźnie wskazywały, że nie odżywiała się za dobrze.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 20:43  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy doktor nieco przyciemnił światło. Nadal nie było ono tak "przyjemne", jak u niej w mieszkaniu, ale już znacznie mniej bólu wywoływało.
Posłusznie dała się odwlec do celi, gdzie musiała czekać na koleje ukłucie. Po kilkunastu minutach zaczęło jej się kręcić w głowie i zrobiło jej się słabo. O ile dotąd była w stanie siedzieć, o tyle teraz po prostu się przewróciła. Nie było to nic poważnego. Nikt nie musiał interweniować. Po prostu upadła na bok na twarde łóżko.
Nie odzywała się. Powoli udawało jej się znowu dostać do jej bezpiecznego miejsca w głowie, gdzie kompletnie nic nie docierało i gdzie mogła sobie spokojnie "nie istnieć". Narastające mdłości nieco jej to utrudniały. Cieszyła się, że nie tknęła jedzenia. Zapewne musiałaby się z nim ponownie teraz zobaczyć.
Zamknęła oczy. Przygaszone światła wyglądały teraz znacznie lepiej. Nie musiała już zakrywać oczu przedramieniem by widzieć względną ciemność. I dobrze. Przeczuwała, że mogłaby mieć problemy z utrzymaniem kończyny na wybranym miejscu.

Po jakiejś godzinie, do jej celi weszło dwóch mężczyzn, którzy po kilku próbach zaprowadzenia jej na fotel, postanowili ją po prostu na niego zanieść. Szarpanina nie miała sensu. Dziewczyna wyglądała, jakby już nie kontaktowała. Doktor Mengele wstrzyknął jej coś. Mimo otumanienia, szybko rozpoznała substancję. Objawy były takie same. Dziwne zimno, jakby ktoś wstrzyknął jej płynny metal do żyły. Palący ból, rozchodzący się stopniowo po ręce, a następnie po całym ciele.
To była ta sama substancja, którą dostała poprzedniego dnia. Jęknęła. Czuła się potwornie. Wszystko wirowało. Miała jedynie nadzieję, że paląca ciecz znowu zabierze ją do ciemnego, zalanego krwią korytarza. Może tam nie będzie czuła tych wszystkich dolegliwości.
Nie  myliła się. Odpłynęła, jeszcze zanim odniesiono ją z powrotem na łóżko.

Otworzyła oczy. Za nią był ten sam korytarz, który już znała. W ciemności połyskiwały fioletowe pochodnie. Wstała. Wrota tuż przed nią, były już otwarte. Nigdzie nie widziała dziwnej postaci. Pchnęła drzwi, by poszerzyć szczelinę i móc wejść do sali za nimi. Musiała użyć sporo siły. Były bardzo ciężkie. Jakby skrywały chowaną od wieków tajemnicę.
Pomieszczenie za nimi było całkowicie czarne. Nie dochodziło do niego nawet nikłe światło z korytarza. Dziewczyna mimo to stawiała pewne kroki, kierując się w otaczającą ją ciemność. Nie bała się.
Wrota za jej plecami zatrzasnęły się z hukiem, a pochodnie w pomieszczeniu zapłonęły. Mimo, że było ich więcej niż poprzednio, było tu znacznie ciemniej. Widziała jedynie kamienną podłogę i przytłumione płomienie.
Stanęła. Z mroku przyglądała jej się znajoma już postać.
- Gdzie jestem? Co to za miejsce? - zapytała konkretnie Natalie. Nie przepadała za tajemnicami, wolała fakty. Domyślała się, że jest to po prostu wytwór jej umęczonej psychiki, sopsób na ucieczkę przed tym, co dzieje się na zewnątrz. Chciała jednak wiedzieć, dlaczego to miejsce wygląda akurat tak.
- Czyż to nie oczywiste? - zasyczała postać. - Jesteśmy w twojej głowie. Ale ty o tym wiesz. Jesteś inteligentną dziewczynką...
- Dlaczego tu jestem? Wspominałeś coś o tym, że się czymś staję... - Zmarszczyła brwi, starając się przypomnieć poprzednie sny.
- Taaak. Zmieniasz się. Nie widzisz? Musiałaśśś to zauważyćć...
- Chodzi ci o te zastrzyki? Co oni mi wstrzykują?! - Nerwy jej już nie wytrzymywały. Miała dość tego dziwnego gadania. Chciała odpowiedzi.
Postać się zaśmiała. - Wstrzykują ci MNIEEEE! - wykrzyknęła istota, obnażając zęby.
Natalie upadła. Także tutaj zaczęła tracić już siły.


[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.15 21:24  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Kolejny dzień eksperymentu. Znowu pojawiłem się w laboratorium. Moje życie było do bólu wypełnione rutyną. Wstawania, przeglądanie wiadomości ze świata nauki, prac innych naukowców. Następnie praca naukowa. Czytanie, wyciąganie wniosków, obalanie lub potwierdzanie ich, różne eksperymenty. Kolejne kilkanaście godzin w laboratorium przerwane tylko zajmującymi niepotrzebnie czas posiłkami. I parę godzin snu. Wbrew pozorom lubiłem swoje życie. Miałem poczucie, że robię coś ważnego, istotnego dla nauki i społeczeństwa. A tylko wojskowe głąby tego nie doceniają. I z jakichś powodów obiekty.

Po przyjściu do pracy przejrzałem nowe wyniki badań Natalie. Wskazywały one, że genom Obiektu powoli zaczyna ulegać zmianie - ale bardzo powoli, topornie. Organizm złośliwie się bronił, jakby wszystko się sprzysięgło aby mi przeszkodzić. Ale ja byłem twardy. Walczyłem z kolejnymi przeciwnościami nie mając zamiaru się poddać, skoro byłem już tak blisko. Tak bardzo blisko. Chyba wreszcie przyszła pora, czy raczej konieczność, na użycie ostrej amunicji. Czynników mutagennych. Mając w głowie wnioski i podjęte decyzję, udałem się do Obiektu, który po chwili ponownie został przyprowadzony przez pielęgniarki. Podawano jej kroplówkę, ale czy to coś istotnie poprawiło? Jeśli tak, to jeszcze nie było tego widać gołym okiem, chociaż oczywiście badanie krwi wskazywało polepszenie - chociażby dlatego, że nie zdecydowałem się przerwać podawania środków odżywczych, by wykonać badanie na czczo, więc chociażby poziom cukru potwierdzał, że kroplówka jest podana.
- Witam ponownie, jak minęła noc? - spytałem bezbarwnym głosem, zerkając na odpowiednią rubrykę w kartotece, którą planowałem wypełnić. Skoro Obiekt sama prosiła o unikanie tej całej fasady związanej ze sztuczną uprzejmością to i ja darowałem sobie sprawianie wrażenia, że pytanie jest spowodowane moim zainteresowaniem, a nie zimną statystyką i prowadzeniem kartoteki.
- Dobra wiadomość jest taka, że odnosimy pewne sukcesy. A jeszcze lepsza mówi, że do dwóch poprzednich zastrzyków, dostaniesz trzeci gratis. - oznajmiłem jej. Tak, postanowiłem użyć najpierw chemicznych czynników mutagennych gównie dlatego, by nie dawać jej znać, co jej zaczynam podawać. Zaproponowanie promieniowania pewnie spowodowałoby domyślenie się, jaki jest cel badania. Jakoś nie wierzyłem, że uwierzy, jak jej powiem że do solarium na poprawę nastroju. Wziąłem wiec pierwszą strzykawkę, tradycyjnie ze substancjami obniżającymi odporność, by jej zawartość wprowadzić do żyły. Zaczekałem kwadrans by w ten sam sposób wprowadzić chemiczne czynniki mutagenne.
- To ta dodatkowa. Teraz musimy odczekać przed podaniem ostatniej. - oznajmiłem jej.
- Czy czujesz jakieś zmiany... w swojej równowadze biologicznej, chemicznej? Zmiany nastroju, metabolizmu, gwałtowne zmiany nastrojów? - dopytywałem, wykorzystując godzinę czasu przed podaniem retrowirusów z obcym DNA.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.15 9:58  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Nie do końca była świadoma, co się z nią dzieje. Jej mózg odnotował przykry fakt, że znów czuje na rękach czyjś dotyk. Poczuła szarpnięcie w zgięciu nadgarstka. Podłączyli ją do czegoś? Pewnie do kroplówki. Była wyczerpana, nie chciała... nie mogła już jeść, a ich zastrzyki tylko pogarszały jej stan.
Dwóch pielęgniarzy wyniosło ją z celi. Nie miała nawet siły, by się skrzywić, czując ich brutalne ręce w lateksowych rękawiczkach. Najchętniej połamałaby im palce za ośmielenie się naruszenia jej przestrzeni osobistej. Niestety, obecnie z trudem była w stanie poruszać własnymi.
Na reszcie ją puścili. Znowu siedziała na fotelu. Przypięcie jej do niego było tylko czystą formalnością. I tak nie dałaby rady teraz nikogo skrzywdzić. Ledwie zauważyła, że znów jej coś podano. Uchyliła powieki. Świat wirował, a kształty były tak rozmazane, że mogła się jedynie domyślać, co właściwie widzi. Światło, mimo, że słabsze, raziło ją, więc na powrót zacisnęła powieki.
Pierwszego pytania Mengele nawet nie usłyszała. Zawroty głowy wywołały taki przypływ mdłości, że nic poza tym się nie liczyło. Atak przeszedł, a dziewczyna uchyliła jedno oko, by spojrzeć na doktora. Uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Miło mi to słyszeć. - Zaśmiała się słabo, ale śmiech szybko zamienił się w kaszel. Na jej biały strój spadło kilka kropel ciemnej krwi.
- Cieszę się, że są jakieś postępy. - Uśmiechnęła się do niego kwaśno. Widać było, że to czysty sarkazm.
Skrzywiła się, zamykając oczy.
- Nie lubię zastrzyków "panie doktorze". Są nieprzyjemne. - Może przez złe samopoczucie zaczynała już majaczyć? Niee. Widać było, że mimo fatalnej sytuacji, nadal stara się jakoś trzymać i humor jej nie opuszcza. Po prostu drwiła sobie z tej głupiej zasady z udawaniem, że wszyscy tutaj chcą jej dobra.
Na kolejne pytanie, zaśmiała się krótko, ponownie pokrywając swoje ubranie małymi plamkami krwi.
- Odkąd pamiętam, ciągle zmieniacie mi leki i mam jakieś wahania nastroju lub samopoczucia. Raz wymiotuję i mnie mdli, raz zjadłabym cały wagon jedzenia. Teraz mnie mdli i mam zawroty głowy. To od czasu drugiego zastrzyku. Pierwszy i trzeci tylko wypalają mi żyły. - Znów się kwaśno uśmiechnęła. Po co to właściwie mówiła? Mogła milczeć. Mogła im nie pomagać. Ale po co? I tak by wszystkiego się dowiedzieli, a tak miała przynajmniej okazję pogadać i przerwać jakoś tą nudę. Czasami miała też przy tym okazję się powyzłośliwiać i ponaśmiewać z pracujących tutaj.
Tym razem nie było jej dane zbyt długo opowiadać. Nim wypowiedziała kolejne zdanie, które już formułowało się w jej głowie, wszystko jeszcze bardziej zawirowało, a ona cicho jęknęła, przechylając głowę na bok. Przed jej oczami zawitała ciemność.

Leżała na zimnej, kamiennej posadzce. Dookoła paliły się fioletowe pochodnie. Obudziła się w tym samym miejscu, w którym urwała się poprzednia wizja.
"Heh. To już postęp. Przynajmniej nie muszę już tego przechodzić za każdym razem od początku", pocieszyła się w myślach i spróbowała wstać. Niestety, była zbyt osłabiona. Wstając, upadła z powrotem na podłogę. Zrezygnowała z postawy stojącej i po prostu usiadła. Czekała na towarzyszącą jej tu postać. Nie trwało to długo. Prawie natychmiast z mroku przed nią wyłoniła się znajoma, bezkrztałtna sylwetka ze świecącymi, fioletowymi oczami w kształcie rombów. Była teraz jakby niższa. Na początku, zdawała się mieć jakieś trzy metry, a jej długie, wielosegmentowe palce wyglądały jakby składały się wyłącznie z kości. Teraz jej budowa znacznie bardziej przypominała ludzką. Stworzenie było wzrostu Natalie, a jego oczy co jakiś czas przesłaniały niesforne kosmyki włosów.
- Witaj... - powiedziała przeciągle postać. Jej głos przypominał teraz szept. - Widzę, że osłabłaś. Cóż oni muszą ci tam robić... - Udawała zmartwioną.
- Ooo zamknij się. Pewnie sama lepiej wiesz, co mi robią.
Dlaczego hakerka zaczęła używać wobec rozmówcy formy żeńskiej? Nie wiedziała. Właściwie, sama nawet nie zauważyła tej zmiany.
- Dlaczego teraz wyglądasz inaczej?
- Zmieniam się, tak jak ty. Obie musimy się zmienić, by stało się to, co powinno, to, co nadchodzi.
- A co nadchodzi? - prychnęła dziewczyna.
- My...
- To znaczy? Eh. Przedstawisz się w końcu? - Nat zrezygnowała z dociekania w tym temacie. Nie spodziewała się, by nieznajoma udzieliła jej jakiejś sensownej odpowiedzi.
- Możesz mnie nazywać Samael... - wyszeptała postać ukazując tatuaż na bladym przedramieniu.
"Heh. Moja podświadomość podsuwa mi jakiegoś pojebanego aniołka z pierwszego kręgu, tak?"
- Co robisz w mojej głowie, Samael?
- Nie widzisz, staję się tobą. Będziemy jedną osobą. - Puściła do niej oko... albo raczej troje oczu. Zamknęła je na moment, by po chwili otworzyć już tylko dwoje. Teraz anielica miała parę ludzkich oczu, ale ich tęczówki nadal błyszczały tym samym kolorem co poprzednie.
- A co, jeśli się nie zgodzę? - prychnęła Natale.
- Nie masz wyboru. Żadna z nas go nie ma.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.15 13:43  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Słysząc jej słowa, odwzajemniłem uśmiech. Humor jej dopisywał - dobrze, to zdrowie dla organizmu. Zanotowałem spostrzeżenia w jej kartotece. Niestety jej stan, mimo kroplówki i podawanej jej antybiotyków pogarszał się. Kasłała krwią. Efekt anemii spowodowanej odżywianiem, czy substancjami na pogorszenie odporności i infekcją, mimo zastosowanych środków i odcięcia jej od zewnętrznych źródeł bakterii i wirusów?
- Cóż, nie zawsze mogą nas spotykać tylko przyjemne rzeczy. - odruchowo odpowiedziałem filozoficznie, domyślając się, że to dalsza gra w udawanie, że wierzy nam, że chcemy jej dobra. Zapisałem sobie trawiące ją objawy.
- Mam nadzieję, że przykre objawy szybko przejdą. - dodałem z fałszywą uprzejmością, którą posługiwałem się już odruchowo, w stosunku do Obiektów.

Niestety nasza rozmowa wkrótce się skończyła stratą przytomności przez Obiekt. Cóż miałem zrobić. Ponownie pobrałem krew do badań, włożyłem go do pojemnika, w którym trafi do analizy. Skoro chemiczne mutageny powinny już zacząć działać, podałem Obiektowi kolejną porcję retrowirusów z anielskim DNA. Zewnętrznie wciąż nie było widać po niej zmian, ale wszelkie badania i analizy mówiły, że transformacja zaczęła następować. Chemiczne mutageny powinny ją więc tylko znacznie przyspieszyć. A jeśli efekt nie będzie zadowalający to wkrótce użyję i promieniowania. Wpisałem w kartę kolejne zalecenie o podawaniu znacznie większej ilości środków odżywczych. Przemiana wymagała zwiększonego zapotrzebowania na białka i energię a Obiekt i przed trafieniem tutaj była niemalże anorektycznie chuda. Nie tracąc czasu opuściłem laboratorium a pielęgniarze odnieśli Natalie do jej celi, przypinając ją pasami do łóżka i podając kroplówkę.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.15 15:26  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Mimo iż wizyty w dziwnym miejscu, do którego wysyłał ją mózg, gdy spała, były ciekawą odskocznią od męczących eksperymentów w laboratorium, zdecydowanie gadanie serafina zaczynało ją denerwować. Jakby ta osoba sobie z niej żartowała. Natalie była pewna, że gdyby Samael chciała, to z łatwością mogłaby jej to wszystko dokładnie i prosto wytłumaczyć. Bez tych wszystkich zagadek i niedomówień.
Westchnęła. Agresja skierowana w stronę istoty nie była dobrym pomysłem nawet, jeśli to miejsce było tylko wytworem jej wyobraźni. Jej mózg mógł jej świetnie zaprezentować z najdrobniejszymi szczegółami, jak stworzenie morduje ją na przeróżne sposoby. W tym śnie to nie ona była niebezpiecznym łowcą, a Samael.
- Spróbujmy inaczej. Zechcesz mi coś sama opowiedzieć? Coś wytłumaczyć? Naprawdę nie mam już siły na wymyślanie coraz to nowych pytań, kiedy ty po prostu nie chcesz mi na nie odpowiedzieć.
Zimne, fioletowe oczy obserwowały ją przez moment, po czym postać podeszła do niej i zatrzymała się tylko trzy metry przed nią. W nikłym świetle Natalie dostrzegła, że anielica jest ubrana na czarno. Czarne spodnie, czarna koszula, czarne, skórzane buty. Tworzył to kontrast z jej białą jak śnieg cerą. Teraz dziewczyna widziała już wyraźnie jej zarys, choć twarz nadal była dla niej niewidoczna.
- Znasz moją historię? Wiem, że w dzisiejszych czasach mało kto zajmuje się dawnymi wierzeniami. Ludzie są przekonani, że Bóg odszedł zsyłając na nich rozmaite plagi, mające na celu zniszczenie doszczętnie tego świata. Uważają, że go nie ma. Nie obchodzi ich, co było tysiąc, dwa tysiące, dziesięć tysięcy lat temu. Kto rozsądny zajmuje się dziś angelologią? - zapytała retorycznie. Miała czysty, ludzki głos. Zimny i pewny siebie.
- Czytałam o tym książki. W dzieciństwie, jak rodzice nie zmuszali mnie jeszcze do uczenia się "ważnych rzeczy".
- Heh. Widzę, że ich nie lubisz. Nie dziwię ci się. Całe szczęście, że po śmierci czekały ich gorsze rzeczy niż, ci zafundowali - ucięła temat.
Natalie zignorowała wzmiankę o życiu po śmierci. Ona też nie miała ochoty na rozważania teologiczne.
- Tak, czytałam o tobie. Twoje imię można przetłumaczyć jako „Ślepy Bóg” albo „Jad Boga”. Niegdyś nadano ci imię Sa'ael, ale zmieniono je po drugiej wojnie w Niebie. Bóg dał ci istnienie szóstego dnia Stworzenia, jako piątemu serafinowi, jednemu z najwyżej postawionych aniołów. Niektórzy uważają, że wypędzono cię z Nieba razem z pozostałymi, inni myślą, że nadal działasz zgodnie z boską wolą tylko pod zmienioną formą, jako anioł śmierci.
- Bardzo dobrze. Co do ostatniego, skłaniałabym się do drugiej wersji. Może i mam ogromne ego, ale nigdy nie byłabym tak głupia, by jawnie sprzeciwiać się Bogu.
- Jak się to ma do teraźniejszości i nadchodzących zmian? - przerwała jej Natalie. Nie zamierzała być grzecznym, małym człowieczkiem, który pokornie słucha wielkiego... intruza.
Samael nie spodobał się fakt, że musi opowiedzieć o czymś, co z całą pewnością godziło w jej dumę.
- No cóż. Po domniemanym odejściu Boga wystąpiły małe komplikacje, w wyniku których jesteśmy tu teraz. Plagi miały wpływ nie tylko na was, anioły też zostały znacznie osłabione... ja... też. S.SPEC dorwało mnie, gdy byłam w fatalnym stanie po... nie zagłębiajmy się w szczegóły, to nie ważne. Naukowcy chcieli na mnie eksperymentować. Nie mogłam na to pozwolić, dlatego trafiłam tutaj. Można by powiedzieć, że moja dusza została uśpiona i czekała, aż coś ją obudzi. Naukowo też da się to wytłumaczyć, ale trwałoby to znacznie dłużej, a mi się po prostu nie chce. Lekarze pobrali moją krew i schowali, by użyć jej w dogodnym dla siebie momencie, który właśnie teraz nadszedł. Moje DNA, które ci wstrzykują, to ostatnia cząstka mnie, jaka pozostała na świecie. Jedynie Bóg byłby w stanie mnie teraz przywrócić w pełni do życia, ale jak wiesz, chwilowo jest nieosiągalny. - Zaśmiała się krótko. - Teraz... Potrzebuję kogoś, kto ułatwi mi powrót na Ziemię. Wierzę, że to, co właśnie ma miejsce, zostało zaplanowane przez Stwórcę. Nic na to nie poradzisz, to już zostało postanowione.
Natalie zawarczała. Nie lubiła, gdy ktoś ignorował jej zdanie.
- Znowu zaczynasz bredzić. I skąd przekonanie, że ci niby pomogę?
- Pomożesz. Zrobisz to nie tylko dla mnie, ale i dla siebie. Dlatego się na to zgodzisz.


[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.15 16:29  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 15 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Kolejny dzień eksperymentu, kolejny dzień mojej pracy nie różniący się wiele od wszystkich poprzednich. Niektórzy by powiedzieli, że życie w którym wszystkie dni są takie same nie ma sensu. Że wykonywanie takich samych badań, przeprowadzanie wnioskowań, czytanie prac innych, planowanie działań, ustalanie hipotez i eksperymentowanie aby je najczęściej odrzucić nie ma sensu. Tacy ludzie się mylili. Nawet odrzucana hipoteza i nieudany eksperyment niósł ze wiedzę - chociażby mówiąc o tym, co nie jest prawdą, a tym samym przybliżając ludzkość do odkrycia tego, co prawdą jest. Chociażby źródło używanego w retrowirusach DNA. Udało się kiedyś je porwać ale okazało się, że właściciel, tzw. anioł, nie chciał współpracować. I co? Dało mu to coś? Ok, opóźnił na wiele lat eksperyment ale go nie powstrzymał. Teraz jego DNA było powoli łączone z ludzką kobietą - a na tej spokojnie można było poprowadzić eksperyment. Z każdym dniem stawała się fizycznie i fizjologicznie bliższa tamtemu aniołowi. Miała uzyskiwać powoli jego siły, zdolności, moce. Ale psychika? Ona wciąż pozostała właściwa Natalie - zrezygnowanej kobiety, zobojętnionej na wszystko, która jest załamana i pokornie daje się badać. A przynajmniej tak mówiły teorie. Kto może wiedzieć, co się dzieje w momencie takiego łączenia genów.
- Witam ponownie. - kolejne powitanie, kolejne pytania o zdrowie, kolejne wnioski. Przemiana następowała nieustępliwie - ale dalej wolniej, niż bym chciał.
- Musimy przeprowadzić parę dodatkowych badań. Oczywiście aby Ci pomoc. - stwierdziłem z wyuczonym fałszem.

Po chwili pielęgniarze zabrali Obiekt, aby wykonać na niej kolejne badania sprawdzające zachodzące zmiany. Od tak podstawowych jak rentgen, aby sprawdzić zmiany w kośćcu, poprzez USG, aby zobaczyć, jak się zmieniają poszczególne tkanki aż do rezonansu magnetycznego, EKG czy EEG. Kolejne wyniki spływały do mnie, były przeze mnie analizowane i opisywane. Tak, wszystko szło dobrze, ale zdecydowanie za wolno. Gdy ponownie Obiekt trafił przed moje oczy, przypatrzyłem jej się ponownie.
- Jest nieźle... ale jeszcze jedną rzecz trzeba zrobić. Co powiesz na "solarium" dla poprawienia nastroju? - oznajmiłem jej z uśmiechem wiedząc, że zastosowane promieniowanie nie będzie służyło zmianie barwy jej skóry. A przynajmniej nie będzie to główny tego cel. Natalie znowu została zabrana do kolejnego pomieszczenia, gdzie została przytwierdzona do stołu a następnie bombardowana przez parę godzin promieniowaniem ultrafioletowym i jonizującym, mającym znacznie przyspieszyć przebieg zachodzących w jej ciele procesów. Zapowiadało się, że następne godziny będą wielce interesujące. Po chwili obiektowi zostały wstrzyknięte kolejny raz te same substancje: najpierw środki osłabiające odporność, następnie chemiczne substancje mutagenne by po godzinie podać kolejną porcję wirusów z anielskim DNA. Po ciężkim dniu ja się udałem na odpoczynek, a Obiekt została przeniesiona do swojej celi, gdzie zgodnie z moim nakazem, została przypięta pasami do łóżka.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 14 z 24 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 19 ... 24  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach